Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pośpiech, stres, kolejne kawy pite w biegu, rzeczy i ludzie nieustannie domagający się uwagi. Jeśli tak wygląda każdy Twój dzień i marzysz o zmianie, to z pomocą przychodzi Hvile – norweska sztuka leniuchowania. Nie potrzebujesz do tego świeczek zapachowych ani cieplutkich kocyków. Masz pod ręką wszystko, czego ci potrzeba, by wreszcie odpocząć.
Przytłoczeni pędem dzisiejszego świata często myślimy, że odpoczynek jest luksusem. Postrzegamy go jako lenistwo, a sami czujemy się źle z naszą bezproduktywnością. Zagubieni w świecie, który wymaga od nas wiecznego pędu i nieustannego działania zapominamy, że nasze siły nie są nieskończone. Tymczasem bez relaksu nie powstałyby rzeczy wielkie, twórcze i wybitne. Hvile koncentruje się na całościowej zmianie sposobu życia. Musimy na nowo przemyśleć, co dla nas jest ważne.
Najważniejszy jest porządek w naszej głowie i najbliższym otoczeniu. Jesteś potwornie zmęczony? Zamiast popijać kolejną kawę napojem energetyzującym, zdrzemnij się. Jesteś przytłoczony nadmiarem bodźców, które płyną do Ciebie zewsząd? Wyłącz powiadomienia, odetnij się od świecących ekraników. Odnajdź spokój w głowie, rusz ciało, zanurz się w przyrodzie, powstrzymaj od nieustannej gadatliwości, oczyść przestrzeń wokół siebie i wreszcie odpocznij w zgodzie ze sobą. Jak bowiem podkreśla Autorka: Odpoczynek staje się aktem odwagi w sytuacji, kiedy zarówno nasza kultura, jak i my sami zdajemy się nie tolerować go jako czegoś koniecznego.
Sięgnij po Hvile i przekonaj się, że ten drobny akt odwagi może stać się pierwszym krokiem do wprowadzenia prawdziwych i wyczekiwanych zmian w Twoim życiu!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 227
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Do układu nerwowego
Kto umie odpoczywać, poważnie traktuje życie.
Kto odpoczynek lekceważy, ten nie potrafi żyć.
TOMAS SJÖDIN
WSTĘP
Naucz się odpoczywać
Jeśli jesteś zmęczony, naucz się odpoczywać, a nie rezygnować!
BANKSY
Czerwcowy poranek – jakieś 15 lat temu. Wskoczyłam do samochodu i wyjechałam na wąską uliczkę dzielnicy willowej, w której mieszkałam. Skręciłam za róg – i wtedy na mojej drodze wyrosło wielkie auto, a na środku ulicy stał sobie jakiś mężczyzna.
To była moja automatyczna reakcja: nakrzyczeć na niego przez okno!
Szczerze mówiąc, nie pamiętam dokładnie, co wtedy powiedziałam. Wymazałam to ze swojej pamięci. Wiem tylko, że człowiek, na którego się wydzierałam, nie odpowiedział mi tym samym – stał spokojnie i się przyglądał. W tej samej chwili zauważyłam, że to pojazd pracowników miejskiego przedsiębiorstwa oczyszczania, którzy przyjechali, żeby zebrać odpady. Moje własne śmieci! Tymczasem ja siedzę w aucie i wrzeszczę na nich.
Zawstydzona wydusiłam z siebie niezręczne „przepraszam”. A później siedziałam skrępowana jeszcze przez parę minut, czekając, aż skończą swoją robotę i mnie przepuszczą.
Czyżbym czuwała z nogą na gazie i dostawała ataku furii, dlatego że zależało od tego czyjeś życie? Ależ skąd. Byłam zestresowana, bo nie chciałam się spóźnić do pracy. Już trzeci rok z rzędu zorganizowałam letnią szkołę cyrkową dla dzieci w Oslo i jako główna organizatorka chciałam być na miejscu przed wszystkimi. Tyle tylko, że miałam jednocześnie zbyt wiele spraw na głowie – czy też, jak mawiamy w Norwegii, „miałam zbyt wiele piłeczek w powietrzu”. W moim przypadku całkiem zresztą dosłownie. Posiadam dyplom z żonglerki i przez większość życia zawodowego pracowałam jako artystka, instruktorka oraz reżyserka w nowoczesnym cyrku.
Zawsze byłam (i wciąż jestem) osobą pełną entuzjazmu wobec nowych pomysłów, inicjującą nowe projekty, do tego cechującą się przesadnie rozwiniętym poczuciem odpowiedzialności. Za wszelką cenę! W ten sposób doprowadziłam jednak mój organizm do granic wytrzymałości i musiałam słono za to zapłacić.
Kilka miesięcy później zwaliła mnie z nóg infekcja wirusowa, która z czasem przerodziła się w przewlekłe zmęczenie, kiedy wciąż nie byłam w stanie zwolnić tempa.
W końcu byłam zmuszona odpocząć – czy tego chciałam, czy nie. Wówczas nawet patrzenie na ścianę dostarczało mi wystarczających bodźców. Po kilku latach rekonwalescencji ściana zaczęła mnie jednak nudzić i podjęłam pierwsze ostrożne próby powrócenia do dawnego życia. Po latach miotania się, gdy brałam na siebie zbyt wiele obowiązków, chyba po to tylko, by później wpadać w stan całkowitego załamania, doszłam do wniosku, że muszę znaleźć równowagę pomiędzy aktywnością a relaksem umożliwiającym ciału i umysłowi regenerację.
Tak też zaczęły się moje poszukiwania dobrego odpoczynku. Zaprowadziły mnie one do różnych krajów, za pośrednictwem licznych książek i artykułów oraz spotkań z ludźmi, którzy przez swoje systemy wierzeń, badania i osobiste doświadczenia mogli nauczyć mnie, czym właściwie jest odpoczynek. Dzięki temu procesowi zaczęłam się zastanawiać, jak działa układ nerwowy i, co za tym idzie, na czym polega odpoczywanie. Tymczasem zrobiłam kurs instruktora jogi i od około dziesięciu lat prowadzę zajęcia jogi oraz medytacji w Norwegii, a także gościnnie w innych krajach. Jako instruktor często stykam się z ludźmi wyczerpanymi współczesnym trybem życia. Trudno się zresztą dziwić, bo wiele osób ucieka się do jogi i medytacji właśnie wtedy, gdy zaczyna ich przytłaczać stres. Świat goni naprzód, a my musimy próbować za nim nadążyć. Nic dziwnego, że brak czasu, ekstremalne zjawiska pogodowe, alergie nabiałowe i wymieranie gatunków wywołują w nas przygnębienie. To wszystko sprawia, że często jesteśmy jednocześnie przestymulowani i niedostatecznie wypoczęci.
Kiedy w 2015 roku wydałam książkę Yoga når det gjelder [Joga na ratunek], spotkała się ona z licznymi reakcjami czytelników, którzy odnaleźli się w opisach przeciążonego ciała i nadszarpniętej psychiki oraz uczucia, że nigdy z niczym nie nadążają. Doszłam wtedy do wniosku, że temat stresu wciąż nie został wyczerpany. Nie miałam jednak ochoty pisać więcej o tym, jak życie w długotrwałym stresie może wpędzać nas w choroby – wystarczająco dużo można o tym przeczytać w gazetach. Ta część naszego układu nerwowego, która odpowiada za redukcję poziomu stresu, reaguje najlepiej na bodźce pozytywne, w tym na możliwości wyboru, wyrażenia przyzwolenia bądź sprzeciwu, opiekę i zachętę. Postanowiłam położyć większy nacisk na tę pozytywną stronę poprzez częstszy odpoczynek. W trakcie pisania książki znalazłam dowody na to, że dzięki odpoczynkowi stajemy się nie tylko rozważniejsi i inteligentniejsi, ale także jesteśmy bardziej zrelaksowani, wino smakuje nam lepiej, a orgazmy stają się dłuższe. Innymi słowy, gra toczy się o wysoką stawkę.
Czym zatem jest odpoczynek? Moja definicja to stan, w którym poczucie bezpieczeństwa, zaufania i opieki powodują aktywację naszego układu przywspółczulnego. Jest to zatem dokładna odwrotność reakcji walki lub ucieczki, która włączyła się we mnie, kiedy krzyczałam na śmieciarza. Gdy jesteśmy odprężeni, normalnym stanem, przynajmniej w moim odczuciu, powinny być rozluźnione barki. W takich chwilach ufamy sobie nawzajem i jesteśmy wobec siebie życzliwi. A jednak jako ludzie jesteśmy zaprogramowani do działania, pchani naprzód przez reakcje pierwotnych partii naszego mózgu. Niepokój bierze górę i o wiele łatwiej jest nie zmieniać przyzwyczajeń, zamiast zwrócić uwagę na to, czego potrzebuje nasz organizm.
W książce The Power of Rest: Why Sleep Alone Is Not Enough [Potęga odpoczynku: dlaczego sen to za mało] amerykański lekarz Matthew Edlund dzieli odpoczynek aktywny na cztery podkategorie, do których zaliczają się odpoczynek umysłowy, fizyczny, społeczny i duchowy. Skupiając naszą uwagę na jednej czynności, na przykład na oddychaniu czy mantrowaniu, dajemy sobie możliwość doświadczania odpoczynku umysłowego. Relaks fizyczny można osiągnąć za sprawą metod odpoczywania, w których pozwalamy naszemu ciału wejść w stan spoczynku. Możemy również odpoczywać w ruchu, na przykład poprzez spacerowanie, taniec lub wykonywanie ćwiczeń zaczerpniętych z qigong lub jogi. Zdaniem Edlunda odpoczynek społeczny w dużym stopniu polega na miłym spędzaniu czasu w towarzystwie innych. Twierdzi, że taka forma relaksu jest równie istotna dla dobrego zdrowia jak rzucenie palenia i zalicza do tej kategorii również seks. Ostatnia odmiana wymieniana przez Edlunda to odpoczynek duchowy, którego doświadczamy, kiedy czujemy się związani z czymś potężniejszym od nas samych. Wiele osób zaznaje tego uczucia, gdy przebywa na łonie natury: nad morzem, w lesie lub na górskim szczycie. Odpoczywamy zatem również wtedy, gdy czujemy się mali i niewiele znaczący. W takich chwilach przestajemy koncentrować się wyłącznie na sobie i uwalniamy się od poczucia, że cały świat spoczywa na naszych barkach.
Odpoczywanie kojarzy się często z pasywnością. Tymczasem my zajmiemy się aktywnym odpoczynkiem i tym, że krótka drzemka może być czymś pozytywnym. Jak długo musimy odpoczywać, żeby odczuć różnicę – czy to w ciele, czy w naszym otoczeniu? Wszyscy różnimy się od siebie i musimy brać pod uwagę, że dla każdego równowaga między aktywnością a odpoczynkiem może być rozumiana inaczej. Ale oczywiste jest to, że wielu z nas niewątpliwie skorzystałoby, gdybyśmy więcej odpoczywali. Relaks nie rozwiąże może wszystkich naszych problemów, ale musimy być wypoczęci, żeby umieć się z nimi zmierzyć.
Ta książka jest zaproszeniem do tego, żeby robić mniej zakupów, mniej się stresować i mniej objadać, aby móc czerpać korzyści z tego, co oferuje nam życie. Żeby dostrzec, że mniej znaczy więcej i że znajdując się w stanie odprężenia, stajemy się bardziej kreatywni i empatyczni, a także częściej działamy z myślą o tym, co jest najlepsze dla nas samych i naszego otoczenia. Że opór nie musi być jak zderzenie ze ścianą, a życie pozbawione stresu i paniki jest możliwe – musimy się po prostu na nie zdecydować. Wyobraź sobie luźną gumkę recepturkę, która może wystrzelić w dal z ogromną siłą, jeśli tylko się ją napnie. W taki sposób możemy myśleć o wypoczynku.
W książce poruszone zostały tematy milczenia i wycofania, ale nie chodzi w żadnym wypadku o to, żebyśmy wiecznie przebywali w ciszy. Milczenie nie jest odpowiednią postawą w sytuacji, kiedy głosy tak wielu ludzi nie są brane pod uwagę. Wycofanie daje nam możliwość doładowania baterii, żebyśmy mogli powrócić ze zdwojoną siłą i walczyć z niesprawiedliwością lub sytuacjami, które wymagają lepszych rozwiązań. Tylko wtedy będziemy skuteczni i wytrzymali, stawiając czoła wielkim wyzwaniom naszych czasów. Wciąż mamy do podjęcia wiele wyzwań, ale kiedy człowiek jest wypoczęty i może liczyć na wsparcie innych, łatwiej jest mu wspinać się pod górę.
ROZDZIAŁ 1
Organizm sympatyczny
Kościół mówi: ciało jest grzechem. Nauka mówi: ciało jest maszyną.
Reklamy mówią: ciało jest biznesem. Ciało mówi: jestem fiestą.
EDUARDO GALEANO
Latem 1975 roku ludzie masowo uciekali z plaż do sal kinowych, żeby obejrzeć film Szczęki, w tamtym czasie jeden z największych hitów w historii hollywoodzkiego kina. Miliony wolały ciemną salę kinową zamiast słonej wody i kostiumu kąpielowego, a niejeden po zobaczeniu filmu potrzebował sporo czasu, żeby odważyć się na ponowne wejście do wody. Co jest takiego przerażającego w rekinach? Krótko mówiąc: wszystko. W ciągu ponad 400 milionów lat ci rybi gangsterzy bez uszczerbku przetrwali pięć cyklów masowego wymierania, w wyniku których niemal połowa żywych istot zniknęła z powierzchni Ziemi. Nic nie wskazuje też na to, żeby w najbliższym czasie groziła im zagłada. Przeciętnemu rekinowi w ciągu całego życia potrafi wyrosnąć do 30 tysięcy zębów, podczas gdy człowiek ma ich łącznie 32. Poza operowaniem wszystkimi zmysłami, które posiadają również ludzie, rekiny potrafią wyczuwać także zmiany pola elektrycznego oraz wibracje pod powierzchnią wody. Oznacza to, że mogą wykryć bicie twojego serca nawet z dużej odległości. Ponadto rekin potrafi wyczuć pojedynczą kroplę krwi pośród aż miliona kropli wody! Pomimo wspomnianych oraz wielu innych potwornych zdolności tych zwierząt, rocznie odnotowuje się nie więcej niż 30 do 50 ataków rekinów na ludzi, z czego jedynie od 5 do 10 kończy się śmiercią człowieka. Rocznie na całym świecie więcej osób ginie z powodu alergii na orzeszki ziemne, ale można podejrzewać, że film Mordercze orzeszki atakują nie wywołałby wśród publiczności aż takiego poruszenia. Na sali kinowej widzów od prawdziwego zagrożenia oddziela przesłona fikcji. Nasz puls przyspiesza, mięśnie się napinają i wstrzymujemy oddech, ale w głębi serca wiemy, że jesteśmy bezpieczni. Kiedy jednak znajdziemy się w sytuacji realnego zagrożenia, na przykład w strefie działań wojennych, gra toczy się o znacznie wyższą stawkę.
Większość naszej wiedzy o układzie nerwowym opiera się na obserwacjach osób znajdujących się właśnie w tego rodzaju ekstremalnych sytuacjach. Jakie dokładnie zjawiska wywołują w nas strach, stawiając nasz organizm przed wyborem walki lub ucieczki? Nasz układ nerwowy można zasadniczo podzielić na układy: somatyczny i autonomiczny. Ten pierwszy jest sterowany przez nas samych, na przykład w ten sposób, że uderzam palcami w klawisze na klawiaturze i spisuję zdania, za pomocą których mogę porozumiewać się z czytelnikami w przestrzeni i czasie. Mechaniczna część tego procesu znajduje się zatem pod moją kontrolą. Kiedy jednak siedzę przy biurku, oddycham, mrugam powiekami, czuję uderzenia mojego serca oraz pulsowanie krwi w całym ciele, lub też zauważam, że mam pełny pęcherz i muszę wkrótce go opróżnić, wtedy daje o sobie znać układ nerwowy autonomiczny. Ten dzieli się z kolei na układy współczulny (inaczej: sympatyczny) oraz przywspółczulny (parasympatyczny).
Reakcja współczulna
Kiedy oglądamy Szczęki, nasz oddech przyspiesza, serce bije szybciej, a ciało się napina, mówimy wtedy o reakcji układu współczulnego. Przebiega ona mniej więcej tak: Nasze zmysły informują nas o zagrażającym niebezpieczeństwie. Mózg zaczyna produkować hormony stresu, które przygotowują organizm do odpowiedzi w formie ucieczki lub walki. Krew napływa do rąk i nóg, żeby umożliwić nam szybką reakcję. Kiedy się boimy, układ nerwowy przechodzi w stan gotowości. Z założenia jest to korzystna reakcja, ponieważ zwiększa nasze szanse na przetrwanie. W niebezpiecznej sytuacji możemy próbować uciec przed napastnikiem, uchronić się od bezpośredniego zagrożenia, biegnąc albo płynąc tak szybko, ile tylko mamy sił. Jeśli nie jest to możliwe, innym wyjściem jest walka z wykorzystaniem maksymalnej siły mięśni i zębów, przy czym rzadko możemy się pod tym względem mierzyć z innymi gatunkami. Zatem jeśli nie mamy harpuna ukrytego pod kostiumem kąpielowym, zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem jest ucieczka.
Oprócz tego ciało może zareagować również w inny sposób, który można porównać do jednoczesnego wciskania pedału gazu oraz hamulca, co prowadzi do tego, że stoimy jak sparaliżowani. Może to być korzystne wyjście na przykład dla zwierzęcia udającego martwe w spotkaniu z drapieżnikiem, którego interesuje jedynie świeże mięso i który instynktownie wyczuwa, że zjedzenie nieświeżego sushi może wpłynąć negatywnie na jego zdrowie i szanse przetrwania. Australijski opos mógłby bez trudu zgarnąć wiele statuetek Oscara za rolę martwego jak głaz. Gra tak przekonująco, że zniechęcone drapieżniki porzucają go i ruszają na poszukiwanie nowej, żywej ofiary. Pojawiają się napisy końcowe, a nasz opos wstaje, otrzepuje się i idzie dalej przed siebie. Jako ludzie bardzo rzadko świadomie korzystamy z takiego wyjścia, choć udawanie martwego mogłoby wydawać się kuszące w obliczu niektórych nudnych randek lub świątecznych przyjęć. Reakcja polegająca na zastyganiu w bezruchu w niebezpiecznej sytuacji, na przykład podczas napaści, może wiązać się z uczuciem bezsilności i czasem wręcz wywoływać wstyd z powodu tego, że się czegoś nie zrobiło. Takie uczucia mogą z kolei przerodzić się w traumę.
Zazwyczaj mówi się o reakcji układu współczulnego w odniesieniu do lęku lub stresu, ale należy podkreślić, że sami jesteśmy zdolni do wywołania w sobie pozytywnej reakcji współczulnej. Bywają sytuacje, w których aktywujemy ten rodzaj reakcji, żeby stać się gotowymi do działania, żeby dobrze się bawić albo odczuwać podekscytowanie (na przykład oglądając straszne filmy o rekinach). Niektórzy lubią stawiać sobie wyzwania w postaci intensywnych bodźców, które u innych mogłyby wywołać zawał serca. U tych, których przyciągają na przykład sporty ekstremalne, tego typu doznania wywołują pozytywny stres. Wystawianie siebie na próbę poprzez przemawianie przed dużą publicznością albo wzięcie odpowiedzialności za projekt, który jest nieco poza naszym zasięgiem, może mieć pozytywny efekt i dać nam poczucie satysfakcji. Ale sporty ekstremalne nie są dla wszystkich. Częściowo ma to związek z tym, jaki jest nasz próg wyjściowy, czyli innymi słowy to, z jakim poziomem stresu mierzymy się na co dzień. Zazwyczaj osoby żyjące w bezpiecznym otoczeniu mają większą potrzebę szukania sytuacji oraz aktywności, które dają im zastrzyk adrenaliny. Natomiast tej części społeczeństwa, która co rusz ma do czynienia z policją, żyje pod ostrzałem lub w warunkach, w których przeżycie wymaga nieustannego przebywania w stanie podwyższonej gotowości, pływanie z rekinami lub skakanie na bungee będzie się wydawało znacznie mniej atrakcyjne.
Reakcja przywspółczulna
Część przywspółczulna układu nerwowego jest odwrotnością przebywania w stanie podwyższonej gotowości. Dzięki niej oddychamy, odprężamy się, regenerujemy, trawimy jedzenie i przyswajamy sobie wrażenia. System ten odpowiada za bezpieczeństwo i zadowolenie. Wiąże się z tymi uczuciami, które towarzyszą nam, kiedy nigdzie się nie pali, klucz nie łamie się w zamku ani nie próbuje nas pożreć żarłoczny rekin. W tych warunkach odbywa się codzienna praca ciała i umysłu, jest to też nasze najważniejsze źródło dobrego samopoczucia i przynależności. Dawniej uważano, że taki stan umysłu był możliwy tylko wtedy, kiedy układ odpowiedzialny za reakcję w chwilach niebezpieczeństwa był całkiem wyłączony lub mniej aktywny. Teraz jednak wiemy już więcej o tym, w jaki sposób system ten korzysta z naturalnych substancji w mózgu, takich jak endorfiny czy dopamina, które mają związek z głęboką radością lub silnymi pozytywnymi emocjami. Kiedy w naszym ciele aktywuje się układ przywspółczulny, uczucia takie jak zaufanie czy współczucie są dla nas o wiele łatwiej dostępne, niż kiedy znajdujemy się w stanie podwyższonej gotowości.
Reakcja parasympatyczna bywa nieraz opisywana jako proces regeneracji, ponieważ odpowiada za odnowę komórek i układów w ciele. Ten proces nie zużywa zbyt wiele energii, ale żeby mógł zachodzić, musi być spełniony warunek braku zagrożenia. Otoczenie jest bardzo ważne dla układu nerwowego, ponieważ w mniej lub bardziej świadomy sposób reagujemy i odnosimy się do sytuacji, w której znajdujemy się w danej chwili. Układ przywspółczulny reaguje pozytywnie na bezpieczne otoczenie – równy i spokojny oddech, rozluźnione mięśnie, miarowe ruchy i odpoczynek. Z uwagi na to, że większość z nas żyje w środowisku pełnym bodźców, współczesny człowiek znajduje się przez znacznie więcej czasu w trybie obrony niż w trybie regeneracji. Ale możemy próbować stworzyć pozytywne, wspierające otoczenie, kładąc nacisk na to, aby oferować naszemu ciału oraz umysłowi spokój i uporządkowanie, dzięki czemu opór i potrzeba samoobrony nie będą mogły zdominować naszego życia.
Możemy oczywiście również za wszelką cenę trzymać się środowiska pełnego stresu i wyzwań. Takiego, w którym nie mamy czasu na złapanie oddechu, a nasz kalendarz jest wypełniony po brzegi zobowiązaniami. Utrzymanie takiego stanu jest możliwe przez długi czas. Jednak problemy pojawiają się natychmiast, kiedy tylko zdarzy się coś nieoczekiwanego. Musimy wtedy rzucić wszystko i skupić się na zaistniałej sytuacji. W końcu odmrożenie lodówki nie jest aż tak ważne, kiedy nagle pęknie rura albo kuchenka zajmie się ogniem. Kiedy nasz dom stoi w płomieniach, musimy zapomnieć o wszystkim innym i zmobilizować się, aby zagasić pożar. W taki sam sposób działa nasze ciało. Nie może stawiać na pierwszym miejscu trawienia ani regeneracji tkanek, gdy rozlega się alarm. W obliczu zetknięcia z zagrożeniem nawet proces rozmnażania nie ma zbyt wielkiego znaczenia. To może tłumaczyć, dlaczego tracimy ochotę na seks i intymność, kiedy mamy długą listę zadań do wykonania przed ustalonym terminem. Nie jest to może sytuacja rzeczywistego zagrożenia życia lub zdrowia, ale nasze ciało reaguje tak, jakby musiało skupić się na przeżyciu.
Trzy części mózgu
Mózg odgrywa naturalną rolę w łączeniu naszych przeżyć z reakcją naszego ciała. Zasadniczo wyróżnić można trzy części mózgu, które są związane z reakcją na stres. Pierwszą z nich jest tak zwany mózg gadzi, czyli pierwsza część mózgu, która wykształca się u człowieka. Jest on połączony z autonomicznym układem nerwowym i odpowiada za sterowanie instynktami potrzebnymi nam do przeżycia. To on kieruje reakcją ucieczki lub walki, jak również podstawowymi funkcjami ciała, takimi jak sen czy pobudzenie. Gady nie słyną z przesadnej sentymentalności. Składają jaja, które łatwo jest im porzucić, a ich świeżo wyklute potomstwo zdane jest na własne siły.
Z żywym potomstwem jest inaczej. Większość ssaków tuż po urodzeniu jest całkiem bezradna, a ludzkie zachowania musiały dostosować się w celu zapewnienia przetrwania gatunku. Musieliśmy troszczyć się o siebie nawzajem, dzięki czemu wykształciła się limbiczna część naszego mózgu. Układ limbiczny w dużym stopniu odpowiada za to, w jaki sposób interpretujemy bodźce, jak kodujemy i zapamiętujemy wrażenia zmysłowe oraz to, jak reagujemy na te wszystkie informacje. Czuwa on jednocześnie nad naszym środowiskiem wewnętrznym oraz zewnętrznym, nadając emocjonalne znaczenie wszystkiemu, co wąchamy, widzimy, słyszymy, czujemy i smakujemy. Układ limbiczny jest również siedzibą naszej inteligencji społecznej oraz emocjonalnej, odpowiadając jednocześnie za powstawanie wspomnień.
Zewnętrzną partię mózgu stanowi jego najnowsza część, zwana korą nową. W książce nazywam ją również korą przedczołową. Ta najpóźniej wykształcona partia kory mózgowej odpowiada za funkcje językowe, planowanie i rozwiązywanie problemów, a u człowieka staje się w pełni rozwinięta dopiero w okolicach 20 roku życia. Jest to ośrodek naszej racjonalności i ta część mózgu, którą aktywujemy, żeby rozwiązywać obliczenia matematyczne. Z tej właśnie części jesteśmy najbardziej dumni, do tego stopnia, że pozwalamy racjonalnemu myśleniu brać górę nad innymi formami wrodzonej inteligencji. Ale kiedy się denerwujemy albo wchodzimy w stan podwyższonej gotowości, za sterami staje mózg gadzi. Wtedy najmądrzejszym wyjściem jest zaczerpnięcie pomocy u innych części naszego umysłu. Możemy to zrobić, wyciszając się poprzez aktywowanie układu przywspółczulnego. Wtedy ciało wysyła do mózgu sygnał, że w pobliżu nie ma tak naprawdę płetwy rekina, więc nie ma potrzeby produkować hormonów stresu.
Powrót na start
Jeśli jesteś sikorką bogatką, musisz uważać na kota, który czuwa i wpatruje się w gniazdo. Jeśli jesteś wiewiórką, musisz umieć czmychnąć szybko na drzewo, kiedy zmierza ku tobie ujadający pies. W świecie, w którym wszyscy zjadają wszystkich, na przykład na sawannie lub w lesie, reakcja na stres uaktywnia się każdego dnia. W odpowiedzi na pojawienie się bezpośredniego zagrożenia zwierzę walczy lub ucieka przed napastnikiem – po czym jest w stanie niemal natychmiast przestawić swój układ nerwowy w normalny tryb. My jako ludzie mamy skłonność do wpadania w stan przewlekłego stresu bez możliwości pozbycia się z naszej krwi substancji chemicznych odpowiedzialnych za stres lub przywrócenia aktywności układu przywspółczulnego. W efekcie ta łatwo aktywizująca się reakcja na stres, która wpędza nas w stan podwyższonej gotowości, staje się szkodliwa dla naszych narządów i całego organizmu. Przykładem może być hormon stresu kortyzol, który jest użyteczny w przypadku krótkotrwałej reakcji obronnej, ponieważ aktywizuje między innymi tłuszcze oraz cukry, które dają nam energię. Jednak długotrwale podwyższony poziom kortyzolu może prowadzić do uszkodzeń układu odpornościowego, narządów oraz funkcji poznawczych. Reakcja walki lub ucieczki jest w każdej chwili w pogotowiu. Ma to swoją pozytywną stronę, bo zwiększa nasze szanse przeżycia. Ale ponieważ wiemy, że przedłużone trwanie w tym stanie ma wysoką cenę, możemy spróbować świadomie odwrócić ten proces. Może nam w tym pomóc pewien szczególny nerw.
Nerw błędny
Nerw błędny jest najdłuższym nerwem czaszkowym i jednym z głównych składników układu nerwowego przywspółczulnego. Zaczyna się wewnątrz mózgu, następnie biegnie przez szyję, dalej przełykiem mija serce i płuca, a później zmierza ku żołądkowi, wątrobie, nerkom, nadnerczom i jelitom. Kieruje on naszym przełykiem (na spółkę z nerwem językowo-gardłowym) i strunami głosowymi, a także wpływa na przesyłanie impulsów z płuc, serca, żołądka i jelit. To, że nerw błędny oddziałuje na tak liczne części naszego organizmu, ma związek z tym, że błądzi po naszym ciele, wiążąc ze sobą wszystkie jego partie. Pojęcie napięcia (łac. tonus) stosowane jest do opisywania skuteczności działania nerwu błędnego. Mierzone jest poprzez śledzenie rytmu serca w odniesieniu do oddechu. W praktyce rytm serca przyspiesza nieco podczas wdychania, a podczas wydychania zwalnia. Duże zróżnicowanie między wdechem a wydechem powoduje większe napięcie nerwu błędnego, dzięki któremu potrafimy się skuteczniej wyłączyć i łatwiej aktywować odpowiedź układu przywspółczulnego.
Opisany proces sprawia, że wiele układów w ciele funkcjonuje znacznie lepiej. Niektóre badania sugerują, że wysokie napięcie nerwu błędnego wiąże się z lepszą regulacją poziomu cukru we krwi i spadkiem ryzyka zawału lub chorób naczyniowych dzięki obniżeniu ciśnienia krwi. Może ono być również korzystne dla systemu trawiennego, ponieważ usprawnia produkcję enzymów w układzie pokarmowym. Przewlekłe stany zapalne oraz ból, długotrwały i silny stres, dolegliwości emocjonalne, takie jak trauma, samotność czy depresja – wszystkie związane są z niską skutecznością działania nerwu błędnego. Ponieważ w pewnym sensie wędruje on przez całe nasze ciało, mamy wiele możliwości oddziaływania na niego. Joga, medytacja czy też odpoczynek mają dobry wpływ na zmienność rytmu serca (czyli wspomniane zróżnicowanie między wdychaniem a wydychaniem). Okazuje się, że również w tym kontekście śmiech jest najlepszym lekarstwem, ponieważ automatycznie angażuje on żołądek, płuca, struny głosowe i przeponę. Nucenie i śpiew wpływają na tę część nerwu, która wędruje poprzez szyję i przełyk. Kto wie, być może śpiew występuje we wszystkich kulturach, ponieważ instynktownie wyczuwamy, że wywołuje spokój i jako czynność, która może być wykonywana z innymi, nawet samo w sobie daje poczucie przynależności do wspólnoty?
Jak się dowiedzieliśmy z tego rozdziału, aktywacja układu nerwowego współczulnego gwarantuje nasze przetrwanie, a nasze ciało odpowiada najlepiej jak potrafi, aby ochronić nas przed niebezpieczeństwem i groźnymi sytuacjami. Zobaczyliśmy także, że bycie w stanie nieustannego napięcia odbija się prędzej czy później na naszym zdrowiu. Ogromna ryba z tysiącami zębów dla większości z nas stanowi mniej realne zagrożenie niż niefortunny uszczerbek na zdrowiu wywołany chronicznym stresem. Największą wartość dla człowieka ma stan regeneracji, który możemy osiągnąć, odpoczywając, dlatego warto byłoby się zastanowić nad tym, w jaki sposób sprawić, aby stał się on dla nas normą. Z uwagi na to powinniśmy nauczyć się sposobów wychodzenia ze stanu podwyższonej gotowości, abyśmy mogli zmienić biochemię naszego ciała i doświadczyć poczucia spokoju, przynależności i troski. Oto samo sedno odpoczynku.