Diamenty księcia - Kurt Matull, Matthias Blank - ebook

Diamenty księcia ebook

Matthias Blank, Kurt Matull

0,0

Opis

6. część serii sensacyjnych opowieści w starym stylu w nowoczesnej formie ebooka. Lord Lister (znany również jako John C. Raffles) to postać fikcyjnego londyńskiego złodzieja-dżentelmena, kradnącego oszustom, łotrom i aferzystom ich nieuczciwie zdobyte majątki, a także detektywa-amatora broniącego uciśnionych, krzywdzonych, niewinnych, biednych i wydziedziczonym przez los. Po raz pierwszy pojawił się w niemieckim czasopiśmie popularnym opublikowanym w 1908, autorstwa Kurta Matulla i Theo Blakensee (pseudonim pisarski Matthiasa Blanka). Seria stała się bardzo popularna nie tylko w Niemczech i została przetłumaczona na wiele języków. (opis z Wikipedii). Pobierz już dziś na swój podręczny czytnik i ciesz się lekturą!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 52

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




KURT MATULL MATTHIAS BLANK

Diamenty księcia

Lord Lister
Seria: Lord Lister. Tekst na podstawie edycji Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o., 1937-1939. Licencja: domena publiczna. Źródło: Wikiźródła. Ilustracje pochodzą z oryginalnych zeszytów serii. (Autor nieznany). Licencja: domena publiczna. Źródo: Wikimedia Commons. ISBN: 978-83-7991-494-4 Opracowanie tej wersji elektronicznej: © Masterlab. W publikacji została zachowana oryginalna ortografia, oczywiste błędy w druku zostały poprawione przez redaktorów Wikiźródeł. Wersja w postaci ebooka została opracowana przez Masterlab. MASTERLAB www.masterlab.pl

Udany manewr

— Czy pewien jesteś, że posiadasz klucz do tajnego szyfru? — zapytał Charley Brand swego przyjaciela Listera.

Lord uśmiechnął się. Służący pomógł mu włożyć cenne futro.

— Uspokój się, mój drogi. W ciągu piętnastu dni włączałem stale nocą mój telefon do centralnego kabla i miałem możność wysłuchania wszelkich rozmów, prowadzonych przez Dyrekcję „London and Sudwest Bank“ ze swymi filiami.

— Potrafisz więc odcyfrować szyfr?

— Tak jest. Wysłałem do każdej z trzynastu filii „London and Sudwest Bank“ list w którym proszę, aby wypłacili niejakiemu panu Samuelowi Rottwellowi sumę pięciuset funtów sterlingów. Listy te podpisałem w Harlesden. Zostały one kontrasygnowane przez administratora depozytów.

— Czy któryś z dyrektorów filii nie może powziąć jakichś podejrzeń?

— Nie, przyjacielu — odpowiedział Lord Lister — wszystko idzie dobrze. W tego rodzaju rzeczach staram się działać z największą ostrożnością: Nagłówek, pieczęć, nawet forma listu są wiernie skopiowane z oryginałów. Nawet gdyby któryś z dyrektorów oddziału nabrał podejrzenia, uspokoi się niewątpliwie stwierdziwszy, że list napisany został tajnym szyfrem.

W rozmowie ze swym przyjacielem lord Lister posługiwał się językiem specjalnym, złożonym ze słów skróconych i zniekształconych. Służba, przysłuchująca się rozmowom, nie mogła zrozumieć z tego ani słowa.

— Czy mam wezwać szofera? — zapytał służący.

— Nie, sam będę prowadził — rzekł Charley Brand.

Charley Brand włożył swe ciepłe futro z włosem zwróconym na zewnątrz. W futrze tym do złudzenia przypominał ciężkiego, kosmatego niedźwiedzia. Wraz z Listerem zbliżył się do auta i zapuścił motor.

Wóz pomknął poprzez ulice Londynu i zatrzymał się przed kasą depozytową w Wauxhall.

Raffles ubrany był wytwornie. Portier banku z szacunkiem otworzył przed nim drzwi

— Jestem Samuel Rotwell — rzekł, zgłosiwszy się do kasy.

Główny kasjer przyniósł księgę podpisów, gdzie lord Lister podpisał dużymi wyraźnymi literami: „Fred Harry Ralf Samuel Rottwell“. Pod tym napisał coś w sposób zupełnie nieczytelny. Urzędnik porównał ten podpis z podpisem figurującym na awizie — skłonił się i wręczył książeczkę czekową nowemu klientowi. Mister Rottwell wypełnił od razu jeden czek na sumę 100 funtów.

— Zechce mi pan łaskawie wydać dziewięćdziesiąt funtów w banknotach, dziesięć zaś w złocie — rzekł do kasjera.

Nowy klient schował pieniądze, podziękował kasjerowi, wsiadł do swego auta i odjechał.

Ta sama operacja powtórzyła się w kasie oddziału w Clapham. Kasjer banku okazał się nieco ciekawszy od swego poprzednika.

— Ma pan prawdopodobnie w projekcie jakąś ciekawą eskapadę, mister Rottwell? — zapytał.

— Well — odparł lord Lister, śmiejąc się. — Projektuje się wyścigi saneczkowe w Windsorze.. Mam zamiar wziąć udział w tej imprezie. Będzie chyba dość ciekawie. Porobiono już grube zakłady.

— To było doprzewidzenia — odparł kasjer, wypłacając Rottwellowi 100 funtów.

Lord Lister powtórnie wsiadł do automobilu i w ciągu dwuch godzin złożył w ten sposób wizytę w dziewięciu filiach banku, powtarzając wszędzie ten sam manewr.

— Dziesięć razy po 100 funtów daje 1000 funtów. All right — rzekł Charley Brand, zapalając papierosa, podczas gdy Raffles wszedł do dziesiątego banku. — Suma ta wystarczy chwilowo na potrzeby lorda Listera. Jeśliby nie oddawał stale swych pieniędzy biednym, nie musiałby tak nieustannie gonić za marnym groszem.

***

Nagle uczuł, że ktoś uderzył go lekko w plecy. Odwrócił się zdziwiony i ujrzał człowieka w uniformie policyjnym.

— Inspektor Baxter! — krzyknął ze zdumieniem.

Papieros wypadł z jego ust.

— Aaa! Wiecie więc kim jestem? Do kogo należy to auto?

— Do mego pana — odparł Charley Brand.

— Kto jest waszym panem?

— Właściciel tego auta, panie inspektorze.

— Do pioruna! Sprytny z pana szofer. Powróćmy jednak do rzeczy. Kasjer banku w Harlesden spostrzegł, że w ciągu ostatnich dwuch godzin w siedmiu oddziałach banku wypłacono po 100 funtów niejakiemu panu Rottwellowi. Sprawdzając książki zauważył, że jegomość ten w nich nie figuruje. Zawiadomił mnie o tym telefonicznie. Znam tylko jednego człowieka, mogącego wpaść na równie dobry pomysł. Tym człowiekiem jest John Raffles i wóz niewątpliwie należy do niego.

— Raffles...? Mój pan nazywa się Rottwell, nie zaś Raffles, panie inspektorze...

— Dobrze więc — rzekł inspektor, domyślając się, że szofer chce w ten sposób zyskać na czasie, aby umożliwić ucieczkę złoczyńcy.

Skinął na dwuch agentów. Siłą wyciągnięto szofera z za kierownicy. Charley Brand mimo swych protestów zaprowadzony został do sąsiedniego domu, gdzie zdjęto zeń palto i czapkę szoferską.

— Już raz zdarzyło nam się zaaresztować tego ptaszka — rzekł Baxter, spoglądając na sekretarza Tajemniczego Nieznajomego — Pilnować go, jak oka w głowie! Zobaczymy później, co łączy go z Rafflesem.

Inspektor Baxter włożył futro Branda, nasunął czapkę na oczy, zakryte niebieskimi okularami i usiadł przy kierownicy.

Lord Lister wychodził właśnie z banku.

Nie zwracając uwagi na osobę szofera rzucił krótki rozkaz:

— Cadford.

— Well — odparł inspektor, zapuszczając motor.

Nie spostrzegł, że na dźwięk jego głosu twarz Listera drgnęła.

Inspektor Baxter wbrew przepisom policyjnym gnał przez ulice pełne ludzi z zawrotną szybkością. Trzy razy omal nie zderzył się z innymi automobilami.

Raffles siedział spokojnie w głębi automobilu.

Ścigany przez agentów na motocyklach, Baxter kierował się w stronę Scotland Yardu. Inspektor zatrzymał się, zeskoczył na ziemię, skierował rewolwer w stronę Rafflesa i rzekł:

— Wyłaź czemprędzej... Aresztuję cię!

Słowa te uwięzły mu w gardle. Agenci policji odeszli na bok, aby się wyśmiać dowoli.

W automobilu pozostał tylko żółty, gęsty dym, wydzielający przykry zapach.

— Powietrza! — krzyknął Baxter chwytając się za nos.

Żółta mgła rzedła powoli. Inspektor Baxter wsunął głowę do środka auta w poszukiwaniu śladów. Znalazł tylko sporą tubę, długości ręki, wydzielającą niemiłą woń.

Raffles znikł.

— Ulotnił się wraz z dymem, panie inspektorze — rzucił ktoś z tłumu. Inspektor Baxter począł kląć ze zdenerwowania. Nie przypuszczał, że Tajemniczy Nieznajomy przygotował się z góry i na tę również okoliczność. Jakże boleśnie zawiódł się tym razem!

Raffles nie odczuł najmniejszego niepokoju na myśl o tym, że auto w szalonym tempie zbliża się do Scotland Yardu. Miał przy sobie tubę, napełnioną niedawno odkrytym proszkiem, zwanym Aromalem. Substancja ta łatwo zapalna wydzielała z siebie zapach odurzający, dając jednocześnie gęstą ochronę z dymu. Podczas gdy Baxter, otworzywszy prawe drzwiczki automobilu, zaglądał do środka Raffles osłonięty dymem wyszedł najspokojniej przez lewą stronę. Raffles przeszedł z papierosem w ustach przed wartownikami i poczęstowawszy ich poprosił o oddanie od niego ukłonów inspektorowi Baxterowi.

— W czyim imieniu mamy oddać ukłony?

— Rafflesa — odparł i znikł.