Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Czy czujesz, że w twoim życiu codziennym, w pracy lub w związku panuje stagnacja? Pragniesz coś zmienić i się rozwijać, ale z jakiegoś powodu ciągle wracasz do punktu wyjścia?
Być może sądzisz, że po prostu brak ci motywacji lub cały świat sprzysiągł się przeciwko tobie, ale tak naprawdę na twoją sytuację wpływa wiele czynników – takich jak wieloletnie nawyki, przyzwyczajenia, fałszywe przekonania czy lęk – nad którymi możesz odzyskać kontrolę, jeśli tylko poznasz kryjące się za nimi mechanizmy. Ta książka pomoże ci je zrozumieć! Dzięki niej:
• ośmielisz się wychodzić poza strefę komfortu i zerwiesz z prokrastynacją,
• nauczysz się wpływać na sposób działania narzucony ci przez mózg i układ nerwowy,
• przełamiesz rutynę w związku i ożywisz przyjaźnie,
• zaczniesz świadomie kształtować swoją ścieżkę kariery,
• uwolnisz się od toksycznych nawyków, uzależnień i wymówek,
• zerwiesz z ograniczeniami i w pełni wykorzystasz swoje możliwości,
• wytrwasz we wszystkich postanowieniach,
• staniesz się niezależny, bardziej pewny siebie i odważny.
W każdym rozdziale znajdziesz rzetelną wiedzę, która pozwoli ci zidentyfikować źródło problemu, oraz praktyczne porady, dzięki którym wreszcie ruszysz przed siebie i zaczniesz spełniać marzenia.
Tak się cieszę, że tu jesteś. Witaj na początku podróży przez strony tej książki. Podróży, która – mam nadzieję – przestawi tory twojego myślenia i rozprawi się z twoim wstydem. Zachęcam cię, żebyś mówił do siebie łagodnie i ogłosił zawieszenie broni na wojnie toczącej się w twojej głowie. Jeśli czujesz się winny, bo „inni mają gorzej”, pamiętaj – perspektywa jest pomocna, ale porównywanie się już nie. Masz prawo istnieć. Masz prawo zajmować przestrzeń na tej planecie. Masz prawo czuć się zły, przestraszony i zraniony. A zarazem masz prawo doświadczać w życiu szczęścia i czuć się w swoim ciele jak w domu.
Ruszmy cię z miejsca.
(fragment książki)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 306
OD AUTORKI
Ta książka to przewodnik opisujący praktyki anegdotyczne oraz te podparte naukowo, badania akademickie, historie z życia zawodowego oraz osobiste doświadczenia. Patrzę na świat przez soczewki uprzywilejowanej, białej, cisseksualnej kobiety żyjącej w świecie Zachodu. Ile ludzi, tyle powodów, dlaczego tkwimy w martwym punkcie. Informacje zawarte w tej książce odnoszą się do osób, które dysponują swobodą wyboru, żyją w warunkach względnego bezpieczeństwa i mają dostęp do rozmaitych zasobów. Informacje zawarte w tej książce nie dotyczą osób cierpiących na ostre i przewlekłe choroby psychiczne oraz dotkniętych nadużyciami, przemocą, pozbawieniem wolności osobistej, rasizmem systemowym i dyskryminacją związaną z nierównościami społecznymi. Wszelkie praktyki, które zachęcają do analizy dialogów wewnętrznych lub każą „zmienić zdanie, aby zmienić swój nastrój”, są potencjalnie toksyczne i mogą prowadzić do obwiniania osoby poszkodowanej (victim-blaming). Co do zasady, „zarządzanie własnymi myślami” działa tylko wtedy, gdy znajdujemy się w bezpiecznym środowisku, gdzie możemy swobodnie dokonywać wyborów.
Informacje zawarte w tej książce nie mają stanowić terapii lub zastępować leczenia psychiatrycznego. Przedstawionych tu narzędzi i ćwiczeń nie da się uniwersalnie zastosować do każdej osoby w każdej kulturze i w każdej sytuacji. Rozdział o dynamikach w rodzinie zakłada, że twoi rodzice/opiekunowie potrafią sami o siebie zadbać i odnosi się konkretnie do zachodnich norm kulturowych. W pewnych tradycjach kulturowych i okolicznościach socjoekonomicznych oraz z innych rozmaitych powodów dzieci niekiedy muszą przejmować role przypisane dorosłym. Ta książka nie koncentruje się ani nie odnosi się do sytuacji, gdzie „utknięcie w martwym punkcie” ma związek z płcią, seksualnością lub nierównościami społecznymi.
Przyjmij to, co ci się przyda, a resztę zignoruj. Wprawdzie czynniki psychologiczne często mogą dawać objawy natury fizycznej, ale zanim podejmiesz jakiekolwiek inne kroki, zawsze udaj się do specjalisty, aby wykluczyć przyczyny medyczne. Nie odstawiaj leków bez nadzoru lekarza. Jeśli jesteś uzależniony od jakiejkolwiek substancji, zasięgnij pomocy medycznej. Próby odstawienia określonych leków czy alkoholu bez nadzoru lekarza mogą być niebezpieczne, a nawet zagrażać życiu. Zawarte tu informacje dotyczą zmiany wzorców zachowania, a nie odstawiania substancji. Jeśli ty lub znana ci osoba stanowi niebezpieczeństwo dla siebie lub innych, odłóż tę książkę i natychmiast udaj się na pogotowie lub szpitalny oddział ratunkowy.
Szczegóły mogące umożliwić identyfikację klientów zostały zmienione.
Jak ruszyć z miejsca, kiedy utkniesz w życiu zawiera informacje o chorobach psychicznych, nadużyciach, przemocy ze strony partnera, traumach seksualnych, żałobie, uzależnieniu od narkotyków, zaburzeniach odżywiania oraz inne treści, które u niektórych czytelników mogą wywołać niepokój. Jeśli potrzebujesz natychmiastowego wsparcia, skorzystaj z lokalnego telefonu zaufania dla osób w kryzysie.
PRZEDMOWA
Zawieranie nowych przyjaźni w wieku dorosłym jest dziwnym i niezręcznym zjawiskiem (czytaj: emotka wymiotów), do którego nikt nas należycie nie przygotowuje. Sam powiedz, czy chciałbyś na tyle się odsłonić, żeby wprost lub niebezpośrednio zapytać innego dorosłego: „Czy zostaniesz moim przyjacielem?”. Odpowiedź brzmi: nie. Czułbyś się wówczas równie nieporadnie jak pierwszego dnia w nowej szkole.
Cóż, kilka lat temu natknęłam się na wywiad, który z Britt przeprowadziła Meredith Atwood w swoim podcaście The Same 24 Hours. Śmiałam się w głos, co chwilę przytakiwałam ze zrozumieniem i nawet raz czy dwa wykrzyknęłam „Tak jest!”. Kim jest ta przezabawna, przenikliwa psychoterapeutka, która rozprawia się ze wstydem i bez ogródek mówi prawdę? „Chcę być jej przyjaciółką!”.
Gdybym tylko dysponowała wówczas pocieszeniem w postaci tej drogocennej książki (patrz: rozdział 6.)! Niestety jej nie miałam i dlatego na Instagramie przesłałam @brittfrank głupkowatą wiadomość, której nie powstydziłaby się nastoletnia fanka.
Na szczęście dla mnie, Britt potrafi w mniej niż trzy sekundy zneutralizować dyskomfort nieudolnej interakcji przeniesionej do mediów społecznościowych wprost ze szkolnej stołówki, ponieważ jest jedną z tych nielicznych osób, które czerpią autentyczną przyjemność z dziwaczności tego, co wielki psycholog Albert Ellis nazwał „popieprzonym, zawodnym rodzajem ludzkim”.
Szybki przeskok w czasie i dwa lata później Britt jest dla mnie nie tylko szanowaną koleżanką po fachu, ale, co istotniejsze, drogą przyjaciółką.
Ludzkie zachowanie jest, jak być może zauważyliście, prawdziwym łajdakiem. Wszyscy w takim czy innym momencie stajemy przed problemem, który potrafi doprowadzić człowieka do szaleństwa: wiemy, co należy zrobić, a jednak tego – kolejny raz – nie robimy. To wielki paradoks człowieczeństwa i jako taki nie jest niczym nowym.
Już Szaweł z Tarsu, później znany jako Paweł, dwa tysiące lat temu pisał w swoim Liście do Rzymian: „Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię”. Apostoł kończy ten wątek stwierdzeniem, z którym możemy się utożsamić: „Łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie1” Sądzę, że święty Paweł nieco okrężnie, ale trafia w sedno sprawy.
W moim przekonaniu ta wewnętrzna walka na śmierć i życie stanowi kluczową cechę problemu tkwienia w martwym punkcie. Ale, podobnie jak doświadczenie szczęścia, ten stan zastoju łatwiej jest zdefiniować za pomocą metafory (owszem, Britt nauczy cię, że nie ma nic złego w tym, aby behawioryści zapuszczali się na tereny właściwe mistrzom słowa i wykorzystywali metaforę dla efektu „wow”). Dr Robert Kegan, psycholog rozwojowy i profesor Harvardu, porównuje utknięcie do sytuacji, w której prowadziłbyś samochód, trzymając stopy jednocześnie na pedałach gazu i hamulca. Jedna stopa naciska na gaz (twoje dobre intencje), a druga – na hamulec (działanie w opozycji do tych dobrych intencji).
Zacieramy silnik, a nie ruszamy się z miejsca. To wyczerpujące.
Fakt, że trzymasz w dłoni tę książkę, pozwala mi przypuszczać, że karuzela twojego owianego aurą tajemniczości zachowania jest ci dobrze znana. Zaryzykuję również stwierdzenie, że jesteś gotów z niej zejść, a może nawet opuścić całe wesołe miasteczko.
Pragnę cię zapewnić, że znalazłeś odpowiedni przewodnik, który poprowadzi cię wprost do wyjścia.
Szczera, zabawna i pełna człowieczeństwa Britt Frank z perspektywy świadomości traum pomoże ci zrozumieć, dlaczego utknąłeś (wskazówka: to nie jest to, co myślisz!), jakie dające się przewidzieć zdarzenia wpędzą cię z powrotem w zastój (pro-tip: zabierz tę książkę do domu na święta) oraz jak możesz naoliwić zawiasy swojego życia i ruszyć z miejsca (uwaga: w każdym rozdziale znajdziesz ćwiczenia do wykonania).
Ponieważ jednak najwyraźniej jesteś na tyle dzielny, aby przyznać, że istnieje w twoim życiu obszar, gdzie kręcisz się w kółko, docenię twoją odwagę i powiem ci prawdę na temat tej książki. Uwaga, zaczynam. Nie znajdziesz w niej obietnicy łatwej przemiany. Nie owija w bawełnę. I bez cienia wątpliwości zdmuchnie z twojego życia zasłonę dymną, obnażając trochę zastałych bagienek. Brzmi jak niezły ubaw? Cóż, nie bardzo. Ale tkwienie w miejscu też nie jest fajne!
Jeśli, jak to się mówi, masz już dość tego, że masz wszystkiego dość, trzymaj się Britt. Ona nie proponuje ci słodkiego panaceum, ale stawia przed tobą skuteczne lekarstwo psychologiczne, które ma moc ratowania życia. Pozwolę sobie dodać, że jej lek jest dobrze przebadany i latami udoskonalany w laboratorium jej własnego, prężnie działającego gabinetu terapeutycznego. To duży plus w dzisiejszym świecie domorosłych ekspertów.
Ustawiczny rozwój, który ma miejsce od kołyski po grób (owszem, nas dorosłych również dotyczą fazy rozwojowe), zasadniczo opiera się o ciągłe, lecz ewoluujące balansowanie pomiędzy instynktem chronienia własnej osoby a chęcią przemiany samego siebie. Takie balansowanie pomiędzy obroną a ubogaceniem, ograniczeniami a możliwościami jest w swej istocie obrazem nadziei. Jeśli całe nasze życie wypełnia obrona, ograniczenia i zastój, to nie ma miejsca na nadzieję. Kiedy z kolei obfituje ono w ubogacanie, możliwości i niczym nieograniczony rozwój, żadna nadzieja nie jest potrzebna.
Ta książka nie tylko daje nadzieję tym z nas, którzy utknęli w martwym punkcie, ale również uczy, że stopniowo godząc się na balansowanie pomiędzy chronieniem siebie a własnym rozwojem, w gruncie rzeczy stajemy się żywym aktem nadziei.
A teraz przewróć stronę i zdecyduj się poddać mądremu i pełnemu pasji przewodnictwu Britt Frank, ponieważ, bez względu na to, jak bardzo, drogi czytelniku, nie byłbyś unurzany we własnym bagnie, jesteś obrazem nadziei. Ostatecznie z torfu powstaje świetny nawóz.
Dr Sasha Heinz,magister psychologii pozytywnej stosowanej,psycholożka rozwojowa i coach
WSTĘP
Gdyby ludzki mózg był tak prosty, że dałby się zrozumieć, my bylibyśmy tak prości, że nie dalibyśmy rady2.
Emerson M. Pugh
Jest środek tygodnia, końcówka dnia. Skończyłeś pracę. Jeśli masz dzieci, leżą już w łóżkach. Wywiązałeś się ze wszystkich zobowiązań. Miałeś zamiar wieczorami zacząć ćwiczyć i w końcu masz na to przestrzeń. Czujesz, że powinieneś pójść pobiegać – ale w rzeczywistości siedzisz na kanapie3 i oglądasz ciągiem swój ulubiony serial.
A może pragniesz osiągnąć spełnienie, zmieniając pracę. W obecnej nauczyłeś się już wszystkiego, co się dało, i czas pójść naprzód. Twoje życie w końcu się ustabilizowało i czujesz, że powinieneś zacząć aplikować do innych firm – ale w rzeczywistości nadal przychodzisz do pracy, z której już wyrosłeś, nie czerpiąc z niej żadnej satysfakcji, poczucia sensu ani energii.
Być może utknąłeś w toksycznym związku. W pułapce jedzenia lub wizerunku własnego ciała. W spirali samooskarżenia, gdzie ciągle coś „powinieneś”. W presji ze strony rodziny. W trybie uśpienia, gdzie nie potrafisz przeskoczyć od tego, co wiesz, że należy zrobić, do tego, co w rzeczywistości robisz. A co jest wisienką na twoim torcie wstydu? Prawdopodobnie zakładasz, że problemem jesteś ty sam.
Nie jesteś leniwy. Nie jesteś szalony4. Nie jesteś słaby, głupi, wybrakowany, wadliwy ani pozbawiony silnej woli. I mimo wszystkiego, co uporczywie powtarza ci twój wewnętrzny krytyk, nie masz problemu z motywacją. To coś innego stoi za tym, że rezygnujesz z planów zatroszczenia się o siebie, porzucasz listy zadań i zaniedbujesz cele. A droga naprzód jest prostsza, niż ci się wydaje.
Choć moje życie na papierze wyglądało jak z obrazka (z dyplomem elitarnej szkoły oprawionym w mahoniową ramkę i zawieszonym na ścianie), byłam królową chaosu. Gdybyś wpisał w Wikipedię hasło „stagnacja”, wyświetliłyby ci się moje stare zdjęcia: ja kopcąca mentolowego Marlboro, ja uparcie ignorująca pleśń (i myszy) w moim mieszkaniu w centrum Los Angeles, ja ledwie trzymająca się na nogach po kolejnym zakończonym katastrofą związku, ja w ataku paniki, ja w trakcie epizodu depresji.
Wiem, co to znaczy utknąć w martwym punkcie.
Po ukończeniu Duke University porzuciłam ambicje intelektualne i wykorzystując swoje nieprzeciętne zdolności manipulacyjne, zaczęłam się marnować, pracując w reklamie, czego nie znosiłam. Historię mojego życia bardziej niż Jedz, módl się, kochaj można by zatytułować Pal, płacz i imprezuj. Nie mogąc się już dłużej znieczulać anoreksją, Vicodinem, cukrem, Us Weekly, uzależnieniem od miłości i mechanizmem wyparcia, wstąpiłam do fundamentalistycznej sekty. Owszem, sekty.
Dziwaczne praktyki religijne skutecznie odciągnęły moją uwagę od bolesnych uczuć – były dla mojego mózgu tym, czym dla psa jest gryzak. Przestrzeganie nienegocjowalnych zasad i funkcjonowanie w ramach surowego reżimu wykreowały u mnie poczucie przynależności i posiadania rodziny. Moja wysoko wrażliwa i krucha osobowość czerpała tymczasowe pocieszenie z tego, że to ktoś inny mówi mi, co mam robić i jak myśleć. Kiedy sekciarskie życie nie wypaliło, próbowałam jasnowidzów, egzorcyzmów, medytacji, jogi, postu przerywanego, terapii lekami, bycia dobrą dziewczynką, bycia złą dziewczynką, bycia autentyczną, bycia sztuczną i wszystkiego pomiędzy.
Mimo to wciąż trwałam w stagnacji.
Nadzieja, że coś może się zmienić, po raz pierwszy zaświtała mi podczas spotkania grupy wsparcia. Pewnego wieczora, kiedy z wrzaskiem wiłam się po podłodze, a z nosa wisiały mi gluty, pewien litościwy terapeuta położył mi dłoń na ramieniu i wyszeptał do ucha: „Britt, ty nie oszalałaś”. To proste zdanie otworzyło przede mną drogę, która powiodła mnie w trwającą już dekadę podróż ku odkrywaniu, dlaczego robimy to, co robimy.
Puenta? Istnieje jakiś powód, dlaczego utknąłeś – i nie jest nim lenistwo.
Zdrowie psychiczne to nie proces psychiczny – zdrowie psychiczne to proces fizyczny. W wielu przypadkach nawet nasze najbardziej niepokojące objawy nie są chorobami psychicznymi – są reakcjami ciała. Kiedy dowiedziałam się o reakcjach ciała, trajektoria całego mojego życia uległa zmianie. Objawy osobowości borderline, choroby afektywnej dwubiegunowej typu 2, depresji klinicznej i zaburzeń odżywiania nagle zniknęły. Po długotrwałych wzorcach stagnacji nie został nawet ślad – do dziś pozostają dla mnie zamierzchłą historią. Ostatecznie wróciłam na studia podyplomowe i zostałam licencjonowaną psychoterapeutką. Ta książka nie naprawi w magiczny sposób twoich finansów, nie zmieni twojego ciała ani nie uleczy twoich chorób, ale pokaże ci, jak ja sama wyszłam z martwego punktu – i jak możesz to zrobić również ty.
Przypuszczam, że na twoim stoliku nocnym zalega stos książek. Przeprawianie się przez morze badań mogłoby tylko bardziej przytłoczyć twój i tak przytłoczony organizm. Powyciągałam informacje z mojego własnego czytelniczego stosu, tak żebyś miał wszystko w jednym miejscu – to kompilacja wiedzy o samopomocy. Razem wsiądziemy do motorówki i zrobimy szybką wycieczkę przez relacje, nawyki, motywacje, prokrastynację i przytłoczenie. Choć moglibyśmy opuścić kotwicę i zanurkować – i pewnie dobrze się przy tym bawić – to książka ta ma na celu dać ci w sam raz tyle informacji, abyś mógł pójść dalej.
W każdym rozdziale znajdziesz też zadania, które da się wykonać w pięć minut. Jedno istotne zastrzeżenie: wszystkie narzędzia i techniki zakładają, że masz co jeść, masz gdzie mieszkać i jest to wystarczająco bezpieczne miejsce oraz masz względnie łatwy dostęp do zasobów. Ile ludzi, tyle różnych powodów, dlaczego tkwimy w miejscu – a niektórzy utknęli, bo nie mają możliwości wyboru. Przyczyny i rozwiązania ostrych i długotrwałych chorób psychicznych, rasizmu systemowego, nierówności społecznych, patriarchalnego ucisku, dziedzicznego ubóstwa i skrajnych traum wykraczają poza zakres tej książki.
Kojarzysz książki z serii Choose Your Own Adventure (Wybierz własną przygodę)? Zamiast zaczynać na pierwszej stronie i kończyć na ostatniej, można było samodzielnie wpływać na rozwój opowieści. Podczas każdego czytania zawsze doświadczało się treści w inny sposób. Czytanie od deski do deski nigdy się w moim przypadku nie sprawdzało, więc ułożyłam tę książkę tak, żeby można było delektować się nią w dowolnym porządku. Możesz wybrać jedną z trzech ścieżek – każda z nich to inna strategia pracy z informacjami.
Nie musisz czytać całej książki. Wybieraj tematy, które wpadną ci w oko i przechodź od razu na koniec danego rozdziału. Znajdziesz tam wypunktowane listy, zwięzłą sekcję rzeczy polecanych i zakazanych oraz PIĘCIOMINUTOWE WYZWANIA, które możesz wdrożyć dzisiaj. Tekst okraszony jest przypisami – bez problemu możesz je pominąć.
Przeczytaj rozdziały, które mają zastosowanie do twojej sytuacji. Jeśli masz świetną rodzinę, ale nie potrafisz przestać prokrastynować, pomiń sekcję o rodzinie i przejdź do rozdziału 3., „Mit motywacji”. Jeśli cieszysz się zdrowymi przyjaźniami, ale nie możesz przestać kupować albo jeść, idź prosto do rozdziału 8. o nawykach i uzależnieniach. Czytaj to, co dla ciebie istotne, resztę pomijaj i zaglądaj do streszczeń i ćwiczeń na końcu każdego rozdziału. Zignoruj przypisy; zawsze możesz do nich wrócić, kiedy będziesz mieć czas.
Przeczytaj każdy z rozdziałów (w dowolnej kolejności) i wykonaj wszystkie PIĘCIOMINUTOWE WYZWANIA. Miej pod ręką zakreślacz, długopis i notes. W przypisach znajdziesz dodatkowe treści: ciekawostki i luźne myśli. Jeśli przypisy cię rozpraszają, możesz najpierw przeczytać w całości rozdział, a potem do nich wrócić. Te „myśli na wynos” są rozsiane po całej książce.
Jest prawdą powszechnie znaną5, że im więcej wiemy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę, że nie wiemy nic6. Na przykład:
Piorun
może
uderzyć dwa razy.
Strusie
nie
chowają głów w piasek, aby ukryć się przed drapieżnikami.
Gwiazda polarna
nie
jest najjaśniejszą gwiazdą na niebie.
Nietoperze
nie
są ślepe.
Pluton
nie
jest planetą.
Hmmm.
Dziewiętnastowieczni lekarze „zcancelowali” swojego kolegę po fachu, ponieważ zasugerował, że mycie rąk obniża śmiertelność w szpitalach7. Gdybyś w 2021 roku wygooglował „największy żyjący organizm na Ziemi”, znalazłbyś informację, że to płetwal błękitny – co nie jest prawdą. Największym żyjącym organizmem na Ziemi (w czasie pisania tej książki) jest rosnąca w Oregonie opieńka ciemna (Armillaria ostoyae), czule nazywana grzybem-olbrzymem.
Jeśli chodzi o zrozumienie emocji, zachowań i świadomości, nikt nie może oświadczyć z absolutną pewnością: „To tak działa mózg”. Mózg to złożony układ, który w swej całości jest w zasadzie niepoznawalny. Osławiony naukowiec Carl Sagan powiedział kiedyś: „Mówi się, że astronomia jest dziedziną, która uczy pokory i kształtuje charakter”8. To samo można powiedzieć odnośnie do neuronauki, zważywszy że komórki w naszej głowie są nie mniej zagadkowe i piękne niż gromada galaktyk. Przy odpowiedniej ilości czasu i badań fakt naukowy często okazuje się science fiction.
Wszyscy pragnęlibyśmy mieć kamienne tablice z wyrytymi na nich niepodważalnymi prawdami nauki, one jednak nie istnieją. Ta książka to starannie dobrana kompilacja najbardziej pomocnych informacji i narzędzi, których używałam i używam w odniesieniu do siebie i w pracy z klientami. Jej celem nie jest ustanowienie „teorii wszystkiego”, którą dałoby się zastosować do każdej osoby, w każdej sprawie i w każdych okolicznościach.
Nauka zawsze podlega zmianom bez wcześniejszego powiadomienia, a uczeni wyrażający przeciwne poglądy w danej kwestii potrafią cytować badania zdolne „udowodnić” w zasadzie wszystko. W związku z tym może nam być trudno odróżnić naukę dobrą od złej. Starcia pomiędzy osobami uznającymi naukę a ją negującymi zwykle mają katastrofalne skutki. Weźmy na przykład dyskusję, czy globalne ocieplenie9 faktycznie ma miejsce (ma) lub czy szczepionki ratują życie (ratują10). W toku własnego procesu decyzyjnego pomocne może okazać się pytanie: „Czy wiara w tę ideę lub wykonanie tego ćwiczenia wyrządzi szkodę mnie lub innej osobie?”. Ogromna część mojej pracy psychoterapeutycznej jest inspirowana porządnymi, rzetelnymi teoriami akademickimi – ale praktyka to gra o znacznie bardziej poplątanych regułach.
Robocze założenia tej książki są następujące:
Kiedy działasz w trybie logiki, to tak, jakbyś siedział na miejscu kierowcy w swoim mózgu.
Kiedy jesteś w trybie emocji, to tak, jakbyś był zamknięty w bagażniku rozpędzonego samochodu bez hamulców.
Twoja osobowość to nie pojedyncza całość, ale zbiór części i komponentów.
Masz możliwość zmienić swój sposób
myślenia
(w zakresie, w jakim masz wybór, chęć zmiany i dostęp do zasobów).
Masz możliwość zmienić swoje
zachowanie
(w zakresie, w jakim masz wybór, chęć zmiany i dostęp do zasobów).
Uzdrowienie emocjonalne jest w równym stopniu procesem artystycznym/kreatywnym, co opartym o fakty/naukowym. Orson Scott Card napisał kiedyś: „Metafory potrafią pomieścić najwięcej prawdy w najmniejszej przestrzeni”. Przykłady metafor wykorzystanych w tej książce, których nie należy brać dosłownie:
Mózg przetrwania
: nie jest to dosłowny opis twojej budowy anatomicznej.
Układ limbiczny
: ostatnie odkrycia na polu neuronauki zadały kłam idei, jakoby emocje były umiejscowione w konkretnym obszarze fizjologicznym.
Mózgi zaprogramowane na stałe
: mózg jest siecią, która nieustannie się zmienia i ewoluuje. Nie jesteśmy „zaprogramowani na stałe” w sensie dosłownym.
Włączniki i wyłączniki mózgu
: gdyby w naszych głowach istniały wyraźnie oznaczone obwody elektryczne i przełączniki, to żeby poczuć się lepiej, potrzebowalibyśmy elektryków mózgu – nie terapeutów, coachów czy książek.
Jedna z najbardziej wszechobecnych metafor w popkulturze to (naukowo niepoprawna) koncepcja, że mamy „mózg jaszczurki”. Ma ona swoje źródło w (nieaktualnej) teorii, że nasz mózg jest jak trójwarstwowy tort, gdzie warstwę dolną nazywa się mózgiem jaszczurki, warstwę środkową – mózgiem emocjonalnym11, a górną – mózgiem wykonawczym. Neuronaukowcy mówią dziś, że mózg jest siecią, a nie trójwarstwowym tortem. Badania wskazują, że emocje powstają na bazie naszych doświadczeń; nie są ani wcześniej zaprogramowane, ani ograniczone do konkretnej lokalizacji w mózgu12.
No dobrze. Ale które z tych dwóch stwierdzeń bardziej ci się przyda?
„Te postępy w nauce dały początek koncepcjom układu brzusznego stria-pallidalnego oraz rozszerzonego ciała migdałowatego, które zmieniły sposób naszego postrzegania organizacji funkcjonalno-anatomicznej części podstawnej przedmózgowia. Odkrycia te trudno pogodzić z jakimkolwiek aktualnym modelem układu limbicznego”
13
.
CZY
Kiedy jesteś zdenerwowany, czasami masz wrażenie, jakby coś przełączyło ci się w głowie i żegnasz się z mózgiem logiki, a wybiegasz na powitanie mózgowi złości.
W sensie dosłownym żadna diabelska jaszczurka nie siedzi ci u podstawy czaszki i nie każe wypisywać wiadomości do twojego eks albo wrzeszczeć na dzieci14. Jeśli teoria mózgu jaszczurki nic ci nie mówi, obejrzyj skecz Ilizy Shlesinger Party Goblin. Jak to ujmuje komiczka, „imprezowy goblin śpi z tyłu twojego mózgu (…) i budzi się, jak tylko usłyszy, że mówisz: «No to chyba pójdę na jednego drineczka»”. Czy „imprezowy goblin” to niezmienna naukowa prawda – i jakie to ma znaczenie? Niejednego mojego klienta zachęciłam do obejrzenia filmików Shlesinger, bo są zabawne, można się z nimi utożsamić i pomagają.
Kiedy tkwiłam po szyję w dysfunkcjach seksualnych i uzależnieniu od narkotyków, na powierzchni utrzymywały mnie lekkostrawne porcje informacji i łatwe do wdrożenia techniki. Wówczas potrzebowałam tego, co teraz trzymasz w rękach: zestawu najbardziej skutecznych praktyk, które zgromadziłam w trakcie mojej podróży. Weź to, co ci się przyda, a resztę zostaw. Te wskazówki mogą ci pomóc odzyskać sprawczość w intymności, przyjaźniach, nawykach i prokrastynacji. Nie musisz dalej tkwić w miejscu. Moja własna terapeutka przypomniała mi o jednym: „William James, pisząc o radykalnym empiryzmie, powiedział, że prawdziwe jest to, co działa. Kiedy mowa o zdrowiu emocjonalnym, tylko to się tak naprawdę liczy”.
Tak się cieszę, że tu jesteś. Witaj na początku podróży przez strony tej książki. Podróży, która – mam nadzieję – przestawi tory twojego myślenia i rozprawi się z twoim wstydem. Zachęcam cię, żebyś mówił do siebie łagodnie i ogłosił zawieszenie broni na wojnie toczącej się w twojej głowie. Jeśli czujesz się winny, bo „inni mają gorzej”, pamiętaj – perspektywa jest pomocna, ale porównywanie się – już nie. Masz prawo istnieć. Masz prawo zajmować przestrzeń na tej planecie. Masz prawo czuć się zły, przestraszony i zraniony. A zarazem masz prawo doświadczać w życiu szczęścia i czuć się w swoim ciele jak w domu.
Ruszmy cię z miejsca.
Rozdział 1
Lęk to supermoc
Bez niego tkwimy w martwym punkcie
Obłęd nie musi wcale oznaczać całkowitego upadku. Równie dobrze może być przełomem15.
R.D. Laing
Kiedy zapali ci się kontrolka check-engine w samochodzie, od razu wiesz, że musisz zajrzeć pod maskę. Sama lampka nie stanowi problemu – to tylko sygnał kierujący cię w stronę problemu. Próby „pozbycia się” lęku są równie bezproduktywne jak próby wyłączenia kontrolki w samochodzie. W niektórych przypadkach lęk to choroba, którą trzeba opanować medycznie, zanim będzie można osiągnąć cokolwiek innego. Skoro jednak czytasz tę książkę, zakładam, że twój lęk jest jak kontrolka. Choć przeraża, wywołuje dyskomfort i wprawia w zakłopotanie, jest w gruncie rzeczy jak supermoc pozwalająca podróżować w czasie, jednym susem przeskakiwać wysokie budynki i światłem lasera torować sobie drogę przez betonowe mury. Większość z nas nauczyła się traktować lęk jak przeciwnika. Ten rozdział pokaże ci, jak patrzeć na niego w ekstrawagancko nowy sposób.
Dlaczego miałbyś wierzyć którejkolwiek z tych informacji, skoro nagłówki newsów psychologii popularnej opowiadają ci zupełnie inną bajkę?
Żeby badania naukowe mogły przebić się przez labirynt procesu wydawniczego, musi minąć około dziesięciu lat. To dlatego rzadko kiedy najświeższe nowinki docierają do nas z mediów głównego nurtu. Czołowi myśliciele, tacy jak dr Bessel van der Kolk (Strach ucieleśniony), dr Stephen Porges (Teoria poliwagalna), dr Peter Levine (Obudźcie tygrysa) i dr Pat Ogden (Trauma and the Body [Trauma i ciało]), dysponują masą danych pokazujących, że zdrowie psychiczne wymaga świadomości ciała. Lęk jest jedną z fizycznych wskazówek pozwalających nam poznać, że oddaliliśmy się od bezpiecznego miejsca na zewnątrz i/lub prawdy wewnątrz nas. Silne leki psychotropowe i diagnozy chorób psychicznych powinny być ostatecznością, a nie normą.
Lęk to mapa, która wyprowadza cię z martwego punktu.
Psychiatra i autorytet w dziedzinie traumy dr Bessel van der Kolk pisze: „Przeszłość jest w nich [osobach z traumą] wciąż żywa w formie dręczącego, wewnętrznego dyskomfortu. (…) Próbując kontrolować te procesy, ludzie ci często stają się ekspertami w ignorowaniu wewnętrznych sygnałów i blokowaniu świadomości tego, co dzieje się w ich wnętrzu. Uczą się kryć przed swoim «ja»”16.
Ponieważ lęk jest sygnałem, bez niego pozostajesz w martwym punkcie. Wiem, że uczucie wzbierającego w człowieku lęku jest bardzo nieprzyjemne, przytłaczające, a niekiedy nawet paraliżujące. A jednak lęk jest w stu procentach potrzebny do rozwiązania problemu stagnacji. Lęk to nie emocja – to seria doznań w ciele. Lęk cię nie atakuje – on próbuje ci pomóc. Nie jesteś szalony ani wybrakowany, jeśli nie potrafisz poradzić sobie z lękiem.
Jedną chwilę… Co?
„Ale ja nienawidzę mojego lęku!”.
„Boję się przez cały czas!”.
„Ale mój lęk powstrzymuje mnie przed działaniem!”.
„Ale mój lęk mnie atakuje!”.
„Ale mój lęk…”.
KROPKA.
Kiedy wyjaśniam, że lęk to jeden z najistotniejszych elementów niezbędnych do przełamania stagnacji, większość ludzi spogląda na mnie jak na propagatorkę teorii spiskowych. Biorąc pod uwagę epidemię osób panikujących, uzależnionych, zalęknionych, przytłoczonych i chorych fizycznie, widać, że coś najwyraźniej nam umyka, jeśli chodzi o zrozumienie tematu lęku. Lęk nie zatrzymuje cię w martwym punkcie. Lęk to mapa, która cię z niego wyprowadza.
Według Amerykańskiego Stowarzyszenia na Rzecz Walki z Lękiem i Depresją (Anxiety and Depression Association of America) „zaburzenia lękowe stanowią najczęstszą chorobę psychiczną w USA, dotykając rocznie 40 milionów dorosłych Amerykanów (…), czyli 18,1% całej populacji”.
Czy 40 milionów ludzi jest skazanych na życie z nieuleczalną chorobą psychiczną, czy może jednak chodzi tu o coś innego? Jako kliniczna pracowniczka socjalna i licencjonowana terapeutka mam uprawnienia do diagnostyki zespołu lęku uogólnionego, zespołu lęku napadowego, zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, zaburzeń afektywnych dwubiegunowych i osobowości chwiejnej emocjonalnie podtypu granicznego (tzw. osobowości borderline) na podstawie listy symptomów opublikowanej w piątej edycji oficjalnego podręcznika do diagnozy chorób psychicznych DSM-5 (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders)17. DSM-518 to biblia osób zajmujących się zawodowo zdrowiem psychicznym. Ale to, o czym większość ludzi nie wie, to że na kształt DSM wpływają politycy, że jest diagnostycznie niekompletny i że nie uwzględnia czynników środowiskowych i związanych z traumą. Mój profesor psychopatologii stwierdził kiedyś przed całą grupą: „Skrót DSM powinien oznaczać Door-Stop Manual (podręcznik do przytrzymywania drzwi), bo jedyne, do czego się nadaje, to żeby zablokować nim drzwi przed zamknięciem”19.
Na żadnym etapie mojego stażu w szpitalu psychiatrycznym nie nauczono mnie pytać o prześladowanie, patriarchat lub systemowy rasizm jako czynniki przyczyniające się do lęku. W pokaźnym stosie książek wykorzystywanych przeze mnie do pisania licznych prac zaliczeniowych nie znalazła się żadna, z której dowiedziałabym się czegoś więcej o układzie nerwowym, a zwłaszcza o tym, jak ciało reaguje na stres. W mojej pierwszej pracy jako terapeutka dziecięca nie spotkałam żadnego lekarza ani terapeuty, który potraktowałby lęk inaczej niż jako medyczną jednostkę chorobową. Niewiele osób wie, że można zostać licencjonowanym terapeutą w pełni uprawnionym do wykonywania zawodu, nie mając cienia wiedzy o funkcjonowaniu ludzkiego ciała. Musiałam przez wiele lat uczestniczyć w nieobowiązkowych szkoleniach (nie licząc wielu godzin terapii własnej), aby zgromadzić i zsyntetyzować informacje zawarte na stronach tej książki.
Lęk to nic zabawnego. Z jego powodu niekiedy tracisz orientację albo czujesz, jakby coś zagrażało twojemu życiu. To, że szukasz odpowiedzi na zewnątrz ciebie, ma sens. Ale jasne światło z zewnątrz nie oświeci cię na tyle, żebyś zaczął rozumieć. Odpowiedzi na twoje pytania należy szukać w głębi ciemnego lasu twojego własnego umysłu. Kiedy usiłujesz znieczulić się na lęk albo go unikać poprzez jedzenie, oglądanie YouTube’a, porównywanie się z wiecznie doskonałymi postami na Facebooku, alkohol lub obsesję na punkcie związków, przegapiasz silne sygnały płynące z twojego świata wewnętrznego, które wskazują ci twoje najbardziej autentyczne „ja”. Jeśli nauczysz się wsłuchiwać w ich zew, lęk stanie się niejasnym i tajemniczym przewodnikiem, mogącym poprowadzić cię w głąb lasu twojego chaosu i bezpiecznie cię z niego wywieść. To podróż, którą gotowych jest rozpocząć tylko niewielu, i jedynie nieliczni wychodzą z niej cało. Jak ujął to M. Scott Peck, autor Drogi rzadziej przemierzanej, „zdrowie psychiczne to daleko idące poświęcenie na rzecz świata realnego”.
A świat realny niekiedy bywa wprost nieznośny.
Teraz szybki przeskok do czasów, kiedy miałam dwadzieścia kilka lat i bezcelowo nurzałam się w szambie stagnacji. W moim ciasnym mieszkaniu w Santa Barbara wszędzie poniewierały się puszki po dietetycznej coli, z których wysypywały się niedopałki papierosów. Anoreksja wpędziła mnie w taką niedowagę, że zanikła mi miesiączka, i kiedy w poniedziałki i środy miałam prowadzić zajęcia z indoor cycling w napakowanej po brzegi siłowni Gold Gym, zdarzało mi się nagle oblać potem i zacząć trząść się w panice, że za chwilę zemdleję na oczach tych wszystkich gapiących się na mnie ludzi. Moje dramy w relacjach były jak żywcem wyjęte z The Jerry Springer Show i dopiero co uświadomiłam sobie, że moje „sielankowe dzieciństwo” było w rzeczywistości pasmem rozmytych linii, gaslightingu20, sekretów i kłamstw – chociaż wszystko wyglądało na wskroś normalnie.
Po bolesnym zakończeniu przygody z Santa Barbara nie miałam pomysłu, co dalej ze sobą zrobić. Włożyłam do kieszeni niezbyt zawrotną kwotę, którą udało mi się uciułać, i wyjechałam do małego górskiego miasteczka w północnej Kalifornii, gdzie postanowiłam podjąć próbę zrozumienia, dlaczego nigdy nie udaje mi się zwolnić, odprężyć, odetchnąć, usłyszeć własnych myśli, zaufać sobie, czerpać radości z seksu, utrzymać związku lub czuć się dobrze w moim ciele. Ostatecznie znalazłam schronienie w sekcie religijnej. Prowadziłam tam życie dziwne, ale nigdy nudne. W moją codzienną rutynę wpisane było kilka godzin modlitwy w bazie misji, gdzie wierni rozciągali się na podłodze albo chodzili od ściany do ściany, mamrocząc pod nosem jakieś zaklęcia. Na koniec pewnego wyczerpującego dnia postu chwyciłam moją Biblię i wielki bidon z wodą21 (żeby móc pokornie zaimponować moim duchowym pobratymcom, jak to postanowiłam powstrzymać się od jedzenia i żyć na samej wodzie) i wsiadłam do samochodu, gdzie, odpalając jednego Marlboro Light od drugiego, zaczęłam się zastanawiać, jak u licha doszło do czegoś takiego.
Nowojorczyków trudno uznać za ludzi miłych w obyciu i odprężonych. Kiedy w połowie lat dziewięćdziesiątych wchodziłam w dorosłość, moja mama wysyłała mi wyraźnie podszyte lękiem wiadomości, powtarzając mi, żebym „uważała na bandytów”, a babcia surowym tonem instruowała mnie, że „prawdziwe” damy powinny „za wszelką cenę uszczęśliwiać swoich mężczyzn”. Lęk sączył się ze strony rodziny, która z zewnątrz wyglądała na normalnych przedstawicieli klasy średniej, ale od środka była wzburzonym siedliskiem ludzi niewiedzących, co to granice, i wypaczających role rodzic/dziecko. Dorastałam w przekonaniu, że jestem zbyt wrażliwa, zbyt apodyktyczna, zbyt emocjonalna, zbyt potrzebująca, zbyt zaborcza i zbyt absorbująca rodziców. Przekaz, jaki otrzymałam, można streścić następująco: nie wychylaj się, siedź cicho, nie denerwuj ojca i, na litość boską, nie myśl za dużo. Kiedy się wyprowadziłam, lęk stale mi towarzyszył, zapowiadając mające potem nastąpić lata destrukcyjnych wyborów dotyczących duchowości, seksu, finansów, relacji i zdrowia.
Gdybym wówczas otworzyła się na ludzi (w tamtym okresie wolałam przebywać sam na sam z moim nieszczęściem), powiedziałabym im pewnie, że jeśli tylko trafiłabym na odpowiedniego terapeutę, odpowiednie leki, odpowiedni program lub odpowiedniego guru, byłabym szczęśliwa i odkryłabym życie, do jakiego zostałam stworzona. Nie miałam pojęcia, jak takie życie mogłoby wyglądać, ale wiedziałam, że byłoby w nim miejsce na zjedzenie posiłku bez liczenia każdej kalorii, sen niezakłócony nagłym przebudzeniem w mokrej od potu piżamie i umiejętność krytycznego spojrzenia na związek, które pozwoliłoby mi odróżnić czerwone róże od czerwonych flag.
Branże związane ze zdrowiem psychicznym, farmaceutykami, wellness, kosmetyką i fitness w dużej mierze bazują na koncepcji, że lęk to twoja wina, a rozwiązaniem jest „ulepszenie siebie”. Za każdym razem, gdy słyszysz reklamę obiecującą ci wolność, radość, błogostan lub spokój po zakupie danego produktu czy usługi, wiedz, że padłeś ofiarą kulturowej mitologii, która nakazuje ci poszukiwać odpowiedzi na zewnątrz ciebie. Rozwiązanie wielu problemów da się odkryć, tylko jeśli wyruszysz w podróż w głąb własnego umysłu. U wielu moich klientów lęk pojawiał się na skutek ignorowania samych siebie – nie wskazywał na braki czy wadliwość osadzone wewnątrz nich.
Tina cierpiała na zaburzenia odżywiania, obsesyjne myśli i uogólniony lęk. Jej kontrolująca i despotyczna matka miała osobowość narcystyczną. Tina czuła, że nie potrafi mówić „nie” ani stawiać granic, i chociaż miała trzydzieści dwa lata, w obecności matki czuła się jak sześcioletnia dziewczynka. Żyła pod niekończącym się ostrzałem wiadomości, telefonów i niezapowiedzianych wizyt, przez co stale towarzyszyła jej panika. W efekcie straciła chłopaka i przyjaciół, dla których jej nieumiejętność postawienia się matce stała się nieznośna. Chronicznie zajmowała też stanowiska poniżej swoich kwalifikacji. Stale powtarzała: „Wiem, że moja relacja z mamą jest toksyczna. Wiem, że gdybym tylko potrafiła się jej przeciwstawić, byłabym w końcu szczęśliwa, ale czuję, że utknęłam. Po prostu nie umiem nic zrobić. Nie wiem, co jest ze mną nie tak”.
Ponieważ Tina bardzo skupiła się na własnym lęku, nie potrafiła dostrzec tej części siebie, która była zaangażowana w dysfunkcyjną relację ze strachu przed emocjonalną separacją i dokonywaniem własnych wyborów. Stawiwszy czoła własnemu strachowi przed dorosłością, mogła w końcu wyznaczyć granice w relacji z matką i odważnie podjąć się wymagającej i dobrze płatnej pracy, gdzie ostatecznie rozkwitła. Do wyzwań związanych z dorosłością powrócimy w rozdziale 9.
Kiedy do mojego gabinetu trafiła Naomi, cierpiała na pochwicę – prawdopodobnie najpowszechniejszy seksualny problem lękowy, o którym nigdy nie słyszałeś. Pochwica powoduje bolesne zaciskanie i skurcze mięśni pochwy przy każdej próbie stosunku z penetracją lub aplikacji tamponu. Mąż próbował okazywać Naomi wyrozumiałość, ale jej brak pociągu seksualnego go frustrował i żenował, więc często wybuchał złością. Kobietę przepełniała niechęć do samej siebie i martwiła się, że oszaleje. Co noc miewała ataki paniki, że rano męża już przy niej nie będzie, więc nie mogła spać. Chociaż chciała prowadzić życie towarzyskie, to jednak nie czuła się komfortowo wśród ludzi, bo paraliżował ją strach, że dostanie miesiączkę i jej sekret wyjdzie na jaw.
Lęk u Naomi sygnalizował niezadowolenie z małżeństwa. Jej mąż był alkoholikiem i miewał napady gwałtownej złości, ale na samą myśl o wyjściu z tej relacji kobieta była przerażona. Ciało Naomi przekształciło jej ból psychologiczny w problem natury fizycznej, ustanawiając tym samym mechanizm obronny. W obszarze badań nad zdrowiem psychicznym określa się to mianem zaburzenia konwersyjnego. Sama zmagałam się z pochwicą i nawet nie wiecie, ilu lekarzy powtarzało mi, że „wszystko siedzi w głowie”. Zalecali mi po prostu „wypić kieliszek wina” albo „wziąć kilka głębszych oddechów”. Ale pochwica to nie problem na poziomie myśli – to bardzo realny problemem na poziomie ciała. Wprawdzie zawsze należy w pierwszej kolejności podczas konsultacji z lekarzem wykluczyć przyczyny medyczne, ale przewlekły ból często da się złagodzić, a nawet w pełni wyeliminować, kiedy stawimy czoła niewygodnym prawdom emocjonalnym. Kiedy zajęłam się moją traumą seksualną, zanikły u mnie objawy pochwicy. Kiedy Naomi pogodziła się ze swoim pragnieniem życia w pojedynkę i zrobiła kroki w stronę swojej prawdy, w końcu zaczęła cieszyć się seksem i używać tamponów.
Kaitlyn przyszła na terapię, wstydząc się swoich problemów „rodem z pierwszego świata”. Miała świetną pracę i perfekcyjnie urządzony dom, a ponieważ udzielała się jako wolontariuszka w miejscowym szpitalu dziecięcym, była szanowaną członkinią lokalnej społeczności. Ale co wieczór potajemnie wypijała butelkę chardonnay i zamykała się w swoim pokoju, nie zważając na prośby dzieci o chwilę wspólnej zabawy. Z zewnątrz wyglądała na doskonale poukładaną, ale w środku rozpadała się na kawałki. W pracy nie dotrzymywała terminów i zapominała o ważnych spotkaniach. Ponieważ ciągle była podenerwowana, niespokojna i zirytowana, uważała się za okropną osobę. „Mam wspaniałego męża, śliczne dzieci, fantastyczny dom – wszystko, czego tylko człowiek może zapragnąć. Co jest ze mną nie tak, że nie potrafię się nigdy odprężyć i cieszyć życiem? Nie chcę być tą uprzywilejowaną, nadętą suką. Dlaczego taka jestem?”.
Lęk i brutalne słowa kierowane pod swoim adresem skutecznie odciągały Kaitlyn od długo tłumionych wspomnień z dzieciństwa: jako dziewczynka przemycała po szkole do swojego pokoju małe zwierzęta i rośliny, które jej matka potem bezdusznie wyrzucała do śmieci lub spuszczała w toalecie, a samą Kaitlyn karała krzykiem, klapsami i zawstydzaniem. Ponieważ moja klientka wychowała się w domu o surowych zasadach, gdzie królowała dyscyplina i czystość, nigdy w dorosłym życiu nie dała sobie przyzwolenia na odkrywanie natury lub własnej kreatywności. W toku terapii odkryła, jak może znaleźć ujście dla swojej kreatywności, nie porzucając przy tym rodziny ani pracy i nie przeprowadzając się do komuny. Jej objawy zniknęły.
Geri przyszła na terapię, ponieważ po urodzeniu drugiego dziecka zaczęła miewać ataki paniki i czuła, że jest kiepską mamą. Choć bardzo chciała utrzymywać w domu porządek, podłogę pokrywała gruba warstwa brudnych koszulek piłkarskich i ubłoconych dżinsów, a w zlewie piętrzyły się zaschnięte naczynia. Bardzo chciała być mamą, która czyta swoim dzieciom przed snem, ale często zamiast tulić je w łóżeczku, wkładała im w ręce iPada. „Czuję, że utknęłam w tym całym macierzyństwie” – mówiła. „Chcę być dobrą mamą i zrobiłabym dla moich dzieci wszystko, ale wygląda na to, że nie potrafię być mamą, jakiej moim zdaniem potrzebują. Co jest ze mną nie tak?”.
Lęk Geri tłumił owianą tabu, ale typową rzeczywistość matek, że czasami macierzyństwo jest naprawdę trudne. Ponieważ w potocznym mniemaniu nikomu najwyraźniej nie wolno się publicznie przyznać do bycia przytłoczonym wyzwaniami rodzicielstwa, Geri miała poczucie porażki. Każda kompetentna i kochająca matka, jaką kiedykolwiek znałam, powiedziała mi, że chociaż byłaby gotowa umrzeć za swoje dzieci i zrobić dla nich wszystko, jakaś część niej tęskni za czasem sprzed macierzyństwa. Zdarzają się influencerzy, którzy mówią, że „rodzicielstwo czasem śmierdzi”, ale jest ich o wiele za mało, zważywszy na powszechność tego doświadczenia. Kiedy Geri zdołała zidentyfikować i przepracować swoje uczucia, jej energia powróciła, jej relacja z alkoholem przestała mieć charakter kompulsywny, a ona była w stanie na nowo aktywnie uczestniczyć w życiu swoim i swoich dzieci.
Co łączy Tinę, Naomi, Kaitlyn i Geri? Wszystkie były przekonane, że to lęk jest przyczyną ich stagnacji. Ponieważ głos lęku był znacznie bardziej donośny niż ciche podszepty z ich światów wewnętrznych, to właśnie on przesuwał pionki. Ale lęk był objawem problemu – a nie jego sednem.
Mówienie o „ataku” lęku jest jak próba ugaszenia ognia benzyną. Jeśli sądzisz, że wewnątrz ciebie jest coś, co usiłuje cię zaatakować, to twoja fizjologia reaguje tak, jakbyś faktycznie był atakowany. Więcej o układzie nerwowym powiem w rozdziale 3. Zaistnienie lęku możemy odczuwać jako atak, ponieważ wydaje się on pojawiać znikąd. Żyjąc w przekonaniu, że w każdej chwili można wpaść w zasadzkę, trudno jest poczuć się bezpiecznie we własnym ciele. Ale nic nie bierze się znikąd. Nawet jeśli nie znasz źródła danego objawu, to nie znaczy, że nie istnieje uzasadniony powód jego istnienia. W rozdziale 3. omówię, co robić, kiedy nie wiesz, dlaczego twoje ciało fiksuje, i jak sobie pomóc – nawet jeśli nie masz najmniejszego pojęcia, co cię tak odpaliło. Sposoby radzenia sobie z lękiem, których nas nauczono, najwyraźniej nie działają, czego dowodem są choroby psychiczne dotykające co roku miliony Amerykanów. Kompulsywne unikanie lęku i jego błędne zrozumienie prowadzą do emocjonalnej destrukcji i głębokiego poczucia nieszczęścia.
Pamiętam, jak siedziałam na podłodze na zajęciach jogi regeneracyjnej i rozkleiłam się, kiedy instruktor kazał mi położyć się i oprzeć nogi o ścianę. Co jest z tobą nie tak? Weź się w garść!, łajałam sama siebie. Zajęcia były typową relaksacją Zen: łagodna muzyka, przyciemnione światło, poduszki i koce, i wygodne pozycje ciała. Mimo to cała się trzęsłam, pociły mi się dłonie i musiałam zmobilizować w sobie całą silną wolę, żeby nie wybiec z sali. Ponieważ ignorowanie własnych uczuć weszło mi już w krew, próba narzucenia mojemu ciału odprężenia uruchomiła mój wewnętrzny system alarmowy. Mój lęk, wyczuwając, że w końcu poruszam się na tyle wolno, aby usłyszeć własne myśli, wrzasnął: „NIE JEST Z TOBĄ DOBRZE!”. Choć głębokie oddychanie może być przydatne i samo w sobie nie jest niczym złym, każdy, kto kiedykolwiek próbował (nieskutecznie) zredukować lęk poprzez medytację, self-care, oddychanie, kąpiele z pianą lub jogę, wie, że aby ruszyć z miejsca, potrzeba czegoś innego.
Ludzki mózg jest silny, piękny i tajemniczy. Najnowsze badania wskazują, że zostaliśmy zaprogramowani do przetrwania22, nie do szczęścia. Jesteśmy zaprogramowani tak, aby poszukiwać bezpieczeństwa, nie spokoju. Oznacza to, że twój mózg nieustannie skanuje otoczenie w poszukiwaniu zagrożeń i możliwości. Ale ponieważ nie mieszkasz już w jaskini i nie otaczają cię lwy, tygrysy ani niedźwiedzie, twój mózg ma tendencję do błędnego interpretowania wskazówek o zagrożeniu. A to działa druzgocąco na twój dobrostan. Chociaż logika podpowiada ci, że jesteś bezpieczny, często masz wrażenie, że nie dasz rady się ruszyć. Kiedy twój mózg funkcjonuje w trybie przetrwania, możesz czuć się przytłoczony, reaktywny, porywczy, wrogo nastawiony, a jednocześnie podenerwowany i wyczerpany. Najbliższych z marszu traktujesz jak wrogie drapieżniki.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
List do Rzymian 7, 15. 18b, Biblia Tysiąclecia, wyd. IV [wróć]
N. Habib, Jak właściwie stymulować nerw błędny, przeł. B. Mińska, Wydawnictwo Vital, Białystok 2021. [wróć]
Jeśli jeszcze jej nie widziałeś, polecam obejrzeć parodię reklamy legginsów Nike Pro-Chiller wyemitowaną w programie Saturday Night Live. Pomyślisz: skąd ja to znam. [wróć]
Słowo „szalony” jest niewłaściwe pod względem biologicznym. Nie istnieje ktoś taki jak „szaleniec”. Choroba psychiczna lub dolegliwości związane ze zdrowiem psychicznym nie czynią z nikogo szaleńca. W tej książce używam słowa „szalony” jako metafory określającej, jakie to uczucie, kiedy nie istnieje żadne oczywiste wytłumaczenie dla silnych emocji/objawów. [wróć]
Zmodyfikowałam zdanie zaczerpnięte z Dumy i uprzedzenia: „Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony”. J. Austen, Duma i uprzedzenie, przeł. A. Przedpełska-Trzeciakowska, MG, Warszawa 2022, s. 3 (e-book). [wróć]
Parafraza stwierdzenia przypisywanego Arystotelesowi: „Im więcej wiesz, tym więcej wiesz, że nie wiesz”. [wróć]
Dr Ignaz Semmelweis swoim poglądem o myciu rąk naprawdę wkurzył kolegów. Nie spodobała im się sugestia, że muszą jeszcze lepiej myć swoje lśniące czystością męskie ręce przed zbadaniem pacjenta. Dr. Semmelweisa gnębiono do tego stopnia, że nabawił się załamania nerwowego i ostatecznie zmarł w przytułku dla obłąkanych. Kultura unieważniania (cancel culture) nie jest więc niczym nowym. Patrz: https://www.britannica.com/biography/Ignaz-Semmelweis (w polskich źródłach np. https://pl.wikipedia.org/wiki/Ignaz_Semmelweis – przyp. red.). [wróć]
Wypowiedź Carla Sagana pochodzi z nagranego przez niego video The Pale Blue Dot. Obejrzyj go, jeśli potrzebujesz nieco inspiracji. Polskie tłumaczenie tych słów (rozpowszechnione w internecie) pochodzi z napisanej przez Sagana książki Błękitna kropka. Człowiek i jego przyszłość w kosmosie, przeł. M. Krośniak, Prószyński i S-ka, 1996, s. 27 (e-book). [wróć]
Nawet sceptycy są zgodni co do tego, że globalne ocieplenie to zjawisko realne. Patrz: Know the Facts: A Skeptic’s Guide to Climate Change, https://static.berkeleyearth.org/pdf/skeptics-guide-to-climate-change.pdf. [wróć]
Komiczka Hannah Gadsby podsumowuje to w swoim programie specjalnym Douglas: „Jakkolwiek trudne nie byłoby to życie, miło je w ogóle mieć. A już zwłaszcza miło jest mieć to życie w świecie bez polio. Polio jest złe, i to jest fakt, a nie uczucie”. [wróć]
Będę nadal używała terminów „mózg emocjonalny” i „układ limbiczny”, ponieważ przymiotnik „limbiczny” wywodzi się od łacińskiego słowa oznaczającego krawędź lub granicę. Może i nie istnieje dosłowna granica, która oddzielałaby poszczególne części mózgu odpowiadające za poszczególne procesy, ale któż z nas nie czuł, że doszedł do granic swojej wytrzymałości lub jest na krawędzi? [wróć]
„Nie istnieją żadne anatomiczne kryteria pozwalające określić, które tkanki wchodzą w skład «układu limbicznego», a które nie”. Patrz: https://how-emotions-are-made.com/notes/Criticisms_of_the_limbic_system_concept. [wróć]
https://brainmaster.com/software/pubs/books/Anatomy%20of%20Neuropsychiatry.pdf. [wróć]
Według stanu na 2020 rok większość neuronaukowców nie popiera już poglądu, że naszym życiem rządzą trwale ukształtowane instynkty, które w odpowiedzi na określone bodźce automatycznie uruchamiają konkretne emocje wraz z towarzyszącym im wyrazem twarzy i reakcjami fizjologicznymi. Patrz: https://drsarahmckay.com/rethinking-the-reptilian-brain/. [wróć]
R.D. Laing, Polityka doświadczenia. Rajski ptak, przeł. A. Grzybek, Wydawnictwo KR, Warszawa 2005, s. 136. [wróć]
B. van der Kolk, Strach ucieleśniony. Mózg, umysł i ciało w terapii traumy, przeł. M. Załoga, Czarna Owca, Warszawa 2023, s. 161 (e-book). [wróć]
W Polsce podręcznik wydany pod tytułem Kryteria diagnostyczne zaburzeń psychicznych DSM-5, red. P. Gałecki, M. Pilecki, J. Rymaszewska, A. Szulc, S. Sidorowicz, J. Wciórka, Edra Urban & Partner, Wrocław 2018 (przyp. tłum.). [wróć]
Mam nadzieję, że w kolejnych edycjach DSM znajdzie się więcej informacji na temat traumy i czynników środowiskowych. [wróć]
Oświadczenie: DSM nie jest doskonały, ale jest niezbędny. Diagnozy oparte o DSM pozwalają ludziom uzyskać dostęp do usług w ramach ubezpieczenia zdrowotnego. [wróć]
Gaslighting to forma manipulacji, która ma skłonić ofiarę do powątpiewania we własny osąd rzeczywistości (przyp. tłum.). [wróć]
Wielki bidon z wodą to w wielu wspólnotach religijnych wyznacznik statusu, trochę jak torebka Birkin. Można by było nosić ze sobą zwykłą butelkę z wodą jak przeciętny człowiek, ale wielki bidon mówi wszystkim, że jesteś powstrzymującym się od jedzenia supergwiazdorem. [wróć]
„Przetrwanie” odnosi się do fizycznego bezpieczeństwa i wydajnego zarządzania potrzebami energetycznymi. [wróć]