Gender. Przewodnik Krytyki Politycznej - Opracowanie zbiorowe - ebook

Gender. Przewodnik Krytyki Politycznej ebook

Opracowanie zbiorowe

4,1

Opis

Gender – najpopularniejsze słowo ostatniego roku. Dla jednych niewinne pojęcie socjologiczne, dla innych ideologia gorsza od nazizmu i komunizmu. Podobno wysadza dzieci z płci biologicznej, rozbija rodziny, niszczy podstawy cywilizacji. Ale czy rzeczywiście? Uważamy, że nie. Płci biologicznej nie da się zmienić, można ją co najwyżej skorygować. Dzięki prawu osób homoseksualnych do zakładania rodzin, będzie ich jeszcze więcej. A podstawą cywilizacji jest zdolność wzajemnego zrozumienia. Ciągle wierzymy, że jest to możliwe. Dlatego wydajemy ten przewodnik.

 

Wśród autorów m.in.: Judith Butler, Kinga Dunin, Małgorzata Fuszara, Maciej Gdula, Ewa Graczyk, Anna Grodzka, Agnieszka Graff, Ewa Łętowska, Jaś Kapela, Michael S. Kimmel, Marta Konarzewska, Lucyna Kopciewicz, Agnieszka Kościańska, Kaja Malanowska, Zuzanna Radzik, Sławomir Sierakowski, Kazimiera Szczuka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 604

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (7 ocen)
4
1
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WSTĘP

Sławo­mir Sie­ra­kow­ski GEN­DER KOŚCIOŁA POL­SKIE­GO

Słowem roku 2013 w Pol­sce wy­bra­ne zo­stało „gen­der”. Se­lek­cji do­ko­na­li na­ukow­cy z Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go oraz Fun­da­cji Języka Pol­skie­go, kie­rując się tym, o czym najczęściej dys­ku­to­wa­no w de­ba­cie pu­blicz­nej. Gen­der wy­prze­dziło między in­ny­mi „podsłuch” i „Eu­ro­maj­dan”. Zwy­cięskie pojęcie weszło do użycia w Pol­sce po upad­ku ko­mu­ni­zmu wraz z in­te­gracją z Za­cho­dem i roz­wo­jem ru­chu fe­mi­ni­stycz­ne­go oraz LGT­BQ. Na wie­lu uni­wer­sy­te­tach ist­nieją gen­der stu­dies, wyszło spo­ro książek na ten te­mat. Pol­ska jako kraj Unii Eu­ro­pej­skiej zo­bo­wiązana jest do pro­wa­dze­nia po­li­ty­ki gen­der ma­in­stre­amin­gu. Z pew­nością gen­der nie jest żadną no­winką, dla­cze­go więc do­pie­ro te­raz stało się naj­większą sen­sacją de­ba­ty pu­blicz­nej?

Pierw­sze in­for­ma­cje w pol­skich me­diach, że coś dziw­ne­go się dzie­je, po­ja­wiły się w okre­sie wa­ka­cyj­nym pod­czas fe­sti­wa­lu Ka­ru­ze­la Co­ol­tu­ry. Tak się składa, że do­ty­czyły aku­rat de­ba­ty, w której brałem udział ra­zem z jed­nym z naj­bar­dziej zna­nych bi­skupów Ta­de­uszem Pie­ron­kiem1. Ni stąd, ni zowąd bi­skup Pie­ro­nek wy­pa­lił na­gle: „Chciałbym jesz­cze dodać, że ide­olo­gia gen­der to za­grożenie gor­sze od na­zi­zmu i ko­mu­ni­zmu ra­zem wziętych”. Za­brzmiało to jak wy­uczo­na for­mułka, której zna­cze­nia bi­skup dokład­nie nie ro­zu­miał, a w każdym ra­zie nie bar­dzo po­tra­fił o niej roz­ma­wiać. Na­zwisk ofiar lub licz­by za­bi­tych i oka­le­czo­nych przez gen­der również nie po­tra­fił podać. Po­tra­fił za to for­mułkę powyższą powtórzyć. I dodać, że gen­der stoi w sprzecz­ności z na­turą.

Nie wie­dzieć cze­mu, za­wsze w spo­rach świa­to­poglądo­wych księża głoszą, że zga­dzając się na in vi­tro, aborcję, an­ty­kon­cepcję, związki part­ner­skie albo ucząc wy­cho­wa­nia sek­su­al­ne­go, postępu­je­my nie­zgod­nie z na­turą. Tak jak­by ob­ja­wie­nie albo sami księża ra­zem z obo­wiązującym ich ce­li­ba­tem byli podręczni­ko­wy­mi przykłada­mi ewo­lu­cji.

Po­nie­waż w Pol­sce po­li­ty­cy boją się Kościoła, to pra­wie wszyst­kie z wy­mie­nio­nych za­cho­wań są w pra­wie za­ka­za­ne albo nie ist­nieją, choć ist­nieją w życiu w ska­li mniej więcej tej sa­mej co w każdym za­chod­nim społeczeństwie. W ten sposób w Pol­sce wol­ność spry­wa­ty­zo­wa­no i dostęp do niej zależy od kla­sy społecz­nej.

Od cza­su wystąpie­nia Pie­ron­ka ru­szyła se­ria co­raz bar­dziej za­dzi­wiających wy­po­wie­dzi pol­skich hie­rarchów i co­raz dziw­niej­sze rze­czy zaczęły się w Pol­sce dziać.

W szkołach zaczęły po­ja­wiać się pla­ka­ty: „Chroń dziec­ko przed gen­der”, dzie­ci zaczęły pytać ro­dziców o szcze­pionkę. Nie­mal co­dzien­nie po­ja­wiają się wy­po­wie­dzi księży lub po­li­tyków prze­strze­gające przed gen­der, który: „pro­wa­dzi do de­wa­sta­cji ro­dzi­ny, wiąże się z ra­dy­kal­nym fe­mi­ni­zmem, który opo­wia­da się za aborcją, za­trud­nia­niem ko­biet i prze­trzy­my­wa­niem dzie­ci w przed­szko­lach”. W związku z aż ta­kim za­grożeniem po­li­ty­cy powołali zespół par­la­men­tar­ny „Stop ide­olo­gii gen­der” (w składzie jed­na ko­bieta i piętna­stu mężczyzn).

W końcu Kościół ka­to­lic­ki ofi­cjal­nie za­brał głos w liście pa­ster­skim pod tytułem Za­grożenia ro­dzi­ny płynące z ide­olo­gii gen­der: „Ce­lem edu­ka­cji gen­de­ro­wej jest w grun­cie rze­czy sek­su­ali­za­cja dzie­ci i młodzieży”. Według pol­skie­go Kościoła Kon­wen­cja Rady Eu­ro­py prze­ciw­ko prze­mo­cy wo­bec ko­biet na­prawdę pro­mu­je „nie­ste­re­oty­po­we role sek­su­al­ne” i roz­bi­ja sys­tem wy­cho­waw­czy, nakładając obo­wiązek edu­ka­cji homosek­su­al­nej i transsek­su­al­nej. Zda­niem bi­skupów Świa­to­wa Or­ga­ni­za­cja Zdro­wia „pro­mu­je między in­ny­mi ma­stur­bację dzie­ci w wie­ku przed­szkol­nym oraz od­kry­wa­nie przez nie radości i przy­jem­ności z do­ty­ka­nia zarówno własne­go ciała, jak i ciała rówieśników”. Bi­sku­pi alar­mują, że „w następstwie wy­cho­wa­nia re­ali­zo­wa­ne­go przez młodzieżowych edu­ka­torów sek­su­al­nych młody człowiek sta­je się stałym klien­tem kon­cernów far­ma­ceu­tycz­nych, ero­tycz­nych, por­no­gra­ficz­nych, pe­do­fil­skich i abor­cyj­nych”. Dodać należy, że po dwóch go­dzi­nach Kościół wy­mie­nił to oświad­cze­nie na łagod­niej­sze, co nie zna­czy nie­ste­ty, że się z nie­go wy­co­fał. Kar­dy­nał Ka­zi­mierz Nycz wyjaśnił, że star­sza wer­sja jest dla księży, a now­sza dla wier­nych.

Dla­cze­go aku­rat te­raz Kościół ostrze­ga przed „ide­olo­gią gen­der”? Prze­cież gdy­by była aż tak apo­ka­lip­tycz­nym za­grożeniem, to po­win­na wybić już znaczącą część po­pu­la­cji do cza­su, gdy nasz nie­fra­so­bli­wy Kościół się wresz­cie obu­dził.

Obu­dził, ale chy­ba nie­zu­pełnie. Ory­gi­nal­nie „kościół” jest prze­cież ro­dza­ju żeńskie­go (w gre­ce ec­c­le­sia [ἐκκλησία]). I tra­dy­cyj­nie w sztu­ce sa­kral­nej uosa­bia­ny jest przez wi­ze­ru­nek ko­bie­ty. Tym­cza­sem w pol­skiej kul­tu­rze to samo słowo jest ro­dza­ju męskie­go, więc na­wet Kościół ka­to­lic­ki ma gen­der – płeć kul­tu­rową!

Sama kam­pa­nia Kościoła wygląda na za­pla­no­waną. Wcześniej nie wy­ka­zy­wał nie­mal żad­ne­go za­in­te­re­so­wa­nia „ide­olo­gią gen­der”, aż na­gle pew­ne­go dnia zaczął mówić pra­wie wyłącznie o tym. Po­wodów tak zor­kie­stro­wa­nych działań szu­kać należy w ostat­nich pro­ble­mach Kościoła. Po­laków w ostat­nich la­tach zbul­wer­so­wały wy­chodzące na światło dzien­ne ogrom­ne mal­wer­sa­cje fi­nan­so­we ko­mi­sji re­pry­wa­ty­zującej ode­bra­ny przez ko­mu­nistów majątek Kościoła. Społeczeństwu nie mogły spodo­bać się także co­raz częściej ujaw­nia­ne przy­pad­ki pe­do­fi­lii. Czym jest po­li­ty­ka, aku­rat Kościoła pol­skie­go uczyć nie trze­ba. A w obec­nej po­li­ty­ce, gdy par­tia wpa­da w ta­ra­pa­ty, próbuje na­tych­miast czymś je me­dial­nie przy­kryć.

Po­trze­ba matką wy­na­laz­ku i tak po­wstał naj­now­szy wy­mysł: „ide­olo­gia gen­der”. Na ra­zie działa fan­ta­stycz­nie, sko­ro w 2013 roku słowo gen­der stało się naj­po­pu­lar­niej­sze i znacząco wy­prze­dziło wy­ra­zy „pe­do­fi­lia” i „ko­mi­sja majątko­wa”.

1Kościół za­bra­nia ko­chać? Kłótnia z bi­sku­pem Pie­ron­kiem, http://bit.ly/1li­w4sN.

GEN­DER: CO TO JEST?

Ka­ro­li­na Kra­su­skaJAKI GEN­DER JEST, KAŻDY WI­DZI: POD­STA­WO­WE TER­MI­NY

Płeć społecz­no-kul­tu­ro­wa (ang. gen­der) – ze­staw zna­czeń i za­cho­wań kul­tu­ro­wo utożsa­mia­nych z „ko­bietą” i „mężczyzną” w da­nym miej­scu i cza­sie.

W Sta­nach Zjed­no­czo­nych w powyższym zna­cze­niu „gen­der” – wcześniej przede wszyst­kim ter­min gra­ma­tycz­ny – zo­stał wpro­wa­dzo­ny z la­tach 50. XX wie­ku przez sek­su­olo­ga Joh­na Mo­neya. Zaś po­pu­la­ry­za­cja i upo­li­tycz­nie­nie rozróżnie­nia na płeć społecz­no-kul­tu­rową (gen­der) i płeć bio­lo­giczną (sex) jest za­sad­ni­czym wkładem dru­giej fali fe­mi­ni­zmu w la­tach 70. XX wie­ku. Znaczącą rolę ode­grał tu ar­ty­kuł an­tro­po­lożki Gay­le Ru­bin Traf­fic in Wo­men: No­tes on the „Po­li­ti­cal Eco­no­my” of Sex (1975), w którym wpro­wa­dziła ona ter­min „sys­tem sex/gen­der”.

W myśle­niu po­tocz­nym płeć społecz­no-kul­tu­ro­wa w pro­sty i nie­ro­ze­rwal­ny sposób zle­wa się z płcią bio­lo­giczną (zob. płeć bio­lo­giczna), która ma być jej cie­le­snym „fun­da­men­tem”. Taki pogląd jest pod­stawą ste­reo­typów głoszących, że praw­dzi­wa ko­bie­ta jest prze­ci­wieństwem praw­dzi­we­go mężczy­zny: ona jest (i musi być) de­li­kat­na, a za to on jest (i musi być) twar­dzie­lem, co miałoby być dyk­to­wa­ne przez ich role re­pro­duk­cyj­ne. Wy­ni­ka z tego ob­raz nie­zmien­nej hi­sto­rycz­nie i geo­gra­ficz­nie „na­tu­ry” ko­biet i mężczyzn, która sta­je się obo­wiązującą normą za­cho­wań („mężczyźni nie płaczą”), pod­stawą or­ga­ni­za­cji życia społecz­ne­go (do­pie­ro nie­daw­ne wpro­wa­dze­nia urlopów ta­cie­rzyńskich) oraz pod­stawą dla uprze­dzeń i dys­kry­mi­na­cji (np. ko­biet na ryn­ku pra­cy). Milczącym założeniem tego myśle­nia jest również he­te­ro­sek­su­al­ność tak po­strze­ga­nej ko­biety i mężczy­zny (zob. he­te­ro­nor­ma­tyw­ność).

Jed­nak jeśli przyj­rzeć się dokład­niej – i to jest główne roz­po­zna­nie gen­der stu­dies (zob. gen­der stu­dies) – ro­zu­mie­nie tego, co jest uważane za „ko­bie­ce” i „męskie”, pod­le­ga ciągłym zmia­nom. Pomyślmy choćby o ide­ale ary­sto­kra­tycz­nych fran­cu­skich strojów męskich z XVII wie­ku albo o ob­ra­zach trak­to­rzy­stek w so­cre­ali­zmie: ich zna­cze­nia w od­nie­sie­niu do porządku płci mogą być do­brze zro­zu­mia­ne tyl­ko w kon­kret­nym kon­tekście. (Prócz tego, jak wska­zują ba­da­nia an­tro­po­lo­gicz­ne, w in­nych społeczeństwach niż za­chod­nie nie­kie­dy mamy do czy­nie­nia z tzw. trze­cią płcią). Po dru­gie, jeśli przyj­rzeć się kon­kret­nym ko­bie­tom i mężczy­znom w da­nym miej­scu i cza­sie, to występują między nimi znacz­ne różnice. Kon­kret­ne ko­bie­ty i kon­kret­ni mężczyźni kształto­wa­ni są nie tyl­ko po­przez obo­wiązujące nor­my płci społecz­no-kul­tu­ro­wej, lecz także przez inne ka­te­go­rie społecz­ne, ta­kie jak kla­sa, et­nicz­ność, rasa, sek­su­al­ność, wiek, (nie)pełno­spraw­ność i tak da­lej. Jeśli tyl­ko po­zo­stać przy przykładzie ary­sto­kra­cji fran­cu­skiej XVII wie­ku, to re­pre­zen­tu­je on uprzy­wi­le­jo­wa­ny ideał, który do­ty­czy tyl­ko wy­cin­ka społeczeństwa.

Ta zmien­ność i wie­lość norm i przykładów tego, co „ko­bie­ce” oraz „męskie” kwe­stio­nu­je pojęcie „wiecz­nej ko­bie­cości” czy „praw­dzi­we­go mężczy­zny”, a także pro­wa­dzi do wnio­sku, że gen­der jest kon­struk­tem społecz­nym. W re­zul­ta­cie na sztukę, li­te­ra­turę, me­dia, kul­turę po­pu­larną, ale także na tek­sty re­li­gij­ne, edu­ka­cyj­ne, me­dycz­ne i praw­ne można pa­trzeć jako na za­pis kon­stru­owa­nia płci społecz­no-kul­turowej: two­rze­nia wi­ze­runków i wzorców, nada­wa­nia zna­czeń i sko­ja­rzeń, przy­dzie­la­nia ról i praw „ko­bie­cie” i „mężczyźnie”. W tym ujęciu wszy­scy w ciągły sposób są za­an­gażowa­ni w konstruowa­nie gen­der: jako od­bior­czy­nie/cy wie­lo­ra­kich tekstów kul­tu­ry przed­sta­wiających „ko­bietę” i „mężczyznę”, jako oso­by ko­piujące – mniej lub bar­dziej wier­nie – usta­no­wio­ne przez nie wzor­ce, i w końcu jako uczest­nicz­ki/cy roz­ma­itych prak­tyk społecz­nych często opar­tych na różnicy płci.

Płeć bio­lo­gicz­na (ang. sex) – pojęcie ka­te­go­ry­zujące (ludz­kie) ciała na pod­sta­wie cech ana­to­micz­nych, czyn­ników hor­mo­nal­nych i ge­ne­tycz­nych jako męskie, żeńskie oraz in­ter­sek­su­al­ne (po­sia­dające ce­chy zarówno żeńskie, jak i męskie).

W początko­wych de­ka­dach ist­nie­nia fe­mi­ni­zmu i stu­diów ko­bie­cych (zob. gen­der stu­dies) płeć bio­lo­gicz­na była uważana za stały rdzeń przy­porządko­wa­ny na­tu­rze, na który – jak na „wie­szak” – mogą być nakłada­ne zna­cze­nia społecz­no-kul­tu­ro­we. W tym ro­zu­mie­niu była często po­mi­ja­na w ba­da­niach. Nakłaniał do tego także zna­ny slo­gan fe­mi­ni­stycz­ny „Bio­lo­gia nie jest prze­zna­cze­niem” su­ge­rujący, że bio­lo­gia jest nie­tknięta przez kul­turę oraz ozna­czający, że „bio­lo­gia”, czy­li funk­cje re­pro­duk­cyj­ne nie muszą w żaden określony sposób de­cy­do­wać o or­ga­ni­za­cji społeczeństwa i wy­zna­czać za­kre­su możliwości ko­bie­ty i mężczy­zny w życiu in­dy­wi­du­al­nym, społecz­nym i kul­turowym.

Pod ko­niec lat 80. XX wie­ku pogląd ten zo­stał za­kwe­stio­no­wa­ny w teo­rii fe­mi­ni­stycz­nej (np. Ju­dith Bu­tler) i w fe­mi­ni­stycz­nej kry­ty­ce nauk przy­rod­ni­czych (np. Don­na Ha­ra­way, Eve­lyn Fox-Kel­ler). Hi­sto­rycz­ki/cy nauk przy­rod­ni­czych zwra­cały/li uwagę na nie­na­zwa­ne gen­de­ro­we założenia, które leżą u pod­staw pro­wa­dze­nia i opi­sy­wa­nia badań oraz uka­zały, że sposób poj­mo­wa­nia „płci bio­lo­gicz­nej” również ma swoją hi­sto­rię. Od tego cza­su można mówić o zwro­cie ku cie­le­sności: ana­li­zach norm płci bio­lo­gicz­nej, prze­mo­cy me­dycz­nej, ja­kiej pod­da­wa­ne były oso­by in­ter­sek­su­al­ne, za­gad­nień transpłcio­wości/trans­sek­su­al­ności.

Gen­der stu­dies – in­ter­dy­scy­pli­nar­na dzie­dzi­na badań na­uko­wych do­tycząca płci społecz­no-kul­tu­ro­wej (gen­der). Obec­nie ist­nie­je na świe­cie około 900 wy­działów i centrów, gdzie po­dej­mo­wa­ne są ba­da­nia gen­de­ro­we, pro­wa­dzo­ne zajęcia dla stu­dentów, przy­zna­wa­ne dy­plo­my – li­cen­cjac­kie, ma­gi­ster­skie, a także dok­tor­skie oraz cer­ty­fi­ka­ty ukończe­nia stu­diów w ra­mach pro­gramów gen­der stu­dies.

Gen­der stu­dies wy­wodzą się ze stu­diów ko­bie­cych (Wo­men’s Stu­dies), które to z ko­lei kształtowały się od lat 60. XX wie­ku pod wpływem dru­giej fali fe­mi­ni­zmu (pierw­szy kie­ru­nek stu­diów zo­stał utwo­rzo­ny w USA w roku 1970). Stu­dia ko­bie­ce można uznać za aka­de­micką re­ali­zację po­stu­latów fe­mi­ni­stycz­nych do­tyczących równo­upraw­nie­nia ko­biet po­przez ana­li­zy dys­kry­mi­na­cji ze względu na płeć (zob. sek­sizm), do­mi­na­cji mężczyzn (zob. pa­triar­chat) oraz milczących założeń kul­tu­ro­wych i społecz­nych czy­niących mężczyznę miarą wszyst­kich rze­czy (zob. an­dro­cen­tryzm). Stu­diom ko­bie­cym, czy też tak ro­zu­mia­nej per­spek­ty­wie fe­mi­ni­stycz­nej, za­wdzięcza­my od­kry­wa­nie i do­war­tościo­wy­wa­nie ob­szarów doświad­cze­nia tra­dy­cyj­nie ko­ja­rzo­nych z ko­bietami (np. ma­cie­rzyństwo) czy „od­da­wa­nie głosu” ko­bietom wcześniej po­mi­ja­nym w ba­da­niach (np. li­te­ra­tu­ra pi­sa­na przez ko­biety).

Gen­der stu­dies po­sze­rzają tę fe­mi­ni­styczną per­spek­tywę i wy­chodzą z założenia, że całość ludz­kie­go doświad­cze­nia kształto­wa­na jest przez płeć społecz­no-kul­tu­rową. Jeśli ce­lem stu­diów ko­bie­cych jest do­war­tościo­wa­nie tego, co tra­dy­cyj­nie ko­bie­ce (np. po­przez pi­sa­nie nie­raz od­dziel­nej hi­sto­rii ko­biet), am­bicją stu­diów gen­de­ro­wych jest włącze­nie ka­te­go­rii płci do ana­li­zy wszel­kich za­gad­nień, także tych uważanych za uni­wer­sal­ne czy tra­dy­cyj­nie męskie (np. stwo­rze­nie no­wej hi­sto­rii mi­li­tar­nej z per­spek­tywy gen­de­ro­wej). Ta zmia­na ak­centów w dys­cy­pli­nie wy­nikła również z kry­zy­su ka­te­go­rii „ko­biet” od lat 80. XX wie­ku w USA, te­raz co­raz częściej po­strze­ga­nej jako nie­jed­no­rod­na. Przed­mio­tem badań zaczęły być różnice między ko­bietami ze względu sek­su­al­ność, klasę społeczną, et­nicz­ność, rasę, wiek, (nie)pełno­spraw­ność (tak zwa­na ana­li­za in­ter­sek­cjo­nal­na); a także „męskość”, która również prze­stała być trakto­wa­na jako za­wsze jed­na i ta sama oraz au­to­ma­tycz­nie jako narzędzie pa­triar­cha­tu. Od tego cza­su niektóre star­sze pro­gra­my stu­diów ko­bie­cych zo­stały prze­mia­no­wa­ne na pro­gra­my gen­der stu­dies, nie­kie­dy również w połącze­niu z ba­da­nia­mi nad sek­su­al­nością (zob. qu­eer, he­te­ro­nor­ma­tyw­ność).

Qu­eer – ter­min od­noszący się do pro­jek­tu będącego kon­ty­nu­acją po­li­ty­ki i teo­rii ge­jow­sko-les­bij­skiej, lecz uka­zującego ich ogra­ni­cze­nia jako za­sa­dzających się na jed­no­znacz­nych tożsamościach sek­su­al­nych i sta­rających się w opar­ciu o nie po­dej­mo­wać działania eman­cy­pa­cyj­ne i równościo­we. Przed połową lat 80. XX wie­ku w USA ter­min obraźliwy, od­noszący się do osób homosek­su­al­nych, później od­zy­ska­ny i prze­war­tościo­wa­ny przez ak­ty­wist­ki/ów i teo­re­tycz­ki/ów. Używa­ny dziś nie­kie­dy jako zbior­cza ka­te­go­ria osób nieheterosek­su­al­nych oraz osób nie­wpi­sujących się w dwu­dziel­ny wzo­rzec płci (zob. płeć społecz­no-kul­tu­ro­wa).

Za początek użycia „qu­eer” w od­nie­sie­niu do aka­de­mic­kiej wer­sji tego pro­jek­tu (teo­rii qu­eer) uzna­je się wpro­wa­dza­nie Te­re­sy de Lau­re­tis do spe­cjal­ne­go nu­me­ru fe­mi­ni­stycz­ne­go pi­sma „dif­fe­ren­ces” w roku 1991. Teo­ria qu­eer nie uzna­je sek­su­al­ności za kwe­stię in­dy­wi­du­alną, lecz w pierw­szym rzędzie za ka­te­go­rię kształtującą i re­gu­lującą struk­tu­ry społecz­ne, de­cy­dującą o miej­scu i przy­wi­le­jach jed­nost­ki w społeczeństwie m.in. pod względem in­sty­tu­cjo­nal­nym, eko­no­micz­nym, praw­nym (np. brak możliwości le­ga­li­za­cji związków osób tej sa­mej płci). W tym kon­tekście za­sad­ni­czym pojęciem teo­rii qu­eer jest he­te­ro­nor­ma­tyw­ność (zob. he­te­ro­nor­ma­tyw­ność).Tek­sty teo­rii qu­eer kry­ty­kują również nie­kie­dy he­te­ro­nor­ma­tyw­ne założenia fe­mi­ni­zmu: prio­ry­te­tem sta­je się tu­taj nie po­dział na mężczyzn i ko­bie­ty, lecz na heterosek­su­al­ność i nieheterosek­su­al­ność.

He­te­ro­nor­ma­tyw­ność – pojęcie wska­zujące, że he­te­ro­sek­su­al­ność jest milczącym założeniem or­ga­ni­zującym porządek płci oraz, sze­rzej, kształtującym życie społecz­ne.

Ter­min użyty przez ame­ry­kańskie­go li­te­ra­tu­ro­znawcę i teo­re­ty­ka qu­eer Mi­cha­ela War­ne­ra na początku lat 90. XX wie­ku. Zbliżony jest do ta­kich wcześniej­szych pojęć jak „przy­mu­so­wa he­te­ro­sek­su­al­ność” Ad­rien­ne Rich czy „ma­try­ca he­te­ro­sek­su­al­na” Ju­dith Bu­tler.

He­te­ro­nor­ma­tyw­ność opie­ra się na wy­obrażeniu „praw­dzi­wej ko­bie­ty” i „praw­dzi­we­go mężczy­zny” przy­ciąga­nych do sie­bie – ni­czym prze­ciw­ległe bie­gu­ny – pożąda­niem zo­rien­to­wa­nym wyłącznie na „prze­ciwną płeć”. Kon­se­kwencją ta­kie­go obo­wiązującego bez­re­flek­syj­nie założenia, opar­te­go na lo­gi­ce re­pro­duk­cji, jest dys­kry­mi­na­cja osób, które nie wpi­sują się w ramy tak ro­zu­mia­nej he­te­ro­nor­ma­tyw­ności: ho­mo­sek­su­al­ność, bi­sek­su­al­ność, asek­su­al­ność, in­ter­sek­su­al­ność, transpłcio­wość znaj­dują się poza normą i są uzna­wa­ne za „wbrew na­tu­rze” czy za „cho­re”.

He­te­ro­nor­ma­tyw­ność wy­zna­cza również gra­ni­ce tego, co jest ak­cep­to­wa­ne, czy też ozna­czo­ne jako „mo­ral­ne”, w ra­mach he­te­ro­sek­su­al­ności: do­mnie­maną normą za­chod­nią są trwałe związki mo­no­ga­micz­ne czy też nie­raz następujące po so­bie, ale wciąż sto­sun­ko­wo trwałe związki mo­no­ga­micz­ne.

He­te­ro­nor­ma­tyw­ność kształtuje nie tyl­ko jed­nost­kową sek­su­al­ność, ale wpływa na wie­le ob­szarów życia co­dzien­ne­go. Za jej prze­jaw można uznać choćby od­dziel­ne dam­skie i męskie szat­nie i to­a­le­ty: po­dział taki ma kon­tro­lo­wać pożąda­nie oraz wspie­rać skrom­ność i „mo­ral­ność”, cele, które opie­rają się na założeniu tra­dy­cyj­nie ujętej, dwu­dziel­nej różnicy płci i heterosek­su­al­ności.

Pa­triar­chat – dosłownie „władza ojców”, porządek społecz­ny za­sa­dzający się na do­mi­na­cji mężczyzn – ojców rodu. Ter­min używa­ny przez ame­ry­kańskie­go an­tro­po­lo­ga Le­wi­sa Mor­ga­na jesz­cze w XIX wie­ku, ale przede wszyst­kim pojęcie za­sad­ni­cze dla dru­giej fali fe­mi­ni­zmu.

U jego pod­staw leży przeświad­cze­nie o hie­rar­chicz­nym „na­tu­ral­nym” porządku płci opar­tym na funk­cjach re­pro­duk­cyj­nych, które są przez „ojców” kon­tro­lo­wa­ne (zob. płeć społecz­no-kul­tu­ro­wa). Łączy się to z de­wa­lu­acją tego, co przy­pi­sy­wa­ne ko­bie­tom i ich dys­kry­mi­nacją (zob. sek­sizm) i do­war­tościo­wa­niem tego, co przy­pi­sy­wa­ne mężczy­znom (zob. an­dro­cen­tryzm). Jeśli w ra­mach pa­triar­cha­tu normą sta­je się he­te­ro­sek­su­al­ny mężczy­zna, to pociąga to za sobą wro­gość i dys­kry­mi­nację mężczyzn niehe­te­ro­sek­su­al­nych (na­wet jeśli związki ho­mo­sek­su­al­ne są w da­nym społeczeństwie zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­ne). Pod­sta­wową za­sadą porządku pa­triar­chal­ne­go jest za­tem he­te­ro­nor­ma­tyw­ność.

An­dro­cen­tryzm – założenia kul­tu­ry trak­tujące mężczyznę jako wy­znacz­nik stan­dardów, miarę wszyst­kich rze­czy, jako to, co neu­tral­ne. W tym sen­sie to ko­bie­ta „ma płeć”, pod­czas gdy mężczy­zna utożsa­mia­my jest z istotą ludzką. An­dro­cen­tryzm jest za­sad­ni­czym skład­ni­kiem pa­triar­cha­tu i ma­ni­fe­stacją sek­si­zmu.

Do­brym przykładem jest funk­cjo­no­wa­nie języka pol­skie­go, gdzie ro­dzaj męski rze­czow­ników bywa uzna­wa­ny za od­noszący się do ko­biet i mężczyzn. Na przykład zda­nie z hasła „płeć społecz­no-kul­tu­ro­wa” w tym słownicz­ku w następującym zmie­nio­nym brzmie­niu można uznać za an­dro­cen­trycz­ne: „W tym ujęciu  k a ż d y  w ciągły sposób jest za­an­gażowa­ny w kon­stru­owa­nie gen­der: jako  o d b i o r c a  wie­lo­ra­kich tekstów kul­tu­ry przed­sta­wiających „ko­bietę” i „mężczyznę”, jako oso­ba ko­piująca – mniej lub bar­dziej wier­nie – usta­no­wio­ne przez nie wzor­ce, i w końcu jako  u c z e s t n i k  roz­ma­itych prak­tyk społecz­nych często opar­tych na różnicy płci”.

Sek­sizm – dys­kry­mi­na­cja ze względu na płeć do­tycząca przede wszyst­kim ko­biet. Opie­ra się na ste­reo­ty­pach przy­pi­sy­wa­nych „praw­dzi­wej ko­bie­cie” i „praw­dzi­we­mu mężczyźnie” (zob. płeć społecz­no-kul­tu­ro­wa) i w ten sposób po­ma­ga pod­trzy­my­wać nierówność płci (zob. pa­triar­chat).

Dla­cze­go otwie­ra­nie i prze­pusz­cza­nie ko­bie­ty w drzwiach jest sek­si­stow­skie? Bo su­ge­ru­je, że sama nie umie ich otwo­rzyć. In­ter­pre­ta­cja ta może wy­da­wać się skraj­na, ale właśnie na ta­kim myśle­niu opie­rają się po­pu­lar­ne dow­ci­py o „blon­dyn­kach”, czy­li ide­ale pa­triar­cha­tu – ko­bie­tach atrak­cyj­nych, ale głupich.

Sek­sizm bywa z po­zo­ru miły i nie­groźny: ile razy pod­czas kam­pa­nii wy­bor­czych ko­biet me­dia roz­pi­sują się na te­mat ich stro­ju i fry­zu­ry, a nie prze­ko­nań, nie trak­tując w ten sposób po­li­ty­czek na równi z po­li­ty­ka­mi? Z dru­giej stro­ny: dla­cze­go tak łatwo przy­cho­dzi na­zy­wa­nie aser­tyw­nej ko­biety „jędzą”? Dla­cze­go spo­ty­ka­my py­ta­nia, czy oj­ciec na ta­cie­rzyńskim nie tra­ci na męskości? Otóż sek­sizm wy­zna­cza i po­zwa­la na podwójne stan­dar­dy: inną ocenę i war­tościo­wa­nie ta­kie­go sa­me­go za­cho­wa­nia u ko­biet i mężczyzn.

Sek­sizm ma cha­rak­ter struk­tu­ral­ny – jest wpi­sa­ny w in­sty­tu­cje społecz­ne i nor­my kul­tu­ro­we. Brak przykładów w życiu po­je­dyn­czych osób (częste: „Nig­dy nie spo­tkałam się z dys­kry­mi­nacją”) nie ozna­cza, że sek­sizm nie ist­nie­je. Stwier­dze­nie ta­kie daje ra­czej do zro­zu­mie­nia, że sek­sizm jest tak roz­po­wszech­nio­ny, tak „nor­mal­ny”, że sta­je się nie­zau­ważalny. Dla­te­go tak istot­nym narzędziem jest edu­ka­cja an­ty­dy­skry­mi­na­cyj­na uwrażli­wiająca na ten nie­raz nie­zau­ważalny, a prze­możny wpływ, jaki na życie co­dzien­ne mają ste­reo­ty­py do­tyczące płci.

Kin­ga Du­nin CZY „GEN­DER” NISZ­CZY RO­DZI­NY? NAJCZĘŚCIEJ ZA­DA­WA­NE PY­TA­NIA

Czy gen­der to ide­olo­gia?

Gen­der to ter­min opi­so­wy sto­so­wa­ny w na­ukach społecz­nych, bez­pośred­nio nie wy­ni­ka z nie­go żadna ide­olo­gia. Każdy wie, że ist­nie­je. Kie­dy ksiądz Oko mówi, że mo­no­ga­micz­ne małżeństwo ko­bie­ty i mężczy­zny jest naj­wyższą formą cy­wi­li­za­cji – mówi prozą, gen­de­rem. Oraz jest ide­olo­giem – przedkłada jedną formę kul­tu­rową nad inne.

Nie mu­si­my się z nim zga­dzać. Uznając, po­dob­nie jak ksiądz Oko, że gen­der jest formą kul­tu­rową, w której prze­ja­wia się na­sza płeć i orien­ta­cja sek­su­al­na, wie­rzy­my, że możemy na nią wpływać tak, aby za­pew­nić lu­dziom więcej równości i szczęścia. W tym sen­sie jest to ide­olo­gia, będzie­my ją na­zy­wać „gen­der”, żeby nie myliła się z gen­der.

Czy „gen­der” nisz­czy ro­dzi­ny?

Nie sprzy­ja ro­dzi­nom opar­tym na prze­mo­cy i wy­zy­sku. Sta­ra się oprzeć je na part­ner­stwie. War­tością jest do­bra ro­dzi­na, a nie każda, byle do śmier­ci. Opo­wia­dając się za pra­wem osób ho­mo­sek­su­al­nych do zakłada­nia ro­dzi­ny, chce, żeby tych ro­dzin było jesz­cze więcej.

Czy możemy swoją tożsamość płciową do­wol­nie wy­bie­rać?

Tożsamość płcio­wa jest jed­nym z wy­miarów płci – obok płci bio­lo­gicz­nej, kul­tu­ro­wej i orien­ta­cji sek­su­al­nej. Tożsamość płcio­wa to na­sze najgłębsze prze­ko­na­nie, kim je­steśmy, ko­bie­ta­mi czy mężczy­zna­mi. Nie da się go zmie­nić, po­dob­nie jak orien­ta­cji sek­su­al­nej. Jeżeli tożsamość bio­lo­gicz­na nie zga­dza się z tożsamością płciową, współcze­sna me­dy­cy­na daje możliwość ko­rek­ty płci bio­lo­gicz­nej i do­sto­so­wa­nia jej do tożsamości.

Czy nie twier­dzi tak Ju­dy­ta Bu­tler?

Nie. Twierdząc, że płeć jest za­wsze kon­struk­tem, zwra­ca uwagę na oczy­wi­sty fakt, że człowiek nie ist­nie­je poza kul­turą. Na­sze wy­po­sażenie bio­lo­gicz­ne za­wsze wy­ma­ga kul­turowej opra­wy.

Czy „gen­der” dąży do znie­sie­nia różnicy między ko­bietą i mężczyzną?

Oczy­wiście. Do znie­sie­nia różnicy w do­cho­dach, udzia­le we władzy i sza­cun­ku społecz­nym.

Czy zwo­len­ni­cy per­spek­ty­wy „gen­der” po­mi­jają zupełnie bio­lo­gicz­ne aspek­ty płci?

Bio­lo­gii nie da się po­minąć. Nikt nie twier­dzi, że je­steśmy bez­cie­le­sny­mi du­cha­mi.

Czy za­cznie­my trak­to­wać re­lację ko­bie­ta – mężczy­zna w ka­te­go­riach mark­si­stow­skiej wal­ki kla­so­wej?

Na pew­no prze­sta­nie­my trak­to­wać ją jako re­lację między pa­nem i nie­wol­nicą.

Czy „gen­der” wskrze­sza En­gel­sa?

En­gel­sa mógłby wskrze­sić tyl­ko Je­zus Chry­stus, nam nie dana jest władza wskrze­sza­nia.

Czy „gen­der” nie kie­ru­je się porządkiem chrześcijańskim?

Jak naj­bar­dziej kie­ru­je. Wszy­scy możemy być braćmi i sio­stra­mi.

Czy „gen­der” ozna­cza to­tal­ne znisz­cze­nie tożsamości ludz­kiej?

Ozna­cza sza­cu­nek dla każdej nie­po­wta­rzal­nej tożsamości jed­nost­ko­wej. Ko­bie­ty, mężczy­zny, les­bij­ki, geja, trans­sek­su­ali­sty.

Czy miłość zgod­nie z „gen­der” sta­nie się prze­lotną roz­rywką, to­wa­rem pod­da­nym pra­wom ryn­ku, określa­nym przez po­li­tykę i ste­ro­waną odgórnie eko­no­mię?

Miłość sta­nie się tym, czym ze­chce­my i będzie­my po­tra­fi­li ją uczy­nić. Również dzięki temu, że będzie­my po­tra­fi­li po­znać wpływ me­cha­nizmów ryn­ko­wych i eko­no­micz­nych na na­sze za­cho­wa­nia.

Czy w per­spek­ty­wie „gen­der” płodność jest nie­po­trzeb­nym do­dat­kiem i prze­szkodą do re­ali­zo­wa­nia he­do­ni­stycz­nych planów?

Pra­wo do przeżywa­nia po swo­je­mu własnej płci i orien­ta­cji sek­su­al­nej to nie he­do­nizm, to pod­sta­wo­we pra­wo każdego człowie­ka.

Czy na­prawdę he­te­ro­sek­su­alizm i ho­mo­sek­su­alizm są równie war­tościo­we? Prze­cież ho­mo­sek­su­aliści nie mogą mieć dzie­ci.

Na­prawdę. Dziec­ko łatwo jest spłodzić, trud­niej wy­cho­wać. Po­dob­nie jak oso­by he­te­ro­sek­su­al­ne – jed­ni się do tego na­dają, inni nie. Jed­ni są wier­ni i lo­jal­ni, inni nie. Wszyst­kich obej­mują te same nor­my etycz­ne, a ja­kim kto będzie part­ne­rem, ro­dzi­cem człowie­kiem, tego nie da się prze­wi­dzieć na po­sta­wie orien­ta­cji sek­su­al­nej.

Czy za gen­der stoją mi­liar­dy Unii Eu­ro­pej­skiej, ONZ, naj­wyższej fi­nan­sje­ry?

To praw­da. UE ak­tyw­nie i fi­nan­so­wo wspie­ra gen­der ma­in­stre­aming, za­sadę wy­ma­gającą równe­go trak­to­wa­nia mężczyzn i ko­biet we wszel­kich przed­sięwzięciach. Kościół chętnie z tego ko­rzy­sta.

Czy ate­izm i po­gar­da dla god­ności ludz­kiej to ko­rze­nie „gen­der”?

Ko­rze­nia­mi „gen­der” jest oświe­ce­nio­wa wia­ra w równość, wol­ność i bra­ter­stwo/sio­strzeństwo.

Czy ce­lem „gen­der” jest uzna­nie małżeństwa, ro­dzi­ny i ma­cie­rzyństwa za ka­te­go­rie opre­syj­ne i dys­kry­mi­nujące?

Tak, ale tyl­ko wte­dy, kie­dy są opre­syj­ne i dys­kry­mi­nujące.

Czy „gen­der” to nic in­ne­go jak bez­kar­ne pro­pa­go­wa­nie śro­do­wisk ho­mo­sek­su­al­nych i ro­bie­nie grun­tu pod lob­by pe­do­fil­skie?

Pro­pa­go­wa­nie praw osób ho­mo­sek­su­al­nych jak dotąd nie jest uzna­wa­ne w Pol­sce za przestępstwo i ka­ra­ne. I niech tak zo­sta­nie, nie mu­si­my upo­dab­niać się do Ro­sji.

Do­brym grun­tem pod lob­by pe­do­fil­skie jest na­to­miast ukry­wająca swo­je ta­jem­ni­ce in­sty­tu­cja złożona z mężczyzn żyjących w ce­li­ba­cie i po­zo­stających w licz­nych zależnościach.

Czy edu­ka­cja równościo­wa ośmie­sza chłopców i dra­stycz­nie zmniej­sza u nich po­czu­cie własnej war­tości?

Dra­stycz­nie zwiększa po­czu­cie własnej war­tości dziew­czy­nek. Za­tem re­la­tyw­nie zmniej­sza chłopców.

Czy sek­su­ali­za­cja dzie­ci jest nie­odłącznym ele­men­tem edu­ka­cji sek­su­al­nej?

Dzie­ci nie trze­ba sek­su­ali­zo­wać, ro­dzi­my się jako isto­ty sek­su­al­ne. Oraz możemy spo­tkać na swo­jej dro­dze inne sek­su­al­ne isto­ty, nie za­wsze sym­pa­tycz­ne. Do­brze jest, żeby edu­ka­cja po­mogła na­zwać swoją sek­su­al­ność i nadać jej właściwą formę oraz na­uczyć bez­piecz­nych za­cho­wań.

Czy chłopcy będą się mu­sie­li prze­bie­rać w su­kien­ki?

A czy dziew­czyn­ki muszą nosić spodnie?

Czy dzie­ci będą zmu­sza­ne do ma­stur­ba­cji?

To, że prze­sta­nie się ona ko­ja­rzyć ze śmier­tel­nym grze­chem, nie ozna­cza przy­mu­su.

Czy eks­pe­ry­men­ty na na­szych dzie­ciach będą robić lu­dzie prak­tycz­nie bez żad­ne­go przy­go­to­wa­nia?

Z przy­go­to­wa­niem, które można przy­najm­niej spraw­dzić, w prze­ci­wieństwie do przy­go­to­wa­nia ka­te­chetów.

Dla­cze­go nikt nie bro­ni pol­skich dzie­ci? Gdzie jest rząd? Gdzie jest Rzecz­nik Praw Dziec­ka? Gdzie jest MEN?

Ad­re­sy można zna­leźć w in­ter­ne­cie.

Czy „gen­der” kłóci się z Kon­sty­tucją RP, która gwa­ran­tu­je nam, ro­dzi­com, pra­wo do wy­cho­wa­nia dzie­ci zgod­nie z wy­zna­wa­ny­mi war­tościa­mi?

A kto może być prze­ciw­ny równości i szczęściu?

Czy „gen­der” jest wpro­wa­dza­ne bocz­nym wejściem czy tyl­ny­mi drzwia­mi?

Jak wy­rzu­ci się go drzwia­mi, wej­dzie oknem.

List otwar­ty śro­do­wi­ska na­uko­we­go pe­da­gogów zaj­mujących się pro­ble­ma­tyką gen­der

Od po­nad dwu­dzie­stu lat pro­wa­dzo­ne są w Pol­sce ba­da­nia i ana­li­zy na­uko­we na te­mat płci społecz­no-kul­tu­ro­wej, także w obrębie pe­da­go­gi­ki. Do­ro­bek w tej dzie­dzi­nie przed­sta­wia­ny w licz­nych pu­bli­ka­cjach do tej pory nie wzbu­dzał szczególne­go za­in­te­re­so­wa­nia w po­za­aka­de­mic­kich kręgach, co utrud­niało wpro­wa­dza­nie pro­ble­ma­ty­ki gen­der zarówno do świa­do­mości społecz­nej, jak i prak­ty­ki pe­da­go­gicz­nej. W związku z tym, mimo iż państwo pol­skie zo­bo­wiązało się zarówno w Kon­sty­tu­cji RP, jak i w in­nych do­ku­men­tach kra­jo­wych i między­na­ro­do­wych nie tyl­ko do prze­strze­ga­nia za­sa­dy równości ko­biet i mężczyzn, ale i do po­dej­mo­wa­nia działań, które by tę równość rze­czy­wiście gwa­ran­to­wały, nadal za­uważalna jest dys­kry­mi­na­cja ze względu na płeć w wie­lu ob­sza­rach życia społecz­ne­go. Osiągnięcie pełnego równo­upraw­nie­nia ko­biet i mężczyzn wy­ma­ga zmia­ny świa­do­mości społecz­nej, a ta możliwa jest dzięki edu­ka­cji na każdym po­zio­mie kształce­nia i wy­cho­wa­nia – od przed­szko­li po uni­wer­sy­te­ty. Wypełnia­nie tych zo­bo­wiązań w prak­ty­ce edu­ka­cyj­nej jest złożonym pro­ce­sem, opar­tym na współpra­cy śro­do­wi­ska na­uko­we­go, na­uczy­cie­li, ro­dziców, przed­sta­wi­cie­li władz lo­kal­nych i oświa­to­wych, a także or­ga­ni­za­cji po­zarządo­wych.

Dla wszyst­kich tych pod­miotów jest to trud­ne za­da­nie, po­nie­waż wiąże się ze zmianą społeczną, a ta wy­ma­ga przełama­nia do­tych­cza­so­wych przy­zwy­cza­jeń i ste­reo­typów. Dla­te­go ważne jest bu­do­wa­nie po­zy­tyw­ne­go kli­ma­tu w prze­strze­ni społecz­nej, me­dial­nej i po­li­tycz­nej dla działań po­dej­mo­wa­nych w tro­sce o de­mo­kra­tycz­ny i ega­li­tar­ny cha­rak­ter pol­skiej szkoły, a w kon­se­kwen­cji – pol­skie­go społeczeństwa. Ce­lom tym nie służy kam­pa­nia prze­ciw idei gen­der pro­wa­dzo­na przez niektórych po­li­tyków i księży. Dla­te­go my, niżej pod­pi­sa­ni, pe­da­gożki i pe­da­godzy na­uko­wo zaj­mujący się edu­kacją równościową i an­ty­dy­skry­mi­na­cyjną oraz pro­ble­ma­tyką gen­der, wyrażamy sprze­ciw wo­bec roz­po­wszech­nia­nia nie­praw­dzi­wych i nie­zgod­nych ze sta­nem wie­dzy prze­kazów do­tyczących gen­der.

Gen­der (ro­dzaj) w odróżnie­niu od płci bio­lo­gicz­nej (sex) ozna­cza płeć społecz­no-kul­tu­rową, czy­li to, ja­kie zna­cze­nie w da­nym społeczeństwie przy­pi­su­je się pojęciom ko­bie­cości i męskości, ja­kie role wy­zna­cza się jego człon­kom w zależności od ich płci bio­lo­gicz­nej oraz w jaki sposób się je war­tościu­je.

Płeć społecz­no-kul­tu­ro­wa występuje w każdym społeczeństwie, jed­nak to, jaką jest wypełnio­na treścią zależy od kul­tu­ry i zmie­nia się w cza­sie trwa­nia i roz­wo­ju społeczeństwa. Ide­olo­gi­zo­wa­nie pojęcia „gen­der” m.in. przez przy­pi­sy­wa­nie mu ob­szarów, które nie wchodzą w jego za­kres, czy­li edu­ka­cji i orien­ta­cji sek­su­al­nej oraz trans­sek­su­ali­zmu, a przede wszyst­kim ob­wi­nia­nie o por­no­gra­fię, roz­pustę i pe­do­fi­lię, jest nadużyciem nie tyl­ko in­te­lek­tu­al­nym, ale i mo­ral­nym. Zawłasz­cza­nie dys­kur­su pu­blicz­ne­go w tej kwe­stii po­przez igno­ro­wa­nie do­rob­ku nauk oraz faktów społecz­nych pro­wa­dzi do dez­in­for­ma­cji i two­rze­nia at­mos­fe­ry za­grożenia, unie­możli­wiając jed­no­cześnie rze­telną dys­kusję na te­mat możliwości prze­ciw­działania dys­kry­mi­na­cji. Działania edu­ka­cyj­ne ukie­run­ko­wa­ne na prze­ciw­działanie sek­si­zmo­wi nie mają nic wspólne­go ze zmia­na­mi w za­kre­sie iden­ty­fi­ka­cji z płcią bio­lo­giczną, a za­rzu­ca­nie na­uczy­ciel­kom re­ali­zującym ta­kie pro­jek­ty bra­ku kom­pe­ten­cji i po­czu­cia od­po­wie­dzial­ności jest wy­ra­zem nie­uf­ności wo­bec śro­do­wi­ska oświa­to­we­go. Kon­se­kwencją ta­kie­go na­sta­wie­nia może być całko­wi­te wy­co­fa­nie się z nieśmiałych i moc­no spóźnio­nych prób wpro­wa­dza­nia do edu­ka­cji prorównościo­wych działań, które po­win­ny być już daw­no w niej „za­do­mo­wio­ne”.

To nie ba­dacz­ki i ba­da­cze płci społecz­no-kul­tu­ro­wej, au­tor­ki pro­gramów edu­ka­cyj­nych czy na­uczy­ciel­ki i na­uczy­cie­le pro­wadzący zajęcia an­ty­dy­skry­mi­na­cyj­ne krzywdzą dzie­ci, ale ci, którzy blo­kując te działania, dążą do przywróce­nia XIX-wiecz­ne­go, pa­triar­chal­ne­go porządku społecz­ne­go.

Wy­cho­wa­nie utrwa­lające ana­chro­nicz­ne ste­reo­ty­py płci jest sprzecz­ne z za­sa­da­mi de­mo­kra­cji, pod­sta­wa­mi ak­sjo­lo­gicz­ny­mi pol­skie­go sys­te­mu edu­ka­cji, a przede wszyst­kim szko­dzi roz­wo­jo­wi młodych lu­dzi, po­nie­waż nie przy­go­to­wu­je ich do życia we współcze­snym świe­cie.

Prof. dr hab. Ma­rio­la Chom­czyńska-Ru­ba­cha z Uni­wer­sy­te­tu Mikołaja Ko­per­ni­ka w To­ru­niu

Prof. zw. dr hab. Ma­ria Cze­re­pa­niak-Wal­czak, z Uni­wer­sy­te­tu Szcze­cińskie­go

Prof. dr hab. Zbi­gniew Iz­deb­ski, prof. nadzw. z Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go i Uni­wer­sy­te­tu Zie­lo­nogórskie­go

Prof. zw. dr hab. Zbi­gniew Kwie­ciński, członek rze­czy­wi­sty PAN, prze­wod­niczący Ko­mi­te­tu Roz­wo­ju Edu­ka­cji Na­ro­do­wej PAN, z Dol­nośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu i Uni­wer­sy­te­tu Mikołaja Ko­per­ni­ka w To­ru­niu

Dr hab. Hana Ce­rvin­ko­va, prof. nadzw. z Dol­nośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu

Dr hab. Elżbie­ta Górni­kow­ska-Zwo­lak, prof. nadzw. z Górnośląskiej Wyższej Szkoły Pe­da­go­gicz­nej w Mysłowi­cach

Dr hab. Mi­rosława No­wak-Dzie­mia­no­wicz, prof. nadzw. z Dol­nośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu

Dr hab. Jo­an­na Ostro­uch-Kamińska, prof. nadzw. z Uni­wer­sy­te­tu War­mińsko-Ma­zur­skie­go w Olsz­ty­nie

Dr hab. Do­ro­ta Pan­kow­ska, prof. nadzw. z Uni­wer­sy­te­tu Ma­rii Cu­rie-Skłodow­skiej w Lu­bli­nie

Dr hab. Iza­be­la Skórzyńska z Uni­wer­sy­te­tu Ada­ma Mic­kie­wi­cza w Po­zna­niu

Dr hab. Eva Za­moj­ska, prof. nadzw. z Uni­wer­sy­te­tu Ada­ma Mic­kie­wi­cza w Po­zna­niu

Dr Krzysz­tof Ar­ci­mo­wicz z Uni­wer­sy­te­tu w Białym­sto­ku

Dr To­masz Baj­kow­ski z Uni­wer­sy­te­tu w Białym­sto­ku

Dr Ewa Boch­no z Uni­wer­sy­te­tu Zie­lo­nogórskie­go

Dr Małgo­rza­ta Cac­kow­ska z Uni­wer­sy­te­tu Gdańskie­go

Dr Iwo­na Chmu­ra-Rut­kow­ska z Uni­wer­sy­te­tu Ada­ma Mic­kie­wi­cza w Po­zna­niu

Dr Małgo­rza­ta Cicz­kow­ska-Gie­dziun z Uni­wer­sy­te­tu War­mińsko-Ma­zur­skie­go w Olsz­ty­nie

Dr Iza­be­la De­spe­rak z Uni­wer­sy­te­tu Łódzkie­go

Dr Ma­ciej Duda z Uni­wer­sy­te­tu Ada­ma Mic­kie­wi­cza w Po­zna­niu

Dr Ka­ta­rzy­na Gaw­licz z Dol­nośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu

Dr Edy­ta Głowac­ka-So­biech z Uni­wer­sy­te­tu Ada­ma Mic­kie­wi­cza w Po­zna­niu

Dr Mo­ni­ka Gro­chal­ska z Uni­wer­sy­te­tu War­mińsko-Ma­zur­skie­go w Olsz­ty­nie

Dr Vio­let­ta Kopińska z Uni­wer­sy­te­tu Mikołaja Ko­per­ni­ka w To­ru­niu

Dr Na­ta­lia Mak­sy­mo­wicz z Uni­wer­sy­te­tu Szcze­cińskie­go

Dr Jo­lan­ta Mu­szyńska z Uni­wer­sy­te­tu w Białym­sto­ku

Dr Paweł Rybsz­le­ger z Uni­wer­sy­te­tu Ada­ma Mic­kie­wi­cza w Po­zna­niu

Dr Ka­ro­li­na Sta­re­go z Uni­wer­sy­te­tu Gdańskie­go

Dr Re­na­ta Szcze­pa­nik z Uni­wer­sy­te­tu Łódzkie­go

Dr Agniesz­ka Wa­len­dzik-Ostrow­ska z Wszech­ni­cy Święto­krzy­skiej w Kiel­cach

Dr Krzysz­tof Wąż z Uni­wer­sy­te­tu Zie­lo­nogórskie­go

Dr Mar­cin We­lenc z Uni­wer­sy­te­tu Gdańskie­go

Mgr Agniesz­ka Dzie­mia­no­wicz-Bąk z In­sty­tu­tu Badań Edu­ka­cyj­nych w War­sza­wie

Mgr Pa­try­cja Je­zio­row­ska z Uni­wer­sy­te­tu Szcze­cińskie­go

Mgr Ma­ria Se­ra­fi­no­wicz z Uni­wer­sy­te­tu Szcze­cińskie­go

Pro­gram Ope­ra­cyj­ny Wie­dza Edu­ka­cja Rozwój 2014–2020 (frag­ment)1

RÓWNOŚĆ SZANS I ZA­PO­BIE­GA­NIE DYS­KRY­MI­NA­CJI

Zgod­nie z re­gu­la­cja­mi wspólno­to­wy­mi dla po­li­ty­ki spójności, państwa człon­kow­skie i Ko­mi­sja po­dej­mują od­po­wied­nie kro­ki w celu za­po­bie­ga­nia wszel­kiej dys­kry­mi­na­cji ze względu na płeć, rasę lub po­cho­dze­nie et­nicz­ne, re­li­gię lub świa­to­pogląd, nie­pełno­spraw­ność, wiek lub orien­tację sek­su­alną pod­czas przy­go­to­wa­nia i re­ali­za­cji pro­gramów. Za­sa­da ta jest re­spek­to­wa­na w ra­mach Pro­gra­mu Ope­ra­cyj­ne­go Wie­dza Edu­ka­cja Rozwój oraz w in­nych do­ku­men­tach służących jego re­ali­za­cji. Jest uwzględnia­na zarówno na eta­pie przy­go­to­wa­nia pro­gramu i do­ku­mentów im­ple­men­ta­cyj­nych, jak również na eta­pie wdrażania pro­gramu. Re­ali­za­cja opi­sy­wa­nej za­sa­dy na eta­pie przy­go­to­wa­nia pro­gramu zo­stała za­pew­nio­na m.in. po­przez włącze­nie w pra­ce nad Pro­gra­mem oraz w pro­ces kon­sul­ta­cji społecz­nych przed­sta­wi­cie­li pod­miotów zaj­mujących się pro­ble­ma­tyką niedys­kry­mi­na­cji, nie­pełno­spraw­ności i równości płci. Przed­sta­wi­cie­le tych in­sty­tu­cji będą także angażowa­ni w pra­ce nad szczegółowy­mi do­ku­mentami im­ple­men­ta­cyj­ny­mi i roz­wiąza­nia­mi za­pew­niającymi równość szans, nie­dy­skry­mi­nację, dostępność i pełne uczest­nic­two w pro­gramie wszyst­kich osób bez względu na płeć, rasę lub po­cho­dze­nie et­nicz­ne, re­li­gię lub świa­to­pogląd, nie­pełno­spraw­ność, wiek lub orien­tację sek­su­alną. Za­sa­da niedys­kry­mi­na­cji obo­wiązuje także przy re­ali­za­cji pro­gramu, w szczególności przy oce­nie i wy­bo­rze pro­jektów w PO WER, zwłasz­cza ma zastosowa­nie w od­nie­sie­niu do przed­sięwzięć, których ce­lem jest bez­pośred­nie wspar­cie dla osób, a więc w osiach prio­ry­te­to­wych II Szkol­nic­two wyższe dla go­spo­dar­ki i roz­wo­ju i IV Oso­by młode na ryn­ku pra­cy. W ra­mach pro­jektów ad­re­so­wa­nych do osób sto­so­wa­na będzie za­sa­da eli­mi­no­wa­nia dys­kry­mi­na­cji, za­pew­nia­nia dostępności, za­sto­so­wa­nia ra­cjo­nal­nych uspraw­nień i po­sza­no­wa­nia dla różno­rod­ności i od­mien­ności z po­wo­du płci, wie­ku, nie­pełno­spraw­ności, rasy lub po­cho­dze­nia et­nicz­ne­go, świa­to­poglądu lub re­li­gii. Za­sa­dy te będą sto­so­wa­ne także w osiach prio­ry­te­to­wych, w których zakłada się wspar­cie dla re­form w ob­sza­rach za­trud­nie­nia, edu­ka­cji, włącze­nia społecz­ne­go i zwal­cza­nia ubóstwa oraz ad­mi­ni­stra­cji, a także w osi prio­ry­te­to­wej do­tyczącej in­no­wa­cji społecz­nych. Re­gu­la­cje na po­zio­mie eu­ro­pej­skim szczególną uwagę poświęcają ko­niecz­ności za­pew­nie­nia dostępności pro­gramów ope­ra­cyj­nych dla osób nie­pełno­spraw­nych. […]

RÓWNOŚĆ PŁCI

Za­sa­da równości szans płci jest jedną z na­czel­nych po­li­tyk ho­ry­zon­tal­nych Unii Eu­ro­pej­skiej, której prze­strze­ga­nie gwa­ran­tu­je ko­bie­tom i mężczy­znom przy­pi­sa­nie równych praw i obo­wiązków, a także równy dostęp do za­sobów (środ­ki fi­nan­so­we, szan­se roz­wo­ju), z których mo­gli­by ko­rzy­stać. Ta­kie po­dejście zna­lazło swo­je od­zwier­cie­dle­nie w za­pi­sach re­gu­la­cji wspólno­to­wych dla po­li­tyki spójności, zgod­nie z którymi państwa człon­kow­skie zobo­wiązane są w ra­mach re­ali­zo­wa­nych pro­gramów ope­ra­cyj­nych do po­dejmowania działań na rzecz wyrówny­wa­nia szans płci i prze­ciw­działania wszel­kiej dys­kry­mi­na­cji w tym za­kre­sie. Tro­ska o prze­strze­ga­nie za­sa­dy równości szans płci oprócz obo­wiązku praw­ne­go przy­no­si również re­al­ne i rze­czy­wi­ste ko­rzyści eko­no­micz­no-społecz­ne, a także jest niezbędnym wa­run­kiem re­ali­za­cji celów stra­te­gicz­nych Eu­ro­pa 2020, do­tyczących stwo­rze­nia trwałego i zrówno­ważone­go wzro­stu go­spo­dar­cze­go i roz­wo­ju społecz­nego. W związku z powyższym, mając na uwa­dze ak­tu­al­ne wy­zwa­nia w ob­sza­rze równości szans płci w Pol­sce, a także uwzględniając sys­te­mo­wy cha­rak­ter działań pla­no­wa­nych do re­ali­za­cji w ra­mach Pro­gra­mu Ope­ra­cyj­ne­go Wie­dza Rozwój Edu­ka­cja 2014–2020, za klu­czo­we dla in­ter­wen­cji EFS w kon­tekście równości szans płci uzna­no:

– two­rze­nie od­po­wied­nich wa­runków po­zwa­lających na go­dze­nie życia za­wo­do­we­go z ro­dzin­nym, jako czyn­ni­ka niezbędne­go dla zwiększe­nia po­zio­mu ak­ty­wi­za­cji za­wo­do­wej – zwłasz­cza wśród ko­biet;

– two­rze­nie od­po­wied­nich wa­runków i oto­cze­nia praw­ne­go, sprzy­jających po­pra­wie dostępności i jakości opie­ki nad dziećmi i oso­ba­mi zależnymi;

– prze­ciw­działanie ste­reo­ty­pom związa­nym z płcią społecz­no-kul­tu­rową;

– wzmac­nia­nie nie­za­leżności eko­no­micz­nej i przed­siębior­czości zwłasz­cza wśród ko­biet;

– zwiększe­nie świa­do­mości na te­mat równości szans ko­biet i mężczyzn;

– bu­do­wa­nie i roz­wi­ja­nie roz­wiązań sys­te­mo­wych, do­tyczących oce­ny wpływu po­li­tyk pu­blicz­nych na rzecz po­pra­wy równości szans płci.

Działania zmie­rzające do osiągnięcia powyższych celów będą re­ali­zo­wa­ne w PO WER w opar­ciu o zin­te­gro­wa­ne po­dejście do równości szans tzw. dual ap­pro­ach, czy­li zarówno za­pla­no­wa­nie kon­kret­nych działań (spe­ci­fi­ca­tion) służących wyrówny­wa­niu szans, jak wdrażanie tej za­sa­dy w sposób prze­kro­jo­wy, po­przez uwzględnia­nie per­spek­ty­wy równości szans we wszyst­kich in­ter­wen­cjach z EFS. Przykładem kon­kret­nych działań będą in­ter­wen­cje opar­te o dwa prio­ry­te­ty in­we­sty­cyj­ne 8.8 i 9.3, ukie­run­ko­wa­ne na wspar­cie z za­kre­su go­dze­nia życia za­wo­do­we­go i pry­wat­ne­go, a także zwal­cza­nie dys­kry­mi­na­cji ze względu na różne przesłanki – w tym m.in. płeć. Za­pla­no­wa­na po­moc zo­sta­nie prze­zna­czo­na m.in. na stwo­rze­nie sys­te­mo­wych roz­wiązań w po­sta­ci pro­gramów prze­ciw­działania dys­kry­mi­na­cji w miej­scu pra­cy, w tym mo­ni­to­ro­wa­nia różnic wy­na­gro­dzeń, mo­de­li go­dze­nia życia za­wo­do­we­go z pry­wat­nym, czy zwiększe­nie świa­do­mości na te­mat różnych form dys­kry­mi­na­cji na ryn­ku pra­cy oraz pro­mo­wa­nie równości, dostępności i pełnego uczest­nic­twa w ryn­ku pra­cy. Ho­ry­zon­tal­ne po­dejście do za­sa­dy równości szans płci w Pro­gra­mie będzie opie­rać się głównie na za­pla­no­wa­niu działań w po­szczególnych ce­lach te­matycznych np. za­pew­nie­nia równe­go dostępu do do­brej jakości edu­ka­cji ele­men­tar­nej, kształce­nia pod­sta­wo­we­go i śred­nie­go czy po­pra­wy stan­dardów jakości usług opie­kuńczych na rzecz osób nie­sa­mo­dziel­nych w ra­mach ob­sza­ru te­matycznego do­tyczącego wy­klu­cze­nia społecz­ne­go. Oprócz wspo­mnia­ne­go po­dejścia dual ap­pro­ach, za­sa­da równości szans płci będzie wdrażana również (zgod­nie z pro­po­zycją za­pisów roz­porządze­nia ogólne­go) na każdym eta­pie re­ali­za­cji pro­gra­mu (gen­der ma­in­stre­aming). W przy­pad­ku wy­bo­ru pro­jektów zo­staną za­sto­so­wa­ne spe­cjal­ne kry­te­ria oce­ny w po­sta­ci li­sty pytań spraw­dzających, czy w ra­mach da­nej in­ter­wen­cji równość szans płci zo­stała za­cho­wa­na np. na eta­pie dia­gno­zy, działań, re­zul­tatów czy też spo­so­bu zarządza­nia pro­jektem. Na­to­miast sposób rze­czy­wi­stej re­ali­za­cji tej za­sa­dy w prak­ty­ce będzie również spraw­dza­ny na eta­pie re­ali­za­cji pro­jektu w pro­ce­sie mo­ni­to­rin­gu, ewa­lu­acji oraz kon­tro­li. Na eta­pie mo­ni­to­ro­wa­nia i spra­woz­daw­czości wszyst­kie wskaźniki re­ali­za­cji pro­jektu/pro­gra­mu do­tyczące licz­by osób będą zbie­ra­ne w po­dzia­le na płeć. Po­nad­to postęp we wdrażaniu równości szans płci, a także opis pro­blemów na­po­tka­nych w tym za­kre­sie i podjętych działań za­rad­czych, będzie przed­sta­wia­ny w ra­mach spra­woz­dań okre­so­wych. W sposób szczególny opis kon­kret­nych działań, mających na celu pro­mo­wa­nie równo­upraw­nie­nia płci oraz za­po­bie­ga­nie dys­kry­mi­na­cji, zo­stanie do­ko­na­ny w spra­woz­daw­czości w la­tach 2017 i 2019 (zgod­nie z za­pi­sa­mi roz­porządze­nia ogólne­go). W od­nie­sie­niu do pro­ce­su ewa­lu­acji za­pla­no­wa­ne zo­stanie ba­da­nie śródo­kre­so­we re­ali­za­cji za­sa­dy równości szans płci, które po­zwo­li In­sty­tu­cji Zarządzającej oce­nić sku­tecz­ność wdrażania tej za­sa­dy w pierw­szych la­tach re­ali­za­cji Pro­gra­mu. Skład Ko­mi­te­tu Mo­ni­to­rującego PO WER i wszyst­kich grup te­ma­tycz­nych działających przy KM będzie skon­stru­owa­ny w opar­ciu o po­trzebę za­cho­wa­nia różno­rod­ności ze względu na płeć, jak również z udziałem przed­sta­wi­cie­li śro­do­wisk działających na rzecz równości szans płci.

1 Do­ku­ment, który zo­stał przyjęty przez Radę Mi­nistrów 8 stycz­nia 2014 roku. Jest jed­nym z sześciu pro­gramów kra­jo­wych, ja­kie będą re­ali­zo­wa­ne w okre­sie 2014–2020. Fi­nan­so­wa­ny jest z Eu­ro­pej­skie­go Fun­du­szu Społecz­ne­go.

Ju­dith Bu­tler KO­NIEC RÓŻNICY SEK­SU­AL­NEJ?1 (FRAG­MEN­TY)

[...] W swo­im ese­ju pro­po­nuję wziąć pod uwagę ze­staw pojęć, które zaczęły ze sobą ko­li­do­wać: różnicę sek­su­alną, płeć kul­tu­rową oraz sek­su­alność. Wy­bra­ny prze­ze mnie tytuł może su­ge­ro­wać, że ob­wiesz­czam ko­niec „różnicy sek­su­alnej” w całej jej do­mnie­ma­nej fak­tycz­ności albo też używam jej jako użytecz­ne­go teo­re­tycz­ne­go wpro­wa­dze­nia do pro­blemów fe­mi­ni­zmu. Tytuł ten istot­nie za­mie­rzyłam so­bie jako cy­tat ze scep­tycz­ne­go py­ta­nia, które często za­da­je się teo­re­tycz­kom i teo­re­ty­kom ba­dającym płeć kul­tu­rową czy sek­su­alność: to wy­zwa­nie, które pragnę zro­zu­mieć, ale też ta­kie, na które chcę od­po­wie­dzieć. Moim ce­lem nie jest wy­gra­nie de­ba­ty, a próba zro­zu­mienia, dla­cze­go oso­by, które używają wspo­mnia­nych ter­minów, przy­wiązują do nich taką wagę, oraz zna­le­zie­nie od­po­wie­dzi na py­ta­nie, jak można po­go­dzić ów zbiór od­czu­wal­nych niezbędników, które ście­rają się ze sobą w kon­flik­cie. In­te­re­sują mnie w równej mie­rze teo­re­tycz­ne przy­czy­ny sto­so­wa­nia jed­ne­go pa­ra­dyg­ma­tu kosz­tem in­nych, jak i in­sty­tu­cjo­nal­na możliwość, że pojęcia te na zmianę otwie­rają się i wza­jem­nie wy­klu­czają w zależności od roz­ma­itych kon­tekstów. [...]

Iri­ga­ray nie po­zo­sta­wia żad­nych wątpli­wości, że różnica sek­su­al­na nie jest żad­nym fak­tem ani też żad­nym fun­da­men­tem czy krnąbrnym „Re­al­nym” z La­ca­now­skie­go słowni­ka. Jako py­ta­nie po­zo­sta­je nie­roz­strzy­gniętą i nie­roz­wiązaną kwe­stią, która nie do­cze­kała się jesz­cze lub też nie do­cze­ka się w ogóle sfor­mułowa­nia w ka­te­go­riach twier­dze­nia. Wręcz prze­ciw­nie, różnica sek­su­al­na to py­ta­nie, py­ta­nie na­szych czasów. Jej obec­ność nie przyj­mu­je po­sta­ci faktów i struk­tur, ale trwa jako to, co wpra­wia nas w zdzi­wie­nie, co po­zo­sta­je nie do końca wyjaśnio­ne i nie­wytłuma­czal­ne. Jeżeli py­ta­nie o różnicę sek­su­alną to tak na­prawdę py­ta­nie sta­wia­ne na­szym cza­som, co Iri­ga­ray pod­kreśla w An Ethics of Se­xu­al Dif­fe­ren­ce2, to nie jest to jed­no z wie­lu pytań, a ra­czej szczególnie gęsty mo­ment nie­zde­cy­do­wa­nia w obrębie języka, który wy­zna­cza współcze­sny ho­ry­zont języka jako cze­goś, co po­zo­sta­je na­sze. Po­dob­nie jak Dru­cil­la Cor­nell, Iri­ga­ray ma na myśli etykę, która nie wy­ni­ka z różnicy sek­su­al­nej, a jest py­ta­niem sta­wia­nym przez samą ka­te­go­rię: w jaki sposób po­ko­nać ową odrębność? Jak po­ko­nać ją bez jej po­ko­nania, bez udo­mo­wie­nia jej uwa­run­ko­wań? W jaki sposób można do­stra­jać się do tego, co w owym py­ta­niu po­zo­sta­je trwa­le nie­pew­ne?

W związku z powyższym Iri­ga­ray nie wy­su­wa ar­gu­mentów za różnicą sek­su­alną lub prze­ciw niej, a ofe­ru­je w za­mian pe­wien sposób myśle­nia o py­ta­niu, które sta­wia różnica sek­su­alna, czy może o py­ta­niu, którym różnica sek­su­alna jest; to py­ta­nie, którego nie­roz­strzy­gal­ność two­rzy dla nas pewną hi­sto­ryczną tra­jek­to­rię: przez „nas” ro­zu­miem wszyst­kich tych i wszyst­kie te, którzy/które przyłapują się na za­da­wa­niu tego py­ta­nia, a których py­ta­nie to do­ty­czy, bo to wo­bec nich jest sta­wia­ne. Ar­gu­men­ty za różnicą sek­su­alną i prze­ciw­ko niej ry­sują się przez to jako nie­zli­czo­ne zna­ki wska­zujące na trwa­nie owe­go py­ta­nia: to trwa­nie, które nie ma wie­czy­ste­go sta­tu­su, a które, jak stwier­dza Iri­ga­ray, przy­na­leży do tych czasów.

Za­czy­nam od Iri­ga­ray, po­nie­waż uważam, że przy­wołanie przez nią różnicy sek­su­al­nej nie ma cha­rak­te­ru fun­da­cyj­ne­go. Różnica sek­su­al­na nie jest nam dana raz na za­wsze, nie sta­no­wi założenia ani pod­sta­wy, na której wzno­si się gmach fe­mi­ni­zmu; nie jest tym, z czym się już ze­tknęłyśmy i ze­tknęliśmy, i co już do­brze zna­my, a ra­czej sta­no­wi py­ta­nie, którego nie da się po­sta­wić de­fi­ni­tyw­nie, które sta­no­wi kłopot dla gra­ma­ty­ki oznaj­mie­nia, które po­zo­sta­je przy tym mniej lub bar­dziej nie­zmien­nie py­ta­niem do za­da­wa­nia i roztrząsa­nia.

Kie­dy Iri­ga­ray od­no­si się do py­ta­nia o różnicę sek­su­alną jako do py­ta­nia na­szych czasów, zda­je się odwoływać do no­wo­cze­sności. Przy­znaję, że nie wiem, czym jest no­wo­cze­sność, ale wia­do­mo mi, iż wie­lu in­te­lek­tu­alistów eks­cy­tu­je się tym pojęciem, bro­niąc go lub je ata­kując. Ci, których uważa się za prze­ciw­ników no­wo­cze­sności lub za post­mo­der­nistów, są opi­sy­wa­ni następująco: to oso­by, które „sta­wiają pod zna­kiem zapy­ta­nia lub oba­lają pojęcia ta­kie jak ro­zum, pod­miot, au­ten­tycz­ność, uni­wer­sal­ność czy pro­gre­syw­ne po­dejście do hi­sto­rii”. W uogólnie­niach tego ro­dza­ju za­wsze ude­rza mnie to, że sta­wia się znak równości między „sta­wianiem pod zna­kiem zapy­ta­nia” i „oba­la­niem” (za­miast, po­wiedz­my, „do­da­wa­niem wi­go­ru”), a sta­tus sa­me­go py­ta­nia nig­dy nie sta­je się po­lem gry in­te­lek­tu­al­nej. Czy sta­wianie pojęć pod zna­kiem zapy­ta­nia ozna­cza, że nie można ich już więcej używać? Czy może po pro­stu zna­czy to, że pojęcia te nie funk­cjo­nują tak samo jak wcześniej? Czy spro­wa­dza się to do za­ka­zu używa­nia tych ter­minów przez nad-ja teo­re­tycz­ne­go post­mo­der­ni­zmu, a może do tego, że je­dy­nie ogłasza się ich wy­czer­pa­nie?

Kil­ka lat temu miałam okazję dys­ku­to­wać na te­mat książki Leo Ber­sa­nie­go Ho­mos. Zdałam so­bie sprawę z tego, że au­tor nie ma pew­ności, czy może twier­dzić, iż les­bij­ki są ko­bie­ta­mi, w związku z czym za­pew­niłam go, że nikt nie wydał za­ka­zu użycia tego słowa. Sama nie mam pro­ble­mu z posługi­wa­niem się pojęcia­mi tego typu, a w dal­szej części tego ese­ju opiszę, w jaki sposób można kwe­stio­no­wać uni­wer­sal­ne pojęcia, a za­ra­zem się nimi posługi­wać.

Zda­niem in­nych wszyst­kie pojęcia pod­sta­wo­we dla no­wo­cze­sności opie­rają się na wy­klu­cze­niu ko­biet i mniej­szości ra­so­wych, two­rzo­ne są według po­działów kla­so­wych i od­zwier­cie­dlają in­te­re­sy ko­lo­nial­ne. Należy jed­nak dodać, że wal­ka z wy­klu­cze­niem na­der często kończy się przejęciem od no­wo­cze­sności właści­wych jej ka­te­go­rii i przyjęciem ich za własne właśnie po to, by za­ini­cjo­wać wejście w no­wo­cze­sność, a za­ra­zem trans­for­mację jej kry­te­riów

W dokład­nie ten sam sposób, w jaki pojęcia właściwe wy­klu­czającej no­wo­cze­sności ule­gają przy­swo­je­niu i wy­ko­rzy­sta­niu w pro­gre­syw­nych ce­lach, pojęcia pro­gre­syw­ne mogą zo­stać wy­ko­rzy­sta­ne w ce­lach re­gre­syw­nych. Ter­mi­no­lo­gia, którą posługu­je­my się w działalności po­li­tycz­nej, a którą przej­mu­je pra­wi­ca lub mi­zo­gi­ni, wca­le nie sta­je się w związku z tym za­ka­za­na ze stra­te­gicz­ne­go punk­tu wi­dze­nia. Pojęcia nie są raz na za­wsze przy­wiązane do po­je­dyn­cze­go zna­cze­nia. Za­da­nie po­now­ne­go przejęcia pojęć po­le­ga na uka­za­niu wrażliwości, jaką owe na­der często skom­pro­mi­to­wa­ne ter­mi­ny wy­ka­zują wo­bec nie­ocze­ki­wa­nie pro­gre­syw­nego po­ten­cjału: te ka­te­go­rie nie należą do ni­ko­go, a na­bie­rają życia oraz zna­czeń, które wy­kra­czają poza do­tych­cza­so­we za­sto­so­wa­nia, w ja­kich świa­do­mie pojęcia te wy­ko­rzy­sty­wa­no.

Nie należy po­strze­gać ter­mi­no­lo­gii wyłącznie jako ze­psu­tych dóbr, które weszły w zbyt ścisły związek z hi­sto­rią opre­sji, ale też nie po­win­no się uważać, że po­sia­dają ja­kieś czy­ste zna­cze­nie, które można wy­ab­stra­ho­wać z ich funk­cjo­no­wa­nia w roz­ma­itych po­li­tycz­nych kon­tek­stach. Wy­da­je się, że praw­dzi­we za­da­nie po­le­ga tu­taj na przy­mu­sze­niu właści­wych no­wo­cze­sności ter­minów, by objęły swo­im zna­cze­niem to, co dotąd tra­dy­cyj­nie wy­klu­czały, a tam, gdzie owo po­sze­rza­nie zna­cze­nia nie działa, za­da­nie po­le­ga na udo­mo­wie­niu i neu­tra­li­za­cji nowo przyjętego pojęcia: określe­nia tego ro­dza­ju po­win­ny trwać jako pro­blem dla ist­niejącego pojęcia wspólno­ty, po­win­ny odsłaniać gra­ni­ce jej rosz­czeń do uni­wer­sal­ności i wy­mu­szać ra­dy­kalną zmianę myśle­nia na te­mat jej kry­te­riów. By pojęcie stało się częścią wspólno­ty, która je dotąd tra­dy­cyj­nie wy­klu­czała, musi po­ja­wić się jako za­grożenie dla jej spójności: wspólno­ta ta musi przy tym przeżyć owo za­grożenie bez znisz­cze­nia sa­me­go pojęcia. Tym sa­mym ter­min taki otwie­rałby przed wspólnotą od­mienną tem­po­ral­ność, usta­na­wiając dla niej nie­znaną przyszłość, wywołując nie­pokój w tych, którzy usiłują strzec jej kon­wen­cjo­nal­nych gra­nic. Jeżeli może ist­nieć no­wo­cze­sność bez fun­da­cjo­ni­zmu, będzie to no­wo­cze­sność, w której ter­miny klu­czo­we nie są odgórnie za­bez­pie­cza­ne, a która przyj­mu­je przyszłościową for­mułę po­li­ty­ki: po­li­ty­ki tej nie można w pełni prze­wi­dzieć, a jest to po­li­ty­ka na­dziei i nie­pokoju.

Sta­wia­nie pojęcia pod zna­kiem za­py­ta­nia i kwe­stio­no­wa­nie ter­mi­nu ta­kie­go jak fe­mi­nizm ozna­cza za­da­wa­nie py­ta­nia o spo­so­by jego działania, jego zo­bo­wiąza­nia, cele, ja­kie so­bie sta­wia i zmia­ny, ja­kim pod­le­ga. Zmien­ne funk­cjo­no­wa­nie tej ka­te­go­rii wca­le nie wy­klu­cza jej używa­nia. Czy sam fakt kwe­stio­no­wa­nia pojęcia musi ozna­czać, że nie można go więcej wy­ko­rzy­sty­wać i że możemy posługi­wać się wyłącznie ta­ki­mi ter­mi­na­mi, które już zna­my i wie­my, jak nad nimi za­pa­no­wać? Dla­cze­go cza­sem czu­je­my, że wy­rwa­nie pojęcia z jego pier­wot­ne­go kon­tek­stu po­wo­du­je, iż nie je­steśmy w sta­nie żyć, prze­trwać, używać języka, mówić w swo­im własnym imie­niu? Ja­kie­go ro­dza­ju gwa­ran­cji do­star­cza ten fun­da­men­tal­ny dy­le­mat, przed jaką grozą nas chro­ni? Czy cho­dzi o to, że w ta­kim try­bie pod­sta­wo­wym przyj­mu­je się pojęcia, ta­kie jak pod­miot i uni­wer­sal­ność, a sens, w ja­kim „trze­ba” je przyjąć, jest sen­sem mo­ral­nym, przy­bie­rającym po­stać im­pe­ra­ty­wu i, po­dob­nie jak niektóre za­ka­zy mo­ral­ne, sta­no­wi obronę przed tym, co nas naj­bar­dziej prze­raża? Czy nie pa­ra­liżuje nas ro­dzaj mo­ral­nego przy­mu­su, który nie po­zwa­la nam na kwe­stio­no­wa­nie pojęć, po­dej­mo­wa­nie ry­zy­ka życia pojęcia­mi, które sta­wia­my pod zna­kiem za­py­ta­nia?3

Mia­nem przykładu uka­zującego sposób, w jaki namiętności ota­czające założenia i me­to­dy cza­sem wchodzą w drogę ana­li­zie współcze­snej kul­tu­ry po­li­tycz­nej, pro­po­nuję przyj­rzeć się wysiłkom za­bez­pie­cza­nia bazy teo­re­tycz­nej dla wal­ki po­li­tycz­nej, które często od­czy­tu­je się dokład­nie wbrew kie­run­ko­wi wy­zna­cza­ne­mu przez ka­te­go­rie klu­czo­we dla współcze­snej kul­tu­ry po­li­tycz­nej. Naj­bar­dziej za­gma­twa­ny wy­da­je mi się sta­tus pojęcia „płeć kul­tu­ro­wa” w od­nie­sie­niu do fe­mi­ni­zmu z jed­nej stro­ny, a stu­diów les­bij­sko-ge­jow­skich z dru­giej. Moje, za­pew­ne na­iw­ne, zdzi­wie­nie wzbu­dziła in­for­ma­cja, jaką otrzy­małam od swo­ich zna­jo­mych zaj­mujących się qu­eer stu­dies, że me­to­do­lo­gia pro­po­no­wa­na dla stu­diów les­bij­sko-ge­jow­skich zakłada, iż przed­mio­tem badań fe­mi­ni­stycz­nych jest gen­der, na­to­miast „właści­wym” przed­mio­tem re­flek­sji qu­eer stu­dies są płeć bio­lo­gicz­na i sek­su­al­ność. Po­wia­da się nam, że płci kul­tu­ro­wej nie należy mylić z sek­su­al­nością, co pod pew­nym względem wy­da­je się całkiem słuszne: proszę jed­nak wy­obra­zić so­bie mój szok, kie­dy Wa­ty­kan oznaj­mił, że pojęcie płci kul­tu­ro­wej po­win­no zo­stać wy­kreślone z ONZ-owskiej plat­for­my or­ga­ni­za­cji po­zarządo­wych poświęco­nej sta­tu­so­wi ko­biet, po­nie­waż nie jest ono ni­czym in­nym, jak za­szy­fro­wa­nym określe­niem homosek­su­al­ności!4. Mój nie­pokój wzbu­dza również to, że niektóre z mo­ich naj­bliższych współpra­cow­ni­czek zaj­mujących się teo­ria­mi fe­mi­ni­stycz­ny­mi gardzą pojęciem płci kul­tu­ro­wej, twierdząc, że różnica sek­su­al­na to ter­min pre­fe­ro­wa­ny w sto­sun­ku do gen­de­ru, „różnica sek­su­al­na” wska­zu­je bo­wiem na ist­nie­nie fun­da­men­tal­nej różnicy, na­to­miast płeć kul­tu­ro­wa wska­zu­je je­dy­nie na jej kon­stru­owa­ny czy zmien­ny efekt.

Kon­fe­ren­cja Or­ga­ni­za­cji Na­rodów Zjed­no­czo­nych na rzecz Ko­biet, która odbyła się w 1995 roku w Pe­ki­nie, do­star­czyła ko­lej­ne­go wy­zwa­nia za­an­gażowa­nej re­flek­sji aka­de­mic­kiej. Cho­dzi tu­taj szczególnie o kwe­stię sta­tu­su uni­wer­sal­nych twier­dzeń w dzie­dzi­nie między­na­ro­do­wych praw człowie­ka. Cho­ciaż wie­le fe­mi­ni­stek do­cho­dzi do prze­ko­na­nia, że uni­wer­sal­ność nie­odmien­nie sta­no­wi przy­krywkę dla swo­iste­go im­pe­ria­li­zmu epi­ste­mo­lo­gicz­ne­go, który po­zo­sta­je nie­wrażliwy na odrębność i różnicę kul­tu­rową, re­to­rycz­na siła po­stu­lo­wa­nia pra­wa do sek­su­al­nej au­to­no­mii i po­krew­ne­go pra­wa do orien­ta­cji sek­su­al­nej wy­da­je się nie pod­le­gać dys­ku­sji w ra­mach między­na­ro­do­wych praw człowie­ka.

Przyj­rzyj­my się pierw­sze­mu nie­co­dzien­ne­mu wy­ko­rzy­sta­niu pojęcia płci kul­tu­ro­wej w kon­tekście ONZ. Wa­ty­kan nie tyl­ko potępił ten ter­min jako uta­jo­ny szyfr dla ho­mo­sek­su­al­ności, ale też na­le­gał, by język sto­so­wa­ny pod­czas szczy­tu powrócił do pojęcia płci bio­lo­gicz­nej, naj­wi­docz­niej po­dej­mując tym sa­mym próbę za­bez­pie­cze­nia związku między ko­bie­cością a ma­cie­rzyństwem jako na­tu­ral­nie i nadna­tu­ral­nie ugrun­to­waną ko­niecz­nością. Pod ko­niec kwiet­nia 1995, pod­czas przy­go­to­wań do spo­tka­nia or­ga­ni­za­cji po­zarządo­wych w Pe­ki­nie pro­wa­dzo­nych przez tak zwa­ny ko­mi­tet przy­go­to­wawczy, kil­ka państw człon­kow­skich pod egidą Kościoła ka­to­lic­kie­go usiłowało wy­ma­zać słowo gen­der z Plat­for­my Działania i zastąpić je określe­niem „płeć bio­lo­gicz­na”. Działania te część ko­mi­te­tu przy­go­to­waw­cze­go na­zwała „obraźliwą i poniżającą próbą obróce­nia wni­wecz ko­rzyści, ja­kie udało się wy­pra­co­wać ko­bie­tom, chęcią za­stra­sze­nia nas i za­blo­ko­wa­nia postępu”5. Ko­mi­tet pisał też: „Nie zo­sta­nie­my po­now­nie ze­pchnięte w ter­mi­no­lo­gię, w której «bio­lo­gia jest prze­zna­cze­niem», w pojęcie, które usiłuje zde­fi­nio­wać, ogra­ni­czyć i zre­du­ko­wać ko­bie­ty i dziewczęta do ich fi­zycz­nych, sek­su­al­nych cha­rak­te­ry­styk”6.

Pod­czas gdy pojęcie płci kul­tu­ro­wej na­bie­rało w ONZ-owskiej dys­ku­sji co­raz większe­go zna­cze­nia jako szyfr ho­mo­sek­su­al­ności, lo­kal­ne pola teo­rii qu­eer i fe­mi­ni­zmu przy­najm­niej po­zor­nie ciążyły w zupełnie in­nym kie­run­ku. Wy­da­je się, że wspo­mnia­na de­ba­ta jest bar­dzo od­legła od ana­lo­gii ofe­ro­wa­nej przez me­to­do­lo­gicz­nie usto­sun­ko­wa­nych teo­re­tyków i teo­re­tycz­ki qu­eer stu­dies, w której fe­mi­nizm ma się zaj­mo­wać płcią kul­tu­rową, na­to­miast stu­dia les­bij­sko-ge­jow­skie płcią bio­lo­giczną i sek­su­al­nością. Pew­ne zdzi­wie­nie bu­dzi jed­nak ob­ser­wa­cja, że w pierw­szym przy­pad­ku płeć kul­tu­ro­wa zda­je się sta­no­wić sy­no­nim homosek­su­al­ności, na­to­miast w tym dru­gim wy­da­je się za­cho­dzić sy­tu­acja całko­wi­cie od­wrot­na.

Nie cho­dzi mi tu­taj wca­le o to, że de­ba­ty aka­de­mic­kie wy­dają się przygnębiająco ode­rwa­ne od współcze­sne­go po­li­tycz­ne­go funk­cjo­no­wa­nia po­dob­nych ter­minów, ale o to, że wysiłek zdy­stan­so­wa­nia się od pojęcia płci kul­tu­ro­wej jest właściwy dwóm ru­chom po­li­tycz­nym, które pod wie­lo­ma różnymi względami są prze­ciw­staw­ne. W między­na­ro­do­wej de­ba­cie Wa­ty­kan potępia użycie ter­minu „płeć kul­tu­ro­wa”, po­nie­waż (1) jest on szy­frem ho­mo­sek­su­al­ności lub (2) pro­po­nu­je sposób ro­zu­mie­nia ho­mo­sek­su­al­ności jako jed­ne­go z wie­lu ro­dzajów płci kul­tu­ro­wej, który gro­zi zajęciem należnego mu miej­sca między ro­dzajem męskim, żeńskim, bi­sek­su­al­nym i trans­sek­su­al­nym lub, co bar­dziej praw­do­po­dob­ne, gro­zi całko­wi­tym wy­par­ciem ro­dzaju męskie­go i żeńskie­go. [...]

Co cie­ka­we, Wa­ty­kan wy­da­je się dzie­lić pew­ne określone założenie z aka­de­mi­ka­mi, którzy pragnęliby uczy­nić ze stu­diów qu­eero­wych me­to­do­lo­gię odrębną od fe­mi­ni­zmu: pod­czas gdy Wa­ty­kan oba­wia się, że sek­su­al­ność zastąpi płeć bio­lo­giczną ro­zu­mianą jako cel re­pro­duk­cyj­ny i nie­odzow­ność heterosek­su­al­ności, ci, którzy ak­cep­tują me­to­do­lo­giczny po­dział między teo­rią qu­eer a fe­mi­ni­zmem stoją na sta­no­wi­sku, że sek­su­al­ność może prze­kra­czać i zastępować płeć kul­tu­rową. Szczególnie homosek­su­al­ność od­cho­dzi od płci kul­tu­rowej. Jed­no i dru­gie nie tyl­ko sta­je się od­dziel­ne, ale trwa we wza­jem­nie wy­klu­czającym się napięciu, w którym qu­eero­we sek­su­al­ności aspi­rują do uto­pii życia poza gen­de­rem, jak mądrze za­uważyła Bid­dy Mar­tin7. Wa­ty­kan sta­ra się po­zbyć płci kul­tu­ro­wej, usiłując do­ko­nać re­ha­bi­li­ta­cji płci bio­lo­gicz­nej, na­to­miast zo­rien­to­wa­na na me­todę teo­ria qu­eer sta­ra się zni­we­lo­wać płeć kul­tu­rową, by na pierw­szy plan wy­do­być sek­su­al­ność. Wa­ty­kan oba­wia się od­dzie­le­nia sek­su­al­ności od płci bio­lo­gicz­nej, gdyż pociąga to za sobą pojęcie prak­ty­ki sek­su­al­nej, która nie jest ogra­ni­cza­na rze­ko­mo na­tu­ral­ny­mi ce­la­mi re­pro­duk­cyj­ny­mi. W tym sen­sie wy­da­je się, że oba­wiając się gen­de­ru, Wa­ty­kan oba­wia się od­dzie­le­nia sek­su­al­ności od płci bio­lo­gicz­nej, a co za tym idzie, oba­wia się teo­rii qu­eer. Me­to­do­lo­gia qu­eer ob­sta­je jed­nak przy sek­su­al­ności, a w The Les­bian and Gay Stu­dies Re­ader na­wet przy „sek­su­al­ności i płci bio­lo­gicz­nej”. Tego ro­dza­ju ro­zu­mie­nie również ni­we­lu­je płeć kul­tu­rową, ale tyl­ko dla­te­go, że sta­no­wi ona sy­no­nim fe­mi­ni­zmu wraz z jego do­mnie­maną heterosek­su­al­nością8.

W obu kon­tek­stach de­ba­ta miała cha­rak­ter ter­mi­no­lo­gicz­ny: do­ty­czyła tego, czy można dopuścić do użycia pojęcia „płci kul­tu­ro­wej” w języku Plat­for­my Działania, ja­kim miały się posługi­wać pod­czas kon­fe­ren­cji or­ga­ni­za­cje po­zarządowe, jak również tego, czy ter­min „orien­ta­cja sek­su­al­na” sta­nie się częścią końco­wych po­sta­no­wień kon­fe­ren­cji ONZ. (Od­po­wiedź na to pierw­sze py­ta­nie brzmi „tak”, na dru­gie „nie”, przy czym język do­tyczący au­to­no­mii sek­su­al­nej uzna­no za do­pusz­czal­ny). Pojęcia ta­kie jak płeć kul­tu­ro­wa, orien­ta­cja sek­su­al­na czy na­wet uni­wer­sal­ność pu­blicz­nie kon­te­sto­wa­no, sta­wiając ich zna­cze­nie pod zna­kiem za­py­ta­nia: w czerw­cu 1995 odbyło się spe­cjal­ne spo­tka­nie ONZ, pod­czas którego mia­no opra­co­wać de­fi­nicję „płci kul­tu­ro­wej”. Moim zda­niem żadna pro­sta de­fi­nicja płci kul­tu­ro­wej nie okaże się wy­star­czająca, a ważniej­sza od opra­co­wania dokład­nej i prak­tycz­nej ter­minologii jest zdol­ność tro­pie­nia wędrówki owe­go pojęcia w prze­strze­ni kul­tu­ry pu­blicz­nej. [...]

Jak gdy­by mało było wewnętrznych tarć na are­nie gen­de­ro­wej, wy­zwa­nie sta­wia­ne an­glo­eu­ro­pej­skiej per­spek­ty­wie w obrębie uni­wer­sy­te­tu rzu­ca cień wątpli­wości na war­tość owe­go nad­mier­nie zso­cjo­lo­gi­zo­wa­ne­go kon­struk­tu. W związku z tym pojęcie płci kul­tu­ro­wej spo­ty­ka się ze sprze­ci­wem w imię różnicy sek­su­al­nej właśnie dla­te­go, że gen­der pociąga za sobą społecz­nie kon­struk­ty­wi­stycz­ny pogląd na męskość i ko­bie­cość, do­ko­nując prze­miesz­cze­nia lub de­wa­lu­acji sym­bo­licz­ne­go sta­tu­su różnicy sek­su­al­nej i po­li­tycz­nie swo­iste­go cha­rak­te­ru tego, co ko­bie­ce. W tym miej­scu nawiązuję do kry­ty­ki, z jaką spo­tkał się ów ter­min ze stro­ny Na­omi Schor, Rosi Bra­idot­ti, Eli­za­beth Grosz i in­nych. W między­cza­sie różnica sek­su­al­na zde­cy­do­wa­nie nie jest w łaskach części pa­ra­dyg­matów do­mi­nujących w teo­rii qu­eer. W rze­czy­wi­stości, na­wet kie­dy teo­ria qu­eer usiłuje usta­no­wić ana­chro­nizm fe­mi­ni­zmu, fe­mi­nizm pod­le­ga opi­sa­niu jako pro­jekt jed­no­znacz­nie poświęcony płci kul­tu­ro­wej.

Czym jed­nak jest różnica sek­su­al­na? Nie można jej uznać za prostą fak­tycz­ność, ale nie sta­no­wi też je­dy­nie efek­tu fak­tycz­ności. Jeżeli ma cha­rak­ter psy­chicz­ny, ma również cha­rak­ter społecz­ny, w sen­sie, którego do­tych­czas jesz­cze nie zgłębio­no. Wie­le ak­tu­al­nie pro­wa­dzo­nych badań usiłuje wyjaśnić sposób, w jaki struk­tu­ry psy­chicz­ne wikłają się w dy­na­mikę władzy społecz­nej. Jak mamy ro­zu­mieć to zejście się – lub ro­zejście – i co ma ono wspólne­go z teo­re­tycz­nym myśle­niem o różnicy sek­su­al­nej?

Chcę za­su­ge­ro­wać, że u sed­na wszel­kich de­bat do­tyczących teo­re­tycz­nej nadrzędności różnicy sek­su­al­nej wo­bec płci kul­tu­ro­wej, płci kul­tu­ro­wej wo­bec sek­su­al­ności czy sek­su­al­ności wo­bec płci kul­tu­ro­wej znaj­du­je się zupełnie inny pro­blem – pro­blem, który sta­wia różnica sek­su­al­na. Cho­dzi o nie­usu­walną trud­ność usta­le­nia, gdzie się za­czy­na i kończy to, co bio­lo­gicz­ne, psy­chicz­ne, dys­kur­syw­ne czy społecz­ne. Jeśli Wa­ty­kan usiłuje zastąpić język płci kul­tu­ro­wej języ­kiem płci bio­lo­gicz­nej, dzie­je się tak dla­te­go, że Kościół pra­gnie re­bio­lo­gi­za­cji różnicy sek­su­al­nej, czy­li po­now­ne­go usta­no­wie­nia wąskiej z bio­lo­gicz­nego punk­tu wi­dze­nia kon­cep­cji re­pro­duk­cji jako społecz­nego prze­zna­cze­nia ko­bie­ty. A jed­nak, kie­dy na przykład Rosi Bra­idot­ti na­le­ga na powrót do różnicy sek­su­al­nej, jej nawoływa­nie ma co­kol­wiek od­mien­ny cha­rak­ter od wołania Wa­ty­kanu: jeżeli dla niej różnica sek­su­al­na jest różnicą, która nie daje się spro­wa­dzić do bio­lo­gii ani do kul­tu­ry, ani do kon­struk­tu społecz­nego, po­zo­sta­je pytać, w jaki sposób mamy ro­zu­mieć jej on­to­lo­gicz­ny re­jestr. Być może dzie­je się tak właśnie dla­te­go, że różnica sek­su­al­na wyraża się on­to­lo­gicz­nie w sposób, który oka­zu­je się per­ma­nent­nie trud­ny do do­określe­nia9. Różnica sek­su­al­na nie jest ani w pełni nada­na, ani w pełni kon­stru­owa­na, a po części i taka, i taka. Zna­cze­nie owej „części” opie­ra się ja­kie­mu­kol­wiek wyraźnemu „po­działowi”: co za tym idzie, różnica sek­su­al­na funk­cjo­nu­je jako chiazm, nie­mniej jed­nak męski czy żeński cha­rak­ter nakładających się na sie­bie i za­cie­rających się pojęć ma o wie­le mniej­sze zna­cze­nie niż pro­ble­ma­tycz­ny cha­rak­ter sa­mej kon­struk­cji: to, co pod­le­ga kon­stru­owa­niu, jest z ko­niecz­ności uprzed­nie wo­bec kon­struk­tu, na­wet jeśli zda­je się, że do owe­go wcześniej­sze­go mo­men­tu nie ma dostępu, wyjąwszy samą kon­strukcję.

W moim ro­zu­mie­niu różnica sek­su­al­na to miej­sce, w którym za­da­wa­ne jest wciąż od nowa py­ta­nie do­tyczące re­la­cji tego, co bio­lo­gicz­ne z tym, co kul­tu­ro­we; to miej­sce, w którym py­ta­nie to musi być sta­wia­ne wciąż od nowa, jed­nak nie może uzy­skać od­po­wie­dzi w ścisłym tego słowa zna­cze­niu. Różnica sek­su­al­na, ro­zu­mia­na jako pojęcie gra­nicz­ne, po­sia­da wy­miar psy­chicz­ny, so­ma­tycz­ny i społecz­ny, a żaden z nich nie po­kry­wa się całko­wi­cie z in­ny­mi, co wca­le jed­nak nie ozna­cza, że są one osta­tecz­nie odrębne. Czy różnica sek­su­al­na chwie­je się tu­taj jako ru­cho­ma gra­ni­ca, do­ma­gając się re­ar­ty­ku­la­cji pojęć bez ja­kie­go­kol­wiek po­czu­cia skończo­ności? Czy w związku z tym nie jest to ani rzecz, ani fakt, ani założenie, a ra­czej żąda­nie re­ar­ty­ku­la­cji, które nig­dy nie zni­ka, ale też nig­dy całkiem się nie ob­ja­wia?

Co ten sposób myśle­nia o różnicy sek­su­al­nej czy­ni z na­szym poj­mo­wa­niem płci kul­tu­ro­wej? Czy to, co określamy mia­nem płci kul­tu­ro­wej, sta­no­wi tę część różnicy sek­su­al­nej, która rze­czy­wiście zda­je się mieć cha­rak­ter społecz­ny (gen­der jawi się więc jako eks­tre­mum so­cjal­ności w obrębie różnicy sek­su­al­nej), pod­le­gający ne­go­cja­cjom i kon­stru­owa­ny, czy­li dokład­nie ten ele­ment, który Wa­ty­kan pra­gnie na powrót włączyć w pojęcie „płci bio­lo­gicz­nej”, a także miej­sce tego, co na­tu­ral­ne, gdzie to, co na­tu­ral­ne pod­le­ga ob­ra­zo­wa­niu jako rzecz nie­zmien­na i niepod­le­gająca ne­go­cja­cjom? Czy pro­jekt Wa­ty­kanu jest równie nie­możliwy do zre­ali­zo­wa­nia, jak pro­jekt stwo­rze­nia płci kul­tu­ro­wej ex ni­hi­lo czy to z za­sobów kul­tu­ry, czy w wy­ni­ku od­działywa­nia ja­kiejś baśnio­wej woli? Czy wysiłki teo­rii qu­eer zmie­rzające do wy­eli­mi­no­wa­nia płci kul­tu­ro­wej lub prze­nie­sie­nia jej w unie­ważnioną przeszłość jako przed­miot właściwy ja­kimś in­nym ba­da­niom, na ten przykład fe­mi­ni­stycz­nym, ale nig­dy tej właśnie dzie­dzi­nie stu­diów qu­eer? Czy nie jest to przy­pad­kiem wysiłek zmie­rzający do unie­ru­cho­mie­nia różnicy sek­su­al­nej jako tego, co jest ra­dy­kal­nie od­dziel­ne od sek­su­al­ności? Re­gu­la­cja płci kul­tu­ro­wej za­wsze była częścią działania nor­ma­tyw­ności heterosek­su­al­nej, a na­cisk na ra­dy­kal­ny po­dział płci kul­tu­ro­wej i sek­su­al­ności ozna­cza utratę oka­zji do prze­ana­li­zo­wa­nia tej kon­kret­nej ope­ra­cji, jaką posługu­je się władza ho­mo­fo­bicz­na10.

Na zupełnie odrębnych po­zy­cjach próba powiąza­nia gen­de­ru z nik­czem­ny­mi ce­la­mi fe­mi­ni­stycz­ny­mi prze­bie­ga wzdłuż in­nej tra­jek­to­rii. W swo­im nie­po­kojącym zapożycze­niu dys­kur­su an­ty­im­pe­ria­li­stycz­ne­go Wa­ty­kan po­sunął się tak da­le­ko, że zaczął su­ge­ro­wać, iż ka­te­go­ria płci kul­tu­ro­wej sta­no­wi im­port z de­ka­denc­kich odłamów fe­mi­ni­zmu za­chod­nie­go, który zo­stał na­rzu­co­ny „kra­jom Trze­cie­go Świa­ta” – a jest to ter­min, którego Kościół często używa wy­mien­nie z określe­niem „kra­je roz­wi­jające się”. Cho­ciaż nie ule­ga wątpli­wości, że pojęcie gen­de­ru rze­czy­wiście stało się przy­czyną wy­mia­ny zdań między fe­mi­nist­ka­mi or­ga­ni­zującymi się pod­czas kon­fe­ren­cji ONZ z 1995 roku, za­rze­wiem praw­dzi­we­go kon­flik­tu oka­zało się do­pie­ro, kie­dy gru­pa przed­sta­wi­cie­lek Hon­du­ra­su za­pro­te­sto­wała prze­ciw­ko mia­no­wa­niu ul­tra­kon­ser­wa­tyw­nej de­le­ga­cji chrześcijańskiej re­pre­zen­tacją rządu Hon­du­ra­su pod­czas wrześnio­wej kon­fe­ren­cji. De­le­ga­cja pod przywództwem Osca­ra Ro­dri­gu­eza, prze­wod­niczącego la­ty­no­ame­ry­kańskiej kon­fe­ren­cji epi­sko­pal­nej, podjęła próbę prze­ciw­sta­wie­nia się fe­mi­ni­zmo­wi, określa­ne­mu mia­nem „za­chod­nie­go”, ale na­po­tkała sprze­ciw ze stro­ny ruchów od­dol­nych w całym kra­ju, w tym głośnego Cen­trum Praw Ko­biet w Hon­du­ra­sie11. Pro­wa­dzi to jed­nak do wnio­sku, że apa­rat państwo­wy wspólnie z Kościołem przywłasz­cza so­bie an­ty­kul­tu­ro­wy, im­pe­ria­li­stycz­ny język, by po­zba­wić ko­bie­ty władzy we własnym kra­ju. Zwo­len­ni­cy owej wciąż jesz­cze nie­na­zwa­nej wer­sji fe­mi­ni­zmu nie tyl­ko twier­dzi­li, że Pe­kin będzie re­pre­zen­to­wać fe­mi­nizm, który jest „kul­turą śmier­ci”, uznającą „ma­cie­rzyństwo za nie­wolę”, ale do­szli również do wnio­sku, że za­gad­nie­nia po­ru­sza­ne pod­czas kon­fe­ren­cji w Pe­kinie są cha­rak­te­ry­stycz­ne dla fałszy­we­go fe­mi­ni­zmu. (W wy­sto­so­wa­nym przez sie­bie liście z prze­pro­si­na­mi za własny pa­triar­cha­lizm Sto­li­ca Apo­stol­ska także sta­rała się na­kreślić różnicę między fe­mi­nizmem, który po­zo­sta­wał przy­wiązany do isto­ty god­ności ko­bie­cej, a fe­mi­nizmem, który sta­wiał so­bie na celu znisz­cze­nie ma­cie­rzyństwa i różnicy sek­su­al­nej). Zarówno Ro­dri­gu­ez, jak i Wa­ty­kan ude­rzy­li przy tym w „nie­na­tu­ralną tożsamość gen­de­rową”, oso­by homo- i trans­sek­su­al­ne. Cen­trum Praw Ko­biet (CDM) od­po­wie­działo, że nie występuje prze­ciw­ko ma­cie­rzyństwu, chce na­to­miast wal­czyć z prze­mocą wo­bec ko­biet, a w szczególności ma­tek, i stwier­dziło przy tym, że kon­fe­ren­cja pekińska nie do­ty­czy „nie­na­tu­ralnej tożsamości gen­de­rowej”, a „efektów, ja­kie struk­tu­ral­ne pla­ny przy­sto­so­wa­nia wy­wie­rają na sta­tus eko­no­micz­ny ko­biet oraz prze­mocy wo­bec nich”. Co istot­ne, chrześcijańska gru­pa re­pre­zen­tująca Hon­du­ras również opo­wia­dała się prze­ciw­ko abor­cji i wpro­wa­dzała wyraźne rozróżnie­nie między tak zwa­ny­mi nie­na­tu­ralnymi ro­dza­ja­mi płci kul­turowej, nisz­cze­niem ma­cie­rzyństwa i pro­mo­wa­niem pra­wa do abor­cji.

Płci kul­tu­ro­wej osta­tecz­nie po­zwo­lo­no po­zo­stać w języku Plat­for­my Działania, ale już les­bij­skość mu­siała zo­stać ukry­ta, wzięta „w na­wias”, i to dosłownie: wi­działam niektóre de­le­gat­ki w San Fran­ci­sco, które na spo­tka­nia wkładały ko­szul­ki z na­pi­sem „les­bij­ka” w na­wiasie. Na­wia­sy mają oczy­wiście sy­gna­li­zo­wać, że mamy do czy­nie­nia z języ­kiem, który pod­le­ga dys­ku­sji, że nie ma zgo­dy na właściwe użycie wziętego w na­wias ter­mi­nu. Mimo że za­da­nie na­wiasów ma po­le­gać na odzie­ra­niu słowa z jego siły od­działywa­nia i sta­wia pod zna­kiem za­py­ta­nia jego do­pusz­czal­ność, na­wiasy pre­zen­tują dany ter­min jako dia­kry­tycz­nie złożoną frazę, która zy­sku­je ro­dzaj hiperwi­dzialności właśnie po­przez własną kwe­stio­no­wal­ność.

Pojęcie „les­bij­ka”, początko­wo funk­cjo­nujące w tej ujętej w na­wias for­mie, zo­stało całko­wi­cie wyłączo­ne z języka kon­fe­ren­cji. Jed­nak suk­ces tej stra­te­gii wy­da­wał się je­dy­nie na­si­lać po­dej­rze­nia, że ter­min ten prześwi­tu­je w in­nych miej­scach języka: w określe­niu „płeć kul­tu­ro­wa”, w dys­kur­sie o ma­cie­rzyństwie, w od­nie­sie­niach do au­to­no­mii sek­su­al­nej, a na­wet w zwro­cie „inny sta­tus” – ro­zu­mia­nym jako pod­sta­wa łama­nia praw człowie­ka – sta­tusie, o którym nie można było mówić bez­pośred­nio, ale który wska­zy­wał na les­bij­ki ze względu na swą ogólni­ko­wość: sta­tus ten jest „inny”, ten, który tu­taj jest nie­wy­ma­wial­ny, ten, który uczy­nio­no tu­taj nie­wy­ma­wial­nym; sta­tus, który sta­tusem nie jest.

Posługując się dys­kur­syw­ny­mi ra­ma­mi tego między­na­ro­do­we­go spo­tka­nia, należy zadać nie­odzow­ne py­ta­nie o to, co po­wo­du­je stwo­rze­nie związku między uzna­niem praw les­bi­jek, wy­twa­rza­niem nie­na­tu­ral­nej tożsamości gen­de­ro­wej a znisz­cze­niem ma­cie­rzyństwa i wpro­wa­dze­niem kul­tu­ry śmier­ci (naj­wy­raźniej cho­dzi o anty-życie, zna­ne pra­wi­co­we tłuma­cze­nie idei pra­wa do wy­bo­ru). Rzecz ja­sna ci, którzy mie­li­by sprze­ci­wiać się pra­wom les­bi­jek na tej właśnie pod­sta­wie (a na kon­fe­ren­cji byli również inni prze­ciw­ni­cy ich praw, posługujący się in­ny­mi założenia­mi) albo przyj­mują, że les­bij­ki nie są mat­ka­mi, a jeśli nimi by­wają, mimo wszyst­ko uczest­niczą w nisz­cze­niu ma­cie­rzyństwa. Niech i tak będzie.

Moim zda­niem istot­ne jest to, że w przy­wołanej sce­nie po­ja­wia się kil­ka różnych, nakładających się na sie­bie kwe­stii. Założeniem nie­re­du­ko­wal­nie ho­mo­fo­bicz­nym, a za­ra­zem mi­zo­gi­nicz­nym jest twier­dze­nie opar­te na dwóch przesłan­kach: że płeć kul­tu­ro­wa sta­no­wi ukry­te od­nie­sie­nie do ho­mo­sek­su­al­ności oraz że wpro­wa­dze­nie les­bij­skości to wpro­wa­dze­nie no­wej płci kul­tu­ro­wej, która jest nie­na­tu­ral­na i do­pro­wa­dzi do znisz­cze­nia ma­cie­rzyństwa, a przy tym wiąże się z fe­mi­ni­styczną walką o pra­wa re­pro­duk­cyj­ne. Co więcej ar­gu­men­tu wy­su­wa­ne­go przez so­jusz państwa i Kościoła, a po­wta­rza­ne­go także przez de­le­gację ame­ry­kańską, zgod­nie z którym sek­su­al­ne pra­wa jed­nost­ki są wy­ni­kiem świa­to­poglądu na­rzu­ca­ne­go przez Zachód, używa­no naj­gwałtow­niej, by zde­ma­sko­wać i wytłumić żąda­nie rdzen­ne­go ko­bie­ce­go ru­chu latynoame­ry­kańskie­go do re­pre­zen­to­wa­nia ko­biet na kon­fe­ren­cji. Co za tym idzie, wi­dzi­my tu­taj zwiększa­nie się ide­olo­gicz­nej władzy państwa–Kościoła nad ru­chem ko­biet: za­cho­dzi ono właśnie za sprawą przejęcia od ruchów tego ro­dza­ju dys­kur­su an­ty­im­pe­ria­li­stycz­ne­go.

Po­nad przy­mie­rzem państwa i Kościoła, które usiłowało zre­ha­bi­li­to­wać i obro­nić tra­dy­cyjną czy­stość et­niczną w wal­ce o spo­wol­nie­nie rosz­czeń do sek­su­al­nej au­to­no­mii, po­wstał pod­czas ONZ-owskich spo­tkań wy­mie­rzo­ny prze­ciw nie­mu so­jusz fe­mi­ni­stek, które po­szu­ki­wały języka wspie­rającego pra­wa re­pro­duk­cyj­ne, pra­wo do wol­ności od prze­mo­cy małżeńskiej oraz pra­wa les­bi­jek.

Co istot­ne, ko­mi­tet or­ga­ni­za­cyj­ny kon­fe­ren­cji do­tyczących kwe­stii orien­ta­cji sek­su­al­nej nie krył się za pojęciem „płci kul­tu­ro­wej”, jak to zakładał Wa­ty­kan: mimo całej swo­jej praw­nej i me­dycz­nej nie­co­dzien­ności ter­mi­no­lo­gicz­nej zarówno „orien­ta­cja sek­su­al­na”, jak i pojęcie „les­bij­ka” tra­fiły do słowni­ka, który Między­na­ro­do­wa Ge­jow­sko-Les­bij­ska Ko­mi­sja Praw Człowie­ka sta­rała się za­wrzeć wśród pod­staw praw­nych, określających przy­pad­ki łama­nia praw człowie­ka w przy­pad­ku ko­biet.

Należy przy tym za­uważyć, że kon­fe­ren­cja ONZ rze­czy­wiście osiągnęła kon­sen­sus w spra­wie języka. Język jest ważny z re­to­rycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia, po­nie­waż re­pre­zen­tu­je prze­ważające między­na­ro­do­we sta­no­wi­sko do­tyczące całości za­gad­nie­nia i może być wy­ko­rzy­sty­wa­ny w różnych kra­jach zarówno przez or­ga­ni­za­cje rządowe, jak i po­zarządowe do wdrażania po­li­tyk, które są spójne z brzmie­niem pa­ra­gra­fu 96 Plat­for­my Działania usta­no­wio­nej pod­czas kon­fe­ren­cji. [...]

Na ko­niec trze­ba za­py­tać o sta­tus sa­me­go języka ONZ, języka, który ma być owo­cem między­na­ro­do­wej ugo­dy, ale nie jed­no­myślności, który ma re­pre­zen­to­wać kon­sen­sus do­tyczący żądań, ja­kie są uni­wer­sal­nie do przyjęcia, czy­li uni­wer­sal­nie zakłada­nych praw. To, co jest do­zwo­lo­ne w obrębie określe­nia „uni­wer­sal­ne”, ro­zu­mie się jako zależne od „kon­sen­susu”: wy­da­je się to osłabiać siłę sa­mej uni­wer­sal­ności, ale może jest in­a­czej. Cały ten pro­ces zakłada, że kwe­stie uj­mo­wa­ne w języku uni­wer­sal­nego upraw­nie­nia nie są raz na za­wsze usta­lo­ne, że jego przyszłej po­sta­ci nie można w tej chwi­li w pełni prze­wi­dzieć. Dys­ku­sje pro­wa­dzo­ne pod­czas kon­fe­ren­cji ONZ stały się miej­scem ode­gra­nia pu­blicz­ne­go ry­tuału, który ar­ty­kułuje i wyraża na nowo kon­sen­sus do­tyczący gra­nic uni­wer­sal­ności.

Zna­cze­nie tego, co „uni­wer­sal­ne”, oka­zu­je się kul­tu­ro­wo uwa­run­ko­wa­ne, a po­szczególne kul­tu­ro­we prze­ja­wy „uni­wer­sal­ności” działają prze­ciw­ko jej rosz­cze­niom do sta­tu­su transkul­tu­ro­wego. Nie ozna­cza to wca­le, że nie po­win­no się czy­nić od­nie­sień do uni­wer­sal­ności, czy też że uni­wer­sal­ność stała się dla nas nie­możliwa. Wzięcie tego, co uni­wer­sal­ne, w na­wias ozna­cza je­dy­nie tyle, że ist­nieją kul­tu­ro­we wa­run­ki ar­ty­ku­la­cji uni­wer­sal­ności, które nie za­wsze są ta­kie same, a także, że ter­min ten zy­sku­je dla nas zna­cze­nie właśnie za sprawą owych mniej niż uni­wer­sal­nych kul­tu­ro­wych wa­runków jego ar­ty­ku­la­cji. Jest to pa­ra­doks, jaki na­po­tka każdy na­kaz przyjęcia uni­wer­sal­nego sta­no­wi­ska. Może być tak, że w jed­nej kul­tu­rze zbiór praw uważa się za występujący uni­wer­sal­nie, na­to­miast w in­nej te same pra­wa sta­no­wią gra­nicę uni­wer­sal­ności: „jeśli damy te pra­wa tym lu­dziom, pod­ważymy fun­da­men­ty uni­wer­sal­ności w tym sen­sie, w ja­kim ją zna­my”. Stało się to dla mnie ja­sne szczególnie w dzie­dzi­nie les­bij­skich i ge­jow­skich praw człowie­ka, w których „uni­wer­sal­ność” jest ter­minem kon­te­sto­wa­nym, a przy tym różne rządy i ugru­po­wa­nia główne­go nur­tu walczące o pra­wa człowie­ka wyrażają wątpli­wości, czy pra­wa gejów i les­bi­jek rze­czy­wiście należy włączać do praw „człowie­ka”, a także czy ich do­mnie­ma­ne pra­wa wpa­so­wują się w ist­niejące kon­wen­cje rządzące za­kre­sem praw uzna­wa­nych za uni­wer­sal­ne. Nie jest dla mnie żadną nie­spo­dzianką, że Wa­ty­kan opi­su­je jako rzecz „anty-ludzką” możliwość uwzględnie­nia praw les­bi­jek. Być może jest to praw­da. Po­zwo­le­nie les­bij­ce na wstąpie­nie do króle­stwa uni­wer­sal­ności może ozna­czać ko­niec człowie­ka, przy­najm­niej w do­tych­cza­so­wej po­sta­ci, ale może też po­zwo­lić na wy­obrażenie so­bie człowie­ka poza jej kon­wen­cjo­nal­ny­mi gra­nicami.

Pojęcie uni­wer­sal­ności nie jest tu­taj fun­da­men­tem, na którym można bu­do­wać, ani założeniem wstępnym, które po­zwa­la na sfor­mułowa­nie dal­szych wniosków: jest to pojęcie, które stało się skan­da­lem grożącym włącze­niem w ramy pojęcia „człowiek” tego „in­ne­go”, prze­ciw któremu człowiek był wcześniej de­fi­nio­wa­ny. W tym sen­sie, w tym o wie­le bar­dziej ra­dy­kal­nym za­sto­so­wa­niu, „uni­wer­sal­ność” pod­ko­pu­je i nisz­czy fun­da­men­ty, które kon­wen­cjo­nal­nie przyjęło się uważać za rze­czy najbar­dziej pod­sta­wo­we. „Uni­wer­sal­ność” ob­ra­ca się w an­ty­fun­da­cjo­nizm. Sąd, zgod­nie z którym zbiór praw jest uni­wer­sal­ny, mimo że ist­niejące kon­wen­cje rządzące za­kre­sem uni­wer­sal­ności wy­klu­czają dokład­nie ta­kie twier­dze­nie, ozna­cza zarówno znisz­cze­nie pojęcia uni­wer­sal­ności, jak i uzna­nie tego, co sta­no­wiło jego „kon­sty­tu­ujące zewnętrze”: działanie tego ro­dza­ju sta­no­wi od­wrot­ność każdego aktu asy­mi­la­cji do ist­niejącej nor­my. Chcę pod­kreślić, że tego ro­dza­ju sądy narażają się na pro­duk­tyw­ne ry­zy­ko pro­wo­ko­wa­nia i żąda­nia ra­dy­kal­nej re­ar­ty­ku­la­cji sa­me­go pojęcia uni­wer­sal­ności, zmu­sze­nia tego, co uni­wer­sal­ne nie­ja­ko do wstąpie­nia w na­wias, w ważny sens nie­wie­dzy o tym, czym jest i czym może być w przyszłości, która nie jest odgórnie założona.

By­cie wy­klu­czoną z tego, co uni­wer­sal­ne, przy jed­no­cze­snym wy­su­wa­niu żądań w obrębie uni­wer­sal­ności, ozna­cza wy­po­wia­da­nie pew­nej per­for­ma­tyw­nej sprzecz­ności. Wy­po­wia­dający je mogą wydać się ska­za­ny­mi na porażkę głupca­mi, jak gdy­by ich żąda­nia mogły spo­tkać się wyłącznie z drwiną, ale ta­kie przy­pusz­cze­nie może za­działać też w drugą stronę i do­pro­wa­dzić do zre­wi­do­wa­nia i opi­sa­nia hi­sto­rycz­nych stan­dardów uni­wer­sal­ności, właści­wych dla przyszłego roz­wo­ju sa­mej de­mo­kra­cji. Twier­dze­nie, że to, co uni­wer­sal­ne nie zo­stało jesz­cze wy­ar­ty­kułowa­ne, jest równo­znacz­ne z pod­kreśla­niem, że owo „jesz­cze nie” jest niezbędne dla ro­zu­mie­nia sa­me­go pojęcia uni­wer­sal­ności: to, co pozo­staje „nie­urze­czy­wist­nio­ne” przez uni­wer­sal­ność, za­sad­ni­czo rzecz biorąc kon­sty­tu­uje samo jej pojęcie. Uni­wer­sal­ne za­czy­na być wyrażane właśnie po­przez wy­zwa­nia rzu­ca­ne mu w jego ist­niejącej po­sta­ci, a wy­zwa­nie ta­kie po­ja­wia się ze stro­ny tych, którzy nie są objęci owym pojęciem, którzy nie mają pra­wa, by zaj­mo­wać miej­sce „tych, którzy”, a mimo to żądają, by to, co uni­wer­sal­ne ich objęło. W tym sen­sie wy­klu­cze­ni tworzą wa­run­kową gra­nicę uni­wer­sa­li­za­cji. Tym ra­zem na­wia­sy opadły z pojęcia „les­bij­ka”, a przy­da­no je „in­ne­mu sta­tu­so­wi”, sta­tu­so­wi tego, co po­zo­sta­je inne dla języka, którym się posługu­je­my. To taka inność, dzięki której usta­na­wia­ne jest to, co wy­po­wia­dal­ne; inność, która na­wie­dza jego gra­nice i gro­zi wy­po­wia­dal­nemu wejściem w jego obręb za sprawą pojęć zastępczych, które nie za­wsze można za­uważyć. Cho­ciaż płeć kul­tu­ro­wa nie była środ­kiem, dzięki któremu ho­mo­sek­su­al­ność weszła do ofi­cjal­ne­go języka ONZ, wol­ność sek­su­al­na stała się ta­kim właśnie ter­mi­nem, ru­bryką, która tym­cza­so­wo zgro­ma­dziła les­bij­ki i ko­bie­ty he­te­ro­sek­su­al­ne, przy­dała war­tość au­to­no­mii i unie­możliwiła powrót do ja­kie­go­kol­wiek pojęcia bio­lo­gicz­ne­go prze­zna­cze­nia. To, że swo­bo­da sek­su­al­na ko­bie­ce­go pod­mio­tu po­sta­wiła pod zna­kiem za­py­ta­nia hu­ma­nizm, na którym opie­ra się pojęcie uni­wer­sal­ności, su­ge­ru­je, że możemy zacząć przyglądać się ta­kim for­mom społecz­nym jak pa­triar­chal­na ro­dzi­na heterosek­su­al­na, które wciąż fun­dują na­sze „for­mal­ne” kon­cep­cje uni­wer­sal­ności. Wy­da­je się, że człowiek musi stać się so­bie obcy, a na­wet po­twor­ny, by sięgnąć po człowie­czeństwo na zupełnie in­nym po­zio­mie. Nowy człowiek nie będzie „tym, je­dy­nym”, i tak na­prawdę nie będzie po­sia­dać for­my osta­tecz­nej, a będzie ra­czej tym, kto usta­wicz­nie ne­go­cju­je różnicę sek­su­alną w sposób, który nie pociąga za sobą żad­nych na­tu­ral­nych ani ko­niecz­nych kon­se­kwen­cji dla społecz­nej or­ga­ni­za­cji sek­su­alności. Ob­stając przy tym, że różnica sek­su­al­na będzie usta­wicz­nie za­da­wa­nym py­ta­niem otwar­tym, chciałabym za­su­ge­ro­wać, że nie de­cy­du­je­my o tym, czym ona jest, a ra­czej po­zo­sta­wia­my tę kwe­stię otwartą, kłopo­tliwą, nie­roz­wiązaną, ale wie­le obie­cującą.

Przełożyła Anna Ko­wal­cze-Paw­lik