Józef Piłsudski. Człowiek i polityk - Sławomir Koper - ebook

Józef Piłsudski. Człowiek i polityk ebook

Sławomir Koper

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Bez wątpienia żaden z polskich polityków XX stulecia nie wywarł tak wielkiego wpływu na dzieje naszego kraju jak Józef Piłsudski. Zesłaniec i rewolucjonista, bojownik napadający z bronią w ręku na pociągi, a następnie twórca polskiego czynu zbrojnego podczas I wojny światowej. Triumfator w wojnie z bolszewikami, człowiek, który ocalił Polskę i Europę przed komunizmem. Ale równocześnie polityk, który zdobył władzę na skutek krwawego przewrotu wojskowego. Twórca autorytarnego systemu, bez którego wiedzy nic w Polsce nie mogło się wydarzyć. A jednocześnie abnegat życiowy, niemający większych potrzeb, niezwracający uwagi na splendory i luksusy. Czarujący, inteligentny rozmówca i brutalny polemista używający publicznie wulgarnego słownictwa. Czuły i kochający ojciec, a równocześnie mężczyzna, który większość życia spędził w trójkącie małżeńskim. W tej książce autor nie wydaje ocen na temat postępowania marszałka, ograniczając się wyłącznie do przedstawienia faktów. Józef Piłsudski miał za życia fanatycznych wielbicieli i zajadłych przeciwników. A jego śmierć nic w tej kwestii nie zmieniła, do dzisiaj osoba marszałka wzbudza namiętne spory, i to nie tylko wśród historyków.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 295

Oceny
4,3 (34 oceny)
20
6
6
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Sławomir Koper

Józef Piłsudski. Człowiek i polityk

Projekt okładki i stron tytułowych Michał Bernaciak

Redaktor merytoryczny Barbara Tarnas

Redaktor prowadzący Zofia Gawryś

Redaktor techniczny Agnieszka Matusiak

Korekta Ewa Grabowska

Copyright © by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2010

Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową wszystkich swoich książek z rabatem.www.ksiegarnia.bellona.pl

Nasz adres: Bellona SA ul. Grzybowska 77, 00-844 Warszawa Dział Wysyłki: tel. 22 457 03 06, 652 27 01 fax 22 620 42 [email protected]

ISBN 9788311121898

Konwersja do formatu EPUB:

Od autora

Bez wątpienia żaden z polskich polityków XX stulecia nie wywarł tak wielkiego wpływu na dzieje naszego kraju, jak Józef Piłsudski. Zesłaniec i rewolucjonista, bojownik napadający z bronią w ręku na pociągi, a następnie twórca polskiego czynu zbrojnego podczas pierwszej wojny światowej. Triumfator w wojnie z bolszewikami, człowiek, który ocalił Polskę i Europę przed komunizmem. Ale równocześnie polityk, który zdobył władzę na skutek krwawego przewrotu wojskowego. Twórca autorytarnego systemu, bez którego wiedzy nic w Polsce nie mogło się wydarzyć. A jednocześnie abnegat życiowy niemający większych potrzeb, niezwracający uwagi na splendor i luksusy. Czarujący, inteligentny rozmówca i brutalny polemista, używający publicznie wulgarnego słownictwa. Czuły i kochający ojciec, a równocześnie mężczyzna, który większość życia spędził w trójkącie małżeńskim.

W tej książce unikałem wydawania ocen dotyczących postępowania Marszałka, ograniczając się wyłącznie do przedstawienia faktów. Józef Piłsudski miał za życia fanatycznych wielbicieli i zajadłych przeciwników. A jego śmierć nic w tej kwestii nie zmieniła, do dzisiaj osoba Marszałka wzbudza namiętne spory, i to nie tylko wśród historyków.

Na rynku wydawniczym pojawiło się wiele biografii Komendanta, najczęściej poświęconych jego działalności politycznej i wojskowej. Kilka lat temu ukazała się również publikacja opisująca wyłącznie jego związki uczuciowe z kobietami. Brakowało natomiast popularnej biografii ukazującej jego działalność polityczną na tle życia osobistego. W książce, którą Państwo mają przed sobą, obie sfery życia Marszałka potraktowane są równorzędnie. A więc znajdziemy działalność rewolucyjną w szeregach PPS, ale również rywalizację z Romanem Dmowskim o względy Marii Juszkiewiczowej, czego zresztą obaj panowie nigdy sobie nie wybaczyli. A czy to przypadek, że jedyna akcja bojowa PPS, którą Piłsudski osobiście dowodził, odbyła się z udziałem Aleksandry Szczerbińskiej – kolejnej kobiety, którą obdarzył uczuciem? Czy jakikolwiek mężczyzna nie chciałby wykazać się odwagą przed ukochaną?

W życiu osobistym Józefa Piłsudskiego było kilka tajemniczych wydarzeń, których do dzisiaj nie udało się wyjaśnić. Nigdy nie ustalono ostatecznie, co łączyło Marszałka z piękną (młodszą o trzydzieści lat) doktor Eugenią Lewicką. Nie wiadomo, co zaszło podczas ich wspólnego pobytu na Maderze i co spowodowało śmierć pięknej lekarki kilka miesięcy później. Czy było to samobójstwo, czy też morderstwo? Niewykluczone, że to tragiczne wydarzenie fatalnie odbiło się na zdrowiu fizycznym i psychicznym starzejącego się Marszałka. Czy to przypadek, że spośród czterech kobiet, z którymi połączyło go uczucie, dwie popełniły samobójstwo?

Życie prywatne polityka nie ogranicza się oczywiście do związków z kobietami. Równie ważne są codzienne upodobania, zainteresowania, przyzwyczajenia. I w tych sprawach Piłsudski odbiegał od utartego schematu. Nawet gusta kulinarne miał niebanalne, nietypowe dla człowieka, który większość życia spędził w mundurze. Marszałek wydawał się realistą, człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, a uwielbiał kreskówki Walta Disneya, wierzył w zjawiska nadprzyrodzone i badał je, brał udział w seansach spirytystycznych. Żył zresztą własnym rytmem, niezrozumiałym dla innych. Największą aktywność (szczególnie u schyłku życia) przejawiał nocą, czasami zapraszał gości nawet po północy… Również o tak nietypowych porach dyktował swoje prace.

Obok głównego bohatera w niniejszej pracy wiele miejsca poświęcono osobom z najbliższego kręgu Marszałka. Dzięki temu można zaobserwować ewolucję Piłsudskiego od pełnego życia, towarzyskiego działacza partyjnego do samotnika z GISZ-u, jakim stał się u schyłku swej drogi. Odseparowanego niemal zupełnie od otaczającego go świata, dopuszczającego do siebie tylko wąskie grono starannie wyselekcjonowanych osób.

Celem tej książki nie jest poszukiwanie taniej sensacji, chociaż niektóre relacje czy opinie mogą wzbudzać kontrowersje. Ale prawdziwa wielkość nie musi obawiać się poruszania spraw trudnych – zyskuje tylko na sympatii. Nic tak bowiem nie zabija osobowości, jak pozbawienie jej zwyczajnych potrzeb i odruchów, prawa do popełniania błędów i posiadania wad. Tadeusz Boy-Żeleński nazwał to kiedyś brązownictwem, a jego uwagi pozostały do dzisiaj aktualne. Trudno znaleźć biografię historyczną, której autor ukazałby żywego człowieka, a nie posąg pozbawiony ludzkich odruchów. Mam nadzieję, że książka, której jestem autorem, w przypadku Józefa Piłsudskiego wypełni tę lukę.

Sławomir Koper

Rozdział 1 Ziuk

W Zułowie

Nazwisko Piłsudskich po raz pierwszy pojawiło się w dokumentach pochodzących ze schyłku XV wieku. Pierwszym znanym przedstawicielem rodziny był starosta upicki Bartłomiej Giniejtowicz, który przybrał nazwisko od nazwy swojej posiadłości (Piłsudy).

W czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów rodzina uległa całkowitej polonizacji. Piłsudskich, związanych ze Żmudzią, zaliczano do zamożnych przedstawicieli miejscowej szlachty. Sytuacja uległa zmianie na początku XIX wieku – rozrzutny tryb życia Kazimierza Piłsudskiego (pradziadka przyszłego Marszałka) zakończył się licytacją rodzinnego majątku. Jego synowie utrzymywali się z dzierżaw, a korzystne związki małżeńskie umożliwiały rodzinie dostatni byt.

Wnuk Kazimierza – Józef Wincenty Piłsudski – poślubił w kwietniu 1863 roku swoją kuzynkę, Marię Billewiczównę. Małżonkowie byli ze sobą blisko spokrewnieni i do zawarcia małżeństwa konieczna była dyspensa, co zresztą uzyskano bez większych problemów. Maria wniosła swojemu mężowi znaczny posag – kilkaset tysięcy rubli oraz ponad 8 tysięcy hektarów ziemi. Wkrótce po ślubie młoda para opuściła Żmudź, przenosząc się do Zułowa – położonego o 60 kilometrów od Wilna. Tam też 5 grudnia 1867 roku urodził się Józef Klemens Piłsudski.

W ciągu osiemnastu lat Maria urodziła dwanaścioro dzieci (w tym raz bliźnięta). Ciąże i porody wyczerpały jej organizm; nigdy zresztą nie cieszyła się zbyt dobrym zdrowiem. Często zapadała na różne infekcje, przez całe życie również lekko utykała (pozostałość po zapaleniu stawu biodrowego w dzieciństwie). Pomimo słabego zdrowia przez całe życie imponowała jednak siłą charakteru i wytrwałością, to również ona dbała o patriotyczne wychowanie dzieci.

Bliskie pokrewieństwo pomiędzy Piłsudskimi i Billewiczami mogło być przyczyną dewiacji umysłowych wśród potomstwa Józefa Wincentego i Marii. W dzieciństwie zmarło dwoje najmłodszych, ale z pozostałych przy życiu aż troje przejawiało różnego rodzaju zaburzenia psychiczne. Helena, najstarsza z rodzeństwa, była bez wątpienia osobą ograniczoną umysłowo – jej nauczyciele określali ją jako „półidiotkę”. Inna z sióstr, Maria, zmarła w zakładzie psychiatrycznym, natomiast najmłodszy z rodzeństwa, Kacper Piłsudski, był kleptomanem. Zupełnie innego rodzaju anomalie przejawiał urodzony w 1866 roku Bronisław. Światowej sławy etnograf, badacz kultury Ajnów czasami zachowywał się w sposób zupełnie niekonwencjonalny:

„Ma odczyt w Krakowie. W toku odczytu w pewnej chwili zaczyna mówić ciszej i ciszej, jakby zmęczony, aż w końcu zasypia […]. Kiedy indziej na towarzyskim zebraniu wieczornym przeprasza obecnych, że jest bardzo zmęczony i musi udać się do domu. Kiedy po półgodzinie inni goście wychodzą, znajdują go w postawie stojącej w przedpokoju, lecz śpiącego, z jedną ręką w rękawie palta”.

Ale bywało też, że w rodzinach, których przodkowie byli ze sobą blisko spokrewnieni, czasami przychodziły na świat jednostki wybitne, o wyjątkowych uzdolnieniach. I tak miało się wydarzyć wśród potomków Józefa Wincentego i Marii z Billewiczów.

Józef Klemens Piłsudski (nazywany zdrobniale Ziukiem) urodził się jako czwarte z kolei dziecko właścicieli Zułowa. Dzieciństwo upłynęło mu w dostatku, dom prowadzono na wysokiej stopie, nie brakowało służby ani charakterystycznych dla polskich dworów rezydentów.

„Duży modrzewiowy dwór – pisał Władysław Pobóg-Malinowski – wewnątrz dwanaście obszernych pokoi, portrety przodków na ścianach; dokoła dworu blok zabudowań folwarcznych i przemysłowych; przed oszklonym gankiem – wielki gazon, za nim – brama wjazdowa z herbowymi tarczami; na lewo od gazonu – sady owocowe i ogrody; nieszeroka, lecz wartka i głęboka Mera otaczała dwór malowniczym półkolem; z wpadających do niej dwóch strumyków – Paprotki i Mułówki – pierwszy tworzył duży i głęboki staw z wysmukłymi topolami nad brzegiem; wzdłuż Mery ciągnął się drugi sad i piękna aleja świerkowa, poza tym łączyły dwór z rzeką szeregi starych lip; malowniczym zakątkiem był pagórek, zadrzewiony, tuż nad rzeką. Zaraz za folwarkiem ciągnęły się lasy, w głębi tworzące raczej puszczę; w lesie tym, w odległości paru kilometrów od dworu, chowało się duże jezioro Piorun”.

Sielskie dzieciństwo Józefa Klemensa trwało zaledwie siedem lat. Kiedy w lipcu 1874 roku dwór i zabudowania padły ofiarą gwałtownego pożaru, okazało się, że właścicieli nie stać na odbudowę. Majątek okazał się tak poważnie zadłużony, że rodzina musiała przenieść się na stałe do Wilna.

Józef i Bronisław Piłsudscy

Po latach sugerowano, że przyczyną katastrofy finansowej były restrykcje władz carskich po stłumieniu powstania styczniowego. O bankructwie rodziny miały zadecydować obostrzenia gospodarcze, kontrybucje nakładane na polskich ziemian wraz z uwłaszczeniem chłopów. Nic bardziej mylnego. Piłsudscy należeli do tej grupy właścicieli ziemskich, którzy nie musieli obawiać się nowej sytuacji gospodarczej. Nie ukrywał tego przyszły Marszałek, opowiadając po latach swoim współpracownikom:

„Mój ojciec nieboszczyk był wspaniałym uczonym agronomem, ale taki ogromny majątek jak Zułów przy końcu jego życia wyglądał jak Smorgonie po rozstrzelaniu – był na dziedzińcu las słupów kamiennych, nie wiadomo po co. Bóg wie, czego on nie narobił, bo nie był administratorem”.

W Smorgoniach mieściła się znana w Rzeczypospolitej szkoła tresury niedźwiedzi, nazywana żartobliwie akademią, poza tym wypiekano tam najsławniejsze na Kresach obwarzanki…

Józef Wincenty był wizjonerem, a nie gospodarzem. Miał różne koncepcje prowadzenia majątku: chciał rozwijać hodowlę i uprawę ziemi, planował przekształcenie Zułowa w ośrodek przemysłowy. Wybudował młyny, gorzelnię, wędzarnię, cegielnię; produkował terpentynę i drożdże. Brakowało mu jednak podstawowej cechy dobrego gospodarza – cierpliwości. Nie kończył realizacji projektów, natychmiast zajmował się nowymi, a co gorsza, nie zwracał w ogóle uwagi na miejscowe realia.

„Kupował więc maszyny rolnicze – wspominał Ludwik Krzywicki – o których posłyszał i które były na miejscu za granicą, ale w Wileńszczyźnie, wobec niezmiernej taniości siły roboczej, nie opłacały się, robotnik zaś nieokrzesany, przewybornie chadzał z sochą i drewnianą broną, ale nie umiał się obejść z broną żelazną w jej różnych odmianach”.

Ojciec rodziny z właściwą sobie beztroską nie potrafił doglądać własnych interesów. Po wybudowaniu gorzelni (ostatecznie ziemniaków na Wileńszczyźnie nie brakowało) na czas pędzenia spirytusu wyjechał z majątku, nie przygotowawszy właściwie niczego.

„Grunta zułowskie nadawały się do produkcji kartofli – kontynuował Krzywicki – lecz właściciel nie nadawał się na przedsiębiorcę-gorzelnika. Akurat podczas kampanii mającej się rozpocząć, a rozpoczęcie zależało między innymi od obecności akcyźnika, Piłsudski wyjechał z majątku. Rozpoczęto pędzenie spirytusu, lecz okazało się, że nie przygotowano naczyń w dostatecznej ilości do pomieszczenia produktów. Trzeba było z gospodarstwa domowego wziąć wszystkie kotły, rondle, stągwie, kubły. Naturalnie, tego było za mało, więc produkowany w dalszym ciągu spirytus wylewano na ziemię”.

Wilno – Charków – Wilno

Rodzina przeniosła się do Wilna, stopniowo zajmując coraz mniejsze i gorsze mieszkania. Józef Wincenty realizował kolejne pomysły gospodarcze, zaciągał kredyty bankowe, ale niewielki dochód przynosiła jedynie firma dorożkarska. Większość pożyczek wydawano na bieżącą konsumpcję, w efekcie często nie było środków na spłatę kolejnych rat kredytów. I chociaż głodu Piłsudscy nigdy nie zaznali, to można było mówić o niedostatku. Zdarzało się, że przyszły Komendant nie miał spodni, aby pójść w nich do szkoły…

Interesującym źródłem do poznania młodzieńczych lat przyszłego Marszałka w Wilnie jest dziennik Bronisława Piłsudskiego. Obraz Ziuka nakreślony przez starszego brata nie należał do specjalnie korzystnych. Inna sprawa, że Bronisław zazdrościł bratu uwielbienia rodziny i znajomych:

„[…] w domu Ziuk nie wygląda, czy drugim wystarczy szynki, czy nie, aby jemu było dosyć, a Zinio i Adaś [młodsi bracia – S.K.] nie chcąc odstać, tak samo robią”.

„Ten Ziuk ma szalone szczęście, wszystko jemu na dobre wychodzi, a wszystko dlatego, że siebie stawia na pierwszym planie i że wiele gada (a mało robi), a durni wierzą mu i zachwycają się nim…”.

Przyszły etnograf dostrzegał również szczęście młodszego brata w szkole:

„Po obiedzie chodziłem z Ziukiem na spacer po niektórych ulicach. Ten nie uczy się, ale mu pójdzie dobrze, jak i wszystkie poprzednie egzaminy. Szczęście jego z niczym niezrównane, i to ciągle, bez żadnej przerwy. Czyta godzinę i chodzi dwie, a jutro pewnie 5 weźmie”.

Bracia (chodzili do tej samej klasy) odmiennie traktowali obowiązki szkolne. Bronisław przygotowywał sumiennie większość materiału, a na egzaminach dostawał najczęściej pytania z części sobie nieznanej. Odwrotnie było w przypadku Józefa. Ten zadowalał się niewielkim wycinkiem obowiązkowej wiedzy i z reguły dopisywało mu szczęście. Nic zatem dziwnego, że zgorzkniały Bronisław notował:

„Busz dostał 3, a Ziuk 4, choć nie czytał wcale do egzaminu”.

„[…] Focht pytał mnie z całego kursu. Odpowiadałem dobrze i dostałem 3 […], Ziuk dostał 5, jak i wielu drugich, nie wiadomo za co…”.

Bracia różnili się usposobieniem. Poważny, opanowany Bronisław i wesoły, pełen radości życia Józef. Nic dziwnego, że dochodziło pomiędzy nimi do sporów:

„Dzisiaj miałem z Ziukiem rozmowę. On wmawiał mi, że jestem starym młodym, a siebie jako przykład stawiał młodym. Bo mówi, że młodość musi wyszumieć się, śmieje się, że myślę poważnie, a sam jak puch lata po wietrze, nic z kim nie ma. Żałuje mnie, że nie zaznam młodości, a ja mu mówię, że i nie chcę zaznać młodości i głupiego życia, które jest jego ideałem”.

Przyszły badacz Sachalinu nie ograniczał swoich pretensji wyłącznie do Ziuka. Irytowało go również zachowanie sióstr:

„Dwie moje starsze siostry nie wiadomo czym są zajęte, wypyliłyby choć raz salon, a to wszędzie pył świeci się i na meblach, i na stole, a te albo tego nie widzą, albo to ich tak mało obchodzi, by wszystko było w porządku, a żeby kto przyszedł i rozniósłby po mieście, że u Piłsudskich nie wiadomo po jakiemu żyją i salonu nawet nie mogą utrzymać porządnie!”.

Bronisław jako jedyny z rodzeństwa martwił się o losy rodziny zagrożonej bankructwem. Pomagał ojcu w prowadzeniu firmy dorożkarskiej, zwracał uwagę na sytuację finansową:

„Jutro ostatni termin w banku do płacenia procentów, a tatko nie ma i połowy potrzebnych pieniędzy… Nie wiem, co z nami będzie? Czym dalej, tym gorzej. Już teraz mało kto tatce wierzy, a co będzie później, o te jutro (później) lękam się okropnie. Jeżeli tak dalej pójdzie, to przez parę lat zostaniemy przy niczym prawie…”.

Tym razem Piłsudskim udało się uniknąć nieszczęścia. Bronisław odetchnął z ulgą, chociaż chyba jako jedyny przejmował się niebezpieczeństwem:

„Dziś z łaski p. Rossochackiego majątki nasze nie były wystawione na licytację. Bo dziś był ostatni termin. Tatko, jakby go to nie obchodziło, mało kłopocze się, a p. R. latał wczoraj cały dzień i dziś cały ranek załatwiał. Oto człowiek…”.

Ale nawet wówczas (taką samą opinię wyrażał zresztą również przyszły Marszałek) Bronisław miał wysokie zdanie o inteligencji ojca. Uważał tylko, że „do rzeczy prostych, ale gruntownych, nie ma charakteru…”.

Koło samokształceniowe „Spójnia” – od lewej: Szwengruber, Busz, Józef i Bronisław Piłsudscy

Chociaż nauka nie przysparzała Ziukowi problemów, to chłopiec nie lubił rosyjskiego gimnazjum. Wychowywany przez matkę w tradycji patriotycznej traktował carską szkołę wyłącznie jako przykry obowiązek. Nie buntował się jednak specjalnie przeciwko szkolnym rygorom – podczas całej edukacji został tylko trzykrotnie ukarany aresztem szkolnym (za każdym razem za drobne wykroczenia). Raz dotyczyło to rozmowy po polsku z kolegami, innym razem nie oddał na mieście honorów dyrektorowi szkoły, zignorował również osobę generała-gubernatora. Wprawdzie razem z Bronisławem należał do tajnej młodzieżowej organizacji „Spójnia” (liczyła kilkunastu członków), ale było to raczej kółko towarzyskie, a nie konspiracyjne. Podczas zebrań czytywano i komentowano Darwina, Huxleya czy Spencera, nie można zatem mówić o działalności niepodległościowej czy wywrotowej. Zresztą Ziuk często nie przychodził na spotkania kółka, nie będąc specjalnie związany z jego działalnością.

Carscy pedagodzy z rosyjskiego gimnazjum nr 1 w Wilnie zauważali jego brak zaangażowania w proces edukacji. Uważano, że „nie wykazywał szczególnego zainteresowania do nauk”, a jedną z przyczyn przeciętnych ocen był fakt, że „niedostatecznie władał w mowie, jak i w piśmie językiem rosyjskim”. I jeszcze dość charakterystyczna opinia. Dostrzeżono, że Piłsudski wykazywał w codziennym życiu „dumę ze znaczną ilością miłości własnej”.

We wrześniu 1884 roku, w wieku zaledwie 42 lat, zmarła Maria Piłsudska, co Józef odczuł wyjątkowo boleśnie. I chociaż w ostatnich latach praktycznie nie opuszczała już łóżka, to jednak potrafiła wytworzyć ciepłą, domową atmosferę, która łagodziła konflikty rodzinne. Czułą pamięć o matce przechowywał Piłsudski do ostatnich dni swojego życia. Po latach prosił, aby pochować jego serce wraz z ciałem matki…

Kilka miesięcy po śmierci Marii Ziuk ukończył gimnazjum i złożył podanie o przyjęcie na wydział medyczny uniwersytetu w Charkowie. O wyborze uczelni zadecydowały koszty utrzymania, znacznie niższe niż w Petersburgu. A praktyka lekarska gwarantowała wyższy dochód niż posada urzędnika, nauczyciela czy inżyniera. W tych czasach zresztą medycyna przyciągała niespokojne charaktery, ludzi niezdecydowanych co do wyboru dalszej drogi życiowej. W interesujący sposób uzasadniał to Tadeusz Boy-Żeleński:

„[…] przed młodym człowiekiem po maturze – pisał Boy – otwierały się właściwie trzy drogi: prawo, filozofia lub medycyna. Prawo – w praktyce oznaczało zostać urzędnikiem; filozofia – nauczycielem gimnazjalnym. Pozostawała medycyna – powszechny rezerwuar niespokojnych duchów. I wielka niewiadoma. Można było sobie pomarzyć. O wytwornych pacjentkach, albo będąc chirurgiem o ocaleniu życia młodej milionerce, która połknęła brylantowy guzik, i o zaślubieniu jej. Społecznik, jakiś doktor Judym, mógł sobie pomarzyć o reformach socjalnych. Ktoś o bardziej awanturniczym usposobieniu może być lekarzem marynarki i objechać cały świat. […] Tamte wydziały to po prostu dalszy ciąg gimnazjum, książki i skrypta, tutaj kościotrup w pokoju, ku przerażeniu kuzynek, krajanie trupów, wdzieranie się skalpelem w sam rdzeń istnienia”.

Józef Piłsudski jako uczeń 4 klasy gimnazjum w 1880 roku

W Charkowie spędził tylko rok, o którym niewiele zachowało się informacji. Wiadomo jednak, że dwukrotnie trafił tam na kilka dni do aresztu policyjnego. Raz za udział w jakiejś studenckiej demonstracji, po raz drugi z nieznanych nam powodów. Charków nie przypadł młodzieńcowi do gustu, wobec czego podjął próbę przeniesienia się na uniwersytet w Dorpacie (obecnie Tartu w Estonii). Tamtejsza uczelnia cieszyła się dobrą renomą, a wśród studentów było wielu Polaków. Planów jednak nie udało się zrealizować i w nowym roku akademickim Piłsudski nie kontynuował studiów. Przebywał w Wilnie, gdzie związał się z grupą konspiracyjnej młodzieży. Niewiele zachowało się na ten temat informacji, ale można odnieść wrażenie, że przyszły Komendant zajął się konspiracją wyłącznie dla wypełnienia wolnego czasu. Inna sprawa, że pod wpływem otoczenia przeczytał wówczas kilka znaczących lektur, w tym Kapitał Karola Marksa. Dzieło nie wywarło na nim pozytywnego wrażenia, po latach wspominał, że „panowanie towaru nad człowiekiem” nie trafiło mu do przekonania.

W sposób najzupełniej przypadkowy wileńscy konspiratorzy znaleźli się w kontakcie (bardziej towarzyskim niż operacyjnym) z frakcją terrorystyczną Narodnej Woli. Rosyjscy rewolucjoniści przygotowywali zamach na cara Aleksandra III, planując użycie bomby wypełnionej mieszaniną strychniny z atropiną. Truciznę zorganizował w Wilnie Bronisław Piłsudski, który na ferie świąteczne przyjechał z Petersburga, gdzie studiował prawo.

Zamach się nie powiódł, agenci policji śledzili (z zupełnie innych powodów) jednego z konspiratorów, a widząc go w otoczeniu młodych ludzi na trasie przejazdu cara, prewencyjnie aresztowali całą grupę. Po ujawnieniu planów zamachowców niezwłocznie rozpoczęto energiczne śledztwo. Dwóch z aresztowanych nie wytrzymało przesłuchań i zdradziło powiązania z grupą wileńską. Natychmiast zatrzymano Józefa Piłsudskiego, którego jedyną winą było to, że przenocował w Wilnie (i oprowadzał po mieście) jednego z konspiratorów, nie wiedząc zresztą nic o jego przynależności spiskowej.

Pięciu niedoszłych zamachowców powieszono (wśród nich był Aleksander Uljanow – starszy brat Lenina), Bronisławowi Piłsudskiemu wyrok śmierci zamieniono na piętnaście lat katorgi. Józef zeznawał wyłącznie jako świadek, ale i tak nie ominęła go kara. Za przypadkowe kontakty ze spiskowcami został skazany w trybie administracyjnym (bez procesu sądowego) na pięć lat osiedlenia się na Syberii. Nie otrzymał wyroku katorgi (przymusowych ciężkich robót) jak starszy brat, jedynie przez okres obowiązywania kary musiał przebywać we wskazanym miejscu osiedlenia.

Niezwykłe losy Bronisława Piłsudskiego

Starszy brat przyszłego Marszałka trafił na Sachalin, uchodzący za jedno z najgorszych miejsc dla zesłańców. Początkowo pracował przy wyrębie lasu, następnie jako cieśla, wreszcie trafił do kancelarii więziennej (na Sachalinie brakowało ludzi wykształconych). Poznał wówczas innego zesłańca – rosyjskiego etnografa Lwa Sternberga, co zadecydowało o jego losach. Pod jego wpływem zainteresował się badaniami kultury tubylczej ludności; zbierał kolekcje etnograficzne, fotografował, zajął się opracowaniem słowników. Działalność Bronisława zwróciła uwagę placówek naukowych Sankt Petersburga i Władywostoku. Kiedy objęty amnestią uzyskał złagodzenie wyroku do dziesięciu lat (z obowiązkiem osiedlenia się na Syberii), podjął pracę we Władywostoku, w miejscowym muzeum. Nie na długo zresztą, albowiem na propozycję cesarskiej akademii nauk powrócił do badań kultury ludności Sachalinu (Ajnów, Gilaków, Oroków i Mangunów). Osiedlił się w wiosce Ai, gdzie zamieszkał z urodziwą Chuhsamma, krewną (bratanicą lub siostrzenicą) wodza Kimur Bafunke. Para ta doczekała się dwojga dzieci: syna Sukezo i córki Kyō.

Od partnerki Bronisław zaraził się najprawdopodobniej chorobą weneryczną – na początku XX wieku 95 procent populacji Ajnów cierpiało na endemiczną kiłę. Niewykluczone, że to właśnie schorzenie przyczyniło się po latach do jego samobójczej śmierci w Paryżu…

W 1903 roku Bronisław Piłsudski wraz z innym byłym zesłańcem, Wacławem Sieroszewskim, wyjechał na wyspę Hokkaido w celu prowadzenia dalszych badań nad kulturą Ajnów. Jednym z efektów jego pracy były unikatowe nagrania dźwiękowe zarejestrowane na 100 wałkach woskowych, przechowywane obecnie w Centrum Kultury i Techniki „Manggha” w Krakowie. Na początku lat osiemdziesiątych XX wieku inżynierowie z koncernu „Sony” skonstruowali laserowy czytnik (odpowiednik fonografu Edisona), umożliwiający ich odtwarzanie. Są to najstarsze zapisane dźwięki (pieśni i mowa) ginącej kultury Ajnów, zachowane do dnia dzisiejszego.

Japońscy badacze skonfrontowali nagrania Piłsudskiego z żyjącymi jeszcze członkami narodu Ajnów. Rozpoznano głos Chuhsammy, zidentyfikowano wiele pieśni i obyczajów. Nazwisko Bronisława trafiło do podręczników szkolnych, a w Japonii powstał nawet musical dla dzieci oparty na melodiach zarejestrowanych przez niego (Opowieści zapisane na wałkach wujka Piłsudskiego). W Polsce po latach Józefa nazywano czule „dziadkiem”, jego starszy brat w dalekiej Japonii zasłużył na miano „wujka”…

Dorobek etnograficzny Bronisława Piłsudskiego jest nieprawdopodobnie bogaty. Podczas pobytu na Sachalinie i Hokkaido przetłumaczył ponad 10 tysięcy słów z języka ainu, 6 tysięcy z języka gilackiego oraz 2 tysiące z języka orockiego i języka Mangunów. Jest autorem bogatych opisów ich kultury i obyczajów, spisał wiele podań i legend, wykonał około 300 fotografii, na których utrwalał głównie typy mieszkańców. Prace Bronisława Piłsudskiego nabierają szczególnego znaczenia w dniu dzisiejszym, kiedy to populację Ajnów (bez potomków małżeństw mieszanych) ocenia się na kilkadziesiąt osób, a język i kultura ludu praktycznie już zanikły.

Daleki Wschód Bronisław Piłsudski opuścił nielegalnie w 1906 roku, bez Chuhsammy i dzieci (córki zresztą nigdy nie zobaczył). Towarzyszka życia pozostała na rodzinnej wyspie, jej wyjazdowi sprzeciwił się wódz plemienia. Chuhsamma do końca życia nie wybaczyła partnerowi porzucenia, nie potrafiła zrozumieć, że Bronisław nie mógł powrócić w granice państwa carów. Na krótko osiadł w Krakowie u Ziuka i jego żony, następnie przebywał w Zakopanem i we Lwowie. Zamieszkał wówczas razem z Marią Żarnowską, sympatią z lat młodzieńczych, obecnie żoną carskiego urzędnika. Nazywali się publicznie małżeństwem, chociaż otoczenie znało prawdziwy stan rzeczy. Ale Bronisław i Maria za wszelką cenę chcieli być razem, bez względu na skandal, jaki ich wspólne życie wywoływało.

Niestety, ich szczęście trwało bardzo krótko. U Marii zdiagnozowano chorobę nowotworową gardła, jej rodzina przygotowała operację w Petersburgu, dokąd Bronisław nie mógł pojechać. Operacja się powiodła, ale niebawem pojawiły się przerzuty. Na dodatek rodzina Marii oskarżała Bronisława o jej upadek moralny i zrujnowanie zdrowia.

Kochankowie korespondowali ze sobą, Bronisław przeniósł się do Limanowej, a potem wyjechał do Francji. W lutym 1910 roku ciężko chora Maria przyjechała do Krakowa, a stamtąd Bronisław zabrał ją do Paryża. Po dwóch miesiącach nastąpił jednak koniec ich romansu. Maria wysłała telegram do męża, który przyjechał po nią nad Sekwanę. Co było przyczyną zerwania, tego zapewne nigdy się już nie dowiemy. W rok później Maria Żarnowska zmarła.

Bronisław Piłsudski około 1914 roku

Ostatnie lata życia Bronisław spędził na podróżach pomiędzy Zakopanem (z jego inicjatywy została powołana Sekcja Ludoznawcza Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego), Francją i Szwajcarią. Napisał wówczas swoje najważniejsze prace etnograficzne, wykorzystując materiały zebrane na Dalekim Wschodzie. Po wybuchu wojny otrzymał paszport austriacki, co nie przeszkodziło mu zostać zwolennikiem Romana Dmowskiego i jego Komitetu Narodowego Polskiego. Najwyraźniej nawet trzydzieści lat po zakończeniu wspólnej nauki Bronisław i Józef mieli odrębne zdanie na temat otaczającej ich rzeczywistości…

21 maja 1918 roku ciało Bronisława Piłsudskiego wyłowiono z Sekwany. Przyczyną śmierci było utonięcie, podejrzewano samobójstwo. Został pochowany w Paryżu na Montmorency, a na zakopiańskim cmentarzu na Pęksowym Brzyzku znajduje się jego symboliczna mogiła.

Dorobek naukowy Bronisława do dzisiaj jest niezwykle ceniony, a dla etnografów pozostaje on najbardziej znanym przedstawicielem rodu Piłsudskich, który swoimi osiągnięciami przyćmił młodszego brata. I jeszcze jedno: żaden z braci Bronisława nie doczekał się męskiego potomka, natomiast jego syn (Sukezo), którego miał na Sachalinie z Chuhsammą, przekazał nazwisko dalej. Jedyny męski potomek rodziny (po mieczu) mieszka do dzisiaj w Japonii i nazywa się Kazuyasu Kimura Piłsudski…

Rozdział 2 Syberia

Zesłaniec

Józef Piłsudski zawsze podkreślał, że nie brał udziału w spisku na życie Aleksandra III. I chociaż epizod taki doskonale pasował do biografii działacza rewolucyjnego, to Ziuk zawsze wyjaśniał, że razem z Bronisławem w sprawę „wypadkowo zostali zamieszani”. Jednak przez przypadek czy nie, to dziewiętnastoletni chłopak powędrował za Ural, nie mając żadnej gwarancji, że po pięciu latach powróci w rodzinne strony (władze rosyjskie często przedłużały termin pobytu na Syberii).

Zdjęcie z akt policyjnych po aresztowaniu w 1887 roku

Przedsmak zesłania przyniosła już podróż. Sześćdziesięciu więźniów (Ziuk był jedynym Polakiem) wyruszyło z Moskwy pod koniec maja 1887 roku. Podróżowali koleją, barkami, na koniec pieszo i furmankami, tak że w Irkucku znaleźli się dopiero po czterech miesiącach. Na rozkaz gubernatora Piłsudski miał osiedlić się w Kiereńsku nad Leną, położonym o 1000 kilometrów na północ od Irkucka. Zanim jednak trafił do miejsca zesłania, wziął udział (ponownie przez przypadek) w buncie więźniów. W efekcie stracił dwa przednie zęby i otrzymał wyrok sześciu miesięcy aresztu, który miał odsiedzieć w Kiereńsku.

Nad Leną poznał miejscową kolonię Polaków. Najbardziej zbliżył się z małżeństwem Landych – polskich socjalistów skazanych na dwanaście lat zesłania. Bywał w ich domu codziennie, stając się niemal członkiem rodziny. Dzięki ich pomocy uzyskał zamianę kary aresztu na pracę pisarza w szpitalu więziennym, a kontakt z Landymi łagodził nieco tęsknotę za rodziną.

Zesłańcy posiadali znaczną swobodę ruchów w miejscu osiedlenia. Nadzór praktycznie nie istniał (nie było realnej możliwości ucieczki), wypłacano im niewielki zasiłek i pozostawiano własnemu losowi. Niektórzy podejmowali pracę u miejscowych przedsiębiorców, inni zarabiali jako myśliwi. Głównym problemem był potworny klimat – zima trwająca przez dziewięć miesięcy – brak słońca i ciepła. Zesłańcy byli skazani wyłącznie na siebie, a wszechogarniająca nuda i zniechęcenie doprowadzały do konfliktów. Obok siebie mieszkali przecież ludzie o różnych poglądach politycznych, różnej narodowości i o różnym wykształceniu oraz doświadczeniu życiowym. W niewielkim środowisku odciętym od cywilizacji każdy drobiazg urastał do rangi poważnego problemu.

Opieka ze strony Landych okazała się bardzo cenna. Oprócz normalnej ludzkiej potrzeby ciepła i zainteresowania, Ziuk okazał się kompletnie nieprzygotowany do samodzielnego życia, problemem były dla niego zwykłe codzienne sprawy. Przygotowanie posiłków, pranie, sprzątanie, palenie w piecu – tego przyszły Komendant organicznie nie znosił. Prozaiczne czynności napawały go odrazą, i tak zresztą miało pozostać do końca życia. Przyznawał, że jego kwatera „to szczyt nieładu i niegospodarności, aż samemu niekiedy niezręcznie”. Potrafił się jednak (jak to mężczyzna) usprawiedliwiać, uważając, że „doprawdy tak trudno porządkować, wymiatać”. Chwilami wręcz nie można uwierzyć, że tak zachowywał się człowiek, który większość życia miał spędzić w mundurze:

„Przez cały dzień palę w piecu – pisał w jednym z listów – niekiedy raz na tydzień zgotuję sobie jakiekolwiek świństwo, a to tak poprzestaję na herbacie, mleku, jajach. Długo nie mogłem przybrać się do wymiatania i u mnie było tak brudno, że aż strach, na koniec dzisiaj wymiotłem pokój, ot i całe moje gospodarstwo”.

Tak naprawdę to przyszły Komendant lubił tylko parzenie herbaty, ale nie można przecież żyć wyłącznie herbatą…

W rok po przybyciu do Kiereńska Piłsudskiemu cofnięto zasiłek (uznano, że ma zamożnego ojca) i chłopak znalazł się w krytycznej sytuacji finansowej. Dzięki pomocy przyjaciół otrzymał jednak posadę pisarza kancelaryjnego, co zapewniło mu środki wystarczające do skromnego życia. Latem 1889 roku poznał w domu Landych siostrę pani domu, Leonardę Lewandowską.

Syberyjska miłość

Leonarda (starsza o sześć lat od Ziuka) pochodziła z polskiej rodziny szlacheckiej osiadłej na Ukrainie. Od razu oboje przypadli sobie do gustu, a niebawem zamieszkali razem. Taki związek bez formalnych więzów był normą akceptowaną w środowisku rewolucjonistów czy zesłańców. Dla Piłsudskiego było to zresztą wyjątkowo wygodne rozwiązanie. Miał u swojego boku ukochaną kobietę, mógł bez przeszkód cieszyć się jej obecnością (wraz ze wszelkimi tego konsekwencjami), a przy okazji zniknęły codzienne prozaiczne problemy.

Sielanka trwała niespełna rok – wiosną 1890 roku Leonarda zakończyła odbywanie kary, przenosząc się wraz z siostrą i szwagrem do Irkucka. Załamany Ziuk wystosował prośbę o przeniesienie do Tunki (ze względu na stan zdrowia) położonej o 200 kilometrów od miasta. Uzyskał zgodę, dzięki czemu jeszcze przez kilka tygodni mógł cieszyć się obecnością Leosi. Jednak pod koniec lipca 1890 roku panna Lewandowska ostatecznie wyjechała do kraju, a Piłsudski pozostał na Syberii. Przed wyjazdem zakochani przysięgli sobie miłość – połączyć się mieli po powrocie Ziuka z zesłania. Zapewne żadne z nich wówczas nie przypuszczało, że już nigdy się nie spotkają.

W Tunce przebywała liczna grupa zesłańców. Biografowie Marszałka wspominali o wpływie, jaki miał wywrzeć na Ziuka Bronisław Szwarce – członek Centralnego Komitetu Narodowego z czasów powstania styczniowego. To jednak tylko legenda, albowiem sam Piłsudski nie wspominał nigdy o sprawie. Zresztą Szwarce wkrótce po przyjeździe Ziuka wyjechał z Tunki, a jedyna zachowana wzmianka w korespondencji Piłsudskiego (gdzie gruntownie opisywał swoje życie towarzyskie) nie potwierdza zażyłych kontaktów:

„Szwarce, facet sympatyczny, ma się rozumieć, na przyjaciela dla mnie trochę za stary, ale z nim nadzwyczaj przyjemnie rozmawiać, gdyż facet widział i czytał bardzo wiele i pomimo, że ma on kilka bziczków, ale to dodaje tylko wesołości w rozmowie z nim”.

Czy tak opisuje młody człowiek swojego duchowego przewodnika?

Wyjazd Leonardy pogłębił frustracje Piłsudskiego. Obawiał się o własne zdrowie (przez całe życie bał się gruźlicy), a dodatkowo w Tunce nie mógł znaleźć pracy. Ostatecznie zaczął udzielać lekcji dzieciom zaprzyjaźnionego doktora Michalewicza, czego zresztą serdecznie nie znosił. Dlatego odetchnął z ulgą, kiedy przywrócono mu zasiłek, i to z wyrównaniem za pięć miesięcy wstecz. Pozwoliło mu to spłacić długi, które już zdążył zaciągnąć.

Okres po wyjeździe Leonardy był chyba najgorszy w dotychczasowym życiu Ziuka. Zniechęcony do życia, zajmował się wyłącznie grą w szachy i karty, błąkał się po znajomych domach. To zadziwiające, ale ten człowiek, który przez całe życie czytał dużo i szybko, na zesłaniu nie przejawiał niemal żadnych zainteresowań intelektualnych. A Tunka była przecież dobrze zaopatrzona w prasę i książki. W jednym z listów do Leonardy wspominał, że mu „wstyd się zrobiło takiego spędzania czasu”. Ale nic nie mógł poradzić na to, że „ciągną go na karty, tam nazajutrz polowanie, tam wprost zajdziesz do kogoś i zasiedzisz się do późna i tak dalej”. Po prostu żył z dnia na dzień.

Leonarda Lewandowska

Po latach opowiedział jednak swojemu adiutantowi o pewnym wydarzeniu, jakie miało miejsce w tym czasie. Opowieść brzmi nieprawdopodobnie, ale Piłsudski nie był człowiekiem skłonnym do konfabulacji na własny temat. Szczególnie u schyłku życia:

„Poszedłem pewnego razu do nędznej jurty, w której przebywała Cyganka, trudniąca się wróżbiarstwem, zamawianiem i leczeniem. Zachciało się popatrzeć w przyszłość. – Powróż, babo – rzekłem. Cyganka nie dała się prosić. Coś tam mruczała, skrzeczała, wreszcie ujęła mnie za rękę. Gdy jednak spojrzała na dłoń, twarz jej się wykrzywiła strachem czy też zdziwieniem. Krzyknęła tylko: Cariom budziesz! – i uciekła”.

Bez względu na wspaniałe perspektywy życiowe nakreślone przez Cygankę, Piłsudski źle znosił zesłanie. Znalazł się na Syberii przypadkowo, a nie na skutek świadomie podjętej decyzji. Nie był rewolucjonistą, a więc nie był przygotowany na konsekwencje swojej działalności. Pobyt na zesłaniu wcale nie wpłynął na ewolucję jego poglądów, nie myślał o walce z caratem. Pisał do Leonardy:

„[…] za sprawę 1 marca [data nieudanego zamachu na Aleksandra III według kalendarza juliańskiego – S.K.], a nie za co innego zostałem zesłanym, chociaż, dalibóg, mógłbym dać słowo honoru, że więcej do podobnych spraw jak 1 marca mieszać się nie będę. Raz się oparzyłem, i to bez osobliwej chęci, do tego teraz po nauczce będę ostrożny”.

Ubolewał również nad udziałem w buncie więźniów w Irkucku, zauważając, że musi „pokutować za grzechy młodości i niedoświadczenie”. Najwyraźniej lata zesłania nie okazały się dla niego „szkołą rewolucji”, jak dla wielu innych…

Tunka

Poza tym młodość miała swoje prawa. Chociaż darzył Leonardę szczerym uczuciem, to po jej wyjeździe zaczął dostrzegać inne kobiety. A w Tunce przebywały dwie młode zesłanki, na których Piłsudski zrobił wrażenie. Bez skrupułów donosił narzeczonej, że panna Gubarewa jest na dobrej drodze do zakochania się w nim i gdyby się postarał, to bez problemu zawróciłby jej w głowie:

„[…] rodzice mnie o tyle dobrze wychowali, że mogę w ciągu kilku godzin prawić babom komplementy, ot i przydała się podobna nauka do czegokolwiek. A kobiety, ach, mój Boże, jakie one czułe są na komplementy! Serio, Ty się nie gniewaj na mnie za podobną sentencję, wszak są wyjątki i Ty, ma się rozumieć, do nich należysz, ale w ogóle, w ogóle komplement zawsze był miłym kobiecie”.

Kiedy Leonarda zarzuciła mu zbyt duże zainteresowanie Gubarewą, odpisał spokojnie:

„Po pierwsze, zwycięstwo byłoby zbyt łatwym, po drugie, natura i charakter u niej zbyt prosty, by przedstawiało to nawet pewien interes psychologiczny, po trzecie, po trzecie, Mileńka, ja zbyt kocham swoją Olesię, bym się miał zajmować bałamuceniem facetek, jeżeli kogo i zbałamucę, to wierz mi, bez żadnej chęci osobliwej z mojej strony”.

Niebawem w listach Piłsudskiego pojawiły się wzmianki o Lidii Łojko. Zauważył, że „facetka miła, a oprócz tego przyzwyczajony jestem czuć kogokolwiek bliskiego koło siebie”. Z dumą donosił ukochanej, że nie może teraz „dostać lekkiego kataru, by nie otrzymać srogiej wymówki”. Na pewno nie mogło to uspokoić Leonardy, pesymistki z natury, zamartwiającej się nawet drobnymi sprawami. A Piłsudski pisał coraz rzadziej. Dotychczas utrzymywał rytm jednego listu tygodniowo (tak odbierano z Tunki pocztę), teraz zdarzało mu się nie pisać przez dwa tygodnie. A w syberyjskim osiedlu nie mógł być tak zajęty, aby nie znaleźć na to czasu!

Koniec romansu

Nie zachowały się listy Leonardy do Ziuka, jednak na podstawie odpowiedzi Piłsudskiego bez trudu można określić ich tematykę. Józef bronił się przed podejrzeniami o niewierność, wyrażał zdziwienie, nie rozumiejąc „takiego stanu ciągłego niepokoju”. Ale Leosia dobrze znała partnera i wiedziała, że może mieć powody do obaw. W kwietniu 1891 roku Ziuk zobowiązał się, że „jeżeli się kiedy przekonam, że rzeczywiście nie czuję do Ciebie nic z tego, co było dawniej i jest teraz, nie będę oszukiwał, lecz powiem wprost o tem, pomimo, że zawsze jest nadzwyczaj ciężko i nieprzyjemnie”.

Słowa dotrzymał. Cztery miesiące później napisał list pożegnalny, stwierdzając, że nie jest jej godny i życzy jej szczęścia. Naciskany, ostatecznie przyznał się do winy:

„Chcesz wiedzieć, co mnie skłoniło do napisania ostatniego listu do Ciebie. Miła Leosiu! Detalicznie opisać Ci tego nie mogę. Osobiście mógłbym Ci to powiedzieć. Lecz zrozumiej, że listownie nie mogę Ci mówić o rzeczach, gdzie zamieszaną jest tajemnica trzeciej osoby. W ogóle zaś oto, co zaszło. Ja, kochając Ciebie, oddałem się drugiej osobie. Ja piszę, kochając Ciebie, gdyż pomimo, że starałem się wmówić w siebie, że tak nie jest, miłość moja ku Tobie, Droga Leosiu, była silniejsza, jak to się ostatecznie okazało. Zrozumiesz więc łatwo, że postąpiłem bardzo nieładnie. Stosunek ten był bardzo krótkim, gdyż z powodu istnienia we mnie innego uczucia stosunek ten i dla mnie, i dla niej był zbyt męczącym. Skończyło się na tym, żeśmy się rozeszli, ona z goryczą na mnie, ja jeszcze z jedną plamą w mym życiu”.

Dobrze, że chociaż zaoszczędził sobie „detalicznych opisów”. Nie można jednak zarzucić mu nieszczerości, bezceremonialnie nazywał sprawy po imieniu. Czy można jednak potępiać Ziuka za brak wierności? Samotność na Syberii musiała mocno doskwierać, a przyszły Marszałek wcale nie miał pewności zwolnienia po zakończeniu odbywania kary (ostatecznie zamieszany był w zamach na życie cara). Jednak podobno nowy związek w ogóle go nie satysfakcjonował. Ale czy Piłsudski był jedynym mężczyzną, który po zdradzie partnerki uznał, że kolejny romans jest wyłącznie marną kopią poprzedniego? Oficjalnie przyznał się do związku z inną kobietą, ale stwierdził, że nie było to udane przedsięwzięcie. Przyczyną niepowodzeń miało być uczucie do panny Lewandowskiej.

Nie wiemy, kim była partnerka Piłsudskiego w Tunce. Lidia Łojko, panna Gubarewa, a może w ogóle ktoś inny?

Nowy romans (chociaż podobno nieudany) uświadomił przyszłemu Marszałkowi, że już nic nie łączy go z Leonardą. Od tej chwili zmienił się charakter jego korespondencji – Ziuk pisał rzadziej i w bardziej oficjalnym stylu. Chociaż narzeczona wybaczyła mu zdradę (z czego wydawał się zresztą niezadowolony), to jednak ich znajomość nie miała perspektyw. Niebawem korespondencja ustała zupełnie – decyzję o wprowadzeniu oficjalnej cenzury listów Piłsudski uznał za wystarczający powód do zaprzestania kontaktów.

Był to jednak wyłącznie pretekst, przecież listy zesłańców zawsze mogły być kontrolowane przez carskich urzędników. Ale Piłsudski znalazł wygodny powód do zerwania korespondencji. Postępował w sposób wyrachowany, ale konsekwentny. Kiedy uczucie wygasło, nie był zainteresowany podtrzymywaniem fikcji. Nie było to specjalnie eleganckie, ale nie okłamywał, nie wzbudzał fałszywych nadziei.

„Ach, Leosiu, Leosiu, teraz niekiedy wprost płakać mi się chce, gdy pomyślę o dawniejszym i o tym, co potem zaszło. Co do mnie, postanowiłem sądzić o naszych stosunkach tylko po powrocie do kraju, gdy się z Tobą zobaczę i osobiście o wszystkim pogadam. A teraz jak o tym wszystkim pisać, kiedy pióro nie słucha uczucia i rozumu i niezdolnym jest wyrazić wszystkiego, co się myśli i czuje, osobliwe w tak spiesznym liście, jak ten, co go do Ciebie piszę. Ja bym z Tobą wiele, bardzo wiele o tym wszystkim pomówił, ale pisać i nie chcę, i nie mogę”.

20 kwietnia 1892 roku dobiegła końca kara zesłania. Wbrew obawom, nie przedłużono mu pobytu na Syberii, pozwalając powrócić na Litwę. Przez dwa miesiące czekał na wyschnięcie dróg po zimie (zapewne również na pieniądze na podróż). Nie pojechał jednak zgodnie z obietnicą na Ukrainę do Leonardy, lecz ruszył prosto do Wilna, gdzie dotarł ostatniego dnia czerwca.

Przez pięć lat wiele zmieniło się w jego rodzinnych stronach. Rodzina ostatecznie straciła Zułów (majątek sprzedano na licytacji), Ziuk musiał podjąć decyzje dotyczące własnej przyszłości. Myślał o studiach prawniczych, ale podobno odstraszyła go ilość materiału, jaki musiałby podczas nauki przyswoić.

Na Syberię wyruszył dziewiętnastoletni chłopiec, po pięciu latach powrócił młody mężczyzna, który nie wiedział, jaką drogę życiową obrać. Zesłanie stawiało go na marginesie ówczesnego życia, kierowało w stronę nielegalnej działalności. I tak też miało się wydarzyć.

Z Leonardą utrzymywał nieregularną korespondencję, chociaż zachował się tylko jeden list napisany z Ciechocinka. Był suchy i oficjalny, więcej już się nie spotkali. Leonarda Lewandowska nigdy nie wyszła za mąż i kilka lat później popełniła samobójstwo. Podobno targnęła się na swoje życie po otrzymaniu informacji o ślubie Piłsudskiego…