Przez żołądek do... - Nana Bekher - ebook + książka

Przez żołądek do... ebook

Bekher Nana

4,5

Opis

Ashley Flores jest cenioną i bardzo utalentowaną szefową kuchni. Niejeden właściciel restauracji marzy, by dla niego pracowała. Lecz nie on. Nie Milton Neville, który myśli tylko o tym, jak pozbyć się Ashley. Są jak pies z kotem, odkąd on nazwał ją „nadpobudliwą kuchareczką”, a ona jego „zarozumiałym dupkiem”.

 

Gdy już wydaje się, że Milton jest na wygranej pozycji, niespodziewanie trafia z Ashley do Las Vegas. Jedna szalona noc i role godne Oscara. Tylko kto tu jest aktorem, a kto reżyserem?

 

To będzie gorąca bitwa na łyżki i patelnie, bo jak mówią: kto się czubi, ten się lubi. Czy i tym razem się to sprawdzi?

 

 

Mieszanka pikantności, ostrości i słodyczy w nowej książce Nany Bekher to doskonałe połączenie zarówno na talerzu, jak i w miłości. Autorka zabiera nas w podróż do kulinarno-uczuciowych doznań. Sposób, w jaki ukazuje emocjonalne potyczki bohaterów, to kwintesencja smaku i kunsztu, którego może jej pozazdrościć niejeden szef kuchni. Mnie zachwyca za każdym razem i ciągle chcę więcej. Polecam! - AT. Michalak, autorka

 

Piekielnie gorąca, wyjątkowo smakowita mieszanka niespodziewanych emocji i napięcia seksualnego między bohaterami. Wszystko to okraszone smakowitą kuchnią, przyprawione pikantnymi momentami oraz szczyptą humoru z dodatkiem wielu wzruszeń i uczuciowych rozterek. Powiedzenie „kto się lubi, ten się czubi” jeszcze nigdy nie było tak prawdziwe! Gorąco polecam! - Aneta, BookLoverAneta

 

Nana sprawi, że poczujecie wilczy apetyt i z pewnością wciąż będzie Wam mało. Przygotujcie się na pełną pożądania historię, która ciągle zaskakuje i przy której łatwo puszczają hamulce. Emocji nie zabraknie – to macie zagwarantowane. Polecam! - Patrycja, potrafieczytac

 

Nana Bekher zrobiła zamieszanie w mojej duszy, wprowadzając tornado, które niszczy wszystko na swej drodze i zostawia w całości tylko serce, ale to zostało skradzione przez Ashley i Miltona. „Przez żołądek do…” to fenomenalna książka, w której głównymi składnikami są chili i wanilia. Gwarantuję, że to wyśmienita mieszanka smaków, a każdy z nich jest emocjonujący i pobudzający wszystkie zmysły. - Marta, moja_chwila_noca

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 478

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (233 oceny)
159
36
27
7
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jomord18

Nie polecam

Jak dla mnie książka powinna skończyć się w połowie. Druga część przewidywalna, naiwna, przesłodzona i ciągnięta na siłę. Strata czasu i nadziei, że 'a może się jeszcze coś wydarzy' . Więc uprzedzam, nie wydarzy się. Do tego aż się prosi o ponowne przeczytanie i poprawienie. Te wszystkie 'ja go normalnie uduszę ' aż psuje czytanie. Rzuca się w oczy, że książka pisana po polsku i wepchnieta fabułą w świat USA.
20
gajka77

Nie polecam

Nic nowego. Przewidywalna jak pozostałe książki autorki, ale nie to najgorsze. To książka napisana w języku polskim? Wstyd. Składnia zdań leży. Kto wypuścił taki bubel? Ciężko się to czyta.
10
kborysewicz

Z braku laku…

przewidywalne, przesłodzone, ogrywa schematy.:(
10
Ewelinaban

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka. Naprawdę polecam
00
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

polecam
00

Popularność




Copyright © by Nana Bekher, 2020Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by estradaanton/123rf

Projekt okładki: Marta Lisowska

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje przy nagłówkach: © by macrovector - pl.freepik.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-023-1

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

JEDEN

DWA

TRZY

CZTERY

PIĘĆ

SZEŚĆ

SIEDEM

OSIEM

DZIEWIĘĆ

DZIESIĘĆ

JEDENAŚCIE

DWANAŚCIE

TRZYNAŚCIE

CZTERNAŚCIE

PIĘTNAŚCIE

SZESNAŚCIE

SIEDEMNAŚCIE

OSIEMNAŚCIE

DZIEWIĘTNAŚCIE

DWADZIEŚCIA

DWADZIEŚCIA JEDEN

DWADZIEŚCIA DWA

DWADZIEŚCIA TRZY

DWADZIEŚCIA CZTERY

DWADZIEŚCIA PIĘĆ

DWADZIEŚCIA SZEŚĆ

DWADZIEŚCIA SIEDEM

DWADZIEŚCIA OSIEM

DWADZIEŚCIA DZIEWIĘĆ

TRZYDZIEŚCI

TRZYDZIEŚCI JEDEN

TRZYDZIEŚCI DWA

TRZYDZIEŚCI TRZY

I ŻYLI DŁUGO I…

PLAYLISTA

PODZIĘKOWANIA

Jestem niebezpiecznie blisko niej, już przekroczyłem wyznaczoną granicę, jednak wciąż mimało.

JEDEN

ASHLEY

Kocham gotować. Naprawdę to kocham. Uwielbiam spełniać się w kuchni, eksperymentować, zatracać się w tym. Słyszeć słowa, że moje potrawy są wprost niebiańskie, to istna muzyka dla moich uszu. I wszystko byłoby takie kolorowe, gdyby nie jeden mały szczegół. W sumie nie taki mały, bo ma prawie sześć stóp wzrostu, jest dobrze zbudowany, przyznaję, przystojny, a do tego jest największym dupkiem na świecie. Oczywiście mowa o moim szefie Miltonie Neville’u. Człowieku, który piękny, słoneczny dzień potrafi przemienić w istną Aleję Tornad. Bez wahania potrafi ci powiedzieć, że twoje danie jest średnie, a widzisz, jaką przeżywa rozkosz, gdy je spożywa. Nie mając ci nic do zarzucenia, potrafi się przyczepić do tego, że trawa jest zielona. Irytuję go tak samo, jak on mnie. Jestem dla niego pewnym problemem, ponieważ jestem po prostu świetna, a on nie może tego przetrawić. Najchętniej pozbyłby się mnie, ale nie może tegozrobić.

W restauracji pracuję od pięciu lat. Od niecałych trzech jestem szefową kuchni, a od roku męczę się z Panem Wkurzam Się Na Własny Los. A owszem, wkurza się, i to bardzo. Rok temu, gdy pani Neville, matka Miltona, rozchorowała się, on przejął po niej interes. Od początku się nie dogadujemy, a na pewno nie pomaga nam w tym fakt, że nie jestem cicha i spokojna. Pani Neville ma tę restaurację prawie od trzydziestu lat. Milton wiedział, jak ważna jest ona dla jego matki, dlatego zgodził się ją poprowadzić. Już pierwszego dnia mieliśmy spięcie, gdy nazwał mnie „nadpobudliwą kuchareczką”. Wszyscy się go tu boją, ale nie ja, a Milton aż się gotuje, bo jego matka wprost mnie uwielbia i za żadne skarby świata nie pozwoli mnie zwolnić. Ja też nie zamierzam stąd odchodzić. Kocham tę pracę, mam świetny zespół, z którym bardzo dobrze mi się współpracuje, i grono stałych, zadowolonych klientów. Ja tu zostaję! Tak oto umilamy sobie każdy dzień swojąobecnością.

***

Budzi mnie głośny pisk mojej przyjaciółki. Litości! Przeciągam się leniwie na łóżku, otwierając powoli oczy i zerkam nazegarek.

Cholera jasna! Siódmatrzydzieści.

Zrywam się jak poparzona, zbieram ubrania i biegnę do łazienki, ignorując po drodze Felicię, która już zamierzała coś powiedzieć. Błagam, Feli, nie teraz. Jeszcze nigdy nie brałam prysznica w tak ekspresowym tempie, nigdy też nie spóźniłam się do pracy. Zawsze jestem wcześniej, przed ósmą, chyba że mam przyjść na inną godziną. Milton urwie mi głowę. O nie, nie, on będzie się delektował każdą minutą mojego spóźnienia, zapisując w kalendarzu moje potknięcie, i do końca moich dni będzie mi to wypominał. Jak ja go niecierpię.

Pospiesznie ubieram się, a makijaż ograniczam do tuszu do rzęs. Związuję włosy i wyskakuję z łazienki jak wystrzelona z procy, wpadając naFelicię.

– Ashley, wszystko w porządku? – Dziewczyna mierzy mniewzrokiem.

– Jakie w porządku? Widzisz, która jestgodzina?

– O sorry – krzywi się – mogłam cię obudzić. W nocy nie byłoprądu.

– Szlag! Dlatego nie naładował mi się telefon – burczę pod nosem. – A czemu ty właściwie tak piszczałaś? – pytam i wkładambuty.

– Kojarzysz Eveline’sLin?

– Od bielizny? – Marszczę lekko brwi, a dziewczyna z uśmiechemprzytakuje.

– Zaprosili mnie na casting! – I znowu tenpisk.

– Bardzo się cieszę, ale błagam, nie piszcztak.

– Jestem takapodjarana!

– Widzę. – Uśmiecham się. – To może przyniosę ci coś pysznego zrestauracji?

– Oszalałaś? – Unosi brwi. – Nie zrozum mnie źle, bo przepysznie gotujesz, ale jak coś zjem, to nie wcisnę się w swój rozmiar, a zaznaczyłam, że noszę XS – mówi całkiempoważnie.

– Ale zamierzasz coś jeść? – Śmiejęsię.

– A twój gorący szef przypadkiem na ciebie nie czeka? – odgryza misię.

– Gorący? – Wybucham śmiechem. – Proszę cię, on mógłby być mężem Elsy z Krainy lodu – prycham. – Dobra, lecę, choć i tak mi sięoberwie.

Szybko wskakuję do auta i równie szybko pędzę ulicami Portland w kierunku restauracji, łamiąc przy okazji wszelkie przepisy ruchu drogowego. Samej nie byłoby mnie stać na to piękne audi, ale wygrałam je w konkursie kulinarnym, a ubezpieczenie nie pożera mnie w całości. Piętnaście minut później parkuję na parkingu Magnolia Scent. To piękna restauracja, urządzona w luksusowym stylu, ale bardzo przytulna. Panuje tu domowy klimat, a to wszystko dzięki pani Lindzie, która zadbała o każdy detal, by nasi goście czuli się tu naprawdę jak w domu. Podoba mi się błękit, który jest na ścianach. Jakby mnie otulał, jakbym leżała na jakiejś puchowej chmurce. Jednak gdy przypominam sobie, że ten kolor jest tak podobny do koloru oczu Miltona, to momentalnie spadam z tej chmurki wprost do samegopiekła.

Wysiadam z auta, wygładzam ubranie, poprawiam włosy, po czym z lekkim uśmiechem wchodzę do restauracji. Ledwo przekraczam próg, staję jak wryta. Naprzeciwko wejścia, przy stoliku siedzi nikt inny, jak sam Milton Neville. Ma założoną nogę na nogę, splecione palce, a na mój widok głupio sięśmieje.

I co, niby mam mu się tłumaczyć ze swojego spóźnienia? Nie ma takiejopcji.

– Dzień dobry, panno Flores. – Szczerzy się od ucha doucha.

– Dzień dobry. – Obrzucam go szybkim spojrzeniem, po czym idę w stronęzaplecza.

Cholera jasna! No musiał na mnie czekać. Przecież sprawiło mu to taką satysfakcję, jak najlepszy seks w życiu. Seks… Ciekawe, czy on w ogóle był kiedyś z jakąś kobietą. Wiecznie chodzi taki sztywny, a jedyne, co go bawi, to dogryzaniemi.

Sztywny? Wybucham śmiechem, rozmyślając o tymdupku.

– Czy to pani spóźnienie tak paniąbawi?

Aż podskakuję, gdy słyszę za sobą niski głosszefa.

– Yyy… nie… nie…

Cholera! Przecież ja się nigdy przy nim niejąkałam.

– W takim razie co? – dopytujesię.

Twoja sztywność, ale lepiej ci tego niepowiem.

– Może pan wyjść? Chcę się przebrać dopracy.

– Pani się krępuje? – kpi.

– Serio? Jest pan ostatnią osobą na świecie, przed którą chciałabym paradować w koronkowej bieliźnie – prycham, a on na słowa o koronkowej bieliźnie, przełyka ślinę, mierząc mniewzrokiem.

– J… ja… – jąka się i drapie pokarku.

Staję przed nim, ostentacyjnie splatając ręce, a ten dupek patrzy prosto na moje piersi, lekko rozchylającusta.

– Może pan? – Gestem pokazuję, by wyszedł, ale on ani drgnie. Świetnie! Zawiesił się. – Milton! – podnoszę głos, wyrywając go z tego dziwnego transu. – Chce pan popatrzeć? – pytam i rozpinam guzikikoszuli.

– Co? – Krzywi się. – Po prostu dobrze wiedzieć, że jednak zamierza dziś pani pracować – mówi, po czym odwraca się i w końcuwychodzi.

No tak, ostatnie słowo musi należeć dociebie.

Mam go gdzieś, zespół na mnie czeka, więc szybko się przebieram i idę do kuchni. Moja ekipa jest bardzo zgrana. Pracuję z kucharzami Thomasem, Arnaldem i Clarą, cukiernikiem Oscarem i pomocą kuchenną Belindą. Do tego mamy cztery kelnerki: Laylę, Melissę, Sheilę i Glorię, oraz najlepszego baristę Jacka. Był wcześniej z nami jeszcze kelner Marcus, ale bardziej interesowało go zaliczanie kelnerek niż praca. Dziewczyny zaczęły się burzyć i zrobiła się nieprzyjemna atmosfera. Po tej sprawie początkowo pracował jako dostawca, ale to nie rozwiązało problemu i Milton go zwolnił. Co prawda między Sheilą a Melissą wciąż jest napięta atmosfera, ale dziewczyny są świetnymi kelnerkami, dlatego Milton układa im przeciwne zmiany. Arnaldo dorabia sobie do emerytury, Clara zaś jest daleką kuzynką Miltona. Oscara nazywamy „Słodziakiem”, bo taki jest. Ma dwadzieścia trzy lata, błękitne oczy i trochę dłuższe kręcone, blond włosy, co sprawia, że wygląda jak aniołek. Nie wiem, dlaczego dziewczyny się nim nie interesują? To znaczy uważają go za przystojnego, ale zbyt grzecznego, a on jest po prostu dobrze wychowany i z szacunkiem odnosi się do kobiet. Dziewczynom jednak imponuje chyba typ jaskiniowca. Taki, który niemalże zaciągnie swoją kobietę do jaskini i pokaże jej, do kogonależy.

Nie mam w tej kwestii wielkiego doświadczenia, o ile w ogóle można to nazwać doświadczeniem. W swoim życiu trafiłam na dwóch dupków. Dupek numer jeden miał żonę i tak jakby zapomniał mi o tym powiedzieć. Szybko się wydało, bo jego żona zaplanowała u nas w restauracji ich przyjęcie rocznicowe. Nie zaprzeczę, seks był nieziemski, ale miałam ochotę obciąć mu te klejnoty. Dupek numer dwa spotykał się ze mną miesiąc, gdy zaczął podrywać Felicię na portalu randkowym. Zaczynam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak, że przyciągam samychpalantów?

Od tamtego czasu dałam sobie spokój z facetami. Mam ukochaną pracę, która mi całkowicie wystarcza… No może nie w jednymaspekcie.

– O, hej, Ashley! – Oscar się do mnieuśmiecha.

– Hej, cotam?

– Mamy mały problem. – Krzywisię.

– Jaki?

– Czym to pachnie? – pyta, podsuwając mi pod nos jakieśpudełeczko.

– Mmm… – zaciągam się znanym, choć trochę dziwnym zapachem – wanilia, jakaś chybaniewyraźna.

– A teraz spójrz – mówi i unosiwieko.

– A co ona takablada?

– Nowłaśnie.

– Milton?

Przecież to pytanie jest retoryczne. Miał wczoraj kupić najlepsząwanilię.

Od razu idę do niego wyjaśnić tę sytuację. Oscar musi upiec na środę tort waniliowy, a bez wanilii jest to niemożliwe. Co, mamy użyć jakichśzamienników?

– Milton! – Och, czuję, jakbym go wręczatakowała.

Mężczyzna odwraca się przodem do mnie i beznamiętnie mierzy wzrokiem mojąsylwetkę.

– Co to ma być? – Pokazuję mupudełeczko.

– To jakiś test? – Ściąga brwi. – Przecież towanilia.

– Wanilia? Chyba raczej coś à la wanilia. Najgorszygatunek!

– A co to za różnica, jaka to wanilia? – prycha.

– Och tak?! – Unoszę brwi. – I mówi to facet, który ma na sobie garnitur od Armaniego, bokserki Calvina Kleina i spryskał się perfumami od Hugo Bossa? Dlaczego sam nie używasz tańszychpodróbek?

– Panno Flores – zmniejsza dystans między nami – jak już tak bardzo interesuje panią moja bielizna, to Michael Kors, ale nie dam pani tej satysfakcji, by to sprawdzić – dodaje z zadziornym uśmiechem, a ja żałuję, że nie mam pod rękąpatelni.

– Wiesz co? Przez ciebie ta restauracja spadnie poniżej tych budek z hot dogami – wyrzucam mu. – Twoja mama ciężko pracowała na jej poziom, a ty to wszystkoniszczysz.

– No nie bulwersuj się jużtak.

Dlaczego on mnie tak przewierca tymi błękitnymitęczówkami?

– Będziesz miała dziś tę swojąwanilię.

– I niby mam ci podziękować? – Przewracamoczami.

– Mogłabyś, bo ciągle tylko ode mnie czegoś wymagasz – rzuca.

Ciekawe, czy ma na coś alergię, bo chętnie bym go poczęstowała takim zakazanym dla niego daniem. Choć Milton rzadko tu jada, jedynie jak jest w restauracji. Twierdzi, że zapewne w jego porcji odkryto by cyjanek albo jakąś innątruciznę.

Panie Neville, zdecydowanie wybrałabym coś, co trudnowykryć.

– Oscar – zwraca się do chłopaka – napisz mi konkretnie, jaka to wanilia, i możesz dorzucićzdjęcie.

– Serio, nie wiesz, jak wygląda laska wanilii? – Śmieję się zniego.

– Panno Flores, to chyba jakaś wyjątkowa laska, skoro nie odpowiada ci to, co kupiłem. – Przerzuca spojrzenie namnie.

– Bo to, co kupiłeś, nawet nie leżało obok wanilii! – syczę.

Milton przez chwilę mi się przygląda i o dziwo odpuszcza dalsządyskusję.

– Jadę do pracy – mówi. – Jestem pod telefonem, jakbyście czegośpotrzebowali.

– Potrzebujemy wanilii – podkreślam.

– Nie mam sklerozy, panno Flores – rzuca i odwraca się w kierunkuwyjścia.

Palant jeden! Tak właśnie wygląda nasza współpraca. Milton ma gdzieś restaurację, bo ma swoje wydawnictwo. Sam doradzał matce, by ją sprzedała, ale pani Linda była twarda i się nie dała. Choć teraz mam wątpliwości. Pani Linda miała nadzieję jeszcze tu wrócić, ale gdy rozmawiałam z nią w zeszłym miesiącu, wspominała, że jej stan zdrowia wciąż na to nie pozwala. Wierzy w Miltona i liczy na nas wszystkich. Restauracja to jej drugiedziecko.

– Dobra, chodźcie, bo na niego i tak nie ma co liczyć – mówię zrezygnowana. – Pewnie w ostatniej chwili wyśle tu kogoś z tą wanilią, bo przecież jest takizapracowany.

– A wiesz, o czym jeszcze pomyślałem? – pytaOscar.

– Oczym?

– Chciałem połączyć wanilię z czymś ostrym, pikantnym i nieznanym – mówitajemniczo.

– Zchilli?

– To przereklamowane. Mam na myśli cośinnego.

– Wiesz, że dla mnie bomba, ale nie przy tym torcie, bo pani Hayes nie lubi ostrychsmaków.

– Szefowo, wiem. Nie o ten tort michodziło.

– To eksperymentuj – zachęcam chłopaka, bo wiem, że jest bardzo kreatywny i ma świetne wyczuciesmaku.

– Poczekam, bo potrzebuję dotego…

– Wiem – kiwam głową – wanilii.

Mam nadzieję, że Milton w końcu zrozumie, jak ważna jest ta restauracja. Chciał pomóc matce, więc ją przejął, ale tak naprawdę traktuje ją jak piąte koło u wozu. Ja rozumiem, że nie zna się na kuchni, ale skoro podjął się zadania, to niech wykaże sięzainteresowaniem.

Dzień jakoś szybko mi zleciał, a mieliśmy wyjątkowo duży ruch. Przez natłok pracy zupełnie wyleciało mi, że miał się zjawić Milton z wanilią, ale oczywiście zignorował nas. Ja go kiedyś zamorduję i jestem pewna, że każdy sędzia mnie uniewinni, bo jadają u nas i sązachwyceni.

– Ashley – Oscar patrzy na mnie zrezygnowany – ja już muszę sięzbierać.

– Jasne.

– Co z tąwanilią?

– Pojadę do wydawnictwa i dowiem się, co Milton miał tak ważnego, że nam jej nie przywiózł – mówię i zdejmuję fartuch. – Na rano będziesz ją miał. Wyrobiszsię?

– Wyrobię, ale żeby była napewno.

– Spokojnie, dopilnujętego.

Idę się przebrać i jadę do tego wydawnictwa. Jest już ósma, a skoro nie dotarł jeszcze do nas, oznacza to, że jest w firmie. Dziesięć minut później jestem już na miejscu. Ochroniarz wpuszcza mnie do środka i informuje, gdzie jest biuro szanownego pana Neville’a.

Nigdy tu nie byłam, ale dziś Milton po prostu przegiął. Dzięki Bogu za windy, bo to dziesięciopiętrowy budynek, a wydawnictwo zajmuje ostatnie dwa poziomy. Przed biurem Pana i Władcy jest stanowisko sekretarki, jednak nie ma jej. Pewnie jest już po pracy. No nic, naciskam na klamkę i popychamdrzwi.

Okej, rozumiem. Czasem moje działania wyprzedzają myśli, ale takiego widoku się nie spodziewałam. Bokiem do mnie, oparta o biurko kobieta nagle odwraca głowę w moją stronę, a pieprzący ją Milton zatrzymuje się. Czuję się jak kompletna idiotka. Milton, nie wiedzieć czemu, uśmiecha się, po czym leniwie wysuwa z kobiety. Odwraca się w moją stronę, a ja na chwilę zatrzymuję wzrok na jego sporympenisie.

Och… Panie Neville, jesteś zarozumiałym dupkiem z niezłymprzyrodzeniem.

Milton poprawia spodnie, klepie kobietę w pośladek, a ta opuszcza spódnicę i z wypiekami na twarzy wybiega zbiura.

– A więc jednak postanowiłaś sprawdzić, czy to Kors czy Klein – drwi zemnie.

– Co? – Potrząsamgłową.

– Popatrzyłaś sobie, więc co cię do mnie sprowadza? – pyta i zapina guziki koszuli, chowając pod nią umięśnionytors.

Cholera, jakby wyciąć mu ten okropny charakter, to nawet by mnie pociągał. No dobra, może i pociąga mnie fizycznie, ale zaraz przypominam sobie, jakim jest palantem, i cały entuzjazm opada. Jemu zaś nic nie opada, na co dowodem jest spore wybrzuszenie w jegospodniach.

Skup się, Ashley. To wciąż Milton Neville. Z wielkim penisem i wyrzeźbioną klatą, ale to nadalon.

– Wanilia. – Sprowadzam się naziemię.

Milton podchodzi do regału i podaje mi średniej wielkości pudełko, a w nim, jak podpowiada mi rozum, zapakowaną w papierowe torebki wanilię. Jeśli jest tam coś innego, to przysięgam, już nie będziebzykał.

– Zadowolona? – pyta.

– Miałeś ją przywieźć w ciągu dnia – wypominammu.

– Byłemzajęty.

– Och, naprawdę? – prycham. – Widziałamczym.

– To mojasekretarka.

– Nie obchodzi mnieto.

– Zaczerwieniłaś się. – Uśmiecha siętriumfalnie.

– Żartujesz sobie? – Marszczę gniewnie brwi. – To ty bezwstydnie paradujesz z tym swoim wielkim fiutem – gestykuluję – nic sobie z tego nierobiąc.

– Wielkim? – Unosi lekkobrwi.

O cholera! Przybrawszy wszystkie możliwe odcienie czerwieni, już nic nie mówię, tylko uciekam jak poparzona. Więcej tu nie przyjadę. Więcej to ja mu nie spojrzę woczy!

Brawo, Ashley, ty to maszwejście.

***

Czuję przyjemne pieszczoty między moimi udami i zamykam oczy, oddając się słodkimtorturom.

Och…

Mój kochanek trzyma dłonie mocno zaciśnięte na moich biodrach, a jego język sprawnie penetruje moje wnętrze. Wyginam ciało w łuk, czując rozkosznedreszcze.

– Nie każ mi dłużej czekać – jęczę.

Nie widzę go, ale mężczyzna na chwilę przerywa, po czym słyszę szelest rozrywanej folii. Szerzej rozchyla mi uda i ostro wbija się we mnie. Z mojego gardła wydobywa się długi jęk. Facet opada na mnie i zaczyna się od razu rytmicznie poruszać. Obejmuję go za szyję, zaciągając się jego zapachem. Mmm… zmysłowy i znajomy. Drzewo sandałowe połączone z kwiatem pomarańczy i wyczuwalnym cynamonem. Och, i moja ulubionawanilia.

Wanilia…

Otwieram oczy, czując kolejne mocne pchnięcie mojego kochanka, i momentalnie zamieram. Mężczyzna zatrzymuje się i podnosi na mniewzrok.

– Kochanie…

Jego ochrypły głos próbuje wywołać dreszcze na mojej skórze, ale dzięki Bogu włącza mi się rozum. Krzyczę jak opętana, zrzucając go z siebie. Szamoczę się z nim, kopię, uderzam gopięściami.

– Wynocha! Wynocha, zboczeńcu!

Zrywam się szybko i nerwowo rozglądam dookoła. Ciężko oddycham, jakbym biegła w jakimś maratonie. Szare ściany ozdobione obrazami, komoda w jasnym kolorze drewna, szafa, stary, ale wygodny fotel, kilka kwiatów na parapecie. Jestem u siebie i na szczęściesama.

PieprzonyMilton!

Nie dość, że prześladuje mnie na co dzień, to jeszcze atakuje w snach. Nie powiem, bo może i w śnie było mi dobrze, ale w końcu to był tylko sen, a cała radość pryska jak bańka mydlana, gdy orientuję się, kim był mój tajemniczykochanek.

Przed restauracją jestem za pięć ósma. Pewnym krokiem wchodzę do środka i zastygam. Dziś się nie spóźniłam, jestem nawet przed czasem, ale widok Miltona opartego o bar trochę mniedekoncentruje.

Blondyn odwraca się w moim kierunku i mierzy mniewzrokiem.

– Dzień dobry, panno Flores – mówi jak gdyby nigdy nic, a przecież wczoraj przyłapałam go w tak intymnejsytuacji.

– Dzień dobry – odpowiadam lekkozmieszana.

– Dobrze panispała?

Zaskakuje mnie tym pytaniem, zupełnie jakby wiedział, co mi sięśniło.

– Dobrze – rzucam krótko, a on z niewiadomego mi powodu śmieje się. – Serio? – Przewracam oczami. – Nie krępuje cię, że wczoraj przyłapałam cię, gdy… – urywam – nowiesz.

– Nie. – Kręci głową. – Dlaczego? Przecież nie mam czym się krępować, a dziś dla pani specjalnie Klein. – Doskonale wiem, że drwi zemnie.

– Nie interesuje mnie pańska bielizna. – Przewracamoczami.

– Nie? Ani mój wielkikutas?

– Wielki? – Wybucham śmiechem. – Raczej bardzo przeciętny – prostuję, na co on sięczerwieni.

– Dobrze wczorajsłyszałem.

Och, naprawdę?

– Dobrze? Przecież ty nigdy nie słuchasz, co do ciebiemówię.

– Bo jak się nakręcisz, to klepiesz jak ci z call center – rzuca trochę nerwowo. – Bez ładu i składu – podkreśla, a ja sięśmieję.

Och, pan Neville wkurzony, że nie zachwycam się wielkością jego penisa. A niebędę!

– Tak, tak, jasne – prycham. – A tak właściwie to co ty turobisz?

– Przyjechałem powiedzieć, że dziś będęniedostępny.

– Wiesz, że istnieją telefony? – Śmieję się, a on gniewnie mierzy mniewzrokiem.

– Jadę do Springfield w interesach – mówi i idzie w stronędrzwi.

– Nie zapomnij o swojej sekretarce – przypominam mu. – Na pewno umili ciczas.

– A żebyś wiedziała, że jadę z nią – dodaje i odwraca się domnie.

Już się nie odzywam. Chcę, by po prostu jak najszybciej stąd wyszedł. Dupek jeden! Myśli, że jest nie wiadomo kim. Jak on mnieirytuje!

– Hej, Ashley!

Aż podskakuję, słysząc głos Oscara, który właśnie wchodzi dorestauracji.

– A co ty tak wcześnie? – Odwracam się w stronęchłopaka.

– A tak po prostu. – Uśmiecha się. – Będzie dziśszef?

– Bzyka się ze swoją sekretarką – prycham bezzastanowienia.

– Co?

– Co? Przepraszam – potrząsam głową – nie słuchajmnie.

– Szef? – Oscar patrzy na mnieznacząco.

– Wiesz, zastanawiam się, czy to wszystko ma sens… – mówię.

– Co masz namyśli?

– Jeśli pani Linda do nas nie wróci, to Milton prędzej czy później pozbędzie się tej restauracji. – Widzę jak na moje słowa Oscar wzdryga się lekko przerażony. – Przecież on jej nie chce. Nie chce tu być, nie chce, bym ja tu była. – Wzruszamramionami.

– Oj, akurat z tym się nie zgodzę. – Chłopak uśmiecha się tajemniczo, a ja marszczębrwi.

– A ty co masz namyśli?

– Naprawdę niewidzisz?

– Czego? – Przewracamoczami.

– Milton leci na ciebie jak pszczoła doula.

Spoglądam na niego i zaczynam się naprawdęmartwić.

– Oscar, miałam cię naprawdę za fajnego chłopaka – mówię całkiem poważnie – ale jeśli Milton się dowie, że pijesz w pracy, to nie będę w stanie ci pomóc – dodaję, a on się śmieje. – Nie śmiej się – macham przed nim palcem – też jestem twojąszefową.

– Ty naprawdę nic nie widzisz. – Potrząsagłową.

– Oscar, przestań. Posłuchaj, pamiętasz, że w przyszłym miesiącu jadę do Vegas na konkurs? – przypominam mu, zmieniając ten absurdalnytemat.

– Pamiętam. – Chłopak uśmiechasię.

– Wiesz, że mogę zabrać jedną osobę zrestauracji…

– Aha – kiwagłową.

– Więc może dasz sięzaprosić?

– Żartujesz? – Unosi brwi. – Wow! No jasne, że chcę – ekscytuje się. – Wiesz, jakie tam będąosobistości?

– Wiem, dlatego proponuję totobie.

– Dzięki, szefowo! – Chłopak z radości mocno mnie obejmuje i obraca wokół własnejosi.

Odrywamy się od siebie, gdy nagle do restauracji wchodzi jakiśmężczyzna.

– Przepraszam, ale mamy jeszcze nieczynne – mówię, wygładzającubranie.

– Poważnie? – Zaskoczony unosibrwi.

– Otwieramy o dziesiątej. – Wskazuję natabliczkę.

– To może chociaż na jakąś jajecznicę się załapię po długiej i męczącej podróży. Pięknie proszę – dodaje z uroczym uśmiechem i składa dłonie jak domodlitwy.

– W porządku – zgadzam się, bo wydaje się sympatycznym człowiekiem, no i przede wszystkim chce zjeść. – Zaraz coś panu przygotuję. Zapraszamy. – Uśmiecham się lekko, po czym idę dokuchni.

Jajecznica? Nie jesteśmy restauracją, która podaje jakąś tamjajecznicę.

Postanawiam nakarmić naszego gościa jajkami po benedyktyńsku, podawanymi na pieczonych tostach z szynką i sosem z żółtek. Na szczęście Jack w porę przychodzi i zajmuje się zrobieniem kawy, bo choć świetnie gotuję, to nie mam talentu, by zrobić tak pyszną kawę, jak on. Uwielbiam jego kawę glasse z lodami albo po wiedeńsku. Dziewczyn jeszcze nie ma, więc sama podaję naszemu gościowiśniadanie.

– Smacznego. – Uśmiecham siędelikatnie.

– Jest pani pewna, że mogę to zjeść? – Mężczyzna podnosi na mnie błękitne tęczówki, a ja nie do końca wiem, o co muchodzi.

– To znaczy? – Marszczę lekkobrwi.

– To wygląda zdecydowanie jak jakieś dzieło sztuki – mówi, zaskakując mnie. – Mógłbym dostać mandat zadewastację.

– Smacznego. – Uśmiecham się i odchodzę odstolika.

Przyznaję, to było miłe. Milton nigdy nie powiedział mi czegoś takiego. Pamiętam, jak kiedyś zrobiłam jagnięcinę w miętowym sosie. Wszyscy się nią zajadaliśmy, a goście rezerwowali stoliki na weekend, podczas którego miała być podawana. Milton zaś… no właśnie. Milton powąchał, wziął do ust maleńki kęs i ze skrzywioną miną poszedł do biura. Wiedziałam, że to zagrywka z jego strony. Moje podejrzenia się potwierdziły, gdy przyłapałam go, jak zajadał się moim daniem, kiedy myślał, że nikt go nie widzi. CałyMilton.

Dzień mamy dziś dosyć pracowity, ale w naszej restauracji to norma. Zresztą lubię pracować. To miejsce stało się całym moim życiem. Dlatego boli mnie to, co wyprawia z nim Milton i dokąd to prowadzi. Lokal naprawdę dobrze prosperuje, a wydawnictwo? Szczerze, nie mam pojęcia. Jakoś nigdy mnie to nie interesowało, ale pani Linda zawsze opowiadała, że jej syn jest bardzo zaradny i świetnie prowadzi swoją firmę. Dopiero po jakimś czasie powiedziała nam, że Milton jest właścicielem wydawnictwa i redaktorem naczelnym. Tak jakby to była jakaś tajemnica. Mam tylko cichą nadzieję, że Milton mimo wszystko myśli o matce i o tym, ile ta restauracja dla niej znaczy. Ja za trzy tygodnie mam ważny konkurs w Las Vegas. Od niego wiele zależy. Marzę o wygranej, ale wiem, że nie będzie łatwo. Poziom jest niesamowicie wysoki. Zwycięzca zgarnie trzydzieści tysięcy, wyda własną książkę kulinarną i odpocznie na Bahamach. Dla drugiego i trzeciego miejsca też są przewidziane nagrody, a najlepszą z nich są warsztaty u samego Ricka Loretta. Loretto to najlepszy kucharz i restaurator w Stanach. Jest znany na całym świecie, jego restauracje przyciągają najznakomitszych koneserów, a programy kulinarne biją rekordy oglądalności. Warsztaty u niego to jak wygranie głównej nagrody na loterii. Co ja mówię? To o niebolepsze!

Miltona oczywiście nie ma cały dzień. Nie dzwonię do niego, bo niby po co? Radzę sobie tu bez niego i bez tych jego mądrości życiowych. Poza tym jest spokojniej, gdy go nie ma, nie kłócimy się, nie muszę go oglądać. Tych jego seksownych dołeczków, gdy się uśmiecha, napinających się mięśni brzucha, gdy się porusza, a jego wyrzeźbiony tors… Och… Na szczęście wiem, że to Milton Neville, więc cały urok pryska. Jego paskudnego charakteru nie przebije nawet boskieciało.

Około dziewiątej zbieram się do domu. Zostałam dłużej, ale za to jutro przychodzę na drugą zmianę. Miałam nadzieję, że poeksperymentuję trochę na Feli przed konkursem, ale moja przyjaciółka włączyła króliczą dietę. Cieszę się, że Oscar ze mną pojedzie. Dobrze się dogadujemy, bez żadnych seksualnych podtekstów. Oscar działa na mnie uspokajająco, kiedy Milton podniesie mi ciśnienie, a robi to często. Zresztą nie pozostaję mu dłużna, ale co mam poradzić, skoro naprawdę nie darzę gosympatią.

Kiedy wychodzę z kuchni, otwierają się drzwi i wkracza powód mojego częstego zdenerwowania oraz ktoś jeszcze. Milton oczywiście śmieje się od ucha do ucha, pewnie wyjazd z sekretarką był bardzo udany albo bawi go fakt, że chyba wpadłam w jakąś jego chorą pułapkę. Mężczyźni stają naprzeciwko mnie, a ja gniewnie mierzę wzrokiemszatyna.

– To pan! – Zaciskam usta, splatając ręce napiersiach.

– Winny – kładzie dłoń na sercu – ale zapewniam panią, że wszystko, co dziś powiedziałem, było szczerą prawdą – dodaje, na co Milton lekko siękrzywi.

– Milton panaprzysłał?

– Nie, choć miałem nadzieję go tu spotkaćrano.

– Miałem ważny wyjazd – mówiMilton.

– Och, na pewno – prycham.

– Liam Reed. – Mężczyzna podchodzi do mnie i wyciągarękę.

– Ashley Flores – trochę niechętnie ściskam jego dłoń – choć zdaje się, że pan już to wie – dodaję i spoglądam na Miltona, któremu uśmiech nie schodzi z twarzy. – Zawiesiłeś się, Neville, że tak się szczerzysz? – Patrzę na niegokpiąco.

– No, no – szatyn kiwa głową – panna Flores potrafi utrzeć ci nosa. – Śmiejesię.

– A ty jesteś moim przyjacielem czy jej? – syczyMilton.

– Panno Flores – zwraca się do mnie mężczyzna – bardzo przepraszam za dzisiejsze nieporozumienie, proszę mi wybaczyć. – Patrzy na mnie wzrokiem jak kot zeShreka.

Noserio?

– Wie pan co, wszystko mi jedno – rzucamobojętnie.

– Ale mnie nie. Proszę dać mi sięzrehabilitować.

– Nie ma takiejkonieczności.

– Nalegam. Źle się z tym czuję – upierasię.

– Nie jestem lekarką, tylko kucharzem. Nic na to panu nie poradzę – odpowiadam, a mężczyzna uśmiecha się podnosem.

Na twarzy Miltona pojawia się drwiący uśmiech i widzę, jak jakieś słowa próbują wydostać się z jego ust. Oczywiście niepochlebne, ale wstrzymuje się, gdy jego kolega wyciąga z kieszeni wizytówkę i mi jąpodaje.

– Gdyby się jednak pani zdecydowała, to…

– Co ty robisz? – Zdezorientowany Milton szturcha go wramię.

– Proszę, tu jest mój numer telefonu – kontynuuje, ignorującprzyjaciela.

– Pomyślę – mówię i biorę od niego wizytówkę, widząc, jak Miltona szlag trafia. Piękneuczucie.

– Oszalałeś?! – A jednak musiał. – Przecież ta kobieta to modliszka… sukkub jeden! – warczy naprzyjaciela.

– Słucham? – Marszczę gniewnie brwi. – Akurat nie znasz mnie z tej strony, ale nie dam ci tej satysfakcji, by to sprawdzić – dodaję z przekąsem, mijam ich i wychodzę zrestauracji.

DWA

MILTON

Liamowi kompletnie odbiło. On naprawdę chce umówić się z Ashley? W sumie wcale nie była nim zainteresowana. Chyba… Nie, zdecydowanie niebyła.

– Co to miało być? – pytam go, upewniając się, że Ashley jużwyszła.

– Wyluzuj, stary. – Uśmiecha się, czym tylko mniewkurza.

– Po co się z nią umówiłeś? – syczę.

– Jeszcze się nie umówiłem, ale mam nadzieję, żezadzwoni.

– Co cię tak na nią wzięło? Nawet jej nie znasz. – Wzruszamramionami.

– Nie wzięło, po prostu fajnie byłoby sięspotkać.

Pierdolenie!

– Dobra, dobra, wiem, że po prostu chcesz jąprzelecieć.

– Nie przeczę – mówi. – Jest piękna, seksowna, ślicznie sięuśmiecha…

Kurwa, wiem!

– Chętnie bym ją zaprosił na kolację ze śniadaniem. – Śmieje się, a ja czuję, jak z jakiegoś dziwnego powodu trafia mnieszlag.

– Lepiej uważaj na nią – próbuję gozniechęcić.

– A o co tobie właściwie chodzi? – Liam marszczybrwi.

– Yyy… mnie? – Mieszam się lekko. – Mnie o cośchodzi?

Liam przewraca tylko oczami i potrząsagłową.

– Pies ogrodnika! – prycha.

– Oszalałeś?! – syczę gniewnie. – Nie interesuje mnie ta kuchareczka. – Kręcęgłową.

– No tak, masz tę swojąsekretarkę.

– Odczep się! Mamy z Andreą układ i jest nam dobrze – przypominam mu. – A jeśli chodzi o Ashley, to w tym przypadku martwię się o ciebie. Ta kobieta to samozło.

– Diabeł normalnie. – Śmiejesię.

– Żebyś wiedział – przytakuję. – Zresztą jakby to wyglądało? Ona jest moją pracownicą, a ty moimprzyjacielem.

– Przecież ja się nawet z nią jeszcze nieumówiłem.

– I bardzodobrze!

– Wiesz co? Może chodź, napijemy się? – proponuje.

– Dobry pomysł, w końcu mówisz cośsensownego.

Kilka minut później wychodzimy z restauracji i jedziemy do baru. To nie tak, że jestem zainteresowany panną Flores. Owszem, jest piękna, seksowna i tak zmysłowo kołysze biodrami, gdy idzie. Pamiętam, jak kiedyś została tu po godzinach. Cały dzień był taki ukrop na dworze, a nam akurat padła klimatyzacja. Było naprawdę gorąco, nawet w godzinach wieczornych. Restauracja była zamknięta. Została tylko Ashley, ja wpadłem dosłownie na chwilę. Miała na sobie jakiś cienki top na ramiączkach i, cholera, nie włożyła stanika. Na widok jej sterczących sutków mój kutas momentalnie zareagował. Normalnie miałem ochotę ścisnąć jej cycki, zerwać z niej te ubrania i porządnie ją zerżnąć. Szybko jednak dotarło do mnie, że to w końcu Ashley Flores. Pyskata, zadziorna, nadpobudliwa, działająca mi na nerwy panna Flores. Choć może gdybym wypieprzył tę jej małą cipkę, byłaby bardziej znośna. Założę się, że dawno nikogo nie miała. Wiecznie sfrustrowana, spięta, jest nie do wytrzymania. Ech… Same kłopoty z nią, dlatego idealnie odpowiada mi układ z Andreą. Jak każdy normalny facet potrzebuję seksu. Nie ma między nami żadnych zbędnych uczuć, po prostu się pieprzymy. Obojgu nam topasuje.

Jakiś czas później siedzimy już w barze i popijamy piwo. Ja i Liam znamy się od dziecka. Nasze rodziny się przyjaźniły i tak jakoś się zakumplowaliśmy. Ostatnie kilka lat spędził za granicą, gdyż jest modelem. Teraz podpisał tu jakiś kontrakt i na razie nie wyjeżdża. Wiem, że nie mogę mu zabronić spotykać się z Ashley, ale nie mogę pozwolić też, by ta dziewczyna go zniszczyła. Liam jest dosyć kochliwy, a Ashley zrobi wszystko, by mniewkurwić.

– O czym ty tak ciągle myślisz? – dopytuje się mójprzyjaciel.

– Trudny, długi dzień – zbywam go i upijam kolejny łyktrunku.

– Na pewno tylko to? – Patrzy na mniepodejrzliwie.

– Tak, tak – przytakuję i mam nadzieję, że odpuści. – A co w ogóle z tą twoją Veronicą? Nie przyjechała ztobą?

– Rozstaliśmy się. – Wbija wzrok w butelkępiwa.

– Nic niemówiłeś.

– Bo nie ma o czym. – Wzrusza ramionami. – Było, minęło. Słuchaj, a ty tak naprawdę nie masz nic doAshley?

Po co o topyta?

– Nie cierpię jej. Matka uparła się, by została, a ja najchętniej bym ją zwolnił. Nie da się z nią współpracować. Jest niemiła, konfliktowa, pyskata – wymieniam, rozmyślając o pannieFlores.

– Dla mnie była miła, a poza tym naprawdę świetniegotuje.

– Nikt nie jest niezastąpiony – uświadamiam mu. – Znajdę kogoś lepszego na jej miejsce i wtedy matka nie będzie miaławyjścia.

Nie mam ochoty już więcej mówić ani myśleć o niej. Mieliśmy spędzić miło czas, a gadanie o Ashley psuje cały nastrój. Mam nadzieję, że wygra ten konkurs w Vegas i zastanowi się nad otworzeniem własnej restauracji. Będę miał ją w końcu zgłowy.

***

Przez następne trzy dni w ogóle nie zaglądam do restauracji. Nie z lenistwa, ale byłem tak zawalony robotą, że nie miałem czasu, by tam nawet zadzwonić. Zresztą ja nie jestem restauratorem. Nie jest mi to na rękę, że muszę ją prowadzić, ale co miałem zrobić? Proponowałem mamie sprzedaż. Znalazłem nawet świetnego kupca, ale się nie zgodziła. Jestem pewien, że to sprawka tej całej panny Flores. Mamy od roku nie było w pracy i niestety wszystko wskazuje na to, że nie wróci do tamtego trybu. Oczywiście przywożę ją tu co jakiś czas, ale nie może pracować. Musi się oszczędzać, ma słabe serce i czeka ją kolejna operacja kolana. Mama oczywiście nie wie, jaka jest sytuacja pomiędzy mną a Ashley. Nie chcę jej martwić. Jest zdrowsza i spokojniejsza, gdy myśli, że współpracujemy i dobrze siędogadujemy.

Dziś mam w końcu luźniejszy dzień w pracy. Podpisaliśmy umowę na obiecującą serię kryminalną i szykuje nam się pracowityokres.

Moje rozmyślania przerywa dźwięk telefonu. Zerkam na wyświetlacz i odczytuję wiadomość odLiama:

Zadzwoniła.

Szlag! Jednak chce mnie wkurwić. Szybko wysyłam esemes do przyjaciela z pytaniem, czy się umówili. Liam odpisuje po paru minutach, że tak, ale nie powie mi gdzie i kiedy, bym nie popsuł imrandki.

Oj, panno Flores, coś na ciebie wymyślę. Trafiłaś na mojego przyjaciela, tymodliszko.

Nagle do mojego biura wchodzi Andrea. Ubrana w dopasowaną spódnicę do kolan i białą bluzkę z dużym dekoltem. Andrea ma świetną figurę i jest niesamowicie piękna. Kobieta przekręca klucz w zamku i kołysząc biodrami, podchodzi do mojego biurka. Nic nie mówię, tylko uważnie ją obserwuję, aż staje za mną i pochyla się, masując mojeramiona.

– Co ty taki spięty jesteś? – pyta i całuje mnie pokarku.

Momentalnie przypominam sobie wiadomość od Liama i biorę głęboki oddech. Wkurza mnie, że panna Flores postanowiła go wykorzystać, by mi dopiec. Nie uda jej sięto.

– Andreo, nie teraz. – Chwytam jejdłonie.

– Ej, co jest? – Odwraca mnie przodem dosiebie.

– Nie mam nastroju – rzucamobojętnie.

Kobieta nachyla się tak, że delikatnie trąca mój nos cyckami i mruczyzmysłowo:

– Już ja wiem, jak polepszyć cihumor.

Poprawiam się na fotelu, a Andrea kuca przede mną i rozprawia się z moim rozporkiem. Unoszę lekko biodra, a ona zsuwa mi spodnie wraz z bokserkami, uwalniając mojego kutasa. Spogląda na mnie zalotnie i oblizuje usta. Ściska mojego penisa dłonią, a ja odchylam się i próbuję odprężyć. Może właśnie tego mi terazpotrzeba?

Andrea bierze mojego fiuta dobuzi.

– Kurwa! – syczę.

Zaczyna go ssać, liżąc i pieszcząc po całej długości. Jest cholernie dobra w tym, co robi. Chwytam pukiel jej długich, blond włosów i przytrzymuję jej głowę. Wysuwam biodra do przodu i wpycham jej kutasa głębiej do gardła. Lekko się krztusi, ale w końcu bierze gocałego.

– Właśnie tak, maleńka – chrypię i po chwili jąpuszczam.

Andrea ma bardzo sprawny język i niesamowite usta. Pieprzy mnie, ssąc mocniej i szybciej, co sprawia, że jestem coraz bliżejfinału.

– Wystarczy! – warczę, a ona wysuwa z ust mojego fiuta, lekko przygryzającgo.

Zrywam się z fotela, odwracam ją tyłem do siebie i popycham na biurko. Andrea pochyla się i opiera łokcie na blacie, wypinając pupę w moją stronę. Niezły widok. Podciągam jej spódnicę i zsuwam koronkowe majtki. Rozchylam jej pośladki i wkładam dwa palce w jejcipkę.

– Ale jesteś mokra – szepczę, pochylając się nadnią.

– Tylko dla ciebie – jęczy.

Wbijam się w nią ostro i mocno, na co ona krzyczy. Od razu zaczynam ją szybko posuwać, może nawet trochę zbyt brutalnie, ale panna Flores skutecznie podniosła mi dziś ciśnienie. Będzie próbowała mnie zniszczyć, wykorzystując do tegoLiama.

Kurwa!

Ściskam pośladki Andrei, zostawiając na nich czerwone ślady. Uderzam w nią głęboko, czując, jak jej ciasna cipka zaciska się wokół mojej męskości. Przez moje ciało przebiegają rozkoszne prądy, a mój kutas zaczynapulsować.

– Milton! – krzyczy i wypina się jeszczemocniej.

Kilka szybkich i głębokich uderzeń doprowadza nas do ostateczności. Andrea wykrzykuje moje imię, szczytując, a ja zastygam i wypełniam jąspermą.

– Milton – mówi, gdy już doprowadziliśmy się do porządku – pamiętasz, że jutro w południe mam wizytę uginekologa.

– Pamiętam.

– Słuchaj – zakręca pasmo włosów wokół palca – a może pojechałbyś zemną?

– A po co? – Marszczę brwi, po czym przerzucam wzrok namonitor.

– Jesteś moim partnerem. – Wyczuwam w jej głosie jakąśpretensję.

– Partnerem? – Podnoszę na nią wzrok. – My się tylko pieprzymy – przypominamjej.

– No właśnie – spłata ręce na piersiach – może byśmy tak zrobili kroknaprzód?

– Jaki, kurwa, krok naprzód? – syczę przez zaciśnięteusta.

– Milton – podchodzi do mnie i próbuje usiąść mi na kolanach, ale odsuwam się z fotelem, więc siada na brzegu biurka, zakładając nogę na nogę – jesteśmy ze sobą już pół roku. Chyba najwyższy czas zrobić kolejnykrok.

Aż zrywam się z fotela, a Andrea wodzi za mną wzrokiem. Co w nią wstąpiło? Jaki kolejny krok? Przecież ustaliliśmycoś.

– Andrea, o czym tymówisz?

– Mil… – urywa i bierze głęboki wdech – Milton, bo ja cię kocham – wyznaje.

– Co, kurwa?! – warczę.

– Nie no, świetna reakcja! – rzuca zezdenerwowaniem.

– Andrea, co typieprzysz?!

– Mówię, że zakochałam się w tobie! – powtarza i to całkiempoważnie.

– Przecież się na cośumawialiśmy.

– Wtedy nie wiedziałam, że się w tobie zakocham. Skarbie – podchodzi do mnie, robiąc maślane oczy, a ja robię krok do tyłu – przecież wiem, że ty też coś do mnieczujesz.

Chyba muszę się porządnie napić. Umawialiśmy się tylko na seks. Andrea doskonale wie, że nie bawię się w żadne związki, uczucia. Zgodziła się na to i nagle wyjeżdża mi z jakąś miłością! Kurwa, no!

– Nie zaprzeczysz, że dobrze nam ze sobą, a seks jest naprawdę nieziemski. – Uśmiecha sięzalotnie.

– Tak, ale to wciąż tylko seks – uświadamiamjej.

– Co ty chcesz przez to powiedzieć? – Ściąga lekkobrwi.

Przez chwilę milczę. Andrea jest naprawdę świetna, ale jej nie kocham. Dlaczego miałbym teraz obiecywać jej coświęcej?

Nigdy nie chciałem od niej niczego poza seksem i ona dobrze o tymwie.

– Andrea… – Nie chcę jej ranić, ale nie dam jej tego, czego ode mnie oczekuje. – Andrea, to tylko seks – powtarzam, widząc, jak moje słowa sprawiają jej ból. Próbuje ukryć spływającą po policzku łzę. – Andrea…

– Czyli co? Jestem ci potrzebna tylko dlaseksu?

– Jesteś też mojąsekretarką.

Chyba jednak nie o to jejchodziło.

– Wiesz co? – Potrząsa głową. – Pieprzsię!

– Andrea… – Nie wiem, czy powinienem próbować ją udobruchać. – Andrea, ty w ogóle bierzesz tetabletki?

– I to jest teraz dla ciebie najważniejsze?! – wykrzykuje mi. – W dupie masz to, że złamałeś miserce!

– Ale dramatyzujesz… – Przewracamoczami.

– Co?!

Kurwa, niepotrzebnie powiedziałem to nagłos.

– Andrea, wiedziałaś, że nie jestem gotowy na związek. – Nie wiem, czy kiedyś w ogóle będę. – Ustaliliśmy coś – przypominam jej, choć ona chyba już nie zwraca na touwagi.

– Wiesz co? Wal się, Neville! – syczy gniewnie, odwraca się i wychodzi z mojego biura, trzaskającdrzwiami.

Wciągam powietrze do płuc i podchodzę do okna. Ładny, słoneczny dzień, a panna Flores już musiała go spierdolić. Ona naprawdę przynosi mi pecha. Oj, mała, czas narewanż.

TRZY

ASHLEY

Milton chyba zapomniał, że restauracja istnieje. W sumie lepiej dla mnie. Nie kręci mi się niepotrzebnie, nie marudzi, nie przeszkadza. Choć znając Miltona, to wyskoczy jak filip z konopi. Gdzieś w głębi duszy liczę na to, że dziś też będzie miał ważniejsze sprawy na głowie niż restauracja i się niezjawi.

Wczoraj zadzwoniłam do jego przyjaciela, Liama, i umówiłam się z nim do kina. Wydaje się sympatycznym facetem, w przeciwieństwie do Miltona. A czemu miałabym się z nim nie umówić? Jest przystojny, wygląda jak model z rozkładówki, a sylwetki pewnie sam Milton muzazdrości.

Cholera! Ma jedną poważną wadę – jest przyjacielem tego dupka. Trudno, to zupełnie niezobowiązujące spotkanie i tak naprawdę nie wiem, co z tego będzie. Jak odmówię, to już w ogóle mogę przestać myśleć o spotkaniach z facetami. Kiedy ja ostatnio byłam na randce? A seks? Och, kto by topamiętał.

Chwileczkę, jednak pamiętam. Z dupkiem numer dwa rozstałam się miesiąc po zjawieniu się Miltona… No tak, teraz wszystko jasne. Rzucił na mnie jakąś klątwę, zły czar, już wtedy byliśmy na wojennejścieżce.

– Słodzisz jedną, a wsypałaś już chyba ze cztery. – Słyszę za sobą głos mojejprzyjaciółki.

– Szlag – syczę podnosem.

– Aż tak źle? – Krzywisię.

– Jest okej, poprostu…

– Milton – stwierdza, patrząc na mnie. – Ashley, dlaczego właściwie nie odpuścisz? Nie męczy cięto?

– A dlaczego to ja miałabym odpuszczać? – Splatam ręce na piersiach, gromiąc ją wzrokiem. – Pracuję tam pięć lat, lubię to miejsce, zżyłam się z ludźmi. Dlaczego ja mamrezygnować?

Denerwuję się, ale to, co powiedziała Felicia, było po prostu nie wporządku.

– Dobra, sorry. – Unosi lekko dłonie. – To byłogłupie.

– Myślę, że Milton prędzej czy później sam odpuści restaurację. To nie jegobranża.

– Powinniście rozładować to napięcie między wami i byłby spokój – mówi i wyciąga z szafkimiseczkę.

– Co masz na myśli? – pytam, po czym biorę łyk mojej przesłodzonej kawy, stwierdzając, że jednak nie dam rady jejwypić.

– Naprawdę nie wiesz? – Chichocze z tajemniczym uśmiechem na ustach. – Ty jesteś spięta, on jest spięty, a seks doskonale wasrozluźni.

Wybucham głupim śmiechem, ale w dolnej partii mojego ciała czuję delikatnemrowienie.

– Wiesz, ja nie wiem, czy kontrakt w Eveline’s Lin jest wart twojego zdrowego rozsądku. – Śmiejęsię.

– Niezłe ciacho zniego.

– I co z tego? – Potrząsam głową. – Jedyne, co Milton robi skutecznie, to podnosi miciśnienie.

– Jemu z pewnością też się coś podnosi na twójwidok.

– Kompletnieoszalałaś.

– Widziałam, jak na ciebiepatrzył.

– Proszę cię – prycham. – Widziałaś nas razem tylko raz, i to w czasie naszej największejkłótni.

– Aż iskry leciały. – Śmiejesię.

– Feli! – Gromię jąwzrokiem.

– Dobra, już nic niemówię.

– I bardzo dobrze, poza tym umówiłam się dziś z tymLiamem.

– Oby Milton nie popsuł wam randki – rzuca, a jazastygam.

– Oby… bo go normalnie uduszę – dodajęzamyślona.

Dzień w pracy mija mi całkiem dobrze. Trochę eksperymentuję, ale na konkursie muszę po prostu zabłysnąć. Poziom jest bardzo wysoki i trzeba wykazać się niesamowitą kreatywnością, dobrym smakiem i odwagą. Nie jestem zachowawcza w kuchni, nie trzymam się kurczowo starych przepisów, zawsze dodaję coś od siebie, urozmaicam, zmieniam.

Tej sztuki kulinarnej nauczyła mnie babcia. Mieszkałyśmy we trzy – ja, mama i babcia. Wychowywałam się bez ojca. Mama mówiła, że gdy powiedziała mu o ciąży, po prostu zwiał. Nigdy go nie widziałam, nigdy go nie poznałam, nawet nie wiem, jak ma na imię. Może to dziwne, ale nigdy też nie pytałam mamy o niego. Nie widziałam powodu, by to robić, skoro on nas porzucił. Nie chciał mnie, nie akceptował, więc po co miałabym zabiegać o jego zainteresowanie? Dokonał wyboru. Babcia i mama stworzyły mi prawdziwy, ciepły dom. Może i bez ojca, ale niespecjalnie odczuwałam jegobrak.

Mama nie bardzo interesowała się kuchnią. To z babcią gotowałam, to od niej się uczyłam. Babcia też pracowała jako szefowa kuchni. Marzyła o własnej restauracji, ale niestety finanse jej na to niepozwalały.

To ona pokazała mi, jak być odważną, że warto sięgać wyżej, a każda porażka ma mnie tylko umocnić. Z mamą nie mam teraz najlepszego kontaktu, właściwie można powiedzieć, że chyba nie mam żadnego, bo dwa telefony w ciągu roku to raczej zbytmało.

Gdy miałam szesnaście lat, moja mama poznała jakiegoś muzyka. Zakochała się w nim do tego stopnia, że z dnia na dzień wyjechała z nim do Europy. To było czyste szaleństwo, ale powtarzała nam, że jest naprawdę zakochana. Wyjechała ze swoim artystą do Paryża, a ja zostałam pod opieką babci. Niestety zaczęła podupadać na zdrowiu. Coraz częstsze wizyty u lekarza, pobyty w szpitalu i nieudana operacja, po której wdało się zakażenie. Babcia zmarła tydzień przed moimi osiemnastymi urodzinami. Powiadomiłam mamę, która oczywiście przyleciała na pogrzeb. Chciała mnie wtedy zabrać ze sobą do Francji, ale ja się nie zgodziłam. Przekonywała mnie, że spodoba mi się, że będziemy podróżować. Oni sami mieli w niedługim czasie przeprowadzić się do Lizbony, a potem tam, gdzie poniesie ich wiatr. Życie na walizkach zdecydowanie nie jest dla mnie. Kocham Portland, to tu jest moje miejsce, choć czasem myślę, że może powinnam była z nią wyjechać. Miałabym przynajmniej z głowy Pana NadętegoDupka…

W pracy o moim dzisiejszym spotkaniu wiedzą tylko Arnaldo i Oscar. Arnaldo obiecał mnie zastąpić, bym mogła wyjść wcześniej i się wyszykować. Owszem, trochę stresuję się tą randką, bo dawno na żadnej nie byłam, ale chyba jednak bardziej niepokoi mnie to, że Liam jest przyjacielem Miltona. Niby wydaje się w porządku, ale ktowie?

Niespodziewanie parę minut przed moim wyjściem do restauracji niczym huragan wpada Milton. A już było tak pięknie, nie widziałam go od kilku dni. Chcę go ominąć, lecz mi się to nie udaje, bo Milton jak żołnierz maszeruje w moją stronę z jakąśkartką.

– Witam, panno Flores. – Szczerzy się i zabijcie mnie, jeśli ten uśmiech nie przepowiadakatastrofy.

– Serio? – prycham.

– Zdecydowanie nadużywa pani słowa „serio”. – Mierzy mniewzrokiem.

Och, serio?

– Proszę – mówi i wręcza mikartkę.

– Coto?

– Menu na dzisiejsząkolację.

– Jaką kolację? – Patrzę pobieżnie nakartkę.

– O szóstej mam spotkanie biznesowe i proszę o przygotowanie tych potraw – mówi całkiem naluzie.

– Arnaldo się tym zajmie, ja wychodzę. – Wciskam mu z powrotemlistę.

– Ale jak to pani wychodzi? – Marszczybrwi.

– Skończyłam na dziś pracę i wychodzę – dodaję i rozpinam guzikiuniformu.

– Panno Flores – Milton zerka na rolexa na swojej dłoni – ale pani zmiana jeszcze się nieskończyła.

Zamorduję go! Na razie jestem spokojna, choć wiem, że Milton zrobi wszystko, bymwybuchła.

– Dziś muszę wcześniej wyjść – syczę przez zaciśniętezęby.

– Przykro mi, ale nie ma takiej możliwości – mówi bezemocji.

– Serio?! – warczę.

– A nie mówiłem. – Puszcza do mnie oko. – Proszę zabrać się dogotowania.

– Wiem, co chceszzrobić.

– Nie rozumiem. – Wzruszaramionami.

– Doskonale wiesz, że dziś spotykam się z Liamem, i chcesz to popsuć – mówię i widzę, jak Milton szybko przechodzi zmianę z rozbawionego nazirytowanego.

– Panno Flores – przestępuje z nogi na nogę – nie interesuje mnie, co pani robi po pracy i z kim się spotyka. Mam dziś kolację i oczekuję, że pani jako moja pracownica wykona swojeobowiązki.

– Ty dupku! – podnoszę głos, a Milton piorunuje mnie wzrokiem. – Dlaczego nie pójdziecie do innej restauracji? Praktycznie nigdy tu nie jadasz, a już z pewnością nie przyprowadzasz tu swoichklientów!

Milton wsuwa dłonie w kieszenie spodni i pochodzi bliżej mnie. Jest tak blisko, że z tej odległości bez trudu wyczuwam zapach jego perfum. Zaciągam się aromatem pomarańczy i cynamonu, który delikatnie osładza wanilia, sprawiając, że, cholera, miękną minogi.

Choć Milton o tym nie wie, uwielbiam ten zapach. Jest niezwykle zmysłowy i pobudza każdą moją komórkę. A może jednak o tym wie i specjalnie mniedręczy?

– Widzisz – spogląda mi prosto w oczy – chwalisz się, że jesteś taką dobrąkuchareczką.

Zamordujęgo!

– Więc daję ci okazję, byś to udowodniła. – Robi kolejny krok w moją stronę, zmniejszając dystans międzynami.

Unoszę się na palcach stóp i szepczę mu doucha:

– I tak się z nimspotkam.

Widzę, jak na jego szyi pojawia się gęsia skórka, gdy czuje mójoddech.

– Robisz to specjalnie. – Stoi niewzruszony niczym głaz, choć głos mu lekkodrży.

– Nie, po prostu tego chcę i liczę na ciekawe spotkanie – dodaję i odsuwam się delikatnie, inaczej całkowicie przepadnę zniewolona jegozapachem.

– Liczysz na seks? – Milton mierzy mnie uważnie wzrokiem, zatrzymując go na chwilę na mojej kobiecości i potem napiersiach.

Czuję, że oblewam się rumieńcem, a moje zdradzieckie ciało w niewyjaśniony dla mnie sposób reaguje na Miltona. Miltona Neville’a. Chyba jestem przemęczona i stanowczo za długo nie uprawiałam seksu, dlatego nawet taki Milton w jakiś sposób na mniedziała.

– Panno Flores, zawiesiłaś się – wyrywa mnie zzamyślenia.

– Liczę na zajebisty seks – mówię to tak zmysłowo, jak tylko potrafię, a widzę, że na niego to działa, bo aż luzujekrawat.

– Zapraszam do kuchni – cedzi przez zaciśnięte zęby i oddaje mikartkę.

– Oczywiście, szefie. – Posyłam mu uśmiech przepełnionyironią.

Może i wygrałeś tę bitwę, ale wojnęprzegrasz.

– A co ty tu jeszcze robisz? – pyta Arnaldo zdziwiony moimwidokiem.

– Milton postanowił popsuć moją dzisiejszą randkę – rzucam lekkozdenerwowana.

– Ashley, idź – mówi mężczyzna – ja się wszystkimzajmę.

– Spokojnie, odbiję to sobie. Zresztą mamy tylko jakieś czterdzieści minut, a patrz, co Milton wymyślił. – Pokazuję mukartkę.

– Co? – Arnaldo marszczy brwi. – Przecież ta jagnięcina będzie się z godzinędusić.

– Wiem – przytakuję – ale będzie ją miał – mówię stanowczo. – Ja się wezmę do tej jagnięciny, a ty zajmij sięprzystawkami.

– Zamieniłbym tylko kawior na ten z łososia – proponuje.

– Dobry pomysł. – Uśmiecham się domężczyzny.

– A deser? Ten, co naliście?

– Czekoladowy fondant… Milton przygotował wszystko tak, bym nie wiedziała, w co ręce włożyć. – Przygotuję go, gdy jagnięcina będzie mi się dusić. Podamy go z bitą śmietaną, a nie zlodami.

– Okej, to zabieram się doroboty.

Oj, Milton, nie polegnę. Nie dam ci tejsatysfakcji.

W międzyczasie dzwonię do Liama odwołać dzisiejszespotkanie.

Mężczyzna jest zawiedziony, ale umawiamy się na następny dzień. Nie dam sobie popsuć tejrandki.

Pół godziny później wraca Milton ze swoimi gośćmi. Na szczęście wszystko nam sprawnie idzie, mimo że mieliśmy z Arnaldem mało czasu. Mężczyzna przygotował jeszcze mały dodatek do przystawek. Tak na wszelki wypadek, gdybym nie zdążyła z jagnięciną, ale los jest dziś zdecydowanie po mojej stronie. Założę się, że Milton jest zaskoczony i przy okazji wściekły, że ze wszystkim się wyrabiam. Jagnięcina jest idealna, miękka, aż się rozpada. Myślę, że już teraz mogę śmiało powiedzieć, że udała nam się takolacja.

– Gloria – zwracam się do dziewczyny – możesz jużpodawać.

– Jasne. – Uśmiecha się i zabiera talerze z daniemgłównym.

Szkoda, że nie mogłam dziś spotkać się z Liamem. Milton skutecznie nam to uniemożliwił, ale jutro nadrobimy. Mamy iść do kina, a potem może jakiś spacer. Zobaczymy, jak rozwinie sięsytuacja.

– Ashley, Sztywniak cię woła – mówi Gloria, wchodząc dokuchni.

– A co mu nie pasuje? – Przewracamoczami.

– Spokojnie, on tego nie powie, ale goście sązadowoleni.

No musiał, po prostu musiał. Nie wiem, czego ode mnie chce, a jeśli narobi mi wstydu przy gościach, to go własnoręcznie uduszę i naprawdę każdy sąd mnie uniewinni. Z lekką obawą idę na salę i podchodzę dostolika.

– Dobry wieczór – uśmiecham się – mam nadzieję, że smakowała państwukolacja.

– Ależ oczywiście – odzywa się starszy mężczyzna. – Właśnie wspomniałem Miltonowi, że chciałbym poznać tego magika, bo to, co pani nam przygotowała, to prawdziwamagia.

– Dziękuję, ale to nie tylko mojazasługa.

– Właściwie to mogłaś się bardziej postarać – mówi, wprawiając mnie w niemałe osłupienie, po czym bierze do ust mały kęsjagnięciny.

– Słucham? – Unoszę brwi, ale widzę, że mężczyźni siedzący z Miltonem też są zaskoczeni tym, copowiedział.

– Widzisz… – urywa, odkasłując. – Cholera… – Milton łapie się za klatkępiersiową.

Oho, zaczynamyprzedstawienie.

Mężczyźni spoglądają na niego z niepokojem, obserwując, jak Milton udaje, że się krztusi. Potrząsam głową, oglądając ten spektakularnyshow.

– Milton, wszystko okej? – pyta jeden z mężczyzn, a on kręcigłową.

– A ty co? Nie dotrwasz do deseru? – drwię zniego.

Niech sobie nie myśli, że uda mu się mnieupokorzyć.

– J… ja… – mówi z trudem, a na jego twarzy pojawia sięgrymas.

– Milton! – Kolejny jego gość wstaje z krzesła i podchodzi, by sprawdzić, co znim.

Nieudaje?

– On się dusi! – krzyczy.

O cholera! Teraz to jestem przerażona. Czuję, jak ze strachu cała się trzęsę, a moje serce galopuje niczym koń wwyścigu.

– Milton! – Pochylam się nad nim, patrząc, jak jego klatka piersiowa porusza się powoli, a on łapie krótkie, płytkie oddechy. – Milton…

Krzywi się przy każdym wdechu sprawiającym mutrudność.

– Dzwońcie po karetkę! – krzyczę.

***

Od piętnastu minut drepczę po szpitalnym korytarzu, czekając na jakieś wieści o Miltonie. Pielęgniarka powiedziała mi, że jeszcze bada go lekarz. Przyjechałam z nim tak, jak stałam. Dobrze, że w kieszeni uniformu miałam kartkę od Miltona z menu. Dopisałam im kawior z łososia i orzeszki ziemne, deseru nie spróbował. Nie mam pojęcia, co mu się stało. Nikomu nic nie było, tylko jak zwykle Milton wydziwiał. Jeśli to jakiś głupi kawał, by zrobić mi na złość, to przysięgam, znajdzie się na intensywnejterapii.

Przyznaję, wystraszyłam się trochę… No może nawet więcej niż trochę. Początkowo myślałam, że udaje, chce mi zrobić głupi dowcip, ale gdy zrobił się czerwony i z trudem łapał oddech… Matko, naprawdę się bałam. Owszem, to wciąż Milton Neville, nie cierpię go, ale nie życzę muśmierci.

Aż mnie zimny dreszcz przeszedł, gdy o tympomyślałam.

W końcu otwierają się drzwi i wychodzilekarz.

– Panie doktorze, co z nim? – pytamzdenerwowana.

– Pani partner zareagował na alergię – mówi, a ja otwieram szeroko oczy z zaskoczenia i zupełnie ignoruję to, że nazwał Miltona moim partnerem. – Dobrze, że zjadł tylko kęs, i na szczęście karetka zjawiła siębłyskawicznie.

Milton miał więcej szczęścia niż rozumu. Karetka była akurat na naszej ulicy, w pobliżu restauracji, gdy dostali zgłoszenie od dyspozytora, i naprawdę zjawili się w mgnieniu oka. Ratownicy od razu się nim zajęli, nawet nie bardzo zwracałam uwagę, co mu robią, a co się działo w karetce, ledwo pamiętam. Po prostu siedziałam i gapiłam się na Miltona, który leżał z głową odwróconą w drugą stronę, zupełnie jakby chciał powiedzieć, że to mojawina.

– Alergię? Jaką alergię? – dopytujęsię.

– No na orzeszki ziemne – mówi to tak, jakbym miała o tymwiedzieć.

– Będzieżył?

– Tak, spokojnie. – Uśmiecha się lekko. – Zatrzymamy go na dobę, dwie i będzie go pani mogła zabrać do domu. Proszę go przekonać, by nosił przy sobie pen zadrenaliną.

– Mogę do niego wejść? – Znów ignoruję słowalekarza.

– Proszę, tylko nie nadługo.

– Jasne – przytakuję.

Milton jest idiotą. Dlaczego nie wspomniał nic o alergii? Przecież mogłam go zabić. Urozmaiciłam trochę przepis i dorzuciłam zmielone orzeszki ziemne do tej jagnięciny, ale nie miałam pojęcia, że on ma na nieuczulenie.

Naciskam w końcu na klamkę i wchodzę do środka. Milton podciąga się lekko na łóżku i spogląda na mnie bez żadnych emocji. Klnę w duchu, bo choć taki bezbronny, zdany na łaskę innych, wygląda niesamowicieseksownie.

Milton Neville. Powtarzam to sobie jak mantrę, by pamiętać, że za tą seksowną skorupą kryje się prawdziwydupek.

– Przyszłaś dokończyć dzieła? – kpi.

– Wiesz, że jesteś kompletnym idiotą? – Splatam ręce na piersiach i patrzę gniewnie na niego. – Dlaczego nie powiedziałeś, że masz alergię? – pytam z wyrzutem, bo on chyba nie zdaje sobie sprawy z powagisytuacji.

– A czy ja muszę się tobietłumaczyć?

– Wystarczyło powiedzieć, by nie dodawaćorzechów.

– Czego ty nie rozumiesz? – naskakuje na mnie. – Wystarczyło nie kombinować! – rzucazdenerwowany.

Mam go dość! Owszem, po części czuję się winna, ale naprawdę nie miałam o niczym pojęcia. Na przystawkę podaliśmy łososia na cieście francuskim z serkiem naturalnym i kawiorem. Danie główne to była właśnie jagnięcina duszona z jabłkami i morelami, do której dałam te orzeszki, a deser, nocóż…

– Wiesz co? Pieprzę to! – Teraz to ja się denerwuję. Ściągam uniform, ignorując to, że pod spodem mam niezbyt wyjściową koszulkę i jak na złość prześwituje mi koronkowy stanik. – Wygrałeś! Zadowolony? – Rzucam uniform nałóżko.

– Co… co ty robisz? – Przełyka głośno ślinę, a ja widzę, jak skupia wzrok na moichpiersiach.

– To, co widzisz. Odchodzę. – Odwracam się tyłem doniego.

– Ashley…

Och, aż przechodzi mnie dreszcz, gdy wypowiada moje imię. Pierwszy raz tozrobił.

– Zaczekaj.

– Czegochcesz?

– Przepraszam – mówi.

Stoję jak słup soli, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszałam. Nie obraża mnie, nie ubliża mi, tylko przeprasza. Chyba coś mu się w głowę stało. Pierwszy raz zwrócił się do mnie po imieniu i pierwszy raz przeprosił. Obawiam się, że zbliża się koniecświata.

– Nie wierzę – potrząsam głową. – Milton Nevilleprzeprasza.

– I nie odchodź – dodaje.

– Co ty masz w tej kroplówce? – Śmiejęsię.

– Przecież lubisz tępracę.

– Tak, a ty robisz wszystko, bym z niej odeszła – wyrzucam mu. – Milton, tak się nieda.

– Więc coproponujesz?

O matko, czy to jest właśnie szansa, by zakopać topór wojenny? Gdyby tak Milton zaszył się w tym swoim wydawnictwie i przyjeżdżał do restauracji bardzo sporadycznie, mogłoby się to udać. Gdyby tak było to raz w miesiącu… Nie musiałabym oglądać go na co dzień. Nie skupiałabym wzroku na jego kuszącym tyłku, gdy po kilku złośliwościach wychodzi z restauracji. Gdy posyła mi te ironiczne uśmiechy, a na jego twarzy pojawiają się te seksowne dołeczki. Gdy patrzy na mnie, próbując mi dopiec, a jego błękitne tęczówki lśnią niezwykłym blaskiem. Po co mi towszystko?

– Nie wchodźmy sobie w drogę – mówię w końcu. – Jestem tam dla twojejmamy.

– Okej, ale włóż już ten uniform. – Spogląda na mnie tak, że aż mu oczybłyszczą.

Zupełnie nieświadomie nachylam się i sięgam po ubranie, a Milton aż się podnosi. Szybko dostrzegam, że wbił wzrok w moje piersi, które pokrywa tylko cieniutkakoronka.

– Gapisz się na moje cycki. – Podnoszę siępowoli.

– Nietrudno było je zauważyć, gdy się taknachyliłaś.

Och, to zabrzmiało cholernie zmysłowo, aż przeszedł mniedreszcz.

– Milton…

Czuję, jak palą mnie policzki, aż mi gorąco. Najchętniej bym wszystko z siebie zrzuciła i wzięła zimny prysznic. Coś mi jednak mówi, że rozebranie się przed Miltonem nie będzie dobrym posunięciem, dlatego też wkładam uniform i zapinam wszystkie guziki. Milton oczywiście zauważa moje speszenie tą sytuacją, ale sam do tegodoprowadził.

– Zostanę tu dobę lub dwie, więc może przywiozłabyś mi coś czystego doprzebrania?

Ta propozycja zwala mnie znóg.

– Ja? – Nie kryję zaskoczenia. – Dlaczego nie poprosisz o to swojejsekretarki?

– To nie ona poczęstowała mnie orzechami – przypominami.

– Tak, ona na pewno wie, że masz uczulenie – prycham.

– Tylko moja mama i Liam o tymwiedzą.

– Widzisz, gdybyś dał mi się z nim spotkać, może bym się o tymdowiedziała.

– Naprawdę tegochcesz?

– Tak – odpowiadampewnie.

– To mój przyjaciel. Nie zrańgo.

– Nie mam takiego zamiaru. Dobra – mówię po chwili – skoro mam ci przywieźć rzeczy, to może zdradzisz mi, gdzie mieszkasz i czegopotrzebujesz?

To jest właśnie cały Milton. Choć pracuję z nim od roku, tak naprawdę niewiele o nim wiem. Sam o sobie nic nie mówi, a później wychodzą sytuacje takie jakdziś.

– Daj telefon – wyciąga rękę w moim kierunku – wpiszę ci adres w GPS i esemesem wyślę, czegopotrzebuję.

– Okej.

Patrzę, jak Milton wstukuje dane do mojego smartfona. Przesuwa długimi, smukłymi palcami po ekranie, aż czuję dziwne mrowienie w podbrzuszu. Nie wiem, co się ze mną dzieje. To chyba świadomość, że dzisiejsza akcja mogła zakończyć się dla niego kostnicą, wzbudza we mnie jakieś pozytywne uczucia względem Pana Nic O Mnie NieWiecie.

Gdy chcę już wyjść z sali, nagle otwierają się drzwi i wchodzipielęgniarka.

Na moje nieszczęście ta, którą wypytywałam o stan Miltona. Czuję, że padnie tu jakieś niepotrzebnesłowo.

– I jak się pan czuje? – pytakobieta.

– Już lepiej – odpowiada.

– Widzi pani – spogląda na mnie – mówiłam, że wszystko będzie dobrze – dodaje z uśmiechem. – Pańska dziewczyna tak się o panamartwiła…

Co? Cholera, a nie mówiłam! Milton obdarza mnie bardzo zaskoczonym spojrzeniem, a ja chyba zaraz zapadnę się podziemię.

– To nie jest mój chłopak, tylko szef – prostuję. – Martwiłam się, bo niedługo wypłata – prycham z uśmiechem. – Utrzymajcie go jeszcze trochę przy życiu – dodaję i spoglądam na Miltona, który aż sięzaśmiał.

– Panno Flores – witamy z powrotem prawdziwą twarz błękitnookiego – nie powiadamiaj mojej matki. Będzie się niepotrzebniedenerwować.

– Jasne.

***

Wnętrze domu Miltona jest takie, jak sobie wyobrażałam. Surowe i chłodne. Wszystkie ściany pokryte są szarą farbą, nie ozdabiają ich żadne obrazy. Tak trochę szpitalnie tu, choć luksusowo. Podobają mi się ciemne meble, pomijając fakt, że jest ich niewiele. W salonie to zaledwie skórzana sofa, dwa fotele, drewniany stolik iregał.

SypialniaMiltona…

Trzymając się pięknie zdobionej poręczy, wchodzę po schodach. Chybabym tu oszalała. Cicho jak w jakimś grobowcu, do tego ten wystrój trochę przytłacza. To mi uświadamia, że Milton musi być bardzo samotny. Nie dziwię się teraz, że całymi dniami przesiaduje w wydawnictwie. Tu nie ma do kogo wracać. Ja przynajmniej dzielę mieszkanie z Felicią, mam z kim pogadać, a on? Jest tu zupełniesam.

Popycham drzwi i wchodzę do sypialni mojego szefa. Na chwilę zatrzymuję się w progu i rozglądam po pomieszczeniu. Ta sypialnia jest wielkości naszego mieszkania, a niewielka liczba mebli powiększa ją optycznie. Przy jednej ścianie jest duży regał zapełniony książkami, a pośrodku stoi spore, drewniane łóżko, zupełnie jakby nie było tknięte. Po jego bokach znajdują się małe szafki nocne, a na nich lampki. Dziwi mnie trochę, że są dwie szafki i dwie lampki, bo raczej nie widać, by oprócz niego ktoś tu sypiał. Nie zastanawiając się dłużej nad tym, kiedy ostatnio gościł tu swoją sekretarkę, idę dogarderoby.

Dalej nie rozumiem, czemu to ja mam mu przywieźć te rzeczy. Nie chodzi o sam fakt, ale skoro spotyka się z