Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Najsilniejsza jest taka miłość, która nie walczy ze swoją słabością”.
Maria, młoda dziewczyna z brazylijskiej prowincji, wyrusza w daleką podróż. Jednak świat jest inny, niż sobie wyobrażała. Gorzkie doświadczenia sprawiają, że zostaje prostytutką. Decyduje się na życie bez miłości i wpada w pułapkę, z której wybawić ją może jedynie miłość… Jedenaście minut to współczesna baśń dla dorosłych, przypowieść o seksie i miłości, a także o przeznaczeniu, które sprawia, że kręte ścieżki naszego losu mogą nieoczekiwanie poprowadzić nas ku szczęściu, choć dawno przestaliśmy w nie wierzyć.
Jedenaście minut to zarazem głębokie studium o naszej seksualności, o jej sacrum i profanum, o jednej z najważniejszych i zarazem najbardziej zakłamanych sfer naszego życia. To powieść, która nie pozwala na obojętność i budzi nadzieję, że spotkanie z drugim człowiekiem może być najważniejszym doświadczeniem naszego życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 237
Paulo Coelho
Urodził się 24 sierpnia 1947 roku w Rio de Janeiro. Zanim został pisarzem, tworzył teksty piosenek, pracował jako producent muzyczny i dziennikarz. Ważnym źródłem inspiracji jest dla Paula jego własne życie. Światową sławę przyniósł mu Alchemik, który ukazał się po jego pierwszej powieści Pielgrzym. Alchemik był jednym z najważniejszych wydarzeń wydawniczych XX wieku, sprzedał się w 150 milionach egzemplarzy i został opublikowany w 88 językach, co czyni Paula Coelho najczęściej tłumaczonym autorem z języka portugalskiego na świecie i jednym z najpopularniejszych pisarzy współczesnych. W Polsce jego książki osiągnęły nakład 5 milionów egzemplarzy.
Alchemik, Pielgrzym, Brida, Podręcznik wojownika światła, Weronika postanawia umrzeć, Jedenaście minut, Zahir, Czarownica z Portobello, Zwycięzca jest sam, Alef, Zdrada, Szpieg, Hipis i inne jego tytuły sprzedały się w ponad 320 milionach egzemplarzy na całym świecie.
Jest członkiem Brazylijskiej Akademii Literatury i otrzymał Order Legii Honorowej w randze kawalera. W 2007 roku został mianowany Posłańcem Pokoju ONZ.
Dwudziestego dziewiątego maja 2002 roku, kilka godzin przed ukończeniem tej powieści, pojechałem do Lourdes we Francji, by zaczerpnąć trochę wody z cudownego źródła. Byłem już na placu przed bazyliką, gdy pewien starszy pan zwrócił się do mnie: „Czy pan wie, że jest podobny do Paula Coelho?”. Odpowiedziałem mu, że jestem Paulem Coelho. Wtedy uścisnął mnie serdecznie, przedstawił mi swoją żonę i wnuczkę, po czym wyznał, że moje książki są dla niego bardzo ważne. „Pozwalają marzyć” – podsumował. Bardzo często słyszałem to zdanie z ust moich czytelników i zawsze sprawiało mi wielką przyjemność. Jednakże w tamtej chwili odczułem żywe zaniepokojenie – wiedziałem, że Jedenaście minut porusza temat delikatny, kłopotliwy, szokujący. Podszedłem do źródła, zaczerpnąłem trochę cudownej wody, po czym zapytałem tego pana, gdzie mieszka (na północy Francji, w pobliżu belgijskiej granicy), i zapisałem jego nazwisko.
Tę książkę dedykuję Panu, Maurice Gravelines. Moją powinnością wobec Pana, Pańskiej żony, wnuczki i wobec samego siebie jest mówić o tym, co dla mnie ważne, a nie o tym, co wszyscy chcieliby usłyszeć. Niektóre książki rozbudzają nasze marzenia, inne przywołują nas do rzeczywistości, lecz każda winna odzwierciedlać to, co dla pisarza najistotniejsze: uczciwość pisania.
O Maryjo bez grzechu poczęta,módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy. Amen
A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne,dowiedziawszy się, że [Jezus] jest gościem w domu faryzeusza,przyniosła flakonik alabastrowy olejku i stanąwszy z tyłuu nóg Jego, płacząc zaczęła łzami oblewać Jego nogii włosami swej głowy je wycierać.Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem.Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie:„Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jednai jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą”.Na to Jezus rzekł do niego: „Szymonie, mam ci coś powiedzieć”.On rzekł: „Powiedz, Nauczycielu”.„Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników.Jeden winien był mu pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt.Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom.Który więc z nich będzie go bardziej miłował?”.Szymon odpowiedział: „Sądzę, że ten, któremu więcej darował”.On mu rzekł: „Słusznie osądziłeś”.Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi:„Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu,a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopyi swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku,a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich.Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiemnamaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci:Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje”.
Łukasz 7: 37-47
Jestem pierwszą i ostatnią,Czczoną i nienawidzoną,Jestem świętą i ladacznicą.Małżonką i dziewicą.Jestem matką i córką.Ramieniem mojej matki jestem,Bezpłodną, lecz moje potomstwo jest niepoliczone.Zamężną i panną jestem,Jestem tą, która daje dzień i któraNigdy nie wydała potomstwa.Pocieszeniem w bólach porodowych jestem.Jestem mężem i żoną.Mąż mój do życia mnie powołał.Matką swego ojca jestem,Męża swego siostrą, on zaś synem moim odrzuconym.Cześć mi oddawajcie,Gdyż ja jestem gorszącą i wspaniałą!
Hymn na cześć Izydy, III lub IV wiek n.e. odnaleziony w Nag Hamadi [tłum. Elżbieta Janczur]
Była sobie raz prostytutka Maria.
Chwileczkę. „Była sobie raz…” to najlepszy sposób, by rozpocząć bajkę dla dzieci, a o prostytutkach rozmawia się tylko między dorosłymi. Jak można rozpoczynać książkę od takiej oczywistej sprzeczności? No ale skoro w każdym momencie naszego życia jedną nogą tkwimy w świecie baśni, a drugą w otchłani piekieł, zachowajmy ten początek.
Była sobie raz prostytutka Maria.
Nikt nie rodzi się prostytutką. Jako dziecko była uosobieniem niewinności, a dorastając marzyła, że spotka mężczyznę swojego życia (bogatego, pięknego, inteligentnego), wyjdzie za niego za mąż (w białej sukni z welonem), będzie mieć z nim dwoje dzieci (które staną się sławne), zamieszka w pięknym domu (z widokiem na morze). Jej ojciec był komiwojażerem, a matka krawcową. W rodzinnym miasteczku w brazylijskim Nordeste było tylko jedno kino, jedna restauracja i jeden oddział banku. A jednak Maria z utęsknieniem wyczekiwała dnia, w którym książę z bajki pojawi się tu nagle, by ją oczarować i zabrać ze sobą na podbój świata.
Ale ponieważ książę z bajki się nie pojawiał, nie pozostawało jej nic innego, jak marzyć. Po raz pierwszy zakochała się, kiedy miała jedenaście lat. Zobaczyła tego chłopca w drodze na rozpoczęcie roku szkolnego. Okazało się, że mieszka w sąsiedztwie i chodzi do tej samej szkoły. Nie zamienili ze sobą ani słowa, ale Maria spostrzegła, że najbardziej lubi te chwile w ciągu dnia, kiedy słońce praży najmocniej, a ona spragniona i zadyszana z trudem dotrzymuje kroku żwawo idącemu chłopcu.
Trwało to przez wiele miesięcy. Maria, która nie przepadała za nauką i całe dnie spędzała przed telewizorem, zapragnęła nagle, by czas płynął jak najszybciej. Nie mogła doczekać się poranka, wyjścia do szkoły i w przeciwieństwie do swych rówieśniczek uznała weekendy za śmiertelnie nudne. Jednak dzieciom czas płynie o wiele wolniej niż dorosłym. Maria cierpiała, a dni dłużyły się jej niemiłosiernie, bo mogła dzielić z ukochanym tylko dziesięć minut, tysiące innych zaś spędzała na rozmyślaniach o nim i wyobrażaniu sobie, jak by to było cudownie, gdyby mogli ze sobą porozmawiać.
Aż pewnego ranka chłopak podszedł do niej i poprosił, by pożyczyła mu ołówek. Maria wzruszyła ramionami i nie odezwała się ani słowem. Udała, że jest zagniewana zaczepką, i przyśpieszyła kroku. Tak naprawdę kiedy zobaczyła, jak ukochany kieruje się w jej stronę, była przerażona. Bała się, że wszystko wyjdzie na jaw. To, że go skrycie kocha, że czeka na niego, że marzy, by wziąć go za rękę, minąć szkolną bramę i pójść z nim w świat, tam gdzie, jak mówiono, znajdują się wielkie miasta, bohaterowie powieści, artyści, samochody, liczne sale kinowe i mnóstwo rzeczy do odkrycia.
Na lekcjach przez cały dzień była rozkojarzona. Złościła się na swoje niedorzeczne zachowanie, ale i cieszyła, że chłopiec również ją zauważył. Gdy podszedł blisko, dostrzegła pióro wystające z jego kieszeni. Ołówek był więc tylko pretekstem, by zacząć rozmowę. Tęskniła za tym chłopcem. Tej nocy – i podczas następnych – zaczęła układać sobie w duchu odpowiedzi, jakich mogłaby mu udzielić. Gorączkowo poszukiwała takiej, która stałaby się początkiem ich wielkiej miłości.
Ale on już nigdy więcej się do niej nie odezwał. Nadal widywali się w drodze do szkoły. Maria nieraz szła kilka kroków przed nim, trzymając ołówek w prawej ręce, a niekiedy za nim, by móc się mu przyglądać z czułością. Lecz pozostawało jej jedynie kochać i cierpieć w milczeniu aż do końca roku szkolnego.
Podczas wakacji, które wydawały się nie mieć końca, obudziła się pewnego ranka z udami poplamionymi krwią i wpadła w rozpacz. Pomyślała, że umiera. Postanowiła zostawić chłopcu list pożegnalny, w którym wyznałaby mu swoją wielką miłość, a następnie zapuścić się na pustkowie i wydać na pastwę wilkołaka czy bezgłowej mulicy, dzikich bestii, które budziły postrach wśród okolicznych wieśniaków. Rodzice nie opłakiwaliby jej śmierci. Ubodzy nie tracą wiary pomimo tragedii, których nie szczędzi im los. Uznaliby, że została porwana przez zamożną, bezdzietną rodzinę i że powróci pewnego dnia w aureoli sławy i bogactwa. Natomiast obecnej (i dozgonnej) miłości jej życia nie udałoby się o niej zapomnieć. Chłopak każdego dnia wyrzucałby sobie, że już nigdy więcej się do niej nie odezwał.
Nie napisała jednak listu, gdyż matka weszła do pokoju, zobaczyła pokrwawioną pościel, uśmiechnęła się i powiedziała: „Teraz już jesteś panną, moja mała”.
Maria była ciekawa, jaki związek ma krew, która wyciekała spomiędzy jej nóg, z byciem panną, lecz matka nie umiała jej tego wyjaśnić. Zapewniła tylko, że to całkiem normalne i że odtąd będzie musiała nosić podpaskę nie większą niż poduszka dla lalki przez cztery albo pięć dni w miesiącu. Maria zapytała, czy mężczyźni używają rurki, aby krew nie poplamiła im spodni, lecz usłyszała, że to się przydarza tylko kobietom.
Żaliła się Bogu, ale w końcu pogodziła się z miesiączkami. Nie pogodziła się jednak z nieobecnością chłopca i wciąż wyrzucała sobie własną głupotę, przez którą szczęście umknęło jej sprzed nosa. W przeddzień rozpoczęcia roku szkolnego weszła do jedynego w jej mieście kościoła i przyrzekła świętemu Antoniemu, że pierwsza odezwie się do chłopca.
Następnego dnia wyszykowała się pięknie, włożyła nową sukienkę, którą matka uszyła specjalnie na tę okazję, i wyszła, dziękując Bogu, że wakacje wreszcie dobiegły końca. Ale chłopiec się nie pojawił. Minął kolejny tydzień pełen obaw, zanim Maria usłyszała, że wyjechał z miasta.
„Wyjechał gdzieś daleko” – poinformował ją któryś z kolegów.
W ten sposób Maria dowiedziała się, że można coś utracić na zawsze. Dowiedziała się również, że istnieje miejsce zwane „daleko”, że świat jest ogromny, a jej miasto małe i że ludzie najbardziej godni uwagi zawsze w końcu z niego wyjeżdżają. Ona też chciała wyjechać, ale była na to jeszcze za młoda. Patrząc na zakurzone ulice rodzinnego miasta przyrzekła sobie, że pewnego dnia wyruszy w ślad za chłopcem. Przez dziewięć kolejnych piątków, zgodnie z miejscową tradycją, przystępowała do komunii i modliła się żarliwie do Matki Boskiej, by pewnego dnia pomogła jej się stąd wyrwać.
Przez jakiś czas była przygnębiona, bo nie mogła natrafić na ślad chłopca. Nikt nie wiedział, dokąd wyprowadzili się jego rodzice. W końcu uznała, że świat jest zbyt wielki, miłość niebezpieczna, a Matka Boska zbyt wysoko w niebie, aby wsłuchiwać się w prośby dzieci.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Jak chyba wszystkim – w tym akurat przypadku uogólniam bez wahania – zajęło mi trochę czasu odnalezienie uświęconego sensu seksualności. Moja młodość przypadła na czasy skrajnej swobody seksualnej, odkryć i wybryków, po których nastąpił okres ascetyzmu i pokuty – trzeba było zapłacić cenę za lata rozpusty.
W czasie tej dekady swawoli, przypadającej na lata siedemdziesiąte, Irving Wallace wydał powieść o cenzurze w Stanach Zjednoczonych. Opisał w niej machinacje wymiaru sprawiedliwości mające doprowadzić do zakazu publikacji książki na temat seksu zatytułowanej Siedem minut.
W powieści Wallace’a rękopis książki stanowi jedynie pretekst do dywagacji na temat cenzury, motyw seksu jako takiego pojawia się rzadko. Często zadawałem sobie pytanie, jak mogłoby wyglądać to dzieło. A gdybym podjął się jego napisania?
Tak się jednak składa, że w swej powieści Wallace często przytacza ten fikcyjny rękopis, co sprawiło, że wykonanie tego zadania stało się niemożliwe. W pamięci zachowałem tylko tytuł (notabene uważam, że Wallace bardzo ograniczył ten czas, co pozwoliłem sobie nieco zmienić) oraz pogląd, że o seksie należy mówić poważnie – co zresztą zrobiło już wielu pisarzy.
W 1997 roku, wkrótce po spotkaniu z czytelnikami w Mantui, w recepcji hotelu, w którym się zatrzymałem, ktoś zostawił dla mnie rękopis książki. Zazwyczaj nie czytuję rękopisów, ale ten przeczytałem jednym tchem. Była to historia brazylijskiej prostytutki, jej perypetie, kłopoty z prawem. W 2000 roku, będąc przejazdem w Zurychu, skontaktowałem się telefonicznie z tą kobietą, która przybrała pseudonim Sonia. Powiedziałem jej, że tekst mi się spodobał, i poradziłem, by wysłała go do mojego brazylijskiego wydawcy, który jednak nie zdecydował się go opublikować. Sonia przyjechała do Zurychu i zaprosiła nas – mojego przyjaciela, reporterkę z dziennika „Blick”, która właśnie przeprowadzała ze mną wywiad, i mnie – na Langstrasse w tamtejszej dzielnicy „czerwonych latarni”. Nie miałem pojęcia, że Sonia uprzedziła swoje koleżanki o naszej wizycie, i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu przyszło mi podpisywać tam moje książki w wielu językach.
Już wtedy podjąłem decyzję pisania o seksie, ale nie miałem jeszcze ani fabuły, ani głównego bohatera. Myślałem o historii ukierunkowanej na poszukiwanie świętości, lecz to spotkanie na Langstrasse olśniło mnie: aby pisać o uświęconym wymiarze seksu, trzeba najpierw zrozumieć, dlaczego jest tak często bezczeszczony.
Zapytany przez dziennikarza szwajcarskiego pisma „L’Illustré”, opowiedziałem mu anegdotę o zaimprowizowanym podpisywaniu książek na Langstrasse, co zaowocowało wielkim reportażem na ten temat. Po opublikowaniu tego reportażu pewnego popołudnia w genewskiej księgarni, gdzie rozdawałem autografy, pojawiło się wiele prostytutek z moimi książkami do podpisu. Jedna z nich szczególnie przykuła moją uwagę i wraz z moją agentką i przyjaciółką, Mônicą Antunes, zaprosiliśmy ją na kawę, która przerodziła się w kolację i w kolejne spotkania przez następne dni. Tak zrodziła się myśl przewodnia Jedenastu minut.
Chciałbym podziękować Annie von Planta, mojej szwajcarskiej wydawczyni, za niezmiernie ważne informacje dotyczące sytuacji prawnej prostytutek w jej kraju, jak również następującym kobietom z Zurychu (są to oczywiście ich pseudonimy): Soni, którą już znałem z Mantui (może pewnego dnia kogoś zainteresuje jej książka!), Marcie, Antenorze i Isabelli, oraz z Genewy (również pseudonimy): Amy, Lucii, Andrei, Vanessie, Patrick, Theresie i Annie Christinie.
Dziękuję także Antonelli Zara, która pozwoliła mi wykorzystać fragmenty swej książki Nauka o namiętności, by wzbogacić niektóre partie pamiętnika Marii.
Wreszcie dziękuję Marii (pseudonim), która mieszka dziś w Lozannie, jest mężatką, ma dwie córki. To ona podzieliła się ze mną i Mônicą swoją historią, będącą kanwą tej książki.
Paulo Coelho