Insulinooporność. I co dalej? - Anna Powierza - ebook

Insulinooporność. I co dalej? ebook

Anna Powierza

3,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Być może chorujesz i o tym wiesz. Być może chorujesz i o tym... nie wiesz

Insulinooporność należy do najsłabiej diagnozowanych chorób w Polsce, bo wiele jej objawów kładzie się na karb przemęczenia i stresu.

Anna Powierza, aktorka i autorka bestsellera Jak schudnąć, gdy dieta nie działa, przez przypadek dowiedziała się, że jest chora. Przez kilka lat, mimo dyscypliny i zdrowego stylu życia, nie mogła zgubić nadmiaru kilogramów. Po postawieniu diagnozy udało jej się to błyskawicznie. Odzyskała też energię i harmonię wewnętrzną. Dziś dzieli się swoim doświadczeniem i podpowiada, jak znaleźć odpowiedzi na pytania:

• Po czym poznać, że insulinooporność dotyczy także ciebie?

• Czym różni się od cukrzycy?

• Co jeść, a czego unikać? I czy te potrawy mogą być smaczne?

• Jak utrzymać wysoki poziom energii?

• Jakie codzienne nawyki zmienić? Czy już na zawsze?

 

Diagnoza insulinooporności to nie wyrok, a początek zmiany życia na lepsze!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 188

Oceny
3,8 (144 oceny)
56
36
30
16
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Adriana1982

Nie polecam

Niestety nie polecam . Spodziewałam się fajnych porad i przepisów dla insulinoodpornych, ale się bardzo zawiodłam. Co deugie zdanie przeplata się z sentencją " ważyłam 100 kg i schudłam 35 ". Autorka zaprzecza sama sobie , stwierdza, że opanowała swój rytm całodobowy i spi po min.8 godzin dziennie, po czym pisze, że zarywala noce bardzo długi czas pisząc tą książkę. Przestałam czytać, po stwierdzeniu, iż przy insulinoodpornosc i nie można ziemniaków. To jest straszny mit i pewnie ich tam więcej, bo na śniadanie jedyne przepisy to smoothie. Bardzo szkoda, tymbardziej, że pani była moją ulubioną aktorką filmów o nastolatkach.
20
kitanag

Nie polecam

beznadzieja, żadnej konkretnej wiedzy, miałam wrażenie że czytam rozwlekłą reklamę pierwszej książki.
00
DROZDOWSKA

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo konkretne porady i zalecenia
00
adminhiperkursy

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
Jayhandzlik

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka dla ty h którzy zmagają sie z indulinoopornoscia - zawiera fajne przepisy
00

Popularność




Re­dak­cja: Pra­cow­nia Co­gi­to

Ko­rek­ta: Ka­ta­rzy­na Zio­ła-Ze­mczak

Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Anna Jam­róz

Skład: Ja­ro­sław Hess

Zdję­cie na okład­ce: Ma­riusz Kon­fi­szer

Se­sja okład­ko­wa: fry­zu­ra: To­masz Za­per­ty, ma­ki­jaż: San­dra Knoll, sty­li­za­cja: Wi­gan­na Pa­pi­na, miej­sce: Stu­dio Za­jezd­nia

Re­dak­tor pro­wa­dzą­ca: Kin­ga Ko­ściak

Re­dak­tor pro­jek­tu: Agniesz­ka Fi­las

Re­dak­tor na­czel­na: Agniesz­ka Het­nał

© Co­py­ri­ght by Anna Po­wie­rza

© Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej książ­ki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.

Biel­sko-Bia­ła 2018

Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o.

ul. Za­po­ra 25

43-382 Biel­sko-Bia­ła

tel. 338282828, fax 338282829

pas­cal@pas­cal.pl

www.pas­cal.pl

ISBN 978-83-8103-379-4

Przygotowanie eBooka: Ja­ro­sław Jabłoński

Wstęp

DO­WIE­DZIA­ŁAŚ SIĘ. MASZ IN­SU­LI­NO­OPOR­NOŚĆ. I CO DA­LEJ?

Ni­ski in­deks gli­ke­micz­ny, ogra­ni­czo­ne wę­glo­wo­da­ny, cał­ko­wi­cie zre­zy­gnuj z cu­kru – ko­ła­czą Ci się w gło­wie uwa­gi le­ka­rza. Ale co da­lej? Masz cał­ko­wi­cie zmie­nić na­wy­ki ży­wie­nio­we… Ale jak? Jak to zro­bić, gdy wszyst­ko brzmi jak czar­na ma­gia! Śnia­da­nie bez chle­ba? Obiad bez ziem­nia­ków? Wszy­scy wy­chwa­la­ją ka­szę ja­gla­ną, ale jej też masz uni­kać?!

W pierw­szym mo­men­cie dia­gno­za brzmią­ca „in­su­li­no­opor­ność” prze­wra­ca ży­cie do góry no­ga­mi. Prze­czy wszyst­kie­mu, co wszy­scy wo­kół mó­wią o je­dze­niu, prze­czy wska­za­niom die­te­ty­ka, ro­dzi­na puka się w czo­ło… A Ty wsta­jesz rano, idziesz do lo­dów­ki… i nie wiesz, co masz zjeść. Śnia­da­nie, obiad, ko­la­cja, a naj­le­piej pięć po­sił­ków dzien­nie! Ale jak, z czym i żeby jesz­cze sma­ko­wa­ło…?!

Mam in­su­li­no­opor­ność

Syl­wia: Pani Aniu, prze­czy­ta­łam książ­kę, zro­bi­łam ba­da­nia i wy­szła in­su­li­no­opor­ność. I co da­lej… Od cze­go za­cząć… Mę­tlik w gło­wie…

Ow­szem. Moje ży­cie rów­nież wy­wró­ci­ło się wte­dy do góry no­ga­mi. Na po­cząt­ku by­łam zdez­o­rien­to­wa­na, zdzi­wio­na, prze­ra­żo­na. Za­sa­dy zdro­we­go ży­wie­nia, któ­re sto­so­wa­łam i upra­wia­łam od lat, nie są zdro­we? Nie są dla mnie? Mam je zmie­nić? Pro­szę uprzej­mie, ale jak…

Dziś, po po­nad czte­rech la­tach od zdia­gno­zo­wa­nia tego scho­rze­nia, mam się cał­kiem do­brze. Zmia­ny, któ­re mu­sia­łam wpro­wa­dzić, oka­za­ły się zmia­na­mi zde­cy­do­wa­nie na lep­sze!

Tak. Mam pew­ne­go ro­dza­ju dys­funk­cję or­ga­ni­zmu. Będę ją mia­ła do koń­ca ży­cia. Ode mnie za­le­ży, czy bę­dzie ona w sta­nie re­mi­sji (uśpie­nia), czy też bę­dzie drę­czyć mnie i mój or­ga­nizm, żeby wresz­cie ewo­lu­ować i prze­ro­dzić się w re­gu­lar­ną cu­krzy­cę typu 2. Ode mnie za­le­ży, czy będę szczę­śli­wa, peł­na ener­gii i za­wsze uśmiech­nię­ta, czy wręcz od­wrot­nie. Za­wsze zmę­czo­na, z na­gły­mi na­pa­da­mi fru­stra­cji, zdo­ło­wa­na, oty­ła, nie­za­do­wo­lo­na i smut­na.

Oso­bi­ście wolę pierw­szą wer­sję sie­bie. Z dru­gą mu­sia­łam żyć wie­le mie­się­cy, po­nad rok.

Cho­ciaż…

Bar­dzo trud­no jest mi zwe­ry­fi­ko­wać, kie­dy tak na­praw­dę in­su­li­no­opor­ność wkra­dła się w moje ży­cie. Pa­trząc wstecz, wy­da­je mi się, że pew­ne jej ob­ja­wy za­czę­łam za­uwa­żać u sie­bie, gdy mia­łam 25 lat. Wte­dy oczy­wi­ście nie mia­łam po­ję­cia, że to in­su­li­no­opor­ność. My­śla­łam, że zwy­kła sta­rość. Mówi się prze­cież, że czło­wiek ro­śnie i roz­wi­ja się do 25. roku ży­cia, po­tem już tyl­ko zo­sta­je sta­rze­nie się! U mnie by się to zga­dza­ło. Wte­dy za­czę­łam ob­ser­wo­wać u sie­bie pierw­sze ozna­ki, że coś jest nie tak. Jak ty­łam, ty­łam głów­nie w ta­lii. I w biu­ście, ale to aku­rat wte­dy mi się po­do­ba­ło. Mia­łam pro­blem, żeby zrzu­cać wagę. Chu­dłam bar­dzo po­wo­li, chy­ba że prze­sta­wa­łam jeść wę­glo­wo­da­ny. Wte­dy trosz­kę szyb­ciej, ale i tak naj­wol­niej, gdy po­rów­nam swo­je osią­gnię­cia w tej dzie­dzi­nie do wy­ni­ków wszyst­kich mo­ich ko­le­ża­nek! Dzia­ło się tak, po­mi­mo tego, że za­wsze upra­wia­łam ja­kieś spor­ty, one – ni­g­dy.

– Masz ge­ne­tycz­ne ten­den­cje do ty­cia! – mó­wi­ła mi moja mama, któ­ra też za­wsze mia­ła brzu­szek. Wie­rzy­łam jej. Wte­dy ani ona, ani ja, ani pew­nie nie­wie­lu le­ka­rzy zda­wa­ło so­bie spra­wę, że ist­nie­je ta­kie scho­rze­nie jak in­su­li­no­opor­ność i że nie­le­czo­ne może się z cza­sem prze­ro­dzić w cu­krzy­cę.

Chcąc unik­nąć oty­ło­ści, na to, co jem, uwa­ża­łam całe ży­cie. Die­te­tyk co do gra­ma wy­li­czał mi po­sił­ki. Wy­zna­czał pory je­dze­nia i pro­duk­ty, któ­re mogę jeść. Ja się go słu­cha­łam. Było mniej wię­cej do­brze, cho­ciaż za­wsze wy­glą­da­łam na peł­ną. Nie prze­szka­dza­ło mi to, bo w tym wie­lu upa­tru­je na­tu­ral­ne­go sek­sa­pi­lu.

Wszyst­ko ze­psu­ło się w cią­ży. Uty­łam 35 kilo. Uro­dzi­łam, my­śląc, że lada mo­ment doj­dę do sie­bie i wró­cę do mo­jej daw­nej wagi. Nic z tego! Die­te­tyk pod­krę­cał śru­bę bar­dziej i bar­dziej, ja prze­strze­ga­łam każ­dej jego ko­rek­ty w ja­dło­spi­sie tak, jak­by od tego mia­ło za­le­żeć moje ży­cie. W pew­nym sen­sie za­le­ża­ło prze­cież. Pła­ka­łam z bólu, ale ćwi­czy­łam. Waga le­d­wo drga­ła. Mi­nął gru­bo po­nad rok, za­nim coś się zmie­ni­ło.

Do­pie­ro po tym cza­sie moja cho­ro­ba zo­sta­ła zdia­gno­zo­wa­na i wdro­żo­ne zo­sta­ło od­po­wied­nie le­cze­nie. Zde­cy­do­wa­nie zbyt dłu­go to trwa­ło. Dla­te­go po­wie­dzia­łam so­bie – ni­g­dy wię­cej.

Nie chcę znów wa­żyć nie­mal­że sto kilo i nie zno­sić sie­bie.

Kie­dy po­twier­dzi­ły się przy­pusz­cze­nia, że to in­su­li­no­opor­ność, pod­ję­łam de­cy­zję, że zmie­niam wszyst­kie na­wy­ki ży­wie­nio­we, styl ży­cia. I od tam­te­go dnia upar­cie i kon­se­kwent­nie się ich trzy­mam. Nie było ła­two. Ale…

W ten spo­sób żyję już od kil­ku lat i… ugry­złam się w ję­zyk. Chcia­łam na­pi­sać „in­su­li­no­opor­ność to naj­lep­sza rzecz, jaka mnie w ży­ciu spo­tka­ła”, ale to by­ła­by lek­ka prze­sa­da. Cho­ro­ba ni­g­dy nie jest naj­lep­szą rze­czą. Ale zmia­ny, któ­re wy­wo­ła­ła, to już ow­szem. Zmie­ni­łam moje ży­cie, czu­ję się świet­nie. Przede wszyst­kim mam na­dzie­ję, że uda­ło mi się unik­nąć gor­sze­go losu, ja­kim jest cu­krzy­ca typu 2.

Tak. Pod tym wzglę­dem moje ży­cie zmie­ni­ło się na lep­sze. Do­cho­dzę do wnio­sku, że gdy­bym w zgo­dzie ze zdro­wy­mi na­wy­ka­mi żyła wcze­śniej, mia­ła­bym się do­sko­na­le. O tyle le­piej, że nie mia­ła­bym in­su­li­no­opor­no­ści i wiecz­ne­go to­po­ra nad gło­wą, czy cho­ro­ba się znów nie ak­ty­wi­zu­je. Czy nie zmie­ni w cu­krzy­cę? Czy na­stęp­nym ra­zem będę mia­ła tyle sił do wal­ki?

Je­dy­ne, co mnie po­cie­sza, to to, że moja cór­cia od­po­wied­nio żyje, je, spę­dza czas od uro­dze­nia. Być może te na­wy­ki, o któ­re ja mu­sia­łam wal­czyć i uczyć się ich z ta­kim tru­dem, dla niej są co­dzien­no­ścią i ura­tu­ją jej zdro­wie w przy­szło­ści. Być może ge­ne­tycz­ne uwa­run­ko­wa­nie do cu­krzy­cy typu 2 (tak, ma ją nie­mal­że cała moja ro­dzi­na!) zo­sta­nie po­wstrzy­ma­ne. Może u mnie za­koń­czy się na in­su­li­no­opor­no­ści, a w przy­pad­ku mo­jej cór­ki… Jest szan­sa, że po­zo­sta­nie zdro­wa i to zdro­wie prze­nie­sie na swo­je dzie­ci, wnu­ki i ko­lej­ne po­ko­le­nia.

Nie pod­da­ję się cho­ro­bie i mam do tego na­praw­dę spo­rą mo­ty­wa­cję.

„Dzie­ci i na­sto­lat­ki, któ­rych mat­ki prze­strze­ga­ją pię­ciu zdro­wych na­wy­ków – m.in. sto­su­ją zbi­lan­so­wa­ną die­tę i re­gu­lar­nie ćwi­czą – w znacz­nie mniej­szym stop­niu są za­gro­żo­ne oty­ło­ścią – wy­ni­ka z ame­ry­kań­skich ba­dań opi­sa­nych w ma­ga­zy­nie «BMJ»”1..

1Zdro­we na­wy­ki ma­tek – mniej­sze ry­zy­ko oty­ło­ści u dzie­ci, 06.07.2018, PAP, https://www.mp.pl/pediatria/aktualnosci/190345,zdrowe-nawyki-matek-mniejsze-ryzyko-otylosci-u-dzieci, [do­stęp: 03.09.2018].

Zda­niem bo­stoń­skich na­ukow­ców z Ha­rvard T.H. Chan Scho­ol of Pu­blic He­alth mat­ki, któ­re chcą mieć szczu­płe dzie­ci, po­win­ny po­nad­to utrzy­my­wać wła­ści­wą wagę, uni­kać al­ko­ho­lu i nie pa­lić pa­pie­ro­sów. Hm. Wy­da­je się pro­ste. Gra jest war­ta świecz­ki, zwłasz­cza dla in­su­li­no­opor­nych. Oty­łość to pierw­szy sto­pień do in­su­li­no­opor­no­ści i cu­krzy­cy.

Nie­za­leż­nie od bo­stoń­czy­ków, na­ukow­cy z Ha­rvar­du ob­wie­ści­li, że ist­nie­je pięć na­wy­ków, któ­re mają wpływ na oty­łość dzie­ci.

Są to:

prze­strze­ga­nie zdro­wych na­wy­ków ży­wie­nio­wych,

ak­tyw­ność fi­zycz­na,

utrzy­my­wa­nie wła­ści­wej wagi cia­ła,

umiar­ko­wa­ne pi­cie al­ko­ho­lu,

po­wstrzy­my­wa­nie się od pa­le­nia pa­pie­ro­sów.

Chy­ba nie ma co po­wąt­pie­wać w wy­ni­ki ba­dań pły­ną­ce z dwóch róż­nych uczel­ni.

„Wnio­ski z ba­da­nia mogą sta­no­wić wzmoc­nie­nie dla ro­dzin­nych stra­te­gii za­po­bie­ga­nia oty­ło­ści i po­ka­zu­ją, że wy­bo­ry ma­tek mogą mieć klu­czo­wy wpływ na zdro­wie dzie­ci”2.

2 Tam­że, [do­stęp: 03.09.2018].

Ja wy­bra­łam. We­dług za­sad zdro­we­go sty­lu ży­cia będę po­stę­po­wać do mo­ich ostat­nich dni. Te­raz wy­bór na­le­ży do Cie­bie.

Na po­cie­sze­nie po­wiem, że im szyb­ciej się po­go­dzisz z tym, że masz in­su­li­no­opor­ność, im szyb­ciej za­ak­cep­tu­jesz zmia­ny, tym szyb­ciej po­czu­jesz się le­piej!

Ten wy­bór wy­da­je się niby oczy­wi­sty. Jed­no­znacz­ny. Jed­nak sama do­sko­na­le wiem, ile tru­du, wy­rze­czeń, po­świę­ceń wy­ma­ga wy­bra­nie wła­śnie tej dro­gi, dro­gi zdro­wia.

In­su­li­no­opor­ność sta­je się co­raz bar­dziej po­pu­lar­ną cho­robą.

Co­raz wię­cej lu­dzi do­wia­du­je się, że ją ma. To po­stęp, bio­rąc pod uwa­gę, że jesz­cze kil­ka lat temu była dia­gno­zo­wa­na przez po­je­dyn­czych le­ka­rzy. Na­dal ba­da­nia in­su­li­no­opor­no­ści nie są stan­dar­dem po­stę­po­wa­nia dia­gno­stycz­ne­go, ale mam na­dzie­ję, że po­wo­li i to się zmie­ni.

Co­raz wię­cej lu­dzi mówi o tej cho­ro­bie, szu­ka in­for­ma­cji, pyta. Na szczę­ście! To wy­mu­sza na spe­cja­li­stach, by szu­ka­li od­po­wie­dzi na na­sze py­ta­nia, ko­ry­go­wa­li błę­dy w ży­wie­niu i sty­lu ży­cia. Wie­dza o in­su­li­no­opor­no­ści jest co­raz bar­dziej po­wszech­na, co­raz wię­cej o niej wia­do­mo. Ci, któ­rzy sta­ją w ob­li­czu in­su­li­no­opor­no­ści, do­wia­du­ją się, że to nie ko­niec świa­ta. Cho­ciaż… w pe­wien spo­sób może jest. Koń­czy się sta­ry spo­sób ży­cia i wie­le na­wy­ków trze­ba po­że­gnać na za­wsze.

Na po­cząt­ku nie jest wca­le ła­two. Trze­ba w nowy spo­sób na­uczyć się po­strze­gać je­dze­nie i to, jak się kom­po­nu­je po­sił­ki. Je­śli prze­czy­ta­łaś moją pierw­szą książ­kę pt. Jak schud­nąć, gdy die­ta nie dzia­ła, to wiesz do­brze, że nie tyl­ko. Trze­ba ­za­cząć o sie­bie dbać, po­świę­cać so­bie dużo cza­su. Od­sta­wić cał­ko­wi­cie cu­kier, żyw­ność prze­two­rzo­ną, za to jeść dużo wa­rzyw i owo­ców, na­uczyć się do­brze spać. Trze­ba na­uczyć się ra­dzić so­bie ze stre­sem. Ba­nal­nie pro­ste za­sa­dy, o któ­rych każ­dy do­sko­na­le wie… i tyl­ko z ja­kichś nie­wia­do­mych przy­czyn wpro­wa­dze­nie ich do co­dzien­ne­go ży­cia nie jest wca­le ła­twe!

Ale… na po­cie­sze­nie po­wiem – że one na­praw­dę dzia­ła­ją!

Mam na to naj­lep­szy do­wód. Moje wła­sne ży­cie.

To, ja­kie nie­po­rów­ny­wal­nie gor­sze było przed… i nie mó­wię tu o tym, kie­dy już za­pa­dłam na moją cho­ro­bę. Znacz­nie wcze­śniej, kie­dy by­łam mło­da i pięk­na, więc zda­wa­ło­by się – sil­na i zdro­wa, tak na­praw­dę czu­łam się znacz­nie, znacz­nie go­rzej. Mia­łam mniej ener­gii, moje hor­mo­ny bu­zo­wa­ły i zda­rza­ły mi się ata­ki wście­kło­ści albo wiel­kie­go smut­ku. Wy­da­wa­ło mi się, że to jest nor­mal­ne. Dziś wiem, że zły styl ży­cia po­wo­do­wał, że tak na­praw­dę kom­plet­nie nie mia­łam nad ni­czym kon­tro­li. Ani nad swo­imi emo­cja­mi, ani nad sobą, ani tak na­praw­dę nad wła­snym ży­ciem.

Te­raz…?

Mam spo­kój zen. Lu­bię sie­bie, lubi mnie wszech­świat, ja lu­bię wszech­świat.

Nie może być pięk­niej.

To na­praw­dę w taki spo­sób dzia­ła.

Wiem to jesz­cze z in­ne­go źró­dła. Od Was.

Mi­nął nie­mal­że rok od wy­da­nia książ­ki Jak schud­nąć, gdy die­ta nie dzia­ła, a re­ak­cje na nią prze­ro­sły moje naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. Do­sta­łam od Was całe mnó­stwo wia­do­mo­ści, dzie­siąt­ki, set­ki! Po dziś dzień przy­cho­dzą in­for­ma­cje, że ko­muś po­pra­wi­ło się ży­cie! Że wy­szedł z doł­ka! Wpro­wa­dził zmia­ny w swo­im ży­ciu i jest mu le­piej. Że chud­nie, za­czy­na się so­bie po­do­bać, nie czu­je się kom­plet­nie bez­rad­nie, wie­rzy w sie­bie, lubi, ro­dzi­na za­uwa­ża zmia­ny! Same po­zy­tyw­ne re­ak­cje! Żad­na ne­ga­tyw­na do mnie nie do­tar­ła. Mia­łam jed­ną neu­tral­ną, od oso­by, któ­ra spo­dzie­wa­ła się, że po­dam in­for­ma­cję o le­kach, któ­re zo­sta­ły mi prze­pi­sa­ne, a któ­re po­win­no się za­ży­wać pod­czas cho­ro­by. Tych in­for­ma­cji udzie­lić nie mogę. Nie je­stem le­ka­rzem i nie mam upraw­nień ani tym bar­dziej wie­dzy, co na­le­ży ły­kać i w ja­kiej ilo­ści.

Na­to­miast więk­szość pi­sa­ła tak:

Ka­ta­rzy­na: Wi­tam. Po­zwo­li­łam so­bie na­pi­sać pod wpły­wem emo­cji po prze­czy­ta­niu Pani książ­ki. Czy­ta­jąc ją, mia­łam wra­że­nie, że czy­tam o so­bie. Książ­ka jest re­we­la­cyj­na. W 8 ty­go­dni, sto­su­jąc się do wszyst­kich za­sad, schu­dłam 6 kg, po­ziom in­su­li­ny we krwi znacz­nie spadł i naj­praw­do­po­dob­niej moje le­cze­nie in­su­li­no­opor­no­ści za­koń­czy się wy­łącz­nie die­tą bez le­cze­nia far­ma­ko­lo­gicz­ne­go. Po­zdra­wiam ser­decz­nie oraz dzię­ku­ję, że po­dzie­li­ła się Pani czymś, co może po­móc wie­lu ta­kim oso­bom jak ja.

Mag­da­le­na: Je­stem za­chwy­co­na książ­ką „Jak schud­nąć, gdy die­ta nie dzia­ła”. Książ­ka na­praw­dę zmie­nia my­śle­nie nie tyl­ko o od­chu­dza­niu, ale przede wszyst­kim o zdro­wiu.

Mo­ni­ka: Pani Aniu! Prze­czy­ta­łam Pani książ­kę, bo po­mo­gła mo­jej ko­le­żan­ce. Mnie też w ba­da­niach wy­szła in­su­li­no­opor­ność. Gdy­by nie Pani, pew­nie na­dal bym tyła i się gło­dzi­ła na zmia­nę, nie wie­dząc, co się dzie­je! Sto­su­ję się do za­le­ceń i chud­nę!

Agniesz­ka: Dzię­ku­ję za do­brą lek­tu­rę. Ja już by­łam u 4 die­te­ty­ków. Pró­bu­ję wszyst­kie­go. (…) Pani książ­ka cho­dzi za mną po miesz­ka­niu i wy­cho­dzi­my ra­zem na mia­sto. Po­zdra­wiam, Agniesz­ka.

Ju­sty­na: Wi­tam ser­decz­nie, je­stem pod ogrom­nym wra­że­niem na­pi­sa­nej przez Pa­nią książ­ki. Od 6 lat po cią­ży zma­gam się z nie­do­czyn­no­ścią tar­czy­cy oraz in­su­li­no­opor­no­ścią i tak jak Pani ćwi­czę 4 razy w ty­go­dniu, die­tę mam 1400–1500 ka­lo­rii i mój die­te­tyk cią­gle po­wta­rza, że się nie przy­kła­dam i tyle mi wy­star­cza. Od le­ka­rza do le­ka­rza i nic. A ja czu­ję się jak ba­lon.

Pani Ka­ta­rzy­no, Mag­da­le­no, Mo­ni­ko, Agniesz­ko, Ju­sty­no… Tych imion mogę tu wy­mie­niać wie­le, wie­le wię­cej. Każ­dej z Pań bar­dzo dzię­ku­ję! Nie będę się roz­pi­sy­wać, jak miło mi się zro­bi­ło, gdy do­sta­wa­łam ta­kie wia­do­mo­ści! Po­wiem krót­ko: wszyst­kie, co do jed­nej, nie­prze­spa­ne noce, któ­re po­świę­ci­łam na pi­sa­nie tej książ­ki, cały ogrom­ny wy­si­łek, wła­śnie w ta­kich mo­men­tach zo­stał wy­na­gro­dzo­ny. Dzię­ku­ję!

CO SIĘ U MNIE ZMIE­NI­ŁO, OD­KĄD WIEM, ŻE MAM IN­SU­LI­NO­OPOR­NOŚĆ?

Ży­cie pę­dzi. Moja cór­ka ma już po­nad czte­ry lata. Pły­wa w ba­se­nie, na wy­stę­pach re­cy­tu­je wier­szy­ki i śpie­wa pio­sen­ki. Ma swo­je zda­nie i nie oba­wia się go wy­ra­żać. Je­stem z niej bar­dzo dum­na, ze wszyst­kich po­stę­pów, ja­kie robi. Bar­dzo ją ko­cham. Jest moim słoń­cem, ra­do­ścią, szczę­ściem!

Naj­więk­szą dumą, czymś, co na­peł­nia mnie du­żym spo­ko­jem, jest jed­nak to, że… je wa­rzy­wa. Jako jed­no z nie­wie­lu dzie­ci, ja­kie znam, moja cór­ka pro­si o do­kład­kę su­rów­ki. Mówi, że uwiel­bia ka­la­fior i bro­kuł. Zje sa­ła­tę i po­wie, że pysz­ne. Prę­dzej się­gnie po po­mi­do­ra niż po buł­kę. Nie wiem, czy wła­śnie tak wy­glą­da­ło­by jej ży­cie, gdy­by nie moja in­su­li­no­opor­ność i nie­sa­mo­wi­ta de­ter­mi­na­cja, by zrzu­cić wagę i wró­cić do peł­ne­go zdro­wia. Ale to wła­śnie dzię­ki temu moja có­recz­ka od uro­dze­nia pa­trzy i ob­ser­wu­je, co ro­bię i jak się od­ży­wiam. I robi do­kład­nie to samo!

Poza tym… za­wsze jest uśmiech­nię­ta.

Mam na­dzie­ję, że tak bę­dzie do koń­ca jej dłu­gie­go, zdro­we­go ży­cia.

Gdy sia­da­łam do na­pi­sa­nia tej książ­ki, dłu­go za­sta­na­wia­łam się, co jesz­cze zmie­ni­ło się w moim ży­ciu. Jak te­raz ono wy­glą­da – ży­cie z in­su­li­no­opor­no­ścią.

Je­śli czy­ta­łaś moją pierw­szą książ­kę, wiesz do­sko­na­le, w ja­kich oko­licz­no­ściach pod­ję­łam wal­kę z cho­ro­bą. Dla­te­go mo­żesz od­pu­ścić so­bie kil­ka na­stęp­nych aka­pi­tów.

Je­śli nie znasz tej hi­sto­rii, to gdy się­gniesz do pierw­szej czę­ści, do­wiesz się, że mimo tego, że je­stem po­pu­lar­na, wca­le nie było mi ła­two!

Wa­ży­łam nie­mal­że sto kilo, mia­łam ma­leń­kie dziec­ko, roz­padł się mój wie­lo­let­ni zwią­zek, a re­la­cja z moim by­łym part­ne­rem… Nie ukry­waj­my, nie by­li­śmy w sta­nie być obok sie­bie przez pięć se­kund, by nie wy­bu­chła awan­tu­ra. Nie mia­łam pra­cy, nie mia­łam pie­nię­dzy, w nocy nie mo­głam spać, bo tak bo­lał mnie nad­mier­nie ob­cią­żo­ny krę­go­słup, a na do­da­tek stres po­wo­do­wał, że cier­pia­łam na bez­sen­ność. Nie zno­si­łam sie­bie, swo­je­go wi­do­ku i naj­chęt­niej za­ko­pa­ła­bym się pod zie­mię albo – w naj­lep­szym wy­pad­ku! – nie wy­cho­dzi­ła­bym z piw­ni­cy. Tak, to był stan de­pre­syj­ny. Je­dy­ne, co wte­dy mia­łam na sto pro­cent i w nad­mia­rze, to cią­gle i na każ­dym kro­ku fa­tal­ne sa­mo­po­czu­cie.

I wte­dy, w tam­tym sta­nie, wie­dzia­łam jed­no. Mu­szę zro­bić po­rzą­dek ze swo­im or­ga­ni­zmem, ze sobą. Ina­czej się nie po­zbie­ram i nie po­ukła­dam swo­je­go ży­cia na nowo. Po po­nad roku od uro­dze­nia dziec­ka i stwier­dze­nia, że coś jest nie tak, uda­ło mi się do­pro­wa­dzić do po­sta­wie­nia wła­ści­wej dia­gno­zy. Za­czę­łam przyj­mo­wać leki, zmie­ni­łam na­wy­ki, nie tyl­ko ży­wie­nio­we.

Z upar­tą, ma­niac­ką kon­se­kwen­cją trzy­ma­łam się kil­ku pro­stych za­sad. Je­dze­nie. Ruch. Sen i stres. Co­kol­wiek by się nie dzia­ło, jak bar­dzo by się nie chcia­ło i co­kol­wiek by mi (albo in­nym! Inni i ich po­glą­dy na od­chu­dza­nie, to do­pie­ro był spo­ry pro­blem!) się nie wy­da­wa­ło. Ja­dłam re­gu­lar­nie i tyl­ko to, co jest wska­za­ne dla in­su­li­no­opor­nych. Jeź­dzi­łam kon­no, gim­na­sty­ko­wa­łam się co­dzien­nie… ale w moim przy­pad­ku waż­ne było to, bym nie ro­bi­ła tego zbyt dużo. Każ­de­go dnia 35–45 mi­nut wy­star­czy. Ja sta­ra­łam się nie ćwi­czyć dłu­żej niż pół­to­rej go­dzi­ny dzien­nie. Prze­zna­czy­łam na sen osiem go­dzin na dobę, i po­mi­mo tego, że nie mo­głam, kon­se­kwent­nie w nocy sta­ra­łam się spać. Na­wet, je­śli na po­cząt­ku to ozna­cza­ło, że leżę upar­cie z za­mknię­ty­mi ocza­mi. Sto­so­wa­łam tech­ni­ki od­de­cho­we – re­lak­sa­cyj­ne, upar­łam się na po­zy­tyw­ne my­śle­nie i prze­sta­łam się za­sta­na­wiać „a co bę­dzie, gdy…?”.

Jak moje ży­cie wy­glą­da dzi­siaj?

Wszyst­kie wpro­wa­dzo­ne zmia­ny dzia­ła­ją jak au­to­mat.

Jem i już na­wet nie za­sta­na­wiam się, co i jak. Śpię jak su­seł, spró­buj­cie mnie obu­dzić przed upły­wem ośmiu go­dzin! Cie­szę się na­wet naj­prost­szy­mi rze­cza­mi. Prze­sta­łam się za­mar­twiać tym, co może się kie­dyś tam zda­rzyć… ale wca­le nie musi. Jak jest ja­kiś pro­blem w moim ży­ciu… to też się nie za­mar­twiam. Po pro­stu go roz­wią­zu­ję.

Wy­ni­ki ba­dań (ba­dam się jesz­cze na wszel­ki wy­pa­dek, re­gu­lar­nie) mam per­fek­cyj­ne.

Wró­ci­łam do se­ria­lu, moja rola jest w tej chwi­li bar­dzo roz­bu­do­wa­na. Gram w te­atrze – speł­ni­ło się moje wiel­kie ma­rze­nie! Je­stem am­ba­sa­dor­ką sa­mo­cho­du mar­ki Ssang-Yong. Współ­pra­cu­ję z wie­lo­ma fir­ma­mi, któ­re chcą, bym je ­re­pre­zen­to­wa­ła. Nie na­rze­kam na brak pra­cy, wręcz od­wrot­nie. Są mo­men­ty, że nie mogę się od niej opę­dzić… i na­wet nie wy­obra­ża­cie so­bie, jak bar­dzo je­stem za to wdzięcz­na! Gdy zda­rza mi się te­raz bez­sen­na noc, to tyl­ko dla­te­go, że mu­szę na­pi­sać ja­kiś nad­pro­gra­mo­wy ar­ty­kuł, wy­wiad albo… te­raz tę książ­kę. Po­mi­mo tego, że oczy mi się kle­ją i usy­piam nad kom­pu­te­rem – je­stem wdzięcz­na! Głod­ne lata dały mi moc­no w kość i mam na­dzie­ję, że się już nie po­wtó­rzą.

Z moim by­łym… Mamy na­praw­dę do­brą re­la­cję. Co waż­niej­sze – nie kłó­ci­my się wca­le, a nie­rzad­ko mamy od­mien­ne zda­nie co do wy­cho­wa­nia na­sze­go dziec­ka. Dzie­je się tak dla­te­go, że ja bar­dzo się uspo­ko­iłam. Trud­no mnie zde­ner­wo­wać i na­wet jemu się nie uda­je mnie na­praw­dę roz­wście­czyć!

Jak waga? Z ręką na ser­cu, po kil­ku la­tach te­stów po­twier­dzam: to wszyst­ko dzia­ła. Nie mam jo-jo, a go­spo­dar­ka hor­mo­nal­na jest w jak naj­lep­szej for­mie. To nie wszyst­ko. Schu­dłam ja­kąś nie­praw­do­po­dob­ną ilość ki­lo­gra­mów, a skó­ra ni­g­dzie mi nie wisi, nie ma jej za dużo, nie żyje swo­im ży­ciem. Nie mu­szę my­śleć o ope­ra­cjach pla­stycz­nych, a to wiel­ka ulga… Przede wszyst­kim dla port­fe­la. Poza tym… nie mam cel­lu­li­tu. Zero. Nic. Se­rio i na­praw­dę; a nie uży­wam żad­nych kre­mów ani nie ro­bi­łam żad­nych za­bie­gów. Na stu­diach mia­łam cia­ło w gor­szym sta­nie niż te­raz… no ale wte­dy na­praw­dę fa­tal­nie się od­ży­wia­łam ; -)

Ale to nie wszyst­ko. W moim ży­ciu zmie­ni­ło się wie­le wię­cej!

Już pod­czas mo­jej wal­ki, ca­łych tych zma­gań to so­bie uświa­do­mi­łam – wal­ka o ki­lo­gra­my i wy­gląd to rzecz mniej istot­na, spra­wa wtór­na.

Tak na­praw­dę wal­czy­łam o zdro­wie. O to, by mieć siłę i chęć do ży­cia. By wró­cić do pra­cy, by być do­brą mamą, by uło­żyć so­bie ży­cie pry­wat­ne. By mieć ener­gię, być znów speł­nio­ną. I… uda­ło mi się. Wy­gra­łam. Wy­gra­łam to wszyst­ko. Wy­gra­łam SZCZĘ­ŚCIE.

Od kie­dy za­czę­łam wy­gry­wać z moją cho­ro­bą i od kie­dy za­czę­ły być wi­docz­ne pierw­sze efek­ty, lu­dzie za­czę­li za­da­wać mi cią­gle te same py­ta­nia.

–Skąd Ty masz tyle ener­gii? – py­ta­ją mnie zna­jo­mi.

To praw­da. Cały czas dzia­łam na wy­so­kich ob­ro­tach! I nic nie umiem (na­wet nie chcę!) na to po­ra­dzić! Jest mnie wszę­dzie peł­no, chce mi się dzia­łać, ru­szać się, żyć! Do­słow­nie – jak­bym mia­ła skrzy­dła u ra­mion.

Na przy­kład w ostat­nią so­bo­tę. Wsta­łam rano, po­ba­wi­łam się chwi­lę z moją cór­cią, po­tem po­pę­dzi­łam wziąć udział w za­wo­dach kon­nych (był to dla mnie ol­brzy­mi stres, bo to pierw­sza taka wy­pra­wa z moim ko­niem! Ale opła­ca­ło się stre­so­wać i ry­zy­ko­wać! Po­szło nam świet­nie, a za­ba­wa była pierw­sza kla­sa!). Wra­ca­łam dzi­kim pę­dem, żeby zro­bić pysz­niut­ki i zdro­wiut­ki obiad i zdą­żyć jesz­cze pójść z He­len­ką na ba­sen (ale tłu­my!). Gdy He­len­ka oglą­da­ła baj­kę i już pra­wie usy­pia­ła, mój dzień się wca­le nie skoń­czył. Wzię­łam prysz­nic, utu­li­łam cór­cię do snu, po­ma­cha­łam nia­ni i po­pę­dzi­łam na… bab­ski wie­czór! Za­ba­wa była do środ­ka nocy, nie za póź­no, by­le­by za­li­czyć cho­ciaż sie­dem… wy­star­czy sześć… no do­brze. Tym ra­zem i pięć wy­star­czy (no, po ta­aaakim wie­czo­rze z przy­ja­ciół­ka­mi nie mo­gło być ina­czej!) go­dzin snu, rano He­len­kę za­brał tata, a ja do sa­mo­cho­du (nie, nie pi­łam al­ko­ho­lu, więc bez obaw!) i pod Ostró­dę, na za­ję­cia z dzie­cia­ka­mi. Wró­ci­łam pro­sto na plac za­baw, He­len­ka huś­tać by się chcia­ła do zmro­ku. Tym ra­zem, gdy usnę­ła, zmo­gło i mnie. W po­nie­dzia­łek już o szó­stej rano mu­sia­łam się ze­rwać do pra­cy, po­tem uśpić He­len­kę i jesz­cze co nie­co na­pi­sać, bo ter­mi­ny go­nią. Ju­tro od rana zdję­cia do se­ria­lu, ale po na­gra­niach jesz­cze może uda mi się pod­je­chać i wsiąść na ko­nia? Po­tem bę­dzie już póź­no, więc z pla­cu za­baw z He­len nici. Gdy już za­śnie, zwy­cza­jo­wo będę pi­sać, a na ko­niec i ja pój­dę spać.

I tak jest co­dzien­nie. Wsta­ję rano z łóż­ka i zwal­niam tem­po do­pie­ro wte­dy, gdy wie­czo­rem kła­dę się obok mo­jej có­recz­ki, by za­nim za­śnie, jesz­cze choć chwil­kę po­ga­dać o tym, jak mi­nął dzień.

Wsta­ję rano i nie mogę do­cze­kać się tego, co na­dej­dzie w cią­gu dnia!

Pra­cy, za­ba­wy z moim dziec­kiem, wi­zy­ty w staj­ni, spo­tka­nia z przy­ja­ciół­ką… Tyle się dzie­je, że cza­sem nie na­dą­żam… ale uwiel­biam to!

Ale – co waż­niej­sze – mam ocho­tę i siłę na wszyst­ko, na nowe wy­zwa­nia, na sta­re spra­wy.

NA ŻY­CIE MAM OCHO­TĘ, by się nim cie­szyć i czer­pać peł­ny­mi gar­ścia­mi. Se­rio i nie ściem­niam!

–Ty cią­gle się uśmie­chasz! – mó­wią do mnie i zna­jo­mi, i obcy. To praw­da! No gęba mi się sama wciąż cie­szy. Po­mi­mo trud­no­ści, któ­re są cią­gle. Za­wsze i na każ­dym kro­ku każ­de­mu zda­rza­ją się prze­cież ja­kieś przy­kre rze­czy. Ale, po­mi­mo, albo może i dzię­ki temu… świat jest na­praw­dę pięk­ny!

My­ślę cza­sa­mi o tym, że może po­win­nam się uspo­ko­ić i uśmie­chać mniej.

W po­rad­ni­kach uro­dy ko­sme­tycz­ki su­ge­ru­ją, że od tego ro­bią się zmarszcz­ki.

Poza tym moi nie­licz­ni hej­te­rzy za­rzu­ca­ją mi, że cią­gle na każ­dym zdję­ciu wrzu­ca­nym do me­diów spo­łecz­no­ścio­wych nie­zmien­nie się śmie­ję. Twier­dzą, że to nie­moż­li­we. To nie­na­tu­ral­ne wręcz, żeby się tyle śmiać! Spe­cjal­nie dla nich wrzu­ci­łam więc na Fa­ce­bo­oka kil­ka po­zo­wa­nych, ta­kich bez uśmie­chu fo­tek. Nie dość, że trud­no je było zro­bić, to jesz­cze cała resz­ta była szcze­rze za­nie­po­ko­jo­na, że u mnie dzie­je się coś nie tak! Nic dziw­ne­go. Pa­trząc na te zdję­cia, sama czu­łam się dziw­nie!

Do­wie­dzia­łam się też ostat­nio, że już ja­kiś czas temu nie­któ­rzy fo­to­gra­fo­wie za­ło­ży­li się mię­dzy sobą, komu wresz­cie na ja­kimś even­cie uda się zro­bić mi zdję­cie bez uśmie­chu. Na ra­zie 1:0 dla mnie. Nic na to nie po­ra­dzę! Ra­do­śnie mi w du­szy, więc spon­ta­nicz­nie uśmie­cham się cały czas! A od­kąd wiem o tym za­kła­dzie… idę na event i sama do sie­bie chi­cho­czę!

–Wogó­le się nie de­ner­wu­jesz! – mó­wią do mnie ze zdzi­wie­niem ci, któ­rzy ze mną pra­cu­ją. W moim za­wo­dzie, gdy kil­ka­na­ście do kil­ku­dzie­się­ciu osób pra­cu­je ze sobą, czę­sto gę­sto w trud­nych wa­run­kach, przy nie­sprzy­ja­ją­cej po­go­dzie, na­wet naj­lep­szym sprzę­cie, któ­ry może oka­zać się za­wod­ny i w wiecz­nej pre­sji cza­so­wej, kon­flik­ty i spię­cia na pla­nie to nie­rzad­kość. Na­to­miast dla mnie… Te­raz prak­tycz­nie żad­na sy­tu­acja nie pod­no­si mi ci­śnie­nia!

Czy w pra­cy, czy w domu. W domu też są prze­cież sy­tu­acje wy­so­ce stra­te­gicz­ne.

Zima.

Go­dzi­na 7:36.

Za 24 mi­nu­ty mu­szę być już w gar­de­ro­bie na pla­nie, a wszę­dzie kor­ki…, no i wia­do­mo, po dro­dze mu­szę jesz­cze zo­sta­wić He­len w przed­szko­lu. Każ­da mat­ka do­sko­na­le wie, że to nie prze­lew­ki! Li­czy się każ­da se­kun­da!

Ale nie jest źle, bo dziec­ko ubra­ne, raj­stop­ki moc­no na­cią­gnię­te, kom­bi­ne­zo­nik za­pię­ty pod szy­ję, sza­li­czek za­mo­ta­ny, koń­czę wią­zać dru­gie­go but­ka, wsta­ję, otwie­ram drzwi wej­ścio­we i w tym mo­men­cie sły­szę…

– Mamo, kupa!

Tak. To test, któ­ry prze­cho­dzi każ­dy ro­dzic. To mo­ment, kie­dy mimo zimy czu­jesz ude­rze­nie go­rą­ca, sła­bość, mięk­ną ci nogi… Jed­nak ta­kiej sy­tu­acji ni­jak nie da się zi­gno­ro­wać.

W oka­mgnie­niu za­trza­sku­ję drzwi, ścią­gam sza­li­czek, kom­bi­ne­zon, but­ki, raj­stop­ki z He­len­ki zdzie­ram w lo­cie, bie­gnąc już z nią na rę­kach do ła­zien­ki. Ry­zy­kiem jest to, że coś się może po­drzeć, ale na Boga! Jest już 7:38!

Wresz­cie He­len­ka sie­dzi na ki­bel­ku. Cze­ka­my.

– Już? – py­tam wresz­cie, po­na­glo­na cy­ka­niem ze­gar­ka.

– Nie – stę­ka moje dziec­ko. – Chy­ba jed­nak mi się nie chce.

Tak. To mo­ment, kie­dy krew od­pły­wa z twa­rzy i ma się ocho­tę zjeść żyw­cem wła­sne dziec­ko!

– Za­kła­daj maj­ty – za­miast tego od­po­wia­dam spo­koj­nie. Na twa­rzy mam, zda­je się, coś na kształt uśmie­chu. Po­mi­mo tego, że kro­ple potu ście­ka­ją mi z czo­ła, a żył­ka nie­bez­piecz­nie pul­su­je.

Ale zen. Zen mam w gło­wie i w ser­cu!

PO­WAŻ­NIE! Mam oce­any cier­pli­wo­ści, mo­rza spo­ko­ju, spóź­nię się do pra­cy – bywa i tak! Z nie­zni­ka­ją­cym uśmie­chem na­cią­ga­my znów raj­stop­ki, kom­bi­ne­zo­nik i inne czę­ści gar­de­ro­by, słu­żą­ce do tego, by zimą za­drę­czyć ro­dzi­ca tak, aby przy mi­nus dwu­dzie­stu stróż­ki potu cie­kły mu po czo­le.

A wiesz, co w tym wszyst­kim jest naj­lep­sze?

Całe ży­cie my­śla­łam, że je­stem cho­le­rycz­ką.

Tym­cza­sem oka­zu­je się, że zu­peł­nie nie! Nie pa­mię­tam, jak było we wcze­snym dzie­ciń­stwie, ale od­kąd zro­bi­łam po­rzą­dek z hor­mo­na­mi, od­kąd wio­dę zdro­wy styl ży­cia… wiem już, że nią nie je­stem!

Co z tego wy­ni­ka?

Mam cier­pli­wość do mo­je­go dziec­ka. Ma już po­nad czte­ry lata, a może w su­mie ze trzy razy na nią na­krzy­cza­łam. Wię­cej na­praw­dę nie było po­trze­by! Dzię­ki temu moje dziec­ko jest cią­gle uśmiech­nię­te, ra­do­sne i po­god­ne – czy moż­na chcieć cze­goś wię­cej?

Mam cier­pli­wość w pra­cy. Lu­dzie lu­bią ze mną pra­co­wać, bo nie stwa­rzam pro­ble­mów, jest miło, ła­two, przy­jem­nie. Efekt? Pro­po­zy­cji pra­cy mam co­raz wię­cej!

Od­kąd je­stem uśmiech­nię­ta i peł­na ener­gii, lu­dzie lu­bią moje to­wa­rzy­stwo. Lgną do mnie, szu­ka­ją kon­tak­tu, oka­zji do spo­tka­nia czy roz­mo­wy. Co wię­cej – fa­ce­ci na mnie lecą! Po­do­bam się im. A spójrz­my praw­dzie w oczy: któ­ra ko­bie­ta nie lubi ro­bić wra­że­nia na płci prze­ciw­nej?! Dzię­ki temu skrzy­dła ro­sną i uśmiech go­ści na twa­rzy jesz­cze czę­ściej!

In­su­li­no­opor­ność, to wszyst­ko, o co mu­sia­łam wal­czyć, wszyst­ko, co mu­sia­łam zmie­nić, zdro­we na­wy­ki, któ­re mu­sia­łam na­być, spra­wi­ły, że dziś, po wie­lu la­tach od zdia­gno­zo­wa­nia cho­ro­by, jaką jest in­su­li­no­opor­ność, na­dal nie dość, że mam cał­kiem faj­ną fi­gu­rę, to jesz­cze waż­niej­sze jest to, że JE­STEM SPEŁ­NIO­NA.

Na­wet nie wie­dzia­łam, że wal­cząc z ki­lo­gra­ma­mi, wal­czę tak na­praw­dę o szczę­ście. Uda­ło mi się to. Opo­wia­da­jąc o mo­jej cho­ro­bie, o tym, jak zrzu­ci­łam po­nad 35 ki­lo­gra­mów, jed­no­cze­śnie opo­wia­da­łam, jak być szczę­śli­wym! Zna­la­złam na to re­cep­tę.

Naj­gor­sze, że od­po­wiedź na to moż­na zmie­ścić w dwóch sło­wach: być zdro­wym.

Bo zdro­wie, mimo tego, że brzmi to tak ba­nal­nie, to to wszyst­ko tak daje. Jak to się mówi – czło­wiek jest w sta­nie uwie­rzyć w naj­bar­dziej wy­myśl­ne kłam­stwo, a ni­jak nie jest w sta­nie po­go­dzić się z praw­dą.

Je­że­li w nią uwie­rzysz, je­że­li się z nią po­go­dzisz, jak­kol­wiek by nie była ba­nal­na… cóż.

Bę­dziesz zdro­wa, peł­na ener­gii, szczę­śli­wa.

To wszyst­ko za­le­ży od Cie­bie.

DLA­CZE­GO TO PI­SZĘ?

Im­pul­sem do na­pi­sa­nia pierw­szej książ­ki były nie­zli­czo­ne wia­do­mo­ści od dziew­czyn, któ­re były w iden­tycz­nej sy­tu­acji jak ja.

Uty­łam w cią­ży po­nad 35 ki­lo­gra­mów. Wa­ży­łam nie­mal­że sto kilo. Nie żar­tu­ję – by­łam szer­sza niż wyż­sza i nie cho­dzi­łam, tyl­ko się tur­la­łam. Póki by­łam w cią­ży, nie ru­sza­ło mnie to. Oszo­ło­mio­na gi­gan­tycz­ną ilo­ścią oksy­to­cy­ny my­śla­łam „ła­two przy­szło, ła­two pój­dzie” i zaj­mo­wa­łam się głów­nie tym, żeby mo­jej có­recz­ce ni­cze­go nie bra­ko­wa­ło. Po­tem ­uro­dzi­łam, ­za­bra­łam się za die­tę oraz ruch i by­łam prze­ko­na­na, że za kil­ka mie­się­cy będę mia­ła fi­gu­rę lep­szą niż przed cią­żą.

Ni­g­dy w ży­ciu się chy­ba tak bo­le­śnie nie po­my­li­łam!

Przy dra­koń­skiej die­cie, gdzie alarm w te­le­fo­nie wy­zna­czał mi pory po­sił­ków, a ja ze skru­pu­lat­no­ścią far­ma­ceu­ty od­li­cza­łam gra­my, któ­re mogę zjeść, po roku wy­rze­czeń, bólu, za­ci­ska­nia zę­bów schu­dłam naj­wy­żej kil­ka kilo!

Po roku wal­ki. Kil­ka.

W jed­nym mie­sią­cu chu­dłam na­wet i pół­to­ra kilo, aby w na­stęp­nym nie wie­dzieć od cze­go – od po­wie­trza nie­mal­że! – przy­tyć dwa. Ob­ci­na­łam więc ko­lej­ne gra­my z do­zwo­lo­ne­go po­sił­ku, cie­szy­łam się z naj­mniej­sze­go suk­ce­su i każ­de pół ki­lo­gra­ma utra­ty wagi było po­wo­dem do wiel­kiej dumy. Jed­nak co­raz więk­szą mia­łam pew­ność, że ze mną – z moim or­ga­ni­zmem! – dzie­je się coś nie tak. Prze­czy­ta­łam nie­mal­że wszyst­ko na te­mat die­ty, funk­cjo­no­wa­nia or­ga­ni­zmu, chud­nię­cia, od­ży­wia­nia się. Wszyst­ko, co moż­na było do­stać na pol­skim ryn­ku, w in­ter­ne­cie i na por­ta­lach dla le­ka­rzy.

Po­wo­li zdo­by­wa­łam pew­ność – in­su­li­no­opor­ność.

Na szczę­ście wresz­cie tra­fił się dok­tor, któ­ry to u mnie zdia­gno­zo­wał. Prze­ba­dał mnie grun­tow­nie. Do­sta­łam leki. Za­czę­łam jeść w spo­sób de­dy­ko­wa­ny tej cho­ro­bie.

I na­gle się oka­za­ło, że chud­nę. Bez ła­ski. Bez wy­sił­ku, nie­mal­że. Nie li­cząc gra­mów, nie li­cząc mi­nut od i do po­sił­ku. Je­dząc re­gu­lar­nie trzy, ale te­raz – po­sy­pu­ję gło­wę po­pio­łem! – te­raz jem i pięć razy dzien­nie.

Gdy opa­no­wa­łam sy­tu­ację, waga po­wo­li, ale nie­uchron­nie za­czę­ła spa­dać. Wte­dy za­czę­łam dzie­lić się tym do­świad­cze­niem w me­diach.

Nie mia­łam wyj­ścia! Wszy­scy chcie­li wie­dzieć, dla­cze­go dziew­czy­na z roz­mia­rem 36 na­gle zmie­ni­ła się w hi­po­po­ta­ma!

Pa­mię­tam ten mo­ment, kie­dy pierw­szy raz, po­ko­nu­jąc wstyd, opo­wia­da­łam o tym w Py­ta­niu na Śnia­da­nie. Rany. Do­brze, że mia­łam wte­dy na­praw­dę moc­ny ma­ki­jaż. Sie­dzia­łam czer­wo­na jak pi­wo­nia, na­wet sto­py mia­łam czer­wo­ne. Mia­łam ocho­tę za­paść się pod zie­mię.

Opo­wia­da­łam o mo­jej wal­ce. O tym, że mam cho­rą tar­czy­cę i in­su­li­no­opor­ność, że przez rok waga nie­mal­że nie drgnę­ła, ale chcę, mu­szę schud­nąć i sta­nę na gło­wie, by się to uda­ło.

Wie­rzy­łam wte­dy z całą mocą, że tak się sta­nie. Ale z dru­giej stro­ny wie­dzia­łam, jak to wy­glą­da. Gru­ba baba, któ­ra opo­wia­da, że chce schud­nąć – też mi no­wość! Któ­ra nie chce? Ilu się uda­je? Do­tknę­ła mnie już wte­dy pre­sja, z jaką spo­ty­ka­ją się gru­be oso­by: sama jest so­bie win­na. Żre, to ma. Niech prze­sta­nie jeść, to od razu schud­nie. Die­ta MŻ, zna­cie to?

No wła­śnie.

Dla­te­go ja, sie­dząc wte­dy w te­le­wi­zji, opo­wia­da­jąc o swo­im pro­ble­mie, spo­dzie­wa­łam się co naj­wy­żej hej­tu.

I wte­dy dru­gi raz się po­my­li­łam.

Do­sta­łam wte­dy bar­dzo dużo wspar­cia. I wte­dy, i póź­niej za­czę­ły do mnie przy­cho­dzić nie­sa­mo­wi­te wia­do­mo­ści. Obcy lu­dzie pi­sa­li, że trzy­ma­ją za mnie kciu­ki, że na pew­no mi się uda. To było nie­sa­mo­wi­te! Czy­ta­łam je, łzy szczę­ścia pły­nę­ły mi po po­licz­kach i czu­łam co­raz więk­szą siłę.

Dzię­ko­wa­łam za to wspar­cie, dzię­ku­ję po dziś dzień.

Chu­dłam. W mia­rę tego, jak zni­ka­ły ki­lo­gra­my, do­sta­wa­łam rów­nież inne wia­do­mo­ści.

Naj­pierw jed­na wia­do­mość na kil­ka dni. Po­tem jed­na dzien­nie. Po­tem po kil­ka, kil­ka­na­ście, kil­ka­dzie­siąt!

Pi­sa­ły dziew­czy­ny, któ­re były w ta­kiej sa­mej sy­tu­acji jak ja.

Na die­cie, ćwi­czą­ce. Za­ła­ma­ne. Bo mimo wy­sił­ku nie chu­dły. Wręcz tyły. Każ­da mia­ła do­kład­nie ta­kie samo wra­że­nie, jak ja: od po­wie­trza.

Od­pi­sy­wa­łam każ­dej, bo pa­mię­ta­łam, jak to było, gdy sama od­bi­ja­łam się od le­ka­rza do le­ka­rza i nikt nie umiał mi po­móc.

Nie­ste­ty, wkrót­ce się oka­za­ło, że nie je­stem w sta­nie od­pi­sać na każ­dą wia­do­mość, bo jest ich za dużo.

Wte­dy po­my­śla­łam, że może le­piej by­ło­by nie od­pi­sy­wać po kil­ka la­ko­nicz­nych zdań, tyl­ko ze­brać całą wie­dzę, któ­rą w mię­dzy­cza­sie zdo­by­łam, i wy­dać to w jed­nej, wspól­nej książ­ce.

Pi­sa­łam po no­cach, bo za dnia bo­ry­ka­łam się z pro­ble­ma­mi ma­cie­rzyń­stwa, dnia co­dzien­ne­go i pra­cy. Nie do­sy­pia­łam, sła­nia­łam się na no­gach, ale za­wsze, gdy kle­iły mi się oczy ze zmę­cze­nia i mia­łam już na­praw­dę dość, my­śla­łam so­bie o tym ogrom­nym wspar­ciu, któ­re do­sta­wa­łam nie­ustan­nie od ob­cych lu­dzi. My­śla­łam, że sko­ro go tyle do­sta­ję, to moim obo­wiąz­kiem jest na­pi­sać książ­kę i całą zdo­by­tą wie­dzę, do­świad­cze­nie, prze­ka­zać da­lej. Sła­nia­jąc się ze zmę­cze­nia, my­śla­łam so­bie, że je­że­li moja pra­ca po­mo­że choć jed­nej dziew­czy­nie w po­dob­nej sy­tu­acji, to jest war­ta wszel­kich po­świę­ceń.

I wie­cie, co się oka­za­ło?

Była!

Od­zew prze­rósł moje naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia.

Dzie­siąt­ki, set­ki – już śmia­ło mogę mó­wić – ty­sią­ce ko­biet zmie­ni­ło swo­je ży­cie dzię­ki tam­tej książ­ce. Co naj­waż­niej­sze – uwie­rzy­ło, że da się to zro­bić.

Po­szły do le­ka­rza, je­śli trze­ba było, to po kil­ka razy, aż wresz­cie zna­la­zły ta­kie­go, któ­ry je prze­ba­dał.

Za­czę­ły zmie­niać na­wy­ki ży­wie­nio­we, wy­rzu­ci­ły z ja­dło­spi­su cu­kier i żyw­ność prze­two­rzo­ną, za to za­czę­ły jeść wa­rzy­wa i owo­ce. Za­czę­ły dbać o to, jak śpią, i pró­bo­wać ra­dzić so­bie ze stre­sem.

Skąd to wiem?

Z dzie­sią­tek, se­tek wia­do­mo­ści, któ­re do­sta­ję.

Ser­ce mi ro­śnie za każ­dym ra­zem, gdy któ­raś z czy­tel­ni­czek pi­sze do mnie, że dzię­ki mo­jej książ­ce jej się uda­ło. Dzię­ku­ję za te wia­do­mo­ści, dzię­ku­ję, że chcia­ły­ście się ze mną po­dzie­lić swo­imi zma­ga­nia­mi, suk­ce­sa­mi, a cza­sem rów­nież po­raż­ka­mi. Do­sko­na­le wiem, jaka to trud­na dro­ga, dla­te­go gra­tu­lu­ję i szcze­rze cie­szę się z suk­ce­su każ­dej jed­nej dziew­czy­ny.

Nie­ustan­nie, dzień po dniu – trzy­mam za Was kciu­ki!

Wal­ka nie jest ła­twa, po­ku­sy czy­ha­ją na każ­dym kro­ku… wiem to do­brze sama po so­bie.

Ale…

No bo wia­do­mo, że w każ­dej hi­sto­rii jest ja­kieś ale…

Je­śli są­dzi­łam, że na­pi­szę książ­kę i dzię­ki temu nie będę mu­sia­ła od­pi­sy­wać już na ogrom­ną ilość spły­wa­ją­cych do mnie wia­do­mo­ści, po raz ko­lej­ny się po­my­li­łam.

Poza wia­do­mo­ścia­mi o Wa­szych suk­ce­sach i zmia­nach w ży­ciu, otrzy­mu­ję ogrom­ną ilość py­tań typu: mam in­su­li­no­opor­ność i co da­lej?

Sama do­brze pa­mię­tam tę sy­tu­ację.

Dok­tor la­ko­nicz­nie zle­cił – dużo wa­rzyw i owo­ców o ni­skim in­dek­sie gli­ke­micz­nym, ogra­ni­czyć wę­glo­wo­da­ny.

Świet­nie. Tyl­ko, co to zna­czy?

No i… jak to zro­bić?

Dla­te­go do­sko­na­le ro­zu­miem Wa­sze py­ta­nia. By­łam w iden­tycz­nej sy­tu­acji i doj­ście do tego, co i jak mam jeść, za­ję­ło mi tro­chę cza­su. I dla­te­go znów mnie pod­kor­ci­ło… Czy nie le­piej, za­miast kil­ku la­ko­nicz­nych zdań, na­pi­sać więk­szą ca­łość, gdzie za­miesz­czę od­po­wie­dzi na wszyst­kie nur­tu­ją­ce Was w tej spra­wie py­ta­nia…

Od­po­wiem, co to są wę­glo­wo­da­ny, ni­ski in­deks gli­ke­micz­ny oraz co po­głę­bia in­su­li­no­opor­ność, a co po­ma­ga jej unik­nąć.

Na­pi­szę, co jeść.

In­su­li­no­opor­ność. Co to w ogó­le jest i jak ją roz­po­znać?

Ju­sty­na: Dzię­ku­ję! Nie mo­głam schud­nąć, prze­szłam tyle diet, jak coś chu­dłam po­tem i tak ty­łam. Za Pani radą po­szłam do le­ka­rza, mam in­su­li­no­opor­ność. Wie­rzę, że dzię­ki Pani książ­ce też mi się uda i schud­nę.

Na po­czą­tek tro­chę sta­ty­sty­ki. Smut­nej sta­ty­sty­ki.

Sza­cu­je się, że na świe­cie rocz­nie z po­wo­du cu­krzy­cy umie­ra 5 mi­lio­nów osób. Czy­li pań­stwo o ta­kiej po­pu­la­cji jak Nor­we­gia zni­ka z po­wierzch­ni zie­mi.

We­dług sta­ty­styk w 2015 roku 415 mi­lio­nów osób do­ro­słych mia­ło zdia­gno­zo­wa­ną cu­krzy­cę. Bio­rąc pod uwa­gę praw­dzi­wą epi­de­mię tej cho­ro­by, ob­li­cza się, że w roku 2040 licz­ba ta wzro­śnie do 642 mi­lio­nów.

Ozna­cza to, że w tej chwi­li co 11 do­ro­sły jest cho­ry na cu­krzy­cę. Za kil­ka lat bę­dzie to co dzie­sią­ta oso­ba.

Jak my­ślisz so­bie, że nie jest tak źle, to się my­lisz.

Oko­ło jed­na trze­cia cho­rych do­ro­słych na­wet nie wie, że ma cu­krzy­cę!

A jak to wy­glą­da w Pol­sce?

We­dług ra­por­tu z 2018 Cu­krzy­ca. Gdzie je­ste­śmy?Do­kąd zmie­rza­my? spo­rzą­dzo­ne­go przez In­sty­tut Ochro­ny Zdro­wia, oko­ło 21 500 do­ro­słych umie­ra na cu­krzy­cę. Mniej wię­cej, bo wie­le śmier­ci wy­ni­ka z po­wi­kłań cu­krzy­cy i cho­rób jej to­wa­rzy­szą­cych, a to nie jest uwzględ­nio­ne w tych wy­li­cze­niach. Ta licz­ba jest dużo więk­sza niż, daj­my na to, licz­ba umie­ra­ją­cych ko­biet na raka pier­si.

W 2015 roku zdia­gno­zo­wa­nych cho­rych było po­nad 3 mi­lio­ny. To tak, jak­by cho­ro­wa­ła cała War­sza­wa, Kra­ków, a do tego jesz­cze Wro­cław. Aż 8% do­ro­słej po­pu­la­cji. Sza­cu­je się, że w 2040 roku ta licz­ba zwięk­szy się do 4 mi­lio­nów – doj­dzie Po­znań i może jesz­cze Gdy­nia. Licz­ba zdia­gno­zo­wa­nych osób wzro­śnie do 11% po­pu­la­cji. Z cze­go – przy­po­mnę – do 30% cho­rych na­wet nie wie, że cho­ru­je!

Dla­cze­go o tym pi­szę?

Z tego po­wo­du, że in­su­li­no­opor­ność jest cho­ro­bą, któ­ra bar­dzo czę­sto po­prze­dza cu­krzy­cę typu 2. Nie­le­czo­na może wła­śnie do­pro­wa­dzić do tej cho­ro­by, ale rów­nież wiesz­czy wie­le in­nych kło­po­tów. Po­stę­po­wa­nie w le­cze­niu, pro­fi­lak­ty­ce in­su­li­no­opor­no­ści jest iden­tycz­ne jak w cu­krzy­cy typu 2. Je­dzie­my na jed­nym wóz­ku, ko­cha­ni cu­krzy­cy!

Z jed­ną róż­ni­cą – cu­krzy­ca jest cho­ro­bą dia­gno­zo­wa­ną w dość pro­sty spo­sób i w więk­szej mie­rze le­czo­ną.

In­su­li­no­opor­ność cały czas w du­żym stop­niu wy­my­ka się uwa­dze le­ka­rzy.

„Licz­ba osób w na­szym kra­ju ze sta­nem przed­cu­krzy­co­wym, któ­ry jest bar­dzo sil­nym czyn­ni­kiem ry­zy­ka roz­wo­ju cu­krzy­cy typu 2, jest po­dob­na lub na­wet wyż­sza od licz­by osób z cu­krzy­cą”3.

3 A. Ci­choc­ka, Ile wę­glo­wo­da­nów w die­cie osób z cu­krzy­cą typu 2?, 13.11.2017, https://ncez.pl/choroba-a-dieta/cukrzyca-i-insulinoopornosc/ile-weglowodanow-w-diecie-osob-z-cukrzyca-typu-2-, [do­stęp: 03.09.2018].

Wy­my­ka się uwa­dze rów­nież sa­mych pa­cjen­tów. Więk­szość – tak jak ja! – nie ma po­ję­cia, że w ogó­le ma in­su­li­no­opor­ność. Fakt, że nie może schud­nąć, ko­ja­rzy prę­dzej z tym, że ma ge­ne­tycz­ne uwa­run­ko­wa­nia do oty­ło­ści (a bo mama jest oty­ła, bab­cia, sio­stra), a bo cza­sem pod­ja­da coś słod­kie­go, a bo się nie ru­sza.

Wszyst­ko praw­da. Z tą róż­ni­cą, że czło­wiek zdro­wy bar­dzo czę­sto robi do­kład­nie to samo, a nie jest oty­ły. Czło­wiek oty­ły bar­dzo czę­sto uwa­ża na to, co je, a tyje i tak.

Jak czę­sto zwra­ca­ją uwa­gę sami cho­rzy, w tym rów­nież i ja: mia­łam od­czu­cie, że tyję nie­mal­że od po­wie­trza!

Dużo jest też hi­sto­rii po­dob­nych do mo­jej. Wie­le dziew­czyn la­ta­mi, za po­mo­cą wie­lu wy­rze­czeń, re­stryk­cyj­nych diet i gło­dó­wek oraz bar­dzo in­ten­syw­ne­go upra­wia­nia spor­tu utrzy­mu­je, co praw­da, do­brą syl­wet­kę, ale kosz­tem za­bu­rzeń me­ta­bo­li­zmu. Wy­star­czy ka­ta­li­za­tor w po­sta­ci cią­ży i mle­ko się wy­le­wa. W nie­opa­no­wa­ny spo­sób się tyje, po­tem bez wspar­cia le­ka­rza i le­ków nie moż­na schud­nąć.

Za­bu­rze­nia me­ta­bo­licz­ne to rów­nież pla­ga wśród spor­t­sme­nek. Ogrom­ny wy­si­łek fi­zycz­ny, bar­dzo czę­sto wspar­ty fa­tal­ną die­tą… i do za­bu­rzeń me­ta­bo­licz­nych je­den krok. In­su­li­no­opor­ność przy tym to do­pie­ro po­czą­tek scho­dów, za­le­d­wie pierw­szy sto­pień. Dużo gor­szą przy­pa­dło­ścią jest na przy­kład ze­spół po­li­cy­stycz­nych jaj­ni­ków, któ­re­go kon­se­kwen­cją może być dla ko­bie­ty bez­płod­ność.

Bar­dzo dużo dziew­czyn pi­sa­ło do mnie, że im też wresz­cie ktoś zdia­gno­zo­wał in­su­li­no­opor­ność. Po 2, 6, re­kor­dzist­ka na­pi­sa­ła, że po 12 la­tach od mo­men­tu, gdy bar­dzo dużo uty­ły w cią­ży i ni­jak nie mo­gły schud­nąć! Z jed­nej stro­ny to bar­dzo przy­kre, że aż tyle lat mu­sia­ły cze­kać na po­moc. Z dru­giej… chwa­ła Bogu, że ją w ogó­le w ży­ciu otrzy­ma­ły!

In­su­li­no­opor­ność to nie tyl­ko pro­blem zwią­za­ny z oty­ło­ścią i fak­tem, że za nic nie moż­na zrzu­cić nie­chcia­nych ki­lo­gra­mów. To rów­nież sta­ny de­pre­syj­ne, nie­sta­bil­ność emo­cjo­nal­na, złe sa­mo­po­czu­cie, bez­sen­ność, zmę­cze­nie i brak ener­gii. Prze­ży­łam, szcze­rze wam po­wiem – nic przy­jem­ne­go!

Jed­nak dość stra­sze­nia, czar­no­widz­twa i sia­nia złej ener­gii!

Je­śli masz tę książ­kę w rę­kach, to z bar­dzo du­żym praw­do­po­do­bień­stwem masz już zdia­gno­zo­wa­ną in­su­li­no­opor­ność.

Ale może się też tak zda­rzyć, że do­pie­ro ją u sie­bie po­dej­rze­wasz. Masz kło­pot ze zrzu­ce­niem wagi i szu­kasz po­my­słu, co z tym zro­bić?

KIE­DY ZGŁO­SIĆ SIĘ DO LE­KA­RZA?

Je­że­li w krót­kim cza­sie bar­dzo uty­łaś.

Masz pro­blem ze zrzu­ce­niem wagi, po­mi­mo die­ty i ru­chu mi­ni­mum 30 mi­nut dzien­nie nie chud­niesz.

Masz wra­że­nie, że ty­jesz nie­mal­że od po­wie­trza.

Je­steś cią­gle zmę­czo­na i bez ener­gii.

Po po­sił­ku chce ci się spać, je­steś sen­na.

Tra­cisz kon­cen­tra­cję, masz osła­bio­ną pa­mięć, cięż­ko ci się sku­pić.

Po po­sił­ku masz ocho­tę na coś słod­kie­go.

Masz co ja­kiś czas nie­opa­no­wa­ny głód na coś słod­kie­go.

Wy­pa­da­ją ci wło­sy, masz su­chą skó­rę, po­pę­ka­ne pię­ty, łam­li­we pa­znok­cie.

Masz nie­re­gu­lar­ny okres, nie masz okre­su, masz kło­pot z zaj­ściem w cią­żę.

Ty­jesz głów­nie w oko­li­cy brzu­cha.

Masz oty­łość brzusz­ną – u ko­biet po­wy­żej 88 cm, u męż­czyzn po­wy­żej 102 cm.

Czu­jesz cią­gle głód.

Masz duże pra­gnie­nie.

Te ob­ja­wy nie świad­czą o tym, że masz in­su­li­no­opor­ność, pa­mię­taj o tym!

Jed­nak są świa­dec­twem tego, że z Two­im or­ga­ni­zmem może być coś nie tak. Je­że­li masz choć kil­ka z tych ob­ja­wów, po­win­naś zgło­sić się do le­ka­rza i zro­bić spe­cja­li­stycz­ne ba­da­nia. Nie­wy­klu­czo­ne, że oka­że się, że masz in­su­li­no­opor­ność. Mogą to być rów­nież in­ne­go ro­dza­ju za­bu­rze­nia me­ta­bo­licz­ne. Pa­mię­taj, nie­le­czo­ne mogą do­pro­wa­dzić do cu­krzy­cy typu 2, a to na­praw­dę mało sym­pa­tycz­na cho­ro­ba.

Je­śli już je­steś u le­ka­rza, pa­mię­taj, by za­dbać o to, by spraw­dzić rów­nież in­su­li­no­opor­ność!

CO TO W OGÓ­LE JEST IN­SU­LI­NO­OPOR­NOŚĆ?

„In­su­li­no­opor­ność (ang. in­su­lin re­si­stan­ce, IR) to stan, w któ­rym nor­mal­ne stę­że­nie in­su­li­ny jest nie­wy­star­cza­ją­ce, aby umoż­li­wić pra­wi­dło­wą re­ak­cję or­ga­ni­zmu na ten hor­mon. Re­ak­cja na in­su­li­nę jest upo­śle­dzo­na, co po­wo­du­je, że trzust­ka musi pro­du­ko­wać więk­szą jej ilość w celu re­gu­la­cji gli­ke­mii”5.

5 Alek­san­dra Ci­choc­ka, In­su­li­no­opor­ność a ze­spół me­ta­bo­licz­ny – cha­rak­te­ry­sty­ka i dia­gno­sty­ka, 16.10.2017, https://ncez.pl/choroba-a-dieta/cukrzyca-i-insulinoopornosc/insulinoopornosc-a-zespol-metaboliczny-----charakterystyka-i-diagnostyka, [do­stęp: 03.09.2018].

In­su­li­na to hor­mon po­li­pep­ty­do­wy wy­twa­rza­ny przez trzust­kę. Jej za­da­niem jest wy­ła­py­wa­nie glu­ko­zy z krwi i prze­ka­zy­wa­nie jej do ko­mó­rek. To głów­ne źró­dło ener­gii dla or­ga­ni­zmu. Jest pod­sta­wo­wym i naj­waż­niej­szym hor­mo­nem w me­ta­bo­li­zmie wę­glo­wo­da­nów.

Przy in­su­li­no­opor­no­ści me­cha­nizm wni­ka­nia glu­ko­zy do ko­mó­rek zo­sta­je za­bu­rzo­ny. Ko­mór­ki nie re­agu­ją na in­su­li­nę; nie otwie­ra­ją się i nie przyj­mu­ją ła­dun­ku glu­ko­zy.

„Nie­le­czo­na opor­ność na ten hor­mon pro­wa­dzi do:

pod­wyż­szo­ne­go po­zio­mu cu­kru we krwi (hi­per­gli­ke­mii) i cu­krzy­cy typu 2,

nad­mier­ne­go wy­dzie­la­nia glu­ko­zy z wą­tro­by, co rów­nież pro­wa­dzi do hi­per­gli­ke­mii i cu­krzy­cy typu 2,

nad­mier­ne­go wy­dzie­la­nia li­po­pro­te­in, co pro­wa­dzi do miaż­dży­cy i cho­rób ser­ca.

Opor­ność ko­mó­rek tłusz­czo­wych wo­bec tego hor­mo­nu za­bu­rza całą go­spo­dar­kę hor­mo­nal­ną, nie tyl­ko zwią­za­ną z re­gu­la­cją gli­ke­mii. Ko­mór­ki tłusz­czo­we pro­du­ku­ją hor­mo­ny o na­zwie adi­po­ki­ny, któ­re zwięk­sza­ją IR (in­su­li­no­opor­ność) oraz sprzy­ja­ją do­dat­ko­we­mu ty­ciu”6.

6Insu­li­no­opor­ność – przy­czy­ny, ob­ja­wy, le­cze­nie, die­ta, https://cukrzycapolska.pl/kontrola/insulinoopornosc/, [do­stęp: 03.09.2018].

Efek­tem jest rów­nież to, że cią­gle po­zo­sta­jesz głod­na. Ko­mór­ki nie­ustan­nie prze­sy­ła­ją ko­mu­ni­kat do mó­zgu, że nie mają wy­star­cza­ją­cej ilo­ści ener­gii. Żo­łą­dek pe­łen sa­ła­ty i po­mi­do­rów, a ty cią­gle byś chcia­ła coś zjeść!

To przy­czy­na, dla któ­rej zde­spe­ro­wa­ny or­ga­nizm do­ma­ga się naj­sil­niej­szych środ­ków; to zna­czy, abyś po po­sił­ku się­gnę­ła po coś słod­kie­go.

Pod żad­nym po­zo­rem, ni­g­dy tego nie rób!

Nie za­spo­koi to Two­je­go „gło­du”, na­to­miast spo­wo­du­je, że ko­mór­ki w jesz­cze więk­szym stop­niu uniew­raż­li­wią się na in­su­li­nę!

Ale to nie ko­niec kło­po­tów in­su­li­no­opor­nych.

Po­nie­waż or­ga­nizm nie ma re­ak­cji ko­mó­rek na in­su­li­nę, od­bie­ra sy­gna­ły, że nad­miar glu­ko­zy jest cią­gle we krwi. Po­wo­du­je to zwięk­sze­nie przez trzust­kę pro­duk­cji in­su­li­ny. To ten mo­ment jest wy­chwy­ty­wa­ny w ba­da­niach!

Hi­per­in­su­li­ne­mia (pod­wyż­szo­ny po­ziom in­su­li­ny) po­wo­du­je, że nie ma hi­per­gli­ke­mii (pod­wyż­szo­ne­go po­zio­mu cu­kru). Nie­ste­ty, ten stan nie trwa wiecz­nie. Przede wszyst­kim dla­te­go, że po­łą­czo­ne ko­mór­ki in­su­li­ny i glu­ko­zy zni­ka­ją wresz­cie z krwio­bie­gu, ale nie de­ma­te­ria­li­zu­ją się w cu­dow­ny spo­sób. Od­kła­da­ją się w po­sta­ci ko­mó­rek tłusz­czo­wych jak naj­bli­żej trzust­ki. Tak po­wsta­je tak zwa­na oty­łość brzusz­na i dla­te­go dla in­su­li­no­opor­nych cha­rak­te­ry­stycz­ne jest ty­cie w oko­li­cach brzu­cha.

Je­śli wi­dzisz ko­goś, kto ma szczu­płe nogi i ręce, mo­żesz być pew­na, że jest to cho­ro­bo­we ty­cie. Ta oso­ba z pew­no­ścią ma za­bu­rzo­ną go­spo­dar­kę hor­mo­nal­ną i za­bu­rzo­ne wchła­nia­nie wę­glo­wo­da­nów. Na­le­ży mieć na­dzie­ję, że jest pod opie­ką do­bre­go le­ka­rza!

„W mia­rę upły­wu cza­su u lu­dzi z ge­ne­tycz­nie słab­szą trzust­ką, ten or­gan stop­nio­wo się wy­czer­pu­je i nie jest w sta­nie wy­pro­du­ko­wać in­su­li­ny w ta­kiej ilo­ści, aby zre­kom­pen­so­wać opor­ność tka­nek ob­wo­do­wych.

Je­śli trzust­ka nie jest w sta­nie wy­twa­rzać więk­szych ilo­ści in­su­li­ny, glu­ko­za, za­miast wni­kać do ko­mó­rek, po­zo­sta­je we krwi – pod­no­si się jej po­ziom, po­cząt­ko­wo do ta­kich war­to­ści, że mamy do czy­nie­nia ze sta­nem przed­cu­krzy­co­wym, a z cza­sem do tak du­żych war­to­ści, że roz­wi­ja się cu­krzy­ca typu 2. Czy­li po­ziom glu­ko­zy we krwi pod­no­si się, po­nie­waż nie prze­ni­ka ona wy­star­cza­ją­co in­ten­syw­nie do ko­mó­rek”7.

7 Alek­san­dra Ci­choc­ka, In­su­li­no­opor­ność aze­spół me­ta­bo­licz­ny – cha­rak­te­ry­sty­ka idia­gno­sty­ka, art. cyt., [do­stęp: 03.09.2018].

„Szla­ki me­ta­bo­licz­ne po­wo­du­ją­ce hi­per­gli­ke­mię

1. Trzust­ka – zmniej­sze­nie masy i dys­funk­cja ko­mór­ki beta.2. Zmniej­szo­ny efekt in­kre­ty­no­wy.3. Trzust­ka – de­fekt ko­mór­ki alfa – zwięk­szo­ne wy­dzie­la­nie glu­ka­go­nu.4. Tkan­ka tłusz­czo­wa – zwięk­szo­na li­po­li­za.5. Mię­śnie – zmniej­szo­ny wy­chwyt glu­ko­zy.6. Wą­tro­ba – zwięk­szo­na pro­duk­cja glu­ko­zy.7. Mózg – zwięk­szo­ne łak­nie­nie, zmniej­szo­ne wy­dzie­la­nie do­pa­mi­ny, zwięk­szo­ne na­pię­cia ukła­du współ­czul­ne­go.8. Je­li­to – nie­pra­wi­dło­wa flo­ra bak­te­ryj­na prze­wo­du po­kar­mo­we­go.9. Stan za­pal­ny, dys­re­gu­la­cja im­mu­no­lo­gicz­na10. Żo­łą­dek, je­li­to cien­kie – zwięk­szo­ne wchła­nia­nie glu­ko­zy.11. Ner­ki – zwięk­szo­na re­ab­sorp­cja glu­ko­zy.”8.

8 B. Ka­tra, Re­wo­lu­cja w dia­be­to­lo­gii, 27.01.2016, https://www.mp.pl/insulinoterapia/skale/136533,rewolucja-w-diabetologii, [do­stęp: 03.09.2018].

OD CZE­GO ZA­LE­ŻY WRAŻ­LI­WOŚĆ IN­SU­LI­NO­WA?

Czy­li to, czy na­sze ko­mór­ki będą re­ago­wać na in­su­li­nę, czy nie. W 50 % nie mamy na to wpły­wu, bo to za­le­ży od na­szych ge­nów. Czy­li w du­żej mie­rze ja mia­łam prze­chla­pa­ne. Nie­za­leż­nie od zdro­we­go sty­lu ży­cia i upra­wia­ne­go spor­tu, by­łam po­nie­kąd ska­za­na na in­su­li­no­opor­ność i wszel­kie moż­li­we kon­se­kwen­cje z nią zwią­za­ne. Bab­cia mia­ła cu­krzy­cę, po­dob­nie jak mama. Dla­te­go też z lę­kiem pa­trzę na He­len­kę. Je­że­li za­nie­dbam jej na­wy­ki ży­wie­nio­we, nie na­uczę, ja­kie w jej przy­pad­ku jest to waż­ne, praw­do­po­do­bień­stwo, że bę­dzie mia­ła in­su­li­no­opor­ność, cu­krzy­cę typu 2 lub ze­spół me­ta­bo­licz­ny jest dwa razy więk­sze niż dla prze­cięt­ne­go, zdro­we­go czło­wie­ka.

Na szczę­ście po­zo­sta­łe 25% wraż­li­wo­ści in­su­li­no­wej za­le­ży w tej sa­mej mie­rze za­rów­no od die­ty, jak i od ru­chu. Rów­nież po­słu­żę się tu moim wła­snym przy­kła­dem. Stę­że­nie in­su­li­ny mia­łam już dzie­sięć razy więk­sze niż nor­ma na to wska­zu­je. By­łam o krok od cu­krzy­cy typu 2, jed­nak le­cze­nie wspar­te prze­strze­ga­niem za­le­ceń die­te­tycz­nych i co­dzien­nym ru­chem spo­wo­do­wa­ły, że w tej chwi­li wy­ni­ki ba­dań mam ide­al­ne. Za­sa­da, je­śli cho­dzi o ruch, jest pro­sta: im więk­sze, bar­dziej roz­bu­do­wa­ne mię­śnie, im ich wię­cej, tym wraż­li­wość in­su­li­no­wa jest więk­sza.

Ostat­nie 25% za­le­ży od stop­nia oty­ło­ści.

„Każ­de przy­bra­nie na wa­dze lub zgu­bie­nie ki­lo­gra­mów po­wo­du­je w or­ga­ni­zmie sze­reg zmian do­ty­czą­cych m.in. mi­kro­bio­mu, eks­pre­sji ge­nów, ukła­du krą­że­nio­we­go i od­por­no­ścio­we­go – wy­ni­ka z ba­dań na­ukow­ców z ka­li­for­nij­skie­go Uni­wer­sy­te­tu Stan­for­da, opu­bli­ko­wa­nych w pi­śmie Cell Sys­tems”9.

9Na­wet małe wa­ha­nia wagi po­wo­du­ją zmia­ny wor­ga­ni­zmie, 24.01.2018, PAP, https://www.mp.pl/insulinoterapia/aktualnosci/179748,nawet-male-wahania-wagi-powoduja-zmiany-w-organizmie, [do­stęp: 03.09.2018].

Na­ukow­cy prze­ba­da­li gru­pę osób, z któ­rych po­ło­wa mia­ła in­su­li­no­opor­ność. We krwi in­su­li­no­opor­nych wy­stę­po­wa­ły mar­ke­ry sta­nu za­pal­ne­go, któ­rych nie było u zdro­wych uczest­ni­ków ba­da­nia. Róż­ni­ło ich coś jesz­cze. Flo­ra bak­te­ryj­na.

Przez 30 dni wszy­scy ba­da­ni spo­ży­wa­li wy­so­ko­ka­lo­rycz­ne po­sił­ki i uty­li oko­ło 3 ki­lo­gra­mów. Na­wet tak mały wzrost wagi zmie­nił ba­da­ne pa­ra­me­try! U zdro­wych osób po­gor­szy­ła się flo­ra bak­te­ryj­na – przede wszyst­kim stra­ci­li dużo bak­te­rii Ak­ker­man­sia mu­ci­ni­phi­la, któ­re sta­no­wią na­tu­ral­ną ochro­nę przed in­su­li­no­opor­no­ścią i cu­krzy­cą!

Wnio­sek na­su­wa się je­den: na­tu­ra dys­kry­mi­nu­je oty­łych w każ­dy moż­li­wy spo­sób.

I je­dy­ną szan­są na zdro­wie i brak in­su­li­no­opor­no­ści oraz resz­ty tych przy­krych cho­rób z jej spek­trum jest – nie­ste­ty se­rio – spa­dek wagi.

Na po­cie­sze­nie albo po­twier­dze­nie tego, co przed chwi­lą na­pi­sa­łam, do­dam, że gdy tyl­ko uczest­ni­cy ba­da­nia wró­ci­li do wagi wyj­ścio­wej, wszyst­kie pa­ra­me­try wró­ci­ły do nor­my.

Na­wet nie wiesz, jak się cie­szę, że uda­ło mi się schud­nąć te nie­szczę­sne 35 ki­lo­gra­mów! W świe­tle in­for­ma­cji, któ­re tu dla Cie­bie fil­tru­ję, mam co­raz wię­cej pew­no­ści, że dzię­ki temu uda­ło mi się unik­nąć na­praw­dę wie­lu do­dat­ko­wych kło­po­tów!

Tym bar­dziej że utra­ta tłusz­czu to do­dat­ko­wy bo­nus i dla cu­krzy­ków, i dla in­su­li­no­opor­nych. Wy­ni­ka tak z wy­ni­ków ba­dań opu­bli­ko­wa­nych w „Dia­be­tes Care”, przed­sta­wio­nych pod­czas Świa­to­we­go Kon­gre­su Cu­krzy­cy w Van­co­uver w Ka­na­dzie. Na­ukow­cy udo­wod­ni­li, że cu­krzy­ca typu 2 ma zwią­zek z otłusz­cze­niem trzust­ki. Utra­ta choć­by gra­ma po­wo­du­je, że cho­ro­ba się wy­co­fu­je, przy­wra­ca się wy­dzie­la­nie in­su­li­ny i po­ziom glu­ko­zy wra­ca do nor­my:

„Utra­ta nie­wiel­kiej ilo­ści tłusz­czu z re­jo­nu trzust­ki przy­wró­ci­ła u pa­cjen­tów z cu­krzy­cą nor­mal­ny po­ziom wy­twa­rza­nia in­su­li­ny, ob­ni­ży­ła u nich in­su­li­no­opor­ność, a tym sa­mym przy­czy­ni­ła się do wy­rów­na­nia po­zio­mu glu­ko­zy we krwi i na­tych­mia­sto­we­go za­ni­ku cho­ro­by”10.

10Wystar­czy stra­cić mniej niż je­den gram tłusz­czu, by po­zbyć się cu­krzy­cy typu 2., 20.01.2016, PAP, https://dia­be­to­lo­gia.mp.pl/wia­do­mo­sci/136148,wy­star­czy-stra­cic-mniej-niz-je­den-gram-tlusz­czu-by-po­zbyc-sie-cu­krzy­cy-typu-2, [do­stęp: 03.09.2018].

Dla­te­go tak waż­ne jest przy tym scho­rze­niu, żeby schud­nąć. Szczu­pła syl­wet­ka nie tyl­ko po­ma­ga nam le­piej się ze sobą po­czuć, lecz tak­że spra­wia, że ko­mór­ki są wraż­liw­sze na in­su­li­nę i trud­niej nam utyć!

To dla­te­go oty­łe oso­by tyją w oka­mgnie­niu, z za­wrot­ną pręd­ko­ścią, mówi się „w oczach” albo „od po­wie­trza”. Dla­te­go też w pierw­szych mie­sią­cach wal­ka z in­su­li­no­opor­no­ścią jest naj­bar­dziej za­cie­kła, wy­ma­ga naj­wię­cej po­świę­ceń i jest naj­trud­niej­sza.

U mnie ten etap za­jął mniej wię­cej rok. Rok pe­łen zma­gań, wy­rze­czeń, za­ci­ska­nia zę­bów i od­ma­wia­nia so­bie wszyst­kie­go, na co mój bied­ny sko­ło­wa­ny or­ga­nizm miał ocho­tę.

Po roku schu­dłam po­nad 20 kilo. Chu­dłam wol­no, żeby nie mieć efek­tu jo-jo i żeby do­brze wy­glą­dać. Oko­ło 2 kilo mie­sięcz­nie to jest bar­dzo do­bre tem­po chud­nię­cia, je­śli nie chce mieć się po­tem nie­sym­pa­tycz­nych nie­spo­dzia­nek.

Po upły­wie tego cza­su, gdy od daw­na wy­ni­ki ba­dań mia­łam per­fek­cyj­ne, za­czę­łam w spo­sób kon­tro­lo­wa­ny roz­luź­niać nie­co re­stryk­cje i do­pa­so­wy­wać je do ak­tu­al­nej ak­tyw­no­ści fi­zycz­nej. Opi­szę tu, jak to u mnie mniej wię­cej wy­glą­da­ło. Jed­nak to nie zna­czy, że tak samo bę­dzie wy­glą­dać u Cie­bie!

Naj­więk­szą trud­no­ścią w roz­pi­sy­wa­niu die­ty i da­wa­niu wska­zó­wek od­no­śnie je­dze­nia jest to, że nie ma ogól­nych, jed­no­rod­nych wy­tycz­nych, któ­re będą od­po­wied­nie dla ­każ­de­go.

To, ile cze­go po­win­naś jeść, za­le­ży od wraż­li­wo­ści in­su­li­no­wej two­ich ko­mó­rek, uwa­run­ko­wa­nej:

w 50% od ge­nów i pre­dys­po­zy­cji,

w 25% od ilo­ści ru­chu i wiel­ko­ści mię­śni,

w 25% od stop­nia oty­ło­ści.

Je­że­li Two­ja mama i bab­cia mają cu­krzy­cę, kom­plet­nie nie upra­wiasz żad­ne­go ro­dza­ju ak­tyw­no­ści fi­zycz­nej i je­steś sama bar­dzo oty­ła, nie oszu­kuj­my się. Nie mo­żesz li­czyć na to, że Two­je wy­tycz­ne w sto­sun­ku do je­dze­nia będą szcze­gól­nie ko­rzyst­ne!

To, jak i co ja ja­dłam na po­cząt­ku wal­ki z cho­ro­bą, jest w tej chwi­li dia­me­tral­nie inne od tego, co jem te­raz. Na po­cząt­ku mu­sia­łam uwa­żać na każ­dy kęs, a ty­łam nie­mal­że od spoj­rze­nia na je­dze­nie!

W tej chwi­li ważę po­nad 35 kilo mniej (nie wiem do­kład­nie, ile ważę. Cały czas z upo­rem ma­nia­ka od­ma­wiam wcho­dze­nia na wagę. Tę trau­mę będę mieć już chy­ba do koń­ca ży­cia! Ci, któ­rzy prze­czy­ta­li moją wcze­śniej­szą książ­kę, wie­dzą do­sko­na­le, o czym mó­wię!).

Na­dal prze­strze­gam za­le­ceń zdro­we­go sty­lu ży­cia.

Na­dal pi­ra­mi­da zdro­we­go ży­wie­nia jest dla mnie ab­so­lut­ną i je­dy­ną wy­tycz­ną od­no­śnie do od­ży­wia­nia. Wszel­kie die­ty cud, die­ty eli­mi­na­cyj­ne czy do­mo­ro­słe mą­dro­ści czer­pa­ne wprost z głę­bin in­ter­ne­tu bu­dzą u mnie je­dy­nie par­sk­nię­cie śmie­chu.

Jed­nak…

Zde­cy­do­wa­nie wię­cej jem wę­glo­wo­da­nów, czy­li tego, o czym w głę­bi du­szy ma­rzy każ­dy in­su­li­no­opor­ny! Ja­kie są to wę­glo­wo­da­ny, kie­dy i dla­cze­go ich wię­cej jem, opi­szę skru­pu­lat­nie w ko­lej­nych roz­dzia­łach.

Póki co, zaj­mij­my się jed­nak pi­ra­mi­dą zdro­we­go ży­wie­nia. To jest coś, co po­win­ni­śmy znać na wy­lot. Za­rów­no ze wzglę­du na swo­ją cho­ro­bę, ale rów­nież dla­te­go, żeby wie­dzieć, jak mają jeść Two­ja ro­dzi­na i bli­scy, by nie wta­ra­ba­nić się w in­su­li­no­opor­ność albo jesz­cze po­waż­niej­sze kło­po­ty!

.

.

.

...(fragment)...

Całość dostępna w wersji pełnej.

Spis treści

WSTĘP

Do­wie­dzia­łaś się. Masz in­su­li­no­opor­ność. I co da­lej?

MAM IN­SU­LI­NO­OPOR­NOŚĆ

Co się u mnie zmie­ni­ło, od­kąd wiem, że mam in­su­li­no­opor­ność?

Dla­cze­go to pi­szę?

IN­SU­LI­NO­OPOR­NOŚĆ. CO TO W OGÓ­LE JEST I JAK JĄ ROZ­PO­ZNAĆ?

Kie­dy zgło­sić się do le­ka­rza?

Jak się bada in­su­li­no­opor­ność?

Co to w ogó­le jest in­su­li­no­opor­ność?

Od cze­go za­le­ży wraż­li­wość in­su­li­no­wa?

PI­RA­MI­DA ZDRO­WE­GO ŻY­WIE­NIA

Ruch

Wa­rzy­wa i owo­ce

Pro­duk­ty zbo­żo­we

Na­biał

Mię­so

Tłusz­cze

Nor­my ży­wie­nia – tłuszcz i białko

Wę­glo­wo­da­ny. Co to jest i dla­cze­go masz ich uni­kać?

ZA­ŁO­ŻE­NIA DIE­TE­TYCZ­NE PRZY IN­SU­LI­NO­OPOR­NO­ŚCI

In­deks gli­ke­micz­ny i ładu­nek gli­ke­micz­ny – co to u li­cha jest?

Jak do­ro­bić się in­su­li­no­opor­no­ści w ty­dzień – prak­tycz­ne rady dla zdro­wych osób

I tak już do koń­ca ży­cia?

PRZE­PI­SY

ŚNIA­DA­NIE

Jo­gurt, orze­chy ner­kow­ca, nie­doj­rza­ły ba­nan

Ogó­rek, mię­ta, pół cy­try­ny, jabł­ko, me­lon

Awo­ka­do, jar­muż, po­me­lo, kiwi

Grejp­frut, grusz­ka, szpi­nak

Se­ler na­cio­wy, po­ma­rań­cza, szpi­nak, ba­nan

Po­ma­rań­cza, im­bir, sok z mar­chew­ki/mar­chew­ka, mo­rel­ki albo nek­ta­ryn­ki

Cy­ko­ria, man­da­ryn­ka, ba­nan, sie­mię lnia­ne

Po­mi­dor, ba­zy­lia, ma­li­na

Ogó­rek, me­lon, szpi­nak

Ogó­rek, jo­gurt, me­lon

DRU­GIE ŚNIA­DA­NIE

Tor­til­la hisz­pań­ska, czy­li omlet

Ce­bu­la, cu­ki­nia, jaj­ko

Mar­chew­ka, pie­trusz­ka, na­tka, jaj­ko

Szpi­nak, jar­muż, ce­bu­la, jaj­ko

Bro­kuł, ce­bu­la, jaj­ko

Pa­pry­ka, pie­czar­ki, jaj­ko

Po­mi­dor­ki kok­taj­lo­we, moz­za­rel­la, ba­zy­lia, jaj­ko

Po­mi­dor, ce­bu­la, szyn­ka, jaj­ko

Zie­lo­ne oliw­ki, ce­bul­ka, jaj­ko

Sa­łat­ka wa­rzyw­na

OBIAD

Pu­rée z ka­la­fio­ra

Pu­rée z pora

Pu­rée z grosz­ku

Pu­rée z pie­trusz­ki

Pu­rée z bro­ku­łu

Plac­ki z cu­ki­nii

Ziem­nia­ki w mun­dur­kach

POD­WIE­CZO­REK

Wy­war do zupy

Zupa krem z so­cze­wi­cy

Zupa z sa­ła­ty

Zupa krem z bia­łych wa­rzyw

Zupa po­mi­do­ro­wa

Zupa z pie­trusz­ki

Zupa z ce­bu­li

Zupa z cu­ki­nii

Zupa z so­cze­wi­cy z kieł­ba­są

Zupa z ka­pu­sty

Chłod­nik z cu­ki­nii i sera

Chłod­nik z awo­ka­do, me­lo­na i ogór­ka

KO­LA­CJA

Sos wi­ne­gret czer­wo­ny

Sos wi­ne­gret zie­lo­ny

Sos wi­ne­gret żół­ty

Sos wi­ne­gret taj­ski

Gril­lo­wa­ny kur­czak, orzesz­ki ziem­ne, ko­len­dra, mię­ta, ogó­rek w oli­wie z czosn­kiem

Ło­soś wę­dzo­ny, po­ma­rań­cza, awo­ka­do, grejp­frut, jabł­ko, ku­ku­ry­dza, czer­wo­na ce­bu­la, ru­ko­la, sa­ła­ta, sa­ła­ta wło­ska

Kozi ser, jabł­ko, orze­chy wło­skie, mo­re­le su­szo­ne, po­mi­dor, czer­wo­na ce­bu­la, mie­szan­ka sa­łat

Szpi­nak baby, rzod­kiew­ka, tru­skaw­ki, żu­ra­wi­na, ko­per wło­ski, awo­ka­do, feta, orze­chy wło­skie

Po­mi­dor­ki cher­ry, awo­ka­do, czer­wo­na ce­bu­la, mie­szan­ka sa­łat

Awo­ka­do, czer­wo­na ka­pu­sta, mar­chew­ka, ogó­rek, rzod­kiew­ki, czer­wo­na ce­bu­la, man­go, jabł­ko, se­zam

Mie­szan­ka sa­łat, su­szo­ne po­mi­do­ry, czer­wo­na ce­bu­la, moz­za­rel­la, jaj­ko, tuń­czyk

Moz­za­rel­la, po­mi­dor, szpi­nak baby, ser ple­śnio­wy blue, oli­wa, czo­snek

BI­BLIO­GRA­FIA