Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Autorzy lektur szkolnych przedstawiani są jako posągowe postacie pozbawione wad i namiętności. Niewiele wiemy o ich prawdziwym życiu, które często było znacznie bardziej dramatyczne i urozmaicone niż dzieła, które po sobie pozostawili. A ze względów wychowawczych nie wypadało informować dziatwy, że ich podręcznikowe wzorce umierały na wstydliwe choroby, były uzależnione od alkoholu czy narkotyków, albo miewały nieszablonowe skłonności intymne.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 294
Okładka, projekt typograficzny
Fahrenheit 451
Korekta i redakcja
Katarzyna Litwinczuk
Dyrektor wydawniczy
Maciej Marchewicz
Ilustracje współczesne
Jan Tatura
Źródła ilustracji historycznych
Wikipedia, Polona, Nonsensopedia,
Narodowe Archiwum Cyfrowe,nina.gov.pl, Wikicytaty,
archiwum Fahrenheit 451
ISBN 9788380795471
© Sławomir Koper
© Copyright for Fronda PL Sp. z o.o.,
Warszawa 2020
WydawcaWydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]
www.wydawnictwofronda.pl
www.facebook.com/FrondaWydawnictwo
www.twitter.com/Wyd_Fronda
KonwersjaEpubeum
Pamiętam ściany pracowni polonistycznej w moim liceum obwieszone portretami literatów, autorów dzieł wchodzących w skład żelaznego kanonu lektur szkolnych. Śmiertelnie poważne oblicza bez cienia uśmiechu, których widok na zawsze mógł zrazić do czytania utworów ich autorstwa.
Nobliwe twarze zastygłe w sztucznej powadze, właściwie pozbawione ludzkich uczuć. Jakby ich właściciele w każdej chwili swojego życia pamiętali wyłącznie o odpowiedzialności przed polską literaturą. A także o tym, że ich biografie zostaną dokładnie ocenzurowane, zaś ich utwory będą czytane przez kolejne pokolenia uczniów.
Przy okazji prac nad jedną z wcześniejszych książek moja Pani Redaktor zauważyła, że mam zwyczaj z hukiem zrzucać posągi z cokołów, wzbijam przy tym tuman kurzu, ale później pochylam się nad moim bohaterem, stawiam go na nogi i otrzepuję z pyłu. Faktycznie, sporo w tym prawdy, gdyż zawsze lubiłem odbrązawiać wybitne postacie naszych dziejów. Nieważne, polityków czy artystów – liczy się, by nadać biografiom ludzkie cechy.
Nie ma bowiem nic gorszego niż tworzenie idealnych, papierowych postaci. Kompletnie oderwanych od realnego życia, bez ludzkich potrzeb, namiętności, nałogów i słabości, bez problemów życia rodzinnego. W efekcie, nasi bohaterowie przedstawiani bywają najczęściej jako ludzie całkowicie pozbawieni wad, którzy całe swe życie poświęcili działalności publicznej oraz ponoszą permanentną odpowiedzialność wobec narodu i ojczyzny. Tymczasem życie bywa o wiele bardziej skomplikowane, a sprawy prywatne także odgrywają niezwykle ważną rolę. I jeżeli oddzielimy je od działalności publicznej, wiele wydarzeń czy dzieł będzie kompletnie niezrozumiałych.
Zawsze uważałem, że literat, artysta czy polityk pokazany w szlafroku i kapciach zyskuje na autentyczności. A co za tym idzie, jego postępowanie staje się bardziej zrozumiałe dla przeciętnego odbiorcy. Dlatego irytowało mnie, że o wielu wydarzeniach badacze mówią wyłącznie półgłosem i tylko we własnym gronie. Czy dlatego, że nasi posągowi bohaterowie popełniali błędy, a ich życie osobiste często miało dramatyczny, skandaliczny lub zaskakujący przebieg? I dlatego pewne fakty należało ocenzurować, gdyż nie pasują do dydaktycznego charakteru programu szkolnego? Przecież ich twórczość wcale nie traciła przy tym na wartości.
Zapewne z tego powodu oficjalne biografie są śmiertelnie nudne – ograniczają się wyłącznie do suchych faktów, brakuje w nich prawdziwego życia. A luminarze naszej kultury wcale nie różnili się od przeciętnych czytelników: zdradzali swoje żony i mężów, nadużywali alkoholu, prześladowały ich fobie, miewali problemy finansowe, popełniali błędy, przeżywali załamania, radości i tragedie. Warto o tym wiedzieć.
Kanon lektur szkolnych zmieniał się z upływem pokoleń. Nie ma co ukrywać – decydujący wpływ na jego zawartość miała aktualna sytuacja polityczna. Innych autorów czytano na lekcjach polskiego w czasach II Rzeczypospolitej, innych w epoce PRL-u, a jeszcze innych obecnie. Zresztą z różnych powodów co kilka lat następują takowe zmiany, i tak już chyba pozostanie. Wprawdzie pewne nazwiska bez względu na obowiązujący ustrój czy światopogląd zawsze się w nim znajdą, ale utwory – już niekoniecznie. Dlatego nie przejmowałem się specjalnie aktualnym kanonem lektur i dobierałem bohaterów tej książki w taki sposób, by dać jak najszerszy przegląd autorów, a także zasygnalizować jak najwięcej tematów, o których nie mówi się na lekcjach języka polskiego.
Nie było moim celem szukanie taniej sensacji, a tym bardziej ocenianie autorów lektur. Po prostu chciałem przedstawić mało znane fakty z ich biografii i sprawić, by pomnikowe postacie nabrały cech ludzkich. Nie miałem ambicji pisać nowych biografii, od tego są inne publikacje. Koncentrowałem się na wybranym wątku lub wydarzeniu pomijanym w oficjalnym życiorysie. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu Czytelników będą one ogromnym zaskoczeniem. Oczywiście dla specjalistów nie jest to żadna rewelacja, ale ja – jak zwykle – chciałem się tymi informacjami podzielić z jak najszerszym kręgiem odbiorców. I jeżeli dzięki tej książce sztywne i ponure postacie z portretów i pomników zainteresują mojego Czytelnika, będzie to oznaczało, że osiągnąłem cel.
W podręcznikach pisano – i powszechnie przyjęło się tak uważać – że największą miłością wieszcza była Maryla Wereszczakówna. Sam Mickiewicz miał na ten temat jednak inne zdanie i uważał, że pełnię satysfakcji uczuciowej oraz erotycznej zaznał dopiero u boku Ksawery Deybel. Kobiety, którą w Polsce skazano na zapomnienie, głównie z tego powodu, że przez 10 lat mieszkała pod jednym dachem z poetą i jego żoną, a Mickiewicz obu paniom na zmianę płodził dzieci…
Młodzieńczy portret Mickiewicza autorstwa Joachima Lelewela
Andrzej Towiański
Postać Ksawery związana jest z osobą Andrzeja Towiańskiego i jego Kołem Sprawy Bożej. Litewski prorok potrafił uzdrowić chorą na depresję żonę Mickiewicza, Celinę, czym zaskarbił sobie jego wdzięczność i podziw. W ten sposób wieszcz stał się największym orędownikiem nauki Towiańskiego, wzbudzając przerażenie wśród większości paryskich emigrantów.
Andrzej Towiański był rówieśnikiem i krajanem poety – urodził się w zamożnym domu szlacheckim w Antoszwińcach pod Wilnem. Ukończył prawo na Uniwersytecie Wileńskim – studiował nawet w tym samym okresie, co Mickiewicz. Kilka lat później przeżył przełom religijny i przystąpił do akcji misyjnej. Ponieważ ani w rodzinnych stronach, ani w Petersburgu nie osiągnął jednak efektów, udał się do Francji. I faktycznie, czekały tam na niego znacznie większe sukcesy.
Warto zgłębić opinie na temat metod działania Towiańskiego w tym czasie. Apologeci mistrza przez wiele lat opowiadali o jego ogromnej wrażliwości na ludzką niedolę, co przysparzało mu wielu zwolenników. Czasami jednak przybierało to karykaturalne formy:
„Pamiętam, jak raz matka moja – wspominał litewski sąsiad proroka, Edward Wołodko – wróciwszy z jakiejś podróży, opowiadała o spotkaniu z Towiańskim i o następującej przygodzie, której była świadkiem. Mróz był trzaskający. Towiański spotkał na drodze zziębłego biedaka, uniesiony przeto litością zdjął kożuch z własnego furmana i odział nieszczęśliwego. Furman tymczasem dzwonił z zimna zębami w ciągu paru mil drogi”1.
Empatia Towiańskiego nie ograniczała się wyłącznie do bezdomnych. Uczniowie mistrza przytaczali (całkiem poważnie) jego opowieści:
„Zwoszczyk [dorożkarz – S.K.] w Petersburgu żądał dubeltowej zapłaty za kurs; pojechałem z nim więc na policję. Dyżurny zaraz powalił zwoszczyka pięścią, kopnął nogą, chciał batożyć, co powstrzymałem. Odtąd zwoszczyk był moim przyjacielem”2.
Towiański posiadał rzadką umiejętność – potrafił powiedzieć każdemu rozmówcy coś, co mogło go poruszyć. Bez problemu wmówił Mickiewiczowi, że poeta w swoich poprzednich wcieleniach był „zakonnikiem znanym z surowości i męczeństwa. Był Dziewicą Orleańską. Był prorokiem przed Jezusem Chrystusem”.
Mickiewicz uznał uzdrowienie żony za dowód nadprzyrodzonej mocy Andrzeja Towiańskiego. Natychmiast stał się gorliwym wyznawcą nauki mistrza i rozwinął ożywioną propagandę, poszukując nowych zwolenników.
1 czerwca 1842 roku powołano Koło Sprawy Bożej – wśród założycieli nie zabrakło oczywiście Mickiewicza (sekta liczyła wówczas 17 członków). Do koła przystępowano po rozmowie z Towiańskim lub Mickiewiczem – na ich osobistą decyzję. Symbolem członkowstwa stał się medalik wręczany nowo przyjętym przez mistrza lub „brata wieszcza” (oficjalny tytuł Mickiewicza). A uwielbienie dla założyciela sekty doprowadzono do takiego absurdu, że wieszcz czasami dawał do zrozumienia, iż przywódca jest nowym „Słowem wcielonym”! W korespondencji z prorokiem używał wyłącznie tytulatury „Mistrzu i Panie”…
Na zebraniach koła odczytywano i komentowano listy Towiańskiego. A nie było to łatwe zadanie, bowiem mistrz pisał wyjątkowo mało komunikatywnie. Oto próbka jego nauki:
„Gotowość do dzieła kapłana nowego przybytku na obudzenie życia ducha zależy. Jego liczba pięć. Cztery żywoty odbył – piąty ma odbyć – pobudź jego do takiego w części jęku dla Pana, jakie sam masz. Jest wyróżniony, niech pobudza ducha do służby”3.
Takie przesłanie faktycznie mógł przyjąć tylko człowiek, który zbawiciela Polski nazwał „czterdzieści i cztery”…
Panna Ksawera
Specyficzną rolę w życiu sekty odgrywały kobiety, a Karolinę Towiańską (żonę mistrza) podejrzewano nawet o kierowanie ruchem. Zygmunt Krasiński zauważył, że pod jej nieobecność Towiański „wracał do dawnego stanu mierności. Ile razy był z nią razem i mieszkał, odzyskiwał swoją potęgę”. Krasiński stwierdził nawet, że to właśnie „ona wszystko widzi, nie on”. Nie mniejszy wpływ na Sprawę wywierała też siostra Karoliny – Anna Guttowa. Obie panie uważano za bezwzględne intrygantki. A u schyłku 1841 roku w Paryżu pojawiła się kolejna kobieta mająca odegrać znaczący wpływ w życiu sekty – Ksawera (właściwie Anna) Deybel.
Była młodsza od Mickiewicza o 20 lat, również pochodziła z Wilna, a nad Sekwaną stała się fanatyczną wyznawczynią nauki Towiańskiego. Zachwyt mistrza wzbudzały jej stany ekstatyczne, podczas których widywała „około głowy Towiańskiego gwiazd dwanaście”. Zdecydowanie przodowała w tym wśród braci, albowiem Ferdynand Gutt widział ich zaledwie „siedem, a Mickiewicz trzy czy podobno już tylko jedną”. Liczba gwiazd wokół głowy mistrza odgrywała ogromną rolę, znacznie większą niż popisy Gutta, który „miewał konwulsje na dwanaście tempów i polował na fruwającego ducha”.
Ksawera wręcz emanowała kobiecością, posiadała seksapil, który powodował, że mężczyźni tracili dla niej głowę. Jedną z cech jej aparycji było niezwykłe, przeszywające spojrzenie. Podobno nawet sam mistrz nie mógł go wytrzymać i polecił, by podczas audiencji zasłaniała oczy. Ale to, co jednych przerażało, innych (oczywiście mężczyzn) doprowadzało do zmysłowego szaleństwa. Każdy kontakt z dziewczyną miał podtekst erotyczny, a Ksawera roztaczała wokół siebie aurę seksualnej dostępności…
Panna Deybel uchodziła za osobę o dużym temperamencie, niektórzy z towiańczyków zostali jej partnerami seksualnymi (prawdopodobnie Ferdynand Gutt – szwagier Towiańskiego, na pewno – Seweryn Pilchowski). Jej wiernym wielbicielem był Stefan Zan (brat Tomasza) przez wiele lat bezskutecznie starający się o jej rękę. Jednak największą rolę w jej życiu intymnym odegrał „brat wieszcz”. Adam przecież „przepadał za plemieniem niewieścim” i nie zwykł przepuszczać podobnych okazji.
Księżniczka izraelska
Związkowi poety i guwernantki patronował sam mistrz, który uznał, że jego najważniejszy wyznawca powinien odczuwać komfort erotyczny. Nie na darmo zauważył, że „nikt tak nie gardzi Adamem jak Celina, bo go zna lepiej niż kto inny. Używa go tylko za narzędzie swojej dumy, swego górowania”. A Ksawera miała być w domu „brata wieszcza” nie tylko jego kochanką, lecz także agentką, kontrolerem i emisariuszem Sprawy.
Początkowo Celina była zadowolona z panny Deybel. Pisała o tym do siostry i jakby nie zauważała romansu Adama z guwernantką. Zapewne wówczas akceptowała związek męża z Ksawerą (nazywaną wśród towiańczyków „księżniczką izraelską”). Uważała bowiem, że zawdzięcza prorokowi uzdrowienie, więc skoro mistrz popiera romans „brata wieszcza” z siostrą Deybel, to wierna wyznawczyni Sprawy musi się z tym pogodzić. Poza tym wierzyła, że odepchnięcie jej przez proroka spowoduje natychmiastowy nawrót choroby.
Niewielka liczba zachowanych źródeł uniemożliwia odtworzenie przebiegu wypadków. Wynika z nich jednak, że związek poety z Ksawerą nie układał się bezproblemowo. Dziewczynę adorowali (a właściwie napastowali) inni towiańczycy, a sam mistrz ubolewał, że jego szwagier, zapominając o własnej żonie, „duchem u nóg jej leżał”. Czy jego zabiegi przyniosły efekty – tego nie wiemy. Ale wiadomo, że Ksawera nie odrzuciła Seweryna Pilchowskiego (urodziła mu dziecko). Czy wówczas trwał również jej związek z wieszczem? Czy Adam i Seweryn jednocześnie byli kochankami panny Deybel? Dokładnych faktów zapewne nigdy nie ustalimy, ale intymne życie „księżniczki izraelskiej” wpłynęło na fatalną opinię towianizmu wśród współczesnych. Zapewne stąd brały się rewelacje o „wspólnocie żon” czy przydzielaniu braciom kobiet przez mistrza. W rzeczywistości chodziło o kilku mężczyzn rywalizujących o względy jednej kobiety. Ale wśród tych mężczyzn był przecież „brat wieszcz” – najwybitniejszy polski poeta…
Pojedynek o kochankę
Problemy z Pilchowskim nie ograniczały się wyłącznie do rywalizacji o wdzięki siostry Deybel. Brat Seweryn postanowił zająć miejsce Mickiewicza w kole i przekonał do tego wielu współwyznawców (nawet Stefana Zana). Wyzwał również poetę na pojedynek – najwierniejsi uczniowie proroka mieli rozwiązać konflikt w sposób właściwy dla polskiej szlachty. Nie rywalizacją na klątwy czy rzucanie uroków, tylko zwykłą ręczną robotą. Zapewne nie chodziło w tym sporze wyłącznie o przewodnictwo religijne – na konflikt nałożyła się także sprawa „księżniczki izraelskiej”. Mickiewicz przyjął wyzwanie, a Celina zażądała dla siebie roli sekundanta! Najwyraźniej wówczas okazywała już zazdrość o siostrę Deybel.
Było to chyba jedyne wyzwanie w życiu Adama, które zakończyło się pojedynkiem. Nie konflikt o Karolinę Kowalską, Marię Puttkamerową czy Konstancję Łubieńską, ale właśnie rywalizacja o względy Ksawery. Z enigmatycznych źródeł wynika, że w tym czasie Mickiewicz przechodził tajemniczą chorobę połączoną z krwawieniami (hemoroidy?). Mógł to być również efekt rany odniesionej w walce z Pilchowskim, chociaż ostatecznej pewności nigdy mieć nie będziemy.
Duchowa żona wieszcza
Warto zatrzymać się chwilę przy osobie brata Seweryna. Dzielny ułan z powstania listopadowego (walczył na Wołyniu) w kraju uchodził za wielbiciela wesołej zabawy przy kielichu i kartach. Pozbawiony na emigracji ulubionych rozrywek i kompletnie zagubiony przystąpił do towiańczyków. Nie był to zresztą jedyny żołnierz w szeregach sekty. Michał Kamiński otrzymał za udział w powstaniu złoty krzyż Virtuti Militari, a poeta Seweryn Goszczyński zasłynął udziałem w ataku na Belweder. Teraz ich życie wypełniały problemy Koła Sprawy Bożej, dobrych i złych duchów, identyfikacji poprzednich wcieleń…
W końcu ofensywą towianizmu zaniepokoiły się władze kościelne. Gdy zakazano udzielania towiańczykom sakramentów, „brat wieszcz” znalazł rozwiązanie. Skoro odmówiono ślubu kościelnego małżonkom Łąckim (posiadali tylko cywilny), to osobiście udzielił im sakramentu! Stąd już niedaleka droga do niezależnych od Kościoła (pomysł Mickiewicza) chrztów i pogrzebów. Ale jak mogło być inaczej, skoro niektórzy bracia głosili, że sam mistrz jest sakramentem!
W samym środku tego zamieszania rozwijał się romans „brata wieszcza” z siostrą Deybel. Nie był to jednak prozaiczny związek pracodawcy z guwernantką – Adam uznał Ksawerę za osobę mu przeznaczoną, z którą zawarł „spółkę duchową”. Po raz pierwszy od lat (a może jedyny raz w życiu) odczuwał całkowite zespolenie z kobietą: fizyczne, intelektualne, religijne. Podobno oboje mieli wrażenie, że są połówkami tej samej duszy. Wbrew bowiem oficjalnym opiniom poety wątek erotyczny odgrywał w ich związku ogromną rolę. Władysław Bełza zauważył, że Adama „pociągało w Ksawerze coś jakby chorobliwego, co zakrawało na…”. No właśnie – na co? Na nimfomanię? A może po prostu „księżniczka izraelska” potrafiła dać Mickiewiczowi satysfakcję seksualną jak żadna inna kobieta wcześniej?
Ksawerze nie wystarczała zresztą już tylko „spółka duchowa” czy więź erotyczna. Bełza opowiadał, że gdy „Adam wychodził z domu, (…) Ksawera zarzucała również szal na siebie i brała go na oczach żony pod rękę, i wychodzili razem”. Co w ten sposób chciała osiągnąć? Udowodnić Celinie swoją uprzywilejowaną pozycję? Upokorzyć oficjalną żonę? Czy też publicznie pokazywać się na mieście z partnerem?
Celina przez pewien czas akceptowała sytuację, pisała, że czuła się wówczas wyłącznie „narzeczoną” Mickiewicza (miejsce żony zajmowała – oczywiście – Ksawera). Na pewno decydował o tym wpływ mistrza, swoją rolę odgrywała również pozycja siostry Deybel w kole. Analizując listy Celiny do Adama (pisane w pięć lat po pojawieniu się Ksawery w ich domu), można jednak zauważyć rozpaczliwą walkę kobiety o odzyskanie męża i zmianę swojej funkcji w rozpadającym się związku. Celina marzyła, by zajmować pozycję podobną do tej, jaką zajmowała siostra Deybel. I wcale nie chodziło jej o sprawy czysto fizyczne. Pragnęła jedności duchowej z Adamem, wspólnoty mającej doprowadzić ją do roli „żony brata”, co w nowomowie towiańczyków oznaczało małżonkę.
Defraudant Pilchowski
Niebawem Ksawera została jednak wykluczona z szeregów towiańczyków. Miało to związek ze sprawą Pilchowskiego, któremu polecono zawieźć list od Koła Sprawy Bożej do cara Mikołaja II. Były ułan zdefraudował jednak pieniądze przeznaczone na podróż.
„Pilchowski, pierwszy chłop, co miał iść daleko na wędrówkę – opisywał Zygmunt Krasiński – pozostał w miejscu. Tylko 5000 franków, otrzymanych od Chodźki i innych na pielgrzymstwo, roztrwonił na wino szampańskie. Za to od Mistrza zdegradowany – panna Deybel też zdegradowana”4.
Dlaczego Krasiński umieścił wiadomość o degradacji Pilchowskiego razem z informacją na temat „księżniczki izraelskiej”? Czyżby Ksawera brała udział w hulankach byłego ułana?
Siostra Deybel rzeczywiście popadła w niełaskę. Celina z radością donosiła Helenie Malewskiej, że „panny Deybel już u nas nie ma”. Nie na długo…
Ksawera powróciła do domu Mickiewiczów i cała trójka ponownie zamieszkała pod jednym dachem. Kobieta nie ukrywała jednak niechęci wobec dzieci Celiny i Adama. Wieszcz nawet wspominał, że były przez nią zaniedbywane. Panna Deybel otwarcie zresztą przyznawała, że ich nie lubi.
Adam i Ksawera
W domu poety mieszkały nie tylko dzieci Celiny i Adama. Nie wiadomo, czy Ksawera przybyła tam z córką Pilchowskiego (Klarą), ale u Mickiewiczów na pewno wychowywała się też Andrèe, córka „księżniczki izraelskiej” i „brata wieszcza”.
Seweryn Goszczyński wspominał, że w czerwcu 1849 roku Mickiewicz wyjechał do Nanterre. Widział tam osobiście Ksawerę, która przyjechała na wieś odbyć połóg. Nowo narodzonym dzieckiem była zapewne córka, Andrèe.
Nie wiadomo natomiast, kiedy urodził się Emanuel, drugie dziecko Adama i Ksawery. Prawdopodobnie nieco później, albowiem brakuje wcześniejszych wzmianek na jego temat. Możliwe, że był zatem najmłodszym z potomków wieszcza. Bowiem Józef, ostatni syn Adama i Celiny, przyszedł na świat w 1850 roku i zapewne był nieco starszy od Emanuela.
W marcu 1850 roku przyjechała z Drezna do Paryża przyrodnia siostra Celiny – Zofia Szymanowska. Utalentowana plastycznie dziewczyna miała zamiar poświęcić się studiom malarskim, z radością przyjęła też zaproszenie od żony wieszcza. Po latach nie ukrywała jednak, że towarzyszyły jej wówczas obawy przed zamieszkaniem w domu Mickiewiczów:
„Gdy objawiłam zamiar życzliwym znajomym, zaczęli mi najmocniej odradzać; powiadali, że gdy znajdę się pośród żywiołów dziwnych, niewytłumaczalnych, jakie towianizm w domu Mickiewicza zaszczepił, utracę wszelką swobodę, zaniecham nauki, jakiej się poświęciłam, co gorsza, zobaczę i usłyszę tam niejedną osobę, które nowe niby i wyższe idee do najbardziej niemoralnych czynów prowadzą. To mi mówiły kobiety starsze, godne ze wszech miar szacunku i wiary; miałam dowody ich dla mnie życzliwości, więc mogłam im zaufać”.
Dlatego warto przytoczyć w dłuższym fragmencie wspomnienia Zofii Szymanowskiej z pierwszej wizyty w domu Mickiewiczów, gdy po kilkunastu latach przerwy ponownie zobaczyła siostrę, a w ogóle po raz pierwszy poetę:
„(…) na wstępie do domu Mickiewiczów uderzył mię jakiś nieład powszechny, zaniedbanie, rozprzężenie jakieś. To pierwsze wrażenie było, wyznaję, przykre dla mnie; ale mnie nie zniechęciło, tylko umocniło w zamiarze, by pośród wszystkiego, co mię otoczyć miało, odosobnić niejako, by zachować własną swobodę i spokój życia właściwy. Po tym ogólnym pierwszym wrażeniu doznałam następnie wrażeń pojedynczych; główne były następujące: Mickiewiczowa, którą widziałam wtedy jakby po raz pierwszy, miała na całej swojej osobie głównie cechę zaniedbania, przygnębienia, co na mnie wywarło jakiś obawliwy smutek, a wyznaję szczerze, nie obudziło zaufania do starszej siostry; bo w jej wejrzeniu, ruchu i całej postaci znalazłam potwierdzenie zdania ogólnego, jakoby umysł jej pozostawał błędny od owej pamiętnej choroby; przecież radość, z jaką mnie powitała, okazała mi braterskie jej dla mnie uczucia i pociągnęła mnie ku tej biednej siostrze. (…)
Obok tych pierwszych wrażeń, o których wyżej mówiłam, wspomnieć muszę jeszcze o jednym najsilniejszym może; to wrażenie wywarła na mnie kobieta obca, to jest nienależąca do rodziny Mickiewicza – a jednak zajmująca w jego domu jakieś odrębne stanowisko: zwano ją Xawerą. Opiszę tutaj szczegółowo pierwsze moje z nią spotkanie, bo zejście się z tą kobietą w domu Mickiewicza uważam za fakt ważny: z mojego bowiem chwilowego z nią zbliżenia się wynikły wszystkie dalsze okoliczności. Pomimo wstrętu muszę tu wywołać to i wiele innych wspomnień; idzie o objaśnienie smutnej przeszłości.
Po pierwszych z rodziną Mickiewicza powitaniach siostra moja poprowadziła mię do przeznaczonego dla mnie pokoju; był on na górze, nad jej pokojem. Mając iść na schody, rzuciłam okiem w górę i zobaczyłam na przedsionku stojącą kobietę z dzieckiem na ręku; spotkałam wzrok tej kobiety utkwiony we mnie z siłą tak przenikającą, że uczułam niepokój jakiś ze wstrętem dla tej kobiety połączony. (…) Świadczę się sumieniem moim, że nikt mi przed przybyciem do Paryża o Xawerze nie mówił; nie tylko więc nie wiedziałam, że ją u Mickiewicza zobaczę, ale niewiadoma mi była egzystencja tej kobiety na świecie. Tutaj najlepiej dowodzę, jak dalece bezstronną i ostrożną w sądzeniu być chciałam; pomimo wstrętu, jaki obudził we mnie widok Xawery, gdy siostra przedstawiła mi ją jako przyjaciółkę domu, podałam jej rękę szczerze, serdecznie i z pewnym wewnętrznym wyrzutem postanowiłam zatrzeć pierwsze uczucie niechęci mimowolnej. Uderzyło…”5.
Niestety, w tym miejscu pamiętnik Zofii Szymanowskiej urywa się, jego dalszą, najbardziej interesującą nas część zniszczył po latach Władysław Mickiewicz. Jaka szkoda! Ile ważnych informacji o towianizmie, Mickiewiczach, Ksawerze Deybel i jej dzieciach przepadło na zawsze. Syn wieszcza dołożył wszelkich starań, by wejść w posiadanie pamiętnika zmarłej ciotki, którego treść uważał za szkodliwą dla pamięci ojca.
Przytoczony fragment stanowi praktycznie jedyny dowód, że w marcu 1850 roku „księżniczka izraelska” mieszkała jeszcze u Mickiewiczów. Chociaż niektórzy badacze sugerują, że dziecko trzymane wówczas przez Ksawerę na rękach było jednym z potomków Celiny, nie można się z tym zgodzić. Mickiewiczowie mieli wówczas pięcioro dzieci z których najmłodsze liczyło pięć lat i raczej nie kwalifikowało się już do noszenia na rękach. Natomiast Andrèe urodziła się kilka miesięcy wcześniej i to właśnie ją widziała Zofia na rękach „księżniczki izraelskiej”.
Wielu badaczy usiłowało zdyskredytować relację Szymanowskiej – zarzucano, że Zofia zauważyła tak wiele, ale nie wspomniała o ciąży u siostry. Warto jednak przypomnieć, że Józef Mickiewicz urodził się dopiero 20 grudnia 1850 roku, a panna Szymanowska przyjechała do Mickiewiczów przed Wielkanocą (tamtego roku przypadała 31 marca). Ciąża u kobiet trwa z reguły dziewięć miesięcy i nawet specjaliści od literatury romantycznej powinni o tym pamiętać.
Zofia Szymanowska zajęła się dziećmi poety (oczywiście tymi legalnymi). Nie wiemy, jak długo pozostawała z rodziną Ksawera Deybel. Trwało to zapewne jeszcze przez jakiś czas, albowiem zdążyła urodzić wieszczowi kolejne dziecko (chyba że miało to miejsce wcześniej, przed narodzinami Andrèe). Z listu jednej z wyznawczyń Sprawy wynika, że Ksawera śpiewała na spotkaniu w domu Mickiewiczów w 1853 roku. Czy jeszcze wtedy tam mieszkała? Tego, niestety, nie wiadomo.
Zofia Szymanowska dała się poznać jako zajadła przeciwniczka towianizmu – prowokowała konflikty z odwiedzającymi dom członkami sekty. Adam natomiast do końca życia nie odwrócił się całkowicie od Sprawy, czego jego młoda szwagierka nie potrafiła zrozumieć. Miała w tym poważną sojuszniczkę – córka wieszcza, Maria, nienawidziła z całej duszy towianizmu z panną Deybel na czele.
Tymczasem w pobliżu wyrzuconej z domu Mickiewiczów „księżniczki izraelskiej” pojawił się francuski wielbiciel wieszcza – Edmund Mainard. Został jej kochankiem, ale Ksawera odrzuciła jego oświadczyny. Miała bowiem nadzieję na inne rozwiązanie swojej sytuacji życiowej, gdyż Celina Mickiewiczowa śmiertelnie zachorowała i zmarła w marcu 1855 roku.
Tragedia diablicy towianizmu
Przez kilka tygodni Ksawera oczekiwała na deklarację Adama, lecz ten nie zdecydował się na oświadczyny. Czyżby „spółka duchowa” przestała go interesować? A może wydarzyło się coś ważnego, o czym nie wiemy? Nie znamy przecież okoliczności, w jakich Ksawera opuściła dom Mickiewiczów.
Panna Deybel nie chciała jednak dłużej czekać z unormowaniem swojej sytuacji życiowej. Kilka tygodni po śmierci Celiny poślubiła w Paryżu Edmunda Mainarda. Pan młody pracował już wówczas w policji i rodzina przeniosła się do Tuluzy. Nie wiadomo, czy Mickiewicz pojawił się na ślubie swojej dawnej partnerki.
Adam nie poślubił również panny Szymanowskiej, chociaż szwagierka zgłaszała gotowość do małżeństwa. Mimo że Zofia była przecież inteligentną i atrakcyjną kobietą, a na dodatek niezłą gospodynią, poeta zapewne nigdy nie wybaczył jej niechęci do towiańczyków i Ksawery.
Adam Mickiewicz opuścił Paryż 11 września 1855 roku i udał się do Marsylii. Stamtąd popłynął do Konstantynopola, gdzie zmarł po dwóch miesiącach.
„Księżniczkę izraelską” widywano wraz z mężem na spotkaniach towiańczyków jeszcze w 1863 roku. Pięć lat wcześniej napisała do Władysława Mickiewicza list w sprawie alimentów, a syn wieszcza ugiął się przed jej żądaniem. Zgorszona była tym jego siostra, Maria Mickiewiczówna (później Gorecka), która do końca życia nienawidziła Ksawery, nazywając ją „niecną dziewką”, „kwintesencją sprośności” oraz „istotą plugawą i jadowitą”.
Dla „księżniczki izraelskiej” los okazał się wyjątkowo okrutny. Jej mąż za sympatię dla towianizmu stracił pracę i zginął zasztyletowany pod jednym z paryskich mostów. Dwoje jej dzieci zmarło w dzieciństwie, a zrozpaczona matka nie miała nawet pieniędzy na całun dla syna grzebanego w zbiorowej mogile. Tym razem Władysław Mickiewicz odmówił pomocy, najwyraźniej empatii starczyło mu tylko na krótki czas…
„Diablica towianizmu” zmarła w kompletnej biedzie, opuszczona i zapomniana przez wszystkich. Kobieta, którą nasz największy poeta uznawał za jedyną, właściwą towarzyszkę życia, nie posiada nawet grobu. Chciała zostać żoną „brata wieszcza”, partnerką przywódcy religijnego ruchu odnowy moralnej, a pozostała po niej wątpliwa sława „wampa towianizmu”. Rola, która zupełnie ją przerosła i zniszczyła.
Nie wiadomo natomiast, jak potoczyły się losy dzieci Ksawery i Adama. Ostatnia informacja o Andrèe Mainard (nosiła nazwisko przybranego ojca) pochodzi z 1861 roku. Córka Andrzeja Towiańskiego wspominała, że rudowłosa rezolutna panienka wywarła na niej duże wrażenie. Dalsze losy Andrèe są jednak nieznane i zapewne na zawsze już takie pozostaną.
Przypisy do rozdz. o A. Mickiewiczu
1 Za: H. Mościcki, Wspomnienie o Towiańskim, „Biblioteka Warszawska”, 1907
2 Za: T. Boy-Żeleński, Brązownicy i inne szkice o Mickiewiczu, Warszawa 1957, s. 163
3 Za: ibidem, s. 79
4 Z. Krasiński, Listy do Delfiny Potockiej, t. 1, Warszawa 1975, s. 620
5 T. Boy-Żeleński, op. cit., s. 185-186