Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
(Nie)bezpieczny rok z polskimi przepisami BHP
Czy tobie też wydaje się, że praca specjalisty do spraw BHP polega głównie na uprzykrzaniu ludziom życia? Dzięki tej książce przekonasz się, ile pomysłowości i hartu ducha może kryć się w niepozornym człowieku przechadzającym się po zakładzie pracy w kamizelce odblaskowej i kasku ochronnym. Jeśli jeszcze nie wiesz, jak męczące może stać się wydawanie odzieży roboczej i ochronnej pracownikom i jak niebezpieczny bywa manewr wychylania się z kolejki na stołówce, sięgnij po te szczere i pełne humoru zapiski. Czy rzeczywiście BHP to „jedna wielka ściema”? Przeczytaj, a już nigdy nie spojrzysz tak samo na pozornie nudne kwestie związane z bezpieczeństwem w miejscu pracy.
Kiedy po dwóch tygodniach zwolnienia nieszczęśnik pojawił się na stanowisku pracy, można było przeprowadzić postępowanie powypadkowe. Spotkałem się więc z nim w pokoju konferencyjnym, zapytałem o zdrowie, spisałem dane, a następnie poprosiłem, aby opowiedział przebieg zdarzenia. Dialog wyglądał mniej więcej tak:
Ja: Proszę powiedzieć, co się dokładnie wydarzyło.
Poszkodowany: No wie pan… szłem se spokojnie po hali i nagle leżę.
Ja: Rozumiem, że szedł pan po magazynie i nagle się przewrócił. Zgadza się?
Poszkodowany: No, ślizgo było. I nagle leżę! Nogę mi wykręciło i leżę. To znaczy już nie leżę, ale leżałem… wtedy, no!
Po tych kilku zdaniach wiedziałem, że będzie to jedno z najkrótszych wyjaśnień poszkodowanego, jakich będę świadkiem. Wyszło w końcu na to, że ja mówiłem więcej od niego. Nie dlatego, że chciałem, tylko inaczej się nie dało. Dobrze, że ten pracownik nie składał wyjaśnień na piśmie i że nigdzie nie ma wymogu zachowania pisowni zgodnej z wymową. Chyba bym wtedy szukał pomocy w Trybule Praw Człowieka…
Maciej Stachowski
Autor artykułów i felietonów w czasopismach branżowych oraz wykładowca akademicki. Od kilku lat spełnia się zawodowo w budowaniu świadomości i kultury bezpieczeństwa wśród studentów i pracowników wszystkich szczebli. Po doświadczeniu absurdów systemu korporacyjnego wpadł na pomysł uzewnętrznienia problemów, z którymi spotkał się w pracy. Za pomocą debiutanckiej książki Kalendarz BHP-owca stara się w lekki i żartobliwy sposób przedstawić świat widziany okiem pracownika służb BHP. Prywatnie miłośnik samotnych wypraw rowerowych i muzyki z czasów, kiedy nie było go jeszcze na świecie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 100
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Na temat szeroko rozumianego bezpieczeństwa i higieny pracy (BHP) napisano już prawie wszystko. Pod względem prawnym temat został wyczerpany, bo z każdej strony opisują go przepisy zawarte w ustawach, rozporządzeniach czy normach. Aby jednak dopełnić owo „prawie wszystko”, można podjąć próbę bardziej empirycznego zbadania tego zagadnienia. Mam tu na myśli lata doświadczeń w wytyczaniu ciągów komunikacyjnych, prowadzeniu postępowań powypadkowych czy szkoleniach załogi dla różnych zakładów pracy, które udało mi się zebrać w postaci notatek i innych złotych myśli nabazgranych w kalendarzu – może nie do końca w krzywym zwierciadle, ale z przymrużeniem oka.
Życzę wszystkim, którym udało się dotrzeć do tej książki, miłej lektury i refleksji nad tym, czy praca BHP-owca jest rzeczywiście tak nudna, jak się wydaje!
MS
Bezpieczeństwo przede wszystkim – ale co to takiego?
Drugi stycznia to dobry moment na start w nowym zakładzie pracy – nazwijmy go po prostu Firmą. Tego dnia nie powinno stać się za dużo złego, bo jeszcze nie pojawia się wokół zbyt wielu ludzi. Wiele zależy od tego, jak spędzili oni noc sylwestrową. Firma wydaje się działać jeszcze na nieco zwolnionych obrotach. Można zatem usiąść przy biurku i ustanowić priorytety dalszej działalności. Ponieważ na drzwiach biura, w którym przyszło mi pracować, widnieje tabliczka z napisem „Służba BHP”, na myśl przychodzi jedno: pierwszym z priorytetów będzie bezpieczeństwo. Jednak to nie wystarczy do zapełnienia pozostałych siedmiu godzin i czterdziestu pięciu minut pracy. Pojawiają się niewygodne pytania: Co właściwie mamy na myśli, mówiąc o kwestiach bezpieczeństwa? Czy nasze miejsca pracy są bezpieczne?
Prawdę mówiąc, gdyby poszczególne miejsca pracy ocenić według obowiązujących przepisów, wszystkie można by otoczyć taśmą zakazującą wstępu z umieszczoną obok listą niezgodności. Nie idźmy jednak aż tak daleko. Najgorsze są oczywiście zagrożenia bezpośrednie, które tylko czyhają na nieuważnego pracownika. A co, jeśli zagrożenia są jedynie pośrednie? Nazywają się tak, bo ludzie sami przyczyniają się do ich zaistnienia. Nie mogłem się nadziwić, kiedy podczas obchodu zakładu pracy widywałem ludzi na okrągło łamiących przepisy. Były to zarówno drobne przewinienia, jak i naprawdę ciężkie naruszenia zasad, grożące w najlepszym wypadku doznaniem niegroźnego urazu. Za to kiedy ci sami pracownicy zauważali, że kołysały im się krzesła albo żarówki na hali produkcyjnej nad ich głowami zaczynały się przepalać lub lampy były krzywo zawieszone, od razu biegli do brygadzisty i meldowali mu o tym, bo czuli się zagrożeni na stanowisku pracy. Wiadomo bowiem, że jeśli zauważy się zagrożenie i szybko się je zgłosi, można się powstrzymać od pracy lub nawet oddalić się od niebezpiecznego stanowiska. Mało tego, delikwenci od razu oczekiwali postawienia wszystkich na głowie i gotowości do działań naprawczych w tym zakresie. Pewnie bali się nadgodzin… Tak czy inaczej, przyglądając się takim sytuacjom, dochodziłem do wniosku, że zakłady pracy są raczej bezpieczne – niebezpieczny bywa jedynie człowiek. To odważne stwierdzenie i jest w nim dużo prawdy, ale nie chciałbym już na początku demonizować jednostki ludzkiej.
Podejście do kwestii bezpieczeństwa jest chyba zbyt subiektywne i dlatego tak bardzo problematyczne. Jednej osobie jazda z prędkością stu kilometrów na godzinę może wydawać się bezpieczna, podczas gdy kto inny uzna ją za niebezpieczną, a do tego trzeba jeszcze przecież uwzględnić warunki na drodze i inne okoliczności. Dlatego właśnie te kwestie regulują przepisy, chociaż często nie nadążają one za postępem i wydają się zupełnie odbiegać od aktualnych realiów.
Siedem godzin i kilkadziesiąt minut pierwszego dnia pracy w nowej Firmie zaowocowało jednym wnioskiem: bezpieczeństwo to bardzo indywidualna kwestia, którą każdy traktuje odmiennie. Jednak w każdym można – lub wręcz należy – również budować świadomość bezpiecznej pracy. Jest to wyzwanie, ale przecież cały rok przed nami!
Całodzienna nuda
Szkolenia BHP to temat rzeka. Przepłynąłem już ją kilkaset razy. Dla mnie, jako osoby szkolącej, oznacza to zawsze fascynujące spotkania z uczestnikami. Tymczasem samym uczestnikom szkolenia zwykle kojarzą się z przymusowym odsiedzeniem kilku godzin we wskazanym miejscu, nie do końca wiadomo po co. Ale po kolei.
Przez pierwsze dwa tygodnie stycznia mogłem lepiej poznać większość obszarów działalności oraz przyjrzeć się warunkom pracy i zagrożeniom. Aż wreszcie nadszedł piętnasty stycznia – sądny dzień, w którym przyjęto nowych pracowników. Trzeba im było zatem zrobić szkolenie wstępne, przydzielić środki ochrony indywidualnej i zapoznać z oceną ryzyka zawodowego (ORZ to temat na dłużej, więc wrócimy do niego nieco później). Dla wielu z nich oznaczało to jedynie podpisanie kilku druków poświadczających zapoznanie się z tym wszystkim, a niektórzy wręcz otwarcie przyznali, że nic z tego nie rozumieją, ale jak coś jeszcze trzeba podpisać, to nie ma problemu.
Jak wiadomo, szkolenia BHP dzielą się na wstępne i okresowe. Są obowiązkowe dla prawie wszystkich pracowników, co wzbudza jeszcze większy opór przed uczestniczeniem w nich. O ile szkolenia wstępne są jeszcze znośne, bo są krótkie i prowadzone (zgodnie z przepisami) w pierwszym dniu zatrudnienia, to szkolenia okresowe stanowią już większy problem. Powtarzane cyklicznie w czasie zatrudnienia, nie cieszą się popularnością, a przecież powinny być organizowane na koszt pracodawcy i w ramach czasu pracy. Dziwi więc fakt, że każdy wytypowany na szkolenie pracownik zadaje pytanie: „Dlaczego ja?”. Przecież dniówka ucieka, a czasem nawet obiad ktoś dostarczy na koszt firmy.
Kiedy zostałem wytypowany do prowadzenia szkoleń okresowych wewnątrz Firmy, sam zadałem pytanie: „Dlaczego ja?”. Prowadzenie szkoleń okresowych nie należy bowiem do zadań służby BHP. Zanim jednak zdążyłem zadać więcej pytań, dobrze wszystkim znane spojrzenie szefa skutecznie mnie od tego powstrzymało. Nie było wyjścia i należało podjąć rękawicę.
Większość pracowników miała już styczność ze szkoleniami BHP, które były prowadzone niewłaściwie, co zniechęciło ich dostatecznie do przybycia na kolejne. Kiedy widziałem kolejną zniechęconą grupę, zwykle na wstępie mówiłem wprost: „Bądźcie szczerzy. Po co tu przyszliście?”. Po chwili ciszy padała odpowiedź: „Bo nam kazali!”.
Szkolenia się powtarzają i wszyscy wszystko już wiedzą (a przynajmniej tak twierdzą), a jednak kiedy mówię, że służba BHP nie odpowiada za bezpieczeństwo w zakładzie pracy, zaskoczony tłum pyta: „Jak to? To co właściwie robi?”. Kiedy cierpliwie odpowiadam, że pełni funkcję doradczą i kontrolną, mogę zaobserwować nieprawdopodobne wręcz zdziwienie, a słuchacze przyjmują taki wyraz twarzy, jakby ktoś kazał im podzielić 234 przez 16 457 i w dwie sekundy podać wynik z dokładnością siedmiu miejsc po przecinku. Szkolenia realizuje się według założonego programu. Zaczynałem więc zwykle od teoretycznie najbardziej niewdzięcznej części, czyli ogólnej charakterystyki przepisów prawa pracy. Potem dochodziły zagadnienia ochrony przeciwpożarowej. Zmęczeni już wykładem uczestnicy ożywiali się podczas kolejnego modułu, który dotyczył wypadków przy pracy. Często wywiązywała się dyskusja na temat tego, z czyjej winy doszło do zdarzenia, a i historyjek na temat późniejszej rehabilitacji nie brakowało. Jednak moim zdaniem najbardziej ciekawie robiło się podczas ostatniego modułu na temat pierwszej pomocy. Brak wiedzy niektórych osób w tej dziedzinie jest miażdżący, a nadal zakładają one, że szkolenie jest niepotrzebne. Na każdym spotkaniu słyszę tyle sensacji na temat niesienia pomocy poszkodowanym, że na ich podstawie można by stworzyć medycynę od nowa.
Nie mnie oceniać osoby, które krzywdzą pracowników szkoleniami BHP polegającymi na odczytaniu rozporządzeń. Pamiętać należy jedno: szkolenia nie uchronią przed wypadkiem! Słuchaczy należy zaktywizować, podając przykłady bądź zadając pytania z ich branży, a najlepiej z ich zakładu pracy. Najważniejsza, oprócz budowania świadomości bezpieczeństwa, jest analiza potencjalnych lub istniejących zagrożeń. I na koniec krótkie podsumowanie wysiłków osoby prowadzącej: szkolenie można uznać za udane, gdy pytania z rodzaju „O której kończymy?” zamienią się w pytania o termin kolejnego szkolenia.
Poniżej podjąłem próbę przedstawienia odczuć uczestników co do wybranych treści szkolenia okresowego:
Program szkolenia
Reakcje pracowników
Wybrane regulacje z zakresu prawa pracy dotyczące BHP
„Znowu to samo, a i tak knują przeciw nam i nie ma podwyżek”
Ocena zagrożeń czynnikami występującymi w procesach pracy oraz metody ochrony zdrowia i życia pracowników
„Przecież wszystko już w tym temacie wiadomo. A że ktoś kiedyś palce stracił? Było nie pchać rąk, gdzie nie trzeba!”
Zasady postępowania w razie wypadku przy pracy, zasady udzielania pierwszej pomocy w razie wypadku
„Jakiego wypadku? Ja już miałem ze trzy i nie zgłosiłem. Kto by sobie głowę zawracał?”
Okoliczności i przyczyny charakterystycznych dla wykonywanej pracy wypadków przy pracy oraz związana z nimi profilaktyka
„No… mówiłem mu, jak piłę trzymał, żeby ograniczył śniadanie z trzech piw do dwóch, bo w końcu coś się stanie!”
Naturalnie im większy zakres programowy, tym więcej odczuć i złotych myśli. Nie wiem, czy to dobrze czy źle, ale te wszystkie komentarze padły podczas szkoleń z ust pracowników. Były wypowiedziane dosadnie, a dla niektórych stały się powodem do dumy, że zabrali głos – w ich mniemaniu – na temat.
Ciuchy robocze, czyli „to niewygodne” i „ja chcę czerwoną”
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Kalendarz BHP-owca
Wydanie pierwsze
ISBN: 978-83-8219-610-8
© Maciej Stachowski i Wydawnictwo Novae Res 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Agata Pawelec
Korekta: Magdalena Brzezowska-Borcz
Okładka: Grzegorz Araszewski
Ilustracje: Christoprudnaya | depositphotos.com
HitToon | depositphotos.com
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Podziękowania dla Wyższej Szkoły Humanistycznej Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Szczecinie za wsparcie i sfinansowanie niniejszej publikacji.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek