Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Poradnik o tym, jak żyć w rodzinie i nie zwariować.
A ponadto książka o: potrzebnych kłótniach i dobrych rozmowach, upartym mężu, niezadowolonej żonie, obrażalskiej siostrze i zbuntowanym dziecku.
Definicja jest prosta: rodzina to podstawowa komórka społeczna. Rzeczywistość już taka prosta nie jest. Rodzina to przede wszystkim skomplikowany system relacji i emocji, z którymi jej członkowie nie zawsze potrafią sobie poradzić. Wystarczy błahy powód, a między małżonkami wybucha kłótnia, brat nie może porozumieć się z siostrą, teściowa nie znajduje wspólnego języka z synową. Najlepszym rozwiązaniem w takich sytuacjach jest kontakt z psychoterapeutą. Albo sięgnięcie po tę książkę!
Terapeuta Bogdan de Barbaro wraz z dziennikarką Danutą Kondratowicz przedstawiają typowe i nietypowe sytuacje, do jakich może dojść w Waszych rodzinach. Poznając historie prawdziwe oraz te stworzone na potrzeby książki zastanowicie się nad swoim życiem rodzinnym, nad tym, co robicie dobrze i nad tym, gdzie być może popełniacie błędy. I w końcu dogadacie się ze swoimi bliskimi.
Książka Bogdana de Barbaro i Danuty Kondratowicz pokazuje, na czym polega siła rodzinnych relacji i jak żyć, by się nie tylko nie pozabijać, ale i razem rozwijać, wspierać i… śmiać.
Prof. BOGDAN DE BARBARO jest psychiatrą i psychoterapeutą. Kierownik Zakładu Terapii Rodzin Katedry Psychiatrii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, przewodniczący Sekcji Naukowej Terapii Rodzin Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Prowadzi szkolenia dla psychoterapeutów i terapeutów rodzinnych.
DANUTA KONDRATOWICZ - absolwentka politologii. Obecnie Danuta Kondratowicz piastuje w TVN24 funkcję sekretarza programowego, od wielu lat prowadzi również serwisy informacyjne. Jej pasją jest psychologia i jeździectwo. Pasjonatka psychologii i rozwoju osobistego.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 298
Za drzwiami gabinetu
W psychoterapii indywidualnej praca polega na „wędrówce w głąb” i jest próbą zrozumienia tego, co się dzieje w obszarze psychiki niedostępnym na co dzień osobie leczonej. Natomiast w terapii rodzin i terapii par punktem wyjścia jest to, co się dzieje między ludźmi, a to, oprócz swoich uwarunkowań indywidualnych, w znacznym stopniu zależy od świata zewnętrznego, społecznego. Tworzy nas – a w każdym razie współtworzy – kontekst kulturowy. Przypadek Jolanty i Krzysztofa stanowi ilustrację tego styku: rzeczywistości wewnętrznej, czyli dziejącej się wewnątrz jednostki, z rzeczywistością interpersonalną, czyli międzyludzką.
Prezentowana kwestia: zmiana pozycji kobiety i mężczyzny w rodzinie, dotyka problemu, który niekiedy w uproszczeniu i w zniekształceniu pojęciowym bywa określony jako gender. Opowiemy o nim przez sprawozdanie z trzech pierwszych sesji oraz rozmowę na ich temat.
Do psychoterapeutki zajmującej się pracą z parami zgłosili się: trzydziestoośmioletnia Jolanta oraz jej partner Krzysztof, lat 41. Terapia to pomysł Jolanty, która poprosiła „o pomoc w sprawie jej partnera”. Z informacji uzyskanych w czasie pierwszej konsultacji wynika, że para żyje od czternastu lat w związku nieformalnym. Są jedynakami. Małżeństwa nie zawarli, bo – jak mówi Jolanta – nie mieli ani pieniędzy, ani czasu na celebrowanie ślubu, a poza tym obydwoje „nie są zbyt religijni”, natomiast „papierek z urzędu” nie był dla nich gwarancją udanego małżeństwa. Poznali się i zakochali w sobie w rodzinnej miejscowości Krzysztofa, do której Jolanta przyjechała na wakacje. Nie przeszkadzała im różnica w wykształceniu. Jolanta skończyła studia i uzyskała dyplom lekarza weterynarii, Krzysztof poprzestał na technikum samochodowym.
Problemem Jolanty w relacji z Krzysztofem jest to, że mężczyzna nie zgadza się na jej powrót do życia zawodowego po dziesięciu latach przerwy. Te dziesięć lat Jolanta – za namową Krzysztofa i swoją pełną zgodą – spędziła w domu, opiekując się dwójką ich dzieci: dziesięcioletnią dziś córką Martą i ośmioletnim synem Łukaszem. Do tej pory Krzysztof utrzymywał rodzinę na dobrym poziomie. Sam o sobie mówi, że ma „smykałkę do interesu”. Prowadzi dobrze prosperujący biznes samochodowy: serwis oraz licencjonowany salon sprzedaży markowych aut. Samochody to zresztą jego pasja. Jolanta jednak nie do końca czuje bezpieczeństwo finansowe w tym związku. Krzysztof nie chce napisać testamentu ani wykupić polisy na życie, twierdząc, że jest „zdrowy, silny jak tur”. Gdy jednak dodaje żartem, że „zamierza żyć jeszcze bardzo długo, a wszystkie te papiery to zawracanie głowy”, Jolanta się irytuje. Uważa, że w tej sytuacji ona – niezależnie od łączących ich uczuć – nie czuje się bezpiecznie. W czasie jednej z kłótni, których zresztą w okresie przed wizytą u terapeutki przybywało lawinowo, powiedziała w irytacji, że taka sytuacja ją zniewala i ma tego dość. Ta uwaga tylko wzmogła gniew Krzysztofa.
Przed urodzeniem dzieci Jolanta przez krótki czas pracowała z sukcesem jako lekarz weterynarii. Właściciele zwierząt bardzo ją lubili, a ona kochała tę pracę. Teraz kobieta chce wrócić do czynnego życia zawodowego, bo dzieci podrosły, a ona pracę lubi i bardzo ciąży jej kwestia zależności materialnej od partnera. Ten temat wywołuje jednak żywe emocje u Krzysztofa, który twierdzi, że sam doskonale utrzyma ich rodzinę i nie ma potrzeby, by kobieta pracowała. Zresztą, wtedy nie miałby kto zająć się domem i dziećmi. Przy omawianiu sytuacji ekonomicznej pary Jolanta lojalnie przyznaje, że Krzysztof jest hojny, płacił za prywatne przedszkola i szkołę dla dzieci, wybrane przez Jolantę, oraz za dodatkowe zajęcia. Zabiera też rodzinę na egzotyczne wakacje co najmniej raz w roku. Mają dom z ogródkiem, niczego im nie brakuje właśnie dzięki ciężkiej pracy Krzysztofa, a ich samochód budzi zazdrość sąsiadów, co nie bez dumy zauważa Krzysztof. Jolanta zawsze miała – dzięki partnerowi – komfortowe auto do własnej dyspozycji. Kobieta przyznaje, że do tej pory żyło jej się dobrze. Ceni swojego partnera i życie z nim oraz potwierdza, że on ciężko pracuje właśnie dla dobra ich rodziny. Kocha Krzysztofa i nie chce się z nim rozstawać, ale chciałaby mieć własne źródło dochodu, by czuć się „pełnowartościowym człowiekiem”. Ale też – co podkreśla z naciskiem – pragnie jakoś się realizować zawodowo. Opieka nad dziećmi i domem bardzo ją satysfakcjonuje, chciałaby jednak także móc pracować ze zwierzętami. Planuje otworzenie salonu fryzjerskiego dla psów i kotów, a w przyszłości może i praktyki weterynaryjnej. Zauważa przy tym, że „nie chce być taka jak matka Krzysztofa, która zawsze się podporządkowywała swemu mężowi”. Gdy o tym mówi, jej głos staje się agresywny, momentami zaczepny wobec Krzysztofa. Można odnieść wrażenie, że poruszając temat rodziców partnera, nie jest zainteresowana kwestią, jak tę sytuację przeżywa Krzysztof. Z kolei on na jakąkolwiek wzmiankę o powrocie Jolanty do pracy oponuje, przekonując, że „mężczyzna jest od dawania kobiecie poczucia bezpieczeństwa”, i „ja to właśnie robię”. Na argument Jolanty, że chodzi nie tylko o pieniądze, ale też o spełnienie i samorealizację, odpowiada, że „jej się chyba w głowie poprzewracało i że przecież tak jak jest, jest dobrze. Po co to psuć?”. Kobieta, w pewnym momencie zachęcona przez terapeutkę, powiedziała, że w jej domu było zupełnie inaczej: oboje rodzice chodzili do pracy, a sukces zawodowy córki, gdy zaczęła pracować jako weterynarz, był przedmiotem ich dumy. „U mnie panowała demokracja”, stwierdziła żartem.
Jolanta poskarżyła się też terapeutce, że nie udaje jej się porozumieć z Krzysztofem w kwestii ich syna. Jej zdaniem Krzysztof traktuje Łukasza zbyt ostro, na przykład wysyłając go na zajęcia do klubu piłki nożnej, gdzie chłopiec czuje się bardzo źle. Nie chce tam chodzić i za każdym razem płacze, gdy się przewraca po faulu lub gdy dostanie piłką. Ponadto rówieśnicy wyzywają go od mięczaków. Ojciec jest jednak nieubłagany i twierdzi: „Mężczyzna musi być twardy, a nie mazgaić się jak baba”. Jolanta uważa, że nie każdy chłopiec musi zostać piłkarzem, i wspiera pasję Łukasza, którą jest gra na gitarze i czytanie książek. Sama Jolanta czyta sporo literatury pięknej, w przeciwieństwie do Krzysztofa, który interesuje się tylko sportem i motoryzacją.
Zapytana przez terapeutkę, jaka pomoc jest jej potrzebna, odpowiedziała, że chciałaby porozumienia z Krzysztofem i liczy na akceptację jej powrotu do pracy oraz zmianę zachowania wobec syna. Na to samo pytanie Krzysztof odpowiedział, że chciałby, aby terapeutka wytłumaczyła jego partnerce, że jej pomysł nie ma sensu, a w dodatku doprowadzi do problemów wychowawczych. „U mnie w domu był jasny podział. Mama odpowiadała za dom i wychowanie, a ojciec za to, żeby było co do garnka włożyć. I było dobrze. Mam nadzieję, że pani pomoże mi przekonać Jolkę”, stwierdził. Dodał też, że sam nie wie, czy takie spotkania mają sens, a gdy to mówił, Jolanta wtrąciła: „No, powiedz wprost, mówiłeś, że psycholog jest dla świrów i takich, co sobie w życiu nie radzą. A ty sobie dobrze radzisz i świrem nie jesteś”. Ostatecznie jednak Krzysztof zdecydował się na spotkanie, bo Jolanta w czasie jednej z ostatnich kłótni postawiła sprawę na ostrzu noża: „Jeśli nie dogadamy się, odchodzę”. Dla terapeutki i dla Krzysztofa, ale chyba także dla Jolanty, nie było jasne, czy to realny zamiar, czy tylko sygnał, jak bardzo kobieta jest zdeterminowana, by zrealizować swój plan. Krzysztof zgodził się przyjść na konsultacje: „Chcę sprawdzić, czy coś dobrego może z tego wyniknąć”.
Druga konsultacja
Drugie spotkanie zaczyna się burzliwie.
Terapeutka:
O czym chcieliby dziś państwo porozmawiać?
Krzysztof (twardo):
– Ja o niczym, to Jolka mnie tu zaciągnęła. Powiedziała, że jeśli nie przyjdę, to z nami koniec! No więc jestem.
Jolanta (stanowczym głosem):
– Ja już mówiłam pani, czego potrzebuję.
Terapeutka (wyczuwając silne napięcie):
– Z tego, co państwo mówicie, a właściwie, j a k mówicie, wyciągam wniosek, że trwa spór. Nasze poprzednie spotkanie pozwoliło mi zrozumieć, o co chodzi w tym sporze. Chyba powinniśmy jeszcze więcej o tym porozmawiać. Chciałabym lepiej dowiedzieć się, kto czego potrzebuje. Dobrze by było, gdybyśmy dokładniej określili wspólny dla państwa cel naszych ewentualnych przyszłych spotkań. Sprawdźmy jednak, czy w ogóle da się taki cel ustalić. Pani Jolanto, proszę powiedzieć, jakiej pomocy pani oczekuje.
Jolanta (nieco mniej zdenerwowana przedstawia swoją sytuację):
– Chcę wrócić do zawodu. Na początek chciałabym założyć mały salon usług pielęgnacyjnych dla zwierząt. W naszym mieście jest sporo ludzi, którzy skorzystają z takiej obsługi...
Krzysztof (włącza się i przerywa):
– Tak, jasne. Ludziom to się już w głowach poprzewracało, żeby płacić za strzyżenie psa. Nie mają nic lepszego do roboty?
Jolanta (kontynuuje, nie zważając na komentarz partnera):
– Chcę móc coś robić, bo potrzebuję też innej sfery w życiu niż dzieci, dom i ty. Potrzebuję spełnienia i sensu w życiu. Nie po to tyle studiowałam, by...
Krzysztof (ponownie przerywa):
– A co, rodzina to dla ciebie za mały sens życia? Ja i dzieci już się nie liczymy? O co ci w ogóle chodzi? Niczego ci nie brakuje, zaharowuję się, byście mieli wszystko, co najlepsze, a ty narzekasz, grozisz odejściem. Przecież było dobrze. Byłaś zadowolona! Co się nagle stało?
Można było odnieść wrażenie, że wraz z narastającym zdenerwowaniem Krzysztofa kobieta odzyskiwała spokój.
Jolanta (powoli, cichym i stanowczym głosem):
– Nie wiem, czy wszystko było dobrze. Może dla ciebie tak. Co dzień przygotowany obiadek, czysty dom, zadbane dzieci i ciepłe łóżko. Ale dla mnie to za mało. Potrzebuję swojej przestrzeni. Nie chcę się ograniczać tylko do roli matki i partnerki, bo nawet nie żony. I nie chcę się zastanawiać, co będzie, gdyby ci się, nie daj Boże, przytrafiło coś złego. Jestem człowiekiem, mam też inne potrzeby niż tylko wypełnianie ról społecznych matki i, nazwijmy to, żony.
Napięcie Krzysztofa rośnie. Czując swoją bezsilność w rozmowie z partnerką, tym razem zwraca się do terapeutki z wyraźną irytacją.
Krzysztof:
– Słyszy pani, co ona wygaduje. Naczytałaś się mądrych książek czy ci ktoś podpowiedział? „Ról społecznych”! Jakie uczone! Zresztą ona to już mówiła na tym pierwszym spotkaniu i powtarza co chwila, jakby się uparła! O jakich ty, Jolka, rolach mówisz?! O jakich? Kochaliśmy się i chcieliśmy mieć dzieci. Takie były nasze role. I mamy dwójkę udanych dzieci. Zapewniam wam świetne życie. Brakuje ci czegoś? Czy twoje życie ze mną jest złe? (zwraca się w tonie nieco ironicznym i gniewnym do terapeutki): Ja, proszę łaskawej pani doktor, nie miałem łatwego dzieciństwa i nic złego z tego nie wynikało. Na przykład, cenię sobie, że ojciec miał nieraz twardą rękę. Pamiętam, jak kiedyś – miałem chyba wtedy z dziewięć lat – nie chciałem mu przynieść wiertarki od sąsiadów, to mnie po prostu zlał. I co, wyszedłem, jak pani widzi, na ludzi. I świetnie radzę sobie w życiu.
Terapeutka słuchała uważnie tego monologu. Nie zdecydowała się w żaden sposób zakwestionować opowieści o ojcu. Zauważyła, że właściwie i Jolanta, i Krzysztof mają jednoznaczne, różniące się stanowiska i trudno jest im słuchać racji drugiej strony.
Terapeutka:
– Chciałabym sprawdzić, czy państwo siebie nawzajem do końca rozumieją. Czy rozumiecie, co drugie myśli i co czuje?
Te słowa nie zmieniły rozmowy między Jolantą a Krzysztofem. Para nadal wymieniała się podobnymi argumentami, nie słuchając drugiej strony. Kobieta mówiła, że chce się rozwijać, a mężczyzna nie rozumiał dlaczego. Kłótnia narastała.
Terapeutka (przerywając sprzeczkę):
– Drodzy państwo. Nasza sesja niedługo się skończy. Usłyszałam, jakie potrzeby ma pani Jolanta, i poznałam stanowisko pana Krzysztofa w tej sprawie. Widzę, że trudno jest znaleźć państwu wspólny język. Chyba nadszedł czas, żeby sprawdzić, czy jesteście państwo gotowi do namysłu nad sensem dalszych spotkań ze mną. Co mielibyście z nich obydwoje uzyskać, gdyby w ogóle miało do nich dojść?
Terapeutka chciała uniknąć sytuacji, w której ona narzuca kierunek rozmowy, a para pozostaje w pozycji biernych recenzentów.
Krzysztof (szybko, ale już spokojniejszym głosem):
– Ja nic od pani nie chcę. Mnie się wydaje, że nie potrzebujemy psychologa, ale Jolka mówi, że odejdzie, jeśli nie będę z nią przychodzić. Nie chcę, kurde, żeby odchodziła. Chcę mieć pełną rodzinę, więc nie mam wyboru.
Jolanta (spokojnym, ale stanowczym tonem):
– Chcę tu przychodzić, bo nie potrafimy się sami porozumieć.
Terapeutka uznała, że terapia się nie powiedzie, jeśli któraś z uczestniczących w niej osób nie znajdzie dla siebie celu w tych spotkaniach.
Terapeutka (do Krzysztofa):
– Panie Krzysztofie, spotkania nie mają sensu, jeśli któraś z osób ich nie chce. Słyszę, co pan mówi, i ciekawa jestem, co jest panu potrzebne, by nie czuć się przymuszonym. Czy są do pomyślenia takie spotkania, żeby pan mógł z nich skorzystać? Żeby pan widział w nich jakiś swój interes?
Krzysztof:
– Najlepiej, żeby Jolka mnie nie szantażowała.
Jolanta (szybko wtrąca):
– Wtedy byś na pewno nie przyszedł!
Terapeutka (do Krzysztofa, czując, że między partnerami znów iskrzy):
– Czy w takim razie jest to pana decyzja, żeby tu przyjść? Mnie, jako osobie, która miałaby odpowiadać za te spotkania, trudno przyjąć, że pan przychodziłby na nasze spotkania tylko pod groźbą szantażu. Bo na razie tak to wygląda. Powtórzę pytanie: Czy jest pan gotów znaleźć jakiś swój interes w takich spotkaniach?
Krzysztof:
– Nie przyszedłbym tu, gdybym nie musiał. Gdyby Jolka nie zagroziła odejściem. Ale rozumiem, że nie ma sensu, żebym tu siedział jak ten kołek. Zdecydowałem się przyjść, żeby nie ryzykować odejścia Joli. W tym sensie jest to więc mój wybór.
Terapeutka czuje, że ta deklaracja to za mało, by rozpocząć terapię. Motywacja Krzysztofa jest wciąż słaba. Nie widzi swojego celu bezpośrednio dotyczącego spotkań. Dlatego nadal nie można uznać, że został zawarty kontrakt terapeutyczny.
Zastanawia się, czy nie będzie potrzebna jeszcze jedna konsultacja.
Terapeutka:
– W takim razie, skoro nie mamy określonego wspólnego celu, trzeba umówić się na jeszcze jedną konsultację. I albo nam się uda określić taki cel, albo zaniechamy dalszych spotkań. Musimy sprawdzić, czy decydujecie się państwo na terapię pary. To byłyby spotkania mogące państwu pomóc zrozumieć siebie nawzajem, jeśli tego chcecie. Dobrze by było najpierw to sprawdzić. Bez pana i pani przekonania nie ma to sensu.
Te słowa wyraźnie nie spodobały się Krzysztofowi.
Krzysztof:
– Dotąd Jolka mnie szantażowała, a teraz jeszcze pani dokłada swoje.
Terapeutka (spokojnie):
– Nie taka jest moja intencja. Zależy mi na tym, żebyśmy wspólnie uzgodnili kierunek naszej podróży. Nie umiem się przydać jednej osobie, gdy druga pozostaje w roli biernego uczestnika. Z państwa słów rozumiem, że chcielibyście się porozumieć. Jednocześnie odnoszę wrażenie, że macie trudność w rozumieniu siebie nawzajem. Być może dla każdego z państwa byłoby sensowne podjęcie tematu: „Zrozumieć drugiego, jego myśli, uczucia, obawy i nadzieje”. Czy to mógłby być sensowny kierunek naszych spotkań dla pana, dla pani?
Terapeutka uznaje, że być może jej podpowiedź będzie użyteczna dla obojga. I rzeczywiście, na te słowa zarówno Krzysztof, jak i Jolanta zgodnie zareagowali, że chcą się nawzajem zrozumieć. W zasadzie takie stanowisko, w którym celem jest wzajemne zrozumienie, może być punktem wyjścia dla zawarcia kontraktu terapeutycznego.
Krzysztof (z ulgą w głosie):
– Okej, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ale chcę to wszystko zrozumieć.