Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Henning Berg, którego znacie z ławki trenerskiej Legii Warszawa, nie zawsze był człowiekiem o kamiennej twarzy, tak wyważonym i spokojnym.
Biografia Berga opowiada o futbolu lat 90., rozgrywkach ligowych i międzynarodowych, ciężkiej pracy, rywalizacji, przyjaźni i miłości, konfliktach, bójkach, pijackich wyskokach, zdradach, rozwodach, pieniądzach, nieczystych zagraniach podczas transferów, triumfach i porażkach. I o człowieku, który walczy do końca. Chcąc stworzyć wyrazisty portret Berga, norweski dziennikarz Joachim Førsund, towarzyszy mu w ostatnich miesiącach piłkarskiej kariery w Wielkiej Brytanii. Berg opowiada o sobie sam, mówią o nim rodzina, znajomi i przyjaciele z czasów Manchesteru czy Blackburn, a także legendy futbolu: sir Alex Ferguson i Kenny Dalglish, Roy Keane i Ryan Giggs, Egil Olsen i Nils Johan Semb.
Biografię uzupełniają wstęp autorstwa dziennikarza „Przeglądu Sportowego” Jakuba Radomskiego oraz wywiad dziennikarza portalu Legia.Net Marcina Szymczyka z prezesem i współwłaścicielem Legii Bogusławem Leśnodorskim, które pokazują nowe oblicze Berga jako trenera.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 296
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Henning Berg. Z Manchesteru do Warszawy
Joachim Førsund
Wstęp do polskiego wydania: Jakub Radomski, „Przegląd Sportowy” Rozmowa z prezesem Legii Bogusławem Leśnodorskim: Marcin Szymczyk, Legia.Net
Tłumaczenie: Biuro Tłumaczeń NSGroup Szczecin
Originally published in Norway as BERG by Joachim Førsund under an imprint of Kagge Forlag AS
Copyright © Joachim Førsund, 2004
Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo RM, 2015
All rights reserved.
Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 [email protected] www.rm.com.pl
Źródła zdjęć: Shutterstock.com; Mateusz Kostrzewa; © Simon Bruty/Allsport/Getty Images; © Ross Kinnaird/Allsport/Getty Images; © Lars Ronbog/FrontzoneSport via Getty Images.
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy.
Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli.
Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.
ISBN 978-83-7773-358-5 ISBN 978-83-7773-419-3 (ePub) ISBN 978-83-7773-420-9 (mobi)
Redaktor prowadzący: Longina KaliszRedakcja: Maria BiałekKorekta: Ewa RóżyckaProjekt okładki: Grażyna JędrzejecZdjęcie na okładce: Piotr KuczaOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikacja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected]
Spis treści
Przedmowa do polskiego wydania: Henning Berg – raz Mesjasz, raz zwykły trenerJakub Radomski „Przegląd Sportowy”
Berg to profesjonalista – rozmowa z prezesem Legii Bogusławem LeśnodorskimMarcin Szymczyk „Legia Net”
Wstęp
CZĘŚĆ I. RANGERSI
6 Abercrombie Drive, Bearsden, 6 maja 2004
Murray Park, Auchenhowie
Celtic–Rangers 1:0
Dziewczyny, narzeczone i żony
Rangers–Heart of Midlothian 0:1
Pożegnania i umowy
CZĘŚĆ II. NORWEGIA
Stratos, Youngstorget, 5 czerwca 2004
Mecz numer 100. Norwegia–Walia 0:0
Røykås Rovers
Nils Johan Semb
Bójka w Drammen
Line
La Baule, Francja 1998
CZĘŚĆ III. MANCHESTER UNITED I BLACKBURN ROVERS
Old Trafford, 23 sierpnia 2004
Unsung hero
Dunkenhalgh Hotel, Blackburn
Sir Alex Ferguson
Graeme Souness
Bislett–Åråsen–Ewood Park
Blackburn Rovers–Manchester United 1:1
Uwagi metodyczne
Przedmowa do polskiego wydania
Jest dwudziesta druga. Dwunastolatek pędzi lekko wzdłuż Edminston Drive i muru stadionu. Tuż za nim biegną jego matka, dziesięcioletni brat, a na samym końcu ojciec. Wszyscy ubrani w dżinsy, białe adidasy i błękitne koszulki piłkarskie od Diadory. Cała rodzina zmierza w tym samym kierunku. Ojcu brakuje tchu. Rękę trzyma na tylnej kieszeni, żeby nie zgubić portfela. Matka co rusz wykrzykuje imiona synów, bojąc się, że zgubi ich w tłumie. Przed nimi z ciemności wynurza się czarny mercedes. Za kierownicą siedzi mężczyzna w garniturze, ale nie mogą go zobaczyć, ponieważ szyby są prawie tak czarne jak samochód. Palcami stuka w kierownicę w rytm basów dobiegających z głośnika. Lubi Eminema. Jego agresywność, energię, bezkompromisowość. Trójkami i czwórkami mijają go idący do domów rozczarowani kibice. Kopią papierowe kubeczki, palą papierosy. Zdecydowana większość z nich to mężczyźni. Nie rozmawiają ze sobą. Rangersi grali tylko o honor, ale i tak przegrali. Teraz wszyscy kibice będą nosić w sobie to rozczarowanie przez całe lato. Będą chodzić pod ciemnym szkockim niebem i mieć nadzieję na lepsze. Auto rodziny stoi przy końcu głównej trybuny Ibrox Stadium. Przebiegając obok mercedesa, dostrzegają ręce na kierownicy. Pobłyskujące na palcach sygnety. Zarys twarzy. To on. Nieprzypadkowo na tablicy rejestracyjnej widnieje B4ERG. Chłopcy pukają w szybę. Osuwa się wolno.
– Cześć, Henning. Odchodzisz? – pytają.
– Tak.
– Jedziesz do domu, do Norwegii?
– Tak.
– Ale wrócisz tutaj?
– Nie.
Chłopcy rozciągają koszulki na brzuchu, jeden z nich podaje mazak.
– Ja jestem Michael. A mój brat to John.
Henning pisze: „Dla Michaela”, „Dla Johna” i składa autograf.
– Jeszcze ja – mówi ojciec.
Henning podpisuje bez słowa.
– Dziękujemy, Henning! – krzyczą chłopcy. – Dziękujemy i powodzenia!
Samochód rusza. Henning Berg zamyka okno i podkręca muzykę.
CZĘŚĆ I
What you gonna do when shit hits the fan Are you gonna stand and fight like a man?
Obie Trice, Marshall Mathers,
Pozostał jeszcze tydzień do końca sezonu szkockiej ligi. Nad wieżą kościelną w miasteczku Bearsden pod Glasgow rozciąga się tęcza. Stoję w pokoju gościnnym na drugim piętrze domu rodziny Stille Bergów i wypakowuję torbę. Z piętra poniżej dobiega potworny hałas. Prawie dwuletni Lukas zepsuł odtwarzacz DVD, gdy z zapałem próbował zmienić płytę z Boba Budowniczego I na Boba Budowniczego II, a teraz Line Stille Berg stara się mu wytłumaczyć, że do powrotu do Norwegii musi się pożegnać z Bobem Budowniczym.
– Aaaaaaaaaa! – krzyczy Lukas.
– Pa pa, Bobie Budowniczy! – Line, która w jednej ręce trzyma dwa pudełka od butów, a w drugiej butelkę mleka, stara się mówić łagodnie i lekko.
– Aaaaaaaaaa!
Siedmiomiesięcznemu Rio, obdarzonemu o wiele bardziej harmonijnym usposobieniem niż starszy brat, właśnie się ulało na podłogę. Lukas, w koszulce Formuły 1 od Dolce & Gabbana, biega po salonie, wrzeszcząc w niebogłosy.
– Bob Budowniczy! Bob Budowniczy! – Chłopiec wpada w kałużę, ślizga się i wywija orła. Zaczyna krzyczeć jeszcze głośniej: – Bob Budowniczy! Bob Budowniczyyy!
Malutki Rio siedzi grzecznie i patrzy na niego z lekkim uśmiechem na ustach, a Karen, chuda niania rodem z pobliskiego Paisley, która właśnie podgrzewała kaszkę w kuchni, przybiega ze ścierką i słowem pocieszenia.
Jestem jedynym mężczyzną w domu. Line pyta, czy mogę rzucić okiem na odtwarzacz. Mam wrażenie, że byłoby super, gdyby udało mi się go naprawić. Tylko Bob Budowniczy może nas teraz uratować. Schodzę piętro niżej, pokonuję wąski korytarz, ostrożnie mijam kałużę i siadam przez odtwarzaczem. Wygląda fatalnie. Lukas tak zawzięcie próbował wymienić płytę, że wysunął szufladę z prowadnicy. Teraz nie można jej ruszyć ani w jedną, ani w drugą stronę. Nie przesuwa się nawet, gdy malec uderza w nią pięścią. Odtwarzacz zakończył swój żywot.
– Pa, pa, Bobie Budowniczy! – mówię.
– Aaaaaaaaaa! – krzyczy Lukas i teatralnie uwiesza się u nogi matki.
Otwierają się drzwi wejściowe. Żadne z nas nie usłyszało, kiedy czarny mercedes CLK 320 podjechał pod garaż. Henning Berg powoli wchodzi na górę. Gdy tylko pojawia się na piętrze, Line podaje mu Lukasa. Mały demonstracyjnie przeciera załzawione oczy.
– Henning – przedstawia się i wyciąga prawą dłoń.
To nasze pierwsze spotkanie, więc jestem – jakby to powiedzieć – może nie nieufny, ale pełen rezerwy. Wydaje się strasznie posępny. Nie teraz, teraz uśmiecha się nieco skrępowany, lecz ogólnie. Ogólnie wydaje się posępny. Podczas wywiadów udziela krótkich i zwięzłych odpowiedzi, a jeśli uważa, że ktoś mówi coś głupiego lub zbyt go naciska, bywa agresywny. Jego wściekłości doświadczył reporter TV2 Ernst Lersveen, który na lotnisku Gardermoen w Oslo zaczepił Berga wracającego do Norwegii po sezonie zakończonym zdobyciem przez Manchester United potrójnej korony. Henning Berg jest beznamiętny, zimnokrwisty. Tak sądzę. Na boisku emanuje porażającą powagą. Nawet jeśli jego drużyna przegrywa, on się nie poddaje. „A man for the trenches”, jak mawiają Brytyjczycy. Facet z charakterem, prawdziwy wojownik. Znikąd pojawia się w polu karnym i posyła piłkę byle dalej od bramki. Wdaje się w pojedynki główką, chociaż wie, że przeciwnik uderzy łokciem i złamie mu nos. To facet, którego chciałbyś mieć w swojej drużynie, ale niekoniecznie gościć przy swoim stole.
Stoi przede mną, łagodnie tuląc synka, wyraźnie wykończonego atakiem histerii.
– To co – mówi – będziemy pisać książkę?
Jest niższy i szczuplejszy, niż myślałem. W dodatku sprawia wrażenie zawstydzongo, że ściągnął mnie do Glasgow, bym napisał książkę o NIM. Jest w tym coś narcystycznego. Wiele razy proponowano mu wydanie autobiografii, ale zawsze odmawiał. Teraz jednak jego kariera zbliża się ku końcowi. Mógł nabrać do wszystkiego dystansu. Nie musiał już być wobec nikogo lojalny. Zapytał o zdanie Line. Odpowiedziała, że faktycznie jest o czym pisać. Nie wiedli życia zwyczajnych ludzi. Henning się z tym zgodził i zaczął czytać biografie oraz wspomnienia innych piłkarzy – angielskie i norweskie. I zniechęcił się. „Nie będziesz jednak pisać?” – zainteresowała się któregoś dnia Line. „Nie – powiedział. – Te książki są bezwartościowe. Zbyt napuszone, pompatyczne. Mają tylko wyrobić piłkarzowi dobrą opinię”. „To może ktoś inny zrobiłby to za ciebie?” – zaproponowała. Henning stwierdził, że to dobry pomysł. Ktoś z zewnątrz mógłby opowiedzieć jego historię. Przyjechałby do Szkocji przed końcem sezonu, a Henning odpowiedziałby na wszystkie pytania. Otworzyłby wszystkie drzwi, które można otworzyć.
– Bob Budowniczy! – krzyczy Lukas z ramion ojca.
– Możesz go chwilę potrzymać? – pyta Henning.
Henning znika w bawialni, żeby spojrzeć na odtwarzacz DVD. Rozglądam się. W domu przy Abercrombie Drive nie ma żadnej ekstrawagancji. To typowy szeregowiec z czerwonej cegły. Stoi na zboczu wzgórza na północny zachód od Glasgow, z jego okien roztacza się widok na przedmieścia, lasy, pola i wieżę kościelną w centrum miasteczka. Na parterze urządzono biuro. Na pierwszym piętrze znajdują się salon, bawialnia, kuchnia, pralnia oraz toaleta, a na drugim – trzy sypialnie i dwie łazienki. Niektóre pomieszczenia już widziałem w „Se og Hør”. Artykuł był jednym z dwóch reportaży z Wilmslow i Glasgow, za które Henning i Line zarobili 75 000 koron. Całkiem niezłe pieniądze. Kilka zdjęć Lukasa w kilcie, kilka zdjęć całej rodziny na kanapie, kilka w kuchni, zmiana pieluszek i po sprawie. Uwinęli się w pół godziny. Tyle że to nie ich dom.
W zeszłym roku mieszkał tu długowłosy włoski obrońca Lorenzo Amoruso. Był w Rangersach przez sześć sezonów i przyczynił się do wygrania przez klub ligi oraz dwóch pucharów w sezonie 2003. Jednak gdy Graeme Souness ściągnął go do Blackburn Rovers, a w zamian wysłał norweskiego środkowego obrońcę, wiele osób w Glasgow odetchnęło z ulgą. Amoruso jest bardziej katolicki niż sam papież i bardziej zakochany w sobie niż Francesco Totti. Rangers FC to protestancki klub z obrazem królowej matki na ścianie szatni, choć w ostatnich latach – podobnie jak Celtic – kupuje piłkarzy bez względu na ich wyznanie. Ale jeśli piłkarz jest nie tylko katolikiem, lecz także obwieszoną złotem primadonną z kucykiem, która po otrzymaniu żółtej kartki biegnie do sędziego z rozpaczą w oczach, składając ręce w desperackiej modlitwie o sprawiedliwość – wtedy sprawa staje się dużo poważniejsza. W Szkocji nie ma dla niego miejsca. Szkoci nie znoszą rozkapryszonych cwaniaków. Niech Amoruso spada do Blackburn. Blady ponurak z Lørenskog na pewno będzie lepszy.
Line nadchodzi z poszewkami i ręcznikami. Jest drugą żoną Henninga Berga, a znalazła się w jego życiu w dramatycznych okolicznościach, do których wrócimy później. To niesamowicie przedsiębiorcza kobieta. Z wykształcenia menedżer projektów przez wiele lat pracowała w różnych agencjach reklamowych. W dzieciństwie została adoptowana przez duńskiego łyżwiarza szybkiego Kurta Stille i jego norweską żonę Gunvor. Azjatyckie rysy odziedziczyła po pochodzącym z Chin biologicznym ojcu. W Fetsund w okręgu Akershus uprawiała biegi na średnie dystane; jako czternastolatka osiągała na 800 m imponujący czas 2:19,14. Dziś są jej urodziny, więc Henning zarezerwował stolik w najlepszej restauracji w Glasgow.
– Poradzisz sobie ze zmianą pościeli czy mam ci pomóc? – pyta Line opiekuńczo.
Berg przynosi z lodówki dwie pepsi max i siada na kanapie przed telewizorem.
– Zostały dwa mecze w tym sezonie – mówi. – Celtic na wyjeździe w sobotę, Heart of Midlothian u nas w środę. Nie będę grał w żadnym z nich. Kontuzja. W następną sobotę mamy jeszcze wyjazdowy mecz z Dunfermline na sztucznej trawie, ale spróbuję się z niego wymigać. I tak już tu nie pracuję. Jeżeli trener zacznie nalegać, żebym został, to będzie to tylko pokaz siły. A na to się nie odważy. Dawno się na coś takiego nie odważył. Myślę więc, że to będzie sobota. Do domu na dobre. Cieszę się. Możesz nam pomóc się pakować.
Siadam, żeby obejrzeć starcie Marsylii z Newcastle w półfinale pucharu UEFA, kiedy do pokoju wchodzi Line. Ma na sobie wąskie modnie powycierane dżinsy, morską jedwabną bluzkę z luźnymi rękawami i białe szpilki na niebotycznych obcasach, które pasują do francuskiego manikiuru.
– Henning – mówi – w łazience powiesiłam dla ciebie koszulę. Tę w niebieskie paski, od Prady.
– OK – rzuca Berg, ale nie wstaje. Gracze właśnie ustawiają się przed główną trybuną. Francuska publiczność głośno gwiżdże na Newcastle.
W końcu Henning idzie na drugie piętro i wraca po kilku minutach przebrany. Rzuca okiem na ekran. Mecz się rozpoczął.
– Stade Vélodrome – zauważa. – Pokonaliśmy tam Brazylię. To było niesamowite.
Stoi. Marsylia dobrze zaczęła. Didier Drogba z Wybrzeża Kości Słoniowej niczym czołg przebija się przez obronę przeciwnika. Geordies wydają się bezradni. Gol jest właściwie kwestią czasu.
– Henning! – woła Line.
– Idę, idę!
Kolejnego ranka bardzo wcześnie dzwoni kierownik budowy Arne Gillebo. Do nowego domu w Fjellhamar było włamanie. Nie wie, czy stoją za tym zwykli złodzieje, czy nielojalni rzemieślnicy, ale kiedy przyszedł do pracy dzisiaj rano, w pralni nie było sprzętu AGD. Line nerwowo chodzi po salonie w Bearsden z telefonem między ramieniem a uchem.
– A ekspres do kawy, też go wzięli?… Lodówki też nie?… Czy oni mieli nie po kolei w głowie? Ukraść zwykłą pralkę i zostawić potwornie drogą lodówkę?… Ale z ubezpieczeniem wszystko jest w porządku, tak? I wszystko będzie załatwione, gdy przyjedziemy?
Line notuje. Dzwoni w kolejne miejsca. Firma ubezpieczeniowa. Hydraulik. Murarz. Architekt wnętrz. To Line organizuje przeprowadzkę. Henning trenuje, a poza tym robi wszystko, co powie Line. Podnosi co trzeba. Kupuje co trzeba. Teraz stoi z parą butów piłkarskich w dłoni i pyta:
– Idziemy?
5 minut później i 5 km dalej w Auchenhowie otwiera się szlaban.
– Tu pracuję – mówi Henning.
Pulchna kobieta w czarnym mundurze pogodnie kiwa do nas głową na powitanie. Berg odpowiada tym samym i skręca w prawo.
– Porządny ośrodek. Prawie tak samo dobry jak ten United – oświadcza.
Centrum treningowe Murray Park usytuowane jest na północnych przedmieściach Glasgow. Zostało nazwane na cześć Davida Murraya, ówczesnego właściciela i prezesa Rangersów, który wybudował ten kompleks oraz kupił Tore André Flo, Michaela Balla i Ronalda de Boera za 37 milionów funtów, po czym zrezygnował ze stanowiska prezesa i ograniczył zaangażowanie w codzienne funkcjonowanie klubu, pozostawiając po sobie zadłużenie w wysokości jakichś 50 milionów funtów. Jedziemy wzdłuż hali o zaokrąglonym dachu i parkujemy przed nowoczesną recepcją z cegły.
Teraz panuje cisza. Ale to tutaj zawodowi piłkarze Rangers FC trenują codziennie między dziesiątą a dwunastą. Tutaj spotykają się z mediami, negocjują kontrakty, jedzą lunch. Tutaj też ćwiczy świeży narybek, a zespoły wszystkich grup wiekowych rozgrywają mecze. Zwiedzamy. Henning pokazuje mi siłownię, saunę, owalną szatnię pierwszego zespołu wyposażoną w ekrany wyświetlające teledyski, okrągłą restaurację na piętrze z widokiem na południową część boisk, salę wykładową używaną do omawiania taktyki, kryte boisko ze sztuczną trawą, basen i centrum fizjoterapii.
– Wszystko razem kosztowało jakieś 14 milionów funtów. Ciut więcej niż Tore.
Henning szeroko się uśmiechnął.
– Tore?
– Tore André Flo. Przyszedł z Chelsea za 12 milionów. Jest najdroższym w historii piłkarzem w Szkocji.
Ówczesny rekord transferowy wynosił 6 milionów. To sprawiło, że nie było mu łatwo.
Wysoka cena stała się przekleństwem Norwega. Po jednym dobrym sezonie w Chelsea, dwóch średnich i jednym trochę gorszym Rangersi zapłacili za Flo fortunę, aby zrównoważyć dokonany przez Celtic zakup Henrika Larssona, świetnego szwedzkiego napastnika. Nowy zawodnik w 53 meczach ligowych zdobył 29 bramek. To świetny wynik. Ale klub płacił Flo ciężką kasę, a on nie strzelał goli w meczach z Celtikiem. Bramki w meczu wygranym 6:0 przeciw Hibernian FC nie są tak istotne jak gol w dogrywce ligowego finału z Celtikiem. Inwestycję uznano za kompletną klapę. Po dwóch sezonach Flo został sprzedany za pół ceny do angielskiego Sunderlandu, stamtąd zaś przeszedł do toskańskiej Sieny.
Henning chyba nie do końca czuje się tutaj u siebie. Zagrał dla Rangers 20 spotkań. W ostatnich czterech miesiącach miał dość chłodne stosunki z menedżerem, a przez ostatnie cztery tygodnie był poza zespołem z powodu zerwanego ścięgna Achillesa. Ściany zdobią fotografie, szczególnie z historycznych zwycięstw nad Celtikiem. W ramkach za szkłem wiszą także podpisane niebieskie stroje z sezonu zdobycia potrójnej korony w 1999 i 2003 roku oraz dubletu w 2000 roku. Rangers sprowadziło Henninga po najbogatszych w wydarzenia sezonach w historii klubu i miał on wątpliwą przyjemność brać udział w kiepskiej próbie powtórzenia sukcesu. Jego zdjęcie tu nie zawiśnie. Nie tak to sobie wyobrażał, ale cóż.
Idziemy w kierunku siłowni na końcu korytarza. Juniorzy – pryszczate wyrostki w wieku od 14 lat w korkach Diadory i ponumerowanych ciemnoniebieskich dresach – pytlują w grupkach, drepcząc w tę i z powrotem. Na nasz widok milkną, niektórzy z respektem pochylają głowę. Henning Berg. Był w United. Może się starzeje, może stracił nieco formę, ale był w United. Wygrał wszystko, co było do wygrania. Zrealizował ich marzenie. Niektórzy chłopcy są związani z Rangersami już od siódmego roku życia. Zostali namierzeni przez łowcę talentów, który przeszukuje szkoły i parki w Glasgow. Skaut pracuje za prowizję. Jeżeli widzi potencjalną gwiazdę, kontaktuje się z jej rodzicami. Jeżeli małolat sprawdzi się na treningu, opiekunowie podpisują w jego imieniu kontrakt. Odtąd dzieciak pracuje z profesjonalnymi trenerami. Co roku na nowo się kwalifikuje. Co roku stawka rośnie. Szesnastolatkowie zaczynają zarabiać i trenować z aklimatyzującymi się piłkarzami świeżo transferowanymi z klubów brytyjskich i zagranicznych. Chłopcy wybiegają na murawę, by walczyć o przedłużenie kontraktu. Każdy element ich gry – kopnięcie, drybling, asysta – może ich zbliżyć do takiego życia, jakie prowadzi Henning Berg.
Henning siada na rowerze treningowym. Zaczyna pedałować, powoli, aby pobudzić krążenie w nogach.
– Po co jeszcze trenujesz? – pytam.
– Muszę być w formie na ostatnie spotkanie, z Walią. No i mam to w kontrakcie – tłumaczy Henning. – Ominie mnie za to wyjazdówka z Dunfermline. McLeish powiedział, że mogę jechać do domu po meczu z Hearts. Miałem tego nie mówić reszcie.
Henning pedałuje powoli. Nie chce się forsować.
– Gdybym mógł trenować razem z innymi i grać, to nie zrezygnowałbym przed czterdziestką. Ale to tutaj… – Przewraca oczami. – Jeżdżę na rowerze, żeby rozruszać achillesy, biegam w wodzie, mam zabiegi godzinę przed treningiem i godzinę po nim. Potworne nudy. Nie na tym polega futbol. Mam dość. Dobrze będzie wrócić do domu. Cholernie dobrze. Będę mógł wypić piwo do obiadu. Jeść to, na co mam ochotę, nie oglądając się na witaminy, węglowodany i białka. Budzić się i nie myśleć o tym, że coś mnie boli. Oglądać filmy do późna. Nie dlatego, że są wybitne, ale dlatego, że MOGĘ. Bo rano nie muszę być rześki i świeży.
Milknie. Cały czas „jedzie”. Jego zadumę przerywa fizjoterapeuta, który zagląda, żeby zapytać, czy noga wytrzyma mecz. Henning odpowiada, że nie wie. W końcu zwraca się do mnie.
– Dopiero teraz zaczynam rozumieć, w czym brałem udział przez ostatnie 12 lat. Teraz, kiedy siedzę tutaj sam i wszystko się skończyło. Będąc w grupie, nie widzisz tego. Mimo że byłem kapitanem drużyny narodowej i grałem w trzech pierwszoligowych klubach, nigdy nie myślałem: „Kurde, ale jestem dobry”. Po prostu pracowałem dalej, patrzyłem w przyszłość. Gdybym wpadł w samozachwyt i się zatrzymał, nigdy bym tu nie dotarł.
– A teraz jesteś z siebie dumny?
Henning przestaje pedałować i popija wodę z plastikowego kubeczka.
– Tak – stwierdza. – W zasadzie tak. – Rzuca pusty kubeczek na niebieską wykładzinę. Po chwili zadumy mówi dalej: – Widzisz, wszystko wydaje się takie naturalne. To po prostu moje życie. Ale to nie prawda. Bo nie jest naturalne, żeby chłopaczek z Lørenskog, który nigdy nie był jakimś supertalentem, mógł przeżyć coś takiego. Żeby to była moja praca.
Henning schodzi z roweru i wolno idzie w kierunku łóżka do masażu, gdzie czeka już na niego wysoki opalony olbrzym z ręcznikiem na karku.
– Nigdy nie miałem innej pracy niż ta – kontynuuje.
– Nie?
– Nie. Żadnej normalnej pracy. W wieku 16 czy 17 lat pracowałem przez dwa miesiące jako listonosz w co drugą sobotę. Marne pieniądze i musiałem wstawać piętnaście po piątej. W jedne wakacje zasuwałem na dziale owocowo-warzywnym w markecie za 27 koron na godzinę. A gdy grałem w Vålerendze, to między dziesiątą a drugą nosiłem skrzynki z piwem w browarze Hansa. Trochę też dorabiałem w sekretariacie. To wszystko.
Henning siada właśnie na łóżku, kiedy do siłowni wchodzi niewysoki sympatyczny asystent menedżera do spraw strojów. Przyszedł się pożegnać. Berg nie ma ochoty na żadne sentymentalne rozstania. Przyjacielsko poklepuje go po ramieniu.
– Na pewno jeszcze przyjadę – mówi, chociaż wie, że to mało prawdopodobne.
– Tak, łatwo teraz o niedrogie bilety – zauważa asystent, jakby o wszystkim decydował koszt podróży z Oslo do Glasgow.
– Fakt. Ryanair lata tanio do Prestwick.
CZĘŚĆ II
CZĘŚĆ III