Fatalna pomyłka - Kurt Matull, Matthias Blank - ebook

Fatalna pomyłka ebook

Matthias Blank, Kurt Matull

0,0

Opis

9. część serii sensacyjnych opowieści w starym stylu w nowoczesnej formie ebooka. Lord Lister (znany również jako John C. Raffles) to postać fikcyjnego londyńskiego złodzieja-dżentelmena, kradnącego oszustom, łotrom i aferzystom ich nieuczciwie zdobyte majątki, a także detektywa-amatora broniącego uciśnionych, krzywdzonych, niewinnych, biednych i wydziedziczonym przez los. Po raz pierwszy pojawił się w niemieckim czasopiśmie popularnym opublikowanym w 1908, autorstwa Kurta Matulla i Theo Blakensee (pseudonim pisarski Matthiasa Blanka). Seria stała się bardzo popularna nie tylko w Niemczech i została przetłumaczona na wiele języków. (opis z Wikipedii). Pobierz już dziś na swój podręczny czytnik i ciesz się lekturą!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 51

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




KURT MATULL MATTHIAS BLANK

Fatalna pomyłka

Lord Lister, tom 9.
Seria: Lord Lister. Tekst na podstawie edycji Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o., 1937-1939. Licencja: domena publiczna. Źródło: Wikiźródła. Ilustracje pochodzą z oryginalnych zeszytów serii. Autor nieznany. Licencja: domena publiczna. Źródo: Wikimedia Commons. ISBN: 978-83-7991-497-5 Opracowanie tej wersji elektronicznej: © Masterlab. W publikacji została zachowana oryginalna ortografia, oczywiste błędy w druku zostały poprawione przez redaktorów Wikiźródeł. Wersja w postaci ebooka została opracowana przez Masterlab. MASTERLAB www.masterlab.pl

Pomysł Baxtera

— Chciałbym wiedzieć, w jaki sposób ów człowiek, obdarzony widocznie zdolnością przebywania jednocześnie w kilku miejscach, mógł znać dokładnie treść słów, wypowiedzianych przeze mnie wczoraj w prywatnym klubie? — rzekł mister Hopp do osób, otaczających zwartym kołem jego żelazną kasę.

— Raffles jest poinformowany dokładnie o wszystkim — odparł inspektor Baxter. — Jakem Baxter jednak, klnę się, że za kilka dni położę na nim mą ciężką rękę.

— Trzeba nielada bezczelności, żeby mi przysłać coś takiego — rzekł znany przemysłowiec Hopp, czytając po raz wtóry fatalny list:

Wielmożny Pan Hopp

w Londynie

Dowiedziałem się, że wczoraj w klubie wyraził się pan o mnie w sposób zgoła niepochlebny. Utrzymywał pan, że rozpoznałby pan Rafflesa odrazu, gdyby ten zjawił się u pana i uniemożliwiłby pan mi popełnienie kradzieży.

Ponadto dodał pan kilka uwag o mnie, nie przynoszących mi zaszczytu.

Ponieważ w najbliższym czasie mam zamiar pomóc materialnie kilku biednym rodzinom, będę bardzo zadowolony, jeśli użyję na ten cel pańskich pieniędzy.

Nie posunie pan swego tchórzostwa do tego, aby złożyć pieniądze swe w banku.

Uprzedzam, że odwiedzę pana jutro, między godziną trzecią a piątą po obiedzie. Mam zamiar zabrać panu z kasy piętnaście tysięcy funtów.

Do szybkiego zobaczenia

Raffles.

Sam dźwięk nazwiska Rafflesa wystarczył, aby posiać niepokój w sercu Hoppa, wystarczył, aby przypuszczać, że Tajemniczy Nieznajomy znajduje się już w jego biurze.

Inspektor policji zaśmiał się.

— Czyste szaleństwo! Tajemniczy Nieznajomy posuwa swą bezczelność do granic nonsensu! Tym razem dostanie solidną nauczkę. Uczuje na sobie moją ciężką rękę! — Cieszę się bardzo, drogi Rafflesie, że cię widzę... Postaramy się zatrzymać cię u nas dłużej...

Słowom tym towarzyszył głośny śmiech policjantów. W tej chwili otwarły się drzwi. Wszyscy zamilkli. Lokaj w liberii wniósł na tacy kartę wizytową.

Mister Hopp obejrzał ją kilkakrotnie.

— Fritz Reinhard, inżynier — przeczytał półgłosem.

Szybkim spojrzeniem obrzucił inspektora policji, który wraz ze swymi ludźmi ukrył się za portierą.

— Prosić.... — rzekł mister Hopp, wysunąwszy szufladę, w której znajdował się nabity rewolwer.

Z niemałym lękiem spoglądał w stronę drzwi.

Młody człowiek słusznej postawy, ubrany nader starannie, wszedł pewnym krokiem do biura. Można było poznać po ruchach i po zachowaniu, że był to ktoś należący do najlepszego towarzystwa.

— Jestem inżynier Reinhard, reprezentant firmy Kohlenhorst i Rifling. Przychodzę w sprawie bardzo poważnej, która może przynieść panu znaczne zyski.

Mówiąc te słowa, inżynier Reinhard zbliżył się nieznacznie do pancernej kasy, za którą ukryci byli policjanci. Spojrzał na konstrukcję i prawą rękę położył na zamku, jak gdyby starając się odkryć sekret mechanizmu.

— Stop! — krzyknął przemysłowiec, który nie spuszczał oka z posunięć inżyniera.

W tej samej chwili wyciągnął rewolwer i wycelował w jego stronę. Inżynier rzucił się naprzód, wytrącił mu broń; kula utkwiła w suficie.

— Czy pan oszalał? — zawołał przerażony. — Na pomoc! Na pomoc!

— Nie śpiesz się zbytnio chłopcze! Oto jesteśmy — zawołał Baxter.

Z rewolwerem w ręce wyskoczył ze swej kryjówki. Za nim wygramolili się policjanci. — Dwuch ludzi chwyciło inżyniera za ręce, uniemożliwiając każdy ruch.

— Zbyteczne wykręty... Wiemy, że jesteś Raffles!

— Ja — Raffles? Ależ panowie, potraciliście wszyscy głowy!

— Bez kłamstw! — odparł Baxter surowo. — Zbliżyłeś się do kasy w sposób, który zdradził twoje zamiary.

— Oczywista! Kasa ściągnęła na siebie moją uwagę.

— Ach tak? Chciałeś poznać konstrukcję zamka?

— Naturalnie. Czy to coś złego?

— Czemu jednak interesujesz się tak kasami, ptaszku?

— Ponieważ jestem reprezentantem fabryki kas ogniotrwałych.

Nie zdołał jednak przekonać ani inspektora, ani Hoppa. Policjanci odprowadzili więźnia do sąsiedniego pokoju; mimo jego protestów, postanowili odstawić go do komisariatu.

Lokaj wszedł powtórnie do gabinetu, tym razem nie dając karty.

— Franz Werner pragnie mówić z panem Hoppem.

Przemysłowiec zmarszczył brwi.

— Franz Werner, robotnik, którego wydaliłem: Czego on chce, Niech wejdzie!

Jeden z policjantów pozostał wraz z uwięzionym, pozostali zaś powrócili na swe stanowiska w gabinecie.

Baxter chciał mieć czyste sumienie. Nie był całkiem pewien, czy zatrzymany młody człowiek jest Rafflesem. Dochodziła czwarta. Raffles mógł jeszcze nadejść.

Starzec, który przekroczył progi biura, był zgarbiony i siwy. Zdziwił się niezmiernie na widok policjantów, stojących dokoła kasy.

Franz Werner liczył tyleż lat co Hopp. Jakaż jednak różnica była między tymi ludźmi!

Człowiek za biurkiem miał około siedemdziesiątki. Trzymał się jednak prosto, a blond broda okalała jego różowe policzki.

Werner natomiast robił wrażenie zgrzybiałego starca.

— Przyszedłem prosić — rzekł drżącym głosem — aby pan zmienił swą decyzję w stosunku do mnie.

Przemysłowiec podskoczył na krześle.

— Nie chcę nic o tym słyszeć! Kto pozwolił pańskiej córce flirtować z moim synem. Idź pan do diabła! Gdybym mógł, kazałbym pana wyszczuć stąd psami.

Oczy starca zabłysły.

— Czemu jest pan tak surowy względem mego dziecka? Nie mam zamiaru brać jej tu w obronę, ale większą winę ponosi pański syn. Powinien wiedzieć, że...

— Proszę innym tonem mówić o moim synu. — zagrzmiał Artur Hopp.

Tego było już za dużo biednemu robotnikowi, który przepracował w fabryce dwadzieścia cztery lata.

— Co takiego? Jeśli dziewczyna z ludu jest piękna jak dzień, nie może się opędzić takim gogusiom, jak pański syn. Moja córka szczerze pokochała pańskiego syna. Spostrzegła jednak, do czego zmierzają jego czułe słówka. To on jest uwodzicielem! Ja przyszedłem tu nie z żadną prośbą, a z oskarżeniem! Ponieważ córka moja mu nie uległa....

Artur Hopp przerwał mu. Trząsł się cały z wściekłości. Jeszcze nikt dotąd nie przemawiał do niego w podobny sposób.

— Proszę wyjść — krzyknął. — Bo inaczej wypędzę, jak psa!

Franz Werner skinął głową.

— Miałem nadzieję, że rozmowa nasza przybierze inny obrót. Straciłem pracę. Nie mam znikąd nadziei!

Zwrócił się do policjantów i ze łzami w oczach opuścił gabinet.

W salonie spotkał eleganckiego młodzieńca, który przez uchylone drzwi obserwował całą scenę.

— Cóż stary, nie dobrze poszło? — zapytał z gorzkim uśmiechem. — Poczekajcie jednak cierpliwie trzy dni, a odzyskacie utracone miejsce.

Robotnik spojrzał ze zdumieniem na nieznajomego.

— Mister Hopp prosi — rzekł do młodzieńca lokaj.