Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
8. część serii sensacyjnych opowieści w starym stylu w nowoczesnej formie ebooka. Lord Lister (znany również jako John C. Raffles) to postać fikcyjnego londyńskiego złodzieja-dżentelmena, kradnącego oszustom, łotrom i aferzystom ich nieuczciwie zdobyte majątki, a także detektywa-amatora broniącego uciśnionych, krzywdzonych, niewinnych, biednych i wydziedziczonym przez los. Po raz pierwszy pojawił się w niemieckim czasopiśmie popularnym opublikowanym w 1908, autorstwa Kurta Matulla i Theo Blakensee (pseudonim pisarski Matthiasa Blanka). Seria stała się bardzo popularna nie tylko w Niemczech i została przetłumaczona na wiele języków. (opis z Wikipedii). Pobierz już dziś na swój podręczny czytnik i ciesz się lekturą!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 53
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
KURT MATULL MATTHIAS BLANK
Jesienny wiatr wzbijał w górę tumany zeschłych liści w alejach Lasku Bulońskiego. Blade światło zachodzącego słońca kładło na ziemię długie cienie.
Trzej mężczyźni w pustej o tej porze części Lasku zdawali się czekać niecierpliwie na kogoś. Jeden z nich otworzył sporą walizę i zaczął z niej wyjmować zwoje gazy, flakony i jakieś narzędzia.
— Doktor już przygotowuje się do pracy — rzekł jego towarzysz. — Ciekaw jestem, kto pierwszy skorzysta z jego pomocy?
— Drogi markizie, — odparł starszy z mężczyzn — mam nadzieję, że pojedynek wogóle się nie odbędzie. Mógłby pociągnąć za sobą dla pana poważne konsekwencje. Proszę nie zapominać, że zaledwie trzy miesiące temu poślubił pan jedną z najpiękniejszych kobiet w Paryżu, i że małżonka pańska byłaby niepocieszona, gdyby się coś panu stało.
Markiz Raul de Frontignac, oficer armii francuskiej, lecz ubrany po cywilnemu, wzruszył ramionami:
— Biedna moja Adrianna! — rzekł drżącym głosem. — Ma pan rację, książę, byłby to dla niej cios niesłychany. Sprawa ta jednak musi być załatwiona. W grę wchodzi jej honor... Proszę więc porzucić wszelką myśl pogodzenia nas. Tylko krew może być zadośćuczynieniem za zniewagę, którą mi rzucił w twarz lord Lister... Dlatego też surowe warunki tego pojedynku nie mogą być zmienione.
— Wybacz, mi drogi markizie — rzekł książę d‘Epernay — że zabieram głos w sprawie, która nawet dla mnie, twego sekundanta, przedstawia się tajemniczo. Kiedym w twoim imieniu zgłosił się do Listera, zrozumiałem odrazu, że idzie tu o kobietę. Trudno mi jednak uwierzyć, że dwaj tak dobrzy przyjaciele, jak pan, markizie, i lord Lister, mogliście dopuścić do tak ostrego zatargu.
— Lister istotnie był mym najlepszym przyjacielem — rzekł markiz z goryczą. — Przyznaję, że zawsze uważałem go za niezwykłego człowieka... Ale cóż... Gdy kobieta wchodzi w grę, kończy się przyjaźń... Która godzina? Uważam, że Lister powinien już tu być...
— Za pięć minut szósta — odparł hrabia, spojrzawszy na zegarek — Lister ma jeszcze pięć minut czasu. Musimy uwzględnić to, że dopiero dziś rano wsiadł w Southampton na okręt... Przejazd trwa najmniej osiem godzin. O godzinie pierwszej mógł być w Hawrze i najwcześniej o piątej na dworcu w Paryżu.
— Zbliża się automobil... — rzekł markiz de Frontignac.
— Błagam pana raz jeszcze, niech się pan nie przeciwstawia próbom pogodzenia... Życie jest cennym darem... Muszę pana uprzedzić, że lord Lister jest pierwszorzędnym strzelcem... Nigdy nie chybia celu.
— Nikt nie wie lepiej tego ode mnie — rzekł spokojnie Frontignac. — Nasz pojedynek jest walką na śmierć i życie... Jeden z nas musi polec.
Z poza drzew wyłoniła się postać młodego, około trzydziestu lat może liczącego mężczyzny... W lśniącym cylindrze i z nieodłącznym kwiatem w butonierce, wyglądał raczej jak gdyby wybierał się na bal, nie zaś wracał z uciążliwej podróży.
Hrabia d‘Epernay wyszedł na jego spotkanie.
— Jest pan idealnie punktualny, lordzie Lister — rzekł — Za minutę szósta!
— Przybyłem więc o minutę za wcześnie — odparł lord doskonałą francuzczyzną. — Przyrzekam, że następnym razem w podobnych okolicznościach będę dokładniejszy. Pozwólcie sobie panowie przedstawić mego sekundanta: baronet Sidney Bruce.
Sekundanci podali sobie ręce. W krótkiej rozmowie ustalili warunki pojedynku.
— A więc godzimy się na trzy wymiany strzałów — rzekł hrabia. — Pierwsza z odległości dwudziestu metrów, druga z dziesięciu, trzecia zaś z odległości pięciu. W tych warunkach rezultat śmiertelny jest rzeczą nieuniknioną.
— Jestem tego samego zdania — rzekł Anglik z flegmą.
— Mam nadzieję, że przyniósł pan z sobą pistolety — dodał hrabia d‘Epernay.
Z tymi słowy skierował się w stronę grupy drzew, za którą lekarz rozłożył swe instrumenty.
— Oto nasza broń — rzekł, biorąc do rąk pudło o bogatym ornamencie. — Zgodnie ze zwyczajem będziemy ciągnąć losy, komu jaka broń przypadnie.
— Całkiem zbyteczne — odparł baronet Bruce. — Lord Lister oświadczył kategorycznie, że będzie strzelał jedynie z broni markiza.
— Jak panowie sobie życzą... Przed tym jednak, spróbujmy ostatniej próby pojednania.
— Lord Lister nie ma nic przeciwko temu... Wątpię, czy markiz de Frontignac wyrazi na to swą zgodę. Popróbujmy jednak.
— Panowie — zawołał hrabia — Obowiązkiem naszym jako sekundantów, jest nakłonić was do zgody... Ponieważ wiemy, że ongiś byliście najlepszymi przyjaciółmi możeby spisać protokół?...
— Nie chcę słyszeć o niczym — przerwał markiz de Frontignac zdecydowanym tonem — Istnieją zniewagi, których wybaczyć nie można.
— Czy mogę zapytać pana o zdanie w tej kwestji, milordzie? — zapytał hrabia zwracając się do Anglika.
— Moje zdanie? — powtórzył Lister obojętnym tonem. — Czy nie zechciałby mi pan dać ognia?
Hrabia d‘Epernay wzruszył ramionami i zbliżył się do Raula de Frontignac.
Baronet Sidney Bruce palił spokojnie papierosa... Lord Lister zaciągnął się dymem egipskiego cygara.
Wszelkie wysiłki, zmierzające do pogodzenia przyjaciół, spełzły na niczym. Hrabia d‘Epernay otworzył pudło z pistoletami. Lord Lister wybrał jeden z nich.
Świadkowie odmierzyli przestrzeń. Obydwaj przeciwnicy stanęli na stanowiskach.
— Raz... dwa... trzy... — odezwał się głos hrabiego d‘Epernay.
Rozległ się huk strzałów.
Kula de Frontignaca musnęła lekko głowę Listera, wyrywając mu nad uchem kępkę włosów.
W tej samej chwili z głośnym jękiem markiz de Frontignac osunął się na ziemię.
Hrabia d‘Epernay, lekarz i lord Lister rzucili się w tej samej chwili ku rannemu.
— Czy rana jest niebezpieczna? — zapytał lord lekarza.
— Śmiertelna — odparł doktor.
— Proszę nas pozostawić samych przez kilka chwil — rzekł lord — nie chcę, żeby umarł nie uścisnąwszy mi przed śmiercią dłoni...
— Frontignac, mój przyjacielu drogi... czy mię poznajesz? Czemu zmusiłeś mnie do skierowania przeciw tobie broni?
Ranny otworzył szeroko oczy i przytomnym wzrokiem spojrzał na Listera.
— Chciałem cię tylko ostrzec przed wielkim nieszczęściem — rzekł, nachylając się nad jego twarzą — wierz mi, że tylko względy prawdziwej przyjaźni....
Nagle słowa uwięzły mu w gardle...
Z warg umierającego padło tylko jedno jedyne słowo:
— Raffles...
— Proszę was, panowie, żebyście zostawili nas samych... Pragnę uczynić mu pewne wyznanie.
Anglik wymówił te słowa prawie z płaczem. Natychmiast jednak na twarzy jego pojawił się zwykły wyraz spokoju.
Hrabia d‘Epernay wraz z baronetem usunęli się w głąb lasku.
Lord czekał w nieruchomej pozycji, dopóki nie oddalili się dostatecznie... Pochylił się nad rannym i wyszeptał:
— Znasz więc mą tajemnicę, nieszczęsny...