42,90 zł
O okresie – z czułością!
Niezależnie od tego, czy dotykają cię choroby układu rozrodczego lub problemy hormonalne, czy miesiączkujesz jak w zegarku, czy dopiero dojrzewasz – ta książka jest dla ciebie! Alisa Vitti pokazuje, jak wspaniałą siłą jest kobiecy cykl hormonalny i na jak wiele sposobów można go wykorzystać. Odczarowuje mit okresu jako czegoś wstydliwego, opisuje, jak wyleczyć zaburzenia hormonalne, i ujawnia bogactwo możliwości związanych z byciem kobietą. Przedstawia nowy sposób myślenia o własnym ciele oraz o sile, jaką jesteśmy w świecie.
Dowiedz się, jak okiełznać hormony w poszczególnych fazach cyklu, i odzyskaj łączność ze swoim rytmem biologicznym dzięki FLO!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 536
Gdy po raz pierwszy usłyszałam, jak Alisa wyjaśnia Metodę Synchronizacji Cyklu (Cycle Syncing Method), poczułam się jak znokautowana. Będąc osobą, która od dawna toczyła walkę ze swoimi hormonami, nie mogłam uwierzyć, że tak mało wiemy o własnym ciele. Nie miałam pojęcia, że codzienna rutyna w tak znaczny sposób oddziałuje na mój nastrój, moją wagę i moją energię. Pracując z Alisą, nauczyłam się dbać o swój rytm biologiczny, dzięki czemu stale doświadczam stanu FLO. Odzyskałam energię, jestem szczęśliwszą mamą i pragnę się poświęcić dzieleniu tą wiedzą z innymi kobietami. Najwyższa pora, żebyśmy wszystkie przejrzały na oczy dzięki tej książce.
– Gabrielle Union-Wade
aktorka, aktywistka i autorka książki We’re Going to Need More Wine – bestsellera „New York Timesa”
Życie w zgodzie z własnym cyklem to kolejna granica, którą kobiety muszą pokonać dla swojego zdrowia. Książka Alisy pokazuje, w jaki sposób odzyskać łączność z wewnętrznym kobiecym rytmem biologicznym, i pomaga nam wszystkim przywrócić równowagę hormonalną i życiową.
– dr Aviva Romm
autorka książki Plan ratunkowy dla tarczycy i nadnerczy: jak w cztery tygodnie uregulować metabolizm, ustabilizować hormony i poprawić swój nastrój
Ta książka uczy, jak wykorzystując fizjologię, dostroić się do własnego wewnętrznego przewodnika i jak płynąć przez życie we wszystkich jego aspektach. Wskazuje też drogi rozwoju, jak zyskać moc i urzeczywistnić swój potencjał.
– Gabrielle Bernstein
autorka bestsellera „New York Timesa” Wszechświat cię wspiera: porzuć lęk, uwierz w cuda
Ta książka to skrzyżowanie pozycji Zdrowie zaczyna się od jedzenia: w 30 dni możesz zmienić swoje życie w nieoczekiwany sposóbBecoming Bulletproof oraz 4-godzinny tydzień pracy: uwolnij się od schematu od 9 do 17 i dołącz do niezależnych finansowo, ale napisana z myślą wyłącznie o kobietach. Odmieni twój sposób odżywiania, ćwiczeń fizycznych, zarządzania czasem i wykonywania obowiązków – tak aby wszystko odbywało się w zgodzie z twoim ciałem! Nowatorskie spojrzenie na zdrowotność kobiety, a co najważniejsze, wyzwalające i logiczne podejście. Nie będziesz musiała stosować się do żadnych sztywnych reguł. Dzięki Alisie osiągniesz optymalny poziom zdrowia i przeżyjesz swoje życie najlepiej jak się da.
– dr JJ Virgin
specjalistka żywienia i autorka bestsellera „New York Timesa” The Virgin Diet
Alisa jest pionierką biohakingu przeznaczonego dla kobiet, a jej Metoda Synchronizacji Cyklu to skuteczny sposób, w jaki każda kobieta może dopasować się do swojego rytmu biologicznego, optymalizując nie tylko własne zdrowie, ale też każdy aspekt życia – od pracy zawodowej przez związki do macierzyństwa. To książka dla wszystkich kobiet bez wyjątku!
– dr Mark Hyman
autor bestsellera „New York Timesa” Koniec z cukrzycą i otyłością: rewelacyjny program utraty wagi, zapobiegania chorobom i znakomitego samopoczucia
Próba funkcjonowania według rytmu dobowego sprawia, że każdą mamę prędko ogarnia zmęczenie. Rewolucyjny pomysł Alisy, aby zarządzać własnym czasem według typowo kobiecego rytmu zgodnego z cyklem miesięcznym – co jest zdecydowanie bardziej przyjazną metodą – uwolni cię od napięcia i wyczerpania, które towarzyszą ci na co dzień. Nareszcie zapomnisz o poczuciu winy, że nie robisz wszystkiego, nawiążesz lepszą relację ze swoim dzieckiem i zaczniesz skuteczniej o siebie dbać – a wszystko to z dnia na dzień czy raczej: z miesiąca na miesiąc.
– dr Shefali Tsabary
psycholożka, edukatorka, mówczyni i autorka bestsellera „New York Timesa” Świadomi rodzice: budząc siebie, wzmacniasz swoje dziecko
Alisa Vitti w swym poradniku zabiera czytelników w fascynującą podróż w głąb kobiecego ciała i umysłu, przedstawiając samą prawdę o hormonach. Ponadto proponuje ona jedyny w swoim stylu program, dzięki któremu odpowiednio się odżywiając i wiodąc określony tryb życia, każda kobieta może doprowadzić do równowagi hormonalnej w swoim organizmie, co przełoży się na większą inteligencję, lepsze samopoczucie i mniejszy stres. To lektura obowiązkowa, za którą podziękuje ci twoje ciało i umysł.
– dr Daniel Amen
psychiatra, neurobiolog i autor bestsellera „The New York Timesa” Uwolnij moc kobiecego mózgu: zadbaj o swój mózg dla poprawy zdrowia, nastroju, koncentracji, życia seksualnego i zasobów energii
Alisa prezentuje ci cud natury, którym jest twoje ciało, i odkrywa przed tobą, jak połączyć twoje zdrowie, karierę, a nawet życie seksualne i związki z partnerami z własnym cyklem menstruacyjnym dla osiągnięcia zdumiewających rezultatów – w tym intensywniejszych orgazmów – praktycznie bez wysiłku.
– Regena Thomashauer
autorka bestsellera „The New York Timesa” Wrota kobiecości: praktyczne ćwiczenia odkrywania potęgi swojej mocy
Ci, którzy płyną na fali życia, nie potrzebują innej siły1.
LAOZI
Książkę tę dedykuję swojej córce Arianie.Obyś zawsze była świadoma darów natury, które w sobie nosisz, oraz tego, jakim żywiołem jesteś.
1 Laozi, Dao De Jing („Księga Drogi i Cnoty”) – wyimek z tłumaczenia Wittera Bynnera na j. angielski. W j. polskim funkcjonuje kilka przekładów tej księgi – w tym z nieoryginału – lecz jak dotąd brak tłumaczenia wersji Bynnera, stąd przekład własny. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
Niniejsza książka zawiera informacje i porady dotyczące zdrowia. Nie może ona jednak zastąpić kontaktu z lekarzem lub innym wyspecjalizowanym pracownikiem sektora medycznego. W razie podejrzenia choroby należy zwrócić się do swojego lekarza rodzinnego przed podjęciem jakiegokolwiek leczenia. Dołożono starań, aby treść była zgodna z bieżącą wiedzą w chwili oddawania tekstu do druku. Ani wydawca, ani autorka nie ponoszą odpowiedzialności za ewentualne skutki zdrowotne wynikłe z zastosowania rad zawartych w niniejszej publikacji.
POCZUJ SIĘ LEPIEJ I ZACZNIJ ŻYĆ MĄDRZEJ DZIĘKI PROGRAMOWI FLO
Stworzyłam specjalny zestaw, dzięki któremu będziesz mogła zastosować w życiu rady zawarte w tej książce. Obejmuje on wskazówki „Jak zacząć?”, a ponadto poradnik „Jak o siebie zadbać”, dostęp do społeczności, przez którą poznasz inne czytelniczki, oraz materiały do pobrania – ale to nie wszystko! Wejdź na www.IntheFLObook.com/bonus i sprawdź, co jeszcze oferuję gratis.
Co jest najważniejszą rzeczą jakiej można nauczyć
Kobietę
że od pierwszego dnia
ma w sobie wszystko czego potrzebuje
to świat wmówił jej że jest inaczej1
RUPI KAUR
Już w dzieciństwie słyszałam od różnych osób, że chcąc osiągnąć sukces, kobieta musi pracować dwa razy ciężej niż mężczyzna. Bardzo wcześnie zapragnęłam wiele w życiu dokonać i nigdy się nie oszczędzałam. W szkole wybierałam najtrudniejsze przedmioty, zdobywałam najwyższe oceny, a także brałam udział w zajęciach nadobowiązkowych, na których rozwijałam swoje uzdolnienia twórcze i uczyłam się przewodzić innym. Moim celom nie można było nic zarzucić, a jednak szybko się przekonałam, że mają one swoją cenę. W liceum często chodziłam spać po północy, gdyż tak długo ślęczałam nad pracą domową. Łapałam mnóstwo srok za ogon, co oczywiście miało wpływ na mój organizm – ale to zrozumiałam znacznie później. Także na studiach i w początkach kariery zawodowej bardzo dużo od siebie wymagałam. Przez cały ten czas borykałam się z różnymi kłopotami zdrowotnymi. Stany lękowe, które najpierw dopadały mnie tylko z rzadka, nagle zaczęły mnie nękać stale, bezsenność dawała mi się we znaki co noc, przybierałam na wadze pomimo codziennej aktywności fizycznej, stan mojej cery się pogarszał, a miesiączka pojawiała się nieregularnie. Obowiązki coraz bardziej mnie przytłaczały. Zamiast czuć wyzwanie w obliczu planów i zamierzeń, byłam przekonana, że im nie podołam, czemu towarzyszyło uczucie wyczerpania. Wyrzucałam sobie lenistwo, nieumiejętność zarządzania czasem, jak również to, że moje życie i moje ciało nie współgrają ze sobą. Stosowałam różne diety, narzucałam sobie reżim treningowy, rozplanowywałam wszystko co do minuty, słuchając rad zawartych w poradnikach, które namiętnie kupowałam w nadziei, że pomogą mi wyjść na prostą. Obecnie wiem, że moje zmagania niczym się nie różniły od zmagań innych kobiet – faktem bowiem jest, że choć pracujemy bez końca, rzadko udaje nam się wszystko zrobić. Troszczymy się o najbliższych, zapominając o sobie samych, bez efektu dbamy o formę, nieskutecznie próbujemy zdrowo się odżywiać – na okrągło brakuje nam energii na to, co naprawdę ważne, na podtrzymywanie naszych relacji z innymi i generalnie na znajdowanie radości życia. Wciąż myślimy tylko o tym, jak upchnąć więcej działań w krótszym czasie, lecz nawet jeśli nam się to uda, z jakiegoś powodu czujemy, że poniosłyśmy klęskę.
Kultura zachodnia, w której żyjemy, wymaga od nas, abyśmy co rusz przekraczały granice własnych możliwości. Stawiamy sobie za wysoko poprzeczkę, napinamy się, nadwerężamy nasze ciała i wiecznie ścigamy się z czasem. Usiłujemy odhaczyć wszystkie punkty na naszej liście rzeczy do zrobienia, przedkładamy potrzeby innych nad własne, lawirujemy, żeby pogodzić pracę i dom. Sposobów na zdrowe życie szukamy poza sobą – w artykułach prasowych opartych na badaniach dotyczących głównie mężczyzn – zamiast posłuchać wewnętrznej mądrości swojej fizjologii.
W rezultacie stan naszego zdrowia nieustannie się pogarsza. Coraz częściej trapią nas mięśniaki macicy, endometrioza, zespół policystycznych jajników, niepłodność, obniżone libido, przedwczesna menopauza czy pełen wyzwań okres okołomenopauzalny. Przewlekły stres odbija się negatywnie na naszej fizyczności, ale też utrudnia nam podążanie za własnymi marzeniami i podtrzymywanie więzi z kochanymi przez nas osobami. Gdzieś w głębi siebie czujemy, że nie jesteśmy wystarczająco dobre, wystarczająco bystre, wystarczająco poukładane, aby osiągnąć w życiu to, czego pragniemy.
Jak zareagujesz na moje słowa o tym, że od dziesiątków lat masz pod ręką rozwiązanie: sposób na większą efektywność w każdym aspekcie swego życia? Tymczasem nie tylko ignorowałaś to narzędzie, ale wręcz uważałaś je za kulę u nogi. A nawet robiłaś wszystko, by je dezaktywować, osłabiając jego siłę i pozwalając mu działać na twoją niekorzyść. Dlatego brakuje ci energii, dlatego czujesz się chora i dlatego wydaje ci się, że nie jesteś w stanie sięgnąć po to, czego pragniesz – i na co zasługujesz – w życiu.
Co to za narzędzie? – zapytasz. To żaden sekret. Przejdę od razu do sedna. Kobieca fizjologia, a konkretnie twój cykl menstruacyjny, na który zapewne utyskujesz co miesiąc, w rzeczywistości stanowi wielki atut. Traktuj go od tej chwili jako swą wyjątkową, cudowną przewagę. Obiecuję, że przyda wartości każdej stronie twojego życia, jeśli tylko umiejętnie go wykorzystasz.
Problem polega na tym, że wpojono nam coś zgoła przeciwnego. Z chwilą nadejścia pierwszego okresu słyszymy wyłącznie o zespole napięcia przedmiesiączkowego, bólach podbrzusza, brzemieniu, które przyjdzie nam dźwigać. Od najmłodszych lat mamy się wstydzić naszych ciał, zamiast traktować je jako źródło naszej siły. Coś, co dla każdej z nas jest tak fundamentalne, jak nasza fizjologia, nasz układ rozrodczy, nasz cykl menstruacyjny, otrzymuje znamię klątwy. A co robi się z klątwą? Ukrywa się ją przed światem, zamiast otwarcie celebrować i używać z korzyścią dla siebie. Zaprogramowano nas tak, abyśmy ignorowały swój cykl hormonalny, przynajmniej dopóki się on nie rozreguluje. W takim przypadku traktujemy go jak wroga, którego należy spacyfikować za pomocą leków lub interwencji medycznej innego rodzaju, dzięki czemu wraca do normalności i znów może być ignorowany. Takie traktowanie jest powodem patologicznej relacji z własnym organizmem – niszczy ono siłę naszej gospodarki hormonalnej, a same hormony czyni w najlepszym razie nieskutecznymi, w najgorszym zaś – kontrproduktywnymi.
Dobra wiadomość jest taka, że zmieniając tylko nieznacznie swój styl życia, możesz podłączyć się do tego naturalnego źródła kobiecej siły, a tym samym za pomocą biohakingu2 osiągnąć lepszą kondycję, zwiększyć swoją efektywność, opanować sztukę zarządzania czasem, jednym słowem: cieszyć się sukcesami na każdym polu. Co zaś w tym najlepsze – jest to naprawdę łatwe (w porównaniu z wyczerpującym wysiłkiem, by upchnąć jak najwięcej w jednym dniu, i z wyrządzającym ci krzywdę ignorowaniem własnych potrzeb). Jeśli zaczniesz żyć, odżywiać się i pracować w zgodzie ze swoją cykliczną naturą, zamiast z nią walczyć, wzbudzisz w sobie kreatywność, odbudujesz energię, umocnisz relacje, a nawet staniesz się lepszą matką (jeśli nią jesteś). Zaczniesz używać czasu strategicznie, zamiast być niewolnicą kalendarza, co w połączeniu ze zwiększoną energią pozwoli ci zrobić więcej przy mniejszym nakładzie sił. Nagle poczujesz FLO3 – innymi słowy, poczujesz, że płyniesz przez życie, co dotąd zdarzało ci się tylko wyjątkowo, w tych rzadkich chwilach, gdy wszystko grało. Przedefiniujesz ideę sukcesu, dzięki czemu będziesz częściej z siebie dumna, zamiast czynić sobie wyrzuty. Intuicyjnie zrozumiesz, jak panować nad stresem, zwiększyć samozadowolenie, uciszyć swój wewnętrzny krytyczny głos, wzmocnić zdrowie i wreszcie przejąć kontrolę nad własnym życiem.
Wszystko to możesz osiągnąć, lecz nie dotrzesz do swojego pełnego potencjału, dopóki będziesz żyła według zasad innych ludzi, zamiast słuchać mądrości płynącej z wnętrza. Mówiąc obrazowo, jesteśmy jak kanciaste kołki, które ktoś chce wcisnąć w okrągłe otwory – nic dziwnego, że czujemy się wyczerpane. Nie żyjemy w zgodzie z naszym wyjątkowym kobiecym umysłem ani z naszym ciałem i jego fizjologią; nie odżywiamy się w sposób prohormonalny, dzięki czemu nasz układ endokrynny (dokrewny) otrzymywałby cegiełki budulcowe pozwalające na zachowanie równowagi hormonalnej, za to często zażywamy przepisane nam przez lekarza hormony syntetyczne, które skutecznie uniemożliwiają nam korzystanie z wrodzonych darów zdolnych polepszyć naszą egzystencję. Zarówno nasz niefemocentryczny sposób odżywiania, jak i styl życia źle wpływają na nasz organizm, który przez naturę został wyposażony tak, by utrzymywać równowagę hormonalną i zdrowie w jak najlepszym stanie. Występując przeciwko kobiecej fizjologii, osłabiamy swoją tarczycę, swoje jajniki, wątrobę, nadnercza, układ odpornościowy, a nawet trawienny. Ale nie tylko. Mamy też przez to trudności z jasnym myśleniem i z całą pewnością jesteśmy mniej kreatywne. W gruncie rzeczy wszystkie mity kulturowe na temat kobiecego ciała – że jesteśmy z natury słabsze, bardziej podatne na starzenie, a nawet mniej warte jako obiekt badań – to jedna wielka bzdura. Karmią nas kłamstwem, szkodliwą propagandą, która mówi, że nasza fizjologia działa na naszą niekorzyść. Najwyższa pora zmienić to myślenie. Zapoczątkowałam przełomowy program pod nazwą Cycle Syncing Method™ (dosł. Metoda Synchronizacji Cyklu4), aby wreszcie dać kobietom siłę do używania własnych hormonów w rewolucyjny sposób.
Rzeczona synchronizacja sprowadza się do wiedzy, w jakim punkcie cyklu menstruacyjnego się znajdujesz danego dnia, oraz do wykorzystania tej wiedzy dla lepszego zrozumienia samej siebie, jak również dla wspierania się w miarę fluktuacji poziomu hormonów. W swojej pierwszej książce Kod kobiety5, która stała się bestsellerem, przekazałam czytelniczkom otwierającą oczy wiadomość, że wielu kłopotom zdrowotnym o podłożu hormonalnym – takim jak zespół napięcia przedmiesiączkowego, zespół policystycznych jajników, mięśniaki macicy i endometrioza – da się zaradzić za pomocą odpowiedniej diety. Zdawałam sobie sprawę, że część kobiet po lekturze wykrzyknie: „Eureka!”, ale ich reakcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. W ciągu tych kilku lat dzielących jedną premierę od drugiej dowiedziałam się czegoś jeszcze ważniejszego od swoich czytelniczek, które kontaktowały się ze mną za pośrednictwem naszego ośrodka, podczas konferencji, na których się wypowiadam, a także poprzez media społecznościowe i specjalną aplikację MyFLO. Otóż wysłuchawszy ich historii, zrozumiałam, że na przekazanie wciąż czeka kolejna, istotniejsza wiadomość – ta mianowicie, że fałszywe przekonania o kobiecej fizjologii obrabowały nas z czegoś więcej niż tylko ze zdrowia hormonalnego. Skradły nam naszą pewność siebie, naszą witalność i – co najgorsze – szansę na lepsze życie.
Dosyć tego!
Nadeszła pora, aby upomnieć się o siebie. Z tej książki dowiesz się, jak wykorzystać siłę kobiecej fizjologii. Czerpiąc z najnowszych dokonań w dziedzinach takich jak neuroendokrynologia, medycyna integracyjna, genomika żywienia, chronobiologia, żywienie funkcjonalne i psychologia zachowania, na następnych stronach postaram się zbadać związek między hormonami, neurochemią i produktywnością, a wszystko z myślą o tym, abyś mogła na nowo odkryć kobiecą przewagę, która w tobie tkwi. Wyposażę cię także w femocentryczny paradygmat, dzięki któremu będziesz efektywniej zarządzać czasem w sposób skrojony na miarę twoich kobiecych potrzeb.
Gdy już posiądziesz podstawową, całkowicie zmieniającą perspektywę wiedzę, dzięki której odrzucisz pętające cię do tej pory kulturowe warunkowanie, przedstawię kolejno 4 fazy cyklu menstruacyjnego oraz to, jaki wpływ mają one na twój umysł, nastrój, poziom energii i na twoje zachowanie. Nauczę cię, jak dbać o siebie w każdej fazie i jak zaprząc do pracy swoje siły, aby odbyło się to z największą korzyścią dla twojej kreatywności, energii, seksualności oraz dla twoich emocji. Zapoznam cię również z femocentrycznymi metodami zarządzania czasem – metodami, które współgrają z daną fazą cyklu – tak abyś mogła zrobić więcej w krótszym czasie, a przy tym czerpać większą przyjemność z tego, co robisz. Innymi słowy, skłonię cię, abyś przestała stosować wyłącznie zegar 24-godzinny (który, tak się składa, pozostaje w zgodzie z męskim cyklem hormonalnym) i wdrożyła równolegle bardziej właściwy dla kobiet zegar 28-dniowy. Niniejsza książka zawiera plan, jak za pomocą biohakingu wspomóc zdrowie i sprawność metodami skrojonymi na twoją miarę, oraz rady, jak je wykorzystać dla dobra nie tylko własnego, ale też twojego otoczenia. Wkrótce przejdziemy do szczegółów. Dowiesz się, w jaki dzień najlepiej wystąpić o awans, uprawiać jogę czy udać się na trening kardio; kiedy zwiększyć ilość spożywanych warzyw liściastych; w którym tygodniu oddać się introspekcji i okazać sobie dobroć; kiedy wreszcie zaszaleć w towarzystwie.
W książce znajdziesz także planer i narzędzie do ewaluacji, dzięki którym na dobre rozprawisz się z przyczynami zaburzeń hormonalnych, przestaniesz być bezbronna i wykorzystasz swój wewnętrzny rytm do osiągnięcia maksymalnej produktywności i szczęścia. Nawet jeśli nie cierpisz na zaburzenia hormonalne, zrobienie użytku z kobiecej fizjologii wyjdzie ci na dobre, ponieważ osiągniesz więcej za cenę mniejszego stresu.
Uczę kobiety w każdym wieku i z całego świata, jak na co dzień stosować Cycle Syncing Method™ – a one przechodzą przemianę, o jakiej nigdy nawet nie marzyły. (Notabene z mojej metody możesz korzystać nawet wtedy, gdy jesteś po menopauzie albo przestałaś krwawić). Bez względu na to, czy sięgnęłaś po tę książkę, aby uporać się z kłopotami zdrowotnymi, zmniejszyć natężenie stresu w swoim życiu czy odkryć, jak uczynić je lepszym, na pewno znajdziesz tu coś dla siebie.
To jest książka dla ciebie, jeśli którekolwiek z poniższych twierdzeń brzmi w twoich uszach prawdziwie.
Starasz się podołać wszystkim obowiązkom, ale masz wrażenie, że zawsze brakuje ci czasu.
Próbujesz dać z siebie wszystko w każdej dziedzinie życia, ale trudno ci utrzymać ten poziom i spełnić własne oczekiwania.
Pragniesz być bardziej kreatywna, bardziej przedsiębiorcza, bardziej konsekwentna, ale pomimo starań ponosisz porażkę.
Użyłaś chyba każdego rodzaju planera, jaki jest na rynku, ale pozostajesz źle zorganizowana.
Zastosowałaś chyba każdą dietę i każdy reżim ćwiczeń, ale rezultaty nigdy cię nie zadowalają.
Interesuje cię biohaking, ale nie masz pewności, od czego zacząć.
Nieustannie czujesz się wyczerpana i przytłoczona przez obowiązki, jakie niesie życie.
Pragniesz w swoim życiu więcej zabawy i radości, ale ledwie starcza ci czasu na załatwienie spraw koniecznych, a do tego masz takie uczucie, jakbyś nie zasługiwała na przyjemności.
Cierpisz na zespół napięcia przedmiesiączkowego, zespół policystycznych jajników, mięśniaki macicy, endometriozę, torbiele jajników, niepłodność lub inne problemy kobiece.
Odbyłaś już wizytę u swego ginekologa, odwiedziłaś gabinet lekarza medycyny integracyjnej, próbowałaś dosłownie wszystkiego – akupunktury, zapłodnienia pozaustrojowego (
in vitro
), antykoncepcji, leków, antydepresantów, terapii skóry, diuretyków, które miały zmniejszyć obrzęki, analgetyków na bolesne skurcze – ale nic z tego ci nie pomogło.
Odżywiasz się zdrowo, ale wciąż masz niepokojące objawy.
Jesteś matką nastolatka albo dziecka w wieku 9–12 lat, a do tego ciągle się borykasz z bolesnymi miesiączkami, problemami skórnymi, nadwagą albo dokuczliwą huśtawką nastrojów.
Jesteś przed menopauzą i doświadczasz jej symptomów.
Twoja relacja z partnerem ani seks nie sprawiają ci tyle radości, ile byś chciała.
Czujesz się oddzielona od swojego ciała lub kobiecej energii.
Uważasz, że przeznaczeniem kobiety jest cierpieć.
Pragniesz jak najlepszego życia, przede wszystkim jednak równowagi.
CZY TA KSIĄŻKA JEST DLA CIEBIE?
Niniejsza książka została napisana dla kobiet, lecz pewne osoby, które identyfikują się jako kobiety, mogą nie mieć biochemicznej i/lub fizycznej konstrukcji, o jakiej mowa dalej. Co zatem w przypadku, gdy jesteś osobą transseksualną, niebinarną bądź też przyjmujesz estrogeny albo testosteron podczas procedury zmiany płci? Prawdopodobnie nie czujesz się przypisana/-y do żadnej z płci. Jakkolwiek się identyfikujesz, w którymkolwiek punkcie swojej podróży na linii płci jesteś, wiedz, że twoja unikatowa sytuacja jest darem. Jak więc masz zastosować Cycle Syncing MethodTM w razie, gdy jesteś – na przykład – osobą transpłciową? Jeżeli zmieniasz płeć na żeńską, ten program może sprawić, że poczujesz silniejszą więź ze swoją kobiecą energią, nawet jeśli nie miesiączkujesz. Jeżeli natomiast zmieniasz płeć na męską, ale wciąż miesiączkujesz, możesz zechcieć się przestawić na zegar 24-godzinny, bardziej liniowy i męski. W takim przypadku zapewne zrezygnujesz z programu cyklicznego. Chcę przez to powiedzieć, że tylko od ciebie zależy, ile wyniesiesz z lektury książki, którą trzymasz w dłoniach.
Na dalszych stronach poznasz wspaniałe kobiety, które przystąpiły do programu i nie tylko rozwiązały dzięki niemu swoje problemy hormonalne, ale też odblokowały swój potencjał – nabrały pewności siebie, która pozwoliła im zrobić rzeczy, o jakich od dawna marzyły. Ty także możesz nabrać pewności siebie.
Kiedy już złapiesz ogólną ideę, będziesz miała z górki. Musisz tylko odrzucić dezinformację i uruchomić moc swego ciała oraz zegar, według którego działa twój organizm. Skończywszy czytać, będziesz wyposażona w naukowe podstawy, plan strategiczny oraz chęć, by natychmiast zmienić swoje życie.
Pomijając te praktyczne korzyści, które poprawią stan twojego zdrowia i zwiększą twoją produktywność, otrzymasz również szansę, aby poczuć się w swoim ciele nareszcie jak u siebie – czy też inaczej: odnowisz więź ze swoją kobiecością. Zbyt długo starałyśmy się przeżyć w kulturze wykluczenia; zbyt długo rezygnowałyśmy z samych siebie. Nie musimy już żyć wtłoczone w ten paradygmat. Obecnie kobietom rozpaczliwie trzeba femocentrycznych ram życia. Właśnie dlatego powstała ta książka.
Książka ta:
da ci wolność i pozwolenie, abyś częściej robiła to, co jest dobre dla ciebie;
położy kres niepewności, czym właściwie są hormony i jaki mają na ciebie wpływ poza sprawami tak oczywistymi, jak comiesięczne krwawienie i płodność, abyś wiedziała, czego się spodziewać i jaką przewagę ma kobieta;
nauczy cię biohakingu, aby kwestie hormonalne nigdy więcej nie obróciły się przeciwko tobie;
wyposaży cię w plan, jak używać swojej hormonalnej przewagi, aby żyło ci się łatwiej, radośniej i bardziej FLO.
W rozdziale 1 odkryjesz prawdę o zdumiewającym kobiecym ciele i zapomnisz o dezinformacji, przez którą kobiety czują niepewność i wstyd, a nawet mają różnorakie problemy natury zdrowotnej. Opowiem ci swoją sagę hormonalną, dzięki której zrozumiesz, dlaczego tak często jesteśmy źle rozumiane i dlaczego stawiane nam diagnozy nie zawsze są poprawne.
W rozdziale 2 opiszę różnice między rytmem 24-godzinnym (dobowym) a rytmem 28-dniowym (miesięcznym), odsłaniając przed tobą nowe podejście do kwestii zarządzania czasem, produktywności i sukcesu, dzięki czemu wyrwiesz się z kieratu i zaczniesz żyć w zgodzie ze swym naturalnym rytmem.
W rozdziale 3 przedstawię funkcjonowanie żeńskiego układu endokrynnego i wyjaśnię, jak twoje hormony wpływają na twój nastrój, chemię mózgu, układ odpornościowy, poziom energii i inne. W rozdziale tym zwrócę twoją uwagę na fakt, że ilekroć ktoś podważa dobroczynność żeńskiego układu endokrynnego, wynika to z uwarunkowania kulturowego, nie zaś z prawdy naukowej, i skutkuje twoim zwątpieniem w mądrość własnego organizmu. Nauka dowodzi, że zamiarem natury było, abyś pozostawała w zgodzie ze swoim cyklem, dlatego możesz z otwartością powitać ten nowy, femocentryczny styl życia.
Z rozdziałów 4, 5 i 6 nauczysz się, jak stosować Cycle Syncing Method™ w odniesieniu do diety, sprawności i zarządzania czasem. Pokażę ci, że biohaking oznacza dbanie o siebie. Dowiesz się, jak się odżywiać, aby wspierać swoje hormony w każdej fazie cyklu, odkryjesz, jak osiągać lepsze wyniki mniejszym nakładem sił, a także poznasz pomocne narzędzia służące do planowania.
Zestaw biohakerki zamieszczony po rozdziale 6 pozwoli ci się zapoznać ze sposobami, dzięki którym zachowasz w równowadze swoje hormony, tym samym przeistaczając swój cykl w źródło mocy i wiedzy zamiast bólu. Pragnę pomóc ci w rozwiązaniu problemów z miesiączkowaniem, aby twoim udziałem stały się niesamowite korzyści wynikające z życia w zgodzie z własnym cyklem menstruacyjnym. Nieregularne miesiączki, niepłodność i inne zaburzenia hormonalne przestaną być twoim problemem!
Czytając rozdział 7, przekonasz się, jak prowadzić życie zawodowe i jak postrzegać produktywność oraz sukces przez pryzmat cyklu menstruacyjnego, aby twoja kariera była bardziej zrównoważona – bez względu na to, czy jesteś szeregową pracownicą, która dopiero wytycza ścieżkę zawodową, czy też założycielką start-upu w początkowym stadium, szefową korporacji mającą pod sobą setki osób czy ochotniczką działającą w sektorze non profit celem ratowania świata.
W rozdziale 8 rozprawimy się z mitami, którymi nas wszystkie karmiono na temat miłości i seksu. Znajdziesz tam wszelkie potrzebne informacje o komunikacji, więzi, intymności, orgazmie i grze wstępnej – oczywiście w odniesieniu do twojego cyklu menstruacyjnego.
W rozdziale 9 odkryjesz, jak wydostać się spod presji, która każe ci być idealną matką przez cały czas, i nauczysz się funkcjonować w zgodzie z rzeczywistością 4 faz cyklu.
W rozdziale 10 pokażę ci, że nie warto odwracać się od kobiecej energii i mocy, ponieważ to od nich zależy twoje zdrowie, sukces, związek z partnerem, a także dobrostan twoich córek.
To więcej niż książka. To abecadło femocentrycznego życia. To stosowana z umiarem galwanoterapia, dzięki której współczesne kobiety mogą przyjrzeć się sobie, czyniąc swój punkt widzenia i swoje ciało centralnym punktem odniesienia. Lektura całości stanie się katalizatorem zmiany w twoim stylu życia – bez względu na to, z jakiego środowiska się wywodzisz i w jakim wieku jesteś. Nieważne, w którym punkcie się znajdujesz. Kobiety nie są maszynami działającymi bez ustanku w trybie wzmożonej produktywności, mając na uwadze wyłącznie rezultaty. Nic w naturze takie nie jest. Wystarczy, że zaczniemy znów żyć w zgodzie z 4-fazowym cyklem, który wyznacza kobiece ciało. Wtedy – i tylko wtedy – będziemy w stanie wieść życie, jakie powinno być udziałem każdej kobiety: w pełni wolne.
Gdy już odkryjesz na nowo rytm, według którego powinnaś żyć, z pewnością zapytasz: dlaczego nie uczą nas tego od dziecka? Czyż nie byłoby wspaniale wiedzieć to wszystko co najmniej od okresu dojrzewania? Nie ma innego sposobu na udane życie, jak tylko przedkładać własny najlepszy interes nad wszystko inne. Jakkolwiek frustrujące jest zdobycie tej wiedzy tak późno, mamy motywację, aby walczyć o lepszą przyszłość dla siebie i reszty dziewcząt oraz kobiet.
Właśnie teraz jest odpowiedni moment, aby pochwycić tę okazję. Czasy się zmieniają – na naszych oczach zachodzi długo wyczekiwana i bardzo potrzebna zmiana w percepcji kobiecego ciała, a także w oczekiwaniach odnośnie do opieki zdrowotnej. W ciągu minionych kilku lat – w dużej mierze dzięki przedstawicielkom pokolenia Y6, które zawładnęły mediami społecznościowymi – uświadomiłyśmy sobie kilka kluczowych spraw:
Tabu i mity otaczające krwawienie miesiączkowe są przestarzałe i fałszywe i służą wyłącznie patriarchatowi, który nas tłamsi.
Hormony wpływają na znacznie więcej niż tylko nasz cykl menstruacyjny – regulują nasz nastrój, kreatywność, poziom energii itp.
Nasze potrzeby związane z miesiączką nie są w adekwatny sposób brane pod uwagę przez konwencjonalną służbę zdrowia.
Cykl menstruacyjny nie jest adekwatnie brany pod uwagę przez medycynę integracyjną, biohaking i badania z dziedziny nauk medycznych.
Działając na rzecz zmniejszenia nierówności między płciami w miejscu pracy i generalnie w społeczeństwie, musimy pamiętać, że walka o właściwe potraktowanie naszych potrzeb hormonalnych może być tą ostatnią na drodze do obalenia patriarchatu. Po tym, jak zaczęło się mówić głośno o menstruacji, kobiety chcą usłyszeć o negatywnych skutkach ubocznych środków antykoncepcyjnych, chcą zobaczyć, jak pracownicy służby zdrowia w adekwatny sposób podchodzą do ich problemów hormonalnych, wyczekują badań naukowych skrojonych na miarę każdej z płci.
Zasługujemy na coś więcej.
Zasługujemy, by żyć na własnych warunkach i według własnej miary czasu.
1 Rupi Kaur, Słońce i jej kwiaty, przeł. Anna Gralak, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2018, s. 435.
2 Biohacking (ang.) – optymalizacja stanu zdrowia naturalnymi metodami, poprzez modyfikację biologii ludzkiego organizmu, za pomocą m.in. odpowiednich praktyk, diety i suplementów.
3 Flo (ang.) – alternatywna pisownia wyrazu flow. Flow (rzeczownik) może znaczyć tyle co „upływ, przepływ, przypływ, fala, strumień, prąd”; flow (czasownik) zaś dosłownie znaczy „płynąć”, ale też „broczyć”, a w dowolnym tłumaczeniu: „płynąć z prądem, unosić się na fali, toczyć się swobodnie, przebiegać bez zakłóceń”. W kontekście kobiecości flow kojarzy się automatycznie z menstrual flow, czyli krwawieniem miesięcznym. W psychologii termin flow („przepływ”) oznacza „doznanie uniesienia, uskrzydlenie”. Autorka mianem FLO określa stan pozostawania kobiety w zgodzie z własnym wewnętrznym 28-dniowym rytmem biologicznym (cyklem menstruacyjnym).
4 Na potrzeby przekładu niniejszej książki przyjęto dwie równoprawne wersje tłumaczenia tej nazwy: Metoda Synchronizacji Cyklu oraz synchronizacja cyklu.
5 Alisa Vitti, Kod kobiety: ustabilizuj swój cykl, odzyskaj równowagę hormonalną, wspomóż swoją płodność – bądź seksowna i pełna energii!, przeł. Krzysztof Światły, Wydawnictwo Purana Krzysztof Ciesielski, Wrocław 2014.
6 Pokolenie Y – milenialsi, osoby urodzone w latach 80. XX w., których wejście w dorosłość przypadło na przełom stuleci.
Lata trwa, zanim kobieta się oduczy
czuć winną za to, co jej wpojono1.
AMY POEHLER
1 Amy Poehler, Yes, please (Tak, proszę), Dey Street Books, 2015, (przekład własny).
Dziewczętom się wpaja, że ich ciało jest niedoskonałe, podczas gdy każdy chłopiec od najmłodszych lat słyszy, że za pomocą swojego ciała może sobie podporządkować środowisko.
GLORIA STEINEM
Doskonale pamiętam dzień, było to w ósmej klasie, kiedy na biologii wreszcie przeszliśmy do rozdziału o rozrodczości człowieka. Uwielbiałam naszego nauczyciela, pana Binga. Uwielbiałam szkołę. A ze wszystkich przedmiotów najbardziej lubiłam biologię. W moim odczuciu łączyła ona filozofię, sztukę i przyrodę i nie sprawiała mi najmniejszych kłopotów. Po tamtym dniu spodziewałam się czegoś wyjątkowego. Pan Bing rozpoczął lekcję jak zwykle krótkim wprowadzeniem w temat, po czym przez kwadrans czytaliśmy wskazane strony z podręcznika, później zaś był czas na dyskusję i pytania. Tuż przed dzwonkiem przyszła pora na wyznaczenie projektów do zrealizowania. W przeszłości tworzyliśmy model helisy DNA czy żywej komórki, a także poddawaliśmy sekcji krowie oko i żaby. Ale mnie najbardziej się podobało obserwowanie wybranego drzewa od wiosny do zimy, zbieranie pączków, liści i kwiatów, suszenie ich między kartkami grubej książki i rysowanie poszczególnych elementów. Ten projekt wiele mnie nauczył o naturalnym rytmie życia: trzeba czasu, żeby nasionko wykiełkowało, żeby rozwinęła się z niego roślina, zakwitła i wydała owoce, po czym na koniec zwiędła. Ta lekcja pozostała ze mną na długo, lecz jeszcze bardziej mi się podobała obecna. Siedząc w ławce, nie posiadałam się z ekscytacji, gdy pan Bing ogłosił temat: rozrodczość człowieka. Z zapałem oddałam się lekturze. Tak się złożyło, że najpierw czytaliśmy o produkcji spermy. Język był bardzo sugestywny – szło to mniej więcej tak:
Jądra są fabryką, w której odbywa się intensywna produkcja. Powstaje w nich codziennie od dwustu do trzystu milionów plemników. Każdy z nich jest idealnie przystosowany do dostarczenia materiału genetycznego komórce jajowej – a to za sprawą kształtu, wici oraz składników odżywczych, którym zawdzięcza ruchliwość i mobilność zapewniające mu osiągnięcie jedynego celu, jakim jest dotarcie do jajeczka i zapłodnienie.
O rany, zachwyciłam się, ale ta natura jest przemyślna! Gdybym miała jądra, tobym była dumna.
Następnie przeszłam do podrozdziału o kobiecym układzie płciowym. Nie mogłam się doczekać, aż przeczytam o niesamowitej maszynerii wewnątrz mojego ciała. Tymczasem natknęłam się na coś takiego:
Po wyprodukowaniu i uwolnieniu komórki jajowej z jajnika dalsze wydarzenia mogą przybrać dwojaki obrót. W razie gdy dojdzie do zapłodnienia, śluzówka macicy grubieje, tworzy się łożysko i tak powstaje nowe życie w zaciszu matczynego łona. W przeciwnym razie śluzówka złuszcza się i opuszcza ciało, a cykl zaczyna się od nowa.
I to wszystko? – zdziwiłam się.
Najbardziej uderzyła mnie zmiana tonu, lekkie potraktowanie tematu i przejście do porządku dziennego nad tym, co się z nami dzieje – no wiesz, krwawimy i nie umieramy, i jeszcze produkujemy idealne miniaturowe kopie człowieka, zupełnie jak z drukarki 3D. Nic wielkiego! Podręcznik sugerował uczucie rozczarowania w razie braku zapłodnienia. Przedstawiał nasz cykl menstruacyjny jako coś, co ma wartość wyłącznie w kontekście prokreacji mężczyzn i produkowania potomstwa. Oczywiście miałam tylko 14 lat – co więc mogłam wiedzieć? Cóż, byłam tą dziewczynką, którą okres dojrzewania zafascynował do tego stopnia, że przed paroma laty – zaraz po pierwszej pogadance w ramach edukacji seksualnej w szóstej klasie – założyła z trzema najlepszymi koleżankami Klub Okresowy. Miał on dwa zadania: po pierwsze, próbę odgadnięcia, która z nas dostanie okresu przed pozostałymi, i po drugie, zapewnienie sobie nawzajem alibi podczas wycieczek do toalety dla sprawdzenia, czy zaczęłyśmy krwawić. Tak więc podczas pamiętnej lekcji biologii już od kilku dobrych lat z napięciem wyczekiwałam wkroczenia w dorosłość. Najprawdopodobniej dlatego tak boleśnie odczułam nijakość przytoczonego wyżej opisu. Poczułam się nim wręcz urażona.
Ten dysonans poznawczy miał swój ciąg dalszy. Równie dziwaczny ton i głęboko niepokojące ignorowanie mocy kobiecego ciała powtarzały się praktycznie w każdym kontekście na kolejnych etapach nauki, po tym jak z lekcji pana Binga przez liceum trafiłam na studia pierwszego stopnia w słynnym Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa (Johns Hopkins University). Suche fakty – począwszy od długości „normalnego” cyklu, a skończywszy na „standardowym” czasie potrzebnym do całkowitego rozwarcia szyjki macicy w trakcie porodu – prezentowane studentkom i studentom w kliniczny, zgoła mechaniczny sposób w żadnym razie nie oddawały sprawiedliwości nam, kobietom. Co gorsza, taki sposób przedstawiania wiedzy niósł tylko pozornie nieszkodliwe implikacje, że jeśli któraś z nas jest odstępstwem od normy, stanowi rozczarowanie dla natury i kwalifikuje się do interwencji medycznej.
Wracając do moich uczuć – czułam się nie tylko urażona, ale też wściekła. Dlaczego opis kobiecej rozrodczości nie był utrzymany w takim samym pozytywnym tonie jak opis produkcji spermy? Chciałam przeczytać w podręczniku coś w stylu:
Żeński układ płciowy to szczytowe osiągnięcie ewolucji [i rozrodczości] człowieka. Wydajny i wysoce elastyczny, za pomocą siedmiu koncertowo współdziałających ze sobą hormonów pozwala na zaistnienie w każdym cyklu menstruacyjnym czterech wysublimowanych procesów takich jak: rozwój licznych pęcherzyków jajnikowych, owulacja, rozrost błony śluzowej macicy (na wypadek zapłodnienia) i jej złuszczenie w razie, gdy do zapłodnienia nie dojdzie. W sytuacji gdy plemnik wniknie do wnętrza komórki jajowej, następująca w wyniku tego ciąża stanowi cud sam w sobie. Tempo wzrostu płodu – możliwe dzięki zmianom w poziomie hormonów w ciele kobiety, w funkcjonowaniu jej układu odpornościowego i w jej metabolizmie – dosłownie zdumiewa. Nie mniej znaczące jest to, że rozwój płodu ma zbawienny wpływ na organizm kobiety. Poród, który zdaje się ekstremalnym fizycznym zagrożeniem, to najlepszy przykład, jak czerpiąc ze swej siły, kobiece ciało bezpiecznie wydaje na świat dziecko i nie traci nic ze swego dobrostanu. Przepełniony siłą życiową organizm kobiety jest w stanie utrzymać regularność cyklu menstruacyjnego i przeprowadzić proces reprodukcyjny od początku do końca między innymi dzięki bardziej wydajnej przyswajalności składników odżywczych, lepiej rozwiniętemu układowi odpornościowemu, nieco wolniejszemu metabolizmowi, jak również większej liczbie połączeń neuronalnych między dwiema półkulami mózgu. Ta biologiczna precyzja przesądza o tym, że kobieta jest wrażliwa na siebie samą, na swoje ciało, na otoczenie i na środowisko, tak by podejmować możliwie najlepsze decyzje, co ma istotne znaczenie o tyle, że za sprawą natury to na niej spoczywa odpowiedzialność za stworzenie następnego ludzkiego pokolenia. A jeśli nie w tym upatruje sensu swojej egzystencji, ta sama biologia czyni z niej silną i wrażliwą przywódczynię we własnej społeczności i na arenie międzynarodowej.
Fakt, że nie tego się uczy młodych chłopców i dziewczęta, jest tragiczny i bardzo, ale to bardzo niewłaściwy. Ponieważ od dawna studiuję układ endokrynny kobiet i ponieważ w swoim życiu zawodowym pomagam kobietom odnaleźć łączność ze swoim cyklem menstruacyjnym, mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że jakikolwiek opis, który wzbudza mniejszy podziw u czytelnika, jest zwyczajnie daleki od prawdy.
Zrozumienie, dlaczego kobieca rozrodczość nie jest opisywana, tak jak powinna, w całej swojej chwale, zabrało mi lata. A gdy już to pojęłam, dosłownie opadła mi szczęka. Otóż przyznanie, jak wielka jest rola kobiety w świecie, kompletnie zmieniłoby dynamikę w kulturze globalnej. Gdybyśmy wszyscy się zgodzili, że pod względem biologicznym kobieta wcale nie jest słabszą płcią, musiałyby się zmienić bez przesady wszystkie normy społeczne, dzięki czemu nareszcie odzyskałybyśmy należną nam równoważną pozycję. Najwyraźniej jednak patriarchat ani myśli na to pozwolić. Nie muszę tu chyba przywoływać opowieści o wielotysiącletnich prześladowaniach kobiet we wszystkich niemal cywilizacjach i kulturach. Pozwolę sobie tylko zwrócić uwagę na fakt, że sposób, w jaki każe nam się patrzeć na własne ciało – zaczynając od bagatelizujących nas podręczników, a kończąc na tym, jak traktują nas pracownicy służby zdrowia – nie tylko wspiera i pogłębia te prześladowania, ale też czyni kobietę własną prześladowczynią. Skoro bowiem wierzymy, że naszym przeznaczeniem jest cierpienie, skoro nie oczekujemy funkcjonowania bez bólu, jak mamy uwierzyć, że dysponujemy mocą, dzięki której jesteśmy w stanie usprawnić swój układ hormonalny.
Nie wiedząc, co naprawdę się dzieje z naszym ciałem – pozwalając, by biologia naszego organizmu była dla nas martwą strefą – nie jesteśmy zdolne stanąć na własnych nogach. Nie wiemy, kim jesteśmy. Dorastamy w braku przekonania, że natura wyposażyła nas w zdolności przywódcze. Z tych powodów codziennie żegnamy się ze swoją potęgą na tysiąc różnych sposobów: zaprzeczamy własnej naturze, usiłując się wpasować w zdominowaną przez mężczyzn kulturę, nieustannie cierpimy przez rozszalałą rozregulowaną gospodarkę hormonalną, staramy się okiełznać swoją siłę życiową, gdyż nigdy nas nie nauczono, jak właściwie dbać o nasz cudownie skomplikowany organizm.
Bądźmy ze sobą szczere – edukacja seksualna w szkole była do kitu. Media i przekazy zawarte w reklamach wmówiły ci, że miesiączka to coś brudnego, co należy ukrywać przed światem. Te mity w połączeniu z brakiem odpowiedniej edukacji sprawiają, że nie dbasz o siebie tak, jak powinnaś. W kulturze zachodniej uważa się powszechnie, że kobieta ma bez końca pracować nad swoim ciałem, podczas gdy ciało mężczyzny jest gotowym narzędziem, za pomocą którego wykuwa on swoje życie. Czy zatem może dziwić, że nie pozostajemy w zgodzie z własnym cyklem? Z winy złego wprowadzenia w świat kobiecości robimy co w naszej mocy, by stłamsić napędzającą nas biologię, upatrując w tym drogi do sukcesu. Ale to tak nie działa. Wszystko, czego chciałaś się pozbyć: nadwaga, zespół napięcia przedmiesiączkowego, wypryski – wraca jak bumerang. Podejmowane przez ciebie wysiłki, by wspiąć się o szczebel wyżej na drabinie kariery czy nareszcie otworzyć własną firmę, kosztują cię więcej zdrowia, niżbyś chciała. Obarczona niewidzialną pracą, w kieracie tej rzeczywistej i – przynajmniej w przypadku niektórych z nas – uwikłana w macierzyństwo, do tego wszystkiego narzucasz sobie jeszcze reżim dbania o formę fizyczną. Nie zdajesz sobie sprawy z jednego – z tego, że ta nasza ciągła walka, to nasze ciągłe wyczerpanie i nieustanny brak kreatywności bierze się stąd, że wszystko, po co sięgamy, żeby sobie pomóc: diety, metody uzdrawiania, a nawet narzędzia pozwalające zarządzać czasem, niestety istnieje w oderwaniu od kobiecego cyklu. Zdecydowana większość porad, do których się stosujesz, jest przeznaczona dla mężczyzn – z założeniem (zdrowo naciąganym założeniem), że to samo, co sprawdza się w ich przypadku, sprawdzi się też w naszym. Pora przejrzeć na oczy: to nieprawda.
Szkodliwa edukacja uczyniła nam wiele złego. Pora z nią skończyć!
Szkodliwa edukacja odpowiada za wiele mitów dotyczących miesiączki. To one sprawiają, że czujemy się źle w związku z naszym cyklem menstruacyjnym, we własnym ciele i generalnie w odniesieniu do swojej kobiecości. Najwyższa pora wyjaśnić sobie parę spraw.
Huśtawka nastrojów. Wzdęcia. Wypryski. Ciągle słyszymy, że te przedmiesiączkowe objawy są normalne. Wiadomość z ostatniej chwili: nie są. Ten konkretny mit o zespole napięcia przedmiesiączkowego jest niezwykle szkodliwy, ponieważ zmusza cię do niepotrzebnego cierpienia. Przez uwarunkowanie, że ból i problemy są nieuniknione, z góry się poddajesz i nie szukasz rozwiązania. Lecz mit ten wyrządza także inne, poważniejsze szkody. Pomaga lekceważyć nasze uczucia, opinie i osądy. Służy dewaluacji kobiet, które nazywa się istotami hormonalnymi (jakby mężczyźni nie produkowali hormonów!).
Jak jest naprawdę? Badania wykazały, że objawy zespołu napięcia przedmiesiączkowego występują wyłącznie wtedy, gdy w fazie ciałka żółtego (lutealnej) poziom estrogenów i progesteronu jest niezbalansowany. Za nierównowagą tą może stać sposób odżywiania – na przykład przyjmowanie zbyt dużej ilości kawy, cukru czy nabiału, jak również wszelakie metody odchudzania, dieta sokowa czy niskotłuszczowa – a także niedobór kobiecej energii, którego każda z nas doświadcza w okresie okołomenopauzalnym. Badania BioCycle Study przeprowadzone pod egidą Narodowych Instytutów Zdrowia (National Institutes of Health, NIH) wykazały, że im dłużej kobieta cierpi na zespół napięcia przedmiesiączkowego, tym większe grozi jej ryzyko, że po menopauzie zachoruje na któryś z nowotworów, jakąś chorobę serca, cukrzycę lub demencję. Jeśli kobieta żyje w zgodzie ze swoim cyklem, odżywia się prawidłowo i dba o kobiecą energię, objawy zespołu napięcia przedmiesiączkowego znikają. Co więcej, faza lutealna może ci przynieść jasność spojrzenia i poczucie kierunku, a także rozbudzić twoją intuicję. Zmienisz w tym czasie swoje podejście do obowiązków i możliwości, zabierając się – dosłownie i w przenośni – do robienia porządków. Faza lutealna to czas, kiedy powinnaś postawić siebie na pierwszym miejscu. Gdybyśmy wszystkie tak myślały, znacznie mniej z nas doświadczałoby objawów zespołu napięcia przedmiesiączkowego.
Ponad połowa kobiet w wieku reprodukcyjnym wyznaje, że cierpi na ból podbrzusza przez jeden–dwa dni w miesiącu. Przyłapałaś się kiedyś na myśli, że menstruacji muszą towarzyszyć bolesne skurcze lub wręcz że jako na kobiecie ciąży na tobie klątwa boleści w te dni? Skoro całe życie słyszysz, że bolesna miesiączka to rzeczywistość, z którą musisz się pogodzić, przyjmujesz to za fakt i nie spodziewasz się poprawy. Halo! Wcale nie musisz mieć skurczów.
Jak jest naprawdę? Tak, twój organizm produkuje pewien typ prostaglandyny, mianowicie PgE2 wywołującą skurcze macicy, które odbierasz jako ból podbrzusza. Ale czy wiedziałaś, że w twoich żyłach płyną także dwa inny typy prostaglandyny – PgE1 i PgE3 o działaniu przeciwskurczowym, przynoszące ci ulgę? Te naturalne środki przeciwbólowe dwakroć szybciej hamują skurcze, niż PgE2 je wywołuje. A najlepsza wiadomość jest taka, że odżywiając się odpowiednio we wcześniejszych fazach cyklu, dostarczasz organizmowi budulec do produkcji dobrej prostaglandyny, która nie pozwala ci cierpieć podczas miesiączki.
Jeśli się nie różnisz od większości kobiet, z którymi mam okazję rozmawiać, prawdopodobnie uważasz, że pomimo stosowania pigułki antykoncepcyjnej nadal miesiączkujesz. W końcu wiele kobiet zażywających pigułkę krwawi co miesiąc.
Jak jest naprawdę? To, czego doświadczasz przy stosowaniu pigułki antykoncepcyjnej, nie jest prawdziwą miesiączką. W rzeczywistości jest to „krwawienie po przerwaniu podawania pigułek antykoncepcyjnych” i pod względem fizjologicznym nie ma ono nic wspólnego z naturalnie występującym krwawieniem, które kończy cykl menstruacyjny. Zapewne zdziwi cię informacja, że tak zwane pigułki placebo, znajdujące się w większości opakowań pigułek antykoncepcyjnych, zostały wymyślone przez marketingowców. W początkach antykoncepcji hormonalnej producenci leków uznali, że brak krwawienia może niepokoić kobiety, które z tego powodu nie będą chciały stosować pigułki. Tak powstał tydzień placebo. Aby wystąpiła u ciebie miesiączka z prawdziwego zdarzenia, musisz przejść owulację, a pigułka antykoncepcyjna nie dopuszcza właśnie do tej najistotniejszej fazy cyklu. Bez owulacji twój cudowny cykl menstruacyjny jest utrzymywany w ciągłej fazie niskiego stężenia hormonów, co uniemożliwia wystąpienie miesiączki. Co więcej, pigułka antykoncepcyjna nie pomaga w przywróceniu równowagi hormonalnej; ona tylko hamuje ekspresję hormonów i sprawia, że całymi latami albo wręcz dekadami cierpisz z powodu przeróżnych objawów, nic z nimi nie robiąc, co wpływa na pogorszenie się twojego ogólnego stanu zdrowia. Do tego dochodzą wszystkie te niemiłe działania uboczne – mówię o naprawdę wszystkich, a nie tylko tych wymienionych w ulotce dołączonej do opakowania pigułek. We fragmencie tej książki zatytułowanym Zestaw biohakerki przeczytasz o licznych minusach stosowania antykoncepcji hormonalnej, o jakich pewnie nigdy nie słyszałaś od swojego ginekologa – a pigułka może powodować deficyt składników odżywczych, rozregulowuje twój mikrobiom (florę bakteryjną jelit) i zwiększa ryzyko depresji.
Co kilka lat ogłasza się, że nie ma powodu, aby współczesna kobieta miesiączkowała, i że właściwie byłybyśmy zdrowsze, gdybyśmy nie krwawiły co miesiąc. Niektórzy ginekolodzy pozwalają swoim pacjentkom na ignorowanie pigułek placebo i na ciągłe zażywanie pigułek antykoncepcyjnych, by pozbyć się krwawienia na dobre.
Jak jest naprawdę? Owszem, to wspaniałe, że jako gatunek nauczyliśmy się panować nad cyklem menstruacyjnym kobiety i hamować owulację, lecz nie znaczy to, że powinnyśmy korzystać z tej możliwości. Mądrość natury znacznie przekracza inteligencję człowieka, a to przecież natura wyposażyła nas w cykl z myślą o naszym, kobiecym, dobrostanie na dłuższą metę. Manipulowanie przy tym idealnie wyregulowanym systemie, aby pozbyć się miesiączki, wywołuje działania niepożądane i zagraża naszemu zdrowiu. Owulacja, a więc także menstruacja odgrywa ważną rolę w ochronie naszego zdrowia w dłuższej perspektywie czasowej, chroniąc nas przed osteoporozą, chorobami serca, rakiem piersi i demencją. Każda owulacja odkłada do „banku” korzyści, które zostaną użyte później, po menopauzie. Cykl menstruacyjny jest tak kluczowy dla naszego zdrowia i dobrostanu, że Amerykańskie Kolegium Położników i Ginekologów (American College of Obstetricians and Gynecologists) ogłosiło miesiączkę piątym parametrem życiowym obok pulsu, temperatury, częstości oddechu i ciśnienia tętniczego. Brak miesiączki jest traktowany jako problem zdrowotny polegający na obniżeniu poziomu estrogenów i wiązany z chorobami serca oraz osłabieniem kości. Jeżeli miesiączka zanikła u ciebie z powodu zespołu policystycznych jajników albo jeżeli występuje nieregularnie, oznacza to, że twój cykl jest zaburzony, czemu mogą towarzyszyć także trądzik, huśtawka nastrojów i nadwaga. Pojawiający się co miesiąc jak w zegarku okres jest równie ważny dla twojego zdrowia jak prawidłowe ciśnienie krwi przy dorocznym badaniu kontrolnym. Dlatego zalecam, abyś kontrolowała, jakie masz miesiączki – czy są skąpe czy obfite, ile trwają, jaka jest konsystencja wydalanej z organizmu krwi i jej kolor. To pozwoli ci być na bieżąco ze swoim stanem zdrowia. We fragmencie książki zatytułowanym Zestaw biohakerki przyjrzymy się menstruacji dokładniej, abyś umiała ocenić kolor krwi miesiączkowej, zaradzić problemom z okresem i generalnie ustabilizować swój cykl.
Gdy złapiesz przeziębienie, czekasz, aż samo przejdzie, czy podejmujesz jakieś działania, aby przyśpieszyć proces zdrowienia? Jasne, że warto łykać witaminę C, więcej odpoczywać, generalnie bardziej o siebie dbać. Czy więc to nie dziwne, że doznając objawów związanych z miesiączką, takich jak ból podbrzusza, zbyt obfite lub zbyt skąpe krwawienie, zwykle ignorujemy problem? Uwierzyłyśmy, że bolesne miesiączkowanie to norma, i nic z tym nie robimy.
Jak jest naprawdę? Ten sposób myślenia wynika bezpośrednio z marnej edukacji, jaką odebrałyśmy na temat naszych hormonów, także tej w zakresie ich wspierania. W rzeczywistości jak najbardziej możesz przybrać czynną postawę, odmienić oblicze swojego układu endokrynnego i przestać cierpieć z powodu miesiączki. Tak samo jak nie musisz cierpieć z powodu przedłużającego się niepotrzebnie przeziębienia. Wystarczy, że wprowadzisz w swoim życiu kilka zmian – w sposobie odżywiania, aktywności fizycznej, przyjmowanych suplementach oraz metodach zarządzania czasem – a rezultaty zobaczysz już w kolejnym cyklu.
JESTEŚ PRAWDZIWĄ FABRYKĄ BIOLOGICZNĄ
Kobiety ze swej natury są zasobne. Rodzimy dzieci, krwawimy co miesiąc, produkujemy mleko, a nawet hodujemy w swojej pochwie bakterie, które mają ogromne znaczenie dla mikrobiomu noworodka. Praktycznie wszystkie funkcje, które pełnimy, służą rozpowszechnianiu życia. Dla przykładu sprawdź, jaką potęgą są twoje płyny ustrojowe.
Krew miesiączkowa. Badacze odkryli, że komórki macierzyste znajdujące się w krwi miesiączkowej potencjalnie mogą być wykorzystywane do leczenia udaru mózgu, chorób wątroby i innych przypadłości. Okres nagle przestał się wydawać taką brudną sprawą, prawda?Mleko. Najnowsze badania sugerują, że podczas karmienia sutki wchłaniają ślinę niemowlęcia, co skłania gruczoły mleczne do wydzielania wraz z mlekiem przeciwciał skierowanych przeciwko konkretnym drobnoustrojom. W 2013 roku badacze udowodnili, że skład mleka kobiecego zmienia się błyskawicznie w reakcji na infekcję u niemowlęcia. Zupełnie jakby karmiąca mama była chodzącą apteką!Wydzielina z pochwy. Bakterie obecne w kanale rodnym zasiedlają układ pokarmowy noworodka, co gwarantuje mu zdrowy rozwój. U dzieci, które przychodzą na świat w wyniku cięcia cesarskiego i są pozbawione kontaktu z bakteryjną florą pochwy w czasie porodu, istnieje znacznie większe ryzyko wystąpienia przewlekłych chorób autoimmunologicznych, takich jak astma, alergie, młodzieńcze idiopatyczne zapalenie stawów, nieswoiste zapalenia jelit, a nawet białaczka – według opublikowanych w 2014 roku wyników badania, które prowadzono przez 35 lat na dwóch milionach dzieci. Świat medyczny nareszcie zaczął zwracać uwagę na ten kluczowy proces. Przeprowadzone w 2016 roku pilotażowe badanie polegające na rozsmarowywaniu wydzieliny pochwowej matki na ciele i ustach noworodka przyniosło obietnicę zdrowego mikrobiomu dzieciom przychodzącym na świat w wyniku cięcia cesarskiego. Pochwa każdej z nas ma wielką moc!Równocześnie prowadzone są dalsze badania dotyczące przeszczepu flory kałowej, polegającego na przeniesieniu odrobiny kału zdrowego dawcy do organizmu biorcy, dzięki czemu powinno być możliwe leczenie dolegliwości takich jak choroba Leśniowskiego-Crohna oraz wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Dlaczego więc nie zwrócić się ku skarbom skrywanym w kobiecym ciele? Nasze szeroko postponowane płyny ustrojowe mają ogromny niewykorzystany potencjał. Kto wie, jakie odkrycia by poczyniono, gdyby badacze poświęcili kobiecym wydzielinom tyle samo zainteresowania co… cóż… kupie?
Nie ma co udawać: żyjemy w świecie mężczyzn – chociaż trzeba przyznać, że to się wkrótce zmieni dzięki coraz większej liczbie kobiet na kierowniczych stanowiskach w sektorze zarówno prywatnym, jak i publicznym. Kultura zachodnia promuje męską indywidualność i postęp liniowy kosztem wszelkich innych rozwiązań, co znajduje odzwierciedlenie w rozpadzie społeczności i w lekceważeniu stanu naszej planety. Ponadto fundamentalne twierdzenia o zdrowiu człowieka pochodzą z badań prowadzonych przez mężczyzn na mężczyznach. Nawet nasze życie codzienne toczy się w zgodzie z 24-godzinnym męskim cyklem hormonalnym. Bo tak, u mężczyzn także występuje cykl hormonalny! Po prostu nigdy o nim nie mówimy, za to dzień po dniu mu służymy. Niebawem opowiem więcej o hormonach żeńskich, na razie jednak sprawdźmy, jak zachowują się na co dzień hormony męskie.
Rano.
Gdy mężczyzna się budzi, poziom testosteronu i kortyzolu w jego organizmie jest najwyższy, co zapewnia mu energię, komunikatywność, koncentrację i efektywność, a także gotowość do seksu (patrz: poranna erekcja).
Popołudnie.
Obniżający się poziom testosteronu skłania mężczyznę do nawiązywania interakcji z innymi ludźmi. To wtedy chce spotykać się z klientami, współpracować z kolegami i umawiać na randki.
Wieczór.
Poziom testosteronu spada do tego stopnia, że mężczyzna staje się wrażliwy na krążące w jego organizmie estrogeny, przez co najchętniej wyleguje się na kanapie bądź jakoś inaczej wycisza umysł.
Mówi ci to coś? Taki grafik pokrywa się niemal idealnie z codziennym grafikiem nas wszystkich – mężczyzn i kobiet. Budzimy się wcześnie i natychmiast rzucamy odpowiadać na maile. Przed południem staramy się uporać z nawarstwionymi sprawami, po południu zaś czynimy właściwie to samo, odhaczając kolejne punkty na liście rzeczy do zrobienia, mimo że nasza efektywność zdążyła spaść. Po pracy czeka nas happy hour, kiedy to możemy się wyżalić i odparować. Na koniec zasiadamy przed telewizorem, aby zrelaksować się po dniu pełnym sukcesów i porażek.
I tak dzień po dniu przez 365 dni w roku. Proste. Ale czy na pewno? Kobiecy 28-dniowy cykl hormonalny w niczym nie przypomina męskiego 24-godzinnego, ale żyjemy tym ostatnim od tak dawna, że przestałyśmy go kwestionować. Czy kiedykolwiek zadałaś sobie pytanie, czy życie w ten sposób ma sens? Pod względem hormonalnym każdy dzień jest dla mężczyzny nowym początkiem, a my z konieczności przywykłyśmy do takiego organizowania sobie pracy i kontaktów towarzyskich, by mieć na uwadze wyłącznie dzień tygodnia i porę dnia. Tyle że organizm kobiety nie działa w ten sposób. Nasza energia życiowa nie jest niezmienna z dnia na dzień i z tygodnia na tydzień. Nasza efektywność różni się zdecydowanie w zależności od tego, w którym miejscu cyklu menstruacyjnego się znajdujemy. To, kiedy mamy największą ochotę na spotkania z innymi, nie wynika z rozpoczęcia happy hour. O ile zaś mężczyźni ładują akumulatory wieczorem, o tyle nam relaks marzy się w określonym czasie w miesiącu.
Cywilizacja zachodnia ignoruje ważny czynnik, który przesądza o nastrojach i emocjach połowy populacji – nic dziwnego więc, że w swoim mniemaniu kobietom nie powodzi się tak dobrze, jak powinno. Co gorsza, ten brak wiedzy na temat kobiecej fizjologii i jej cyklicznej natury rozciąga się także na środowisko lekarskie. Już w 1995 roku w opublikowanym na łamach „Epidemiologic Reviews” artykule potwierdzono, że świat naukowy lekceważy kobiecy cykl hormonalny. Efekty tego widać w dostępnych dla nas metodach leczenia i ogólnie w opiece medycznej dedykowanej kobietom.
Zdecydowanie zbyt często słyszymy od lekarza, że nasz problem „leży w głowie” czy też że „mamy urojenia”, gdy zwracamy się o pomoc i przedstawiamy swoje symptomy. Takie traktowanie jest powszechne szczególnie w przypadku kłopotów wiążących się z menstruacją, takich jak włókniaki macicy, endometrioza i bolesne miesiączkowanie. W efekcie wiele kobiet nie bada się ani nie diagnozuje na bieżąco, lecz dopiero po upływie wielu lat od wystąpienia objawów. Wiem, bo sama to przeżyłam. U mnie zabrało to siedmiu lat, a i tak musiałam osobiście dostarczyć diagnozę swojej lekarce, ponieważ nigdy nawet nie rozważyła zespołu policystycznych jajników. Bywa też, że nazywają nas hipochondryczkami – badanie Amerykańskiego Towarzystwa Chorób Autoimmunologicznych (American Autoimmune Related Diseases Association) wykazało, że prawie połowa osób, u których ostatecznie stwierdzono jakąś chorobę autoimmunologiczną (a pamiętać należy, że 75% pacjentów cierpiących na choroby autoimmunologiczne stanowią kobiety), początkowo słyszała zarzut, że „zbytnio się przejmuje swoim zdrowiem”. Zastanów się przez moment nad tym ostatnim sformułowaniem. Przeprowadzone w 2010 roku badanie dotyczące bólu chronicznego u kobiet wykazało, że pracownicy służby zdrowia w ich przypadku częściej niż w przypadku mężczyzn składają dolegliwości na karb problemów emocjonalnych, czynników psychogennych, epizodów histerycznych czy ogólnego przewrażliwienia.
Zamiast spotkać się z poważnym potraktowaniem swoich kłopotów zdrowotnych, słyszysz, że to wszystko przez hormony, że na biologicznej loterii wylosowałaś krótszą słomkę, że jedyne leczenie, jakie wchodzi w grę, to przejście na pigułkę lub poddanie się operacji, a nawet że powinnaś się pogodzić z rzeczywistością, bo cierpienie i złe samopoczucie to twoje genetyczne dziedzictwo. Wyobrażasz sobie, aby lekarz powiedział jakiemuś mężczyźnie, że ma pozostać bierny, nic nie robić i nauczyć się żyć ze swoimi symptomami? To niedopuszczalne, że kobietom każe się cierpieć. Maya Dusenbery, amerykańska dziennikarka i autorka, w swojej książce podsumowała to zwięźle: „Objawy zgłaszane przez kobiety nie są traktowane poważnie, gdyż medycyna nie wie wystarczająco dużo o kobiecym ciele i jego chorobach. A nie wie dlatego, że nie traktuje poważnie objawów zgłaszanych przez kobiety”1.
Z drugiej strony jest mnóstwo lekarzy lekką ręką wydających recepty: na pigułki antykoncepcyjne, które rozregulowują twój cykl menstruacyjny, na antydepresanty, które zmieniają chemię twojego mózgu, i wiele innych. Ponad 80 milionów Amerykanek (więcej niż połowa) zażywa co najmniej jeden lek na receptę, a 26 milionów wspiera się pięcioma czy nawet większą liczbą leków zaordynowanych przez lekarza. W wyliczeniu tym nie wzięto pod uwagę miliardów wydawanych bez recepty pigułek, tabletek, kapsułek, pastylek i innych postaci leków, którymi staramy się wyleczyć skutki tego, że zaniedbujemy swój cykl menstruacyjny: trądzik, ból głowy, wyczerpanie, nadwagę, bezsenność, wzdęcia i wiele, wiele innych.
Nawet tak nowy trend jak biohaking – czyli wykorzystywanie odpowiednich składników odżywczych, suplementów i ćwiczeń dla optymalizacji stanu zdrowia – nie spełnia swojej roli, ponieważ nie bierze pod uwagę cykliczności naszej natury. Wystarczy spojrzeć na „przemysł” żywieniowy i fitnessowy. Nie sposób wskazać choć jednej diety ani programu fitness uwzględniających cykl menstruacyjny. Dlaczego? Dlatego że zdecydowaną większość badań przeprowadza się na mężczyznach, nie na kobietach. Na poparcie tych słów garść przygnębiającej statystyki:
Wśród uczestników badań mających na celu opracowanie nowych reżimów ćwiczeń fizycznych zaledwie 39% stanowią kobiety.
A gdy już nosicielki dwóch chromosomów X dostaną się w krąg zainteresowania naukowców, zazwyczaj są badane tylko w pierwszej połowie cyklu albo jeśli stosują antykoncepcję hormonalną.
Prawda jest taka, że od zawsze zaniedbuje się kobiety we wszelakich badaniach – w zakresie medycyny, farmacji i biologii. Poniżej przedstawiam skróconą historię amerykańskich badań naukowych w dziedzinie zdrowia, wykazującą szokujący brak uczestnictwa kobiet.
Rok 1958.
Rozpoczęcie Baltimore Longitudinal Study of Aging (BLSA), które polegało na zbadaniu – zachodzących w wyniku procesu naturalnego starzenia – zmian w fizycznej i psychicznej wydolności organizmu człowieka, jak również w przebiegu chorób przewlekłych. W początkowych dwu dekadach badaniem objęto ponad 1000 mężczyzn i ani jednej kobiety. O tym, aby włączyć kobiety do badania, pomyślano dopiero w 1978 roku.
Rok 1973.
Do pierwszego badania mającego udowodnić zapobiegawczy wpływ estrogenów na choroby serca dopuszczono 8341 mężczyzn i – dobrze zgadujesz! – ani jednej kobiety.
Rok 1982.
Przełomowe Physicians’s Health Study (PHS) udowodniło – dziś powszechnie żywione – przekonanie, że zażywanie małych dawek aspiryny zmniejsza ryzyko chorób serca. W czym więc problem? W badaniu udział wzięło 22 071 mężczyzn i ani jedna kobieta.
Rok 1985.
Ukazał się raport Public Health Service Task Force on Women’s Health Issues, w którym stwierdzono, że „brak zainteresowania badaczy problemami kobiecymi wpłynął negatywnie na poziom opieki medycznej oferowanej kobietom w odniesieniu zarówno do informacji, jak i terapii”.
Do dziś nie nadrobiłyśmy tych zaległości. Ale dlaczego kobiety znalazły się poza nawiasem badań naukowych, mężczyźni zaś stali się głównymi uczestnikami badań klinicznych? Powodów jest wiele, wymienię więc tylko te najważniejsze:
W roli obiektu badań preferuje się mężczyzn.
Mężczyźni są wyposażeni tylko w jeden zegar biologiczny – prosty, rytmiczny, 24-godzinny cykl dobowy, podczas gdy kobiety funkcjonują także według drugiego, bardziej skomplikowanego cyklu 28-dniowego. Naukowcy się zgadzają, że łatwiej i taniej opracowywać badania, biorąc pod uwagę męski ustalony wzorzec zamiast płynnego cyklu hormonalnego kobiet.
Jedno z zakrojonych na szeroką skalę badań klinicznych przed dopuszczeniem leku do obrotu zakończyło się tragedią.
Od tej pory naukowcy pragną chronić kobiety oraz rozwijające się w nich życie. Wady wrodzone u dzieci matek, które w latach 60. XX wieku brały udział w badaniach nad talidomidem, były przyczyną, dla której w 1977 roku amerykańska Agencja Żywności i Leków (U.S. Food and Drug Administration) zakazała kobietom w wieku reprodukcyjnym udziału w jakichkolwiek badaniach klinicznych. W praktyce oznaczało to, że ze wszystkich przedstawicielek naszej płci w badaniach naukowych mogą uczestniczyć wyłącznie kobiety po menopauzie.
Dopiero w 1993 roku zaproponowana przez Narodowe Instytuty Zdrowia ustawa mająca zapewnić kobietom i mniejszościom równość udziału w badaniach klinicznych (NIH Revitalization Act of 1993, Public Law 103–143) nakazywała, aby naukowcy włączali przedstawicielki naszej płci do badań na ludziach, a także odnotowywali wyniki różniące się od tych osiągniętych w przypadku mężczyzn. Od tamtej pory dokonuje się postęp na tym polu, aczkolwiek – jak napisano w 2015 roku na łamach „BMC Women’s Health” – postęp ten „jest bardzo wolny, z dłuższymi przerwami, a nawet z próbami powrotu do poprzedniego status quo, co czyni go niewystarczającym”.
Gdy sobie uświadomić, że fundamentalne badania naukowe w dziedzinie zdrowia do czasu niemal kompletnie wykluczały udział kobiet, staje się jasne, dlaczego nieraz spotykamy się z brakiem zrozumienia naszych kłopotów zdrowotnych, a jeszcze częściej z błędną diagnozą. Problem dodatkowo pogłębia to, że kuleje program finansowania badań nad chorobami powszechnie dotykającymi kobiety. Starania, by wpasować się w Męski Klub, nie pozwalają ci się skupić na własnym ciele i zadbać o nie w zgodzie z jego fizjologicznymi potrzebami.
Ten brak zrozumienia kobiecych kłopotów zdrowotnych jest alienujący. Kiedy podczas sesji pytam, z czym dana kobieta do mnie przychodzi, często słyszę: „Jestem pewnie wyjątkiem, ale zauważyłam u siebie taki symptom…”. Oczywiście objaw okazuje się powszechny. Pierwsze, co robię, to zapewniam taką kobietę, że wcale nie jest wyjątkiem – przeciwnie, jest jedną z wielu i niepotrzebnie czuje się skrępowana. Nie chodzi bowiem wcale o zaburzenie równowagi hormonalnej, którą wyrównałaby suplementacja farmakologiczna. Problem jest złożony i ma dwie składowe. Przede wszystkim za mało się mówi o epidemii przewlekłych zaburzeń hormonalnych u kobiet. Ponadto ani system opieki zdrowotnej dobry dla wszystkich, ani styl życia dobry dla wszystkich, ani nawet fitness dobry dla wszystkich zwyczajnie nie istnieje – za to jedno, drugie i trzecie zostało zaprojektowane głównie pod kątem mężczyzn, ich układu endokrynnego i ich potrzeb. Musimy zatem je przedefiniować, biorąc pod uwagę nasz cykl hormonalny i nasze potrzeby, uczynić to ze stricte femocentrycznego punktu widzenia. Tylko wtedy będziesz mogła przeżyć swoje życie jak najlepiej. Nawet jeśli nie cierpisz na żadne zaburzenia hormonalne, powinnaś zwrócić się ku swojej cyklicznej naturze, ponieważ wyłącznie dzięki temu w pełni wykorzystasz dary, które ma do zaoferowania twoje ciało.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
1 Maya Dusenbery, Doing Harm: The Truth about How Bad Medicine and Lazy Science Leave Women Dismissed, Misdiagnosed, and Sick (Wyrządzanie krzywdy: prawda o tym, jak lekarze i leniwi naukowcy lekceważą kobiety, stawiając nieprawidłowe diagnozy i nie lecząc właściwie), HarperCollins, 2018.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
TYTUŁ ORYGINAŁU:In the FLO: Unlock Your Hormonal Advantage and Revolutionize Your Life
Redaktorki prowadzące: Ewelina Kapelewska, Ewa Pustelnik
Wydawczyni: Justyna Żebrowska
Redakcja: Anna Płaskoń-Sokołowska
Korekta: Małgorzata Denys
Projekt okładki: Ewa Popławska
Ilustracje na okładce: © Tartila; © Lozovytska; © melazerg / Stock.Adobe.com Ilustracje w książce: Terry McGrath DTP: pagegraph.pl
Copyright © 2020 by Alisa Vitti
Copyright © 2022 for the Polish edition Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Copyright © for the Polish translation by Urszula Gardner, 2022
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-67335-48-5
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:
www.facebook.com/kobiece
Wydawnictwo Kobiece
E-mail: [email protected]
Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie
www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Anna Jakubowska