Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
6. część serii sensacyjnych opowieści w starym stylu w nowoczesnej formie ebooka. Lord Lister (znany również jako John C. Raffles) to postać fikcyjnego londyńskiego złodzieja-dżentelmena, kradnącego oszustom, łotrom i aferzystom ich nieuczciwie zdobyte majątki, a także detektywa-amatora broniącego uciśnionych, krzywdzonych, niewinnych, biednych i wydziedziczonym przez los. Po raz pierwszy pojawił się w niemieckim czasopiśmie popularnym opublikowanym w 1908, autorstwa Kurta Matulla i Theo Blakensee (pseudonim pisarski Matthiasa Blanka). Seria stała się bardzo popularna nie tylko w Niemczech i została przetłumaczona na wiele języków. (opis z Wikipedii). Pobierz już dziś na swój podręczny czytnik i ciesz się lekturą!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 52
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
KURT MATULL MATTHIAS BLANK
— Czy pewien jesteś, że posiadasz klucz do tajnego szyfru? — zapytał Charley Brand swego przyjaciela Listera.
Lord uśmiechnął się. Służący pomógł mu włożyć cenne futro.
— Uspokój się, mój drogi. W ciągu piętnastu dni włączałem stale nocą mój telefon do centralnego kabla i miałem możność wysłuchania wszelkich rozmów, prowadzonych przez Dyrekcję „London and Sudwest Bank“ ze swymi filiami.
— Potrafisz więc odcyfrować szyfr?
— Tak jest. Wysłałem do każdej z trzynastu filii „London and Sudwest Bank“ list w którym proszę, aby wypłacili niejakiemu panu Samuelowi Rottwellowi sumę pięciuset funtów sterlingów. Listy te podpisałem w Harlesden. Zostały one kontrasygnowane przez administratora depozytów.
— Czy któryś z dyrektorów filii nie może powziąć jakichś podejrzeń?
— Nie, przyjacielu — odpowiedział Lord Lister — wszystko idzie dobrze. W tego rodzaju rzeczach staram się działać z największą ostrożnością: Nagłówek, pieczęć, nawet forma listu są wiernie skopiowane z oryginałów. Nawet gdyby któryś z dyrektorów oddziału nabrał podejrzenia, uspokoi się niewątpliwie stwierdziwszy, że list napisany został tajnym szyfrem.
W rozmowie ze swym przyjacielem lord Lister posługiwał się językiem specjalnym, złożonym ze słów skróconych i zniekształconych. Służba, przysłuchująca się rozmowom, nie mogła zrozumieć z tego ani słowa.
— Czy mam wezwać szofera? — zapytał służący.
— Nie, sam będę prowadził — rzekł Charley Brand.
Charley Brand włożył swe ciepłe futro z włosem zwróconym na zewnątrz. W futrze tym do złudzenia przypominał ciężkiego, kosmatego niedźwiedzia. Wraz z Listerem zbliżył się do auta i zapuścił motor.
Wóz pomknął poprzez ulice Londynu i zatrzymał się przed kasą depozytową w Wauxhall.
Raffles ubrany był wytwornie. Portier banku z szacunkiem otworzył przed nim drzwi
— Jestem Samuel Rotwell — rzekł, zgłosiwszy się do kasy.
Główny kasjer przyniósł księgę podpisów, gdzie lord Lister podpisał dużymi wyraźnymi literami: „Fred Harry Ralf Samuel Rottwell“. Pod tym napisał coś w sposób zupełnie nieczytelny. Urzędnik porównał ten podpis z podpisem figurującym na awizie — skłonił się i wręczył książeczkę czekową nowemu klientowi. Mister Rottwell wypełnił od razu jeden czek na sumę 100 funtów.
— Zechce mi pan łaskawie wydać dziewięćdziesiąt funtów w banknotach, dziesięć zaś w złocie — rzekł do kasjera.
Nowy klient schował pieniądze, podziękował kasjerowi, wsiadł do swego auta i odjechał.
Ta sama operacja powtórzyła się w kasie oddziału w Clapham. Kasjer banku okazał się nieco ciekawszy od swego poprzednika.
— Ma pan prawdopodobnie w projekcie jakąś ciekawą eskapadę, mister Rottwell? — zapytał.
— Well — odparł lord Lister, śmiejąc się. — Projektuje się wyścigi saneczkowe w Windsorze.. Mam zamiar wziąć udział w tej imprezie. Będzie chyba dość ciekawie. Porobiono już grube zakłady.
— To było doprzewidzenia — odparł kasjer, wypłacając Rottwellowi 100 funtów.
Lord Lister powtórnie wsiadł do automobilu i w ciągu dwuch godzin złożył w ten sposób wizytę w dziewięciu filiach banku, powtarzając wszędzie ten sam manewr.
— Dziesięć razy po 100 funtów daje 1000 funtów. All right — rzekł Charley Brand, zapalając papierosa, podczas gdy Raffles wszedł do dziesiątego banku. — Suma ta wystarczy chwilowo na potrzeby lorda Listera. Jeśliby nie oddawał stale swych pieniędzy biednym, nie musiałby tak nieustannie gonić za marnym groszem.
***
Nagle uczuł, że ktoś uderzył go lekko w plecy. Odwrócił się zdziwiony i ujrzał człowieka w uniformie policyjnym.
— Inspektor Baxter! — krzyknął ze zdumieniem.
Papieros wypadł z jego ust.
— Aaa! Wiecie więc kim jestem? Do kogo należy to auto?
— Do mego pana — odparł Charley Brand.
— Kto jest waszym panem?
— Właściciel tego auta, panie inspektorze.
— Do pioruna! Sprytny z pana szofer. Powróćmy jednak do rzeczy. Kasjer banku w Harlesden spostrzegł, że w ciągu ostatnich dwuch godzin w siedmiu oddziałach banku wypłacono po 100 funtów niejakiemu panu Rottwellowi. Sprawdzając książki zauważył, że jegomość ten w nich nie figuruje. Zawiadomił mnie o tym telefonicznie. Znam tylko jednego człowieka, mogącego wpaść na równie dobry pomysł. Tym człowiekiem jest John Raffles i wóz niewątpliwie należy do niego.
— Raffles...? Mój pan nazywa się Rottwell, nie zaś Raffles, panie inspektorze...
— Dobrze więc — rzekł inspektor, domyślając się, że szofer chce w ten sposób zyskać na czasie, aby umożliwić ucieczkę złoczyńcy.
Skinął na dwuch agentów. Siłą wyciągnięto szofera z za kierownicy. Charley Brand mimo swych protestów zaprowadzony został do sąsiedniego domu, gdzie zdjęto zeń palto i czapkę szoferską.
— Już raz zdarzyło nam się zaaresztować tego ptaszka — rzekł Baxter, spoglądając na sekretarza Tajemniczego Nieznajomego — Pilnować go, jak oka w głowie! Zobaczymy później, co łączy go z Rafflesem.
Inspektor Baxter włożył futro Branda, nasunął czapkę na oczy, zakryte niebieskimi okularami i usiadł przy kierownicy.
Lord Lister wychodził właśnie z banku.
Nie zwracając uwagi na osobę szofera rzucił krótki rozkaz:
— Cadford.
— Well — odparł inspektor, zapuszczając motor.
Nie spostrzegł, że na dźwięk jego głosu twarz Listera drgnęła.
Inspektor Baxter wbrew przepisom policyjnym gnał przez ulice pełne ludzi z zawrotną szybkością. Trzy razy omal nie zderzył się z innymi automobilami.
Raffles siedział spokojnie w głębi automobilu.
Ścigany przez agentów na motocyklach, Baxter kierował się w stronę Scotland Yardu. Inspektor zatrzymał się, zeskoczył na ziemię, skierował rewolwer w stronę Rafflesa i rzekł:
— Wyłaź czemprędzej... Aresztuję cię!
Słowa te uwięzły mu w gardle. Agenci policji odeszli na bok, aby się wyśmiać dowoli.
W automobilu pozostał tylko żółty, gęsty dym, wydzielający przykry zapach.
— Powietrza! — krzyknął Baxter chwytając się za nos.
Żółta mgła rzedła powoli. Inspektor Baxter wsunął głowę do środka auta w poszukiwaniu śladów. Znalazł tylko sporą tubę, długości ręki, wydzielającą niemiłą woń.
Raffles znikł.
— Ulotnił się wraz z dymem, panie inspektorze — rzucił ktoś z tłumu. Inspektor Baxter począł kląć ze zdenerwowania. Nie przypuszczał, że Tajemniczy Nieznajomy przygotował się z góry i na tę również okoliczność. Jakże boleśnie zawiódł się tym razem!
Raffles nie odczuł najmniejszego niepokoju na myśl o tym, że auto w szalonym tempie zbliża się do Scotland Yardu. Miał przy sobie tubę, napełnioną niedawno odkrytym proszkiem, zwanym Aromalem. Substancja ta łatwo zapalna wydzielała z siebie zapach odurzający, dając jednocześnie gęstą ochronę z dymu. Podczas gdy Baxter, otworzywszy prawe drzwiczki automobilu, zaglądał do środka Raffles osłonięty dymem wyszedł najspokojniej przez lewą stronę. Raffles przeszedł z papierosem w ustach przed wartownikami i poczęstowawszy ich poprosił o oddanie od niego ukłonów inspektorowi Baxterowi.
— W czyim imieniu mamy oddać ukłony?
— Rafflesa — odparł i znikł.