Jak ruszyć z miejsca, kiedy utkniesz w życiu - Britt Frank - ebook

Jak ruszyć z miejsca, kiedy utkniesz w życiu ebook

Britt Frank

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy czujesz, że w twoim życiu codziennym, w pracy lub w związku panuje stagnacja? Pragniesz coś zmienić i się rozwijać, ale z jakiegoś powodu ciągle wracasz do punktu wyjścia?

Być może sądzisz, że po prostu brak ci motywacji lub cały świat sprzysiągł się przeciwko tobie, ale tak naprawdę na twoją sytuację wpływa wiele czynników – takich jak wieloletnie nawyki, przyzwyczajenia, fałszywe przekonania czy lęk – nad którymi możesz odzyskać kontrolę, jeśli tylko poznasz kryjące się za nimi mechanizmy. Ta książka pomoże ci je zrozumieć! Dzięki niej:

• ośmielisz się wychodzić poza strefę komfortu i zerwiesz z prokrastynacją,

• nauczysz się wpływać na sposób działania narzucony ci przez mózg i układ nerwowy,

• przełamiesz rutynę w związku i ożywisz przyjaźnie,

• zaczniesz świadomie kształtować swoją ścieżkę kariery,

• uwolnisz się od toksycznych nawyków, uzależnień i wymówek,

• zerwiesz z ograniczeniami i w pełni wykorzystasz swoje możliwości,

• wytrwasz we wszystkich postanowieniach,

• staniesz się niezależny, bardziej pewny siebie i odważny.

W każdym rozdziale znajdziesz rzetelną wiedzę, która pozwoli ci zidentyfikować źródło problemu, oraz praktyczne porady, dzięki którym wreszcie ruszysz przed siebie i zaczniesz spełniać marzenia.

Tak się cieszę, że tu jesteś. Witaj na początku podróży przez strony tej książki. Podróży, która – mam nadzieję – przestawi tory twojego myślenia i rozprawi się z twoim wstydem. Zachęcam cię, żebyś mówił do siebie łagodnie i ogłosił zawieszenie broni na wojnie toczącej się w twojej głowie. Jeśli czujesz się winny, bo „inni mają gorzej”, pamiętaj – perspektywa jest pomocna, ale porównywanie się już nie. Masz prawo istnieć. Masz prawo zajmować przestrzeń na tej planecie. Masz prawo czuć się zły, przestraszony i zraniony. A zarazem masz prawo doświadczać w życiu szczęścia i czuć się w swoim ciele jak w domu.

Ruszmy cię z miejsca.

(fragment książki)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 306

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Od autorki

OD AUTORKI

Ta książka to prze­wod­nik opi­su­jący prak­tyki aneg­do­tyczne oraz te pod­parte naukowo, bada­nia aka­de­mic­kie, histo­rie z życia zawo­do­wego oraz oso­bi­ste doświad­cze­nia. Patrzę na świat przez soczewki uprzy­wi­le­jo­wa­nej, bia­łej, cis­sek­su­al­nej kobiety żyją­cej w świe­cie Zachodu. Ile ludzi, tyle powo­dów, dla­czego tkwimy w mar­twym punk­cie. Infor­ma­cje zawarte w tej książce odno­szą się do osób, które dys­po­nują swo­bodą wyboru, żyją w warun­kach względ­nego bez­pie­czeń­stwa i mają dostęp do roz­ma­itych zaso­bów. Infor­ma­cje zawarte w tej książce nie doty­czą osób cier­pią­cych na ostre i prze­wle­kłe cho­roby psy­chiczne oraz dotknię­tych nad­uży­ciami, prze­mocą, pozba­wie­niem wol­no­ści oso­bi­stej, rasi­zmem sys­te­mo­wym i dys­kry­mi­na­cją zwią­zaną z nie­rów­no­ściami spo­łecz­nymi. Wszel­kie prak­tyki, które zachę­cają do ana­lizy dia­lo­gów wewnętrz­nych lub każą „zmie­nić zda­nie, aby zmie­nić swój nastrój”, są poten­cjal­nie tok­syczne i mogą pro­wa­dzić do obwi­nia­nia osoby poszko­do­wa­nej (vic­tim-bla­ming). Co do zasady, „zarzą­dza­nie wła­snymi myślami” działa tylko wtedy, gdy znaj­du­jemy się w bez­piecz­nym śro­do­wi­sku, gdzie możemy swo­bod­nie doko­ny­wać wybo­rów.

Infor­ma­cje zawarte w tej książce nie mają sta­no­wić tera­pii lub zastę­po­wać lecze­nia psy­chia­trycz­nego. Przed­sta­wio­nych tu narzę­dzi i ćwi­czeń nie da się uni­wer­sal­nie zasto­so­wać do każ­dej osoby w każ­dej kul­tu­rze i w każ­dej sytu­acji. Roz­dział o dyna­mi­kach w rodzi­nie zakłada, że twoi rodzice/opie­ku­no­wie potra­fią sami o sie­bie zadbać i odnosi się kon­kret­nie do zachod­nich norm kul­tu­ro­wych. W pew­nych tra­dy­cjach kul­tu­ro­wych i oko­licz­no­ściach socjo­eko­no­micz­nych oraz z innych roz­ma­itych powo­dów dzieci nie­kiedy muszą przej­mo­wać role przy­pi­sane doro­słym. Ta książka nie kon­cen­truje się ani nie odnosi się do sytu­acji, gdzie „utknię­cie w mar­twym punk­cie” ma zwią­zek z płcią, sek­su­al­no­ścią lub nie­rów­no­ściami spo­łecz­nymi.

Przyj­mij to, co ci się przyda, a resztę zigno­ruj. Wpraw­dzie czyn­niki psy­cho­lo­giczne czę­sto mogą dawać objawy natury fizycz­nej, ale zanim podej­miesz jakie­kol­wiek inne kroki, zawsze udaj się do spe­cja­li­sty, aby wyklu­czyć przy­czyny medyczne. Nie odsta­wiaj leków bez nad­zoru leka­rza. Jeśli jesteś uza­leż­niony od jakiej­kol­wiek sub­stan­cji, zasię­gnij pomocy medycz­nej. Próby odsta­wie­nia okre­ślo­nych leków czy alko­holu bez nad­zoru leka­rza mogą być nie­bez­pieczne, a nawet zagra­żać życiu. Zawarte tu infor­ma­cje doty­czą zmiany wzor­ców zacho­wa­nia, a nie odsta­wia­nia sub­stan­cji. Jeśli ty lub znana ci osoba sta­nowi nie­bez­pie­czeń­stwo dla sie­bie lub innych, odłóż tę książkę i natych­miast udaj się na pogo­to­wie lub szpi­talny oddział ratun­kowy.

Szcze­góły mogące umoż­li­wić iden­ty­fi­ka­cję klien­tów zostały zmie­nione.

Jak ruszyć z miej­sca, kiedy utkniesz w życiu zawiera infor­ma­cje o cho­ro­bach psy­chicz­nych, nad­uży­ciach, prze­mocy ze strony part­nera, trau­mach sek­su­al­nych, żało­bie, uza­leż­nie­niu od nar­ko­ty­ków, zabu­rze­niach odży­wia­nia oraz inne tre­ści, które u nie­któ­rych czy­tel­ni­ków mogą wywo­łać nie­po­kój. Jeśli potrze­bu­jesz natych­mia­sto­wego wspar­cia, sko­rzy­staj z lokal­nego tele­fonu zaufa­nia dla osób w kry­zy­sie.

Przedmowa

PRZED­MOWA

Zawie­ra­nie nowych przy­jaźni w wieku doro­słym jest dziw­nym i nie­zręcz­nym zja­wi­skiem (czy­taj: emotka wymio­tów), do któ­rego nikt nas nale­ży­cie nie przy­go­to­wuje. Sam powiedz, czy chciał­byś na tyle się odsło­nić, żeby wprost lub nie­bez­po­śred­nio zapy­tać innego doro­słego: „Czy zosta­niesz moim przy­ja­cie­lem?”. Odpo­wiedź brzmi: nie. Czuł­byś się wów­czas rów­nie nie­po­rad­nie jak pierw­szego dnia w nowej szkole.

Cóż, kilka lat temu natknę­łam się na wywiad, który z Britt prze­pro­wa­dziła Mere­dith Atwood w swoim pod­ca­ście The Same 24 Hours. Śmia­łam się w głos, co chwilę przy­ta­ki­wa­łam ze zro­zu­mie­niem i nawet raz czy dwa wykrzyk­nę­łam „Tak jest!”. Kim jest ta prze­za­bawna, prze­ni­kliwa psy­cho­te­ra­peutka, która roz­pra­wia się ze wsty­dem i bez ogró­dek mówi prawdę? „Chcę być jej przy­ja­ciółką!”.

Gdy­bym tylko dys­po­no­wała wów­czas pocie­sze­niem w postaci tej dro­go­cen­nej książki (patrz: roz­dział 6.)! Nie­stety jej nie mia­łam i dla­tego na Insta­gra­mie prze­sła­łam @brit­t­frank głup­ko­watą wia­do­mość, któ­rej nie powsty­dzi­łaby się nasto­let­nia fanka.

Na szczę­ście dla mnie, Britt potrafi w mniej niż trzy sekundy zneu­tra­li­zo­wać dys­kom­fort nie­udol­nej inte­rak­cji prze­nie­sio­nej do mediów spo­łecz­no­ścio­wych wprost ze szkol­nej sto­łówki, ponie­waż jest jedną z tych nie­licz­nych osób, które czer­pią auten­tyczną przy­jem­ność z dzi­wacz­no­ści tego, co wielki psy­cho­log Albert Ellis nazwał „popie­przo­nym, zawod­nym rodza­jem ludz­kim”.

Szybki prze­skok w cza­sie i dwa lata póź­niej Britt jest dla mnie nie tylko sza­no­waną kole­żanką po fachu, ale, co istot­niej­sze, drogą przy­ja­ciółką.

Ludz­kie zacho­wa­nie jest, jak być może zauwa­ży­li­ście, praw­dzi­wym łaj­da­kiem. Wszy­scy w takim czy innym momen­cie sta­jemy przed pro­ble­mem, który potrafi dopro­wa­dzić czło­wieka do sza­leń­stwa: wiemy, co należy zro­bić, a jed­nak tego – kolejny raz – nie robimy. To wielki para­doks czło­wie­czeń­stwa i jako taki nie jest niczym nowym.

Już Sza­weł z Tarsu, póź­niej znany jako Paweł, dwa tysiące lat temu pisał w swoim Liście do Rzy­mian: „Nie rozu­miem bowiem tego, co czy­nię, bo nie czy­nię tego, co chcę, ale to, czego nie­na­wi­dzę – to wła­śnie czy­nię”. Apo­stoł koń­czy ten wątek stwier­dze­niem, z któ­rym możemy się utoż­sa­mić: „Łatwo przy­cho­dzi mi chcieć tego, co dobre, ale wyko­nać – nie1” Sądzę, że święty Paweł nieco okręż­nie, ale tra­fia w sedno sprawy.

W moim prze­ko­na­niu ta wewnętrzna walka na śmierć i życie sta­nowi klu­czową cechę pro­blemu tkwie­nia w mar­twym punk­cie. Ale, podob­nie jak doświad­cze­nie szczę­ścia, ten stan zastoju łatwiej jest zde­fi­nio­wać za pomocą meta­fory (ow­szem, Britt nauczy cię, że nie ma nic złego w tym, aby beha­wio­ry­ści zapusz­czali się na tereny wła­ściwe mistrzom słowa i wyko­rzy­sty­wali meta­forę dla efektu „wow”). Dr Robert Kegan, psy­cho­log roz­wo­jowy i pro­fe­sor Harvardu, porów­nuje utknię­cie do sytu­acji, w któ­rej pro­wa­dził­byś samo­chód, trzy­ma­jąc stopy jed­no­cze­śnie na peda­łach gazu i hamulca. Jedna stopa naci­ska na gaz (twoje dobre inten­cje), a druga – na hamu­lec (dzia­ła­nie w opo­zy­cji do tych dobrych inten­cji).

Zacie­ramy sil­nik, a nie ruszamy się z miej­sca. To wyczer­pu­jące.

Fakt, że trzy­masz w dłoni tę książkę, pozwala mi przy­pusz­czać, że karu­zela two­jego owia­nego aurą tajem­ni­czo­ści zacho­wa­nia jest ci dobrze znana. Zary­zy­kuję rów­nież stwier­dze­nie, że jesteś gotów z niej zejść, a może nawet opu­ścić całe wesołe mia­steczko.

Pra­gnę cię zapew­nić, że zna­la­złeś odpo­wiedni prze­wod­nik, który popro­wa­dzi cię wprost do wyj­ścia.

Szczera, zabawna i pełna czło­wie­czeń­stwa Britt Frank z per­spek­tywy świa­do­mo­ści traum pomoże ci zro­zu­mieć, dla­czego utkną­łeś (wska­zówka: to nie jest to, co myślisz!), jakie dające się prze­wi­dzieć zda­rze­nia wpę­dzą cię z powro­tem w zastój (pro-tip: zabierz tę książkę do domu na święta) oraz jak możesz naoli­wić zawiasy swo­jego życia i ruszyć z miej­sca (uwaga: w każ­dym roz­dziale znaj­dziesz ćwi­cze­nia do wyko­na­nia).

Ponie­waż jed­nak naj­wy­raź­niej jesteś na tyle dzielny, aby przy­znać, że ist­nieje w twoim życiu obszar, gdzie krę­cisz się w kółko, doce­nię twoją odwagę i powiem ci prawdę na temat tej książki. Uwaga, zaczy­nam. Nie znaj­dziesz w niej obiet­nicy łatwej prze­miany. Nie owija w bawełnę. I bez cie­nia wąt­pli­wo­ści zdmuch­nie z two­jego życia zasłonę dymną, obna­ża­jąc tro­chę zasta­łych bagie­nek. Brzmi jak nie­zły ubaw? Cóż, nie bar­dzo. Ale tkwie­nie w miej­scu też nie jest fajne!

Jeśli, jak to się mówi, masz już dość tego, że masz wszyst­kiego dość, trzy­maj się Britt. Ona nie pro­po­nuje ci słod­kiego pana­ceum, ale sta­wia przed tobą sku­teczne lekar­stwo psy­cho­lo­giczne, które ma moc rato­wa­nia życia. Pozwolę sobie dodać, że jej lek jest dobrze prze­ba­dany i latami udo­sko­na­lany w labo­ra­to­rium jej wła­snego, pręż­nie dzia­ła­ją­cego gabi­netu tera­peu­tycz­nego. To duży plus w dzi­siej­szym świe­cie domo­ro­słych eks­per­tów.

Usta­wiczny roz­wój, który ma miej­sce od koły­ski po grób (ow­szem, nas doro­słych rów­nież doty­czą fazy roz­wo­jowe), zasad­ni­czo opiera się o cią­głe, lecz ewo­lu­ujące balan­so­wa­nie pomię­dzy instynk­tem chro­nie­nia wła­snej osoby a chę­cią prze­miany samego sie­bie. Takie balan­so­wa­nie pomię­dzy obroną a ubo­ga­ce­niem, ogra­ni­cze­niami a moż­li­wo­ściami jest w swej isto­cie obra­zem nadziei. Jeśli całe nasze życie wypeł­nia obrona, ogra­ni­cze­nia i zastój, to nie ma miej­sca na nadzieję. Kiedy z kolei obfi­tuje ono w ubo­ga­ca­nie, moż­li­wo­ści i niczym nie­ogra­ni­czony roz­wój, żadna nadzieja nie jest potrzebna.

Ta książka nie tylko daje nadzieję tym z nas, któ­rzy utknęli w mar­twym punk­cie, ale rów­nież uczy, że stop­niowo godząc się na balan­so­wa­nie pomię­dzy chro­nie­niem sie­bie a wła­snym roz­wo­jem, w grun­cie rze­czy sta­jemy się żywym aktem nadziei.

A teraz prze­wróć stronę i zde­cy­duj się pod­dać mądremu i peł­nemu pasji prze­wod­nic­twu Britt Frank, ponie­waż, bez względu na to, jak bar­dzo, drogi czy­tel­niku, nie był­byś unu­rzany we wła­snym bagnie, jesteś obra­zem nadziei. Osta­tecz­nie z torfu powstaje świetny nawóz.

Dr Sasha Heinz,magi­ster psy­cho­lo­gii pozy­tyw­nej sto­so­wa­nej,psy­cho­lożka roz­wo­jowa i coach

Wstęp

WSTĘP

Gdyby ludzki mózg był tak pro­sty, że dałby się zro­zu­mieć, my byli­by­śmy tak pro­ści, że nie dali­by­śmy rady2.

Emer­son M. Pugh

Jest śro­dek tygo­dnia, koń­cówka dnia. Skoń­czy­łeś pracę. Jeśli masz dzieci, leżą już w łóż­kach. Wywią­za­łeś się ze wszyst­kich zobo­wią­zań. Mia­łeś zamiar wie­czo­rami zacząć ćwi­czyć i w końcu masz na to prze­strzeń. Czu­jesz, że powi­nie­neś pójść pobie­gać – ale w rze­czy­wi­sto­ści sie­dzisz na kana­pie3 i oglą­dasz cią­giem swój ulu­biony serial.

A może pra­gniesz osią­gnąć speł­nie­nie, zmie­nia­jąc pracę. W obec­nej nauczy­łeś się już wszyst­kiego, co się dało, i czas pójść naprzód. Twoje życie w końcu się usta­bi­li­zo­wało i czu­jesz, że powi­nie­neś zacząć apli­ko­wać do innych firm – ale w rze­czy­wi­sto­ści na­dal przy­cho­dzisz do pracy, z któ­rej już wyro­słeś, nie czer­piąc z niej żad­nej satys­fak­cji, poczu­cia sensu ani ener­gii.

Być może utkną­łeś w tok­sycz­nym związku. W pułapce jedze­nia lub wize­runku wła­snego ciała. W spi­rali samo­oskar­że­nia, gdzie cią­gle coś „powi­nie­neś”. W pre­sji ze strony rodziny. W try­bie uśpie­nia, gdzie nie potra­fisz prze­sko­czyć od tego, co wiesz, że należy zro­bić, do tego, co w rze­czy­wi­sto­ści robisz. A co jest wisienką na twoim tor­cie wstydu? Praw­do­po­dob­nie zakła­dasz, że pro­ble­mem jesteś ty sam.

Nie jesteś leniwy. Nie jesteś sza­lony4. Nie jesteś słaby, głupi, wybra­ko­wany, wadliwy ani pozba­wiony sil­nej woli. I mimo wszyst­kiego, co upo­rczy­wie powta­rza ci twój wewnętrzny kry­tyk, nie masz pro­blemu z moty­wa­cją. To coś innego stoi za tym, że rezy­gnu­jesz z pla­nów zatrosz­cze­nia się o sie­bie, porzu­casz listy zadań i zanie­dbu­jesz cele. A droga naprzód jest prost­sza, niż ci się wydaje.

Dlaczego miałbyś mi wierzyć?

Choć moje życie na papie­rze wyglą­dało jak z obrazka (z dyplo­mem eli­tar­nej szkoły opra­wio­nym w maho­niową ramkę i zawie­szo­nym na ścia­nie), byłam kró­lową cha­osu. Gdy­byś wpi­sał w Wiki­pe­dię hasło „sta­gna­cja”, wyświe­tli­łyby ci się moje stare zdję­cia: ja kop­cąca men­to­lo­wego Marl­boro, ja upar­cie igno­ru­jąca pleśń (i myszy) w moim miesz­ka­niu w cen­trum Los Ange­les, ja led­wie trzy­ma­jąca się na nogach po kolej­nym zakoń­czo­nym kata­strofą związku, ja w ataku paniki, ja w trak­cie epi­zodu depre­sji.

Wiem, co to zna­czy utknąć w mar­twym punk­cie.

Po ukoń­cze­niu Duke Uni­ver­sity porzu­ci­łam ambi­cje inte­lek­tu­alne i wyko­rzy­stu­jąc swoje nie­prze­ciętne zdol­no­ści mani­pu­la­cyjne, zaczę­łam się mar­no­wać, pra­cu­jąc w rekla­mie, czego nie zno­si­łam. Histo­rię mojego życia bar­dziej niż Jedz, módl się, kochaj można by zaty­tu­ło­wać Pal, płacz i impre­zuj. Nie mogąc się już dłu­żej znie­czu­lać ano­rek­sją, Vico­di­nem, cukrem, Us Weekly, uza­leż­nie­niem od miło­ści i mecha­ni­zmem wypar­cia, wstą­pi­łam do fun­da­men­ta­li­stycz­nej sekty. Ow­szem, sekty.

Dzi­waczne prak­tyki reli­gijne sku­tecz­nie odcią­gnęły moją uwagę od bole­snych uczuć – były dla mojego mózgu tym, czym dla psa jest gry­zak. Prze­strze­ga­nie nie­ne­go­cjo­wal­nych zasad i funk­cjo­no­wa­nie w ramach suro­wego reżimu wykre­owały u mnie poczu­cie przy­na­leż­no­ści i posia­da­nia rodziny. Moja wysoko wraż­liwa i kru­cha oso­bo­wość czer­pała tym­cza­sowe pocie­sze­nie z tego, że to ktoś inny mówi mi, co mam robić i jak myśleć. Kiedy sek­ciar­skie życie nie wypa­liło, pró­bo­wa­łam jasno­wi­dzów, egzor­cy­zmów, medy­ta­cji, jogi, postu prze­ry­wa­nego, tera­pii lekami, bycia dobrą dziew­czynką, bycia złą dziew­czynką, bycia auten­tyczną, bycia sztuczną i wszyst­kiego pomię­dzy.

Mimo to wciąż trwa­łam w sta­gna­cji.

Nadzieja, że coś może się zmie­nić, po raz pierw­szy zaświ­tała mi pod­czas spo­tka­nia grupy wspar­cia. Pew­nego wie­czora, kiedy z wrza­skiem wiłam się po pod­ło­dze, a z nosa wisiały mi gluty, pewien lito­ściwy tera­peuta poło­żył mi dłoń na ramie­niu i wyszep­tał do ucha: „Britt, ty nie osza­la­łaś”. To pro­ste zda­nie otwo­rzyło przede mną drogę, która powio­dła mnie w trwa­jącą już dekadę podróż ku odkry­wa­niu, dla­czego robimy to, co robimy.

Puenta? Ist­nieje jakiś powód, dla­czego utkną­łeś – i nie jest nim leni­stwo.

Zdro­wie psy­chiczne to nie pro­ces psy­chiczny – zdro­wie psy­chiczne to pro­ces fizyczny. W wielu przy­pad­kach nawet nasze naj­bar­dziej nie­po­ko­jące objawy nie są cho­ro­bami psy­chicz­nymi – są reak­cjami ciała. Kiedy dowie­dzia­łam się o reak­cjach ciała, tra­jek­to­ria całego mojego życia ule­gła zmia­nie. Objawy oso­bo­wo­ści bor­der­line, cho­roby afek­tyw­nej dwu­bie­gu­no­wej typu 2, depre­sji kli­nicz­nej i zabu­rzeń odży­wia­nia nagle znik­nęły. Po dłu­go­trwa­łych wzor­cach sta­gna­cji nie został nawet ślad – do dziś pozo­stają dla mnie zamierz­chłą histo­rią. Osta­tecz­nie wró­ci­łam na stu­dia pody­plo­mowe i zosta­łam licen­cjo­no­waną psy­cho­te­ra­peutką. Ta książka nie naprawi w magiczny spo­sób two­ich finan­sów, nie zmieni two­jego ciała ani nie ule­czy two­ich cho­rób, ale pokaże ci, jak ja sama wyszłam z mar­twego punktu – i jak możesz to zro­bić rów­nież ty.

Dlaczego przeczytać akurat tę książkę?

Przy­pusz­czam, że na twoim sto­liku noc­nym zalega stos ksią­żek. Prze­pra­wia­nie się przez morze badań mogłoby tylko bar­dziej przy­tło­czyć twój i tak przy­tło­czony orga­nizm. Powy­cią­ga­łam infor­ma­cje z mojego wła­snego czy­tel­ni­czego stosu, tak żebyś miał wszystko w jed­nym miej­scu – to kom­pi­la­cja wie­dzy o samo­po­mocy. Razem wsią­dziemy do moto­rówki i zro­bimy szybką wycieczkę przez rela­cje, nawyki, moty­wa­cje, pro­kra­sty­na­cję i przy­tło­cze­nie. Choć mogli­by­śmy opu­ścić kotwicę i zanur­ko­wać – i pew­nie dobrze się przy tym bawić – to książka ta ma na celu dać ci w sam raz tyle infor­ma­cji, abyś mógł pójść dalej.

W każ­dym roz­dziale znaj­dziesz też zada­nia, które da się wyko­nać w pięć minut. Jedno istotne zastrze­że­nie: wszyst­kie narzę­dzia i tech­niki zakła­dają, że masz co jeść, masz gdzie miesz­kać i jest to wystar­cza­jąco bez­pieczne miej­sce oraz masz względ­nie łatwy dostęp do zaso­bów. Ile ludzi, tyle róż­nych powo­dów, dla­czego tkwimy w miej­scu – a nie­któ­rzy utknęli, bo nie mają moż­li­wo­ści wyboru. Przy­czyny i roz­wią­za­nia ostrych i dłu­go­trwa­łych cho­rób psy­chicz­nych, rasi­zmu sys­te­mo­wego, nie­rów­no­ści spo­łecz­nych, patriar­chal­nego uci­sku, dzie­dzicz­nego ubó­stwa i skraj­nych traum wykra­czają poza zakres tej książki.

Jak korzystać z tej książki

Koja­rzysz książki z serii Cho­ose Your Own Adven­ture (Wybierz wła­sną przy­godę)? Zamiast zaczy­nać na pierw­szej stro­nie i koń­czyć na ostat­niej, można było samo­dziel­nie wpły­wać na roz­wój opo­wie­ści. Pod­czas każ­dego czy­ta­nia zawsze doświad­czało się tre­ści w inny spo­sób. Czy­ta­nie od deski do deski ni­gdy się w moim przy­padku nie spraw­dzało, więc uło­ży­łam tę książkę tak, żeby można było delek­to­wać się nią w dowol­nym porządku. Możesz wybrać jedną z trzech ście­żek – każda z nich to inna stra­te­gia pracy z infor­ma­cjami.

Ścieżka 1 – „Nie mam czasu”

Nie musisz czy­tać całej książki. Wybie­raj tematy, które wpadną ci w oko i prze­chodź od razu na koniec danego roz­działu. Znaj­dziesz tam wypunk­to­wane listy, zwię­złą sek­cję rze­czy pole­ca­nych i zaka­za­nych oraz PIĘ­CIO­MI­NU­TOWE WYZWA­NIA, które możesz wdro­żyć dzi­siaj. Tekst okra­szony jest przy­pi­sami – bez pro­blemu możesz je pomi­nąć.

Ścieżka 2 – „Zaciekawiło mnie to i chcę się dowiedzieć więcej, ale nie mam za dużo czasu”

Prze­czy­taj roz­działy, które mają zasto­so­wa­nie do two­jej sytu­acji. Jeśli masz świetną rodzinę, ale nie potra­fisz prze­stać pro­kra­sty­no­wać, pomiń sek­cję o rodzi­nie i przejdź do roz­działu 3., „Mit moty­wa­cji”. Jeśli cie­szysz się zdro­wymi przy­jaź­niami, ale nie możesz prze­stać kupo­wać albo jeść, idź pro­sto do roz­działu 8. o nawy­kach i uza­leż­nie­niach. Czy­taj to, co dla cie­bie istotne, resztę pomi­jaj i zaglą­daj do stresz­czeń i ćwi­czeń na końcu każ­dego roz­działu. Zigno­ruj przy­pisy; zawsze możesz do nich wró­cić, kiedy będziesz mieć czas.

Ścieżka 3 – „Mam czas. Opowiedz mi wszystko”

Prze­czy­taj każdy z roz­dzia­łów (w dowol­nej kolej­no­ści) i wyko­naj wszyst­kie PIĘ­CIO­MI­NU­TOWE WYZWA­NIA. Miej pod ręką zakre­ślacz, dłu­go­pis i notes. W przy­pi­sach znaj­dziesz dodat­kowe tre­ści: cie­ka­wostki i luźne myśli. Jeśli przy­pisy cię roz­pra­szają, możesz naj­pierw prze­czy­tać w cało­ści roz­dział, a potem do nich wró­cić. Te „myśli na wynos” są roz­siane po całej książce.

Nauka… czy pseudonauka?

Jest prawdą powszech­nie znaną5, że im wię­cej wiemy, tym bar­dziej zda­jemy sobie sprawę, że nie wiemy nic6. Na przy­kład:

Pio­run

może

ude­rzyć dwa razy.

Stru­sie

nie

cho­wają głów w pia­sek, aby ukryć się przed dra­pież­ni­kami.

Gwiazda polarna

nie

jest naj­ja­śniej­szą gwiazdą na nie­bie.

Nie­to­pe­rze

nie

są ślepe.

Plu­ton

nie

jest pla­netą.

Hmmm.

Dzie­więt­na­sto­wieczni leka­rze „zcan­ce­lo­wali” swo­jego kolegę po fachu, ponie­waż zasu­ge­ro­wał, że mycie rąk obniża śmier­tel­ność w szpi­ta­lach7. Gdy­byś w 2021 roku wygo­oglo­wał „naj­więk­szy żyjący orga­nizm na Ziemi”, zna­la­zł­byś infor­ma­cję, że to płe­twal błę­kitny – co nie jest prawdą. Naj­więk­szym żyją­cym orga­nizmem na Ziemi (w cza­sie pisa­nia tej książki) jest rosnąca w Ore­go­nie opieńka ciemna (Armil­la­ria ostoyae), czule nazy­wana grzy­bem-olbrzy­mem.

Co to oznacza dla ciebie?

Jeśli cho­dzi o zro­zu­mie­nie emo­cji, zacho­wań i świa­do­mo­ści, nikt nie może oświad­czyć z abso­lutną pew­no­ścią: „To tak działa mózg”. Mózg to zło­żony układ, który w swej cało­ści jest w zasa­dzie nie­po­zna­walny. Osła­wiony nauko­wiec Carl Sagan powie­dział kie­dyś: „Mówi się, że astro­no­mia jest dzie­dziną, która uczy pokory i kształ­tuje cha­rak­ter”8. To samo można powie­dzieć odno­śnie do neu­ro­nauki, zwa­żyw­szy że komórki w naszej gło­wie są nie mniej zagad­kowe i piękne niż gro­mada galak­tyk. Przy odpo­wied­niej ilo­ści czasu i badań fakt naukowy czę­sto oka­zuje się science fic­tion.

Wszy­scy pra­gnę­li­by­śmy mieć kamienne tablice z wyry­tymi na nich nie­pod­wa­żal­nymi praw­dami nauki, one jed­nak nie ist­nieją. Ta książka to sta­ran­nie dobrana kom­pi­la­cja naj­bar­dziej pomoc­nych infor­ma­cji i narzę­dzi, któ­rych uży­wa­łam i uży­wam w odnie­sie­niu do sie­bie i w pracy z klien­tami. Jej celem nie jest usta­no­wie­nie „teo­rii wszyst­kiego”, którą dałoby się zasto­so­wać do każ­dej osoby, w każ­dej spra­wie i w każ­dych oko­licz­no­ściach.

Zastrzeżenie

Nauka zawsze pod­lega zmia­nom bez wcze­śniej­szego powia­do­mie­nia, a uczeni wyra­ża­jący prze­ciwne poglądy w danej kwe­stii potra­fią cyto­wać bada­nia zdolne „udo­wod­nić” w zasa­dzie wszystko. W związku z tym może nam być trudno odróż­nić naukę dobrą od złej. Star­cia pomię­dzy oso­bami uzna­ją­cymi naukę a ją negu­ją­cymi zwy­kle mają kata­stro­falne skutki. Weźmy na przy­kład dys­ku­sję, czy glo­balne ocie­ple­nie9 fak­tycz­nie ma miej­sce (ma) lub czy szcze­pionki ratują życie (ratują10). W toku wła­snego pro­cesu decy­zyj­nego pomocne może oka­zać się pyta­nie: „Czy wiara w tę ideę lub wyko­na­nie tego ćwi­cze­nia wyrzą­dzi szkodę mnie lub innej oso­bie?”. Ogromna część mojej pracy psy­cho­te­ra­peu­tycz­nej jest inspi­ro­wana porząd­nymi, rze­tel­nymi teo­riami aka­de­mic­kimi – ale prak­tyka to gra o znacz­nie bar­dziej poplą­ta­nych regu­łach.

Robo­cze zało­że­nia tej książki są nastę­pu­jące:

Kiedy dzia­łasz w try­bie logiki, to tak, jak­byś sie­dział na miej­scu kie­rowcy w swoim mózgu.

Kiedy jesteś w try­bie emo­cji, to tak, jak­byś był zamknięty w bagaż­niku roz­pę­dzo­nego samo­chodu bez hamul­ców.

Twoja oso­bo­wość to nie poje­dyn­cza całość, ale zbiór czę­ści i kom­po­nen­tów.

Masz moż­li­wość zmie­nić swój spo­sób

myśle­nia

(w zakre­sie, w jakim masz wybór, chęć zmiany i dostęp do zaso­bów).

Masz moż­li­wość zmie­nić swoje

zacho­wa­nie

(w zakre­sie, w jakim masz wybór, chęć zmiany i dostęp do zaso­bów).

Uzdro­wie­nie emo­cjo­nalne jest w rów­nym stop­niu pro­ce­sem arty­stycz­nym/kre­atyw­nym, co opar­tym o fakty/nauko­wym. Orson Scott Card napi­sał kie­dyś: „Meta­fory potra­fią pomie­ścić naj­wię­cej prawdy w naj­mniej­szej prze­strzeni”. Przy­kłady meta­for wyko­rzy­sta­nych w tej książce, któ­rych nie należy brać dosłow­nie:

Mózg prze­trwa­nia

: nie jest to dosłowny opis two­jej budowy ana­to­micz­nej.

Układ lim­biczny

: ostat­nie odkry­cia na polu neu­ro­nauki zadały kłam idei, jakoby emo­cje były umiej­sco­wione w kon­kret­nym obsza­rze fizjo­lo­gicz­nym.

Mózgi zapro­gra­mo­wane na stałe

: mózg jest sie­cią, która nie­ustan­nie się zmie­nia i ewo­lu­uje. Nie jeste­śmy „zapro­gra­mo­wani na stałe” w sen­sie dosłow­nym.

Włącz­niki i wyłącz­niki mózgu

: gdyby w naszych gło­wach ist­niały wyraź­nie ozna­czone obwody elek­tryczne i prze­łącz­niki, to żeby poczuć się lepiej, potrze­bo­wa­li­by­śmy elek­try­ków mózgu – nie tera­peu­tów, coachów czy ksią­żek.

Jedna z naj­bar­dziej wszech­obec­nych meta­for w popkul­tu­rze to (naukowo nie­po­prawna) kon­cep­cja, że mamy „mózg jasz­czurki”. Ma ona swoje źró­dło w (nie­ak­tu­al­nej) teo­rii, że nasz mózg jest jak trój­war­stwowy tort, gdzie war­stwę dolną nazywa się mózgiem jasz­czurki, war­stwę środ­kową – mózgiem emo­cjo­nal­nym11, a górną – mózgiem wyko­naw­czym. Neu­ro­nau­kowcy mówią dziś, że mózg jest sie­cią, a nie trój­war­stwo­wym tor­tem. Bada­nia wska­zują, że emo­cje powstają na bazie naszych doświad­czeń; nie są ani wcze­śniej zapro­gra­mo­wane, ani ogra­ni­czone do kon­kret­nej loka­li­za­cji w mózgu12.

No dobrze. Ale które z tych dwóch stwier­dzeń bar­dziej ci się przyda?

„Te postępy w nauce dały począ­tek kon­cep­cjom układu brzusz­nego stria-pal­li­dal­nego oraz roz­sze­rzo­nego ciała mig­da­ło­wa­tego, które zmie­niły spo­sób naszego postrze­ga­nia orga­ni­za­cji funk­cjo­nalno-ana­to­micz­nej czę­ści pod­staw­nej przed­mó­zgo­wia. Odkry­cia te trudno pogo­dzić z jakim­kol­wiek aktu­al­nym mode­lem układu lim­bicz­nego”

13

.

CZY

Kiedy jesteś zde­ner­wo­wany, cza­sami masz wra­że­nie, jakby coś prze­łą­czyło ci się w gło­wie i żegnasz się z mózgiem logiki, a wybie­gasz na powi­ta­nie mózgowi zło­ści.

W sen­sie dosłow­nym żadna dia­bel­ska jasz­czurka nie sie­dzi ci u pod­stawy czaszki i nie każe wypi­sy­wać wia­do­mo­ści do two­jego eks albo wrzesz­czeć na dzieci14. Jeśli teo­ria mózgu jasz­czurki nic ci nie mówi, obej­rzyj skecz Ilizy Shle­sin­ger Party Goblin. Jak to ujmuje komiczka, „impre­zowy goblin śpi z tyłu two­jego mózgu (…) i budzi się, jak tylko usły­szy, że mówisz: «No to chyba pójdę na jed­nego dri­neczka»”. Czy „impre­zowy goblin” to nie­zmienna naukowa prawda – i jakie to ma zna­cze­nie? Nie­jed­nego mojego klienta zachę­ci­łam do obej­rze­nia fil­mi­ków Shle­sin­ger, bo są zabawne, można się z nimi utoż­sa­mić i poma­gają.

Kiedy tkwi­łam po szyję w dys­funk­cjach sek­su­al­nych i uza­leż­nie­niu od nar­ko­ty­ków, na powierzchni utrzy­my­wały mnie lek­ko­strawne por­cje infor­ma­cji i łatwe do wdro­że­nia tech­niki. Wów­czas potrze­bo­wa­łam tego, co teraz trzy­masz w rękach: zestawu naj­bar­dziej sku­tecz­nych prak­tyk, które zgro­ma­dzi­łam w trak­cie mojej podróży. Weź to, co ci się przyda, a resztę zostaw. Te wska­zówki mogą ci pomóc odzy­skać spraw­czość w intym­no­ści, przy­jaź­niach, nawy­kach i pro­kra­sty­na­cji. Nie musisz dalej tkwić w miej­scu. Moja wła­sna tera­peutka przy­po­mniała mi o jed­nym: „Wil­liam James, pisząc o rady­kal­nym empi­ry­zmie, powie­dział, że praw­dziwe jest to, co działa. Kiedy mowa o zdro­wiu emo­cjo­nal­nym, tylko to się tak naprawdę liczy”.

Tak się cie­szę, że tu jesteś. Witaj na początku podróży przez strony tej książki. Podróży, która – mam nadzieję – prze­stawi tory two­jego myśle­nia i roz­prawi się z twoim wsty­dem. Zachę­cam cię, żebyś mówił do sie­bie łagod­nie i ogło­sił zawie­sze­nie broni na woj­nie toczą­cej się w two­jej gło­wie. Jeśli czu­jesz się winny, bo „inni mają gorzej”, pamię­taj – per­spek­tywa jest pomocna, ale porów­ny­wa­nie się – już nie. Masz prawo ist­nieć. Masz prawo zaj­mo­wać prze­strzeń na tej pla­ne­cie. Masz prawo czuć się zły, prze­stra­szony i zra­niony. A zara­zem masz prawo doświad­czać w życiu szczę­ścia i czuć się w swoim ciele jak w domu.

Ruszmy cię z miej­sca.

Rozdział 1. Lęk to supermoc

Roz­dział 1

Lęk to super­moc

Bez niego tkwimy w mar­twym punk­cie

Obłęd nie musi wcale ozna­czać cał­ko­wi­tego upadku. Rów­nie dobrze może być prze­ło­mem15.

R.D. Laing

Kiedy zapali ci się kon­tro­lka check-engine w samo­cho­dzie, od razu wiesz, że musisz zaj­rzeć pod maskę. Sama lampka nie sta­nowi pro­blemu – to tylko sygnał kie­ru­jący cię w stronę pro­blemu. Próby „pozby­cia się” lęku są rów­nie bez­pro­duk­tywne jak próby wyłą­cze­nia kon­tro­lki w samo­cho­dzie. W nie­któ­rych przy­pad­kach lęk to cho­roba, którą trzeba opa­no­wać medycz­nie, zanim będzie można osią­gnąć cokol­wiek innego. Skoro jed­nak czy­tasz tę książkę, zakła­dam, że twój lęk jest jak kon­tro­lka. Choć prze­raża, wywo­łuje dys­kom­fort i wpra­wia w zakło­po­ta­nie, jest w grun­cie rze­czy jak super­moc pozwa­la­jąca podró­żo­wać w cza­sie, jed­nym susem prze­ska­ki­wać wyso­kie budynki i świa­tłem lasera toro­wać sobie drogę przez beto­nowe mury. Więk­szość z nas nauczyła się trak­to­wać lęk jak prze­ciw­nika. Ten roz­dział pokaże ci, jak patrzeć na niego w eks­tra­wa­gancko nowy spo­sób.

Dla­czego miał­byś wie­rzyć któ­rej­kol­wiek z tych infor­ma­cji, skoro nagłówki new­sów psy­cho­lo­gii popu­lar­nej opo­wia­dają ci zupeł­nie inną bajkę?

Żeby bada­nia naukowe mogły prze­bić się przez labi­rynt pro­cesu wydaw­ni­czego, musi minąć około dzie­się­ciu lat. To dla­tego rzadko kiedy naj­śwież­sze nowinki docie­rają do nas z mediów głów­nego nurtu. Czo­łowi myśli­ciele, tacy jak dr Bes­sel van der Kolk (Strach ucie­le­śniony), dr Ste­phen Porges (Teo­ria poli­wa­galna), dr Peter Levine (Obudź­cie tygrysa) i dr Pat Ogden (Trauma and the Body [Trauma i ciało]), dys­po­nują masą danych poka­zu­ją­cych, że zdro­wie psy­chiczne wymaga świa­do­mo­ści ciała. Lęk jest jedną z fizycz­nych wska­zó­wek pozwa­la­ją­cych nam poznać, że odda­li­li­śmy się od bez­piecz­nego miej­sca na zewnątrz i/lub prawdy wewnątrz nas. Silne leki psy­cho­tro­powe i dia­gnozy cho­rób psy­chicz­nych powinny być osta­tecz­no­ścią, a nie normą.

Lęk to mapa, która wypro­wa­dza cię z mar­twego punktu.

Psy­chia­tra i auto­ry­tet w dzie­dzi­nie traumy dr Bes­sel van der Kolk pisze: „Prze­szłość jest w nich [oso­bach z traumą] wciąż żywa w for­mie drę­czą­cego, wewnętrz­nego dys­kom­fortu. (…) Pró­bu­jąc kon­tro­lo­wać te pro­cesy, ludzie ci czę­sto stają się eks­per­tami w igno­ro­wa­niu wewnętrz­nych sygna­łów i blo­ko­wa­niu świa­do­mo­ści tego, co dzieje się w ich wnę­trzu. Uczą się kryć przed swoim «ja»”16.

Ponie­waż lęk jest sygna­łem, bez niego pozo­sta­jesz w mar­twym punk­cie. Wiem, że uczu­cie wzbie­ra­ją­cego w czło­wieku lęku jest bar­dzo nie­przy­jemne, przy­tła­cza­jące, a nie­kiedy nawet para­li­żu­jące. A jed­nak lęk jest w stu pro­cen­tach potrzebny do roz­wią­za­nia pro­blemu sta­gna­cji. Lęk to nie emo­cja – to seria doznań w ciele. Lęk cię nie ata­kuje – on pró­buje ci pomóc. Nie jesteś sza­lony ani wybra­ko­wany, jeśli nie potra­fisz pora­dzić sobie z lękiem.

Jedną chwilę… Co?

„Ale ja nie­na­wi­dzę mojego lęku!”.

„Boję się przez cały czas!”.

„Ale mój lęk powstrzy­muje mnie przed dzia­ła­niem!”.

„Ale mój lęk mnie ata­kuje!”.

„Ale mój lęk…”.

KROPKA.

Kiedy wyja­śniam, że lęk to jeden z naj­istot­niej­szych ele­men­tów nie­zbęd­nych do prze­ła­ma­nia sta­gna­cji, więk­szość ludzi spo­gląda na mnie jak na pro­pa­ga­torkę teo­rii spi­sko­wych. Bio­rąc pod uwagę epi­de­mię osób pani­ku­ją­cych, uza­leż­nio­nych, zalęk­nio­nych, przy­tło­czo­nych i cho­rych fizycz­nie, widać, że coś naj­wy­raź­niej nam umyka, jeśli cho­dzi o zro­zu­mie­nie tematu lęku. Lęk nie zatrzy­muje cię w mar­twym punk­cie. Lęk to mapa, która cię z niego wypro­wa­dza.

Według Ame­ry­kań­skiego Sto­wa­rzy­sze­nia na Rzecz Walki z Lękiem i Depre­sją (Anxiety and Depres­sion Asso­cia­tion of Ame­rica) „zabu­rze­nia lękowe sta­no­wią naj­częst­szą cho­robę psy­chiczną w USA, doty­ka­jąc rocz­nie 40 milio­nów doro­słych Ame­ry­ka­nów (…), czyli 18,1% całej popu­la­cji”.

Czy 40 milio­nów ludzi jest ska­za­nych na życie z nie­ule­czalną cho­robą psy­chiczną, czy może jed­nak cho­dzi tu o coś innego? Jako kli­niczna pra­cow­niczka socjalna i licen­cjo­no­wana tera­peutka mam upraw­nie­nia do dia­gno­styki zespołu lęku uogól­nio­nego, zespołu lęku napa­do­wego, zabu­rzeń obse­syjno-kom­pul­syw­nych, zabu­rzeń afek­tyw­nych dwu­bie­gu­no­wych i oso­bo­wo­ści chwiej­nej emo­cjo­nal­nie pod­typu gra­nicz­nego (tzw. oso­bo­wo­ści bor­der­line) na pod­sta­wie listy symp­to­mów opu­bli­ko­wa­nej w pią­tej edy­cji ofi­cjal­nego pod­ręcz­nika do dia­gnozy cho­rób psy­chicz­nych DSM-5 (Dia­gno­stic and Sta­ti­sti­cal Manual of Men­tal Disor­ders)17. DSM-518 to biblia osób zaj­mu­ją­cych się zawo­dowo zdro­wiem psy­chicz­nym. Ale to, o czym więk­szość ludzi nie wie, to że na kształt DSM wpły­wają poli­tycy, że jest dia­gno­stycz­nie nie­kom­pletny i że nie uwzględ­nia czyn­ni­ków śro­do­wi­sko­wych i zwią­za­nych z traumą. Mój pro­fe­sor psy­cho­pa­to­lo­gii stwier­dził kie­dyś przed całą grupą: „Skrót DSM powi­nien ozna­czać Door-Stop Manual (pod­ręcz­nik do przy­trzy­my­wa­nia drzwi), bo jedyne, do czego się nadaje, to żeby zablo­ko­wać nim drzwi przed zamknię­ciem”19.

A co, jeśli problem nie leży wewnątrz ciebie?

Na żad­nym eta­pie mojego stażu w szpi­talu psy­chia­trycz­nym nie nauczono mnie pytać o prze­śla­do­wa­nie, patriar­chat lub sys­te­mowy rasizm jako czyn­niki przy­czy­nia­jące się do lęku. W pokaź­nym sto­sie ksią­żek wyko­rzy­sty­wa­nych przeze mnie do pisa­nia licz­nych prac zali­cze­nio­wych nie zna­la­zła się żadna, z któ­rej dowie­dzia­ła­bym się cze­goś wię­cej o ukła­dzie ner­wo­wym, a zwłasz­cza o tym, jak ciało reaguje na stres. W mojej pierw­szej pracy jako tera­peutka dzie­cięca nie spo­tka­łam żad­nego leka­rza ani tera­peuty, który potrak­to­wałby lęk ina­czej niż jako medyczną jed­nostkę cho­ro­bową. Nie­wiele osób wie, że można zostać licen­cjo­no­wa­nym tera­peutą w pełni upraw­nio­nym do wyko­ny­wa­nia zawodu, nie mając cie­nia wie­dzy o funk­cjo­no­wa­niu ludz­kiego ciała. Musia­łam przez wiele lat uczest­ni­czyć w nie­obo­wiąz­ko­wych szko­le­niach (nie licząc wielu godzin tera­pii wła­snej), aby zgro­ma­dzić i zsyn­te­ty­zo­wać infor­ma­cje zawarte na stro­nach tej książki.

Lęk to nic zabaw­nego. Z jego powodu nie­kiedy tra­cisz orien­ta­cję albo czu­jesz, jakby coś zagra­żało two­jemu życiu. To, że szu­kasz odpo­wie­dzi na zewnątrz cie­bie, ma sens. Ale jasne świa­tło z zewnątrz nie oświeci cię na tyle, żebyś zaczął rozu­mieć. Odpo­wie­dzi na twoje pyta­nia należy szu­kać w głębi ciem­nego lasu two­jego wła­snego umy­słu. Kiedy usi­łu­jesz znie­czu­lić się na lęk albo go uni­kać poprzez jedze­nie, oglą­da­nie YouTube’a, porów­ny­wa­nie się z wiecz­nie dosko­na­łymi postami na Face­bo­oku, alko­hol lub obse­sję na punk­cie związ­ków, prze­ga­piasz silne sygnały pły­nące z two­jego świata wewnętrz­nego, które wska­zują ci twoje naj­bar­dziej auten­tyczne „ja”. Jeśli nauczysz się wsłu­chi­wać w ich zew, lęk sta­nie się nie­ja­snym i tajem­ni­czym prze­wod­ni­kiem, mogą­cym popro­wa­dzić cię w głąb lasu two­jego cha­osu i bez­piecz­nie cię z niego wywieść. To podróż, którą goto­wych jest roz­po­cząć tylko nie­wielu, i jedy­nie nie­liczni wycho­dzą z niej cało. Jak ujął to M. Scott Peck, autor Drogi rza­dziej prze­mie­rza­nej, „zdro­wie psy­chiczne to daleko idące poświę­ce­nie na rzecz świata real­nego”.

A świat realny nie­kiedy bywa wprost nie­zno­śny.

Teraz szybki prze­skok do cza­sów, kiedy mia­łam dwa­dzie­ścia kilka lat i bez­ce­lowo nurza­łam się w szam­bie sta­gna­cji. W moim cia­snym miesz­ka­niu w Santa Bar­bara wszę­dzie ponie­wie­rały się puszki po die­te­tycz­nej coli, z któ­rych wysy­py­wały się nie­do­pałki papie­ro­sów. Ano­rek­sja wpę­dziła mnie w taką nie­do­wagę, że zani­kła mi mie­siączka, i kiedy w ponie­działki i środy mia­łam pro­wa­dzić zaję­cia z indoor cyc­ling w napa­ko­wa­nej po brzegi siłowni Gold Gym, zda­rzało mi się nagle oblać potem i zacząć trząść się w panice, że za chwilę zemdleję na oczach tych wszyst­kich gapią­cych się na mnie ludzi. Moje dramy w rela­cjach były jak żyw­cem wyjęte z The Jerry Sprin­ger Show i dopiero co uświa­do­mi­łam sobie, że moje „sie­lan­kowe dzie­ciń­stwo” było w rze­czy­wi­sto­ści pasmem roz­my­tych linii, gasli­gh­tingu20, sekre­tów i kłamstw – cho­ciaż wszystko wyglą­dało na wskroś nor­mal­nie.

Po bole­snym zakoń­cze­niu przy­gody z Santa Bar­bara nie mia­łam pomy­słu, co dalej ze sobą zro­bić. Wło­ży­łam do kie­szeni nie­zbyt zawrotną kwotę, którą udało mi się uciu­łać, i wyje­cha­łam do małego gór­skiego mia­steczka w pół­noc­nej Kali­for­nii, gdzie posta­no­wi­łam pod­jąć próbę zro­zu­mie­nia, dla­czego ni­gdy nie udaje mi się zwol­nić, odprę­żyć, ode­tchnąć, usły­szeć wła­snych myśli, zaufać sobie, czer­pać rado­ści z seksu, utrzy­mać związku lub czuć się dobrze w moim ciele. Osta­tecz­nie zna­la­złam schro­nie­nie w sek­cie reli­gij­nej. Pro­wa­dzi­łam tam życie dziwne, ale ni­gdy nudne. W moją codzienną rutynę wpi­sane było kilka godzin modli­twy w bazie misji, gdzie wierni roz­cią­gali się na pod­ło­dze albo cho­dzili od ściany do ściany, mam­ro­cząc pod nosem jakieś zaklę­cia. Na koniec pew­nego wyczer­pu­ją­cego dnia postu chwy­ci­łam moją Biblię i wielki bidon z wodą21 (żeby móc pokor­nie zaim­po­no­wać moim ducho­wym pobra­tym­com, jak to posta­no­wi­łam powstrzy­mać się od jedze­nia i żyć na samej wodzie) i wsia­dłam do samo­chodu, gdzie, odpa­la­jąc jed­nego Marl­boro Light od dru­giego, zaczę­łam się zasta­na­wiać, jak u licha doszło do cze­goś takiego.

Nowo­jor­czy­ków trudno uznać za ludzi miłych w oby­ciu i odprę­żo­nych. Kiedy w poło­wie lat dzie­więć­dzie­sią­tych wcho­dzi­łam w doro­słość, moja mama wysy­łała mi wyraź­nie pod­szyte lękiem wia­do­mo­ści, powta­rza­jąc mi, żebym „uwa­żała na ban­dy­tów”, a bab­cia suro­wym tonem instru­owała mnie, że „praw­dziwe” damy powinny „za wszelką cenę uszczę­śli­wiać swo­ich męż­czyzn”. Lęk sączył się ze strony rodziny, która z zewnątrz wyglą­dała na nor­mal­nych przed­sta­wi­cieli klasy śred­niej, ale od środka była wzbu­rzo­nym sie­dli­skiem ludzi nie­wie­dzą­cych, co to gra­nice, i wypa­cza­ją­cych role rodzic/dziecko. Dora­sta­łam w prze­ko­na­niu, że jestem zbyt wraż­liwa, zbyt apo­dyk­tyczna, zbyt emo­cjo­nalna, zbyt potrze­bu­jąca, zbyt zabor­cza i zbyt absor­bu­jąca rodzi­ców. Prze­kaz, jaki otrzy­ma­łam, można stre­ścić nastę­pu­jąco: nie wychy­laj się, siedź cicho, nie dener­wuj ojca i, na litość boską, nie myśl za dużo. Kiedy się wypro­wa­dzi­łam, lęk stale mi towa­rzy­szył, zapo­wia­da­jąc mające potem nastą­pić lata destruk­cyj­nych wybo­rów doty­czą­cych ducho­wo­ści, seksu, finan­sów, rela­cji i zdro­wia.

Gdy­bym wów­czas otwo­rzyła się na ludzi (w tam­tym okre­sie wola­łam prze­by­wać sam na sam z moim nie­szczę­ściem), powie­dzia­ła­bym im pew­nie, że jeśli tylko tra­fi­ła­bym na odpo­wied­niego tera­peutę, odpo­wied­nie leki, odpo­wiedni pro­gram lub odpo­wied­niego guru, była­bym szczę­śliwa i odkry­ła­bym życie, do jakiego zosta­łam stwo­rzona. Nie mia­łam poję­cia, jak takie życie mogłoby wyglą­dać, ale wie­dzia­łam, że byłoby w nim miej­sce na zje­dze­nie posiłku bez licze­nia każ­dej kalo­rii, sen nie­za­kłó­cony nagłym prze­bu­dze­niem w mokrej od potu piża­mie i umie­jęt­ność kry­tycz­nego spoj­rze­nia na zwią­zek, które pozwo­li­łoby mi odróż­nić czer­wone róże od czer­wo­nych flag.

Nie jesteś wybrakowany

Branże zwią­zane ze zdro­wiem psy­chicz­nym, far­ma­ceu­ty­kami, wel­l­ness, kosme­tyką i fit­ness w dużej mie­rze bazują na kon­cep­cji, że lęk to twoja wina, a roz­wią­za­niem jest „ulep­sze­nie sie­bie”. Za każ­dym razem, gdy sły­szysz reklamę obie­cu­jącą ci wol­ność, radość, bło­go­stan lub spo­kój po zaku­pie danego pro­duktu czy usługi, wiedz, że padłeś ofiarą kul­tu­ro­wej mito­lo­gii, która naka­zuje ci poszu­ki­wać odpo­wie­dzi na zewnątrz cie­bie. Roz­wią­za­nie wielu pro­ble­mów da się odkryć, tylko jeśli wyru­szysz w podróż w głąb wła­snego umy­słu. U wielu moich klien­tów lęk poja­wiał się na sku­tek igno­ro­wa­nia samych sie­bie – nie wska­zy­wał na braki czy wadli­wość osa­dzone wewnątrz nich.

Tina cier­piała na zabu­rze­nia odży­wia­nia, obse­syjne myśli i uogól­niony lęk. Jej kon­tro­lu­jąca i despo­tyczna matka miała oso­bo­wość nar­cy­styczną. Tina czuła, że nie potrafi mówić „nie” ani sta­wiać gra­nic, i cho­ciaż miała trzy­dzie­ści dwa lata, w obec­no­ści matki czuła się jak sze­ścio­let­nia dziew­czynka. Żyła pod nie­koń­czą­cym się ostrza­łem wia­do­mo­ści, tele­fo­nów i nie­za­po­wie­dzia­nych wizyt, przez co stale towa­rzy­szyła jej panika. W efek­cie stra­ciła chło­paka i przy­ja­ciół, dla któ­rych jej nie­umie­jęt­ność posta­wie­nia się matce stała się nie­zno­śna. Chro­nicz­nie zaj­mo­wała też sta­no­wi­ska poni­żej swo­ich kwa­li­fi­ka­cji. Stale powta­rzała: „Wiem, że moja rela­cja z mamą jest tok­syczna. Wiem, że gdy­bym tylko potra­fiła się jej prze­ciw­sta­wić, była­bym w końcu szczę­śliwa, ale czuję, że utknę­łam. Po pro­stu nie umiem nic zro­bić. Nie wiem, co jest ze mną nie tak”.

Ponie­waż Tina bar­dzo sku­piła się na wła­snym lęku, nie potra­fiła dostrzec tej czę­ści sie­bie, która była zaan­ga­żo­wana w dys­funk­cyjną rela­cję ze stra­chu przed emo­cjo­nalną sepa­ra­cją i doko­ny­wa­niem wła­snych wybo­rów. Sta­wiw­szy czoła wła­snemu stra­chowi przed doro­sło­ścią, mogła w końcu wyzna­czyć gra­nice w rela­cji z matką i odważ­nie pod­jąć się wyma­ga­ją­cej i dobrze płat­nej pracy, gdzie osta­tecz­nie roz­kwi­tła. Do wyzwań zwią­za­nych z doro­sło­ścią powró­cimy w roz­dziale 9.

Kiedy do mojego gabi­netu tra­fiła Naomi, cier­piała na pochwicę – praw­do­po­dob­nie naj­pow­szech­niej­szy sek­su­alny pro­blem lękowy, o któ­rym ni­gdy nie sły­sza­łeś. Pochwica powo­duje bole­sne zaci­ska­nie i skur­cze mię­śni pochwy przy każ­dej pró­bie sto­sunku z pene­tra­cją lub apli­ka­cji tam­ponu. Mąż pró­bo­wał oka­zy­wać Naomi wyro­zu­mia­łość, ale jej brak pociągu sek­su­al­nego go fru­stro­wał i żeno­wał, więc czę­sto wybu­chał zło­ścią. Kobietę prze­peł­niała nie­chęć do samej sie­bie i mar­twiła się, że osza­leje. Co noc mie­wała ataki paniki, że rano męża już przy niej nie będzie, więc nie mogła spać. Cho­ciaż chciała pro­wa­dzić życie towa­rzy­skie, to jed­nak nie czuła się kom­for­towo wśród ludzi, bo para­li­żo­wał ją strach, że dosta­nie mie­siączkę i jej sekret wyj­dzie na jaw.

Lęk u Naomi sygna­li­zo­wał nie­za­do­wo­le­nie z mał­żeń­stwa. Jej mąż był alko­ho­li­kiem i mie­wał napady gwał­tow­nej zło­ści, ale na samą myśl o wyj­ściu z tej rela­cji kobieta była prze­ra­żona. Ciało Naomi prze­kształ­ciło jej ból psy­cho­lo­giczny w pro­blem natury fizycz­nej, usta­na­wia­jąc tym samym mecha­nizm obronny. W obsza­rze badań nad zdro­wiem psy­chicz­nym okre­śla się to mia­nem zabu­rze­nia kon­wer­syj­nego. Sama zma­ga­łam się z pochwicą i nawet nie wie­cie, ilu leka­rzy powta­rzało mi, że „wszystko sie­dzi w gło­wie”. Zale­cali mi po pro­stu „wypić kie­li­szek wina” albo „wziąć kilka głęb­szych odde­chów”. Ale pochwica to nie pro­blem na pozio­mie myśli – to bar­dzo realny pro­blemem na pozio­mie ciała. Wpraw­dzie zawsze należy w pierw­szej kolej­no­ści pod­czas kon­sul­ta­cji z leka­rzem wyklu­czyć przy­czyny medyczne, ale prze­wle­kły ból czę­sto da się zła­go­dzić, a nawet w pełni wyeli­mi­no­wać, kiedy sta­wimy czoła nie­wy­god­nym praw­dom emo­cjo­nal­nym. Kiedy zaję­łam się moją traumą sek­su­alną, zani­kły u mnie objawy pochwicy. Kiedy Naomi pogo­dziła się ze swoim pra­gnie­niem życia w poje­dynkę i zro­biła kroki w stronę swo­jej prawdy, w końcu zaczęła cie­szyć się sek­sem i uży­wać tam­po­nów.

Kaitlyn przy­szła na tera­pię, wsty­dząc się swo­ich pro­ble­mów „rodem z pierw­szego świata”. Miała świetną pracę i per­fek­cyj­nie urzą­dzony dom, a ponie­waż udzie­lała się jako wolon­ta­riuszka w miej­sco­wym szpi­talu dzie­cię­cym, była sza­no­waną człon­ki­nią lokal­nej spo­łecz­no­ści. Ale co wie­czór pota­jem­nie wypi­jała butelkę char­don­nay i zamy­kała się w swoim pokoju, nie zwa­ża­jąc na prośby dzieci o chwilę wspól­nej zabawy. Z zewnątrz wyglą­dała na dosko­nale poukła­daną, ale w środku roz­pa­dała się na kawałki. W pracy nie dotrzy­my­wała ter­mi­nów i zapo­mi­nała o waż­nych spo­tka­niach. Ponie­waż cią­gle była pode­ner­wo­wana, nie­spo­kojna i ziry­to­wana, uwa­żała się za okropną osobę. „Mam wspa­nia­łego męża, śliczne dzieci, fan­ta­styczny dom – wszystko, czego tylko czło­wiek może zapra­gnąć. Co jest ze mną nie tak, że nie potra­fię się ni­gdy odprę­żyć i cie­szyć życiem? Nie chcę być tą uprzy­wi­le­jo­waną, nadętą suką. Dla­czego taka jestem?”.

Lęk i bru­talne słowa kie­ro­wane pod swoim adre­sem sku­tecz­nie odcią­gały Kaitlyn od długo tłu­mio­nych wspo­mnień z dzie­ciń­stwa: jako dziew­czynka prze­my­cała po szkole do swo­jego pokoju małe zwie­rzęta i rośliny, które jej matka potem bez­dusz­nie wyrzu­cała do śmieci lub spusz­czała w toa­le­cie, a samą Kaitlyn karała krzy­kiem, klap­sami i zawsty­dza­niem. Ponie­waż moja klientka wycho­wała się w domu o suro­wych zasa­dach, gdzie kró­lo­wała dys­cy­plina i czy­stość, ni­gdy w doro­słym życiu nie dała sobie przy­zwo­le­nia na odkry­wa­nie natury lub wła­snej kre­atyw­no­ści. W toku tera­pii odkryła, jak może zna­leźć ujście dla swo­jej kre­atyw­no­ści, nie porzu­ca­jąc przy tym rodziny ani pracy i nie prze­pro­wa­dza­jąc się do komuny. Jej objawy znik­nęły.

Geri przy­szła na tera­pię, ponie­waż po uro­dze­niu dru­giego dziecka zaczęła mie­wać ataki paniki i czuła, że jest kiep­ską mamą. Choć bar­dzo chciała utrzy­my­wać w domu porzą­dek, pod­łogę pokry­wała gruba war­stwa brud­nych koszu­lek pił­kar­skich i ubło­co­nych dżin­sów, a w zle­wie pię­trzyły się zaschnięte naczy­nia. Bar­dzo chciała być mamą, która czyta swoim dzie­ciom przed snem, ale czę­sto zamiast tulić je w łóżeczku, wkła­dała im w ręce iPada. „Czuję, że utknę­łam w tym całym macie­rzyń­stwie” – mówiła. „Chcę być dobrą mamą i zro­bi­ła­bym dla moich dzieci wszystko, ale wygląda na to, że nie potra­fię być mamą, jakiej moim zda­niem potrze­bują. Co jest ze mną nie tak?”.

Lęk Geri tłu­mił owianą tabu, ale typową rze­czy­wi­stość matek, że cza­sami macie­rzyń­stwo jest naprawdę trudne. Ponie­waż w potocz­nym mnie­ma­niu nikomu naj­wy­raź­niej nie wolno się publicz­nie przy­znać do bycia przy­tło­czo­nym wyzwa­niami rodzi­ciel­stwa, Geri miała poczu­cie porażki. Każda kom­pe­tentna i kocha­jąca matka, jaką kie­dy­kol­wiek zna­łam, powie­działa mi, że cho­ciaż byłaby gotowa umrzeć za swoje dzieci i zro­bić dla nich wszystko, jakaś część niej tęskni za cza­sem sprzed macie­rzyń­stwa. Zda­rzają się influ­en­ce­rzy, któ­rzy mówią, że „rodzi­ciel­stwo cza­sem śmier­dzi”, ale jest ich o wiele za mało, zwa­żyw­szy na powszech­ność tego doświad­cze­nia. Kiedy Geri zdo­łała ziden­ty­fi­ko­wać i prze­pra­co­wać swoje uczu­cia, jej ener­gia powró­ciła, jej rela­cja z alko­ho­lem prze­stała mieć cha­rak­ter kom­pul­sywny, a ona była w sta­nie na nowo aktyw­nie uczest­ni­czyć w życiu swoim i swo­ich dzieci.

Co łączy Tinę, Naomi, Kaitlyn i Geri? Wszyst­kie były prze­ko­nane, że to lęk jest przy­czyną ich sta­gna­cji. Ponie­waż głos lęku był znacz­nie bar­dziej dono­śny niż ciche pod­szepty z ich świa­tów wewnętrz­nych, to wła­śnie on prze­su­wał pionki. Ale lęk był obja­wem pro­blemu – a nie jego sed­nem.

Lęk cię nie „atakuje”

Mówie­nie o „ataku” lęku jest jak próba uga­sze­nia ognia ben­zyną. Jeśli sądzisz, że wewnątrz cie­bie jest coś, co usi­łuje cię zaata­ko­wać, to twoja fizjo­lo­gia reaguje tak, jak­byś fak­tycz­nie był ata­ko­wany. Wię­cej o ukła­dzie ner­wo­wym powiem w roz­dziale 3. Zaist­nie­nie lęku możemy odczu­wać jako atak, ponie­waż wydaje się on poja­wiać zni­kąd. Żyjąc w prze­ko­na­niu, że w każ­dej chwili można wpaść w zasadzkę, trudno jest poczuć się bez­piecz­nie we wła­snym ciele. Ale nic nie bie­rze się zni­kąd. Nawet jeśli nie znasz źró­dła danego objawu, to nie zna­czy, że nie ist­nieje uza­sad­niony powód jego ist­nie­nia. W roz­dziale 3. omó­wię, co robić, kiedy nie wiesz, dla­czego twoje ciało fik­suje, i jak sobie pomóc – nawet jeśli nie masz naj­mniej­szego poję­cia, co cię tak odpa­liło. Spo­soby radze­nia sobie z lękiem, któ­rych nas nauczono, naj­wy­raź­niej nie dzia­łają, czego dowo­dem są cho­roby psy­chiczne doty­ka­jące co roku miliony Ame­ry­ka­nów. Kom­pul­sywne uni­ka­nie lęku i jego błędne zro­zu­mie­nie pro­wa­dzą do emo­cjo­nal­nej destruk­cji i głę­bo­kiego poczu­cia nie­szczę­ścia.

Pamię­tam, jak sie­dzia­łam na pod­ło­dze na zaję­ciach jogi rege­ne­ra­cyj­nej i roz­kle­iłam się, kiedy instruk­tor kazał mi poło­żyć się i oprzeć nogi o ścianę. Co jest z tobą nie tak? Weź się w garść!, łaja­łam sama sie­bie. Zaję­cia były typową relak­sa­cją Zen: łagodna muzyka, przy­ciem­nione świa­tło, poduszki i koce, i wygodne pozy­cje ciała. Mimo to cała się trzę­słam, pociły mi się dło­nie i musia­łam zmo­bi­li­zo­wać w sobie całą silną wolę, żeby nie wybiec z sali. Ponie­waż igno­ro­wa­nie wła­snych uczuć weszło mi już w krew, próba narzu­ce­nia mojemu ciału odprę­że­nia uru­cho­miła mój wewnętrzny sys­tem alar­mowy. Mój lęk, wyczu­wa­jąc, że w końcu poru­szam się na tyle wolno, aby usły­szeć wła­sne myśli, wrza­snął: „NIE JEST Z TOBĄ DOBRZE!”. Choć głę­bo­kie oddy­cha­nie może być przy­datne i samo w sobie nie jest niczym złym, każdy, kto kie­dy­kol­wiek pró­bo­wał (nie­sku­tecz­nie) zre­du­ko­wać lęk poprzez medy­ta­cję, self-care, oddy­cha­nie, kąpiele z pianą lub jogę, wie, że aby ruszyć z miej­sca, potrzeba cze­goś innego.

Czym jest „coś innego”?

Ludzki mózg jest silny, piękny i tajem­ni­czy. Naj­now­sze bada­nia wska­zują, że zosta­li­śmy zapro­gra­mo­wani do prze­trwa­nia22, nie do szczę­ścia. Jeste­śmy zapro­gra­mo­wani tak, aby poszu­ki­wać bez­pie­czeń­stwa, nie spo­koju. Ozna­cza to, że twój mózg nie­ustan­nie ska­nuje oto­cze­nie w poszu­ki­wa­niu zagro­żeń i moż­li­wo­ści. Ale ponie­waż nie miesz­kasz już w jaskini i nie ota­czają cię lwy, tygrysy ani niedź­wie­dzie, twój mózg ma ten­den­cję do błęd­nego inter­pre­to­wa­nia wska­zó­wek o zagro­że­niu. A to działa dru­zgo­cąco na twój dobro­stan. Cho­ciaż logika pod­po­wiada ci, że jesteś bez­pieczny, czę­sto masz wra­że­nie, że nie dasz rady się ruszyć. Kiedy twój mózg funk­cjo­nuje w try­bie prze­trwa­nia, możesz czuć się przy­tło­czony, reak­tywny, poryw­czy, wrogo nasta­wiony, a jed­no­cze­śnie pode­ner­wo­wany i wyczer­pany. Naj­bliż­szych z mar­szu trak­tu­jesz jak wro­gie dra­pież­niki.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

List do Rzy­mian 7, 15. 18b, Biblia Tysiąc­le­cia, wyd. IV [wróć]

N. Habib, Jak wła­ści­wie sty­mu­lo­wać nerw błędny, przeł. B. Miń­ska, Wydaw­nic­two Vital, Bia­ły­stok 2021. [wróć]

Jeśli jesz­cze jej nie widzia­łeś, pole­cam obej­rzeć paro­dię reklamy leg­gin­sów Nike Pro-Chil­ler wyemi­to­waną w pro­gra­mie Satur­day Night Live. Pomy­ślisz: skąd ja to znam. [wróć]

Słowo „sza­lony” jest nie­wła­ściwe pod wzglę­dem bio­lo­gicz­nym. Nie ist­nieje ktoś taki jak „sza­le­niec”. Cho­roba psy­chiczna lub dole­gli­wo­ści zwią­zane ze zdro­wiem psy­chicz­nym nie czy­nią z nikogo sza­leńca. W tej książce uży­wam słowa „sza­lony” jako meta­fory okre­śla­ją­cej, jakie to uczu­cie, kiedy nie ist­nieje żadne oczy­wi­ste wytłu­ma­cze­nie dla sil­nych emo­cji/obja­wów. [wróć]

Zmo­dy­fi­ko­wa­łam zda­nie zaczerp­nięte z Dumy i uprze­dze­nia: „Jest prawdą powszech­nie znaną, że samot­nemu a boga­temu męż­czyź­nie brak do szczę­ścia tylko żony”. J. Austen, Duma i uprze­dze­nie, przeł. A. Przed­peł­ska-Trze­cia­kow­ska, MG, War­szawa 2022, s. 3 (e-book). [wróć]

Para­fraza stwier­dze­nia przy­pi­sy­wa­nego Ary­sto­te­le­sowi: „Im wię­cej wiesz, tym wię­cej wiesz, że nie wiesz”. [wróć]

Dr Ignaz Sem­mel­weis swoim poglą­dem o myciu rąk naprawdę wku­rzył kole­gów. Nie spodo­bała im się suge­stia, że muszą jesz­cze lepiej myć swoje lśniące czy­sto­ścią męskie ręce przed zba­da­niem pacjenta. Dr. Sem­mel­we­isa gnę­biono do tego stop­nia, że naba­wił się zała­ma­nia ner­wo­wego i osta­tecz­nie zmarł w przy­tułku dla obłą­ka­nych. Kul­tura unie­waż­nia­nia (can­cel cul­ture) nie jest więc niczym nowym. Patrz: https://www.bri­tan­nica.com/bio­gra­phy/Ignaz-Sem­mel­weis (w pol­skich źró­dłach np. https://pl.wiki­pe­dia.org/wiki/Ignaz_Sem­mel­weis – przyp. red.). [wróć]

Wypo­wiedź Carla Sagana pocho­dzi z nagra­nego przez niego video The Pale Blue Dot. Obej­rzyj go, jeśli potrze­bu­jesz nieco inspi­ra­cji. Pol­skie tłu­ma­cze­nie tych słów (roz­po­wszech­nione w inter­ne­cie) pocho­dzi z napi­sa­nej przez Sagana książki Błę­kitna kropka. Czło­wiek i jego przy­szłość w kosmo­sie, przeł. M. Kro­śniak, Pró­szyń­ski i S-ka, 1996, s. 27 (e-book). [wróć]

Nawet scep­tycy są zgodni co do tego, że glo­balne ocie­ple­nie to zja­wi­sko realne. Patrz: Know the Facts: A Skep­tic’s Guide to Cli­mate Change, https://sta­tic.ber­ke­ley­earth.org/pdf/skep­tics-guide-to-cli­mate-change.pdf. [wróć]

Komiczka Han­nah Gadsby pod­su­mo­wuje to w swoim pro­gra­mie spe­cjal­nym Douglas: „Jak­kol­wiek trudne nie byłoby to życie, miło je w ogóle mieć. A już zwłasz­cza miło jest mieć to życie w świe­cie bez polio. Polio jest złe, i to jest fakt, a nie uczu­cie”. [wróć]

Będę na­dal uży­wała ter­mi­nów „mózg emo­cjo­nalny” i „układ lim­biczny”, ponie­waż przy­miot­nik „lim­biczny” wywo­dzi się od łaciń­skiego słowa ozna­cza­ją­cego kra­wędź lub gra­nicę. Może i nie ist­nieje dosłowna gra­nica, która oddzie­la­łaby poszcze­gólne czę­ści mózgu odpo­wia­da­jące za poszcze­gólne pro­cesy, ale któż z nas nie czuł, że doszedł do gra­nic swo­jej wytrzy­ma­ło­ści lub jest na kra­wę­dzi? [wróć]

„Nie ist­nieją żadne ana­to­miczne kry­te­ria pozwa­la­jące okre­ślić, które tkanki wcho­dzą w skład «układu lim­bicz­nego», a które nie”. Patrz: https://how-emo­tions-are-made.com/notes/Criticisms_of_the_limbic_system_concept. [wróć]

https://bra­in­ma­ster.com/software/pubs/books/Ana­tomy%20of%20Neuropsychiatry.pdf. [wróć]

Według stanu na 2020 rok więk­szość neu­ro­nau­kow­ców nie popiera już poglądu, że naszym życiem rzą­dzą trwale ukształ­to­wane instynkty, które w odpo­wie­dzi na okre­ślone bodźce auto­ma­tycz­nie uru­cha­miają kon­kretne emo­cje wraz z towa­rzy­szą­cym im wyra­zem twa­rzy i reak­cjami fizjo­lo­gicz­nymi. Patrz: https://drsa­rahmc­kay.com/rethin­king-the-rep­ti­lian-brain/. [wróć]

R.D. Laing, Poli­tyka doświad­cze­nia. Raj­ski ptak, przeł. A. Grzy­bek, Wydaw­nic­two KR, War­szawa 2005, s. 136. [wróć]

B. van der Kolk, Strach ucie­le­śniony. Mózg, umysł i ciało w tera­pii traumy, przeł. M. Załoga, Czarna Owca, War­szawa 2023, s. 161 (e-book). [wróć]

W Pol­sce pod­ręcz­nik wydany pod tytu­łem Kry­te­ria dia­gno­styczne zabu­rzeń psy­chicz­nych DSM-5, red. P. Gałecki, M. Pilecki, J. Ryma­szew­ska, A. Szulc, S. Sido­ro­wicz, J. Wciórka, Edra Urban & Part­ner, Wro­cław 2018 (przyp. tłum.). [wróć]

Mam nadzieję, że w kolej­nych edy­cjach DSM znaj­dzie się wię­cej infor­ma­cji na temat traumy i czyn­ni­ków śro­do­wi­sko­wych. [wróć]

Oświad­cze­nie: DSM nie jest dosko­nały, ale jest nie­zbędny. Dia­gnozy oparte o DSM pozwa­lają ludziom uzy­skać dostęp do usług w ramach ubez­pie­cze­nia zdro­wot­nego. [wróć]

Gasli­gh­ting to forma mani­pu­la­cji, która ma skło­nić ofiarę do powąt­pie­wa­nia we wła­sny osąd rze­czy­wi­sto­ści (przyp. tłum.). [wróć]

Wielki bidon z wodą to w wielu wspól­no­tach reli­gij­nych wyznacz­nik sta­tusu, tro­chę jak torebka Bir­kin. Można by było nosić ze sobą zwy­kłą butelkę z wodą jak prze­ciętny czło­wiek, ale wielki bidon mówi wszyst­kim, że jesteś powstrzy­mu­ją­cym się od jedze­nia super­gwiaz­do­rem. [wróć]

„Prze­trwa­nie” odnosi się do fizycz­nego bez­pie­czeń­stwa i wydaj­nego zarzą­dza­nia potrze­bami ener­ge­tycz­nymi. [wróć]