Głęboka noc. Sfora. Czas mroku tom 2 - Erin Hunter - ebook

Głęboka noc. Sfora. Czas mroku tom 2 ebook

Erin Hunter

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Zdrajca czai się w głębi nocy...

Nawałnicę nękają przerażające sny przepełnione strachem i mrokiem. Czasami wydaje się, że kierują nią i nie kończą się nawet po przebudzeniu. Na domiar złego wewnątrz sfory dochodzi do zbrodni. Gdy Szept zostaje znaleziony martwy, Nawałnica jest przekonana, że jego śmierć jest wynikiem ataku innego psa, mimo że reszta obwinia lisy. Fuks nie przyjmuje do wiadomości teorii suczki bojowej i gani ją za jej podejrzenia. Mimo to osamotniona Nawałnica z determinacją rozpoczyna poszukiwania dowodów wskazujących na udział psa w tym morderstwie.

Okazuje się, że rzeczywistość otaczająca Dziką Sforę ma więcej tajemnic, niż mogłoby się wydawać. Czy wewnątrz grupy ukrywa się zdrajca? Czy Nawałnica zawalczy o swoje miejsce w chwili, gdy wszystko wokół się rozpada i najgorsze sny stają się prawdą?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 267

Oceny
4,8 (5 ocen)
4
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
sturmgrenadier

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham tą serie i wojowników tak samo❤️❤️
10
dodrzywolek

Nie oderwiesz się od lektury

Niezwykła i pełna akcji. Serdecznie polecam dla dzieci jak również dla dorosłych. + Według mnie najlepsza ze wszystkich tomów które dotychczas zostały przetłumaczone

Popularność




Erin Hunter Głęboka noc. Sfora. Czas mroku tom 2 Tytuł oryginału Dead of Night ISBN Copyright © 2016 by Working Partners Limited Series Created by Working Partners Limited Tłumaczenie © Wydawnictwo Nowa Baśń 2024 Wszystkie prawa zastrzeżone Redaktor prowadząca Izabela Troinska Redakcja Katarzyna Dobrogowska Projekt typograficzny i łamanie Jarosław Szumski Projekt okładki Grzegorz Kalisiak Ilustracja na okładce Marta Sokołowska Wydanie 1 Wydawnictwo Nowa Baśń ul. Czechowska 10, 60-447 Poznań telefon 881 000 125www.nowabasn.com Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być kopiowana i wykorzystywana w jakiejkolwiek formie bez zgody wydawcy i/lub właściciela praw autorskich. Konwersję do wersji elektronicznej wykonał Jarosław Szumski.
Specjalne podziękowania dla Rosie Best Dla Jessie, która zawsze śpi jak kamień

Bohaterowie pierwszego tomu cyklu

CZAS MROKU

DZIKA SFORA (w kolejności określonej przez rangę)

Alfa — drobna chartka o krótkiej, szarej sierści (znana też pod imieniem Słodka)

Beta — pies o gęstej, biało-złotej sierści (znany też pod imieniem Fuks)

Myśliwi:

Werwa — mała suczka o biało-brązowej sierści

Bruno — duży, waleczny pies o gęstej, brązowej sierści i zawadiackim spojrzeniu

Bella — suczka o gęstej, biało-złotej sierści

Miki — smukły pies farmerski o czarno-białym umaszczeniu

Nawałnica — suczka bojowa o brązowej sierści

Grot — pies bojowy o czarno-brązowym futrze

Szept — chudy pies o szarym umaszczeniu

Bór — krępy pies o brązowej sierści

Psy patrolowe:

Luna — suczka o czarno-białym umaszczeniu, pies farmerski

Tik — brązowy pies myśliwski w czarne łaty, z trzema łapami

Strzała — szczupła suczka myśliwska o brązowo-białym umaszczeniu

Stokrotka — mała suczka o białej sierści, z brązowym ogonem

Łobuz — kościsty, kędzierzawy pies z bliznami na pysku

Bryza — drobna suczka o długich uszach i krótkiej brązowej sierści

Pogoń — drobna suczka o rudej sierści

Żuk — kudłaty pies o czarno-białym umaszczeniu

Zadra — kędzierzawa suczka o czarnej sierści

Atut — drobna suczka o czarnym umaszczeniu

Omega —drobna suczka o długiej białej sierści (znana też pod imieniem Promyk)

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

PROLOG

— Psy bojowe nigdy się nie chowają! — warknął Mruk w stronę dużego złocistego psa i wbił swoje zbyt wielkie szczenięce łapy głęboko w liściastą breję. Serce Lizy zabiło mocniej ze strachu, kiedy popatrzyła na brata z miotu. Jej drugi brat, Zawijas, zaskomlał nerwowo i zbliżył się do boku czarno-białego psa.

Liza rozumiała, dlaczego Mruk jest wściekły.

Czyha na nas jakieś niebezpieczeństwo, a ten złocisty pies wie, co nam zagraża — pomyślała.

Po drodze dwa dorosłe psy rozmawiały ze sobą przyciszonymi warknięciami, zapewne sądząc, że szczeniaki ich nie słyszą albo nie wyczuwają coraz wyraźniejszego zapachu ich strachu. Liza podniosła wzrok na złocistego Fuksa, a jej ciało wzdrygnęło się od uszu po koniuszek zwisającego ogona. Fuks był wielki i odważny, więc skoro nawet on bał się tego, co tak dziwnie wyło po nocach, to musiało być to coś naprawdę okropnego!

Przez chwilę Fuks się wahał. Spoglądał na Mruka, jak gdyby wściekły szczeniak był równie przerażający, co niebezpieczeństwo czające się na nich w ciemności.

— Szczenięta, róbcie to samo, co my — rozkazał nagle Miki, towarzysz ze sfory Fuksa, po czym upadł na ziemię i zaczął się turlać, aż jego futro stało się ciężkie od błota i fragmentów ściółki.

Liza również wytarzała swoje ciało w brudzie ze wszystkich stron, a po chwili czuła już, że ma na sobie więcej błota niż sierści. Na co dzień byłaby zachwycona turlaniem się w lesie wraz z braćmi z miotu i nowymi przyjaciółmi, ale tym razem wiedziała, że to nie czas na zabawę. Na zachętę trąciła mokrym nosem małego Zawijasa i pomogła mu pokryć się błotem, aż jego znajomy ciepły mleczny zapach zagubił się w aromacie lasu.

— Wiem, że macie ochotę się umyć, ale nie róbcie tego — dodał Miki, na co Zawijas zastygł w bezruchu z maleńkim, różowym języczkiem na wpół wystającym z pyska, bo już chciał zlizać brudzącą mu futro breję. — Tak jest dobrze. A teraz musimy być cicho i się nie ruszać. — Miki zanurkował pod krzewem, więc Liza i Zawijas ruszyli zaraz za nim. Brat z miotu Lizy wtulił się w bok Mikiego i ukrył swój drżący pysk pod futrem dużego psa. Liza także pragnęła schować głowę, ale nie mogła się zmusić do odwrócenia wzroku. Czymkolwiek były te potwory, bardzo chciała widzieć, jak nadchodzą.

Szkoda, że nie ma tutaj naszej Psiej Mamy — pomyślała. — Była taka duża i silna. Na pewno przegnałaby stąd te stwory!

W Psim Ogrodzie nie było już jednak żadnej Psiej Mamy, żadnej sfory ani żadnych Długonogich, którzy mogliby się nimi zaopiekować. Ich Psia Mama odeszła. Fuks powiedział, że wróciła do Psa Ziemi — szczeniętom brakowało więc pożywienia i dorosłych, którzy powiedzieliby im, co mają robić. A przynajmniej było tak aż do przybycia tych dwóch obcych psów.

Liza miała nadzieję, że Pies Ziemia zaopiekuje się ich Psią Mamą. Zakopali jej ciało przed opuszczeniem Ogrodu, razem z zimnym, nieruchomym szczenięciem, które znaleźli pośród wysokiej trawy.

Liza przycisnęła uszy do boków głowy i próbowała powstrzymać się przed skomleniem. Teraz wyczuwała już zapach potworów. Przez chwilę sądziła, że są to psy, jednak ten zapach nie przypominał ani woni unoszącej się w Psim Ogrodzie, ani tej, którą przynieśli ze sobą Miki i Fuks. Zapach był ostrzejszy. Nieznajomy.

Kiedy szczenięta opuściły swój dom, dorosłe psy obiecały się nimi zaopiekować, a Liza im uwierzyła. Patrzyła więc w górę, na Fuksa, który wciąż stał na sztywnych łapach obok krzaku, i miała ogromną nadzieję, że złocisty pies dotrzyma złożonej obietnicy.

— Nie zamierzam chować się przed żadnym psem — burknął do Fuksa Mruk. W piersi Lizy zawibrowało cichutkie warknięcie. Miała ochotę zawarczeć na głos i kazać swojemu głupiemu bratu z miotu przestać być takim puchatym łbem! Bała się jednak, że w ten sposób zwróciłaby uwagę potworów.

Mruk odwrócił się, chcąc się ruszyć, na co Liza napięła mięśnie w tylnych łapach. Była gotowa wyskoczyć za nim i wciągnąć go do bezpiecznej kryjówki choćby za futro na karku, jeżeli będzie do tego zmuszona. Wtem jednak usłyszała czyjeś głosy i jej odwaga zniknęła.

— Gdzie pójść szczeniaki?

— Blisko, kamraci. Czuć szczeniaki…

Kim oni są? — pomyślała Liza, ze strachu mocno przyciskając brzuch do podłoża.

Fuks wyskoczył naprzód i popchnął Mruka w kierunku krzewu. Mruk próbował mu się postawić i miotał łapkami, usiłując zaprzeć się na błotnistej ziemi.

Czy ty masz kamienie zamiast mózgu? — chciała zawyć na niego Liza. — Przestać z nim walczyć!

Wreszcie Mruk wpadł między krzewy i wsunął się w wolną przestrzeń obok Lizy. Fuks wcisnął się zaraz za nim, żeby mieć szczeniaka na oku. Wyszeptał do Mruka coś, czego Liza nie zdołała usłyszeć, ale zaraz wychwyciła za to wypowiedzianą drżącym głosem odpowiedź swojego brata:

„Kojoty? A co to za jedne?”

— Ja zjeść szczeniaki. Zacząć od delikatne pyszczki! — syknął nieopodal czyjś chrapliwy głos.

— A ja schrupać ogony!

Słysząc to, nawet Mruk ugryzł się w język, a jego boki zaczęły dygotać. Liza wyjrzała spomiędzy gałęzi i wytrzeszczyła oczy, gdy ujrzała sylwetki poruszające się na szczycie wzniesienia. Ich kontury przypominały psie, ale futrzaste ciała opierały się na długich, cienkich nogach, które wyglądały niczym same kości z naciągniętą na nie skórą.

Zawijas zakopał się głębiej w grube futro Mikiego, a Mruk mocno zacisnął powieki. Liza jednak nie zamierzała odwracać wzroku.

Nie boję się iść na spotkanie z Psem Ziemią — zawarczała w myślach, gdy kojoty podeszły bliżej. — Ale żaden półpsi pchlarz nie schrupie mojego ogona…

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Na polanie przed obozowiskiem sfory psy biegały wokół Nawałnicy niczym stado spanikowanych cieni, wyjąc i ujadając ze smutku i przerażenia.

Słabe łapy Psa Słońce muskały korony drzew, ale nie docierały jeszcze do ziemi. Światło, które sączyło się między gałęziami, oświetlając ciało leżące przed Nawałnicą, było równie szare, co potargane futro zabitego psa.

I tylko jaskrawe rozbryzgi krwi wyróżniały się na tle przyćmionego świtu.

To dzieło psa — pomyślała raz jeszcze.

Nawałnica opadła na brzuch i wbiła wzrok w pozbawione życia oczy Szepta. Jego rany były paskudne. Żaden pies nie przeżyłby podobnych obrażeń, a już na pewno nie słodki, chudziutki Szept. Zabójca rozdrapał jego bok i brzuch silnymi pazurami i rozszarpał mu gardło. Łapy Nawałnicy leżały przy obrzeżu ciemniejszej plamy prawie czarnej gleby, w miejscu, w którym Szept oddał całą swą krew Psu Ziemi.

Nie był to pierwszy martwy pies, jakiego zobaczyła. Widziała ich wiele i wciąż pamiętała wyrazy ich pysków. Uszy jej Psiej Mamy smutno opadły w przód. Szczeniak Kosy wydawał się spokojny, choć jego śmierć z pewnością taka nie była. Górna warga Terrora została skręcona w oszalałym, pełnym wściekłości warczeniu, które towarzyszyło mu aż do samego końca.

Oczy Szepta były za to wytrzeszczone, a szczęki delikatnie otwarte, jakby coś go zaskoczyło.

Kto ci to zrobił? — zastanawiała się w myślach.

Zdała sobie sprawę z tego, że dyszy i z każdym oddechem coraz bardziej drży. Czuła chłód, ale nie miała pewności, czy to prawdziwe zimno, czy raczej mrożące krew w żyłach przerażenie.

Jej towarzysze ze sfory nadal ujadali, okrążając ciało Szepta. Bruno kroczył niespokojnie raz w jedną, raz w drugą stronę, a jego ogromne łapy ledwo dotykały gruntu, jak gdyby bał się stąpać po ziemi, na której umarł Szept. Omega sfory, Promyk, drżała u podnóża drzewa i chowała swój pysk za pobliską kępą trawy.

Ktoś zawył, lecz Nawałnica ledwo go usłyszała.

— Ruszajcie za zapachem! Wytropcie ich!

Kilka psów wskoczyło między krzewy i pobiegło w stronę drzew. Byli wśród nich mała biała Stokrotka i wysoki niechlujny Łobuz. Chwilę później dołączył do nich Miki, czarno-biały pies farmerski.

Za późno, nie uratujecie już Szepta — pomyślała Nawałnica. — I nie znajdziecie też jego mordercy. To wszystko zdarzyło się zbyt dawno temu.

Rany zmarłego zdążyły już wyschnąć, a jego ciało pachniało zimnem. Ktokolwiek zamordował Szepta, z pewnością zdążył uciec daleko.

Jeszcze raz przyszła jej do głowy ta sama myśl: to jeden z psów zamordował Szepta. Tylko który?

— Jak mogło do tego dojść? — zawyła alfa, a wściekłość wzięła górę nad tonem zaskoczenia w jej głosie. — Jesteśmy przecież na własnym terytorium! Które psy patrolowały teren zeszłej nocy?

— Ja… To byłam ja, alfo — odparła Zadra, występując naprzód na drżących łapach.

— Ale to ja przewodziłam patrolowi, alfo — dodała Bryza, która stanęła u boku Zadry i trąciła młodą suczkę nosem, by dodać jej otuchy. Łapy Bryzy nie dygotały, ale gdy spojrzała na ciało Szepta, jej brązowe oczy stały się ciemne i nieprzeniknione. — Przez całą noc biegałyśmy wzdłuż granicy obozowiska. Żadna z nas niczego nie zauważyła.

Przebiegnięcie dookoła obozowiska zajmuje sporo czasu — analizowała Nawałnica. — Jeśli któryś pies chciał pozostać niezauważony, bez trudu zdołałby uniknąć patrolu.

Lecz żeby o tym wiedzieć, zabójca musiałby obserwować sforę i podejrzeć nawyki psów patrolowych… a to oznaczało, że ten pies wciąż się tu czaił. Pies, o którym nic wcześniej nie wiedzieli, postanowił wtargnąć na ich terytorium i zamordować biednego Szepta.

To nie miało sensu.

Chyba że… ten pies wcale nie musiał mijać patrolujących.

Nawałnica potrząsnęła głową, jak gdyby chciała odrzucić tę myśl, zanim ta na dobre zadomowi się w jej umyśle. Pomimo wszelkich wysiłków nie mogła jednak pozbyć się tej obawy. Czuła, że zdradza swoją sforę, nawet tylko się nad tym zastanawiając, ale co jeśli…

Co jeśli zabójca Szepta nadszedł od strony obozowiska?

Nawałnica rozejrzała się dokoła po pozostałych psach, obawiając się i jednocześnie mając nadzieję, że nie tylko ona o tym pomyślała. Reszta sfory wciąż skupiała jednak uwagę na alfie oraz psach patrolowych, które stały przed nią z nisko opuszczonymi ogonami.

Alfa popatrzyła gniewnie na Bryzę i Zadrę. Jej szczupłe łapy drżały z wściekłości i wysiłku, który wkładała, aby ustać przez tak długi czas z nabrzmiałym brzuchem pełnym nienarodzonych szczeniąt.

— Niczego nie zauważyłyście. Nie wyczułyście żadnego zapachu. A więc wasz patrol nas zawiódł.

Strzała, Żuk i omega zawyli na znak zgody i zdenerwowania.

— Co to oznacza? — zaskomlała omega.

Strzała pochyliła łeb, a jej uszy przywarły płasko do głowy.

— Czy w takim razie nasze patrole są bezużyteczne?

— Na pewno były bezużyteczne dla Szepta. — Bór wydał z siebie pozbawione emocji warknięcie.

— Psy patrolowe są nimi właśnie po to, żeby chronić sforę przed nadchodzącym niebezpieczeństwem — zaszczekała alfa, prostując się do swej pełnej wysokości. Postawiła uszy i spojrzała w dół długiej kufy na Lunę, po czym obiegła wzrokiem resztę psów patrolowych. — Potrzebujemy lepszych i częstszych patroli. Chcę, żeby przez cały czas na warcie stało dwa razy więcej psów!

Ciężki oddech zamarł w piersi Nawałnicy, kiedy oczy wszystkich zwróciły się w kierunku Luny. Luna wciąż przewodziła psom patrolowym, mimo że alfa wysłała ją na Wysoką Wartę w ramach kary za kradzież pożywienia ze stosu zdobyczy. Była to zbrodnia, której zdaniem Nawałnicy suczka patrolowa na pewno nie popełniła. Luna musiała zbiec do nich z klifu, przywołana odgłosami rozpaczy zgromadzonej sfory, i teraz węszyła w powietrzu, przybierając defensywną postawę.

— Mogę podwoić patrole, alfo — odparła sztywno. — Pod warunkiem, że psy patrolowe zgodzą się zrezygnować ze snu. Z całym szacunkiem — dodała, pochylając głowę w odpowiedzi na rozgniewane spojrzenie alfy — po prostu brakuje nam psów. Zwłaszcza teraz, kiedy zwiadowcy codziennie wychodzą razem z myśliwymi. A psy patrolowe muszą kiedyś odpocząć. Być może gdybym zeszła z Wysokiej Warty, to…

— Skoro nasi wrogowie nie śpią, to my też nie będziemy — warknęła alfa. — A ty pozostaniesz na Wysokiej Warcie aż do momentu, w którym sama cię z niej zwolnię!

Fuks zrobił krok w kierunku alfy, na co ona oparła się o bok złocistego bety i westchnęła z wdzięcznością.

— Alfa ma rację — zaszczekał. — Musimy bronić naszej sfory i pomścić zabójstwo Szepta. Zostaliśmy zaatakowani! Czas więc, żebyśmy odpowiedzieli na ten cios. I to szybko!

Po polanie echem rozeszły się szczeknięcia poparcia, gdy psy ze sfory stawiały uszy wysoko. Bella twardo skinęła głową do brata z miotu. Wargi Werwy wywinęły się w srogim warknięciu, a Bór z niecierpliwością przejechał pazurami po ziemi.

Nawałnica szczeknęła ciche „tak” wraz z pozostałymi, chociaż w tym momencie nie potrafiła przywołać w sobie furii psa bojowego. Martwe oczy Szepta i jego nieruchome łapy wciąż przykuwały do siebie jej wzrok, przez co odciągały jej uwagę od bojowych okrzyków wszystkich psów ze sfory.

Kiedy jednak spojrzała na Fuksa, poczuła w sobie maleńką iskierkę nadziei.

On ma plan! — pomyślała. — Na pewno wie, jak odkryć, kto jest za to odpowiedzialny. — Usiadła prosto i czekała na dalsze instrukcje bety.

— Wiemy, kto to zrobił — ogłosił Fuks. — To te parszywe kreatury! Lisy!

Nawałnica ze zdziwieniem uniosła naderwane ucho. Dlaczego Fuks miałby podejrzewać lisy?

— Zaatakowały nasz obóz! — kontynuował beta, a jego głos podniósł się do wściekłego wycia. — Myślą, że zabiliśmy jedno z ich szczeniąt, i właśnie w ten sposób się na nas zemściły! To szalone, wściekłe… niepsy! Ale tym razem posunęły się za daleko. Odeprzemy ich atak!

Sfora zawyła, a ogony jej członków zaczęły uderzać o podłoże w wyrazie poparcia.

— Pomścimy śmierć Szepta! — zapiszczała Bryza, a Zadra i Żuk zaskowyczeli wraz z nią.

— Przegnamy ich z naszego terytorium!

— Już nigdy nie zapolują na żadnego psa!

Nawałnica wodziła wzrokiem po zebranych. W jej gardle zawibrował skowyt, ale był zbyt cichy, by inni go usłyszeli. Czy którykolwiek z jej towarzyszy w ogóle spojrzał na obrażenia Szepta? Czy Fuks nie zdawał sobie sprawy z tego, że na polanie nie wyczuwało się smrodu lisów?

— Właśnie tak! Będziemy… — Fuks zaczął, lecz nagle gwałtownie przerwał i szybko odwrócił się w kierunku swojej partnerki. Alfa kiwała głową jak pozostałe psy ze sfory, jednak jej łapy dygotały, a powieki mrugały coraz wolniej, jakby szybko traciła siły.

— Musisz się położyć — poradziła Luna, podchodząc do alfy. Puściła w niepamięć ich wcześniejszą kłótnię. — Szczenięta potrzebują, byś trochę odpoczęła.

— Szczeniakom nic się nie stanie — odparła alfa. Nie zaprotestowała jednak, kiedy beta delikatnie trącił ją nosem, skłaniając do marszu w kierunku obozowiska i ich leża.

Bez alfy i bety, którzy przewodzili dotąd dyskusji, pozostałe psy zgromadziły się dookoła Tika, trzeciego psa sfory, i przekrzykiwały się przy tym entuzjastycznymi szczeknięciami.

— Jeżeli mamy się na nich zemścić, to musimy odnaleźć norę tych parszywców — szczeknął Bruno.

Ale to nie były lisy… — Nawałnica biła się z myślami.

Nerwowo ugniatała podłoże łapami. Musiała komuś o tym powiedzieć, a jednocześnie wiedziała, że nie może tak po prostu podbiec do pozostałych i zaprzeczyć temu, co przed chwilą oznajmił ich beta.

Alfa i Fuks musieli jako pierwsi dowiedzieć się, co naprawdę zaszło.

Trudno jej było zmusić się do opuszczenia Szepta. Nawet towarzysze z jego dawnej sfory już się od niego odwracali i odchodzili kolejno, by wytropić zabójcę lub dołączyć do obrad na temat zemsty. A przecież któryś z psów powinien chyba z nim zostać? Mimo to Nawałnica miała obowiązek opowiedzieć dwojgu przywódców o swoich odkryciach. Omiotła zatem Szepta ostatnim smutnym spojrzeniem, po czym zaczęła się przedzierać przez poszycie i odbiegła za alfą i betą.

Po zaledwie kilku długich susach dotarła do granicy lasu i wkrótce pozostawiła za sobą cienie drzew. Pędziła po miękkiej, wilgotnej trawie, a wczesne światło Psa Słońce ogrzewało jej grzbiet. Psy Wiatru niosły ze sobą słaby zapach Bezkresnego Jeziora od strony klifów aż do położonego wyżej i rozświetlonego ciepłymi promieniami obozowiska, w którym psy ze sfory urządziły swój dom.

Alfa i Fuks nie poruszali się zbyt szybko, obciążeni dodatkowym ciężarem szczeniąt i zmęczeniem chartki. Nawałnica zrównała się z nimi, kiedy mijali niewielki staw tuż obok obozowiska.

— Alfo! Beto! Zaczekajcie! — zaszczekała. Choć w lesie przebywało tak wiele psów, to miejsce wydawało się upiornie ciche, przez co jej szczek okazał się głośniejszy, niż zamierzała. Mały ptaszek, który usiadł przy brzegu spokojnej wody, przestraszył się i odleciał. Dwa starsze psy przystanęły.

— O co chodzi, Nawałnico? Czy coś się stało? — zapytał Fuks.

— Ja… Chciałam z wami porozmawiać na temat Szepta.

— Alfa musi teraz odpocząć. — Fuks potrząsnął łbem. — Czy ta sprawa nie może zaczekać do momentu, aż wrócę?

— Nic mi nie jest, Fuksie — odparła alfa, po czym z czułością trąciła go czubkiem głowy. — Możesz tu zostać i porozmawiać z Nawałnicą, a ja sama dotrę do legowiska.

— Jesteś pewna? — niepokoił się Fuks, rozglądając się wokoło, jak gdyby wypatrywał lisów przyczajonych w wysokiej trawie nieopodal stawu.

— Czyżbyś podważał słowa swojej alfy? — zażartowała jego partnerka. — Potrafię jeszcze przejść kilka kroków bez niczyjej pomocy. Zostań z Nawałnicą. — Odwróciła się do niego tyłem i odeszła powoli, ale z godnością. Skierowała się w górę zbocza, do ich legowiska, a Fuks nie spuszczał jej z oka, obserwując każdy krok alfy do momentu, aż zniknęła z pola widzenia. Tymczasem czekająca Nawałnica przestępowała z łapy na łapę, czując dziwne zniecierpliwienie. Nie mogła się doczekać, aż beta wreszcie poświęci jej swoją uwagę. Traciła przy tym na pewności siebie. Przypuszczała, że Fuksowi wcale nie spodoba się to, co miała mu do powiedzenia, a przecież tak łatwo byłoby zawrócić i dołączyć do pozostałych psów…

Nie! Muszę mu o tym powiedzieć! — zadecydowała.

— Myślę, że to nie lisy zamordowały Szepta — wypaliła.

Fuks natychmiast odwrócił głowę i spojrzał na nią wytrzeszczonymi oczami.

— Oczywiście, że zrobiły to lisy. One uważają, że zabiliśmy ich szczeniaka, i nie potrzebowały więcej powodów, żeby…

— Na polanie nie było ich zapachu, Fuksie! Lisy paskudnie śmierdzą, a na ciele Szepta nie znalazłam żadnego zapachu poza psim, no i… no i poza wonią krwi.

Fuks zmarszczył czoło i wyjrzał nad barkiem młodej suczki w kierunku lasu. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w drzewa, po czym wreszcie pokręcił głową.

— Ciało Szepta było zimne. Musiało leżeć tam już długo, zanim patrol je zauważył, więc w międzyczasie zapachy lisów mogły wywietrzeć.

— Nie sądzę — naciskała Nawałnica. — I nawet jeśli to prawda, to z pewnością wyczulibyśmy ich smród gdzieś w lesie! A patrole nie doniosły nam o żadnych lisich zapachach, prawda? Ja też żadnych nie wyczułam, kiedy wracaliśmy z polowania… A ty?

Fuks nie odpowiedział. Cały czas wpatrywał się w las. Nawałnica przypuszczała, że tego nie pamiętał — i nie mogła go winić, skoro pędzili wówczas za głosem alfy wyjącej z bólu i rozpaczy.

— Tak czy inaczej, szczęki lisów są małe — kontynuowała — a ich pazury niespecjalnie silne. Wróć tam i spójrz na niego jeszcze raz, a sam to zauważysz. Myślę, że Szept został zabity przez psa.

Na te słowa spojrzenie Fuksa natychmiast skupiło się z powrotem na Nawałnicy.

— Co? A więc myślisz, że Szepta zamordował któryś z Psów Bojowych? — zawarczał. Suczka prędko odwróciła wzrok, a jej uszy skierowały się płasko w tył. — Albo może jakiś inny zły pies spoza sfory? — dodał prędko.

Nawałnica nie chciała spojrzeć mu w oczy. Beta wprawdzie próbował to zamaskować, ale w pierwszej chwili od razu pomyślał o sforze, w której przyszła na świat, oraz o psach takich jak ona czy Grot.

— Sama nie wiem — odparła cichutko. — Nie wyczułam żadnych zapachów obcych psów, ale…

Fuks potrząsnął głową.

— W takim razie jaki pies miałby go zamordować? Wiem, że jesteś zdenerwowana, Nawałnico, ale dosyć już tego. — Odwrócił się. — W pobliżu nie kręcą się żadne psy, które chciałyby zaatakować naszą sforę. Natknęlibyśmy się na nie już wcześniej! Szept musiał zostać zabity przez lisy.

— Ale beto, ten zapach…

— To podstępne stworzenia — szczeknął Fuks. — Musiały w jakiś sposób zamaskować swój odór. A co do rozmiarów ich szczęk, lisy bywają większe i mniejsze, tak samo jak psy. To niczego nie udowadnia.

Nie, to nieprawda — pomyślała Nawałnica. — Jestem pewna, że takich ugryzień nie mogły zostawić lisy.

Przed jej oczami pojawił się obraz zakrwawionego gardła Szepta. Musiała coś zrobić, by Fuks zrozumiał jej strach, nawet jeśli pomysł był tak mroczny, że ledwo pozwalała mu zaświtać w swojej głowie.

— Beto — spróbowała raz jeszcze. — A co, jeśli któryś z psów z naszej sfory…

— Cicho już, szczeniaczko! — Oczy Fuksa błysnęły wściekłością, a Nawałnica cofnęła się o kilka kroków. — Musisz natychmiast skończyć z tym nonsensem. Wiem, że trudno jest patrzeć, jak coś niesprawiedliwego i okrutnego dotyka takiego dobrego psa jak Szept, ale uwierz mi, że to ciężkie przeżycie dla całej sfory. Dlatego musisz obiecać, że nie będziesz niepokoić pozostałych psów tą… tą niedorzeczną teorią!

Jest mniej niedorzeczna niż zwalanie winy na lisy, czy ci się to podoba, czy nie! — naburmuszyła się Nawałnica. Mimo to zachowała milczenie i opuściła głowę, kiedy Fuks krążył w tę i we w tę przed jej pyskiem, rozrzucając krople rosy machnięciami ogona.

— Nasza sfora została zaatakowana, Nawałnico. Nie rozumiesz tego? — zaszczekał. — Musimy teraz być silni. Dla naszej alfy, dla szczeniaków i dla każdego pojedynczego psa. Jeżeli zaczniesz oskarżać towarzyszy ze sfory o zamordowanie pobratymca, wybuchnie panika i wszyscy zwrócą się przeciwko sobie nawzajem. Albo, co najbardziej prawdopodobne, zapałają wrogością do ciebie! — Głos Fuksa stał się łagodniejszy, choć nie stracił przy tym na stanowczości. — To lisy zabiły Szepta, Nawałnico. I nie chcę słyszeć na ten temat już ani słowa więcej.

Nie czekając na odpowiedź, beta odwrócił się i pospieszył tak jak alfa w kierunku ich legowiska.

Patrząc za nim, Nawałnica poczuła, jak w jej brzuchu formuje się gorący kłębek nerwów.

I co ja mam teraz począć? — zastanawiała się.

Beta wydał jej rozkaz i kazał zachować swoje obserwacje dla siebie. Otrzepała się prędko od głowy do ogona, po czym, z rozpędzonymi myślami, zawróciła do lasu. Biegnąc, z każdym susem pokonywała odległość wielu króliczych skoków.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki