Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
2. część serii sensacyjnych opowieści w starym stylu w nowoczesnej formie ebooka. Lord Lister (znany również jako John C. Raffles) to postać fikcyjnego londyńskiego złodzieja-dżentelmena, kradnącego oszustom, łotrom i aferzystom ich nieuczciwie zdobyte majątki, a także detektywa-amatora broniącego uciśnionych, krzywdzonych, niewinnych, biednych i wydziedziczonym przez los. Po raz pierwszy pojawił się w niemieckim czasopiśmie popularnym opublikowanym w 1908, autorstwa Kurta Matulla i Theo Blakensee (pseudonim pisarski Matthiasa Blanka). Seria stała się bardzo popularna nie tylko w Niemczech i została przetłumaczona na wiele języków. (opis z Wikipedii). Pobierz już dziś na swój podręczny czytnik i ciesz się lekturą!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 54
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
KURT MATULL MATTHIAS BLANK
John C. Raffles — Tajemniczy Nieznajomy, postrach Scotland Yardu i przyjaciel biednych, grał na fortepianie modną melodię. Tuż koło niego, z nogą założoną na nogę, siedział Charles Brand, jego sekretarz. Ze zdziwieniem przyglądał się lordowi, grającemu na pianinie, z niezmąconym spokojem. Wiedział, że za kilka minut mieli opuścić mieszkanie, aby dokonać włamania do kasy pancernej pewnego bankiera, nazwiskiem Felix Meyer-Wolf. Obydwaj panowie ubrani byli w stroje wieczorowe. Białe goździki tkwiły uroczyście w butonierkach ich fraków. Lord Lister położył swój zegarek na fortepianie i uważnie śledził przesuwanie się wskazówek. O godzinie wpół do dwunastej skończył grać ostatnie arie, zamknął pianino i włożył zegarek do kieszeni swej kamizelki.
— Czy masz wszystkie potrzebne przyrządy?
— Idziemy, Charly — rzekł — Czas na nas.
Charles Brand podniósł się:
— Tak — odparł John Raffles.
Wyciągnął z kieszeni wspaniałą złotą papierośnicę wysadzaną brylantami. Wyjął papierosa i począł palić go z wyraźną przyjemnością. Po chwili wezwał służącego. Do gabinetu wszedł stary służący Joe, niosąc futro oraz cylinder Rafflesa. Pomógł ubrać się swemu panu i podał mu z ukłonem grubą laskę ze złotym okuciem. Okucie to miało swe ukryte znaczenie: za naciśnięciem tajemniczej sprężyny rozdzielało się ono na dwie części, ukazując wydrążone wnętrze laski, w którym ukryte były dość dziwne przedmioty. Znaleźć było można w specjalnych przegródkach papierosy, których tytoń pomieszany był silnie z opium, mały pilnik, przyrządy do naprawiania systemów zegarowych, niewielką buteleczkę oliwy, stalową pałeczkę i miniaturowe, lecz o dużej sile, obcęgi. Przyrządy te opakowane były w papier i umieszczone tak zręcznie, że wypełniały całkowicie wydrążone wnętrze laski.
— Czy jestem jeszcze potrzebny? — zapytał Joe.
Raffles poprawił monokl w swym oku i odparł:
— Wrócę o godzinie trzeciej. Przygotuj herbatę, ponieważ na dworze jest dość chłodno.
— Dobrze milordzie.
Lokaj, skłoniwszy się, opuścił pokój.
W kilka chwil później Raffles i Charles Brand wyszli z mieszkania.
Oxford-Street była o tej porze zupełnie pusta. Tylko kilku policjantów odbywało zwykły obchód swego rewiru. Żaden z nich jednak nie zwrócił uwagi na dwóch wytwornie odzianych gentlemanów, którzy wysiedli z taksówki. Zapłaciwszy szoferowi, panowie ci skierowali swe kroki w kierunku drzwi bankowych na których widniała tabliczka:
Dom Bankowy
Felix Meyer-Wolf.
Policjanci wyobrażali sobie prawdopodobnie, że ten, który śmiał w ich oczach otworzyć drzwi bankowe, był niewątpliwie właścicielem banku.
— Oto jeden z najśmielszych wyczynów, jakich dotąd udało mi się być świadkiem, — rzekł z podziwem Charles Brand, gdy znaleźli się obaj w westybulu bankowym. — Otwierasz wytrychem drzwi przed samym nosem policjantów!
— Drogi Charly — zaśmiał się Raffles — zrozum, że nie mogłem sobie wymarzyć wygodniejszej sytuacji. Obecność policjantów w pobliżu banku, do któregośmy się włamali, gwarantuje nam zupełne bezpieczeństwo. Mogę teraz z całym spokojem zapalić elektryczność i nie posługiwać się lampką kieszonkową. Nie obawiam się bowiem, że policji wyda się to podejrzane. Nieufność ich wzbudza jedynie człowiek, który na ich widok kryje się lub ucieka. Widzieli wyraźnie, że w ich obecności otworzyłem drzwi bankowe w porze, w której żaden człowiek interesu nie załatwia swych spraw zawodowych. Mimo to uważają za najzupełniej naturalne, że ja, w ich pojęciu właściciel, mam prawo wejść do swego banku o każdej porze, którą uznam za stosowną. Jutro prawdopodobnie zmienią zdanie, lecz będzie już zapóźno.
Tak rozmawiając, weszli do prywatnego gabinetu bankiera Felixa Meyer-Wolfa. Pokój ten, umeblowany z przepychem, wysłany był od ściany do ściany drogimi perskimi dywanami.
John Raffles rozejrzał się dokoła:
— Oszust urządził się, jak prawdziwy książę — rzekł.
— Czemu nazywasz go oszustem? — zapytał ze zdziwieniem jego przyjaciel.
— Ponieważ do dwóch lat, to jest od czasu, kiedy osiedlił się w Londynie, Felix Meyer-Wolf zajmuje się nieczystymi sprawami. Pożycza na hipoteki drobnym właścicielom ziemskim i wywłaszcza ich natychmiast z ojcowizny, gdy tylko nie mogą zapłacić w porę wygórowanych odsetek. W ten sposób stał się on właścicielem kilkunastu majątków ziemskich w Anglii i Irlandii.
— Skąd czerpiesz te dane?
— Kilka miesięcy temu bawiłem w gościnie u mego przyjaciela barona Emmershouse. Pewnego dnia podczas konnej przejażdżki znalazłem się na terenie jakiegoś majątku, z którego ów Felix Meyer-Wolf z pomocą komornika wyrzucał dotychczasowego właściciela wraz z rodziną. Udało mi się wówczas przeszkodzić nędznikowi w wykonaniu tych planów. Między przyjaciółmi i znajomymi zrobiłem kwestę i pokryłem długi biedaka. Cieszyłem się, że wyrwałem nieszczęśnika ze szponów lichwiarza. Tego rodzaju typy, jak nasz ukochany bankier, napawają mnie odrazą nie do przezwyciężenia. Mam ochotę rozdeptać ich swym obcasem, jak nędzne robactwo. Ale nie traćmy czasu i zapoznajmy się z zawartością biurka pana Meyera-Wolfa.
John Raffles podważył zamek głównej szuflady biurka. Było to dlań dziełem jednej chwili. W szufladzie nie znalazł nic oprócz listów bez znaczenia, kilku marek pocztowych i paru przedmiotów o niewielkiej wartości. Nie pozostało nic innego, jak otworzyć olbrzymią kasę żelazną, stojącą przy ścianie.
Zadanie było trudne.
Tajemniczy Nieznajomy włożył gumowe rękawiczki i począł rozplątywać elektryczne przewody swego nowoczesnego przyrządu do rozpruwania kas. Puścił go w ruch i zbliżył do zamka. Po małej chwili gruba metalowa ściana została przeszyta na wylot; wystarczyło jedno uderzenie żelaznym łomem, aby skomplikowany zamek ustąpił posłusznie.
Okrutne rozczarowanie odmalowało się na twarzach obydwóch przyjaciół: kasa była pusta. Tu i ówdzie, niedbale poukładane, piętrzyły się księgi handlowe. Prócz tego nie było w niej nawet jednego funta sterlinga. Cała skomplikowana praca poszła na marne.
— Szkoda — rzekł Raffles — Łotr złożył niewątpliwie pieniądze w innym banku. Jest dziwnie ostrożny: skontroluję wobec tego jego książki handlowe.
Lord Lister uważnie studiował stronica za stronicą księgę depozytów.
— Nie mogę w żaden sposób odnaleźć śladu, że oszust złożył w banku otrzymane od klientów pieniądze. Pieniędzy tych tutaj niema... Gdzież u licha mogą się one znajdować?
— Być może, że u niego w domu prywatnym — rzucił Charles Brand.
— Brawo chłopcze! — zawołał Raffles. — Oto dobra odpowiedź! — Jutro wieczorem złożę wizytę Felixowi Meyerowi-Wolfowi. Przed tym jednak muszę zbadać dokładnie całe biurko. Wydaje mi się podejrzane: jest zbyt masywne i przesadnio wielkie. Może w nim się kryje jakaś tajemnicza skrytka, w której lichwiarz chowa kompromitujące go dokumenty?
Raffles jeszcze raz obejrzał dokładnie biurko i wcisnął ostrze noża między połączenia drewnianych płaszczyzn. Nagle nóż osunął się i utknął w rzeźbionym drewnianym ornamencie prawych drzwi biurka. Kawał drzewa odłupany odpadł i rozsypał się w drzazgi. Ten nieważny na pierwszy rzut oka fakt zmusił Rafflesa do głębokiego zastanowienia się. Pod powierzchnią drzewa ostrze noża uderzyło o metal.
— Co się stało? — zapytał Charly Brand.
— Cierpliwości, drogi przyjacielu! — zaśmiał się Raffles. Gdyby nie odkrycie, które uczyniłem w tej chwili, nie potrafiłbym spokojnie przełknąć w mym domu łyka herbaty dzisiejszej nocy. Daj mi ślepą latarkę! Gotów jestem dać głowę za to, że natrafiłem na ukryte archiwum oszusta...