Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy twoje dziecko odpowiada ci na pytania półsłówkami? Gdy pytasz, jak minął mu dzień w przedszkolu czy szkole, słyszysz zdawkowe „dobrze”, chociaż widzisz, że coś jest nie tak? Czy próby ciągnięcia za język kończą się awanturą i łzami? Jeśli tak, witaj w klubie rodzica! Codzienne rozmowy z dziećmi to często prawdziwe wyzwanie. Zwykła wymiana zdań może doprowadzić do ogromnej frustracji zarówno u dziecka, jak i u rodzica. Ale sztuki komunikacji z dziećmi – jak wielu innych umiejętności – można się po prostu nauczyć! Dzięki książce „Jak nie stracić kontaktu z dzieckiem i dogadać się w każdej sprawie” doświadczonej psycholożki Ulrike Döpfner dowiesz się: • jak słuchać swoich dzieci i jak do nich mówić, by uwzględniać ich najważniejsze potrzeby, • jak prowadzić z nimi ciekawe, ważne i dające do myślenia rozmowy, • jakie pytania zadawać dzieciom, by poznać ich radości, zmartwienia, lęki i niepokoje, • jak wspólnie cieszyć się z ich sukcesów, • w jaki sposób formułować wątpliwości i wskazówki, by dziecko nie traktowało rozmowy z tobą jako przykrego obowiązku i okazji do konfliktu. I ty możesz się przekonać, że jak pisze autorka, „dobre rozmowy mają w sobie magię” i mogą się stać wspaniałym, niezapomnianym doświadczeniem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 168
Muszę zacząć od wyznania.
Nie jestem uzdolnioną mamą. Nie mam talentu do rękodzieła. Nie potrafię malować, rzeźbić, szydełkować, robić na drutach, majsterkować – nie mam absolutnie żadnych zdolności, jeśli chodzi o kreatywne tworzenie czegoś własnymi rękami. W przypadku dzieci, szczególnie małych, takie wspólne aktywności – majsterkowanie, wycinanie i klejenie czy malowanie – to wspaniała zabawa, stymulująca kreatywność i budująca bliskość. Niestety, nie miałam szans doświadczyć tego z moimi pociechami. Dni, kiedy moi synowie szli do szkoły, były dniami wstydu, bo wyjątkowo boleśnie odczuwałam wtedy, że mam dwie lewe ręce. Wszyscy koledzy i koleżanki z klasy moich chłopców dostawali na pierwszy dzień szkoły piękne tyty, przygotowane i ozdobione własnoręcznie w kreatywny i oryginalny sposób przez matki, a moi synowie pojawiali się z pustymi rękami. Nie wiem, czy to zauważali. Do dziś nie powiedzieli na ten temat ani słowa. Po co o tym mówię? Cóż, jeśli człowiekowi nie wychodzi w jakiejś dziedzinie, musi mocno się wysilać, żeby zapunktować w innej. Zawsze miałam wyjątkowe upodobanie do rozmów. Właśnie dlatego wybrałam zawód psycholożki, co dla moich dzieci oznaczało tyle, że czas, który normalnie poświęciłabym na prace ręczne, wypełniałam rozmowami.
Czytanie i mówienie – to mi wychodziło, tu czułam się pewniej niż z lutownicą, pędzlem czy piłką.
Kiedy myślę o ważnych, pięknych rozmowach z dziećmi, pamiętam, że zaczynały się najczęściej od zupełnie nieoczekiwanej uwagi.
Jak dorosnę, nie chcę robić prawa jazdy – boję się kraksy.
Mam strasznie nudne życie. Chciałbym, żeby więcej się działo. Szkoda, że nie jestem szpiegiem i nie poluję na innych agentów.
Mama Leili (koleżanki z przedszkola) ma piękny uśmiech.
Christoph nienawidzi dzieci.
Wolałbym być Kapitanem Hakiem niż Piotrusiem Panem. Wszyscy by się mnie bali.
To nie ja, to Ginger (wymyślony przyjaciel).
Jak będę duży, chciałbym mieszkać w chatce wyłożonej dywanem od ściany do ściany (nie mieliśmy w domu dywanu, tylko parkiet).
Mamo, jak będzie burza, to czy drzewo może spaść na nasz dom? (o potężnym platanie rosnącym obok naszej kamienicy).
To tylko niektóre przykłady zdań, które doprowadziły w konsekwencji do interesujących rozmów i pozwoliły mi dowiedzieć się czasem bardzo zaskakujących rzeczy o moich synach. Rozmowy z własnymi dziećmi są pasjonujące właśnie wtedy, kiedy dowiadujemy się o nich czegoś nowego albo słyszymy coś, co kompletnie zbija nas z tropu, czego byśmy się nie spodziewali, bo inaczej ich ocenialiśmy. To mogą być lęki, których do tej pory nie zauważyliśmy, tęsknota za adrenaliną i ryzykiem, której się nie domyślaliśmy, upodobania i niechęć, które wydały nam się zupełnie nietypowe, czy wyjątkowe fantazje. Jakie to fascynujące, słyszeć to wszystko z ust swoich dzieci! Dowiadywać się, kim naprawdę są i jak różnią się od naszych wyobrażeń na ich temat i naszych oczekiwań.
Jeśli dzieci dzielą się z nami pomysłami i rozważaniami, należy to traktować jako niezwykle cenną rzecz. Znając ich lęki, możemy pomóc im je przełamać; znając pragnienia i tęsknoty, wiedząc, co lubią, a czego nie znoszą, wiedząc, dokąd prowadzi je fantazja, możemy odpowiednio reagować.
Przypadkowa uwaga, rzucona przez dziecko, może być wspaniałą sposobnością do rozmowy – musimy tylko uważnie słuchać, poświęcić mu czas, dopytywać.
W ostatnich latach spotykałam się często w pracy terapeutycznej i poza nią z pytaniami: Jak możemy zainicjować jako rodzice rozmowę z dziećmi, aby dowiedzieć się o nich więcej? Jak możemy pomóc naszym dzieciom w otwarciu się przed nami?
Rodzice często nie potrafią wejść z dziećmi w dialog. Nie mówię tu o codziennej wymianie informacji typu „Jak było w szkole?”, ale o głębszych, bardziej wnikliwych rozmowach. Rozmowach, w trakcie których rodzice dowiadują się, co gra w duszy ich dzieci i co je porusza.
Razem z niektórymi rodzicami zastanawiałam się, jakie tematy mogłyby być ciekawe i zachęcić dzieci do rozmowy, a w idealnym przypadku – prawdziwej, wnikliwej wymiany myśli, a także, jakie warunki muszą zostać spełnione, żeby rozmowy tego typu w ogóle zaistniały.
I tak narodziła się ta książka. U podstaw legł pomysł zebrania inspirujących pytań, które mogłyby posłużyć do nawiązywania z dziećmi rozmów innych niż te dotyczące codziennej domowej logistyki. Pytań, które pomogłyby rodzicom bliżej poznać własne dzieci. Nie są to pytania mające sprawić wrażenie inteligentnych i wyrafinowanych; ich cel jest inny: rozpoczęcie szczerej rozmowy.
Zebrałam sto pytań, za pomocą których rodzice mogą w formie zabawy zachęcić dzieci do dyskusji – bez podtekstów, bez konkretnego ukrytego celu, poza tym już wspomnianym: dowiedzieć się więcej o emocjach i myślach swoich synów i córek. Pytania te można zadawać dzieciom w wieku od mniej więcej czterech, pięciu lat, a nawet nastolatkom i dorosłym.
Pod każdym pytaniem znajdziemy puste miejsce na własne wpisy. Możemy tu zanotować odpowiedź dziecka – dzięki czemu książka stanie się rodzajem pamiętnika, w którym spiszemy koncepcje, rozważania i emocje naszych potomków – ale i własne przemyślenia i pomysły, na przykład na kolejne pogłębiające temat rozmowy. Każde pytanie opatrzone jest też dodatkowymi minipytaniami, które pozwalają nieco rozbudować temat.
Zanim przejdziemy do sedna, czyli do stu pytań, znajdziemy w książce garść praktycznych porad na temat tego, w jaki sposób możemy jako rodzice wspomóc proces komunikacji z naszymi dziećmi, zarówno na co dzień, jak i przy specjalnych okazjach.
Jak możemy polepszyć jakość rozmów z naszymi dziećmi? Jakie postawy i techniki komunikacyjne sprawdzą się i pozwolą nam z powodzeniem nawiązać z dzieckiem dyskusję? Jak możemy zorganizować te rozmowy, żeby przebiegały w konstruktywnej atmosferze, a dziecko chętnie dzieliło się z nami przemyśleniami? Piszę też o tym, w jaki sposób usprawnić komunikację w szczególnie trudnych okolicznościach – kiedy na co dzień w rodzinie panują konflikty i stres, a także, kiedy rodzice się rozstają.
W książce znajdziemy również rozdział dotyczący dziadków, którzy dla wielu dzieci są wyjątkowo ważnymi członkami rodziny. Czym cechuje się komunikacja między nimi a wnukami? Jak to wykorzystać?
Życzę miłej lektury i równie miłych rozmów!
Rodzice a dzieci – jak możemy pomóc w tworzeniu atmosfery dobrej rozmowy?
Czy pamiętacie, z kim jako dziecko rozmawialiście najchętniej? Z kim rozmowy sprawiały wam najwięcej przyjemności? Zadałam to pytanie kilku osobom, zarówno dorosłym, jak i dzieciom.
Najpiękniejsze rozmowy prowadziłem z babcią, siedząc na ławie w kuchni. Babcia potrafiła słuchać mnie bez końca, robiąc przy tym nieustannie na drutach. Mogłem powiedzieć jej wszystko. Interesował ją każdy szczegół. No i zawsze miała czas. Niezmiennie byłem w centrum jej uwagi.
Od dzieciństwa najlepsze rozmowy prowadzę z Andreą, moją przyjaciółką. Zna mnie od pierwszej klasy i doskonale wie, jaka jestem. Nigdy się nie boję opowiadać jej o moich sprawach i nie czuję wstydu. Wiem, że u niej moje sekrety są bezpieczne.
Najbardziej lubię, kiedy przyjeżdża moja ciocia Lisa. Bawimy się wtedy w cyrk, jestem akrobatką, a ciocia ogląda moje pokazy. Opowiadam jej, co robię, a ona zawsze uważnie słucha.
Najlepiej rozmawia mi się z tatą, tuż przed pójściem spać. Mogę opowiedzieć mu wszystkie swoje tajemnice. Słucha mnie i opowiada, jak to było, kiedy on chodził do szkoły. To mi się naprawdę podoba.
Dobre, wartościowe rozmowy wiążą się z zainteresowaniem okazanym drugiej osobie, z poświęceniem jej czasu, z zaufaniem jej. Czujemy, że dla naszego rozmówcy jesteśmy w tej chwili najważniejsi na świecie. Zarówno z wypowiedzi dorosłych, jak i dzieci wyraźnie wynika, co stanowiło ten magiczny czynnik, dzięki któremu zwykła rozmowa stawała się lepsza od innych: niepodzielna uwaga drugiej strony!
Kiedy ktoś poświęca nam niepodzielną uwagę, czujemy się docenieni i wartościowi niezależnie od tego, ile mamy lat. Takie momenty są ważne dla każdego. Dorośli nie przyznają tak otwarcie jak dzieci, że tego potrzebują. Młodsi potrafią wyrazić to bardzo wprost: miło jest być w centrum uwagi!
Kiedy ostatnio zdarzyło się, że rozmówca czy rozmówczyni słuchali was naprawdę uważnie? Z kim wtedy rozmawialiście? O czym? Spróbujcie przypomnieć sobie tę rozmowę i to pozytywne, ciepłe uczucie, które w was wywołała. Czujecie to nawet teraz, gdy rozmowa jest już tylko wspomnieniem: przyjemnie jest wiedzieć, że dla rozmówcy jesteśmy ważni.
Każdemu zdarzyło się być na takiej czy innej imprezie, gdzie spotyka się masę ludzi i z nimi wita. Niektórzy są serdeczni, mamy wrażenie, że naprawdę się cieszą, że nas widzą. Inni, nim jeszcze dobrze uścisną nam rękę, już się rozglądają, z kim jeszcze powinni się przywitać, sprawdzają, co też ich omija, kiedy poświęcają czas nam. Ich rozbiegany, poszukujący wzrok mówi nam wyraźnie, że są sprawy znacznie od nas ważniejsze. To niemiłe uczucie – czasami wolelibyśmy, żeby ta osoba w ogóle do nas nie podchodziła, skoro wita się z nami od niechcenia.
Wyobraźmy sobie za to, że rozmawiamy z naszą drugą połówką lub z przyjacielem. Dzwoni telefon, ale nasz rozmówca nie odbiera, bo nie chce przerywać konwersacji z nami. To zupełnie inne uczucie. Jesteśmy doceniani, zauważani. My i to, co dzieje się tu i teraz, to absolutny priorytet.
Gdyby udało się nam na co dzień wygospodarować choć kilka chwil, by przekazać naszemu dziecku dokładnie taką wiadomość: „Jesteś w tej chwili w centrum mojej uwagi, nic innego się nie liczy” – byłby to wspaniały dar nie tylko dla dziecka, ale i dla nas. W ten sposób tworzymy bowiem oazę bliskości i bezpieczeństwa.
Po czym poznać dobrą rozmowę? Najbardziej wymowne są uczucia, które w nas budzi. Dobra, prawdziwa rozmowa z dzieckiem uszczęśliwia, wzmacnia poczucie więzi i bliskości. Ważne jest, w jaki sposób ją nawiązujemy i jak przebiega. Dobre rozmowy „płyną” – jedno zdanie wartko przechodzi w kolejne. Dowiadujemy się czegoś od naszego rozmówcy, wyjawiamy mu coś o sobie – następuje wymiana myśli, dialog, w którym obie strony mają szansę się wypowiedzieć i zostać wysłuchane.
Dobre rozmowy stwarzają nastrój intensywności i – o ile to możliwe – głębi. W czasie takich rozmów nie jesteśmy powierzchowni, jak wtedy, kiedy uprawiamy „small talk” czy wymieniamy esemesy (które, oczywiście, również mogą być miłe). Przeciwnie – mamy nieodmiennie wrażenie, że to, co się dzieje, jest znaczące i ważne.
Również postronny obserwator dostrzeże, że osoby pogrążone w dobrej rozmowie łączy wyjątkowa więź: ciała zwrócone są jedno ku drugiemu, spojrzenia się spotykają, czasami zdarza się dotyk, a mimika wyraża ciepło i szacunek – to może być przyjazny i pełen zainteresowania wyraz twarzy czy uśmiech.
Dobre rozmowy pozostają w naszej pamięci, mają znaczenie emocjonalne zarówno dla nas, jak i dla naszych dzieci, a dzięki temu – pozytywny wpływ na relację. Między nami a dzieckiem rodzi się bliskość. Szczególnie dobre rozmowy zapadają w pamięć na lata i przypominamy sobie z przyjemnością, jak dawno temu, w śnieżny niedzielny poranek, siedzieliśmy w łóżku z kubkiem kakao i rozmawialiśmy.
Dobre rozmowy mają w sobie magię. Między stronami dialogu rodzi się pozytywna energia płynąca z więzi. Rozmowa nie kuleje, nie jest błaha – sprawia, że coś się zmienia.
Codziennie prowadzimy setki krótkich rozmów z dziećmi. Pomagają nam organizować życie.
„Dzień dobry. Co zjesz na śniadanie?”, „Strój na WF spakowany?”, „Na której lekcji macie klasówkę?”, „Masz jakieś zadania do zrobienia?”, „Wychodzisz po południu?”, i tak dalej. Rodzinna codzienność wymaga skoordynowania nieskończenie wielu drobnych szczegółów i wymiany równie wielu informacji.
To komunikacja służąca konkretnemu celowi. Tworzy szkielet naszej powszedniej egzystencji, łączy nas na płaszczyźnie organizacyjnej. W sferze emocjonalnej natomiast łączą nas rozmowy osobiste, intymne, w których mówimy o postawach, uczuciach i potrzebach naszych dzieci.
Czasami dobra rozmowa rodzi się spontanicznie, w sytuacji, w której się tego nie spodziewaliśmy. Czasami dzieci zadają pytania albo rzucają jakąś uwagę mimochodem i czujemy, że nie można tego potraktować lekko ani tym bardziej zignorować.
Lukas, dość nieśmiały jedenastolatek, jechał właśnie z matką na zajęcia sportowe, kiedy nieoczekiwanie zagadnął ją o zmarłą niedawno babcię. Rodzina unikała poruszania tematu śmierci przy dzieciach – matka straciła wcześnie młodszego brata, a zanim odeszła babcia, zmarło kilkoro innych krewnych. Matkę Lukasa tak przygnębiły te wydarzenia, że nie chciała rozmawiać o nich z dziećmi, aby i one nie musiały borykać się z tak trudnymi i smutnymi sprawami. Kiedy jednak syn tak nieoczekiwanie i bez ogródek zapytał o śmierć – czego nigdy wcześniej nie robił – spontanicznie zjechała na pobocze, zaparkowała i całkowicie poświęciła się rozmowie. Odpowiadała szczerze na zadawane przez Lukasa pytania, również te, które dotyczyły jej własnego smutku. Dla obojga ten moment przerodził się w coś ważnego – dialog, w ramach którego syn miał szansę zaspokoić ciekawość; pytał, a mama odpowiadała. Sama była zdziwiona, że ta rozmowa nie okazała się smutna czy przygnębiająca i że poczuła nawiązującą się między nimi szczególną nić. Nie planowała tego, ale w chwili gdy syn tak jasno dał sygnał, że potrzebuje rozmowy, zorientowała się, jaką wagę ma jego pytanie i zdecydowała otworzyć na tę wymianę myśli. Rozpoznała nadarzającą się okazję do nawiązania głębokiego, ważnego kontaktu i wykorzystała ją.
Samochód, pociąg, autobus to istotne miejsca. Często to właśnie podczas podróży zaczyna się dialog, ciekawa rozmowa. Zdarza się, że wykorzystujemy czas spędzany w aucie czy innych środkach transportu na wykonanie telefonów, które mamy jeszcze w danym dniu „do odhaczenia”. Trzeba pozałatwiać sprawy, to fakt, i tego nie zmienimy. Może jednak przynajmniej niektóre z nich mogą poczekać, a my dzięki temu zyskamy kilka chwil na rozmowę z dzieckiem czy dziećmi? W ograniczonej przestrzeni, która sprzyja bliskości, potrafią wypłynąć tematy, które ostatecznie owocują naprawdę przyjemną wymianą myśli.
Ważne pytania pojawiają się ze strony dzieci także w sytuacjach przygotowań, na przykład, kiedy rano zbieramy się do wyjścia, kiedy dziecko zakłada buty, tuż przed wyjściem z domu. Pięciolatek odzywa się znienacka: „Mamo, dlaczego tak strasznie się boję, kiedy robi się ciemno?” albo „Co będzie, kiedy umrę?”, a może „Czy zawsze trzeba kochać swojego braciszka?”. To pytania, dzięki którym zauważamy, że dziecko jest zaabsorbowane jakimś tematem i chciałoby o nim porozmawiać. Ponieważ akurat jesteśmy skupieni na sprawach organizacyjnych i przygotowaniach do wyjścia, odpowiadamy często krótko, zdawkowo, myśląc, że wrócimy do tematu później, kiedy będzie więcej czasu. Potem jednak zapominamy o tym, a może dziecko nie ma już chęci rozmawiać. Jeśli uda nam się jednak w takiej napiętej sytuacji wygospodarować kilka minut, żeby pochylić się nad poruszoną przez dziecko kwestią, mamy szansę zapoczątkować naprawdę wyjątkową wymianę myśli. Pięciominutowe spóźnienie do przedszkola to coś, o czym za kilka dni i tak nikt już nie będzie pamiętał, a rozmowę z dzieckiem będziemy wspominać być może za kolejne tygodnie, nawet miesiące. Szczególnie małym dzieciom trudno jest odsunąć pytania „na później”. Ich umysły funkcjonują jeszcze na zasadzie „tu i teraz” – jeśli pojawia się jakaś dręcząca kwestia, nie oznacza to, że nadal będzie zajmowała dziecko wtedy, kiedy my akurat znajdziemy na nią czas.
Rodzice nie zawsze mają nastrój na prowadzenie intensywnej rozmowy z dzieckiem. Czasami jesteśmy zbyt przeciążeni, przygnębieni, nie czujemy się na siłach sprostać pytaniom potomstwa czy wziąć na barki również ich zmartwienia. Jeśli brakuje nam wewnętrznej równowagi, bo naszą uwagę odciągają zbyt mocno własne uczucia i myśli, to będziemy w stanie wejść w dialog tylko z dużym wysiłkiem i dużą dozą wewnętrznej dyscypliny.
W pierwszym rzędzie powinniśmy więc zadbać o własne wyważenie emocjonalne. Łatwiej będzie nam sprostać roli troskliwych, hojnych wobec dzieci rodziców, jeśli zadbamy też o siebie i będziemy pamiętać o własnych potrzebach. Nie można się zmuszać do rozmowy, więcej zyskamy, kiedy jesteśmy zrelaksowani, odprężeni i uważni; wtedy wejście w dialog pójdzie nam znacznie łatwiej. Jeśli brakuje nam zrozumienia dla siebie samych, jeśli w głowie mamy mętlik, który nas rozprasza, trudno mieć nadzieję na głębokie porozumienie z drugą osobą. Powinniśmy zrobić wówczas coś, co pomoże nam wyklarować emocje i znaleźć wyjście z labiryntu własnych zmartwień. Zależnie od sytuacji i wieku dzieci mogą wystarczyć spacer, rozmowa z przyjaciółmi, relaks przy muzyce czy godzina treningu. Kiedy poczujemy się lepiej sami ze sobą, skorzystają na tym również dzieci.
Jeśli cierpimy z powodu przewlekłego stresu, co może się zdarzyć, gdy mamy trudną sytuację zawodową albo problemy w związku, nie wystarczą oczywiście dorywcze zabiegi. Także w tym przypadku powinniśmy starać się na co dzień stosować formy samopomocy, takie jak sport, medytacja, zdrowe odżywianie i odpowiednia długość oraz jakość snu, ale może być też konieczne uzyskanie wsparcia z zewnątrz w postaci terapii indywidualnej albo grupowej. Im lepszy mamy kontakt z własną jaźnią, im bardziej jesteśmy zrównoważeni, tym lepiej możemy reagować na nasze dzieci, traktować je z empatią i odpowiednio regulować to, co zdradzamy im na własny temat. Kiedy czujemy się wewnętrznie zrównoważeni i jesteśmy w dobrej formie, mamy również siłę, aby poradzić sobie z tym, z czym mogą skonfrontować nas dzieci.
Często zdarza się, że rozmawiamy z dzieckiem, ale myślami jesteśmy zupełnie gdzie indziej, w duchu próbujemy coś porządkować, organizować, myślimy o pracy, o rzeczach, które poszły nie tak, jak powinny; absorbują nas rozmaite tematy. To w pewnym sensie normalne, jesteśmy przecież tylko ludźmi, a nie superrodzicami, którzy stale przedkładają potrzeby dziecka nad własne.
Codzienna organizacja rodzinnego życia i ustalanie rozkładu dnia zazwyczaj nie wymagają stuprocentowego zaangażowania. Ale jeśli zależy nam na dobrej, intensywnej komunikacji z dzieckiem, powinniśmy zaangażować się w rozmowę całkowicie i poświęcić mu uwagę jako rozmówcy. Płynna, inspirująca obie strony rozmowa jest możliwa wyłącznie przy uważnej obecności. Dlatego ważne, aby podjąć świadomą decyzję o „odfiltrowaniu” wszystkich rozpraszających bodźców, o skoncentrowaniu się wyłącznie na dziecku i rozwijającej się rozmowie. Tak jak w innych sytuacjach, kiedy musimy lub chcemy poświęcić całą swoją uwagę jednej kwestii, również i w tym przypadku oznacza to, że mentalnie musimy stale być przy naszym rozmówcy, odsuwając na ten czas wszystkie inne myśli – nie zastanawiać się, co jeszcze mamy do załatwienia, nie rozważać, co działo się ostatnio w pracy, tylko skoncentrować się na dialogu. Patrzmy na dziecko, zwracajmy się do niego, dorzućmy od czasu do czasu skinienie głowy i nawiążmy do tego, co właśnie zostało powiedziane – w ten sposób dziecko poczuje, że może liczyć na naszą wyłączną uwagę.
Ogromnym problemem, jeśli chodzi o bezpośrednie rozmowy, są telefony komórkowe. Aby rozmowa przebiegała bez zakłóceń, trzeba odłożyć telefon poza zasięg wzroku, nie zerkać na niego, nie nasłuchiwać; najlepiej także wyciszyć dzwonek. Wpływ telefonów komórkowych na życie rodzinne został określony w ramach badania1 przeprowadzonego online przez producenta oprogramowania antywirusowego AVG Technologies. Zebrano odpowiedzi od rodziców i dzieci (w wieku 8 do 13 lat) z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Czech, USA, Australii, Kanady, Nowej Zelandii i Brazylii. Łącznie w ankiecie wzięło udział 6117 respondentów – dzieci i dorosłych. Jedna trzecia ankietowanych dzieci przyznała, że uważa, iż rodzice skupiają uwagę na telefonie komórkowym równie często, o ile nie częściej, niż na nich. Około połowa dzieci (54 procent) stwierdziła, że rodzice zbyt często zerkają na komórkę. Na liście możliwych złych nawyków związanych z gadżetami i elektroniką 36 procent dzieci wybrało jako najważniejszą odpowiedź, że telefony komórkowe rozpraszają rodziców podczas rozmów. 32 procent spośród dzieci, które się na to skarżyły, przyznało, że przez to czują się nieważne. Ponadto na podstawie ankiety stwierdzono, że jedna czwarta biorących w niej udział rodziców chciałaby, aby ich dzieci rzadziej korzystały z komórek. Niemal jedna trzecia wszystkich ankietowanych dorosłych (28 procent) uznała, że sama nie daje w tej kwestii dobrego przykładu dzieciom.
Znamy to z własnego doświadczenia: jeśli opowiadamy o czymś przyjaciółce, a ta ustawicznie bawi się komórką, nie czujemy się dobrze, nie czujemy, że my, a tym bardziej nasza opowieść, jesteśmy dla niej ważni. Jak reagujemy? Wycofaniem. Jeśli przyjaźń jest dla nas istotna, może decydujemy się poruszyć ten temat z przyjaciółką, jeśli nie – po prostu uznajemy, że nie warto się z tą osobą dzielić naszymi przemyśleniami.
Zadaniem naszych dzieci nie jest wskazywanie nam naszych wad i przewinień. Jeśli nie czują się dostrzeżone w trakcie rozmowy, po prostu się wycofują. Na zwierzenia mogą liczyć wyłącznie ci rodzice, którzy dają dziecku poczucie, że je zauważają, widzą i rozumieją.
Obok skupienia na dziecku to właśnie ciekawość jest motorem uważności. Ciekawość to jednak cecha, którą wielu dorosłych zatraciło. Dzieci potrafią okazywać ją otwarcie, dziwić się rzeczom i zjawiskom, które je interesują, zachwycać się. Ciekawość przydaje przeżyciom i reakcjom intensywności.
Potrafię skupić się na dziecku, śledzić jego wypowiedzi, reagować na nie z zainteresowaniem i okazywać odpowiednie emocje. Jednak prawdziwie zajmująca dla obu stron rozmowa rodzi się przede wszystkim wtedy, kiedy czuję ciekawość: Co dokładnie chce przekazać mój syn, mówiąc to, co właśnie powiedział? Co kryje się za jego słowami? Dlaczego mówi o tym akurat w tej chwili?
Ciekawość popycha mnie do zgłębiania tematu, wypływa z mojej wewnętrznej potrzeby. Chciałabym naprawdę zrozumieć moje dziecko. Reaguję w konkretny sposób, ponieważ motywuje mnie zainteresowanie, a nie dlatego, że uważam, iż tak wypada.
Do ciekawości nikogo nie można zmusić. Każdy z nas ma inne obszary zainteresowań, a zatem różne sprawy go frapują. Ktoś słucha chętnie muzyki elektronicznej, a jego pasja popycha go nawet do tego, że sam próbuje tworzyć. Kogoś znów interesują motyle, i ciekawość jest dla niego motorem do zgłębiania wiedzy o życiu i różnorodności tych owadów. Żadna z tych osób nie mogłaby zapewne wykrzesać z siebie podobnego zainteresowania dla hobby drugiej. Istnieją też ludzie zainteresowani… innymi ludźmi. Uwielbiają rozmawiać z nimi, a treść tych rozmów jest w zasadzie mniej istotna, bo nie chodzi o to, żeby coś konkretnego omówić, ale o to, żeby zgłębić istotę rozmówcy. Takie osoby są zazwyczaj lubianymi kompanami, bo potrafią dać nam poczucie, że jesteśmy interesujący i ważni.
Jeśli spróbujemy pomyśleć o tym, czym się pasjonujemy, czego dotyczy nasza ciekawość, zauważymy, że ten temat momentalnie wyzwala w nas falę szczególnej energii. Jeśli uda nam się choć iskrę tej energii przekazać naszym dzieciom podczas rozmowy, intensywność kontaktu zwiększy się. To naprawdę duża różnica, jeśli dialog przebiega w atmosferze wzajemnej uwagi, ciepła, zaangażowania, jeśli jest w nim choć szczypta ciekawości. Ciekawość zachęca nas bowiem do tego, żeby próbować naprawdę zrozumieć drugą stronę. Jeśli jesteśmy czegoś ciekawi, otwieramy się i – dobrze się bawimy! Chcemy czegoś się dowiedzieć, a proces, który prowadzi do zdobycia tej wiedzy, daje nam radość. Rozmowa nie jest przykrym obowiązkiem – takie podejście i dla nas, i dla naszego rozmówcy zrobi ogromną różnicę.
Zdarzało mi się prowadzić niejedną rozmowę, w rozmaitych sytuacjach i kontekstach, i kiedy zauważałam, że się „nie klei”, starałam się mentalnie przełączyć na inny tryb. Kiedy decydowałam się zmienić swój stosunek do rozmowy i podejść do rozmówcy z autentyczną ciekawością, od razu zauważałam zmianę. Dzięki modyfikacji mojego nastawienia zmieniał się także poziom otwartości rozmówcy, a to z kolei pomagało otworzyć się mnie. Nieraz myślałam o kimś, kto usiadł obok mnie na przyjęciu: „O nie, na pewno się nie dogadamy…”, a potem prowadziłam z tą osobą naprawdę pasjonujący dialog. Wszystko zależało wyłącznie ode mnie – czy jestem ciekawa drugiej osoby, czy chcę ją zrozumieć. Jeśli tak, zawsze znajdzie się jakiś temat do rozmowy – bo tak naprawdę toczy się ona wokół rozmówcy.
Nie tylko dzieci chcą czuć się szanowane i doceniane, każdy tego potrzebuje. Każdy pragnie mieć poczucie, że druga osoba naprawdę stara się go zrozumieć. Jeśli do tego zauważamy, że naszemu rozmówcy próby porozumienia sprawiają prawdziwą radość i że rozmowa nie jest prowadzona wyłącznie z uprzejmości ani nie jest wymuszona, może pojawić się w niej głębszy wymiar i sprawić, że zbliżymy się do siebie.
Bliskość między rodzicami a dziećmi powstaje wtedy, gdy traktujemy potomstwo w sposób otwarty i bez uprzedzeń. Wyczuwamy tę bliskość, kiedy dzieci otwierają się przed nami i chcą z nami rozmawiać. Czujemy zaufanie, którym nas darzą.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
AVG Technologies, https://now.avg.com/digital-diaries-kids-competing-with-mobile-phones-for-parents-attention, dostęp z dn. 24.06.2015. [wróć]