Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Od wielu lat, autorzy setek publikacji analizują niemal każde zdanie zapisane przez Adama Mickiewicza. Biografię poety poddawano wszechstronnym badaniom, opisując każdy dzień jego życia, śledząc niemal każdą rozmowę, każdą nową znajomość wieszcza. Niestety, nie dotyczyło to niemal zupełnie pewnej ważnej sfery jego życia. Były nią sprawy intymne, związki Mickiewicza z kobietami. Autor niniejszej książki nie odkrywa przed czytelnikami nowych, zupełnie nieznanych wydarzeń. Ale po raz pierwszy zostały one zebrane w ramach jednej publikacji, przeznaczonej dla szerokiego grona odbiorców. To zbiór kilkunastu esejów opisujących życie prywatne poety, powstałych na podstawie dostępnych obecnie źródeł. Autor bogato cytuje listy, pamiętniki, nie unika również wykorzystywania twórczości Mickiewicza. Nie jest jego celem wzbudzenie taniej sensacji, a wyłącznie zapoznanie czytelników z intymnym życiem naszego największego poety. A było ono niezwykle burzliwe i ciekawe - zdecydowanie zasługujące na szersze poznanie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 259
Projekt okładki i stron tytułowych Barbara Kuropiejska-Przybyszewska
Redaktor merytoryczny Barbara Tarnas
Redaktor prowadzący Zofia Gawryś
Redaktor techniczny Bożena Nowicka
Korekta Anna Olszowska
© Copyright by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2010 © Copyright by Violetta Koper, Warszawa 2010
Nasz adres: Bellona SA ul. Grzybowska 77 00-844 Warszawa
Dział Wysyłki: tel. 22 457 03 06, 22 652 27 01 fax 22 620 42 [email protected]
ISBN 9788311121881
Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnictw Naukowych Sp. z o.o. 92-333 Łódź ul. Wydawnicza 1/3
Od wielu lat, autorzy setek publikacji analizują niemal każde zdanie napisane przez Adama Mickiewicza. Biografię poety poddawano wszechstronnym badaniom, opisując każdy dzień jego życia, śledząc praktycznie każdą rozmowę, każdą nową znajomość wieszcza. Niestety, nie dotyczyło to niemal zupełnie pewnej ważnej sfery jego życia. Były nią sprawy intymne, związki Mickiewicza z kobietami.
Wszyscy pamiętamy (oczywiście ze szkoły), że największą miłością Adama była Maria (Maryla) Wereszczakówna. Związek ten miał być kwintesencją wyobrażeń o nieszczęśliwej miłości romantycznej, katalizatorem wybuchu talentu poetyckiego Mickiewicza. Ale nawet w tym przypadku informacje podawane przez badaczy podlegały z reguły ostrej cenzurze obyczajowej. Pomijano milczeniem fakt, że ukochana poety była małżonką innego mężczyzny (zapewne, aby nie rozpalać młodych uczniowskich głów), a sama miłość okazała się daleka od platonicznych uniesień. A przecież utwory Mickiewicza z tego okresu pozostaną praktycznie niezrozumiałe, jeżeli oderwiemy je od kontekstu życia prywatnego poety. Jak można zachwycać się IV częścią Dziadów, jeżeli nie poznamy przyczyn jej powstania? A Balladami i romansami?
Według ocenzurowanego życia intymnego wieszcza, po romansie (platonicznym!!!) z Marylą nastąpiło małżeństwo z Celiną z Szymanowskich. Pruderyjni biografowie Mickiewicza pisali, że poeta dziesięć lat żył w celibacie, a sam (bardzo dramatyczny) przebieg jego małżeństwa zbywali ogólnikami. Inne kobiety Mickiewicza otaczała przez wiele lat zmowa milczenia, badacze woleli unikać niewygodnych faktów.
Nie wspominano zupełnie o ognistym romansie z Karoliną Kowalską w Kownie. Mało tego, że była mężatką, to jeszcze Adam miał w tym czasie nieszczęśliwie kochać się w Maryli (też mężatce!), a nie przeżywać uniesienia erotyczne z inną kobietą. Potem było jeszcze gorzej – na wygnaniu w Odessie wieszcz zamiast „cierpieć za miliony”, bawił się, utrzymywał przyjazne kontakty z oficerami carskiej policji. Z jej agentką (Karoliną Sobańską) połączył go namiętny romans, czego efektem były piękne sonety. Najbardziej znany z nich to Niepewność, rozsławiony przed laty piękną interpretacją Marka Grechuty. A przecież Karolina Sobańska nie była jedyną partnerką seksualną wieszcza w Odessie. A Awidia Guriewa, a przygody na jedną noc? Sam poeta wspominał, że żył w tych czasach „jak basza”, a jednym z atrybutów baszy jest przecież harem.
Równie niewygodne okazały się wspomnienia pewnych okoliczności wyprawy na Krym, której efektem były Sonety krymskie. Poeta zwiedzał półwysep w towarzystwie generała carskiej policji, swojej kochanki-agentki i wybitnego oficera rosyjskiego kontrwywiadu.
Również niektóre znajomości z czasów pobytu Adama w Moskwie i Petersburgu przez wiele lat konsekwentnie pomijano. Oczywiście wspominano o małżeńskich planach Adama, ale o związku z Marią Szymanowską już nie. Owszem, przyjaźnił się ze znakomitą pianistką, ale są przecież różne odcienie przyjaźni. Problemem był fakt, że kilka lat później Mickiewicz poślubił córkę Szymanowskiej. Romans wieszcza z przyszłą teściową wydawał się wyjątkowo skandalicznym epizodem w jego życiu i zapewne dlatego został skazany na zapomnienie.
Wiele starań dołożono, aby zafałszować postępowanie Adama podczas powstania listopadowego. Odwieść od udziału w walkach miała go Konstancja Łubieńska, z którą poeta romansował (i to bardzo namiętnie) podczas pobytu w Wielkopolsce. Apologetom mistrza łatwiej było wykazać niemoralność wieszcza (kolejna mężatka) niż przyznać się do mało patriotycznych postępków.
Prawdziwa zmowa milczenia zapanowała natomiast wokół osoby Ksawery Deybel. Całkowicie wymazano z życia wieszcza kobietę, która przez dziesięć lat mieszkała z nim pod jednym dachem i urodziła mu dwoje dzieci. Fakt jednoczesnego pożycia z żoną i kochanką (obie panie na zmianę rodziły wieszczowi potomków) uznano za skandal – „plamę na słońcu” – według określenia jednego z badaczy. Bardzo ważną rolę w zafałszowaniu obrazu życia intymnego poety odegrał jego syn i biograf – Władysław Mickiewicz. Bez skrupułów niszczył niewygodne dokumenty, cenzurował korespondencję. Starał się przekazać potomności obraz ojca jako człowieka bez wad i ludzkich błędów. Działania takie aprobowali i kontynuowali inni badacze.
Sytuację zmieniły dopiero publikacje Tadeusza Boya-Żeleńskiego w latach trzydziestych ubiegłego stulecia. Boy przywrócił historii polskiej kultury Ksawerę Deybel, naświetlił jej rolę w życiu wieszcza. Za nim poszli inni, a szczególnie w ostatnich latach pojawiały się publikacje, odkrywające prawdziwe fakty z życia intymnego poety. I nie chodzi tutaj o szarganie świętości narodowych. Mickiewicz, jak każdy człowiek miał swoje słabości, które ukazywały jego ludzkie oblicze. Zza idealnego obrazu wyłania się wówczas osoba zwykłego śmiertelnika, obdarzonego ogromnym talentem, poszukującego szczęścia w życiu prywatnym. W wielu przypadkach jest to doskonały komentarz do twórczości wieszcza.
Autor niniejszej książki nie odkrywa przed czytelnikami nowych, zupełnie nieznanych wydarzeń. Ale po raz pierwszy zostały one zebrane w ramach jednej publikacji, przeznaczonej dla szerokiego grona odbiorców. To zbiór kilkunastu esejów opisujących życie prywatne poety, powstałych na podstawie dostępnych obecnie źródeł. Autor bogato cytuje listy, pamiętniki, nie unika również wykorzystywania twórczości Mickiewicza. Nie jest jego celem wzbudzenie taniej sensacji, a wyłącznie zapoznanie czytelników z intymnym życiem naszego największego poety. A było ono niezwykle burzliwe i ciekawe – zdecydowanie zasługujące na szersze poznanie. I na pewno nie zaszkodzi wieszczowi, albowiem dopóki rozbrzmiewać będzie polska mowa, to Adam Mickiewicz będzie miał zaszczytne miejsce w dziejach naszej kultury.
Sławomir Koper
Podobno pierwszą dziewczyną, która zrobiła wrażenie na przyszłym wieszczu, była niejaka Józia, czy też Johasia (Joanna?). Mickiewicz poznał ją w Rucie, podczas wakacyjnego pobytu w majątku przyjaciela rodziny – Medarda Rostockiego. Rówieśniczka Adama mieszkała w pobliskim zaścianku – pochodziła z tzw. szlachty zagonowej, własnymi rękoma uprawiającej ziemię.
Mickiewicz również wywodził się z ubogiej szlachty, ojciec usiłował robić karierę urzędniczą. Był prawnikiem w Nowogródku, jednak chyba nie posiadał specjalnego talentu do tego zawodu – zachowały się wyłącznie informacje o przegranych procesach. Rodzina przyszłego poety cierpiała na chroniczne braki finansowe, a śmierć ojca w 1812 roku ostatecznie zachwiała podstawami jej bytu materialnego.
Adam poznał piękną Józię (czy też Joannę) mając piętnaście lat, w rok po śmierci ojca. Po latach wspominał, że promieniowała „świeżością i życiem”, zachwycały go jej „świeże usta i białe zęby”. Nie wiadomo jednak, czy miał osobiście okazję poznać smak tych ust, czy też uczucie pozostało wyłącznie w sferze platonicznej. Na długo zapamiętał jednak siedzącą na polu dziewczynę, opartą o stóg siana (czy też snop zboża), śpiewającą przy wtórze gitary. Każdemu nastolatkowi mogło wówczas zaszumieć w głowie i niepotrzebna była do tego specjalna wrażliwość. Piękna, hoża dziewczyna z gitarą w rękach, w gorący letni dzień. Nic dodać, nic ująć! Ale wakacje skończyły się niebawem i Adam powrócił do szkoły w Nowogródku. Ulubienicę zobaczył dopiero po kilku latach, kiedy była już żoną jego kuzyna – Felicjana Mickiewicza, i matką dwojga dzieci. Przeraził się wówczas jej wyglądem – wesoła i ładna panna poszarzała i zbrzydła – praca fizyczna na roli zniszczyła jej urodę. Nie lepiej wyglądał kuzyn – brudny i obdarty, przypominał wiejskiego parobka. Mickiewicz, skromnie, ale elegancko ubrany, student Uniwersytetu Wileńskiego, poczuł się przy nich jak panicz. Widział ich niechętne spojrzenia i nie myślał już o dalszych spotkaniach.
Wspomnienie o Johasi zachował jednak na długo, opowiadał o niej jeszcze po latach. Gdzieś głęboko w sercu tlił się uraz (do siebie? do dziewczyny? do jej męża?), podczas jednej ze studenckich imprez sowicie zakrapianych winem, improwizował z żalem na ten temat:
Wspomnieć ciebie jakże mile,
Dziś, gdym smutny zawsze prawie!
Jakże słodkie były chwile,
Którem spędził w twej zabawie!
Ściskałaś mię na twym łonie,
A twoje bieluchne rączki
Przypinały róży pączki,
Przypinały na me skronie.
Serce równym ogniem płonie!
Lecz ty daleka na zawsze!
Może kiedyś nieba łaskawe
Pozwolą mi ujrzeć błonie,
Gdzie twoje bieluchne rączki
Przypinały róży pączki
Na me skronie!
Dziedziniec Uniwersytetu Wileńskiego w czasach Adama Mickiewicza
Nie ma jednak specjalnego powodu, aby traktować poważnie pretensje Adama. Zapewne nie tulił się do łona dziewczyny, co najwyżej mogła mu wieńczyć głowę kwiatami. Ale czy mało to mężczyzn pod wpływem alkoholu snuje żałosne wspomnienia, aby następnego dnia nic z tego nie pamiętać?
Adam przebywał jeszcze wielokrotnie w Rucie, coś z dawnego oczarowania przeniknęło do ballady To lubię – w pierwszej redakcji zwracał się do Johasi, a nie do Maryli. Kiedy drukowano utwory na potrzeby cenzury, poprosił o dodatkowy egzemplarz ballady. Miał zamiar posłać wiersz dziewczynie, dla której go napisał. Ostatecznie zmienił jednak imię bohaterki, o czym dobrze wiedziała hrabina Maria Puttkamerowa – nowa adresatka ballady. I jak zwykle, miała z tego powodu pretensje do autora.
Rodziny nie stać było na zapewnienie Adamowi utrzymania w mieście, rozpoczął więc starania o stypendium. Gdyby je uzyskał, miał po zakończeniu nauki odpracować kilka lat (dwa lata pracy za rok pobierania stypendium) w jednej ze szkół okręgu wileńskiego. Kandydatów było kilkunastu, miejsc zaledwie pięć, ale przyszły wieszcz osiągnął sukces. W decydującym egzaminie pokonał starszego od siebie o dwa lat młodzieńca, pochodzącego z okolic Mińska. Był nim Tomasz Zan.
Pomimo wcześniejszej rywalizacji, chłopcy bardzo się zaprzyjaźnili. Zbliżały ich wspólne zajęcia, rozmowy i dyskusje, do grona dołączył Jan Czeczot (przyjaciel Adama jeszcze ze szkoły w Nowogródku), a potem inni: Franciszek Malewski, Józef Jeżowski, Onufry Pietraszkiewicz, Teodor Łoziński. Po dwóch latach studiów grupka ta założyła tajne Towarzystwo Filomatów (miłośników nauki).
Dlaczego związek był tajny, skoro jego celem był wyłącznie rozwój moralny i samokształcenie? Można oczywiście przypuszczać, że młodzieńcy już na wstępie mieli w planach cele patriotyczne, ale nie było to chyba prawdą. Po prostu władze carskie negatywnie odnosiły się do wszelkiego rodzaju nowych stowarzyszeń i rejestracja ich była wyjątkowo uciążliwa. A wszelkie tajemnice zawsze podniecały młode umysły jako coś zakazanego, nieznanego i groźnego. Tajnie czytywano zatem Herodota (którego Dzieje były w programie nauczania), tłumaczono tajnie Woltera, oficjalnie wydawanego w Wilnie.
Filomaci gorliwie spisywali protokoły z posiedzeń, wiele czasu poświęcili pracom nad statutem związku. Dokument ostatecznie miał dwa tytuły (dwie części), dwadzieścia rozdziałów i dwieście siedemdziesiąt dwa paragrafy. Niejedna współczesna konstytucja państwowa jest znacznie skromniejsza.
Adam Mickiewicz w okresie studiów
Zebrania towarzystwa zwoływano z zadziwiającą regularnością, czasami nawet dwa lub trzy razy w tygodniu. Czytano i oceniano utwory członków, zajmowano się tłumaczeniami, wygłaszano referaty. Co najbardziej dziwi w tym wszystkim, to zajadłe dyskusje o moralności, cnocie i podobnych wyższych wartościach. Zdrowi, pełni życia chłopcy, zamiast uganiać się za dziewczętami czy krążyć po wileńskich karczmach, poświęcali energię na kształcenie moralne. Można to zrozumieć w przypadku Zana i Jeżowskiego, przejawiających skłonności do platonicznych uczuć, można zrozumieć Czeczota, preferującego podobne postępowanie, ale Mickiewicz? Jego życie osobiste upłynęło pod wpływem kobiet, gwałtownych romansów, trójkątów i czworokątów małżeńskich. Upodobania erotyczne kształtują się w młodości i zapewne Adam, studiując w Wilnie, nie był ascetą.
Specyficzny koloryt wnosił Onufry Pietraszkiewicz, najstarszy z filomatów (o pięć lat starszy od Mickiewicza). Nie mając złudzeń co do własnego talentu literackiego, zadowolił się rolą wodzireja życia towarzyskiego. Zawsze wiedział, gdzie w Wilnie można najtaniej zakupić alkohol (miał wyjątkowo mocną głowę), jakie zioła należy zażyć po wieczornym pijaństwie. Doskonale orientował się w topografii miejscowych lokali – znał miejsca, gdzie można niedrogo i dobrze zjeść, wiedział, które domy uciech seksualnych są dostępne dla studenckiej kieszeni. Podobno sprowadzał na złą drogę niewinnego Czeczota – pan Janek po wypadach z Onufrym miewał wyrzuty sumienia („proszę mi więcej, na miłość braterską, trunkiem rozumu nie durzyć”). Zapewne też Pietraszkiewiczowi zawdzięczał Mickiewicz pomoc we wtajemniczeniu w sekrety miłości fizycznej. Niebawem Adam miał w Kownie nawiązać ognisty, zmysłowy romans z piękną żoną lekarza i nic nie wskazuje na to, aby dopiero wówczas rozpoczął życie seksualne. Musiało to się stać podczas studiów w Wilnie, a tam wodzirejem był Onufry. Jego korespondencja z kolegami obfitowała w opisy scen erotycznych w powozach – namiętnych pocałunków, „białych i toczystych piersi” przygodnych partnerek. Pietraszkiewicz nie potrafił kochać platonicznie, chociaż czasami wyrażał z tego powodu ubolewanie.
Upodobanie do cnoty i moralnego postępowania filomatów mogło być efektem braków finansowych. Pusta sakiewka ułatwiała poszukiwanie wyższych wartości; nie było pieniędzy, nie było zabawy. Stypendium wystarczało Mickiewiczowi na codzienne życie, na rozrywki już nie za bardzo. Zan studiował wyłącznie dzięki korepetycjom, a Czeczot pracował jako skryba przy podziale majątku Radziwiłłów z Nieświeża. Zamożny z domu był Franciszek Malewski (syn rektora), ale jego ojciec uchodził za wyjątkowego skąpca i chłopak nie dysponował większą gotówką.
Franciszek Malewski
Potwierdzeniem tej hipotezy jest list Czeczota do Pietraszkiewicza, opisujący przygody pana Janka w jakimś podejrzanym zajeździe w Warszawie:
„Byłem w wannie. Po korytarzu hałasują i skaczą wszeteczne. Wytrzymałem najspokojniej pokuszenie […], aż przychodzi Francuz rajfur […], rekomenduje […] wdowy, panny, rozwódki, mężatki. Cena najniższa dukat. Wymoralizowałem Francuza (może bym, mówiąc między nami, i dopuścił się winy za tańsze pieniądze)”.
Wygląda na to, że cnotę poczciwego Czeczota ocaliła wyłącznie pusta sakiewka.
I chociaż w Wilnie naliczono w tym czasie ponad osiemset punktów z wyszynkiem (29 zajazdów, 45 jadłodajni, 19 restauracji, 61 kawiarni, 35 piwiarni i 614 szynków na 20 000 mieszkańców!), to filomaci rzadko mogli sobie pozwolić na zabawę zakrapianą alkoholem. Praktycznie tylko imieniny lub urodziny któregoś z nich były okazją do imprez, ale nawet one odbywały się w warunkach domowych lub na łonie natury. Spożywano wówczas najtańsze wino muszkatołowe (80 kopiejek za garniec – około 3 litrów) i faktycznie hucznie świętowano. Pod wpływem trunków rozluźniała się atmosfera, Zan tańczył z Pietraszkiewiczem, recytowano swobodne wiersze, nie szczędząc sobie żartobliwych docinków. Nawet poważny Zan z przyjemnością wspominał wesołe chwile spędzone przy kielichu na imieninach Pietraszkiewicza:
Tomasz Zan
Ach, długo pamiętam: owe
Onufrowie.
Pod stół wyskakują korki,
Z szyjek butlicy wychodzi para,
Pijane na wierzchu skaczą paciorki.
Kilka lat później powstała słynna Pieśń filaretów pozostająca do dzisiaj symbolem młodzieńczej beztroski i swobody. Nie bez powodu wykorzystano ją przy ekranizacji Lalki Bolesława Prusa – studenci wynajmujący pokój w kamienicy Wokulskiego drażnili głośnym śpiewem baronową Krzeszowską:
Hej, użyjmy żywota!
Wszak żyjem tylko raz;
Niechaj ta czara złota
Nie próżno wabi nas.
Hejże do niej wesoło!
Niechaj obiega w koło,
Chwytaj i do dna chyl
Zwiastunkę słodkich chwil!
Po co tu obce mowy?
Polski pijemy miód;
Lepszy śpiew narodowy
I lepszy bratni ród.
Nieoceniony Jan Czeczot nawet na imprezach okolicznościowych filomatów notował improwizacje Adama, których ten nie szczędził, podekscytowany atmosferą i winem:
Rysunki, wina daliście łaskawie;
Ja cóż wam przydam jeszcze?…
Co mam, to wystawię,
Oczy wytrzeszczę,
Gębę rozdziawię.
Słuchajcie! Adam zaczyna,
Bo się dobrze napił wina,
I coś wam powie…
Wiwat, Towarzystwa zdrowie!
Niech się mu tak szczęście uśmiecha
I tak ciągle płynie,
Jak, wąs umoczywszy w winie,
Adam wychylił kielicha.
Mickiewicz powoli wyrastał na pierwszego autora stowarzyszenia i nawet Zan zorientował się, że nie dorównuje mu talentem. Nie protestował też, kiedy przyszły wieszcz żartobliwie dawał mu odczuć swoją przewagę:
Natura między nami
Wielką położyła miedzę,
Zan trzeźwy pisze wierszami,
A ja cedzę, a ja cedzę.
Lecz gdy winem łeb naleję,
Wiersz się składny czasem kupi…
Zan milczy tak jak głupi,
Adam jak wulkan zieje!
Pan Tomasz nigdy nie przekroczył przeciętnego poziomu twórczości, natomiast Adam na trzeźwo czy pod wpływem alkoholu udowadniał swój talent.
Trudno być jednak prorokiem we własnym kraju, o czym niebawem miał przekonać się Mickiewicz. Kiedy na uniwersytecie ogłoszono konkurs na pracę literacką, Adam wziął w nim udział. Poza możliwością rywalizacji kusiła go nagroda – 50 rubli srebrem (odpowiednik dwumiesięcznego uposażenia nauczyciela). Złożono pięć prac, przyznano dwie nagrody w ustalonej wysokości, ale Mickiewicz nie dostał ani kopiejki – wybrano utwory innych studentów. Czy dzisiaj mówią nam coś nazwiska zwycięzców (Zygmunt Bartoszewicz i Stanisław Hryniewiecki)?
Pomimo ciągłych dyskusji o etyce czy poziomie moralnym, filomaci nie byli w żadnym razie odporni na wdzięki niewieście. Chociaż preferowali miłość „estetyczną” (platoniczną, w odróżnieniu od „wszetecznej”, czyli fizycznej i zmysłowej), to w rozmowach pomiędzy sobą oceniali kobiety głównie pod kątem walorów seksualnych. Posługiwali się tak zwanym erometrem – hipotetycznym urządzeniem mierzącym temperaturę uczuć (oczywiście w stopniach Celsjusza lub Réaumura). Właściwie każdy odczyt powyżej pięćdziesięciu stopni mógł oznaczać zagrożenie dla zmysłów i moralności. Woda, jak wiadomo, wrze w temperaturze stu stopni (80 w skali Réaumura), a ciało i umysł filomaty podobno również….
Pod koniec drugiego roku studiów w życiu Mickiewicza pojawiła się tajemnicza Aniela. Nigdy nie ustalono jej nazwiska, wiadomo tylko, że pochodziła z okolic Żytomierza. Mickiewicz zaangażował się uczuciowo, co raczej nie było trudne. Po wielu latach Andrzej Towiański miał powiedzieć o nim, że „odrzuci wszelkie trony, skarby, ale ulegnie magnetyzmowi kobiety”. Skoro jako dojrzały człowiek okazywał wyjątkową wrażliwość na wdzięki niewieście, to czego można było oczekiwać od dziewiętnastolatka? Sprawę prowadziła matka dziewczyny, która najwyraźniej upatrzyła sobie Adama na zięcia. Wybór może dziwić, poeta był bowiem biedny jak przysłowiowa mysz kościelna. A dziewczyna musiała być dość atrakcyjna (innymi Mickiewicz się nie interesował) i dość inteligentna (to było jeszcze ważniejsze). Może za panną Anielą ciągnęła się jakaś sprawa z jej przeszłości? Zerwane narzeczeństwo albo chwila „zapomnienia”? Pochodziła bowiem z dość zamożnej rodziny i nie powinna narzekać na brak kandydatów do małżeństwa. Adam coraz bardziej angażował się i ku przerażeniu przyjaciół oznajmił, że porzuca studia i wyjeżdża do Żytomierza. Opatrzność czuwała jednak nad polską literaturą. Zanim przyszły wieszcz zdążył opuścić Wilno, Aniela wyjechała bez słowa pożegnania, a Mickiewicz dopiero wówczas zorientował się, że nie był jej jedynym wielbicielem. Od służącej dowiedział się, że jakiś elegancki młodzieniec odwiedzał Anielę, a nawet (o zgrozo!!!) nocował w sąsiednim pokoju. Panna zniknęła z życia Adama, zapewne wyszła za mąż w Żytomierzu za owego kawalera – znacznie lepszą partię od Adama. Co tu bowiem ukrywać, pod względem finansowym gorszymi od Mickiewicza kandydatami na ojca rodziny byli tylko Zan i Czeczot…
Józef Jeżowski (autokarykatura)
Zresztą ci dwaj przeżywali własne problemy. Tomasz Zan zakochał się w Felicji Micewiczównie, widywał ją jednak rzadko, zadowalając się platonicznym uczuciem i pisaniem wierszy. Pociągała go również siostra jednego z kolegów – Michała Wereszczaki. Bywał we dworze jej rodziny w Tuhanowiczach, a Maryla za każdym razem wywierała na nim ogromne wrażenie. Zapewne jednak nie przypuszczał, że interesował się przyszłą heroiną polskiego romantyzmu, której imię będą poznawać kolejne pokolenia uczniów. Co więcej, nie mogło mu przyjść do głowy, że osobą, która wprowadzi ją do dziejów literatury, będzie jego filomacki przyjaciel.
W siostrze innego kolegi zakochał się również nieszczęśliwie Jan Czeczot. Obiektem jego westchnień była Zosia – młodsza siostra Franciszka Malewskiego. Piękna, obdarzona ładnym głosem i talentem. Biedny pan Jan nie miał szans u bogatej panny i rzeczywiście pozostało mu tylko „estetyczne” uczucie.
Tymczasem Adam wciąż przeżywał rozczarowanie po rozpadzie związku z Anielą. Złorzeczył na jej niewierność, uważał, że bardzo cierpi. Ostatecznie podniósł się jednak z apatii, rzucając się w wir pracy filomatów. Niebawem miały powstać jego pierwsze ważne utwory, wkrótce miała przyjść również najważniejsza miłość polskiego romantyzmu.
Wakacje 1819 roku zapowiadały się wyjątkowo ponuro. Mickiewicz zdążył jeszcze zdać końcowe egzaminy i otrzymać temat pracy magisterskiej (której zresztą i tak nigdy nie obronił), kiedy władze uniwersyteckie zapowiedziały wyegzekwowanie zobowiązań za stypendium. Pomimo pomocy filomatów (szczególnie Franciszka Malewskiego), nie otrzymał posady nauczyciela w Wilnie. Nie wchodził również w rachubę etat w organizowanym wówczas gimnazjum w Nowogródku – Adam miał jechać do Kowna, czyli według ówczesnych opinii, na koniec świata. Zdesperowany zawarł swoje rozczarowanie w wierszu:
Dziś gdy mnie zły los oręż jambowski odbiera,
Cóżem wart? – Ledwie zero, o może i zera
Nie wart; może dziś Muza ostatni raz ziewnie:
Idę, niestety, kwaśnieć w nadniemeńskim Kownie.
Mickiewicz nie przesadzał, wyjazd nad Niemen oznaczał niemal wyrzucenie poza nawias cywilizacji. W pierwszych dekadach XIX stulecia Kowno było przeciętnym kresowym miasteczkiem, zagubionym w lasach na Żmudzi. Do odległej przeszłości należały lata świetności, wojny i pożary zniszczyły miasto, a przekopanie kanału łączącego Prypeć z Niemnem zrujnowało jego podstawy ekonomiczne. Kupcy przenieśli się do Królewca, a Kowno wegetowało (przysłowiowe „bram cztery ułomki, klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki”). Na początku stulecia naliczono tam niewiele ponad dwieście domów, co oznaczało, że mieścinę zamieszkiwało około trzech tysięcy mieszkańców (klasztorów rzeczywiście było dziewięć). Nie znano tam bruku, tu i ówdzie tylko można było skorzystać z drewnianych chodników, a mieszkańcy brnęli po kolana w błocie. Sytuację Mickiewicza można przyrównać do warunków Joela Fleischmana z niezapomnianego kultowego serialu Przystanek Alaska. Podobnie jak sympatyczny lekarz z Cecili, poeta czuł się wysłany na koniec świata, do miejsca zamieszkanego przez półdzikich barbarzyńców. Tylko że w Kownie nie było tylu oryginalnych postaci co w alaskańskim miasteczku.
Mickiewicz znalazł się w nowym, obcym środowisku, bez przyjaciół i znajomych, w miejscu, gdzie praktycznie nie istniały żadne rozrywki („głucho wszędzie, ciemno wszędzie”). Najbardziej dokuczała mu jednak praca z młodzieżą – narzekał na mierne możliwości intelektualne uczniów. W listach do przyjaciół wspominał o „tępych żmudzkich łbach”, bez efektów oświecanych wiedzą. Miejscowe środowisko intelektualne również nie przypadło mu do gustu, złorzeczył na brak podniet umysłowych i potworną nudę. Niemal całe życie towarzyskie skupiało się w domach prywatnych, dokąd Mickiewicz rzadko bywał zapraszany. W miarę możliwości (fatalna sytuacja finansowa) starał się jednak uczestniczyć w nielicznych wydarzeniach kulturalnych.
Poeta zamieszkał przy rynku miejskim, na terenie dawnego klasztoru jezuitów, przekształconego w szkołę powiatową. Część pomieszczeń zaadaptowano na potrzeby mieszkaniowe i Mickiewicz otrzymał do swojej dyspozycji pokój na pierwszym piętrze, wraz z przylegającą do niego sienią. Te pomieszczenia stały się świadkami frustracji przyszłego wieszcza.
Kowno na początku XIX stulecia
Poeta znalazł się w Kownie w klasycznej roli młodego i niedoświadczonego nauczyciela, bez skrupułów wykorzystywanego przez starszych pedagogów. Miał nauczać historii, literatury i prawa, dorzucono mu jeszcze ekonomię i języki klasyczne. Nie używano praktycznie podręczników i nauczyciele musieli prowadzić lekcje w taki sposób, aby umożliwić uczniom sporządzanie notatek. Nic dziwnego, że Mickiewicz większość czasu poświęcał na przygotowania do zajęć. W nielicznych wolnych chwilach spacerował samotnie nad Niemnem, a potem zamykał się w swoim pokoju w towarzystwie psa, kota i… węża. Poeta, jak na mieszkańca Litwy przystało, miał słabość do gadów – węże były uważane przez pogańskich Bałtów za święte zwierzęta.
Pobyt w Kownie fatalnie odbił się na zdrowiu psychicznym przyszłego wieszcza. Jesienią 1819 roku pojawiły się u niego pierwsze symptomy nerwicy: lęki, zaburzenia psychosomatyczne, ucieczka od rzeczywistości, myśli prześladowcze. Z nerwicą wiązały się ataki hipochondrii (pozostało mu to do końca życia), młody nauczyciel uskarżał się na bóle głowy, gardła, żołądka, nękały go częste wymioty. Z upływem czasu objawy nasilały się, aby osiągnąć apogeum dwa lata później, podczas urlopu zdrowotnego.
Z Wilna dochodziły informacje, że przyjaciele nie próżnują. Niezmordowany Tomasz Zan założył za zgodą rektora Związek Promienistych (Zgromadzenie Przyjaciół Pożytecznej Zabawy) – studencką grupę wyznającą dziwaczną filozofię o promieniowaniu żywych organizmów. Promieniści spotykali się na łąkach, całowali ziemię, wypijali manierki mleka, jedli bułki z masłem, recytowali wiersze i dyskutowali. Ogłosili również swoje wyznanie wiary – coś pośredniego pomiędzy zasadami chrześcijaństwa, a mętną retoryką wzbogaconą elementami fizyki. Sprowadziło to na nich niechęć hierarchii kościelnej, zarzucającej celową kpinę z religii. Oto fragment wyznania wiary Promienistych (Feli jest zdrobnieniem od Felicji Micewiczówny – obiektu westchnień Tomasza Zana):
Piękna Feli (Felicja Micewiczówna)
„Zdrowaś Feli, pełna światła promionków, Zan z tobą, błogosławiona ty między Promienistymi i błogosławion owoc wdzięków twoich, teoria promionków. Święta miłości kochanej Ojczyzny, przymiocie Arcego, bądź w sercach naszych teraz i zawsze w każdej potrzebie. Amen”.
Pan Tomasz pozwolił wybrać się na przewodniczącego organizacji – przybrał nieskromny tytuł Arcypromienistego. Ale to dla Mickiewicza stanowiło zupełnie inny świat – młody nauczyciel popadał w coraz większą desperację. W Wilnie tyle się działo, a on musiał w zapomnianym przez Boga i ludzi Kownie wbijać wiedzę do ograniczonych uczniowskich głów. A przecież zawsze interesowały go organizacje o profilu filozoficznym, proponował nawet przyjaciołom powołanie sekty odnowy moralnej, wzorowanej na kultach religijnych. Nie wyzbył się tego zamiaru do końca życia, wystarczy przypomnieć jego późniejsze związki z towianizmem.
Zachowały się do dzisiaj wspomnienia dyrektora szkoły w Kownie, prefekta Dobrowolskiego. W 1853 roku blisko osiemdziesięcioletni starzec opowiedział Leonowi Potockiemu wrażenia z pobytu Mickiewicza w mieście. Relacja jest bardzo interesująca, aczkolwiek emerytowanemu dyrektorowi nie służyła już chyba pamięć. Wspominał poetę przez pryzmat jego sławy i nie potrafił oddzielić osoby młodego, nieznanego nikomu nauczyciela od późniejszego wieszcza narodu. Świadczy o tym anegdota, którą podzielił się z Potockim. Podobno wkrótce po przyjeździe Mickiewicza do miasta dyrektor wszedł do jego pokoju, dopytując się o nastrój. Mickiewicz, paląc nerwowo fajkę, miał mu odpowiedzieć zwrotką Ody do młodości. Zapytany o sprawy uczuciowe, wyrecytował drugą zwrotkę. To było oczywiście niemożliwe – Oda do młodości powstała rok później (oficjalnie opublikowano ją dopiero w 1838 roku) i wątpliwe, aby pan dyrektor zapamiętał recytację swojego podwładnego. Przez wiele lat szeptano również w mieście o romansie poety z żoną dyrektora, aczkolwiek to również nie mogło być raczej prawdą. Mickiewicz miał w Kownie przeżywać uniesienia miłosne, ale z żoną innego obywatela.
Depresję psychiczną pogłębiały kłopoty ekonomiczne – Adam przez całe życie nie potrafił prowadzić swoich spraw finansowych. Kiedy jego przyjaciołom w Wilnie wystarczały do utrzymania mniejsze kwoty, on w prowincjonalnym Kownie narzekał na biedę. Doszło nawet do tego, że jeden z nauczycieli (znany skąpiec) dyskretnie włożył mu do kieszeni sześć rubli, widząc fatalną sytuację kolegi!
O krytycznym stanie finansów poety wspominał również prefekt Dobrowolski:
„Niepokoił mnie jednak ubiór na nim zawsze taki sam, coraz bardziej wytarty; niepokoiło, żem nie wiedział, gdzie się stołuje, co je, a myśl, że może niedostatek znosi, boleśnie mnie trapić zaczynała […]. Wnet się dowiedziałem, że wszystko, co jego, nosi ze sobą, a para koszul w szufladzie, płaszcz, którym się okrywał i przykrywał, oraz skórzana poduszka, całą jego garderobę i pościel stanowiły. Dowiedziałem się, że pieczone w piecu kartofle służyły mu za codzienne pożywienie, a całym jego zbytkiem była herbata i kawa, całą pociechą fajka tytoniu!”.
Wspomniany przez prefekta płaszcz, też nie był własnością Mickiewicza. Wyjeżdżając do Kowna, pożyczył go od Jana Czeczota…
Problemy finansowe zaowocowały pomysłami matrymonialnymi, w jednym z listów Adam zwierzał się kolegom, że swatano mu jakąś pannę W. („nieszpetna, mówi po francusku i niemiecku, no i posagu coś dwadzieścia tysięcy”). Mickiewiczowi dziewczyna się podobała, oceniał ją na 75 stopni na swoim „erometrze”, jednak niebawem zredukował wskazanie do 45. Zrezygnował ze starań o dziewczynę, nie odwiedził jej ciotki, która miała wystąpić w roli swatki, i do tematu więcej już nie powrócił.
Przy wysokości posagu warto się chwilę zatrzymać. Mickiewicz określa jego wysokość na 20 000 rubli, co było niebagatelną sumą. Najsłynniejsza z ukochanych poety, zamożna z domu Maryla Wereszczakówna, wniosła hrabiemu Puttkamerowi 81 000 złotych, co w przybliżeniu dawało kwotę 12 500 rubli srebrem. Wawrzyniec Puttkamer w intercyzie przedślubnej nazwał posag „ogromną sumą”, dlatego można podejrzewać, że finanse panny W. były jednym z jej głównych walorów. Skoro jednak Adam (potrafiący przecież liczyć pieniądze) wycofał się z pomysłu małżeństwa, to dziewczyna musiała być wyjątkowo ograniczonym stworzeniem, ewentualnie pojawiły się inne problemy.
Onufry Pietraszkiewicz
Niewykluczone, że wpływ na decyzję Adama miały sprawy, o których nie zachowały się informacje. W tych czasach posag kandydatki na żonę bywał czasami obarczony różnymi zobowiązaniami, skutecznie ochładzającymi uczucia. Mogła to być hipoteka ze starymi długami, ewentualnie wypłatę sum posagowych uzależniono od spełnienia pewnych (z reguły niełatwych) warunków. Jak było w przypadku Adama i panny W., tego zapewne nigdy się nie dowiemy.
Jedno należy Mickiewiczowi przyznać: pomimo wszelkich przeciwności losu, nie marnował czasu. Już o czwartej rano w jego pokoju paliła się świeca – poeta przygotowywał się do prowadzenia lekcji lub poprawiał swoją znajomość niemieckiego i angielskiego. Dzięki temu swobodnie poznawał dzieła zachodnich romantyków, aby według tych wzorów kontynuować własne próby literackie. Powstały wówczas jego pierwsze utwory romantyczne, na szczęście dla poety zaginione lub nieukończone. Natomiast Romantyczność i Oda do młodości miały zupełnie odmienić literaturę polską.
W tym czasie przeżył chwilową fascynację Eleonorą Nieławicką – żoną nauczyciela matematyki w gimnazjum. Ostrzegał go przed nią w żartobliwy sposób Onufry Pietraszkiewicz:
„[…] kiedy jest jedna… co umie po francusku, możesz pisać sonety i o resztę nie dbać. Mało bym znał ciebie, gdybym mniemał podług wyrazów «może będę pogarszał się»; owszem, przekonany jestem, iż tak będziesz działać, jak przystało na Adama”.
Gdyby te słowa wypłynęły spod pióra Czeczota lub Zana, to można by im nadać odmienne znaczenie, ale Pietraszkiewicz? Nie na darmo Ksawery Pruszyński w swojej wspaniałej Opowieści o Mickiewiczu nazywał go „dziwkarzem”, a bardziej pruderyjni badacze ubolewali, że „łatwo ulegał popędom płciowym”. Onufry znał się na sprawach męsko-damskich najlepiej z filomatów i nie interesowały go „estetyczne” związki. Ten fragment listu do Mickiewicza potwierdza zresztą hipotezę, że to Pietraszkiewicz miał wpływ na inicjację erotyczną poety.
O sprawach intymnych Adama dobrze bywał poinformowany Jan Czeczot, najdawniejszy z jego przyjaciół. On również pozwolił sobie na uwagę o pani Eleonorze. W grudniu 1819 roku (a więc po trzech miesiącach pobytu przyjaciela w Kownie) wspominał o niej w utworze Apollo po Bożym Narodzeniu:
Powiedz no, ty, Adamie, Nieławickiej młodej
Jak na tobie czarne oczko przypadło do smaku?
Czy nie uwiązłeś czasem w Kownie, nieboraku?
Jak widać, Adam mógł złorzeczyć na Kowno i jego mieszkańców, ale pilnie przyglądał się miejscowej płci pięknej. A to ładna panna z dużym posagiem, a to czarnooka mężatka ze znajomością francuskiego. Znajomość z Eleonorą nie przekroczyła jednak granic towarzyskiego flirtu, zachował dla niej wszakże dużo sympatii. Kilka lat później, przebywając nad morzem, tuż przed wyjazdem z Litwy, wpisał się do jej sztambucha:
Błogo temu, kto w twojej pamięci utonie,
Jak koral w morzu albo jagoda perłowa,
Które morze bałtyckie w swym przeczystym łonie
Pod lazurową barwą na wieki zachowa.
W tym czasie, w pobliżu Adama pojawiła się jakaś Antonina (Antosia) – kolejna kobieta w życiu wieszcza, której nazwiska nie znamy. Nie wiadomo, czy mieszkała w Kownie, czy też tylko odwiedzała tam poetę. Franciszek Malewski dopytywał się w kwietniu 1820 roku, czy dziewczyna wyjechała już z miasta. W sierpniu tego roku nieoceniony Jan Czeczot żałował, że nie poznał nowej fascynacji Adama:
Jakież ci mam dać nowinki?
Nie poznałem Antoninki;
Jej posturka, włosek kruczy,
Najbardziej, że Waść ją uczy
Dawać ssać ustek malinki,
Wszystko to ważne przyczynki
Do poznania Antoninki.
Traktując dosłownie wiersz Czeczota, można podejrzewać, że spotkania z tajemniczą Antosią nie ograniczyły się wyłącznie do „estetycznych” kontaktów. Co więcej, jej znajomość z poetą miała potrwać jeszcze dwa lata, a w tym czasie rozwinął się zmysłowy romans z Karoliną Kowalską, a później gwałtowny związek z Marylą Wereszczakówną. W tej sytuacji nawet Onufry Pietraszkiewicz uznał, że co za dużo to niezdrowo i dopytywał się, „czy Adam estetycznie bawi u Antosi”. Było to już po słynnych aferach z pojedynkami z Nartowskim i Puttkamerem, kiedy Kowno i Wilno szumiało od plotek na temat związków poety z mężatkami. A jeżeli pan Onufry wymagał od Adama platonicznych kontaktów z przyjaciółką, to musiał wiedzieć, o czym mówi!
Prawdziwą przemianę w życiu Mickiewicza przyniosły jednak dopiero wakacje po pierwszym roku pracy w Kownie. Ostatnie dwa tygodnie sierpnia Adam spędził w Tuhanowiczach – w majątku rodziny kolegi ze studiów, Michała Wereszczaki.
Tuhanowicze
Wereszczakowie byli majętną szlachtą, nieporównywalnie zamożniejszą od wszystkich Mickiewiczów, Zanów czy Czeczotów razem wziętych. Posiadali ponad 1000 hektarów urodzajnej ziemi, mieszkali w eleganckim dworze w Tuhanowiczach – wzorcowej siedzibie kresowego ziemiaństwa.
„Dwór Tuhanowicki stał w nizinie, nad którą wznoszą się niewielkie wzgórza. Dom sam niewielki, drewniany, miał w pobliżu nieco wyżej położoną oficynę, a na wzgórku mieściła się kapliczka. Duży sad owocowy, a w nim altana z sześciu wspaniałych lip, upiększały położenie domu. Liczne zabudowania gospodarskie, mieszkania dla czeladzi i oficjalistów nadawały mu charakter siedziby szlachty zamożnej”.
Niezwykle urodziwie prezentowały się okolice Tuhanowicz – ten obszar dzisiejszej Białorusi należy do najpiękniejszych terenów na Kresach. Adam zachwycał się krajobrazami, miejscowe pejzaże wywarły wpływ na jego uczucia i twórczość.
„Ledwo wyjedziesz z Nowogródka – pisał filomata Ignacy Domeyko – otwierają się we wszystkich kierunkach wzgórza i z wolna podnoszące się i zniżające się zasiewne pola, przyozdobione miejscami w dębowe i brzozowe gaje. Co kilka mil schodzisz na szerokie, zielone łąki, wygony, sianożęcia, po których środkiem, jak okiem zajrzysz, wiją się srebrzyste rzeki i ruczaje, a po brzegach ciągną się długie wsie i zaścianki, sznury nieoszacowanych pereł. Od każdej wsi spuszczają się ku sianożęciom warzywne ogrody sielskie wiszniowymi drzewami ocienione, a nad wsią górują uprawne poletka, żółte, płowe, zielone, zmieniające barwę według pory roku. Opodal ujrzysz kościółek na wzgórzu, karczmę, wiatrak i dwór szlachecki z lipowym szpalerem i topolami wysadzaną drogą. […] O parę mil od dworu poczynają się rozkoszne knieje do polowania, dobrze strzeżone bory, a jednym z nich, przy drodze z Nowogródka do Płużyn, folwarku należącego do Tuhanowicz, jest jezioro Świteź […]”.
U Wereszczaków stale przebywali goście i rezydenci, nie przywiązywano wagi do kosztów utrzymania przyjezdnych. Tomasz Zan chwalił pobyt: „gruszki są, kawa jest, jabłka są, wino jest, przednie obiady są, herbata jest, konie są, Maria jest”. Pan Tomasz adorował dyskretnie siostrę kolegi, jak widać, w „estetycznych” uczuciach wierność nie była najważniejszą cnotą (Feli, pełna światła promionków!). Niebawem napotkał jednak groźnego rywala, i to niejednego…
Adam Mickiewicz po raz pierwszy przyjechał do Tuhanowicz 15 sierpnia 1820 roku. Wszedł do oficyny, w której miał otrzymać pokój, i zorientował się, że źle trafił. W pomieszczeniu dostrzegł porozwieszane dziewczęce ubrania, po latach przywołał wrażenia w I księdze Pana Tadeusza:
Wchodzi, cofnął się, toczył zdumione źrenice
Po ścianach: w tej komnacie mieszkanie kobiece?
Któż by tu mieszkał? Stary stryj nie był żonaty,
A ciotka w Petersburgu mieszkała przed laty.
To nie był ochmistrzyni pokój! Fortepiano?
Na niem noty i książki; wszystko porzucano
Niedbale i bezładnie; nieporządek miły!
Niestare były rączki, co je tak rzuciły.
Tuż i sukienka biała, świeżo z kołka zdjęta
Do ubrania, na krzesła porzeczu rozpięta.
A na oknach donice z pachnącemi fiołki,
Geranium, lewkonija, astry i fijołki.
Może rację miał jeden z przyjaciół Mickiewicza, gdy powiedział, że wielka miłość poety rozpoczęła się, gdy po raz pierwszy zobaczył białą sukienkę dziewczyny. A wieszcz zawsze zwracał dużą uwagę na damską odzież.
Maryla Wereszczakówna
Maria (zwana Marylą) Wereszczakówna urodziła się dokładnie w rok po Adamie (24 grudnia 1799 roku). Nie była klasyczną pięknością, podobno posiadała więcej wdzięku niż urody. Otrzymała staranne domowe wykształcenie, mówiła po francusku i włosku, dobrze grała na fortepianie i skrzypcach, znała doskonale literaturę. Uwielbiała białe suknie, swoje nastroje podkreślała, przepasując się szarfami (kolor zależał od usposobienia). Idealnie odnalazła się w roli towarzyszki Mickiewicza, wydawali się dla siebie stworzeni, on Adam, ona Ewa (tak miała na drugie imię), pochłonięci romantyczną literaturą, niemal nie odstępowali od siebie.
Przyjaciel Adama, Antoni Odyniec, w ciekawy sposób scharakteryzował wygląd Maryli: