14,90 zł
– Finały NBA w latach 90-tych w TVP bez panów Szaranowicza i Łabędzia oraz słynnego zawołania „Hej, hej, tu NBA!”?
– Mecze reprezentacji Polski przed erą Borka i Hajty bez emocji w głosie pana Dariusza Szpakowskiego?
– Nieudawana walka kolarzy z własnymi organizmami na trasach wielkich tourów bez jedynego w swoim fachu duetu Jaroński – Wyrzykowski?
– Dalekie loty Adama Małysza i Kamila Stocha bez wzniosłych słów panów Babiarza i Szaranowicza?
To by się nie mogło udać!
Komentatorzy sportowi w świadomości kibiców są tak ważni, że nie sposób przeżywać w pełni zawodów sportowych bez ich głosów w tle. Mają zarówno swoich sympatyków, jak i przeciwników. Jedni ich uwielbiają, inni wyszydzają, sugerując nawet, że czas najwyższy zniknąć z anteny. Nikt jednak nie może zaprzeczyć, że niektóre ich wypowiedzi stały się już kultowe i na zawsze pozostaną w naszych głowach, nieważne jak bardzo chcielibyśmy się ich pozbyć...
To nie jest książka, z której dowiecie się wielu mądrych rzeczy... A może? Z pewnością jednak jest to książka, która przynajmniej raz sprawi, że Wasza twarz rozpromieni się szczerym, dziecięcym uśmiechem 😊
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 131
Próbowaliście kiedyś oglądać mecz piłkarski lub inne zawody sportowe bez fonii? Ja kilka razy to robiłem, między innymi na potrzeby napisania tej książki, i wiecie co? Nie dało się oglądać! To tak, jakby pójść na pływalnię i się zorientować, że w basenie nie ma wody. Brakuje bardzo istotnego elementu, bez którego nasz mózg nie potrafi zaakceptować stanu rzeczy. Mecz piłki nożnej bez głosu Dariusza Szpakowskiego lub Mateusza Borka? Spotkanie NBA bez narracji kiedyś duetu Włodzimierz Szaranowicz – Ryszard Łabędź, a dziś bez Wojciecha Michałowicza? Prestiżowe kolarskie toury bez charakterystycznych tonów Tomasza Jarońskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego? Zawody lekkoatletyczne, łyżwiarstwo figurowe czy pływanie bez trafiającego wprost do kobiecych serc, urzekającego głosu Przemysława Babiarza? To jest niewykonalne, niewyobrażalne, coś nie do zaakceptowania.
Kibice, pasjonaci, fani czy wreszcie sympatycy sportu często narzekają, że ten czy tamten komentator się myli, przekręca nazwiska zawodników, nie kontroluje czasu zawodów, przeinacza fakty, źle dobiera słowa, jest roztargniony, nie widzi, co dzieje się na ARENIE zmagań. Czasem Dariusza Szpakowskiego ponosiły emocje na stadionie, a czasem inny sprawozdawca przedstawiał nam fakty w taki sposób, że potrafił nas dosłownie uśpić. Możemy narzekać ile wlezie, ale wyłączcie dźwięk w swoim telewizorze podczas oglądania meczu piłkarskiego czy skoków narciarskich, albo jeszcze lepiej – podczas igrzysk olimpijskich czy mundialu. Sami się przekonacie, jak szybko będziecie szukali pilota, by przywrócić „muzykę” dla swoich uszu, czyli komentarz. Bez tego chwilę wytrzymacie, ale na dłuższą metę nie dacie rady.
Ciężki jest żywot komentatora sportowego, o czym doskonale wiedzą wszyscy, których nazwiska znalazły się w tej książce. Nie wiedzą tego kibice. Oni myślą, że robota faceta w słuchawkach, który siedzi za mikrofonem i gada co mu ślina na język przyniesie, to najłatwiejsze zajęcie na świecie. I to jest pierwszy błąd... Komentator przygotowuje się do swojej pracy tak samo ciężko jak piłkarz do meczu czy sztangista do zawodów. Dziś może mają trochę łatwiej, bo wielce pomocny jest internet, ale kiedyś nie mieli tego wsparcia. Informacji nie zdobywało się za sprawą kilku kliknięć w klawiaturę komputera. Wszystko trzeba było robić na własną rękę, użyć kontaktów, mieć dojścia tu i ówdzie, albo po prostu zwykłego farta. Komentatorzy się mylą, bo są nieprzygotowani? Drugi błąd... Jeśli się mylą, to nie z braku wiedzy, ale od jej natłoku. Ci goście to chodzące encyklopedie i zawsze starają się przekazać widzowi jak najwięcej. Czasami za dużo, za szybko, zbyt emocjonalnie. Dlatego raczą nas takimi „perełkami” i „kwiatkami”, od których uśmiechają nam się szeroko usta. I wiecie co? My ich za te błędy i lapsusy kochamy!
Ta książka nie ma i nigdy nie miała w zamyśle nikogo obrazić, wyszydzić czy napiętnować. Wpadki, lapsusy, pomyłki i przejęzyczenia są wpisane w zawód komentatora sportowego tak samo jak ryzyko odniesienia kontuzji przez zawodowego sportowca. Nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, jak mawia słynne powiedzenie. Oni – sprawozdawcy – nie komentują wydarzeń ze sportowych aren dla siebie, tylko dla nas, widzów i słuchaczy. Pamiętajmy o tym...
Wiadomo nie od dziś, że od ponad dwóch dekad najbardziej rozpoznawalnym głosem polskiej piłki nożnej jest Dariusz Szpakowski. Jego barwa głosu jest tak charakterystyczna jak ta, którą dysponuje Krzysztof Cugowski. Nie sposób „Szpaka” pomylić z kimś innym, ale z kolei „Szpak” potrafi pomylić piłkarzy lub wymyślić nazwisko gracza. Zdarzało mu się też nieraz zrobić „zbitkę” imienia i nazwiska dwóch różnych osób, przekręcić nazwę drużyny czy podać nazwę stadionu innego niż ten, na którym się akurat znajdował. Jego „perełki” są już legendarne, stały się prawdziwymi klasykami, jak stare marki renomowanych firm motoryzacyjnych. Niektóre z nich zapewne weszły na stałe do naszego języka potocznego jak cytaty z kultowych filmów. Absolutnym hitem w wykonaniu Pana Darka jest jednak powitanie telewidzów w czasie meczu Anglia – Polska w 1997 roku, kiedy to chciał nawiązać do słów swojego mentora Jana Ciszewskiego, ale wyszło trochę inaczej i... śmiesznie. Poniżej znajdziecie Państwo najsłynniejsze cytaty z relacji Dariusza Szpakowskiego.
Dariusz Szpakowski to prawdziwa legenda wśród komentatorów. Czasem błyskotliwy, czasem zagubiony jak dziecko we mgle, czasem sprawiający wrażenie, jakby oglądał inny mecz, ale zawsze zwarty i gotowy by „zastrzelić” widza czymś ciekawym.
Coś na rozgrzewkę: „Alan Shearer, dla którego treścią życia jest futbol, nawet maturę z polskiego ustną zdawał z futbolu. Po prostu opowiadał o fascynacji tą dyscypliną. (po paru minutach) Oczywiście Alan Shearer maturę zdawał z języka polskiego, a nie z angielskiego”.
Pan Darek, komentując jedno ze spotkań reprezentacji Niemiec podczas mundialu w 2006 roku, ni stąd, ni zowąd, po kilku nieudanych akcjach skrzydłami, bez żenady przyznał: „Niemcy cały czas zmieniają pozycje, lecz nie potrafią zadowolić swojego trenera”.
Lepsze od Shearera, ale to i tak mały pikuś w porównaniu z komentarzem ze wspomnianego 1997 roku i spotkania z Anglią: „Dzień dobry państwu, ze stadionu Wembley wita Dariusz Ciszewski”. Pan Dariusz chciał nawiązać do swojego mentora, jakim był Ciszewski, i przywitać widzów jak on w 1973 roku. Niestety – emocje wzięły górę i pomylił swoje nazwisko, a co najlepsze – w ogóle tego nie zarejestrował w pamięci. Wydawało mu się, że wszystko jest w porządku i dopiero po meczu dowiedział się, jakiego „kwiatka” palnął. Ta historia przylgnęła do niego na lata i musiał się tłumaczyć, dlaczego przyrównał się do legendy, jaką był bez wątpienia Jan Ciszewski.
„Szpaku” zawsze dba o atmosferę widowiska i nawet jeśli na boisku nie dzieje się zbyt wiele ciekawego, to możemy liczyć na złote myśli pana Darka: „Boisko zostało specjalnie poszerzone o 10 metrów: z 64 na 72 metry”, czy też: „Nasi piłkarze muszą bardzo antycypować, gdzie spadnie piłka”.
Redaktor Szpakowski ma głos tak wciągający, tak buduje emocje podczas relacji, że człowiek może zapomnieć o Bożym świecie. Pod tym względem w Polsce – moim zdaniem – wciąż nie ma lepszego komentatora sportowego! Człowiek tak go słucha, nakręca się i momentami traci kontakt z rzeczywistością, więc nic dziwnego, że czasem naszym uszom umkną takie oto „kwiatki”...
„A oto przy piłce Cherulondo” (podczas meczu Polska – USA, 6 marca 2006, o zawodniku Steve Cherundolo).
„Liechtenstein idący w sukurs na prawej stronie” (w trakcie finału Ligi mistrzów Juventus – FC Barcelona w sezonie 2014/2015, chodziło o piłkarza Juventusu, który w rzeczywistości nazywa się Stephan Lichtsteiner).
„I to jest właśnie cały Maradona, jedno genialne podanie otwierające drogę do bramki...” (przy piłce był Lionel Messi). Po chwili: „Powiedziałem Maradona? Przepraszam, Messi oczywiście”. I znów za kilka minut: „Lavezzi... do Maradony!” (1/4 mundialu w Brazylii w 2014 roku, mecz Argentyna – Belgia).
Pan Dariusz miewał czasami kłopoty z określeniem czasu gry, bo wiadomo – emocje, na boisku dużo się działo, czasem z dziupli komentatorskiej nie widać zegara, a na monitor nie warto zerkać, bo cyferki takie małe... Wtedy to właśnie popularny „Szpaku” wyrzucał z siebie bliżej nieokreślone zwroty w stylu:
„Wynik jest bez wątpienia bezbramkowy”.
„W 56. minucie goście na wszelki wypadek podwyższają na 3:1”.
„Minął kwadrans. Po 10 minutach 0:0”.
Ze stanowiska komentatorskiego, które z reguły bywa umiejscowione wysoko na trybunach prasowych niemal wszystkich stadionów, bywają problemy z widocznością, co z kolei przekłada się na trudności z realną oceną odległości. Czasem wydaje nam się przed telewizorem, że piłkarz przestrzelił z metra albo futbolówce zabrakło centymetra, aby wpaść do siatki. Okazuje się, że z perspektywy kanapy i tak dobrze widać, bo Szpakowski to już w ogóle mało co widzi...
„Piłka przeszła dwa metry między spojeniem słupka z poprzeczką”.
„Strzał minął o centymetry bramkę GKS-u, w której stoi Janusz Jojko jak zaczarowany”.
„A oto i sam Hakan, któremu zabrakło kilkunastu centymetrów”.
„Mniej więcej z tej odległości ucieszył nas Roman Szewczyk w meczu z Anglią”.
Zdarzały się określenia, które ciężko w jakikolwiek sposób zaklasyfikować i uznać, że są one wpadkami, lapsusami czy po prostu wynikają z roztargnienia. Redaktor Szpakowski niekiedy starał się przekazać zbyt wiele jak najszybciej i chyba nieświadomie stosował pewne skróty myślowe, a do naszych uszu dochodziło znienacka:
„Włodek Smolarek krąży jak elektron koło jądra Zbyszka Bońka”.
„Bracia-bliźniacy Frank i Ronald de Boerowie, z których większość gra w Barcelonie”.
„Teraz przy piłce Czarls Puziol” (tak wymówił nazwisko zawodnika FC Barcelony, które brzmi Carles Puyol).
„Gęsior ma tam w środku Zająca” (w trakcie jednego z meczów Widzewa Łódź).
„Grecy przy piłce, a konkretnie Warzycha” (podczas meczu Panathinaikosu Ateny).
„Brazylijczycy często zmieniają pozycje”.
„Crvena Zvezda to 16-krotny mistrz Jugosławii i 10-krotny zdobywca tego kraju”.
„Norwegowie w czerwonych koszulkach i białych spodenkach, Polacy – w strojach odwrotnie pokolorowanych”.
„I znowu niecelne trafienie”.
„Popatrzmy na jego przytomność umysłu”.
„Anglicy grali już z Gascoigne’m, ale ten był jeszcze od dalekiej formy”.
„Ta bramka nie mogła być uznana, gdyż – jak widać w powtórce – bramki nie było”.
„Johann Cruyff dokonywał bardziej zmian taktycznych niż zmieniających taktykę zespołu”.
„Mecz Panathinaikosu z Olympiakosem, czyli świetna wojna”.
„Strzelił w długi róg bramkarza”.
„Iversen mógłby być spokojnie synem Franco Baresiego, ale Baresiego zawiodły nerwy”.
„Na Old Trafford Manchester United nigdy nie przegrał, ale nigdy nie oznacza zawsze”.
„Rangersi bez jakichkolwiek szans, aby marzyć jeszcze o czymkolwiek”.
„Nie było tu jednak nikogo, a konkretnie Lentiniego”.
„Oto ten moment przed momentem na państwa ekranach”.
„A oto Marcelo, którego eksponuje realizator transmisji, aczkolwiek do tej pory jeszcze niczego wielkiego nie pokazał”.
„Słuszna decyzja hiszpańskiego sędzia”.
„Francuz wyraźnie nie ma komu podać, nie ma spalonego”.
Solą futbolu są jak wiadomo gole, a te uwielbiają być celebrowane w tak różnoraki sposób, jak wiele jest gatunków motyli w muzeum przyrody na duńskiej wyspie Bornholm. Jedni mają wojskowe ciągoty i strzelają z karabinu, rzucają granatem, salutują, tudzież meldują wykonanie zadania. Inni zdradzają zamiłowanie do tańca i odstawiają różne „makareny” przed uradowaną publiką. Byli też tacy, którzy wskakiwali na trybuny i siadali wśród kibiców, albo tacy, którzy robili sobie selfie z rzeką tifosi. Jedni manifestowali swoją radość na murawie, a niektórzy poza. I ci byli zawsze piętnowani. Wszyscy oni za swe cieszynki byli karani przez arbitra „żółtkiem”. „Dostał żółtą kartkę, gdyż radości poza boiskiem – w myśl przepisów UEFA – okazywać nie wolno” – uznał redaktor Szpakowski. Czyli wychodzi na to, że UEFA dopuszcza jedynie celebrowanie bramki na boisku? Takiego przepisu z kolei nie doszukałem się ja, rozkładając merytorycznie tenże regulamin na czynniki pierwsze...
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
REDAKCJATomasz Gawędzki
KOREKTAAdam KasprzyckiAnna Kendziak
PROJEKT OKŁADKIŁukasz Kosek
GRAFIKIFeepik.com
GRAFIKA NA OKŁADCEBig_Ryan/istockphoto.com
ISBN 978-83-660-0815-1
© 2018 Wydawnictwo ARENA
ul. Rękawka 51
30-535 Kraków
tel. 881 430 240
e-mail: [email protected]
www.niezwykleopowiescisportowe.pl
E-booki dostępne na:
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Anna Jakubowska