Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Autorka bestsellera "Nieznośny milioner" nadchodzi z kolejną dawką pożądania!
Ona – młoda tancerka w nocnym klubie. Tak naprawdę nie wie, kim jest ani skąd pochodzi. Jej przeszłość jest dla niej tajemnicą.
On – bogaty przedsiębiorca, który przypadkiem trafia do klubu.
Żadne z nich nie przypuszczało, że to spotkanie pociągnie za sobą konsekwencje. On nie potrafi o niej zapomnieć i mimo że ma narzeczoną, jego serce bije mocniej przy dziewczynie z klubu.
Jaką prawdę o sobie odkryje dziewczyna? Jak wyciągnięta pomocna dłoń zmieni życie ich obojga? Co będzie, gdy właściciel klubu upomni się o bardzo cenną dziewczynę?
Nana Bekher stworzyła arcydzieło, które porusza do głębi, a także wciąga w wir niespodziewanych wydarzeń. Gwarantuję Wam, że „Ginger” długo nie da o sobie zapomnieć! - Paulina Ampulska, pokoj_pelen_ksiazek
„Ginger” to niezwykle poruszająca historia, która nie przytrafia się często. Opowiada o tym, jak trudno odnaleźć siebie po stracie tożsamości. Czytając tę książkę, nie mogłam się oderwać. Każda komórka mojego ciała jak gąbka chłonęła przelewające się w powieści emocje. To jedna z tych pozycji, o których się nie zapomina. Jest pełna zwrotów akcji i bezustannych wrażeń. Gorąco polecam. - Angelika Łabuda, book_by_angeline
Fenomenalna i tajemnicza – tak w dwóch słowach mogę opisać tę książkę. Skradła moje serce od pierwszych stron. Trzymająca w napięciu akcja i romans zabierają czytelnika w tak niesamowitą podróż, że nie chce się jej kończyć. Santiago to ucieleśnienie kobiecych pragnień o księciu na białym koniu, osadzonym w naszej rzeczywistości. Polecam każdemu, kto oczekuje nie tylko romansu, ale i emocji. Tutaj ich nie zabraknie. - AT.Michalak, autorka „W jego oczach”
Życie nie zawsze bywa łatwe. Santiago i Ginger przekonali się o tym na własnej skórze. Czasami decyzje, jakie podejmujemy, nie są podyktowane sercem, a wystarczy jedna chwila, by to serce mocniej zabiło. „Ginger” to pełna zwrotów akcji, piękna i wzruszająca powieść o poszukiwaniu siebie i miłości, która jest przecież najpiękniejszym uczuciem na świecie. Z całego serca polecam. - Justyna Dziura, autorka „Summer”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 268
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Nana Bekher, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Zdjęcie na okładce: © by chaoss/123rf
Projekt okładki: Marta Lisowska
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek
Ilustracje wewnątrz książki: © OpenClipart-Vectors/Pixabay
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-66754-80-5
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
PROLOG
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34
ROZDZIAŁ 35
ROZDZIAŁ 36
ROZDZIAŁ 37
ROZDZIAŁ 38
ROZDZIAŁ 39
Rozdział 40
EPILOG
Podziękowania
Mojemu mężowi.
PROLOG
Mam na imię Ginger i mam dwadzieścia lat… A raczej tak mi powiedziano. Nie wiem, kim jestem, skąd pochodzę, gdzie się urodziłam. Nie znam swojej prawdziwej tożsamości. Mieszkałam z Susanne. Uważałam ją za swoją matkę. Od najmłodszych lat, tych, które pamiętam, byłam przygotowywana do jednego zawodu. Wtedy nie wiedziałam, po co mi zajęcia taneczne, gimnastyka, pływanie.
Wszystko stało się jasne w dniu moich szesnastych urodzin. Do domu wkroczył on – Rick ze swoimi gorylami i tak po prostu zabrali mnie, dziękując Susanne za opiekę nade mną. Nic nie rozumiałam. Dlaczego moja matka mnie im oddaje? Rick powiedział, że Susanne nie jest moją matką, nie urodziła mnie. Po prostu mnie wychowywała. To dlatego nigdy nie czułam z jej strony miłości, czułości. Zawsze była dla mnie oschła i surowa. Rick zabrał mnie i tak oto trafiłam tu, gdzie teraz jestem. Do klubu, w którym tańczę i rozbieramsię.
Rok temu Rick stwierdził, że już najwyższy czas, bym stała się kobietą i zorganizował imprezę dla największych szych, na której wystawił na licytację moje dziewictwo. Było warte pół miliona dolarów. Rick ucieszył się z tej sumy, ale to ja musiałam iść do łóżka z tym mężczyzną. Bardzo dobrze pamiętam ten koszmarny dzień. Nie tak wyobrażałam sobie swój pierwszy raz. Płakałam przez cały czas, gdy ten mężczyzna mnie gwałcił. Modliłam się, by skończył jak najszybciej, a z każdym jego ruchem czułam ból przeszywający całe moje ciało. Zostałam obdarta z godności, odebrano mi mojąniewinność.
Po tym Rick uznał, że skoro już nie jestem dziewicą, mogę za dodatkową kasę uprawiać seks z klientami. Tego właśnie obawiałam się najbardziej. Doskonale wiedziałam, co się stanie po moim pierwszym razie i kim sięstanę.
Rick był okrutny, nie liczył się z nikim, a najważniejsze były pieniądze, które z nas miał. Nasz sprzeciw i tak nic nie dawał, Ricka to nic nie obchodziło. Albo pieprzyłyśmy się z klientami świadome, albo nasodurzał.
Kiedyś urządzili imprezę. Pełno napalonych facetów, litry alkoholu i narkotyki. Jakiś facet zaczął dobierać się do jednej dziewczyny, ale był zbyt nachalny i ta go uderzyła. Rick wpadł w szał, w furię. Takiego wściekłego to go nigdy nie widziałam. Wiedziałam, że zrobi jej krzywdę, dlatego stanęłam mu na drodze, a on mnie tak mocno chwycił za ramię, że czułam, jak paznokciami przebija moją skórę. Odepchnął mnie z całej siły, tak, że uderzyłam o filar. Rick wysyczał, że najpierw skończy z tamtą, a ja będę następna. Byłam przerażona, wiedziałam, że on jest zdolny do wszystkiego. Wtedy pomógł mi jego młodszy brat David. Wiem, że tamtej nocy Rick brutalnie zgwałcił i pobił tę dziewczynę, a potem już jej więcej tu nie widziałyśmy. Bałam się zapytać nawet Davida, co się z nią stało, bo czułam, że tylko potwierdzi mojeprzypuszczenia.
Moje życie przestawało cokolwiek znaczyć aż do momentu, gdy podsłuchałam fragment rozmowy Ricka z jakimś mężczyzną. Pamiętam dokładnie te słowa. Powiedział wtedy: „Ona nie może dowiedzieć się, kim naprawdę jest”. Wiem, że chodziło o mnie, bo inne dziewczyny znają swojątożsamość.
Niestety nie było dane mi dowiedzieć się prawdy, bo tej nocy Rick zginął w strzelaninie. Wtedy klub przejął David. Na szczęście David jest inny niż Rick, co nie znaczy, że nie wzbudza postrachu wśród swoich pracowników. Wprowadził nowe zasady w klubie. Mnie traktuje inaczej niż pozostałe dziewczyny, nie naciska, bym uprawiała seks z klientami, mam tylkotańczyć.
Jest lepiej, ale chciałabym mieć normalne życie. Nieraz chciałam stąd uciec, jednak nawet nie mam dokąd pójść. Nie znam miasta, nie znam tu nikogo, a David zabiera mi wszystkie pieniądze. Mieszkam w pokoju nad klubem i tak naprawdę tylko to znam. Cóż z tego, że mam najlepszy pokój, najbardziej luksusowy, jak stał się on moją klatką. Gdy chcę wyjść na dwór, to oczywiście tylko na tyły klubu, na chwilę i to w towarzystwie ochroniarzy. Czuję się tu jakwięzień.
Jestemnim…
Jedyną myślą, jaka mnie trzyma przy życiu, to to, że chcę odkryć prawdę o sobie. Chcę dowiedzieć się, kim jestem, kim są moi prawdziwi rodzice. Czy mnie oddali? A może zostałamporwana?
ROZDZIAŁ 1
GINGER
– Mamusiu, przeczytasz mi bajkę? – pytadziewczynka.
– Jasne, kochanie.
Mama wstaje i bierze dwie książki. Zawsze takrobi.
– Prawa czy lewa ręka? – pyta mama z uśmiechem natwarzy.
– Prawa – odpowiada po chwilidziewczynka.
– „Czerwony Kapturek” – mówi mama i zaczyna czytać bajkę. – Dawno, dawno temu żyła sobie śliczna mała dziewczynka, którą wszyscy zwali CzerwonymKapturkiem…
– Nie garb się, plecy prosto! – nakazujekobieta.
– Muszę chwilęodpocząć.
– Ćwicz, Ginger!
Odkąd pamiętam, wciąż śni mi się ten sam sen. Najpierw matka z córką, a potem ja i moja nauczycielka tańca. Może tą małą dziewczynką też jestem ja? Nigdy nie widzę twarzy tej mamy, tylko dziecka. Nie mam pewności, że to ja, bo nie wiem, jak wyglądałam w dzieciństwie. Nie mam żadnych zdjęć z tego okresu. Zresztą, to tylko sen. Nie widzę wyraźnie twarzy, a gdy się budzę, powolizapominam.
Nieraz pytałam Davida o swoją przeszłość. Chcę poznać chociaż swoje prawdziwe imię i nazwisko. David twierdzi, że Samuel, jego wujek, wziął mnie z domu dziecka i oddał pod opiekę Susanne. Do domu dziecka trafiłam jako niemowlę. Prawdopodobnie matka zostawiła mnie pod drzwiami. To Susanne zaczęła zwracać się do mnie Ginger, gdyż jedyne, co przy sobie miałam, to była maskotka, rudykot.
Wierzyłam Davidowi, ale kiedyś podsłuchałam jego rozmowę telefoniczną. Cały czas pamiętam jego słowa: „Ginie, nie może dowiedzieć się prawdy o sobie.” To było jak jakieś cholerne déjà vu. Najpierw Rick, teraz David. To tylko utwierdzało mnie w tym, że oni doskonale wiedzieli, kim jestem. Nie darowałam Davidowi tego, koniecznie musiałam wiedzieć, co miał na myśli. Zbył mnie słowami, że moja matka była prostytutką i narkomanką i mnie podrzuciła do tegosierocińca.
Oczywiście nie wierzę mu, ale nie zdradzam się z tym przed nim. Lepiej go nie denerwować. Czuję, że w moich snach jest ukryta prawda. Jednak, co ja mogę? Zamknięta w pokoju bez prasy, telefonu czy komputera? David daje mi tylko książki do czytania i podrzuca filmy na DVD. Czasem nawet zostaje i ogląda ze mną. Kawał drania z niego, ale mnie faktycznie traktuje inaczej. Wszyscy się go tuboją.
Kiedyś przyłapałam go z Valerie, tancerką z naszego klubu, jak się pieprzyli. Wtedy powiedział mi, że myślał tylko o mnie. Wiem, że chce seksu ze mną, ale ja się nie zgadzam, a on to respektuje. Owszem namawia, ale ja go traktuję bardziej jak opiekuna, choć jest dziewięć lat starszy ode mnie. Wiem jedno, kiedyś odkryję prawdę o sobie, nie odpuszczę, choćbym miała poświęcić na to całe życie. Wierzę, że nadejdzie takidzień.
– Gotowa na dzisiejszy występ? – pyta Cherry, wchodząc dogarderoby.
– Jeszcze mam czas, ale będę, jak ta małpa się wreszcie ode mnie odczepi – rzucam, przewracającoczami.
– Francesca? Spokojnie, słyszałam, jak szef właśnie jej mówił, że dziś ma imprezę namieście.
– DziękiBogu.
Ja i Francesca bardzo się nie lubimy. Głównie chodzi jej o to, że mam względy u Davida, ale mam ją gdzieś. Ona wiecznie ma jakieś problemy, no ale David ją trzyma, bo zgadza się na seks z każdym, wręcz sama proponuje facetom seks za dodatkową kasę. Całe szczęście nie muszę się z nią dziśużerać.
A ja mam właśnie dziś wieczórkawalerski.
Czasem facetom odbija na takich wieczorach, upiją się i chcą czegoś więcej. Często przyszły pan młody chce się właśnie zabawić. Faceci naprawdę myślą fiutami. Mam nadzieję, że dziś będzie spokojnie. No cóż, mam jeszcze dwie godziny. Spokojnie zdążę zrobić makijaż, ułożyć włosy i przebrać się w cośekstra.
Wiem, jak skąpo i seksownie ubrana dziewczyna działa na facetów. Pod tym względem, każdy jest taki sam. Patrzą z takim pożądaniem, myślą tylko o tym, by dotknąć, zaciągnąć do łóżka, spełnić swoje fantazje. Od razu widzą w tym coś więcej, a ja lubię taniec. Sam taniec bez tej erotycznej otoczki. Taniec mnie uspokaja, relaksuje, odpręża.
Gdy sala jest wolna, schodzę na dół, na scenę, zamykam oczy i zapominam, że jestem dziewczyną bez tożsamości, bez prawdziwego imienia. Zapominam o tym wszystkim, co tu się dzieje. Przez te parę chwil, gdy tańczę sama dla siebie, jestem szczęśliwa, reszta nie maznaczenia.
SANTIAGO
Kilka godzin wcześniej
Gdy otwierają się drzwi mojego gabinetu, zaciskam mocno szczękę i wciągam powietrze w płuca, podnosząc wzrok widzę Marisę. Czemu ona, do kurwy, niepuka?!
– Cześć, Santiago. – Blondynka pewnym krokiem podchodzi bliżej i siada na brzegu mojegobiurka.
– Czego chcesz? – syczę.
– Możesz być milszy? – Przewraca oczami, odrzucając do tyłu pasmo długichwłosów.
– Nie przypominam sobie, żeby to było w naszej umowie. – Opieram się wygodnie o oparciefotela.
– Ale jest w niej, że masz spełniać wszystkie moje zachcianki – rzuca z drwiącymuśmiechem.
– W zamian ty udostępniasz mi swoją cipkę, kiedy tylko chcę – przypominamjej.
– Dupek! – prycha.
– Oj, nie dramatyzuj, sama na tymkorzystasz.
– Szkoda tylko, że pchasz tego kutasa gdzie popadnie – oburzasię.
– A ty znowu? Dwa razy cię zdradziłem i to popijaku.
– No właśnie zdradziłeś – wyrzuca mi, choć sama pewnie ma kogoś naboku.
Nasz związek, to jedna, wielkapomyłka.
– Nie jesteśmymałżeństwem.
– Jeszcze – podkreśla.
– Daj spokój, oboje wiemy, że to tylkobiznes.
– Na razie biznes. – Nachyla się, wciskając mi cycki prosto w oczy. – Jeszcze będziesz płonął z miłości domnie.
No napewno.
Do tej pory się w niej nie zakochałem, pomimo tego, że jest piękną kobietą, widujemy się, sypiamy ze sobą, to i tak nic do niej nie czuję, i ona do mnie teżnie.
– Po ślubie skończą się twoje szaleństwa. Będę cię trzymać króciutko, mójdrogi.
Piorunuję ją wzrokiem. Jak myśli, że dam się jej uwięzić, to się grubo myli. Sporządziliśmy nawet umowę dotyczącą naszego pożycia małżeńskiego. Siedem stron formatu A4. Większość to pomysły Marisy, mnie ogólnie wystarczyłby święty spokój od niej. Niestety jednym z głównych punktów jest to, że musimy razem zamieszkać. Niby normalne, jak to w małżeństwie, ale co za dużo Marisy, to niezdrowo. Wcale też nie muszę się jej spowiadać, gdy dokądś wyjeżdżam, chyba że to będzie na dłużej niż trzy dni, wtedy wedle umowy mam jąpoinformować.
– Zdaje się, że przyszłaś tu w konkretnymcelu.
– A tak. – Uśmiecha się. – Skończyły mi się pieniążki na karcie, kochanie. Dałbyś midrugą?
Wybucham śmiechem. Marisa zsuwa się z biurka i siada na mnieokrakiem.
– Wiesz, że się odwdzięczę – mruczy.
– To będzie cię drogo kosztować – mówię, wyciągając kartę zportfela.
– Ciebie też – rzuca, wyrywając mi kartę zręki.
– Pamiętasz, że dziś kawalerskiAntona?
– Niestety – odpowiada z przekąsem. – Znowu wróciszpijany.
– Dokładnie. – Uśmiecham się. – Dobra, spadaj, bo mam małoczasu.
– To do jutra. – Przyciąga mnie i całuje, po czymwychodzi.
Marisa ogólnie nie jest taka zła. Jest piękna, seksowna, ale między nami nie ma żadnej miłości. Mój ojciec i jej ojciec chcą połączyć firmy. To dopiero będzie potęga, ale oczywiście wymyślili sobie, że przypieczętowaniem naszej umowy będzie ślub, mój z Marisą. Nie chciałem się zgodzić, ale ojciec zagroził, że wtedy sprzeda firmę Cortezowi, a ja na to niepozwolę.
Firmę założył mój dziadek, człowiek, który mnie wychował, wprowadził w życie, był przy mnie w najtrudniejszych momentach mojegożycia.
Cztery lata temu miał zawał, lekarzom nie udało się gouratować.
Do dziś strasznie mi go brakuje, dlatego nie pozwolę, by ojciec sprzedał imperium, które zbudował dziadek. Tylko to mi po nim zostało. Ojciec bardzo naciska na ten ślub, nie dając mi czasu, bym cośwymyślił.
Ożenię się z Marisą, bo wiem, że to małżeństwo nie będzie na wieki. Prędzej czy później i tak się rozstaniemy. Liczę na to, że wtedy zgromadzę odpowiednią ilość pieniędzy, by wykupić wszystkie udziały w firmie ojca i odciąć się od Cortezów. Nie robię tego dla siebie, ale dladziadka.
Jak to dobrze, że dziś wychodzę z kumplami. Z Antonem, Ivonem, Rayem, Carlem i Scottem znamy się jeszcze z czasów wojska. Będzie jeszcze Marlon, brat Antona. Dawno się nie widzieliśmy, a dziś chętnie popatrzę na piękne tancerki. Carl zaplanował wieczór w klubie Tempt. Tam akurat jeszcze nie byłem. Muszę się pilnować, bo Marisa będzie mi truć za kolejną zdradę, a nie ma nic gorszego niż marudząca, naburmuszonakobieta.
ROZDZIAŁ 2
GINGER
Impreza w klubie trwa już na dobre. Za piętnaście minut mam prywatny pokaz w osobnej sali. Faceci na wieczorki kawalerskie najczęściej wybierają właśnie osobną salę. Mogą też wybrać tancerkę lub tancerki. Ci podobno dziś chcieli najlepszą tancerkę, więc David wybrał mnie. Jak to mówi mój szef – klient naszpan.
– Ginie, gotowa jesteś? – Słyszę głos Davida, dobiegający zzadrzwi.
Wstaję z łóżka, spryskuję się ulubionymi perfumami i otwieram mudrzwi.
– Tak, już – odpowiadam. – Możebyć?
– Wow, Ginger – przewierca mnie wzrokiem – piękniewyglądasz.
Mam na sobie koronkowy półgorset, stringi, pończochy oraz wysokie szpilki. Wszystko w kolorze czarnym, z drobnymi czerwonymielementami.
– Wiem – mówię i ruszam naschody.
David przyprowadza mnie do wyznaczonej sali. Siedzi tam sześciu mężczyzn. Dwóch już bardziej wstawionych, nieźle rozbawionych. Wyglądają na porządnych, więc nie powinno być z nimiproblemu.
– Panowie – mówi David – to wasza dzisiejsza gwiazda, Ginger. – Odwraca się do mnie. – Ginger nie lubi, jak ktoś jest zbyt nachalny – ostrzega ich. – Miłej zabawy. – Uśmiecha się iodchodzi.
Widzę, jak mężczyźni uważnie mi się przyglądają, szepcząc coś dosiebie.
Okej, Ginie, startuj.
Gdy rozlega się muzyka, do sali wchodzi jeszcze jeden mężczyzna i siada obok kolegów, a ja zaczynam swójtaniec.
Najpierw chwytam rurę i obracam się. Następnie wspinam się po niej, mocno trzymając drążek rękami oraz udami. Powoli zjeżdżam, puszczam jedną rękę i delikatnie wyginam ciało w łuk. Wykonuję różne figury obrotowe, statyczne, by po chwili przejść do drugiej części. Mężczyźni klaszczą, śmieją się, widzę, jak na nich działam. Podchodzę na brzeg sceny, wyszukując przyszłego pana młodego. Koledzy niechętnie wskazują na jednego z nich, gdyż każdy chciałby być na jego miejscu. Właśnie o to w tym chodzi, by rozpalić ich i podniecić, by zostawili wysokienapiwki.
Uśmiecham się zalotnie do przyszłego pana młodego i pokazuję mu, by podszedł. Mężczyzna podchodzi, chwyta mnie w talii i pomaga zejść ze sceny. Popycham go lekko na fotel i teraz tańczę tylko dla niego. Zauważyłam, że jeden z nich, ten, który wszedł ostatni, szczególnie mi się przygląda. Ciągle czuję na sobie jegospojrzenie.
SANTIAGO
Cholera! Nie mogę oderwać oczu od tej tancerki. Omijam następną kolejkę, wpatrując się w nią jak jakiś wariat. Dziewczyna tańczy niezwykle seksownie, tak uwodzicielsko sięporusza.
Kurwa!
Najchętniej zerwałbym z niej te koronki i pieprzył na wszystkie możliwe sposoby. Już na samą myśl mi staje. Choć jest pochłonięta tańcem dla Antona, widzę, że zerka też na mnie. Wygina w łuk swoje perfekcyjne ciało, kiedy siedzi Antonowi na kolanach. Ten to ma szczęście. Moi koledzy piją, bawią się, śmieją, a ja nie mogę się na niczymskupić.
Dziewczyna kończy swój taniec i zaraz zjawia się ten koleś, co ją przyprowadził. Podchodzę do niego i wciskam mu pokaźny plik pieniędzy za prywatny taniec tej małej dla mnie. Tak, byśmy byli tylko ona i ja. Gość nie jest zbyt chętny, ale gdy rozwija kasę, woła dziewczynę i mówi jej coś do ucha. Wskazuje na drzwi obok i jeszcze mówi coś do ochroniarza. Ten otwiera nam drzwi i wchodzimy do środka. Sala wielkości tej poprzedniej. Siadam wygodnie w fotelu, a gdy rozlega się muzyka, mam dziewczynę tylko dlasiebie.
– Jak ci na imię? – pytam.
– Ginger – odpowiadachłodno.
Ginger. Dość nietypowe. Dziewczyna obchodzi mnie dookoła, po czym staje przede mną i nachylasię.
– Dlaczego się tak na mnie gapisz cały czas? – Wbija we mnie swoje ciemne oczy, a ja przełykamślinę.
Zorientowała się. No cóż, nie byłem zbyt dyskretny. Wpatruję się w jej piękne oczy, a gdy seksownie rozchyla usta, wiem, że przepadłem. Mam przejebane. Nie wyrzucę jej zgłowy.
– Jesteś taka piękna – mówię jakzahipnotyzowany.
Ginger siada do mnie tyłem, opiera dłonie na moich udach i odchyla głowę. Jej długie, ciemne włosy opadają na moje ramiona, a ja zanurzam nos w jej szyi, zaciągając się zapachem jejperfum.
Kurwa!
Zupełnie się w niej zatracam. Gdy siada na mnie okrakiem, zwrócona przodem, wpatruję się w jej magiczneoczy.
– Umów się ze mną. Chcę się z tobą spotkać – mówię jakpotłuczony.
Dziewczyna wstaje, posyła mi drwiący uśmiech, po czym nachyla się i obejmuje mnie za szyję, zupełnie jakby miała mnie pocałować. Jej dotyk na mojej skórze wywołuje przyjemne dreszcze, sprawiając, że spodnie mniecisną.
– Koniec przedstawienia – szepcze mi do ucha, odwraca się i kołysząc biodrami, po prostuwychodzi.
Szlag! Za dużo alkoholu. Tak, jasne, przecież prawie nic nie wypiłem. Ta mała zawróciła mi wgłowie.
Santiago, skup się. To jej praca. Rozpalanie do czerwoności takich idiotów jak ja. Ona jest w tymmistrzynią.
Około czwartej nad ranem wracam do domu. Nadal myślę o tej dziewczynie, czuję jej zapach, słyszę jej zmysłowygłos.
Kurwa!
Muszę jak najszybciej o niej zapomnieć. Przejdziemi…
Rozbieram się w łazience, biorę szybki prysznic i idę do sypialni. Co jest, do cholery?! W moim łóżku śpiMarisa.
– Co ty tu robisz? – budzęją.
– Czekałam na ciebie, tygrysie. – Podnosi się, siadając na łóżku. – Zobacz, co sobie dziś kupiłam. – Uśmiecha sięlubieżnie.
Marisa ma na sobie czarną koronkową koszulkę nocną, która więcej odsłania, niż zasłania. Chociaż chciałbym zaprzeczyć, to nie mogę, bo wygląda w niej kurewsko seksownie. Przez to, co zrobiła ze mną Ginger, jestem cholernienapalony.
– Chodź, zabawimy się. – Przyciąga mnie do siebie i całujenamiętnie.
Odwracam ją tyłem do siebie, a ona opiera dłonie na poduszce i wypina pupę w moją stronę. Niezły widok. Przesuwam dłonią po jej pośladkach i wsuwam palec w jej cipkę. Jest już takamokra.
– Och… – jęczy.
Zsuwam bokserki, zakładam gumkę, rozchylam jej pośladki i ostro się w niąwbijam.
Kurwa!
Tego mi było potrzeba po tym dzisiejszym wieczorze. Widzę dziewczynę, jak zmysłowo obraca się na rurze… Cholera jasna! Ściskam mocno pośladki Marisy, patrzę, jak mój kutas wchodzi w nią i wychodzi z niej, a myśli o tancerce z klubu szybko doprowadzą mnie dofinału.
– Pieprz mnie – dyszyblondynka.
Pod tym względem dogadujemy się świetnie. Oboje uwielbiamy seks. Wbijam się głęboko w jej wnętrze, pieprząc ją ostro. Tak jak lubi, tak jak lubimy. Czuję, jak zaciska się mocno wokół mnie. Marisa krzyczy, gdy doprowadzam ją do orgazmu, a ja mocno przyciskam ją do siebie, zastygając. Przez moje ciało przechodzą znajome prądy, krew buzuje w żyłach, w uszach mi szumi i gdy dochodzę, wyobrażam sobie, że spuszczam się w cipceGinger…
ROZDZIAŁ 3
GINGER
Wstaję około dziewiątej. Trochę boli mnie głowa, ale jeszcze jest do wytrzymania. Ten mężczyzna wczoraj… Owszem, może i był napalony, ale zachował się przyzwoicie. Faceci zazwyczaj w takich sytuacjach nie potrafią utrzymać rąk przy sobie, mówią jakieś sprośne i wulgarne rzeczy, czego to by z nami nie robili, a ten był inny. Zupełnie jakby delektował się tą chwilą, gdy byliśmy w sali tylko on i ja. Wodził za mną wzrokiem, pochłaniał wręcz każdy fragment mojego ciała, nie robiąc nic niestosownego. Tylko jego oczy i wybrzuszenie w spodniach zdradzało, jak bardzo na niegodziałam.
Ciekawe, czy jeszcze kiedyś tuprzyjdzie?
Po ciepłym i kojącym prysznicu, ubieram się i zabieram do śniadania.
Po chwili przychodzi do mnieDavid.
– Dobrze się wczoraj spisałaś – mówi. – Za ten prywatny taniec facet zostawił więcej kasy niż za caływieczór.
Och… Na samo wspomnienie robi mi się ciepło. Boże, o czym jamyślę?
– To może jakaś nagroda? – upominam się, bo w końcu mi sięnależy.
– Proszę. – Podaje mi film naDVD.
– Serio? – rzucam zprzekąsem.
– Tego jeszcze nieoglądałaś.
– Tak, dzięki tobie mogę wziąć udział w konkursie o filmach – mówię zironią.
– A ty znowu narzekasz? – Przestępuje z nogi nanogę.
– No widzisz, jaka jestem niewdzięczna. – Przewracam oczami. Naprawdę to ma być nagroda? Liczyłam chociażby na odrobinę wolności alboprawdy.
– Ginger, nie przeginaj. – Ściąga gniewnie brwi. – Chodź – mówi.
– Dokąd? – Splatam ręce podbiustem.
– Chcę, byś poznała nowegoochroniarza.
Niechętnie, ale idę z nim. To już czwarty ochroniarz w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Jak się okaże, że to kolejny napalony dupek, to chyba naprawdęzwariuję.
Schodzimy do głównej sali. Klub jest teraz zamknięty dla gości, więc jest pusto. Przy barze stoi jakiś facet postury Davida. Odwraca się i mierzy mnie wzrokiem, oblizującusta.
A więc kolejny napalonydupek.
– Andre – mówi David – to jedna z naszych tancerek, Ginger.
– Niezła dupa. – Ślinisię.
David momentalnie wpada w szał. Chwyta gościa i z całej siły przyciska go do baru, aż ten siędusi.
– Ona jest nietykalna! – warczy. – Rozumiesz?
– Jasne, szefie. Spoko – przytakuje, łapiącoddech.
Aż sama się trochę przestraszyłam. Sądziłam, że David od razu pokaże mu, gdzie są drzwi, a on go chciałpobić.
– Zmykaj, Ginger – zwraca się domnie.
Wiedziałam, że z Davida jest niezły furiat, ale jeszcze nigdy się tak nie spinał. W sumie to dobrze. Rick to by od razu kazał mu mnie sprawdzić. Wiadomo, w jaki sposób. Może to okrutne, ale cieszę się, że go już nie ma. On naprawdę był złymczłowiekiem.
Kiedy wchodzę na schody, wpada na mnieFrancesca.
– Cholera, mogłabyś uważać? – warczę.
– Co on w tobie widzi? – Dziewczyna mierzy mniewzrokiem.
Znowu się zaczyna? Czy ona po prostu nie możeodpuścić?
Nigdy się do niej nawet nie odzywam, to ona zawsze musi się czegośdoczepić.
– Wiesz co? Odczepsię.
Chcę przejść, ale Francesca zastawia midrogę.
– Przesuń się – syczę.
– Posłuchaj, mała, nie myśl sobie, że jak masz względy u Davida, to jesteś tu gwiazdą – mówi zwyższością.
– O co ci właściwie chodzi? – pytam. – O to, że lepiej tańczę, czy o to, że David cię nie chce? – rzucam, widząc, jak sięwścieka.
Doskonale wiem, że o to drugie. Francesca mi po prostuzazdrości.
Wie, że podobam się Davidowi i że nieraz proponował miseks.
Ona zaś sama pcha mu się do łóżka, ale on jej niechce.
Jak można upaść taknisko?
Słyszałam też, jak mówiła do Cherry, że tylko zgrywam taką niedostępną, a ona widziała, jak się pieprzę zDavidem.
Oczywiście to nieprawda, ale ja nie mam zamiaru się o to z niąkłócić.
SANTIAGO
Po zebraniu zarządu wracam do swojego biura. Mam jeszcze trochę dokumentów do przejrzenia przed następnym spotkaniem z ważnymklientem.
– A co ty tu robisz? – pytam, spoglądając naMarisę.
– Wysłałam ci maila trzy godziny temu – oburzasię.
– Miałem zebranie – mówię, siadając zabiurkiem.
Marisa wymownie na mnie patrzy, więc otwieram laptop i loguję się napocztę.
No faktycznie jest od niej mail. Otwieram wiadomość „Sala”.
– A co to ma być? – pytam.
– Poważnie nie widzisz? – Marszczy brwi. – Przypominam ci, że za pół roku nasz ślub, musimy wybraćsalę.
– No to wybierz coś. – Wracam do papierkowejroboty.
– Aty?
– Co ja? – Wzruszam obojętnieramionami.
Przecież to nie mój pomysł z tym ślubem, więc nie mam zamiaru się angażować w tencyrk.
– Nie interesuje cię, gdzie weźmiemyślub?
– Marisa – splatam dłonie – jak dla mnie możemy wziąć ślub w domu weselnym, w restauracji, na łące albo na cmentarzu. Wszystko mi jedno. – Posyłam jej drwiącyuśmiech.
– Mógłbyś się łaskawie bardziej postarać? – rzucanerwowo.
– O co ci chodzi? Dobrze wiesz, jaką mamy umowę – przypominam jej. – Chodzi tylko ofuzję.
– Ale jeśli powiem tacie, jak bardzo nieszczęśliwa jestem z tobą, będziesz mógł zapomnieć o tej swojej fuzji. – Uśmiechasię.
– O ile dobrze pamiętam, tobie też na tymzależy.
– Kochanie – mówi, wstając – jedyne, na czym mi zależy, topieniądze.
– Dobrze, że się z tym nie kryjesz – rzucam.
– Nigdy się z tym nie kryłam. Do zobaczenia w domu. – Zamyka za sobądrzwi.
Wiem, że dziadek chciałby, bym przede wszystkim był szczęśliwy, a szczęśliwy to ja będę, jak odzyskam to, na co on pracował całeżycie.
Naprawdę nie rozumiem ojca. Aż tak bardzo zależy mu napieniądzach?
Pomęczę się trochę z Marisą i wykupię wszystkie udziały, które kiedyś należały dodziadka.
Teraz mam jeszcze jedną, ważną sprawę do zrobienia. Wyciągam telefon z kieszeni i dzwonię doCarla.
– Co tam, stary? – Odbiera po kilkusygnałach.
– Słuchaj… – Cholera, jak to zacząć? – Powiedz mi, jak wpadłeś na tę tancerkę z piątkowejimprezy?
Boże, co za durne pytanie. Jak wpadłeś na tancerkę? Mogłem wymyślić coślepszego.
– Nierozumiem.
– No jak ją załatwiłeś? – Czuję, że siępogrążam.
– Normalnie. Gadałem z menadżerem, że chcemy najlepszą tancerkę – mówi.
– No i co powiedział? – dopytujęsię.
– No że wszystkie są najlepsze, ale jedna w szczególności. Jest najmłodsza, bo ma dwadzieścia lat, ale najlepiej tańczy – wyjaśnia.
Dwadzieścia? No w tym makijażu i stroju nie pomyślałbym, że ma dwadzieścialat.
– A co ty tak o niąwypytujesz?
Ocholera.
– No bo… No świetna była – wymigujęsię.
– Spoko, rozumiem – słyszę jego śmiech – załatwimy ci ją na twójkawalerski.
– Super…
Chociaż chciałbym się z nią spotkać w innymcharakterze.
– Dobra, dzięki, Carl. Donastępnego.
– No narazie.
Odkładam telefon i znów przed oczami mam zmysłową dziewczynę. Jak tańczy, jak się wygina, jak szepcze mi doucha.
Czuję jej zapach, jej dotyk na mojej skórze. Jest młoda, ma dopiero dwadzieścia lat, a już tańczy w klubie nocnym. Może ma jakieś problemy w domu, brakuje im pieniędzy? Może wcale nie tańczy tam z własnejwoli?
Cholera! Zapominanie o niej kiepsko miidzie.
Z rozmyślań wyrywa mnie mój ojciec, który akurat wchodzi do mojegobiura.
– Dlaczego odrzuciłeś mój pomysł? – warczy odprogu.
– Bo mi się nie podobał. – Przewracamoczami.
– Santiago, chyba się zapominasz – karci mnie. – Pamiętaj, że masz tylko trzydzieści procent udziałów w tejfirmie.
Boże, jaka staraśpiewka.
– Za każdym razem mi o tym przypominasz, ale możemy to zmienić – mówię.
– Co masz na myśli? – pyta zzaciekawieniem.
– Odkupię twojeudziały.
– To jest temat skończony. Wiesz, że fuzja z Cortezem jest nam potrzebna – upiera się jakzwykle.
– Nie jest i dobrze o tym wiesz. Ty po prostu chcesz oddać przyjacielowi przysługę i połączyć nasze rodziny moim kosztem – wyrzucammu.
– Nie przesadzaj. Marisa to piękna, ambitnadziewczyna.
– Z brylantami w oczach – prycham.
– Nie wyolbrzymiaj, stać cię na drogie prezenty dlaukochanej.
– Ona nie jest moją ukochaną – syczę.
– Kiedyś zrozumiesz, że miłość przychodzi zczasem.
– Jasne – burczę podnosem.
– Wpadnijcie jutro z Marisą nakolację.
– Oczywiście, tato – rzucamironicznie.
Cały ojciec. Nieraz proponowałem mu, że odkupię jego udziały, ale on się nie zgadza. Uparł się i koniec, a ja w ogóle tego nie rozumiem. Świetnie radzimy sobie bez Corteza, nawet lepiej od niego, i ta fuzja wcale nie jest nam potrzebna. To Cortezowi powinno bardziej na niej zależeć. Widzę, że to on tu dowodzi, dyryguje, a ojciec tańczy tak, jak on mu zagra. Kiedyś podstawiłem ojcu fałszywego kontrahenta, który miał wykupić jego udziały. Ojciec oczywiście go przeszpiegował, wynajął nawet detektywa i odkrył, że to ja za tym stoję. Żeby mnie ukarać, odsprzedał Cortezowi kolejne dziesięć procent akcji w firmie. To był jego największy błąd. Ojciec musi mieć w tym jakiś innycel.
ROZDZIAŁ 4
SANTIAGO
Tydzień temu poznałem anioła, który kompletnie zawrócił mi w głowie. Próbowałem. Naprawdę próbowałem o niej zapomnieć. Nawet Marisa nocowała u mnie dwa razy z rzędu. Byliśmy na tej kolacji u moich rodziców, później na spacerze, a ja nadal myślę o Ginger. Chciałbym jeszcze choć raz spojrzeć jej w oczy, usłyszeć jej głos, a ona by mi powiedziała, żebym się odwalił. Może wtedy dotrze do mnie, że to nie masensu?
Kurwa! Co tamten piątkowy wieczór ze mnązrobił?
Gdy wychodzę z firmy, dzwoni mój telefon. ToCarl.
– Co tam? – pytam, odebrawszy.
– Słuchaj, Santiago, jest akcja – mówi. – Ja, Ray i Scott wybieramy się dziś do Vegas. Lecisz znami?
– Teraz na towpadliście?
– No parę minuttemu.
Mogłem się tegospodziewać.
– Toco?
– Chcecie lecieć z Portland do Las Vegas na jedenwieczór?
– Nie no, na weekend – wyjaśnia.
Cholera! Jutro ma wpaść do mnie klient. Nie mogę tegoprzełożyć.
– Nie dam rady, mam jutrospotkanie.
– To przełóż – mówi bezemocji.
– No właśnie nie mogę. Może innymrazem.
– Twojastrata.
– No trudno. Jeszcze będzieokazja.
Albo inie.
– To trzymaj się, stary.
– Narazie.
Nie wiem dlaczego, w mojej głowie rodzi się pomysł, by pójść dziś do tegoklubu…
Cholera!
Choć na chwilę. Tylko ją zobaczę… A potem wrócę do swojej, normalnej, szarej rzeczywistości. Tylko ten jeden, ostatni raz na niąspojrzę…
GINGER
Praktycznie każdy mój dzień w klubie wygląda tak samo. Do południa jest dosyć leniwie, przed obiadem ćwiczę, potem trochę odpoczynku i szykuję się do pracy. Rzygam tą monotonią. Od czterech lat jest mniej więcej tak samo. Jedyne co, to od kiedy Ricka nie ma, mniej się boję. On był nieobliczalny i nie przejmował się niczym. Tyranizował tu każdego, jakby był panem całegoświata.
Najciekawszą rzeczą w moim pokoju jest okno. Tak, właśnie okno. Wychodzi ono na zatłoczoną ulicę i większość wolnego czasu przesiaduję na parapecie, patrząc na przechodniów. Zastanawiam się, dokąd tak gnają, co ich trapi, co cieszy? Przechodzą przez ulicę, rozmawiając przez telefon, nie widzę ich twarzy, ale czasami gestykulują. Nasz klub nie jest na jakimś uboczu, tylko w samym sercu Portland, skąd przyciąga tych wszystkich facetów, chcących popatrzeć na tancerki, zabawić się i wydać trochękasy.
Kiedy kończę jeść obiad, przychodzi do mnie David. Jest jakiś taki niewyraźny. Ciekawe, o co mu chodzi? Mężczyzna zamyka za sobądrzwi.
– Słuchaj, mała – mówi – o czwartej mam samolot, muszę lecieć do Miami na kilka dni. Zostaniesz zchłopakami.
– Nowy też będzie? – Krzyżuję ręce pod biustem, marszczącbrwi.
– Tak.
– Nie lubię go, dziwnie się na mniepatrzy.
– Spokojnie, nikt cię nie tknie – zapewnia.
– A nie mogę jechać z tobą? – pytam znadzieją.
Ile bym dała, by się stądwyrwać.
– Nie ma takiej opcji. – Kręcigłową.
– A niby czemu? – Piorunuję gowzrokiem.
– Bo w weekendy masz największy zarobek – rzuca.
– I co mi z tego, jak i tak całą kasę mi zabierasz? – Przewracamoczami.
– Kurwa! – warczy, aż podskakuję. – Znowu narzekasz?! Przecież wszystko masz! Dach nad głową, utrzymuję cię. Inne się pieprzą codziennie, a ty? – rzucanerwowo.
No mój Boże, klękajcie narody, jaki to wspaniałomyślny i hojny szef mi siętrafił.
– Wiesz, bardzo ci dziękuję za takie wszystko – mówię zprzekąsem.
– Ginger, ty mnie nie wyprowadzaj z równowagi. – Macha mi palcem przednosem.
– Chcę telefon komórkowy – rzucam z fochem niczym nastolatka, która próbuje cośwymusić.
– A do kogo niby będziesz dzwonić? – pytaironicznie.
Wielkie dzięki! Właśnie to jest moje życie. Nawet nie mam do kogo zadzwonić, by porozmawiać, co u mnie, jak mi minął dzień czy chociażby o głupiej pogodzie. Mam tylko Davida. Chciałabym móc choć do niegozadzwonić…
– To komputer, a nie tylko książki i filmy midajesz.
– Jak ty, kurwa, trujesz! Dobrze – podnosi na mnie wzrok – to, co zarobisz w weekend, będziesz mogła wydać nazakupach.
– Znowu mi kupisz to, co ty będziesz chciał? – prycham, a on tylko gniewnie na mniepatrzy.
– Pojedziemy razem – mówi.
– Naprawdę? Zabierzesz mnie do centrum? – Niedowierzam.
– Tak, ale postaraj się. – Podchodzi i klepie mnie w pośladek. – Wiesz – przyciąga mnie do siebie – moglibyśmy się trochę zabawić – dodaje, całując mnie poszyi.
– David, odpuść. – Odsuwam się odniego.
– Sama kiedyś do mnieprzyjdziesz.
– Wtedy, kiedy powiesz mi, jak naprawdę się nazywam – rzucam.
Mężczyzna marszczy brwi i wciąga powietrze w płuca. Zaciska usta w cienką linię i wygląda, jakby miał zaraz wybuchnąć. Zawsze na te słowa David się spina, co tylko utwierdza mnie w tym, że coś w tym jest i muszę odkryćprawdę.
– Do środy, Ginger. Startujesz o dziewiątej – mówi iwychodzi.
Mimo wszystko cieszę się, że będę mogła w końcu sama zrobić zakupy. Może po tym David trochę wyluzuje? Już więcej swobody miałam, gdy mieszkałam z Susanną, a David to pilnuje mnie jak oka w głowie, jak kurę znoszącą złotejajka.
No nic, idę się wykąpać. Mam sporo czasu, ale przynajmniej włosy mi same wyschną. Nie lubię suszyć ich suszarką. Nalewam sobie wody do wanny i wlewam kokosowy płyn do kąpieli. Uwielbiam, jak zapach kokosu unosi się w powietrzu. Działa na mnie kojąco i odprężająco. Po kąpieli zakładam szorty, top i zabieram się do robienia obiadu. Zerkam na zegarek. Szkoda, że David mnie ze sobą nie zabrał, bo właśnie bym siedziała w samolocie do Miami. Za to nie mogę doczekać się, jak pojadę z nim nazakupy.
Lubię czytać książki. David ostatnio dał mi „Bezpieczną przystań” Nicholasa Sparksa. Bardzo podoba mi się ta powieść. Czytając, przenoszę się w świat bohatera. Odrywam myśli od mojej szarej codzienności i czasem wyobrażam sobie, że właśnie jestem taką bohaterką, która spotyka swojego ukochanego i po wielu perypetiach składają przysięgi małżeńskie przedołtarzem.
Marzycielka ze mnie. To nie twoje życie, Ginie. Ty jesteś tancerką, rozbierasz się i sprzedawałaś swoje ciało. Tym jesteś. Który mężczyzna chciałby taką kobietę? Jesteś tylko chwilą przyjemności, niczymwięcej…
Około wpół do ósmej zaczynam się szykować. Makijaż, włosy i otwieram garderobę w poszukiwaniu czegoś na dzisiejszy wieczór. Zdejmuję z wieszaka czerwony gorset, resztę bielizny mam w szufladzie. Gdy kładę wszystkie ubrania na łóżku, rozlega się pukanie do drzwi. To pewnie Cole, jeden z ochroniarzy, choć jest jeszcze trochę za wcześnie. Pewnie otwieram drzwi i momentalnie zostaję siłą wepchnięta dośrodka.
ROZDZIAŁ 5
GINGER
Wszystko dzieje się wręcz błyskawicznie i nim zdążę zareagować, ten goryl, Andre, popycha mnie na łóżko. Odwraca mnie na brzuch, siadając na mnie okrakiem i mocno szarpie za ręce, skuwając mi dłonie w nadgarstkach. Kolejnym szarpnięciem przekręca mnie przodem dosiebie.
– Cole! – krzyczę, a Andre uderza mnie pięścią w twarz, po czym sięga po bieliznę, którą miałam naszykowaną i wpycha mi majtki wusta.
Uderzenie jest na tyle mocne, że zalewam się krwią. Boli mnie cała twarz, a mokre wargipulsują.
– Zamknij się, dziwko! – warczy i wyciągabroń.
Czuję krew spływającą mi z nosa. Jestem przerażona, a moje serce niebezpiecznie galopuje. Łzy płyną mi po twarzy i wiem, że zbliża się mójkoniec.
Boże, Cole, gdziejesteś?
– A teraz się zabawimy. – Śmieje się nade mną, przyciskając broń do mojego brzucha. – Masz być grzeczna, bo nie zawaham się jej użyć – dodaje, a ja czuję, że zaraz chybazwymiotuję.
Gdy ten skurwiel podnosi się, próbuję go kopnąć, ale zatrzymuje moją nogę, znów mnie uderza, tym razem w brzuch, i chowa broń. Ściąga mi szorty i widzę, jak patrzy na mnie tym obleśnymwzrokiem.
– Jesteś idealna. – Oblizuje usta, a ja czuję, jak mój żołądek nieprzyjemnie siękurczy.
Rozpina rozporek i wyciąga prezerwatywę. Nigdy się tak nie bałam. Choć to wszystko dzieje się szybko, mam wrażenie, że trwa wieki, a moje cierpienie wydłuża się z sekundy na sekundę. Facet rzuca się na mnie, przyciskając do łóżka. Gdy chcę się wyszarpać, zaczyna mniedusić.
Boże, on mnie zabije, lecz w tej chwili chyba tylko tego pragnę. Tylko śmierć ukoi mójból.
– Zabiję cię, dziwko jak mi nie dasz! – krzyczy nademną.
Nie mam siły się z nim szarpać, boli mnie brzuch i ledwo łapię oddech. Czuję jego wstrętne łapska. Nienawidzę tego dotyku, nienawidzęjego.
Skończ mojecierpienie.
– Zaraz będziesz krzyczeć z rozkoszy, maleńka. – Słyszę jego drwiącyśmiech.
Nagle ktoś dobija się do drzwi. Nim ten skurwiel zdąży sięgnąć po broń, do środka wpadają Cole iHanson.
– Kurwa! – krzyczy Cole. – Co ty jejzrobiłeś?
– Oj, zabawiliśmy się trochę – mówi, wstając ze mnie i zapinaspodnie.
– Zapierdolę cię, sukinsynu! – Cole rzuca się na niego. – Kluczyki! – warczy, a ten skurwiel z szyderczym uśmiechem podaje mukluczyki.
Jego to bawi. Nie ma żadnych skrupułów. Bezdusznypotwór.
– Ginie, chodź. – Hanson rozkuwa mnie i chce pomóc wstać. – Pojedziemy doszpitala.
– Nie dotykaj mnie. – Samodzielnie powoli wstaję z łóżka i zakładamspodenki.
– Ginger…
– Zostawcie mnie! – krzyczę i wychodzę zpokoju.
Pomału idę do głównej kuchni. Sięgam do apteczki i wyjmuję tabletki przeciwbólowe. Zabieram też stojące obok opakowanie tabletek nasennych i butelkę wody z blatu. Połykam dwie tabletki przeciwbólowe i kilka nasennych, gdy nagle do kuchni wchodzi Cole. Chowam tabletki do kieszeni, by nic niewidział.
– Ginie, sorry. Nie upilnowaliśmy cię – mówi.
– Dobra, zostaw mnie. – Powoli się prostuję iwychodzę.
– Dokąd ty idziesz? – pyta.
– Muszę sięprzewietrzyć.
– W tym stanie chceszwyjść?
– Daj mi spokój! – podnoszęgłos.
– Ginger, pójdę z tobą – proponuje.
– Daj mi, kurwa, spokój! – syczę przez zaciśniętezęby.
– Tylko wróć zaraz – dodaje.
Wychodzę tylnym wyjściem. Niestety ból się nasila. Siadam na schodach. Wszystko mnie boli. Głowa, brzuch, twarz, uda. Boli mnie całe ciało, moja dusza. Opieram głowę o poręcz i zalewam się łzami. On by to zrobił. Gdyby nie Cole i Hanson, naprawdę by to zrobił. Nie przeżyłabym tego. Powoli staję się wrakiem człowieka. Nic nieznaczę.
SANTIAGO
Może i tak jestem szaleńcem, ale chęć ponownego zobaczenia Ginger była silniejsza niż cokolwiek innego. Nie mogę przestać myśleć o tej dziewczynie. Nie wiem, na co dziś liczę, ale chciałbym choć przez chwilę jązobaczyć.
Parkuję na tyłach klubu, bo cały parking zajęty. Nie dziwię się, pewnie nie tylko ja chcę popatrzeć na piękne tancerki, zwłaszcza jedną. Gdy wysiadam z auta, słyszę płacz. Na tyłach klubu, na schodach siedzi dziewczyna. Podchodzę bliżej zobaczyć, co sięstało.
Kurwa! To ona. To Ginger. Boże, jak ona wygląda? Kto jej tozrobił?
Szybko podbiegam do pobitejdziewczyny.
– Ginger, co ci się stało? – Kucam przednią.
Dziewczyna podnosi na mnie wzrok. Ma zakrwawioną twarz i oczy opuchnięte odpłaczu.
– Boże, dziewczyno, kto ci to zrobił? – Serce mi się łamie, patrząc nanią.
– Zostaw mnie – szlocha.
– Pomogę ci – mówię.
Kręci głową, płacząc, zamyka oczy i nagle traciprzytomność.
Ocholera!
Nie mogę jej tu zostawić. To w klubie ją tak urządzili. Nie może tamwrócić.
Biorę ją na ręce, jest lekka jak piórko i zanoszę do samochodu. Muszę ją zawieźć do szpitala. Muszę ją stądzabrać.
Jakiś czas później jesteśmy w klinice. Na szczęście Ginger się obudziła. Cały czas trzyma się za brzuch. Musi ją bardzo boleć, bo nawet nie protestuje, gdy zanoszę ją do środka. Celowo wybrałem tę klinikę. Prywatna klinika, której jestem fundatorem. Pielęgniarka zabiera Ginger na badania. Dziewczyna nic się nie odzywa, jestprzestraszona.
Boże, co oni jej tamzrobili?
Godzinę później przychodzi do mnie doktor Maria Vegas. To przyjaciółka mojejmatki.
– Witaj, Santiago. – Lekarka uśmiecha sięserdecznie.
– Dobry wieczór, panidoktor.
– To ty przywiozłeś tę młodądziewczynę?
– Tak. – Kiwamgłową.
– To twoja przyjaciółka? – dopytujesię.
– Powiedzmy. Co znią?
– Wiesz, że nie mogę udzielić ci informacji. – Spogląda namnie.
– Znalazłem ją na schodach klubu, zapłakaną, pobitą i kto wie co jeszcze jej się przytrafiło – wyjaśniam. – Musiałem jejpomóc.
– I bardzo dobrze zrobiłeś. Rozmawiałam z nią – mówi lekarka. – Ona nie ma tu nikogo bliskiego. Ufa tylko właścicielowiklubu.
– Widziałaś ją? – irytuję się. – To on mógł jej tozrobić.
– Dziewczyna twierdzi, że właściciela nie ma. To nieon.
– A kto ją pobił? – pytam.
– Nie chce powiedzieć. Santiago – wyjmuje z kieszeni jakieś opakowanie po lekach – to miała wkieszeni.
– Co to? – Marszczę brwi, spoglądając napudełko.
– Leki nasenne. Ona mogłachcieć…
– Mogę się z nią zobaczyć? – przerywamjej.
– Nie dziś. – Kręcigłową.
– Proszę.
No cholera, muszę z niąporozmawiać.
– No dobrze – zgadza się trochę niechętnie – zapytam, czy ona tegochce.
– Dziękuję.
To będzie trudne. Ginger mnie nie zna, nie ufa mi, ale ja naprawdę chcę jej pomóc, a tego, kto ją tak urządził, własnoręcznie bymudusił.
Chwilę później przychodzilekarka.
– Możesz do niej wejść. Podaliśmy jej leki na uspokojenie, więc może być trochę senna – dodaje.
– Dziękuję.
– Leży natrójce.
Idę korytarzem do sali numer trzy. Powoli otwieram drzwi. Na łóżku leży Ginger, twarz ma zwróconą w stronę okna. Mimo tego, że widać było na jej twarzy ślady pobicia, to i tak wyglądała pięknie. Siadam na krześle obok niej. Przez dłuższą chwilę milczymy. Ginger wciąż patrzy wokno.
– Jak się czujesz? – pytam w końcu, a ona powoli odwraca głowę w mojąstronę.
ROZDZIAŁ 6
GINGER
Czego ten gość chce ode mnie? To miłe z jego strony, że mi pomógł, ale nie chcę, by się nade mną litował. Nie znam go i naprawdę nie mam ochoty na jakiekolwiek towarzystwo. Chcę po prostu zostaćsama.
– A jak mam się czuć? Zostałam pobita i prawie zgwałcona – mówię ze łzami woczach.
– Kto ci tozrobił?
– To nie twój interes – odpowiadambeznamiętnie.
– Straciłaś przytomność, zrozum, że ja nie mogłem cię tam zostawić – mówiłagodnie.
– Dziękuję ci za to. Dziękuję, że mi pomogłeś, ale możesz już iść – mówię, patrząc w jego błękitneoczy.
– I co zamierzaszzrobić?
– Jak to co? Wrócę doklubu.
– Nie możesz tam wrócić – mówistanowczo.
Tylko ja się pytam jakim prawem? Kolejny facet, który chce mi mówić, co mamrobić?
Kolejny, dla którego jestem zwykłą dziwką i może mi wydawaćrozkazy?
– A co, zabroniszmi?
– Nie masz jakiejś rodziny, gdzie mogłabyś sięzatrzymać?
Jak on zadaje dużopytań.
– Nie. Klub to wszystko, comam.
Chłopak spuszcza wzrok, po czym dziwnie na mnie patrzy. Jest jakiś zamyślony i chyba rozkojarzony. Nie potrafię dobrze odczytać z jego twarzy, o co muchodzi.
– Zabiorę cię do siebie – mówi z lekkimuśmiechem.
Wybuchłabym śmiechem, ale jeszcze trochę boli mniebrzuch.
– W głowę sięuderzyłeś?
– Chyba tak. – Wpatruje się we mnie. – Mam duży dom, zmieścimy się. Będziesz miała swój pokój, całe piętro nawet – mówi jak wamoku.
– Tobie naprawdęodbiło.
Staram się za bardzo nie okazywać emocji, ale tak naprawdę cholernie się boję wrócić do klubu. On wciąż tam jest, jednak Hanson i Cole obronią mnie. Tylko na nich mogę terazpolegać.
– Chcę cipomóc.
– Ale ja naprawdę nie potrzebuję pomocy – upieram się. – Muszę wrócić doDavida.
– To twójchłopak?
– To właściciel klubu – wyjaśniam.
– Posłuchaj – próbuje chwycić mnie za dłoń, ale ją odsuwam – ja naprawdę nie chcę cię skrzywdzić. Nie wiem, czy mnie pamiętasz… Tydzieńtemu…
– Pamiętam cię – odpowiadam, a on się lekkouśmiecha.
– Mam propozycję. – Podnosi na mnie wzrok. – Odpocznij, prześpij się, ja tu zostanę i wrócimy do rozmowy, jak sięobudzisz.
– Zostaniesz tu? – pytamgo.
– Tak, nie zostawię cię. – Chłopak wstaje i całuje mnie w czoło. – Odpoczywaj, Ginger.
Nie do końca jest zrozumiały dla mnie ten gest, ale poczułam, jakby chciał mi pokazać, że mogę być przy nimbezpieczna.
– Zaczekaj – zatrzymuję go. – Jak masz naimię?
– Santiago – odpowiada.
– Dzięki, Santiago. – Uśmiecham sięlekko.
Chłopak wychodzi, a ja po tym koszmarnym dniu praktycznie od razuzasypiam.
– A teraz sięzabawimy…
Czuję ręce tego potwora, jego okropny dotyk, uderzenie, czuję ból, kładzie się na mniei…
– Nie! – Budzę się zkrzykiem.
Rozglądam się dookoła. Choć znajduję się w szpitalu i czuję się w miarę bezpieczna, to jestem przerażona. Boję się tego, co mogło się wydarzyć w klubie. Przecież David obiecał, że nic mi się nie stanie, mówił, że jestem nietykalna. Dlaczego on mniezostawił?
Nagle do sali wchodzi Santiago. Mężczyzna siada koło mnie i przytula. Staram się uspokoić oddech i drżące ciało, powtarzając w myślach, że nic mi się tu niestanie.
– Spokojnie, nic ci nie grozi. – Gładzi mnie powłosach.
Przez chwilę wtulam się w jego ramiona, ale zaraz sięodsuwam.
– Przepraszam – mówi i odsuwa się trochę. – Może zostanę ztobą?
Nic nie odpowiadam. Nie znam go, ale czuję, że jest dobrym człowiekiem. Bije od niego takie ciepło, zatroszczył się o mnie, a równie dobrze mógł mnie zaprowadzić do klubu, by tam się mnązajęli.
– Usiądę tam na fotelu, dobrze? – Wskazuje na mebel podścianą.
Przytakuję i ponownie kładę głowę na poduszce. Zastanawia mnie ten cały Santiago. Dobrze go pamiętam z klubu. Był dla mnie miły i choć mieliśmy tylko chwilę, to zrobił na mnie całkiem dobre wrażenie. Nie był nachalny, nie nagabywał mnie. Widziałam, z jakim pożądaniem na mnie patrzył, ale grzecznie trzymał ręce przysobie.
Dziś uratował mnie, bo nie wiem, co jeszcze spotkałoby mnie wklubie.
Klub…
Boże, David! Nie, ja muszę do niego wrócić. Muszę wrócić do klubu. Tam jest moje miejsce, tam należę. Tak naprawdę nie znam nikogo oprócz ludzi z klubu. Nie mogę tu zostać, przecież oni będą mnie szukać. Ten nowy to kawał skurwiela, ale chłopaki mi pomogą. Przecież gdyby nie Cole i Hanson, to on by mnie naprawdęzgwałcił.
Zaraz mi chyba głowa pęknie przez ten chaos i natłok myśli. Jestem kompletnie zdezorientowana, rozbita i nie wiem, co jest słuszne, a conie.
Podnoszę głowę z poduszki i widzę, że Santiago śpi. Wstaję po cichu i odpinam kroplówkę. Otwieram drzwi, rozglądając się dookoła. Na szczęście na korytarzu jest pusto. Zerkam jeszcze raz na Santiaga i wychodzę zsali.
– Dokąd się pani wybiera? – Nagle słyszę za sobą damskigłos.
Cholera! Przecież nikogo nie było. Odwracam się powoli, spoglądając na pielęgniarkę, która gniewnie marszczybrwi.
– Chciałam się przewietrzyć – mówię.
– Proszę wrócić do sali – nalega.
– Właściwie, to ja się dobrze czuję i chciałabym wyjść dodomu.
Tylko miejsce czyjeś zajmuję. Nie jestem umierająca, dobrze się czuję i to nie tu powinnam terazbyć.
– O tym zadecyduje lekarz. Proszę na salę – nakazuje chłodno, na co tylko przewracamoczami.
Boże, co za uparta kobieta. Ja jednak zamierzam stądwyjść.
Ponownie odwracam się w stronę głównych drzwi, gdy nagle słyszę głosSantiaga.
– Nieładnie tak uciekać – mówi.
Cholera!
– Nic mi nie jest – zwracam się do niego. – Wracam do klubu – mówię.
– Ginger, chodź – podchodzi bliżej – porozmawiajmy.
– Ale nie mamy o czym. – Potrząsam głową. – Nie znasz mnie ani ja ciebie. Dziękuję za pomoc, ale ja wracam do klubu. Tam jest moje miejsce – dodaję, patrząc mu prosto woczy.
– I twój oprawca – niemalże syczy. – Gdzie jest ten twójszef?
– W Miami. – Spuszczamwzrok.
– Kiedy wraca? – Santiago szybko zmienił ton głosu na surowy, pokazując, że nie podoba mu się to, cozrobiłam.
– W środę – odpowiadam.
– Posłuchaj, rano cię stąd zabiorę dosiebie.
Krzywię się na tesłowa.
– W środę pojadę do klubu i dowiem się, kiedy dokładnie wraca twój szef i jak już będzie, to cię osobiście odwiozę doklubu.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Kręcęgłową.
– Ewentualnie posiedzimy tu do środy – Lekko się uśmiecha. – Więc jak? – pyta, nie spuszczając ze mniewzroku.