Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nastoletnia Gabi zaczyna przyzwyczajać się do życia na ranczu ojca, gdzie chore konie odzyskują zdrowie. Skrycie marzy o założeniu w przyszłości własnej akademii jeździeckiej oferującej jazdę westernową i hipoterapię. W tej chwili musi jednak skupić się przede wszystkim na tym, co tu i teraz. Na starciu ze swoją największą rywalką – Karioką. Na walce o pierwszą miłość i zwycięstwo dobra nad złem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 237
Rozdział 1
Okrutny los nie po raz pierwszy chciał jej odebrać wszystko, na czym jej najbardziej zależało, co było najważniejsze, co najbardziej w życiu kochała, co stanowiło najważniejszą treść jej nastoletniego życia.
Siedziała teraz w ich leśnej miejscówce z twarzą ukrytą w dłoniach i podkurczonymi nogami. Chciała krzyczeć, wyrzucić z siebie wszystko i przestać istnieć. Cierpiała jednak w ciszy, wiedząc, że szuka jej Michał. Napisałaby SMS-a, że pragnie samotności, ale wybiegając w pośpiechu, zapomniała zabrać ze sobą iPhone’a. Z Maurycym też się więc skontaktować nie mogła. Nie mogła i nie chciała. Zresztą był daleko od rancza, a ona pragnęła samotności.
– Mamo, mamusiu – powtarzała, zalewając się łzami. – Mamusiu, wszystko będzie dobrze. To nie twój pierwszy rzut choroby. Mamusiu, dasz radę – szeptała i nawet nie miała sił otrzeć policzków skąpanych we łzach. Skąpanych to mało powiedziane. Były zalane strugami łez. Łez bez końca i bez początku. Nigdy dotąd nie doświadczyła tak bardzo bólu istnienia. Autentyczny weltschmerz w tej właśnie chwili był jej najwierniejszym przyjacielem, nie opuszczał jej nawet na krok. Czuła jego obecność każdą cząstką ciała i duszy. Nie miała sił oddychać. Palił i szczypał każdy kawałeczek wszystkich mięśni, o których istnieniu wcześniej nawet nie wiedziała. Najgorszy jednak był ból duszy. Czuła wewnątrz ocean łez. I pragnęła się w nim utopić. Przy drobniutkiej chęci życia utrzymywała ją tylko miłość Maurycego. No i Michała, ale to co innego, bo to miłość ojcowska. Zapragnęła teraz obecności Maurycego, by mogła wtulić się w niego, by ją pocieszał, obejmował i ocierał łzy. Za moment znów zachłystywała się samotnością i nie wyobrażała sobie wpuścić kogokolwiek w jej krąg. Przez chwilę pomyślała o Piotrze. Przed oczami stanęła jej jego zapłakana twarz. Miała pełną świadomość, że on także cierpiał. Tracił najukochańszą żonę, ale to zupełnie co innego niż tracić matkę.
– Nie! – krzyknęła z całych sił, wiedząc, że Michał odpuścił, że pozwolił jej na chwilowe cierpienie w samotności. – Nie! Mamusiu! Wyjdziesz z tego!
Zganiła się za to, że myśli podsuwały jej najgorszy scenariusz. Przecież jej matka wciąż żyła.
– Mamo! Mamusiu! Słyszysz mnie?! Kocham cię! – krzyczała. – Mamo! Mamusiu! Kocham cię!
Odpowiadało jej echo, gdzieś tam w oddali, w ciemności pośród ledwie widocznych konturów drzew, a potem słowa opadały na oświetloną blaskiem księżyca polanę, więc znów krzyczała, wyobrażając sobie, że echo lub wiatr, a może chmury zaniosą jej słowa do mamy, że każde ze słów wkradnie się do jej myśli, pozostanie w niej i da jej siłę do walki z najcięższym do tej pory kryzysem w chorobie. Krzyczała więc ponownie, dziwiąc się, jakim w ogóle cudem dźwięki przechodzą przez zakleszczoną do granic możliwości krtań. Miała jednak nieodparte wrażenie, że musi wołać i krzyczeć jak najgłośniej. Wtedy mama usłyszy, nawet po drugiej stronie oceanu.
Z wyczerpania musiała zasnąć na chwilę. Gdy otworzyła oczy, dookoła wciąż panowała ciemność i tylko księżyc nieznacznie przesunął się na niebie. Znów zaczęła płakać. Myślała, że wariuje. Targały nią sprzeczne emocje i uczucia. W głowie miała istny koktajl: poczucia winy za wypowiedziane w złości do Anny słowa, żalu, gniewu, złości, smutku, bólu, strachu, lęku i bezkresnej rozpaczy. Czuła to wszystko całą sobą, ale nawet nie wiedziała, czy to, co się z nią w tej chwili dzieje, jest normalne, czy nie. Po chwili żal ustępował złości. Ogarniał ją gniew na lekarzy, na sam fakt, że Anna zachorowała, na wszystkich dookoła, a nawet na samą siebie. Największy żal miała jednak do Boga. Podobno jest wszechmogący i miłosierny. To gdzie on, do cholery, teraz jest, gdy mama walczy o życie ostatkiem sił?! Jakim prawem do tego dopuścił i na to pozwala?! Po chwili łagodniała i zaczynała się modlić. Błagała Go, by ratował jej matkę.
Przypomniała sobie chwilę, gdy po raz pierwszy dowiedziała się o chorobie Anny. Było to w ich dużym, nowocześnie urządzonym domu we Wrocławiu. Mama wraz z mężem Piotrem prowadzili wspólnie dobrze prosperujące wydawnictwo. Gabrysi niczego nie brakowało. Miała kochającą matkę, Piotra, którego akceptowała, całkiem spore kieszonkowe oraz opłaconą naukę w prywatnym liceum. I nagle jej życie diametralnie się zmieniło. Wróciła wspomnieniami do tego dnia. Piotr poprosił ją o rozmowę. Mama była przerażająco smutna. Płakała. Piotr obejmował ją ramieniem.
– Co się stało? – spytała Gabriela, zmierzając powoli w jej kierunku. – Dlaczego ty płaczesz, mamo?
– Nie płaczę – odparła kobieta, a łzy, przecząc tym słowom, znów spłynęły jej po policzkach.
– Spokojnie, kochanie. – Piotr przytulił ją do siebie. – Gabrysiu, zrób sobie coś do picia i usiądź z nami – zwrócił się do dziewczyny.
– Nie chcę niczego do picia! – wybuchnęła. – Chcę wiedzieć, co tu się dzieje!
– Usiądź, proszę – rzekł stanowczo mężczyzna.
Podeszła wówczas do fotela ustawionego na wprost kanapy, na której siedzieli jej matka i Piotr.
– Możecie mnie dłużej nie trzymać w niepewności? – zaczęła Gabrysia.
Pamiętała tamto uczucie, jakby to było dzisiaj. Miała dziwne wrażenie, jakby była obok i tylko słyszała swój głos. Czuła, jak strach podchodził jej do gardła.
– Posłuchaj, Gabi. Byliśmy dziś w szpitalu odebrać wyniki badań. Potwierdziło się to, czego się najbardziej obawialiśmy. Twoja mama jest poważnie chora – wytłumaczył ostrożnie Piotr, patrząc dziewczynie prosto w oczy.
Chwilę później dowiedziała się, że jej mama ma glejaka trzeciego stopnia – złośliwy nowotwór mózgu.
Zadawała kolejne pytania i wciąż miała wrażenie, że pyta nie ona sama, lecz jej głos. I czuła ten dziwny, wręcz nienaturalny spokój, chociaż powinna przecież być przerażona.
Nie do końca dotarło do niej to, co właśnie usłyszała. Co prawda słyszała wypowiedziane przez Piotra słowa, lecz nie przyjęła ich do wiadomości. Czuła, jakby rozmawiali o kimś zupełnie innym, obcym.
– Operacja potrzebna jest jak najszybciej. Chcę zabrać mamę do Stanów. Mają tam lepsze warunki leczenia niż w Polsce – mówił Piotr, gładząc żonę po włosach. – Nie płacz, kochanie – szepnął. – Wszystko będzie dobrze. Moja siostra pracuje w szpitalu w USA. Pomoże nam ogarnąć formalności. Uruchomiliśmy już fundusz, na który zbieramy pieniądze. – Patrzył na Gabrysię, nie przestając gładzić włosów żony. – Mogę sprzedać część udziałów w wydawnictwie. Znalazłem też firmę, która chce wynająć nasz dom za bardzo dobre pieniądze i zapłacić za rok z góry. – Przytulił żonę z całej siły. – To już postanowione. Lecimy do Stanów. Dzieciaku – tak zwykł nazywać Gabrysię – ty lecisz z nami. Siostra załatwi nam mieszkanie i szkołę dla ciebie.
Gabriela wiedziała, że nie ma wyjścia. Urodziła się w grudniu i do ukończenia upragnionej osiemnastki wciąż pozostawało jej sporo czasu. Najważniejsze było zdrowie mamy. Przytuliła ją bardzo mocno, pocałowała w policzek i szepnęła:
– Będzie dobrze, mamuś.
Nie miała pojęcia, co innego mogłaby powiedzieć. W takich sytuacjach po prostu brak słów.
Wtedy nie wiedziała jeszcze, że nie poleci do Stanów, ponieważ zostanie niesłusznie posądzona o kradzież jednego z najnowszych, nieprzyzwoicie drogich iPhone’ów, że zostanie wszczęte wobec niej postępowanie i otrzyma zakaz opuszczania Polski do wyjaśnienia. Wszystkie dowody przemawiały przeciwko niej. IPhone’a odnaleziono w jej szkolnym plecaku, a przecież go nie ukradła. Ktoś jej go podrzucił! Kto i dlaczego? Kto tak bardzo pragnął ją skrzywdzić? Ona sama podejrzewała Kariokę – Piękną Tancerkę, Królową Śniegu, Ewę. Jak zwał, tak zwał. Karioka pojawiała się w jej życiu pod wieloma imionami, ksywkami czy nickami, ale wciąż była to ta sama Karioka. Kiedyś dobra kumpela, od jakiegoś czasu najgorszy wróg. Przebiegła, cyniczna, zimna, wyrachowana i przede wszystkim bezwzględna. Niestety, nie było dowodów na udział Karioki w tej sprawie. Nawet poszlak nie było. Wszystko niemalże jednoznacznie wskazywało na Gabrysię.
– Dość tego! – powiedziała podniesionym głosem. – Mama żyje i wyjdzie z tego!
Zaraz poleci do mamy! Pójdzie na policję, złoży odpowiednie papiery do prokuratora, czy co tam trzeba, i poprosi o zgodę na opuszczenie kraju. Była pewna, że w takiej sytuacji wszyscy się zgodzą, a sąd przełoży rozprawę. Przecież ci wszyscy urzędnicy, sędziowie, prokuratorzy i policjanci to też ludzie. Zrozumieją ją, gdyż sytuacja była wyjątkowa.
Rozdział 2
Ciemność nie ustępowała. Gabi układała w głowie szczegółowy plan lotu do Stanów. Wiedziała, że może już samodzielnie podróżować samolotem. A gdyby tak jeszcze Maurycy z nią poleciał? Była zdeterminowana i zrozpaczona równocześnie. Trzeba tylko postarać się o zgodę na opuszczenie kraju.
– Przyjechałem tak szybko, jak było to tylko możliwe – usłyszała cichy, łagodny i ciepły głos swojego chłopaka.
Spojrzała w lewo.
– Maurycy, co ty tutaj robisz? – spytała zdziwiona, pociągając nosem i wycierając najpierw oczy, a potem całą mokrą od łez twarz.
– Po prostu jestem. Jestem z tobą i przy tobie. – Usiadł obok i przytulił ją mocno, całując we włosy. – Tu, gdzie powinienem być. W odpowiednim miejscu i czasie.
– Nie musisz się o mnie martwić. – Oczy ponownie zaszły jej łzami. Na krótką chwilę zacisnęła usta w wąską kreseczkę. – Nie musisz mówić, żebym się uspokoiła, przestała płakać i rozpaczać…
– Nie zamierzałem tego robić – przerwał jej i przytulił ją jeszcze mocniej. – Nawet przez myśl mi to nie przeszło.
– Jak to? – spytała drżącym głosem. – To po co do mnie przyszedłeś?
– By być przy tobie w najtrudniejszych chwilach twojego życia. Zwyczajnie być. Czyż nie na tym polega miłość?
– Boję się… – wyznała. – Tego, co się wydarzy, a także, że wszyscy będą kazali mi wziąć się w garść, zająć czymś, że będą wymyślać mi zajęcia i atrakcje, bym nie myślała o mamie.
– To nic nie da. – Oparł swój policzek na jej głowie. – Są sprawy w życiu, które trzeba opłakać, dać się wciągnąć w otchłań rozpaczy. I dopiero tam na samym dnie cierpienia powoli nabrać sił. Odbić się od dna i próbować zacząć normalnie żyć. Nie ma drogi na skróty. Przed cierpieniem nie uciekniesz – mówił. – Możesz je zagłuszyć na jakiś czas, ale ono wróci ze zdwojoną mocą. Trzeba po prostu jakiś czas pobyć z nim. W jego towarzystwie. Oswoić je.
– A co, jeśli się z nim zostanie do końca życia? Z tym cierpieniem – spytała. – I już nigdy nie będzie się normalnie żyć? Przecież można zapomnieć, jak wygląda zwykłe życie.
– Po to tutaj jestem – powiedział cicho – żeby w pewnym momencie ci przypomnieć, że nadszedł czas, by odbić się od dna rozpaczy. Jestem też po to, byś czuła moją obecność i w odpowiedniej chwili przyjęła pomocną dłoń, byś ją chwyciła. I gdy nie będziesz mieć sił odbić się sama, pomogę ci. Gabi – westchnął głęboko. – Nie jesteś sama. Nie chcę, byś czuła się samotna, ale nie będę niczego przyspieszał.
– Nie będę cierpiała ani płakała – oznajmiła zdecydowanym tonem. – Będę działać. Zawieziesz mnie do Wrocławia? Pomożesz mi załatwić wszystkie potrzebne papiery, bym mogła polecieć do mamy? Polecisz ze mną do Stanów? – zasypała go pytaniami.
– Gabrysiu. Twoja mama odeszła – wyszeptał po długiej chwili milczenia.
– Jak to odeszła? Gdzie? Dokąd poszła? Wyszła ze szpitala? – Gabriela rzucała pytaniami jak w amoku. – Poczuła się lepiej, tak? Przeprowadzili się z Piotrem do tego mieszkania koło szpitala? Mogę z nią porozmawiać na Skypie, skoro lepiej się czuje? Chodźmy na ranczo. Połączymy się z nimi na Skypie.
Poczuła tak mocny uścisk ramion Maurycego, że ledwie mogła złapać oddech.
– Gabrysiu, twoja mama umarła – powtórzył drżącym głosem.
– Jak to umarła? Przecież mówiłeś, że wyszła ze szpitala. Maurycy…
– Gdy wróciłem na ranczo, Michał powiedział, że jej dusza opuściła ciało zaledwie kwadrans przed moim powrotem. Piotr dzwonił…
– A kiedy wróci? Maurycy, kiedy dusza wróci do mamy? Wprowadzili ją w stan śpiączki farmakologicznej? To nic nie szkodzi, skoro dla jej dobra, ale jak śpi, to dusza zostaje w człowieku. Nie odchodzi. Śpi razem z mamą… – Wybuchnęła spazmatycznym płaczem.
Maurycy słyszał już w swoim życiu podobnie dziecinne, naiwne pytania. Dobrze wiedział, że to silny szok i wyparcie tak działają. Był przygotowany na kolejne.
– Kiedy polecimy do Stanów? – usłyszał wydobywające się poprzez szloch słowa.
– Piotr przyleci do Polski – powiedział łagodnym tonem. Nie wypuszczał jej z ramion. Bał się, że pobiegnie nagle, tak jak uciekła z rancza, przed siebie, i że stanie się coś bardzo złego. Człowiek w szoku jest nieprzewidywalny. Nie mógł pozwolić, by teraz oddaliła się od niego choćby na krok.
– Co teraz będzie? Co ze mną będzie? Jak sobie poradzimy? Maurycy, co teraz będzie? – powtarzała w kółko. – Co będzie? – Wybuchy płaczu były gwałtowne. – Odpowiedz mi. Co?
– Będzie ciężko. Bardzo ciężko, ale nie będziesz z tym cierpieniem sama. – Zwyczajowe pocieszenie, że „wszystko będzie dobrze”, wydało mu się fałszywe i zupełnie nie na miejscu. Kochał Gabrysię całym sobą, ale nawet w takiej sytuacji nie potrafił jej okłamywać. Owszem, wiedział, że kiedyś tam, w bliżej nieokreślonej przyszłości, będzie dobrze, ale z pewnością nie teraz. Wierzył także, że Gabriela będzie szczęśliwa. Pragnął, by z nim była szczęśliwa, ale tymczasem przed nią najtrudniejszy egzamin w życiu, największa rozpacz i cierpienie. I musi przez to przejść, by powoli wrócić do normalności. Nie wolno pominąć żałoby, żadnego z jej etapów. Był tego absolutnie pewien. Wiedział też, że jedyne, co może dla niej zrobić, to być z nią i być przy niej.
– To kiedy mama wróci do Polski? – usłyszał jej cichy, przerywany łkaniem głos.
– Niedługo, wróci z Piotrem, ale my się z nią nie spotkamy.
– Dlaczego?
– Pójdziemy ją pożegnać. Na pewno pójdziemy ją pożegnać. Będę tam z tobą. – Tulił ją mocno do siebie i chociaż noc coraz bardziej ustępowała nadchodzącemu dniu, Gabi nie mogła zauważyć, jak bardzo Maurycemu drżała dolna szczęka. Dziewczyna wciąż widziała świat przez gęstą mgłę łez.
Rozdział 3
Malwina chodziła w tę i z powrotem szybkim, nerwowym krokiem. Czekała na wiadomość na Messengerze lub telefon od Karioki. Z samego rana do niej napisała.
BOGDANKA: Nie wysyłaj tych zdjęć. Zmarła mama Gabi, dziś w nocy czasu polskiego.
Miała świadomość, że dziewczyna nie odczytała wiadomości, gdyż wyświetlało się przy jej imieniu białe kółeczko z ptaszkiem w środku. Przyłapała się na tym, że obgryzła paznokieć, choć nigdy tego nie robiła i brzydziła się, gdy robił to ktoś inny.
O śmierci Anny dowiedziała się bladym świtem, tak samo jak pracownicy rancza: pani Celina, Regina i Krysia. Tomasz i Justyna, którzy pomagali w opiece nad zwierzętami, dostali wiadomość jakieś czterdzieści minut później i teraz razem z Michałem i Malwiną siedzieli przed Jaworową Chatą na ranczu.
Michał był zdruzgotany.
– Gabrysia jest w fatalnym stanie, jakby z niej też uszło życie. – Bezradnie kręcił głową. – Zrobię wszystko, by jej pomóc, ale nie wiem, jak wyciągnę ją z tak wielkiego doła. Na razie jest z nią Maurycy, ale przecież on lada moment musi wrócić na studia. Taka tragedia. Taki dramat – mówił ze łzami w swoich brązowych oczach rozjaśnionych drobinkami złota. Oczy mieli identyczne: córka i ojciec. – Gabi wciąż pyta, co teraz będzie. W kółko powtarza to pytanie, jakby nic innego nie potrafiła już powiedzieć, jakby zapomniała wszystkie inne słowa.
– A co będzie? – spytała nieśmiało Malwina.
– Pójdzie do szkoły w Dusznikach – odparł. – To było wiadomo już wcześniej, że jeśli nie wyleci do Stanów, to będzie chodzić do szkoły tutaj. Piotr mówił, że dom wynajęto tej firmie na rok. To dom nie tylko Piotra, ale i Gabrysi. Jeśli Gabi zdecyduje się w przyszłości na studia, to tam zamieszka. Piotr bardzo by tego chciał – mówił drżącym głosem. – Ja z kolei pragnąłbym, by została ze mną, ale nie mogę stać na drodze do jej szczęścia. Powinna zdobyć solidne wykształcenie.
– Przecież będziesz mógł ją odwiedzać, a ona ciebie. – Malwina próbowała go pocieszyć, bo choć była w zmowie z Karioką przeciwko Gabi i pragnęła zdobyć Maurycego, to śmierci Anny w ogóle nie wzięła pod uwagę. Przynajmniej nie teraz, nie tak szybko. Było jej bardzo żal zarówno Gabrieli, jak i Michała.
– Piotr też tak mówi. – Michał ukrył twarz w dłoniach. – Tylko jak sprawić, by Gabi w ogóle chciała pójść do szkoły? Jak wyrwać ją z tej rozpaczy? Nie wiem. Naprawdę nie wiem, jak tego dokonać.
– Wszyscy tutaj ci pomożemy – odezwała się Malwina. – Zrobimy, co w naszej mocy. Kiedy pogrzeb? – dodała cichutko.
– Piotr załatwia wszystkie formalności. Musiał wystąpić o zgodę prezydenta Wrocławia na sprowadzenie zwłok… – Przerwał na chwilę. – Boże, jak to brzmi. Nie wierzę, że to mówię. Zgodę ma otrzymać w ciągu trzech dni. Potem trzeba ją przekazać do polskiego urzędu konsularnego w Stanach. – Westchnął głęboko. – Wtedy polski konsul wyda zaświadczenie przewozu zwłok lub prochów. Anna już została skremowana – wydobył z trudem z siebie te słowa i z jego oczu pociekły łzy.
– Gabrysia wie? – spytał przysłuchujący się od dłuższego czasu tej rozmowie Tomasz. – O tym, że Anna jest już skremowana?
– A skąd! – Machnął bezradnie ręką. – Ja nawet nie wiem, jak jej powiedzieć o pogrzebie.
– Może Maurycy jej powie? – zastanawiała się głośno Justyna.
– Maurycy powiedział jej o śmierci mamy. Przeżyła szok. Mówił mi, że wypierała to przez cały czas, że chciała natychmiast rozmawiać z Anną na Skypie i jak najszybciej otrzymać pozwolenie na wylot do Stanów. Pytała, czy Maurycy z nią poleci. Nie chciała w ogóle przyjąć do wiadomości, że Anna odeszła na zawsze. Była podobno jak w jakimś amoku – opowiadał. – Jestem wdzięczny Maurycemu, że przekazanie tej najgorszej w życiu wiadomości wziął na siebie…
– O pogrzebie też nie chce słyszeć. – Maurycy wyrósł przed nimi jak spod ziemi. – Próbowałem delikatnie poruszyć ten temat, przygotować ją – westchnął.
– A gdzie jest teraz Gabrysia?! – zawołał przerażony Michał.
– Śpi – odpowiedział chłopak. – Dostała leki uspokajające i nasenne od lekarza. Dopilnowałem, by wzięła.
– Dziękuję – odparł mężczyzna.
– Kocham Gabi tak samo mocno jak ty, ale wydaje mi się, że ona na ten pogrzeb nie pójdzie – oświadczył spokojnym tonem.
– Przecież musi pożegnać matkę – oznajmił Michał, wpatrując się z lękiem w twarz chłopaka. – To jeden z elementów żałoby.
– Zostawmy tę decyzję Gabrysi. – Maurycy był opanowany. – Mamy jeszcze trochę czasu, ale jeśli będzie stanowczo odmawiać, to niech zostanie na ranczu. Ja będę jej towarzyszyć.
– Nie rozumiem tego – jęknął zrozpaczony Michał. – Musi pożegnać matkę.
– I pożegna, wtedy, kiedy będzie na to gotowa. Dobrze wie, gdzie jest grobowiec rodzinny – tłumaczył Maurycy. – Może będzie wolała pożegnać ją w samotności – dodał. – Za wcześnie, by o tym rozmawiać. Mamy co najmniej tydzień do pogrzebu. Zresztą powinna zdecydować o tym Gabriela.
– O matko! – wyrwało się Malwinie. – Co na to ludzie powiedzą, jeśli jej nie będzie?
Chłopak zmroził ją spojrzeniem.
– W tej sytuacji to w ogóle nieistotne. Ważna jest Gabi i jej uczucia, a nie jacyś tam ludzie. Sama wiadomość o śmierci matki jest dla niej traumą nie do zniesienia. Nie radzi sobie z tym emocjonalnie. A pogrzeb, gdzie w centrum jest osoba zmarła, może być dla niej jeszcze trudniejszy. Nie widzisz, co się z nią teraz dzieje? – spytał z wyrzutem.
– Maurycy ma rację – stwierdził Tomek.
– Też tak uważam – przyznała Justyna.
– Nie będę jej do niczego zmuszał – rzekł Michał po dłuższej chwili zastanowienia. – Macie rację, to ona musi zdecydować, w jaki sposób pożegnać matkę. Anna odeszła i już nie cierpi, Gabi została. I cierpi – dodał.
– Bliscy, którzy zostali w żałobie – stwierdził Maurycy. – Oni dźwigają cały krzyż i się zadręczają – westchnął.
Do ich uszu niespodziewanie dobiegł odgłos powiadomienia z Messengera, najprawdopodobniej Malwiny. Maurycy spojrzał na nią podejrzliwie.
– Sorki – powiedziała. – To może być coś ważnego – dodała, oddalając się.
Wyjęła smartfon z kieszeni spodenek. Spojrzała na wyświetlacz.
KARIOKA: Za późno. Już wysłane.
Malwa poczuła, jak jej serce przyspieszyło, a uderzenia wydawały się mocniejsze. Odeszła jeszcze dalej od grupki rozmawiającej o Gabi i Annie. Odszukała numer Karioki i nacisnęła ikonkę połączenia.
– No, siema, laska – usłyszała jej głos. – Nic nie poradzę. Za późno.
– Ale jakim cudem fotograf wywołał ci tak szybko te foty? – zdziwiła się.
– Poszłam do fotografa, ale powiedział, że będą na drugi dzień. A ojciec w nocy wyjeżdżał i chciałam mu je dać, żeby wysłał z Poznania. Zdecydowałam się więc wywołać je sama w Rossmannie. Tam to trwa dosłownie minutkę. Kupiłam koperty i znaczek. Zaadresowałam i dałam ojcu.
– Słuchaj, może on ich jeszcze nie wysłał – powiedziała Malwina pełna nadziei.
– Laska, masz mnie za idiotkę? Jak odczytałam wiadomość, to od razu do niego zadzwoniłam. Pierwsze, co zrobił w Poznaniu, to wrzucił list do skrzynki.
– Kuźwa – zaklęła Malwa. – Nie wiem, co teraz robić. – Dziewczyna była szczerze przejęta sytuacją.
– Bogdanka, co ci nagle tak żal tyłek ściska? Najpierw chcesz Bryśkę udupić, a teraz się nad nią rozklejasz? – zezłościła się.
– Umarła jej mama. To chyba zmienia postać rzeczy, przynajmniej na ten czas – odparła poirytowanym tonem Malwina.
– Co ma jedno do drugiego? – Karioka robiła się coraz bardziej wściekła. – Matka to jedno. Nasze sprawy z Bryśką to zupełnie inna działka.
– Zwyczajnie. Nie dobija się leżącego. Nie kminisz? Ja się nie chcę wycofać. Chciałam po ludzku przeczekać ten okres. Bryśka jest na prochach. Inaczej sobie nie radzi. Maurycy powiedział to dosłownie przed chwilą.
– Spoko! Jak łyka dragi, to przełknie i jego zdradę.
„Domniemaną zdradę”, pomyślała Malwina, a głośno powiedziała:
– Nie wiem, może uda mi się przechwycić te foty. Spróbuję, ale to nie takie proste. Cała poczta trafia bezpośrednio do rąk Michała, a jak go nie ma, to do Celiny. To gospodyni na ranczu – wyjaśniła. – Spróbuję wziąć ten list zaadresowany do Gabi i powiedzieć, że jej zaniosę. Tylko co, jak ją spytają, od kogo go dostała? Wsypię się wtedy na całego, że nic jej nie dałam. Wyjdzie na to, że to wszystko jakaś jedna wielka ściema.
– Nie panikuj. Nie mogłam przewidzieć, że matka Bryśki przeniesie się w nocy na tamten świat.
Malwina miała wrażenie, że w tonie głosu Karioki słyszy lekką ironię. To wszystko stawało się dla niej nie do zniesienia. Poczuła się bezradna. Spodziewała się, że Karioka nie zdążyła wysłać zdjęć, a później, w czasie rozmowy, że będzie miała jakiś plan, że coś wymyśli, że jej pomoże. Niestety, teraz była już pewna, że na Piękną Tancerkę liczyć nie może, że jest zdana wyłącznie na siebie.
– Jeszcze nie wiem, co zrobię. Na razie się rozłączam.
– Ale jesteśmy w kontakcie? – upewniała się Karioka.
– Jasne. Nara.
– Zostaw to tak, jak jest – usłyszała jeszcze. – Nara.
Chciało jej się płakać. Gdy knuły cały ten misterny plan, wszystko zdawało się inne. Malwina musiała przyznać sama przed sobą, że w ogóle nie pomyślała wtedy o Annie. Dla niej była to zupełnie obca kobieta, której nigdy w życiu nie widziała na oczy. Była zaślepiona zdobyciem Maurycego. Walką o jego miłość. Nie miała jednak serca z kamienia. Wiedziała, że nie jest to odpowiedni czas. Ale nie wiedziała, co robić w tej sytuacji. Jeśli Maurycy przechwyci tę pocztę dla Gabi i to się sypnie, to Malwina straci u niego wszystkie szanse. I jego zaufanie, bo będzie dopytywał, co tam było i dlaczego ukradła tę cholerną korespondencję. Stanie się podejrzliwy. I to będzie definitywny koniec dla niej, bo chłopak po prostu przestanie jej wierzyć. Nie mogła tego zrobić. Karioka miała rację. Trzeba było zostawić to tak, jak jest. Bała się przeraźliwie całej tej sytuacji, która miała się wydarzyć. I jednak szczerze do bólu martwiła się o Gabi. Pomyślała, że Piękna Tancerka ma lodowate serce. I nie wiedząc, że nazywano ją Złą lub Zimną Królową, sama nadała jej przydomek Królowa Śniegu, choć na dworze wciąż panowało kalendarzowe lato, powoli ustępujące kolorami i temperaturą jesieni.
Karioka była piękna, przebiegła, kłamliwa i zimna. Brakowało jej tylko lodowej korony. Czyniła zło i była zapatrzona w samą siebie. Zupełnie jak Królowa Śniegu. Obojętna na ludzki los. Była pewna, że Gabi nigdy jej nie pokona.
Rozdział 4
Gabrysia nie miała pojęcia, że Michał przechowuje dla niej korespondencję od Królowej Śniegu. Wśród wielu pism urzędowych, które pozwoliła mu otworzyć, aby mógł zająć się jej sprawami, znajdowała się koperta ze zdjęciami od Karioki, która zwyczajnie zawieruszyła się pośród innych przesyłek i listu od Anny.
Dziewczyna wiele razy zastanawiała się, dlaczego mama nie wyjaśniła jej wszystkiego choćby przez Skype’a albo się po prostu nie nagrała. Przecież napisanie listu w stanie, w którym się ostatnio znajdowała, musiało być równie trudne. Czyżby napisała go już wcześniej? Tak na wszelki wypadek? Tego Gabi do końca nie wiedziała. Powiedziała ojcu, że dla niej jest zdecydowanie za wcześnie na czytanie tego, co napisała mama, i że powie mu, kiedy będzie gotowa. Mieli przeczytać go wspólnie. Takie było życzenie Anny. Gabriela wprawdzie dała pozwolenie Michałowi, by przeczytał go pierwszy, a drugi raz z nią, ale stanowczo odmówił. Powiedział, że poczeka. Była mu za to wdzięczna. Próbowała jakoś żyć. „Jakoś” to dobre słowo. Zwyczajnie żyć się nie dało, a odkąd Maurycy wrócił do Wrocławia, było bardzo ciężko. Prosili ją jednak – Maurycy, Michał, ale też Piotr – by próbowała się skupić na nauce, bo tego życzyłaby sobie jej matka; że jeśli w przyszłości dostanie się na wymarzone studia, to będzie coś w rodzaju hołdu dla Anny. Irytowały ją ich słowa. Fukała wówczas na nich i krnąbrnie im odburkiwała. W końcu Maurycy obiecał, że nie będzie próbował wynajdywać jej zajęć, by sprowadzić myśli na inne tory i wyrwać ją ze smutku. Jednocześnie wiedziała, że mają rację, że gdyby zawaliła ten rok, to mama byłaby nieszczęśliwa. Tylko że jej nie było już wśród żywych. „Tak naprawdę to mamie teraz jest wszystko jedno. Nie żyje, nie czuje, nie myśli i nawet nie będzie wiedziała, czy zdałam do następnej klasy, czy nie. Dla niej nie ma to już żadnego znaczenia”. Takie myśli samoistnie pojawiały się w jej głowie i zaprzątały umysł, sprawiały, że płakała w samotności i nie spała nocami. Tak jak kiedyś, włączała sobie Kwiat Jabłoni i wsłuchiwała się w tak dobrze znane słowa:
Dziś późno pójdę spać Gdy wszyscy będą w łóżkach Otwarte oczy mam A głowa pełna i pusta I nie wiem, o czym myśleć mam Żeby mi się przyśnił taki świat W którym się nie boję spać W którym się nie boję spać1
Chciała spać, a najlepiej zasnąć i się nie obudzić. Z drugiej strony bała się oddać w objęcia Morfeusza i po prostu nie potrafiła zasnąć. Gdy tylko zamykała oczy, jej umysł wypełniały niespokojne myśli. Nie umiała nad nimi zapanować. Były rozbiegane i nieuchwytne. Nie miała sił, by przywołać je do porządku. Robiły, co chciały. Sprawiały, że ogarniała ją wręcz histeria wywołana wszechogarniającym lękiem. Trzęsła się ze strachu, nakryta kołdrą po same uszy. Oczu nigdy nie nakrywała, bo to przecież tak samo, jakby je zamknęła. Z otwartymi było odrobinę łatwiej, ale tylko odrobinę. Przypominała sobie każde słowo Maurycego, który mówił, że Anna na zawsze będzie żyć w jej sercu, w niej samej i kolejnych pokoleniach, że przekazała jej cudowne geny i cechy osobowości i nie chciałaby przecież, żeby życie jej córki zawisło w próżni. Wszystko to pomagało, ale na krótko. Wszystko to bowiem dawało się pomyśleć tylko w czasie przeszłym…
Piotr, który odwiedzał ranczo tak często, jak się dało, również nie wyglądał najlepiej, a Michał więcej czasu niż poprzednio spędzał w towarzystwie koni. Każdy z nich na swój sposób to przeżywał. Ojciec Gabrysi radził sobie w całej tej sytuacji chyba najlepiej. Dziewczyna wiedziała, że robi to też dla niej, że czuje się za nią odpowiedzialny. Do zakończenia roku szkolnego miała pozostać pod jego opieką, a potem zdecydować, co dalej. Na razie nie wyobrażała sobie powrotu do domu rodzinnego, zresztą nie chciała nawet myśleć o tym, co miało nastąpić. Z trudem walczyła o przeżycie każdego kolejnego dnia.
Nie była już w jednej klasie z Malwiną, która szczerze była tym faktem zdziwiona. Malwina nie miała przecież zielonego pojęcia, że zarówno Gabi, jak i Maurycy oraz Michał wiedzieli, że była w zmowie z Karioką. Zła Królowa Śniegu przestała ją hejtować. Nie miała zresztą okazji, gdyż ostatni wpis Gabi dotyczył śmierci jej matki, ale dodała go tydzień po pogrzebie.
lostgirl.blogspot.com
Odeszła ode mnie moja mama. Od nas. Umarła. Nie ma jej już. Nie wiem, gdzie jest jej dusza i czy w ogóle gdzieś jest. Nie potrafię nic więcej napisać. Nie umiem nawet przekazać wam tego, co się ze mną w tej chwili dzieje, gdyż sama tego nie rozumiem. Na pewno boli. Bardzo boli. Kiedyś, gdy bolało z innych powodów, myślałam, że bardziej już nie może. A jednak – może. To cierpienie nie do opisania i nie do opowiedzenia, a zwykłe słowo „matka” nabrało nowego znaczenia i ujrzałam je w innym wymiarze. „Matka”, „mama”, „mamusia”. Od pogrzebu minął tydzień, a ja wciąż nie potrafię powiedzieć: „Mamo, żegnaj”. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła. Na razie zostawiam was tutaj samych. Czy kiedyś wrócę do prowadzenia tego bloga? Nie wiem. Nic nie wiem, niczego nie jestem pewna. Pragnę tylko, żeby mama wróciła… ale nie zobaczę jej już nigdy. Nie wróci…
Wasza Lost Girl
Dodała czarno-białą fotografię konturów postaci widzianej z oddali. Postać stąpała po chmurach? Gabi nie była tego pewna. Wszędzie unosiła się gęsta mgła. Dokąd zmierzała ta tajemnicza istota? Do bezpiecznego, dobrego miejsca czy też ku nicości? Wydawać się mogło, że na zdjęciu nie ma już nic. Tylko chmury, mgła i postać. Wpatrując się jednak wnikliwie, można było zauważyć, że z mgły wyłaniały się najprawdopodobniej stare drewniane krzyże. Gabriela była tego niemal pewna. Krzyże na nadgryzionych zębem czasu, powykrzywianych, zapewne porośniętych mchem nagrobkach.
Dziewczyna wciągnęła głęboko powietrze i wypuściła powoli. Postanowiła, że nie pozwoli, żeby rodzinny grobowiec kiedykolwiek tak wyglądał. Niby to tylko pomnik, ale tam spoczywają prochy jej mamy. Nie pojechała na grób w dzień Wszystkich Świętych. Zjawiła się tam dwa dni później z Maurycym. Płakała i niewiele z tego dnia pamięta. Dopalające się płomienie świec, zniczy, ustawione na płytach nagrobnych donice z kwiatami, ludzie, choć już nie tłumy, i kolorowa łuna nad cmentarzem – wszystko to widziała przez mgłę łez. Cierpienie przybrało formę tak dotkliwego bólu, że nie sposób było o czymkolwiek myśleć. Dla niej to nie był czas pożegnania, wspomnień i refleksji. Nie w dniu pogrzebu i nie w dniu Wszystkich Świętych. Za wcześnie. Na razie potrafiła tylko uwalniać emocje poprzez płacz i krzyk, gdzieś tam daleko od Wrocławia, w lesie, otoczona drzewami, ciemnością, prowadzona ścieżkami w blasku księżyca. Sama, ale już nie samotna. Obok często kroczył Maurycy. Na cmentarzu krzyczeć jednak nie mogła. Pozostawały więc łzy. Ich potoki, wodospady, morza i oceany. Ich bezkres.
1. Kwiat Jabłoni, Dziś późno pójdę spać, słowa: Jacek Sienkiewicz. [wróć]
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki