Gotowi na wszystko - Agata Przybyłek - ebook + książka

Gotowi na wszystko ebook

Agata Przybyłek

4,2

Opis

Jak zostać celebrytką? Mówią, że dla chcącego nic trudnego. Wystarczy dostać się do telewizji!

Paula marzy, by ktoś odmienił jej życie dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Choć jest zwyczajną dziewczyną z sąsiedztwa, nieustannie marzy o sławie. Popularni ludzie wiodą przecież takie wygodne życie, prawda?

Dziewczyna postanawia zgłosić się do nowego reality show, a do realizacji swojego szalonego pomysłu potrzebuje jedynie… partnera! Casting otwarty jest dla par, więc zaradna singielka namawia do udziału przyjaciela ze szkolnych lat. Jeśli zwyciężą w finale, podzielą się główną nagrodą według potrzeb: Paula zdobędzie popularność, a Marcel – pieniądze na wymarzony ślub. Tylko że ślub jak z bajki jest marzeniem jego narzeczonej… Ukochana o niczym nie wie, natomiast chłopak jest przekonany, że będzie wniebowzięta, gdy uda mu się zdobyć pieniądze. Miłość przecież wszystko wybaczy.

Czy sława i popularność warte są każdej ceny? Agata Przybyłek udowadnia, że mają tyle samo blasków, co cieni. I że najważniejsza w życiu jest – po prostu – miłość. Jesteście gotowi, by o nią zawalczyć?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 353

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (290 ocen)
149
70
52
15
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Pancia13

Dobrze spędzony czas

Bardzo przyjemna opowieść o zwykłych ludziach i ich problemach
00
opryszek2020

Nie oderwiesz się od lektury

Książka wzbudziła we mnie wiele emocji, nie można przejść wobec niej obojętnie Polecam z całego serca ♥️
00
Amaryt

Nie oderwiesz się od lektury

Lekka lektura na weekend.
00
Basia1965

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zawsze w swoich książkach Pani Agata opisała ważne problemy życiowe. Czytałam chyba wszystkie książki Pani Agaty i zawsze wyciągam z nich coś ważnego dla siebie o życiu.
00



Copyright © Agata Przybyłek-Sienkiewicz, 2020

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2020

Redaktor prowadząca: Sylwia Smoluch

Marketing i promocja: Katarzyna Schinkel, Aleksandra Wolska

Redakcja: Barbara Kaszubowska

Korekta: Paulina Jeske-Choińska

Projekt typograficzny, skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński

Projekt okładki i stron tytułowych: Magda Bloch

Fotografie na okładce:

© DAJ / Getty Images

© Nataliia Yankovets / Shutterstock

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

eISBN 978-83-66570-18-4

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

Jedyną rzeczą zdolną uświęcić małżeństwo jest miłość.

Jedynym prawdziwym małżeństwem jest to, które uświęca miłość.

LEW TOŁSTOJ

Rozdział 1

Paula popatrzyła na zdjęcie, które wyświetlało się na ekranie jej telefonu, i głośno westchnęła. Ostatnio wszystko było nie tak. Ze smartfona spoglądała na nią Julia, jej siostra, która przytulała się do swojego przystojnego mężczyzny. Stała z Maksem na brzegu piaszczystej plaży we Włoszech na tle zachodzącego słońca, podczas gdy Paula od tygodnia siedziała w domu rodziców w Kasztankach i mogła co najwyżej pozwiedzać świat wirtualnie, za pomocą Google Earth. W dodatku dzięki znajomości Julii z najpopularniejszą w Polsce blogerką kulinarną zdjęcie zakochanych polubiło na Instagramie prawie pięć tysięcy użytkowników.

Pięć tysięcy! A jej, Pauli, zaledwie trzysta osób, z czego większość stanowili krewni i znajomi ze studiów. I to pomimo tego, że wyglądała o niebo lepiej od siostry!

Dziewczyna rzuciła telefon w nogi łóżka i głośno westchnęła. To było takie niesprawiedliwe! Julii nigdy nie zależało na popularności ani na wygodnym życiu, a mimo wszystko jej historia przypominała opowieść o Kopciuszku, którego los magicznie odmienił się na lepsze. Paula zaś nadal była zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa, chociaż zawsze pragnęła być sławna. Nie miała popularnych przyjaciół ani faceta wyglądającego jak model z okładki magazynu czy książki dla kobiet, z którym mogłaby podróżować. Najdalej była w Zakopanem na klasowej wycieczce jeszcze w podstawówce. Zresztą, odkąd wróciła na wakacje do domu rodziców po ukończonym z sukcesem roku akademickim i rzuciła pracę hostessy, nie posiadała środków na podróż gdziekolwiek. Na jej koncie zostało trochę ponad sto złotych, które zamierzała wydać niedługo podczas promocji w okolicznej drogerii. Potem musiała zdać się na łaskę lub niełaskę rodziców.

Nie chciała być zawistną siostrą, ale poczuła ukłucie w sercu na widok zdjęcia Julii. Odkąd sięgała pamięcią, to ona, Paula, pragnęła takiego życia, jakie wiodła teraz jej siostra. Nawet nie dla lajków na Instagramie czy Facebooku, a po prostu dla wygody. Od dzieciństwa patrzyła, jak jej rodzice pracują na etacie i niewiele z tego mają. Pensji wystarczało im zaledwie na bieżące potrzeby, o dodatkowych zakupach mogli jedynie pomarzyć. Jej koleżanki ze szkoły miały nowe firmowe buty co sezon, a ona często dziedziczyła je po starszej siostrze. To było nie fair, zwłaszcza że rodzice naprawdę urabiali się czasami po łokcie. Paula dobrze pamiętała wszystkie niedzielne popołudnia, w które odsypiali, zamiast spędzać czas z córkami. „Pobawcie się same” – mówiła do niej i Julii matka, podczas gdy inne dzieciaki chwaliły się co poniedziałek, gdzie były w weekend z rodzicami i co robiły. W pewnym momencie doszło nawet do tego, że Paula celowo wymyślała co ciekawsze historie, żeby nie być od nich gorsza. „Byłam u cioci w Londynie” – mówiła rozemocjonowana. „Widziałam na żywo słonia!”. „Oglądałam w kinie najnowszą bajkę”.

Niestety, jej starania, żeby zaimponować znajomym, w pewnym momencie odniosły zupełnie inny skutek niż ten, który chciała osiągnąć. Pech chciał, że kiedy przechwalała się wizytą w Disneylandzie, jej rozmowę z koleżankami podsłuchała nauczycielka. Jeszcze tego samego dnia wezwała do szkoły rodziców i powiedziała im, że ich córka konfabuluje. Paula do tej pory miała przed oczami surową minę mamy. „Jeszcze raz zrobisz coś takiego, a możesz zapomnieć choćby o wyjeździe do babci!” – oznajmiła wtedy dziewczynce.

To wszystko sprawiło, że Paula zaczęła marzyć o wygodnym życiu, jakie w jej mniemaniu wiodą aktorki, piosenkarki czy inne artystki. Takim, w którym – oczywiście tylko jej zdaniem – nie trzeba za wiele pracować, a mimo wszystko opływa się w luksusy, można bezkarnie nosić od rana do nocy najpiękniejsze drogie sukienki i błyszczeć przed dziennikarzami w nienagannym makijażu. Właściwie sama nie wiedziała, kiedy utożsamiła wygodę z bogactwem i sławą, ale nosiła te marzenia w głowie do dziś. Może trochę ewoluowały przez ten czas, ponieważ już nie chciała być aktorką czy piosenkarką, ale po prostu celebrytką znaną z tego, że jest znana, jednak ich kwintesencja pozostała niezmienna. Pragnęła być bogata i zamierzała kiedyś żyć w luksusie. A wtedy Julia z Maksem będą mogli jej tylko zazdrościć.

Po chwili zganiła się jednak w duchu za ostatnią myśl. Przecież miała nie być zazdrosna i zawistna.

Do jej pokoju wpadały jasne promienie słońca. Odgarnęła na plecy swoje długie włosy, które kilka miesięcy temu dla kaprysu przefarbowała z blondu na brąz. Jak to kobieta, potrzebowała odmiany, a wizyta u fryzjera przyszła jej do głowy jako pierwsza. Dywagowała jeszcze nad zrobieniem grzywki, ale w końcu uznała, że to już byłaby jednak przesada. Nowe włosy i tak odświeżyły jej wizerunek i nad wyraz jej pasowały. Gdy patrzyła na siebie w lustrze, miała wrażenie, że dzięki temu błękitny kolor jej oczu wydawał się jeszcze intensywniejszy, a twarz wyglądała bardziej poważnie. W przekonaniu Pauli to przybliżało ją do spełnienia marzeń. W końcu jaki producent telewizyjny chciałby pracować z dwudziestojednolatką? A w nowej fryzurze jak nic wyglądała na minimum dwadzieścia trzy!

– Podobają się pani? – zapytała fryzjerka.

– Nie ma pani pojęcia, jak bardzo – odparła rozpromieniona.

Opuściła wtedy salon szczęśliwa, myśląc, że teraz na pewno jest już o krok od szczęścia. W końcu niczego jej nie brakowało. Podczas gdy wiele jej koleżanek zmagało się z nadwagą, ona dumnie nosiła ubrania w rozmiarze S, a czasami nawet i mniejsze. „Ty chyba nadal znalazłabyś dla siebie ciuchy w działach dziecięcych” – śmiały się jej znajome, ale za nic miała ich słowa. Poza tym faktycznie zaglądała czasami w tamte rejony. Piżamy z działu dziecięcego zawsze były tańsze od tych dla dorosłych, a ona nadal mieściła się w koszule nocne dla nastolatek, chociaż miała prawie metr siedemdziesiąt wzrostu, długie nogi i posturę modelki. „Raczej anorektyczki” – poprawiał ją ojciec, ale właściwie była z tego dumna. Może nie powinno się przywiązywać nadmiernej wagi do wyglądu, lecz, na Boga, w tych czasach bez odpowiedniego wizerunku i zadbanej sylwetki naprawdę trudno cokolwiek osiągnąć. Chyba właśnie dlatego tak chętnie chodziła na siłownię i do kosmetyczki na zabiegi oczyszczające.

Zamiast jednak myśleć teraz o ćwiczeniach, przytuliła się do miękkiej poduszki i po raz tysięczny zaczęła zastanawiać się nad tym, jak spełnić swoje odwieczne marzenie. W ostatnich latach wielokrotnie imała się zadań, które mogłyby przynieść jej popularność, ale niestety wszystkie kończyły się fiaskiem. Jeszcze przed maturą założyła profil na Instagramie o podróżach, ale nie przybywało jej ani obserwatorów, ani lajków, co w sumie nie powinno jej dziwić, ponieważ relacjonowała na nim głównie swoje piesze wycieczki po okolicy. Rodzice nie chcieli zasponsorować jej żadnego dalszego wyjazdu i najdłuższą podróżą, jaką wtedy odbyła, był weekendowy wypad do siostry, kiedy zrobiła parę zdjęć zadbanym budynkom. Pomysł z prowadzeniem strony o podróżach umarł więc tak samo szybko, jak się narodził, a ona zaczęła udzielać się w branży urodowej. Chciała nawet pójść na kurs makijażu, żeby móc w przyszłości malować gwiazdy, ale w ostatniej chwili przeznaczyła uzbierane pieniądze na klasową wycieczkę do stolicy. Uznała, że to ostatni wyjazd z przyjaciółmi ze szkoły, i chociaż potem trochę żałowała tej decyzji, nie wyszła jej ona na złe. Pierwszy raz wystąpiła bowiem wtedy w telewizji. Kiedy przechodzili całą grupą pod sejmem, jedna ze stacji uwieczniła ją, jak kroczyła dumnie ze swoim różowym plecakiem. Zadowolona klasnęła w ręce, kiedy rodzice dali jej znać, że widzieli ją w wieczornych wiadomościach. Niestety, nawet ten łut szczęścia nie otworzył jej drzwi do kariery. Chociaż wysłała kilka maili do programów telewizyjnych z propozycjami współpracy, nikt jej nie odpisał. Nawet pomimo tego bezsprzecznego debiutu.

– Nie martw się, Pauluś – pocieszała ją matka. – Marzenia się spełniają, naprawdę. Zobaczysz, że jeszcze kiedyś osiągniesz swój cel.

Pomimo zapewnień mamy te wydarzenia trochę podcięły jej skrzydła. Przez kilka dni chodziła przygnębiona, ale mimo wszystko nie zamierzała się poddawać. W końcu ten, kto nie próbuje, nigdy niczego nie zyska, prawda?

Kiedy poszła na studia, postanowiła ponownie zawalczyć o swoje. Najpierw starała się dostać do pracy w porannym programie telewizyjnym, a kiedy jej się nie udało, zatrudniła się jako hostessa pracująca głównie na różnych wydarzeniach z udziałem gwiazd. Rozdawała ulotki podczas imprez branżowych, czasami przechadzała się ze słodkościami między rozmawiającymi gośćmi. Liczyła na to, że nawiąże z kimś bliższą znajomość, lecz przez te wszystkie miesiące, gdy tam pracowała, zwróciła na nią uwagę tylko młoda fryzjerka celebrytów, z którą potem się zaprzyjaźniły.

– Lepszy rydz niż nic – mówiła sobie Paula, mając nadzieję, że przez nią dotrze do bardziej rozpoznawalnych osób. Po jakimś czasie i ta przyjaźń jednak się skończyła, ponieważ dziewczyna wygrała konkurs dla fryzjerów i wyjechała do Stanów Zjednoczonych na półroczny kurs. Paula uświadomiła sobie, że wróciła do punktu wyjścia. No a potem musiała rzucić pracę i wrócić do domu rodziców na wakacje, ponieważ nie chcieli w letnie miesiące płacić czynszu za jej wynajmowane mieszkanie.

Obiecała sobie jednak, że i tak dopnie swego. Nigdy nie należała do osób, które łatwo rezygnują ze swoich celów. Codziennie dywagowała nad tym, jak uczynić swoje życie przyjemniejszym i stać się osobą znaną. Co prawda w Kasztankach miała mniejsze możliwości, ale nie przestawała dążyć do spełnienia marzeń – nawet kiedy rodzice podocinali jej skrzydła, co zdarzało się niestety wyjątkowo często, ponieważ oboje wyznawali zasadę, że lepiej żyć skromniej, ale być szczęśliwym. „Przecież wygoda łączy się ze szczęściem” – protestowała dziewczyna, za nic mając ich słowa.

Tylko to dzisiejsze zdjęcie Julii trochę wyprowadziło ją z równowagi i napełniło jej serce zazdrością… Ale może to i dobrze? Będzie dzięki temu miała jeszcze więcej energii, żeby w końcu coś zmienić.

Rozdział 2

Idąc rano z pracy do domu, Marcel zastanawiał się, czy zaręczyny z Zuzą nie były zbyt pochopną decyzją. Miał za sobą kiepską noc. Chociaż pracował jako barman w klubie nocnym już od kilku miesięcy, czasami przychodziły takie zmiany, że nie radził sobie z potrzebą snu i to nawet mimo głośnej muzyki. Dzisiaj była właśnie taka noc. Mijał ludzi spieszących się do pracy, na niebie świeciło słońce i zapowiadał się naprawdę piękny dzień, ale on miał ochotę tylko położyć się spać. I nie wstawać aż do wieczora.

Na domiar złego trapiły go problemy z Zuzą. Kiedy wręczał jej pierścionek na prawie pustej plaży nad morzem, czuł się najszczęśliwszym facetem na świecie. Z czasem zapomniał, jak było wtedy pięknie. I nie chodziło nawet o to, że miał dwadzieścia cztery lata i jeszcze chciał się wyszumieć, albo że się odkochał, ani o to, że byli z Zuzą parą już od wielu lat i najzwyczajniej w świecie się sobą znudzili. Nie. Nic z tych rzeczy. Po prostu jego wybrance po zaręczynach jakby odbiło i momentami nie widział w niej już tej dziewczyny, w której się zakochał i sądził, że ją zna. Wcześniej Zuza wiele razy mówiła, że po zaręczynach nie muszą się spieszyć z organizacją ślubu oraz wesela i że najważniejsze jest dla niej przede wszystkim to, że będą razem już zawsze, ale gdy założył na jej palec pierścionek, momentalnie zmieniła zdanie. Ledwie co podniósł się z kolan, a ona już zaczęła planować co, gdzie, kiedy i z kim. Nie mówiąc już o tym, że całą drogę powrotną z plaży do hotelu przegadała przez telefon z mamą, która wydawała się tak samo pełna zapału do organizacji wesela jak córka.

– Jeszcze dzisiaj zadzwonię do Laguny zapytać o wolne terminy – oznajmiła ku radości Zuzy oraz wielkiemu zdziwieniu Marcela.

– Dzisiaj? – zapytał zdumiony.

– A jaki jest sens zwlekać? – Zuza posłała mu uśmiech.

Cóż. Tyle wyszło ze słów, że najważniejsze jest po prostu bycie razem i że z niczym nie muszą się spieszyć. Wtedy tłumaczył to sobie entuzjazmem Zuzy wywołanym zaręczynami i miał nadzieję, że szybko jej przejdzie. W końcu to normalne, że od razu pomyślała o ślubie i zadzwoniła do mamy. Kiedy jednak po trzech dniach pokazała mu rozpiskę ze wszystkimi wolnymi terminami w domach weselnych, które ją interesowały, oraz wstępną listę gości z jej rodziny, poczuł, że nie tak to jednak powinno wyglądać.

– Czy ty czasem nie przesadzasz? – zapytał. – Lista gości? Już teraz? Przecież dopiero co się zaręczyliśmy!

– Wiem i właśnie dlatego przygotowałam tę listę. Niektóre sale weselne są większe, inne mniejsze. Żeby wybrać odpowiednią, muszę znać przynajmniej orientacyjną liczbę gości.

– A nie uważasz, że pospieszyłaś się z tym wszystkim?

Zuza zamrugała oczami.

– Co sugerujesz?

– Nic. Po prostu wcześniej mówiłaś, że nie musisz od razu po zaręczynach planować ślubu. Że wystarczy ci deklaracja.

– Nie chcesz się żenić?

– Chcę! – zapewnił żarliwie, zresztą przecież gdyby tego nie pragnął, to nie dałby jej pierścionka. – Po prostu nie uważam, żeby konieczny był taki pośpiech.

– To kiedy ty chcesz zorganizować ten ślub? Za dziesięć lat? Kiedy już będziemy starzy i głusi?

– Nie sądzę, żebyśmy ogłuchli po trzydziestce.

– Nie zmieniaj tematu. – W oczach Zuzy zaszkliły się łzy. – Myślałam, że ci na mnie zależy.

– Kochanie, zależy mi. – Ujął w dłonie jej ręce. – Wiesz przecież, że jesteś dla mnie najważniejsza.

– A więc w czym problem, skoro chcesz tego ślubu? Na wolne terminy w przypadku niektórych sal czeka się nawet dwadzieścia miesięcy. Ile zamierzasz zwlekać?

Marcel odetchnął głęboko. Chciał tego ślubu i naprawdę nie zamierzał odkładać go do trzydziestki. Ale prawda była też taka, że gdy dawał Zuzie pierścionek, inaczej wyobrażał sobie te pierwsze dni, a nawet tygodnie w narzeczeństwie. Okres ten jawił się w jego głowie jako wyjątkowy czas, który jeszcze bardziej zbliży ich do siebie. W rzeczywistości zaś słuchał płaczów i wybuchów złości Zuzy, kiedy dowiadywała się, że w wybranym domu weselnym nie ma wolnych terminów w te weekendy, które jej zdaniem byłyby najbardziej odpowiednie, albo pocieszał ją po kolejnej kłótni z mamą.

Nie mówiąc już o tym, że czuł się przez nią kompletnie pomijany podczas dokonywania wszystkich ustaleń. Ani razu nie zapytała go, czy istnieje jakiś wymarzony termin, w który chciałby wziąć ślub, czy któraś sala mu się podoba. Z góry założyła też, że urządzą huczne wesele, podczas gdy on nie przepadał za imprezami na prawie dwieście osób, jaką planowała jego wybranka. Uważał, że najbliższa rodzina zupełnie by wystarczyła, i nie widział potrzeby zapraszania córki sąsiadki czy kuzynów matki lub ojca.

– Nieważne – mruknął jednak w końcu, nie chcąc się kłócić, po czym przytulił Zuzę, a ona znowu zaczęła trajkotać o ślubie.

Wzięła do ręki telefon i wróciła do przeglądania ofert domów weselnych, a on ponownie odetchnął głęboko i zapatrzył się w przestrzeń.

Jakoś to będzie, pocieszał się w duchu, mając nadzieję, że kiedy pierwsza fala entuzjazmu Zuzy nieco opadnie, ich życie wróci do normalności. Na razie nie mógł jej nawet swobodnie przytulić, ponieważ albo dzwoniła wtedy do mamy, albo ściskała w dłoni telefon. Naprawdę nie tak wyobrażał sobie pierwsze tygodnie narzeczeństwa. A przecież jeżeli ożeni się z Zuzą, to zawsze będą do zorganizowania jakieś przyjęcia: chrzciny, urodziny, rocznice ślubu… Nie mówiąc już o tych wszystkich modnych teraz przyjęciach w stylu baby shower i tak dalej, które organizowały ostatnio kobiety.

– O losie… – Odetchnął głęboko. Nieźle się wkopał.

Zmęczony i poirytowany tymi myślami dotarł do bloku, w którym mieszkał. Na obrzeżach Kasztanek mieściło się nieduże popeerelowskie osiedle. Mieszkała tu kiedyś babcia Marcela, a po jej śmierci on odziedziczył mieszkanie. Ku niezadowoleniu rodziców staruszka spisała testament i to wnuka uczyniła głównym spadkobiercą. Wcześniej ojciec Marcela miał nadzieję, że sprzeda mieszkanie i zarobi na nim, ale gdy chłopak dowiedział się o woli babci, przeciwstawił się ojcu.

– Będę tam mieszkał – oświadczył ku niezadowoleniu rodziców i tak, jak powiedział, tak też uczynił. Już kilka tygodni później, po uregulowaniu wszystkich spraw papierkowych, spakował walizki i przeniósł się na osiedle.

– Marcelku, ale może jeszcze przemyślałbyś tę decyzję – prosiła go matka, lecz pozostawał nieugięty.

– Wiem, czego chcę, mamo – powiedział, patrząc jej prosto w oczy, po czym celebrował pierwszy wieczór w nowym mieszkaniu z dala od wszędobylskich spojrzeń rodziców, które nieraz bywały powodem jego frustracji. Za oszczędzone pieniądze kupił farby i odmalował ściany, a także wymienił część mebli. Chociaż zmiany były nieduże, wnętrze nabrało dzięki nim świeższego wyglądu i przestało wyglądać jak kącik emerytki. Marcel pozbył się cerat, ciężkich zasłon i starych dywanów, a ich miejsce zajęły nowoczesne dodatki.

– No, no… – wyrwało się mamie, kiedy wpadła do niego po raz pierwszy po tym drobnym remoncie.

– Mnie też się podoba – przytaknęła jej Zuzka, a Marcel aż się uśmiechnął.

Warto było trochę się napracować, choćby po to, żeby zobaczyć podziw w oczach tych dwóch najważniejszych dla niego kobiet. No i do tego naprawdę dobrze spało mu się w nowym łóżku, które zamówił do sypialni.

Kiedy teraz wszedł na klatkę schodową, pozdrowił kobietę w średnim wieku, która myła podłogi, a potem ruszył na górę, pokonując po dwa schodki jednocześnie. Zawsze tak robił, dbał o swoją kondycję fizyczną. Dzięki regularnym wizytom na siłowni wyrobił sobie mięśnie.

Wszedłszy do mieszkania, przekręcił klucz w drzwiach i po zdjęciu butów ruszył do kuchni. Był trochę głodny, więc wyjął duży jogurt z lodówki i zjadł go na stojąco. Potem poszedł pod prysznic i rzucił się na łóżko.

W końcu, pomyślał, po czym nakrył się kołdrą. Przed wyjściem do pracy przezornie zasłonił okna grubymi zasłonami, dzięki czemu w pokoju panował przyjemny półmrok, idealny do snu. Wyłączył jeszcze telefon, celowo ignorując esemesa od Zuzy, a potem na wszelki wypadek włożył do uszu zatyczki i ułożył się wygodnie na brzuchu. Zapadł w błogi sen. Czarne tatuaże na dłoniach i plecach kontrastowały z bielą pościeli.

Rozdział 3

Kilkaset kilometrów dalej, w stolicy, w biurze znanego producenta telewizyjnego trwało natomiast istne szaleństwo. Jonasz – blond mężczyzna po trzydziestce, miotał się po swoim gabinecie, ciskając pioruny na prawo i lewo. Jego ofiarą padł już kubek, który roztrzaskał się w drobny mak o podłogę, i plik kartek, który do tej pory spoczywał spokojnie na biurku. Stojąca w rogu asystentka śledziła jego wybuch furii w milczeniu, nie bardzo wiedząc, co począć. W pierwszej chwili próbowała go jakoś uspokajać, pocieszać, ale jej działania, zamiast przynieść pożądane efekty, tylko bardziej rozwścieczyły Jonasza, więc postanowiła przeczekać jego napad wściekłości i trzymać się na uboczu. Jeszcze tego by brakowało, żeby rzucił w nią przyciskiem do papieru albo jakimś innym naczyniem, których kilka stało jeszcze na jego biurku. Ta praca i tak wymagała od niej wielu poświęceń.

– Do stu tysięcy diabłów! – krzyczał Jonasz, kipiąc ze złości. – Premiera programu już na jesieni, a ci durnie nie zrobili nawet castingów! Rozumiesz?! – pytał Bóg wie kogo. – Wszystko ustalone, miejsce kręcenia i godziny emisji wybrane, a tu się okazuje, że my nie mamy głównego elementu programu! Jak można nakręcić reality show bez uczestników?!

Zośka już miała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili po prostu wypuściła z płuc całe powietrze. Cóż, Jonasz miał rację. Pracowali ostatnio w pocie czoła, żeby program został włączony do letniej ramówki jednej z wiodących stacji telewizyjnych, a tu okazało się, że ktoś z ekipy nawalił i nie mieli głównych bohaterów. Nasz wymarzony ślub cieszył się za granicą ogromną popularnością i zarówno ona, jak i Jonasz pokładali wielkie nadzieje w tym formacie. Od wielu miesięcy robili wszystko, żeby polska edycja powtórzyła sukces pierwowzoru, jaki zanotowano u zachodnich sąsiadów, co oznaczałoby jedno: więcej pieniędzy na nowe przedsięwzięcia i przynajmniej czasowy podziw ludzi z branży. A teraz wyszło na jaw, że facet zatrudniony do przeprowadzenia castingów zapadł się pod ziemię. I to wcale nie to, że zabrał ze sobą wypłacone z góry pieniądze, było w tym wszystkim najstraszniejsze.

– Zdjęcia mają ruszyć już za dwa tygodnie – zagrzmiał Jonasz – a my nie mamy obsady!

Wściekły chodził między biurkiem a stołem, ale w końcu jakby się opamiętał. Oparł dłonie o parapet, przytknął rozpalone czoło do zimnej szyby i głośno oddychając, zamilkł na kilka minut. W gabinecie zapadła cisza.

Przez odsłonięte okna wpadały promienie słońca, które oświetlały jasną wykładzinę na podłodze, nowoczesne biurko Jonasza oraz część pokoju ze stołem stworzoną na potrzeby rozmów z klientami czy gośćmi. Co prawda kilka drzwi dalej mieściła się sala konferencyjna, ale Jonasz rzadko z niej korzystał. Zwykle to tutaj Zośka przynosiła herbaty i kawy dla jego rozmówców. I musiała przyznać, że było to o wiele przyjemniejsze od słuchania wybuchów złości przełożonego, które ostatnio zdarzały się coraz częściej.

Zośka była tuż po studiach. Już od dziecka marzyła o pracy w telewizji, oglądała kreskówki i filmy dla nastolatek, chociaż te ostatnie akurat musiała wyłączać z obawy przed mamą, która uważała je za stanowczo zbyt głupie i nieodpowiednie dla córki. Dziewczynka oglądała je głównie wtedy, gdy rodzicielka robiła zakupy albo krzątała się po ogródku. Rodzice nalegali, żeby została dentystką, i kiedy nadszedł wybór studiów, potajemnie wysłali za nią dokumenty na stomatologię. Zośka jednak uparła się, że nie zrezygnuje ze swojej pasji, i poszła do szkoły filmowej. Krewni lamentowali, kim będzie po tych studiach, prorokowali, że bez znajomości pracy w świecie filmu nie znajdzie, ale ku ich wielkiemu zdziwieniu wcale nie było tak źle.

Zośka już w czasie studiów załapała się do pomocy przy kręceniu kilku programów telewizyjnych, a zaraz po ukończeniu szkoły filmowej aplikowała na stanowisko asystentki Jonasza i także wtedy udało jej się odnieść sukces. Chociaż kandydatów było mnóstwo, to właśnie ją wybrał znany producent, twierdząc z uśmiechem, że gdy tylko weszła do pokoju, poczuł chemię. Zośka w pierwszej chwili uznała, że to słowa pasujące do zboczeńca, ale kiedy uzmysłowiła sobie, że Jonasz wcale nie zamierzał nawiązywać z nią pozasłużbowych relacji i używa czasami specyficznego słownictwa, bez zastanowienia przyjęła tę pracę i od następnego poniedziałku dumnie dreptała u jego boku. Co prawda niektórzy jej znajomi śmiali się, że pewnie tylko parzy kawę i załatwia za niego błahe sprawy, co właściwie nie mijało się z prawdą, lecz ona była zadowolona. Może Jonasz był troszeczkę ekscentryczny, ale niewątpliwie zaliczał się do grona bardziej znanych producentów i naprawdę znał się na swoim fachu. Towarzyszyło jej przekonanie, że pracując z nim, wiele się nauczy – i rzeczywiście, już po kilku miesiącach współpracy widziała pierwsze efekty. I nie, wcale nie chodziło o to, że nauczyła się, gdzie w okolicy kupić najlepsze latte z podwójną pianką albo jak reagować podczas jego wybuchów złości. Jonasz był świetnym producentem i wszystkie jego poczytania Zośka notowała w pamięci albo na kartkach. Prawdę mówiąc, odkąd została jego asystentką, zrobiła już więcej notatek niż przez cały czas trwania studiów, w dodatku były to informacje czysto praktyczne: notowała nazwiska i numery telefonów do scenarzystów, aktorów i innych osób odpowiadających za realizację jego wizji artystycznej. Na razie chowała te dane do szuflady w swoim biurku, ale głęboko wierzyła, że nadejdzie dzień, kiedy wyciągnie je stamtąd, ponieważ sama zostanie takim Jonaszem.

Na razie jednak nie widziała sensu w tak dalekim wybieganiu w przyszłość. Była cierpliwa, pewne sprawy musiały poczekać. Zwłaszcza że szef uspokoił się w końcu i mruknął coś pod nosem.

– Co mówiłeś? – zapytała, poprawiając swoją marynarkę.

– Znajdź mi numer do Agi Lisieckiej – powiedział trochę głośniej. – I to natychmiast. Jeżeli ona nie pomoże mi w organizacji tego castingu, to naprawdę będę w czarnej dupie. Jest moją ostatnią deską ratunku.

Zośka skinęła głową i woląc na wszelki wypadek więcej się nie odzywać, żeby znowu go nie rozsierdzić, w milczeniu opuściła gabinet. Jej blond włosy związane w koński ogon z tyłu głowy zakołysały się przy tym, a obcasy czerwonych szpilek zastukały o podłogę na korytarzu. Dziewczyna skierowała się w stronę swojego niewielkiego gabineciku znajdującego się mniej więcej w połowie długości korytarza, a gdy do niego weszła, od razu wyciągnęła z biurka notes z kontaktami i zaczęła go skwapliwie wertować.

– Jakieś problemy? – Nagle w drzwiach pojawił się kolega pracujący w sąsiednim pokoju.

Zośka uniosła na niego wzrok.

– Nie. Dlaczego pytasz?

– Bez urazy, ale krzyki twojego szefunia niosły się po całym piętrze. Aż ludzie powychodzili ze swoich biur, żeby sprawdzić, co się dzieje.

– Przesadzasz – odparła z prychnięciem dziewczyna i wróciła do wertowania notesu.

– Chciałbym. Może powinnaś mu następnym razem zamiast kawy zaparzyć melisę?

Zośka spiorunowała go wzrokiem. Tomek był okropnym seksistą i często stroił sobie żarty z tego, że ona nic nie robi, tylko biega do pokoju Jonasza z kubkiem lub filiżanką. Albo śmiał się z tego, że nosi bluzki z dużymi dekoltami i krótkie spódniczki, chociaż nie było to prawdą. Najczęściej, tak jak dzisiaj, Zośka zakładała do pracy dopasowane gustowne spodnie i marynarki.

– Ty lepiej zajmij się sobą. Polecam szczególnie sok pomarańczowy – odparła.

– Żebym był bardziej odporny na twoje docinki?

– Nie. On jest po prostu dobry dla mózgu, a widać, że twój nie pracuje najlepiej.

– Zołza.

– Cham i seksista – odcięła się ostro.

Tomasz zmrużył oczy.

– Lepiej uważaj na słowa. Ładna buźka nie zawsze wystarcza, żeby utrzymać pozycję.

Zośka zaśmiała się głośno.

– Nadal cię boli, że to mnie Jonasz wybrał na swoją asystentkę?

Tomasz z hukiem zamknął za sobą drzwi.

– Burak! – zawołała jeszcze za nim, lecz już jej nie słyszał.

Może to nawet i lepiej, uznała w duchu. Nigdy nie wiedziała, do czego tak naprawdę zdolny jest ten facet, a wyglądał na żmiję. I tak dość miała problemów z ostatnimi wybuchami złości Jonasza. Jeszcze tego by jej brakowało, żeby jakiś kretyn złożył na nią skargę.

Poirytowana przewertowała notatnik i w końcu znalazła numer do Agi. Poznała ją jakiś czas temu, Jonasz współpracował z nią podczas szukania obsady do poprzedniego programu, w który inwestował. Lisiecka była zadbaną kobietą po czterdziestce, znała się na swojej robocie. Ludzie z branży cenili jej profesjonalizm i trafność podejmowanych decyzji. Mówiło się nawet czasami, że jej zatrudnienie jest jednym z wyznaczników sukcesu projektu.

Z numerem przepisanym na małą żółtą karteczkę ponownie zajrzała do gabinetu Jonasza.

– Mogę?

– Możesz. Ale tylko wtedy, jeżeli masz dla mnie ten numer. Nie masz pojęcia, jak nakręciłem się na realizację tego programu. On musi, po prostu musi znaleźć się w letniej ramówce naszej stacji. Może myślisz sobie, że to dziwne, w końcu większość tego typu programów jest transmitowana jesienią, ale moim zdaniem właśnie dlatego on będzie strzałem dziesiątkę. Ludzie w wakacje nie mają czego oglądać. Trafimy w niszę.

– Rozumiem to doskonale.

– Zdobyłaś ten numer?

– Przecież gdybym go nie znalazła, to nie zawracałabym ci głowy.

– Gdyby tylko wszyscy moi pracownicy byli tacy sumienni… – Jonasz potarł zmęczoną twarz, po czym wyciągnął do niej rękę po kartkę.

– Proszę. – Zośka podała mu ją usłużnie.

– Dzięki. – Szef od razu chwycił telefon i wybił na smartfonie ciąg cyfr. – Módl się, żeby ona odebrała.

Zośka skinęła głową i pokazała mu zaciśnięte kciuki.

Jonasz jednak nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ na linii rozległ się głos Agi:

– Pelowski? Kupę lat cię nie słyszałam.

– Wzajemnie.

– Taki jesteś ostatnio zabiegany?

Jonasz uśmiechnął się lekko.

– Nie mów, że nie słyszałaś o mojej najnowszej produkcji.

– Słyszałam. I prawdę mówiąc, trochę się wkurzyłam, że nie dostałam propozycji współpracy.

Ach, ta jej bezpośredniość, przemknęło Jonaszowi przez głowę, ale zachował to dla siebie.

– Przecież pracowałaś w tym czasie przy produkcji Miasta lodu – powiedział. – Wybacz, ale nie słyszałem, żebyś posiadała dar bilokacji.

– Ja też nie i chyba tylko dlatego odebrałam od ciebie telefon.

Jonasz znowu się zaśmiał.

– Właściwie to dzwonię do ciebie, żeby ci to zrekompensować.

– Chcesz mi wysłać paczkę chusteczek na otarcie łez i koszyk słodyczy?

– Pudło.

– Przecież o tym mówię.

Wywrócił oczami.

– Oj, nie w takim znaczeniu. Chciałem zapytać, czy znajdziesz czas, żeby przeprowadzić dla mnie casting.

Odpowiedziała mu najpierw cisza, a potem usłyszał:

– Chyba nie mówisz poważnie.

– Wiem, wiem, na pewno jesteś zapracowana, ale to sytuacja awaryjna, żeby nie powiedzieć, że grunt pali mi się pod nogami.

– Jonasz, zlituj się. Mam zapchany grafik do końca grudnia.

– To znaczy tylko tyle, że zadzwoniłem do właściwej osoby.

– I bez tego wiedziałeś, że jestem dobra.

– Daruj sobie kokieterię. Jestem w dupie. I potrzebuję wiedzieć, czy pomożesz mi, czy nie.

Aga znowu przez chwilę milczała.

– Kiedy? – zapytała w końcu, w odpowiedzi na co Jonasz odetchnął z ulgą. Opadając wyczerpany na oparcie fotela, dał Zośce znać, że są uratowani.

Rozradowana pokazała mu dwa kciuki uniesione ku górze, ale on ponownie skupił się na Adze Lisieckiej.

– Najlepiej w przyszłym tygodniu – odparł.

Aga mruknęła coś pod nosem, ale nie miał już wątpliwości co do tego, że zgodzi się na jego propozycję.

– Wiesz, że będziesz musiał zapłacić mi podwójną stawkę? – spytała jeszcze.

– Naturalnie – rzucił do słuchawki, chociaż w tej sytuacji zapłaciłby jej i poczwórnie. Najważniejsze było tylko to, że Nasz wymarzony ślub został uratowany i nadal miał szansę zaistnieć na antenie.

Rozdział 4

Paula zjadła zupę ugotowaną wczoraj przez mamę, a potem wstawiła talerz do zmywarki i poszła na górę, do siebie. Rodzice byli jeszcze w pracy i chociaż obiecała, że zaczeka na nich z obiadem, tak zgłodniała podczas oglądania serialu, że po prostu nie mogła się oprzeć. Początkowo zamierzała zabrać talerz ze sobą na górę, ponieważ odcinek, który właśnie pochłaniała, był naprawdę pasjonujący, ale miała z tyłu głowy nie najlepsze wspomnienia z przeszłości, kiedy to niechcący zalała sobie krupnikiem koc, kołdrę, prześcieradło oraz materac, więc postanowiła wznieść się na wyżyny cierpliwości i jednak zjadła w kuchni. Przejrzała przy tym posty znajomych na Instagramie oraz Facebooku, ale tak ciągnęło ją do serialu, że potem od razu pomknęła na górę.

– No co? – mruknęła do kota, który spojrzał na nią spode łba, kiedy w pośpiechu pokonywała schody. – Ten odcinek naprawdę jest dobry.

Zniecierpliwiona rzuciła się na łóżko i położyła laptopa na kolanach. Włączyła film. Podłożyła pod głowę puchatą beżową poduszkę i wsunęła stopy pod koc w takim samym kolorze. Od dzieciństwa miała wręcz obsesję na punkcie przykrywania stóp, która wywodziła się chyba z tych dziecięcych obaw, że pod łóżkiem czai się potwór. Z głośników popłynęły dźwięki filmu, a ona relaksowała się, śledząc uważnie fabułę. Ale fajnie by było, gdybym została kiedyś tak znaną gwiazdą telewizji jak główna aktorka… – pomyślała rozmarzona.

Przez odsłonięte okno sączyły się do pokoju popołudniowe promienie słoneczne. Paula leżała na łóżku, które stało na środku pokoju, w otoczeniu beżowych ścian. Niecałe dwa lata temu przeprowadziły z mamą gruntowny remont tego wnętrza, dzięki czemu pomieszczenie przestało wyglądać dziecinnie. Pod oknem stało modernistyczne biurko, przy drzwiach nowoczesna toaletka z podświetlanym lustrem, a nieopodal łóżka z wygodnym materacem znajdowały się dwie duże szafy na ubrania, które zastąpiły regał z grami planszowymi i puzzlami. Wszystkie one skończyły na strychu, zresztą tak samo jak miśki, lalki i inne pamiątki z dzieciństwa. Ich miejsce zajęły świeczki, kwiaty w doniczkach i rząd bawełnianych świecących kul, który Paula zawiesiła nad nocną szafką.

Oglądając serial, nie myślała jednak o wystroju pokoju. Odcinek dobiegał końca, główna bohaterka płakała z powodu zaginięcia dziecka. Na ekranie pojawiły się końcowe napisy. Już miała zamknąć laptopa, gdy na pulpicie wyświetliła się nieznana jej reklama. Spot zaczynał się od kilku ujęć pięknego, iście rajskiego zakątka, a zaraz potem rozbrzmiał głos lektora:

– Marzysz o ślubie na hawajskiej plaży? A może chciałabyś założyć w tym dniu sukienkę rodem z bajki Disneya? Nasza stacja spełni każde twoje ślubne marzenie, jeżeli tylko podejmiesz wyzwanie i staniesz w szranki z innymi parami narzeczonych. Zgłoś siebie i partnera do udziału w programie Nasz wymarzony ślub i zawalcz o wesele ze swoich snów. Czekamy na zgłoszenia do piątego lipca. Nie zwlekaj i wypełnij ankietę już dzisiaj. Wymarzony ślub czeka.

Na monitorze pojawił się link do ankiety i klauzula informacyjna, a Paula wstrzymała oddech. Czyżby Bóg odpowiedział w końcu na jej wszystkie modlitwy? Wolne miejsca w programie telewizyjnym i nagrania akurat wtedy, kiedy miała wakacje? O tak! To nie był przypadek, że zobaczyła tę reklamę właśnie teraz. Serce biło jej mocniej, kiedy klikała w link, żeby poznać więcej informacji. Została przekierowana na stronę programu, a tam czekała ankieta oraz odpowiedzi na wszystkie pytania, które zdążyły zakiełkować w jej głowie.

Spełnimy każde Twoje ślubne marzenie! – głosił napis na górze ekranu.

Paula przeczytała go z uśmiechem i zjechała nieco niżej. Nie słyszała o polskiej edycji tego programu, chociaż uważnie śledziła większość zapowiedzi telewizyjnych. Jak widać, był to błąd, ponieważ program wydawał się stworzony właśnie dla niej. Z tego, co wywnioskowała z garści informacji zamieszczonych na stronie, producentom chodziło o stworzenie reality show, w którym pary narzeczonych będą rywalizowały ze sobą w różnych zadaniach o sympatię widzów. Wybrane duety miały zamieszkać w domkach na pierwszej polskiej tropikalnej wyspie, jak realizatorzy określali urokliwy zakątek utworzony niedawno na Mazurach na wzór domów na wodzie rodem z Malediwów. Co prawda tafla jeziora pod nimi nie była tak lazurowa jak na zdjęciach z tego pięknego rejonu świata, ale kompleks robił wrażenie. Małe drewniane chatki stały na pniach połączone drewnianymi mostkami, a nieopodal znajdowała się piękna plaża zacieniona przez przybrzeżny las. Serce Pauli znowu zabiło mocniej, kiedy przeglądała zdjęcia i jeszcze bardziej zapragnęła się dostać do tego programu.

Problem był tylko jeden: nie miała narzeczonego. Ani nawet chłopaka, który mógłby na potrzeby chwili zmienić swój status. Uczestnictwo w programie jawiło się jako spełnienie marzeń, ale fakt, że od kilku miesięcy pozostawała singielką, trochę komplikował pewne kwestie. Wątpiła, żeby organizatorzy zrobili dla niej wyjątek i przyjęli ją samą.

– Niech to szlag – mruknęła po nosem, uświadamiając to sobie, i mimowolnie znowu pomyślała o Julii. Ta to umiała się w życiu ustawić. Zdjęcia z pięknych podróży, dobra praca w hotelu i jeszcze przystojny Maks… Gdzie tu jest sprawiedliwość? W tej rodzinie pula szczęścia zdecydowanie nie rozłożyła się równo!

Zamiast jednak lamentować, przeczytała informacje zawarte na stronie do końca i postanowiła poszukać jakiegoś rozwiązania tej sytuacji. W końcu, skoro los dawał jej szansę, to nie mogła jej nie wykorzystać. Niemal od razu po dotarciu do końca napisów zaczęła przeglądać zapisane w pamięci sylwetki zainteresowanych nią mężczyzn, którzy przewinęli się przez jej życie. Pomimo tego, że od kilku miesięcy była sama, nie narzekała na brak męskiej uwagi. Już w liceum spotykała się z chłopakami, co budziło wyjątkowy sprzeciw jej ojca.

„Czy ty nie sądzisz, że jesteś troszeczkę za młoda na związki?!” – mówił w te dni, kiedy był spokojny. „Masz zakaz! Zakaz, rozumiesz?” – wrzeszczał, gdy był w gorszym humorze. – „Jak jeszcze raz przyprowadzisz tu jakiegoś fagasa, to będziesz z nim stała przed drzwiami, bo ja go do domu nie wpuszczę. Zresztą co ja gadam, już nikogo masz tutaj nie przyprowadzać i możesz zapomnieć o kolegach do końca szkoły! Ja znam tę dzisiejszą młodzież. Tylko amory wam w głowie! Ja nie pozwolę, żeby moja nieletnia córka chodziła w ciąży, rozumiesz? Po moim trupie!”.

Albo i kilka dni później, żebym miała pewność, że nie żyjesz, odgryzała się w myślach Paula, ale nigdy nie powiedziała tego na głos. Zresztą ojciec nic nie rozumiał. Może i jej koleżanki chodziły z chłopakami do łóżka, ale jej w wieku piętnastu czy szesnastu lat wydawało się to jeszcze obleśne. Poza tym nie wyobrażała sobie uprawiać seksu w domu, kiedy za ścianą byli rodzice, u niego – w dokładnie takiej samej sytuacji czy w samochodzie na tylnym siedzeniu, jak jej znajomi z klasy. „Jak wyprowadzę się z domu, to o tym pomyślę” – mówiła koleżankom i w pewnym sensie tak właśnie się stało. Dopiero kiedy poszła na studia, zmieniła zdanie w tej kwestii i zbliżyła się z chłopakiem, który zainteresował się nią już w pierwszym semestrze. Niestety, ich związek nie potrwał długo, ponieważ szybko wyszło na jaw, że Paula nie była jego jedyną kobietą.

Właściwie od tamtej pory była sama. Nie chodziło nawet o to, że ta zdrada jakoś wybitnie ją zabolała, ponieważ Paula miała do mężczyzn raczej podejście hedonistyczne i próżno było w tworzonych przez nią relacjach szukać dotychczas miłości, ale po prostu żaden inny facet nie przypadł jej do gustu tak bardzo, żeby chciała lepiej go poznać. Owszem, chodziła czasami na randki, ale ci wszyscy chłopacy byli jacyś tacy… nudni. Podczas gdy ona miała głowę pełną marzeń i celów, oni skupiali się na grach komputerowych, niekiedy na studiach, a gdy pytała ich o plany na przyszłość, robili skwaszone miny albo wzruszali ramionami.

Była teraz w kropce. Musiała znaleźć rozwiązanie swojego problemu, a najrozsądniejsze wydawało się jak na razie zwrócenie się do jakiegoś znajomego albo adoratora z przeszłości. Skoro do castingów zostało tylko kilka dni, musiała się spieszyć i raczej nie miała szans na rozkochanie w sobie nowego chłopaka. Poza tym producent programu prosił o przesłanie zdjęć, a chciała wypełnić ankietę najpóźniej jutro wieczorem. To naprawdę drastycznie zmniejszało czas, w którym mogłaby kogoś poznać.

Zamyślona dodała stronę programu do paska zakładek i zamknąwszy laptopa, podeszła do okna. Widok zielonego podwórka i otaczających Kasztanki lasów od niepamiętnych czasów pomagał jej zebrać myśli, więc usiadła na parapecie i ponownie zaczęła rozmyślać o chłopakach z przeszłości. Swego czasu miała wiele kolegów w rodzinnych stronach, ale kiedy wyjechała na studia, liczba przyjaciół z Kasztanek i sąsiednich miejscowości zaczęła naturalnie się zmniejszać. Każdy poszedł w swoją stronę. Chociaż przed wyprowadzkami zapewniali się o dozgonnej przyjaźni i umawiali na mnóstwo spotkań, już po kilku tygodniach starych znajomych zastąpili nowi ze studiów. Kiedy Paula rozpaczała nad stratą najlepszej przyjaciółki, siostra powiedziała jej, że taka jest kolej rzeczy. Od tamtej pory dziewczyna trochę zmieniła podejście do ludzi i życia. Zamiast nadmiernie się do nich przywiązywać, uznała, że pojawiają się tylko na chwilę i znikają niczym bańki mydlane. Każdą znajomość traktowała jako lekcję życia, która miała ją czegoś nauczyć.

No, może poza tą z rodzicami i siostrą. Od Julii mogła jeszcze usłyszeć jakieś cenne rady, rodzice zazwyczaj byli wyłącznie męczący. Ale chyba tak właśnie skonstruowano ten świat, że młodsi ze starszymi nie zawsze potrafili się dogadać.

Patrząc na ukochane rabaty mamy, postanowiła zrobić w myślach przegląd wszystkich chłopaków, z którymi kiedykolwiek coś ją łączyło. Z wieloma nie miała już żadnego kontaktu, niektórzy założyli szczęśliwe rodziny, ale ktoś musiał się znaleźć. Zaczęła od Artura, pierwszego chłopaka, który zaprosił ją na randkę, kiedy miała zaledwie piętnaście lat. Grał w szkolnej drużynie piłki nożnej i chodzili do równoległych klas. Wiele koleżanek Pauli wzdychało do niego, więc gdy zaproponował jej spacer, czekając kiedyś na nią przed szkołą po lekcjach, nie posiadała się ze szczęścia. Ich związek nie trwał długo, jednak Paula wspominała tamte wydarzenia z sentymentem. Słyszała od znajomych, że Artur rok temu został ojcem i wziął ślub z matką swojego dziecka. Paula szczerze wątpiła, żeby chciał się rozwodzić na potrzeby programu.

Do epizodu z Krzyśkiem nie wracała chętnie. Spotykali się zaledwie trzy tygodnie i Paula właściwie nie wiedziała, co ją podkusiło, że zgodziła się zostać jego dziewczyną, bo najzwyczajniej w świecie wstydziła się z nim pokazywać. Krzysiek zawsze nosił przykrótkie spodnie, a jego włosy często wyglądały tak, jakby nie miał dostępu do wody. Nawet teraz wzdrygnęła się na wspomnienie chłopaka. Nie, to zdecydowanie nie był dobry kandydat na partnera w programie telewizyjnym. I w ogóle na jakiegokolwiek partnera.

Potem był Mateusz. Fajny, ale bez rewelacji. Ich znajomość opierała się na wzajemnej sympatii, co oboje zgodnie przyznali. Właściwie to z Mateuszem mogłaby od biedy pójść do tego programu, ale wiedziała, że od pewnego czasu mieszka i pracuje za granicą. Wymieniali czasami wiadomości przez internet. Nie sądziła, żeby dla koleżanki z dawnych lat zechciał wrócić do Polski.

Spośród swoich chłopaków z liceum największy problem miała z Grześkiem. Chociaż ona podchodziła do ich znajomości raczej na luzie, zresztą jak do wszystkich poprzednich, on na poważnie się w niej zakochał. Pisał dla niej wiersze, zabierał na piesze wycieczki po okolicy i dzwonił dwa, trzy razy dziennie. Na początku to było miłe i schlebiała jej jego atencja, ale z czasem to zaczęło być naprawdę męczące, co wykrzyczała mu kiedyś w przypływie bezsilności. Grzesiek popłakał się wtedy jak dziecko, a gdy oznajmiła mu, że powinni się rozstać, przeszedł poważne załamanie nerwowe. Prawie cztery tygodnie nie chodził do szkoły i zaczął cierpieć na depresję, aż w sprawę włączyli się jego rodzice. Chyba już do końca życia będzie pamiętała dzień, kiedy przyjechali do niej do domu i prosili ją, żeby dała Grześkowi drugą szansę. Nie dała. Teraz też nie zamierzała odnawiać z nim kontaktu, stwierdziła po namyśle.

Potrzebowała do udziału w programie kogoś, w kim budziła ciepłe uczucia, ale osoby zdystansowanej, której wystąpienie w tym programie również pomogłoby w realizacji jakiegoś celu. Kogoś, kto potraktowałby całe to reality show jako zabawę i miał w sobie odrobinę szaleństwa.

Właśnie wtedy przyszedł jej na myśl kolega z dzieciństwa, z którym do tej pory pozostawała w dobrych relacjach. To z nim jako nastolatka sprzedawała potajemnie na sztuki podkradzione ojcu papierosy i to z nim kąpała się w lodowatej wodzie w pobliskim jeziorze, kiedy potrzebował pocieszenia, ponieważ rzuciła go dziewczyna. To on namówił ją kiedyś na zbudowanie tratwy z butelek, którą potem popłynęli z nurtem rzeki i musieli wracać pieszo trzy, a może nawet cztery kilometry, i to on zaprosił ją niezobowiązująco na wesele kuzynki, na którym pierwszy raz spróbowali alkoholu pod stołem. Jeżeli chodziło o szaleństwa i luźne podejście do życia, to nikt nie mógł mu dorównać.

– Bingo! – Klasnęła w dłonie, a potem sięgnęła po telefon i zaczęła szukać jego numeru. – Marcel, Marcel. Gdzie jest ten Marcel? – Przewijała listę kontaktów, aż w końcu dostrzegła jego imię. Wybrała numer, ale nie odbierał, więc nagrała mu wiadomość na pocztę głosową z prośbą o pilny odzew.

Rozdział 5

Marcel odsłuchał wiadomość Pauli kilka godzin później. Myślał, że to Zuza nagrała mu się na pocztę głosową w jakiejś „bardzo pilnej sprawie” związanej ze ślubem. Jeszcze rozespany i rozgrzany po kilku godzinach snu wygrzebał się spod kołdry i siedząc w półmroku na łóżku, przyłożył telefon do ucha. Spodziewał się rozżalonego głosu lub płaczu narzeczonej, więc kiedy usłyszał głos Pauli, nieco się zdziwił, ale był to szok bardzo przyjemny. Nie rozmawiali od kilku miesięcy, a ona miło poprosiła go o kontakt. Czy rozmowy z jego wybranką też nie mogłyby tak wyglądać?

Odsłuchał wiadomość do końca i wstał z łóżka z myślą, że zaraz do niej oddzwoni. Co prawda znali się z Paulą od lat i zjedli razem niejedną beczkę soli, ale mimo wszystko rozmawianie z dziewczyną zaspanym głosem wydało mu się trochę nie na miejscu. Poszedł więc najpierw do łazienki, żeby się odświeżyć, potem do kuchni i przygotował sobie omlet na śniadanie. Dopiero gdy zjadł, przycisnął telefon ramieniem do ucha i już miał wstawić talerz do zlewu, gdy na swoje nieszczęście upuścił widelec, kiedy Paula odebrała.

– Niech to szlag – zaklął pod nosem, schylając się po niego, nieświadomy, że dziewczyna go słyszy. Potem jak na złość uderzył głową o kant stołu, przez co znowu wyrwało mu się przekleństwo, tym razem jednak bardziej wulgarne i nieco głośniej.

– No, no. Miłe powitanie – mruknęła Paula. – Ja też się cieszę, że cię słyszę.

Marcel wyprostował plecy i roztarł obolałe zdjęcie.

– To nie było do ciebie.

– Tak sądziłam, ale nie mogłam oszczędzić sobie odrobiny złośliwości.

– Wiem, wiem. Prędzej Ziemia zacznie być płaska, niż ty poskromisz swój cięty język.

Paula zachichotała.