Historia Objawień Maryjnych Tom 3 - Wincenty Łaszewski - ebook + książka

Historia Objawień Maryjnych Tom 3 ebook

Wincenty Łaszewski

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Trzeci i ostatni tom nowej trylogii bazującej na bestsellerowej książce wydanej w formie albumowej - Świat Maryjnych Objawień. Autor dokonał licznych uzupełnień i zmian. Tom otwiera objawienie Ghiaie di Bonate, nazywane epilogiem Fatimy z roku 1944, a zamyka opowieść o Królewskiej Dziewicy z Al Warraq z 2009 r.

Czytelnik znajdzie tu ponad 30 najsłynniejszych objawień, m. in. objawienie Pani Wszystkich Narodów z Amsterdamu (1945 r.), Róży Mistycznej z Montichiari (1947 r.), Apokaliptycznej Madonny z Akity (1973r.), Królowej Pokoju z Medjugorje (objawienia trwają od 1981 r.), Matki Słowa z Kibeho (1981 r.). Autor opisuje także wielki cud Maryi rozkazującej żołnierzom z Filipin (1986 r.)

W nowej edycji specjalnej Autor przedstawił także - nieujęte we wcześniejszych wydaniach - dodatkowe objawienia:

* Madonna na klęczkach, (Salta, 1990 r). Matka Boża wielkiej przemiany

* Królowa Różańca i pokoju (Itapiranga, 1994 r.) brazylijskie objawienia Madonny ogłaszające, że Przymierze Trzech Serc (Najświętszego Serca Jezusa, Niepokalanego Serca Maryi i Najczystszego serca Św. Józefa) da światu ocalenie.

Specjalne dodatki: Śladami łez Matki Bożej - o płaczących wizerunkach z całego świata oraz opowieść o niezmordowanym apostole różańca Anatolu Kaszczuku - w rozdziale "Sobotnie rozmowy z Maryją"

Prywatne objawienia mogą mieć charakter proroczy i być cenną pomocą w lepszym zrozumieniu i życiu Ewangelią w określonym czasie - Benedykt XVI, Verbum Domini (2010 rok)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 405

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Projekt okładki, stron tytułowych i fotoedycja

Fahrenheit 451

 

Obróbka zdjęć

TEKST Projekt

 

Ilustracja na okładce

Fokasu Art/Freepik

 

Redakcja i korekta

Karolina Kuć

 

Skład i łamanie wersji do druku

Gabriela Rzeszutek

 

Dyrektor wydawniczy

Maciej Marchewicz

 

Zdjęcia w tekście pochodzą z tomu Świat Maryjnych Objawień

z wyjątkiem: 104. © Dominik Tefert/wikimedia commons/domena publiczna, 107. © Gergely Dóra Viktória/wikimedia commons/ Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International license. 136. © Dorota Hałasa, 139. © Dorota Hałasa, 238. Clemensfranz/wikimedia commons/Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0., 288. Fulviusbsas/wikimedia commons/Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0. 291. Claudio Nestor Caruso/wikimedia commons/Creative Commons Attribution 2.0 Generic license, 318 Diego Gabriel • CC BY-SA 3.0, 322 rodoluca, CC BY-SA 3.0, 318. Wikimedia commons/domena publiczna, 321. © Santuario Rainha do Rosario e la Paz, 327. https://www.3sacredhearts.com/, 362 vecstock/Freepik, 365 Freepik, 368. Stowarzyszenie Przyjaciół Anatola Kaszczuka w Zamościu, 375 Almeewar/Wikimedia commons/domena publiczna, 377 Wikimedia commons/domena publiczna, 378. Stowarzyszenie Przyjaciół Anatola Kaszczuka w Zamościu, 381. Stowarzyszenie Przyjaciół Anatola Kaszczuka w Zamościu, 383. pinterest, 385. FOX, 381 Qfamily/ CC-by-2.0./ Wikimedia commons

 

ISBN 9788380790612

 

Wydanie pierwsze

 

Copyright © by Wincenty Łaszewski

Copyright © for Fronda PL, Sp. z o.o., Warszawa 2024

 

Wydawca

FRONDA PL, Sp. z o. o.

ul. Łopuszańska 32

02-220 Warszawa

tel. 22 836 54 44, 877 37 35

faks 22 877 37 34

e-mail: [email protected]

 

www.wydawnictwofronda.pl

www.facebook.com/FrondaWydawnictwo

www.twitter.com/Wyd_Fronda

 

Przygotowanie wersji elektronicznej

Epubeum

Drodzy Czytelnicy

Kończy się nasza wędrówka po objawieniowych krainach. Trzeci tom Historii objawień Maryjnych jest już ostatnim. Zamknie go jeszcze krótkie resumé, które być może dla wielu z Was okaże się czymś jak „tom czwarty” albo nawet „tom ostateczny”.

Dobiega kresu wspólna wędrówka… Co wcale nie oznacza, że na naszych oczach kończą się już niebieskie ingerencje, za pomocą których Bóg, nie naruszając naszej wolności, próbował wspierać w ludzkich dziejach dobro i łaskę. Objawienia trwają nadal, ale… jakże są dziś inne!

Najlepszą wiadomością, jaką moglibyśmy usłyszeć, byłaby informacja, że objawienia się skończyły albo że pojawiają się dziś bardzo rzadko, brak objawień jest przecież naszym marzeniem. Byłby to znak, że nie są one potrzebne Kościołowi i światu, że ludzkość nie musi już korzystać ze wskazówek z nieba. Bo idzie za głosem Kościoła. Bo wybiera dobro, a odrzuca zło. Bo znowu słowo „zbawienie” stało się słowem kluczowym w naszym codziennym języku. Bo świat uwierzył w przemieniającą moc Ewangelii i przyjął świadectwo Kościoła.

To byłaby normalna sytuacja, o jakiej marzy Bóg… Byłby to znak, że opisywane w obecnym tomie Maryjne interwencje okazały się wreszcie skuteczne i ludzie powrócili na drogę szczęścia przeznaczonego im w akcie stworzenia świata. Ale nie, sam fakt, że ostatnia opisana przez nas epoka objawień składa się z dwóch wyraźnych „rozdziałów”, wskazuje, iż z recepcją objawień nie było i nie jest lepiej.

Chyba możemy napisać, że jest nawet gorzej.

Zamiast słuchać głosu Kościoła, pozostawiać mu prawo do rozeznania prawdziwości objawień i do ich wyjaśnienia, ludzie dają dziś ucha najróżniejszym prywatnym interpretacjom objawień, często czerpiącym inspirację z podszeptów Szatana. I, czego nie zna historia, nagle objawienia – nawet te prawdziwe! – stają się narzędziem do niszczenia Kościoła i niweczenia Bożych planów! Często to narzędzie znajduje się w rękach najgorliwszych z nas.

 

Może Czytelników zdziwi, że ostatnie opisane w książce objawienia wcale nie są zupełnie współczesne. Znowu – nie jest tak dlatego, że nie ma obecnie objawień. Dziś mnożą się one w sposób niespotykany, ale – co jest chyba najmocniejszym znakiem naszych czasów – coraz trudniej jest nam wskazać w sposób pewny na źródło ich pochodzenia.

Aktywność czarnej nadprzyrodzoności wydaje się czasem potężniejsza niż ingerencje, które zsyła nam niebo. Nie mówimy oczywiście o duchowej sile objawień szatańskich, bo te zawsze będą tylko cieniem mocy – wszechmocy! – Boga, ale o ich liczbie, ta bowiem zdaje się dziś przewyższać liczbę prawdziwych interwencji Maryi.

Diabeł, który – jak ostrzega św. Paweł – potrafi przybrać postać anioła światłości (2 Kor 11,14), coraz częściej imituje objawienia z nieba i doskonale odgrywa przed nami postać Matki Najświętszej. A nam coraz trudniej odróżnić prawdziwe orędzia zbawcze od tych, które zachowując wszelkie pozory objawień Matki Bożej, przemycają wśród pobożnych apeli słowa, których celem jest niszczenie świętości i jedności Kościoła i – ostatecznie – skierowanie człowieka w stronę kręgów piekielnych.

 

To niebezpieczeństwo nie pojawi się od razu. Szatan zacznie wprowadzać swoje elementy w świat objawień Maryjnych powoli, jakby przygotowując grunt pod masowe uderzenie w czasie przełomu tysiącleci.

Na razie w świecie objawieniowym – tym prawdziwym, pięknym, niosącym pokój – rozpoczyna się próba niedopuszczenia do nadciągającego kryzysu, który wstrząśnie Kościołem u samych jego podstaw. To właśnie na umocnienie Kościoła kładzie Maryja nacisk w pierwszych latach powojennych. Za chwilę będzie wzywać do jego wzmocnienia przez modlitwę, pokutę i ofiarę, będzie ostrzegać przed przeniknięciem złego ducha do jego struktur, będzie prosić o modlitwę za kapłanów i podkreślać rolę „małego Kościoła” – rodziny.

Apel o odnowę Kościoła będzie kierować przede wszystkim do ludzi świeckich.

Czy te prośby okażą się bezskuteczne? W dużej mierze tak, ale – dodajmy od razu uwagę – pojawi się w Kościele jakiś niewidoczny dla mediów (może i niedostępny dla Szatana) święty zaczyn: tysiące ludzi przyjmie orędzia Maryi do serca, w wielu miejscach na świecie zaczną powstawać wspólnoty pielęgnujące pobożność zalecaną w objawieniach. Będzie to być może zasiew mający przynieść plon jeszcze nie teraz, ale w następnej epoce. Plon, który pozwoli Kościołowi przetrwać…

 

Znamy historię ostatnich dziesięcioleci, wiemy, że mimo Maryjnych ostrzeżeń i apeli Kościół dotknie zapowiadana w objawieniach zapaść. Jego przepowiadanie straci Boże światło, a w jego strukturach pojawi się „swąd szatana” (Paweł VI) – atak na jego świętość i misję zacznie być przeprowadzany już nie tylko z zewnątrz, lecz także z jego wnętrza.

Ciekawe, że pomimo tego wszystkiego za pontyfikatu Jana Pawła II pojawi się Boże „okno pogodowe”. W latach 80. podniesie się kolejna fala objawień, dając ludzkości szansę na nadejście „wiosny chrześcijaństwa”, na „nowy, lepszy świat”, na czas „nowej Pięćdziesiątnicy”. Gdy i ta szansa pozostanie niewykorzystana, rozpocznie się czas objawień wypełniony ostrzeżeniami wieszczącymi koniec świata. Wprawdzie słowa o nadchodzącej Paruzji nie należy interpretować jako zapowiedź bliskiego, może czekającego nawet nasze pokolenie, kresu czasu, z pewnością słyszymy jednak o rozpoczynających się czasach ostatecznych i nadchodzącej chwili jakiegoś dziejowego przełomu – pojawienia się na drodze wielkiego kamienia milowego ludzkiej historii.

Głos Maryi nie jest jednak czysty – Jej apel rozlega się wśród szumu nie-Jej-objawień, które, na nieszczęście, ludzie przyjmują jako słowa z nieba: jako uzupełniające i interpretujące Jej orędzie.

Na razie jednak Maryjne przekazy z nieba wciąż wskazują drogę. Zdumiewające, jak wiele z nich Kościół uzna za godne wiary! Jakby chciał powiedzieć: skoro nic już do Was dziś nie przemawia, słuchajcie głosu Maryi…

Legenda

objawienie uznane przez Watykan

objawienie uznane przez Kościół koptyjski

papież odwiedził miejsce objawień i/lub nadał mu specjalne przywileje

objawienie uznane lub przychylnie traktowane przez miejscowego biskupa

imprimatur lub nihil obstat na teksty objawień

objawienie obecne w tradycji Kościoła

kult w miejscu objawień

niezwykłe cuda w miejscu objawień

wizjoner uznany za świętego, błogosławionego lub sługę Bożego; założyciel zakonu

objawienie przyjęte przez zmysł wiary ludu

Ghiaie di Bonate | 1944 r.

Królowa Rodzin

Włochy

Podczas objawień w Ghiaie di Bonate, nazywanych epilogiem Fatimy, Maryja ukazuje się wielokrotnie w otoczeniu różnych postaci. Są wśród nich święci i aniołowie, ale to obecność Jezusa i św. Józefa zwraca uwagę na główny wątek tego maryjnego przesłania: rodzinę.

W przypadku objawienia w Bonate mamy do czynienia z pewnym prostym sylogizmem. Brzmi on następująco: jeśli objawienia w Montichiari są prawdziwe, a w Montichiari Matka Najświętsza mówiła o Bonate, to objawienia w Bonate też są prawdziwe. Ale możemy posłużyć się i innym rozumowaniem logicznym: jeśli objawienia w Montichiari miały trudną historię prowadzącą do ich wstępnej akceptacji przez Kościół, to objawienia w Bonate muszą napotkać na nie mniejsze trudności. I jest tak rzeczywiście. Nie dziwi to, jeżeli pochodzą z nieba. Wszak jest w nich mowa o tym, czego diabeł nienawidzi najbardziej: o rodzinie, przez którą – jak z mocą głosił Jan Paweł II – „idzie przyszłość Kościoła”.

Parafia Ghiaie di Bonate leży na terenie diecezji Bergamo, dokładnie w odległości dziesięciu kilometrów od biskupiej stolicy. Do drugiej wojny światowej była to niewielka, spokojna miejscowość, żyjąca swymi sprawami, której mieszkańcy co niedziela zapraszali Boga i swą ukochaną Madonnę. Jednak rozpętana przez Hitlera wojna naznaczyła to miasto śmiercią i zniszczeniem. Nie tylko Bonate, bo przecież w agonii trwała cała Italia. Dlaczego więc Matka Najświętsza wybrała właśnie to miejsce na przekazanie swego orędzia? Jedna jest chyba prawidłowa odpowiedź na to pytanie. Brzmi ona: „Nie wiemy”. Może kiedyś spadnie z naszych oczu zasłona i Pan da nam zrozumieć swe myśli i swe drogi, jakże inne od naszych! Na razie domyślamy się tylko jednego: Bóg wejrzał na uniżenie tego miasteczka, na jego pośledniość, nieobecność na mapach. Wiemy, że niebo znajduje upodobanie w takich po ludzku nic nieznaczących miejscach. Guadalupe to przydrożne wzgórze poza miastem, La Salette to górskie pastwisko, Lourdes to uboga wioska w Pirenejach, Fatima to pole oddalone o dwa kilometry od wsi, na którym rodzice Łucji hodowali warzywa… Najpierw Bóg wejrzał na uniżenie Maryi, teraz wybiera dla Jej objawień „uniżone miejsca”. Jest wśród nich Bonate.

Obraz Giovanniego Battisty Galizziego przedstawiający Matkę Bożą trzymającą w dłoniach dwa czarne gołębie, namalowany zgodnie z sugestiami małej wizjonerki

Data fatimska

Tamtego dnia Adelaida Roncalli ledwo co ukończyła siedem lat. Zmienił on w jej życiu wszystko, także jej kalendarz. Odtąd, po dniu 23 kwietnia, w którym obchodziła swe urodziny, świętowała również, i to bardziej radośnie, w większym gronie przyjaciół, dzień 13 maja – dzień pierwszego objawienia Królowej Rodzin.

Zatrzymajmy się przy tej dacie. Chyba każdy z nas wie, że w dniu 13 maja obchodzimy rocznicę pierwszego objawienia w Fatimie. Teraz na to wydarzenie nakłada się następne, też maryjne, też związane z odwiedzinami Matki: objawienie w Bonate. Zbieżność tych wydarzeń jest o tyle znacząca, że również to drugie spotkanie z Maryją dokonało się późnym popołudniem. Więcej, oba miały miejsce na rok przed zakończeniem wojny światowej. Fatima to 13 maja 1917 r., Bonate – 13 maja 1944 r. Nawet treść orędzia jest podobna. To przesłanie o nadziei i pokoju. To proklamowanie roli rodziny w pomnażaniu świętości Kościoła. Przecież pamiętamy dobrze fatimską puentę: podczas cudu słońca oglądanego przez tłumy pastuszkowie widzą na niebie Świętą Rodzinę! Stąd zwykło się mówić o objawieniach w Ghiaie di Bonate jako o „fatimskim epilogu”. Ale schemat spotkań Mieszkanki nieba z mieszkanką ziemi jest inny. W Bonate Matka Boża ukazuje się przez trzynaście dni podzielonych na dwie części – pierwsza trwa dziewięć dni (13-21 maja), druga tylko cztery dni (28-31 maja).

Adelaida w dniu swojej pierwszej komunii świętej, 28 maja 1944 r.

Zbyt trudna droga

Matka Najświętsza przepowiedziała Adelaidzie: „Będziesz wiele cierpieć, ale nie płacz, bo pójdziesz ze mną do Raju. Na tym łez padole będziesz małą męczennicą…”. Szybko wizjonerka doświadczyła prawdy tych słów. Gdy zamknęła się księga objawień, dziewczynka była izolowana, zastraszana, torturowana psychicznie – do tego stopnia, że jesienią 1945 r. ktoś opublikował obszerny dokument, w którym przekręcając fakty, zakwestionował sam fakt objawień. Adelaida próbowała odpowiedzieć na piśmie na postawione zarzuty, by przekonać władze kościelne o prawdziwości objawień, jednak bez skutku. W 1948 r. biskup Bergamo, monsignor Adriano Bernareggi, wydał dekret, w którym stwierdził brak elementów nadprzyrodzonych w widzeniach, których doznała Adelaida. Co więcej, zakazał on jakiejkolwiek formy pobożności opierającej się na przesłaniu z Bonate.

Wyjaśnijmy sobie szczegóły.

Ten „ktoś” to niejaki młody ksiądz, Luigi Cortesi, bardzo dobrze zapowiadający się wykładowca filozofii w seminarium w Bergamo. Dnia 18 maja złamał on zakaz biskupi (ordynariusz zabronił duchownym odwiedzania miejsca objawień) i pojawił się w Bonate, gdzie rozpoczął prywatne dochodzenie. Po czterech dniach wysłał do biskupa wnikliwe sprawozdanie, ten zaś nie tylko go nie zrugał, ale pochwalił. Cortesi zrozumiał słowa zwierzchnika jako mandat pozwalający mu zająć się bliżej osobą wizjonerki. Niebawem uzyskał formalne zezwolenie i wziął sprawy w swoje ręce. Po zakończeniu objawień dziecko zostało zabrane z Bonate, a don Cortesi wydał polecenie, by nikt się do dziewczynki nie zbliżał bez jego wyraźnej zgody.

Nie ulega wątpliwości, że ów kapłan poddał dziecko najcięższym próbom psychicznym. Był bezlitosny. Naciskał na psychikę dziewczynki i na jej sumienie tak długo, aż wymusił na niej to, co chciał: przyznanie się do kłamstwa. 15 września podyktował jej następujące słowa:

„Nieprawdą jest, że widziałam Najświętszą Maryję Pannę. Opowiadałam kłamstwa, bo nic nie widziałam. Nie miałam odwagi powiedzieć prawdy, ale potem wszystko opowiedziałam don Cortesiemu. Teraz żałuję, że powiedziałam tyle kłamstw”.

Jak było naprawdę? Adelaida zapisała w swoim dzienniczku: „W pokoju u sióstr urszulanek w Bergamo ks. Cortesi, po zamknięciu drzwi, podyktował mi, co mam napisać na kawałku papieru. Doskonale pamiętam, jak z powodu moralnej przemocy, której byłam poddana, zaczęłam pisać, ale poplamiłam kartkę atramentem, a on podsunął mi następną i cierpliwie zmuszał mnie do napisania raz jeszcze, by osiągnąć swój cel. Oto, jak dokonała się zdrada”.

Tymczasem wiele osób widziało, co robi z dzieckiem niegodziwy kapłan. Do biskupa zaczęły docierać coraz liczniejsze protesty, tak że w końcu był on zmuszony zakazać don Cortesiemu zbliżać się do dziecka.

Adelaida powróciła do rodziny i do szkoły. 12 lipca 1946 r. napisała oświadczenie: „Jest prawdą, że widziałam Najświętszą Maryję Pannę…”. Była to forma dokumentu podpisanego przez siedem osób, wśród których znaleźli się proboszcz i cztery siostry zakonne.

Wprawdzie światowej sławy psychiatra i psycholog, ks. Agostino Gemelli (jego imię nosi rzymska klinika, w której kilkakrotnie przebywał Jan Paweł II), zakwestionował wszystko, co rozgłaszał don Cortesi, ale komisja teologiczna badająca sprawę objawień w Bonate za punkt wyjścia wzięła właśnie wnioski młodego wykładowcy z Bergamo.

W rezultacie w dniu 30 kwietnia 1948 r. bp Adriano Bernareggi ogłosił: „Nie stwierdzamy rzeczywistości objawień Najświętszej Maryi Panny udzielonych Adelaidzie Roncalli w Ghiaie di Bonate w maju 1944 r.”. Chociaż dorzucił: „Nie mamy intencji wykluczyć, że Madonna, wzywana w dobrej wierze przez tych, którzy wierzą, iż rzeczywiście ukazała się w Ghiaie, mogła przyznać specjalne łaski i nadzwyczajne uzdrowienia w nagrodę za ich pobożność”, jednakże, mocą tego aktu, „wszelka forma nabożeństwa do Madonny z Ghiaie di Bonate zostaje zakazana, zgodnie z normami prawa kanonicznego”.

Ta negatywna ocena nie była ostateczna. Mimo że, według biskupa, „autentyczność nie jest udowodniona”, ale i „nieautentyczność nie jest również ustalona”. Dodajmy też, że w 1974 r. biskup miejscowy Clemente Gadi zezwolił osobom indywidualnym i grupom udawać się na miejsce objawień i tam modlić się do Matki Bożej.

Pytania pozytywnie otwarte

Owoce duchowe, jak i świadectwa nakłaniają do wznowienia procesu, tym bardziej że w historię objawień w Bonate wpisani zostali dwaj papieże. Pierwszym jest Pius XII, który w 1949 r. (warto mieć w pamięci, że od roku obowiązuje dekret biskupa kwestionujący prawdziwość wydarzeń w Bonate) przyjął Adelaidę na prywatnej audiencji, ta zaś przekazała mu sekret, jaki 17 maja 1944 r. powierzyła jej Matka Najświętsza. Dla wielu fakt, iż Ojciec Święty udzielił wizjonerce prywatnej audiencji, jest jednoznaczny z wyznaniem przez niego wiary w prawdziwość objawień.

Drugim papieżem związanym z Bonate jest Jan XXIII, który w liście z 8 lipca 1960 r. do biskupa Faenzy, a równocześnie osobistego przyjaciela, zachęcał do podjęcia badania prawdziwości objawień. Papież pisał w poufnym liście: „Co ważne w subiecta materia to świadectwo wizjonerki: i autentyczność tego, co wciąż podtrzymuje w wieku 21 lat, a co jest zgodne z jej pierwszym świadectwem złożonym w wieku ośmiu lat, i odwołanie tego na skutek gróźb i lęku przed piekłem, jakimi się ktoś posłużył. Zdaje się, że terror z powodu tych gróźb wciąż ma miejsce”.

Jak sugerował, wznowienie badania nie należy do Rzymu, lecz do miejscowego biskupa. Papieżowi było tym trudniej używać swego wpływu, iż wizjonerka nosiła to samo nazwisko: Roncalli.

Wzmocnijmy to jeszcze świadectwem św. Ojca Pio, który widząc w swym klasztorze w Pietrelcinie pielgrzymów z Bonate, powiedział do nich: „Co wy tu robicie, wy, którzy macie w swym miasteczku Matkę Bożą z Bonate?”.

I jeszcze komentarz ks. Candido Maffeisa, tego chłopca, o którego powołanie Adelaida wypytywała Maryję podczas jednego z objawień. Ów kapłan z zakonu ojców misjonarzy powiedział: „Te ostatnie 40 lat, zamiast zgasić wiarę w Matkę Bożą, która objawiła się w Ghiaie, okazały się nicią, nazwijmy ją ukrytą lub jeśli wolicie niebieską, która podtrzymywała przekonanie, że Maryja sama wszystko doprowadzi do kresu, bo ludzie pobłądzili i zniszczyli innych ludzi, idee, przesłania i osobistą gorliwość (…), posługując się zbyt ludzkimi i sekciarskimi kryteriami, i zdławili, i rozmazali świetliste wydarzenie z Ghiaie…”.

Zacznijmy jednak od początku. Może uda się nam rozeznać prawdę objawień z Bonate.

Pierwsze objawienie

Mała Adelaida Roncalli prowadziła zgodnie z panującą ówcześnie modą swój osobisty pamiętnik, w którym zapisywała to wszystko, co wydawało się jej ważne i ciekawe. Chyba zaczynając go, nie zdawała sobie sprawy z tego, czym pewnego dnia będzie wypełniała jego stronice. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że pamiętnik zamieni się w kronikę objawień Matki Bożej.

Jest maj, maryjna sobota, piękny dzień. Pod datą 13 maja 1944 r. dziewczynka odnotowała w pamiętniku:

„Zbierałam kwiaty, by zanieść je przed obraz Matki Najświętszej, który wisi w połowie schodów w naszym domu. Zerwałam też nieco stokrotek i ułożyłam je w taczce zrobionej przez tatę. Dostrzegłam piękny, duży kwiat, był jednak zbyt wysoko, bym mogła go dosięgnąć. Stałam, podziwiając go, gdy nagle ujrzałam złoty punkt zstępujący z góry i powoli przybliżający się do ziemi. Kiedy zbliżał się, stawał się coraz większy, tak że mogłam dostrzec postać pięknej Niewiasty z Dzieciątkiem Jezus w ramionach i stojącego po lewej stronie św. Józefa. Trzy postacie były owinięte trzema owalami światła i trwały zawieszone w powietrzu.

Pani, piękna i pełna majestatu, była odziana w białą suknię i niebieski płaszcz. Na prawym ramieniu miała przewieszony różaniec z białych paciorków. Na Jej bosych stopach znajdowały się dwie białe róże. Jej suknia była ozdobiona przez sznur pereł, wszystkie one były jednakowej wielkości, oprawione w złoto w formie naszyjnika. Kręgi otaczające osoby były jasne z cieniami złotego światła. Początkowo przeraziłam się i chciałam uciec, ale Pani zawołała mnie słodkim głosem. Powiedziała: «Nie uciekaj, jestem Panną Maryją». Zatrzymałam się wpatrzona w Nią, wciąż jednak trochę się bałam. Najświętsza Maryja Panna spojrzała na mnie i dodała: «Musisz być dobra, posłuszna, szanować bliźnich, być szczera: dobrze się módl i przychodź na to miejsce przez dziewięć wieczorów, zawsze o tej samej porze».

Matka Najświętsza przyglądała mi się przez kilka chwil, po czym zaczęła się wolno oddalać, nie odwracając się ode mnie. Wpatrywałam się w Nią z napięciem, aż biała chmura nie zabrała jej sprzed moich oczu. Dzieciątko Jezus i św. Józef nie odezwali się, spoglądali tylko na mnie przyjaźnie”.

Jeszcze przed przekroczeniem bariery

Powróćmy do pamiętnika Adelaidy. Pod datą 14 maja wizjonerka zanotowała:

„Byłam wraz z koleżankami w parafialnym centrum rekreacyjnym, ale gdy zaczęła zbliżać się godzina szósta, obudziło się we mnie przemożne pragnienie, by pobiec na miejsce, na które zaprosiła mnie Matka Najświętsza. Ruszyłam z kilkoma przyjaciółkami. Kiedy przybyłam na miejsce, instynktownie spojrzałam w górę i zobaczyłam dwa białe gołębie, a potem nad nimi ujrzałam jasny punkt, który zbliżył się i zamienił w wyraźną i pełną majestatu formę Świętej Rodziny.

[Jezus, Maryja i Józef] najpierw uśmiechnęli się do mnie, a potem Matka Najświętsza powtórzyła to, co powiedziała mi poprzedniego dnia: «Musisz być dobra, posłuszna i szczera, dobrze się módl i szanuj bliźnich. Między czternastym a piętnastym rokiem życia zostaniesz siostrą sakramentką. Będziesz wiele cierpieć, ale nie płacz, ponieważ pójdziesz ze mną do Raju!». Następnie zaczęła powoli się oddalać i zniknęła tak samo jak poprzedniego dnia”.

Cóż, spotkanie w Bonate ma charakterystyczne elementy objawień Maryjnych. Matka Najświętsza zbliża się z daleka, ma typowe dla objawień szaty, u stóp róże, zatrzymuje się w powietrzu, otacza ją blask światła. Wszystko to znamy: z Banneux, z Fatimy, z Lourdes. Podobnie orędzie zdaje się zawierać typowe treści… Mamy powtórzenie orędzia, a więc jego wzmocnienie, z dodatkową wzmianką – proroctwem – o powołaniu wizjonerki. Zazwyczaj Maryja nie wskazuje konkretnej drogi, nie zaleca wstąpienia do zakonu ani założenia rodziny. Nie mówi o tym, bo świętość, bo droga do Raju nie jest ograniczona przez którąś z form życia. Kapłan, osoba zakonna, człowiek bezżenny i żonaty – wszyscy oni mają takie same powołanie i te same możliwości. Może więc nie należy tych słów z Bonate traktować jako wskazówki mówiącej o wyborze życiowej drogi, a raczej widzieć w nich zapowiedź cierpienia?

„Wywołane” objawienie

Wizjonerka niemal tańczyła z radości. Słyszała głos Matki Bożej, więcej – Maryja wypowiedziała do niej tak piękne słowa! Słowa o Raju! Nie potrafiła myśleć o niczym innym, tylko o objawieniu. Razem z koleżankami ruszyła w stronę centrum parafialnego. W połowie drogi spotkała pewnego chłopca, jak pisze w pamiętniku – „dobrego chłopca, który zaczął mnie wypytywać”. Kiedy usłyszał, że Adelaida rozmawiała z Matką Bożą, dziwnie zdenerwowany zaczął prosić: „Wróć i zobacz, czy się jeszcze raz nie ukaże, i spróbuj zapytać Ją, czy będę mógł zostać księdzem i oddać Jej swoje życie”. Dziewczynka powróciła na miejsce objawień i spojrzała w niebo, mając nadzieję, że Maryja się pojawi. I stało się: po kilku minutach ukazała się ponownie. Objawienie było bardzo krótkie, ale wyczerpujące. Kiedy wizjonerka wypowiedziała pytanie Candida, usłyszała słowa pełne macierzyńskiego ciepła: „Tak, kiedy wojna się skończy, wstąpi do ojców misjonarzy zgodnie z moim Niepokalanym Sercem”. Wypowiedziała te słowa i zniknęła. A chłopiec zaczął szarpać dziewczynkę za fartuch i natarczywie dopytywać się, co powiedziała Maryja. Kiedy usłyszał dobrą nowinę, popędził do domu jak na skrzydłach, by podzielić się radością ze swoją matką.

Przyznajmy, że stała się rzecz zupełnie nieoczekiwana. Matka Najświętsza zmieniła całą strategię swych objawień i zamiast przyjść następnego dnia, pojawia się już teraz, kilkanaście minut po zakończeniu drugiego objawienia. Była gotowa na dodatkowe objawienie wywołane przez gorliwość młodego chłopaka, który marzył o byciu księdzem, maryjnym księdzem, który powiedział o tym głośno, który ubłagał koleżankę, by zawróciła w pół drogi, który ponaglał ją, tak że ruszyła z powrotem z pośpiechem, który pobiegł razem z nią. Dodajmy jeszcze: który wierzył, że Matka Najświętsza stanęła przed zwyczajną znajomą ze szkoły i że za jej pośrednictwem przekazała mu wspaniałą nowinę!

Coraz więcej wokół Adelaidy

Po trzecim objawieniu o Bonate zaczyna być coraz głośniej. Wystarczy przyjrzeć się liczbom. Wiemy już, że w dniu 13 i 14 maja obok Adelaidy było kilka dziewczynek, no i młody kandydat na księdza. Ale gdy minęła połowa maryjnego miesiąca, obok dwóch koleżanek Adelaidy stanęła setka okolicznych mieszkańców. Następnego dnia było ich 150, następnego trzy tysiące, potem kolejno: siedem, dziesięć, trzydzieści tysięcy.

Liczby rosną. Ludzi jest 200 tysięcy, 300 tysięcy. W ostatnim dniu wokół Adelaidy stał tłum liczący 350 tysięcy ludzi!

Zmienia się też otoczenie Maryi przychodzące z Nią z nieba. 27 maja zamiast Jezusa i Józefa pojawia się ośmiu aniołów. W dniu 28 maja po dwóch stronach Maryi stanęli dwaj święci, nazajutrz i w dniu następnym znowu aniołowie. Ale ostatnie widzenie to ponownie spotkanie ze Świętą Rodziną.

Nowa Fatima

Wracają fatimskie wątki. Najbardziej znany, a jednocześnie najbardziej spektakularny to fenomeny słoneczne…

W Fatimie tzw. cud słońca zdarzył się jeden raz, a oglądało go 70 tysięcy ludzi. W Bonate wydarzył się on sześciokrotnie, a jego świadkami było w sumie ponad milion osób.

Pierwszy miał miejsce 20 maja. Pod przysięgą opisała go niejaka dr Eliana Maggi. „Tamta sobota była deszczowa. Na początku objawienia nad głową dziecka ukazał się promień słońca. Podniosłam oczy ku niebu i ujrzałam przejaśnienie na niebie na kształt krzyża. Przez minutę, może dwie z nieba spadał deszcz składający się ze złotych i srebrnych punkcików. Wszyscy mówili o cudzie”. Z kolei don Luigi Cortesi pisał: „Ktoś dostrzegł dziwny strumień światła spadający na dziecko i odbijający się na najbliższych twarzach. Inni zauważyli, że słońce przybrało postać krzyża. Jeszcze inni, że tarcza słoneczna kręciła się, tworząc pierścień nie większy niż pół metra. W niższych pokładach atmosfery niektórzy ludzie widzieli deszcz złotych gwiazd i małe żółte obłoczki w kształcie pierścieni, tak gęstych i bliskich ziemi, że byli tacy, którzy próbowali je złapać. Na dłoniach i twarzach pojawiały się różne kolory, wśród których przeważał żółty. Można też było zobaczyć, że czyjeś ręce świecą fluorescencyjnym światłem”.

W dniu 21 maja wystąpiło kolejne zjawisko słoneczne. Świadkowie zeznali: „Około godziny szóstej słońce wyszło zza chmur, wirując i wyrzucając z siebie na wszystkie strony promienie żółte, zielone, czerwone, niebieskie, fioletowe. Barwiły one chmury, pola, drzewa i rzesze ludzkie. Po kilku minutach słońce zatrzymało się, by za chwilę powtórzyć niezwykły spektakl. Wielu widziało, że tarcza słoneczna stała się biała jak Hostia, a chmury zdawały się opadać na ludzi. Byli tacy, którzy zauważyli na niebie różaniec, inni dostrzegli Panią pełną majestatu w sukni sięgającej ziemi. Jeszcze inni widzieli na słońcu rysy twarzy Matki Najświętszej”.

Te cudowne zjawiska były widoczne nie tylko w samym Bonate, ale i w wielu innych miejscach, choćby w Tavernoli czy w Bergamo, gdzie wielu ludzi widziało słońce, „jak blednie i na wszystkie strony wyrzuca z siebie tęczę barw. Obserwowano też szeroki żółty promień światła spadający na Ghiaie (…). Widząc te niezwykłe zjawiska, ludzie wybiegali na ulice”.

A jeśli kogoś nie przekonują cuda słoneczne – zresztą nie mają one mocy dowodowej dla uznania Boskiego pochodzenia objawień, bo cuda potrafi czynić i diabeł – to przekona może świadectwo licznych uzdrowień, których w okresie objawień było około trzystu.

A jeżeli i tego mało, to pozostaje argument rzeczywiście przekonujący: masowe nawrócenia.

„Film” o rodzinie

Objawienia z Bonate mają jeden wielki temat: rodzinę. Nieprzypadkowo Matka Najświętsza ukazuje się razem z Jezusem i Józefem. Podkreśla w ten sposób to, co stanowi naczelne przesłanie z Bonate. Zwraca uwagę na rodzinę.

Przypatrzmy się bliżej dziewiątemu objawieniu z Bonate. Zawiera ono w sobie wszystko, co Maryja powiedziała o rodzinie. A powiedziała w sposób szczególny: za pomocą obrazu, w całkowitym milczeniu.

Oddajmy głos wizjonerce:

„To objawienie również było poprzedzone ukazaniem się gołębic, a potem na jasnym miejscu pojawiła się Święta Rodzina. Ubrana była jak poprzedniego dnia, stała jednak w środku kościoła. Od strony głównych drzwi znajdowały się: siwy osioł, biała owca, biały pies w brązowe łaty i zwykły kary koń. Zwierzęta klęczały i poruszały wargami jak na modlitwie. Nagle koń wstał, przeszedł za plecami Matki Najświętszej i wyszedł przez otwarte drzwi, po czym ruszył jedyną drogą, prowadzącą ku polom lilii. Nie zdołał jednak podeptać tylu, ile chciał, bo św. Józef wybiegł za nim, aby go schwytać. Gdy tylko koń dostrzegł św. Józefa, próbował ukryć się za niskim murem, który otaczał pole lilii. Tam też dał się ulegle pochwycić. Zaprowadzony przez św. Józefa z powrotem do kościoła, uklęknął i powrócił do modlitwy.

Tamtego dnia wyjaśniłam tę wizję, mówiąc tylko, że koń był złą osobą, która chciała zniszczyć dobrych ludzi. Obecnie mogę wyjawić moje odczucia, jakie towarzyszyły mi podczas tamtego widzenia. W koniu wyobrażałam sobie jakąś ważną osobistość, złą i żądną władzy. Porzuciwszy modlitwę, chciała ona zniszczyć lilie na wspaniałym polu, depcząc je i niszcząc ich świeżość, prostotę i piękno. Gdy [koń] zobaczył św. Józefa, zarzucił swe niszczycielskie dzieło i starał się schować za niskim murkiem okalającym pole. Św. Józef zbliżył się z łagodnym spojrzeniem pełnym wyrzutu i zaprowadził go z powrotem do domu modlitwy. Gdy koń siał spustoszenie, inne zwierzęta nie przerywały modlitwy.

Czworo zwierząt reprezentuje nieodłączne cnoty czyniące rodzinę świętą. Koń – lider – nie może przestać się modlić, kiedy bowiem opuści modlitwę, będzie zdolny jedynie do wprowadzania chaosu i zniszczenia. W ten sposób odrzuca cierpliwość, łagodność i zgodę rodzinną symbolizowane przez pozostałe zwierzęta”.

Msza święta  sprawowana w Kaplicy Objawień w Ghiaie di Bonate

Dziwne widzenie, ale zdaje się, że Matka Najświętsza posłużyła się w Bonate „animizacją”. Cóż innego znaczą bowiem dwa czarne gołębie, które trzyma w dłoni w następnym i kolejnym objawieniu? „Reprezentują one harmonię – pisze wizjonerka – jaka musi cechować pary małżeńskie, by w obecności Matki Najświętszej powstały szczęśliwe rodziny. Maryja uczy także, że nie może istnieć błogosławiona rodzina bez ufnego oddania się w macierzyńskie dłonie Matki Bożej”.

Dodajmy jeszcze garść uwag. Znamienne, że pozostałe zwierzęta nie wybiegają w pogoni za koniem. One dalej się modlą, a ich wołanie do nieba pobudza Boga do działania; wysyła On św. Józefa, patrona ojców. W wizji ze świątyni prowadzi tylko jedna droga: do pola pełnego lilii. Ich obecność mówi nam o istnieniu dobra, czasem niedostrzeganego, bo nie wiążemy go z Kościołem i z jego ukrytą świętością. Siostra Łucja pisała: „Na łące Kościoła zawsze rosną kwiaty”. Wizja z Bonate niesie uzupełniające przesłanie do wizji Siostry Łucji: te kwiaty budzą sprzeciw świata! I jeszcze: najłatwiej zniszczyć je przez najbliższą rodzinę… ten bolesny komentarz jest niestety bardzo prawdziwy.

Turza Śląska | 1945 r.

Matka Bolesna z Pola Bitwy

Polska

Wyjątkowość sanktuarium w Turzy Śląskiej kryje się w ramach umieszczonego w prezbiterium tej świątyni obrazu. Co ciekawe, nie chodzi tu o wizerunek Matki Bożej Fatimskiej, ale o przesłaniające go między nabożeństwami płótno – scenę mało znanego objawienia.

Ten, komu bliska jest Matka Boża Fatimska, powinien któregoś dnia zajrzeć do niewielkiego kościoła w Turzy Śląskiej. To bezsprzecznie najstarsze sanktuarium fatimskie w Polsce, powstałe już 13 maja 1947 r. Ta mała parafialna świątynia stała się szybko ośrodkiem wielkiej modlitwy, pokuty i ofiary Ślązaków. Od lat mówi się, że kula wieńcząca jej wieżycę była proroczą zapowiedzią, że miejsce to stanie się ważne dla całego świata. I jest takim już dzisiaj. To miejsce niezwykłe, szczególnie w noce pokuty i wynagrodzenia, które gromadzą tysiące ludzi. To tu, w ukryciu przed wielkimi tego świata, zmieniana jest historia ziemi: grzesznicy otrzymują łaskę zmiany życia, konający dostępują cudownych nawróceń, zamiary złych są niweczone, a dobro mnoży się na wszystkich kontynentach. Wielkie słowa? Nie dla tego, kto zna ducha Turzy Śląskiej i wie, jaką moc ma podjęcie żądań z Fatimy. Tym bardziej że u jej źródła znajduje się pewne objawienie…

Ktoś zapyta, czy Turza Śląska to „nocne sanktuarium”. Chyba rzeczywiście znane jest ono najbardziej z comiesięcznych nocnych czuwań. Gdy rozmawia się z pielgrzymami, swą opowieść zaczynają właśnie od tych całonocnych nabożeństw, które odbywają się z 29. na 30. dzień każdego miesiąca. Są tacy, którzy przyjeżdżają na każde nocne spotkanie z Matką Najświętszą. Pewna zakonnica przyjeżdżała na nie co miesiąc przez dziesięć lat, by w ten sposób wspierać ofiarą pontyfikat Jana Pawła II. To razem było 120 czuwań! Pielgrzymowanie przerwał dopiero podeszły wiek.

Gdzie leży Turza Śląska? Nieopodal granicy, godzinę jazdy na południe od Katowic czy Gliwic. Sanktuarium jest nieco na uboczu, poza miastem. Ale to dobrze, bo stoi w otoczeniu zieleni, wśród ciszy, w królestwie przyrody.

Wyjątkowo to wokół obrazu, a nie figury gromadzą się wierni odwiedzający najstarsze w Polsce fatimskie sanktuarium

Obraz, który zasłania, w rzeczywistości odsłania

Kto wchodzi przez główne drzwi kościoła, tego wzrok od razu przykuwa przepyszne prezbiterium. Czterej aniołowie trzymają pod wielkim baldachimem cudowny, przyozdobiony koronami papieskimi w 2004 r. obraz Matki Bożej Fatimskiej. Ale nie on jest tu dla nas najważniejszy. Nas interesuje obraz zasłaniający ten święty wizerunek. Zanim zabrzmi gorąca pieśń i zostanie odsłonięty wizerunek Pani z Fatimy, inny obraz znajduje się w centrum. Zazwyczaj to właśnie ten mniej ważny maryjny obraz jest przedmiotem pokornej czci aniołów górujących nad prezbiterium. Cudowny obraz jest zwykle zasłonięty: ujawnia swą obecność tylko na czas nabożeństw, modlitw i adoracji…

Turza Śląska to niewielkie polskie sanktuarium, gdzie w odpowiedzi na fatimskie orędzie przed obliczem Białej Madonny ludzie proszą o łaskę zmiany życia i nawrócenia

Ten drugi obraz jest dziwny, zdaje się, że nie ma nic wspólnego z tym miejscem. Nie jest dziełem sztuki, ale coś w nim przyciąga nieodparcie uwagę. Na ziemi leży chłopiec, którego głowę trzyma na kolanach młoda jeszcze kobieta. Nie widać jej twarzy, ale cała postać wyraża ból tak bezmierny, rozpacz tak ogromną, że nic ich nie wyrazi – ani krzyk, ani płacz. To matka opłakuje swego syna, który zginął podczas bitwy w 1945 r. Odnalazła go i właśnie tuli jego ciało. To współczesna pieta, matka boleściwa, jedna z nas. I oto nad tą prostą kobietą otwiera się niebo, ukazuje się krzyż, a pod nim Matka Najświętsza, która mówi: „Nie płacz. Ja też straciłam swego jedynego syna”. Matka Bolesna bierze za rękę współczesną matkę bolesną i pociesza. Patrzymy i pytamy: Czy i my mamy ofiarować swój ból za zbawienie grzeszników? Znamy już odpowiedź i już rozumiemy charyzmat Turzy Śląskiej!

Skąd ten obraz? Jest to prawdziwa historia, która wydarzyła się właśnie tu, gdzie dziś stoi kościół Matki Bożej Fatimskiej. To objawienie poprzedziło tutejszy kult Fatimskiej Pani, jak teraz jego przedstawienie kryje za sobą wizerunek Białej Madonny. Dodajmy, że Turza to chyba jedyne miejsce kultu fatimskiego na świecie, w którego centrum stoi obraz, a nie figura. Namalowany został już w 1947 r. i przedstawia Maryję z pierwszego objawienia w Fatimie. W dole obrazu, dziś niewidoczne, ukryte pod owalną ramą, znajdują się dwie sceny przedstawiające główne tematy orędzia: są tam wojna i Ojciec Święty. Z lewej strony Matki Najświętszej toczy się ciężka bitwa z wojskami pancernymi i lotnictwem (właśnie podczas niej, pod Groß Thurze, zginął ów młody żołnierz; znamy nawet jego nazwisko: to niejaki Szymke). Z prawej stoi Bazylika św. Piotra w Watykanie. Tam, zdawałoby się, że nic się nie dzieje… Cóż, z lewej historię tworzą władcy tego świata; gorzkie są tego owoce. Z prawej dzieje świata zmienia cicha modlitwa, pokuta, ofiara niewidoczna dla ludzi; jej owoce są wspaniałe. To do takich działań wzywa Matka Najświętsza w swych objawieniach, także w tym małym, nieznanym objawieniu w Turzy Śląskiej.

Turza Śląska bywa niekiedy nazywana „nocnym sanktuarium”. Wszystko za sprawą trwających od zmierzchu do świtu modlitewnych czuwań organizowanych tu raz w miesiącu

Czego nas uczy to objawienie Matki Bożej? Maryja nie przynosi z sobą jedynie pociechy dla zrozpaczonej matki. W Jej apelu: „Nie płacz”, i następującej po nim uwadze, że i Ona straciła swego jedynego Syna, kryje się zaproszenie, by śląska kobieta zaczęła w swym najgłębszym matczynym cierpieniu naśladować Matkę Bożą. Maryja daje do zrozumienia, że nie poddała się rozpaczy, kiedy umarł Jezus, Jej Syn. Wiemy, co mówi Kościół i co przekazuje nam cała chrześcijańska tradycja. Matka Najświętsza ofiarowała swego Syna Bogu za zbawienie ludzkości, do Jego zbawczej Męki dołączając swoje cierpienie. Naśladując Odkupiciela, który wydał siebie na całopalną ofiarę, sama stała się przy Nim małą żertwą ofiarną, nadając w ten sposób swemu cierpieniu wymiar wieczny. Pod krzyżem Maryja, doskonale zjednoczona z Jezusem, stała się „Współodkupicielką”.

Matka Najświętsza zdaje się mówić: „Nie płacz. Cierpienie to nieuchronna cecha tego świata. Skoro jest ono wciąż wśród nas, wykorzystaj je dobrze. Oddaj je Bogu, a On sprawi, że przybliży się do was zbawienie i na tym łez padole będzie mniej płaczu i jęku, i łez. Nie rozpaczaj. Pomóż nam zbawiać świat. Stań się jego «współodkupicielką»”.

Ten apel dotyka jakoś życia każdego z nas…