Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Drugi tom nowej trzytomowej edycji bazującej na bestsellerowej książce wydanej w formie albumowej Świat Maryjnych Objawień. Autor dokonał licznych uzupełnień i zmian. Tom otwiera objawienie Madonny Cudownego Medalika która ukazała się Katarzynie Labour w Paryżu w roku 1830, a zamyka opowieść o Matce Światła, odwiedzającej Alexandrinę da Costę, portugalską mistyczkę, w latach 1944-1955.
Czytelnik znajdzie tu ponad 30 najsłynniejszych objawień, m. in. objawienie Matki Bożej Płaczącej z La Salette (1846 r.), Bolesną Królową Polski z Lichenia (1850 r.), Madonnę Nowenny Pompejańskiej (1872 r.), gietrzwałdzkie objawienia Matki Bożej - przemawiającej po polsku. (1877 r.), a także objawienia które zmieniły życie wielkich świętych: Maksymiliana Kolbe, Ojca Pio, Faustyny Kowalskiej oraz najbardziej znane objawienia w historii; Maryja Niepokalane Poczęcie z Lourdes (1858 r.) i Matka Boża Wielkiego Orędzia w Fatimie (1917 r.)
W nowej edycji specjalnej Autor przedstawił także - nieujęte we wcześniejszych wydaniach - dodatkowe objawienia:
* Madonna Na Skale, Valmala, 1834 r. Dowód na Niebo i liturgia niebieska
* Bezgrzeszna więc Zwycięska (Wigratzbad, 1938 r.) bawarskie objawienia Madonny nawołującej do "odmodlenia" III Rzeszy
Prywatne objawienia mogą mieć charakter proroczy i być cenną pomocą w lepszym zrozumieniu i życiu Ewangelią w określonym czasie. - Benedykt XVI, Verbum Domini (2010 rok)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 358
Projekt okładki, stron tytułowych i fotoedycja
Fahrenheit 451
Obróbka zdjęć
TEKST Projekt
Ilustracja na okładce
Fokasu Art/Freepik
Redakcja i korekta
Elżbieta Steglińska
Małgorzata Ablewska
Skład i łamanie wersji do druku
Gabriela Rzeszutek
Dyrektor wydawniczy
Maciej Marchewicz
Zdjęcia w tekście pochodzą z tomu Świat Maryjnych Objawień
z wyjątkiem: s. 35 Francofranco56/wikimedia commons
ISBN 9788380799738
Wydanie pierwsze
Copyright © by Wincenty Łaszewski
Copyright © for Fronda PL, Sp. z o.o., Warszawa 2024
WydawcaFRONDA PL, Sp. z o. o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]
www.wydawnictwofronda.pl
www.facebook.com/FrondaWydawnictwo
www.twitter.com/Wyd_Fronda
Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum
Zapraszam do pochylenia się nad stronicami kolejnego tomu Historii Objawień Maryjnych i poznania, w jaki sposób Bóg jako pierwszy odpowiada na zmiany w już nadchodzącej, ale wciąż jeszcze ukrytej za widnokręgiem, historii.
Czas płynie, raz po raz przenosząc ludzkość w nowe światy. Wraz z jego upływem wiele zmienia się również w strefie objawieniowej. Chyba nikogo, kto choć trochę poznał Boga, nie dziwi, że i w Jego Opatrzności – stałej i niezmiennej, gdy patrzeć od wewnątrz życia Trójcy, ale spoglądając z naszego przyrodzonego wymiaru płynnej, będącej jak woda, która jest w stanie dopasować się do każdego kształtu naczynia – otóż w niezmiennej Boskiej Opatrzności niejedno się przeformułowuje, dopasowując do nowych sytuacji. Bóg, ten sam w swojej niezmiennej miłości, odpowiada inaczej, gdy na świecie zaczyna się dziać inaczej.
To właśnie ma miejsce w początkach XIX wieku. Można by powiedzieć, że w niebie wskazówki zegara są przesunięte do przodu, że wskazują inny czas, że Boskie Oko spogląda już na koniec tamtego stulecia i początek następnego. Czas przesunięty do przodu przez Miłość ujawnia I-Tak-Wszystko-Wiedzącemu-Stwórcy, że to, co pojawi się w niedalekiej ludzkiej przyszłości, już właściwie zaistniało i się (warunkowo) dokonało. Można rzec: ziarno nowego zostało posiane. Co oczywiste, znane są Bogu wszystkie tego konsekwencje. Jeśli są one wielkim złem, jeśli zagrażają zbawieniu ludzi, Pan wysyła swoich posłańców niejako z „przyszłości”, by nadchodzącą przyszłość pomóc ludziom zmienić. Pomóc im uszyć ją na kształt - jak mówi Kościół - „historiozbawczy”.
Dodajmy, że przyszłość nie jest zdeterminowana jakimkolwiek fatum, a szatan - wbrew temu, co sam mówi - nie ma nad nią władzy. W Boskiej księdze dziejów, dopóki dla przyszłości nie wybije godzina teraźniejsza, wszystko jest pisane zmazywalnym ołówkiem. Wszystko można zmienić. Człowiek może wszystko zmienić. Na lepsze, Boże, a więc w pełni ludzkie. Bóg chce w tym pomóc, zsyłając z nieba deszcz Maryjnych objawień.
W dawnych społeczeństwach, w których o ludzkich losach decydowały osoby znajdujące się na samym szczycie drabiny społecznej, to człowiek z tych sfer mógł wszystko zmienić. Stąd Bóg tam właśnie posyłał swą Wysłanniczkę z apelem. Nie była to oczywiście twarda reguła, która nie zna wyjątków - co widzieliśmy w tomie pierwszym Historii Objawień Maryjnych - bo czasem Pan pochylał się też nad ludźmi nic nieznaczącymi dla świata… Po co te wyjątki? - zapyta ktoś. By dla wszystkich, może najbardziej dla tych z najwyższej góry, uczynić ich znakiem. By wskazać na nieskończoną godność (taką samą jak cesarza) najmniejszego, ostatniego człowieka. By tłumaczyć, że nie w wielkości tkwi wielkość. Ani nie ma jej w bogactwie czy zdobytej wiedzy.
Teraz, nieoczekiwanie, przestaje być w mocy reguła obowiązująca do początków XIX w. Maryja przestaje przychodzić do ówczesnych „ludzi wpływów” - królów, książąt, opatów, kapłanów, pustelników (oni też mieli wówczas miażdżący autorytet) czy cieszących się sławą świętych. Będą oczywiście wyjątki (jak papież Leon), ale główny strumień popłynie już inną drogą.
Nieoczekiwanie pojawia się gruba cezura: jakby autorytetem i sprawcą zmian miała się teraz stać zupełnie inna warstwa społeczna. Teraz Bóg wybiera na odbiorców swego przesłania proste zakonnice, nawet niepiśmienne dzieci albo nic nieznaczące osoby z najgłębszych nizin społecznych. Ich świadectwo wesprze cudami. Więcej, po raz pierwszy w dziejach ludzkości sypnie objawieniami jak z rogu obfitości…
Widocznie w nadchodzącej epoce może stać się coś naprawdę niedobrego dla człowieka i jego zbawienia.
Skończyły się autorytety dziedziczone, autorytety przypisane urzędom czy związane z bogactwem. Teraz Bóg wskazuje, że choć świat zaczyna przepoczwarzać się w jakiś mroczny stwór, wciąż nie musi stać się nic złego. Historia może potoczyć się innymi koleinami - Bożą drogą! Po to wysyła z nieba na ziemię Maryję. Ona ma pokazać, że reforma społeczeństwa może przyjść tylko od dołu.
Już nie góra zdecyduje o przyszłości…
Nadchodzi inny objawieniowy czas, zwiastujący pojawienie się zupełnie nowej epoki w historii ludzkości. W wymiarze ziemskim naznaczą go dwie wielkie rewolucje, będące zagrożeniem dla samych fundamentów chrześcijańskiej cywilizacji.
Pierwszą z nich jest przewrót oświeceniowy - czas pełen fascynujących „naukowych objawień”, które przekazują światu Voltaire, Darwin czy Marks. W XIX stuleciu ma podbić świat ideologia, która zaneguje istnienie Boga i odrzuci chrześcijański kodeks moralny. Niebo wie, że jeśli świat ją przyjmie, człowiek wyruszy w stronę nieistniejącej ziemi obiecanej, w której wszystkie problemy miałaby rozwiązać nauka, on sam miałby się cieszyć nieograniczoną wolnością, zaś za kryterium dobra i zła uzna się „użyteczność i przyjemność”. Proces ten właśnie się zaczyna…
Bóg patrzy w przyszłość i widzi, że „człowiek został sam: sam jako twórca własnych dziejów i własnej cywilizacji; sam jako ten, który (…) może stanowić o tym, co jest dobre, a co złe” (Jan Paweł II). Objawienia Maryjne mają zapewnić ludzi, że wcale nie są oni pozostawieni sami sobie, że istnieje „dobry plan” odnośnie historii, i że został on napisany przez Boga, który jako jedyny zna receptę na szczęście człowieka.
Drugim zagrożeniem jest rewolucja przemysłowa, która niemal w okamgnieniu zmieni świat z rolniczego, wiejskiego i małomiasteczkowego na industrialny, wielkomiejski, pełen slumsów, bezrobotnych i bezdomnych, pełen setek tysięcy robotników pracujących kilkanaście godzin na dobę przez wszystkie dni tygodnia, za głodową płacę, wyzyskiwanych przez kilku opływających we wszystko przemysłowców.
Na czym polega nadchodzący z tą rewolucją dziejowy przełom? Za chwilę pojawi się „druga Ewangelia”. Będzie nią kodeks biznesu. Będzie on jeszcze nie alternatywą pierwszej (to przyjdzie później), ale już jej uzupełnieniem na dni nieświąteczne, czyli na sześć siódmych życia. Nowa klasa burżuazji przemysłowej będzie gorliwie wyznawać wiarę w Chrystusa Ukrzyżowanego, ale - tylko w niedzielę, w dni święte, podczas odpustów, w czasie charytatywnych zbiórek; zadba, by pobożność nie uszczupliła jej zasobów, a podniosła prestiż. Będą to chrześcijanie niedzielni, głęboko oddani Bogu i wierni Kościołowi - ale poza strefą interesów. W tej obowiązują reguły inne niż Ewangelia.
Zdumiewające, że ci ludzie nie widzą, jak bardzo są dwulicowi… Może ich wiara staje się powoli „wiarą oświeceniową”, w której Bóg ma znaczenie tylko wtedy, kiedy jest im „użyteczny”. Może w tej wygodnej ślepocie utwierdza ich nawet Kościół. Ten bowiem - co nas zdumiewa - odwrócił się od nędzy robotników i pozostał w wygodnej sferze „bogatego autorytetu” (apel Leona XIII, który sam był odbiorcą objawień, pozostał bez odpowiedzi). Mimo że Bóg przez objawienia Matki Najświętszej uderza mocno w tę postawę, duchowieństwo nadal uzurpuje sobie prawo do przywilejów. Czyżby i w hierarchicznym Kościele pojawiła się „druga Ewangelia”? W tym przypadku nie „biznesu”, ale „wygody”?
Za chwilę XIX-wieczne „życie jakby Bóg nie istniał” (Jan Paweł II) zburzy istniejący od wieków porządek: zrodzi komunizm z jego walką klas i da władzę masonerii, która postawi sobie za zadanie ostateczne zniszczenie Kościoła. Nawet za cenę ogólnoświatowej pożogi wojennej.
Wiele rzeczy nowych i nowych zagrożeń pojawia się w tej epoce, stąd mamy też tak wiele nowości w naszej drugiej „godzinie” objawień.
Będzie ona krótsza - może okaże się najkrótszą w dziejach Kościoła? Drugi okres objawieniowy zakończy się już po około stu latach, gdy pierwszy trwał blisko dwa tysiące. Zamknie go kolejny przełom. Historia wciąż przyspiesza… Dar „budzików” dzwoniących przez cały XIX wiek i pierwsze lata wieku XX miał sprawić, że świat zatrzyma się na skraju przepaści… Sami zobaczymy podczas lektury tego tomu, że objawieniowy dzwonek dźwięczy nieustannie - w różnych miejscach świata, w różnych postaciach. Bóg ma nadzieję, że któryś z nich jednak zmieni człowieka, a w konsekwencji historię.
Nawet jeśli tak się nie stanie, objawienia te nie stracą nic ze swej aktualności w późniejszej epoce. Pozostaną zadaniem: jak się niebawem okaże, Kościół ma odkryć w nich remedium na panowanie zła w czasach, które jeszcze nadejdą.
Oto i kolejna nowość. Wiele wskazuje na to, że w tamtych chwilach losy świata znalazły się w rękach Francji. Wystarczy spojrzeć na listę objawień w wieku XIX, by ze zdumieniem dostrzec w nich francuską dominantę. Francuskie są najważniejsze objawienia tej epoki: Rue du Bac, La Salette, Lourdes, Pontmain… Czyżby Bóg widział w najstarszej córze Kościoła, jak przez wieki tytułowano Francję, narzędzie ewangelicznej przebudowy świata? Jeśli tak, to historia Maryjnych objawień XIX stulecia pokazuje, jak wiele może się zmienić w planach Stwórcy, że nic - tam, gdzie partnerem Boga jest człowiek - nie jest ustalone za zawsze. Bo Francja nie podejmie się zleconej przez niebo misji…
Czy to znaczy, że Bóg będzie szukać innego narodu? Jeżeli tak, odpowiedź na to pytanie powinno znaleźć się w kolejnym tomie Historii Objawień.
Jest jeszcze jeden wyróżnik tej epoki, który celowo wymieńmy na końcu, bo szatanowi nie należy się inne miejsce. W wieku XIX i w pierwszych dekadach XX „stawka nadprzyrodzona” musi być bardzo wysoka, skoro z jednej strony tak wiele objawień zsyła Bóg i skoro - ze strony drugiej - tak wyraźnie pojawia się wokół nich czarny bohater.
Szatan zaczyna się ujawniać. Przestaje być osobą w tle, zaczyna próbować stawać się partnerem albo nawet kimś więcej… Widzimy, że usiłuje przechwycić objawienia i wykorzystywać je dla swoich celów. Pojawia się niemal zawsze, gdy pojawia się Maryja. Ma wiele sposobów na wykorzystanie objawienia Matki Bożej dla własnych destrukcyjnych celów.
W Paryżu spowoduje zamęt, zapewniając, że Cudowny Medalik wygląda inaczej.
W Gietrzwałdzie spróbuje przejąć objawienia i zasiać w ludziach wątpliwość co do rozstrzygającego autorytetu Kościoła.
Wcześniej wokół Lourdes namnoży kilkadziesiąt ewidentnie diabelskich objawień, by Kościół i te, które otrzymała Bernadeta Subirous uznał za fałszywe.
Nawet Fatimę wykorzysta do zasiania niepokoju. Wmówi ludziom, że Siostra Łucja była zmuszana przez Kościół do składania fałszywych zeznań albo nawet została „podmieniona” przez sobowtóra w pełni posłusznego Watykanowi. Zasieje też w ludziach wątpliwość, czy Kościół rzeczywiście ujawnił całość tajemnicy fatimskiej… To mu wystarczy: ludzie przestaną ufać Kościołowi, ludzie nie będą chcieli takiego Kościoła.
Tu szatan naprawdę sieje zamęt. A to oznacza, że objawienia, o których czytamy w drugim tomie Historii Objawień są dla niego bardzo poważnym zagrożeniem. Z tym większą uwagą należy je poznać.
objawienie uznane przez Watykan
objawienie uznane przez Kościół koptyjski
papież odwiedził miejsce objawień i/lub nadał mu specjalne przywileje
objawienie uznane lub przychylnie traktowane przez miejscowego biskupa
imprimatur lub nihil obstat na teksty objawień
objawienie obecne w tradycji Kościoła
kult w miejscu objawień
niezwykłe cuda w miejscu objawień
wizjoner uznany za świętego, błogosławionego lub sługę Bożego; założyciel zakonu
objawienie przyjęte przez zmysł wiary ludu
Paryż | 1830 r.
FRANCJA
Objawienia, które miały miejsce przy ulicy Promowej w ubogiej dzielnicy Paryża, przypominają pojawienie się w Izraelu Jana Chrzciciela. Prorok znad Jordanu należał do porządku Starego Testamentu, a jednocześnie zapoczątkowywał zupełnie inny okres w historii zbawienia – Nowy Testament.
Podobnie rzecz ma się z paryskim objawieniem – należy ono do wcześniejszego porządku objawień Maryjnych (tzw. typ średniowieczny, gdzie wizjonerami są osoby dorosłe, zazwyczaj zakonne, a przekaz skierowany jest do ich zakonu lub ojczyzny). W nowym porządku Matka Najświętsza będzie się objawiać dzieciom, a Jej orędzie z czysto duchowego, prywatnego przesłania nabierze cech uniwersalnych, a nawet społecznych czy politycznych.
Wizje, które oglądała św. Katarzyna Labouré, zapowiadały nie tylko nowe objawienia, lecz także i nowe czasy. Przeszły one do historii pod nazwą Epoki Maryjnej. Po 1830 r. ruszyła lawina objawień Matki Bożej, a Jej orędzia wyznaczyły bieg historii drugiej połowy XIX i całego XX w.
Wizjonerka
Katarzyna Labouré była w wyjątkowy sposób przygotowana do bycia powiernicą Niepokalanej Maryi. Jej matka, jakby przeczuwając wyjątkowe cechy swego dziewiątego dziecka, z całych sił starała się zaszczepić w niej miłość do Boga i Najświętszej Maryi Panny. Chyba się jej to udało, skoro gdy umarła, dziewięcioletnia wówczas dziewczynka wspięła się na krzesło, sięgnęła po figurkę Maryi stojącą wysoko na półce w sypialni matki, przytuliła ją do piersi i powiedziała głośno: „Teraz, kochana Matko Boża, Ty będziesz moją matką!”. I nie był to dziecięcy kaprys; dalsze życie Katarzyny udowodniło, że tamtego dnia mówiła te słowa poważnie.
Powoli wizjonerka wchodziła w życie dorosłe. Zamieszkała w pobliskim miasteczku i zaczęła chodzić na lekcje religii. Zdumiewające, ale do tego ograniczyło się całe jej wykształcenie. A przecież jej matka była z zawodu nauczycielką, a wszyscy jej bracia i siostry chodzili do różnych szkół. Łatwo w tym dostrzec znak z nieba: Bóg chciał, by Katarzyna pozostała niewykształcona, a tym samym nie zasłaniała swą wiedzą głębi orędzia i nie przeinaczyła niebiańskiej logiki Maryjnego przesłania.
Matka Najświętsza wybrała Katarzynę, by ta ogłosiła światu przywilej Niepokalanego Poczęcia Maryi za pośrednictwem tzw. Cudownego Medalika
Katarzyny nie pociągała ani nauka, ani zabawa. Od przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej żyła w świecie przesyconym mistyką. (Jest to cecha objawień średniowiecznego typu, do których zalicza się jeszcze objawienie przy Rue du Bac – wizjonerzy byli mistykami, od lat mieli niezwykłe doświadczenia duchowe). Dziewczyna, choć zapracowana, znajdowała zawsze czas na prowadzenie życia religijnego. Wstawała długo przed świtem, by codziennie rano iść kilka kilometrów do kościoła, a w ciągu dnia udawało się jej czasami pobiec do położonej na skraju wioski kaplicy, gdzie chętnie modliła się przed starym, zniszczonym obrazem przedstawiającym Zwiastowanie.
W wieku osiemnastu lat Katarzyna miała pierwsze widzenie. Śniło się jej, że służy do Mszy Świętej jakiemuś staremu księdzu, który pod koniec liturgii skinął na nią, by się do niego zbliżyła. Przestraszona uciekła i udała się w odwiedziny do chorego sąsiada, gdzie znów ujrzała tego samego kapłana. Gdy po raz drugi chciała uciec, usłyszała:
„Drogie dziecko, dobrze robisz, odwiedzając chorych. Teraz uciekasz ode mnie, ale pewnego dnia będziesz zadowolona, mogąc do mnie przyjść. Bóg ma wobec ciebie pewne plany – nie zapomnij o tym”.
Kaplica, w której w nocy z 18 na 19 lipca 1830 r. Katarzyna Labouré po raz pierwszy ujrzała Matkę Bożą
„Każ wybić według tego wzoru medalik. Wszyscy, którzy będą go nosić, otrzymają wielkie łaski. Niechaj noszą go na szyi. Obfitość łask spłynie na tych, którzy będą go nosić z ufnością”
Panna Labouré poczuła w sobie powołanie zakonne. Kiedy odwiedzając pewien szpital, ujrzała na ścianie obraz św. Wincentego à Paulo, rozpoznała w nim starego księdza ze swego snu. Zrozumiała, że Bóg chce, aby wstąpiła do „wincentek” - została szarytką.
Od razu pojawiły się przeszkody. Nie chciał na to wyrazić zgody jej ojciec – w końcu uległ perswazjom swej szwagierki, która popierała decyzję Katarzyny. Nie miała posagu – ostatecznie otrzymała go od krewnych. Nie miała też należytego dla szarytek wykształcenia – wstawiła się jednak za nią siostra Wiktoria, która dostrzegła w Katarzynie niezwykłą głębię ducha. W styczniu 1830 r. Katarzyna Labouré wstąpiła do zakonu sióstr szarytek w Châtillon, by po trzech miesiącach zamieszkać w domu nowicjackim w Paryżu, przy Rue du Bac 40.
Od razu zaczęły się niezwykłe widzenia: serca św. Wincentego, Jezusa obecnego w Eucharystii, Chrystusa Króla, który podczas czytania Ewangelii upuszcza insygnia władzy. Natchniona przez Ducha zrozumiała, że ta ostatnia wizja jest zapowiedzią obalenia króla Francji, Karola X. To widzenie było o tyle zdumiewające, że zostało udzielone Katarzynie tylko po to, by przepowiedzieć upadek ziemskiego monarchy. Nie było w nim żadnego innego przesłania, żadnego duchowego wezwania czy upomnienia.
„To jest Najświętsza Maryja Panna”
Objawienia Matki Bożej były już o krok. 18 czerwca, w wigilię uroczystości św. Wincentego, wydarzyło się coś, o czym nie można czytać bez zdumienia. Z pewnością odnajdziemy w zapiskach wizjonerki ową niezwykłość, która każe nam kręcić głową w zadumie. Katarzyna Labouré pisze:
„W wigilię dnia św. Wincentego nasza dobra matka Marta mówiła o nabożeństwie do świętych, a szczególnie do Najświętszej Maryi Panny. Napełniło mnie to takim pragnieniem zobaczenia Jej, że poszłam spać z myślą, że już tej nocy ujrzę moją dobrą Matkę – marzyłam o tym od dawna.
O wpół do dwunastej usłyszałam, jak ktoś mnie woła: «Siostro, siostro, siostro!».
Całkiem rozbudzona spojrzałam w stronę, z której dochodził głos. Odsunęłam zasłonę przy łóżku [zakonnice spały we wspólnej sali, każde łóżko było zasłonięte parawanem] i zobaczyłam ubrane na biało dziecko, mniej więcej cztero-, pięcioletnie, które powiedziało do mnie: «Idź do kaplicy. Wstań szybko i idź do kaplicy. Najświętsza Panna czeka tam na ciebie».
Od razu przyszła mi do głowy myśl: «Ktoś może mnie usłyszeć». Ale dziecię odpowiedziało: «Nie obawiaj się. Jest wpół do dwunastej, wszyscy śpią. Chodź, czekam na ciebie».
Dziecko szło za mną, a raczej ja poszłam za nim [Katarzyna w zapale wybiegła przed swojego przewodnika, ale opamiętawszy się, cofnęła się i pozwoliła prowadzić]. Szło po mojej lewej ręce, roztaczając promienie światła wszędzie, gdziekolwiek poszliśmy, co mnie bardzo dziwiło. Ale moje zdumienie było największe na progu kaplicy: drzwi otworzyły się same, gdy dziecko tylko dotknęło ich koniuszkiem palca. To było nadzwyczajne! Wszystkie pochodnie i świece były zapalone – przypominało mi to pasterkę. Nie widziałam Matki Bożej. Dziecko zaprowadziło mnie do prezbiterium, obok fotela księdza dyrektora. Tam pozostało przez jakiś czas.
Ponieważ wydawało mi się, że trwa to długo, sprawdziłam, czy którejś z czuwających nie ma na balkonie [chodzi o zakonnice, które miały w nocy dyżur czuwania przed Najświętszym Sakramentem].
Nareszcie godzina nadeszła. Dziecko uprzedziło mnie o tym, mówiąc: «Oto Najświętsza Maryja Panna, oto Ona».
Usłyszałam jakiś dźwięk, jakby szelest jedwabnej sukni, który dochodził od strony balkonu, koło obrazu św. Józefa. Jakaś niewiasta siedziała na fotelu na stopniach ołtarza po stronie Ewangelii – zupełnie jak św. Anna, tylko że nie była to twarz św. Anny [w kaplicy wisiał obraz św. Anny siedzącej w fotelu, pozycja Matki Bożej przypominała ten obraz].
Miałam wątpliwości, czy to jest Najświętsza Maryja Panna. Dziecko, które przez cały czas stało obok, znów odezwało się do mnie: «To jest Najświętsza Maryja Panna».
Nie jestem w stanie opisać, co czułam w tej chwili, ani co się we mnie działo, bo wydawało mi się, że nie widzę Najświętszej Maryi Panny…
Wtedy właśnie dziecko przemówiło, już nie jak dziecko, lecz jak dorosły mężczyzna, i to w najdobitniejszych słowach.
Spojrzałam na Matkę Bożą, podbiegłam do Niej i, padłszy na kolana na stopniach ołtarza, złożyłam ręce na Jej kolanach.
Minęła chwila, najsłodsza w moim życiu. Nie potrafiłam powiedzieć, co czuję. Najświętsza Maryja Panna powiedziała mi, jak się mam zachować wobec księdza dyrektora i dodała kilka rzeczy, których nie wolno mi powtórzyć. Jeśli chodzi o to, co powinnam robić, kiedy znajdę się w kłopotach, to wskazała lewą ręką w kierunku stóp ołtarza i kazała mi tam przychodzić i otwierać swe serce, zapewniając mnie, że otrzymam wszelką pociechę, jakiej będę potrzebować.
Zapytałam Ją o znaczenie tego wszystkiego, co zobaczyłam, a Ona raczyła mi to objaśnić.
Nie umiem powiedzieć, jak długo z Nią byłam. Kiedy odeszła, wyglądało to tak, jakby się powoli rozwiała, stając się cieniem, który powoli odpłynął w kierunku balkonu, tam, skąd przyszła. Wstałam ze stopni ołtarza i zobaczyłam, że dziecko jest tam, gdzie je zostawiłam. Powiedziało do mnie: «Odeszła… ».
Wróciliśmy tą samą drogą, cały czas otoczeni światłem. Dziecko cały czas szło po lewej stronie”.
Pierwsze przesłanie
O czym Maryja rozmawiała z Katarzyną? Znamy odpowiedź na to pytanie. Wizjonerka cytuje w swych zapiskach słowa Matki Najświętszej:
„Moje dziecko, dobry Bóg chce powierzyć ci pewną misję. Będziesz musiała dużo przecierpieć, ale wzniesiesz się ponad te cierpienia, gdy pomyślisz, że to, co robisz, jest dla chwały Bożej…
Czasy są złe. Francji przytrafiają się różne troski – obalony będzie jej tron. Cały świat będzie nawiedzony przez wszelkiego rodzaju nieszczęścia. Lecz przychodźcie do stóp ołtarza. Tam łaski spłyną na wszystkich…”
Potem Maryja mówi wiele o zgromadzeniu sióstr szarytek: że je miłuje, że będzie je chronić, że trzeba przestrzegać reguły, nie czytać złych lektur, nie tracić czasu i nie żyć od odwiedzin do odwiedzin. Dodaje:
„Ale z innymi zgromadzeniami tak samo nie będzie. Będą tam ofiary – będą ofiary wśród duchowieństwa Paryża… Ksiądz arcybiskup…” – tu Matka Najświętsza zaczęła płakać. „Moje dziecko, krzyż będzie pogardzany, rzucą go na ziemię. Popłynie krew, znowu przebiją bok naszego Pana. Moje dziecko, cały świat pogrąży się w smutku”.
Na koniec wizjonerka dodaje: „Przy tych słowach zaczęłam się zastanawiać, kiedy to nastąpi, i zobaczyłam wyraźnie: za czterdzieści lat”.
Wyjątkowe treści objawienia
Zacznijmy od zapowiedzi wydarzeń, które wstrząsną Francją i światem w 1870 r. Spełnienie się tych proroctw można uważać za ponury dowód autentyczności objawień. Wprawdzie ten temat jest dla nas marginalny, mówi bowiem o czasach minionych, jednak te zapowiedzi mogą nam uświadomić, że Bóg zna ludzką historię i nie pozostaje obojętny na nasz doczesny los. On płacze z płaczącymi i umiera z umierającymi. My też nie możemy pozostać obojętni na ludzkie cierpienia.
Jednak bardziej winny przykuć naszą uwagę pewne drobne elementy składowe tego objawienia.
Najpierw słyszymy: „Matka Boża czeka na ciebie”. Ale tak naprawdę oznaczało to tylko tyle, że spotkanie jest przesądzone. Trzeba było jeszcze poczekać, nawet długo, by spełniło się to, co zostało ogłoszone jako fakt. Czy nie tak jest w naszym duchowym życiu? Czy nie tak jest z zapowiedzianym w Fatimie nawróceniem Rosji? Albo z obiecanymi nam, już udzielonymi łaskami? To dlatego jedną z podstawowych cnót chrześcijańskich jest cierpliwość.
Poza tym Matka Najświętsza podkreśla swój związek ze św. Józefem. Wprawdzie i w tym objawieniu „mąż milczenia” nie wychodzi z ukrycia, Maryja jednak wyraźnie podkreśla jego znaczenie. Kto chce zgłębić orędzie z Rue du Bac, nie może przejść obojętnie obok Oblubieńca Maryi. Zresztą, czy ten element objawienia nie powinien nam uzmysłowić nierozerwalnego związku każdego męża i każdej żony?
Zwróćmy też uwagę, że nigdy w żadnym ze znanych nam objawień Maryja nie zostaje przedstawiona wizjonerce. Przy Rue du Bac nie tylko anioł zapowiada spotkanie z Matką Najświętszą, ale i w chwili, kiedy Niepokalana staje przed wizjonerką, dokonuje oficjalnej prezentacji. Więcej, rozwiewa wątpliwości Katarzyny co do tożsamości oglądanej Niewiasty. Zwykle to wizjonerzy dopytują się, kim jest Maryja, a ta udziela odpowiedzi pod koniec objawień.
W tej części orędzia zawiera się też pierwsze uniwersalne przesłanie: w chwilach trudnych mamy uciekać się do Jezusa Eucharystycznego, Jemu przedstawiać swe problemy, a On zawsze udzieli nam potrzebnych łask. Maryja podkreśla więc znaczenie modlitwy i adoracji.
Historia objawień zatwierdzonych przez Kościół nie zna podobnie intymnego przebywania w bliskości Maryi. Św. Katarzyna klęczy przed Matką Bożą z dłońmi położonymi na Jej kolanach. Rozmawia w tej postawie przez dwie godziny! Nic dziwnego, że wizjonerka uważała to za najpiękniejszą chwilę w swoim życiu. Nie dziwi też, że orędzie, jakie miała później otrzymać – Cudowny Medalik – było tak cudowne i tak „intymne”.
Pośredniczka Łask
Czerwcowe objawienie okazało się zaledwie preludium do innego, ważniejszego spotkania. Zapoznajmy się z nim, zastanawiając się jednocześnie nad głębią zawartej w nim treści.
Święta Katarzyna pisze:
„W dniu 27 listopada 1830 r., który wypadł w sobotę przed pierwszą niedzielą Adwentu, o wpół do szóstej wieczorem, w czasie głębokiego milczenia po przeczytaniu tematu do medytacji, usłyszałam dźwięk, jakby szelest jedwabnej sukni, z balkonu koło obrazu św. Józefa”.
Rozmyślanie odprawiane przez Katarzynę stało się bramą, przez którą Maryja „weszła” w nasz świat, by objawić prawdy, nad którymi do dziś rozmyślają kolejne pokolenia. Fakt ten wiele nam mówi o znaczeniu medytacji w chrześcijańskim życiu. Do niej wzywał Jan Paweł II w swym liście apostolskim o Różańcu: „Istnieje dziś również na Zachodzie nowa potrzeba medytacji, która znajduje czasem w innych religiach dość atrakcyjne sposoby realizacji. Nie brak chrześcijan, którzy nie znając dobrze chrześcijańskiej tradycji kontemplacyjnej, ulegają wpływom tych propozycji”. Rue du Bac przypomina nam o wartości tradycyjnych form medytacji chrześcijańskiej.
Katarzyna pisze dalej:
„Odwróciłam się w tym kierunku i zobaczyłam Najświętszą Maryję Pannę na wysokości obrazu św. Józefa. Najświętsza Dziewica stała. Była wzrostu średniego, cała ubrana na biało. Biel Jej sukni była bielą jutrzenki. Jej suknia miała krój á la vierge, takie sukienki nosiły zwykle panny. Zakrywały one szyję i miały proste rękawy. Jej głowę okrywał biały welon, który spadał po obu stronach aż do stóp. Pod welonem Jej włosy, skręcone w loki, spięte były opaską ozdobioną koronką, która wystawała w górę na trzy centymetry, czyli na szerokość dwóch palców, bez fałd, lekko opierając się o włosy. Jej twarz była odsłonięta i tak piękna…”
Zdumiewa szczegółowość i dokładność tego opisu. Święta Katarzyna zapamiętała wszystko do tego stopnia, że była w stanie określić pewne rzeczy nawet w centymetrach. Jej słowa malują przed nami postać Najświętszej Maryi Panny w całym Jej pięknie i skromności. Ale zwróćmy uwagę, pióro wizjonerki traci nagle pewność siebie. Zatrzymuje się na chwilę. Możemy sobie niemal wyobrazić, jak Katarzyna waha się nad napisaniem kolejnego zdania. Wizjonerka pamięta tę twarz, ale jak ją opisać? Kiedy wreszcie sięga po pióro, poddaje się i kończy z rezygnacją:
„Jej twarz była odsłonięta i tak piękna, że nie wydaje mi się możliwe, by Jej zachwycające piękno można było opisać”.
Po chwili kontynuuje opis swego spotkania z Matką Niebieską:
„Jej stopy spoczywały na białej kuli, a właściwie półkuli – w każdym razie ja widziałam tylko półkulę. Był tam też wąż koloru zielonego z żółtymi plamkami”.
Wąż bez kamuflażu
Spójrzmy, co zanotowała wizjonerka, opisując Najświętszą Pannę. Czytamy, że w przedstawionej przez Boga Maryjnej wizji był też „wąż koloru zielonego z żółtymi plamkami”.
Wyobraźmy sobie tę scenę. Matka Najświętsza stoi na kuli ziemskiej, ale połowy globu nie widać. Może część ziemi ginie w Bożym świetle, a może - jak ukazuje to scena przedstawiona w kaplicy przy Rue du Bac - zakrywają ją obłoki (będące znakiem ukrytej Bożej obecności i Boskiego czuwania). Na widocznej półkuli dostrzegamy węża. Ciekawe, że opis jego wyglądu jest na tyle szczegółowy, że dowiadujemy się nawet, że był „zielony w żółte plamki”.
To bardzo interesujący element orędzia: wąż ma na sobie kamuflaż. Jest on po to, żeby nie było go widać, kiedy przygotowuje się do ataku. Teraz barwy ochronne nie są już mu potrzebne. W wizji ukazanej św. Katarzynie drapieżnik wyszedł z ukrycia. Jakby Maryja chciała pokazać, że nadchodzą czasy tak bezbożne, że szatan nie będzie się musiał kryć przed ludźmi, że zdobędzie władzę nad światem.
Ziemia będzie cała owinięta przez zło.
Grzech strukturalny
Zbędny kamuflaż? Objawienie wskazuje na czasy, w których szatan nie musi już atakować człowieka z ukrycia. Kiedyś maskujące barwy i wzory były mu niezbędne, teraz są już niepotrzebne.
Dlaczego? W tym momencie pojawia się termin „grzech strukturalny”.
Jest nim trwałe środowisko grzechu, a więc takie, w którym łatwiej jest grzeszyć niż czynić dobro, a zło znajduje usprawiedliwienie w tym, że „tak lepiej”, że „tak robią wszyscy” albo że już nawet „tak stanowi prawo”.
Objawienie z Rue du Bac obrazuje ten temat. Wąż już się nie kryje…
Na szczęście ten smutny obraz za chwilę się zmieni. Gdy wizję otoczy owal i stanie się ona awersem Cudownego Medalika, w przedstawieniu węża następuje zmiana. Matka Najświętsza każe bowiem wybić medalik, na którym gad wciąż znajduje się na półkuli, wciąż nie korzysta ze swego kamuflażu, ale teraz jego głowa jest uwięziona pod stopą Maryi…
Czy to zapowiedź, że wąż zostanie pokonany, gdy będzie mu się zdawało, że jest już zupełnie bezkarny, że już zdobył pełnię władzy i że nic już mu nie grozi?
Cudowny Medalik niesie z sobą w formie obrazu to samo proroctwo, które zostanie w formie ustnej przekazane w Fatimie: „Na koniec moje Niepokalane Serce zatriumfuje”. Tu i tam Matka Najświętsza zapowiada, że nadejdzie dzień, gdy zło, które zdawałoby się będzie już zupełnie jawnie rządzić światem, zostanie pokonane. Przez Maryję.
Łaski nieudzielone?
Symbol niewiasty i węża u jej stóp znany jest wszystkim wierzącym. Pojawia się on dwukrotnie w Biblii: w pierwszej księdze Starego Testamentu, gdy Bóg zapowiada nieprzyjaźń między Niewiastą i szatanem, oraz w ostatniej księdze nowotestamentalnej, gdzie zapowiada ostateczne zwycięstwo Chrystusa. Gdy wielu zastanawia się nad tym, kogo symbolem jest owa Niewiasta, my mamy już niezbitą pewność, że jest to Maryja! To o Niej mówią proroctwa z Księgi Rodzaju i z Apokalipsy! Ona jest kluczem do pokonania szatana. Dlatego to Ona się nam objawia. Dlatego też słyszymy zaproszenie, by zaciągnąć się pod Jej sztandary.
„Ręce miała lekko wzniesione i trzymała w nich bardzo swobodnie złotą kulę, jak gdyby ofiarowując ją Bogu. Na szczycie kuli znajdował się mały, złoty krzyżyk. Kula ta przedstawiała kulę ziemską. Oczy Najświętszej Maryi Panny były teraz wzniesione ku niebu, a nie opuszczone. Twarz była tak piękna…”
Maryja modli się, adoruje, kontempluje Boga. To jest Jej zadanie rozpisane na całą wieczność, to źródło Jej niebiańskiego szczęścia i spełnienia.
Znów przebóstwiona twarz Matki Bożej przykuwa uwagę wizjonerki. I znów nie umie wyrazić słowami tego, co widzi. Drugi raz Katarzyna próbuje ją opisać i drugi raz się cofa. Zrezygnowana pisze: „Twarz była tak piękna, że nie potrafię tego opisać”. Potem spod jej pióra wychodzą zdumiewające słowa:
„Nagle na Jej palcach zobaczyłam pierścienie, po trzy na każdym palcu. U nasady palców były największe, w środku średnie, a na końcach palców najmniejsze. Każdy pierścień był wysadzany drogimi kamieniami – jedne były piękniejsze od drugich”.
„Jedne piękniejsze od drugich”. Tylko tyle. Bo jak opisać coś, co jest symbolem Trójcy Świętej – źródła wszelkich łask?
„Większe kamienie rzucały większe promienie, a mniejsze – mniejsze promienie. Promienie wychodzące ze wszystkich stron zalewały cały spód, tak że już nie widziałam stóp Najświętszej Maryi Panny”.
Morze łask… Trudno się dziwić, że Katarzyna wpatrywała się w tę wizję w zachwycie. Łaski spływające od Boga – ale za pośrednictwem Maryi! – są tak liczne, że zalewają świat. Nieomal trudno sobie wyobrazić, by ktoś mógł zostać ich pozbawiony. Chociaż są tacy, którzy nie wyciągają rąk, nie chcą przyjąć Bożych darów. Może będzie tak tylko do czasu? Przecież Stwórca tak zbudował ludzką naturę, że człowiek nie popełni samobójstwa przez wstrzymanie oddechu; siła ludzkiej woli ustąpi, gdy organizm będzie umierał z braku tlenu i wówczas płuca same zaczerpną powietrza! Czy nie jest podobnie na płaszczyźnie ducha? Czy w ostatniej chwili nasze dusze nie otwierają się na otaczającą nas łaskę? Może w godzinie śmierci człowiek otrzymuje swoją ostatnią, życiową szansę… A odtrącenie jej rzeczywiście oznacza śmierć wieczną.
„W chwili, kiedy się Jej przyglądałam – pisze dalej św. Katarzyna – Najświętsza Maryja Panna spuściła oczy i spojrzała na mnie. Usłyszałam głos mówiący te słowa: «Ta kula, którą tu widzisz, przedstawia cały świat, a szczególnie Francję, i każdego człowieka z osobna»”.
Matka Najświętsza zachowuje się jak Jezus, który czasem sam wyjaśniał swoje przypowieści. Widocznie uznaje, że symbol kuli jest zbyt ważny, by jej znaczenie pozostawić wyłącznie ludzkim interpretacjom. Ma rację, bo Katarzyna początkowo widziała w tym symbolu jedynie kulę ziemską. Maryja sama nadała mu trzy znaczenia. Ostatnie czyni z objawienia przy Rue du Bac osobiste przesłanie dla każdego z nas.
Wizjonerka pisze: „Nie potrafię opisać, co czułam w tym momencie, widząc piękno i jasność oślepiających promieni”.
Udziałem Katarzyny stało się doświadczenie nienazywalności Boga, który jest większy od wszelkich naszych pojęć, słów, symboli i mitów. Nadeszła chwila, kiedy nie potrafi opisać tego, co sama czuje. To bardzo prawdziwe i nadaje wizji dodatkowej wiarygodności. Doświadczenie to było jej udziałem zaledwie przez moment, za chwilę bowiem, po jednym krótkim zdaniu wypowiedzianym przez Maryję, Katarzyna zaczyna się znów obracać w świecie ludzkich pojęć.
„«Są to symbole łask, jakie ześlę tym, którzy o nie proszą».
To uświadomiło mi, jak słuszną jest rzeczą modlić się o łaski do Najświętszej Maryi Panny i jak szczodra jest Ona dla tych, którzy o nie proszą, i jak się raduje, gdy może im je dać”.
Prawda tych słów znajdzie niebawem swe potwierdzenie w oceanie cudów, jakie staną się udziałem ludzi noszących z wiarą Medalik Niepokalanego Poczęcia. Matka Najświętsza przygotowuje już bezpośrednio wizjonerkę do otrzymania wizji Cudownego Medalika.
„Te kamienie, z których promienie nie padają, to łaski, o które ludzie zapominają prosić” – mówił dalej głos.
To bolesna, a zarazem radosna nowina! Istnieją łaski niewykorzystane, bo o nie nie prosimy. Ale możemy też powiedzieć, że Bóg jest bardziej hojny niż nasze oczekiwania! Jedno zawsze pozostanie prawdziwe: modlimy się za mało i za mało korzystamy z pomocy Boga i Jego Matki.
Oddajmy znów głos wizjonerce: „W tym momencie byłam już tak przepełniona radością, że straciłam świadomość tego, gdzie jestem”. Dla św. Katarzyny ta nowina jest wyłącznie radosna. Czyżby słowa Maryi po prostu obudziły w niej śmiałość (oby wzbudziły i w nas), by nie przestawać prosić i by prosić o coraz więcej? Chyba tak. Jednak jej życie pokaże, że nie prosiła ani o sławę, ani o pieniądze, ani o zdrowie. O co błagała Boga za przyczyną Matki Najświętszej? Może miała tylko jedną szaloną prośbę: prośbę o świętość?
Cudowny Medalik
Święta Katarzyna pisze dalej:
„Wokół Najświętszej Maryi Panny utworzyła się rama w kształcie nieco owalnym. Wewnątrz ramy widniał napis ze złotych liter: «O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy»”.
Maryja odwołuje się do swojego tytułu, który w tamtych czasach budził jeszcze w Kościele liczne kontrowersje. Sama rozstrzyga spór teologów i ogłasza, że jest Niepokalanie Poczęta! Jak ważna musi być ta prawda, skoro w spór ingeruje sama Najświętsza Maryja Panna. A wzywanie Jej tym tytułem jest jak zaklęcie, które otwiera bramy nieba… Czy jesteśmy świadomi wagi dogmatu o Niepokalanym Poczęciu? Jego treścią nie jest tylko teologia – to bardzo konkretne wezwanie do wejścia na Maryjną drogę świętości. Ale to zupełnie inna historia…
Katarzyna pisze dalej:
„Napis ten, w kształcie półkola, zaczynał się na wysokości prawej dłoni, przechodził ponad głową i kończył się na wysokości lewej dłoni.
Złota kula znikła w potokach jasnego światła płynącego ze wszystkich stron. Dłonie odwróciły się, a ramiona ugięły w dół pod ciężarem bogactwa otrzymanych łask”.
Uginające się ręce Maryi to symbol Pełni Łask. Mało kto z nas wie o tym, że Maryja otrzymała od Boga „imię nowe”, określające Jej posłannictwo w świecie. Tym imieniem pozdrowił Ją Archanioł Gabriel w dniu Zwiastowania. Abram stał się Abrahamem, czyli ojcem licznych narodów, Szymon – Piotrem, czyli skałą, na której Chrystus wybudował swój Kościół. Maryja stała się Pełną Łaski (po grecku „Kecharitomeną”), czyli Tą, która przepełniona po brzegi darami Bożymi niesie je nieustannie światu i każdemu z nas.
Wtedy głos powiedział: „Każ wybić według tego wzoru medalik. Wszyscy, którzy będą go nosić, otrzymają wielkie łaski. Niechaj noszą go na szyi. Obfitość łask spłynie na tych, którzy będą go nosić z ufnością”.
Maryja jest Pełną Łaski – dla każdego z nas. Ale pamiętajmy, że również każda łaska, którą otrzymujemy, nie jest dana dla nas samych, że jest zawsze darem dla bliźnich. Jeśli o tym nie pamiętamy, otrzymane łaski nie przyniosą owoców w naszym życiu.
„W tym momencie wydawało mi się – pisze dalej św. Katarzyna – że obraz zaczął się odwracać i ujrzałam drugą stronę Medalika: duże M z poprzeczką i krzyżem. Pod literą M znajdowały się Serca Jezusa i Maryi – jedno z koroną cierniową, a drugie przebite mieczem”.
A więc i niebo ma upodobanie w symbolach! Może to znak na dzisiejsze czasy, by w epoce „ikon” i „obrazów” powrócić do Maryjnych symboli i nimi przemówić do współczesnych ludzi?
Widzenie zniknęło „jak zdmuchnięta świeczka”.
I zostajemy sami, ale… czy nie inni?
Ukryte życie św. Katarzyny
Zdumiewający jest wniosek, jaki św. Katarzyna wysnuła ze słów Matki Bożej. Wizjonerka uznała, że ma dać światu Cudowny Medalik, sama pozostając nieznana. Powiernikiem jej tajemnicy został tylko jeden człowiek – jej spowiednik. To on stał się kołem napędowym nabożeństwa do Cudownego Medalika.
Sama Katarzyna z czasem nabrała niezwykłej biegłości w ukrywaniu misji otrzymanej od Maryi. Jej największym sprzymierzeńcem okazała się reguła zakonna. Wtapiała ją ona w szarość codziennego życia klasztoru i sprawiała, że wizjonerka niczym nie różniła się od innych.
Jednak niektórzy zaczęli się domyślać, że to właśnie ona otrzymała objawienie Cudownego Medalika. Jedna z sióstr – siostra Séjole – mówiła nawet o tym głośno. Nasza wizjonerka zawsze umiała odwrócić od siebie wszystkie domysły. Do tego stopnia udawało się jej ukryć otrzymaną od Boga misję, że mamy prawo sądzić, iż otrzymywała w tym celu bezpośrednią pomoc nieba. Kiedy arcybiskup Paryża nalegał przez jej spowiednika, aby zeznawała w pierwszym oficjalnym dochodzeniu w sprawie pochodzenia Cudownego Medalika – był to rok 1836 – najpierw kilkakrotnie odmawiała, a gdy nie mogła się dłużej opierać, wystąpiła ze zdumiewającym oświadczeniem: przesłuchanie jej nie ma sensu, ponieważ nie pamięta żadnych szczegółów objawień! Na krótki czas (było tak jeszcze przynajmniej dwukrotnie) jej pamięć rzeczywiście zanikała.
Bóg ingerował również w pamięć innych ludzi. Kiedy siostry ujrzały kiedyś św. Katarzynę przed stojącą w ogrodzie figurą Najświętszej Maryi Panny i pogrążoną w niezwykłej ekstazie, bardzo szybko zapomniały o całym zdarzeniu. Podobnie gdy wizjonerka rzucała czasem mimochodem jakąś przepowiednię, a ta się szybko sprawdzała, zakonnice szybko o tym zapominały.
W ten sposób niezwykła święta żyła w całkowitym ukryciu. Przez czterdzieści sześć lat św. Katarzyna pracowała w podparyskim przytułku d’Enghien, gdzie była najpierw kucharką, potem praczką i garderobianą, wreszcie opiekunką starców. Wiodła życie monotonne, zapomniane. Zwyczajność tego życia do tego stopnia przesłoniła jej świętość, że nikt nie zdołał dostrzec w niej czegoś więcej niż po prostu dobrej zakonnicy. Tymczasem ona praktykowała cnoty w stopniu heroicznym, więcej – miała stały kontakt z niebem.
Dopiero pół roku przed śmiercią, w 1876 r., Katarzyna przerwała milczenie. Wciąż nie wyrzeźbiono figury Matki Bożej takiej, jaka ukazała się jej w pierwszej fazie objawienia, czyli ze złotą kulą w dłoniach. Katarzyna – przekonana, że ma obowiązek doprowadzić do powstania figury – obawiała się, że stanie przed Maryją, nie wypełniwszy swej misji do końca. Przed śmiercią zdążyła zobaczyć jej gipsowy odlew. Odeszła do nieba 31 grudnia 1876 r. W 1933 r. Pius XI ogłosił ją błogosławioną, a w 1947 – Pius XII obwołał ją świętą. Jej ciało pozostające do dziś w stanie nienaruszonym spoczywa pod ołtarzem, dokładnie w miejscu, w którym objawiła się Matka Boża. Nad nim stoi figura Maryi ze złotą kulą w dłoniach.
Milion medalików, milion cudów
Spowiednik siostry Labouré, ks. M. Aladel, słuchał zdumiony opowiadania o objawieniu Medalika Niepokalanego Poczęcia. W końcu, przekonany o autentyczności słów swej penitentki, zwrócił się do arcybiskupa Paryża o zezwolenie na rozpowszechnianie Medalika według wizji objawionej przy Rue du Bac. Arcybiskup de Quélen, po wnikliwym zbadaniu sprawy, udzielił upragnionego zezwolenia. 30 czerwca 1832 r. wybito pierwsze Medaliki. Jeszcze tego samego dnia rozprowadzono je po Paryżu.
Niemal natychmiast zaczęły na ludzi spływać łaski obiecane przez Maryję. Nie trzeba było wiele czasu, by w całej Francji huczało od opowiadań o tym, jakich cudów dokonywał Cudowny Medalik. Zaczęto je spisywać, a informacje o nich rozpowszechniać.
W propagowaniu Cudownego Medalika nie sposób przecenić zasług arcybiskupa Paryża, de Quélena, który zaaprobował wybicie Medalika, a następnie potwierdził autentyczność objawienia z Rue du Bac. To on w 1836 r. poświęcił swoją diecezję Niepokalanemu Poczęciu. To dzięki jego naleganiom wprowadzono do Litanii loretańskiej wezwanie: „Królowo bez grzechu pierworodnego poczęta”.
W 1858 r. Cudowny Medalik znalazł swoiste potwierdzenie w innym objawieniu, mającym miejsce również we Francji i także mówiącym o Niepokalanym Poczęciu – z Lourdes. Bernardeta, która w momencie ukazania się Matki Bożej miała na szyi medalik z awersem Cudownego Medalika, opisała postać, która się jej ukazała jako „dokładnie taką samą, w jakiej jest Ona widoczna na Cudownym Medaliku”.
23 lipca 1894 r. Leon XIII, po szczegółowym zbadaniu przez odpowiednią kongregację, ustanowił święto Cudownego Medalika i polecił obchodzić je rokrocznie 27 listopada. Był to przywilej udzielony zakonowi misjonarzy, ale otrzymać go mogła każda wspólnota diecezjalna czy zakonna, która by o to prosiła. Wydany kilkadziesiąt dni później, 7 września 1894 r., nowy dekret zezwalał odprawiać Mszę Świętą o Cudownym Medaliku w każdej kaplicy sióstr szarytek.
Medalik otrzymał aprobatę liturgiczną już współcześnie, w 1985 r. Wtedy to na polecenie kard. Aloisiego Maselliego, prefekta Kongregacji ds. Kultu Bożego, ustanowiono nabożeństwo ku czci Cudownego Medalika. Jest to jeden z zaledwie trzech sakramentaliów w dziejach Kościoła, które otrzymały tak wysoką aprobatę. Dwa pozostałe do różaniec i szkaplerz. Zauważmy – wszystkie tak wysoko uhonorowane sakramentalia są Maryjne. Czy nie świadczy to o roli Maryi w naszej wędrówce do nieba?
Spełnienie przez Maryję obietnicy, że „obfitość łask spadnie na tych, którzy go będą nosić z ufnością”, sprawiło, że Medalik stał się drogi dla setek milionów ludzi na całym świecie. Cudowny Medalik zna cały świat i dziś ściąga on Boże błogosławieństwa na tych, którzy z wiarą go noszą.
Rue du Bac po raz drugi
Dziesięć lat po objawieniu światu Cudownego Medalika Matka Boża raz jeszcze zjawia się w klasztorze przy Rue du Bac. Tym razem wizjonerką jest Justyna Bisqueyburu, nowicjuszka. Znamienne że św. Katarzyna Labouré w 1830 r. była również nowicjuszką!
18 stycznia 1840 r. trwały zakonne rekolekcje. Dla jednej z ich uczestniczek, Justyny Bisqueyburu, nauki głosił nie tylko zaproszony kaznodzieja. Kilka razy w kaplicy klasztornej swe pouczenia przekazywała jej sama Królowa nieba. Maryja miała na sobie białą suknię, a na niej niebieski płaszcz. W dłoni trzymała serce przebite mieczem i otoczone płomieniami.
Matka Najświętsza nie przestała objawiać się po zakończeniu ogólnych rekolekcji. Przychodziła do kaplicy w ważniejsze święta Maryjne. 8 września, w uroczystość swych narodzin, przyniosła w podarunku dla świata nowy szkaplerz. Trzymała go w lewej ręce. Był zielony. Na jednej stronie była przedstawiona Matka Boża, taka, jaką wizjonerka oglądała podczas poprzednich objawień. Na drugiej – oddajmy głos Justynie Bisqueyburu – widniało „serce otoczone płomiennymi promieniami, jaśniejszymi od słońca i przeźroczystszymi niż kryształ; serce to, na którym znajdował się krzyż, było przebite mieczem, dokoła zaś znajdowały się słowa: «Niepokalane Serce Maryi, módl się za nami teraz i w godzinę śmierci naszej»”.
Justyna Bisqueyburu opowiedziała o tym widzeniu ks. Aladelowi, który wciąż jeszcze był ojcem duchownym sióstr Miłosierdzia. Jednak, podobnie jak to było w przypadku Katarzyny Labouré, nie chciał on zaangażować się w realizację życzeń Matki Najświętszej. Zielony szkaplerz otrzymał oficjalną aprobatę Kościoła dopiero po sześciu latań zabiegów wizjonerki, w 1846 r., gdy w Zgromadzeniu Sióstr Miłosierdzia miało miejsce następne objawienie.
Umęczony Chrystus ukazał się w klasztorze w Troyes siostrze Apolinie Andreveux i ofiarował jej czerwony szkaplerz. Ale to świat innych objawień, nie Maryjnych, lecz Chrystusowych.