Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jak mądrze kochać, gdy miłość, jaką znamy z filmów i piosenek, okazuje się niemożliwa do osiągnięcia? W tej książce María Esclapez, psycholożka, seksuolożka i terapeutka par, dzieli się z tobą bezcenną praktyczną wiedzą, dającymi do myślenia anegdotami z gabinetu psychoterapeutycznego i nieoczywistymi poradami, by pomóc ci zrozumieć mechanizmy – te zdrowe i te toksyczne – rządzące relacjami romantycznymi.
• Na czym polegają związki zależne i jak się ich wystrzegać?
• Jak rozpoznać czerwone flagi w zachowaniu partnera i chronić się przed manipulacją?
• Czy można przyjaźnić się ze swoim eks?
• Jak zapanować nad zazdrością?
• Co robić, gdy partner ciągle porównuje cię do swojej byłej?
• Jak reagować, gdy partner ma żal o twoje zdjęcia w bikini na Instagramie albo oczekuje, że zerwiesz kontakt z przyjacielem?
• Czy jeśli fantazjujesz o kimś innym niż partner, oznacza to koniec miłości?
• Jak przekuć wiedzę o swoim stylu przywiązania w zdrową relację z drugim człowiekiem?
• Jak mówić o trudnych uczuciach, by być zrozumianą?
• Jak asertywnie komunikować swoje potrzeby w związku?
To tylko niektóre z ważnych pytań, na które odpowiada ta książka. Z jej pomocą odrzucisz mity na temat miłości i zadbasz o swoją niezależność emocjonalną. Sięgnij po nią, a zaczniesz kochać siebie tak, jak zawsze chciałaś być kochana, i nauczysz się tworzyć głębokie, pełne wzajemnego zrozumienia związki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 198
Kiedy przygotowywałam się do napisania książki, którą teraz trzymasz w rękach, przypomniałam sobie wszystkie związki, w jakich byłam, zanim doświadczyłam prawdziwej miłości. Chciałam, aby ta publikacja była owocem nie tylko profesjonalnej wiedzy psychologicznej, ale także mojego własnego życiowego doświadczenia.
Przeżyłam wiele toksycznych relacji i cierpiałam z powodu emocjonalnego uzależnienia. Długo ignorowałam cichy wewnętrzny głosik, który podpowiadał mi, że wcale nie wszystko jest w porządku. W tamtym okresie unikałam zaglądania w głąb siebie z obawy przed tym, co mogłabym tam znaleźć. Dlatego niestety uciszałam ten głos w mojej głowie, aż zupełnie zniknął.
Uciszanie go wzmacniało głos tych, którzy próbowali sprawić, że poczuję się nieważna. Gardziłam sobą tak bardzo, że stałam się – nie pierwszy raz w życiu – swoim najgorszym wrogiem. Chociaż wypełniałam serca moich partnerów, to moje własne serce trawiła pustka. Gdybym tylko mogła, powiedziałabym Dantemu, żeby dodał jeszcze jeden krąg w swoim piekle – byłoby nim cierpienie psychiczne. Nie mam co do tego wątpliwości.
Ale instynkt jest silny i nie poddaje się tak łatwo. Pewnego dnia cichutki głosik powrócił i wiedziałam, że nadszedł właściwy moment. Musiałam coś zrobić. Miałam dość wpadania w kółko w te same pułapki. W chwili kiedy całe moje życie właściwie legło w gruzach i znalazłam się w oku cyklonu, zebrałam wszystkie siły, by rozpocząć pracę nad sobą.
Życie wciąż serwowało mi liczne porażki, zarówno w sferze osobistej, jak i zawodowej, ale coś zaczynało się zmieniać i odbierałam je inaczej. Nie miałam już skłonności do autodestrukcji czy autosabotażu. Stałam się dużo bardziej świadoma tego, co mnie spotyka.
Nie pamiętam dokładnego momentu swojej przemiany, nie mogę więc powiedzieć, gdzie wtedy byłam ani co się działo wokół mnie, ale kojarzę tę chwilę z okresem, w którym mieszkałam w Madrycie, mieście, które mnie fascynowało, ale także stało się przyczyną moich problemów. Właśnie tam na równi cierpiałam, jak i cieszyłam się życiem. Tam poznałam Alberta – miłość mojego życia – który pomógł mi zrozumieć, że chociaż w przeszłości wiele razy się zakochiwałam, to nigdy tak naprawdę nie poznałam prawdziwej miłości, dopóki on nie pojawił się w moim życiu.
Tobie, czytelniczko, chcę powiedzieć, że doskonale cię rozumiem (nawet nie wiesz, jak bardzo). Wiem, że – podobnie jak to było w moim przypadku – skrywasz w swoim wnętrzu wątpliwości i pytania, z którymi boisz się skonfrontować. Być może już podejrzewasz, że pewne sprawy nie idą dobrze i że to, czego doświadczasz w swoich związkach, może nie być zdrowe. Możliwe, że zmagasz się z wszystkimi trudnościami naraz i chcesz się wydostać z tego całego bagna, ale nie wiesz jak. Wiem, że czytasz tę książkę, ponieważ także słyszysz ten cichy głosik, o którym pisałam wcześniej, i w końcu postanowiłaś go posłuchać. Mam nadzieję, że znajdziesz tutaj to, co sama chciałabym przeczytać w czasie, gdy w moim sercu panowała ciemność.
Zamierzam zmotywować cię do introspekcji. Nieważne, w jakiej sytuacji teraz jesteś – nigdy nie jest za wcześnie ani za późno na szczęście. Będę ci towarzyszyć, pomagać ci wsłuchać się w siebie, zastanowić się nad dręczącymi cię pytaniami i znaleźć na nie odpowiedzi, jakiekolwiek by one nie były.
Teraz, patrząc wstecz, myślę, że gdyby kilka lat temu – kiedy miałam w życiu tylko niepewną pracę, przez którą z trudem wiązałam koniec z końcem, oraz bagaż doświadczeń w postaci kilku związków zależnych – ktoś mi powiedział, że pewnego dnia będę osobą, jaką jestem teraz, nie uwierzyłabym mu. Choć było mi trudno, nauczyłam się żyć niezależnie i cenić siebie. Odcięłam się od wszystkich ludzi, którzy chcieli tylko wykorzystać mnie i to, jaka byłam. Odeszłam z pracy i mimo dojmującej niepewności wróciłam z walizką pełną nadziei do kraju, w którym się urodziłam. Zaczęłam od zera z postanowieniem, że po prostu zaufam sobie i swoim możliwościom, zamiast polegać na innych. Choć byłam śmiertelnie przerażona, wytrwałam w postanowieniu. Po drodze los zadał mi jeszcze kilka ciosów z rodzaju tych, których nigdy się nie zapomina, ale to mnie nie powstrzymało. Nie zbaczałam z obranej ścieżki. Powiedziałam sobie: „Robisz swoje, rób swoje” – zdanie, które wciąż od czasu do czasu sobie powtarzam. I tak nadszedł dzień, w którym moje wysiłki zaczęły przynosić owoce, a na mojej drodze stanęli ludzie, którym mogłam w końcu zaufać. Życie pokazało mi swoje drugie oblicze, a ja je zaakceptowałam.
María, którą jestem dzisiaj, nie ma nic wspólnego z Maríą, którą byłam kiedyś, choć kosztowało mnie to wiele wylanych łez, przyniosło też wielkie rozczarowania i niepokój, z którym wciąż się zmagam. Tak, to prawda, mam za sobą trudny okres, ale teraz doświadczam wszystkiego, o czym zawsze marzyłam. Patrząc wstecz, nie mogę przestać myśleć, że to, co przeszłam, w jakiś sposób mi pomogło, ponieważ nauczyło mnie stawiać granice. Dlatego od czasu do czasu przywołuję któreś z bolesnych wspomnień, płacząc i mocno przytulając samą siebie. Nic już nie jest takie jak kiedyś, ale choć moje życie nie jest idealne, to teraz mam u boku jego najważniejsze filary: partnera i rodzinę, którym dedykuję tę książkę. Dziękuję wam za to, że zawsze byliście i jesteście moją ostoją, moim bezpiecznym oparciem, i zapewniacie mi emocjonalną stabilność, której tak bardzo potrzebuję, kiedy nawiedzają mnie duchy przeszłości.
Ważne uwagi
O wydarzeniach opisanych w książce
W niniejszej książce zostały opisane autentyczne osobiste doświadczenia autorki.
Znajdują się w niej również świadectwa oparte na prawdziwych historiach jej pacjentów. Te ostatnie zostały nieznacznie zmienione w celu zabezpieczenia i uszanowania tożsamości oraz prywatności osób zaangażowanych.
Niektóre z przedstawionych treści, takie jak czaty w komunikatorze WhatsApp, są fikcyjne i stanowią część projektu autorki pod nazwą „Prześwietlanie toksycznych rozmów na WhatsApp”. Mają one na celu odtworzenie sytuacji, które mogą się zdarzyć i zdarzają się w prawdziwym życiu.
Wszystkie imiona, których użyto w książce, są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo do rzeczywistych osób jest przypadkowe.
O gramatyce
Książka jest przeznaczona dla każdego, kto zechce ją przeczytać, niezależnie od tożsamości płciowej i ekspresji płciowej1.
Rozdział 1
O toksycznych związkach i uzależnieniu emocjonalnym
Zanim bardziej szczegółowo omówię różne koncepcje dotyczące związków, chciałabym porozmawiać z tobą o znaczeniu tworzenia zdrowych więzi z innymi oraz z samą sobą.
Od chwili urodzenia, w miarę jak dorastamy, odkrywamy świat oraz zdobywamy umiejętność wchodzenia w relacje z otaczającym nas środowiskiem. To, czego i jak nauczymy się na początku, w dużej mierze determinuje to, czego uczymy się później, jak przetwarzamy różne informacje, jak odnosimy się do innych i jak reagujemy na bodźce (na przykład problemy). Z tego powodu możemy powiedzieć, że nasza osobista historia kształtuje nasze podejście do konfliktów, ale także do nas samych i innych ludzi.
Jedną z cech naszego mózgu jest neuroplastyczność (podatność na kształtowanie), więc wszystko, absolutnie wszystko, co nam się przydarza, zmienia sposób, w jaki postrzegamy świat. Nasz mózg zmienia się w każdej sekundzie, kiedy przetwarza informacje. Jeśli powiem ci na przykład, że każdy miesiąc, który zaczyna się w niedzielę, ma piątek trzynastego, będzie to nowa informacja, którą twój mózg przetworzy i zintegruje jako część całości twojej wiedzy o świecie, co z kolei pozwoli ci zmienić sposób, w jaki postrzegasz różne rzeczy. Właśnie dlatego wiem, że po przeczytaniu tej książki już nigdy nie będziesz tą samą osobą.
Tak samo jest z relacjami. Wszystko, czego uczymy się przez całe życie, sprawia, że świadomie lub nieświadomie zmieniamy sposób, w jaki przeżywamy związki, nawet jeśli nie zmieniamy partnera. Człowiek niczym gąbka chłonie nowe zachowania, sytuacje, słowa, obrazy, sposoby myślenia, a także postawy. Uczy się nawet tego, czego nie chce się nauczyć.
Te przeżycia mogą okazać się prawdziwymi traumami (czyli doświadczeniami o dużej intensywności emocjonalnej, które negatywnie wpływają na życie danej osoby i pozostają wyryte w jej umyśle na zawsze). W relacjach z rodzicami, przyjaciółmi lub partnerami każde doświadczenie, które wiąże się z emocjonalnym lub fizycznym cierpieniem, można uważać za traumatyczne, ponieważ dotyka ono intymnej i afektywnej części psychiki. To właśnie ten rodzaj traumy może później warunkować nasze podejście do więzi, które może być toksyczne lub nie.
Toksyczna więź to taka, która powoduje dyskomfort. Jest ona zdefiniowana przez samą nazwę: to, co toksyczne, jest dla nas złe, szkodliwe.
Przyczynami toksycznej więzi mogą być wzajemne interakcje partnerów lub przeszłość, jaką każdy z nich ma za sobą. Ponieważ widziałam i przeżyłam wiele toksycznych relacji, jest dla mnie jasne, że związki są determinowane przez zachowania. A zatem nie istnieją toksyczni ludzie, istnieją tylko ludzie mający trudną historię oraz zwyczaje, które prowadzą do toksycznych zachowań.
Podkreślam to, ponieważ uważam, że ocenianie kogoś jako toksycznego nie tylko pozbawia go możliwości zmiany swoich zachowań i rozumienia świata, ale także pośrednio nadaje mu etykietkę złego człowieka, czyli kogoś, kto – przynajmniej z psychologicznego punktu widzenia – nie istnieje. W DSM-II2 (książce zawierającej kryteria diagnostyczne, których używają psychologowie i psychiatrzy) nie występuje diagnoza „złej osoby” lub „dobrej osoby”. Psychologia jest nauką, dlatego rozważania na temat dobra i zła najlepiej pozostawić religii oraz etyce konkretnej osoby.
Kiedy mówię o zależności emocjonalnej, mam na myśli afektywną potrzebę i emocjonalne przywiązanie, które implikują niemożność zakończenia relacji, co jest przyczyną cierpienia. Co prawda zdarzają się przebłyski świadomości, kiedy to osoba zależna wyraźnie widzi, że powinna zakończyć związek, w którym jest nieszczęśliwa, ale paraliżuje ją strach.
Coś innego oznacza pojęcie współuzależnienia, które polega na tym, że ludzie, którzy pozostają w toksycznym i zależnym związku, mają nieodpartą potrzebę zadowolenia drugiej osoby, nieświadomie motywowaną lękiem przed porzuceniem („Jeśli dam mu wszystko, co mam najlepszego, zadbam o niego i sprawię mu przyjemność, to on nigdy mnie nie zostawi”). Ludzie ci często wybierają na partnerów osoby z problemami (na przykład z zaburzeniami psychicznymi, problemami fizycznymi, uzależnieniami od różnych substancji czy hazardu) albo w jakimś sensie słabe. Przykładem może być sytuacja, w której osoba współuzależniona słucha, jak jej partner opowiada o cierpieniach z dzieciństwa lub doświadczeniach z poprzednich związków, a następnie angażuje się w strategię utrzymywania ciągłej koncentracji uwagi na partnerze i jego problemach. Osoby współuzależnione charakteryzują się zazwyczaj dużą wytrzymałością psychiczną i mają tendencję do przyjmowania problemów partnera jako własnych, często nadmiernie chroniąc go i stawiając jego potrzeby ponad własnymi.
Muszę również przybliżyć pojęcie przemocy. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych „przemoc może być zdefiniowana jako wzorzec zachowania stosowany w dowolnym związku w celu zdobycia lub utrzymania kontroli nad partnerem(-ką). Przemoc to każdy fizyczny, seksualny, emocjonalny, ekonomiczny lub psychologiczny akt, który dotyka drugą osobę, jak również wszelkie groźby popełnienia takich czynów”3. Innymi słowy, relacja przemocowa to taka, w której jedna z dwóch stron ma kontrolę nad drugą albo w której możemy określić jedną stronę (dominującą) jako agresora, a drugą stronę (uległą) jako ofiarę.
Osobowość zależna to zespół cech typowych dla jednostek o skłonnościach do tworzenia więzi zależnych. Osoby te mają tendencję do odnoszenia się do innych (przyjaciół, rodziny, partnera) w sposób obsesyjny, co może prowadzić do toksycznych związków. Jednak sama osobowość zależna nie determinuje relacji opartej na emocjonalnej zależności – mając ten typ osobowości, wciąż możesz być w zdrowym związku, w którym oboje partnerów w sposób satysfakcjonujący zaspokaja swoje potrzeby emocjonalne, zwłaszcza jeśli pracujesz nad rozwojem osobistym, co pomaga ci zrozumieć, skąd bierze się charakterystyczny dla ciebie sposób nawiązywania relacji, oraz wypracowujesz metody wzmacniania emocjonalnej niezależności.
Nie trzeba dodawać, że każde z tych czterech pojęć wiąże się z emocjonalnym dyskomfortem, ale wiemy też, że nie musi on pojawiać się od początku relacji. W mojej książce Ama tu sexo (Pokochaj swoją płeć) zawarłam Historię żaby Geneviève i na jej podstawie objaśniłam dynamikę związków zależnych, aby zobrazować, jak pozornie zdrowe związki mogą łatwo ewoluować w relacje toksyczne i zależne.
Przyjrzyjmy się poszczególnym etapom związku i temu, w którym momencie mogą zacząć się pojawiać omawiane problemy, czyli gdzie znajdują swoje odzwierciedlenie wszystkie doświadczenia, które zdobyliśmy w ciągu całego naszego życia.
Rozdział 2
Fazy miłości
Wyobraź sobie następującą sytuację. Niespodziewanie spotykasz kogoś: znajomego swojego przyjaciela, dziewczynę, którą od miesięcy masz na oku, swoją sympatię z liceum albo osobę, którą poznałaś w aplikacji randkowej.
Naprawdę chcesz spotykać się z tym kimś. Naprawdę bardzo chcesz. Codziennie wyobrażasz sobie, jak by to było go zobaczyć, spędzić razem czas i uprawiać seks. Nawet jeśli już byłaś z nim na kilku randkach, to nadal o nim fantazjujesz. Na twojej twarzy maluje się zachwyt, kiedy patrzysz na swój telefon i rozmawiasz z tym kimś. Zupełnie, jakby rzucił na ciebie urok.
To faza, w której mity, czyli niepisane zasady dotyczące romantycznej miłości, wzmacniają kiełkujące uczucie.
Kiedy podczas randek i czatowania na WhatsAppie do białego rana już się trochę poznaliście, dochodzisz do wniosku, że wpadłaś po uszy. Czujesz się tak zakochana, że wierzysz, iż znalazłaś miłość swojego życia. Wszystko w tej osobie wydaje ci się idealne i nie widzisz żadnych jej wad (a jeśli już, to nie przywiązujesz do nich wagi). Jak to możliwe, że nigdy wcześniej nie spotkałaś kogoś takiego? Gdzie on się podziewał przez cały ten czas?
Pozwól, że coś ci powiem. Ta faza nie jest ani nie powinna być wieczna. Według badań trwa ona około trzech lub czterech lat (chociaż spotkałam pary, które były zakochane tylko przez kilka miesięcy). Zawsze nazywam ją „przejściowym szaleństwem”, ponieważ nasze ciało wydziela wówczas koktajl substancji chemicznych sprawiający, że widzimy i czujemy rzeczy, których tak naprawdę nie ma. To oszołomienie nie może trwać wiecznie, ponieważ ciało, wierz lub nie, w rzeczywistości generuje wówczas stres (możemy go nazwać eustresem, czyli stresem pozytywnym, który sprawia, że czujesz motylki w brzuchu i serce wyrywa ci się z piersi). Później wyjaśnię, jak to wygląda na poziomie biochemicznym, żebyś dokładnie zrozumiała, o co mi chodzi.
Teraz powiem ci tylko, że choć wiele osób upiera się, że ich związek pozostanie w tej fazie na zawsze, jest to niemożliwe. Gdybyśmy wszyscy tkwili w stanie permanentnego zakochania, świat pogrążyłby się w chaosie i prawdopodobnie w końcu byśmy się rozchorowali, bo zakochanie wywołuje w naszym organizmie bałagan i zmusza go do wzmożonej aktywności. Dlatego natura (która dobrze wie, co robi) stopniowo doprowadza nas do stanu stabilizacji.
To właśnie ten moment, kiedy zdejmujesz różowe okulary zauroczenia i uświadamiasz sobie, jak bardzo byłaś zaślepiona hajem wywołanym przez wspomniany już koktajl substancji chemicznych.
Miałam przyjaciółkę, która, nie wiedząc nic o etapach miłości, mawiała, że ktoś chyba rzucił klątwę na jej związki. Nazwała ją klątwą trzech lat i opisywała jako pojawiający się za każdym razem kryzys, który zmuszał ją do podjęcia decyzji, czy kontynuować związek, czy też nie. Mam nadzieję, że czyta ona teraz tę książkę, bo chcę, żeby zrozumiała, że to, co się działo w jej związkach, nie było żadną klątwą. Po prostu kończyła się faza zakochania i przychodziła faza rozczarowania.
Na tym etapie ciągle zadajesz sobie pytania: „Dlaczego on nie ma już ochoty pójść ze mną do łóżka? Czy to dlatego, że już mu się nie podobam?”. Być może wasze rozmowy nie są już tak głębokie, nie spotykacie się tak często albo w zachowaniu partnera dostrzegasz rzeczy, które ci się nie podobają.
Czas mija i przeżywasz pierwsze rozczarowania, ponieważ porównujesz małe kryzysy w swoim związku ze stereotypami lub mitami dotyczącymi romantycznej miłości, w które kiedyś święcie wierzyłaś.
W każdym związku, nie wiedząc jeszcze, czy będzie on zdrowy, czy nie, to właśnie w tej fazie zaczynasz poznawać wady drugiej osoby i prosisz ją o zmianę oraz sama jesteś proszona o pracę nad swoimi słabymi stronami. I tu pojawia się niebezpieczeństwo, ponieważ w zależności od tego, jak para poradzi sobie z tym kryzysem, będzie w stanie zbudować zdrowy związek albo nie.
Jeśli pojawiające się konflikty zostaną potraktowane w sposób funkcjonalny i adaptacyjny, partnerzy zaczną budować zdrową więź.
W tej fazie para przechodzi przez okres tak zwanego sprzężenia, które polega na wzajemnym poznawaniu się i „dostosowywaniu” do siebie. Nie oznacza to jednak podporządkowania się czy utraty własnej tożsamości. Chodzi o obserwowanie tych aspektów relacji, które ci nie odpowiadają, rozmawianie o nich z partnerem, proszenie o zmianę lub proponowanie rozwiązań, z którymi obie strony czują się komfortowo, oraz o pracę nad wdrożeniem tych zmian.
A zatem twoim zadaniem jest praca nad związkiem. Pamiętaj tylko: budowanie relacji wymaga wysiłku, ale nie poświęcenia.
To powinny być cele każdego związku. Najbardziej zaskakujący jest fakt, że ta faza, charakteryzująca się uczuciem spokoju i stabilności, przez wiele osób jest postrzegana jako nudna, pozbawiona miłości. Nic bardziej mylnego. Partnerzy dalej się kochają, tylko przeżywają to w inny sposób.
Można powiedzieć, że na tym etapie przechodzisz od bycia zakochaną do odczuwania miłości: znacznie bardziej skomplikowanego i złożonego uczucia.
W tej fazie budujecie z partnerem prawdziwe i wierne zaangażowanie oraz podejmujecie najważniejsze i najbardziej racjonalne decyzje. Związek jest postrzegany przez was jako punkt oparcia, w którym dominują komunikacja, dialog i negocjacje.
Tak właśnie jest.
„Pani hejtuje miłość” – mówią mi niektórzy. To nie tak. Nie chodzi o to, że źle myślę o miłości – po prostu moja praca polega na rozumieniu procesów, które kryją się za ludzkimi relacjami, i wyjaśnianiu, dlaczego przebiegają tak, a nie inaczej, oraz dlaczego moi pacjenci czują to, co czują, i myślą to, co myślą.
Zatem może i nie jestem wielbicielką stanu zakochania, jednak tak samo jak wielu ludzi uwielbiam uczucie miłości. Wierzę też, że zakochanie nie może trwać wiecznie – w przeciwieństwie do miłości.
Rozdział 3
Mity o miłości romantycznej
Pisałam wcześniej, że w fazie zakochania pojawia się coś, co stanowi element zbiorowej nieświadomości, która, jak możemy intuicyjnie stwierdzić, determinuje również naszą wiedzę o związkach i sposób ich doświadczania. Chodzi o mity dotyczące miłości romantycznej.
Mity te są uproszczonymi konstruktami, czyli przekonaniami, które mogą wpływać na nasze zachowania. Stanowią pożywkę dla toksycznych relacji, które polegają na utrzymywaniu funkcjonalnych więzi, ale jednocześnie skazują nas na frustrację, niezadowolenie i porażkę.
Jeśli kiedykolwiek odkryłaś je w swoim sposobie pojmowania relacji, musisz wiedzieć, że nie jest to wyłącznie twoja wina. Społeczeństwo, w którym żyjemy, stanowi idealne środowisko do tego, byśmy nasiąkali fałszywymi przekonaniami o miłości, które nieodwracalnie warunkują nasze zachowania. Nauczyliśmy się – aktywnie i pasywnie – że to na nich muszą się opierać związki.
Istnieje wiele irracjonalnych przekonań na temat miłości i tego, jak powinien wyglądać związek. Są takie, które znasz i łatwo identyfikujesz, ale też inne, których nie jesteś świadoma. Mity często oddziałują na podświadomość. Kiedy o nich czytasz, mogą ci się wydawać banałami, a jednak tkwią głęboko w tobie ukryte i mocno wpływają na wyobrażenia, jakie możesz mieć o miłości i związkach.
To częsty scenariusz. Namiętność między dwojgiem ludzi z czasem przygasa. Wyjaśnienie jest proste i może zostać podsumowane jednym słowem: przyzwyczajenie. Pamiętaj, że ciało nie może pozostać wiecznie w fazie zauroczenia.
Ludzie przyzwyczajają się do rzeczy, które często widzą i robią – i nie inaczej jest w związkach.
Kluczem do tego, by uniknąć popadnięcia w rutynę, jest wprowadzanie do związku seksualnych innowacji – próbowanie nowych rzeczy, które pomogą przywrócić wygasającą iskrę. Czasami dobrym rozwiązaniem może być terapia, dzięki której zyskasz odpowiednią psychoedukację na temat seksualności i związków oraz nauczysz się ćwiczeń, które będziesz mogła wykonywać sama lub z partnerem, aby pracować nad pożądaniem.
Kiedy zakochujemy się w nowo poznanej osobie, uważamy, że jest to chodzący ideał: idealizujemy partnera i zapominamy, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a ludzie mają to do siebie, że są z natury niedoskonali. Z czasem, kiedy jako para stawiamy czoła szarej codzienności i różnym sytuacjom, życie sprowadza nas na ziemię.
Wszyscy mamy różne punkty widzenia, opinie czy sposoby reagowania, determinowane przede wszystkim przez doświadczenia i osobistą historię. Dlatego też należy pamiętać, że ludzie nie są tacy sami (co czyni nas wyjątkowymi).
Możesz czuć pokrewieństwo ze swoim partnerem w mnóstwie aspektów, ale to nie oznacza, że jesteście w stu procentach identyczni. To właśnie z powodu tych różnic od czasu do czasu trzeba negocjować i osiągać porozumienia, które sprawią, że oboje poczujecie się komfortowo. Ważne jest, aby pamiętać, że nie chodzi o to, by zmieniać osobę, ale jej zachowania w związku. Podkreślam to, ponieważ u wielu par, z którymi pracowałam, spotykałam się z typowym sformułowaniem: „Taki po prostu jestem. Jeśli ci to pasuje, w porządku. A jeśli nie, to wiesz, co robić”.
To zdanie jest zupełnie pozbawione sensu w kontekście związku. W okresie docierania się absolutnie konieczna jest zmiana zachowań, które są dysfunkcyjne i szkodliwe dla relacji; oczywiście to nie to samo, co zmiana sposobu bycia, jednak niektórzy ludzie tego nie rozumieją, bo nie wiedzą, jak oddzielić to, kim są, od tego, co robią.
Jeśli tak się składa, że twój partner nie potrafi rozgraniczyć tych dwóch rzeczy, wyjaśnij mu, że w psychologii kategoryzujemy reakcje, czyli dzielimy je na maksymalnie cztery typy:
I żadna, absolutnie żadna z tych reakcji nie określa osoby, która ją przejawia, a to dlatego, że reakcje to coś, co pojawia się i przemija. Dziś są takie, a jutro mogą być zupełnie inne, ale sam człowiek, jego wartości, najgłębsza istota czy mentalność pozostają niewzruszone. W naszych reakcjach możemy popełniać błędy; ale w tym, kim jesteśmy – już nie.
Kochanie kogoś nie oznacza umiejętności odgadywania, czego potrzebuje. Podstawową umiejętnością w związku jest wzajemna komunikacja. Przekazywanie myśli, uczuć i potrzeb jest niezbędne, aby druga osoba mogła odpowiednio zareagować.
Błędem jest oczekiwać, że partner będzie przewidywać takie rzeczy, ponieważ po prostu może mu się nie udać. A jeśli mu się nie uda, jest całkiem prawdopodobne, że po obu stronach pojawi się uczucie frustracji: u osoby, która czegoś nie odgadła, ponieważ nie wiedziała, co ma odgadnąć, oraz u osoby, której myśli nie zostały odgadnięte.
W internecie krążyło kiedyś bardzo słynne zdanie (przypisywane Fridzie Kahlo), które postanowiłam zmodyfikować. Brzmiało mniej więcej tak:
Ludzie nie wybierają, kiedy będą się złościć albo czuć jakąkolwiek inną emocję, ale mogą zarządzać swoimi emocjami, panować nad gniewem i komunikować się z innymi w sposób asertywny.
To zupełnie normalne i nieuniknione, że w związku złościmy się na siebie nawzajem czy mamy konflikty, dopóki nie przeradzają się one w kłótnie. Dla mnie są to dwa zupełnie różne pojęcia. Konflikty są okazją do komunikowania się, wyrażania swojego zdania, słuchania opinii partnera i dojścia do porozumienia (jeśli okoliczności tego wymagają). Kłótnie natomiast to takie konflikty, które wymykają się spod kontroli. Dlatego nie ma nic złego w tym, aby wchodzić z czymś lub kimś w konflikt, natomiast źle jest nie wiedzieć, jak sobie z tym poradzić.
O komunikacji pisałam już w książce Ama tu sexo, w której przedstawiłam i wyjaśniłam krok po kroku wiele narzędzi i technik użytecznych w ćwiczeniu asertywności. Jeśli jednak jej nie czytałaś, chcę, żebyś wiedziała, że istnieją trzy style komunikacji: pasywny, agresywny i asertywny. Jak już wspomniałam, w celu rozwiązywania konfliktów zaleca się stosowanie stylu asertywnego. Przyjrzyjmy się poniższym przykładom, aby zrozumieć, jak wyglądałby konflikt rozwiązany za pomocą każdego z tych stylów.
Zrzuty ekranu z WhatsApp mówią same za siebie. Mam nadzieję, że zgodzisz się ze mną, że styl asertywny jest najbardziej przyjemny i pojednawczy.
Bycie w związku powinno stanowić przyjemność. Jednak twój partner nie jest dżinem z czarodziejskiej lampy.
Po pierwsze pamiętaj, że jeśli nie ma między wami komunikacji, to choćbyście nie wiadomo jak bardzo się kochali, nie będziecie wiedzieć, co się dzieje w głowie drugiej osoby.
Po drugie pamiętaj, że niektórych chwilowych potrzeb nie da się zaspokoić w taki sposób, jak byśmy chcieli, albo ze względów materialnych, albo dlatego, że oczekiwana zmiana nie jest dla partnera wykonalna lub nie jest z nim spójna. Przykładem może być zaproponowanie otwartego związku komuś, kto sobie tego nie wyobraża, albo – jak to ostatnio widziałam na terapii – domaganie się od partnera wykonywania praktyki seksualnej, która go odstręcza (nawet jeśli jest ona powszechnie uznawana za zupełnie normalną).
Ludzie mają emocje i uczucia, a co za tym idzie, również prawo zdenerwowania się; nie tylko na osobę, w której są zakochani, ale także na wszystko, co wydaje im się niewłaściwe.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Tłumaczka zdecydowała się w bezpośrednich zwrotach do czytających używać rodzaju żeńskiego (przyp. tłum.). [wróć]
DSM – ang. Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders, w Polsce znany pod nazwą Diagnostyczny i statystyczny podręcznik zaburzeń psychicznych, wydawany przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (przyp. tłum.). [wróć]
Naciones Unidas, ¿Qué es el maltrato en el hogar?, 2021, https://www.un.org/es/coronavirus/what-is-domestic-abuse. [wróć]