Kreatywne rodzicielstwo. Jak wychować nieszablonowo myślące, samodzielne i przedsiębiorcze dziecko - Dr Eyal Doron - ebook + audiobook

Kreatywne rodzicielstwo. Jak wychować nieszablonowo myślące, samodzielne i przedsiębiorcze dziecko ebook i audiobook

Dr Eyal Doron

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Nie ma jednego sprawdzonego sposobu na udane rodzicielstwo. Jedyne słuszne podejście to takie, które jest dostosowane zarówno do dziecka, jak i do jego rodzica

Macierzyństwo i ojcostwo przestały nam przynosić radość. Jest w nim zbyt mało przyjemności, a za dużo trosk, fizycznego wycieńczenia i poczucia winy. Rozwój technologiczny ostatnich dekad zmienił oblicze wszystkiego, co było nam znane, powodując często niepokój i głęboką potrzebę ochrony naszych dzieci. Czujemy się zagubieni, zestresowani i konfrontujemy się ze świadomością, że znaczna część założeń i zasad obowiązujących, gdy dorastaliśmy, nie przystaje do nowoczesnego świata. 

W jaki sposób możemy przygotować własne dzieci do życia w nieznanej rzeczywistości? Skąd będziemy wiedzieć, że wyposażymy je w odpowiednie narzędzia i umiejętności, jeśli sami tych umiejętności  nie posiadamy?

Szukając odpowiedzi na pytanie, jak powinno wyglądać rodzicielstwo XXI wieku, doktor Eyal Doron odwiedził wiele krajów i poznał pracujących tam wiodących badaczy. Książka przedstawia nowy model kreatywnego wychowania, który odrzuca powielane dotąd mity i zasadę, że każde dziecko należy wychowywać według tego samego wzorca. Podkreśla zdolność matki i ojca do znalezienia unikatowych rozwiązań i sposobów rozwinięcia własnej osobowości. Analizuje, w jaki sposób sprawić, aby innowacyjność i ciekawość stały się nieodłączną częścią każdej rodziny, oraz jak wraz z dziećmi rozwijać umiejętności pozwalające na ciągły samorozwój. 

Doktor Eyal Doron jest badaczem specjalizującym się we wspieraniu krytycznego myślenia. Kieruje podyplomowym programem „Kreatywność w Akcji” na Uniwersytecie Reichmana. W ramach studiów podoktoranckich przeprowadził analizę sposobów zwiększania kreatywności i zaradności wśród dzieci. Twórca metody SEISEI wspierającej rozwój krytycznego myślenia i przygotowującej młode pokolenie na wyzwania współczesnego świata. Doron współpracuje z firmami i prezesami spółek zarówno w Izraelu, jak i poza nim, tworząc strategie innowacyjnego zarządzania i technik rozwiązywania problemów w zmieniającym się świecie. Jest ojcem Itamara i Alony. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 356

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 35 min

Lektor: Robert Michalak
Oceny
4,5 (32 oceny)
23
3
6
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
drimk

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa pozycja, wyjaśniająca stanowisko badacza rodzicielstwa, które jest poparte wieloma badaniami naukowymi. polecam, jest to na pewno coś odświeżającego i otwierającego umysł na inne perspektywy.
00
Puma_007

Nie oderwiesz się od lektury

świetna pozycja na liście do przeczytania dla każdego rodzica. polecam
00

Popularność




Tytuł oryginału: Reinventing Parenting: Can we Raise our Kids to be Creative?

Przekład: Tamara Woińska

Redakcja: Ilona Kisiel

Korekta: Maria Żółcińska

Projekt okładki: Adelina Sandecka | formygraficzne.pl

Ilustracja na okładce: © Shutterstock/Roman Samborskyi

Skład i łamanie: Amadeusz Targoński | targonski.pl

Opracowanie e-wydania:

Copyright © Dr. Eyal Doron

Copyright © Hebrew edition – 2019 Keter Books (2005) Ltd.

All rights Reserved.

Rights arranged by Macadamia Literary Agency through Assia Literary Agency, Israel (www.assialiteraryagency.com)

Copyright © 2023 for the Polish edition by MT Biznes Ltd.

All rights reserved

Copyright © 2023 for the Polish translation by MT Biznes Ltd.

All rights reserved

Warszawa 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentów niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione. Wykonywanie kopii metodą elektroniczną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym, optycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. Niniejsza publikacja została elektronicznie zabezpieczona przed nieautoryzowanym kopiowaniem, dystrybucją i użytkowaniem. Usuwanie, omijanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.

MT Biznes Sp. z o.o.

www.mtbiznes.pl

www.laurum.pl

[email protected]

ISBN 978-83-8231-226-3 (format epub)

ISBN 978-83-8231-227-0 (format mobi)

1. Wprowadzenie

Jako uczeń nie doświadczyłem żadnej głębokiej traumy. Nie byłem zastraszany ani też się nade mną nie znęcano. Raz jedynie nauczyciel wuefista celnie rzucił we mnie swoim sandałem, ale nie byłem odosobnionym przypadkiem ucznia doświadczającego takiego zachowania. Uczęszczałem do tak zwanej dobrej szkoły, która nie wyróżniała się niczym szczególnym na tle innych szkół. Moich nauczycieli można by standardowo skategoryzować jako nudziarzy, nudziarzy wprowadzających w stan śpiączki oraz jednostki wybitne i fascynujące. Nie przypominam sobie ani jednego z pedagogów, przez którego doświadczyłem cierpień psychicznych, ale też żadnego, który w jednoznaczny sposób był dla mnie inspiracją lub pozytywnie wpłynął na moje życie.

Dojrzałem stosunkowo późno i wiele lat zajęło mi znalezienie własnej drogi oraz odkrycie moich prawdziwych pasji. W trakcie dwunastu lat spędzonych w szkole nie opanowałem języka angielskiego, nie zdobyłem żadnej konkretnej wiedzy ani przydatnych w życiu umiejętności. Co więcej, nie wypracowałem pewności siebie czy nawet poczucia własnej wartości. Być może jak wy – i prawdopodobnie jak wasze dzieci w wieku szkolnym – byłem po prostu zwyczajnym dzieciakiem, jednym z wielu nierzucających się w oczy.

Mijały lata. Zostałem ojcem, który odprowadza swoje dzieci do szkoły nieróżniącej się niczym od tej, do której sam chodziłem: te same betonowe ściany, rzędy ławek zwróconych frontem do tablicy, przepełnione, duszne klasy i nudne podręczniki. Jak gdyby czas stanął w miejscu.

Coraz częściej zadawałem sobie pytanie, które najwyraźniej do tej pory udawało mi się podświadomie ignorować. W tej kwestii również nie byłem odosobnionym przypadkiem. Odkąd zostałem rodzicem, tak jak wielu innym osobom w mojej sytuacji nie dawało mi spokoju pytanie, po co posyłamy dzieci do szkoły. System edukacji ewidentnie nie przystaje do obecnych czasów i nie wyposaża młodych ludzi w niezbędne umiejętności. Rosnąca liczba rodziców z rezerwą i brakiem zaufania podchodzi do systemu szkolnictwa, jednocześnie borykając się z narastającym poczuciem winy. Jak wielki wyrzut sumienia nie przestaje nas nękać myśl, że zaniedbujemy własne dzieci, nie przygotowując ich do życia w nowoczesnym świecie.

Pozwólcie, że podkreślę jedną kwestię: problemu nie stanowi jakość nauczycieli, ale system, który się sam zabetonował, przez lata nie pozwalając na przeprowadzenie żadnych znaczących reform. Sytuacja, którą opisuję, nie dotyczy jedynie Izraela, ponieważ taki sam problem ma miejsce na całym świecie.

Pracę habilitacyjną poświęciłem praktycznym badaniom nad wypracowaniem u młodego pokolenia umiejętności krytycznego myślenia. Zmagając się w tym samym okresie z wyzwaniami, jakie stawiało przede mną bycie ojcem dwójki dzieci, poszukiwałem świeżego trendu w edukacji, który przystawałby do jakże innego i nieustannie zmieniającego się świata.

Ostatnie sześć lat spędziłem, podróżując po Izraelu i odwiedzając wiele miast i mniejszych miejscowości. Spotykałem się z różnymi dziećmi: z religijnych, ultraortodoksyjnych rodzin, a także bezwyznaniowych; z tymi z bogatych domów oraz żyjących na granicy ubóstwa; z utalentowaną młodzieżą, wybitnymi jednostkami, lecz także z uczniami wymagającymi natychmiastowej interwencji pedagogicznej czy też takimi, dla których niestety przyszła ona zbyt późno. Podróżowałem z torbą wypełnioną różnymi zestawami ubrań i jarmułek, przygotowany na to, żeby przystosować się do środowiska szkoły, którą w danym momencie odwiedzałem. Dzięki bezpośrednim spotkaniom z ludźmi będącymi częścią systemu edukacji miałem nadzieję na odkrycie alternatywnego sposobu nauczania, na poznanie różnorodnych społeczności, a co za tym idzie odmiennych sposobów myślenia i postrzegania świata.

Pracowałem z dziećmi, nastolatkami, pedagogami, rodzicami i dyrektorami placówek. Początkowo prowadziłem badania samodzielnie, lecz z czasem dołączyli do mnie inni. Ponosiłem porażki, odnosiłem sukcesy, doznawałem frustracji oraz poczucia, że pewne szanse minęły bezpowrotnie. Odczuwałem jednak także przyjemność, a nawet euforię. Z każdym poczynionym krokiem odkrywałem kolejne elementy niezbędne do zrozumienia, że można myśleć i nauczać inaczej. Nie sposób byłoby przepracować tę lekcję bez wielu prób i błędów.

Na pewnym etapie zacząłem podróżować do innych krajów, odwiedzać szkoły i przyglądać się tamtejszym systemom szkolnictwa. Poznałem wybitnych naukowców i biznesmenów oraz samodzielnie zgłębiłem innowacyjne metody nauczania niemające sobie równych. Chciałbym w tym miejscu wyjaśnić, że nauczyciele i dyrektorzy szkół, których poznałem w trakcie swoich podróży, niekoniecznie byli lepszymi pedagogami niż ci, których znałem z Izraela. To, co ich wyróżniało, to zgoła odmienne podejście do edukacji i wychowania dzieci. Z każdego z tych odmiennych modeli można wyłuskać element, który należałoby zaadaptować, i taki, którego absolutnie trzeba się wystrzegać. Byłaby to jednak z pewnością wielka strata, gdybyśmy chociaż nie zapoznali się z alternatywnymi sposobami wychowywania. Ważne, byśmy zrozumieli, że zmiana nie pociąga za sobą jedynie dyskusji o stanie systemu edukacji.

Drugą kwestią, która wymaga reformy, jest nasze podejście do rodzicielstwa. W takim samym stopniu jak system szkolnictwa, należy uaktualnić i unowocześnić wychowywanie dzieci, w sposób, jaki będzie odpowiadał wyzwaniom obecnej rzeczywistości. Rodzicielstwo charakteryzuje się dziś dziwną i mocno niepokojącą cechą – przestało nam sprawiać radość. Jako rodzice większość czasu spędzamy w biegu, wypaleni i zestresowani, wykonując jedynie zadania i obowiązki, pełni wątpliwości i poczucia winy. Zbyt dużo zmartwień i za mało przyjemności.

Co się z nami stało?

Z ciekawością obserwuję, jak wychowywanie dzieci stało się wierną kopią zarzutów wysuwanych pod adresem szkoły: nadmiar zasad, nadużywanie władzy i nakładanie obowiązków. Izraelscy rodzice, którzy są pełni życia i mają poczucie humoru oraz smykałkę do rozwiązywania problemów, po powrocie do domu stają się wyssanymi z witalności wersjami samych siebie, zredukowanymi do odmierzania czasu i przydzielania kolejnych obowiązków. Poza domem są kreatywni, podejmują inicjatywy, są radośni i zabawni oraz zdolni do stawiania czoła wyzwaniom, niejednokrotnie zaskakując innych oraz samych siebie.

Gdzie więc znikają te cechy w momencie przekroczenia progu domu? W jaki sposób znikają i dlaczego? Jakby ktoś nas zmuszał do zostawienia przed drzwiami naszej prawdziwej osobowości i przywitania dzieci w wersji „sztywny tyran”. Łatwo się obwinia „tych tam, nauczycieli” za zmarnowanie potencjału uroczej, kreatywnej istoty, naszego cudu natury, który powierzyliśmy w ich ręce, posyłając go do szkoły. Nie do końca jednak odzwierciedla to rzeczywistość, a już na pewno nie rozwiązuje problemu.

Czy stwarzacie waszym dzieciom okazje do wspólnych wyjść lub wyjazdów, których atmosfera jest unikalna dla waszej rodziny? Czy może spędzanie czasu przebiega w waszej rodzinie według kalki kopiowanej także przez innych? Czy wypracowaliście wyjątkowy dla waszej rodziny system przydzielania obowiązków domowych? A może niepowtarzalny sposób spędzania wspólnie czasu? A co z rozładowywaniem stresu związanego z egzaminami w szkole lub jakimikolwiek problemami wynikającymi z funkcjonowania w grupie? Iskierka w oku naszego dziecka rozbłyska za każdym razem, kiedy zaskakujemy je oryginalnym podejściem do problemu. Czy wydatkujecie energię na samorozwój?

Bycie rodzicem nie ogranicza się do wyizolowanej funkcji wychowawcy. Żyjemy i rozwijamy się również dla samych siebie. Rodzic to nie dorosły, który najlepszą część życia ma już za sobą. Szczyt samorealizacji jest wciąż przed nami. Obecnie dorośli decydują się na rodzicielstwo wcześnie, bo na długo przed osiągnięciem połowy wciąż wydłużającego się życia. Mimo to jasny podział między rodzicem a potomkiem skutecznie broni się przed dostosowaniem do obecnej rzeczywistości, pozostawiając z jednej strony beztroskie dziecko, a z drugiej zatroskanego rodzica. Podział jest jasny:

Dziecko

Rodzic

Ma całe życie przed sobą

Przeżył już większość swojego życia…

Radosne i niesforne

Głównie narzeka

Nudzi się nadmiarem wolnego czasu

Nie znajduje czasu na to, żeby prawdziwie żyć

Kładzie się spać o 21.00

Pada z nóg o 21.05

Odpuszcza sobie lekcje wuefu

O 6.00 rano wbija się w dres

Błaga o psa, obiecując, że będzie się nim zajmować

Nie chce czworonoga, mając świadomość, że będzie jego opiekunem

Mleko czekoladowe + bita śmietana + cukrowa posypka

Wodniste cappuccino z mlekiem sojowym

„Jedz, albo zabierze cię Baba Jaga”

„Nie jedz, bo w perspektywie masz bliskie spotkania trzeciego stopnia z lekarzem rodzinnym”

Odwiedzam wiele szkół, zarówno w Izraelu, jak i za granicą. Zwiedzanie szkoły podstawowej to jak magiczna podróż po krainie udekorowanych ścian, naiwnej sztuki i ekspresyjnych wytworów rzemiosła zwisających z sufitu. Wszystko jest tak radosne i kolorowe. W gimnazjum[I] sztuka jest nieobecna, a ściany szare i pozbawione dekoracji. Samotny, naderwany plakat szeleści za wyblakłą zakurzoną zasłoną. W szkole średniej klasy są zimne i pozbawione światła i kolorów. Całkowicie wyzute z atmosfery pomieszczenia są funkcjonalne, lecz ponure. Wszędzie na świecie jest tak samo, więc rodzi się pytanie, dlaczego tak jest. Proces zaczyna się w gimnazjum, postępuje przez szkołę średnią, z kulminacją w moim i waszym obecnym zakładzie pracy. W jednej chwili zapomnieliśmy, że na świecie istnieją inne kolory niż szarość. Dlaczego wkroczenie w świat dorosłych odbywa się w smutnym rytuale pożegnania barw i swobodnie wyrażanej kreatywności?

Jeżeli jako rodzice chcemy zachować istotne znaczenie w życiu naszych dzieci, musimy zmienić podejście do samych siebie. To podstawowa kwestia, którą należy zrozumieć, jeżeli pragniemy, aby „misja rodzic” zakończyła się sukcesem. Musimy nauczyć się, jak żyć w świecie, w którym różne sfery życia – takie jak stosunki międzyludzkie, rodzicielstwo, praca czy środowisko – zlewają się w spójną całość. Musimy się również zaprzyjaźnić z rzeczywistością rządzoną obecnie głównie przez niepewność oraz zdobyć umiejętność funkcjonowania w tej rzeczywistości obfitującej w szereg osobistych wzlotów i upadków oraz emocjonalnych doświadczeń, przy jednoczesnym obowiązku pełnienia kilku ról.

Konieczność zmusza nas także do zastosowania bardziej twórczego i indywidualnego sposobu myślenia w celu sformułowania nowych strategii życiowych, utrzymania szczęśliwego i stałego związku z naszymi partnerami w nieustannie zmieniającym się świecie oraz współpracy, żeby przygotować nasze dzieci do funkcjonowania w niemożliwej do przewidzenia przyszłości. Współczesny świat równa się nowy model bycia matką i ojcem.

Jesteśmy zalewani i zastraszani falą faktów, które powodują, że przestajemy słuchać własnego instynktu. Jednym z powtarzanych w kółko stwierdzeń jest to, że dzieci potrzebują jasno wyznaczonych granic. Z pewnością wszyscy się zgadzamy, że pięciolatek nie powinien wybiegać na jezdnię lub że nie pozwolilibyśmy siedmiolatkowi oglądać filmu obfitującego w sceny przemocy. Czy te zalewające nas ze wszystkich stron ostrzeżenia, zasady i ograniczenia stanowią podstawę modelu wychowania dostosowanego do nieograniczonej feerii ofert nowoczesnego świata?

W zasadzie to kiedy bycie rodzicem zostało sprowadzone do uciążliwej funkcji rodzica zadaniowca? To dziwne uczucie patrzeć na rodziców, którzy inwestując w swoje dzieci tak wiele, w rezultacie odczuwają jedynie frustrację spowodowaną wyrzutami sumienia wynikającymi z poczucia, że nie spędzają wystarczająco dużo czasu z rodziną. Badania poziomu szczęścia wyraźnie wskazują, że związki międzyludzkie oraz rodzina mają niewyobrażalny potencjał podwyższenia naszego poczucia szczęścia i własnej wartości. Rzeczywistość jest jednak zgoła odmienna: bycie rodzicem postrzegamy przez pryzmat kieratu, wykańczającej nas fizycznie i psychicznie harówki, a rodzicielstwo to droga najeżona kłótniami, małymi frustracjami oraz dotkliwym poczuciem winy. Należy bezwzględnie przedyskutować tę powstałą i ugruntowaną w ostatnich latach „religię parentingu”, której praktykowanie uniemożliwia nam czerpanie energii i inspiracji z bycia matką i ojcem. Odczuwamy silną potrzebę wyznaczenia nowej drogi rodzicielstwa, która w równym stopniu podkreśli inwencję twórczą rodziców i dzieci i skupi się na niej.

Zasadniczą kwestią pozostaje również to, że w najbliższej przyszłości szkoły zarówno w Izraelu, jak i w innych krajach nie będą w stanie zapewnić naszym dzieciom dostatecznej wiedzy i umiejętności potrzebnych w życiu. Pomimo tego, co o szkołach zostało powiedziane do tej pory, a być może z tego właśnie powodu, to, jak wychowamy dzieci we własnym domu, ma o wiele większe znaczenie dziś niż w jakimkolwiek dotychczasowym momencie historii.

Szkoła jest przystankiem na trasie sztafety, której punkt startowy oraz meta mają miejsce w rodzinie. To, czego potrzebują nasze dzieci, to zaradni, niedający się zaskoczyć niespodziewanej sytuacji rodzice, stanowiący dla dziecka model do naśladowania. Rodzice szczęśliwi, umiejący się dostosować, działający intuicyjnie i osobowo. Niestety matki i ojcowie tkwią w pułapce wzorca narzucającego racjonalny i odpowiedzialny model rodzicielstwa. Każdego poranka setki tysięcy rodzin odgrywa dzień według tego samego scenariusza: „Wstawaj, już siódma!”, „A ty jeszcze w łóżku?”, „Zęby umyte?”, „Spakowaliście plecaki?”, z kulminacyjną sceną: „Długo mam jeszcze czekać?”. Czasem można odnieść wrażenie, że zostaliśmy zaprogramowani do wypluwania z siebie tych samych fraz w tych samych momentach dnia i odbywania dokładnie tych samych rozmów przy stole. Dziwne, że na bok odłożyliśmy indywidualność, żeby w poddańczym geście podporządkować się zunifikowanemu zbiorowemu paradygmatowi wychowania. Chwilunia, przecież właśnie taki model zachowania wpajano nam przez lata w szkole! Tak nas wychowano i tak teraz sami wychowujemy! Przygotowujemy nasze dzieci do odgrywania tej samej drenującej roli: mechanicznej i nieprzyjemnej oraz – co mówię z bólem – dla nich szkodliwej.

Dzieciaki tracą tu najwięcej. Zamiast wychowawcy, który przygotuje je do życia i rywalizacji w świecie XXI wieku, dostają wycieńczonego, zestresowanego rodzica. Odnosi się wrażenie, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat struktura rodziny składającej się z rodziców oraz potomków przekonstruowana została w sposób, który żadnej ze stron nie przynosi korzyści. Odpowiedzialne wychowanie, do którego się przyzwyczailiśmy, jest de facto nieodpowiedzialne, ponieważ nasze dzieci muszą posiąść umiejętność adaptacji do nieustannie zmieniającego się świata we wszystkich jego aspektach. Musimy wychowywać dzieci na jednostki umiejące się uczyć spontanicznie, pod wpływem impulsu lub zdarzenia, czego całkowitą antytezą jest to, jak traktujemy je oraz samych siebie. Prawdziwe wyzwanie polega na tym, abyśmy z wyboru stali się niepowtarzalnymi matką i ojcem, we własnym stylu, oraz byśmy stworzyli rodzinę o indywidualnym charakterze, z unikatową codzienną rutyną oraz nawykami, które znają jedynie jej członkowie. Rodzinę, która jak klucz ptaków kierowanych wspólną intuicją podąża w tym samym kierunku, porozumiewając się w tylko sobie znanym języku. Zbudowanie tak scharakteryzowanej rodziny może nie tylko uczynić nas szczęśliwymi, ale – co ważniejsze – wychodzi naprzeciw oczekiwaniom obecnych czasów. Rodzicom na równi z ich dziećmi przyszło funkcjonować w warunkach, które wymuszają na nich przemyślenie swojej roli, wręcz wymyślenie jej od nowa. Co to konkretnie oznacza w praktyce? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w tej książce.

Ciekawość zaprowadziła mnie do dziewięciu krajów, w których poznałem światowej sławy pedagogów, nastoletnich youtuberów mających globalny zasięg oraz młodych biznesmenów, którzy wygłaszają pogadanki w szkołach, z których nie tak dawno zostali wydaleni. Jako ojciec dwójki dzieci, badacz zajmujący się krytycznym myśleniem i rodzic wychowujący potomstwo w XXI wieku odbyłem fascynującą podróż w poszukiwaniu odpowiedzi. Czuję, że podobnie jak wy jestem szczęściarzem mogącym żyć w najbardziej pasjonującym, tajemniczym i ekscytującym momencie historii ludzkości, który jednak nakłada na nas obowiązek próby zrozumienia, o co w tym wszystkim, do jasnej cholery, chodzi!

Zadanie matematyczne

Dziewięciolatka wychodzi z domu z ważącym czterdzieści kilogramów plecakiem i idzie do szkoły, która nie zmieniła się od 1953 roku. Określ dokładny moment, kiedy dziewczynka będzie gotowa zmierzyć się z wyzwaniami świata, którego rozwój – jak nigdy wcześniej w historii – postępuje według wzrostu wykładniczego.

[I] W oryginale junior high school – w Izraelu szkoła średnia przed liceum, dla dzieci w wieku 11-15 lat, odpowiednik polskiego gimnazjum w latach 1999-2017 (przyp. tłum.).