Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Często się mówi, że najlepsze pomysły powstają pod prysznicem. Ta książka naukowo dowodzi, że ma to głęboki sens!
Nikt nie zapamiętuje dobrze, jeśli po prostu wkuwa. Tradycyjne metody myślenia nie odpowiadają współczesnym wyzwaniom, a naturalne ograniczenia mózgu wyraźnie dają o sobie znać. Dlatego zapomnij o schematach, które się nie sprawdzają, i sięgnij poza mózg. Zastosuj proste triki i spraw, by utarte „myślę, więc jestem” nabrało w twoim wypadku wyjątkowej, niekonwencjonalnej treści.
Myśl:
• zmysłami
• ruchem
• gestami
• przestrzenią
• ekspertami
• współpracownikami
• grupami
Co dzięki temu uzyskasz?
Wzrost wydajności i skoncentrowania na pracy, oszczędność czasu, większa kreatywność, szersze horyzonty i wzmocnienie umiejętności przyszłości, jaką jest inteligencja emocjonalna, to tylko niektóre z korzyści. Wszystko dzięki osiągnięciu skupienia – najbardziej deficytowego towaru w świecie domagającym się uwagi. Nowy nawyk jest na wyciągnięcie ręki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 561
Przedmowa
Gdy pisze się książkę o tym, jak lepiej myśleć, nasze źródła – kognitywiści, psychologowie, biolodzy, neuronaukowcy, filozofowie i inni znawcy tematu – zdają się niekiedy przemawiać wprost do nas:
– Ej ty! Ty, co piszesz tę książkę! – zaczepiają.
Przekonują, nagabują, zapewniają, debatują, ostrzegają i napominają. Kiedy przedstawi się ich zalecenia czytelnikom, dopytują się dociekliwie:
– A czy ty stosujesz się do własnych rad?
W taką właśnie wymianę zdań wciągnął mnie autor tekstu napisanego ponad sto trzydzieści lat temu. Uderzyło mnie, jak bliska była mi przedstawiona przez niego idea pomimo dzielącej nas przepaści czasu i przestrzeni. Chodziło o wyjątkowo onieśmielającego jegomościa: niemieckiego filozofa Friedricha Nietzschego, znanego z surowego spojrzenia i sumiastego wąsa, którego nie powstydziłby się niejeden komiksowy złoczyńca.
Nietzsche kąśliwie zauważył: „Och, jak szybko odgadujemy, jak ktoś do myśli swych doszedł, czy siedząc przed kałamarzem, ze zgniecionym brzuchem, z głową schyloną nad papierem, och, jak szybko też załatwiamy się z jego książką! Zgniecione wnętrzności zdradzą się, można iść o zakład, tak samo zdradzi się powietrze pokoju, pułap pokoju, ciasnota pokoju”K1. Po przeczytaniu tego fragmentu mój pokój nagle wydał mi się dziwnie ciasny i duszny.
Na słowa Nietzschego natknęłam się, pracując nad rozdziałem o wpływie ruchu na myślenie. Przytoczony powyżej cytat pojawił się w książce Filozofia chodzenia autorstwa współczesnego francuskiego filozofa Frédérica Grosa, który okrasił go garścią własnych przemyśleń. Jego zdaniem źródeł książek nie należy dopatrywać się wyłącznie w głowach autorów: „Trzeba wreszcie wspomnieć o ciałach autorów: ich dłoniach, stopach, ramionach i nogach. Książka jako wyraz fizjologii. W nazbyt wielu książkach wyczuwa się ciała zgięte, siedzące, wykrzywione, skurczone”K2. Poruszyłam się nerwowo w fotelu, w którym spędziłam cały ranek.
Gros przekonuje, że proces twórczy pobudzany jest przez „ciało, które chodzi” – które według niego „jest proste i wyprężone jak łuk: otwarte ku rozległym przestrzeniom jak kwiat ku słońcu”K3. Nietzsche zalecał, jak przypomina Gros, by: „Jak najmniej siedzieć; nie wierzyć żadnej myśli, która się nie urodziła na wolnem powietrzu i przy swobodnym ruchu”K4.
Poczułam się osaczona przez obu filozofów. Wyłączyłam więc laptopa i wybrałam się na spacer. Nie kierowałam się wyłącznie ich zaleceniami – na tym etapie zbierania materiałów do książki miałam już za sobą lekturę dziesiątków badań naukowych, potwierdzających pozytywny wpływ aktywności fizycznej na skupienie, pamięć i kreatywność. Wówczas jednak doświadczyłam tego na własnej skórze: rozprostowanie kości, nasycenie oczu mijanymi obrazami i podniesienie sobie tętna wpłynęły na moje myślenie. Po powrocie do biurka z miejsca zabrałam się za rozwiązywanie zawiłego problemu konceptualnego, który zaprzątał mi głowę tego ranka (mogę jedynie wyrazić nadzieję, że moja proza również „zatrzymuje i wyraża energię, fizyczny ruch”, jak to określił Gros)K5. Czy mój mózg poradził sobie samodzielnie z tym zadaniem, czy też niezbędne było wsparcie ze strony nóg?
Wmawia się nam, że mózg jest jedynym substratem umysłu – odizolowaną od otoczenia przestrzenią, w której zachodzą wszystkie procesy poznawcze, nie tak różną od wewnętrznych mechanizmów zamkniętych w aluminiowej obudowie mojego laptopa. W tej książce postaram się wykazać, że umysłowi bliżej jest do wijącego gniazdo ptaka, jak ten wypatrzony przeze mnie na spacerze, który pracowicie budował swój dom ze wszystkiego, co wpadło mu w dziób: gałązek, suchych źdźbeł trawy i kawałków sznurka. Do elementów konstrukcyjnych ludzkiego umysłu zaliczają się przede wszystkim uczucia i ruchy ciała, fizyczne przestrzenie, w których uczymy się i pracujemy, oraz inne umysły, z którymi wchodzimy w interakcje: przyjaciele, współpracownicy, koledzy i koleżanki z klasy oraz nauczyciele. Niekiedy splot wszystkich trzech elementów daje początek niezwykłym przedsięwzięciom, jak w przypadku intelektualnego duetu Amosa Tversky’ego i Daniela Kahnemana. Ci wybitni psychologowie rozwijali swoje przełomowe koncepcje heurystyk i błędów poznawczych – skrótów mentalnych oraz odstępstw od racjonalnego myślenia, którym ulega ludzki umysł – podczas przechadzek po tętniących życiem ulicach Jerozolimy i wędrówek po malowniczych wzgórzach kalifornijskiego wybrzeża. „Najlepsze pomysły w życiu przychodziły mi do głowy w trakcie spokojnych spacerów z Amosem” – podkreśla KahnemanK6.
Na temat ludzkich zdolności poznawczych napisano niejedną rozprawę, przeprowadzono niejedno badanie i wysunięto niejedną teorię. Wysiłki te pozwoliły nam zrozumieć lepiej nas samych. Ogranicza je jednak założenie, że procesy myślowe zachodzą wyłącznie wewnątrz mózgu. Znacznie mniej uwagi poświęcono sposobom myślenia z wykorzystaniem tego, co oferuje ludziom świat – jak używają do tego gestów, notatników, zasłyszanych historii czy przekazywania wiedzy innym. Te informacje „pozaneuronalne” kształtują nasze myślenie, a być może nawet stanowią jeden z jego warunków koniecznych. Ze świecą szukać jednak przykładów takiego podejścia do procesów poznawczych. Większość publikacji wychodzi z założenia, że nasza res cogitans to mózg w słoju – bezcielesny, oderwany od kontekstu sytuacyjnego i społecznego narządK7. Książki historyczne bajają o wybitnych jednostkach, które do swoich epokowych przemyśleń doszły rzekomo niezależnie od otoczenia. Od zawsze istniała jednak konkurencyjna narracja – sekretna historia myślenia poza mózgiem. Jej bohaterami są naukowcy, artyści, pisarze, liderzy, wynalazcy i ludzie biznesu, którzy używali świata jako budulca do wznoszenia potężnych gmachów myśli. Na kartach tej książki wydobędę tę zapomnianą opowieść na światło dzienne, przywracając jej prawowite miejsce pośród innych koncepcji niezbędnych do pełnego wyjaśnienia niesamowitych osiągnięć intelektualnych i artystycznych gatunku ludzkiego.
Opowiem o tym, jak genetyczka Barbara McClintock dokonała nagrodzonych Noblem odkryć, wyobrażając sobie, że sama „kurczy się” do wielkości badanych chromosomów roślin, oraz o tym, jak pionierka psychoterapii i krytyczka społeczna Susie Orbach odczytywała uczucia swoich pacjentów, skupiając się na wewnętrznych sygnałach wysyłanych przez jej własne ciało (wykorzystując zdolność interocepcji). Przyjrzymy się temu, jak biolog James Watson, używając własnoręcznie zrobionych kartonowych modeli, ustalił, że łańcuchy DNA tworzą strukturę podwójnej helisy, oraz temu, jak historyk Robert Caro śledzi przebieg życia bohaterów swoich biografii za pomocą misternej mapy, zajmującej całą ścianę jego gabinetu. Przekonamy się, jak wirusolog Jonas Salk przełamał impas w opracowywaniu szczepionki przeciw polio, czerpiąc inspirację z wędrówek po XIII-wiecznym włoskim klasztorze, oraz jak malarz Jackson Pollock zapoczątkował rewolucję w sztuce, przeprowadzając się z mieszkania w tłocznym centrum nowojorskiego Manhattanu do wiejskiego domku skrytego pośród zieleni na południowej części wyspy Long Island. Dowiemy się również, jak reżyser Brad Bird stworzył dla studia Pixar współczesne klasyki kina animowanego takie jak Ratatuj oraz Iniemamocni, wdając się w zaciekłe dyskusje ze swoim wieloletnim producentem filmowym, a także jak fizyk i noblista Carl Wieman pojął, że kluczem do zrobienia ze studentów prawdziwych naukowców jest zachęcanie ich do rozmów między sobą.
Takie historie zadają kłam powszechnie przyjmowanemu poglądowi, że mózg potrafi, a nawet musi, robić to wszystko sam; są żywym świadectwem, że jest wręcz przeciwnie – że myślimy najsprawniej, kiedy używamy do tego naszych ciał i wspieramy się na otaczających nas ludziach oraz przestrzeniach. Podobnie jak w przypadku pochwały chodzenia wygłoszonej przez Nietzschego skuteczność myślenia poza mózgiem znajduje oparcie w dowodach nie tylko anegdotycznych, ale i empirycznych. Wyniki otrzymane z trzech powiązanych ze sobą programów badawczych dobitnie pokazują, że poczesne miejsce pośród procesów poznawczych zajmują zasoby pozaneuronalne.
Po pierwsze, mamy badania nad poznaniem ucieleśnionym, zgłębiające rolę odgrywaną przez ciało w myśleniu: na przykład to, jak wykonywanie gestów zwiększa płynność mowy oraz pogłębia zrozumienie pojęć abstrakcyjnych. Po drugie, prowadzone są badania nad poznaniem usytuowanym, które analizują wpływ otoczenia na myślenie: przykładowo to, jak elementy przestrzenne stwarzające poczucie przynależności lub kontroli poprawiają funkcjonowanie jednostki. I po trzecie, istnieje też program badawczy skupiony na poznaniu rozproszonym, który pod lupę bierze myślenie grupowe. Jego przedstawiciele próbują na przykład wyjaśnić, jak współpracujące ze sobą osoby koordynują swoje indywidualne obszary specjalizacji (w procesie zwanym pamięcią transaktywną) i dlaczego efekty pracy grupy są większe niż suma wkładów jej poszczególnych członków (zjawisko to nazywane jest inteligencją zbiorową).
Przez ponad dwadzieścia lat pracy jako dziennikarka naukowa relacjonowałam najnowsze doniesienia z psychologii oraz kognitywistyki, z rosnącym podekscytowaniem obserwując postępy dokonywane w ramach tych dyscyplin. Kolejne badania zdawały się sugerować, że źródeł ludzkiej inteligencji należy szukać poza czaszką. Bez wątpienia była to śmiała teza, której przyjęcie odmieniłoby nasze postrzeganie szkolnictwa, środowiska pracy i codziennego życia. Sęk jednak w tym, że ten nowy kierunek nie miał wspólnych podwalin teoretycznych ani metodologicznych – nie istniał żaden paradygmat spajający wyniki zróżnicowanych programów badawczych. Zaangażowani w nie badacze publikowali wyniki swoich dociekań w różnych czasopismach naukowych i przedstawiali je na osobnych konferencjach, a prezentowane wnioski rzadko wychodziły poza obszar specjalizacji ich autorów. Czy te intrygujące, z pozoru niepowiązane odkrycia da się zebrać w spójną całość?
Po raz kolejny z pomocą przyszedł mi filozof: tym razem był to Andy Clark, profesor na Uniwersytecie Sussex w Wielkiej Brytanii. W roku 1998 napisał wspólnie z Davidem Chalmersem, również filozofem, artykuł zatytułowany The Extended Mind (Umysł rozszerzony), który rozpoczyna się złudnie prostym pytaniem: „Gdzie kończy się umysł, a zaczyna reszta świata?”. Autorzy zauważają w nim, że umysł zwykło się postrzegać jako osadzony wewnątrz czaszki. Ich zdaniem jednak „skóra i kość nie okrywają żadnej świętości”. Elementy świata zewnętrznego mogą służyć nam za mentalne „rozszerzenia”, otwierające drogę do sposobów myślenia niedostępnych dla samego mózguK8.
Clark i Chalmers skupili się na tym, jak umysł może zostać rozszerzony za pomocą osiągnięć techniki. Z początku wielu myślicieli uznawało to podejście za wydumane i niedorzeczne. Wystarczyło ledwie kilka lat, by ich stosunek zmienił się diametralnie: wraz z upowszechnieniem się smartfonów, ochoczo wykorzystywanych do odciążania własnej pamięci, techniczne rozszerzenia mentalne stały się oczywistością (filozof Ned Block lubi podkreślać, że teza Clarka i Chalmersa była fałszywa w momencie jej sformułowania w roku 1998, lecz z czasem stała się prawdziwaK9. Być może nastąpiło to w roku 2007, kiedy Apple zaprezentował pierwszego iPhone’a).
Już w swoim pionierskim artykule Clark i Chalmers sugerowali istnienie także innego rodzaju rozszerzeń: „A co ze społecznie rozszerzonym poznaniem? Czy na stany mentalne jednostki mogą składać się stany innych osób z ich otoczenia? Wydaje się to możliwe, przynajmniej w teorii”K10. Przez lata Clark rozwijał swoją koncepcję, rozbudowując katalog elementów świata zewnętrznego mogących służyć za rozszerzenia dla umysłu. Zauważył, że gesty i inne ruchy ciała odgrywają „istotną rolę w rozszerzonym układzie neuronalno-cielesnym”K11; zwracał uwagę na ludzką skłonność do otaczania się „przestrzeniami wytworzonymi”, projektowanymi tak, by „ułatwiać naszym mózgom przeprowadzanie obliczeń wymaganych podczas rozwiązywania złożonych problemów”K12. W wielu kolejnych artykułach i książkach Clark przeprowadzał przenikliwą krytykę perspektywy neurocentrycznej – poglądu głoszącego, że myślenie zachodzi wyłącznie w mózgu – zastępując ją koncepcją rozszerzenia, w której bogate zasoby świata wplecione zostają w osnowę naszych własnych myśliK13.
Mnie to przekonało. Stałam się neofitką teorii umysłu rozszerzonego; na dobre zawładnęła ona moją wyobraźnią. Nigdy wcześniej w ciągu wielu lat mojej dziennikarskiej kariery nie natknęłam się na ideę, która odcisnęłaby się równie głęboko na moim życiu, zmieniając moje podejście do pracy, wychowania dzieci i codziennej rutyny. Stało się dla mnie jasne, że śmiała teza Clarka była czymś więcej niż tylko ezoterycznym eksperymentem myślowym wysnutym przez filozofa tkwiącego w wieży z kości słoniowej. Była to przede wszystkim zachęta do usprawnienia własnego rozumowania. Katalogując dziesiątki potwierdzonych naukowo technik myślenia poza mózgiem, sama gorliwie wprowadzałam je w życie.
Obejmują one metody trenowania zmysłu interocepcji, pokazujące, jak kierować się wewnętrznymi sygnałami ciała w podejmowaniu decyzji i zbieraniu myśli, a także wskazówki, jak poprawić pamięć oraz uwagę za pomocą aktywności fizycznej lub właściwych gestów. W badaniach nad umysłem rozszerzonym odnajdziemy instrukcje, jak wykorzystać czas spędzony na obcowaniu z naturą do przywracania skupienia i pobudzania kreatywności oraz jak projektować przestrzenie do pracy i nauki, by zwiększały naszą produktywność i wydajność. W kolejnych rozdziałach omówię badania nad formami zorganizowanych interakcji społecznych, w których zdolności poznawcze innych ludzi wspomagają nasze własne. Płynące z tych badań wnioski mogą wskazać nam również metody uzewnętrznienia i dynamicznego rozwijania własnych myśli – skłaniając nas do przyjęcia stylu myślenia, który pod względem wydajności przewyższa ten polegający na robieniu wszystkiego w głowie.
Z czasem zdałam sobie sprawę, że nabywam nowy system wiedzy – równie niezbędny, co ten wpojony mi w szkole i na studiach, choć praktycznie nieobecny w klasach czy na salach wykładowych. Przez wszystkie lata edukacji nie uczy się nas, jak myśleć poza mózgiem. Nikt nie pokazuje nam, jak zaprząc do intelektualnych przedsięwzięć swoje ciało i otaczającą je przestrzeń ani jak wesprzeć się na umysłach innych ludzi. Cel ten jest na wyciągnięcie ręki: wystarczy jedynie wiedzieć, gdzie szukać drogowskazów, które do niego prowadzą. Nauczycielami będą nam artyści, naukowcy i pisarze, którzy opracowali na własny użytek metody takiego myślenia, oraz badacze, którzy po latach w końcu zdecydowali się uczynić je obiektem swoich analiz.
Jeśli o mnie chodzi, jestem przekonana, że nigdy nie udałoby mi się ukończyć tej książki, gdyby nie omówione w niej techniki. Nie raz zdarzało mi się oczywiście wracać do starych nawyków, wtłoczonych mi do głowy przez kulturę. Zanim tamtego pamiętnego ranka zainterweniował Nietzsche, włączył się u mnie pełny tryb neurocentryczny: pracowałam z „głową schyloną” nad klawiaturą, dając mojemu mózgowi niezasłużony wycisk, zamiast poszukać sposobów na rozszerzenie jego zdolności. Jestem wdzięczna za kierunek, który wskazały mi materiały zebrane do tej książki. Mam nadzieję, że w podobny sposób uda mi się naprowadzić moich czytelników na drogę do bardziej produktywnego życia.
Gros, który podsunął mi słowa Nietzschego, uważa, że myśliciele powinni poruszyć swoje ciała i wyruszyć na poszukiwanie „innego światła”. W Filozofii chodzenia zauważa, że „biblioteki są zawsze zbyt mroczne”, a dzieła stworzone pośród ich piętrzących się regałów są szare i pozbawione blasku, natomiast „inne książki odbijają ostre górskie światło albo migotanie morza w słońcu”K14. Mam nadzieję, że ta publikacja rzuci nowe światło na nasze rozumienie zdolności poznawczych i wniesie świeży powiew w intelektualne wysiłki, które podejmujemy jako studenci, pracownicy, rodzice, obywatele, liderzy i twórcy. Nasze społeczeństwo stoi w obliczu niespotykanych wcześniej wyzwań. Bez umiejętności sprawnego myślenia szanse, że im podołamy, topnieją. Dominujący paradygmat neurocentryczny nie wyposaża nas w narzędzia niezbędne do stawienia czoła nowej rzeczywistości; problemy z pamięcią, uwagą, motywacją, samozaparciem oraz myśleniem logicznym i abstrakcyjnym pojawiają się na każdym kroku. Prawdziwie odkrywcze koncepcje czy innowacje są rzadkością; uczniowie i pracownicy są coraz mniej zaangażowani w powierzane im zadania, a zespoły nie potrafią skutecznie współpracować ze sobą.
Sądzę, że trudności te w dużej mierze wynikają z głębokiego nieporozumienia co do tego, jak i gdzie zachodzi myślenie. Dopóki będziemy zadowalać się technikami myślenia skupionymi wokół samego mózgu, dopóty nie wyrwiemy się z niskiej orbity tego narządu, przyciągającego nas do siebie niczym czarna dziura. Sięgnijmy jednak poza jego granice, a nasze myślenie ulegnie przeobrażeniu, otwierając przed nami przestwór nowych możliwości. Nasze umysły staną się tak prężne jak nasze ciała, tak przewiewne jak nasze przestrzenie, tak żywe jak nasze relacje z innymi ludźmi – tak pojemne jak świat długi i szeroki.
Wstęp
Myślenie poza mózgiem
Rusz głową! Ileż to razy słyszeliśmy takie napomnienia? Być może nawet sami kogoś tak strofowaliśmy: córkę, syna, ucznia lub pracownika. Zdarza się nam się też mruczeć takie słowa do siebie pod nosem niczym zaklęcie, kiedy zmagamy się z wyjątkowo trudnym problemem lub próbujemy przemówić sobie do rozsądku.
Do ruszania głową jesteśmy zachęcani często i w różnych sytuacjach: w szkole, w pracy oraz w rozmaitych codziennych zmaganiach. Polecenie to, powtarzane jak refren, odbija się szerokim echem w kulturze zarówno wysokiej, jak i popularnej: widzimy je w Rodinowskim Myślicielu z podbródkiem w zadumie wspartym na dłoni i niezliczonych rysunkowych przedstawieniach mózgu, którymi opatruje się wszelkiej maści zabawki edukacyjne, suplementy diety czy aplikacje do trenowania zdolności poznawczych. Gdy je wypowiadamy, oczekujemy, że jego adresat sięgnie po niezgłębiony potencjał drzemiący w tej niezwykłej tkance zamkniętej pod sklepieniem czaszki – że wyciśnie z niej coś więcej. Pokładamy w mózgu wielkie nadzieje; oczekujemy, że upora się z każdym wyzwaniem, jakie tylko mu rzucimy.
A co, jeśli ślepa wiara w jego moce jest zgubna, a nakłanianie innych do „ruszania głową” niewłaściwe? Wartkim strumieniem napływają kolejne badania sugerujące, że nasze podejście do myślenia całkiem dosłownie stoi na głowie. Zbyt często polegamy wyłącznie na mózgu, utrudniając sobie rozwiązywanie problemów. Musimy wyprowadzić myślenie poza mózg.
Twory zewnętrzne – odczucia płynące z ciała i ruchu; fizyczne przestrzenie, w których pracujemy i uczymy się; a także umysły otaczających nas ludzi – muszą stać się częścią naszych własnych procesów myślowych. Sięgnięcie po zasoby „pozaneuronalne” ułatwi nam skupienie się, pogłębi nasze zrozumienie istoty wielu problemów i rozwinie naszą kreatywność – w zasięgu ręki znajdą się idee, na które nie wpadlibyśmy, po prostu łamiąc sobie nad nimi głowę. To prawda, że jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia o ciałach, przestrzeniach i relacjach między ludźmi. Ale możemy też myśleć za ich pomocą oraz przez ich pryzmat: w interpretowaniu i wyrażaniu pojęć abstrakcyjnych wspomagać się gestykulacją; w poszukiwaniach nowych pomysłów zdawać się na odpowiednio zaprojektowaną przestrzeń; a pamięć oraz intelekt ćwiczyć poprzez praktyki społeczne, takie jak nauczanie i opowiadanie historii. Zamiast napominać siebie i innych, by ruszali głową, powinniśmy pełnymi garściami czerpać z zasobów pozaneuronalnych i śmiało wykraczać z myśleniem poza klaustrofobiczną komnatę naszej czaszki.
Niewykluczone, że w twojej głowie zrodziły się teraz pytania: „Ale po co to wszystko? Czy mózg nie radzi sobie sam?”. Otóż nie. Wpaja się nam, że ludzki mózg jest uniwersalną, wszechpotężną maszyną myślącą. Zalewają nas kolejne fale doniesień o jego zdumiewających zdolnościach, zawrotnej prędkości przekazywania sygnałów i proteuszowej plastyczności. Z każdej strony słyszymy, że mózg to prawdziwy cud natury, gdyż to „najbardziej skomplikowana struktura we wszechświecie”K15. Gdy odfiltrujemy cały ten medialny szum, okaże się jednak, że granice możliwości tego narządu są wytyczone dość precyzyjnie. Rzadko opowiada się historię ich odkrycia, mimo że ostatnie kilka dziesięcioleci badań kognitywistycznych upłynęło pod znakiem rosnącej świadomości ograniczeń mózgu: jego ograniczonej zdolności do koncentracji uwagi, zapamiętywania informacji, przetwarzania pojęć abstrakcyjnych czy długotrwałego zmagania się z zawiłymi problemami.
Co najważniejsze, każdy mózg ma takie limity. To kwestia biologicznej natury oraz ewolucyjnej historii naszego myślącego narządu, a nie indywidualnych różnic w poziomie inteligencji. Mózg doskonale radzi sobie z odbieraniem sygnałów od ciała i poruszaniem nim, orientowaniem się w przestrzeni oraz nawiązywaniem relacji z innymi ludźmi. Czynności te jest w stanie wykonywać nadzwyczaj sprawnie i niemal bez wysiłku. Znacznie gorzej idzie mu z rygorystycznym rozumowaniem logicznym, odtwarzaniem z pamięci skomplikowanych ciągów informacji i rozumieniem pojęć abstrakcyjnych sprzecznych z intuicją.
Mamy wobec tego twardy orzech do zgryzienia: jak sprostać rosnącym wymaganiom rzeczywistości pomimo naszych ograniczeń mentalnych? Żyjemy w niesłychanie skomplikowanym, przeładowanym informacjami świecie zbudowanym na fundamencie nieintuicyjnych koncepcji i abstrakcyjnych symboli. Aby odnieść w nim sukces, trzeba wykazać się świetną pamięcią, umiejętnością przyswajania dużych ilości danych, niesłabnącą motywacją, rygorem myślenia i biegłością w abstrahowaniu. Z dnia na dzień pogłębia się przepaść dzieląca możliwości ludzkiego mózgu i wymagania współczesności. Wraz z nowymi eksperymentami i odkryciami nasze intuicyjne, „potoczne” rozumienie świata coraz bardziej oddala się od koncepcji naukowych. Z każdym terabajtem danych wzbiera ocean cywilizacyjnej wiedzy, w którym nasze przyrodzone zdolności intelektualne stopniowo się pogrążają. „Goły mózg” przestaje wystarczać w codziennych zmaganiach z coraz to bardziej zawiłymi problemami.
Naszą odpowiedzią na wyzwania poznawcze XXI wieku jest dalsze brnięcie w perspektywę, którą filozof Andy Clark nazywa myśleniem neurocentrycznym (ang. brainbound thinking) – upieranie się przy korzystaniu ze zdolności, które bez zewnętrznego wsparcia nie spełniają stawianych im oczekiwań. Zagrzewamy siebie i innych do intensywniejszego myślenia – do zebrania sił, zaciśnięcia zębów i przezwyciężenia mentalnego impasu. Ku własnej frustracji szybko jednak przekonujemy się, że mózg zbudowany jest ze sztywnej, nieustępliwej materii, a jego plastyczność, tak żarliwie opiewana przez neuronaukowców, ostatecznie na niewiele się zdaje. Docierając do granic intelektualnych własnego mózgu, wmawiamy sobie, że to z nami jest coś nie tak – że nie jesteśmy wystarczająco bystrzy albo że brakuje nam zacięcia. Tymczasem problem tkwi w przyjętej przez nas metodzie radzenia sobie ze swoimi mentalnymi niedostatkami, które to – podkreślmy jeszcze raz – są wadą wrodzoną całego naszego gatunku. Podejście to dobrze podsumowują słowa irlandzkiego poety Williama Butlera Yeatsa: nasze starania to wyraz „woli próbującej spełnić dzieło wyobraźni”K16 (choć cytat ten pojawia się w nieco innym kontekście). Zamiast jeszcze mocniej naciskać na już udręczony mózg, powinniśmy nauczyć się sięgać poza niego.
W Mieszczaninie szlachcicem, XVII-wiecznej komedii Moliera, Pan Jourdain, parweniusz uważający się za prawdziwego arystokratę, nie posiada się z zachwytu, dowiedziawszy się o różnicy pomiędzy wierszem a prozą: „Daję słowo, zatem ja już przeszło czterdzieści lat mówię prozą, nie mając o tym żywnego pojęcia!”K17. Podobnie jak Pan Jourdain, my również możemy być pod wrażeniem swoich nieujawnionych talentów, ponieważ z zasobów pozaneuronalnych czerpiemy od dawna – cały czas nieświadomie myślimy poza mózgiem.
Oto dobre wieści. Złe natomiast są takie, że często robimy to przypadkowo, nieumiejętnie i bez zastanowienia. Nic dziwnego, skoro wysiłki wkładane w nauczanie i szkolenie innych ludzi, a także przewodzenie grupom oraz zarządzanie projektami zespołowymi pożytkujemy niemal wyłącznie na promowanie myślenia neurocentrycznego. Już w szkole podstawowej uczy się nas myśleć intensywnie w ciszy i bezruchu; ten model aktywności intelektualnej ma nam służyć przez wszystkie późniejsze lata spędzone w szkole oraz pracy. Wykształcamy w sobie umiejętności i opanowujemy techniki, które skupiają się na samym mózgu: uczenie się na pamięć, prowadzenie wewnętrznego dialogu, utrzymywanie samodyscypliny oraz pielęgnowanie motywacji wewnętrznej.
W programach nauczania brakuje punktów poświęconych rozwijaniu zdolności myślenia poza mózgiem. Nie uczy się nas, jak wsłuchać się w wewnętrzne sygnały ciała, mogące pomóc nam dokonywać właściwych wyborów. Nie pokazuje się nam, jak za pomocą gestów oraz innych ruchów ciała ułatwić sobie pojmowanie wysoce abstrakcyjnych przedmiotów pokroju fizyki czy matematyki lub tworzenie nowatorskich idei. Ze szkoły nie dowiemy się o odnawianiu nadwyrężonych zasobów koncentracji wskutek obcowania z naturą ani o projektowaniu przestrzeni tak, by rozszerzały nasz potencjał intelektualny. Nauczyciele i przełożeni nie poinstruują nas, jak nadawać abstrakcyjnym koncepcjom materialną formę – jak zmienić je w przedmioty, które można później wykorzystywać do rozwiązywania problemów i zdobywania nowej wiedzy. Pracownikom nie mówi się o tym, jak naśladowanie innych oraz uczenie się na cudzych doświadczeniach może przyspieszyć osiąganie biegłości. Członków grup zajęciowych i zespołów pracowniczych nie szkoli się w stosowaniu naukowo potwierdzonych metod zwiększania ich zbiorowej inteligencji. Nasze zdolności myślenia poza mózgiem w zasadzie nie są rozwijane.
To rażące przeoczenie jest wynikiem „skrzywienia neurocentrycznego” – idealizacji, a nawet fetyszyzacji mózgu – oraz spowodowanej tym ślepoty na wszelkie sposoby rozszerzania intelektu poza obręb czaszkiK18 (jak trafnie zauważył komik Emo Philips: „Kiedyś myślałem, że mózg to najwspanialszy narząd w całym ciele. Ale potem zdałem sobie sprawę, kto mi podsunął tę myśl”)K19. Można też spojrzeć na to inaczej: brak zainteresowania rozszerzaniem umysłu stanowi okazję sprzyjającą do działania – do wybudzenia drzemiącego w umyśle potencjału. Do niedawna w spychaniu myślenia pozamózgowego na kulturowy margines uczestniczyła także nauka. Czasy się jednak zmieniły. Z najnowszych prac psychologów, kognitywistów i neuronaukowców wyłania się jasny obraz tego, jak informacje pozaneuronalne kształtują nasze procesy myślowe. Co więcej, znajdziemy w nich również praktyczne porady na temat wykorzystywania zewnętrznych zasobów do usprawniania własnego myślenia. Tłem dla tego nowego podejścia była szeroko zakrojona zmiana w naszym postrzeganiu umysłu – a zatem i rozumieniu nas samych.
Aby lepiej rozeznać się w obecnym paradygmacie i wyraźnie dostrzec kierunek jego zmiany, warto najpierw cofnąć się do czasów, kiedy koncepcje, które zdominowały dzisiejsze myślenie o mózgu, były dopiero w powijakach.
14 lutego1946 roku w Moore School of Electrical Engineering w Filadelfii panowało wielkie poruszenie. Tego dnia na uniwersytecie miało wydarzyć się coś niezwykłego. Wszyscy z zapartym tchem wyczekiwali ujawnienia drogocennego klejnotu w uczelnianej koronie, którego istnienie dotychczas utrzymywane było w ścisłej tajemnicy. Z jednej z zamkniętych sal dochodziło stłumione buczenie Elektronicznego, Numerycznego Integratora i Komputera (ang. Electronic Numerical Integrator and Computer, ENIAC) – pierwszej maszyny potrafiącej w mgnieniu oka dokonywać skomplikowanych obliczeńK20. Na to ogromne, ważące 30 ton urządzenie składało się około 18 tysięcy lamp próżniowych, 6 tysięcy przełączników i 1,5 tysiąca przekaźników. Jego budowa wymagała ręcznego wykonania 0,5 miliona połączeń lutowanych i pochłonęła ponad 200 tysięcy roboczogodzin.
Projekt ENIAC-a zrodził się w umysłach Johna Mauchly’ego i Johna Prespera Eckerta – dwóch młodych naukowców z Uniwersytetu Pensylwanii, jednostki macierzystej Moore School. Komputer stworzono kilka miesięcy wcześniej na zamówienie sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych w celu obliczania trajektorii lotu pocisków dla amerykańskich artylerzystów walczących w trakcie II wojny światowej na froncie zachodnim. Sporządzanie tablic balistycznych, niezbędnych do skutecznego posługiwania się nową bronią, było pracochłonnym procesem, który wymagał zaangażowania zespołów obliczeniowców1, pracujących w systemie zmianowym 24 godziny na dobę. Maszyna potrafiąca wykonać tę samą pracę bardziej precyzyjnie i znacznie szybciej dałaby armii nieocenioną przewagę nad wrogiem.
Sześć miesięcy po Dniu Zwycięstwa (ang. V-Day) wysiłki mobilizacyjne ustąpiły rozwojowi gospodarki, a Mauchly i Eckert zwołali konferencję prasową, by zaprezentować światu swój wynalazek. Naukowcy starannie wyreżyserowali swoje wystąpienie, nie szczędząc efektów specjalnych. Gdy ENIAC rozpracowywał powierzony mu problem, stale migotało 300 neonowych lamp podłączonych do tzw. akumulatorów – jednostek wykonujących proste obliczenia na liczbach dziesiętnych. John Presper Eckert, znany po prostu jako „Pres”, uznał, że lampki nie zrobią na uczestnikach odpowiedniego wrażenia. W dniu konferencji prasowej wybrał się więc do sklepu po piłeczki pingpongowe, poprzecinał je na pół, opisał numerami od zera do dziewięciu i przykleił do lamp wskaźnikowych na głównej tablicy. Po przygaszeniu głównego oświetlenia słaby blask neonówek okrytych półprzezroczystymi kopułami tworzył w pomieszczeniu atmosferę nabożnego skupienia.
O wyznaczonej godzinie otworzyły się drzwi prowadzące do pomieszczenia z ENIAC-iem i do środka wpuszczono zastępy urzędników, naukowców oraz dziennikarzy. Powitał ich Arthur Burks, jeden z projektantów maszyny, stojący przed masywnymi szafami mieszczącymi jej trzewia. Burks starał się dać wszystkim zebranym do zrozumienia, że są świadkami wiekopomnej chwili. Wyjaśnił, że ENIAC-a zbudowano do przeprowadzania obliczeń matematycznych, które, „wykonywane odpowiednio szybko, mogą posłużyć do rozwiązania niemal dowolnego problemu”K21. Burks obwieścił, że pokaz możliwości komputera rozpocznie się od dodania liczby 97 367 do siebie 5 tysięcy razy. „Patrzcie uważnie, bo łatwo to przeoczyć” – ostrzegł zebranych i wcisnął przycisk. Zanim pochyleni nad notesami dziennikarze podnieśli wzrok, było już po wszystkim. Burks trzymał w ręku wynik działania zapisany na karcie perforowanej.
Następnie do ENIAC-a wprowadzono problem bardziej zbliżony do tych, do których został zaprojektowany: komputer miał obliczyć trajektorię pocisku artyleryjskiego lecącego 30 sekund do celu. Odręczne obliczenie tego zajęłoby ekspertom trzy dni; ENIAC uporał się z tym w 20 sekund – w czasie krótszym niż czas lotu samego pocisku. W pokazie brała udział Jean Bartik, członkini zespołu genialnych inżynierek odpowiedzialnych za programowanie ENIAC-a. Jak wspomina po latach: „W tamtych czasach maszyny dokonujące obliczeń z taką prędkością były czymś niespotykanym, więc nawet wielkich matematyków zdumiało to, co wówczas ujrzeli”K22.
Następnego dnia gazety na całym świecie rozpisywały się na temat najnowszego przełomu technologicznego. Jeden z artykułów na pierwszej stronie „New York Timesa” głosił: „FILADELFIA. Tego wieczoru ujawniono ściśle tajny projekt wojskowy – cudowną maszynę, która z prędkością elektronową rozwiązuje problemy matematyczne dla człowieka zbyt żmudne i zawiłe”. Jego autor T. R. Kennedy był pod ogromnym wrażeniem możliwości ENIAC-a: „To urządzenie tak pomysłowe, że jego twórcy porzucili próby znalezienia problemów mogących sprawić mu trudność”K23.
Odtajnienie ENIAC-a było nie tylko kamieniem milowym w historii techniki, ale i punktem zwrotnym w naszym postrzeganiu własnej natury. Z początku wynalazek Mauchly’ego i Eckerta chętnie porównywano do ludzkiego mózgu i jego wytworówK24. Gazety i czasopisma nazywały ENIAC-a „potężnym mózgiem elektronowym”K25, „zrobotyzowanym mózgiem”K26, „automatem myślowym” oraz „myślącą maszyną”. Analogia ta wkrótce uległa jednak odwróceniu: zaczęto powszechnie przyjmować, że mózg to swego rodzaju komputer. Uznanie ośrodkowego układu nerwowego za biologiczną maszynę obliczeniową było wszak głównym założeniem rewolucji kognitywnej, która ogarnęła amerykańskie uniwersytety w latach 50. i 60. ubiegłego wieku. Jak zauważa profesor Steven Sloman z Uniwersytetu Browna, pierwsze pokolenie kognitywistów „poważnie traktowało koncepcję głoszącą, że umysł działa jak komputer”. W ich oczach „myślenie było swego rodzaju algorytmem uruchamianym na ludzkim mózgu”K27.
Przez wszystkie te lata od zarania epoki cyfrowej metafora „mózg to komputer” rozpowszechniła się jeszcze bardziej, zapuszczając coraz głębsze korzenie w wyobraźni nie tylko ludzi nauki, ale i laików. Jest ona źródłem naszego modelu mentalnego procesów myślowych, choć zwykle nawet nie zdajemy sobie sprawy z jego istnienia. Zgodnie z tą analogią mózg jest samowystarczalną maszyną do przetwarzania informacji, odgrodzoną od świata przez kości czaszki, tak jak ENIAC jest zamknięty za ścianami pomieszczenia. Skoro mózg jest jak komputer, to zapewne można opisać go za pomocą parametrów zbliżonych do gigabajtów pamięci RAM czy gigaherców taktowania procesora, które można łatwo mierzyć i porównywać. A to prowadzi nas do bodaj najbardziej istotnego wniosku: niektóre mózgi, niczym drogie komputery, są po prostu lepsze od innych, wyposażone w biologiczny odpowiednik pojemniejszej pamięci, jednostki centralnej o większej mocy obliczeniowej i ekranu o wyższej rozdzielczości. Metafora komputerowa po dziś dzień kształtuje nasze myślenie o aktywności umysłowej. Poza nią istnieją jednak również inne. Pół wieku po ujawnieniu ENIAC-a popularność zyskała kolejna analogia.
Na szkolnej ławce ląduje stos artykułów. W nagłówku wydrukowanym dużą, pogrubioną czcionką czytamy: „Nowe badania wykazują, że mózg można ćwiczyć jak mięsień”K28. Jest rok 2002 i Lisa Blackwell, doktorantka z Uniwersytetu Columbia pracująca wspólnie z profesor Carol Dweck, rozdaje kopie tekstu grupce siódmoklasistów ze szkoły publicznej w Nowym Jorku. Dweck i Blackwell sprawdzają nową teorię, głoszącą, że uznawany przez nas model pracy mózgu wpływa na nasze myślenie. Zgodnie z przyjętym przez badaczki protokołem eksperymentalnym uczniowie mieli wziąć udział w ośmiu sesjach informacyjnych; podczas obecnej, trzeciej z kolei, odczytywali na głos fragmenty artykułu.
Pierwszy uczeń zaczął: „Wielu ludzi uważa, że jedni rodzą się bystrzy, inni przeciętni, a jeszcze inni głupi – i że nic nie da się z tym zrobić. Nowe badania wykazały jednak, że mózg bardziej przypomina mięsień: im więcej go używamy, tym jest silniejszy”. Następnie pałeczkę przejęła jego koleżanka z klasy: „Powszechnie wiadomo, że wskutek podnoszenia ciężarów nasze mięśnie stają się większe i silniejsze. Osoby, które przed rozpoczęciem treningu nie potrafią podnieść dziesięciokilogramowego ciężarka, z czasem nabierają tyle siły, że nawet pięćdziesięciokilogramowy obciążnik nie stanowi dla nich żadnego problemu. Dzieje się tak, ponieważ w miarę treningu mięśnie rosną w siłę. Jeśli jednak przestanie się regularnie ćwiczyć, skurczą się i osłabną. Można zatem powiedzieć, że kto na laurach spoczywa, temu krzepy ubywa!”. W sali rozległ się stłumiony chichot. Trzeci uczeń czytał dalej: „Mało kto wie jednak, że wskutek uczenia się nowych rzeczy niektóre obszary mózgu zmieniają się i stają większe jak mięśnie po treningu”.
Wysunięta przez Dweck koncepcja, początkowo nazywana wzrostową teorią inteligencjiK29, ostatecznie przerodziła się w nastawienie na rozwójK30 – przekonanie, że wytężony wysiłek umysłowy może uczynić ludzi bardziej inteligentnymi tak samo, jak wysiłek fizyczny może sprawić, że staną się silniejsi. W artykule naukowym opisującym jedne z pierwszych badań przeprowadzonych na dzieciach w wieku szkolnym Dweck i jej współpracowniczki stwierdzają: „Główny wniosek był taki, że uczenie się wpływa na mózg, pobudzając tworzenie nowych połączeń, i że uczniowie mogą świadomie kontrolować ten proces”K31. Na tym gruncie wyrósł kulturowy fenomen: Nowa psychologia sukcesuK32, napisana przez Dweck książka popularnonaukowa, sprzedała się w milionach egzemplarzy, a prezentacje, wykłady oraz warsztaty poświęcone nastawieniu na rozwój pojawiały się w środowiskach biznesowych, edukacyjnych i akademickich jak grzyby po deszczu.
Sednem tego wszystkiego była metafora „mózg jest mięśniem”. Umysł jawi się w niej niczym biceps – namacalny narząd, którego siła jest indywidualnie zdeterminowana. Takie pojmowanie intelektu stało się częścią niezwykle popularnej koncepcji uporu, która również ma swoje źródło w badaniach psychologicznych. Angela Duckworth, psycholożka z Uniwersytetu Pensylwanii, definiuje upór jako „wytrwałość i pasję w dążeniu do realizacji długofalowych celów”K33. W jej książce Upór, opublikowanej w roku 2016, dosłyszeć można echa teorii Dweck: „Tak jak często używany mięsień staje się mocniejszy, tak mózg ulega zmianom, kiedy zmagasz się z nowymi wyzwaniami”K34. Paralela „mózg to mięsień” stanowi doskonałe uzupełnienie głoszonego w Uporze poglądu, że chcieć to móc – że własny potencjał intelektualny można rozbudzić siłą woli. Zbieżność tych dwóch idei jest jeszcze łatwiej dostrzegalna na przykładzie przedsiębiorstw oferujących „trening poznawczy” lub „ćwiczenia dla mózgu”. Programy reklamowane pod nazwami takimi jak CogniFit czy Brain Gym przyciągnęły miliony pełnych nadziei użytkowników (metafora ta stała się tak wszechobecna, że naukowcy zaniepokojeni szerzeniem się neuromitów – powszechnych przesądów na temat mózgu – zaczęli podkreślać fakt, że organ ten tak naprawdę nie jest mięśniem, lecz narządem złożonym z wyspecjalizowanych komórek nerwowych zwanych neuronami)K35.
U źródeł metaforycznych fraz „mózg to komputer” i „mózg to mięsień” tkwi pewne wspólne założenie: umysł stanowi odrębny twór, szczelnie zamknięty w puszcze czaszki, a jego stałe, łatwo mierzalne i porównywalne cechy determinują możliwości ludzkiego myślenia. Stwierdzenia te brzmią znajomo, jakby towarzyszyły nam od zawsze. Nic dziwnego zresztą, bo nie były one szczególnie odkrywcze nawet w momencie, gdy po raz pierwszy je sformułowano. Przez setki lat mózg porównywano do maszyn wyznaczających granice rozwoju techniki w danej epoceK36. Wpierw była to pompa hydrauliczna, a później mechanizm zegara, silnik parowy i telegraf.
Na wykładzie wygłoszonym w roku 1984 filozof John Searle zauważył: „Ponieważ wciąż niewiele wiemy na temat ludzkiego mózgu, kusi nas, by próbować wyjaśnić jego działanie za pomocą najnowszego modelu technologicznego. W czasach mojego dzieciństwa naukowcy zapewniali nas, że mózg jest centralą telefoniczną”K37. Jak wspomina Searle, nauczyciele, rodzice i inni dorośli podsuwali dzieciom akurat tę metaforę mózgu, bo przecież „czymże innym miałby on być?”.
Porównywanie mózgu do mięśnia, który można wzmacniać regularnymi ćwiczeniami, ma niemal równie długą historię. Eksperci od zdrowia publicznego wygłaszali podobne tezy już na przełomie XIX i XX wieku. W First Book in Physiology and Hygiene (Pierwszy podręcznik fizjologii i higieny), opublikowanej w roku 1888 książce skierowanej do młodszego czytelnika, doktor John Harvey Kellogg2 wysuwa koncepcję łudząco przypominającą tę rozwijaną ponad sto lat później przez Dweck: „Co robimy, gdy chcemy wzmocnić nasze mięśnie? Ćwiczymy w pocie czoła każdego dnia, nieprawdaż? Dzięki temu stają się duże i silne. Podobnie jest z mózgiem. Wystarczy przysiąść fałdów i pilnie odrabiać zadania, by stał się silny, a nauka szła jak z płatka”K38.
Poza fundamentem historycznym metafory te opierają się również na przyjętych w naszych społeczeństwach normach kulturowych. Uznawanie mózgu za mięsień bądź komputer wpisuje się w wyznawany przez nas indywidualizm – przekonanie, że jesteśmy grupą niezależnych, samowystarczalnych jednostek wyposażonych w zdolności oraz kompetencje, z których możemy korzystać bez niczyjej pomocy. Jest to również zgodne z naszą tendencją do dzielenia rzeczy na dobre, lepsze oraz najlepsze. Paleontolog i popularyzator nauki Stephen Jay Gould na swojej liście „odwiecznych błędów i problemów trapiących nasze tradycje filozoficzne” umieścił skłonność do „porządkowania elementów poprzez umieszczanie ich na szczeblach hierarchii wartości”K39. Skoro komputery dzielą się na wolne i szybkie, a mięśnie na słabe i silne, to tak samo musi być w przypadku umysłów.
Przyczyn bezkrytycznej akceptacji tych idei na temat mózgu można doszukiwać się także we wrodzonych czynnikach psychologicznych. Przekonanie, że w każdej głowie tkwi mniejszy lub większy zalążek inteligencji, jest emanacją schematu myślowego nazywanego przez psychologów esencjalizmem. Sprowadza się on do wiary w istnienie wewnętrznych esencji, które determinują naturę otaczających nas rzeczy oraz istot. Jak zauważa Paul Bloom, profesor psychologii z Uniwersytetu Yale: „W każdym badanym społeczeństwie natknęliśmy się na przejawy esencjalizmu. Jest to bodaj jeden z najbardziej podstawowych składników naszej wizji świata”K40. Myślimy w kategoriach trwałych esencji – zamiast zmieniających się reakcji na czynniki zewnętrze – ponieważ jest to łatwiejsze. Taka perspektywa silniej przemawia również do naszych emocji. Z esencjalistycznego punktu widzenia niektórzy ludzie po prostu „są” inteligentni – mają w sobie to „coś”.
Czynniki historyczne, kulturowe oraz psychologiczne razem wzięte tworzą solidne podwaliny pod przyjmowane przez nas założenia na temat umysłu – że jego cechy są indywidualne, inherentne i mierzalne. Pod ich wpływem ukształtowało się nasze postrzeganie poczynań intelektualnych oraz podejście do edukacji i pracy. Istotnie wpłynęły także na to, jak oceniamy siebie i innych. Tym bardziej niepokoi zatem myśl, że mogą one być oparte na błędzie poznawczym. Aby zrozumieć jego istotę, musimy przyjrzeć się kolejnej metaforze.
Dla mieszkańców Seulu, największej metropolii Korei Południowej, 18 kwietnia 2019 roku zaczął się pechowo. Z samego rana wszystkie komputery wyłączyły się, a światła w biurach i szkołach na obszarze ponad 600 kilometrów kwadratowych zgasły bez ostrzeżenia, pogrążając prawie 10 milionów ludzi w półmroku budzącego się dnia. Bez prądu sygnalizacja świetlna przestała działać, a pociągi elektryczne utknęły w trasie. Przyczyna tej poważnej awarii była zupełnie prozaiczna: jej sprawcą były sroki, pospolite miejskie ptaki o czarno-białym upierzeniu, które jako miejsca do gniazdowania upodobały sobie słupy wysokiego napięciaK41. Sroki, należące do rodziny krukowatych tak jak wrony, kruki i sójki, znane są z tego, że nie wybrzydzają w dobieraniu materiałów na budowę gniazda. Używają tego, co jest dostępne w ich najbliższym otoczeniu: nie tylko gałązek, mchu i kawałków sznurka, ale też nici dentystycznych, żyłki wędkarskiej, sznurowadeł, pałeczek, plastikowych łyżek, słomek, oprawek okularów, a nawet sztucznej trawy do stroików wielkanocnych i bramek do krykieta. W okresie tzw. brudnych lat trzydziestych, gdy susze i wielkie burze pyłowe przetaczające się po amerykańskich preriach zdławiły wszelką roślinność, ewolucyjni kuzyni srok wili gniazda z drutu kolczastego.
Na gęsto upakowanych osiedlach miejskich współczesnego Seulu drzewa i krzewy są rzadkością, więc sroki budują gniazda z tego, co uda im się znaleźć: drucianych wieszaków, anten telewizyjnych i stalowych linek. A jako że przedmioty te przewodzą elektryczność, to ptaki gniazdujące na słupach wysokiego napięcia często przyczyniają się do powstawania zwarć. Jak donosi KEPCO, największy zakład energetyczny w Korei Południowej, każdego roku sroki powodują na terenie tego kraju setki przerw w dostawie prądu. Jego pracownicy usuwają ponad 10 tysięcy gniazd rocznie, lecz ptaki szybko je odbudowują.
Sroki to urwanie głowy dla zakładów energetycznych, ale nam ich zachowanie może posłużyć za źródło wyjątkowo przydatnej analogii dla działania umysłu. Nasze mózgi w pewnym sensie są jak sroki: budują siedliska myśli z otaczających nas materiałów – ich wytwory są kolażem stworzonym ze strzępów tego, co akurat jest pod ręką. Gołym okiem widać, że mamy do czynienia z analogią zupełnie niepodobną do metafor „mózg to komputer” i „mózg to mięsień”. Analizując procesy poznawcze przez jej pryzmat, dochodzimy do diametralnie odmiennych wniosków. Po pierwsze, myślenie zachodzi nie tylko wewnątrz czaszki, ale i na zewnątrz, w świecie; jest dynamicznym procesem tworzenia i przekształcania reprezentacji mentalnych, wykorzystującym zasoby znajdujące się poza samym mózgiem. Po drugie, rodzaj materiałów dostępnych do wykorzystania podczas myślenia wpływa na przebieg tego procesu oraz jakość jego wytworów. I po trzecie, zdolność sprawnego myślenia, czyli de facto inteligencja, nie jest stałą cechą jednostki, lecz zmiennym stanem, na który wpływ mają dostępność zasobów pozaneuronalnych oraz umiejętność posługiwania się nimi.
Przekonanie się do tego świeżego, radykalnego sposobu myślenia o myśleniu nie przychodzi łatwo; nie wydaje się ono równie intuicyjne, co inne znane nam metafory. Nauka dostarcza nam jednak kolejnych dowodów na to, że właśnie ten obraz działania ludzkich zdolności poznawczych jest bliższy rzeczywistości. Ponadto może on posłużyć za bogate źródło inspiracji w opracowywaniu nowych metod zwiększania sprawności intelektualnej. Wpadliśmy na niego w samą porę. Przebudowanie modelu mentalnego objaśniającego działanie umysłu stało się w ostatnich latach naglącą potrzebą, ponieważ znaleźliśmy się między młotem a kowadłem: choć okoliczności zmuszają nas do wychodzenia z myśleniem poza mózg, wciąż uparcie brniemy w neurocentryzm.
Konieczność myślenia poza mózgiem wynika z rosnących obciążeń umysłowych, jakim podlegamy. Wielu z nas doświadczyło ich w postaci szybszego tempa życia i większej złożoności zadań w szkole oraz pracy. Musimy przyswajać więcej informacji i robić to szybciej, bo te docierają do nas rwącym strumieniem. Do tego przetwarzane przez nas dane są coraz częściej wysoce specjalistyczne i abstrakcyjne. Szczególne znaczenie ma ta ostatnia kwestia. Wiedzę i umiejętności, do których zdobywania nasze mózgi są biologicznie przystosowane, zastępują kompetencje dużo mniej intuicyjne i trudniejsze do opanowania. David Geary, profesor psychologii na Uniwersytecie Missouri, dzieli zdolności na biologicznie pierwotne i biologicznie wtórne, zauważając, że ludzie mają wrodzone predyspozycje do opanowywania takich umiejętności jak posługiwanie się językiem lokalnej społeczności, poruszanie się w znajomym terenie czy radzenie sobie z wyzwaniami życia w niewielkiej wspólnocieK42. Nasze mózgi nie wyewoluowały do rozgryzania zawiłości rachunku różniczkowego, praw fizyki, rynków finansowych ani zawiłości globalnych zmian klimatycznych. Takie właśnie biologicznie wtórne zdolności są jednak kluczem do sukcesu, a nawet przetrwania w stworzonym przez nas świecie. Wymagania związane z funkcjonowaniem we współczesnym społeczeństwie w końcu przerosły nasz wrodzony potencjał intelektualny.
Przez pewien czas ludzkość dotrzymywała kroku własnemu postępowi kulturowemu, znajdując sprytne sposoby na zrobienie lepszego użytku z biologicznego mózgu. W odpowiedzi na bardziej wymagające umysłowo środowisko ludzie rozwijali swoje zdolności poznawcze. Ciągłe przestrzeganie dyscypliny umysłowej – w połączeniu z lepszym odżywianiem i wyższym standardem życia oraz zmniejszonym ryzykiem zapadnięcia na choroby zakaźne – sprawiło, że przez blisko sto lat średni iloraz inteligencji rósł na całym świecie z każdym pokoleniemK43. Tendencja ta powoli jednak słabnie. W ostatnich latach wyniki na testach IQ przestały rosnąć, a w niektórych krajach, na przykład w Finlandii, Norwegii, Danii, Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii, nawet spadająK44. Niektórzy naukowcy twierdzą, że dotarliśmy do granic naszych możliwości mentalnych. Być może „nasze mózgi już teraz pracują z wydajnością zbliżoną do optymalnej”, jak zauważyli Nicholas Fitz i Peter Reiner w artykule opublikowanym w „Nature”K45. Ich zdaniem próby wyciśnięcia z tego narządu czegoś więcej są „skazane na porażkę ze względu na ścisłe ograniczenia neurobiologiczne”.
W ostatnich latach, niejako na znak protestu przeciw tej gorzkiej prawdzie, coraz większym zainteresowaniem cieszą się metody, których celem jest pokonanie tych ograniczeń. Komercyjne programy do trenowania mózgu obiecujące poprawę pamięci i koncentracji, takie jak Cogmed, Lumosity czy BrainHQ, przyciągnęły wielu chętnych. Sama aplikacja Lumosity, wedle informacji udostępnionych przez jej twórców, ma 100 milionów zarejestrowanych użytkowników ze 195 różnych krajówK46. Jednocześnie środki służące do tzw. wzmocnienia poznawczego (ang. neuroenhancement) – innowacje pokroju „nootropów” czy zabiegów elektrostymulacji mózgu, mające rzekomo wspomagać funkcje poznawcze – znalazły się w centrum uwagi mediów oraz koncernów farmakologicznych i biotechnologicznych.
Jak dotąd metody te są jedynie źródłem rozczarowania i niespełnionych nadzieiK47. Systematyczny przegląd badań interwencyjnych, na które powołują się wiodące firmy oferujące programy trenowania mózgu, wykazał, że ich „skuteczność we wspomaganiu normalnego funkcjonowania poznawczego nie znajduje dostatecznego poparcia w dowodach”K48. Regularne trenowanie mózgu poprawia wyniki uczestników, ale jedynie w zadaniach bardzo zbliżonych do tych, na których wcześniej ćwiczyli. Wszystko wskazuje na to, że efekty programów „treningu mózgu” nie przekładają się na rzeczywiste aktywności wymagające zaangażowania uwagi i pamięci. Przeprowadzona w 2019 roku metaanaliza badań nad programem Cogmed wykazała, że transfer umiejętności nabytych w trakcie treningu zachodzi „sporadycznie, a możliwe, że nigdy”K49. Naukowcy, którzy w roku 2017 przeprowadzili badania nad skutecznością aplikacji Lumosity, stwierdzają, że „trening poznawczy zdaje się mieć znikomy wpływ na zdrowe młode osoby dorosłe”K50; badania z udziałem osób starszych przyniosły równie marne rezultatyK51. W 2016 roku amerykańska Federalna Komisja Handlu nałożyła na firmę Lumosity karę w wysokości 2 milionów dolarów za reklamowanie swoich usług w sposób mogący wprowadzać konsumentów w błądK52. Stosowanie leków nootropowych nie przynosi dużo lepszych efektówK53. Zgodnie z wynikami badania klinicznego przeprowadzonego na popularnym wśród pracowników firm technologicznych z Doliny Krzemowej „nootropie” zażycie tej substancji miało mniejszy wpływ na pamięć i uwagę niż filiżanka kawyK54.
Środki farmakologiczne oraz nowe technologie, które pewnego dnia mogą pomóc nam rozwinąć naszą inteligencję, są nadal na etapie wczesnych testów laboratoryjnychK55. Najlepszym – i tymczasem jedynym – sposobem na zwiększenie potencjału intelektualnego jest myślenie poza mózgiem. Ten rodzaj poznania wciąż jednak okazuje się niedoceniany i odrzucany – o ile w ogóle dajemy mu szansę. Choć nasza wyraźna skłonność do popadania w perspektywę neurocentryczną jest głęboko zakorzeniona, nie możemy trwać przy niej ani chwili dłużej. Droga do przyszłości wiedzie przez myślenie pozamózgowe.
Aby lepiej zrozumieć, co przyniesie przyszłość myślenia poza mózgiem, przyjrzyjmy się okolicznościom powstania tej koncepcji. Pewnego dnia w roku 1997 Andy Clark – wówczas profesor filozofii na Uniwersytecie Waszyngtońskim w St. Louis w stanie Missouri – wysiadając z pociągu, zapomniał zabrać swojego laptopaK56. Utrata komputera, z którym praktycznie się nie rozstawał, była dla niego dotkliwym ciosem. W jednej ze swoich książek przyrównał tę sytuację do „nagłego i niezwykle uciążliwego (ale na szczęście przemijającego) uszkodzenia mózgu”. Był „oszołomiony, zagubiony i ewidentnie osłabiony umysłowo – niczym ofiara lekkiego udaru, tyle że w wersji dla cyborgów”K57. Doświadczenie to, choć bez wątpienia nieprzyjemne, pozwoliło mu rozwinąć koncepcję, która od dłuższego czasu zaprzątała mu głowę. Clark zdał sobie sprawę, że komputer w pewnym sensie stał się częścią jego umysłu, nieodłącznym elementem zachodzących w nim procesów myślowych. Z jego pomocą mógł rozszerzać własne zdolności poznawcze, pozwalając swojemu mózgowi wspiąć się na nowe wyżyny intelektualne – myśleć bardziej wydajnie i sprawnie niż bez tego wsparcia technologicznego. Jego mózg i laptop tworzyły razem umysł rozszerzony.
Dwa lata wcześniej Clark przedstawił to zjawisko w artykule naukowym napisanym wspólnie z Davidem Chalmersem. Na początku tekstu autorzy stawiają pozornie proste pytanie: „Gdzie kończy się umysł, a zaczyna reszta świata?”. W kolejnych akapitach proponują jednak niekonwencjonalną odpowiedź, przekonując, że umysł nie kończy się na „granicy skóry i kości”, lecz rozciąga się, tworząc „rozszerzony system, będący zespoleniem biologicznego organizmu oraz zasobów zewnętrznych”. Przyjęcie tego faktu do wiadomości, jak przekonują filozofowie, będzie miało „doniosłe konsekwencje dla filozofii umysłu”, a także dla „kwestii społecznych i moralnych”. Clark i Chalmers wiedzieli, że przyjęcie ich punktu widzenia wymagać będzie całkowitego odrzucenia skostniałych poglądów na temat mózgu. Według nich jest to niezbędny krok na drodze do postępu. Autorzy podsumowują swoje przemyślenia słowami: „gdy hegemonia tkanki i czaszki zostanie obalona, wyraźniej dostrzeżemy nasze miejsce w świecie”K58.
Świat nauki z początku nie był jednak przekonany do tej koncepcji. Zanim The Extended Mind został przyjęty do druku w „Analysis”, odrzuciły go trzy inne czasopisma naukowe, a po opublikowaniu w roku 1998 spotkał się z dość chłodną reakcją środowiska akademickiegoK59. Przedstawiona w nim koncepcja wzbudziła konsternację wśród filozofów i stała się przedmiotem licznych drwin. Dopiero z czasem dostrzeżono jej prawdziwy potencjał. Choć w momencie publikacji artykułu wydawała się radykalna i wydumana, to wraz z nadejściem epoki cyfrowej jej postrzeganie się zmieniło. Wkroczenie komputerów w życie codzienne dostarczyło niezliczonych przykładów tego, jak ludzie rozszerzają swoje umysły za pomocą osiągnięć techniki. Z czystych spekulacji umysł rozszerzony stał się przekonującą, a nawet wizjonerską ideą.
W ciągu nieco ponad dwudziestu lat od publikacji artykułu The Extended Mind wysunięte w nim koncepcje przybrały kształt fundamentalnej doktryny, która skupiła wokół siebie różne programy badawcze. Poszczególne aspekty umysłu rozszerzonego są obecnie przedmiotem wnikliwych badań prowadzonych w ramach poznania ucieleśnionego, poznania usytuowanego i poznania rozproszonego. Zaangażowani w nie naukowcy starają się zrozumieć, jak myślenie rozszerzane jest na nasze ciała, otaczającą nas przestrzeń oraz interakcje z innymi ludźmi. Badania te przyniosły nie tylko nowe fakty na temat natury ludzkich zdolności poznawczych, ale także zestaw sprawdzonych naukowo metod rozszerzania umysłu.
Po to właśnie powstała ta książka: jej celem jest zoperacjonalizowanie umysłu rozszerzonego – przekształcenie go z filozoficznego konceptu w praktyczny styl życia. W rozdziale 1 pojawią się wskazówki, jak wyostrzyć zmysł interocepcji – jak uważniej wsłuchać się w sygnały nadawane przez nasze ciała i wykorzystać je do podejmowania decyzji. W rozdziale 2 pokażę, jak ciało może rozruszać umysł, poprawiając nasze myślenie. Rozdział 3 omawia rolę gestów we wspomaganiu pamięci. Rozdział 4 poświęcony jest odnawianiu zapasów uwagi podczas przebywania na łonie natury. W rozdziale 5 opowiem o projektowaniu przestrzeni – szkół i miejsc pracy – tak, by pobudzały kreatywność. W rozdziale 6 przedstawię korzyści, jakie daje wyprowadzanie myślenia z głowy do „przestrzeni konceptualnej”. Rozdział 7 zgłębia sposoby wspomagania własnego myślenia umysłami ekspertów, a rozdział 8 pokazuje, jak robić to w przypadku współpracowników. W rozdziale 9 zastanowimy się nad tym, dlaczego myślenie grupowe daje większe efekty niż suma wkładów poszczególnych członków zespołu.
Te zróżnicowane przejawy umysłu rozszerzonego łączy kilka motywów przewodnich. Pierwszy z nich dotyczy pierwotnego źródła inspiracji, z którego czerpał Clark: rozważań nad rolą techniki w rozszerzaniu myślenia. Choć urządzenia zwykle służą nam do odciążania własnych zdolności poznawczych, nie zawsze mają na nas pozytywny wpływ. Niekiedy pogarszają nasze funkcjonowanie intelektualne, o czym przekonał się każdy, kto dał się wprowadzić w błąd przez źle zaprojektowany system nawigacji albo zmarnował czas na klikanie w sensacyjne nagłówki na Facebooku. Ma to związek ze wspomnianą wcześniej metaforą „mózg to komputer”. Twórcom komputerów i smartfonów zbyt często zdarza się zapominać, że użytkownicy to biologiczne istoty, które zajmują fizyczną przestrzeń i wchodzą w interakcje z innymi ludźmi. Technika cyfrowa sama w sobie jest neurocentryczna. Oznacza to, że ją również można rozszerzyć o te zasoby pozaneuronalne, które w świecie analogowym wzbogacają nasze myślenie. W kolejnych rozdziałach przedstawię przykłady takich „rozszerzonych technologii”: internetową platformę do nauki języków obcych, która zachęca użytkowników nie tylko do powtarzania słów, ale i wykonywania gestów; aplikację przypominającą Google Maps, która wyznacza trasy nieco dłuższe, ale umożliwiające bliższe obcowanie z naturą; oraz grę wideo, która tworzy doświadczenia grupowe, nakłaniając graczy do oderwania wzroku od ekranu i synchronizowania własnych ruchów z tymi wykonywanymi przez innych uczestników.
Drugim motywem, który wyłania się z analizy literatury poświęconej umysłowi rozszerzonemu, jest odmienne podejście do kwestii biegłości. Tradycyjne kryteria uznania jednostki za eksperta są przeważająco neurocentryczne – skupione na wewnętrznym, indywidualnym wysiłku (czego najlepszym przykładem jest słynne twierdzenie Andersa Ericssona, że do osiągnięcia mistrzostwa w dowolnej dziedzinie potrzeba 10 tysięcy godzin praktyki)K60. Badania na temat umysłu rozszerzonego sugerują natomiast, że eksperci to osoby, które opanowały umiejętność wykorzystywania zasobów pozaneuronalnych i właściwego dobierania ich do określonego problemu. Ten alternatywny punkt widzenia ma niebagatelne konsekwencje dla pojmowania ponadprzeciętnej biegłości i naszych dążeń do jej osiągnięcia. Przykładowo, choć zwykle przyjmuje się, że za sukcesem geniuszy i gwiazd stoi systematyczność, skuteczność oraz wydajność działania, badania przeprowadzone w duchu umysłu rozszerzonego wykazały, że eksperci zmieniają swoje podejście i eksperymentują częściej niż nowicjuszeK61. Chętniej korzystają też z pomocy własnych ciał, przestrzeni fizycznej oraz innych ludzi. W większości przypadków eksperci są bardziej skłonni do rozszerzania własnych umysłów niż „ruszania głową”. Wyrobienie sobie takiego nawyku bez wątpienia pomogłoby nam w doskonaleniu własnych umiejętności.
W badaniach nad umysłem rozszerzonym przewija się jeszcze jeden motyw, który nazwać można nierównością rozszerzania. Nasze społeczeństwo i jego instytucje, takie jak szkoły oraz miejsca pracy, opierają się na założeniu, że niektórzy ludzie potrafią myśleć lepiej niż inni. Przyczyny istnienia tych indywidualnych różnic wydają się nam jasne jak słońce: to oczywiste, że ludzie dzielą się na mniej i bardziej bystrych – w końcu jedni mają w głowach więcej tej esencji, którą zwiemy inteligencją. Badania nad umysłem rozszerzonym oferują alternatywne wyjaśnienie takiego stanu rzeczy: pewne osoby zdają się myśleć sprawniej niż inne, ponieważ potrafią lepiej rozszerzać swoje umysły; być może dlatego, że mają większą wiedzę na ten temat – wiedzę, którą książka ta ma na celu upowszechnić. Nie ulega jednak wątpliwości, że podział środków niezbędnych do rozszerzania umysłu jest nierówny – nie każdy ma taką samą możliwość swobodnego poruszania się, obcowania z naturą, aranżowania przestrzeni w swojej pracy lub nawiązywania bliskich kontaktów z ekspertami oraz współpracownikami. W trakcie lektury kolejnych rozdziałów nie możemy zatem zapominać o tym, jak dostępność rozszerzeń umysłu wpływa na myślenie naszych uczniów, pracowników, współpracowników i współobywateli.
Metafory kształtują naszą świadomość, zwłaszcza te, które objaśniają nam działanie naszych własnych umysłów. Wartość podejścia opisanego na kartach tej książki tkwi w nowej analogii, którą możemy wykorzystać do wspomagania się w codziennych wysiłkach umysłowych – w uczeniu się, zapamiętywaniu nowych informacji, rozwiązywaniu problemów i uruchamianiu wyobraźni. W przekraczaniu granic intelektualnych nie pomoże nam ani podkręcanie mocy obliczeniowej mózgu, jakby był maszyną, ani trenowanie go, jakby był mięśniem. Zamiast tego musimy zadbać, by w naszym otoczeniu nie brakowało materiałów dających się wpleść w osnowę własnych myśli.
1. W oryginale human computers. Przed rozpowszechnieniem się elektronicznych maszyn obliczeniowych angielskie słowo computer odnosiło się do osób dokonujących żmudnych, odręcznych kalkulacji. Zanim jednak termin ten został przeszczepiony na grunt języka polskiego, zdążył przyjąć swój obecny zakres znaczeniowy (przyp. tłum.). [wróć]
2. John Harvey Kellogg (1852–1943), obecnie znany głównie jako twórca kukurydzianych płatków śniadaniowych, był zwolennikiem higienicznego stylu życia oraz wyznawcą zakaźnej teorii chorób. Popierał jednak szowinistyczne programy eugeniczne, w tym sterylizowanie osób niepełnosprawnych umysłowo i cierpiących na choroby psychiczne (przyp. tłum.). [wróć]
CZĘŚĆ I
MYŚLENIE CIAŁEM
Rozdział 1
Myślenie zmysłami
W trakcie swojej wieloletniej kariery jako makler giełdowy John Coates był świadkiem czegoś, co powtarzało się wielokrotnieK62. Ten sam scenariusz ziszczał się w każdym banku inwestycyjnym, dla którego pracował: w Goldman Sachs, Merill Lynch oraz Deutsche Bank. Coates opracowywał dla nich plany zyskownych transakcji, używając do tego swoich umiejętności analitycznych oraz wiedzy nabytej w trakcie studiów magisterskich i doktoratu z ekonomii na Uniwersytecie w Cambridge, a także „informacji uzyskanych z licznych sprawozdań finansowych i statystyk”. Jego logika zawsze była bezbłędna a ekspertyzy niepodważalne. Mimo to jego transakcje za każdym razem generowały straty.
Przytrafiały mu się także inne, równie zastanawiające sytuacje. „Kątem oka dostrzegałem wtedy cień nowej możliwości – drogi wiodącej do alternatywnej przyszłości. To było ledwie mgnienie na obrzeżach świadomości, na moment przykuwające moją uwagę. Ten przebłysk geniuszu w połączeniu z silnym przeczuciem utwierdzał mnie jednak w przekonaniu, że schodząc z utartego szlaku, podejmuję właściwą decyzję”. Gdy Coates zawierzał swojej intuicji, ta zwykle sprawiała, że osiągał zyski. Wbrew wszelkim przekonaniom, które przez lata mu wpajano, Coates doszedł do nietypowych wniosków: „Niekiedy do prawidłowej oceny sytuacji niezbędne jest wsłuchanie się w informacje zwrotne od ciała”.
Zauważył ponadto, że „niektórzy mają do tego większe predyspozycje niż inni”. Na dowolnym parkiecie giełdowym na Wall Street „można znaleźć obdarzonych ponadprzeciętną inteligencją absolwentów prestiżowych uniwersytetów, którzy pomimo przekonujących analiz nie zarabiają ani centa. Tymczasem kilka biurek dalej siedzi makler ze słabą oceną na dyplomie wydanym przez nieznaną uczelnię, który zarabia krocie, ku zdumieniu i poirytowaniu swoich, wydawałoby się, bardziej uzdolnionych kolegów oraz koleżanek”. Niewykluczone, że „zmysł finansowy lepiej zarabiających maklerów może mieć związek z ich zdolnością do nadawania i odbierania sygnałów cielesnych”.
Coates dzieli się tymi przemyśleniami w książce The Hour Between Dog and Wolf (Godzina między psem a wilkiem) w której opisuje lata spędzone na giełdzie, czerpiąc przy tym z dość nietypowego w tym kontekście źródła wiedzy: doświadczeń zdobytych jako praktykujący fizjolog. Pytania, do jakich doprowadziła go praca w sektorze finansowym („Czy niektóre osoby mają lepszą intuicję niż inne? Czy możemy monitorować informacje zwrotne wysyłane przez ich ciała?”), ostatecznie pochłonęły go bardziej niż same inwestycje. Coates porzucił więc Wall Street, by całkowicie oddać się pracy badawczej. W 2016 roku w artykule opublikowanym w „Scientific Reports” przedstawił wyniki badań przeprowadzonych we współpracy z neuronaukowcami oraz psychiatrami.
Kierując się przeświadczeniem, że zdolność do wyczuwania uderzeń serca odpowiada wrażliwości na sygnały wewnętrzne, Coates i jego nowi współpracownicy zaprojektowali eksperyment, w którym grupa maklerów z londyńskiej giełdy miała określić rytm bicia własnego serca. Badanie wykazało, że maklerzy radzili sobie z tym zadaniem znacznie lepiej niż dopasowana pod względem wieku i płci grupa kontrolna złożona z osób niepracujących w finansach. Ponadto maklerzy potrafiący najbardziej precyzyjnie policzyć liczbę uderzeń własnego serca zarabiali więcej niż pozostali i zwykle dłużej utrzymywali się w zawodzie mimo niestabilnych, nieraz gwałtownie zmieniających się warunków na rynkach finansowych. W podsumowaniu zespół stwierdza: „Nasze wyniki sugerują, że sygnały wytwarzane przez ciało – czyli słynne w kręgach finansistów »przeczucia« – są jednym z czynników decydujących o sukcesie inwestycji giełdowych”. Coates na własne oczy przekonał się, że osoby sprawnie poruszające się w tym środowisku niekoniecznie wyróżnia lepsze wykształcenie lub wyższy iloraz inteligencji. Zwykle są to „ludzie bardziej wyczuleni na sygnały interoceptywne”K63.
Interocepcja to po prostu świadomość wewnętrznych stanów ciałaK64. Poza receptorami odbierającymi bodźce zewnętrzne (w siatkówce gałki ocznej, ślimaku ucha wewnętrznego, kubkach smakowych na języku czy nabłonku węchowym w nosie) dysponujemy także receptorami wewnętrznymi, które stale przesyłają do mózgu informacje na temat samego ciała. Sygnały te mają swoje źródło w miejscach rozsianych po całym ciele: narządach wewnętrznych, mięśniach, a nawet kościach. Wędrując szlakami nerwowymi, w końcu docierają one do mózgu, a konkretnie do struktury anatomicznej zwanej wyspą. Tam łączą się z innymi strumieniami danych – naszymi bieżącymi myślami, wspomnieniami oraz informacjami czuciowymi – tworząc zintegrowany obraz obecnego stanu ciała, swoistą interoceptywną migawkę, mówiącą nam „tak się teraz czujesz”, a także „to musisz zrobić, by utrzymać stan równowagi wewnętrznej”.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. F. Nietzsche, Wiedza radosna, tłum. L. Staff, Warszawa: Jakób Mortkowicz, 1906–1907, s. 334. [wróć]
2. F. Gros, Filozofia chodzenia, tłum. E. Kaniowska, Warszawa: Czarne, 015, s. 24. [wróć]
3. Tamże. [wróć]
4. F. Nietzsche, Ecce homo, tłum. L. Staff, Warszawa: Jakób Mortkowicz, 1912, s. 29 [wróć]
5. F. Gros, dz. cyt., s. 25. [wróć]
6. D. Kahneman, Pułapki myślenia, tłum. P. Szymczak, Poznań: Media Rodzina, 2012, s. 56. [wróć]
7. E. Thompson, D. Cosmelli, Brain in a Vat or Body in a World? Brainbound Versus Enactive Views of Experience, „Philosophical Topics”, nr 39 (wiosna 2011), s. 163–80. [wróć]
8. A. Clark, D. Chalmers, The Extended Mind, „Analysis”, nr 58 (styczeń 1998), s. 7–19. Termin „umysł rozszerzony” ukuty został przez Davida Chalmersa [wróć]
9. N. Block, cyt. za: D.J. Chalmers, Extended Cognition and Extended Consciousness, w: Andy Clark and His Critics, red. M. Colombo, E. Irvine, M. Stapleton, New York: Oxford University Press, 2019, s. 12. [wróć]
10. A. Clark, D. Chalmers, dz. cyt. [wróć]
11. A. Clark, Supersizing the Mind: Embodiment, Action, and Cognitive Extension, New York: Oxford University Press, 2011, s. 131. [wróć]
12. Tenże, Embodied, Situated, and Distributed Cognition, w: A Companion to Cognitive Science, red. W. Bechtel, G. Graham, Malden: Blackwell Publishing, 1998, s. 510. [wróć]
13. Tenże, Supersizing the Mind, s. xxv. [wróć]
14. F. Gros, dz. cyt., s. 24. [wróć]
15. A. Madrigal, Mapping the Most Complex Structure in the Universe: Your Brain, „Wired”, 24.01.2000. [wróć]
16. W.B. Yeats, Wzruszenie mnogości, w: Eseje, tłum. L. Engelking, Łódź: Officyna, 2017. [wróć]
17. Molier [J.-B. Poquelin], Mieszczanin szlachcicem, tłum. T. Boy-Żeleński, Warszawa: Fundacja Nowoczesna Polska, s. 21. [wróć]
18. A. Clark, Natural-Born Cyborgs: Minds, Technologies, and the Future of Human Intelligence, New York: Oxford University Press, 2003, s. 4–5. [wróć]
19. E. Philips, Emo Philips Live! At the Hasty Pudding Theatre, New York: HBO Video, 1987. [wróć]
20. Pisząc fragment poświęcony ENIAC-owi, czerpałam z następujących źródeł: T. Haigh, M. Priestley, C. Rope, ENIAC in Action: Making and Remaking the Modern Computer, Cambridge: MIT Press, 2016; S. McCartney, ENIAC: The Triumphs and Tragedies of the World’s First Computer, New York: Walker Publishing, 1999; J. Jennings Bartik, Pioneer Programmer: Jean Jennings Bartik and the Computer That Changed the World, Kirksville: Truman State University Press, 2013; W. Isaacson, Innowatorzy. O tym, jak grupa hakerów, geniuszy i geeków wywołała cyfrową rewolucję, tłum. K. Krzyżanowski, M. Strąkow, M. Jóźwiak, Kraków: Insignis, 2016; A. Jacobsen, The Pentagon’s Brain: An Uncensored History of DARPA, New York: Little, Brown, 2015; C.D. Martin, ENIAC: The Press Conference That Shook the World, „IEEE Technology and Society Magazine”, grudzień 1995; S. Levy, The Brief History of the ENIAC Computer, „Smithsonian Magazine”, listopad 2013; D.K. Allison, Using the Computer: Episodes Across 50 Years, referat wygłoszony na konferencji 24th Annual ACM Computer Science Conference, luty 1996; T.R. Kennedy, Electronic Computer Flashes Answers, May Speed Engineering, „New York Times”, 14.02.1946; National Museum of American History, ENIAC Accumulator #2, wpis na stronie Narodowego Muzeum Historii Amerykańskiej, https://americanhistory.si.edu/collections/search/object/nmah_334742; Penn Engineering, ENIAC at Penn Engineering, wpis na stronie Uniwersytetu Pensylwanii, https://www.seas.upenn.edu/about/history-heritage/eniac/. [wróć]
21. T.R. Kennedy, dz. cyt. [wróć]
22. J. Jennings Bartik, dz. cyt., s. 25. [wróć]
23. T.R. Kennedy, dz. cyt. [wróć]
24. C.D. Martin, Digital Dreams: Public Perceptions About Computers, „ACM Inroads”, nr 4 (wrzesień 2013), s. 34–35. [wróć]
25. Cyt. za: T. Haigh, M. Priestley, C. Rope, dz. cyt. [wróć]
26. Cyt. za: C.D. Martin, The Myth of the Awesome Thinking Machine, „Communications of the ACM”, nr 36 (kwiecień 1993), s. 120–133. [wróć]
27. S.A. Sloman, Ph.M. Fernbach, The Knowledge Illusion: Why We Never Think Alone, New York: Riverhead Books, 2017, s. 24–25. [wróć]
28. L.S. Blackwell, Psychological Mediators of Student Achievement During the Transition to Junior High School: The Role of Implicit Theories, rozprawa doktorska, Uniwersytet Columbia, 2002. [wróć]
29. L.S. Blackwell, K.H. Trzesniewski, C.S. Dweck, Implicit Theories of Intelligence Predict Achievement Across an Adolescent Transition: A Longitudinal Study and an Intervention, „Child Development”, nr 78 (styczeń–luty 2007), s. 246–263. [wróć]
30. C.S. Dweck, Nowa psychologia sukcesu, tłum. A. Czajkowska, Warszawa: Muza SA, 2014, s. 13. [wróć]
31. L.S. Blackwell, K.H. Trzesniewski, C.S. Dweck, dz. cyt. [wróć]
32. Zob. C.S. Dweck, dz. cyt. [wróć]
33. A.L. Duckworth, Ch. Peterson, M.D. Matthews, D.R. Kelly, Grit: Perseverance and Passion for Long-Term Goals, „Journal of Personality and Social Psychology”, nr 92 (czerwiec 2007), s. 1087–1101. [wróć]
34. A.L. Duckworth, Upór: Potęga pasji i wytrwałości, tłum. P. Cieślak, Łódź: Galaktyka, 2016, s. 197. [wróć]
35. E. Pasquinelli, Neuromyths: Why Do They Exist and Persist?, „Mind, Brain, and Education”, nr 6 (maj 2012), s. 89–96. [wróć]
36. M. Cobb, The Idea of the Brain: The Past and Future of Neuscience, New York: Basic Books, 2020. [wróć]
37. J.R. Searle, Minds, Brains and Science, Cambridge: Harvard University Press, 1984, s. 44. [wróć]
38. J.H. Kellogg, First Book in Physiology and Hygiene, New York: Harper & Brothers, 1888, s. 106. [wróć]
39. S.J. Gould, The Mismeasure of Man, New York: W.W. Norton, 1996, s. 27. [wróć]
40. P. Bloom, Descartes’ Baby: How the Science of Child Development Explains What Makes Us Human, New York: Norton, 2004, s. 48. [wróć]
41. P. Sae-jin, Power Firm Seeks Every Method to Keep Magpies Off Power Poles, „Aju Business Daily”, 03.07.2018. [wróć]
42. D.C. Geary, Reflections of Evolution and Culture in Children’s Cognition: Implications for Mathematical Development and Instruction, „American Psychologist”, nr 50 (styczeń 1995), s. 24–37. [wróć]
43. J.R. Flynn, Massive IQ Gains in 14 Nations: What IQ Tests Really Measure, „Psychological Bulletin”, nr 101 (marzec 1987), s. 171–191. [wróć]
44. J.R. Flynn, M. Shayer, IQ Decline and Piaget: Does the Rot Start at the Top?, „Intelligence”, nr 66 (styczeń 2018), s. 112–121. [wróć]
45. N.S. Fitz, P.B. Reiner, Time to Expand the Mind, „Nature”, nr 531 (marzec 2016), s. S9. [wróć]
46. Lumos Labs, materiały prasowe, https://www.lumosity.com/en/resources/. [wróć]
47. B. Stojanoski i in., Targeted Training: Converging Evidence Against the Transferable Benefits of Online Brain Training on Cognitive Function, „Neuropsychologia”, nr 117 (sierpień 2018), s. 541–450. [wróć]
48. D.J. Simons i in., Do ‘Brain-Training’ Programs Work?, „Psychological Science in the Public Interest”, nr 17 (październik 2016), s. 103–186. [wróć]
49. N.D. Aksayli, G. Sala, F. Gobet, The Cognitive and Academic Benefits of Cogmed: A Meta-Analysis, „Educational Research Review”, nr 27 (czerwiec 2019), s. 229–243. [wróć]
50. J.W. Kable i in., No Effect of Commercial Cognitive Training on Brain Activity, Choice Behavior, or Cognitive Performance, „Journal of Neuroscience”, nr 37 (sierpień 2017), s. 7390–7402. [wróć]
51. G. Sala i in., Working Memory Training Does Not Enhance Older Adults’ Cognitive Skills: A Comprehensive Meta-Analysis, „Intelligence”, nr 77 (listopad–grudzień 2019), s. 1–13. [wróć]
52. Federalna Komisja Handlu (FTC), Lumosity to Pay $2 Million to Settle FTC Deceptive Advertising Charges for Its ‘Brain Training’ Program, materiały prasowe udostępnione na stronie FTC, 05.01.2016, https://www.ftc.gov/news-events/press-releases/2016/01/lumosity-pay-2-million-settle-ftc-deceptive-advertising-charges. [wróć]
53. M. Husain, M.A. Mehta, Cognitive Enhancement by Drugs in Health and Disease, „Trends in Cognitive Sciences”, nr 15 (styczeń 2011), s. 28–36. [wróć]
54. Ch. Farr, This Start-Up Raised Millions to Sell ‘Brain Hacking’ Pills, but Its Own Study Found Coffee Works Better, CNBC, 30.11.2017. [wróć]
55. M.J. Farah, The Unknowns of Cognitive Enhancement: Can Science and Policy Catch Up with Practice?, „Science”, nr 350 (październik 2015), s. 379–380. [wróć]
56. A. Clark, wywiad przeprowadzony przez N. Mitchell, Natural Born Cyborgs: Minds, Technologies, and the Future of Human Intelligence, „All in the Mind”, Australian Broadcasting Company,18.05.2003. [wróć]
57. Tamże, s. 4, 10. [wróć]
58. A. Clark, D. Chalmers, The Extended Mind, „Analysis”, nr 58 (styczeń 1998), s. 7–19. [wróć]
59. J. Baggini, A Piece of iMe: An Interview with David Chalmers, „The Philosophers’ Magazine”, nr 43 (2008). [wróć]
60. K. Anders Ericsson, R.T. Krampe, C. Tesch-Römer, The Role of Deliberate Practice in the Acquisition of Expert Performance, „Psychological Review”, nr 100 (lipiec 1993), s. 363–406. [wróć]
61. P.P. Maglio, M.J. Wenger, A.M. Copeland, The Benefits of Epistemic Action Outweigh the Costs, referat wygłoszony na konferencji 25th Annual Conference of the Cognitive Science Society, lipiec–sierpień 2003. [wróć]
62. J. Coates, The Hour Between Dog and Wolf: Risk Taking, Gut Feelings, and the Biology of Boom and Bust, New York: Penguin Press, 2012. Fragment poświęcony pracy Johna Coatesa na Wall Street opracowałam na podstawie tego źródła. Stamtąd też (s. 98, 119) pochodzą poniższe cytaty. [wróć]
63. N. Kandasamy i in., Interoceptive Ability Predicts Survival on a London Trading Floor, „Scientific Reports”, nr 6 (wrzesień 2016). [wróć]
64. Zob. A.D. (Bud) Craig, Interoception: The Sense of the Physiological Condition of the Body, „Current Opinion in Neurobiology”, nr 13 (sierpień 2003), s. 500–505. [wróć]