Fatalna pomyłka - Iwona Feldmann - ebook

Fatalna pomyłka ebook

Feldmann Iwona

4,1

190 osób interesuje się tą książką

Opis

Vanellope prowadzi życie dziedziczki wielkiej fortuny. Jedyną rzeczą, której nie potrafi zdobyć, jest serce przystojnego mistrza świata Formuły 1. Postanawia odwiedzić go w jego rezydencji pod Barceloną. Lloyd jednak nie jest sam – towarzyszy mu grono wiernych przyjaciół, w tym William, ponury arystokrata z tytułem książęcym. Vanellope ignoruje ostrzeżenia księcia i w nocy postanawia zdobyć serce Lloyda, zakradając się do jego łóżka. Co jednak się stanie, gdy w ciemności pomyli pokoje i trafi do łóżka niewłaściwego mężczyzny.

Opowiadanie
Romans +18

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 100

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (15 ocen)
7
4
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Jolanta1w

Nie oderwiesz się od lektury

nie może się tak skończyć.kiedy następny tom
10
Grazia54

Nie oderwiesz się od lektury

SUPER 👍 Polecam ❤️
10
Madzik083

Dobrze spędzony czas

polecam 😊
10
MarzenaZarzycka15

Nie oderwiesz się od lektury

Super opowiadanie .Jednak zakończenie mi się nie podoba .
00
lovebooks21300

Nie oderwiesz się od lektury

Fatalna pomyłka to książka, która wciąga już od pierwszych stron, oferując krótką historię o pragnieniu miłości, błędnych wyborach i nieoczekiwanych zwrotach losu. Glowną bohaterką jest dwudziestoczteroletnia Vanellope-dziewczyna, która ma wszystko: - bogactwo, status i urodę. Jednak jedna rzecz wymyka się jej z rąk-serce Lloyda, mistrza Formuły 1, obiektu westchnień każdej kobiety w tym Vanellope, która postanawia go zdobyć za wszelką cenę. Nieproszona rusza do jego rezydencj, gdzie po drodze spotyka Williama-arystokratę, który potrafi zepsuć jej humor jedynym spojrzeniem. Zaślepiona uczuciem ignoruje jego ostrzeżenia wobec Lloyda. W nocy postanawia zakraść się do sypialni ukochanego, by zdobyć jego serce. Jednak los ma wobec niej inne plany i w ciemnościach nocy popełnia błąd, który prowadzi ją w ramiona nie tego mężczyzny, którego pragnęła. Czy Vanellope odnajdzie miłość tam, gdzie się jej najmniej spodziewała? Czy jedno przypadkowe spotkanie może zmienić wszystko? Jeśli szu...
00



@ Iwona Feldmann „Fatalna pomyłka”

@ Krople Czasu Studio Wydawnicze, Tarnowskie Góry 2025

Redakcja: Dominika Bronk Polonistyczna Krucjata

Korekta: Iwona Imiołek-Fidyk

Skład i łamanie: Malwina Fidyk

Projekt logo: Projektownia Justyna Fałek

Okładka: www.canva.pl IIF

ISBN 978-83-67572-70-5

Wydanie I

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Materiał ten jest chroniony prawem autorskim.

Opowiadanie ani jego części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób powielane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autora.

Wydawca: Krople Czasu Studio Wydawnicze

Kontakt: [email protected]

Znajdź stronę autorki na Facebooku lub napisz na:

[email protected]

www.sklepiwonafeldmann.pl

Rozdział 1

Niecierpliwie spoglądałam przez małe okienko samolotu na cudowne miasto, które leżało w dole. Od razu rozpoznałam kilka wspaniałych budowli Barcelony: stadion, Sagrada Família, wieżowce czy specyficzny układ ulic. Odliczałam minuty do lądowania.

Cieszyłam się na ten wyjazd jak dziecko, choć początkowo mój ojciec sprzeciwiał się tej wyprawie. Za kilka dni miałam zacząć pracę w jego korporacji. Ostatecznie jednak ustąpił, jak zawsze zresztą, i zaproponował, żebym skorzystała z naszego prywatnego odrzutowca. Byłam jego najmłodszą córką, niesforną latoroślą, dość często opisywaną przez prasę. Miałam dwadzieścia cztery lata, własną platformę internetową, gdzie komentowałam życie elit finansowych, i zarabia-łam na tym całkiem spore pieniądze. Moi dwaj starsi bracia nie należeli do aż tak rozpoznawalnych osób, ale ciężko pracowali w firmie ojca. Sama wiodłam życie dziedziczki gigantycznego koncernu technologicznego, stworzonego przez mojego tatę, co zapewniało nam tym samym miejsce nie tylko w londyńskich, lecz także w światowych elitach.

Uśmiechnęłam się do swoich myśli. Vanellope Beaumont. Jakże dumnie to brzmiało! Lubiłam moje imię, choć najbardziej podobało mi się, gdy niektórzy przyjaciele i rodzina mówili do mnie po prostu Nell.

Kiedy wylądowaliśmy, ubrana w letnią kremową sukienkę, nasunęłam na nos wielkie okulary przeciwsłoneczne od Gucciego w beżowym odcieniu, rozpuściłam jasne włosy i zbiegłam po schodkach.

Na płycie lotniska czekał już kierowca, który zawiózł mnie luksusową limuzyną wprost pod wejście na tor wyścigowy Circuit de Barcelona-Catalunya.

W lutym to tutaj kierowcy Formuły 1 zazwyczaj ćwiczyli przed rozgrywkami, robili testy, sprawdzali nowe samochody i przygotowywali się do oficjalnego rozpoczęcia sezonu. Wiedziałam o tym wszystkim, bo od kilku miesięcy moja fascynacja tym sportem ciągle rosła. A dlaczego?

Miałam wszystko, co tylko mógł mi dać świat, ale pragnęłam czegoś, co według mnie należało mi się tak samo jak powietrze, którym oddychałam. Chciałam uwagi Lloyda Marchanda, męż-

czyzny, którego dotąd nie potrafiłam oczarować. Wiedziałam, że tym razem nie pozwolę się zbyć; chciałam mieć takiego faceta jak on: przystojnego, charyzmatycznego i idealnego dla mnie.

Lloyd był prawdziwym mistrzem kierownicy. Z niezwykłą wprawą prowadził bolid, zdobywał podium za podium, wygrywał turnieje i łamał serca. Poznałam go w Monako i już wtedy, zako-chana w nim po uszy, pojechałam z nimi wszystkimi do Singapuru na kolejne zawody. Uwielbiałam atmosferę wyścigów, jego team i rozmowy z tym cudownym facetem. Jego oczy wpatrzone we mnie, śmiech i wspólne zabawy w klubach, do których chodziliśmy całą ekipą. Ja jednak pragnęłam czegoś więcej, a on tego nie dostrzegał. Nawet gdy byliśmy sami, a ja coś sugerowałam, on wydawał się niczego nie zauważać, a czasami ewidentnie nie reagował na moje komplementy i zaczepki.

Żywiłam jednak nadzieję, że pewnego dnia to się zmieni.

Wpadłam na trybuny i rozejrzałam się dookoła. Sporo widzów zajmowało już tutaj miejsca, ale panował tu ogólny spokój. Ludzie dyskutowali, omawiali interesy, strategię zespołów i liczne plany. Znałam wielu z nich, choć nie zawsze osobiście, niektórych kojarzyłam z kolacji, bankietów i przyjęć charytatywnych. Byli tu sportowcy, trenerzy i miliarderzy sponsorujący ten sport, celebry-ci, a nawet politycy i arystokraci.

Gdy szłam wzdłuż strefy dla gości, co chwilę słyszałam uprzejme powitania, widziałam dys-kretne skinienia głowy, a nawet dolatywały do moich uszu rzucone półgłosem irytujące uwagi. Wy-chowałam się w świecie luksusu i przepychu i poruszałam się w nim ze swobodą oraz pewnością siebie, więc zdążyłam się przyzwyczaić do takich uwag i je olewałam.

Stanęłam przy dolnej barierce i z przykrością stwierdziłam, że wszyscy się już pakowali i kończyli na dzisiaj. Musiałam szybko odnaleźć Lloyda, aby się z nim przywitać. Zbiegłam schoda-mi na dół i od razu wpadłam na jego siostrę, jakby na mnie czekała.

– Vanellope, to naprawdę ty?! – ucieszyła się.

Aurelia była fantastyczną brunetką o cerze gładkiej jak z obrazka. Zawsze wchodziła na podium, gdy Lloyd zwyciężał, i razem z nim otwierała szampana. Zazdrościłam jej tych wielkich brązowych oczu i zgrabnego noska oraz wspaniałych kobiecych kształtów. I przede wszystkim tego, że miała takiego brata.

– Tak, witaj, Aurelio! Właśnie przyleciałam – powiedziałam i ucałowałyśmy się jak stare, dobre znajome. W zasadzie nimi byłyśmy, bo w zeszłym sezonie spędziłam z nią i z Lloydem mnó-stwo czasu w wielu zakątkach świata i na wielu torach wyścigowych.

– Jaka szkoda, że tak późno – westchnęła z wyraźnym rozczarowaniem. – Nasz team miał

dzisiaj wspaniały trening. Jestem pewna, że mój brat wygra w tym roku wszystkie wyścigi.

– Wspaniale! – Rozpromieniłam się, słysząc takie dobre nowiny. – A gdzie on jest? Chciała-bym się z nim przywitać.

– Przykro mi…

Spojrzałam na nią pytająco.

– Coś się stało? – W moim sercu zagościł niepokój. Nie mogłam go stracić.

– Niestety, skończył już na dzisiaj, bo miał pilny wyjazd w sprawie kontraktu reklamowego.

– Wyjazd? – zdziwiłam się.

– Wiesz, że czasami tak bywa.

– Ale wróci? Mam tylko trzy wolne dni – powiedziałam.

Aurelia pokręciła głową ze smutnym uśmiechem.

– Nie wróci już dzisiaj do Barcelony – wyjaśniła, krzywiąc się, gdy musiała mnie o tym po-informować.

Może nie była wylewna, ale za to okazywała się szczera, czasami wręcz oschła, ale prawdo-mówna. Wiedziałam, że udzieli mi dokładnych odpowiedzi i o wszystkim poinformuje. Stanowiła idealne towarzystwo do zabawy w takim mieście i do włóczęgi po nocnych klubach. Nieraz się o tym przekonałam, więc ucieszyłam się na myśl, że ten wieczór należy do nas.

– Niestety, też wyjeżdżam – oznajmiła niespodziewanie.

– Jak to? – zdziwiłam się.

– Rodzinna impreza. Matka by mnie przechrzciła, gdybym się nie pokazała.

– A jutro? – zagadnęłam z nadzieją.

– Wracam dopiero we wtorek. Szkoda, że wyrwałaś się z Londynu w piątek, gdy wszyscy tu kończą pracę i rozjeżdżają się do domów na weekend. Pewnie w sezonie byłoby lepiej z czasem, ale teraz każdy jeszcze wykorzystuje wolne dni, bo gdy ruszą rozgrywki, nie będzie kiedy odwiedzić rodziny.

– Cholera, nie pomyślałam o tym – rzuciłam zawiedziona. Faktycznie, jeździłam z nimi cały sezon i nie pomyślałam, że poza nim życie może toczyć się inaczej.

– To daj znać, czy zostaniesz na dłużej, ja muszę już lecieć – oznajmiła i nim się spostrzegłam, ucałowała mnie na pożegnanie w oba policzki. Machając radośnie, pobiegła do wyjścia.

Co ja miałam teraz zrobić? Mogłabym znaleźć towarzystwo na trybunach, ale jakoś mi się nie chciało. Przeszłam więc przez całe zaplecze i wyszłam na parking innym wejściem. Kilkanaście metrów dalej widziałam czekającą na mnie limuzynę. Skoro już tu byłam, powinnam skorzystać z plaży i zimowego słońca Barcelony. Hotel, masaże i kosmetyczka. Będę mogła na spokojnie pomy-śleć, co z sobą zrobić, bo w tej chwili się załamałam. Wszystkie moje plany wzięły w łeb!

Właśnie ruszyłam w stronę auta, gdy ktoś mnie zawołał:

– Vanellope! Fajnie cię spotkać! – To był Chris, główny mechanik.

– Cześć – ucieszyłam się i przywitałam z nim.

To w końcu jakaś przyjazna dusza, pomyślałam.

– Przyjechałaś do Lloyda? – zapytał, chociaż wiedział. Jego też widywałam codziennie w zeszłym sezonie. Był starszym ode mnie Hiszpanem, w średnim wieku, potrafiącym przeklinać w kilku językach.

– Tak, ale podobno wyjechał – rzuciłam smutno.

– Fakt, szkoda, że się tak minimalnie minęliście. Właśnie chwilę temu zabrał siostrę i odjechali do Sitges.

– Do Sitges?– powtórzyłam odruchowo, prawie tracąc oddech na wieść, że odjechali razem.

– Aurelia i Lloyd? – dopytałam.

– Przecież właśnie tak powiedziałem.

Patrzyłam na niego oszołomiona. Zabrakło mi słów. Przecież Aurelia mówiła, że… Cholera, czyżby mnie okłamała? Ale dlaczego? Co się tu działo?

– Mówiła, że jedzie na przyjęcie… – wyjąkałam.

– Tak – przerwał mi Chris. – Organizują wielkie przyjęcie w Sitges. Same wielkie szychy w willi Lloyda. Kto by nie chciał tam być! Ty też tam jedziesz? – zagadnął niespodziewanie.

– Ja? – Poczułam, jak ze zdenerwowania ściska mi się gardło. Nieczęsto w życiu zdarzały mi się takie sytuacje. Wręcz to ja brylowałam w towarzystwie, a inni zabiegali o moją uwagę. To, co się tutaj działo, totalnie wykraczało poza moje dotychczasowe doświadczenia, a ja wciąż nie do końca rozumiałam, skąd ta zmiana.

– Dla mnie to za wysokie progi. To elitarne przyjęcie z wielką pompą – rzucił z przekąsem.

– Fakt, kto by nie chciał tam być – skwitowałam i dodałam z wielkim trudem: – Dzięki za wszystko.

Czułam, że niewiele już wytrzymam i za moment pęknie mi serce. Łzy już napływały mi do oczu. Pożegnałam się z nim i biegiem ruszyłam do limuzyny.

Zrozumiałam, że Aurelia celowo zagadała mnie i okłamała, aby nie było mnie na tym przyjęciu. I wtedy mnie olśniło! Ona nawet nie wspomni Lloydowi, że przyjechałam, bo nie chciała, byśmy się znów zbliżyli do siebie. Chce oszukać i mnie, i jego, po prostu nas rozdzielić. Musiałam to wszystko na spokojnie przemyśleć.

– Wracamy do miasta – rzuciłam do kierowcy, po czym wyciągnęłam z torebki telefon i zadzwoniłam do mojej asystentki. – Wynajmij mi hotel na trzy doby, Celine. Zostaję w Barcelonie.

*

Wróciłam do hotelu wieczorem. Usiadłam w salonie mojego apartamentu, opierając się o poręcz fotela z obiciem ze złotego aksamitu. Zaliczyłam kilka sklepów, zrobiłam małe zakupy i wy-piłam sporo alkoholu w pobliskim barze. Teraz choć spoglądałam przez panoramiczne okna hotelu 6 z 55

Arts Barcelona na wspaniały widok, który rozciągał się przed moimi oczami, widziałam jedynie swoje odbicie w szybie i to dziwne, puste spojrzenie. Co, do cholery, atrakcyjna blondynka z mnó-stwem kasy robiła sama w Barcelonie? Jak do tego doszło?! – zastanawiałam się ciągle. Rozpamię-tywałam każde zdanie, które wypowiedziała Aurelia, i nie potrafiłam uwierzyć, że tak dałam się zmanipulować. Pewnie ta dziwka śmiała się teraz ze mnie, że mnie nabrała.

Jeżeli miała coś przeciwko mojemu związkowi z Lloydem, powinna powiedzieć mi to prosto w oczy, a nie ośmieszać mnie w ten sposób. Ciekawa byłam, co powie Lloyd, gdy dowie się o tym, co zrobiła jego siostra. Ewidentnie chciała nas rozdzielić.

Poznaliśmy się na elitarnym bankiecie. Lloyd był gwiazdą wieczoru i przyciągał spojrzenia całej śmietanki towarzyskiej – moje również. Wymieniliśmy uśmiechy, kilka uprzejmych zdań, kilka komplementów, które sprawiały, że rumieniłam się lekko, choć wcale nie należałam do nieśmia-łych. On był szarmancki, zawsze trzymał delikatny dystans, a jednak jego niebieskie oczy zdawały się błądzić za mną, rozgrzewając moją skórę wyobrażeniem tego, co mogłoby się między nami wydarzyć, gdyby zrobił choć jeden krok więcej. Za każdym razem, gdy się spotykaliśmy, zostawiał

mnie z rosnącym niedosytem i palącym pragnieniem, by w końcu zdobyć to, co mi się należało.

Celine oddzwoniła do mnie pół godziny temu i potwierdziła wszystkie plotki na temat przyjęcia, które organizowało rodzeństwo Marchand. I na pewno nie było to przyjęcie rodzinne z ma-musią w tle, jak twierdziła Aurelia. Zaproszono tylko wybranych: wykwintne towarzystwo arysto-kratów, sportowców i wpływowych celebrytów. A ja to kto? Biedna sierotka? Jak mogłam nie otrzymać zaproszenia?! Może Lloyd myślał, że je otrzymałam, a nikt mi go nie doręczył, bo jego siostra już o to zadbała?!

Zacisnęłam palce na poręczy fotela, wściekła na Aurelię. Nie akceptowałam takiego stanu rzeczy, tego, by ktoś w ten sposób mnie traktował. Nie byłam kobietą, która nie potrafi zdobyć mężczyzny swoich marzeń.

Wstałam i podeszłam do barku, a tam nalałam sobie szampana do wysokiego kieliszka. Wy-piłam łyk. Musujące bąbelki łaskotały podniebienie, lecz nie dawały ukojenia. W tamtej chwili zrozumiałam, że nie chcę stać z boku. Że mam dość obserwowania i prób zbliżenia się do niego. Pomyślałam, że to właśnie mój problem: czekałam, zagadywałam, zamiast wziąć to, czego pragnę.

Byłam Vanellope Beaumont, kimś, kogo podziwiano i kogo zapraszano na swoje interesują-ce przyjęcia. Dlaczego miałabym pozwolić, by intryga Aurelii mnie powstrzymała? Chciałam tego faceta bardziej, niż potrafiłam to wyrazić w słowach. Całe moje ciało i myśli wyrywały się do nie -

go, a serce łomotało jak szalone.

Ten pierwszy raz, gdy widziałam Lloyda na żywo był niesamowity: stał przy swoim boli-dzie, tuż po wygranym wyścigu w Monte Carlo, miał rozpięty kombinezon, a na twarzy uśmiech zwycięzcy. Dostrzegałam w nim coś, co sprawiało, że kobiety traciły dla niego głowę. Ja nie byłam

inna. Też straciłam dla niego głowę, a nogi mi miękły, gdy na mnie spoglądał. Od tamtej chwili pragnęłam poczuć na sobie nie tylko to spojrzenie – intensywne, jak gdyby cały świat zawężał się do jego oczu, gdy na mnie patrzył.

Byłam zdecydowana. Następnego dnia wyruszę na południe, wprost do niego. Może właśnie tego trzeba, aby coś między nami zaskoczyło – odrobiny odwagi z mojej strony. Może wreszcie od-najdę mężczyznę, którego mi tak brakowało. Łaknęłam szalonej miłości, której jak dotąd nikt nie mógł mi zapewnić, a Lloyd wydawał się marzeniem, które mogło się ziścić. Musiałam spróbować i zaprezentować się mu w nowy sposób.

Chwilę później wybrałam numer i czekałam, aż moja asystentka odbierze.

– Celine? – rzuciłam, gdy tylko usłyszałam jej głos. – Załatw mi na jutro samochód.

– Limuzynę czy sportowy?

– Wolę sportowy, muszę tam być jak najwcześniej.

– Jak najwcześniej? – zdziwiła się.

– Spróbuję wybrać się na jedenastą. Jeśli nie zdążę, niech na mnie czekają – odpowiedziałam. Wcale nie dziwiłam się Celine, że dopytywała o godzinę. Byłam śpiochem i wczesne godziny nie wchodziły w grę.

– Załatwię wszystko i wyślę ci wiadomość – powiedziała.

– Okej, czekam – odparłam i się rozłączyłam.

Odstawiłam kieliszek i wchodząc do garderoby, zrzuciłam z siebie jedwabną narzutkę. Prze-suwając wzrok po dziesiątkach sukni, starałam się wybrać tę jedyną, która najlepiej odda mój na-strój: determinację podszytą niepewnością. Może coś białego, niewinnego, a zarazem wyrafinowa-nego. A może klasyczna czerń, która ukaże moją klasę? Nie… Ostatecznie zdecydowałam się na głęboką czerwień, kolor wina i krwi – pasję i ryzyko. W tej sukni na przyjęciu poczułabym się od-ważna i piękna.