Uwodziciel w pułapce - Kurt Matull, Matthias Blank - ebook

Uwodziciel w pułapce ebook

Matthias Blank, Kurt Matull

0,0

Opis

5. część serii sensacyjnych opowieści w starym stylu w nowoczesnej formie ebooka. Lord Lister (znany również jako John C. Raffles) to postać fikcyjnego londyńskiego złodzieja-dżentelmena, kradnącego oszustom, łotrom i aferzystom ich nieuczciwie zdobyte majątki, a także detektywa-amatora broniącego uciśnionych, krzywdzonych, niewinnych, biednych i wydziedziczonym przez los. Po raz pierwszy pojawił się w niemieckim czasopiśmie popularnym opublikowanym w 1908, autorstwa Kurta Matulla i Theo Blakensee (pseudonim pisarski Matthiasa Blanka). Seria stała się bardzo popularna nie tylko w Niemczech i została przetłumaczona na wiele języków. (opis z Wikipedii). Pobierz już dziś na swój podręczny czytnik i ciesz się lekturą!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 56

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




KURT MATULL MATTHIAS BLANK

Uwodziciel w pułapce

Lord Lister, tom 5.
Seria: Lord Lister. Tekst na podstawie edycji Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o., 1937-1939. Licencja: domena publiczna. Źródło: Wikiźródła. Ilustracje pochodzą z oryginalnych zeszytów serii. Autor nieznany. Licencja: domena publiczna. Źródo: Wikimedia Commons. ISBN: 978-83-7991-493-7 Opracowanie tej wersji elektronicznej: © Masterlab. W publikacji została zachowana oryginalna ortografia, oczywiste błędy w druku zostały poprawione przez redaktorów Wikiźródeł. Wersja w postaci ebooka została opracowana przez Masterlab. MASTERLAB www.masterlab.pl

Obrońca niewinności

Tego wieczora ulice Londynu przepełnione były, jak zwykle o tej porze, tłumem urzędników, robotników i robotnic wracających do domu. W tym tłumie pewien stary szczupły i skromnie ubrany człowiek z trudem przedzierał się za parą, którą śledził od dłuższej chwili, a która skręcała właśnie w jedną z mniej uczęszczanych uliczek. Parę tę stanowili: młoda wysoka dziewczyna o złotych włosach i twarzy ukrytej pod gęstą woalką i niski mężczyzna w eleganckim futrze i cylindrze na głowie. Zaczepił ją na rogu ulicy. Widać było, że narzucał się jej swym towarzystwem. Młoda dziewczyna, najwidoczniej sprzedawczyni w jakimś magazynie, kilkakrotnie prosiła mężczyznę, aby ją zostawił w spokoju. Prośby jej jednak pozostawały bez echa. Dopiero gdy ujął ramię, starając się pociągnąć ją siłą, zatrzymała się:

— Proszę mnie zostawić — zawołała, drżąc z oburzenia — Czego pan chce ode mnie?

W tej samej chwili starzec, który śledził ich znalazł się nagle u jej boku. Pojawienie się jego było tak nagłe, że przestraszył nietylko mężczyznę, ale nawet i młodą dziewczynę.

— Proszę zostawić tę panią w spokoju — rzekł — W przeciwnym razie otrzyma pan ode mnie należytą nauczkę.

Człowiek w futrze odwrócił się z wściekłością. Na widok skromnie odzianego starca, odwaga jego wzrosła.

— To, co mam do powiedzenia owej pani, pana nie obchodzi w żadnym razie! Weźcie jałmużnę i idźcie z Bogiem!..

Stary uczynił gest taki, jakgdyby chciał wyciągnąć rękę po srebrną monetę. Tymczasem jednak schwycił samą rękę i wykręcił ją z taką siłą, że mężczyzna zagryzł z bólu wargi.

— Myli się pan lordzie, Edwardzie Rochster. Coprawda jest pan prezesem Towarzystwa Ochrony Upadłych Dziewcząt i członkiem pięćdziesięciu instytucji dobroczynnych — mimo to jednak wątpię bardzo, czy pańska rozmowa z tą młodą dziewczyną miała charakter umoralniający!.

Lord zbladł jeszcze bardziej. Widząc, że go poznano, wyjąkał kilka niezrozumiałych słów i szybko zniknął w ciemnościach.

Młoda dziewczyna rozpłynęła się w podziękowaniach, lecz starzec, odprowadziwszy lorda dziwnym wzrokiem, przerwał:

— Nie warto o tym mówić. Niech mi pani jednak powie, miss, czego chciał od pani ten człowiek?

Dziewczyna spojrzała na swego opiekuna ze zdziwieniem. Głos jego brzmiał o wiele łagodniej, świeżej i młodziej, niż przed chwilą. Postać jego nie była zgięta: trzymał się prosto i promieniował siłą.

Jeszcze pod wrażeniem tej dziwnej metamorfozy opowiedziała mu, że nieznajomy szedł za nią przez czas dłuższy i wreszcie ją zaczepił. Zaproponował jej, że się nią zajmie. Szkoda — twierdził — aby taka młoda dziewczyna musiała pracować ciężko na kawałek chleba. Gdyby mu ufała nie miałaby potrzeby tak się męczyć.

— Ale — ciągnęła dalej z płaczem — choć jesteśmy biedne, jesteśmy uczciwe. Pracuję ciężko, jako sprzedawczyni w sklepie, lecz niestety nie zarabiam dość, aby utrzymać siebie i matkę. Zalegamy z komornem już za trzy miesiące i gospodarz grozi, że nas wyrzuci na bruk. Wolę jednak umrzeć, niż sprzedać się za pieniądze.

— Niech pani nie poddaje się zmartwieniu — rzekł nieznajomy — Bóg pani nie opuści. Kiedy przypada termin zapłaty komornego, postawiony przez pani gospodarza?

— Trzeciego października. Potrzeba nam pięciu funtów sterlingów. A dziś już jest trzydziesty wrzesień.

— Gdzie pani mieszka? być może, że złożę pani wizytę.

Młoda dziewczyna podała swe nazwisko i adres.

— Dziękuję. A teraz niech pani wraca do siebie w spokoju.

Uścisnął raz jeszcze jej rękę i zniknął za zakrętem ulicy.

Dwa listy

Następnego rana lord Rochester zajęty był przeglądaniem poczty w swoim wspaniale urządzonym gabinecie. Uwagę jego zwrócił list w małej kopercie adresowanej niewątpliwie kobiecą ręką, co zawsze interesowało go najwięcej.

Zaledwie otworzył list i przebiegł oczyma kilka pierwszych linii, twarz jego poczerwieniała z zadowolenia. List ten miał treść następującą:

Szanowny Panie!

Wczoraj wieczorem wracając do domu miałam zaszczyt i przyjemność Pana poznać. Muszę Pana przeprosić za sposób w jaki odniosłam się do Pana. Jedynym moim wytłumaczeniem było to, że nie wiedziałam z kim miałam przyjemność. Ten nieokrzesany brutal swoją niefortunną interwencją przeszkodził mi poznać pana bliżej i okazać się godną pańskich dobrych wobec mnie intencji.

Biedna sprzedawczyni uważać się musi za szczęśliwą, mając tak szlachetnego i wpływowego protektora. Jestem, niestety, zajęta cały tydzień. Jeśliby zaś pan zechciał wybaczyć mi moją wczorajszą zuchwałość, proszę przyjść do mnie jutro, w niedzielę, pomiędzy godziną piątą a ósmą po obiedzie. 85 Baltic Street, 2-gie piętro, u pani Dumby.

Łącząc wyrazy prawdziwego szacunku

pozostaję MARY GREEN.

Lord nie posiadał się z radości. Oczywista, że pójdzie. Mała wyglądała dość pikantnie ze swymi blond włosami, zgrabną figurką i kształtnymi nogami. O, na kobietach znał się dobrze prezes Towarzystwa Opieki nad Upadłymi Dziewczętami i administrator Schroniska Domowego.

Przeglądając w dalszym ciągu pocztę, natrafił na dużą kwadratową kopertę zaadresowaną na maszynie. Twarz jego zmieniła się nie do poznania, przerażenie wykrzywiło rysy.

Lordzie Rochester! — czytał:

Jest pan największym hipokrytą, jakiego wydała kula ziemska. W oczach świata uchodzi pan za człowieka dobroczynnego. W rzeczywistości zaś wysysa pan krew ze swych biednych dzierżawców i wyrzuca ich bezlitośnie na bruk, gdy nie płacą regularnie czynszu. Dlatego też postanowiłem dać panu nauczkę. W pańskim gabinecie znajduje się kasa, zawierająca w chwili obecnej 4000 funtów sterlingów, uzyskane drogą lichwy i oszustw. Postanowiłem pozbawić pana tej sumy i uczynić to jutro, w niedzielę, pomiędzy godziną 5—7 wieczorem. Niech pan się nie stara temu zapobiec, bo wszelkie usiłowania będą bezskuteczne.

John C. Raffles.

Raffles! Nazwisko to napełniało lękiem serce lorda. Najmocniejsze zamki, najbardziej skomplikowane maszynerie otwierały się przed nim, jak zaczarowane. Ponadto posiadał dar przebywania jednocześnie w kilku miejscach. Jedynie policja nie widziała go nigdzie. W każdym razie nie potrafiła dotąd schwytać lorda Listera, który zdawał się posiadać jakąś nadludzką władzę. Lord wytarł zroszone zimnym potem czoło. Nawet żona jego nie wiedziała o istnieniu owych 4000 funtów, pochodzących od dzierżawców jego dóbr podlondyńskich. Właśnie wracał stamtąd, gdy spotkał piękną Mary Green.