Jak nie tłumić emocji - Anabel Gonzalez - ebook

Jak nie tłumić emocji ebook

Gonzalez Anabel

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Nieokazywanie emocji niesłusznie uchodzi za przejaw dojrzałości. Prawda jest taka, że kiedy masz naprawdę zły dzień lub przeżywasz kryzys, robienie dobrej miny do złej gry tylko wyczerpuje twoje i tak już ograniczone zasoby, a nieprzepracowane emocje wkrótce dają o sobie znać ze zdwojoną siłą. Rozwiązaniem jest regulacja emocjonalna, dzięki której przetrwanie trudnych chwil staje się łatwiejsze, a co więcej, zaczynasz dostrzegać w nim wartość i okazję do rozwoju. W tej książce Anabel Gonzalez, psychoterapeutka i autorka beststellera To (nie) ja, odsłania tajniki zdrowego i konstruktywnego zarządzania emocjami. Sięgnij po tę lekturę, by dowiedzieć się, jak:

• pozostawać w kontakcie ze swoimi emocjami,

• wyrażać smutek i złość, tak by nie zranić siebie ani innych,

• zyskać spokój potrzebny do podejmowania najlepszych decyzji,

• przestać wymagać od siebie zbyt wiele i zaopiekować się sobą w gorsze dni,

• skuteczniej kontrolować własne reakcje,

• wzmocnić odporność psychiczną,

• pogodzić się z samym sobą i osiągnąć trwałą równowagę emocjonalną.

Cenna wiedza wzbogacona licznymi przykładami oraz praktyczne wskazówki pozwolą ci lepiej poznać samego siebie, przekuć gorsze dni w okazję do rozwoju i stać się o wiele silniejszym.

Jeżeli nasze obecne schematy działania mają swoje źródło we wczesnym okresie życia, powinniśmy uświadomić sobie, że teraz możemy to emocjonalne dziedzictwo przyjąć lub odrzucić [...] Możemy wybierać, jakimi ludźmi chcemy się otaczać i z kim dzielić się naszymi problemami. Jeśli zatem otrzymaliśmy w spadku bagaż emocjonalny, którego chcielibyśmy się pozbyć, możemy go odrzucić i wykształcić nowe nawyki. Te stare miały przecież jedynie pomóc nam przetrwać etap życia, który mamy już za sobą.

(fragment książki)

Wiele czynności, w które się angażujemy, ma tak naprawdę na celu utrzymywać nas z dala od naszych emocji. Metoda ta nie jest zbyt skuteczna, dlatego i tak odczuwamy przepływ emocji w tle, co może dodatkowo wzmagać naszą tendencję do dalszego ich tłumienia. U podstaw takiego podejścia leży wiele nieskutecznych mechanizmów regulacji emocjonalnej lub przekonanie, że nie mamy żadnego wpływu na to, co czujemy. Musimy nauczyć się zatrzymywać i pozwalać, by nasze emocje nas odnalazły. Nie ma sensu uciekać, skoro gonimy samych siebie.

(fragment książki)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 342

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

Osią­gnię­cie szczę­ścia to jedno z pod­sta­wo­wych dążeń każ­dego czło­wieka. Cho­ciaż nie­kiedy mogłoby się wyda­wać, że w zre­ali­zo­wa­niu tego celu prze­szka­dza nam los, czę­sto to my sami pię­trzymy przed sobą prze­szkody. Znaczną część życia spę­dzi­łam na poma­ga­niu oso­bom, które zma­gają się z róż­nego rodzaju pro­ble­mami; pozna­wa­łam histo­rie ich życia oraz spo­soby reago­wa­nia na to, co się im przy­tra­fia. Jako psy­chia­trę zawsze szcze­gól­nie inte­re­so­wał mnie temat psy­cho­te­ra­pii traumy, czyli tego, w jaki spo­sób ludziom, któ­rzy mają za sobą trudne doświad­cze­nia, udaje się pora­dzić sobie z wła­sną prze­szło­ścią i wieść satys­fak­cjo­nu­jące życie. Mia­łam zaszczyt towa­rzy­szyć wielu oso­bom w tym pro­ce­sie zmiany i zda­rzało mi się być świad­kiem naprawdę nie­sa­mo­wi­tych rze­czy. Widzia­łam, jak ktoś cał­ko­wi­cie roz­bity przez to, co go spo­tkało, poskła­dał się na nowo. Spo­ty­ka­łam ludzi, któ­rzy czuli się bez­silni i nie­zdolni do radze­nia sobie z codzien­no­ścią, a w końcu brali sprawy w swoje ręce i odzy­ski­wali kon­trolę nad wła­snym życiem. Dowie­dzia­łam się, jak można spoj­rzeć pro­sto w oczy temu, co boli nas naj­bar­dziej, i w efek­cie poko­nać to cier­pie­nie raz na zawsze. Pozna­łam naj­róż­niej­szych ludzi, któ­rzy odmie­nili swój los, pogo­dzili się sami ze sobą, nawią­zali kon­takt z wła­snymi uczu­ciami i nauczyli się dbać o sie­bie oraz nawią­zy­wać bli­skie rela­cje.

Oczy­wi­ście spo­tka­łam rów­nież wiele osób, które nie mogły lub nie umiały pora­dzić sobie ze swoim cier­pie­niem. Nie­któ­rzy wręcz nie chcieli się zmie­nić lub wpły­nąć na swoją sytu­ację, upar­cie trzy­ma­jąc się utrwa­lo­nego spo­sobu bycia lub funk­cjo­no­wa­nia mimo zwią­za­nych z tym nega­tyw­nych kon­se­kwen­cji. Rozu­miem to. Cza­sami zmiana budzi nie­po­kój lub wręcz panikę i czło­wiek woli tkwić w tym, co zna, nawet jeśli sta­nowi to dla niego źró­dło cier­pie­nia. Gdy obser­wuje się te jakże odmienne reak­cje, poja­wia się wiele pytań. Ludzie, któ­rzy doświad­czyli podob­nych sytu­acji i zma­gają się z podob­nymi poważ­nymi obja­wami, w dłuż­szej pespek­ty­wie mogą reago­wać skraj­nie odmien­nie. Nie­któ­rzy wra­cają do zdro­wia, a nawet czują się lepiej niż wcze­śniej, inni zaś wciąż tkwią w tym samym punk­cie i coraz moc­niej zamy­kają się w sobie. Skąd te róż­nice? Czemu można je przy­pi­sać?

Nie twier­dzę, że znam odpo­wie­dzi na wszyst­kie pyta­nia. Prawdę mówiąc, jedy­nym, co jest w pełni jasne zarówno dla mnie, jak i dla pozo­sta­łych osób, które pró­bują zgłę­bić taj­niki funk­cjo­no­wa­nia ludz­kiego mózgu i umy­słu, jest to, że ich cudowna zło­żo­ność wymyka się wszel­kim naszym pró­bom jej uprosz­cze­nia. Odno­szę jed­nak wra­że­nie, że osoby, któ­rym udaje się pora­dzić sobie z trud­nymi sytu­acjami, wcale nie są szczę­śliwe nie­za­leż­nie od tego, co los postawi na ich dro­dze. Nie zawsze czują się dobrze i wcale nie są stale pogodne i uśmiech­nięte. Nato­miast tym, co je wyróż­nia, jest to, że potra­fią radzić sobie z emo­cjami – zarówno pozy­tyw­nymi, jak i nega­tyw­nymi – dzięki czemu łatwiej jest im upo­rać się ze wszyst­kim, co spo­tyka ich w życiu. Klu­czem do tego, by czuć się dobrze z samym sobą i być zado­wo­lo­nym ze swo­jego życia, jest umie­jęt­ność radze­nia sobie z gor­szymi dniami.

Oczy­wi­ście nie jest to takie pro­ste i nie wyja­śnia wszyst­kiego. Każdy z nas ma inny układ ner­wowy i nie­któ­rzy są znacz­nie podat­niejsi na nie­ko­rzystny wpływ trud­nych doświad­czeń. Zda­rzają się też zabu­rze­nia o pod­łożu orga­nicz­nym, które utrud­niają utrzy­ma­nie sta­bil­nego nastroju lub fil­tro­wa­nie bodź­ców z oto­cze­nia, i nic na to nie pora­dzimy bez pomocy środ­ków far­ma­ko­lo­gicz­nych regu­lu­ją­cych bio­che­mię naszego mózgu. A nawet jeśli nie cechu­jemy się wysoką wraż­li­wo­ścią ani nie mamy tego rodzaju pre­dys­po­zy­cji bio­lo­gicz­nych, zda­rzają się doświad­cze­nia tak trudne, że nie dajemy rady im spro­stać, a nie­kiedy w tym samym cza­sie bory­kamy się z tak wie­loma pro­ble­mami, że nas to przy­tła­cza. Każdy ma jakieś gra­nice wytrzy­ma­ło­ści, ale to, jak radzimy sobie z trud­nymi doświad­cze­niami, w znacz­nej mie­rze zależy nie od ich obiek­tyw­nej wagi ani uczuć, jakie w nas budzą, lecz od tego, co z tymi uczu­ciami robimy.

Jeśli prze­cho­dząc przez trudny okres w życiu, zdamy sobie sprawę, że ma to na nas wpływ, i nie będziemy wyma­gać od sie­bie funk­cjo­no­wa­nia tak, jakby nic złego się nie działo, nie będziemy nie­po­trzeb­nie tra­cić ener­gii, któ­rej nam bra­kuje. Nasz dys­kom­fort jest już i tak wystar­cza­jąco duży, więc nie ma potrzeby pogłę­biać go, robiąc sobie wyrzuty. Jeśli bra­kuje nam sił, warto zwró­cić się o pomoc do ludzi, któ­rzy mogą, potra­fią i chcą nas wspie­rać. Krótko mówiąc, im gorzej się czu­jemy, tym bar­dziej powin­ni­śmy o sie­bie dbać – pozwoli nam to znacz­nie zmniej­szyć poziom doświad­cza­nego cier­pie­nia i spra­wić, że będzie ono trwało kró­cej.

Ina­czej jed­nak sytu­acja wygląda, jeśli nie przy­zna­jemy przed sobą, że źle się czu­jemy, wma­wiamy sobie, że musimy być silni i nie dajemy sobie ani chwili wytchnie­nia, a w dodatku obwi­niamy się za złe samo­po­czu­cie lub się go wsty­dzimy. Jeśli nie pro­simy o pomoc, nie przyj­mu­jemy ofe­ro­wa­nego nam wspar­cia i nie robimy tego, co jest dla nas dobre, nasz dys­kom­fort się pogłę­bia i trwa dłu­żej. To, jak postę­pu­jemy z wła­snymi uczu­ciami, nosi nazwę

regu­la­cji emo­cjo­nal­nej

i jest głów­nym tema­tem tej książki.

W kolej­nych roz­dzia­łach przed­sta­wione zostaną roz­ma­ite aspekty tego zja­wi­ska, które należy wziąć pod uwagę. Gdy uda nam się lepiej zro­zu­mieć mecha­ni­zmy dzia­ła­nia emo­cji oraz poznać naj­sku­tecz­niej­sze spo­soby ich regu­lo­wa­nia, łatwiej nam będzie radzić sobie z tym, co przy­nie­sie życie. Samo rozu­mie­nie oczy­wi­ście nie wystar­czy, ale bez niego trudno byłoby nam zmie­nić nasze wzorce reago­wa­nia. Mecha­ni­zmy regu­la­cji emo­cjo­nal­nej są w znacz­nej czę­ści auto­ma­tyczne i dopiero uświa­do­mie­nie ich sobie pozwala nam wpro­wa­dzać celowe zmiany. Co wię­cej, obser­wo­wa­nie z dystansu wła­snych uczuć samo w sobie sta­nowi formę regu­la­cji emo­cjo­nal­nej: nie pozwa­lamy, by nas przy­tło­czyły, tylko przy­glą­damy się im i myślimy o nich, a w efek­cie możemy też przed­się­wziąć jakieś dzia­ła­nia.

Poza zro­zu­mie­niem tego, co czu­jemy, powin­ni­śmy mieć dobry kon­takt z naszymi emo­cjami, a do tego celu konieczne jest baczne obser­wo­wa­nie swo­jego ciała i wysy­ła­nych przez nie sygna­łów. Jeżeli nie zwró­cimy się ku swo­jemu wnę­trzu, poznamy jedy­nie teo­rię. Aby sku­tecz­nie regu­lo­wać swoje emo­cje, należy połą­czyć świa­domą reflek­sję z uważ­nym odbie­ra­niem tego, co prze­ka­zuje nam ciało.

Waż­niej­sze jed­nak od tego, by wie­dzieć, co robić ze swo­imi emo­cjami, jest to, by wie­dzieć, czego z nimi nie robić. Nie­kiedy – nie zda­jąc sobie nawet z tego sprawy – zamiast uga­sić ogień wła­snych emo­cji, dole­wamy do niego oliwy. Krę­cimy się w kółko, sku­piamy obse­syj­nie na tym, co czu­jemy, złosz­cząc się lub robiąc coś, co tylko dodat­kowo pod­syca emo­cję, którą chcemy wyci­szyć. Zło­żo­ność naszego układu ner­wo­wego z wielu powo­dów nie zawsze działa na naszą korzyść. Na szczę­ście możemy wpły­wać na funk­cjo­no­wa­nie naszego umy­słu na różne spo­soby, a prak­tyka czyni mistrza. Ucząc się wpro­wa­dzać zmiany, powin­ni­śmy wyka­zy­wać się wyro­zu­mia­ło­ścią wobec sie­bie i cier­pli­wo­ścią, gdyż wymaga to czasu i nie jest łatwe, zwłasz­cza jeżeli nie­ko­rzystne wzorce towa­rzy­szyły nam od wielu lat lub nawet przez całe życie.

Naj­waż­niej­sza jest cier­pli­wość, dla­tego jeżeli nam jej bra­kuje, warto już teraz zacząć ją ćwi­czyć i wpro­wa­dzać w życie. Naj­bar­dziej efek­tywne metody regu­la­cji emo­cji są sku­teczne dopiero w per­spek­ty­wie śred­nio- i dłu­go­ter­mi­no­wej. Odrzu­cona emo­cja, któ­rej natych­miast chcemy się pozbyć, zazwy­czaj wraca póź­niej ze zdwo­joną siłą. W ten spo­sób chwi­lowo odsu­wamy od sie­bie pro­blem, lecz w rze­czy­wi­sto­ści tylko go potę­gu­jemy. A gdy już nie będziemy mieli wyj­ścia i przyj­dzie nam się z nim zmie­rzyć – zabrak­nie nam do tego zaso­bów. Zmiana mecha­ni­zmów regu­la­cji emo­cjo­nal­nej nie nastąpi jak za dotknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdżki, lecz wymaga pracy przy­po­mi­na­ją­cej uprawę zboża. Żniwa przy­cho­dzą dopiero po dłuż­szym cza­sie; nie­kiedy na obfite plony trzeba pocze­kać nawet do następ­nego roku. Jest to jed­nak moż­liwe jedy­nie wtedy, gdy znamy naszą zie­mię, dbamy o nią, nawo­zimy ją i sie­jemy odpo­wied­nie odmiany. Ta książka jest niczym garść zdro­wego ziarna wraz z instruk­cjami siewu i pie­lę­gna­cji.

Część pierwsza. Świat emocji

CZĘŚĆ PIERW­SZA

Świat emo­cji

Zły dzień

Lucía miała zły, wręcz paskudny dzień. Zaczęło się już z samego rana, kiedy boj­ler posta­no­wił się zepsuć i zalać kuch­nię, burząc jej spo­kój pod­czas śnia­da­nia. Udało jej się zakrę­cić wodę i powstrzy­mać kata­strofę, ale hydrau­lik mógł przy­je­chać dopiero następ­nego dnia, więc była zmu­szona wziąć prysz­nic w lodo­wa­tej wodzie! W związku z tym dotarła do pracy cał­ko­wi­cie roz­bu­dzona, ale zara­zem roz­ko­ja­rzona i nie­zdolna do sku­pie­nia się na czym­kol­wiek. Posta­no­wiła jakoś spo­żyt­ko­wać ten nad­miar ener­gii. Pra­cuje jako sprze­daw­czyni w skle­pie obuw­ni­czym, co nie jest zbyt eks­cy­tu­jące. Choć skoń­czyła stu­dia na wydziale pro­jek­to­wa­nia gra­ficz­nego, nie udało jej się zna­leźć zatrud­nie­nia w swoim zawo­dzie. Mimo to wyszła z zało­że­nia, że trzeba jakoś zara­biać na chleb i nie warto kom­pli­ko­wać sobie życia, cze­ka­jąc na lep­sze czasy. Tego dnia naszła ją ochota, by w kre­atywny spo­sób zaaran­żo­wać wystawę skle­pową, i pomy­ślała, że sze­fowi się to spodoba. Nie­stety, gdy ten przy­szedł, natych­miast uznał to za stratę czasu, a w dodatku zbesz­tał ją za zaj­mo­wa­nie się głu­po­tami. Co gor­sza, zro­bił to w obec­no­ści kilku klien­tów. Lucía bar­dzo się zde­ner­wo­wała i zaczęła inten­syw­nie roz­wa­żać, czy nie trza­snąć drzwiami i nie rzu­cić od razu pracy. Ponie­waż jed­nak była naprawdę wście­kła, uznała, że lepiej pocze­kać z pod­ję­ciem tak waż­nej decy­zji, aż tro­chę się uspo­koi. Posta­rała się wyci­szyć i sku­piła uwagę na klien­tach wcho­dzą­cych do sklepu, wita­jąc ich naj­bar­dziej pro­mien­nym uśmie­chem, na jaki było ją stać. Pozwo­liło jej to zapo­mnieć na chwilę o tym, co się wyda­rzyło.

Po pracy nie wró­ciła pro­sto do domu. „Pójdę na spa­cer – posta­no­wiła. – Może uda mi się dzięki temu tro­chę zre­lak­so­wać”. Po dro­dze wyobra­żała sobie naj­róż­niej­sze roz­mowy, jakie mogłaby odbyć z sze­fem, pozwa­la­jąc sobie wyła­do­wać w myślach całą złość, którą czuła. Zdała sobie też sprawę, jak bar­dzo bra­kuje jej moż­li­wo­ści wyko­ny­wa­nia bar­dziej kre­atyw­nych zadań. Od dziecka lubiła ryso­wać i nie wie­działa, w jaki spo­sób wyko­rzy­stać tę umie­jęt­ność w życiu zawo­do­wym. Ponie­waż nie była w naj­lep­szym nastroju, posta­no­wiła zadzwo­nić do swo­jej przy­ja­ciółki Pauli i zapro­sić ją na kawę. Oka­zało się, że Paula w tym momen­cie nie może się z nią spo­tkać, ale poroz­ma­wiały przez tele­fon. Lucía opowie­działa przy­ja­ciółce, jak się czuje. Roz­mowa z Paulą zawsze jej poma­gała, zwłasz­cza że obie miały bar­dzo podobną sytu­ację w pracy. Wspól­nie zasta­na­wiały się nad zacho­wa­niem swo­ich prze­ło­żo­nych, a Lucía zdała sobie wów­czas sprawę, że jej szef tego dnia już od wej­ścia był złym nastroju, jak pra­wie zawsze ostat­nimi czasy. „Nie sądzę, żeby jego złość miała coś wspól­nego z witryną skle­pową lub ze mną. Musi mieć jakieś kło­poty” – pomy­ślała i od razu spoj­rzała na całą sytu­ację z zupeł­nie innej per­spek­tywy. Roz­ma­wia­jąc z Paulą, zdała sobie rów­nież sprawę, że powinna posłu­chać tego, co pod­po­wia­dają jej uczu­cia. Tęsk­niła za robie­niem cze­goś innego, więc posta­no­wiła odku­rzyć swoje akce­so­ria pla­styczne i w wol­nym cza­sie zająć się ryso­wa­niem.

Po spa­ce­rze i roz­mo­wie z przy­ja­ciółką była już spo­koj­niej­sza, ale nieco zmę­czona z powodu całego stresu, który prze­żyła tego dnia. „Myślę, że potrze­buję poło­żyć się na chwilę na kana­pie pod kocem” – powie­działa do sie­bie. Po dro­dze do domu kupiła sobie jesz­cze coś dobrego na kola­cję, a póź­niej włą­czyła skoczną muzykę i zabrała się za przy­go­to­wy­wa­nie posiłku. Następ­nie wzięła talerz z goto­wym jedze­niem i włą­czyła ulu­biony serial. Roz­my­ślała jesz­cze tro­chę o zmia­nie pracy i sku­pie­niu się na tym, co naprawdę lubi robić. Zdała sobie jed­nak sprawę, że jest zmę­czona. „Muszę poważ­nie o tym pomy­śleć, ale dzi­siaj nie mam do tego głowy – stwier­dziła. – Pójdę wcze­śnie spać, a jutro będzie nowy, lep­szy dzień”.

I fak­tycz­nie tak się stało. Lucía nie miała złego tygo­dnia, a tylko jeden dzień, z któ­rym dosko­nale sobie pora­dziła dzięki umie­jęt­no­ści regu­lo­wa­nia emo­cji. Była świa­doma swo­ich uczuć (nie­po­koju, a może wręcz stra­chu w reak­cji na sytu­ację z boj­le­rem, wstydu, gdy została zbesz­tana w obec­no­ści klien­tów, zło­ści na szefa, smutku z powodu tego, że nie wyko­nuje takiej pracy, jaką lubi…), ale z każ­dym z nich zro­biła coś pro­duk­tyw­nego: sta­rała się upo­rać z domową awa­rią i zor­ga­ni­zo­wać jak naj­szyb­szą pomoc, w wyobraźni roz­ła­do­wała złość na szefa, podzie­liła się swoim smut­kiem z przy­ja­ciółką, a kon­takt z kimś, kto ją doce­nia i rozu­mie, pozwo­lił jej nieco zła­go­dzić te trudne emo­cje. Zadbała też o drobne przy­jem­no­ści, a potem zapew­niła sobie odpo­czy­nek… Co wię­cej, zacho­wała się racjo­nal­nie. Złość na szefa nie spra­wiła, że zaczęła na niego krzy­czeć. Mogła się zasta­na­wiać, czy chce dalej dla niego pra­co­wać – nie zało­żyła z góry, że musi pozo­stać przez całe życie w tym miej­scu, z tą lek­ce­wa­żącą osobą. Snuła reali­styczne plany roz­wią­za­nia tej sytu­acji i zna­le­zie­nia cze­goś, co bar­dziej by ją satys­fak­cjo­no­wało. Co wię­cej, zacze­kała, aż jej emo­cje opadną, i dopiero wtedy zaczęła ana­li­zo­wać alter­na­tywy.

Jeżeli nie mamy dobrego kon­taktu z wła­snymi emo­cjami, taki dzień może przy­spo­rzyć nam wielu pro­ble­mów, które będą się róż­niły w zależ­no­ści od tego, jak wyglą­dają nasze mecha­ni­zmy regu­la­cji emo­cjo­nal­nej. Jak postą­pi­łyby w podob­nej sytu­acji osoby, które radzą sobie ze swo­imi emo­cjami ina­czej niż Lucía? Oto kilka przy­kła­dów.

Gdy zepsuł się boj­ler, Pan­dora uznała, że całe jej życie to jedna wielka kata­strofa i że pech prze­śla­duje ją na każ­dym kroku (to prze­ko­na­nie towa­rzy­szyło jej od zawsze). Kiedy jej szef zoba­czył, że jest ziry­to­wana, zaczął ją besz­tać (pamię­tajmy, że on rów­nież był tego dnia w nie naj­lep­szym nastroju). W efek­cie nie­po­kój Pan­dory zamie­nił się nie­moż­liwy do opa­no­wa­nia lęk. Cho­ciaż miała zawroty głowy i marzyła o tym, żeby pójść do domu, oba­wiała się swo­jego szefa, więc jakoś dotrwała do końca dnia pracy. Po powro­cie zadzwo­niła do swo­jej matki, by opo­wie­dzieć jej o tym, co ją spo­tkało, na co ta odparła: „Nie prze­sa­dzaj! I bądź miła dla szefa, bo jesz­cze cię wyrzuci z pracy”. Po tym tele­fo­nie (jak to zwy­kle bywało, gdy roz­ma­wiała z matką) poczuła się jesz­cze bar­dziej przy­gnę­biona. Goni­twa myśli spra­wiła, że nie zmru­żyła oka przez całą noc i ani tro­chę nie wypo­częła. Miała poczu­cie, że nie może zro­bić nic, aby się wyci­szyć. Powta­rzała sobie tylko w kółko: „Zaraz mnie szlag trafi!” i „Co ja zro­bię jutro?”. Wstała w jesz­cze gor­szym sta­nie niż wcze­śniej i posta­no­wiła pójść do leka­rza, żeby popro­sić o zwol­nie­nie. Ode­tchnęła z ulgą na myśl, że nie będzie musiała tego dnia widzieć szefa, jed­nak w ciągu kolej­nych dni im czę­ściej myślała o powro­cie do pracy, tym bar­dziej się dener­wo­wała.

Ber­nardo poszedł do pracy jak co dzień i wyko­ny­wał swoje zwy­kłe obo­wiązki. Jego szef wytknął mu błąd, który sam popeł­nił (ewi­dent­nie po pro­stu szu­kał pre­tek­stu, by wyła­do­wać na kimś złość), na co Ber­nardo zare­ago­wał na swój zwy­kły spo­sób, nie poka­zu­jąc po sobie żad­nych emo­cji. Tak naprawdę jed­nak wszyst­kie uczu­cia, któ­rych w swoim mnie­ma­niu nie odczu­wał, spy­chał tak głę­boko, że sam ich nie zauwa­żał. Od kilku mie­sięcy cier­piał na coraz bar­dziej dokucz­liwe bóle głowy, a następ­nego dnia po tym wyda­rze­niu obu­dził się z silną migreną. Pora­dził sobie z nią, łyka­jąc dodat­kową tabletkę, ale wciąż roz­my­ślał o tym, skąd biorą się jego dole­gli­wo­ści i dla­czego leka­rze nie mogą dociec ich przy­czyny. Oczy­wi­ście nie dostrze­gał związku mię­dzy swoim samo­po­czu­ciem a tym, co wyda­rzyło się poprzed­niego dnia.

Wstyd to uczu­cie, które para­li­żuje Almę, więc kiedy szef kry­ty­kuje ją w obec­no­ści klien­tów, dziew­czyna ma ochotę zapaść się pod zie­mię, a póź­niej przez cały dzień robi sobie w myślach wyrzuty za to, że popeł­niła jakiś błąd (nie bie­rze pod uwagę, że wina może być po stro­nie szefa). Oczy­wi­ście nikomu nie zwie­rza się z tego, co ją spo­tkało. Cza­sami zasta­na­wia się, czy z kimś nie poroz­ma­wiać, ale zaraz odrzuca tę myśl, gdyż nie chce, by inni wie­dzieli, jakim jest nie­udacz­ni­kiem. Ma wielu przy­ja­ciół, ale to zwy­kle oni przy­cho­dzą do niej ze swo­imi zmar­twie­niami. Alma nato­miast nie chce „zawra­cać im głowy” swo­imi spra­wami. Tego dnia jest bar­dzo smutna, ale stara się, aby nikt tego nie zauwa­żył, co w efek­cie dodat­kowo pogar­sza jej nastrój. Aby temu zara­dzić, zaraz po wyj­ściu z pracy wraca do domu, idzie do swo­jego pokoju, zasła­nia rolety i łyka tabletkę, aby zasnąć i nie myśleć. Śpi bar­dzo nie­spo­koj­nie, męczą ją kosz­mary, a rano budzi się w fatal­nym nastroju.

Awa­ria boj­lera bar­dzo zezło­ściła Mar­ciala, który nie znosi nie­ocze­ki­wa­nych wyda­rzeń. Lubi mieć wszystko pod kon­trolą, a to wyda­rze­nie już z samego rana zakłó­ciło jego codzienną rutynę. Uznał to za nie­do­pusz­czalne, że hydrau­lik nie wyko­nał nale­ży­cie swo­jej pracy i dopu­ścił do takiej sytu­acji. „Jak ludzie mogą być tak nie­so­lidni?” – zasta­na­wiał się. Czuł złość, ale nie tra­cił nad sobą pano­wa­nia. Sta­rał się jak naj­szyb­ciej skoń­czyć to, co miał do zro­bie­nia w domu, zosta­wić wszystko w nale­ży­tym porządku i dotrzeć na czas do pracy. Pomi­nął to, co uwa­żał za naj­mniej istotne, i nie zjadł śnia­da­nia. Kiedy przy­je­chał do pracy, jak zwy­kle wywią­zy­wał się ze wszyst­kich swo­ich obo­wiąz­ków i wzo­rowo obsłu­gi­wał klien­tów, gdyż uwa­żał to za swój prio­ry­tet. Dla­tego też uznał to za obu­rza­jące, że szef go zbesz­tał (podob­nie jak wszyst­kich pozo­sta­łych) – prze­cież tak wiele poświę­cił dla tej firmy. Ogar­nął go lęk, ale nie dał tego po sobie poka­zać i przez cały dzień uda­wał, że nic się nie stało. Im bar­dziej sta­rał się kon­tro­lo­wać swoje emo­cje, tym gorzej się jed­nak czuł – miał zawroty głowy, serce biło mu coraz szyb­ciej, a następ­nie poja­wiły się bóle w klatce pier­sio­wej. Zanie­po­ko­jony szef wysłał go do domu i zasu­ge­ro­wał, że powi­nien pójść do leka­rza. Mar­cial oczy­wi­ście nie posłu­chał jego rady, twier­dząc, że to bła­hostka i nie ma się czym mar­twić. Wró­cił do domu, wykli­na­jąc na hydrau­lika i szefa, i poło­żył się spać. Kiep­sko spał tej nocy i obu­dził się w jesz­cze gor­szym sta­nie. Rano spo­tkał się z hydrau­likiem, zga­nił go za brak pro­fe­sjo­na­li­zmu i jak co dzień dotarł do pracy na czas.

Sole­dad od rana myślała o tym, jak bar­dzo potrze­buje, aby wyda­rzyło się coś miłego, a sytu­ację z boj­le­rem uznała za znak od opatrz­no­ści, potwier­dza­jący jej prze­świad­cze­nie, że wszystko, co dobre, ją omija. Z tego powodu do pracy dotarła w kiep­skim nastroju i obsłu­gi­wała klien­tów z wyraźną nie­chę­cią. Oczy­wi­ście szef wypo­mniał jej brak zaan­ga­żo­wa­nia, co dodat­kowo osła­biło jej zapał. Z tru­dem dotrwała do końca dnia pracy. Wró­ciła do domu, po czym opa­dła na kanapę z pilo­tem do tele­wi­zora w dłoni i cha­otycz­nie prze­ska­ki­wała mię­dzy jed­nym bez­sen­sow­nym pro­gra­mem a dru­gim. Nie miała siły się pod­nieść i pójść do sypialni, więc sie­działa tak do późna, roz­my­śla­jąc o bez­sen­sie swo­jego życia, co tylko dodat­kowo pogar­szało jej nastrój. Następ­nego dnia obu­dziła się wyczer­pana i znie­chę­cona.

Iván był wście­kły z powodu sytu­acji z boj­le­rem i prze­kli­nał jego pro­du­cen­tów, sprze­dawcę, a nawet samo urzą­dze­nie, które pozo­sta­wało oporne na wszel­kie jego próby naprawy. Kiedy hydrau­lik poin­for­mo­wał Ivána, że nie może przy­je­chać, ten zwy­my­ślał go przez tele­fon, dając upust swej zło­ści. Póź­niej jesz­cze odtwa­rzał tę sytu­ację w myślach i sta­wał się coraz bar­dziej wście­kły. Kiedy – tak jak inni pra­cow­nicy – dostał burę od szefa, natych­miast się obu­rzył i zalał go poto­kiem pre­ten­sji. Dys­ku­sja sta­wała się coraz bar­dziej zażarta, aż w końcu Iván cisnął o zie­mię tym, co aku­rat trzy­mał w ręku. Wyszedł z pracy, a szef krzyk­nął za nim, że ma się tam wię­cej nie poka­zy­wać. Iván nie pozo­stał mu dłużny i poin­for­mo­wał go, gdzie ma tę bez­na­dziejną posadę. Jego złość opa­dła nieco dopiero po kilku godzi­nach. Zdał sobie wów­czas sprawę, że nie będzie miał z czego opła­cić czyn­szu za miesz­ka­nie i że nie powi­nien był reago­wać w taki spo­sób. W efek­cie jego złość znów wzro­sła. Z wyda­rzeń tego dnia wycią­gnął wnio­sek, że jego szef jest idiotą. Nie mogąc się uspo­koić, Iván posta­no­wił wyjść na mia­sto z kole­gami. Po kilku drin­kach wdał się w bójkę z jakimś przy­pad­ko­wym prze­chod­niem, roz­ła­do­wu­jąc w ten spo­sób napię­cie. Wró­cił do domu potłu­czony, po czym zasnął wyczer­pany i zamro­czony alko­ho­lem. Następ­nego dnia czuł się, jakby roz­je­chał go walec.

Powyż­sze histo­rie są jak filmy nakrę­cone na pod­sta­wie tego samego sce­na­riu­sza, róż­niące się tylko ścieżką dźwię­kową. W pierw­szej z nich Lucía bar­dzo sku­tecz­nie niwe­luje nega­tywne kon­se­kwen­cje tego, co ją spo­tyka, a nawet udaje jej się wyko­rzy­stać tę sytu­ację jako impuls do walki o to, co jest dla niej ważne, i do próby poprawy swo­jego życia; dla niej był to bar­dzo pro­duk­tywny zły dzień. Boha­te­ro­wie wszyst­kich pozo­sta­łych sce­na­riu­szy niesku­tecz­nie zarzą­dzają swo­imi emo­cjami – dole­wają oliwy do ognia, pogłę­biają swój dys­kom­fort i roz­cią­gają go w cza­sie oraz zamy­kają sobie drogę do poszu­ki­wa­nia efek­tyw­nych roz­wią­zań, co na dłuż­szą metę może pro­wa­dzić do poważ­niej­szych pro­ble­mów emo­cjo­nal­nych.

W isto­cie to wła­śnie takie codzienne sytu­acje mają naj­więk­szy wpływ na nasz stan psy­chiczny. Jeśli kła­dziemy się spać przy­tło­czeni tym, co wyda­rzyło się w ciągu dnia, i nie zdo­łamy się od tego uwol­nić przez noc, budzimy się, wciąż dźwi­ga­jąc ten cię­żar na swo­ich bar­kach. Nawet jeśli nie będzie to naj­gor­szy dzień w naszym życiu, to i tak doda kolejną kro­plę do stop­niowo prze­peł­nia­ją­cej się czary gory­czy. Dla­tego powin­ni­śmy zarzą­dzać swymi emo­cjami w taki spo­sób, aby nie towa­rzy­szyły nam zbyt długo. Co wię­cej, złe dni to dosko­nała oka­zja, by wypró­bo­wać nowe spo­soby regu­lo­wa­nia emo­cji i ćwi­czyć ich wyko­rzy­sta­nie w prak­tyce. Jeżeli w przy­szło­ści spo­tka nas w życiu coś trud­nego, co wystawi nas na próbę, dobrze ugrun­to­wane mecha­ni­zmy regu­la­cji emo­cji spra­wią, że będziemy bar­dziej odporni w obli­czu prze­ciw­no­ści losu. Można powie­dzieć, że ludzie, któ­rzy pozwa­lają sobie na doświad­cza­nie emo­cji, są sil­niejsi od tych, któ­rzy grają na zwłokę lub wma­wiają sobie, że pora­dzą sobie ze wszyst­kim.

Moja praca polega na słu­cha­niu opo­wie­ści oraz poma­ga­niu ludziom w zro­zu­mie­niu ich histo­rii oraz przy­czyn, dla któ­rych utknęli w miej­scu. Te opo­wie­ści zbu­do­wane są z emo­cji, z któ­rymi dana osoba musi żyć, nawet jeśli jest to dla niej trudne. W ostat­nich latach, dzięki róż­nym pro­jek­tom badaw­czym, mia­łam oka­zję zgłę­bić ana­lizę zło­żo­nych mecha­ni­zmów leżą­cych u pod­staw tego, co czu­jemy, oraz jak na to reagu­jemy. Bada­nia naukowe dostar­czają nam bar­dzo wielu danych, a temat emo­cji podej­mo­wany jest z róż­nych punk­tów widze­nia i przy uży­ciu roz­ma­itych metod. Cały czas dowia­du­jemy się nowych fak­tów o ukła­dzie ner­wo­wym, choć bez wąt­pie­nia wiele pozo­staje jesz­cze do odkry­cia. Zro­zu­mie­nie tego, co już wiemy, może pomóc nam głę­biej zasta­no­wić się nad tym, jak dzia­łają nasze emo­cje i jaki wpływ na nasze funk­cjo­no­wa­nie ma to, co z nimi robimy. W kolej­nych roz­dzia­łach będę przy­wo­ły­wała wyniki niektó­rych spo­śród tych badań, sta­ra­jąc się za każ­dym razem odno­sić przy tym do kon­kret­nych, codzien­nych doświad­czeń, aby pomóc ci w lep­szym zarzą­dza­niu emo­cjami.

Węzły emocjonalne

Świat naszych emo­cji jest zło­żony, ale pod­sta­wowe zasady jego funk­cjo­no­wa­nia są bar­dzo jasne i pro­ste. Jeśli pozwa­lamy emo­cjom pły­nąć swo­bod­nie, same powra­cają do stanu rów­no­wagi. Robią to, opie­ra­jąc się na sys­te­mach regu­la­cji wbu­do­wa­nych w układ ner­wowy, z któ­rych ist­nie­nia czę­sto nie zda­jemy sobie sprawy. Można powie­dzieć, że nasz orga­nizm włada swo­istą natu­ralną mądro­ścią i cał­kiem dobrze radzi sobie na auto­pi­lo­cie. Naj­więk­szy pro­blem, jak już wspo­mnia­łam, poja­wia się, gdy zaczy­namy inge­ro­wać w te mecha­ni­zmy, pró­bu­jąc zmie­nić zasady dzia­ła­nia naszych emo­cji. Dla­tego też nauka regu­la­cji emo­cjo­nal­nej nie polega jedy­nie na prak­ty­ko­wa­niu tech­nik relak­sa­cyj­nych czy wyko­ny­wa­niu ćwi­czeń medy­ta­cyj­nych, choć obie te metody mogą być pomocne. Naj­waż­niej­sze jest, aby­śmy prze­stali robić to, co może nam w tym obsza­rze zaszko­dzić.

Dla­czego jed­nak tak się dzieje? Dla­czego postę­pu­jemy z naszymi emo­cjami w spo­sób, który przy­nosi efekt prze­ciwny do zamie­rzo­nego? Ludzie mają skłon­ność do kom­pli­ko­wa­nia rze­czy, które mogłyby być pro­ste. Czę­sto, nie zda­jąc sobie z tego sprawy, odtwa­rzamy wcze­śniej wyuczone sche­maty, nawet jeśli nam one nie służą. Inną przy­czyną może być to, że wiele metod na początku wydaje się dzia­łać, a dopiero póź­niej obja­wiają się ich nega­tywne kon­se­kwen­cje. Przyj­rzyjmy się więc naj­pierw, w jaki spo­sób może zostać zakłó­cona nasza rela­cja z wła­snymi emo­cjami, aby­śmy wie­dzieli, na co zwró­cić szcze­gólną uwagę. Bar­dziej zagłę­bimy się w te kwe­stie w dal­szej czę­ści książki.

Znieczulenie emocjonalne nie działa

Sama idea brzmi prze­ko­nu­jąco: jeśli poja­wia się ból, spró­bujmy go uśmie­rzyć. Metoda ta nie spraw­dza się jed­nak zbyt dobrze w przy­padku emo­cji. Nie­kiedy odcię­cie się od tego, co czu­jemy, jest konieczne, ale musimy uwa­żać, by nie weszło nam to w nawyk. Można by porów­nać to do sytu­acji, w któ­rej zaży­wa­li­by­śmy na co dzień leki znie­czu­la­jące, ponie­waż kie­dyś pomo­gły nam one w trak­cie ope­ra­cji. Nie wie­dząc, co czu­jemy, jeste­śmy pozba­wieni odnie­sie­nia do naszego wewnętrz­nego świata oraz innych ludzi. Może to też doty­czyć jedy­nie wybra­nych emo­cji, co rów­nież sta­nowi pro­blem. Świa­do­mość tego, co czu­jemy, jest klu­czowa – bez tego pierw­szego kroku kolejne nie będą moż­liwe.

Taka sytu­acja miała miej­sce w przy­padku naszego przy­ja­ciela Ber­narda, który zare­ago­wał na incy­dent z boj­le­rem i nie­przy­jemne uwagi szefa sło­wami: „Nic się nie stało, to nie­ważne”. Ma on ten­den­cję do spy­cha­nia emo­cji do wewnątrz, jesz­cze zanim się poja­wią, a w dodatku jest tak bar­dzo nie­świa­domy tego mecha­ni­zmu, że ni­gdy nie przy­znałby przed sobą, że nie ma kon­taktu z wła­snymi uczu­ciami. Jego bóle głowy to sygnał wysy­łany mu przez ciało, że coś jest nie w porządku. Przy braku dodat­ko­wych, emo­cjo­nal­nych wska­zó­wek Ber­nardo nie potrafi jed­nak dostrzec zna­cze­nia tych dole­gli­wo­ści. W kolej­nych roz­dzia­łach przyj­rzymy się bli­żej meto­dom sto­so­wa­nym przez Ber­narda w celu regu­la­cji emo­cji oraz moż­li­wym pro­ble­mom, które się z tym wiążą, i spo­so­bom zmiany tych mecha­ni­zmów.

A co, jeśli czujemy zbyt wiele?

Zda­rzają się nie­kiedy wyjąt­kowo wraż­liwe osoby, które doświad­czają emo­cji bar­dzo inten­syw­nie, a do tego są mocno wyczu­lone na to, co odczu­wają inni. Samo w sobie nie jest to niczym złym, o ile akcep­tuje się sie­bie takim, jakim się jest. Osoby o dużej wraż­li­wo­ści emo­cjo­nal­nej czę­sto pra­gną za wszelką cenę nauczyć się kon­tro­lo­wać swoje uczu­cia, nie bio­rąc pod uwagę, że ta cecha ma rów­nież wiele pozy­tyw­nych aspek­tów. Ludzie nią obda­rzeni już na star­cie mają wię­cej zaso­bów niż grupa opi­sana wcze­śniej, gdyż są w pełni świa­domi tego, co czują.

Spo­śród boha­te­rów opi­sa­nych w poprzed­nim roz­dziale w ten sche­mat naj­le­piej wpi­suje się Pan­dora, choć jej praw­dzi­wym pro­ble­mem wcale nie jest nad­mierna wraż­li­wość, lecz to, że trudno jej pora­dzić sobie z inten­syw­no­ścią wła­snych emo­cji. Alma rów­nież jest bar­dzo wraż­liwa, od dziecka była bar­dzo nie­śmiała i nie zmie­niło się to z upły­wem lat. Pro­blem ten doty­czy rów­nież Ivána, choć w jego przy­padku duża wraż­li­wość obja­wia się trud­no­ściami w kon­tro­lo­wa­niu impul­sów i zło­ści. Co wię­cej, pod­syca on dodat­kowo te reak­cje i swoim zacho­wa­niem pogar­sza sytu­ację. Nie zmie­nimy naszego tem­pe­ra­mentu i nie powin­ni­śmy pró­bo­wać tego robić. Nie ma też nic złego w byciu wraż­li­wym, nie­śmia­łym lub impul­syw­nym, ale możemy na wiele spo­so­bów modu­lo­wać te cechy, o czym wkrótce opo­wiem.

Nie mam wpływu na moje emocje…

To nie­prawda. Wcale nie jeste­śmy zdani na łaskę naszych emo­cji, choć nie­kiedy wydaje się nam, że pozo­stają one cał­ko­wi­cie poza naszą kon­trolą, jakby cho­dziło o zja­wi­ska atmos­fe­ryczne, wobec któ­rych jeste­śmy bez­silni. Co wię­cej, nie tylko postrze­gamy je jako nie­moż­liwe do opa­no­wa­nia, ale też nawet nie pró­bu­jemy się przed nim chro­nić – wycho­dzimy z domu bez para­sola i mok­niemy na desz­czu. Emo­cje się poja­wiają, a my się im pod­da­jemy. Inna stra­te­gia, którą cza­sem przyj­mu­jemy, to pozo­sta­wa­nie w domu w desz­czowe dni. Tyle że wcale nie wyko­rzy­stu­jemy ich wtedy tak jak Lucía, spę­dza­jąc popo­łu­dnie na kana­pie, pod kocem – mamy za to poczu­cie, że zła pogoda nas ogra­ni­cza i zmu­sza do zre­zy­gno­wa­nia z pla­no­wa­nych aktyw­no­ści. Jeste­śmy smutni i odpo­wia­damy tylko na pod­sta­wowe potrzeby naszego ciała. Cho­ciaż na początku tego roz­działu wspo­mnia­łam, że nie powin­ni­śmy sta­rać się wpły­wać na nasze emo­cje, możemy zro­bić wiele z tym, co czu­jemy, czego przy­kła­dem jest wcze­śniej opi­sany dzień Lucii. Ważne, byśmy nie sta­rali się osią­gnąć cze­goś, co nie jest moż­liwe lub przy­nosi efekt prze­ciwny do zamie­rzo­nego. Dla­tego tak istotne jest, aby­śmy poświę­cili czas na zro­zu­mie­nie tego, jak dzia­łają emo­cje i co możemy, a czego nie możemy z nimi zro­bić.

Pro­blemy w tej sfe­rze mają zarówno Pan­dora, jak i Sole­dad. Ta pierw­sza, o czym się już prze­ko­na­li­śmy, jest bar­dzo wraż­liwa, a w dodatku uważa, że nic nie może zro­bić ze swoim złym samo­po­czu­ciem. Wbrew temu, co sama sądzi, podej­muje jed­nak różne dzia­ła­nia. Wybiera nie­stety takie, które zamiast jej pomóc, jesz­cze bar­dziej pogłę­biają jej nie­po­kój. Roz­my­śla o tym, co złego wyda­rzy się w ciągu nad­cho­dzą­cego dnia, dokła­da­jąc do swo­ich fak­tycz­nych pro­ble­mów dodat­kowe, które jesz­cze nawet nie zaist­niały. Poza tym stara się unik­nąć trud­nej sytu­acji, co wpraw­dzie przy­nosi jej chwi­lową ulgę, lecz póź­niej spra­wia, że dziew­czyna odczuwa dodat­kowy opór, gdy fak­tycz­nie musi się z nią zmie­rzyć. Nad­mierne zamar­twia­nie się oraz uni­ka­nie to dwie stra­te­gie, które przy­czy­niają się do pogłę­bie­nia naszych trud­no­ści emo­cjo­nal­nych. Już samo to (bez wro­dzo­nej nad­mier­nej wraż­li­wo­ści) wystar­czy­łoby, aby Pan­dora poczuła się fatal­nie, a jej zły dzień prze­ro­dził się co naj­mniej w zły tydzień.

Sole­dad rów­nież nie­wiele robi, aby popra­wić swój stan, cho­ciaż w jej przy­padku pro­blem polega nie na tym, że nad­mier­nie się nie­po­koi, ale raczej na stop­nio­wym pogrą­ża­niu się w złym nastroju. Gdy straci rów­no­wagę, nie wyciąga rąk, by się pode­przeć, tylko po pro­stu upada. Naj­bar­dziej przy­czy­nia się do tego nega­tywna wer­sja wyda­rzeń, którą kreuje w myślach, co stop­niowo ją pogrąża. Jej naj­więk­szym pro­blemem jest brak tro­ski o sie­bie i wła­śnie z tym powinna przede wszyst­kim się upo­rać.

Czy rozumiemy to, co czujemy?

Jeżeli nie, praw­do­po­dob­nie powin­ni­śmy nauczyć się dostrze­gać zwią­zek pomię­dzy róż­nymi aspek­tami naszego życia. Emo­cje zawsze poja­wiają się z kon­kret­nego powodu, który może mieć zwią­zek z tym, co się aktu­al­nie dzieje, bądź też z naszymi daw­nymi doświad­cze­niami lub trau­mami. To ważne, by zna­cze­nie tego, co czu­jemy, było dla nas jasne. Jeśli jest to dla nas zbyt trudne, gdyż bra­kuje nam punk­tów zacze­pie­nia, warto spró­bo­wać ich poszu­kać. Możemy to osią­gnąć poprzez poprawę naszego kon­taktu z wła­snym cia­łem i przyj­rze­nie się wysy­ła­nym przez nie sygna­łom, lep­sze zro­zu­mie­nie czyn­ni­ków wyzwa­la­ją­cych emo­cje lub dostrze­że­nie uczuć, które do tej pory pozo­sta­wały nie­świa­dome i teraz sta­no­wią bra­ku­jący ele­ment ukła­danki.

Wiele spo­śród opi­sa­nych wcze­śniej osób ma pro­blem z powią­za­niem tego, co czują, z bie­żą­cymi wyda­rze­niami. Lucía, która dys­po­nuje naj­sku­tecz­niej­szymi meto­dami regu­la­cji emo­cjo­nal­nej, dobrze roz­po­znaje czyn­niki wyzwa­la­jące oraz zna­cze­nie tego, co czuje. Pozwala jej to podej­mo­wać decy­zje, które poma­gają pora­dzić sobie z wszel­kimi poja­wia­ją­cymi się pro­blemami. Pan­dora jest tak przy­tło­czona, że nie potrafi myśleć logicz­nie. Sole­dad nie ana­li­zuje w żaden spo­sób swo­ich emo­cji, ponie­waż z góry zakłada, że żadne jej dzia­ła­nia nic by nie zmie­niły i nie warto nawet pró­bo­wać. Osobą, która ma naj­więk­szy pro­blem z dostrze­że­niem związku pomię­dzy oko­licz­no­ściami zewnętrz­nymi a tym, co czuje, jest Ber­nardo, gdyż jego emo­cje pozo­stają cał­ko­wi­cie nie­uświa­do­mione. Alma dostrzega źró­dło każ­dego pro­blemu i winę w sobie, nie bio­rąc pod uwagę, że inni ludzie mogą pono­sić część odpo­wie­dzial­no­ści za to, co ją spo­tyka. Mar­cial i Iván robią dokład­nie na odwrót: lokują źró­dło wszyst­kich swo­ich trud­no­ści na zewnątrz, a co za tym idzie – rów­nież tam widzą ich jedyne roz­wią­za­nie, co pozba­wia ich wpływu na sytu­ację.

Czy czujemy się źle, ponieważ czujemy się źle?

Cza­sami jedne emo­cje pro­wa­dzą do dru­gich. Alma jest zawsty­dzona tym, co jej się przy­da­rza, a to uczu­cie jest dla niej trudne do znie­sie­nia. Obwi­nia się za to, jak się czuje, oraz za wszystko, co się dzieje wokół niej, i w efek­cie jest bar­dzo smutna. Wstyd, poczu­cie winy i smu­tek wza­jem­nie się potę­gują. Pan­dora boi się wła­snych emo­cji, a ten strach dodat­kowo je inten­sy­fi­kuje i spra­wia, że jej myśli stają się coraz mniej logiczne. Mar­cial, który ma prze­możną potrzebę kon­troli, jest ziry­to­wany swoim złym samopoczu­ciem. Mówi sobie więc po pro­stu, że nie wolno mu się tak czuć.

To, co robimy ze swo­imi uczu­ciami, które pocią­gają za sobą kolejne emo­cje, pro­wa­dzi do powsta­wa­nia coraz bar­dziej zło­żo­nych węzłów. Zarówno Mar­cial, jak i Alma, Pan­dora oraz wszy­scy pozo­stali boha­te­ro­wie naszych histo­rii muszą w pierw­szej kolej­no­ści pozwo­lić sobie na to, by poczuć to, co czują. Dopiero póź­niej będą mogli zabrać się za naukę metod regu­lo­wa­nia emo­cji. Jeżeli nie dopu­ścimy do głosu naszych uczuć, nie otwo­rzymy drogi dla pozo­sta­łych pro­ce­sów pro­wa­dzą­cych do ich prze­pra­co­wa­nia.

Czy wydaje nam się, że mamy problem z emocjami?

Zda­rzają się osoby, które bar­dzo cier­pią i winią za ten stan rze­czy swoje uczu­cia. Nie mają jed­nak racji – cier­pie­nie nie wynika z tego, że coś czu­jemy, a z tego, że nie radzimy sobie z wła­snymi emo­cjami, które sta­no­wią nie­od­łączną część życia i są nam nie­zbędne. Cier­pie­nie to coś, co sami sobie fun­du­jemy i co da się zmie­nić.

Może też być tak, że nie cier­pimy nad­mier­nie, ale odno­simy wra­że­nie, że nasze uczu­cia prze­ja­wiają się ina­czej niż u więk­szo­ści ludzi, o czym nie­kiedy sły­szymy nawet od innych osób. Mniej­sza inten­syw­ność emo­cji, ana­lo­gicz­nie do dużej wraż­li­wo­ści, nie jest niczym złym ani nie­na­tu­ral­nym. Jest to po pro­stu jeden z moż­li­wych sty­lów funk­cjo­no­wa­nia. Aby osią­gnąć rów­no­wagę emo­cjo­nalną, wcale nie musimy być iden­tyczni, zacho­wy­wać się podob­nie i każ­dego dnia czuć się dokład­nie tak samo. Jeżeli jed­nak zauwa­żymy, że nasz spo­sób bycia działa na naszą nie­ko­rzyść, możemy nauczyć się go mody­fi­ko­wać.

Spo­śród boha­te­rów naszych histo­rii naj­sil­niej­sze poczu­cie przy­tło­cze­nia emo­cjami ma Pan­dora. Praw­do­po­dob­nie jed­nak wini za to swoją nad­mierną wraż­li­wość, igno­ru­jąc fakt, że pogłę­bia cier­pie­nie swoim zacho­wa­niem. Ber­nardo ni­gdy nawet nie weź­mie pod uwagę, że może mieć pro­blem natury emo­cjo­nal­nej – uważa, że jest bar­dzo spo­kojną osobą i tylko ludzie tacy jak Pan­dora mają pro­blemy emo­cjo­nalne. Iván jest pod tym wzglę­dem w poło­wie drogi, ponie­waż z jed­nej strony wini szefa za całą sytu­ację, ale jed­no­cze­śnie czuje się bar­dzo źle z powodu wła­snych reak­cji.

Jak rozplątać węzeł emocji?

Aby roz­wią­zać węzeł, należy na spo­koj­nie się mu przyj­rzeć – zaob­ser­wo­wać, z ilu nitek się składa, gdzie każda z nich ma swój począ­tek i któ­rędy prze­cho­dzi. Z tego wszyst­kiego naj­waż­niej­sze jest jed­nak, aby wie­dzieć, który koniec polu­zo­wać jako pierw­szy. Gdy już to zro­bimy, należy po tro­chu roz­dzie­lać poszcze­gólne nitki. Stop­niowo coraz lepiej będziemy rozu­mieli, w jaki spo­sób splą­tany jest cały supeł, aż w końcu uda nam się cał­ko­wi­cie go roz­wią­zać. Węzły emo­cjo­nalne nie róż­nią się pod tym wzglę­dem od tych fizycz­nych.

Dep­ta­nie po nich nie pozwoli nam ich roz­plą­tać, a cią­gnąc za oba końce, z pew­no­ścią ich nie polu­zu­jemy. Nie roz­wiążą się też, jeśli odło­żymy je na bok i będziemy cze­kać, aż coś się samo wyda­rzy, albo jeśli zaczniemy na nie krzy­czeć, że nie chcemy, żeby były zaplą­tane.

Przyj­rzymy się teraz, jak działa sys­tem emo­cjo­nalny i w któ­rych jego punk­tach możemy utknąć. Zro­zu­mie­nie, co się z nami dzieje, jest ważne nie tylko dla­tego, że może pomóc nam zmie­nić spo­sób reago­wa­nia – samo w sobie ma bar­dzo pozy­tywny wpływ na nasze emo­cje. One lubią, gdy zwraca się na nie uwagę i patrzy z cie­ka­wo­ścią i docie­kli­wo­ścią. Zoba­czymy też, jak każdy z wcze­śniej opi­sa­nych boha­te­rów uczy się nowego spo­sobu regu­lo­wa­nia emo­cji.

Jest to praca wyma­ga­jąca cier­pli­wo­ści, testo­wa­nia nowych metod oraz powta­rza­nia tego, czego się nauczy­li­śmy, tyle razy, ile to będzie konieczne. Cza­sami będziemy w trak­cie tej wędrówki potrze­bo­wać towa­rzy­stwa – bli­skich nam osób lub pro­fe­sjo­na­li­stów, któ­rzy spe­cja­li­zują się w tej tema­tyce. Jest to długa wyprawa i nie ma potrzeby, byśmy odby­wali ją w poje­dynkę. Nie powin­ni­śmy się też mar­twić, jeżeli kie­dyś już wyko­ny­wa­li­śmy jakieś ćwi­cze­nia, testo­wa­li­śmy tech­niki czy tera­pie i oka­zało się to nie­sku­teczne. Każda kolejna próba to nowa szansa.

Czuć albo nie czuć, oto jest pytanie

A może powin­ni­śmy po pro­stu pogo­dzić się z bólem i trud­nymi emo­cjami, które wyni­kają z wielu sytu­acji w życiu? Czy raczej należy robić wszystko, co w naszej mocy, aby unik­nąć tych nie­przy­jem­nych uczuć? Odpo­wiedź na to pyta­nie nie jest oczy­wi­sta, dla­tego czę­sto ucie­kamy się do nie­wła­ści­wych roz­wią­zań, nie zda­jąc sobie sprawy z kon­se­kwen­cji, jakie za sobą pocią­gają.

Można powie­dzieć, że szczę­ście jest tak naprawdę nieco prze­re­kla­mo­wane. W dzi­siej­szych cza­sach bycie szczę­śli­wym lub choćby utrzy­my­wa­nie pozo­rów, że tak jest, przy­brało postać zbio­ro­wej obse­sji. Wiele reklam obie­cuje nam szczę­ście w postaci okre­ślo­nego modelu samo­chodu, fascy­nu­ją­cej podróży lub ide­al­nego domu. Insta­gram jest pełen zdjęć uśmiech­nię­tych ludzi, pysz­nego jedze­nia i nie­zwy­kłych miejsc. Rodzice pra­gną, aby ich dzieci były bez­u­stan­nie zado­wo­lone, i sta­rają się je uchro­nić przed wszel­kiego rodzaju dys­kom­for­tem i fru­stra­cją. Wydaje się, że jeste­śmy uza­leż­nieni od tej ułudy per­ma­nent­nego szczę­ścia, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści codzienne życie składa się z wielu nija­kich chwil, prze­cięt­nych rela­cji i pracy, która (na szczę­ście) pozwala nam wią­zać koniec z koń­cem. Rezul­ta­tem tej pogoni za szczę­ściem jest, para­dok­sal­nie, per­ma­nentne nie­za­do­wo­le­nie.

Taka sytu­acja spo­tkała Sole­dad, jedną z boha­te­rek przy­to­czo­nych wcze­śniej histo­rii. Jej rodzice nie­zbyt dobrze radzili sobie z wła­snymi emo­cjami, więc nie prze­ka­zali córce dobrego wzorca. Nie zauwa­żali, gdy była smutna, i bar­dzo źle reago­wali na jej wybu­chy zło­ści, typowe dla wszyst­kich dzieci. Obse­syj­nie pra­gnęli, by była szczę­śliwa. Gdy dziew­czynka miała jakiś pro­blem, sku­piali się na poszu­ki­wa­niu kon­kret­nych roz­wią­zań. Mówili jej wów­czas: „daj spo­kój, wszystko jest w porządku”, „nie płacz” lub „nie zacho­wuj się w ten spo­sób”. Pro­blem w tym, że nie było nikogo, kto mógłby zająć się nega­tyw­nymi emo­cjami Sole­dad. Szybko nauczyła się, że kiedy coś się dzieje, nie ma sensu mówić o tym rodzi­com, więc sta­rała się radzić sobie sama tak, jak umiała. Smu­tek zaczął koja­rzyć jej się z samot­no­ścią i to uczu­cie coraz bar­dziej się nasi­lało. Dziś, gdy Sole­dad czuje się smutna, nie potrafi się tym z nikim podzie­lić, tak jak zro­biła to na przy­kład Lucía. Zamiast tego pogrąża się w samot­no­ści.

Ta ten­den­cja do wypie­ra­nia bólu lub zaprze­cza­nia odczu­wa­nemu cier­pie­niu nie wynika jedy­nie z wycho­wa­nia – można ją uznać rów­nież za rodzaj feno­menu kul­tu­ro­wego. W gabi­ne­tach psy­chia­trycz­nych czę­sto spo­ty­kamy osoby pra­gnące pozbyć się bólu, który jest czę­ścią życia i w innych cza­sach nie byłby uwa­żany za pato­lo­giczny. Nie­gdyś wszel­kie pro­ce­dury medyczne były wyko­ny­wane bez znie­czu­le­nia, które jest wiel­kim dobro­dziej­stwem współ­cze­snej medy­cyny. Być może to wła­śnie przez dostęp­ność licz­nych zaso­bów, które pozwa­lają nam łago­dzić ból fizyczny i emo­cjo­nalny, nasza wytrzy­ma­łość na cier­pie­nie ule­gła osła­bie­niu, co jest pro­ble­ma­tyczne dla naszego funk­cjo­no­wa­nia. Dobrym przy­kła­dem tej ten­den­cji jest to, jak reagu­jemy na utratę uko­cha­nej osoby. Prze­sta­li­śmy postrze­gać śmierć jako coś natu­ral­nego, prze­ży­wamy żałobę w ukry­ciu i czę­sto sta­ramy się nie oka­zy­wać swego cier­pie­nia nawet wśród naj­bliż­szych, by ich nie zasmu­cać. Poprzed­nie poko­le­nia miały znacz­nie bar­dziej zdro­wo­roz­sąd­kowe podej­ście do tych kwe­stii.

Nasz orga­nizm sygna­li­zuje znacz­nie wię­cej emo­cji nega­tyw­nych niż pozy­tyw­nych, z czego można wywnio­sko­wać, że te pierw­sze są znacz­nie istot­niej­sze dla prze­trwa­nia gatunku ludz­kiego. Są nie­zbędne, aby­śmy mogli zaadap­to­wać się do śro­do­wi­ska i zapew­nić sobie bez­pie­czeń­stwo. Nie­przy­jemne emo­cje spra­wiają, że we wła­ściwy spo­sób reagu­jemy na bodźce, które je wywo­łały i które czę­sto są dla nas szko­dliwe. Strach infor­muje nas, że dzieje się coś złego i powin­ni­śmy się schro­nić. Te nie­przy­jemne dozna­nia pozwa­lają nam unik­nąć wielu poten­cjal­nie nie­bez­piecz­nych sytu­acji; gdyby nie one, mogłaby stać się nam krzywda, a nasze prze­trwa­nie byłoby zagro­żone.

Nie ma moż­li­wo­ści, byśmy prze­stali odczu­wać emo­cje, nie­za­leż­nie od tego, czy są przy­jemne, czy nie. Życie bez kon­taktu z nimi byłoby niczym wędro­wa­nie przez świat pozba­wiony świa­tła i kolo­rów. Wszyst­kie kra­jo­brazy wyglą­da­łyby wów­czas tak samo, byłyby pozba­wione niu­an­sów i kon­tra­stów. Co prawda ni­gdy nie ośle­pia­łoby nas świa­tło, ale nie mogli­by­śmy rów­nież schło­dzić się w cie­niu. Nie doświad­cza­li­by­śmy zachwytu, nie odróż­nia­li­by­śmy piękna od brzy­doty, nic by nas nie wzru­szało. Jed­nak oprócz tego, jak wiele byśmy utra­cili, rezy­gnu­jąc z naszego emo­cjo­nal­nego świata, nara­zi­li­by­śmy się w ten spo­sób na nie­bez­pie­czeń­stwo. Nie odczu­wa­jąc gniewu, nie mie­li­by­śmy moty­wa­cji, aby się bro­nić; gdy­by­śmy nie poczuli obrzy­dze­nia, mogli­by­śmy zjeść zepsute jedze­nie; każda emo­cja pełni jakąś funk­cję i jest nie­zbędna do zro­zu­mie­nia świata i budo­wa­nia rela­cji z innymi ludźmi.

Tak przed­sta­wiają się fakty, choć nasz punkt widze­nia może być zgoła odmienny, jakby decy­zja o tym, jak dzia­łają orga­nizm i układ ner­wowy, zale­żała od nas. Ważne jest, byśmy się zasta­no­wili, jakie mamy prze­ko­na­nia na temat emo­cji. Wiele z nich jest nie­zgod­nych z rze­czy­wi­sto­ścią, a co gor­sza, mogą utrud­niać nam wpro­wa­dze­nie zmian w naszym życiu. Oto kilka przy­kła­dów takich prze­ko­nań:

Nie mogę zmie­nić swo­ich stra­te­gii radze­nia sobie z emo­cjami.

Gdy­bym zaczął odczu­wać emo­cje w inny spo­sób, prze­stał­bym być sobą.

Gdy­bym stra­cił kon­trolę nad emo­cjami, zapa­no­wałby chaos.

Gdy­bym pozwo­lił sobie na odczu­wa­nie róż­nych emo­cji, stał­bym się bez­bronny i ludzie by to wyko­rzy­sty­wali.

To nie ja, a inni ludzie powinni się zmie­nić.

Mogę zmie­nić to, co czuję, jedy­nie pod warun­kiem, że inni ludzie się zmie­nią.

Mój spo­sób odczu­wa­nia emo­cji to kwe­stia gene­tyczna, odzie­dzi­czy­łem to po…

Nie chcę czuć tego, co czuję.

Gdyby ist­niała taka moż­li­wość, wolał­bym nic nie czuć.

Aby moż­liwe było wpro­wa­dze­nie zmian, należy przede wszyst­kim zro­zu­mieć, że warto w natu­ralny spo­sób odczu­wać wszyst­kie emo­cje i pozwa­lać im swo­bod­nie pły­nąć oraz że mamy na to wpływ. Odczu­wa­nie nie nie­sie ze sobą żad­nego nie­bez­pie­czeń­stwa, wręcz prze­ciw­nie – zapew­nia nam infor­ma­cje, któ­rych potrze­bu­jemy, aby lepiej się chro­nić. To, jak się czu­jemy, po czę­ści może zostać wyuczone i roz­wi­jane, a efek­tem lep­szego zarzą­dza­nia wła­snymi emo­cjami jest więk­szy sto­pień samo­re­gu­la­cji. Gdy Sole­dad nauczy się mie­rzyć ze swoim smut­kiem, samo­dziel­nie się wyci­szać oraz szu­kać wspar­cia u innych, jej nastrój się poprawi. Kiedy Alma nawiąże kon­takt ze swoim wsty­dem, prze­sta­nie robić wszystko, aby go unik­nąć, i pozwoli sobie po pro­stu go odczu­wać. Stop­niowo wstyd ten zacznie słab­nąć i nie będzie jej już blo­ko­wać. Gdy Pan­dora stawi czoła swo­jemu stra­chowi, sta­nie się on łatwiej­szy do znie­sienia. Droga Ber­narda będzie dłuż­sza, gdyż chło­pak musi się nauczyć zauwa­żać swoje emo­cje, poznać ich język oraz zacząć komu­ni­ko­wać się za jego pomocą. Jeśli pozwo­limy sobie na odczu­wa­nie, zyskamy bar­dziej uwew­nętrz­nione i natu­ralne poczu­cie samo­kon­troli, dzięki czemu będziemy pano­wać nad swo­imi emo­cjami znacz­nie lepiej niż Mar­cial. Nawet Iván musi nauczyć się odczu­wać coś wię­cej niż tylko gniew – na przy­kład fru­stra­cję lub upo­ko­rze­nie, któ­rych w tym momen­cie nie może znieść. Dopiero wtedy będzie mógł te emo­cje prze­pra­co­wać i spra­wić, że znikną, nie kana­li­zu­jąc ich zawsze pod posta­cią zło­ści. Droga każ­dego z naszych boha­te­rów wie­dzie poprzez czu­cie.

Odczuwanie emocji to sztuka

Dla wielu osób stan, w któ­rym pozwa­lają sobie na swo­bodny prze­pływ emo­cji, jed­no­cze­śnie zda­jąc sobie sprawę, że mogą wpły­wać na to, w jakim kie­runku się one roz­wi­jają, wydaje się nie­osią­gal­nym wyzwa­niem, z któ­rego czę­sto rezy­gnują jesz­cze przed pod­ję­ciem próby. W takich momen­tach emo­cje mogą wyda­wać się nie do opa­no­wa­nia i pro­wa­dzić jedy­nie do cier­pie­nia, co zmu­sza nas do się­ga­nia po mecha­ni­zmy obronne, któ­rymi dys­po­nu­jemy. Oto przy­kłady tego, co robimy, gdy czu­jemy się przy­tło­czeni:

Możemy

nie robić nic i pozo­sta­wić sprawy swo­jemu bie­gowi

. Spo­śród opi­sa­nych wcze­śniej osób ten spo­sób reago­wa­nia cechuje przede wszyst­kim Sole­dad i Ivána. Sole­dad pogrą­żyła się w smutku, zaś Iván pozwo­lił, by jego gniew nara­stał aż do momentu, gdy stra­cił nad nim kon­trolę. Pan­dora rów­nież czuła, że nie jest w sta­nie zapa­no­wać nad lękiem, lecz w jej przy­padku, poza bier­no­ścią w obli­czu emo­cji, w grę wcho­dziły też dodat­kowe, szko­dliwe czyn­niki takie jak ten­den­cja do zamar­twia­nia się oraz uni­ka­nia.

Możemy

spy­chać emo­cje do wewnątrz

(tłu­mić je), jesz­cze zanim się poja­wią, lub – jeżeli nie uda nam się powstrzy­mać ich wypły­nię­cia na powierzch­nię – od razu je blo­ko­wać. W naj­gor­szym przy­padku zaś sta­ramy się je ukry­wać, by nikt ich nie zauwa­żył. Spo­śród wszyst­kich naszych boha­te­rów naj­więk­szą skłon­ność do takich reak­cji prze­ja­wiał Ber­nardo. Przez więk­szość czasu nawet nie dostrze­gał wła­snych emo­cji, a jeżeli już się poja­wiły, od razu je tłu­mił, mówiąc sobie „to nie­ważne” albo „nic się nie stało”.

Możemy

uni­kać

emo­cji, prze­kie­ro­wu­jąc uwagę na coś innego („nie chcę o tym myśleć”) lub uni­ka­jąc sytu­acji bądź osób, które naszym zda­niem mogą je wywo­łać. Z tego mecha­ni­zmu naj­czę­ściej korzy­stają Pan­dora i Alma. Pan­dora unika cho­dze­nia do pracy, by nie czuć nie­po­koju, a Alma nie mówi o tym, co czuje, by nie doświad­czać wstydu.

Możemy pró­bo­wać je

kon­tro­lo­wać

, arbi­tral­nie decy­du­jąc, co nam wolno czuć, a czego nie, oraz surowo się ganić, kiedy – jak to czę­sto bywa – nasze emo­cje się zbun­tują. Naj­więk­szym eks­per­tem w tej stra­te­gii był Mar­cial. Nie zasta­na­wiał się, czy jest ona sku­teczna, bo też nie widział żad­nej alter­na­tywy.

Jeżeli zaś nie mamy wyj­ścia i musimy już coś poczuć, możemy

prze­łą­czyć się na inny rejestr emo­cjo­nalny

, na przy­kład zło­ścić się, aby przy­kryć w ten spo­sób smu­tek, który w prze­ciw­nym razie mógłby nas przy­tło­czyć. Ten mecha­nizm w znacz­nej mie­rze odpo­wiada za smu­tek, który odczuwa Alma. W jej przy­padku pier­wotną emo­cją, która poja­wia się jako pierw­sza i przed którą dziew­czyna za wszelką cenę pra­gnie uciec, jest wstyd. Choć Alma nie zdaje sobie z tego sprawy, to wła­śnie on odpo­wiada za wiele spo­śród jej myśli skie­ro­wa­nych prze­ciwko sobie, spra­wia­ją­cych, że czuje się coraz bar­dziej udrę­czona i przy­gnę­biona.

Choć wszyst­kie te stra­te­gie obra­zują bogac­two zaso­bów ludz­kiego umy­słu, nie są one naj­sku­tecz­niej­szymi meto­dami regu­la­cji emo­cji. Więk­szość z nich jest sku­teczna na krótką metę, lecz nie spraw­dza się w dłuż­szej per­spek­ty­wie cza­so­wej – sta­no­wią tym­cza­sowe roz­wią­za­nie, przy­czy­nia­jąc się zara­zem do dal­szego pogłę­bie­nia pro­blemu. Na przy­kład uni­ka­nie emo­cji przy­nosi natych­mia­stową ulgę. Kiedy jeste­śmy czymś przy­tło­czeni i posta­na­wiamy, że pomy­ślimy o tym jutro, nasz mózg (o ile zde­cy­duje się nas posłu­chać) prze­sta­nie zaj­mo­wać się tą kwe­stią, a nie­przy­jemne uczu­cie znik­nie jak za dotknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdżki. W tej sytu­acji jed­nak nie zaj­miemy się naszym pro­ble­mem, więc pozo­sta­nie on nie­roz­wią­zany. Kiedy nadej­dzie kolejny dzień i trzeba będzie wró­cić do tej kwe­stii, sta­nie się ona jesz­cze trud­niej­sza. Jeśli zaś takie odkła­da­nie wszyst­kiego na póź­niej wej­dzie nam w nawyk, pro­blemy będą nara­stały i kumu­lo­wały się w naszym wnę­trzu, aż w końcu dopro­wa­dzi to do efektu kuli śnież­nej. Nasze wcze­śniej­sze prze­ko­na­nie, że nie potra­fimy sobie radzić z wła­snymi emo­cjami, jedy­nie się umocni, i pozo­sta­niemy nie­świa­domi, że wywo­łał je sto­so­wany przez nas mecha­nizm uni­ka­nia.

Pan­dora nie była w sta­nie przyjść do pracy następ­nego dnia, a im wię­cej myślała o powro­cie, tym bar­dziej czuła się przy­gnę­biona. Kiedy uni­kała pro­ble­ma­tycz­nych myśli lub sytu­acji, czuła wielką ulgę, a jej nie­po­kój słabł, ale efekt był nie­stety krót­ko­trwały. Poszła do leka­rza, poszu­ku­jąc cze­goś, co zli­kwi­duje jej nie­po­kój. Chciała pozbyć się tego uczu­cia, jed­nak zamiast pod­jąć dzia­ła­nia, które mogłyby ją uspo­koić, uni­kała wszyst­kiego, co ją dener­wo­wało. W rezul­ta­cie musiała przyj­mo­wać coraz więk­sze dawki leków, a ich dzia­ła­nie i tak oka­zy­wało się nie­wy­star­cza­jące. Jej skłon­ność do zamar­twia­nia się dopro­wa­dziła ją do wnio­sku, że ni­gdy nie wyzdro­wieje. Zasta­na­wiała się, dla­czego ją to spo­tyka, i wymy­ślała coraz bar­dziej roz­pacz­liwe wyja­śnie­nia. Aby roz­to­pić kulę śnieżną, która two­rzyła się w jej umy­śle, Pan­dora musiała naj­pierw zro­zu­mieć, co się z nią dzieje, i nauczyć się kie­ro­wać swo­imi myślami, by stop­niowo zacząć sta­wiać czoła swoim lękom. To jed­nak stało się moż­liwe, dopiero gdy uświa­do­miła sobie, że kie­ru­nek, jaki wcze­śniej obrała, nie sprzy­jał jej zdro­wiu.

Wiele z opi­sy­wa­nych wcze­śniej metod sto­so­wa­nych przez naszych boha­te­rów z pozoru wydaje się dzia­łać, ale na dłuż­szą metę mogą one jedy­nie pogłę­biać pro­blemy. Ber­nardo nie wydaje się zbyt­nio cier­pieć. Gdyby ktoś mu powie­dział, że wygląda na zmar­twio­nego, odparłby, że nic mu nie jest, roz­wie­wa­jąc wszel­kie wąt­pli­wo­ści. Doku­cza­jące mu bóle głowy są jed­nak efek­tem skłon­no­ści do tłu­mie­nia wszyst­kiego, co czuje – to jedna z naj­bar­dziej pro­ble­ma­tycz­nych stra­te­gii regu­lo­wa­nia emo­cji. W dal­szej czę­ści książki prze­ko­namy się, jak wiele psy­chicz­nych i fizycz­nych dole­gli­wo­ści może wyni­kać z takiego podej­ścia. Kiedy kon­tro­lu­jemy nasze emo­cje, tak jak robi to Mar­cial, rów­nież może się wyda­wać, że udaje nam się w danym momen­cie utrzy­mać je na sta­bil­nym pozio­mie. Cza­sami wydaje nam się, że możemy roz­ka­zać naszym uczu­ciom, by uci­chły lub się nie ujaw­niały, a one rze­czy­wi­ście zdają się nas słu­chać. Nie­stety, emo­cje są czę­sto tak silne, że w końcu się bun­tują i wybu­chają. Nawet jeśli do tego nie docho­dzi, tłu­mie­nie emo­cji nie pozo­staje bez wpływu na nasze zdro­wie. Mar­cial ma trud­no­ści z uwol­nie­niem się od tego mecha­ni­zmu, ponie­waż w jego oczach rezy­gna­cja z kon­troli byłaby rów­no­znaczna z popad­nię­ciem w abso­lutny chaos.

Kolej­nym istot­nym obsza­rem, na który mają wpływ wszyst­kie te mało pro­duk­tywne mecha­ni­zmy regu­la­cji emo­cji, są rela­cje. Jeśli na przy­kład mamy ten­den­cję do uni­ka­nia lub ukry­wa­nia smutku, możemy odsu­wać się od ludzi, gdy są nie­szczę­śliwi, lub nie chcieć im towa­rzy­szyć w smut­nych oko­licz­no­ściach, przez co możemy być postrze­gani jako nie­czuli lub ego­istyczni. Jeśli nie umiemy radzić sobie z samot­no­ścią, możemy uza­leż­nić się od mediów spo­łecz­no­ścio­wych, a zdo­by­wa­nie laj­ków sta­nie się naszym głów­nym celem życio­wym i spo­so­bem na wypeł­nia­nie pustki, która zdaje się nam nie do znie­sie­nia. Nawią­za­nie kon­taktu z tymi głę­bo­kimi uczu­ciami, zro­zu­mie­nie, skąd się biorą, oraz naucze­nie się, jak je regu­lo­wać, pozwo­li­łoby nam znacz­nie sku­tecz­niej je mody­fi­ko­wać. Jeżeli jed­nak za wszelką cenę usi­łu­jemy odda­lić się od tych emo­cji, nie dajemy naszemu orga­ni­zmowi moż­li­wo­ści ich prze­pra­co­wa­nia, naucze­nia się cze­goś dzięki nim oraz roz­woju.

Zdrowe funk­cjo­no­wa­nie całego orga­ni­zmu opiera się na rów­no­wa­dze, zwa­nej home­ostazą. W naszym ciele znaj­dują się różne „ter­mo­staty”, które poma­gają utrzy­mać odpo­wied­nią tem­pe­ra­turę, poziom cukru we krwi i wiele innych para­me­trów. Podobne pro­cesy zacho­dzą rów­nież w naszym mózgu. Choć mecha­ni­zmy, o któ­rych mówi­li­śmy na początku tego roz­działu, mogą wyglą­dać róż­nie, łączy je jedno – zakłó­cają tę deli­katną rów­no­wagę. Nie pozwa­lają emo­cjom rów­no­wa­żyć się nawza­jem i pły­nąć swoim ryt­mem. Nie dopusz­czają, by pod wpły­wem codzien­nych oko­licz­no­ści zacho­dziły natu­ralne zmiany w ich nasi­le­niu. Nie możemy pły­nąć po morzu, dyk­tu­jąc mu, jak powinno się zacho­wy­wać, jak wyso­kie mają być fale, jaki kie­ru­nek powinny obrać jego prądy i jaki rytm powinny mieć pływy. Co cie­kawe, usi­łu­jemy postę­po­wać w ten spo­sób z naszymi emo­cjami, choć jest to rów­nie nie­wy­ko­nalne.

Wszyst­kie wspo­mniane wcze­śniej mecha­ni­zmy oka­zują się naj­bar­dziej pro­ble­ma­tyczne, gdy sto­su­jemy je stale, nie­za­leż­nie od oko­licz­no­ści. Home­ostaza emo­cjo­nalna zostaje wów­czas naru­szona. Jeśli przez długi czas jeste­śmy nara­żeni na wysoki poziom stresu, nasz mózg może zacząć reago­wać na bodźce inten­syw­niej i obrać ten stan jako swój nowy punkt rów­no­wagi, do któ­rego będzie powra­cał. Kiedy sytu­acja się uspo­koi, nie będzie już potra­fił się zre­lak­so­wać, a my będziemy odczu­wali cią­głe napię­cie. Tak stało się w przy­padku Pan­dory, któ­rej lęk utrzy­my­wał się jesz­cze przez wiele mie­sięcy po feral­nym dniu. Nie­kiedy jed­nak sytu­acja może być odwrotna – na przy­kład prze­wle­kła cho­roba, pro­wa­dząca do dłu­go­trwa­łego wyczer­pa­nia, może obni­żyć nasz „ter­mo­stat” ener­ge­tyczny. W efek­cie nawet po powro­cie do zdro­wia będziemy odczu­wać per­ma­nentne zmę­cze­nie. Sole­dad jest szcze­gól­nie nara­żona na tego rodzaju pro­blemy. Kiedy czuje się zmę­czona i przy­gnę­biona, nie potrafi samo­dziel­nie się uspo­koić, a wręcz jesz­cze bar­dziej pogar­sza swój stan. Jeśli nie zaczniemy pra­co­wać nad prze­pro­gra­mo­wa­niem naszego układu ner­wo­wego i nie nauczymy go ponow­nie odnaj­dy­wać rów­no­wagi – w pierw­szym przy­padku się roz­luź­nia­jąc, a w dru­gim akty­wu­jąc – będziemy wciąż funk­cjo­no­wać w spo­sób mniej lub bar­dziej nie­zdrowy, co może utrud­niać nam codzienne życie.

Możemy nauczyć się odczuwać emocje

Zacznijmy od podstaw

Dobre lub złe samo­po­czu­cie to tak naprawdę mie­szanka emo­cji, doznań fizycz­nych i myśli, które powo­dują dany stan psy­chiczny. Wyod­ręb­nie­nie jego poszcze­gól­nych skład­ni­ków jest ważne, aby zro­zu­mieć, co się z nami dzieje. Przy­po­mina to ukła­da­nie puz­zli: musimy odwró­cić wszyst­kie ele­menty obraz­kami do góry, pogru­po­wać te, które mają podobne kolory lub kształty, a następ­nie wyod­ręb­nić kra­wę­dzie, aby obra­mo­wać całość.

W kra­jo­bra­zie naszego stanu emo­cjo­nal­nego nie­bem i chmu­rami byłyby nasze myśli, góru­jące nad emo­cjami oraz odczu­ciami i nada­jące im zna­cze­nie. Mogą cał­ko­wi­cie zmie­nić całą sce­ne­rię. Jeśli są nega­tywne i pesy­mi­styczne, prze­każą nam infor­ma­cję, że nasze emo­cje spo­wo­dują jakieś dra­ma­tyczne kon­se­kwen­cje lub że sobie z nimi nie pora­dzimy. Jeśli nato­miast są kon­struk­tywne i reali­styczne, zaak­cep­tu­jemy to, że czu­jemy się źle, i zasta­no­wimy, z jakim aspek­tem naszego życia się to wiąże i co możemy zro­bić, aby to zmie­nić. Trawa i morze wyglą­dają ina­czej, gdy niebo jest czy­ste, a ina­czej, gdy zasnu­wają je burzowe chmury; podob­nie jest w przy­padku naszych myśli, które mogą zmie­niać zabar­wie­nie naszych emo­cji. Cza­sami nie wiemy jed­nak, czy na nie­bie są chmury, czy nie, ponie­waż nie pod­no­simy wzroku, i – ana­lo­gicz­nie – zda­rzają się myśli, któ­rych nie dostrze­gamy. Są one tak nawy­kowe i auto­ma­tyczne, że jeśli nie sku­pimy na nich uwagi, może wyda­wać nam się, że w ogóle o niczym nie myślimy.

Myśli boha­te­rów z wcze­śniej przy­to­czo­nych histo­rii mogłyby brzmieć nastę­pu­jąco: „Już nie­długo koniec pracy i będę mogła pójść do domu” (Lucía), „Nic mnie to nie obcho­dzi” (Ber­nardo), „Ten lęk jest nie do wytrzy­ma­nia” (Pan­dora), „Jestem cho­dzącą porażką” (Alma), „Nie radzę sobie z życiem” (Sole­dad), „Jak on może mówić mi takie rze­czy; prze­cież tak się dla niego poświę­cam” (Mar­cial), „Ten facet jest idiotą, już ja mu dam nauczkę” (Iván). Te myśli nie są nie­za­leżne od emo­cji, lecz mają z nimi bez­po­średni zwią­zek, a co wię­cej, wywie­rają na nie prze­możny wpływ.

Odczu­cia fizyczne można przy­rów­nać do ziemi pod naszymi sto­pami. Każda emo­cja ma wpływ na ciało. Złość zwy­kle wiąże się z napię­ciem mię­śni, które przy­go­to­wują się do walki – zaci­skamy wów­czas pię­ści i szczękę. Strach powo­duje akty­wi­za­cję orga­ni­zmu, przy­spie­sza pracę serca, przy­go­to­wuje nogi do ewen­tu­al­nej ucieczki. Obrzy­dze­nie wywo­łuje odruch wymiotny, jakby ciało przy­go­to­wy­wało się do pozby­cia się cze­goś, co odczuwa jako obce. Wstyd spra­wia, że pochy­lamy głowę i kulimy ramiona, aby unik­nąć spoj­rzeń innych ludzi i poka­zać, że sza­nu­jemy reguły narzu­cone przez grupę spo­łeczną. Radość spra­wia, że błysz­czą nam oczy, uśmie­chamy się, a całe nasze ciało zdaje się otwie­rać na innych. Smu­tek nato­miast wywo­łuje łzy, co sygna­li­zuje oto­cze­niu, że potrze­bu­jemy wspar­cia. Cza­sami odczu­cia cie­le­sne są zło­żone i mogą być zwią­zane z kon­kretną sytu­acją, któ­rej doświad­czamy, lub mogą być spe­cy­ficzne dla danej osoby. Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że warto iść przez życie, twardo stą­pa­jąc po ziemi, a jeśli cho­dzi o emo­cje, to ich połą­cze­nie z cia­łem sta­nowi klucz do ich uzie­mie­nia. Jeśli podej­miemy próbę zmiany swo­jego stanu emo­cjo­nal­nego, wzno­sząc się ponad niego lub ana­li­zu­jąc, jak się czu­jemy i z czego to wynika, nie bio­rąc pod uwagę sygna­łów wysy­ła­nych przez ciało (czyli nie doty­ka­jąc ziemi), będziemy tylko krę­cić się w kółko i nie doj­dziemy do żad­nego roz­wią­za­nia. W naszym mózgu znaj­dują się obszary odpo­wie­dzialne za per­cep­cję doznań cie­le­snych oraz te zwią­zane ze świa­domą reflek­sją. Żaden z nich nie działa w izo­la­cji – potrze­bują się nawza­jem. A kiedy płyn­nie ze sobą współ­pra­cują, nasze emo­cje pozo­stają w rów­no­wa­dze.

Dostępna nam per­cep­cja obej­muje zarówno dozna­nia cie­le­sne, jak i bodźce pocho­dzące z zewnątrz, postrze­gane za pomocą pię­ciu zmy­słów: wzroku, słu­chu, węchu, smaku i dotyku. Wyzwa­lają one w nas myśli i emo­cje, które pozwa­lają nadać im zna­cze­nie i spra­wiają, że podej­mu­jemy dzia­ła­nia – zarówno zwią­zane z zaspo­ko­je­niem potrzeb fizjo­lo­gicz­nych (jemy, jeśli jeste­śmy głodni, śpimy, jeśli jeste­śmy senni), jak i ze świa­tem zewnętrz­nym (zbli­żamy się do cze­goś, co uwa­żamy za inte­re­su­jące, lub odda­lamy się, gdy zauwa­żymy coś poten­cjal­nie nie­bez­piecz­nego). Z kolei emo­cje mogą wpły­wać na to, na co zwra­camy uwagę i co myślimy. Na przy­kład jeśli się boimy, będziemy uważ­niej przy­glą­dać się moż­li­wym zagro­że­niom, a jeśli jeste­śmy smutni, nasze myśli będą bar­dziej pesy­mi­styczne.

W jaki spo­sób boha­te­ro­wie naszych opo­wie­ści postrze­gają swoje odczu­cia cie­le­sne? Lucía dostrzega wiele niu­an­sów i jest w sta­nie połą­czyć sygnały pocho­dzące ze swego ciała z tym, co czuje. Z kolei Pan­dora jest nad­mier­nie sku­piona na swo­ich odczu­ciach – kon­cen­truje się na tym, jak szybko bije jej serce i jak trudno jest jej zła­pać oddech, a zauwa­ża­nie tego wszyst­kiego spra­wia, że mar­twi się jesz­cze bar­dziej. Ber­nardo nato­miast ani razu nie zwraca uwagi na swoje ciało i gdy­by­śmy go zapy­tali, jakie odczu­cia cie­le­sne zauważa, odpo­wie­działby, że „żad­nych”. Podob­nie sytu­acja wygląda w przy­padku Mar­ciala, który żyje bar­dziej w swo­jej gło­wie niż w ciele. Dostrzega swoje odczu­cia tylko wtedy, gdy stają się naprawdę uciąż­liwe, ale nawet wów­czas docho­dzi jedy­nie do wnio­sku, że nie powi­nien czuć tego, co czuje. Alma zdaje się bar­dzo świa­doma wła­snych emo­cji, nato­miast Iván jest zbyt sku­piony na innych ludziach, aby zaj­rzeć w głąb sie­bie. Almę uczu­cia para­li­żują, pod­czas gdy Iván od razu prze­cho­dzi do dzia­ła­nia.

Emo­cje łączą te dwa poziomy – niebo i zie­mię – i we wcze­śniej opi­sa­nej ana­lo­gii byłyby hory­zon­tem naszego kra­jo­brazu – obsza­rem, w któ­rym sty­kają się myśli i odczu­cia cie­le­sne. Kiedy odczu­wamy jakąś emo­cję, orga­nizm reaguje w okre­ślony spo­sób, ciało przyj­muje spe­cy­ficzną postawę, na twa­rzy poja­wia się odpo­wiedni wyraz, a ponadto myślimy o tym dozna­niu i nada­jemy mu zna­cze­nie.

W życiu natra­fiamy na roz­ma­ite kra­jo­brazy, o naj­róż­niej­szym zabar­wie­niu, kli­ma­cie i tem­pe­ra­tu­rze, a emo­cje łączą to wszystko, nada­jąc zna­cze­nie i kie­ru­jąc naszym zacho­wa­niem.

Emocje to nie wszystko

Ist­nieją pewne utoż­sa­miane z emo­cjami poję­cia, które nie są im jed­nak rów­no­ważne. Na przy­kład uczu­cia bazują co prawda na emo­cjach, lecz sta­no­wią wynik ich połą­cze­nia z myślami i reflek­sją. Z kolei tem­pe­ra­ment sta­nowi naszą bio­lo­giczną pre­dys­po­zy­cję do okre­ślo­nego spo­sobu odczu­wa­nia. Nie­któ­rzy ludzie są wraż­liwsi, bar­dziej ner­wowi i impul­sywni, a inni mniej emo­cjo­nalni, spo­koj­niejsi i reflek­syjni. Cechy te nie zależą od tego, w jakiej rodzi­nie dana osoba przyj­dzie na świat ani od jej doświad­czeń życio­wych. Jak się jed­nak prze­ko­namy w dal­szej czę­ści książki, nasz wro­dzony tem­pe­ra­ment może być w dużym stop­niu mody­fi­ko­wany przez doświad­cze­nia i rela­cje. Z kolei nastrój to ten­den­cja, która utrzy­muje się w cza­sie i może trwać przez wiele godzin, dni, a nawet lat, w prze­ci­wień­stwie do emo­cji, które zmie­niają się pod wpły­wem bie­żą­cych oko­licz­no­ści.

Myśli, emo­cje i odczu­cia cie­le­sne są ze sobą powią­zane i sta­no­wią odmienne war­stwy pro­cesu, który uru­cha­mia się pod wpły­wem okre­ślo­nej sytu­acji. W miarę dora­sta­nia zysku­jemy kon­trolę nad kolej­nymi pozio­mami. Nowo­rodki potra­fią regu­lo­wać jedy­nie pod­sta­wowe funk­cje orga­ni­zmu oraz sen. W wieku około trzech mie­sięcy zaczy­nają uczyć się samo­dziel­nie uspo­ka­jać, a w wieku dwóch lat są w sta­nie sku­pić się na nie­któ­rych rze­czach. Jeśli ta kon­trola nad cie­le­snymi aspek­tami funk­cjo­no­wa­nia nie zosta­nie dobrze ugrun­to­wana, cały sys­tem regu­la­cji emo­cjo­nal­nej powsta­nie na sła­bych fun­da­men­tach. Wię­cej o tym, jak roz­wija się regu­la­cja emo­cji, dowiemy się w kolej­nych roz­dzia­łach. Co cie­kawe, umie­jęt­ność ta bazuje na pro­ce­sie ucze­nia się, a więc jest moż­liwa do opa­no­wa­nia, nawet gdy jeste­śmy doro­śli. Zaj­mie to co prawda wię­cej czasu, ale jest moż­liwe, o ile tylko będziemy pra­co­wać nad wie­loma obsza­rami naszego życia jed­no­cze­śnie.

Jak radzimy sobie z emocjami

To, co czu­jemy, to jedna sprawa; oddzielną kwe­stią jest to, w jaki spo­sób modu­lu­jemy emo­cje, poja­wia­jące się w reak­cji na zewnętrzne i wewnętrzne bodźce. Wyobraźmy sobie, że emo­cja to koń. Umie­jęt­ność jazdy kon­nej nie polega tylko na utrzy­my­wa­niu się w sio­dle. Przede wszyst­kim musimy lubić konie. Jeśli się ich boimy, nie będziemy chcieli na nie wsia­dać, a pozba­wieni wyboru będziemy spięci i prze­stra­szeni, jazda nato­miast nie sprawi nam żad­nej przy­jem­no­ści i będziemy chcieli jak naj­szyb­ciej ją zakoń­czyć. Podob­nie strach przed naszymi emo­cjami utrud­nia nam naby­cie umie­jęt­no­ści ich regu­lo­wa­nia. A jest ona konieczna, ponie­waż zda­rzają się w życiu oko­licz­no­ści, w któ­rych nie spo­sób unik­nąć zagłę­bie­nia się we wła­sne uczu­cia. Nie­kiedy sta­no­wią naj­lep­szy śro­dek trans­portu, jakim dys­po­nu­jemy, więc musimy prze­stać się go bać.

Załóżmy, że udało nam się poko­nać strach. Gdy wsia­damy na konia, zwie­rzę może ruszyć przed sie­bie, stać w miej­scu, galo­po­wać lub iść stę­pem. Pyta­nie brzmi: czy pozwo­limy mu pro­wa­dzić, czy może sami chwy­cimy lejce i zaczniemy nim kie­ro­wać? Koń nie jest samo­cho­dem, który jedzie w prawo lub w lewo w zależ­no­ści od tego, o ile stopni obró­cimy kie­row­nicę. Inte­rak­cja z nim jest znacz­nie bar­dziej sub­telna; opiera się na wielu gestach i wymaga współ­pracy. Zwie­rzę i jeź­dziec dostra­jają się do sie­bie, rozu­mieją swoje sygnały, a z cza­sem nawet odga­dują nawza­jem swoje myśli. Podob­nie wygląda nauka regu­lo­wa­nia emo­cji. Nie opiera się ona na zapa­mię­ty­wa­niu prze­pi­sów i tech­nik, ale na pozo­sta­wa­niu w kon­tak­cie z wła­snymi uczu­ciami i dozna­niami. Ważne jest, aby być świa­do­mym swo­ich myśli i ich wpływu na nasz stan emo­cjo­nalny, a klu­czem jest umie­jęt­ność dostra­ja­nia się do tego, co w danym momen­cie jest dla nas bar­dziej pomocne – czy to do myśli, czy do emo­cji.

Nie­kiedy napo­ty­kamy na swo­jej dro­dze trud­no­ści, wyzwa­nia i pro­blemy. Musimy prze­sko­czyć przez prze­szkodę, galo­po­wać w peł­nym pędzie, przejść wzdłuż stro­mego klifu, okieł­znać konia, który prze­stra­szył się grzmotu w cza­sie burzy. W takich chwi­lach nasze umie­jęt­no­ści jeź­dziec­kie są wysta­wiane na próbę – aby wie­dzieć, co robić, i opa­no­wać sytu­ację, musimy zacho­wać spo­kój, nawet jeśli koń jest prze­stra­szony. Nasze umie­jęt­no­ści regu­la­cyjne mogą być w miarę dobre, ale dopiero trudne sytu­acje, które zda­rzają się w życiu, pozwolą nam to naprawdę spraw­dzić.

Jeśli poczu­jemy się przy­tło­czeni tym, co się dzieje, możemy uciec się do sys­te­mów awa­ryj­nych. Jeżeli jed­nak takie oko­licz­no­ści utrzy­mują się przez dłuż­szy czas, każdy sys­tem – bez względu na to, jak wydajny – prze­staje dzia­łać. Wów­czas możemy spaść z konia. Cza­sami sami posta­na­wiamy zsiąść, ponie­waż jeste­śmy wyczer­pani. Sta­ramy się ota­czać rze­czami, które nie akty­wują żad­nych emo­cji, zamy­kamy się w naszej bańce i izo­lu­jemy od wszyst­kiego lub robimy coś, co przy­tępi nasze zmy­sły. Możemy myśleć, że nie chcemy mieć nic wię­cej wspól­nego z końmi, ale w świe­cie emo­cji nie jest to moż­liwe. Jeśli zosta­wimy naszego sym­bo­licz­nego konia samego, bez jedze­nia i inte­rak­cji z opie­ku­nem, stra­cimy z nim kon­takt. W efek­cie nie będziemy mogli go wyko­rzy­stać, gdy zaj­dzie taka potrzeba. Taki brak zaan­ga­żo­wa­nia może spra­wić, że koń wymknie się nam spod kon­troli i zdzi­czeje.

Izo­lo­wa­nie się lub ucie­ka­nie może chwi­lowo obni­żyć inten­syw­ność trud­nych emo­cji, ale na dłuż­szą metę pro­wa­dzi do dwóch nega­tyw­nych skut­ków. Po pierw­sze, emo­cje, któ­rych usi­łu­jemy unik­nąć, kumu­lują się i nawar­stwiają. Po dru­gie, izo­la­cja i wszyst­kie metody znie­czu­le­nia gene­rują wię­cej nega­tyw­nych uczuć, nawet jeśli nie zda­jemy sobie z tego sprawy. Są to prze­cież sys­temy awa­ryjne, któ­rych nie powinno się uży­wać przez dłuż­szy czas. Emo­cje są naszym nie­od­łącz­nym towa­rzy­szem, nie ma więc innego wyj­ścia, jak tylko ponow­nie wsiąść na naszego konia i nauczyć się na nim jeź­dzić.

Nie na wszyst­kie stany emo­cjo­nalne będziemy reago­wać tak samo. Być może powolna jazda na koniu będzie spra­wiać nam przy­jem­ność, ale zde­ner­wu­jemy się, gdy trafi nam się bar­dziej naro­wi­ste i impul­sywne zwie­rzę. Jako że prę­dzej czy póź­niej przyj­dzie nam spró­bo­wać jazdy na każ­dym z nich, czyli doznać wszyst­kich ludz­kich emo­cji, warto, byśmy pamię­tali, że wszyst­kie są nam do cze­goś potrzebne. Jak już wcze­śniej wspo­mnia­łam, jest to szcze­gól­nie widoczne w przy­padku nie­przy­jem­nych emo­cji, ponie­waż mają one zwią­zek z naszym fizycz­nym prze­trwa­niem. Infor­mują nas na przy­kład, że jedze­nie jest popsute (obrzy­dze­nie), że grozi nam nie­bez­pie­czeń­stwo (strach) lub że dzieje nam się krzywda i musimy się bro­nić (złość). Ist­nieją rów­nież emo­cje, które pozwa­lają nam utrzy­mać przy­na­leż­ność do grupy spo­łecz­nej, co jest istotne, gdyż czło­wiek jest zwie­rzęciem stad­nym. Są to emo­cje zarówno pozy­tywne, jak i nega­tywne, takie jak na przy­kład przy­wią­za­nie, które pomaga nam nawią­zać rela­cje z innymi ludźmi; smu­tek, który mówi nam, jak się czu­jemy, gdy zosta­jemy sami, lub wstyd, który wska­zuje nam, co powin­ni­śmy robić, by nie naru­szać norm spo­łecz­nych.

W kon­tek­ście tego, co robimy z naszymi emo­cjami, istotne jest rów­nież, by zasta­no­wić się nad tym, dokąd nas one pro­wa­dzą, czyli dokąd się skie­ru­jemy, gdy już wsią­dziemy na konia. Jeśli na przy­kład odczu­wamy smu­tek z powodu straty, poszu­ki­wa­nie wspar­cia i pocie­sze­nia u innych może nam pomóc pora­dzić sobie z bole­sną emo­cją oraz wzmoc­nić poczu­cie bli­sko­ści i przy­na­leż­no­ści. Strach skła­nia nas do poszu­ki­wa­nia bez­pie­czeń­stwa; uczu­cie gniewu – do walki w obro­nie wła­snej; radość i zado­wo­le­nie moty­wują do poszu­ki­wa­nia rze­czy lub ludzi, dzięki któ­rym prze­ży­wamy te uczu­cia. Jeśli wsłu­chamy się w to, co emo­cje pra­gną nam prze­ka­zać, dopro­wa­dzi nas to do roz­wią­za­nia pro­blemu. Jeżeli zaś nie zde­cy­du­jemy się podą­żać tam, dokąd nas pro­wa­dzą, zostaną zablo­ko­wane. Strach może nas spa­ra­li­żo­wać; złość prze­ro­dzić się w bez­sil­ność; smu­tek sta­nie się przy­tła­cza­jący; a wstyd zacznie utrud­niać utrzy­my­wa­nie i nawią­zy­wa­nie rela­cji spo­łecz­nych, zamiast im sprzy­jać. Takie pro­blemy mogą poja­wić się nawet w przy­padku pozy­tyw­nych emo­cji. Oczy­wi­ście powin­ni­śmy kie­ro­wać koniem, ponie­waż emo­cje prze­ka­zują nam tylko ogólną infor­ma­cję o tym, co należy zro­bić – reszta zależy od nas.

Sytu­acja ta ma miej­sce, gdy umie­jęt­nie zarzą­dzamy swo­imi emo­cjami. Wiele osób może nie zgo­dzić się z tym, co tu opi­sa­łam, i uznać, że pew­nych emo­cji lepiej nie odczu­wać lub że podą­ża­nie za ich pod­szep­tami może dopro­wa­dzić nas do robie­nia rze­czy, któ­rych póź­niej będziemy żało­wać. Nie ma to jed­nak wiele wspól­nego z pier­wotną emo­cją, a bar­dziej z pro­ce­sem jej prze­twa­rza­nia oraz spo­so­bem, w jaki ją regu­lu­jemy.

Dlaczego warto pogodzić się ze swoimi emocjami

Walka ze swo­imi emo­cjami to tak naprawdę walka z samym sobą. Tra­cimy przez nią ener­gię, którą mogli­by­śmy spo­żyt­ko­wać, by sta­wić czoła życiu. Nauka zarzą­dza­nia emo­cjami może się wyda­wać bar­dzo skom­pli­ko­wana, a cią­głe obser­wo­wa­nie tego, jak się czu­jemy – męczące. Każdy z wcze­śniej opi­sa­nych nie­sku­tecz­nych mecha­ni­zmów pochła­nia jed­nak znacz­nie wię­cej naszych zaso­bów. Roz­pa­mię­ty­wa­nie bez końca wła­snych uczuć ma wiele wspól­nego z depre­sją, z kolei cał­ko­wite uni­ka­nie myśle­nia na ich temat może wią­zać się z lękiem.

Od czego zatem zaczyna się walka z naszymi emo­cjami? Cza­sami jest ona zwią­zana z wewnętrz­nym kon­flik­tem na wszyst­kich pozio­mach: myśli, czy­nów, ciała, potrzeb…

Gdy doświad­czamy nega­tyw­nych emo­cji (może z wyjąt­kiem gniewu), czę­sto czu­jemy się słabi i bez­bronni. Uczu­cie to koja­rzy nam się z krzywdą, dla­tego sta­ramy się odsu­wać od sie­bie wszystko, co jest z nim zwią­zane. Co cie­kawe, nawią­za­nie kon­taktu z wła­sną sła­bo­ścią para­dok­sal­nie czyni nas sil­niej­szymi, bo dzięki temu sta­jemy się bar­dziej świa­domi naszych potrzeb oraz tego, co nam prze­szka­dza. Ponadto pozwala nam to bar­dziej zbli­żyć się do innych ludzi, co wzmac­nia naszą sieć spo­łeczną i uła­twia radze­nie sobie z róż­nymi wyzwa­niami, które napo­ty­kamy. Czę­sto jed­nak odczu­wa­nie i oka­zy­wa­nie sła­bo­ści spra­wia nam trud­ność. Aby zaże­gnać wewnętrzny kon­flikt, o któ­rym mowa w tym roz­dziale, warto zaak­cep­to­wać swoją sła­bość i zacząć postrze­gać ją jako atut. Złość z kolei koja­rzy się z siłą, ale wiele osób ma pro­blem z jej odczu­wa­niem i akcep­to­wa­niem u innych. W ich przy­padku to wła­śnie przede wszyst­kim zło­ści będzie doty­czył kon­flikt. Temu tema­towi zosta­nie poświę­cony osobny roz­dział.

Wewnętrzna walka może być świa­doma – odczu­wamy wtedy silny opór przed prze­ży­wa­niem pew­nych emo­cji, strach przed ich doświad­cza­niem lub wstyd przed ich ujaw­nie­niem. Zda­rza się jed­nak, że ten pro­ces jest bar­dziej auto­ma­tyczny i nie­świa­domy. Nie dajmy się zwieść – w obu przy­pad­kach jest to bata­lia z góry ska­zana na nie­po­wo­dze­nie. Lepiej pogo­dzić się z wła­snymi emo­cjami i nauczyć się z nimi współ­ist­nieć. Prze­stańmy postrze­gać je jako wro­gów, a zamiast tego uznajmy je za naszych dorad­ców i nauczmy się o nie dbać.

Emocje w charakterze doradców

Emo­cje wie­dzą, czego potrze­bu­jemy, i roz­po­znają zna­cze­nie tego, co nas spo­tyka. Jeśli nasze myśli ich nie słu­chają i nie biorą pod uwagę ich pod­szep­tów, będziemy podej­mo­wać złe decy­zje. Czło­wiek jest zwy­kle prze­ko­nany, że postę­puje logicz­nie. Z tezą tą nie zga­dzają się jed­nak nie­któ­rzy auto­rzy, na przy­kład Anto­nio Dama­sio, pro­fe­sor neu­ro­lo­gii beha­wio­ral­nej, który twier­dzi, że nasze decy­zje zazwy­czaj podej­mo­wane są intu­icyj­nie, a dozna­nia soma­tyczne oraz wcze­śniej­sze doświad­cze­nia odgry­wają przy tym więk­szą rolę niż logiczne ana­lizy. Dopiero po fak­cie dopa­so­wu­jemy do nich racjo­nalne wyja­śnie­nie, aby mieć poczu­cie spój­no­ści i prze­wi­dy­wal­no­ści. Dobrym przy­kładem tego zja­wi­ska jest spo­sób, w jaki usi­łu­jemy racjo­nal­nie wytłu­ma­czyć swoje poglądy poli­tyczne, nie zda­jąc sobie sprawy, że tak naprawdę są one w znacz­nej mie­rze zwią­zane z naszymi emo­cjami.

Cza­sami słu­chamy naszych emo­cji, ale nie­wła­ści­wie je ukie­run­ko­wu­jemy. Na przy­kład obra­camy prze­ciwko sobie złość, którą powin­ni­śmy wyko­rzy­stać, aby się bro­nić, gdy ktoś nas krzyw­dzi. Być może w dzie­ciń­stwie otrzy­ma­li­śmy nie­wła­ściwe wzorce radze­nia sobie z tą emo­cją i nie chcemy przy­po­mi­nać tam­tych wiecz­nie nabur­mu­szo­nych, nie­okrze­sa­nych osób – stąd nasza ten­den­cja do tłu­mie­nia gniewu i uni­ka­nia kon­flik­tów. Gdy ktoś nas ata­kuje, odczu­wamy złość (to nasz instynkt obronny), lecz nie ujaw­niamy jej w funk­cjo­nalny spo­sób (poprzez bycie sta­now­czym, mówie­nie „nie” lub obronę naszych praw). Zamiast tego kie­ru­jemy ją do wewnątrz pod posta­cią samo­kry­tyki i nie­za­do­wo­le­nia z sie­bie. Spo­śród boha­te­rów naszej opo­wie­ści o złym dniu ten mecha­nizm widoczny jest naj­bar­dziej w przy­padku Almy. Nawet nie przy­szło jej do głowy, że szef mógł nie mieć racji i że jego zacho­wa­nie było nie­wła­ściwe. Od razu wzięła na sie­bie winę za wszystko – nawet za to, co zro­biła inna osoba. Podob­nie jest z naszymi emo­cjami: jeśli nie podej­miemy dzia­łań, które dana emo­cja nam pod­po­wiada, ten­den­cja się utrzyma, a nawet może roz­wi­nąć się w nie­po­żą­da­nym kie­runku.

Każda emo­cja jest niczym uczest­nik rady mędr­ców, któ­rych powin­ni­śmy słu­chać. Zarówno te emo­cje, które wspie­rają nas i kie­rują w stronę pozy­tyw­nych doświad­czeń, jak i kry­tycy, czyli emo­cje nega­tywne, które ostrze­gają nas przed tym, czego powin­ni­śmy uni­kać, niosą ze sobą cenną mądrość. Nie warto pomi­jać ani wyróż­niać żad­nej z nich, ponie­waż każda z emo­cji wzbo­gaca naszą per­spek­tywę o dodat­kowe niu­anse. Bez tych infor­ma­cji nasza ana­liza sytu­acji sta­łaby się nie­pełna. Na przy­kład mogli­by­śmy dostrze­gać tylko pozy­tywne aspekty rela­cji, igno­ru­jąc jed­no­cze­śnie nega­tywne szcze­góły, które rów­nież należy wziąć pod uwagę. Lub odwrot­nie, zauwa­ża­li­by­śmy jedy­nie wady innych ludzi i nikt nie wyda­wałby się nam wystar­cza­jąco godny zaufa­nia.

Co by się stało, gdy­by­śmy prze­stali zauwa­żać nie­przy­jemne emo­cje? Byłoby to rów­no­znaczne z nie­od­czu­wa­niem bólu. Gdy­by­śmy byli cho­rzy, nie szli­by­śmy do leka­rza i nie szu­kali odpo­wied­niej kura­cji. Fak­tycz­nie ist­nieje taka cho­roba – zespół wro­dzo­nej nie­wraż­li­wo­ści na ból, a cier­piące na nią osoby rodzą się bez zdol­no­ści odczu­wa­nia bólu. Wyobraźmy sobie dziecko, które nie pła­cze, gdy źle się czuje, i nie zauważa, gdy zrobi sobie krzywdę. Nie spo­sób go ochro­nić, ponie­waż nie daje żad­nych sygna­łów, że coś mu się dzieje.

Takie osoby czę­sto umie­rają przed osią­gnię­ciem doro­sło­ści w wyniku obra­żeń, zła­mań lub innych pro­ble­mów zdro­wot­nych, które pozo­stają nie­zau­wa­żone. Musimy odczu­wać ból, aby pozo­stać przy życiu. Podob­nie jest z emo­cjami. Gdyby nie były nam potrzebne, zani­kłyby w toku ewo­lu­cji, tak jak stało się to z naszym ogo­nem: prze­sta­li­śmy go potrze­bo­wać, bo nie wspi­na­li­śmy się już na drzewa.

Pro­blem jed­nak nie polega tylko na tym, że nie­które emo­cje są nie­przy­jemne. Jak wspo­mnia­łam wcze­śniej, nie­któ­rzy ludzie mają trud­no­ści także z pozy­tyw­nymi emo­cjami. Nie potra­fią pozwo­lić sobie na radość, śmiech, odpo­czy­nek czy oka­zy­wa­nie czu­ło­ści. Emo­cje te są im tak obce, że czują się z nimi nie­kom­for­towo i uwa­żają, że nie powinni ich poszu­ki­wać, bo to by ozna­czało, że są samo­lubni. Osoby takie czę­sto przed­kła­dają obo­wiązki nad przy­jem­no­ści lub uwa­żają, że nie mają prawa odczu­wać nic przy­jem­nego. Ich prze­świad­cze­nie, że „po dobrym zawsze przy­cho­dzi złe”, spra­wia, że wszyst­kie pozy­tywne uczu­cia zdu­szają w zarodku. Gdy ktoś ich chwali, uznają to za fał­szywe, nie­za­słu­żone lub zło­śliwe, przez co takie komen­ta­rze nie mają żad­nego efektu.

Zacznijmy od zada­nia sobie pyta­nia, w które póź­niej posta­ramy się bar­dziej zagłę­bić: jakiego typu emo­cje są dla nas naj­trud­niej­sze lub najbar­dziej nie­wy­godne? Pra­wi­dłowa regu­la­cja emo­cjo­nalna wiąże się z koniecz­no­ścią słu­cha­nia na równi wszyst­kich naszych emo­cji, każ­dego z naszych dorad­ców. Ważne jest rów­nież, aby nie dopro­wa­dziło to do walki pomię­dzy poszcze­gól­nymi emo­cjami ani wewnętrz­nej dys­ku­sji nad tym, która z nich jest tą wła­ściwą.

Dbajmy o nasze emocje

W roz­dziale poświę­co­nym sztuce regu­la­cji emo­cji sku­pimy się na tym, jak istotna jest tro­ska o sie­bie w tym zakre­sie. Nasze emo­cje roz­wi­jają się lepiej, gdy pod­cho­dzimy do nich ze zro­zu­mie­niem i czu­ło­ścią. Jeśli postrze­gamy je jako pro­blem, mamy na nie mniej­szy wpływ, a ryzyko, że nas przy­tło­czą, znacz­nie wzra­sta. Ważne jest, aby zro­zu­mieć, że każda z emo­cji odzwier­cie­dla potrzebę, którą powin­ni­śmy zaspo­koić. W prze­ciw­nym razie te potrzeby zaczną się coraz gło­śniej doma­gać naszej uwagi. Igno­ro­wa­nie ich może pro­wa­dzić do pro­blemów nie tylko emo­cjo­nal­nych, ale także zdro­wot­nych, co zosta­nie szcze­gó­łowo omó­wione w dru­giej czę­ści książki.

Moż­liwe, że nauczy­li­śmy się lek­ce­wa­żyć swoje potrzeby, co w prak­tyce ozna­cza igno­ro­wa­nie wła­snych uczuć. Kiedy oce­niamy daną sytu­ację, czę­sto nie zwra­camy uwagi na to, co jest dla nas ważne. Zamiast tego sku­piamy się na obo­wiąz­kach, samo­po­czu­ciu innych ludzi lub ich ocze­ki­wa­niach. Na szczę­ście nasze emo­cje nie dają o sobie zapo­mnieć. Przyj­rzymy się bli­żej tej kwe­stii w dal­szej czę­ści książki.

W tym roz­dziale nato­miast spró­bu­jemy odpo­wie­dzieć na pyta­nie, czy pro­wa­dzimy otwartą walkę z nie­któ­rymi z naszych emo­cji, czy może wręcz z całym naszym emo­cjo­nal­nym świa­tem. Cza­sami może się to prze­ja­wiać rów­nież w naszych rela­cjach z innymi ludźmi, gdy nie jeste­śmy w sta­nie tole­ro­wać u nich okre­ślo­nych emo­cji lub gdy nas one odpy­chają. Musimy zdać sobie sprawę, że walka z samym sobą ska­zana jest na porażkę, a efekty mogą być odwrotne do zamie­rzo­nych: emo­cje, które są dla nas naj­trud­niej­sze, stają się jesz­cze inten­syw­niej­sze i tra­cimy nad nimi kon­trolę. Nie­któ­rzy decy­dują się na cał­ko­wite wyco­fa­nie z emo­cjo­nal­nego świata, dążąc do jak naj­bar­dziej prze­wi­dy­wal­nego i pro­stego życia, w któ­rym uczu­cia nie kom­pli­kują ich egzy­sten­cji. Prę­dzej czy póź­niej jed­nak będą musieli zmie­rzyć się z tymi emo­cjami, które nie­spo­dzie­wa­nie ich dopadną. Kiedy mówię o zaprze­sta­niu walki z emo­cjami, nie mam na myśli cał­ko­witego ich igno­ro­wa­nia. Ważne jest, aby pozo­stać z nimi w kon­tak­cie, słu­chać ich i zwra­cać na nie uwagę, ale nie pró­bo­wać z nimi wal­czyć ani ich kon­tro­lo­wać.

Regulacji emocji można się nauczyć

Czę­sto myślimy, że „tacy już jeste­śmy”, jakby już od uro­dze­nia były nam przy­pi­sane okre­ślone uczu­cia. Cho­ciaż fak­tycz­nie mamy pewne wro­dzone cechy, które skła­dają się na nasz tem­pe­ra­ment, to na jego kształ­to­wa­nie nie­ba­ga­telny wpływ mają rów­nież oko­licz­no­ści zewnętrzne. Swego czasu powszech­nie twier­dzono, że oso­bo­wość jest uwa­run­ko­wana gene­tycz­nie i że nie spo­sób jej zmie­nić, ale współ­cze­sne bada­nia wyraź­nie poka­zują, że geny nie deter­mi­nują naszego życia. To prawda, że DNA zbu­do­wane jest z okre­ślonej liczby genów, ale obec­nie wiemy, że nie są one zamknię­tymi struk­tu­rami, ale pod­le­gają tak zwa­nym zmia­nom epi­ge­ne­tycz­nym. To wła­śnie one pozwa­lają wyja­śnić, dla­czego bliź­nięta jed­no­ja­jowe, mające dokład­nie ten sam zestaw genów, zapa­dają na inne cho­roby, nawet jeśli mają one kom­po­nent gene­tyczny. Jed­nym z czyn­ni­ków wpły­wa­ją­cych na zmiany epi­ge­ne­tyczne są doświad­cze­nia życiowe. Innymi słowy – to, co nas ota­cza, może zmie­nić struk­turę naszych genów, co może pro­wa­dzić do róż­no­rod­nych spo­so­bów ich mani­fe­sta­cji.

Zro­zu­mie­nie pro­cesu ucze­nia się regu­la­cji emo­cji daje nam więk­szy wpływ na nasze życie. Może rów­nież pomóc nam uświa­do­mić sobie, że nie bez powodu wybra­li­śmy aku­rat takie, a nie inne mecha­ni­zmy radze­nia sobie z emo­cjami, a zatem ist­nieją inne, alter­na­tywne opcje, które warto roz­wa­żyć.

Początki naszej drogi się­gają cza­sów, któ­rych już nie pamię­tamy – być może nawet przed naszym uro­dze­niem. Już w łonie matki płód syn­chro­ni­zuje się z jej sta­nem, dosto­so­wu­jąc swoją aktyw­ność do tego, czy ta śpi, poru­sza się, czy odpo­czywa. Po uro­dze­niu zaczy­namy oddy­chać, ssać pokarm, poły­kać i regu­lo­wać tętno. W rze­czy­wi­sto­ści wiele pro­ce­sów zacho­dzą­cych w naszym ciele polega na regu­lo­wa­niu setek aktyw­no­ści. Jak szybko powinno bić nasze serce? Jak długo powin­ni­śmy jeść? Ile odpo­czynku jest nam potrzebne? Jed­nym z pod­sta­wo­wych zadań rodzica jest uspo­ka­ja­nie dziecka. Cza­sami konieczne jest rów­nież sty­mu­lo­wa­nie i akty­wo­wa­nie malu­cha, jed­nak opie­kun przede wszyst­kim powi­nien sta­no­wić wzór regu­la­cji. Ważne jest, aby o tym nie zapo­mi­nać. W dzi­siej­szych cza­sach zapa­no­wała zbio­rowa obse­sja na punk­cie wcze­snej sty­mu­la­cji, akty­wo­wa­nia roz­wi­ja­ją­cego się mózgu, aby dziecko osią­gnęło peł­nię swo­ich moż­li­wo­ści. Regu­la­cja jest jed­nak waż­niej­sza niż akty­wa­cja, nawet jeżeli cho­dzi o przy­szłą umie­jęt­ność podej­mo­wa­nia roz­ma­itych dzia­łań, jak zoba­czymy w dal­szej czę­ści książki.

Umie­jęt­ność samo­re­gu­la­cji