Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jak nazywał się statek, którym drużyna Peru podróżowała na pierwszy mundial? Czy szef FIFA Jules Rimet rzeczywiście robił wszystko, by turniej w Urugwaju wystartował? Ile pucharów wręczano w 1950 roku? Jak witano w Budapeszcie Węgrów po ich porażce cztery lata później? I czy Polska pod naciskiem ZSRR mogła zbojkotować mistrzostwa świata w 1974 roku?
Leszek Jarosz stworzył prawdziwą historię mundiali, najbardziej popularnej imprezy sportowej na świecie. Przedzierał się przez zakurzone archiwa, nagrania radiowe i telewizyjne, gazety i wszelkie inne dostępne źródła, by zajrzeć tam, gdzie oko zwykłego kibica nie sięga, i podważyć mity, którymi przez dziesięciolecia żył piłkarski świat. W efekcie powstało monumentalne dzieło: kompletne, erudycyjne, szczegółowe, a jednocześnie pełne anegdot, ciekawostek i nieznanych opowieści.
Pod piórem tego wytrawnego badacza dziejów mistrzostw świata futbolowa historia wciąż tętni życiem: Leônidas w zapadających ciemnościach strzela gole Polakom podczas dramatycznego meczu w 1938 roku, a Grzegorz Lato ściga się z brazylijskimi obrońcami, by zdobyć bramkę, która da Biało-Czerwonym sensacyjne trzecie miejsce na świecie. Są tu podejrzane werdykty sędziowskie, wielka polityka i jeszcze większe skandale – wszystko to składa się na zapierającą dech w piersiach opowieść o turnieju, który na samym początku, w 1930 roku, był zaledwie ubogim kuzynem igrzysk olimpijskich, by w niedługim czasie stać się imprezą, która rozpalała serca nie tylko zagorzałych fanów futbolu, ale i całych narodów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 713
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mojej Rodzinie, Agnieszce, Marysi i Piotrowi – jestem Wam wdzięczny za cierpliwość, bo zdaję sobie sprawę, jak wiele czasu poświęciłem na pisanie, zamiast cieszyć się Waszą obecnością.
Konstrukcja tej książki jest prosta. Eseje poświęcone poszczególnym edycjom mistrzostw świata poprzedzone są częścią statystyczną oraz poprzeplatane najrozmaitszymi, wyróżnionymi graficznie, krótkimi opowieściami o rzeczach bardziej i mniej ważnych. W trakcie wieloletnich badań wielokrotnie ze zdziwieniem stwierdzałem, że wiele spraw i tematów zostało przemilczanych lub po prostu nieopisanych, że częstokroć powielano błędne informacje. Myślę, że zaskoczeniem dla Czytelników będzie na przykład fragment o roku 1974 i możliwym bojkocie przez Polskę mistrzostw w RFN. Sympatycy „Kopalni. Sztuki futbolu” znają już opowieść o naszym meczu z Brazylią w 1938 roku, lecz tutaj wzbogaciłem ją o nowe wątki.
Mam wrażenie, że zgromadziłem unikalny materiał, choć zapewne niewolny od braków. Czekam więc na komentarze czy ewentualne poprawki i z góry dziękuję za wszelkie życzliwe uwagi. Prowadząc na Facebooku stronę Historia Mundiali, niejednokrotnie otrzymywałem wskazówki od wiernych Czytelników. Dziękuję wszystkim, którzy nieśli pomoc i z całego świata przysyłali lub zwozili mi najróżniejsze mundialowe informacje, pamiątki, książki i wszelkie materiały.
Miałem wielkie szczęście pracować przez całe zawodowe życie tylko w dwóch redakcjach, Sekcji Polskiej BBC i TVP Sport. Życzliwość, z jaką traktowano moją pasję, nie tylko gdy o to prosiłem, była onieśmielająca. Lecz nade wszystko tworzenie w towarzystwie najlepszych z najlepszych okazało się nadzwyczajną motywacją. Jestem zaszczycony, że spotkałem takich Dziennikarzy na swojej drodze.
Ponieważ nie jest to rozprawa doktorska, oszczędziłem Czytelnikom tysięcy zbędnych i nudnych przypisów. Nie wykluczam (a sprawia to ogrom materiału), że kiedyś pojawi się książka Historia mundiali – wszystkie mecze. Dokumentacja. Zbyt wiele jest w literaturze nieścisłości, choćby w tak z pozoru oczywistych sprawach jak składy drużyn.
Jednego tylko żałuję. Że to nie ja, a Wojciech Kuczok napisał: „Kiedy patrzę w przyszłość, nie myślę o tym, ile lat jeszcze przeżyję, tylko ile mundiali zdołam zobaczyć”. Niech będzie to mottem tej książki.
Leszek Jarosz
To była podróż w nieznane, ale finał Urugwaju z Argentyną wynagrodził wszystko.
URUGWAJ 1930
1er Campeonato Mundial de Football
13–30 lipca 1930 (18 dni)
13 zespołów
18 meczów
70 goli (średnia na mecz 3,89)
Zawodnicy: 190
Sędziowie główni: 11 + 4 tylko liniowych
3 stadiony / 1 miasto
Estadio Centenario, Estadio Parque Central oraz Estadio Pocitos Montevideo
Mistrz świata: Urugwaj
Finał: Urugwaj – Argentyna 4:2
Mecz o trzecie miejsce: nie rozgrywano
Król strzelców: Guillermo Stábile (Argentyna) – 8 goli
Uczestnicy (13debiutantów, a grali wszyscy zgłoszeni):
Argentyna, Belgia, Boliwia, Brazylia, Chile, Francja, Jugosławia, Meksyk, Paragwaj, Peru, Rumunia, Stany Zjednoczone, Urugwaj
Wybór Urugwaju na gospodarza: 18 maja 1929, XVIII Kongres FIFA BarcelonaTermin zgłoszeń: 19 stycznia 1930, potem 28 lutego i jeszcze wiele razy przekładanyLosowanie grup finałowych: 7 lipca 1930, Montevideo (siedziba AUF, czyli federacji piłkarskiej Urugwaju)Losowanie półfinałów: 22 lipca 1930, Montevideo (siedziba AUF)Format rozgrywek: najpierw grupy (jedna grupa z czterema zespołami, trzy z trzema; gra każdy z każdym – 2 punkty za zwycięstwo, 1 punkt za remis). Zwycięzcy grup grali w półfinałach – losowano pary, bo nie było wyznaczonej z góry tzw. drabinki turniejowej. Potem odbywał się tylko finał, bez meczu o trzecie miejsce. W półfinałach i finale w przypadku remisu – dogrywka 15 minut (!), czyli dwa razy po 7,5 minuty. Jeśli wciąż był remis – kolejne 15 minut. W przypadku utrzymującego się remisu w półfinale losowanie zwycięzcy, finał natomiast miał być powtórzony, a w przypadku kolejnego remisu po dogrywkach – możliwe nawet trzecie spotkanie, według decyzji Komitetu Organizacyjnego. Ostatecznie losowanie zwycięzcy.Eliminacje jedyny raz w historii się nie odbyły.Regulamin przewidywał, że nie potrzeba eliminacji, jeśli zgłoszą się mniej niż 32 zespoły. Teoretycznie już na premierowym turnieju mogło zagrać tyle drużyn co dziś (!). Dopiero przed drugim mundialem liczbę finalistów ograniczono do 16.Grupa 1
FRANCJA – MEKSYK 4:1 (3:0)
ARGENTYNA – FRANCJA 1:0 (0:0)
CHILE – MEKSYK 3:0 (1:0)
CHILE – FRANCJA 1:0 (0:0)
ARGENTYNA – MEKSYK 6:3 (3:1)
ARGENTYNA – CHILE 3:1 (2:1)
1.
ARGENTYNA
3
3
0
0
10:4
6
2.
CHILE
3
2
0
1
5:3
4
3.
FRANCJA
3
1
0
2
4:3
2
4.
MEKSYK
3
0
0
3
4:13
0
Grupa 2
JUGOSŁAWIA – BRAZYLIA 2:1 (2:0)
JUGOSŁAWIA – BOLIWIA 4:0 (0:0)
BRAZYLIA – BOLIWIA 4:0 (1:0)
1.
JUGOSŁAWIA
2
2
0
0
6:1
4
2.
BRAZYLIA
2
1
0
1
5:2
2
3.
BOLIWIA
2
0
0
2
0:8
0
Grupa 3
RUMUNIA – PERU 3:1 (1:0)
URUGWAJ – PERU 1:0 (0:0)
URUGWAJ – RUMUNIA 4:0 (4:0)
1.
URUGWAJ
2
2
0
0
5:0
4
2.
RUMUNIA
2
1
0
1
3:5
2
3.
PERU
2
0
0
2
1:4
0
Grupa 4
USA – BELGIA 3:0 (2:0)
USA – PARAGWAJ 3:0 (2:0)
PARAGWAJ – BELGIA 1:0 (1:0)
1.
USA
2
2
0
0
6:0
4
2.
PARAGWAJ
2
1
0
1
1:3
2
3.
BELGIA
2
0
0
2
0:4
0
Półfinały
ARGENTYNA – USA 6:1 (1:0)
URUGWAJ – JUGOSŁAWIA 6:1 (3:1)
Finał
URUGWAJ – ARGENTYNA 4:2 (1:2)
30.07.1930 (14.15) Montevideo, Estadio Centenario, widzów: 80 000.
Sędziowie: Langenus (Belgia) + Christophe (Belgia), Saucedo (Boliwia).
URUGWAJ: Ballestrero – Mascheroni, Nasazzi (k) – Andrade, Fernández, Gestido – Dorado, Scarone, Castro, Cea, Iriarte.
ARGENTYNA: Botasso – Della Torre, Paternoster – J. Evaristo, Monti, Arico Suárez – Peucelle, Varallo, Stábile, Ferreira (k), M. Evaristo.
1:0 Dorado 12, 1:1 Peucelle 20, 1:2 Stábile 38, 2:2 Cea 58, 3:2 Iriarte 68, 4:2 Castro 89.
FAKTY:
Nagrodą dla zwycięzcy był Puchar Świata (Coupe du Monde de Football Association) – statuetka nazwana przez Francuzów Victoire ailée, czyli Skrzydlatą Nike, w Polsce znana bardziej jako Złota Nike.Pierwszym mistrzem świata, a zarazem pierwszym gospodarzem mistrzem został Urugwaj.Startowało tylko 13 drużyn, najmniej w historii (podobnie będzie w roku 1950), a reprezentowane były tylko trzy kontynenty: Europa, Ameryka Południowa oraz Ameryka Północna i Środkowa. Jedyny raz w turnieju wystąpiło więcej zespołów z Ameryki Południowej (siedem) niż z Europy (cztery).Turniej odbył się tylko w jednym mieście, co więcej – planowano mecze tylko na jednym stadionie, choć ostatecznie grano na trzech. To sytuacje bez precedensu w historii MŚ – zarówno jedno miasto, jak i aż trzy areny w jednym ośrodku (dopiero katarska Doha w 2022 roku będzie się równać pod tym względem).Nie było uroczystego otwarcia mundialu, ale szóstego dnia zawodów z pompą i udziałem wszystkich ekip otwarto gigantyczny Estadio Centenario.Losowanie mistrzostw odbyło się zaledwie sześć dni przed pierwszymi meczami.Grano dwoma modelami piłek (T-model – czyli piłka zszywana z 12 paneli w kształcie litery T, oraz Tiento – zszywana z paneli zbliżonych kształtem do trapezu równoramiennego). Importowano je do Urugwaju i Argentyny z Wysp Brytyjskich lub robiono na miejscu, w Ameryce Południowej. Nie było jednego producenta.LUDZIE:
Rumun Rudolf „Rudy” Wetzer był zarówno zawodnikiem, na dodatek kapitanem reprezentacji, jak i trenerem (w trio z Costelem Rădulescu i Octavem Luchide). Pierwszy taki grający trener w historii, ale nie ostatni!Alberto Horacio Suppici to najmłodszy trener, który zdobył mistrzostwo świata. W dniu finału nie miał jeszcze 32 lat (31 lat i 252 dni). Z kolei Argentyńczyk Juan José Tramutola (niecałe 28 lat, a dokładnie 27 lat i 267 dni w pierwszym meczu z Francją) to najmłodszy trener w całej historii, który prowadził drużynę na mundialu.Prowadzący mecz Jugosławia – Boliwia Urugwajczyk Francisco Matteucci (ledwie 27 lat i 62 dni) to najmłodszy w historii sędzia główny. W 1950 roku będzie młodszy arbiter liniowy (Matteucci też był liniowym, biegał po boku w meczu USA – Belgia, mając 27 lat i 58 dni).Arbiter z Argentyny José Macías zapisał się w historii, prowadząc jako pierwszy dwa mecze (13 lipca USA – Belgia, a 17 lipca USA – Paragwaj). Belg John Langenus poprawił ten rekord 26 lipca (mecz Argentyna – USA), a potem 30 lipca (Urugwaj – Argentyna) i został pierwszym sędziującym trzy i cztery spotkania na mundialu.Pierwszym kontuzjowanym – i to już pierwszego dnia turnieju – był bramkarz Francji Alex Thépot. W 24. minucie meczu z Meksykiem musiał zejść z boiska z powodu urazu głowy. Ponieważ przepisy nie dopuszczały wtedy zmian w trakcie meczu, to między słupkami stanął Augustin Chantrel – jest to jedyny w historii przypadek, gdy zawodnik z pola został bramkarzem.Aż dwa razy doszło do ciężkiego złamania nogi, a ucierpieli Rumun Adalbert Steiner w meczu z Peru oraz Boliwijczyk Gumercindo Gómez w spotkaniu z Jugosławią.Peruwiańczyk Plácido Galindo pierwszy w historii wyleciał z boiska (w 58. minucie meczu z Rumunią, 14 lipca 1930).Pierwsi bracia w jednym meczu to Felipe i Manuel Rosas z Meksyku (13 lipca z Francją). Także Meksyk, w meczu z Argentyną 19 lipca, wystawił dwie pary braci, bo obok Rosasów grali Francisco i Rafael Garza Gutiérrez. O mało w tym meczu nie wystąpił trzeci braterski duet, ale Argentyńczycy Juan i Mario Evaristo pauzowali. Grali jednak razem we wszystkich pozostałych meczach Argentyny i zostali pierwszymi, którzy wystąpili w wielkim finale. Bracia byli też w kadrze Francji, ale w przeciwieństwie do Luciena ani razu nie zagrał Jean Laurent. Aby obraz był pełen, trzeba wspomnieć, że wśród Meksykanów była jeszcze trzecia para braci – bramkarz Isidoro Sota i szef ekipy Ernesto Sota.Peruwiańczyk Julio Lores był zgłoszony jako zawodnik federacji, bez przynależności klubowej (choć grał już w Meksyku, w Club Necaxa). Z kolei Bek, Stevanović i Sekulić, trzej reprezentanci Jugosławii, to pierwsi uczestnicy mundialu zgłoszeni jako gracze klubów zagranicznych (francuskich). Na 13 drużyn aż pięć miało zagranicznych trenerów: Chile (György Orth z Węgier), Meksyk (Juan José Luque de Serrallonga z Hiszpanii), Paragwaj (José Durand Laguna z Argentyny), Peru (Paco Bru z Hiszpanii) oraz USA (Bob Millar ze Szkocji).Andrés Mazali, słynny bramkarz Urugwaju, tuż przed turniejem został wyrzucony z reprezentacji za niesubordynację. Zastąpił go Miguel Capuccini.MECZE:
Mecz nr 1: równolegle grały USA z Belgią oraz Francja z Meksykiem. Oba spotkania rozpoczęły się 13 lipca 1930 roku o 15.00.Nie było ani jednego remisu (bez precedensu!).Jedyny raz na mundialu nie rozegrano meczu o trzecie miejsce.Około 300 osób na meczu Rumunia – Peru (14 lipca, Estadio Pocitos) to najmniejsza w dziejach MŚ liczba widzów.GOLE:
Padło najmniej bramek w historii, bo tylko 70. Tyle samo goli kibice zobaczą na kolejnym turnieju w 1934 roku, lecz jeśli chodzi o średnią goli na mecz – będą znacznie gorsze mundiale!Bramkę nr 1 zdobył Lucien Laurent z Francji (13 lipca, w 19. minucie z Meksykiem). Dwa gole w meczu strzelił jako pierwszy Bart McGhee z USA (też 13 lipca, w meczu z Belgią).16 lipca 1930 roku padł pierwszy gol samobójczy, a pechowcem był Meksykanin Manuel Rosas, który trafił do własnej bramki w 52. minucie meczu z Chile. Pierwszego hat tricka zdobył Guillermo Stábile z Argentyny (19 lipca z Meksykiem). Ale od 2006 roku FIFA podaje, że pierwszy trzy gole w meczu strzelił Bert Patenaude z USA (17 lipca z Paragwajem) – dowody wydają się jednak wciąż niedostateczne.Pierwszy rzut karny wykonywał 19 lipca przeciwko Francji Guillermo Saavedra z Chile, ale Alex Thépot obronił jego strzał. Gol nr 1 z karnego padł tego samego dnia, ale w później rozgrywanym meczu, Argentyna – Meksyk. Najpierw jednak mieliśmy w tym spotkaniu przestrzelonego karnego nr 2 – strzelał Paternoster, a obronił Meksykanin Bonfiglio. Dopiero potem pierwszym pokonanym był bramkarz Argentyny Ángel Bossio, a strzelcem wspomniany już autor pierwszego samobója, Manuel Rosas. Meksykanin został więc pierwszym w historii, który trafiał… dla dwóch drużyn. Miał ledwo skończone 18 lat (liczył sobie 18 lat i 93 dni) i aż do czasów Pelégo był najmłodszym zdobywcą bramki (dziś wciąż jest drugi w tej klasyfikacji).W meczu z Peru (14 lipca) Adalbert Deșu z Rumunii trafił do bramki już w 2. minucie (w 90. sekundzie) – ten rekord przetrwa tylko do kolejnych mistrzostw, w 1934 roku.Belgia i Boliwia nie zdobyły bramki. Najwięcej goli strzeliła natomiast Argentyna – 18.Pierwsi w historii niepokonani bramkarze to Osvaldo Velloso z Brazylii i występujący tego samego dnia, 20 lipca, Pedro Benítez z Paragwaju. Zagrali w MŚ tylko po jednym meczu.CIEKAWE:
Ekipa USA jako jedyna w dziejach (!) miała w kadrze tylko jednego bramkarza. Był nim Jimmy Douglas z New York Nationals. Bronił w trzech spotkaniach i był na pierwszych mistrzostwach najdłużej niepokonany, bo przez 200 minut. A gdyby odniósł kontuzję? Na dodatek Amerykanie w swoich trzech meczach wystawiali zawsze identyczną jedenastkę. Wykorzystali zatem tylko 11 zawodników i to rekord wszech czasów, oczywiście w odniesieniu do drużyn, które zagrały minimum trzy mecze. Costel Rădulescu z Rumunii oraz Ulises Saucedo z Boliwii byli nie tylko trenerami swoich reprezentacji, ale też… sędziami meczów. Z kolei wspomniany już najmłodszy sędzia Matteucci z Urugwaju pełnił też funkcję… masażysty zespołu Meksyku. Choć do przerwy Urugwaj przegrywał w finale z Argentyną 1:2, to zdobył tytuł i jest to jedyny taki przypadek w historii meczów o złoto. Na dodatek wszystkie swoje spotkania Urugwaj grał na jednym stadionie (Centenario) – jeszcze tylko Anglia w 1966 roku zdobędzie tytuł, prezentując się na jednym obiekcie.Dwa razy na Estadio Centenario, a raz na Estadio Parque Central odbyły się dwumecze, czyli dwa spotkania bezpośrednio po sobie. Już nigdy na mundialach nie będzie takich multigier.Regulamin przewidywał, że w przypadku remisu w półfinałach i finale odbędzie się dogrywka o niespotykanej długości, bo 2 × 7,5 minuty. Remisów jednak nie było…Francisco Varallo z Argentyny zmarł 30 sierpnia 2010 roku, w wieku 100 lat – był najdłużej żyjącym uczestnikiem pierwszych mistrzostw.Tuż po turnieju wydano w Montevideo pierwszą książkę o mistrzostwach świata – Album. Primer Campeonato Mundial de Football.1930
Pierwszy mundial, za Oceanem, odbył się także za zgodą Polski, o którym to szczególe chyba nikt do tej pory u nas nie pisał. Na kongresie FIFA w Barcelonie w 1929 roku mieliśmy swojego delegata, był nim referent ds. zagranicznych Polskiego Związku Piłki Nożnej Tadeusz Kuchar, najstarszy ze słynnych braci. Urugwaj wybrano na gospodarza bez sprzeciwu, więc i Polska była za. Biało-Czerwoni w Montevideo jednak nie grali. Brak dokumentów, wszystkie (?) zaginęły, ale PZPN chyba nawet nie debatował nad wysłaniem reprezentacji, bo ważny był wtedy dla nas Puchar Europy Środkowej, amatorów. Pomysłodawcą rozgrywek był właśnie Tadeusz Kuchar. W polskiej prasie pojawiła się jednak korespondencja z mistrzostw świata w Montevideo – słał ją M. Książenicki, a ukazała się na łamach „Stadjonu” z miesięcznym opóźnieniem.
Czy podczas premierowego mundialu pojawiły się polskie wątki? Może zawodnik Rumunii urodzony w Czerniowcach, bo żyło tam sporo Polaków? Był taki piłkarz, Alfred Eisenbeisser, ale nie Polak. Dopiero sprawdzając statki wpływające wówczas do Montevideo, trafiłem na ślady polskiej bytności. Dziesiątego lipca 1930 roku na pokładzie Almanzory przybyło kilku reprezentantów Brazylii. Tym statkiem podróżowało też do stolicy Urugwaju wielu polskich Żydów. Więcej! Tego dnia zawinął do tamtejszego portu także Światowid z Gdyni, na pokładzie którego znajdowały się dziesiątki polskich emigrantów. A wcześniej, 5 lipca, przybił również Manoas z Polakami z Brazylii. Tego dnia cumował Conte Verde z piłkarzami Francji, Rumunii i Belgii. Czy nasi widzieli w porcie te europejskie ekipy? I czy Polacy oglądali mecze mistrzostw świata?
A przede wszystkim – kim był ten Książenicki wysyłający List z Urugwaju? Jak się wydaje, był jednym z polskich Żydów, którzy wtedy emigrowali do Ameryki Południowej. Na liście pasażerów Arlanzy, z października 1929 roku, znalazłem wpis: Mosze Ksazenicki (bez „i”, pewnie literówka), a obok Mala Ksiazenicka (ona z „i”). Mieli po 23 lata, byli małżeństwem. Podobno już w Urugwaju urodził im się syn, Ricardo.
To właśnie Mosze Książenicki budował w Polsce legendę egzotycznego turnieju. Na przykład o piłkarzach Rumunii pisał: „(…) goszczeni w pierwszorzędnym hotelu, nie dbają o przygotowania, jedzą, piją, a popuściwszy pasa, uganiają za czarnobrewemi córami Montevidea”.
Zagadkowa premiera
Właściwie nie wiadomo, który mecz był pierwszy. W niedzielę 13 lipca 1930 roku o 15.00 w Montevideo rozpoczęły się dwa spotkania, USA – Belgia i Francja – Meksyk. Nie zorganizowano uroczystego otwarcia mistrzostw i chyba nikt nie zdawał sobie sprawy, że zaczyna się impreza, która kiedyś zawładnie światem. Powszechnie to mecz Francji z Meksykiem uważa się za premierowe, historyczne starcie na mundialu. Nie bardzo jednak wiadomo, z jakich powodów. Bo w jego trakcie padła pierwsza bramka? A może dlatego, że w wydanym już po MŚ oficjalnym albumie spotkanie na Estadio Pocitos opisane jest przed tym z Parque Central?
Rozwiązanie zdaje się, że jest inne. Otóż pierwotny terminarz zakładał, że pierwszego dnia na wielkim Estadio Centenario odbędą się oba mecze, jeden po drugim. O 12.45 (czyli praktycznie o 13.00, ten kwadrans wcześniej to godzina wyjścia zespołów na boisko) Francja – Meksyk, a o 14.45 „danie główne”, USA – Belgia*.Ale zaledwie dwa (!) dni przed startem zmieniono układ gier i musiano grać na stadionach klubów Nacional oraz Peñarol, czyli Parque Central i Pocitos (dziś już nieistniejącym)*. Panowała ponura pogoda, było zimno, chwilami siąpił deszcz, a nawet na kilka chwil rozpętała się gwałtowna burza śnieżna. W Urugwaju była przecież zima. Zawodnicy marzli, potrzebowali grubych swetrów. Gdyby nie ta paskudna aura, prawdopodobnie odbyłby się tylko jeden premierowy mecz i nie byłoby dylematu. Całe mistrzostwa miały przecież zostać rozegrane na jednej arenie! Tyle że Stadion Stulecia nie był gotowy, z powodu silnych deszczów budowy nie skończono na czas. Zagrano tam dopiero szóstego dnia turnieju, 18 lipca. Inna sprawa, że otwarcie obiektu opóźniono celowo, by wypadło w dniu państwowego święta i pierwszego meczu Urugwaju.
Po przekopaniu źródeł można skłaniać się ku tezie, że nieoficjalnym otwarciem pierwszego mundialu był ten drugi mecz, USA – Belgia. Na Estadio Parque Central oglądało go kilka razy więcej widzów niż spotkanie Francja – Meksyk. Dane są jednak różne, na trybunach zasiadło od 10 do 20 tysięcy widzów, przyjmuje się więc średnio około 15 tysięcy. Na konkurencyjnym spotkaniu było zaś od tysiąca do sześciu tysięcy kibiców, średnio trzy tysiące. Precyzyjne są za to dane finansowe. Przychód ze sprzedaży biletów na stadionie Parque Central wyniósł 11 239 pesos wobec zaledwie 1482 pesos na Pocitos. Co więcej, na mecz USA – Belgia zaproszenia dostali urugwajscy politycy, liczni parlamentarzyści, wiele znanych osobistości. Na trybunach była także drużyna gospodarzy. Studiując urugwajską prasę z 1930 roku, można wręcz nabrać pewności, że inauguracją mundialu był właśnie ten mecz, choć zawsze jest jakieś „ale”. Na przykład prezydent FIFA Jules Rimet pierwszą połowę oglądał podobno na Pocitos, a Amerykanów z Belgami dopiero po przerwie. Jak to tłumaczyć? Rimet był Francuzem i z urzędu musiał chyba zobaczyć rodaków, potem jednak wycofał się na ważniejsze spotkanie.
Amerykanie skarżyli się, że boisko było jak „mokra, lepka glina z wielkimi kałużami”. Pokonali jednak Belgów 3:0, a bramki zdobyli McGhee (40. i 43. minuta) oraz Patenaude (89. minuta). McGhee zapisał się w historii jako pierwszy strzelec dwóch goli w meczu, a Patenaude jako pierwszy zawodnik, który trafił, uderzając piłkę głową. Inna rzecz, że drugi gol McGhee przypisywany jest często Floriemu, a Belgowie mocno po nim protestowali, twierdząc, że nawet trzech Amerykanów było wtedy na pozycji spalonej. Nie ma jednak zapisu filmowego tych meczów i wielu kontrowersji nigdy się już nie rozstrzygnie.
Estadio Centenario – betonowy kolos
Otrzymawszy w maju 1929 r. organizację mistrzostw świata, Urugwaj złożył wiele obietnic, przede wszystkim finansowych. Miał pokryć ewentualny deficyt, ale i zapewnić startującym zwrot kosztów podróży i diety na każdy dzień pobytu. Liczono jednak na duże zyski ze sprzedaży biletów, zainteresowanie meczami miało być ogromne, bo miejscowi piłkarze, występując przed obliczem całego narodu, mieli potwierdzić supremację z igrzysk olimpijskich. Problem w tym, że gospodarze turnieju nie posiadali wystarczająco dużego stadionu. Padła więc obietnica zbudowania takiego. Tyle że do mistrzostw był tylko rok.
Tym większy podziw budzi tempo prac. Powołano specjalną spółkę do budowy stadionu – Comisión Administradora del Field Oficial (CAFO). Jej szefem został dr Raúl Jude, zarazem prezydent federacji piłkarskiej i szef Komitetu Organizacyjnego MŚ (a także, co nie bez znaczenia, wpływowy działacz rządzącej Urugwajem partii Colorado). Jego zastępcą z ramienia miasta był inż. Bernardo Larrayoz. Dwa miesiące po decyzji z Barcelony, czyli 21 lipca 1929 r., położono kamień węgielny pod budowę obiektu, a uroczystą przemowę wygłosił César Batlle Pacheco, syn byłego prezydenta José Batlle y Ordóñeza. Głównym architektem został Juan Antonio Scasso, zarazem dyrektor miejskich terenów i robót publicznych, który wziął do pomocy dwóch absolwentów architektury (José Domato i Pedro Dannersa). Już w połowie sierpnia 1929 r. projekt był gotowy.
Chciano wznieść stadion całkiem inny niż te znane z Europy. Zamiast drewnianego – betonowy. Gdy w Anglii obiekty były prostokątne, z trybunami tuż przy płycie boiska, to projekt Scasso miał kształt bliski koła. Eliptyczna konstrukcja sprawiała, że widzowie znajdowali się nieco dalej od murawy. Stadion miał być nowoczesny, a jednocześnie prosty i bez udziwnień. Modernizm i minimalizm. Określano go mianem „piłkarskiego Koloseum”.
Miejscem budowy zostały leżące w centrum miasta tereny Parque de los Aliados (a nie, jak podają liczne źródła, Parque José Batlle y Ordóñez – były prezydent Batlle zmarł w październiku 1929 r. i dopiero w 1930, w trakcie budowy, zmieniono nazwę parku). Pierwsze roboty ziemne zaczęły się 3 września 1929 r., a na początku lutego 1930, czyli zaledwie pięć i pół miesiąca przed mistrzostwami świata, zaczęto wylewać beton. Zużyto go 14 tysięcy metrów sześciennych.
Powstał największy poza Wyspami Brytyjskim obiekt, większe były tylko Hampden Park w Glasgow i Wembley w Londynie. Oficjalnie miał pojemność 70 tysięcy miejsc, choć projekt mówił o ponad 100 tysiącach. Pośpiech, ale przede wszystkim finanse sprawiły, że trybuny były niższe, nie zbudowano trzeciego poziomu za bramkami i drugiego poziomu na trybunie honorowej. Na mecze wchodziło jednak ponad 80 tysięcy widzów, bo wyznaczono miejsca stojące na samym dole, pomiędzy trybunami a boiskiem – murawę od kibiców odgradzały fosy. Wzniesiono natomiast najbardziej charakterystyczną część, czyli dziewięciopiętrową wieżę, Torre de los Homenajes (jak dziewięć linii na fladze Urugwaju), z której po bokach, jak w aeroplanie, wyrastały skrzydła, a z przodu dziób, jak w przypadku statku. Miały to być modernistyczne symbole postępu i siły Urugwaju. Planowano też budowę panoramicznej windy, ale brak czasu zniweczył ten pomysł. Po zwycięstwie w finale nad Argentyną uroczyście wciągnięto na szczyt wieży flagę Urugwaju, co było jednym z najbardziej wzruszających momentów MŚ.
Nazwa Estadio Centenario, czyli Stadion Stulecia, została nadana obiektowi tuż przed mundialem, bo pierwotnie mówiono Estadio Oficial. Także tuż przed turniejem swoją nazwę zyskała wyłożona marmurem i porfirem reprezentacyjna trybuna – zamiast Honor Tribune nazwano ją America. Pozostałe nazwy trybun nawiązywały do triumfów Urugwaju na igrzyskach: Olimpica, Colombes (zwycięstwo w 1924 r.) i Amsterdam (1928).
Jak podają źródła, pod koniec budowy ponad tysiąc robotników z kilku firm pracowało na trzy zmiany, także w nocy, przy reflektorach. Mundial zaczynał się 13 lipca. I choć kilka dni wcześniej meldowano o gotowości rozgrywania meczów, to jedna z trybun (reprezentacyjna America) nie była w pełni skończona. Gdy wyznaczono zapasowe lokalizacje (na Estadio Pocitos rozegrano dwa mecze, a w Parque Central sześć), budowniczowie zyskali kilka dodatkowych dni. Ale równie ważny był aspekt polityczno-społeczny. Można wręcz mówić o manipulacji. Bo dlaczego stadion otwarto akurat w piątek 18 lipca? Otóż inauguracja przypadła dokładnie w setną rocznicę zaprzysiężenia pierwszej konstytucji Urugwaju, w dniu państwowego święta. Na dodatek już wcześniej było wiadomo, że właśnie tego dnia zagra Urugwaj. Efekt polityczny zdawał się dla gospodarzy gigantyczny. Inna sprawa, że na zdjęciach z mistrzostw widać jeszcze drewniane rusztowania przy trybunach. Trudno też było poruszać się wokół stadionu, teren nie został bowiem uprzątnięty. To jednak szczegóły wobec faktu, że cała budowa trwała tylko dziewięć i pół miesiąca! Jej koszt oblicza się na ponad 300 tysięcy ówczesnych dolarów.
Otwarcie wyglądało imponująco. Na mecz z Peru przyszło 80 tysięcy ludzi. Wszystkie uczestniczące w mistrzostwach drużyny uroczyście maszerowały przed tłumem, a każda delegacja niosła planszę z nazwą kraju i flagę. Ta parada jest mylona z otwarciem mundialu, ale była to jedynie inauguracja stadionu. W obecności prezydenta Juana Campisteguya przemawiał dr Raúl Jude, a potem Urugwaj wygrał 1:0. Historyczną bramkę zdobył „Manco” Castro.
Estadio Centenario, nazywany „betonowym kolosem” lub „amfiteatrem z betonu”, stał się symbolem nie tylko pierwszego mundialu, ale i państwa Urugwaj. Już po mistrzostwach zmieniono nazwę trybuny Olimpica na Montevideo, czyli miejsca trzeciego, po dwóch złotych medalach olimpijskich, triumfu urugwajskiej piłki.
Najważniejsze zdjęcie
Pewne jest natomiast, że pierwszy bramkę zdobył Francuz Lucien Laurent, który trafił do siatki już w 19. minucie równolegle rozgrywanego spotkania. Piłkę przed pole karne podał mu Ernest Libérati, a Laurent strzelił z woleja, lewą nogą. Wiele lat poszukiwałem zdjęcia, nie wierzyłem, że jest jakiekolwiek ujęcie. A jednak! Fotografię, na której uwieczniono moment zdobycia pierwszej mundialowej bramki, zamieścił chilijski tygodnik „Los Sports”. To unikat. Potem znalazłem drugą. Być może to najważniejsze zdjęcia z mundiali. Według czasu lokalnego w Montevideo była 15.19.
Pierwszym pokonanym bramkarzem był Meksykanin Óscar Bonfiglio. Potem strzelali mu Marcel Langiller (40. minuta) i dwa razy André Maschinot (43. i 87. minuta). Z Meksyku odpowiedział tylko Juan Carreño (70. minuta). Francja wygrała 4:1, choć przez większość meczu grała w dziesiątkę! W 24. minucie doszło bowiem do pierwszej poważnej, mundialowej kontuzji, na dodatek do dziś stwarzającej sporo kłopotów statystykom. Bramkarz Alexis Thépot został kopnięty w głowę podczas szarży jednego z Meksykanów, Dionisio Mejíi, wskutek czego golkiper musiał zejść z boiska. Zmian wtedy nie było, więc między słupkami zastąpił go gracz z pola, pomocnik Augustin Chantrel, i jego też trzeba w statystykach zaliczać do bramkarzy. Do dziś jest jedynym graczem w historii MŚ, który wystąpił jako zawodnik z pola i jako bramkarz. Kontuzja Thépota okazała się niegroźna, zagrał w kolejnych dwóch meczach Francji.
Ilu piłkarzy?
Kadry poszczególnych reprezentacji, całkiem inaczej niż dziś, były nierówne. Jedni stawili się w 15, inni w… 24. Najmniejszą obsadę zgłosiła Rumunia, jej kadra liczyła tylko 15 graczy. Z kolei Brazylia, choć regulamin mówił o maksymalnie 22 piłkarzach, przysłała na turniej dwóch dodatkowych zawodników. Humberto de Araújo Benevenuto oraz Doca (Alfredo de Almeida Rego) przypłynęli do Urugwaju, nie mogli jednak zostać oficjalnie zgłoszeni. Niby byli na mundialu, a nie byli.
Wiele nieporozumień brało się stąd, że organizatorzy zapewniali zwrot kosztów podroży i pobytu dla 17 osób, bez precyzowania, czy chodzi o piłkarzy, czy także działaczy. Jedni przysłali więc na koszt gospodarzy 15 piłkarzy i dwóch trenerów (Rumunia), inni 16 piłkarzy i trenera (Francja, Belgia), jeszcze inni 17 piłkarzy (Boliwia, Jugosławia, Meksyk). Nie wykluczało to oczywiście, że delegacje mogły być liczniejsze, uzupełnione na przykład o szefów federacji, asystentów trenera, masażystów itp. Stany Zjednoczone zgłosiły 17 piłkarzy, ale dwaj (Bill O’Brien i John Slavin) nie mieli obywatelstwa, dlatego tuż przed odpłynięciem statku Munargo zostali wycofani, a w ostatniej chwili na turniej wyjechał Arnie Oliver (ostatecznie reprezentacja USA liczyła 16 zawodników). Chile miało 19 graczy, a Peru – 20. Pełne kadry, czyli 22 piłkarzy, zgłosiły tylko Argentyna, Brazylia, Paragwaj i oczywiście Urugwaj.
Ostatecznie zarejestrowano 241 piłkarzy, a na mundialu zagrało 190.
Uwaga na fałszywki!
Paradoksalnie z premierowych mistrzostw jest sporo pamiątek, więcej niż z kilku kolejnych. Wydawane są nawet kilkudziesięciostronicowe katalogi wyliczające odznaki dla dziennikarzy i zawodników czy medale, prezentujące plakaty itd. Osobnych monografii doczekały się też bilety z Urugwaju. Wejściówki drukowano bowiem w kilku seriach, w różnych kolorach, było kilka wzorów graficznych, edycje specjalne, różne były też ceny, w zależności od trybuny. Literatura opisuje proces drukowania i dystrybucji tych biletów. To jedne z droższych pamiątek, kosztują minimum tysiąc dolarów za sztukę. Ale uwaga! Te z premierowego turnieju, a także z roku 1950, to najczęściej podrabiane mundialowe relikwie. Na aukcjach internetowych 99 procent to falsyfikaty.
Jednocześnie o pierwszych mistrzostwach wciąż wiemy za mało, wiele rzeczy jest niejasnych. Prawie nie ma zapisów filmowych, niewiele jest zdjęć, a nawet gdy znajdą się jakieś fotografie, to trudno na nich odróżnić zawodników, bo ci nie mieli numerów na koszulkach. Wiele relacji jest sprzecznych – wówczas nie za bardzo przywiązywano wagę nawet do tego, kto zdobył bramkę. Ale niekiedy niespodziewanie pojawiają się dowody.
Dokumentalny film o pierwszym mundialu
Na stulecie FIFA, które przypadło na 19 maja 2004 r., odbyła się premiera 1930 FIFA World Cup Film. Stało się to przed jubileuszowym meczem Francja – Brazylia w Paryżu. Na olbrzymich ekranach Stade de France pokazano 13,5 minuty zrekonstruowanych zdjęć z Montevideo. To było cudowne zrządzenie losu, bo w 2003 r. w archiwum Cinemateca Uruguaya znaleziono sześć rolek oryginalnych taśm filmowych z 1930 r. Zdjęcia odnowiono w studiu w Londynie, część pokolorowano, a dzieło zrealizował Guy Oliver. W konwencji filmu niemego, bo dołożono plansze z napisami oraz muzykę, widzimy m.in. olimpijskie sukcesy Urugwaju, budowę Centenario i uroczystość otwarcia stadionu, a przede wszystkim pokolorowane zdjęcia z meczu finałowego. Wrażenie robi wciągnięcie na maszt flagi Urugwaju po zwycięstwie nad Argentyną.
Zdjęcia z Rumunii
Kilka lat temu, przeglądając stronę podrzędnego rumuńskiego klubu, zobaczyłem pewne zdjęcie. I aż mnie ciarki przeszły. To była sensacja! Dla tropicieli historii mundiali to coś więcej niż bardzo ważny dokument. Fotografia pochodziła z rodzinnego albumu rodziny Steinerów, żyjącej wciąż w Timişoarze. Zadziałało prawo serii, bo ledwie kilka dni później dotarłem do drugiej fotografii (a potem nawet do trzeciej). Publikowałem je na Facebooku, na mojej stronie Historia Mundiali, i to one między innymi popchnęły mnie do napisania niniejszej książki.
Na zdjęciach widać zamieszanie na boisku, po bardzo poważnej kontuzji. Adalbert (Béla) Steiner, pochodzący z Banatu i reprezentujący Rumunię, złamał prawą nogę w spotkaniu z Peru. Działo się to 14 lipca, a był to zaledwie mecz numer 4. Steiner był obrońcą (gwiazdą klubu CS Chinezul Timişoara, choć tuż przed mundialem grał już w CA Timişoara), a nieszczęście spotkało go po starciu z Luisem Souzą-Ferreirą. Natychmiast odwieziono go do szpitala, ale kontuzja okazała się tak poważna, że musiał zakończyć piłkarską karierę*.
Mecz był pełen nieczystych zagrań. Ciężkiej kontuzji kolana doznał też drugi Rumun, Constantin Stanciu, co jednak nie przeszkodziło mu kuśtykać po boisku i… strzelić gola. Podobno po uderzeniu padł na murawę i zaczął wić się z bólu. „W pokojach chłopaków czuć tylko spirytus i jodynę. (…) To jak szpital polowy” – notował potem w pamiętniku Rudy Wetzer, bo cała drużyna rumuńska była mocno poobijana. W 58. minucie, po kolejnym faulu, Peruwiańczyk Plácido Galindo został wyrzucony z boiska, jako pierwszy gracz w historii mistrzostw świata.
Zwróćmy jeszcze uwagę na zdjęcie i puste trybuny w tle. To kolejny ważny dowód. Mecz na Estadio Pocitos oglądało zaledwie około 300 widzów! To niechlubny rekord najniższej frekwencji, choć FIFA podaje wziętą z sufitu liczbę 2549 kibiców (sic!)*.
Czternaście flag
Pomysł na książkę o mundialach wziął się też od… pocztówki, wydanej w Montevideo tuż przed pierwszymi MŚ. Startowało wówczas tylko 13 reprezentacji, a widzimy 14 flag. Tajemnicza sprawa!
W tej zagadce nie chodzi o barwy Serbii zamiast Jugosławii (czwarta flaga po lewej stronie), bo zasadniczo nie jest to błąd. Reprezentacja Jugosławii w 1930 r. była de facto drużyną Serbii, o czym piszę w innym miejscu.
Ta 14. flaga, po lewej stronie na samym dole, to barwy Bułgarii, która nie grała wtedy na mundialu.
Wertowałem wszelkie źródła i nigdzie nie znalazłem ani słowa o kraju z Bałkanów. Pojawiają się informacje, że na przykład w turnieju wystartować mieli piłkarze Egiptu, ale nie zdążyli na statek. Ale o Bułgarii nie ma ani słowa. Znajdowałem poszlaki. Jugosławia ostatni mecz przed MŚ, zaledwie dwa dni przed podróżą do Urugwaju, grała właśnie z Bułgarią. Może Bułgarzy też deklarowali chęć gry w mistrzostwach, lecz zrezygnowali w ostatniej chwili? Albo ktoś wysłał informację o starcie Bułgarii do Urugwaju i stąd ta flaga?
Jeden z czytelników mojej strony na Facebooku Historia Mundiali podsunął mi książkę Rumena Pajtaszewa Футбол. История на световните първенства (Futbol. Historia mistrzostw świata), wydaną w 2006 r. Bułgarski autor pisze, że wyjazd nie doszedł do skutku, bo zawodnicy nie dostali urlopów, a federacja nie miała pieniędzy (podobno koszt obliczano na 2850 dolarów). Pajtaszew nie podaje jednak, czy władze piłkarskie z tego kraju wykonały jakieś formalne ruchy. Czy zgłoszenie Bułgarii dotarło do FIFA? W archiwach federacji nie ma śladu takich działań.
Pocztówka z flagą wydawała mi się jednak dowodem, że kwestia startu Bułgarii na mundialu była znana w Urugwaju. Dopiero kwerenda prasy przyniosła efekt i chyba rozwiązanie tej zagadki. Otóż na początku lipca 1930 r. francuska gazeta „Paris Midi” doniosła (nie podając źródła), że Bułgaria w ostatniej chwili podjęła decyzję o udziale w mistrzostwach. Takie wieści rzeczywiście spłynęły do Urugwaju, gdzie cytowano francuską gazetę. Inna sprawa, że doniesienia te nie zostały dobrze przyjęte, bo było pewne, że Bułgaria nie dotrze na czas (turniej zaczynał się 13 lipca, a statkiem podróżowało się ponad dwa tygodnie). Jak wiadomo, Bułgaria do Urugwaju nawet nie wyruszyła. Ale mamy, chyba, wytłumaczenie, skąd jej flaga na pocztówce – zapewne grafik czerpał swoją wiedzę z niesprawdzonych doniesień prasowych.
Brutalny turniej
Nie tylko Steiner z Rumunii złamał nogę. W rozegranym 17 lipca meczu Jugosławia – Boliwia spotkało to także boliwijskiego prawoskrzydłowego Gumercindo Gómeza. Już na początku spotkania (w ósmej lub dziewiątej minucie, choć natknąłem się też na relacje, że w 15., a nawet, że stało się to na początku drugiej połowy – przyjmijmy jednak, że ok. dziesiątej minuty) zderzył się z kapitanem Jugosławii Ivkoviciem. To było podwójne złamanie prawej nogi. Encyklopedia piłkarskich mistrzostw świata Andrzeja Gowarzewskiego podaje, że zawodnik mógł opuścić Urugwaj dopiero po sześciu tygodniach. Nigdy na mundialu nie widziano tak strasznej kontuzji. Gómez otrzymywał setki wyrazów sympatii. W szpitalu odwiedzili go m.in. zawodnicy Urugwaju. Boliwijczyk złamał nogę przy stanie 0:0, jego drużyna jeszcze wytrwała do przerwy (powtórzmy – nie było wtedy zmian!), ale ostatecznie uległa Jugosławii aż 0:4.
Pierwsza książka o mundialu
Tuż po turnieju, w sierpniu 1930 r., w Montevideo ukazał się Album. Primer Campeonato Mundial de Football. Jego redaktorem był Arturo Carbonell Debali, a wydawcą Impresora Uruguaya S.A., przy udziale AUF (Urugwajskiej Federacji Piłki Nożnej). Pełne zdjęć i opisów meczów dwujęzyczne wydawnictwo (tekst po hiszpańsku i po francusku) miało tylko trzy tysiące nakładu, a egzemplarze były numerowane. Publikacja ta to „mroczny przedmiot pożądania” kolekcjonerów, bo cena dobrze zachowanej pozycji sięga dziś kilku tysięcy dolarów. Obok urugwajskich gazet z 1930 r. jest to najważniejsze źródło dotyczące premierowej edycji MŚ.
Kontuzji zdarzało się co niemiara, na przykład w półfinale z Argentyną odniosło je aż kilku Amerykanów. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy było marne sędziowanie. Arbitrzy różnili się w interpretacji przepisów. Jedna z gazet wspomniała nawet o „sędziowskiej wieży Babel”. Popełniano rażące błędy. Na przykład Gilberto de Almeida Rêgo z Brazylii zakończył mecz Argentyna – Francja aż sześć minut za wcześnie. Argentyna prowadziła wtedy 1:0 po rzucie wolnym Luisa Montiego z 81. minuty, lecz Francja atakowała. Sędzia przerwał mecz, gdy akurat na bramkę rywala mocno nacierał Marcel Langiller. W 84. minucie! Zawrzało, Francuzi protestowali, a część miejscowych widzów, liczących na porażkę Argentyny, wbiegła na boisko. Interweniowała policja, niektórzy gracze pobiegli do szatni. Sędzia Rêgo przyznał się do błędu i postanowił wznowić spotkanie. Grano więc dalej, ale bramki już nie padły. Po meczu publiczność zgotowała owację zespołowi z Europy i nieprzychylnie odnosiła się do reprezentacji sąsiada znad La Platy, „odwiecznego wroga”. Z tego względu działacze z Buenos Aires zagrozili nawet wycofaniem drużyny z turnieju.
W sędziowaniu tego meczu było jeszcze coś niespotykanego, dziś wprost niewyobrażalnego. Na liniach biegali bowiem Ulises Saucedo i Costel Rădulescu, czyli… trenerzy, bo pierwszy prowadził Boliwię, a drugi Rumunię. Z kolei inny sędzia, Urugwajczyk Francisco Matteucci, zatrudnił się jako… masażysta ekipy Meksyku. Chlubnym wyjątkiem wśród arbitrów okazał się Belg John Langenus, który sędziował mecz Urugwaj – Peru, na otwarcie stadionu Centenario, a potem trudne spotkanie Argentyna – Chile (kiedy to doszło do wielkiej bójki zawodników) oraz półfinał Argentyna – USA. Robił to tak dobrze, że powierzono mu także prowadzenie finału.
Koleżeńska dziennikarska życzliwość
W ostatnim meczu Francji (0:1 z Chile) zagrał Célestin Delmer. Tyle że nad Sekwaną nikt się wtedy o tym nie dowiedział, ponieważ dwaj inni francuscy piłkarze, Augustin Chantrel i Marcel Pinel, byli jednocześnie korespondentami prasowymi, a za Delmerem, delikatnie rzecz ujmując, nie przepadali. W związku z tym w sprawozdaniach z meczu taktownie go… pominęli. Błąd się powielał, bo Delmera nie było w składzie także w oficjalnym albumie z mundialu. Zamiast niego miał wystąpić Maschinot. Ale tak naprawdę zagrał Delmer. Widać go wyraźnie na zdjęciach z meczu. Fotografie zdemaskowały niecne zamiary Chantrela i Pinela.
Szczupłość europejskiej reprezentacji sprawiła, że na palcach jednej ręki można było policzyć dziennikarzy ze Starego Kontynentu. Z Rumunii był Moritz (Bica) Beilis (bukareszteńska „Gazeta Sporturilor”, ale też austriacki „Vienna Sportsblatt” i gazety francuskie), z Jugosławii Bora Jovanović (belgradzka „Politika”), a z Francji Pierre Billotey (paryski „Le Journal”). Poza tym relacje wysyłali wspomniani dwaj francuscy piłkarze, a także kierownik reprezentacji, Caudron. Prasę wspomagali również działacze Jugosławii. W rolę korespondenta wcielał się też belgijski sędzia John Langenus.
Podstawa Pucharu Świata – odkrycie z 2014 roku
Nagrodą dla zwycięzcy był Coupe du Monde de Football Association, statuetka przez Francuzów nazwana Victoire ailée, czyli Skrzydlatą Nike, w Polsce znana bardziej jako Złota Nike. Miała 30 centymetrów wysokości, ważyła 3800 gramów (w tym 1800 gramów 18-karatowego złota). Wykonał ją francuski rzeźbiarz Abel Lafleur, a do Urugwaju przywiózł osobiście Jules Rimet. Drużyna, która trzy razy wygra mistrzostwa świata, miała ją zdobyć na własność. W 1970 roku dokonała tego Brazylia, ale już wcześniej puchar stracił oryginalną podstawę, wykonaną z półszlachetnego kamienia lapis lazuli. Nikt nie potrafił stwierdzić, co się z nią stało, a w 1954 roku puchar zyskał nową „bazę”. Tym większym szokiem było znalezisko z 2014 roku. „To jak odkrycie egipskiej mumii” – powiedział David Ausseil, jeden z dyrektorów powstającego wtedy w Zurychu World Football Museum (otwarto je w 2016 roku). To właśnie przy okazji tworzenia muzeum przeszukiwano magazyny i piwnice w siedzibie FIFA. Dziś oryginalny fragment Złotej Nike jest jednym z głównych eksponatów – ma dziesięć centymetrów wysokości i ośmioboczny kształt.
Losy Pucharu Świata są bardzo tajemnicze. Został skradziony w 1983 roku z siedziby federacji Brazylii i podobno złodzieje przetopili go na złoto. Nie ma jednak pewności, że… był to oryginał. Przez dziesięciolecia wykonano bowiem kilka kopii, zrobili to na przykład Anglicy, gdy trofeum skradziono przed mistrzostwami w 1966 roku. Wciąż pojawiają się też spekulacje, że domniemani złodzieje wcale Złotej Nike nie przetopili.
19 grudnia 1983
W siedzibie brazylijskiej federacji piłkarskiej przy Rua da Alfândega w centrum Rio był tylko jeden stróż, nieuzbrojony. Zamiast w sejfie Puchar Świata znajdował się w Sali Trofeów (Sala de Troféus João Lyra Filho). Niby za kuloodporną szybą, ale ta była… w drewnianym obramowaniu, łatwym do rozebrania. „Nic nie widziałem, bo rzucili mnie na ziemię, zawiązali oczy i zawlekli do windy” – zeznał strażnik.
Po paru tygodniach policja podała, że prawdopodobnie „puchar nie należy już do nikogo”. Podobno w kradzież był zamieszany jeden z urzędników federacji piłkarskiej i dwóch paserów, nikogo jednak nie skazano. Według oficjalnej wersji puchar przetopiono na sztabki złota. A żeby mitologia miała sens, zrobił to rzekomo Argentyńczyk (najcenniejsze trofeum Brazylii zniszczył więc największy piłkarski wróg). Ale do dziś krążą rozmaite plotki, na przykład że kradzież zlecił jakiś kolekcjoner. W tej wersji Puchar Świata wciąż istnieje i stoi gdzieś w prywatnej rezydencji… A teorię tę uprawdopodobnia to, że zniknęła wówczas nie tylko Nike, ale i puchar za drugie miejsce dla Brazylii w MŚ 1950 oraz Puchar Niepodległości za turniej Minicopa z 1972 r.
W 1997 r. Złota Nike pojawiła na jednej z aukcji. Kupiła ją… FIFA, za ogromną sumę 254 500 funtów. Zrodziło to spekulacje, że może chodzić o oryginał. FIFA ogłosiła jednak, że to replika, wykonana w 1966 r.
Treningi na pokładzie
Do legendy pierwszych mistrzostw świata przeszła podróż liniowcem Conte Verde. Na pokładzie tego transatlantyku przypłynęły do Montevideo cztery reprezentacje: Rumunii, Francji, Belgii oraz Brazylii, która dosiadła się w Rio. Z Europy płynęło się dwa tygodnie, ale trzeba doliczyć jeszcze podróż pociągiem; na przykład Belgowie, żegnani przez ambasadora Urugwaju Enrique Buero, wyruszyli z Brukseli aż do Barcelony, gdzie zaokrętowali się 22 czerwca.
Wcześniej, 21 czerwca w Genui, na pokładzie zagościła Rumunia (pociągiem wyjechała 18 czerwca). Potem w Villefranche-sur-Mer pojawili się Francuzi. Ten port był za mały, by wpłynął tam ogromny Conte Verde, zawodnicy podpłynęli więc na statek barkami. Towarzyszył im prezydent FIFA Jules Rimet, który miał ze sobą statuetkę dla zwycięzcy, Złotą Nike. Był też Węgier Mór Fischer, wiceprezydent światowej federacji, oraz sędzia Claude Georges Balvay. Z Belgami dosiedli się kolejni sędziowie, John Langenus i Henri Christophe. Obok trenerów reprezentacji byli też nieliczni działacze, a Francuzi zabrali również masażystę (popularny Raphaël Panozetti).
Conte Verde – pływający hotel
Ten legendarny „mundialowy” statek powstał w Szkocji dla Lloyd Sabaudo Line, pływał od 1923 r., najpierw na trasie z Genui do Nowego Jorku, a potem do Ameryki Południowej, do Rio de Janeiro, Montevideo i Buenos Aires. Był ogromny i luksusowo wyposażony, niektóre sale wyglądały jak w pałacach. Dekoracje, malowidła, witraże, ornamenty i rzeźby wykonali włoscy rzemieślnicy z Florencji. Okręt zabierał grubo ponad dwa tysiące pasażerów i ponad 400 członków załogi. Nazwę Conte Verde (Zielony Książę) nadano na cześć Amadeusza VI, dawnego hrabiego Sabaudii.
W końcu lat 30. kursował już z Włoch do Szanghaju. W czasie drugiej wojny światowej, w 1942 r., został wydzierżawiony przez sojuszniczą Japonię i pod nazwą Teiko Maru uczestniczył w rejsach wymiany internowanych obywateli USA na obywateli Japonii. W 1943 r., po kapitulacji faszystowskich Włoch, został zatopiony w porcie w Szanghaju przez włoską załogę, by nie stał się własnością Tokio. Japończycy jednak podnieśli wrak i długo go reperowali. W 1945 r. statek, pod kolejną nazwą Kotobuki Maru, został poważnie zniszczony przez lotnictwo USA w okolicach Kyoto. Ostatecznie zezłomowano go w 1949 r.
Drużyny próbowały trenować na pokładzie, a kapitan statku, Giuseppe Rizzo, nie tylko nie miał nic przeciwko, ale jeszcze dopingował zawodników. Oczywiście o grze w piłkę nie było mowy, za to gracze robili przebieżki i wykonywali rozmaite ćwiczenia, w siłowni podnosili ciężary, z krzeseł robili tory przeszkód. „Ćwiczyliśmy – rozciąganie, skakanie, bieganie po schodach, podnoszenie ciężarów. Były tam również baseny, z których wszyscy korzystaliśmy. Przypominało to obóz wakacyjny. Tak naprawdę nie zdawaliśmy sobie sprawy, na jak ważną imprezę płyniemy do Urugwaju. Dopiero po latach doceniliśmy nasze miejsce w historii” – opowiadał Lucien Laurent.
Zajęcia prowadzili sami piłkarze. Z Francji na mundial nie wyruszył selekcjoner Gaston Barreau. Pracował w paryskim Konserwatorium Muzycznym i tłumaczył się, że nie dostał urlopu. Było wszak jasne, że sprzeciwiał się wyjazdowi reprezentacji. Zastępował go Jacques Caudron, urzędnik francuskiej federacji, a treningi prowadzili Edmond Delfour albo Émile Veinante, więc statystycy także ich powinni chyba zaliczać do grona szkoleniowców, jako „grających trenerów”. Podobnie ćwiczenia w przypadku Rumunów prowadził kapitan reprezentacji, Rudy Wetzer. Ale dopiero w Urugwaju drużyny zaczęły intensywnie się przygotowywać, rozegrano nawet sparing Francja – Rumunia (4:2).
Conte Verde wpłynął do portu w Montevideo 5 lipca, a piłkarzy witały tłumy. Ciekawostką jest fakt, że Rumunia nie utrzymywała jeszcze stosunków dyplomatycznych z Urugwajem i jej zawodnicy przechodzili odprawę… w biurach konsulatu Argentyny. Czwarta drużyna z Europy podróżowała osobno. Jugosławia wyruszyła na turniej 17 czerwca pociągiem z Belgradu, a 20 czerwca zaokrętowała się w Marsylii na pokładzie Floridy. W Urugwaju zameldowała się 8 lipca, jej podróż trwała więc trzy tygodnie.
Najdłużej w drodze była jednak reprezentacja Meksyku, która wystartowała już 3 czerwca pociągiem, by 5 czerwca wypłynąć z Veracruz przez Hawanę do… Nowego Jorku. Dopiero stamtąd, razem z ekipą USA, Meksykanie udali się we właściwy rejs do Montevideo, przez Bermudy, Rio i Santos, a metę osiągnęli 1 lipca. Eskapada trwała więc prawie miesiąc. Morzem początkowo podróżowała też ekipa Peru.
Statki mundiali
Na przedwojenne mistrzostwa podróżowano koleją i statkami. To jeszcze nie była era lotów, szczególnie tych transoceanicznych. Podróże morzem były uciążliwe i długie, a należało jeszcze wrócić – na przykład Rumuni obliczyli, że cały ich wyjazd do Urugwaju trwał 65 dni. Oto unikalny wykaz statków mundiali:
1930
Orizaba – Meksykanie wypłynęli już 5 czerwca z Veracruz, najpierw do Nowego Jorku (podróż pociągiem do Veracruz rozpoczęła się już 3 czerwca).
Munargo – Meksykanie razem z ekipą USA zaokrętowali 13 czerwca w Hoboken, a w Montevideo byli 1 lipca.
Conte Verde – tym luksusowym liniowcem płynęły Rumunia (zaokrętowała 21 czerwca w Genui), Francja (21 czerwca w Villefranche-sur-Mer), Belgia (22 czerwca w Barcelonie) oraz Brazylia, która dołączyła 2 lipca w Rio. Conte Verde dopłynął do Montevideo 5 lipca. Ale jeden z Brazylijczyków, Araken Patusca (wraz z żoną), był na miejscu już 4 lipca, na statku z Santosu General Osorio. Z kolei kilku innych dotarło dopiero 10 lipca na pokładzie Almanzory.
Orcoma – tym statkiem, wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej, podróżowała ekipa Peru. Start nastąpił 25 czerwca w Callao, a 2 lipca przybito do chilijskiego portu Valparaíso. Potem drużyna jechała pociągiem do Buenos Aires (razem z zespołem Chile), skąd krótkim rejsem przez La Platę dopłynęła do Montevideo, a meta została osiągnięta 5 lipca.
Florida – Jugosławia podróżowała z Europy sama, okrętując się w Marsylii 20 czerwca. W Montevideo była 8 lipca.
1934
Na turniej do Włoch pięć reprezentacji płynęło następującymi statkami: Conte Biancamano – Brazylia, Neptunia – Argentyna, Helwan – Egipt, Roma – USA, Orinoco – Meksyk.
1938
Do Francji drogą morską podróżowały trzy zespoły, wykorzystując w tym celu następujące jednostki: Arlanza – Brazylia (rywale Polaków wyruszyli z Rio 30 kwietnia, a w Cherbourgu byli 15 maja), Baloeran – Indie Holenderskie (rejs z Batawii, ob. Dżakarta, do Marsylii 27 kwietnia – 17 maja), Queen Mary – Kuba.
1950
Sises – jako jedyna statek wybrała wtedy ekipa Włoch.
Zainteresowani czytelnicy zapewne sami będą próbowali dociekać, jakimi statkami wracano.
Samolotem pierwsza na mistrzostwa świata przybyła w 1938 r. ekipa Norwegii, która lądowała na podparyskim lotnisku Le Bourget 2 czerwca. Po niej była Szwecja, 9 czerwca.
Króciutki rejs przez La Platę odbyła Argentyna, a drogą lądową przybyły ekipy Chile (pociągiem przez Andy, razem z kadrą Peru) i Paragwaju. W ostatniej chwili zdążyła Boliwia. W tym kraju doszło do zamachu stanu, w La Paz i Oruro toczyły się walki, a władzę przejęło wojsko pod dowództwem generała Carlosa Blanco Galindo. Drużyna pojawiła się w Montevideo dopiero 11 lipca, zaledwie dwa dni przed turniejem. Serdecznie witani piłkarze wykonali nader sympatyczny gest wobec gospodarzy. Przed pierwszym meczem, z Jugosławią, wyszli na boisko w prawdopodobnie najbardziej oryginalnych strojach w dziejach MŚ – koszulkach z namalowanymi wielkimi literami. Gdy Boliwijczycy ustawili się w szeregu do zdjęcia, powstał napis „Viva Uruguay”.
Zagadka pierwszego hat tricka
Według FIFA to Bert Patenaude (USA) jako pierwszy w historii zdobył w jednym meczu MŚ trzy bramki. Ale za życia nigdy nie był za takowego uznany! FIFA ogłosiła to bowiem w specjalnym komunikacie dopiero w 2006 r., czyli 76 lat po meczu i 32 lata po śmierci zawodnika (zmarł w 1974 r.). Chodzi o gole z Paragwajem, w meczu rozegranym 17 lipca 1930 r., który Stany Zjednoczone wygrały 3:0.
W wielu źródłach jedno z trafień przypisuje się albo innemu z Amerykanów (Tomowi Florie lub Billy’emu Gonsalvesowi), albo traktuje jako gola samobójczego (Aurelio Gonzáleza z Paragwaju). W ślad za tymi wersjami za autora pierwszego hat tricka uznawany jest Guillermo Stábile z Argentyny, który trzy bramki – bez żadnych wątpliwości! – zdobył przeciwko Meksykowi, dwa dni po meczu USA – Paragwaj.
Batalię o „amerykańskiego hat tricka” prowadził dziennikarz, a zarazem historyk futbolu Colin Jose z Kanady. Powoływał się na relacje prasowe z 1930 r. poświęcone starciu USA – Paragwaj, cytował wywiady z zawodnikami grającymi w tym spotkaniu. W końcu FIFA opublikowała komunikat przyznający pierwszeństwo Patenaude. Nie ma niestety zapisu filmowego meczu USA – Paragwaj, co mogłoby przesądzić sprawę. Bo na artykuły przywoływane przez Colina Jose można odpowiedzieć jeszcze większą liczbą cytatów z 1930 r., według których Patenaude wcale nie zdobył trzech bramek. Zwolennicy Amerykanina powołują się głównie na argentyńską gazetę „La Prensa”, która zamieszczała grafiki mające pokazywać, jak padł dany gol. Rzeczywiście, w tym periodyku trzykrotnie „rozrysowano” bramki Patenaude. Problem w tym, że inne gazety podawały całkiem odmienne wersje. Niektóre nie zaliczały Amerykaninowi ani jednej bramki, twierdząc na przykład, że dwie z nich zdobył Gonsalves, a jedną Florie. Inne podawały, że strzelali Gonsalves, Gallagher i Florie. Z kolei w oficjalnym albumie mistrzostw na konto Patenaude zaliczono dwa gole, a jednego przyznano Gonsalvesowi. Na podstawie prasy nie sposób przesądzić, kto zdobywał bramki.
Sam odnalazłem jeszcze inny przykład – sprawozdanie z meczu Jugosławia – Boliwia (4:0), rozegranego także 17 lipca, również na Parque Central, ale przed (!) spotkaniem USA – Paragwaj. W składzie delegacji Jugosławii był dziennikarz Bora Jovanović. Pisząc o meczu reprezentacji własnego kraju, podał, że trzy pierwsze gole strzelił Ivica Bek! Artykuł, gorąca relacja naocznego świadka, został opublikowany w numerze belgradzkiej „Politiki” 18 lipca, dzień po meczu. Czy może być lepsze źródło niż reporter, który doskonale rozpoznawał graczy Jugosławii i był członkiem ekipy? Mimo to Jovanović najprawdopodobniej się pomylił. Bo absolutnie wszystkie źródła (także serbskie!) podają obecnie, że gole strzelali kolejno: Bek, Marjanović, Bek, Vujadinović. O pomyłkę było przecież wówczas łatwo, a na dodatek praktycznie nikt nie przywiązywał wtedy wagi do kwestii „mundialowy hat trick”. Ale może to właśnie Bek był pierwszy? Jeśli argumentem są gazety z epoki…
Wypada zauważyć, że oficjalne stanowisko FIFA niekoniecznie musi być prawdziwe. Per analogiam: w 2002 r. Brazylijczykowi Ronaldo przypisano samobójczy strzał Kostarykańczyka Luisa Marína. Ale sędzia wpisał w protokole meczowym samobója. Dopiero po formalnym proteście Ronaldo, kierując się nowymi wytycznymi w sprawie takich bramek, uznano racje Brazylijczyka. Przy „zielonym stoliku” wszystko można zmienić… Oczywiście za Patenaude przemawiają jeszcze snute po kilkudziesięciu latach opowieści jego kolegów z drużyny. Jest też zdanie ze sprawozdania szefa ekipy USA, Wilfreda Cummingsa: „Trzy gole zdobył Patenaude, wykorzystując podania ze skrzydeł”. Problem w tym, że w oficjalnym protokole pomeczowym Patenaude w ogóle nie ma wśród strzelców, a dokument podpisywał… ten sam Cummings. Sprawa, jak się wydaje, nigdy nie zostanie więc ostatecznie rozstrzygnięta.
Jak to się zaczęło?
FIFA, czyli Fédération Internationale de Football Association, powstała w 1904 roku przy rue Saint-Honoré 229 w Paryżu*. Zebranie założycielskie (nazwane potem I Kongresem) było więcej niż skromne, całkiem inne niż o dziesięć lat wcześniejsze założenie MKOl, w roku 1894. Wtedy na Sorbonie zebrało się około dwóch tysięcy osób z 13 krajów, spoza Europy przybyli delegaci ze Stanów Zjednoczonych i Australii. FIFA zakładało zaś… ośmiu ludzi, na dodatek odbyło się to bez udziału przedstawicieli „ojczyzny futbolu”, czyli Anglii. Już sam ten fakt świadczył o słabości organizacji. MKOl ledwie dwa lata po swoim powstaniu zorganizował igrzyska olimpijskie, a FIFA czekała na swoje mistrzostwa świata aż 26 lat.
Pierwotny statut, składający się ledwie z dziesięciu artykułów, głosił, że jedynie FIFA „ma prawo organizować międzynarodowe mistrzostwa”*. Ale pierwszy prezydent światowej federacji, Francuz Robert Guérin, początkowo miał w planach nie tyle mistrzostwa świata, co Europy*. II Kongres FIFA, który odbył się w dniach 10–12 czerwca 1905 w Paryżu, opracował szczegóły tego przedsięwzięcia. Piętnaście zespołów miało grać w czterech grupach. W pierwszej, tożsamej z British International Championship, czyli mistrzostwami brytyjskimi, miały rywalizować Anglia, Walia, Irlandia i Szkocja (choć wtedy nie były członkami FIFA!). Drugą miały tworzyć Belgia, Francja, Hiszpania i Holandia, trzecią – Austria, Szwajcaria, Węgry i Włochy, w czwartej zaś widziano Danię, Niemcy i Szwecję. Finałowe rozgrywki grupowych zwycięzców miały być częścią III Kongresu w szwajcarskim Bernie, w roku 1906. Oczywiście nic z tego nie wyszło. FIFA była nawet nie raczkującą, a embrionalną organizacją, a decydująca okazała się głęboka rezerwa Anglików wobec tych pomysłów. Ich federacja powstała już w 1863 roku, czyli 41 lat (!) przed FIFA. Chyba słusznie twierdzili, że na kontynencie futbol musi najpierw okrzepnąć, a dopiero potem można myśleć o rozgrywkach międzynarodowych. Na dodatek mieli swoje coroczne British International Championship, rozgrywane regularnie już od 1884 roku*.
Prezydenci FIFA
Robert Guérin (Francja) 1904–1906
Daniel Burley Woolfall (Anglia) 1906–1918
Jules Rimet (Francja) 1921–1954
Rodolphe Seeldrayers (Belgia) 1954–1955
Arthur Drewry (Anglia) 1955–1961
Stanley Rous (Anglia) 1961–1974
João Havelange (Brazylia) 1974–1998
Sepp Blatter (Szwajcaria) 1998–2015
Gianni Infantino (Szwajcaria) od 2016
W tej sytuacji pierwszym poważnym turniejem, w którym uczestniczyły drużyny z kontynentu, były mecze w ramach Igrzysk Olimpijskich w roku 1908*. Reprezentacja amatorów Anglii* pokonała w finale Danię 2:0. Obok złotych medali zwycięzcy dostali też Challenge Cup, ufundowany przez organizującą rozgrywki The Football Association (puchar znany też jako The Football Association’s Trophy). Było to pierwsze trofeum międzynarodowe, przechodnie, bo miało zostać zwrócone przed kolejnymi igrzyskami. Co ciekawe, jego głównym elementem był posążek Nike – także pierwszy Puchar Świata będzie przedstawiał skrzydlatą boginię zwycięstwa.
W 1912 roku Anglicy obronili tytuł na igrzyskach w Sztokholmie, ponownie pokonując w finale Danię 4:2. Wtedy po raz pierwszy wprowadzono zasadę, że mogą startować tylko członkowie FIFA. W turnieju zmierzyło się 11 reprezentacji, wszystkie z Europy, a za organizację odpowiadał Szwedzki Związek Piłki Nożnej*. Jako trenerzy pojawili się wówczas najwięksi z wielkich, Pozzo z Włoch i Meisl z Austrii, którzy mocno zapiszą się w historii futbolu.
Anglik na pierwszym mundialu
Anglia dwa razy występowała z FIFA, najpierw miała przerwę w latach 1920–1924, potem 1928–1946. Debiutowała więc w MŚ dopiero w 1950 r. Ale już w pierwszym turnieju miała swojego przedstawiciela.
George Moorhouse grał w reprezentacji USA, był obrońcą, walnie przyczynił się do zdobycia trzeciego miejsca. Urodził się w Liverpoolu (1901), a za ocean wyemigrował w 1923 r., najpierw do Kanady, potem do Stanów Zjednoczonych. Miał epizod w zawodowej piłce na Wyspach, bo grał w trzecioligowym Tranmere Rovers.
Ten właśnie fakt służył potem do budowania fałszywej legendy, jakoby Amerykanie wystawili w Urugwaju drużynę byłych zawodowców z Wysp. Owszem, obok Anglika w składzie było jeszcze pięciu Szkotów, ale żaden z nich nie miał za sobą gry w profesjonalnych klubach Wielkiej Brytanii. Dopiero po MŚ dwaj z nich trafili do ligi angielskiej, James Brown do Manchesteru United, a potem Tottenhamu, Sandy Wood grał zaś w Leicester. Moorhouse został w USA i wystąpił też na drugim mundialu (1934), i to jako kapitan reprezentacji.
Nadchodziły przełomowe decyzje. Na kongresie w 1913 roku Holendrzy zgłosili propozycję, by rozgrywki olimpijskie były organizowane przez FIFA, pod jej pełną kontrolą, co mogło torować drogę do uznania ich za mistrzostwa świata. W roku 1914, na kolejnym zjeździe, w Kristianii (obecnie Oslo), delegat Szwajcarii wnioskował, by igrzyska uznać za mistrzostwa świata amatorów. Ale kolejne zawody, które miały odbyć się w Berlinie w 1916 roku, nie doszły do skutku z powodu wojny światowej. Temat na wiele lat umarł, a kolejny kongres FIFA odbył się dopiero w 1923 roku. W efekcie światowa federacja zajęła się organizacją zawodów piłkarskich w ramach IO dopiero w Paryżu (1924). Dodajmy, że wcześniej, w Antwerpii w roku 1920, na pierwszych powojennych igrzyskach olimpijskich, wygrała Belgia. Zresztą w kontrowersyjnych okolicznościach, Czechosłowacja bowiem, przegrywając w finale 0:2, zeszła z boiska i została zdyskwalifikowana (srebrny medal zdobyła Hiszpania, a brązowy Holandia). Turniej został poszerzony do 14 krajów, za organizację odpowiadała federacja belgijska, a po raz pierwszy grała drużyna spoza Europy, czyli Egipt*. Nieco ponad pięć miesięcy po tych zawodach szefem FIFA został Jules Rimet.
Pomnikowa postać
Jules Ernest Séraphin Valentin Rimet urodził się 24 października 1873 r., prezydentem FIFA był w latach 1921–1954, zmarł 16 października 1956 r.
Na czele światowej federacji stanął, mając prawie 48 lat, a mimo to jego kadencja okazała się najdłuższa w historii – trwała prawie 34 lata. Niezmiennie będzie kojarzyć się z romantyczną epoką futbolu i z mistrzostwami świata, których był współtwórcą, budowniczym i wykonawcą. Bez niego turniej by nie powstał, choć zasługi w tym względzie mieli też inni, a legenda „ojca mundiali” wynikała głównie z pełnionej funkcji. Nie brak głosów, że na przykład Henri Delaunay parł do mistrzostw znacznie mocniej – spory tych dwóch działaczy przez lata naznaczały działalność FIFA.
Rimet był Francuzem, człowiekiem głęboko religijnym, katolikiem. Uważał, że futbol pomaga kształtować charakter człowieka. Wierzył w uniwersalizm gry w piłkę, który tworzy sportową rodzinę, bez względu na rasę, wyznanie czy poglądy. W jego wizji futbol to nie tylko zabawa, ale i moralny rozwój, oparty na chrześcijańskich wartościach, sport wspomagający kształcenie takich cech jak solidarność i lojalność, dyscyplina i umiar. Był więc idealistą, ale z drugiej strony także zręcznym dyplomatą, umiejącym zapobiec rozłamom w FIFA. Torpedował pomysły na tworzenie federacji kontynentalnych (to nie przypadek, że UEFA powstała dokładnie w momencie, gdyRimet przestał być prezydentem FIFA).
Sam nie grał za dobrze w piłkę, za to od wczesnej młodości realizował się jako działacz, założyciel i prezes klubu Red Star. Ten prawnik z wykształcenia był prezesem francuskiej federacji piłkarskiej w latach 1919–1949, szefem Narodowego Komitetu Sportu (Comité national des sports, CNS) 1931–1947, a na forum FIFA działał już od roku 1914.
Jego podróż przez Atlantyk w 1930 r. z Pucharem Świata w walizce to poruszająca opowieść. A jego wspomnienia L’histoire merveilleuse de la Coupe du monde (Wspaniała historia mistrzostw świata w piłce nożnej), wydane w 1954 r., to podstawowe źródło historii mundiali, choć w treści jest wiele autokreacji.
W 1946 r. w uznaniu zasług wieloletniego prezydenta mistrzostwa świata nazwano zawodami o Puchar Rimeta (ta nazwa funkcjonowała do 1970 r., gdy trofeum na własność zdobyła Brazylia).
W 1924 roku w Paryżu turniej olimpijski stał się de facto mistrzostwami świata, a startowali wszyscy chętni, bez eliminacji (Polska przegrała w pierwszej rundzie z Węgrami 0:5). Na turnieju nie pojawiła się Anglia, która twierdziła, że jej prawdziwi amatorzy nie będą rywalizować z „fałszywymi” amatorami z kontynentu. Ale – zauważmy! – zgłosiły się aż 22 drużyny* z czterech kontynentów. Dopiero na mundialu w 1982 roku będzie więcej drużyn! Spoza Europy przybyły USA, Egipt, Turcja, a przede wszystkim Urugwaj.
Nieznana siła w Paryżu
Nikt w Europie nie znał drużyny, która przypłynęła z Ameryki Południowej. Nikt nie spodziewał się, że Urugwaj wywróci hierarchię sił w futbolu. Szokiem był już pierwszy mecz, z Królestwem SHS (Królestwem Serbów, Chorwatów i Słoweńców, czyli pierwotną Jugosławią). Przybysze wygrali na Stade Olympique w Paryżu aż 7:0 (26 maja 1924 roku). Była to pierwsza runda turnieju, a na trybunach zasiadło tylko trzy tysiące widzów, bo „jakiś Urugwaj” nie stanowił przecież żadnej atrakcji. Anegdota głosi, że Jugosłowianie wysłali przed meczem szpiegów na trening rywali. Ci podobno się o tym dowiedzieli i udawali nieudaczników, którzy nie potrafią celnie podać piłki. Wysłannicy specjalni drużyny z Bałkanów orzekli więc, że nie ma się czego bać, bo zza Atlantyku przypłynęli „kelnerzy”.
W istocie, drużyna Urugwaju była w Europie anonimowa. Słyszano o niej, ale przecież nikt nie widział, jak gra. Nigdy nie występowała na Starym Kontynencie (rozegrała tylko treningowe mecze przed IO z hiszpańskimi klubami). Pytano, jak malutki, wtedy ledwie dwumilionowy kraj może być dobry w futbolu? Na nikim nie robiło wrażenia, że to aktualny mistrz Ameryki – Urugwaj wygrał bowiem pod koniec 1923 roku Copa América na własnym terenie, pokonując w decydującym meczu Argentynę 2:0.
Ernesto Fígoli, ówczesny trener Urugwaju, stawiał na mieszankę rutyny i młodości. Z jednej strony w ataku grali doświadczeni Héctor Scarone i przede wszystkim Ángel Romano, dziś zapomniany. Był już za stary, by w roku 1930 zagrać na premierowym mundialu. W reprezentacji występował w latach 1911–1927, w 70 meczach zdobył 28 bramek, a obok złota olimpijskiego wywalczył aż sześć razy mistrzostwo Ameryki Południowej. Wielkie kariery zaczynali młodsi: José Pedro Cea, Pedro Petrone, José Nasazzi i przede wszystkim José Leandro Andrade. Nazywany Czarnym Cudem lub Czarną Perłą zawodnik był pierwszym czarnoskórym piłkarzem, który wspiął się na szczyt, a na paryskich igrzyskach został uznany najlepszym graczem. Warto też odnotować, że w bramce Urugwaju debiutował wówczas Andrés Mazali. On, tak jak Romano, nie zdobył potem w rodzinnym Montevideo mistrzostwa świata w 1930 roku. Ale nie dlatego, że skończył karierę – został wyrzucony z reprezentacji.
Futbol z innego świata
W Paryżu z Jugosławią gole strzelili Vidal, Scarone, Petrone (2), Cea (2) i Romano. Urugwajczycy byli nie tylko szybcy, ale przede wszystkim świetni technicznie. Ich dryblingi zaskakiwały, rywali i widzów szokowały też podania z pierwszej piłki i zmiany tempa gry. Francuska prasa piała z zachwytu, a podziwiano nie tylko atak Urugwajczyków. Podkreślano, że gra obronna Nasazziego to klasa sama w sobie. W kolejnych rundach Urugwajczycy pokonali USA 3:0, gospodarzy z Francji aż 5:1, Holandię 2:1 i w finale Szwajcarię 3:0. Na stadionie w Colombes (przedmieścia Paryża) oglądało ich już nie trzy, a ponad 40 tysięcy widzów. A w Montevideo, gdy ze złotymi medalami triumfalnie wpływali statkiem do portu, witało ich 100 tysięcy ludzi.
Urugwaj uznaje sukcesy z Paryża, a potem z Amsterdamu za równoznaczne ze zdobyciem mistrzostwa świata. Ma swoje racje. Były to wówczas jedyne ogólnoświatowe turnieje piłkarskie, a za ich organizację odpowiadała już FIFA, nie MKOl. I były to zawody masowe. W 1928 roku na igrzyskach wystąpiło 17 drużyn*, czyli – ponownie! – więcej niż na jakimkolwiek mundialu do 1982 roku. Urugwajczycy więc twierdzą, że igrzyska były de facto mistrzostwami świata. Jednak nie! Po pierwsze mogli grać w nich wyłącznie amatorzy, po drugie nie zdobywało się na nich żadnego tytułu „mistrza świata”. Można co najwyżej powiedzieć, że igrzyska były odpowiednikiem światowego czempionatu. Urugwaj na takie dictum kontruje, że w 1924 roku profesjonalnie grało się w piłkę nożną jedynie na Wyspach (i to już od 1885 roku!), więc oprócz federacji brytyjskich prawo startu miały wszystkie najsilniejsze drużyny. Ale zapomina o jednym: w 1914 roku sama FIFA, na wspomnianym już kongresie w Kristianii, stanowiła: „Pod warunkiem że turniej olimpijski odbędzie się zgodnie z regulaminem FIFA, uzna ona to za mistrzostwa świata w piłce nożnej dla amatorów”. Słowo „amatorów” jest oczywiście kluczowe. Dla Urugwaju to bez różnicy, bo zawodowstwo wprowadzono tam dopiero w 1932 roku i reprezentacje olimpijskie z lat 1924–1928 to najsilniejsze ekipy, jakie ten kraj mógł wystawić. Ale nie dla wszystkich ten znak równości istniał. W kontynentalnej Europie profesjonalizm wprowadzono w Austrii, Czechosłowacji i na Węgrzech już w latach 1924–1926, więc przynajmniej turniej olimpijski w 1928 roku na pewno nie był dla nich w pełni otwarty. To tak, jakby mistrza olimpijskiego w boksie traktować wtedy jak mistrza świata – przecież byłoby to fałszywe, bo najlepsi byli wtedy zawodowcy, a oni bili się w swoim gronie.
Cztery gwiazdki Urugwaju
Często pada pytanie: dlaczego Urugwaj, który wygrał dwa mundiale (1930 i 1950), ma na swoich błękitnych koszulkach jeszcze kolejne dwie gwiazdki? FIFA reguluje przecież kwestię ich umieszczania w art. 15 Playing Equipment, który stanowi, że tylko zwycięzcy mistrzostw świata mogą na swoim ubiorze (nie tylko na koszulkach, ale też spodenkach i getrach) mieć pięcioramienną gwiazdę, jedną za każdą wygraną. Tajemnica Urugwaju tkwi właśnie w tym, co wydarzyło się na IO w 1924 i 1928 r. To są dwie dodatkowe gwiazdki, choć FIFA nie uznaje złotych medali olimpijskich za równoznaczne ze zdobyciem mistrzostwa świata. Dobrze podsumowuje to jedna z publikacji FIFA: „Dwukrotny mistrz Urugwaj gra z czterema gwiazdkami na koszulkach (…). To pokazuje znaczenie przywiązywane do turniejów piłkarskich na igrzyskach olimpijskich w latach dwudziestych, oba okazały się wielkim sukcesem i zachęciły FIFA do zorganizowania mistrzostw świata w 1930 roku”.
Wielki mecz FIFA – MKOl
Zbyt często zapomina się, że organizacja pierwszego mundialu w 1930 roku była wynikiem ostrej wojny FIFA z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim. Po drugie – także wewnątrz FIFA toczyły się gorące spory. A po trzecie – wyznaczenie na gospodarza Urugwaju również było efektem gry sił i misternych operacji dyplomatycznych, a opozycja do ostatniej chwili chciała storpedować rozgrywki.
W opowieściach o mundialach obowiązuje zazwyczaj prosty schemat: FIFA chciała zorganizować turniej, ale nie za bardzo wiedziano, jak się do tego zabrać, na szczęście z nieba spadł chętny Urugwaj, na dodatek była to nagroda za jego zwycięstwa olimpijskie, a wszystko zawdzięczamy Jules’owi Rimetowi, który wszystko obmyślił, a potem uratował całe przedsięwzięcie, choć Europa nie chciała płynąć za ocean. Brzmi to jak bajka dla dzieci, i nie bez przyczyny – w rzeczywistości sprawy były znacznie bardziej skomplikowane.
Punktem spornym stała się oczywiście kwestia amatorskiego statusu piłkarzy, a konkretnie „zwrotu utraconych zarobków”. MKOl zdecydowanie sprzeciwiał się jakimkolwiek gratyfikacjom dla sportowców, bronił „czystości” rywalizacji*. FIFA z kolei skłonna była uznać pewną formę wypłat dla zawodników.
Zaczęło się od Kongresu Olimpijskiego w Pradze, który odbył się w maju 1925 roku. Na czele MKOl stał już belgijski hrabia Henri de Baillet-Latour. Był bardzo zasadniczy, tak jakby chciał być świętszy od swojego poprzednika, słynnego francuskiego barona Pierre’a de Coubertina. W Pradze przyjęto jednoznaczną, ostrą definicję amatorstwa. Sportowcy nie mogli przyjmować żadnych pieniędzy, także „zwrotu utraconych zarobków” za okres startu w igrzyskach.
Choć FIFA jeszcze nie akceptowała w pełni zawodowstwa (stanie się to dopiero w 1931 roku), to wielu jej działaczy zaczęło protestować. Turnieje piłkarskie są dość długie, piłkarze muszą brać urlopy z pracy, nie zarabiają wtedy i trzeba im to zrekompensować. Gdyby FIFA zatwierdziła „zwrot zarobków” na swoim kongresie w Rzymie w 1926 roku, oznaczałoby to zerwanie więzi z MKOl i piłkarze nie mogliby uczestniczyć w igrzyskach olimpijskich. Na razie przyjęto więc zapis, że „rekompensaty za utracone zarobki są niedozwolone”, ale zostawiono furtkę do płatności, bo dodano: „z wyjątkiem szczególnych przypadków, które zostaną ustalone przez każdą federację narodową”. To nie zadowoliło Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który jednak przecenił swoją siłę.
Ocal Amsterdam!
To był prawdziwy mecz stulecia, który na zawsze zmienił piłkę nożną. Więcej! Pojedynek Baillet-Latour kontra Rimet okazał się jednym z najważniejszych w całej historii sportu. Doszło do mnóstwa zgniłych kompromisów i nieoczekiwanych zwrotów akcji, a w efekcie futbol wyemancypował się i powstały osobne mistrzostwa świata.
FIFA miała znacznie mocniejsze karty. Turniej piłkarski w Paryżu w 1924 roku gromadził na trybunach tysiące kibiców i stał się podstawą finansowania igrzysk (mecze piłkarskie przyniosły jedną trzecią całego dochodu). Dlatego nawet wewnątrz MKOl ukuto hasło „Ocal Amsterdam!” i wzywano Bailleta-Latoura do porozumienia z piłkarską centralą. Chwilami wydawało się bowiem, że rozgrywek piłkarskich w 1928 roku nie będzie.
Baillet-Latour ostatecznie skapitulował, wedle zasady, że hipokryzja zawsze wygrywa. MKOl de facto pozwolił na udział piłkarskich „pozornych amatorów”. W sierpniu 1927 roku ustalono, że „rekompensaty za czasowe opuszczenie miejsc pracy na czas zawodów” są możliwe, ale (uwaga!) pod warunkiem, że… nie będą przekazywane zawodnikom, a ich pracodawcom. „Na papierze” piłkarze pozostali więc amatorami, bo nie mogli dostać żadnych pieniędzy do ręki bezpośrednio od FIFA czy związków piłkarskich. Ale dla wszystkich było oczywiste, że pieniądze wypłacą im ich macierzyste zakłady pracy. Ta magiczna formuła była de facto ultimatum postawionym przez FIFA Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu, który stał pod ścianą. Turniej piłkarski w Amsterdamie został w ten sposób uratowany, a złoty medal ponownie zdobył Urugwaj, który w finale pokonał Argentynę (pierwszy mecz zakończył się wynikiem 1:1 po dogrywce, w powtórce Urusi wygrali 2:1, a zwycięską bramkę zdobył Héctor Scarone).
Utrata dziewictwa a narodziny mundialu
Dochodzimy do kluczowego momentu. Baillet-Latour wybrał sukces ekonomiczny igrzysk kosztem wartości, o które podobno zabiegał. Ta utrata dziewictwa była jednak dla niego tak bolesna, że jeszcze przed amsterdamskimi zawodami, w maju 1928 roku, poinformował FIFA, że kompromis nie jest w żadnym wypadku ostateczny i musi zostać ratyfikowany przez Kongres Olimpijski. Nie wykluczał przy tym, że piłki nożnej może nie być na kolejnych igrzyskach, w 1932 roku. Doprowadziło to do ostatecznego rozłamu. Rimet jeszcze się wahał, za to mocno za osobnymi mistrzostwami świata optował jego rodak Henri Delaunay. Ten już w 1926 roku stwierdził: „Dzisiaj rywalizacji w międzynarodowym futbolu nie sposób już rozstrzygać w ramach igrzysk, bo wiele krajów, w których profesjonalizm jest uznawany i zorganizowany, nie może być reprezentowanych przez najlepszych graczy”.
Zwróćmy uwagę na termin najważniejszego wydarzenia – FIFA podjęła decyzję o organizacji niezależnych mistrzostw świata zaledwie dzień przed turniejem piłkarskim w Amsterdamie. Dwudziestego szóstego maja 1928 roku Henri Delaunay zgłosił rezolucję i przegłosowano, co następuje: „Kongres FIFA postanawia zorganizować w roku 1930 mistrzostwa otwarte dla reprezentacji wszystkich stowarzyszonych związków. Komisja wyznaczona przez kongres zbada warunki organizacji tych rozgrywek. Projekt musi być przedstawiony podczas następnego kongresu do ostatecznej akceptacji”. Głosowanie zakończyło się wynikiem 23:5, przeciwko były tylko Dania, Estonia, Finlandia, Norwegia i Szwecja, optujące za „czystym amatorstwem”. Od głosu wstrzymały się Niemcy, gdzie także zawodowstwo było zakazane.
Rozstanie z MKOl stało się nieodwołalne. Rozgrywki olimpijskie ruszały następnego dnia, ale było już wiadomo, że po raz ostatni odbywają się w takiej formule, bo narodził się mundial. A gdy w 1931 roku FIFA w pełni uznała profesjonalizm, przepaść z MKOl była już nie do zasypania, wobec czego na igrzyskach w Los Angeles (1932) turnieju piłkarskiego nie zorganizowano.
Dokąd zmierzamy i po co?
Wypada cofnąć się w czasie, gdyż na spór z MKOl nakładał się spór wewnątrz FIFA. W samych szeregach światowej federacji piłkarskiej nie było jasnej wizji międzynarodowych rozgrywek. Na scenie znajdowali się już wielcy działacze, jak Hugo Meisl z Austrii czy Giovanni Mauro i Vittorio Pozzo z Włoch. W listopadzie 1926 roku Austria, Czechosłowacja, Węgry oraz Włochy i Szwajcaria ogłosiły, że zorganizują własny turniej – Puchar Międzynarodowy, czyli International Cup, zwany później Pucharem Europy Środkowej. Hugo Meisl był też orędownikiem rozgrywek klubowych i w 1927 roku zainaugurowano Mitropa Cup*.
FIFA musiała szybko reagować, chodziło wszak o kraje stanowiące o jej sile. A pojawiały się głosy, że Austriacy i Włosi będą dążyć do stworzenia mistrzostw całej Europy. W Ameryce Południowej już od 1916 roku istniała CONMEBOL i organizowała własny turniej, Copa América. Dlatego już 10 grudnia 1926 roku powołano w FIFA komisję ds. mistrzostw, na jej czele stanął Szwajcar Gabriel Bonnet, a obok niego znaleźli się Meisl i Delaunay, a także Mario Ferretti z Włoch i Felix Linnemann z Niemiec. Piątego lutego 1927 roku w Zurychu doszło do przełomowego spotkania tej komisji z Rimetem, a także innymi działaczami, Carlem Hirschmanem i Giuseppe Zanettim. Rozpisano ankietę wśród członków FIFA i na poważnie zaczęto studiować możliwość organizacji własnego turnieju.
Uniwersalna wizja Delaunaya