Hygge. Klucz do szczęścia - Meik Wiking - ebook

Hygge. Klucz do szczęścia ebook

Meik Wiking

3,9

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Bądź hygge! – bądź szczęśliwy!

Wyobraź sobie, że jest deszczowy dzień, a ty siedzisz w fotelu pod kocem i czytasz książkę. Wyobraź sobie, że jesz kolację przy świecach z przyjaciółmi i świetnie się bawisz. Wyobraź sobie, że siedzisz przed kominkiem z ukochaną osobą, a na zewnątrz szaleje zamieć. To, co właśnie odczuwasz, to hygge.

Hygge jest pojęciem, którego nie da się dosłownie przetłumaczyć na język polski, a które jest jednym z najpiękniejszych duńskich słów. To określenie na uczucie szczęścia, ciepła, komfortu i bezpieczeństwa.

Duńczycy są najszczęśliwszym narodem na świecie. Meik Wiking, autor książki i dyrektor Instytutu Szczęścia w Kopenhadze, przybliża nam duński przepis na szczęście, którym jest właśnie filozofia hygge. Duńczycy cieszą się z drobnostek, żyją wolniej i spędzają dużo czasu z bliskimi. Bo w końcu szczęście to radość z małych rzeczy!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 120

Oceny
3,9 (135 ocen)
48
37
42
4
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Zielonookabrunetka
(edytowany)

Nie polecam

Przeglądam sobie w wolnej chwili. Takie to cukierkowe i infantylne trochę. Jak dla dzieci, a nie dorosłych. Co do samego hygge, to jedna Dunka powiedziała, że nie ma takiej filozofii. To zwykłe określenie typu błogi u nas. Książki i idea to tylko marketing i konsumpcjonizm wymyślony na potrzeby zysków. Kiedy zapytasz co dla niej znaczy hygge w życiu lub w domu, to nic. Te wszystkie cukierkowe banały to tylko stworzenie sztucznej otoczki. Liczą się pieniądze i tyle. Szukanie wszędzie zysku, to wszystko. Za tym idzie przecież sprzedaż tych książek i moda na te wszystkie dodatki i nastrój. Część osób to kupuje, myśląc, że podąża za wyśnioną harmonią. To dość oczywiste. Co do treści, to oczywistości, niewarte zapisywania. Wiadomo, że liczą się rzeczy niematerialne, a jak zapalisz świeczkę, masz posprzątaną przestrzeń i otulisz się kocem przy kominku, to jest lepiej. Nic odkrywczego. Takie uniwersalne prawdy. Tak samo jest z koreańską pielęgnacją. Wiem to od Polki mieszkającej tam od lat...
21
radarka12

Całkiem niezła

Zbiór luźnych ciekawostek i ogólny zarys czym jest "hygge". Niespecjalnie porywająca czy wywracająca światopogląd do góry nogami, ale przyjemna lektuta na jeden wieczór.
00
kaarlajnn

Nie oderwiesz się od lektury

Przyjemna, ciepła, lekka. Sprawia że masz ochotę zapalić świeczki, upichcić coś pysznego i zaprosić przyjaciół na wspólny wieczór.
00
Piter_Czyta
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Inspirująca książka, która w przystępny sposób wprowadza czytelnika w świat duńskiej filozofii życia.
00
Atoroddoris

Dobrze spędzony czas

a
00

Popularność




WPRO­WA­DZE­NIE

Hyga? Hhy­oogh? Heurgh? Nie­ważne, jak będziemy wyma­wiać czy pisać hygge. Pozwolę sobie spa­ra­fra­zo­wać jed­nego z naj­więk­szych filo­zo­fów naszych cza­sów – Kubu­sia Puchatka, który zapy­tany, jak się pisze słowo ozna­cza­jące pewne uczu­cie, odpo­wie­dział: „Tego się nie pisze, to się czuje”.

Pisow­nia i wymowa to zresztą mały kło­pot. Praw­dziwą sztuką jest wytłu­ma­cze­nie, czym dokład­nie jest hygge. Bo hygge to wiele róż­nych rze­czy: to sztuka stwa­rza­nia atmos­fery intym­no­ści i cie­pło na sercu, ale też zero zmar­twień, poczu­cie uko­je­nia, przy­tulne tête-à–tête i moje ulu­bione kakao przy świe­cach.

Hygge to raczej odpo­wiedni nastrój i coś, czego się doświad­cza, a nie rze­czy. To prze­by­wa­nie z ludźmi, któ­rych się kocha. To dom. Poczu­cie, że jeste­śmy bez­pieczni, chro­nieni przed świa­tem, że możemy spo­koj­nie opu­ścić gardę. Możemy bez końca roz­ma­wiać o wiel­kich i małych życio­wych spra­wach, ale możemy też po pro­stu cie­szyć się swoją mil­czącą obec­no­ścią. Możemy wresz­cie delek­to­wać się w samot­no­ści fili­żanką dobrej her­baty.

Któ­re­goś roku w grud­niu, tuż przed Bożym Naro­dze­niem, spę­dza­łem week­end z kil­kor­giem przy­ja­ciół w sta­rej cha­cie. Naj­krót­szy dzień roku roz­świe­tlał pokry­wa­jący wszystko dookoła śnieżny kobie­rzec. Kiedy około czwar­tej po połu­dniu zaszło słońce i mie­li­śmy je zoba­czyć dopiero za sie­dem­na­ście godzin, weszli­śmy do środka, żeby roz­pa­lić ogień w kominku.

Zmę­czeni długą wędrówką, na wpół śpiący, w gru­bych swe­trach i weł­nia­nych skar­pe­tach usie­dli­śmy wokół pale­ni­ska. Sły­chać było jedy­nie bul­go­ta­nie gotu­ją­cego się gula­szu i trza­ski ognia, od czasu do czasu ktoś wypił łyk grza­nego wina. Nagle ode­zwał się jeden z moich przy­ja­ciół:

– Czy może być coś bar­dziej hygge? – spy­tał reto­rycz­nie.

– Może – powie­działa po chwili jedna z dziew­czyn. – Gdyby na dwo­rze roz­sza­lała się burza śnieżna.

Wszy­scy przy­tak­nę­li­śmy.

KLUCZ DO SZCZĘ­ŚCIA?

Mam naj­lep­szą pracę na świe­cie. Badam, co czyni ludzi szczę­śli­wymi. W Insty­tu­cie Badań nad Szczę­ściem, Hap­pi­ness Rese­arch Insti­tute, który jest nie­za­leż­nym think tan­kiem zaj­mu­ją­cym się dobro­sta­nem, szczę­ściem i jako­ścią życia, sta­ramy się roz­po­zna­wać przy­czyny i skutki ludz­kiego szczę­ścia, by móc pod­no­sić jakość życia ludzi na całym świe­cie.

Sie­dzibę mamy w Danii i – ow­szem – od ponie­działku do piątku palimy w biu­rze świece, i – ow­szem – wybra­li­śmy to wła­śnie biuro po czę­ści ze względu na hygge. Cho­ciaż kominka aku­rat nie mamy. Na razie. Powsta­li­śmy i dzia­łamy w Danii, ponie­waż Dania nie­ustan­nie lokuje się wśród naj­szczę­śliw­szych kra­jów świata. Cho­ciaż by­naj­mniej nie jest dosko­nałą uto­pią: staje przed takimi samymi wyzwa­niami i pro­ble­mami jak inne kraje. Jestem jed­nak prze­ko­nany, że może być źró­dłem inspi­ra­cji dla wszyst­kich kra­jów, które szu­kają spo­sobu na to, żeby popra­wić jakość życia swo­ich oby­wa­teli.

To, że Dania jest jed­nym z naj­szczę­śliw­szych kra­jów świata, budzi duże zain­te­re­so­wa­nie mediów. Nie ma tygo­dnia, żeby dzien­ni­ka­rze z „New York Timesa”, BBC, „Guar­diana” czy „China Daily” nie pytali mnie: „Dla­czego Duń­czycy są tacy szczę­śliwi?” i „Czego możemy się nauczyć od Duń­czy­ków o szczę­ściu?”. Co wię­cej, dele­ga­cje bur­mi­strzów, bada­czy i poli­ty­ków ze wszyst­kich zakąt­ków świata czę­sto odwie­dzają nasz Insty­tut w poszu­ki­wa­niu, no cóż… szczę­ścia – albo przy­naj­mniej żeby dowie­dzieć się, skąd bie­rze się duń­ski dobro­stan. Dla wielu to zagadka, bo Duń­czycy nie dość że mają okropną pogodę, to jesz­cze płacą podatki, które należą do naj­wyż­szych na świe­cie.

Co cie­kawe, pań­stwo opie­kuń­cze cie­szy się tu dużym popar­ciem. Wynika to ze świa­do­mo­ści, że model opie­kuń­czy zamie­nia dobro­byt ogółu wła­śnie w dobro­stan. My nie pła­cimy podat­ków, mówią Duń­czycy – my inwe­stu­jemy w swoje spo­łe­czeń­stwo. Kupu­jemy jakość życia. Klu­czem do zro­zu­mie­nia duń­skiego dobro­stanu jest uświa­do­mie­nie sobie, że duń­skie pań­stwo dobro­bytu potrafi redu­ko­wać ryzyko, nie­pew­ność i lęk oby­wa­teli i nie dopusz­cza do tego, żeby czuli się skraj­nie nie­szczę­śliwi.

Choć ostat­nio przy­szło mi do głowy, że duń­ska recepta na szczę­ście może zawie­rać nie­zau­wa­żony do tej pory skład­nik: hygge. Sam ter­min hygge pocho­dzi od nor­we­skiego słowa ozna­cza­ją­cego dobro­stan. Przez nie­mal pięć­set lat, aż do roku 1814, kiedy to Dania utra­ciła Nor­we­gię, te dwa kraje były jed­nym kró­le­stwem. W pisa­nym języku duń­skim hygge poja­wiło się po raz pierw­szy na początku XIX wieku i sko­ja­rze­nie z dobro­sta­nem i szczę­ściem może nie być przy­pad­kowe.

Według Euro­pej­skiego Son­dażu Spo­łecz­nego Duń­czycy są naj­szczę­śliw­szymi ludźmi w Euro­pie, ale też wła­śnie Duń­czycy naj­czę­ściej spo­ty­kają się z przy­ja­ciółmi i rodziną i odczu­wają naj­więk­szy spo­kój. Nic zatem dziw­nego, że zain­te­re­so­wa­nie hygge wzra­sta. Dzien­ni­ka­rze prze­mie­rzają Danię w poszu­ki­wa­niu hygge. W jed­nym z bry­tyj­skich col­lege’ów naucza się duń­skiego hygge. Na całym świe­cie powstają pie­kar­nie hygge, sklepy hygge, kawiar­nie hygge. Ale jak się two­rzy hygge? Jaki zwią­zek ma hygge ze szczę­ściem? No i co to wła­ści­wie jest? To tylko część pytań, na które szu­kam w tej książce odpo­wie­dzi.

ROZ­DZIAŁ 1

ŚWIA­TŁO

NATYCH­MIA­STOWE HYGGE: ŚWIECZKI

Żaden prze­pis na hygge nie będzie kom­pletny bez świec. Kiedy pyta się Duń­czy­ków, z czym koja­rzy im się hygge, osiem­dzie­siąt pięć pro­cent wymie­nia wła­śnie świeczki.

Nie­przy­pad­kowo na kogoś, kto psuje zabawę, mówi się po duń­sku lyse­sluk­ker, co dosłow­nie zna­czy: ten, który gasi świecę. Każdy Duń­czyk wie, że naj­szyb­ciej osią­gniemy stan hygge, zapa­la­jąc kilka świec, czyli levende lys, po duń­sku żywe świa­tło. Amba­sa­dor Sta­nów Zjed­no­czo­nych w Danii Rufus Gif­ford twier­dzi, że Duń­czycy są zako­chani w świe­cach. „Nie cho­dzi o to, że świece stoją w salo­nie. One są wszę­dzie. Palą się w kla­sach szkol­nych, w salach kon­fe­ren­cyj­nych, dosłow­nie wszę­dzie. Dla Ame­ry­ka­nina ogień w szkole to zagro­że­nie poża­rowe, dla Duń­czy­ków stan emo­cjo­nalny: radość i przy­jem­ność”.

I jest w tym wiele racji. Z danych Sto­wa­rzy­sze­nia Euro­pej­skich Pro­du­cen­tów Świec wynika, że wła­śnie w Danii zużywa się naj­wię­cej świec na miesz­kańca w Euro­pie. Każdy Duń­czyk spala około sze­ściu kilo­gra­mów wosku rocz­nie. Dla porów­na­nia każdy Duń­czyk zjada w ciągu roku trzy kilo­gramy bekonu. Bo kon­sump­cja bekonu także należy w Danii do stan­dar­do­wych miar. Ale jeśli cho­dzi o zuży­cie świec, Duń­czycy biją rekordy. Spa­lają ich dwa razy wię­cej niż Austriacy, któ­rzy z nieco ponad trzema kilo­gra­mami na głowę rocz­nie zaj­mują w tej kate­go­rii dru­gie miej­sce. Nie doty­czy to jed­nak świec zapa­cho­wych. Asp-Holm­blad, naj­star­szy pro­du­cent świec w Danii, nie ma ich nawet w ofer­cie. Świece zapa­chowe są uwa­żane za sztuczne, a Duń­czycy zde­cy­do­wa­nie pre­fe­rują pro­dukty natu­ralne i orga­niczne. Jeśli cho­dzi o pro­dukty orga­niczne, pla­sują się wręcz na jed­nym z czo­ło­wych miejsc w Euro­pie.

Według badań opu­bli­ko­wa­nych ostat­nio w jed­nym z naj­więk­szych duń­skich dzien­ni­ków ponad połowa Duń­czy­ków jesie­nią i zimą pali świece codzien­nie, jedy­nie cztery pro­cent twier­dzi, że ni­gdy nie zapala świec. W grud­niu sprze­daż świec rośnie trzy­krot­nie. Przed Bożym Naro­dze­niem pali się też spe­cjalną świecę adwen­tową – kalen­der­lys. Różni się od zwy­kłych tym, że jest podzie­lona na dwa­dzie­ścia cztery odcinki odpo­wia­da­jące dniom poprze­dza­ją­cym Boże Naro­dze­nie. Każ­dego dnia spala się kon­kretny ozna­czony frag­ment. W ten spo­sób świeca staje się naj­wol­niej­szym na świe­cie cza­so­mie­rzem.

Inna ważna oka­zja zwią­zana z pale­niem świec to czwarty maja. To tak zwany lys­fest, święto świa­tła. Wie­czo­rem 4 maja 1945 roku BBC podało, że Niemcy, oku­pu­jące Danię od 1940, pod­dały się. Pod­czas dru­giej wojny świa­to­wej w Danii, podob­nie jak w innych kra­jach oku­po­wa­nych przez Niemcy, z obawy przed nalo­tami obo­wią­zy­wało zaciem­nie­nie. Dzi­siaj Duń­czycy świę­tują powrót świa­tła, wysta­wia­jąc świece w oknach swo­ich domów.

Świece są nie­wąt­pli­wie hyg­ge­lige, ale mają też wady. Jedną z nich jest sadza. Bada­nia dowo­dzą, że zapa­le­nie jed­nej świeczki zanie­czysz­cza powie­trze mikro­czą­stecz­kami sadzy bar­dziej niż uliczny ruch samo­cho­dowy.

Bada­nia prze­pro­wa­dzone przez Duń­ski Insty­tut Badań Budow­la­nych wyka­zały, że palące się świece zanie­czysz­czają powie­trze w pomiesz­cze­niach bar­dziej niż papie­rosy czy goto­wa­nie. Ale cho­ciaż Dania jest kra­jem bar­dzo upo­rząd­ko­wa­nym, jak dotąd nikt jesz­cze nie wpadł na pomysł, żeby na świe­cach umiesz­czać sto­sowne ostrze­że­nia. Nikt nie odważy się zadrzeć ze zwo­len­ni­kami hygge. Rośnie nato­miast świa­do­mość, że jeśli w pokoju paliły się świece, należy go potem dobrze wywie­trzyć. Nie­za­leż­nie od kon­se­kwen­cji zdro­wot­nych Duń­czycy na­dal zuży­wają nie­przy­zwo­icie dużo świec.

LAMPY

Oświe­tle­nie nie spro­wa­dza się tylko do świec. Duń­czycy mają obse­sję na punk­cie świa­tła w ogóle. Kie­dyś w Rzy­mie przez dwie godziny szu­ka­li­śmy z moją dziew­czyną restau­ra­cji, która mia­łaby oświe­tle­nie odpo­wied­nio hyg­ge­lig.

Duń­czycy uważ­nie wybie­rają lampy i umiesz­czają je w stra­te­gicz­nych miej­scach, tak żeby dawały łagodne świa­tło. Oświe­tle­nie to dzie­dzina sztuki, nauka i gałąź prze­my­słu. Naj­pięk­niej­sze lampy na świe­cie pocho­dzą ze zło­tego okresu duń­skiego dizajnu, na przy­kład lampy Poula Hen­ning­sena, Arnego Jacob­sena czy Ver­nera Pan­tona. Nawet w nie­wiel­kich miesz­ka­niach stu­den­tów, któ­rzy na co dzień zaci­skają pasa, można zna­leźć lampy Ver­nera Pan­tona – warte nawet tysiąc euro.

Zasada jest pro­sta: im bar­dziej przy­tłu­mione świa­tło, tym wię­cej hygge. Tem­pe­ra­tura barwna lampy bły­sko­wej to mniej wię­cej pięć tysięcy pięć­set kelvi­nów, jarze­niówki pięć tysięcy kelvi­nów, lampy żaro­wej około trzech tysięcy kelvi­nów, pod­czas gdy zachód słońca, pło­nące drewno czy paląca się świeca to jakieś tysiąc osiem­set kelvi­nów. I to jest ideał hygge.

Gdyby ktoś z was miał ochotę poczuć, jak to jest obco­wać z wam­pi­rami, powi­nien zapro­sić Duń­czy­ków na kola­cję hygge i posa­dzić ich pod jarze­niówką. Naj­pierw będą zezo­wać, pró­bu­jąc zba­dać dziwne urzą­dze­nie pod sufi­tem. Potem, już w trak­cie kola­cji, zaczną się ner­wowo dra­pać i prze­su­wać krze­sła.

Powo­dem obse­sji na punk­cie świa­tła jest kli­mat, który od paź­dzier­nika do marca pozba­wia Duń­czy­ków dostępu do natu­ral­nego świa­tła. Jedyne, czego wów­czas jest pod dostat­kiem, to ciem­ność. Lato jest w Danii prze­piękne. Gdy tylko poja­wiają się pierw­sze pro­mie­nie słońca, Duń­czycy budzą się z zimo­wego snu i ruszają szu­kać sło­necz­nych miejsc. To moja ulu­biona pora roku. Ale jakby nie było dość, że zimy w Danii są ciemne i zimne, a lato krót­kie, mamy rocz­nie sto sie­dem­dzie­siąt dzie­więć dni desz­czu. Fanom Gry o tron pole­cam, by wyobra­zili sobie zamek Win­ter­fell.

Dla­tego wła­śnie hygge jest takie ważne, dla­tego stało się czę­ścią naro­do­wej toż­sa­mo­ści i kul­tury kraju. Hygge to anti­do­tum na chłodne zimy, desz­czowe dni i wszech­ogar­nia­jącą ciem­ność. Hygge można zapew­niać sobie przez cały rok, ale zimą hygge to już nie tyle koniecz­ność, ile stra­te­gia prze­trwa­nia. Dla­tego Duń­czycy są hygge-fun­da­men­ta­li­stami. I mogą o tym roz­ma­wiać bez prze­rwy.

Ulu­bioną czę­ścią mojego kopen­ha­skiego miesz­ka­nia jest para­pet w kuchni. Jest na tyle sze­roki, że można na nim wygod­nie sie­dzieć. Doda­jąc poduszki i koc, stwo­rzy­łem tam praw­dziwy hyg­ge­krog (zobacz słow­ni­czek hygge, s. 42). Znaj­du­jący się pod para­pe­tem grzej­nik spra­wia, że w chłodne zimowe wie­czory jest to ide­alne miej­sce, żeby się ogrzać z kub­kiem her­baty w ręku. Ale to, co lubię naj­bar­dziej, to łagodne, cie­płe bursz­ty­no­wo­żółte świa­tło pada­jące z okien miesz­kań naprze­ciwko. Bez prze­rwy zmie­nia­jąca się mozaika, którą czę­ściowo zawdzię­czamy Poulowi Hen­ning­se­nowi. Dobrze oświe­tlone wnę­trze to zwy­kle zasługa lamp jego autor­stwa, w Danii nazy­wa­nych po pro­stu lam­pami PH.

Ten znany duń­ski archi­tekt i pro­jek­tant był dla oświe­tle­nia tym, kim Edi­son był dla żarówki. Jak więk­szość Duń­czy­ków miał obse­sję na punk­cie świa­tła. Nie­któ­rzy nazy­wają go pierw­szym archi­tektem świa­tła, ponie­waż poświę­cił życie bada­niu wpływu świa­tła na nasze samo­po­czu­cie. Jego celem było stwo­rze­nie lampy, która dawa­łaby jasne, roz­pro­szone świa­tło, ale nie świe­ci­łaby pro­sto w oczy.

Poul Hen­ning­sen uro­dził się w 1894 roku. Wycho­wał się nie w ostrym świe­tle elek­trycz­nym, tylko w łagod­nym świe­tle lampy naf­to­wej. To ono stało się potem jego inspi­ra­cją. Pro­jek­tu­jąc elek­tryczne oświe­tlenie, sta­rał się uzy­skać efekt przy­po­mi­na­jący łagodne, mięk­kie świa­tło lampy naf­to­wej.

Żeby dobrze oświe­tlić pokój, nie potrzeba pie­nię­dzy – konieczna jest nato­miast kul­tura. Kiedy skoń­czy­łem osiem­na­ście lat, zaczą­łem eks­pe­ry­men­to­wać: szu­ka­łem w oświe­tle­niu har­mo­nii. Ludzie są jak dzieci. Jak tylko dostaną nowe zabawki, odrzu­cają kul­turę i zaczyna się szał.

Kiedy wie­czo­rem jedzie się tram­wa­jem i patrzy w okna miesz­kań na pierw­szym pię­trze, widać, jakie są ponure. Nic – ani meble, ani ozdoby, ani dywany – nie jest tak ważne jak dobre oświe­tle­nie.

Poul Hen­ning­sen(1894–1967), On Light

TRZY DUŃ­SKIE IKONY OŚWIE­TLE­NIA

1. LAMPA PH

W 1925 roku Poul Hen­ning­sen po trwa­ją­cych ponad dekadę eks­pe­ry­men­tach zapre­zen­to­wał pierw­szy model swo­jej lampy. Dzięki skła­da­ją­cej się z kilku warstw obu­do­wie lampa PH dawała mięk­kie, roz­pro­szone świa­tło, jed­no­cze­śnie ukry­wa­jąc jego źró­dło – żarówkę. Dodat­kowo, żeby ostre białe świa­tło miało cie­plej­szy odcień, jedna z czę­ści lampy została poma­lo­wana od środka na czer­wono. Naj­więk­szym suk­ce­sem pro­jek­tanta oka­zał się wypusz­czony w 1958 roku model PH5 z cha­rak­te­ry­stycz­nymi meta­lo­wymi osło­nami. Do dzi­siaj wypro­du­ko­wano ponad tysiąc róż­nych modeli, w naj­róż­niej­szych kon­fi­gu­ra­cjach. Wiele z nich prze­stano już pro­du­ko­wać. To białe kruki, któ­rych ceny na aukcjach docho­dzą nawet do czter­dzie­stu tysięcy euro.

2. Le Klint

W 1943 roku rodzina Klin­tów zaczęła pro­du­ko­wać cha­rak­te­ry­stycz­nie pofał­do­wane klo­sze. Tak naprawdę dzie­sięć lat wcze­śniej lampę tę zapro­jek­to­wał na wła­sny uży­tek duń­ski archi­tekt Peder Vil­helm Jen­sen-Klint. Potrze­bo­wał osłony do lampy naf­to­wej, którą zapro­jek­to­wał wcze­śniej. Pro­duk­cja lamp stała się rodzin­nym przed­się­wzię­ciem Klin­tów, któ­rzy wdra­żali do pro­duk­cji inno­wa­cyjne dizaj­ner­skie pomy­sły.

3. VP GLOBE PAN­TONA

VP Globe Pan­tona to lampa wisząca dająca mięk­kie, roz­pro­szone świa­tło, pocho­dzące z wnę­trza okrą­głej obu­dowy. Została zapro­jek­to­wana w 1969 roku przez Ver­nera Pan­tona – enfant ter­ri­ble duń­skiego dizajnu. Ver­ner Pan­ton uwiel­biał pra­co­wać z nowo­cze­snymi mate­ria­łami, takimi jak pla­stik czy stal. Stu­dio­wał w Duń­skiej Kró­lew­skiej Aka­de­mii Sztuk Pięk­nych, w Szkole Archi­tek­tury, Wzor­nic­twa i Kon­ser­wa­cji, gdzie dzi­siaj znaj­duje się zaj­mu­jące się bada­niami nad świa­tłem sztucz­nym i dzien­nym „labo­ra­to­rium świa­tła”.

LEP­SZE NIŻ PHO­TO­SHOP

Jest grupa zawo­dowa zain­te­re­so­wana świa­tłem co naj­mniej tak bar­dzo jak Duń­czycy. To foto­gra­fo­wie. Słowo foto­gra­fia ozna­cza malo­wa­nie świa­tłem. Malu­jąc świa­tłem, pozwa­lają nam lepiej zro­zu­mieć i doce­nić oświe­tle­nie.

Może wła­śnie dla­tego uwiel­biam foto­gra­fo­wać. W ciągu ostat­nich dzie­się­ciu latach zro­bi­łem dzie­siątki tysięcy zdjęć, a moją ulu­bioną porą dnia jest złota godzina – pierw­sza po wscho­dzie słońca i ostat­nia przed zacho­dem. Wtedy słońce jest nisko, a jego pro­mie­nie, prze­by­wa­jąc długą drogę przez atmos­ferę, dają cie­płe, mięk­kie, roz­pro­szone świa­tło o zło­tym odcie­niu. Nie­kiedy nazywa się ten czas porą magiczną. Oso­bi­ście przez jedną dwie­ście pięć­dzie­siątą sekundy byłem zako­chany w każ­dej kobie­cie, któ­rej zro­bi­łem zdję­cie o tej wła­śnie porze. To wła­śnie ten rodzaj świa­tła two­rzy kli­mat hygge. W takim oświe­tle­niu my sami i wszy­scy nasi przy­ja­ciele wyglą­dają wspa­niale, lepiej niż po zasto­so­wa­niu fil­tra na Insta­gra­mie.

Jak stwo­rzyć oświe­tle­nie w stylu hygge

To pro­ste. Zapal­cie świece. Ale pamię­taj­cie, żeby potem wywie­trzyć pokój. Może­cie się też zasta­no­wić nad oświe­tle­niem elek­trycz­nym. Na ogół kilka mniej­szych lam­pek usta­wio­nych w róż­nych miej­scach daje świa­tło bar­dziej hyg­ge­lig niż jedna duża lampa zawie­szona na sufi­cie. Może­cie też spró­bo­wać stwo­rzyć nie­wiel­kie nisze świa­tła.

ROZ­DZIAŁ DRUGI

POROZ­MA­WIAJMY O HYGGE

ZESPÓŁ TOURETTE’A

O języku duń­skim można powie­dzieć wiele rze­czy, ale na pewno nie że jest piękny. Google pod­po­wiada nam, że duń­ski brzmi jak… nie­miecki i jak ziem­niak – to dwie pierw­sze pro­po­zy­cje. Dla cudzo­ziemca brzmi tak, jakby ktoś mówił po nie­miecku z gorą­cym ziem­niakiem w ustach.

Ktoś kie­dyś stwier­dził, że Duń­czycy wydają odgłosy przy­po­mi­na­jące kaszel cho­rej foki. Nie zmie­nia to faktu, że kiedy trzeba opi­sać hygge, mamy do wyboru bar­dzo wiele zwro­tów.

Hygge to zarówno cza­sow­nik, jak i przy­miot­nik: coś może być hyg­ge­lig(t). Jaki hyg­ge­lig salon! Jak hyg­ge­ligt cię widzieć! Mam nadzieję, że spę­dzisz czas hyg­ge­ligt!

Powta­rzamy hygge i hyg­ge­lig tak czę­sto, że cudzo­ziemcy mogą nie­kiedy zacząć podej­rze­wać, że cier­pimy na łagodną formę zespołu Tourette’a. Co chwila pod­kre­ślamy, jakie coś jest hyg­ge­lig. Bez prze­rwy. Opo­wia­damy o tym, jak to będzie hyg­ge­ligt, kiedy się spo­tkamy w pią­tek, a potem, w ponie­dzia­łek, będziemy wspo­mi­nać, jak hyg­ge­ligt było w pią­tek.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki