Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
14 osób interesuje się tą książką
Poznaj teorię przepływu, czyli specyficznego stanu umysłu, w którym czujemy się najszczęśliwsi.
Dlaczego tak wielu z nas czuje, że jakość ich życia jest niewystarczająca? Dlaczego tak często dyskretnie towarzyszy nam pustka? Jak doświadczać własnego życia, czując głębokie zadowolenie i wewnętrzny spokój, w świecie, w którym wydaje się to niemożliwe?
Mihaly Csikszentmihalyi to węgiersko-amerykański psycholog, który przez lata szukał odpowiedzi na te pytania. W tej książce przedstawia sformułowaną na ich podstawie teorię przepływu, czyli specyficznego stanu umysłu, w którym czujemy się najszczęśliwsi. Pokazuje też na przykładach, jak ona działa w praktyce. Wszyscy badani – niezależnie od wykonywanego zawodu, pochodzenia czy wieku – doświadczali w swoim życiu zjawiska przepływu, co więcej, opisywali je w niemal identyczny sposób.
Dzięki tej książce zrozumiesz, na czym polega istota „optymalnego doświadczenia” oraz dlaczego niektórzy ludzie bezskutecznie walczą ze złym samopoczuciem, choć osiągają w życiu to, czego chcieli, i dowiesz się, jak odnaleźć radość w pozornie beznadziejnych sytuacjach.
„Uczucia dotyczące nas samych oraz radość, jaką czerpiemy z życia, wynikają bezpośrednio ze sposobu, w jaki nasz umysł filtruje i interpretuje codzienne doświadczenia. Nasze poczucie szczęścia zależy od wewnętrznej harmonii, nie od tego, czy potrafimy kontrolować siły napędzające wszechświat”.
Mihaly Csikszentmihalyi (1934-2021) – węgiersko-amerykański profesor psychologii, ceniony wykładowca, założyciel Quality of Life Research Center – organizacji non profit prowadzącej badania z dziedziny psychologii pozytywnej. Wyjątkowe osiągnięcia naukowe Csikszentmihalyiego zapewniły mu miejsce wśród czołowych przedstawicieli tego nurtu, a praktyczne zastosowanie sformułowanej przez niego teorii flow (przepływu) przyczyniło się do poprawy jakości życia wielu ludzi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 526
Ta książka nie mogła się pojawić w lepszym momencie. Przepływ przypomina nam, że najlepszym sposobem, by czuć się i funkcjonować lepiej, jest spojrzenie w głąb siebie… To inspirująca i wartościowa lektura. – Delia O’Hara, „Chicago Sun-Times”
Mihaly Csikszentmihalyi opisuje odkrycia naukowe dotyczące ludzkiej natury, które odzwierciedlają życiowe doświadczenia każdego z nas. Przepływ to wnikliwe, przełomowe dzieło. – Howard Gardner
Pełna pasji, przekonująca obrona (…) intelektualnego i emocjonalnego zaangażowania w przyjemność – dla dobra społeczeństwa, a także jednostek. – Booklist
Nowatorskie spojrzenie na to, co nas motywuje. – „Newsweek”
W naszych czasach rzadko można trafić na książkę, w której psychologia, filozofia i humanistyka przeplatają się w tak płynny i pomysłowy sposób. W swoim dziele Csikszentmihalyi odpowiada na pytanie, na które pozornie nie ma odpowiedzi: „Czym jest szczęście?”. Robi to subtelnie i zajmująco (…). Prowokuje do refleksji. – Jerome L. Singer
Mihaly Csikszentmihalyi ma obsesję na punkcie szczęścia. – Richard Flaste, „The New York Times Magazine”
Ogromny krok naprzód w stronę przedefiniowania ludzkiej podmiotowości. Pouczająca książka dla specjalistów i laików w każdej dziedzinie życia stanowiąca ważny wkład w popularną wiedzę na temat pozytywnego charakteru najważniejszych ludzkich dążeń. – dr Harville Hendrix, autor książkiZdobędziesz miłość, jakiej pragniesz
Recepta na szczęście w naszym obojętnym wszechświecie. – „Mirabella”
Dla Isabelli, Marka i Christophera
Przedmowa
W niniejszej książce pragnę w przystępny sposób przedstawić czytelnikowi rezultaty kilkudziesięciu lat badań nad pozytywnymi aspektami ludzkiego doświadczenia – radością, kreatywnością oraz procesem całkowitego zaangażowania w życie, który nazywam przepływem (ang. flow). To dość ryzykowne zadanie, ponieważ odchodząc od stylistycznych wymogów prozy akademickiej, łatwo byłoby potraktować ten temat niedbale lub nazbyt entuzjastycznie. Książka ta nie jest jednak popularnym poradnikiem zawierającym niezawodne wskazówki dotyczące tego, jak być szczęśliwym. Napisanie takiego podręcznika byłoby niemożliwe. Każdy człowiek tworzy bowiem własną wizję szczęśliwego życia, a uniwersalna recepta na szczęście nie istnieje. W książce tej staram się więc zaprezentować ogólne zasady oraz konkretne przykłady ich realizacji – historie ludzi, którzy wykorzystali opisane sposoby postępowania, by przekształcić swoją nudną i bezsensowną egzystencję w życie pełne radości. Nie obiecuję łatwych rozwiązań, ale czytelnicy, którym zależy na zmianie, z pewnością znajdą tu wystarczająco dużo informacji, aby przejść od teorii do praktyki.
Aby uczynić książkę jak najbardziej przejrzystą i przyjazną, zrezygnowałem z przypisów dolnych, odniesień bibliograficznych w tekście oraz innych rozwiązań właściwych literaturze naukowej1. Starałem się przedstawić wyniki i interpretacje badań psychologicznych w taki sposób, by każdy wykształcony czytelnik mógł je ocenić i zastosować we własnym życiu, niezależnie od rodzaju czy ilości posiadanej specjalistycznej wiedzy.
Z myślą o osobach bardziej zainteresowanych źródłami naukowymi, na których opieram swoje wnioski, zamieściłem na końcu książki obszerne przypisy. Nie odsyłają one do konkretnych badań, lecz do miejsca w tekście, w którym omawiam dane zagadnienie. Na przykład pojęcie szczęścia pojawia się już na piętnastej stronie książki. Chcąc dowiedzieć się, z jakich dzieł zaczerpnąłem poszczególne stwierdzenia, czytelnik może zajrzeć do sekcji przypisów rozpoczynającej się na s. 421. W adnotacji do strony piętnastej znajdują się objaśnienia dotyczące koncepcji szczęścia według Arystotelesa oraz współczesnych badań na ten temat, wraz z odpowiednimi informacjami bibliograficznymi. Przypisy te można czytać jako drugą, mocno skróconą i bardziej naukową wersję oryginalnego tekstu.
Na początku każdej książki wypada wyrazić podziękowania wszystkim osobom, które przyczyniły się do jej napisania. W tym wypadku jest to niemożliwe, ponieważ lista nazwisk musiałaby być niemal równie długa, jak sama książka. Pragnę jednak skorzystać z tej okazji, by podziękować kilku osobom, którym jestem szczególnie wdzięczny. Przede wszystkim dziękuję Isabelli, która jako żona i przyjaciółka wzbogaca moje życie od ponad ćwierć wieku, a jako wnikliwa redaktorka pomogła nadać ostateczny kształt tej pracy. Dziękuję także naszym synom, Markowi i Christopherowi, od których nauczyłem się prawdopodobnie równie dużo, jak oni ode mnie. Podziękowania należą się także Jacobowi Getzelsowi, mojemu dotychczasowemu i przyszłemu mentorowi. Spośród przyjaciół i współpracowników chciałbym wyróżnić: Donalda Campbella, Howarda Gardnera, Jean Hamilton, Philipa Hefnera, Hiroaki Imamurę, Davida Kippera, Douga Kleibera, George’a Kleina, Fausta Massiminiego, Elisabeth Noelle-Neumann, Jerome’a Singera, Jamesa Stiglera oraz Briana Sutton-Smitha – wszyscy oni nie szczędzili mi pomocy, inspiracji i słów zachęty.
Spośród moich byłych studentów i współpracowników największy wpływ na badania i koncepcje przedstawione w niniejszej książce wywarli: Ronald Graef, Robert Kubey, Reed Larson, Jean Nakamura, Kevin Rathunde, Rick Robinson, Ikuya Sato, Sam Whalen oraz Maria Wong. John Brockman i Richard P. Kot wspierali mnie swoim profesjonalizmem od początku do końca pracy nad książką. Wreszcie pragnę podziękować Fundacji Spencera za zapewnienie mi w ostatnich dziesięciu latach środków finansowych niezbędnych do zebrania i przeanalizowania danych. Jestem szczególnie wdzięczny jej byłemu prezesowi H. Thomasowi Jamesowi, obecnemu prezesowi Lawrence’owi A. Creminowi i wiceprezesce Marion Faldet. Oczywiście żadna z wyżej wymienionych osób nie ponosi odpowiedzialności za błędy i nieścisłości, które mogły pojawić się w książce – pozostają one wyłącznie moim niedopatrzeniem.
Chicago, marzec 1990
1
O szczęściu na nowo
Dwa tysiące trzysta lat temu Arystoteles doszedł do wniosku, że ludzie, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, ponad wszystko poszukują szczęścia2. Jest ono dla nas wartością samo w sobie; wszystkie inne cele, do których dążymy – zdrowie, piękno, bogactwo czy władza – mają znaczenie tylko dlatego, że spodziewamy się, iż osiągając je, staniemy się szczęśliwi. Od czasów Arystotelesa wiele się zmieniło. Nasz poziom zrozumienia wszechświata i atomów przeszedł wszelkie oczekiwania. W porównaniu ze współczesnym człowiekiem wyposażonym w wiedzę, która daje siłę i władzę, greccy bogowie przypominają bezradne dzieci. A jednak nasze podejście do najważniejszej sprawy nie uległo w ciągu wieków większym zmianom. Nie rozumiemy, czym jest szczęście, podobnie jak nie rozumiał tego Arystoteles. Można by nawet powiedzieć, że nie poczyniliśmy żadnych postępów w uczeniu się, jak osiągnąć ten pożądany przez nas błogi stan.
Obecnie jesteśmy zdrowsi i żyjemy dłużej, a nawet najmniej zamożni z nas mają dostęp do luksusów, o jakich kilkadziesiąt lat temu nikt nie śmiał marzyć (w pałacu Króla Słońce nie było wielu łazienek, właściciele średniowiecznych majątków rzadko posiadali krzesła, a żaden rzymski cesarz nie mógł włączyć telewizora, aby odegnać nudę)3; możemy też korzystać z ogromnego dorobku naukowego ludzkości. Pomimo tego współcześni ludzie często czują, że marnują swoje życie, a zamiast pełni szczęścia nieustannie doświadczają lęku i znudzenia.
Czy takie jest nasze przeznaczenie? Czy mamy pozostać niespełnieni? Czy każdy człowiek zawsze będzie pragnął czegoś więcej, niż może mieć? A może nieustanne poczucie niezadowolenia, które często zatruwa nawet najwspanialsze chwile naszego życia, wynika z tego, że szukamy szczęścia w niewłaściwych miejscach? Celem tej książki jest wykorzystanie pewnych narzędzi stosowanych we współczesnej psychologii do refleksji nad odwiecznym pytaniem: kiedy ludzie czują się najbardziej szczęśliwi? Jeśli uda nam się odnaleźć na nie odpowiedź, być może wreszcie nauczymy się układać sobie życie tak, by szczęście odgrywało w nim większą rolę.
Dwadzieścia pięć lat przed rozpoczęciem pracy nad tą książką dokonałem pewnego odkrycia, uświadomiłem to sobie jednak dopiero po upływie ćwierć wieku. Nazywanie mojego wniosku odkryciem może być nieco mylące, gdyż dotyczy on sprawy znanej ludziom od zarania dziejów. A jednak słowo to wydaje się właściwe, ponieważ zwróciłem uwagę na dobrze znany fakt, który nie został wcześniej opisany ani wyjaśniony w ramach odpowiedniej dziedziny naukowej – w tym wypadku psychologii. Poświęciłem więc ćwierć wieku na badanie tego ulotnego zjawiska.
„Odkryłem” mianowicie, że szczęście nie jest czymś, co się wydarza. Nie jest ono wynikiem sprzyjającego losu ani dziełem przypadku. Nie można go kupić za pieniądze ani uzyskać dzięki posiadanej władzy. Nie zależy też ono od zewnętrznych wydarzeń, lecz jest efektem tego, jak te wydarzenia interpretujemy. To stan, na który każdy z nas musi sam się przygotować, a gdy już go osiągnie – dbać o niego i go chronić. Osoby, które nauczą się kontrolować swoje wewnętrzne doświadczenia, będą mogły decydować o jakości własnego życia – a jest to zdolność, która w największym stopniu umożliwia zbliżenie się do pełni szczęścia.
Nie można jednak osiągnąć szczęścia, poszukując go świadomie. Jak pisał John Stuart Mill, „ci tylko są szczęśliwi (…), których myśli są skierowane ku jakiemuś przedmiotowi innemu, niż ich własna szczęśliwość”4. Szczęście przychodzi nie wtedy, kiedy staramy się je znaleźć, lecz gdy angażujemy się bez reszty w każdy – zarówno dobry, jak i zły – aspekt naszego życia. Austriacki psycholog Viktor Frankl podsumował to pięknie w przedmowie do książki Człowiek w poszukiwaniu sensu:
Nie gońcie za sukcesem – im bardziej ku niemu dążycie, czyniąc z niego swój jedyny cel, tym częściej on was omija. Do sukcesu bowiem, tak jak do szczęścia, nie można dążyć; musi on z czegoś wynikać i występuje jedynie jako niezamierzony rezultat naszego zaangażowania w dzieło większe i ważniejsze od nas samych5.
Jak więc możemy osiągnąć ten nieuchwytny cel, do którego nie można dotrzeć bezpośrednio? Badania, które przeprowadziłem w ostatnich dwudziestu pięciu latach, przekonały mnie, że jest na to sposób. To okrężna droga, która rozpoczyna się od zyskania kontroli nad swoją świadomością.
Nasze przekonania na temat własnego życia są wynikiem działania wielu sił decydujących o kształcie naszego doświadczenia. Każda z nich wpływa na to, czy czujemy się dobrze, czy źle. Większość tych sił pozostaje poza naszą kontrolą. Nie mamy wielkiego wpływu na to, jak wyglądamy, jaki mamy temperament i jak jest zbudowane nasze ciało. Nie możemy – przynajmniej na razie – decydować o swoim wzroście i zdolnościach intelektualnych. Nie możemy wybrać sobie rodziców ani daty narodzin; nikt z nas nie decyduje o tym, czy podczas jego życia na świecie wybuchnie wojna albo nastąpi kryzys. Informacje zapisane w naszych genach, siła grawitacji, pyłki unoszące się w powietrzu, epoka, w której się rodzimy – wszystko to oraz nieskończenie wiele innych okoliczności decyduje o tym, co widzimy, jak się czujemy i co robimy. Nie ma więc nic zaskakującego w przekonaniu, że naszym losem rządzą przede wszystkim czynniki zewnętrzne.
Wszyscy jednak doświadczyliśmy chwil, w których zamiast poddawać się działaniu anonimowych mocy, czujemy, że mamy kontrolę nad swoimi poczynaniami i jesteśmy panami własnego losu. W tych rzadkich momentach towarzyszy nam radosne podniecenie, głębokie poczucie zadowolenia, które pielęgnujemy przez długi czas i które w naszej pamięci staje się punktem odniesienia mówiącym, jak powinno wyglądać nasze życie.
Ten właśnie stan nazywam optymalnym doświadczeniem (ang. optimal experience). Tak czuje się żeglarz trzymający kurs, gdy podmuchy wiatru rozwiewają mu włosy, a łódź skacze na falach jak źrebak – kiedy żagle, kadłub, wiatr i morze nucą wspólną melodię, która współgra z tętnem krwi w jego żyłach. Tak czuje się malarz, gdy między kolorami na płótnie zaczyna narastać magnetyczne napięcie i przed oczami zdumionego twórcy rodzi się nowa, żywa forma. To także uczucie towarzyszące ojcu w chwili, gdy dziecko pierwszy raz odpowiada uśmiechem na jego uśmiech. Co ciekawe, takie emocje występują nie tylko w sprzyjających okolicznościach zewnętrznych. Ludzie, którzy przetrwali obozy koncentracyjne lub znajdowali się w sytuacji śmiertelnego zagrożenia, często wspominają, że pośród cierpienia doświadczali niezwykłych uniesień będących reakcjami na takie proste zdarzenia, jak śpiew ptaka usłyszany w lesie, poradzenie sobie z trudnym zadaniem lub podzielenie się skórką chleba z przyjacielem.
W przeciwieństwie do tego, co zwykle myślimy, takie momenty – najlepsze chwile naszego życia – nie zdarzają się, gdy pozostajemy bierni i zrelaksowani, choć także one mogą być niezwykle przyjemne, jeśli bardzo staraliśmy się ich doświadczyć. Najwspanialsze chwile zwykle następują, kiedy nasze ciało lub umysł są napięte do granic możliwości, podejmując dobrowolny wysiłek w celu osiągnięcia czegoś trudnego lub wartościowego. Optymalne doświadczenie jest więc czymś, co sami wywołujemy. Dla dziecka może to być umieszczenie drżącą rączką ostatniego klocka na samodzielnie zbudowanej wysokiej wieży; dla pływaka – próba pobicia własnego rekordu życiowego; dla skrzypka – opanowanie do perfekcji skomplikowanego pasażu. Przed każdym z nas stoją tysiące możliwości, wyzwań umożliwiających przekraczanie siebie.
Podobne doświadczenia nie zawsze są przyjemne. Podczas tego najważniejszego wyścigu pływak zapewne zmagał się z bólem mięśni, być może zabrakło mu tchu i na mecie niemal mdlał ze zmęczenia – a jednak były to najlepsze chwile jego życia. Przejęcie kontroli nad własnym życiem nigdy nie jest łatwe, a czasami bywa bolesne. W dłuższej perspektywie optymalne doświadczenia składają się jednak na poczucie, że panujemy nad swoim losem, a nawet uczestniczymy w decydowaniu o treści naszego życia – to zaś jest najbliższe szczęściu w jego powszechnym rozumieniu.
W ramach swoich badań starałem się jak najlepiej zrozumieć, co – i dlaczego – czujemy w chwilach największego zadowolenia. Na początku zaprosiłem do rozmowy kilkuset „ekspertów” – artystów, sportowców, muzyków, mistrzów szachowych i chirurgów – a więc ludzi, którzy przynajmniej na pozór zajmują się w życiu dokładnie tym, co ich interesuje. Na podstawie ich opowieści o tym, jak się czują, wykonując swoją pracę, opracowałem teorię optymalnego doświadczenia opartą na koncepcji przepływu – stanu, w którym jesteśmy tak zaangażowani w działanie, że nic innego nie ma dla nas znaczenia6. Doświadczenie to jest tak przyjemne, że dążymy do niego nawet wielkim kosztem – dla samej satysfakcji z podjęcia działania.
Korzystając z tego modelu teoretycznego, mój zespół badawczy z University of Chicago, a później naukowcy na całym świecie, przeprowadzili wywiady z tysiącami osób wiodących różny tryb życia. Badania te wykazały, że optymalne doświadczenia są opisywane w ten sam sposób przez kobiety i mężczyzn, ludzi młodych i starych, niezależnie od różnic kulturowych. Doświadczenie przepływu nie jest właściwe tylko bogatym elitom z krajów uprzemysłowionych. Tymi samymi słowami mówią o nim starsze kobiety z Korei, dorośli z Tajlandii i Indii, nastolatki z Tokio, pasterze z plemienia Nawaho, rolnicy z włoskich Alp i pracownicy produkcyjni z Chicago.
Początkowo zbieraliśmy dane za pomocą wywiadów i kwestionariuszy. Aby uzyskać większą dokładność badań, z czasem opracowaliśmy nową metodę mierzenia jakości subiektywnych przeżyć, zwaną zbieraniem próbek doświadczenia (ang. experience sampling method, ESM)7. Uczestnicy badań prowadzonych tą techniką przez tydzień noszą przy sobie pager oraz zapisują swoje uczucia i myśli w chwili, gdy urządzenie emituje sygnał dźwiękowy. Pager jest uruchamiany za pomocą nadajnika radiowego około ośmiu razy dziennie o przypadkowych porach. Na koniec tygodnia od każdego uczestnika badań uzyskujemy sprawozdanie z życia składające się z opisu losowo wybranych chwil. Do tej pory zebraliśmy ponad sto tysięcy takich „próbek” ludzkiego doświadczenia z różnych stron świata. Wnioski przedstawione w tej książce są oparte na zgromadzonych właśnie w taki sposób danych.
Badania nad przepływem, które rozpocząłem na University of Chicago, są obecnie prowadzone na całym świecie. Zajmują się nimi naukowcy w Kanadzie, Niemczech, Włoszech, Japonii i Australii. Do tej pory najwięcej danych poza Chicago zebrano w Instytucie Psychologii na Wydziale Medycznym na University of Milan. Koncepcja przepływu okazała się przydatna dla psychologów prowadzących badania nad poczuciem szczęścia, zadowoleniem z życia i motywacją wewnętrzną; socjologów, którzy postrzegają stan przepływu jako przeciwieństwo anomii i alienacji; antropologów zainteresowanych rytuałami i zjawiskiem zbiorowej ekscytacji. Niektórzy badacze korzystali z tej teorii, podejmując próby zrozumienia ewolucji ludzkości, inni – objaśniając istotę doświadczeń religijnych.
Przepływ nie jest jednak wyłącznie teorią akademicką. Zaledwie kilka lat po jej ogłoszeniu koncepcję tę zaczęto wykorzystywać w praktyce. Może ona wskazać odpowiednią drogę wszystkim tym, którzy dążą do poprawy jakości życia. Stała się już inspiracją do stworzenia eksperymentalnych programów nauczania w szkołach, szkoleń dla kadry kierowniczej, a także produktów i usług związanych ze spędzaniem wolnego czasu. Zjawisko przepływu było i jest wykorzystywane do wprowadzania nowych praktyk w psychoterapii klinicznej, resocjalizacji młodocianych przestępców, organizacji zajęć w domach spokojnej starości, projektowania wystaw w muzeach oraz terapii zajęciowej dla osób z niepełnosprawnościami. Wszystko to wydarzyło się w ciągu kilkunastu lat od publikacji w czasopismach naukowych pierwszych artykułów dotyczących przepływu. Wiele wskazuje na to, że w kolejnych latach znaczenie tej teorii i zasięg jej oddziaływania jeszcze się zwiększą8.
Do tej pory powstało wiele artykułów i książek dotyczących przepływu skierowanych do specjalistów. W tej książce badania nad optymalnym doświadczeniem oraz ich oddziaływanie na życie poszczególnych ludzi prezentowane są po raz pierwszy dużej i zróżnicowanej grupie czytelników. Nie jest to jednak poradnik. Na księgarnianych półkach można dziś znaleźć dosłownie tysiące publikacji, które wyjaśniają, jak stać się bogatym, zdobyć władzę i miłość lub schudnąć. Podobnie jak książki kucharskie, tego typu poradniki mówią nam, jak osiągnąć jeden ściśle określony cel – niewielu ludzi postępuje jednak według zawartych w nich wskazówek. A nawet jeśli rady te byłyby niezawodne, co by się stało, gdyby pilny czytelnik zamienił się w szczupłego, kochanego i wpływowego milionera? Zazwyczaj w takich sytuacjach dana osoba wraca do punktu wyjścia – tworzy sobie nową listę życzeń i jest równie niezadowolona ze swojego życia, jak wcześniej. Ludzie osiągają zadowolenie nie wtedy, kiedy chudną lub się bogacą, lecz kiedy dobrze się czują w swoim życiu. W pogoni za szczęściem nie liczą się cząstkowe rozwiązania.
Mimo najlepszych intencji autorów żadna książka nie da nam gotowej recepty na bycie szczęśliwymi. Ponieważ optymalne doświadczenie zależy od zdolności kontrolowania tego, co w danej chwili dzieje się w naszej świadomości, każdy musi się nauczyć szczęścia samodzielnie, wkładając w to wysiłek i uruchamiając własne pokłady kreatywności. Książka może jednak przedstawić przykłady tego, jak można uczynić życie bardziej radosnym oraz uporządkować je w ramach określonej teorii naukowej, dając tym samym czytelnikowi punkt wyjścia do refleksji i osobistych wniosków – właśnie to jest celem niniejszej publikacji.
Zamiast przedstawiać spis właściwych i niewłaściwych działań, lektura ta ma być podróżą przez królestwo umysłu, po którym przewodnikiem jest nauka. Jak wszystkie wartościowe przygody, ta także nie będzie łatwa. Bez odrobiny intelektualnego wysiłku, zaangażowania w refleksję i uważnej analizy własnych doświadczeń czytelnik nie zyska zbyt wiele na tej lekturze.
W Przepływie zbadamy proces osiągania szczęścia poprzez przejmowanie kontroli nad własnym życiem wewnętrznym. Zaczniemy od zastanowienia się, jak działa świadomość i jak można ją kontrolować (rozdział 2), ponieważ tylko jeśli zrozumiemy sposób kształtowania się subiektywnych przeżyć, będziemy mogli nad nimi zapanować. Wszystko, czego doświadczamy – radość czy cierpienie, zaciekawienie czy nuda – jest reprezentowane w umyśle jako informacja. Jeśli potrafimy te informacje kontrolować, możemy decydować o jakości naszego życia.
Optymalny stan doświadczenia wewnętrznego to taki, w którym w świadomości panuje porządek. Dzieje się tak, kiedy energia psychiczna – lub uwaga – jest inwestowana w realistyczne cele, a umiejętności są dostosowane do możliwości działania. Dążenie do celu porządkuje świadomość, ponieważ musimy skoncentrować uwagę na bieżącym zadaniu i na pewien czas zapomnieć o wszystkim innym. Ludzie uważają takie okresy walki z przeciwnościami za najlepszy czas w swoim życiu (rozdział 3). Osoba, która przejęła kontrolę nad swoją energią psychiczną, a następnie zainwestowała ją w dążenie do świadomie wybranych celów, z pewnością stanie się dojrzalsza i ciekawsza9. Rozwijając swoje zdolności i podejmując trudne wyzwania, możemy nieustannie stawać się coraz bardziej niezwykłymi ludźmi.
Aby zrozumieć, dlaczego niektóre czynności sprawiają nam większą przyjemność niż inne, przyjrzymy się warunkom doświadczenia przepływu (rozdział 4). Flow (po polsku przepływ, ale także wznoszenie się, unoszenie i poruszanie bez wysiłku) to słowo, którym uczestnicy naszych badań opisują swój stan umysłu w chwilach, gdy w ich świadomości panują porządek i harmonia, a oni chcą kontynuować to, co robią, dla czystej satysfakcji z wykonywania danej czynności. Refleksja nad niektórymi zajęciami, które prowadzą do osiągnięcia tego stanu umysłu – takimi jak uprawianie sportu, udział w grach, tworzenie sztuki i rozwijanie zainteresowań – pomoże nam zrozumieć, co uszczęśliwia ludzi.
Nie tylko zabawa i sztuka podnoszą jakość życia. Aby przejąć kontrolę nad tym, co dzieje się w naszym umyśle, mamy do dyspozycji niemal nieskończoną liczbę możliwości doświadczania zadowolenia – możemy na przykład korzystać z umiejętności fizycznych i zmysłowych podczas biegania, słuchania muzyki czy uprawiania jogi (rozdział 5) albo rozwijać umiejętności myślenia symbolicznego przez czytanie poezji i pism filozoficznych lub rozwiązywanie zadań matematycznych (rozdział 6).
Większość ludzi spędza przeważającą część swojego życia na pracy i interakcjach z innymi, szczególnie z członkami rodziny. Dlatego tak ważne jest nauczenie się, jak przekształcać pracę zawodową w działania wywołujące stan przepływu (rozdział 7), a także myślenie o sposobach nawiązywania bardziej satysfakcjonujących relacji z rodzicami, małżonkami, dziećmi i przyjaciółmi (rozdział 8).
W życiu wielu ludzi zdarzają się tragiczne wypadki; nawet ci, którym los na ogół sprzyja, doświadczają różnych stresujących zdarzeń. Takie sytuacje nie zawsze jednak zmniejszają subiektywne poczucie szczęścia. O tym, czy przykre wydarzenie przyniesie nam korzyść, czy uczyni nas nieszczęśliwymi, decyduje nasza reakcja na stres. Rozdział 9 poświęcony jest sposobom, dzięki którym ludzie potrafią cieszyć się życiem mimo przeciwności losu.
Na koniec zajmę się tym, w jaki sposób można łączyć wszystkie doświadczenia w znaczący wzorzec (rozdział 10). Kiedy to się udaje, a dana osoba czuje, że ma kontrolę nad własnym życiem i że to życie ma sens, niczego więcej jej nie potrzeba. To, że nie jest szczupła, bogata i że nie ma władzy nad światem, przestaje mieć znaczenie. Fala rosnących oczekiwań opada; niespełnione potrzeby nie zatruwają myśli. Nawet najbanalniejsze doświadczenia stają się przyjemne.
Niniejsza książka pokazuje, co jest potrzebne do osiągnięcia opisanych wyżej celów. Jak kontrolować świadomość? Jak ją uporządkować, aby czerpać przyjemność z naszych doświadczeń? Jak stać się interesującym człowiekiem? I wreszcie – jak tworzyć sens własnego życia? Droga do osiągnięcia tych celów wydaje się w teorii stosunkowo prosta, lecz w praktyce okazuje się niełatwa. Zasady postępowania są wystarczająco jasne, by każdy mógł je zastosować. W nas samych i w naszym otoczeniu działa jednak wiele sił, które mogą nam w tym przeszkadzać. Przypomina to trochę próby stracenia na wadze: każdy wie, jak to zrobić, każdy chce to zrobić, a mimo to dla wielu osób okazuje się to niemal niemożliwe. W przypadku dążenia do szczęścia stawka jest jednak wyższa. Nie chodzi tylko o zrzucenie kilku zbędnych kilogramów. To raczej kwestia wykorzystania szansy na wartościowe życie.
Zanim poznamy warunki osiągnięcia optymalnego doświadczenia przepływu, musimy przyjrzeć się pokrótce niektórym przeszkodom, które stają nam na drodze do spełnienia. Są one nieodłączną częścią ludzkiego losu. W starych opowieściach bohater, zanim mógł żyć długo i szczęśliwie, musiał pokonać groźne smoki i niegodziwych czarowników. Metaforę tę można zastosować także do badania psychiki. Według mnie główną przyczyną, dla której tak trudno nam osiągnąć szczęście, jest to, że – w przeciwieństwie do mitów stworzonych przez ludzi, by dodać sobie otuchy – świat nie powstał po to, aby odpowiadać na nasze potrzeby. Frustracja jest nierozerwalnie związana z naszym życiem. Kiedy zaś zdarzy się, że nasze potrzeby zostaną tymczasowo zaspokojone, natychmiast zaczynamy chcieć więcej. To przewlekłe niezadowolenie jest drugą przeszkodą na drodze do pełni szczęścia.
Aby pokonać te przeszkody, każda kultura z czasem tworzy sobie narzędzia ochronne – religię, filozofię, sztukę, udogodnienia – które bronią nas przed chaosem. Pomagają nam one wierzyć, że mamy kontrolę nad tym, co się wydarza, i dostarczają powodów do zadowolenia z własnego losu. Ich skuteczność jest jednak krótkotrwała; po upływie kilku wieków, a czasami zaledwie po kilkudziesięciu latach, religie i wierzenia tracą na znaczeniu i nie dają już takiego duchowego oparcia jak wcześniej.
Kiedy ludzie próbują osiągnąć szczęście samodzielnie, bez wsparcia, jakie mogliby czerpać z wiary, zwykle starają się jak najczęściej doświadczać przyjemności, które są biologicznie zaprogramowane w ich genach albo uznane za atrakcyjne przez społeczeństwo. Głównymi celami stają się bogactwo, władza i seks, które nadają kierunek ludzkim działaniom. W ten sposób nie można jednak poprawić jakości swojego życia. Tylko bezpośrednia kontrola doświadczenia, zdolność do czerpania radości tu i teraz ze wszystkiego, co robimy, może pokonać przeszkody na drodze do spełnienia.
Jak wspomniałem, podstawową przyczynę, dla której tak trudno nam osiągnąć szczęście, stanowi to, że wszechświat nie został zaprojektowany z myślą o wygodzie ludzi. Kosmos jest ogromny i niezmierzony, a jego większa część pozostaje nieprzyjemnie pusta i zimna. Dochodzi w nim do gwałtownych zdarzeń – co pewien czas wybucha gwiazda, obracając w pył wszystko, co znajduje się w promieniu milionów kilometrów. Nieliczne planety, których pole grawitacyjne nie połamałoby nam kości, otoczone są oparami trujących gazów. Nawet Ziemia, która czasami sprawia wrażenie sielskiej i malowniczej, nie jest wcale tak przyjazna. Aby przetrwać na jej powierzchni, mężczyźni i kobiety przez miliony lat musieli walczyć z lodem, ogniem, powodziami, dzikimi zwierzętami oraz niewidocznymi gołym okiem mikroorganizmami, które pojawiają się nie wiadomo skąd, aby nas zgładzić.
Wydaje się, że za każdym razem, kiedy unikamy jakiegoś niebezpieczeństwa, na horyzoncie pojawia się nowe zagrożenie. Gdy tylko wynajdujemy nową substancję, jej produkty uboczne zaczynają zatruwać środowisko. Na przestrzeni epok powstawała broń, która miała zapewniać bezpieczeństwo, ale w rezultacie obracała się przeciwko swoim twórcom. Kiedy udaje się opanować jedną chorobę, inna staje się jeszcze większą plagą; a jeśli śmiertelność na chwilę maleje, naszym przekleństwem staje się wizja przeludnienia. Czterej posępni jeźdźcy Apokalipsy zawsze krążą w pobliżu. Ziemia może być naszym jedynym domem, jest to jednak dom usiany minami, które tylko czekają, by wybuchnąć.
Z matematycznego punktu widzenia wszechświat nie jest dziełem przypadku. Ruchy gwiazd oraz przemiany energii, które się w nim odbywają, można dość precyzyjnie przewidzieć i wyjaśnić. Procesy zachodzące w przyrodzie nie biorą jednak pod uwagę ludzkich pragnień. Są głuche i ślepe na nasze potrzeby – w tym sensie są przypadkowe, w przeciwieństwie do porządku, który próbujemy ustanowić, dążąc do realizacji naszych celów. Meteoryt lecący w stronę Nowego Jorku może być posłuszny wszelkim prawom wszechświata, lecz dla nas będzie stanowił poważny problem. Wirus atakujący organizm Mozarta zachował się naturalnie dla siebie, nie bacząc na to, jaką stratę przyniesie ludzkości śmierć geniusza. Jak powiedział John Henry Holmes, „wszechświat nie jest do nas nastawiony ani wrogo, ani przyjaźnie. Jest po prostu obojętny”.
Chaos to jedno z najstarszych pojęć mitologicznych i religijnych. Jest ono raczej obce fizyce i biologii, ponieważ zgodnie z prawami nauki wszystkie zdarzenia w kosmosie są idealnie logiczne. Matematyczna teoria chaosu stanowi próbę opisu regularnych zasad tego, co pozornie wydaje się całkowicie przypadkowe. W psychologii i innych naukach humanistycznych chaos ma jednak odmienne znaczenie, ponieważ jeśli za punkt wyjścia uznamy ludzkie cele i pragnienia, dojdziemy do wniosku, że w kosmosie panuje nieopisany nieład10.
Jako jednostki nie możemy zmienić sposobu, w jaki porusza się wszechświat. W ciągu naszego życia nie wywieramy niemal żadnego wpływu na siły, które przeszkadzają nam w osiągnięciu dobrostanu. Ważne jest, by robić wszystko, co w naszej mocy, aby zapobiec wojnie atomowej, walczyć z niesprawiedliwością społeczną, eliminować głód i choroby. Nie należy jednak oczekiwać, że wysiłek wkładany w zmianę warunków zewnętrznych natychmiastowo poprawi jakość naszego życia. Jak pisał John Stuart Mill, „położenie ludzkości nie może poprawić się znacznie, dopóki nie zajdą wielkie zmiany u samych podstaw jej umysłowości”11.
Uczucia dotyczące nas samych oraz radość, jaką czerpiemy z życia, wynikają bezpośrednio ze sposobu, w jaki nasz umysł filtruje i interpretuje codzienne doświadczenia. Nasze poczucie szczęścia zależy od wewnętrznej harmonii, nie od tego, czy potrafimy kontrolować siły napędzające wszechświat. Z pewnością powinniśmy się uczyć, jak panować nad środowiskiem zewnętrznym, ponieważ od tego może zależeć nasze przetrwanie. Nie wpłynie to jednak ani trochę na nasze poczucie własnej wartości ani nie zmieni naszego doświadczenia świata jako miejsca, w którym panuje chaos. Aby tego dokonać, musimy nauczyć się panować nad własną świadomością.
Każdy z nas ma pewne ogólne wyobrażenie tego, co chciałby osiągnąć przed śmiercią. Miarą jakości naszego życia jest to, jak bardzo zbliżymy się do tego celu. Jeśli pozostaje on poza naszym zasięgiem, ogarnia nas poczucie rozżalenia lub zrezygnowania; jeżeli zrealizujemy go chociaż częściowo, czujemy się szczęśliwi i zadowoleni.
Większość ludzi ma proste cele życiowe: przeżyć, pozostawić po sobie dzieci, które także przeżyją, oraz dokonać tego w możliwie godny i komfortowy sposób. W fawelach, biednych dzielnicach miast Ameryki Południowej, w dotkniętych suszą regionach Afryki, wśród milionów Azjatów, którzy muszą codziennie zmagać się z problemem głodu, nie można liczyć na wiele więcej.
Gdy tylko zostają zapewnione podstawowe warunki przetrwania, sama dostępność wystarczającej ilości pokarmu czy wygodnego schronienia przestaje nas zadowalać. Pojawiają się wówczas nowe potrzeby i pragnienia12. Życie w dostatku oraz posiadanie władzy powodują, że nasze oczekiwania wciąż rosną. Kiedy zwiększa się poziom bogactwa i wygód, poczucie dobrostanu, które chcieliśmy dzięki nim osiągnąć, coraz bardziej się oddala. Gdy dziesięć tysięcy kucharzy szykowało nowe potrawy dla króla Cyrusa II Wielkiego, pozostali mieszkańcy Persji niemal przymierali głodem. Obecnie każda rodzina w tzw. pierwszym świecie ma dostęp do przepisów z przeróżnych miejsc świata i może odtwarzać uczty dawnych imperatorów. Czy jednak dzięki temu jesteśmy bardziej zadowoleni z życia13?
Paradoks rosnących oczekiwań uczy nas, że poprawa jakości życia może być zadaniem niemożliwym do wykonania. W naszych dążeniach do coraz większych celów nie ma jednak nic złego, dopóki cieszy nas pokonywanie przeszkód na drodze do ich spełnienia. Problem pojawia się wtedy, gdy ludzie tak bardzo koncentrują się na tym, co chcą uzyskać, że przestają czerpać przyjemność z tu i teraz. Kiedy tak się dzieje, tracą szansę na osiągnięcie życiowego spełnienia.
Chociaż wyniki badań sugerują, że większość z nas wpada w pułapkę rosnących oczekiwań i frustracji, wiele osób znajduje sposoby, by z niej uciec. Są to ludzie, którym – niezależnie od warunków materialnych – udaje się podnosić jakość własnego życia; którzy są zadowoleni, a dodatkowo potrafią uszczęśliwiać innych wokół siebie.
Takie osoby prowadzą barwne życie, są otwarte na różnorodne doświadczenia, wciąż uczą się nowych rzeczy, mają silne więzi i relacje z innymi ludźmi oraz środowiskiem, w którym żyją. Czerpią radość ze wszystkiego, co robią, nawet jeśli są to zajęcia trudne lub monotonne; bardzo rzadko się nudzą i potrafią zaakceptować wszystko, co im się przytrafia. Ich najmocniejszą stroną jest prawdopodobnie to, że mają kontrolę nad własnym życiem14. Z dalszej części książki dowiemy się, jak osiągają ten stan. Zanim jednak do tego przejdziemy, musimy przyjrzeć się pewnym strategiom tworzonym przez lata w celu ochrony przed chaosem, a także przyczynom, dla których takie zewnętrzne systemy obronne często okazują się nieskuteczne.
W toku ewolucji naszego gatunku, gdy poszczególne grupy ludzi stopniowo zyskiwały świadomość własnego osamotnienia w kosmosie oraz niepewnego losu, powstawały mity i wierzenia, które miały przekształcić nieprzewidywalne, niszczycielskie siły wszechświata w zjawiska możliwe do kontrolowania, a przynajmniej bardziej zrozumiałe. Jedną z podstawowych funkcji każdej kultury jest ochrona jej członków przed chaosem, dawanie im poczucia, że ich życie ma znaczenie i że zakończy się sukcesem15. Każdy człowiek – Eskimos, myśliwy z doliny Amazonki, Chińczyk, Indianin z plemienia Nawaho, Aborygen z Australii czy nowojorczyk – jest przekonany, że żyje w centrum wszechświata i przysługują mu specjalne prawa będące przepustką do przyszłości16. Bez takiej wiary we własną uprzywilejowaną pozycję na Ziemi trudno byłoby stawiać czoła codziennym trudnościom.
Tak właśnie powinno być. Czasami jednak poczucie, że znaleźliśmy bezpieczny kąt w przyjaznym wszechświecie, bywa niebezpieczne. Bezkrytyczne przekonanie o ochronnej mocy mitów kulturowych może prowadzić do równie wielkiego rozczarowania, gdy mity te zawodzą. Dzieje się tak, kiedy przedstawiciele danej kultury dzięki serii pomyślnych wydarzeń odnoszą wrażenie, że rzeczywiście znaleźli sposób na kontrolowanie sił natury. W takich okolicznościach wiara w to, że są oni narodem wybranym, który nie musi się już obawiać poważnych niepowodzeń, staje się logiczna. Rzymianie osiągnęli ten etap po kilku wiekach władania basenem Morza Śródziemnego, Chińczycy byli pewni swojej niezaprzeczalnej potęgi aż do najazdu Mongołów, a Aztekowie – do nadejścia Hiszpanów.
Kulturowa pycha i niezachwiane przekonanie, że coś nam się należy od świata, z natury niewrażliwego na ludzkie potrzeby, zwykle są źródłem kłopotów. Nieuzasadnione poczucie bezpieczeństwa wcześniej czy później przynosi gorzkie rozczarowanie. Kiedy ludzie zaczynają wierzyć, że postęp jest nieunikniony, a życie – łatwe, dostrzegając pierwsze oznaki przeciwności losu, szybko tracą odwagę i determinację. Gdy uświadamiają sobie, że to, w co wierzyli, nie jest prawdą, porzucają wiarę we wszystko, czego do tej pory się nauczyli. Pozbawieni wsparcia, jakie dawały im wartości kulturowe, pogrążają się w apatii i niepokoju.
Obecnie nietrudno zaobserwować wokół nas przejawy takiego rozczarowania. Te najbardziej oczywiste wiążą się z wszechogarniającym poczuciem zobojętnienia, które towarzyszy wielu ludziom. Tych naprawdę szczęśliwych jest bardzo niewielu. Ile znasz osób, które cieszą się tym, co robią; są ogólnie zadowolone ze swojego życia; nie żałują przeszłości i z prawdziwą ufnością patrzą w przyszłość? Dwa tysiące trzysta lat temu zapalona w dzień latarnia nie pomogła Diogenesowi znaleźć prawdziwego człowieka. Gdyby filozof powrócił i próbował dzisiaj szukać człowieka szczęśliwego, miałby zapewne jeszcze większe trudności.
Wszechobecne poczucie niezadowolenia nie jest spowodowane bezpośrednio czynnikami zewnętrznymi. W przeciwieństwie do wielu innych współczesnych narodów, my, Amerykanie, nie możemy zrzucać swoich problemów na karb niesprzyjającego środowiska, powszechnego ubóstwa czy okupacji przez armię nieprzyjaciela. Korzenie naszej frustracji tkwią w naszym wnętrzu i każdy z nas musi je rozplątać własnymi siłami. Ochronne elementy kultury, które były skuteczne w przeszłości – porządek stanowiony przez religię, patriotyzm, tradycje etniczne, zwyczaje praktykowane przez określone klasy społeczne – obecnie, wobec rosnącej liczby ludzi odczuwających działanie panującego wokół bezwzględnego chaosu, nie spełniają już swojej funkcji.
Brak wewnętrznego porządku przejawia się w postaci subiektywnie postrzeganego stanu nazywanego lękiem ontologicznym lub egzystencjalnym17. Zasadniczo jest to strach przed istnieniem; poczucie, że życie nie ma sensu, więc nie warto go kontynuować. Wszystko wydaje się pozbawione znaczenia18. W umysłach ostatnich kilku pokoleń dodatkowym zagrożeniem dla realizacji marzeń stało się widmo wojny atomowej. Odwieczna walka ludzkości o przetrwanie zdaje się bezcelowa. Jesteśmy tylko zapomnianymi drobinkami unoszącymi się bezwładnie w próżni. Z każdym mijającym rokiem panujący we wszechświecie chaos ogromnieje w naszych wyobrażeniach.
Gdy z pełnych nadziei, niedoświadczonych młodych ludzi stajemy się trzeźwo myślącymi dorosłymi, każdego z nas nurtuje pytanie: Czy to już wszystko? Dzieciństwo bywa bolesne, wiek dojrzewania przynosi poczucie zagubienia – większość z nas jednak oczekuje, że gdy dorośniemy, wszystko się ułoży. We wczesnej dorosłości przyszłość wciąż jawi się nam obiecująco i mamy nadzieję na realizację swoich celów. W końcu jednak, patrząc w łazienkowe lustro, dostrzegamy pierwsze siwe włosy i uświadamiamy sobie, że nadmiarowe kilogramy nie znikną; nasz wzrok stopniowo się pogarsza, a kolejne części ciała zaczyna przeszywać tajemniczy ból. Te subtelne oznaki naszej śmiertelności są jak kelnerzy, którzy nakrywają stoły do śniadania, chociaż gość wciąż spożywa kolację. Przypominają: „Twój czas się kończy, musisz się zbierać”. Zazwyczaj nie czujemy się na to gotowi. Myślimy: „Zaraz, zaraz, to przecież niemożliwe. Nawet nie zacząłem żyć. Gdzie są pieniądze, które planowałem zarobić? Gdzie szczęśliwe chwile, których miałem zaznać?”.
Naturalną konsekwencją takiego myślenia jest wrażenie, że zostaliśmy oszukani. Od najmłodszych lat uczyliśmy się wierzyć, że łaskawy los się nami zaopiekuje. Wszyscy mówili nam, iż mamy ogromne szczęście żyć w najbogatszym państwie świata w erze największych osiągnięć naukowych w dziejach ludzkości; korzystać na co dzień z zaawansowanych technologii; być pod ochroną najmądrzejszej konstytucji. Nic więc dziwnego, że spodziewaliśmy się wieść życie bogatsze i bardziej znaczące niż ktokolwiek wcześniej. Jeśli nasi dziadkowie, żyjący w absurdalnie prymitywnych czasach, potrafili odczuwać radość, to my tym bardziej powinniśmy być szczęśliwi! Tak mówili nam naukowcy i duchowni na ambonach, potwierdzały to tysiące telewizyjnych reklam celebrujących dobre życie. A jednak, pomimo tych wszystkich zapewnień, wcześniej czy później budzimy się zupełnie sami, z przekonaniem, że nie ma sposobu, by nasz pełen dobrobytu, wysoko rozwinięty świat zapewnił nam poczucie szczęścia.
Kiedy taka myśl pojawia się w naszej świadomości, reagujemy bardzo różnie. Niektórzy starają się ją ignorować, dążąc do kolejnych rzeczy mających uczynić ich życie lepszym: posiadania większego domu i samochodu, awansowania w pracy, prowadzenia bardziej wystawnego stylu życia. Podejmują ten wysiłek, by osiągnąć satysfakcję, jakiej do tej pory nie zaznali. Czasami takie rozwiązanie się sprawdza, ponieważ dana osoba tak bardzo angażuje się w walkę, że nie ma czasu dostrzec, iż wcale nie zbliża się do swojego celu. Jeśli jednak poświęci czas na refleksję, poczucie rozczarowania wraca – z każdym kolejnym sukcesem staje się jasne, że pieniądze, władza, pozycja społeczna i stan posiadania nie mają najmniejszego wpływu na jakość życia.
Inni postanawiają zwalczać niepokojące objawy. Jeśli pierwsze sygnały ostrzegawcze wysyła im ciało, zaczynają stosować diety, chodzą na siłownię lub aerobik, kupują sprzęt do ćwiczeń bądź decydują się na operację plastyczną. Jeżeli problemem jest to, że nikt nie zwraca na nich uwagi, czytają książki o sposobach zdobywania władzy lub przyjaciół albo biorą udział w kursach asertywności i umawiają się na biznesowe lunche. Po pewnym czasie jednak okazuje się, że takie cząstkowe rozwiązania również nie są skuteczne. Niezależnie od tego, ile energii poświęcimy na dbanie o swoje ciało, ono ostatecznie i tak nas zawiedzie. Jeżeli uczymy się asertywności, możemy mimowolnie zrazić do siebie przyjaciół i znajomych. Jeśli natomiast zbyt wiele czasu spędzamy z nowo poznanymi osobami, możemy narazić na szwank swoje relacje z małżonkiem i rodziną. W życiu jest tak dużo spraw, a tak mało czasu, by zająć się nimi wszystkimi.
Niektórzy z nas, zniechęceni daremnymi próbami sprostania wszystkim możliwym wymaganiom, poddają się i usuwają w cień. Idąc za radą Kandyda, rezygnują ze świata i „uprawiają swoje ogródki”. Poszukują łagodnych form ucieczki od doczesności – zajmują się na przykład nieszkodliwym hobby albo kompletują kolekcję abstrakcyjnych obrazów lub porcelanowych figurek. Czasami zatracają się w nałogu, zwabieni przyjemnością picia alkoholu lub niezwykłością alternatywnej rzeczywistości, w której można się znaleźć pod wpływem narkotyków. Choć wyszukane i kosztowne rozrywki na jakiś czas odwracają naszą uwagę od podstawowego pytania: „Czy to już wszystko?”, niewielu z nas może powiedzieć, że dzięki nim znalazło sens w życiu.
Tradycyjnie zagadnieniem egzystencji najbardziej bezpośrednio zajmuje się religia. Coraz więcej osób rozczarowanych życiem powraca do niej, wybierając jedno ze standardowych wyznań lub bardziej ezoteryczne wschodnie warianty duchowości19. Religia jest jednak tylko tymczasowym sposobem na poszukiwanie sensu w życiu; nie stanowi ostatecznego rozwiązania problemu. W niektórych epokach historycznych religie przekonująco wyjaśniały, co jest nie w porządku z ludzką egzystencją i dawały wiarygodne odpowiedzi na nurtujące ludzkość pytania. Od IV do VIII wieku naszej ery w Europie rozprzestrzeniło się chrześcijaństwo, na Bliskim Wschodzie powstał islam, a Azję opanował buddyzm. Przez setki lat cele proponowane przez religie były dla ludzi wystarczająco atrakcyjne, by poświęcić życie na ich realizację. Obecnie jednak trudniej jest zaakceptować religijny światopogląd jako bezsprzecznie słuszny. Forma, w jakiej religie przedstawiają swoje prawdy – mity, objawienia, święte księgi – w epoce racjonalizmu i rozwoju nauki nie wzbudza już wiary, nawet jeśli treść tych prawd pozostaje niezmienna. Być może pewnego dnia dojdzie do powstania nowej religii. Tymczasem ludzie szukający pocieszenia w istniejących kościołach często okupują spokój umysłu milczącą zgodą na ignorowanie ogromu naszej wiedzy o funkcjonowaniu świata.
Dowody na to, że żadne z wymienionych rozwiązań nie sprawdza się we współczesnym świecie, są niezaprzeczalne. Osiągnąwszy szczyt materialnego dobrobytu, nasze społeczeństwo cierpi z powodu przeróżnych dziwnych nieszczęść. Dzięki zyskom z handlu nielegalnymi, silnie uzależniającymi narkotykami bogacą się mordercy i terroryści. Możliwe, że w niedalekiej przyszłości będzie nami rządzić elita składająca się z byłych dilerów narkotykowych, którzy szybko zyskują bogactwo i władzę kosztem praworządnych obywateli. A jeśli chodzi o nasze życie seksualne, odrzucenie „moralnej hipokryzji” prowadzi do wzajemnego zarażania się śmiercionośnymi wirusami.
Pewne trendy społeczne bywają tak niepokojące, że mamy skłonność do „wyłączania się”, gdy słyszymy najnowsze dane. Strategia chowania głowy w piasek w celu uniknięcia złych wiadomości nie przynosi jednak dobrych rezultatów; lepiej jest stawić czoła faktom, aby zachować ostrożność i uniknąć losu wielu uwzględnionych w statystykach pokrzywdzonych. Oczywiście istnieją także dane, które mogą poprawiać nam nastrój: na przykład w ciągu ostatnich trzydziestu lat pięciokrotnie zwiększyła się liczba urządzeń elektrycznych w naszych domach. Inne fakty są jednak przerażające. W roku 1984 w Stanach Zjednoczonych trzydzieści cztery miliony ludzi żyły poniżej granicy ubóstwa (definiowanej jako roczny dochód w wysokości 10 609 dolarów lub mniej na czteroosobową rodzinę) – liczba ta prawie się nie zmieniła przez ostatnie dziesięciolecia.
Współczynnik brutalnych przestępstw – morderstw, gwałtów, rozbojów i napaści – przypadających na mieszkańca Stanów Zjednoczonych od roku 1960 do 1986 wzrósł o ponad 300%. W roku 1978 doszło do 1 085 500 takich przestępstw, a w roku 1986 ich liczba wynosiła 1 488 140. Wskaźnik zabójstw jest o około 1000% wyższy niż w innych krajach uprzemysłowionych, takich jak Kanada, Norwegia czy Francja. W tym samym okresie liczba rozwodów wzrosła o niemal 400%, z 31 na 1000 małżeństw w roku 1950 do 121 na 1000 w roku 1984. W ciągu tych dwudziestu pięciu lat potroiła się zachorowalność na choroby weneryczne; w roku 1960 odnotowano 259 000, a w 1984 – prawie 900 000 przypadków rzeżączki. Wciąż nie wiemy, jak wielkie żniwo zbierze niedawna plaga, epidemia AIDS, zanim zostanie opanowana20.
Trzy- a nawet czterokrotny wzrost liczby patologii społecznych w ciągu życia ostatniego pokolenia dotyczy zadziwiająco wielu obszarów życia. Na przykład w roku 1955 w Stanach Zjednoczonych odnotowano 1 700 000 przypadków hospitalizacji pacjentów psychiatrycznych; do roku 1975 liczba ta wzrosła do 6 400 000. Prawdopodobnie nieprzypadkowo podobne dane ilustrują naszą narodową paranoję: w latach 1975–1985 budżet przyznawany Departamentowi Obrony wzrósł z 87,9 do 284,7 miliarda dolarów, co oznacza ponad trzykrotny przyrost funduszy. Co prawda budżet Departamentu Edukacji w tym samym okresie także się potroił – w roku 1985 wynosił on jednak „zaledwie” 17,4 miliarda dolarów. Jeśli chodzi o przyznawanie środków finansowych, potęga miecza wciąż jest około szesnastokrotnie większa od siły pióra.
Przyszłość też nie wygląda różowo. Współcześni nastolatkowie wykazują objawy apatii nękającej starsze pokolenia, czasami nawet w bardziej nasilonej postaci. Obecnie coraz mniej młodych ludzi dorasta w rodzinach, w których oboje rodziców angażuje się w wychowywanie dzieci. W roku 1960 tylko jedno na dziesięcioro nastolatków mieszkało z tylko jednym rodzicem. W roku 1980 ta liczba się podwoiła, a w 1990 można się spodziewać jej potrojenia21. W roku 1982 w Stanach Zjednoczonych było 80 tysięcy młodocianych przestępców – młodzieży w wieku średnio 15 lat, która trafiła do różnych aresztów i zakładów wychowawczych. Statystyki dotyczące zażywania narkotyków, zapadalności na choroby weneryczne, ucieczek z domu i ciąż pozamałżeńskich również są ponure, a przy tym prawdopodobnie zaniżone. W okresie od 1950 do 1980 roku liczba samobójstw popełnianych przez nastolatki wzrosła o ponad 300%, szczególnie wśród białych chłopców z bogatszych domów. W roku 1985 zanotowano 29 253 samobójstw; 1339 z nich popełnili biali chłopcy w wieku od 15 do 19 lat. Liczba samobójstw popełnianych przez białe dziewczyny z tej samej grupy wiekowej była czterokrotnie niższa, a czarnoskórzy chłopcy w podobnym wieku popełniali samobójstwa dziesięć razy rzadziej (byli natomiast najczęstszymi ofiarami zabójstw)22. Wreszcie, poziom wiedzy w całych Stanach Zjednoczonych stopniowo się obniża. Na przykład przeciętny wynik egzaminu maturalnego z matematyki w roku 1967 wynosił 466, a w roku 1984 – 426 punktów. Podobne wyniki uczniowie uzyskali w testach umiejętności werbalnych. Tego typu ponure statystyki można cytować bez końca.
Dlaczego właśnie teraz, gdy osiągnęliśmy stopień postępu, o jakim nawet nam się nie śniło, czujemy się bardziej bezradni wobec życia niż nasi przodkowie żyjący w dużo trudniejszych warunkach? Odpowiedź wydaje się jasna: chociaż ludzkość tysiąckrotnie zwiększyła swoje zasoby materialne, nie dokonała większych postępów w zakresie radzenia sobie z własnymi doświadczeniami.
Nie ma innego wyjścia z tej trudnej sytuacji niż wzięcie spraw we własne ręce. Skoro wartości i instytucje nie dają nam już takiego oparcia jak dawniej, każdy z nas musi wykorzystać wszelkie dostępne środki, aby nadać swojemu życiu sens i czerpać z niego radość. Psychologia dostarcza nam jednego z najważniejszych narzędzi, które mogą nam w tym pomóc. Do niedawna głównym osiągnięciem tej nauki było odkrycie, w jaki sposób wydarzenia z przeszłości oddziałują na nasze teraźniejsze zachowania. Uświadomiło nam ono, że nieracjonalne postępowanie dorosłych ludzi często wynika z ich dziecięcych frustracji. Psychologię można wykorzystać także do innych celów, na przykład do znalezienia odpowiedzi na podstawowe pytanie: Skoro jesteśmy tym, kim jesteśmy, i mamy określone kompleksy czy zahamowania, to co możemy zrobić, aby nasza przyszłość była lepsza?
Aby pokonać towarzyszące nam obecnie niepokój i spadki nastroju, musimy się stać niezależni od środowiska społecznego w takim stopniu, by nasze reakcje nie były motywowane wyłącznie potencjalnymi nagrodami i karami ze strony otoczenia. Chcąc osiągnąć taką autonomię, dana osoba musi się nauczyć nagradzać samą siebie. Musi rozwinąć umiejętność znajdowania sobie celów i czerpania zadowolenia z życia niezależnie od zewnętrznych okoliczności. Wyzwanie to jest zarówno łatwiejsze, jak i trudniejsze, niż się wydaje. Łatwiejsze, ponieważ zdolność do jego realizacji zależy w całości od woli osoby, która się go podejmuje; trudniejsze, ponieważ wymaga od nas dyscypliny i wytrwałości, które – szczególnie w obecnych czasach – są rzadkim zjawiskiem. Przede wszystkim zaś uzyskanie kontroli nas własnymi doświadczeniami wiąże się z radykalną zmianą podejścia do tego, co jest dla nas ważne, a co nie.
Dorastamy w przekonaniu, że najważniejsze zdarzenia w naszym życiu nastąpią w przyszłości. Rodzice uczą dzieci, że jeśli przyswoją sobie dobre nawyki, ich dorosłe życie będzie lepsze. Nauczyciele zapewniają uczniów, że nudne lekcje przydadzą im się później, gdy będą szukać zatrudnienia. Wiceprezes firmy namawia początkujących pracowników do cierpliwości i wytężonej pracy, by pewnego dnia mogli awansować na stanowisko kierownicze. Kiedy zaś kończy się długa walka o awans, pojawia się wizja złotych lat życia na emeryturze. Jak mawiał Ralph Waldo Emerson: „Zawsze chcemy żyć, ale nigdy nie żyjemy naprawdę”. Zakładamy, że to, co najlepsze, nie może dziać się teraz, ale dopiero nadejdzie.
Oczywiście czekanie na nagrodę za nasz wysiłek jest w pewnym stopniu nieuniknione. Jak zauważył Sigmund Freud i wielu innych, cywilizacja powstaje w wyniku tłumienia pragnień jednostek. Utrzymanie porządku społecznego i złożony podział pracy byłyby niemożliwe, gdyby członkowie społeczeństwa nie byli zmuszeni do przyjmowania nawyków i zdobywania umiejętności wymaganych przez daną kulturę, czy im się to podoba, czy nie. Nie da się uniknąć socjalizacji – procesu przekształcania ludzkiego organizmu w osobę, która skutecznie funkcjonuje w określonym systemie społecznym23. Jego istotą jest uzależnienie ludzi od kontroli społecznej, nauczenie ich przewidywalnych reakcji na nagrody i kary. Socjalizacja jest najskuteczniejsza, gdy ludzie tak bardzo utożsamiają się z porządkiem społecznym, że nie potrafią sobie wyobrazić złamania jakiejkolwiek obowiązującej w nim zasady.
Społeczeństwo skłania nas do pracy na rzecz swoich celów przy udziale silnych sprzymierzeńców: naszych potrzeb biologicznych i uwarunkowań genetycznych. Przykładowo, wszystkie środki kontroli społecznej w gruncie rzeczy opierają się na stwarzaniu zagrożenia dla instynktu przetrwania. Mieszkańcy okupowanego kraju są posłuszni najeźdźcom, ponieważ chcą przeżyć. Jeszcze całkiem niedawno prawo, nawet w cywilizowanych państwach (takich jak Wielka Brytania), było egzekwowane dzięki groźbom kar chłosty, okaleczenia lub śmierci.
Jeśli zaś systemy społeczne nie straszą nas bolesnymi karami za nieposłuszeństwo, zachęcają do akceptacji norm, oferując przyjemność. Obietnica „dobrego życia” będącego nagrodą za ciężką pracę i przestrzeganie prawa odwołuje się do naszych pragnień zapisanych w genach. Praktycznie każda potrzeba, która stała się częścią ludzkiej natury – od seksu po agresję, od pragnienia bezpieczeństwa do umiejętności przyjmowania zmian – była wykorzystywana jako źródło kontroli społecznej przez polityków, kościoły, korporacje i agencje reklamowe. W XVI wieku sułtani obiecywali rekrutom do armii tureckiej nagrodę w postaci możliwości gwałcenia kobiet na podbitych terytoriach; współczesne plakaty werbunkowe oferują młodym ludziom szansę na „zwiedzanie świata”24.
Ważne jest, abyśmy uświadomili sobie, że dążenie do przyjemności jest odruchową reakcją zapisaną w naszych genach w celu umożliwienia przetrwania gatunku, a nie osiągania osobistych korzyści. Przyjemność, którą czerpiemy z jedzenia, jest skutecznym sposobem, by nakłonić nas do regularnego dostarczania ciału potrzebnego pokarmu. Przyjemność płynąca z aktu seksualnego stanowi równie praktyczną metodę genetycznego programowania ciała na reprodukcję, a więc i zapewnienie ciągłości istnienia określonych genów. Kiedy człowiek odczuwa fizyczny pociąg do osoby przeciwnej płci, zwykle wyobraża sobie – o ile w ogóle o tym myśli – że pożądanie stanowi wyraz jego osobistych upodobań i zamiarów. W rzeczywistości jednak takie zainteresowanie drugą osobą jest zazwyczaj wynikiem manipulacji ze strony niewidzialnego kodu genetycznego, który ma wobec nas swoje plany25. Jeśli więc jest to odruch oparty wyłącznie na reakcjach fizycznych, nasze własne świadome zamiary odgrywają tu zaledwie minimalną rolę. Nie ma niczego złego w podążaniu za tym, co podpowiadają nam geny, ani w cieszeniu się przyjemnością, jaką nam to daje. Musimy jednak mieć świadomość, że są to biologiczne popędy, i zachować nad nimi pewną kontrolę, aby móc realizować inne cele, które uznajemy za ważniejsze.
Problem polega na tym, że ostatnio modne stało się uważanie wszystkich naszych wewnętrznych odczuć za prawdziwy głos natury. Wielu współczesnych ludzi polega wyłącznie na swoich instynktach. Jeśli coś jest przyjemne, naturalne i spontaniczne, musi być także właściwe. Kiedy jednak podążamy bezkrytycznie za wskazówkami genetycznymi i instrukcjami społeczeństwa, rezygnujemy z kontroli nad własną świadomością i stajemy się bezradnymi marionetkami, którymi sterują bezosobowe siły. Osoba, która nie potrafi się powstrzymać od jedzenia lub odmówić sobie alkoholu bądź nieustannie myśli o seksie, nie może swobodnie kierować swoją energią psychiczną.
„Wyzwolone” poglądy na ludzką naturę, zakładające akceptację i poparcie dla wszystkich naszych instynktów czy popędów, prowadzą do raczej konserwatywnych reakcji. Współczesny „realizm” w dużej mierze okazuje się zaledwie kolejną odmianą dawnego fatalizmu: ludzie czują się zwolnieni z odpowiedzialności, ponieważ jest to „zgodne z naturą”. Tymczasem z natury rodzimy się pozbawieni wiedzy. Czy to oznacza, że nie powinniśmy się uczyć? Niektórzy ludzie z natury wytwarzają ponadprzeciętną ilość androgenów, co powoduje, że stają się nadmiernie agresywni. Czy jednak należy pozwolić im swobodnie stosować przemoc? Nie możemy zaprzeczyć naturze, ale z pewnością powinniśmy się starać ją ulepszyć.
Podporządkowanie się programowi genetycznemu może się okazać niebezpieczne, ponieważ czyni nas bezbronnymi. Osoba, która w razie konieczności nie potrafi się sprzeciwić instrukcjom wysyłanym przez geny, zawsze jest narażona na zranienie. Zamiast decydować o swoich działaniach zmierzających do realizacji osobistych zamiarów, musi poddać się temu, co podpowiada jej ciało (nawet jeśli nie jest to właściwe). Aby osiągnąć zdrową niezależność od społeczeństwa, powinniśmy przede wszystkim przejąć kontrolę nad własnymi instynktownymi popędami, ponieważ dopóki reagujemy przewidywalnie na to, co wydaje nam się dobre lub złe, inni mogą łatwo wykorzystać nasze predylekcje do własnych celów.
Osoba w pełni zsocjalizowana to ktoś, kto pożąda jedynie tych nagród, które inni wokół niej uznali za atrakcyjne i które są odpowiedzią na genetycznie zaprogramowane ludzkie pragnienia. Taki człowiek może zetknąć się z tysiącami potencjalnie wzbogacających doświadczeń, ale nie zdoła ich dostrzec, ponieważ nie są tym, czego pragnie. Dla niego nie jest istotne to, co posiada w danej chwili, lecz to, co może zdobyć, jeśli będzie postępować zgodnie z oczekiwaniami innych. Uwikłany w pułapkę kontroli społecznej wciąż sięga po nagrodę, która zawsze mu umyka. W złożonym społeczeństwie w socjalizację zaangażowanych jest wiele wpływowych grup, których cele czasami wydają się sprzeczne. Z jednej strony oficjalne instytucje, takie jak szkoły, kościoły i banki, starają się uczynić z nas odpowiedzialnych obywateli skłonnych ciężko pracować i oszczędzać pieniądze. Z drugiej strony jesteśmy nieustannie kuszeni przez sprzedawców, producentów i twórców reklam do wydawania naszych zarobków na produkty, które mają im przynieść jak największe zyski. Wreszcie, istnieje nieoficjalny system zakazanych przyjemności, napędzany przez hazardzistów, alfonsów i dilerów narkotyków, który działa podobnie do oficjalnych instytucji i obiecuje nagrodę w postaci rozpusty za pieniądze. Komunikaty wysyłane przez te trzy grupy są bardzo różne, ale prowadzą do tego samego rezultatu. Sprawiają, że stajemy się zależni od systemu społecznego, który wykorzystuje naszą energię do własnych celów.
Nie ulega wątpliwości, że aby przetrwać – szczególnie w złożonym społeczeństwie – należy pracować na rzecz zewnętrznych celów i odkładać w czasie przyjmowanie nagród za nasz wysiłek. Nie musimy jednak stawać się marionetkami poruszanymi przez zasady systemu kontroli społecznej. Rozwiązaniem tego problemu jest stopniowe uniezależnianie się od społecznych nagród i nauczenie się, jak zastępować je takimi, które sami możemy sobie zapewnić. Nie oznacza to, że powinniśmy porzucić wszelkie cele uznawane za słuszne przez nasze społeczeństwo. Warto jednak opracować listę własnych dążeń, które będziemy realizować dodatkowo lub zamiast tych proponowanych nam przez innych ludzi.
Najważniejszym krokiem na drodze do uniezależnienia się od kontroli społecznej jest zdobycie umiejętności dostrzegania nagród w zwykłych, codziennych zdarzeniach. Jeśli nauczymy się czerpać radość i poczucie sensu z bieżącego strumienia doświadczeń – z samego procesu życia – automatycznie pozbędziemy się brzemienia bycia kontrolowanym przez społeczeństwo. Kiedy nagrody, które otrzymujemy, przestają być zależne od sił zewnętrznych, odzyskujemy siłę i poczucie kontroli. Nie musimy już walczyć o osiągnięcie celów, które zawsze zdawały się oddalać w coraz bardziej odległą przyszłość, ani na koniec każdego nudnego dnia mieć nadziei, że być może jutro wydarzy się coś dobrego. Zamiast wciąż starać się o nagrodę będącą tuż poza granicą naszego zasięgu, zaczynamy sięgać po prawdziwe nagrody od życia. Wyzwolenie się spod kontroli społecznej nie polega jednak na podążaniu ślepo za własnymi instynktownymi pragnieniami. Musimy uniezależnić się także od nakazów ciała i przejąć kontrolę nad tym, co dzieje się w naszym umyśle. Cierpienie i przyjemność pojawiają się i istnieją tylko w świadomości. Jeśli pozostajemy posłuszni warunkowanym społecznie schematom działania na zasadzie bodziec–reakcja, wykorzystującym nasze biologiczne skłonności, poddajemy się kontroli z zewnątrz. Dopóki atrakcyjna reklama wzbudza w nas pragnienie zakupu danego produktu, a zagniewana mina szefa psuje nam dzień, dopóty nie jesteśmy w stanie decydować o treści naszego doświadczenia. Ponieważ doświadczamy rzeczywistości, możemy ją zmieniać na tyle, na ile potrafimy wpłynąć na swoją świadomość, i w ten sposób wyzwolić się od zagrożeń i pokus czyhających na nas w świecie zewnętrznym. „Nie same rzeczy bynajmniej, ale mniemania o rzeczach budzą w ludziach niepokój” – napisał dawno temu Epiktet26. Z kolei wielki cesarz Marek Aureliusz napisał: „Jeżeli cię trapi coś zewnętrznego, to nie to ci dolega, ale twój własny sąd o tym. A ten zmienić – już jest w twej mocy”27.
Drogi do wyzwolenia28
Prosta prawda mówiąca, że kontrola własnej świadomości29 określa jakość życia, była znana od bardzo dawna – dowodzą tego wczesne zapisy ludzkiej myśli, takie jak rada wyroczni delfickiej: „Poznaj siebie”. Do podobnych wniosków doszedł Arystoteles. Jego koncepcja „cnotliwych działań duszy”, rozwijana przez starożytnych filozofów stoickich, stanowi zapowiedź wielu stwierdzeń zawartych w tej książce. Zakony chrześcijańskie opracowały różne skuteczne metody uczenia się kontroli nad ludzkimi myślami i pragnieniami. Ignacy Loyola objaśniał je w swoich słynnych Ćwiczeniach duchownych. Ostatnią wielką próbą wyzwolenia świadomości spod dominacji impulsów i kontroli społecznej była psychoanaliza. Jak zauważył Freud, dwaj tyrani walczący o kontrolę nad naszym umysłem to id i superego. To pierwsze podlega władzy genów, drugie – społeczeństwa; oba zaś reprezentują Innego. W opozycji do nich stoi ego, które oznacza prawdziwe indywidualne potrzeby osoby związanej z określonym środowiskiem.
Na Wschodzie powstało wiele wyrafinowanych technik osiągania kontroli nad świadomością. Chociaż różnią się one między sobą pod wieloma względami, praktyka jogi w Indiach, taoistyczne podejście do życia wypracowane w Chinach oraz odmiany buddyzmu zen dążą do uwolnienia świadomości od wpływu sił zewnętrznych – zarówno tych biologicznych, jak i społecznych. Jogin zmusza więc swój umysł do ignorowania bólu, jaki zwykli ludzie nieuchronnie dopuściliby do swojej świadomości; potrafi także zlekceważyć sygnały ciała oznaczające głód czy podniecenie seksualne, którym większość ludzi nie zdołałaby się oprzeć. Ten sam efekt można osiągnąć na wiele sposobów, na przykład dzięki ścisłej dyscyplinie umysłu właściwej dla jogi lub zalecanemu przez filozofię zen kultywowaniu nieustannej spontaniczności. Zamierzony rezultat jest jednak identyczny. Chodzi o uwolnienie życia wewnętrznego z jednej strony od chaosu, a z drugiej – od sztywnego uwarunkowania przez biologiczne pragnienia. To z kolei prowadzi do niezależności od kontroli społecznej, która wykorzystuje oba te czynniki.
Jeśli jednak prawdą jest, że ludzie od tysięcy lat wiedzą, jak stać się wolnym i przejąć kontrolę nad własnym życiem, dlaczego jako ludzkość nie poczyniliśmy żadnych postępów w tym kierunku? Dlaczego w obliczu chaosu, który przeszkadza nam osiągnąć szczęście, jesteśmy tak samo, a może nawet bardziej bezradni niż nasi przodkowie? Istnieją przynajmniej dwa przekonujące wyjaśnienia naszej porażki. Po pierwsze, wiedza – lub mądrość – potrzebna do uwolnienia własnej świadomości nie kumuluje się. Nie można jej streścić we wzorze matematycznym; nie da się opanować jej pamięciowo, a później stosować w praktyce. Podobnie jak inne złożone kompetencje, na przykład dojrzałe poglądy polityczne lub wysublimowany zmysł estetyczny, wiedzę tę każda jednostka i każde pokolenie zdobywa przez doświadczanie, metodą prób i błędów. Kontrola nad świadomością nie należy do prostych zdolności poznawczych. Podobnie jak inteligencja, wymaga ona zaangażowania uczuć i woli. Nie wystarczy wiedzieć, jak to się robi; trzeba wytrwale ćwiczyć, tak jak sportowcy i muzycy, których sukces nie zależy tylko od opanowania teorii. Regularne ćwiczenia nigdy nie są łatwe. W dziedzinach polegających na przekładaniu teoretycznej wiedzy na świat materialny, takich jak fizyka czy genetyka, postęp jest stosunkowo szybki. Kiedy jednak teorię trzeba wykorzystać do zmiany naszych nawyków i pragnień, zmiany następują dużo wolniej i bywają bolesne30.
Po drugie, wiedza o tym, jak kontrolować świadomość, zmienia się wraz z kontekstem kulturowym. Mądrość chrześcijańskich i muzułmańskich mistyków, wielkich joginów czy mistrzów zen mogła sprawdzać się w ich epokach – i zapewne byłoby tak również w naszym przypadku, gdybyśmy żyli w tamtych czasach i kulturach. Te same systemy myślenia przeniesione do współczesnej Kalifornii tracą jednak sporo ze swojej oryginalnej mocy. Zawierają one elementy właściwe pierwotnym kontekstom, a kiedy te nie są oddzielone od spraw najważniejszych, ścieżka do wolności zarasta chwastami. Rytualna forma wygrywa z treścią, a człowiek poszukujący sensu wraca do punktu wyjścia.
Kontroli nad świadomością nie można zinstytucjonalizować. Jeśli stanie się ona częścią zasad i norm społecznych, przestanie być tak skuteczna, jak wynika to z pierwotnych założeń. Niestety, ludzie bardzo szybko popadają w rutynę. Jeszcze za życia Freuda jego dążenia do wyzwolenia ego zostały przekształcone w poważną ideologię i doprowadziły do powstania ściśle zdefiniowanej profesji. Karl Marx miał nawet mniej szczęścia: jego próby uwolnienia świadomości od wyzysku ekonomicznego wkrótce doprowadziły do powstania systemu represji, których ten biedny filozof nie byłby w stanie pojąć. Jak zauważył Fiodor Dostojewski, gdyby Chrystus ze swoim przesłaniem wolności powrócił na świat w średniowieczu, zostałby ponownie ukrzyżowany przez przywódców tego samego Kościoła, którego światowa potęga powstała w Jego imię.
W każdej nowej epoce – a może w każdym pokoleniu lub nawet co kilka lat, skoro warunki, w jakich żyjemy zmieniają się tak szybko – konieczne staje się przemyślenie i sformułowanie na nowo sposobów osiągania autonomii przez świadomość. Wczesne chrześcijaństwo pomogło masom wyzwolić się spod panowania skostniałego imperialnego reżimu oraz ideologii, która nadawała znaczenie tylko życiu osób bogatych i wpływowych. Reformacja uwolniła wielu ludzi od politycznego i ideologicznego wyzysku ze strony Kościoła rzymskokatolickiego. Filozofowie i mężowie stanu piszący konstytucję Stanów Zjednoczonych Ameryki sprzeciwiali się kontroli ustanowionej przez królów, papieży i arystokrację. Kiedy w dziewiętnastowiecznej przemysłowej Europie nieludzkie warunki pracy w fabrykach stały się dla robotników największą przeszkodą w swobodnym kierowaniu własnym losem, przesłanie Marksa zyskało szczególne znaczenie. Znacznie subtelniejsze, lecz równie represyjne środki kontroli społecznej w mieszczańskim Wiedniu spowodowały, że Freudowska wizja wyzwolenia okazała się atrakcyjna dla umysłów spętanych zewnętrznymi normami. Wnioski płynące z Ewangelii oraz rozważań Marcina Lutra, autorów amerykańskiej konstytucji, Marksa i Freuda to tylko kilka przykładów ilustrujących liczne podejmowane przez ludzi Zachodu próby zwiększania poczucia szczęścia przez zwiększanie wolności jednostki. Koncepcje te na zawsze pozostaną ważne i użyteczne, mimo że niektóre z nich wypaczono, stosując je w praktyce. Z pewnością jednak nie przedstawiają one wyczerpujących rozwiązań omawianych tu problemów.
Ponieważ wciąż powracamy do najważniejszego pytania o to, jak zyskać władzę nad własnym życiem, warto przyjrzeć się współczesnym teoriom na ten temat. W jaki sposób wiedza ta może nam pomóc uwolnić się od własnych lęków i obaw, a w konsekwencji wyzwolić się spod kontroli społeczeństwa i samodzielnie decydować o tym, które z oferowanych przez nie nagród są dla nas istotne? Jak zasugerowałem powyżej, powinniśmy dążyć do przejęcia kontroli nad własną świadomością, co z kolei umożliwi nam kontrolowanie jakości doświadczania. Każdy najmniejszy krok w tym kierunku uczyni nasze życie bogatszym, bardziej radosnym i znaczącym. Zanim jednak zaczniemy poznawać sposoby na poprawę jakości naszych doświadczeń, przyjrzyjmy się pokrótce temu, jak działa świadomość i co właściwie oznacza „doświadczanie”. Uzbrojeni w tę wiedzę, będziemy z większą łatwością dążyć do osobistego wyzwolenia.
2
Anatomia świadomości
W pewnych epokach historycznych w określonych kulturach uznawano za oczywistość, że człowiek nie jest w pełni człowiekiem, jeśli nie nauczył się kontrolować swoich myśli i uczuć. W Chinach czasów Konfucjusza, w starożytnej Sparcie, w Rzymie w okresie Republiki, w pierwszych osadach w Nowej Anglii i wśród brytyjskiej arystokracji epoki wiktoriańskiej obowiązywały surowe zasady nakazujące powściągliwość w wyrażaniu emocji. Jeśli ktoś pozwalał sobie na użalanie się lub działał instynktownie, zamiast kierować się rozsądkiem, przestawał być uznawany za członka społeczności. W innych epokach, na przykład obecnie, zdolność do panowania nad sobą nie cieszy się wielkim poważaniem. Osoby, które próbują to robić, są uważane za nieco śmieszne, „spięte” lub „sztywne”. Niezależnie jednak od obowiązującej mody, wydaje się, że ludzie, którzy starają się uzyskać kontrolę nad własną świadomością31, wiodą szczęśliwsze życie.
Oczywiście, aby osiągnąć kontrolę nad świadomością, konieczne jest zrozumienie zasad jej funkcjonowania. W niniejszym rozdziale zajmiemy się właśnie tym zagadnieniem. Na początek pozbądźmy się wszelkich podejrzeń, że mówiąc o świadomości, mamy na myśli jakiś tajemniczy proces. Należy bowiem wyjaśnić, iż – jak każdy inny wymiar ludzkiego zachowania – jest ona wynikiem procesów biologicznych. Istnieje tylko dzięki nieprawdopodobnej złożoności układu nerwowego, który z kolei jest zbudowany zgodnie z instrukcjami zawartymi w białkach znajdujących się w chromosomach. Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że działanie świadomości nie jest w pełni kontrolowane przez procesy biologiczne – pod wieloma ważnymi względami, które omawiam poniżej, kieruje ona sama sobą. Innymi słowy, świadomość wykształciła zdolność do przełamywania instrukcji genetycznych i ustalania własnego, niezależnego sposobu funkcjonowania.
Funkcją świadomości jest takie przedstawianie wiadomości o tym, co się dzieje na zewnątrz i wewnątrz organizmu, aby ciało mogło dokonać ich oceny i działać na jej podstawie. W tym sensie świadomość funkcjonuje jako oczyszczalnia dla doznań, wrażeń, uczuć i pomysłów, która nadaje priorytety różnym informacjom. Gdyby jej nie było, wciąż wiedzielibyśmy, co się dzieje, ale nasze reakcje byłyby odruchowe i instynktowne. Dzięki świadomości możemy rozważnie ocenić sygnały wysyłane nam przez zmysły i odpowiednio na nie odpowiedzieć. Potrafimy też tworzyć informacje, które wcześniej nie istniały – to świadomość sprawia, że śnimy, wymyślamy kłamstwa, piszemy piękne wiersze lub opracowujemy teorie naukowe.
W wyniku niezliczonych mrocznych wieków ewolucji ludzki układ nerwowy stał się tak złożony, że obecnie potrafi wpływać na swoje własne stany, co sprawia, iż jest on w pewnym stopniu niezależny od informacji zapisanych w genach i warunków środowiskowych. Człowiek może sam siebie uczynić szczęśliwym lub nieszczęśliwym, bez względu na to, co dzieje się „na zewnątrz”, zmieniając jedynie stan swojej świadomości. Wszyscy znamy osoby, które potrafią zamienić beznadziejne sytuacje w ekscytujące wyzwania, wykorzystując siłę swojej osobowości. Taka zdolność do trwania we własnych zamiarach mimo przeszkód i niepowodzeń jest zaletą, którą najbardziej cenimy w innych ludziach. I słusznie – jest to prawdopodobnie najważniejsza nie tylko dla przetrwania, lecz także dla cieszenia się życiem cecha.
Aby rozwijać tę umiejętność, musimy znaleźć sposoby na takie kierowanie świadomością, by móc kontrolować własne myśli i uczucia. Nie należy oczekiwać, że można to osiągnąć, idąc na skróty. Niektórzy ludzie mają skłonność do mówienia o świadomości w sposób mistyczny i spodziewają się po niej cudów, których nie da się dokonać. Takie osoby chcą wierzyć, że w rzeczywistości duchowej wszystko jest możliwe. Inni z kolei przypisują sobie moc kontaktowania się z bytami z przeszłości i rozmawiania z duchami albo dokonują tajemniczych aktów postrzegania pozazmysłowego. Jeśli ich opowieści nie są zwykłym oszustwem, zazwyczaj okazują się samookłamywaniem – czyli kłamstwem, które nadmiernie wyczulony umysł wmawia sam sobie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. W polskim wydaniu przypisy dolne pochodzą od tłumaczki i redakcji (przyp. red.). [wróć]
2. Poglądy Arystotelesa na szczęście zostały najbardziej zrozumiale opisane w księdze 1 oraz rozdziałach 9 i 10 księgi 9 Etyki nikomachejskiej (Arystoteles 2012). Współczesne badania nad zjawiskiem szczęścia prowadzone przez psychologów i przedstawicieli innych nauk społecznych rozpoczęły się stosunkowo późno, ale w ostatnich latach temat ten jest traktowany coraz poważniej. Jedną z pierwszych i wciąż bardzo ważnych prac w tej dziedzinie jest książka Normana Bradburna The structure of psychological well-being (Bradburn 1969), w której autor wykazał, że stany szczęścia i nieszczęścia są od siebie niezależne; mówiąc inaczej, to, że dana osoba jest szczęśliwa, nie oznacza, że nie może być jednocześnie nieszczęśliwa. Ruut Veenhoven, socjolog z Erasmus University w Rotterdamie w Holandii opublikował skorowidz Databook of happiness, w którym streścił wyniki 245 badań przeprowadzonych w 32 krajach w latach 1911–1975 (Veenhoven 1984). Fundacja Archimedesa w Toronto w Kanadzie również postawiła sobie za cel śledzenie badań dotyczących ludzkiego szczęścia i dobrostanu; pierwszy katalog bibliograficzny poświęcony tej tematyce powstał w 1988 roku. W roku 1987 psycholog społeczny z Oksfordu Michael Argyle wydał książkę pod tytułem Psychologia szczęścia (Argyle 2004). Innym bogatym zbiorem myśli i badań na ten temat jest praca Stracka, Argyle’a i Schwartza (1990). [wróć]
3. Rzetelne opisy warunków codziennego życia w dawnych wiekach można znaleźć w serii pod redakcją Philippe’a Ariesa i Georgesa Duby’ego zatytułowanej A history of private life. Tom pierwszy, From pagan Rome to Byzantium pod redakcją Paula Veyne’a ukazał się w Stanach Zjednoczonych w 1987. Podobną serią jest The structure of everyday life Fernanda Braudela, której pierwszy tom wydano w języku angielskim w roku 1981. Zmiany związane z urządzaniem wnętrz opisują Emmanuel Le Roy Ladurie (2014) oraz Mihaly Csikszentmihalyi i Eugene Rochberg-Halton (1981). [wróć]
4. Mill 1931, s. 99. [wróć]
5. Frankl 2017, s. 17. [wróć]
6. Moja praca naukowa nad optymalnym doświadczeniem zaczęła się od doktoratu, którego częścią było badanie młodych artystów podczas malowania. Niektóre wnioski z tego badania zostały omówione w książce The Creative Vision (Getzels i Csikszentmihalyi 1976). Od tamtej pory powstało kilkadziesiąt artykułów naukowych na ten temat. Pierwszą książką, w której opisałem bezpośrednio doświadczenie przepływu, była Beyond Boredom and Anxiety (Csikszentmihalyi 1975). Podsumowanie wyników badań nad doświadczeniem przepływu zostało opublikowane w tomie Optimal experience: Psychological studies of flow in consciousness (Csikszentmihalyi i Csikszentmihalyi 1988). [wróć]
7. Technikę tę zastosowałem po raz pierwszy w roku 1976 podczas badania z udziałem dorosłych osób pracujących; pierwsza publikacja wyników badań prowadzonych tą metodą dotyczyła nastolatków (Csikszentmihalyi, Larson i Prescott 1977). Szczegółowy opis metody znajduje się w pracach Csikszentmihalyiego i Larsona (1984, 1987). [wróć]
8. Zastosowania koncepcji przepływu opisano w pierwszym rozdziale książki Optimal Experience (Optymalne doświadczenie, Csikszentmihalyi i Csikszentmihalyi 1988). [wróć]
9. Począwszy od Arystotelesa, filozofowie próbujący wyjaśnić ludzkie zachowanie zakładali, że działania są motywowane celami. Współczesna psychologia pokazuje jednak, że większość tego, co robimy, można wyjaśnić dużo prościej, często odwołując się do przyczyn nieświadomych. W rezultacie znaczenie celów w kierowaniu naszym zachowaniem zostało przez wielu badaczy podważone. Do wyjątków należą Alfred Adler (1956), który uważał, że ludzie tworzą hierarchie celów, pomagających im podejmować życiowe decyzje; oraz amerykańscy psychologowie Gordon Allport (1955) i Abraham Maslow (2004), którzy twierdzili, że kiedy podstawowe potrzeby są zaspokojone, naszymi działaniami zaczynają kierować cele. Znaczenie celów uznała na nowo także psychologia poznawcza, w ramach której badacze tacy jak George A. Miller, Eugene Galanter i Karl H. Pribram (1960), George Mandler (1975), Ulric Neisser (1976) oraz Robert N. Emde (1980) używali tego pojęcia, aby wyjaśnić procesy podejmowania decyzji i regulacji zachowania. Nie twierdzę, że większość ludzi przez większość czasu postępuje w określony sposób, ponieważ stara się osiągnąć swoje cele. Uważam jednak, że dopiero wtedy, gdy to robimy, doświadczamy poczucia kontroli, które nie pojawia się, jeśli zachowanie nie jest motywowane świadomie obranymi celami (zob. Csikszentmihalyi 1989). [wróć]
10. Czytelnikowi może się wydać dziwne to, że w książce dotyczącej optymalnego doświadczenia zajmuję się chaosem panującym we wszechświecie. Robię to dlatego, że wartości życia nie można zrozumieć bez odwoływania się do egzystencjalnych problemów i zagrożeń. Od czasu, gdy trzydzieści pięć wieków temu zostało napisane pierwsze dzieło literackie, Epos o Gilgameszu (Stiller 2011), tradycją jest nawiązywanie do historii upadku człowieka przed zaproponowaniem sposobów poprawy jego losu. Za najlepszy pierwowzór takiej kompozycji dzieła można uznać Boską komedię Dantego Alighieri. Czytelnik musi bowiem przejść przez wrota piekieł („per me si va nell’eterno dolore”), zanim będzie mógł kontemplować rozwiązania życiowych kłopotów. Podążam za tymi znakomitymi przykładami nie przez wzgląd na tradycję, lecz dlatego, że jest to uzasadnione psychologicznie. [wróć]
11. Mill 1931, s. 146. [wróć]
12. Najbardziej znany model relacji między potrzebami niższego rzędu, takimi jak potrzeba przetrwania i bezpieczeństwa, a wyższymi celami, do których należy samorealizacja, zaproponował Maslow (1971, 2004). [wróć]
13. Według wielu autorów przewlekły brak zadowolenia ze status quo jest cechą współczesności. Archetyp nowoczesnego człowieka, Faust Goethego, otrzymał władzę od diabła pod warunkiem, że nigdy nie będzie zadowolony z tego, co ma. Dobre współczesne podejście do tego motywu można znaleźć u Marshalla H. Bermana (1982). Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że tęsknota za czymś więcej, niż posiadamy, stanowi uniwersalną ludzką cechę, związaną zapewne z rozwojem świadomości.