Przemiana. Akademia Jeździecka - Beata Andrzejczuk - ebook

Przemiana. Akademia Jeździecka ebook

Beata Andrzejczuk

5,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pola wraca do Wrocławia, gdzie wynajmuje mieszkanie z przyjaciółką. Do Wrocławia wraca też na studia chłopak Gabi, Maurycy. Jego częste ciepłe słowa o hipoterapeutce sprawiają narastający sprzeciw Gabi… W związek młodych wkrada się zazdrość. Tym razem do poważnej rozmowy z ukochanym dziewczynę namawia Kalina.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 267

Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rozdział 1

Roz­dział 1

Zazdrość. Wciąż towa­rzy­szyła Gabi. Dziew­czyna nie umiała sobie z nią pora­dzić. Wie­lo­krot­nie powta­rzała Mau­ry­cemu, że mu ufa. I chyba, no wła­śnie „chyba”, mu ufała. Nato­miast na pewno nie ufała Poli. Gdy wcze­śniej dziew­czyna opo­wie­działa jej swoją histo­rię z Bar­to­szem – jak ją zdra­dzał i w końcu zosta­wił dla innej – Gabrieli przez chwilę było jej żal. Ale wła­ści­wie co to zmie­niało? W okre­sie zimo­wym Pola pra­co­wała we Wro­cła­wiu i wynaj­mo­wała tam miesz­ka­nie z kum­pelą Majką. We Wro­cła­wiu miesz­kał i stu­dio­wał Mau­rycy. Byli tam razem. Zazdrość to straszne uczu­cie i Gabi wciąż nie wie­działa, czy jest bez­pod­stawne, czy też nie. Tylko czy można być zazdro­snym, nie mając ku temu powo­dów?

– Tyle czasu minęło – sko­men­to­wała to Kalina pod­czas kolej­nej roz­mowy „na kamerce”. – Dla­czego nie powiesz mu, co czu­jesz?

– Bo tysiąc razy mówi­łam z prze­ko­na­niem, że nie jestem zazdro­sna – odpo­wia­dała poiry­to­wana Gabi. – Bo nie chcę znów usły­szeć, że spro­wa­dzam nasz zwią­zek do pia­skow­nicy.

– A to nie Mau­rycy wciąż ci powta­rzał, że nie mamy wpływu na swoje emo­cje?

– Ow­szem, ale mówił też, że mamy wpływ na to, co z tymi emo­cjami i odczu­ciami zro­bimy – odparła. – A ja nie robię zupeł­nie nic.

– No, poga­dać o tym, co czu­jesz, to byś aku­rat mogła.

– Nie chce mi to przejść przez gar­dło. On ni­gdy mnie nie zawiódł – skon­sta­to­wała. – Ni­gdy. Powie, że sobie coś uro­iłam, że to wszystko jest wyłącz­nie w mojej wyobraźni – dodała.

– Co z tego, że tak powie? Być może to wszystko jest wyłącz­nie w two­jej wyobraźni, ale Mau­rycy przy­naj­mniej będzie wie­dział, co czu­jesz. Powi­nien wie­dzieć.

– Wczo­raj Pola wsta­wiła foty na Fejsa z ich wspól­nego wypadu do Hydro­po­lis. Jessssu! Jaka byłam wście­kła! Myśla­łam, że tam pojadę i udu­szę ją gołymi rękoma!

– Nie wie­dzia­łaś o tym wypa­dzie? Mau­rycy nic ci nie powie­dział? – zdzi­wiła się Kalina.

– Oczy­wi­ście, że wie­dzia­łam – odparła z nabur­mu­szoną miną Gabi. – Powie­dział mi kilka dni przed tym wyj­ściem.

– No to w porzo! O co w takim razie cho­dzi?

– Wła­śnie o to, że on o wszyst­kim mi mówi, więc o co niby mam być zazdro­sna? – wysy­czała przez zaci­śnięte zęby. – O wszyst­kim wiem. Pytał, czy znam Hydro­po­lis. Wybra­łam się tam z mamą, gdy jesz­cze nie cho­ro­wała, i z Pio­trem. Póź­niej byłam drugi raz. A on nie, bo albo zaku­wał do sesji, albo w wolne dni przy­jeż­dżał na ran­czo poma­gać tacie. Pola też nie widziała tego cen­trum, więc poszli we dwoje. I tak wciąż gdzieś cho­dzą razem, bo podobno ta Majka wszę­dzie była i wszystko widziała albo Pola Mau­ry­cemu tak ściem­nia.

– Gabi, ja ci nie pomogę, póki ty mu nie powiesz pro­sto z mostu, że jesteś zazdro­sna. Masz prawo. Wygląda na to, że Mau­rycy spę­dza z Polą sporo czasu.

– A co to zmieni, jak mu o tym powiem? – drą­żyła Gabriela.

– Kocha cię – wyja­śniła Kalina. – Na pewno coś zrobi, żebyś nie czuła się taka zazdro­sna.

– Niby co? Prze­sta­nie się z nią spo­ty­kać? Nie sądzę. On ją bar­dzo lubi.

– Wku­rzasz mnie na maksa! Moim zda­niem Mau­rycy już dawno powi­nien wie­dzieć. – Pokrę­ciła z nie­do­wie­rza­niem głową. – Ludzie w poważ­nych związ­kach szcze­rze mówią sobie takie rze­czy.

– Zro­bi­ła­bym tak, gdy­bym miała pod­stawy, gdyby cze­goś mi nie powie­dział, ale on o wszyst­kim mi mówi… – Gabi urwała i z tru­dem prze­łknęła ślinę. – A jak już coś waż­nego się wyda­rzy, naprawdę waż­nego, to mi nie powie, tylko wtedy już pew­nie na wszystko będzie za późno.

– Co ty gadasz, laska? – zezło­ściła się Kalina. – Na co będzie za późno?

– Na rato­wa­nie związku.

– Gabry­sia, ty idź się leczyć. On cię kocha, ty kochasz jego. To jest miłość, a nie prze­lotne zako­cha­nie. Czy miłość dla cie­bie już nic nie zna­czy?

– To naj­pięk­niej­sze uczu­cie na świe­cie. Ba! W całym kosmo­sie. Żeby tylko nie było zatrute zazdro­ścią – wes­tchnęła. – Wtedy już nie jest takie mega. Spać przez to nie mogę. Wiesz, jak to jest? Oglą­dam te fotki, które zamie­ściła Pola, a póź­niej wyświe­tlają mi się przed oczami różne wizje. One są sil­niej­sze ode mnie – mówiła. – Nie chcę ich, ale one same wcho­dzą mi do głowy i nie chcą stam­tąd wyjść. Na przy­kład zasta­na­wiam się, co oni robili po wyj­ściu z wystawy. Może było zimno i Pola chciała Mau­ry­cemu zawią­zać sza­lik. Jest wysoka, nawet spe­cjal­nie nie musia­łaby się wspi­nać na palce. Może przy­cią­gnęła go za ten sza­lik do sie­bie? Może przy­su­nęła swoje usta do jego? Może nawet pod wpły­wem chwili się poca­ło­wali?

– Gabi! – zawo­łała Kalina. – Tak nie można! To są twoje pro­jek­cje! Powiedz, do cho­lery, o tym wszyst­kim Mau­ry­cemu, tak jak mi w tej chwili mówisz.

– A może Pola zaprosi go do sie­bie? – cią­gnęła dalej Gabi, jakby nie sły­sząc słów roz­mów­czyni. – Zapro­po­nuje wino. Jakaś oka­zja zawsze się może zna­leźć, choćby dobrze zali­czona sesja Mau­ry­cego. Spławi tę całą Majkę albo nawet wyjawi jej swoje plany. Majka się ulotni. Świece, nastrój, muzyka, jedna lampka wina za dużo i zaczną się kochać…

– Co naj­wy­żej wylą­do­wa­liby w łóżku – prze­rwała jej Kalina. – Nie kocha­liby się! Upra­wia­liby seks. Tylko że to wszystko są jakieś bred­nie! To wyłącz­nie twoje chore myśle­nie. Gabry­sia, wylu­zuj dziew­czyno!

– Upra­wia­liby seks – pod­chwy­ciła Gabi. – To byłby koniec naszej miło­ści. Ni­gdy bym mu tego nie wyba­czyła!

– Albo z nim poga­dasz, albo ja mu wszystko powiem – zagro­ziła lodo­wa­tym tonem Kalina.

– Nie zro­bisz tego! – krzyk­nęła Gabi. – Mau­rycy ni­gdy by mi nie wyba­czył, że sama mu o wszyst­kim nie powie­dzia­łam.

– Wiem – wes­tchnęła Kalina. – I dla­tego cze­kam od waka­cji, kiedy ty to zro­bisz – dodała sta­now­czo. – Przy­je­dziesz na ferie do Wro­cła­wia? – spy­tała łagod­niej.

– Tak, ale nie wiem, na jak długo – odparła. – Będziemy mieć „zimowe ferie w sio­dle”. Będę musiała pomóc Micha­łowi.

– Gabi, nie chcę ci spra­wiać przy­kro­ści, ale wiele lat Michał radził sobie bez cie­bie, a zimą nie będzie­cie mieć zajęć z hipo­te­ra­pii, chyba że wybu­du­je­cie halę. A wiesz, że czy­ta­łam o namio­to­wych halach, takich spe­cjal­nych w wer­sji Thermo? Mogą funk­cjo­no­wać cały rok i są podobno tań­sze i łatwiej­sze w mon­tażu. No i jest mniej for­mal­no­ści do zała­twia­nia.

– Mogła­bym mieć Polę na oku przez cały rok – zauwa­żyła Gabriela. – A w razie czego wywa­lić ją z pracy. – Wybuch­nęła śmie­chem.

– Nie jesteś wła­ści­cielką ran­cza. – Teraz Kalina się roze­śmiała. – Michał musiałby ją wywa­lić, no ale gdy­byś go popro­siła, pew­nie by to zro­bił – żar­to­wała. – Nie wzię­łaś jed­nak pod uwagę, że Pola może zwy­czaj­nie chcieć pra­co­wać zimą we Wro­cła­wiu.

– Ona kocha hipo­te­ra­pię. Wzię­łaby etat przez cały rok, a nie pracę sezo­nową. – Gabi wie­działa swoje.

– No to namów ojca. Niech sta­wia taką halę. – Kalina poka­zała w uśmie­chu swoje równe zęby.

– Ład­nie wyglą­dasz – stwier­dziła szcze­rze Gabry­sia. – Naprawdę ład­nie.

– Tylko ani słowa, że przy­ty­łam – roze­śmiała się ner­wowo dziew­czyna.

– Nie mia­łam zamiaru. Po pro­stu stwier­dzi­łam fakt. Wiesz, poga­dam z tatą o takiej hali namio­to­wej, ale to i tak pew­nie ogromny wyda­tek, a Michał ponosi bar­dzo wyso­kie koszty utrzy­ma­nia koni oraz lecze­nia tych ura­to­wa­nych i sta­rych. On się nie skarży, ale wiem, że nie jest mu łatwo finan­sowo.

– Może dałoby się taką halę wziąć w leasing? – zasta­na­wiała się Kalina. – Tak jak samo­chód. Mój tato mówił, że w leasing można wziąć pra­wie wszystko, co jest nie­zbędne do pro­wa­dze­nia dzia­łal­no­ści gospo­dar­czej.

– Co to dokład­nie ozna­cza? – zacie­ka­wiła się Gabi.

– To taki wyna­jem dłu­go­ter­mi­nowy albo coś w rodzaju zakupu na raty. Firma leasin­gowa oddaje daną rzecz w użyt­ko­wa­nie leasin­go­biorcy w zamian za usta­loną w umo­wie opłatę uisz­czaną co mie­siąc. Tak mówił mój tato. Michał użyt­ko­wałby taką halę, nie będąc jej wła­ści­cie­lem. Jakoś tak.

– A co póź­niej? Jak ta umowa wyga­śnie?

– Biz­ne­swo­man się w tobie ode­zwała? – roze­śmiała się Kalina. – Może naj­pierw skończ liceum. Jak umowa wyga­śnie, można wyku­pić taką halę za okre­ślony w umo­wie pro­cent war­to­ści – wró­ciła do tematu. – Są to jed­nak umowy dłu­go­ter­mi­nowe, ale na czas okre­ślony. I ist­nieje jakaś opłata wstępna, od któ­rej potem jest uza­leż­niona wyso­kość comie­sięcz­nych rat – dodała.

– To raczej ty jesteś biz­ne­swo­man – zauwa­żyła Gabi. – Ja nawet nie wie­dzia­łam dokład­nie, co to leasing. Ty wiesz wszystko.

– Ojciec ma nową firmę budow­laną. Czę­sto z mamą o tym gadają. Gdy­byś zapy­tała Pio­tra, wyja­śniłby ci wszystko lepiej ode mnie, ale cie­bie inte­re­suje wyłącz­nie to, żeby mieć Polę na oku. – Uśmiech­nęła się z poli­to­wa­niem. – Nie tędy droga, Gabi.

– Swoją drogą, cie­kawa jestem, jak inni sobie radzą z zazdro­ścią. – Gabry­sia na chwilę zamil­kła. – Byłaś kie­dyś zazdro­sna?

– Pew­nie tak – odparła. – Myślę, że każdy zna to uczu­cie, ale przez walkę z cho­robą zapo­mnia­łam już, jak to jest naprawdę – wes­tchnęła. – Spy­taj na swoim blogu.

– A wiesz, że to nie jest głupi pomysł. Tylko co, jeśli Mau­rycy wej­dzie na bloga? Obie­cał, że nie będzie tego robił, że nie będzie czy­tał moich postów, ale róż­nie może być. To już nawet nie będzie, że tobie się zwie­rzam, ale że ludziom w necie, a on o tym nic nie wie.

– Mega mnie wku­rzasz, laska. Ja już nie mam siły za każ­dym razem wkła­dać ci do łba, że powin­naś mu dawno powie­dzieć.

– Wiem, co zro­bię! Napi­szę posta, ale ogól­nego. O pro­ble­mie, który doty­czy nie mnie, ale kogoś zna­jo­mego. Coś wymy­ślę! – zawo­łała z bły­skiem w oku Gabi.

– To dzie­ci­nada.

– Sama zapro­po­no­wa­łaś pyta­nie na blogu. I tylko nie dzie­ci­nada! – Gabi pogro­ziła jej pal­cem.

– To spy­taj, ale nie kłam. I nie wymy­ślaj nie­stwo­rzo­nych histo­rii o tym, jak to twoja kum­pela z klasy jest zazdro­sna.

– Wiem, wiem, bo to spro­wa­dza­nie naszego związku do pia­skow­nicy.

– Ty to powie­dzia­łaś, Gabi, a nie ja. W szkole coś nowego?

– Cał­kiem spoko.

– Z kim się trzy­masz?

– Naj­bli­żej z Alter­na­tywką. Z tą Aśką, o któ­rej ci opo­wia­da­łam.

– Z tą bar­dzo pozy­tywną, co ma połowę wło­sów różo­wych, a połowę nie­bie­skich, dużo tatu­aży i kol­czy­ków. Pamię­tam. A co u Kajtka? – zain­te­re­so­wała się.

– Też spoko. Nie mia­łam poję­cia, że po tej całej afe­rze z czar­nymi różami, jak się sprawa syp­nęła, tak to się mega poukłada. W szkole gadamy, jak mamy czas – opo­wia­dała. – Aha, nie tak dawno zapro­po­no­wał pizzę po szkole. Poszli­śmy. Było bar­dzo sym­pa­tycz­nie!

– No i sama zobacz. Jak ty idziesz z Kajt­kiem na pizzę, to jest OK, bo trak­tu­jesz go jak dobrego kum­pla, a jak Mau­rycy idzie z Polą do Hydro­po­lis, to drama. Pew­nie z jego per­spek­tywy to wygląda tak samo, że poszedł z dobrą kum­pelą do Cen­trum Edu­ka­cji Eko­lo­gicz­nej, a to nawet nie wypad na bro­wara.

– Obyś miała rację – ode­zwała się Gabriela. – Ale na bro­wa­rze też byli – dodała. – Mówi­łam ci.

– Tak, pamię­tam. I była jesz­cze Majka. I jakiś zna­jomy ze stu­diów Mau­ry­cego. Straszna mi rzecz – skwi­to­wała iro­nicz­nie.

– Tak. Łukasz – przy­znała. – No, ale byli we czwórkę – dodała.

– No i co z tego? Ta cała Majka podobno ma chło­paka, więc byli paczką zna­jo­mych. I tyle, a ty z tego robisz dramę. Na dziś mam cię dość. Idę zaku­wać. Muszę popra­wić kilka przed­mio­tów w tym seme­strze. Wła­ści­wie musu nie ma, ale chcę, bo głu­pio mieć cztery dopusz­cza­jące, nie?

– Oceny nie są naj­waż­niej­sze – odpo­wie­działa Gabi zre­zy­gno­wa­nym tonem.

– Naj­waż­niej­sza jest wyima­gi­no­wana zazdrość, co jed­nak ci nie prze­szka­dza w nauce i nie jesteś zagro­żona na semestr, prawda, kujo­nie? – iro­ni­zo­wała Kalina.

– Nie jestem – przy­znała Gabi. – Żeby nie myśleć, dużo zaku­wam.

– Spoko, nie tłu­macz się.

– Dziś mie­li­śmy spraw­dzian z Aśką – ode­zwała się Gabi.

– Z polaka? I co z tym spraw­dzia­nem?

– Aśka kazała oddać wszyst­kie smart­fony, żeby nikt nie ścią­gał. Głu­pia nie jest, więc pil­no­wała, żeby ktoś nie miał dru­giego. Bruno zro­bił sobie jed­nak tra­dy­cyjną ściągę – taką, jaką jesz­cze nasze mamy robiły. Aśka prze­stała cho­dzić po kla­sie. Usia­dła na chwilę. I nagle jej krzyk: „Bruno! A co ty masz pomię­dzy nogami?!”. Cała klasa naj­pierw osłu­piała, a potem w śmiech.

– Co Bruno na to? – par­sk­nęła Kalina.

– Bruno do niej: „Jak to? To pani nie wie, co chło­pak ma pomię­dzy nogami?”. Beka, że hej.

– Tę ściągę miał, tak? – domy­śliła się Kalina.

– No tak, ale Aśka jak poleci z tek­stem, to nie ma sobie rów­nych.

– Dobrze, że jesz­cze poczu­cia humoru nie stra­ci­łaś. Do następ­nego. Siema, Gabi.

– Do następ­nego – poże­gnała się Gabriela.

Pomy­ślała, jak to dobrze, że Kalina poja­wiła się w jej życiu. Powoli odbu­do­wy­wała się w niej wiara w praw­dziwą przy­jaźń. Odczu­wała nawet pewien smu­tek, że budo­wa­nie przy­ja­ciel­skich rela­cji tak długo trwa, ale nauczona przy­krymi doświad­cze­niami z Malwą była ostrożna, choć dość szybko zaczęła otwie­rać się przed Kaliną. Teraz cie­szyła się, że dziew­czyna poznana na ran­czu z tygo­dnia na tydzień, z mie­siąca na mie­siąc wygląda coraz ład­niej. Już nie miała zapad­nię­tych oczu ani wysta­ją­cych tak bar­dzo jak wcze­śniej kości policz­ko­wych. Teraz – zimą, ubrana w luźne bluzy z kap­tu­rem, raczej cie­płe i grube, nie epa­to­wała chu­do­ścią i wysta­ją­cymi żebrami. Gabry­sia miała nadzieję, że do lata Kalina przy­bie­rze na wadze i będzie wyglą­dać cał­kiem nor­mal­nie. Była ładna, świad­czyły o tym rysy jej twa­rzy. To już nie jest ta sama twarz, którą Gabi zoba­czyła po raz pierw­szy przed Jawo­rową Chatą w Aka­de­mii Jeź­dziec­kiej. Wtedy była prze­ra­żona. Pamię­tała jed­nak, że wolno jej mówić Kali­nie, że ład­nie wygląda, ale nie wolno, że przy­tyła. To wciąż prze­ra­żało tę dziew­czynę, dzia­łało na nią wręcz destruk­cyj­nie.

Wzięła prysz­nic. Wło­żyła cie­płą, mię­ciutką piżamę, różową w szare sło­nie i poło­żyła się do łóżka. A obok niej poło­żyła się nie­od­łączna ostat­nio towa­rzyszka: zazdrość. Gabi nie chciała jej towa­rzy­stwa, nie zno­siła go, a jed­nak noc w noc zazdrość spała razem z nią. Tylko w dzień cza­sem udało jej się od niej uciec, zwłasz­cza gdy była wśród innych osób i pochła­niały ją inne sprawy, ale zazdrość i tak bły­ska­wicz­nie ją doga­niała i cho­dziła za nią jak zło­wrogi cień. A Mau­rycy prze­cież uprze­dził, że wraca późno i nie będzie dzwo­nił, by jej nie budzić, bo musi być wyspana, idąc rano do szkoły. Nie mógł prze­cież wie­dzieć, że zazdrość nie pozwala jej spać. Włą­czyła smart­fona, nało­żyła na uszy słu­chawki. I włą­czyła utwór, który towa­rzy­szył jej już od dłu­giego czasu. Czuła się raź­niej, wsłu­chu­jąc się w słowa zespołu Kwiat Jabłoni i utworu Dziś późno pójdę spać, bo miała wra­że­nie, że autor tych słów kie­dyś czuł podob­nie jak ona. Z jakie­goś powodu też nie mógł spać. Nie była z tym sama.

Dziś późno pójdę spać

Gdy wszy­scy będą w łóż­kach

Otwarte oczy mam

A głowa pełna i pusta

I nie wiem o czym myśleć mam

Żeby mi się przy­śnił taki świat

W któ­rym się nie boję spać

W któ­rym się nie boję spać1

Leżała w swoim łóżku. Nie, nie było zbyt późno. Miała jed­nak otwarte oczy. I nie wie­działa, o czym myśleć, by jej się przy­śnił świat, w któ­rym nie będzie się bała spać. A nawet gdyby zdo­łała pomy­śleć o czymś innym, nie byłyby to myśli cie­płe i miłe. Tylko takie, które ode­bra­łyby jej poczu­cie bez­pie­czeń­stwa. A nie ma nic gor­szego na świe­cie niż bez­rad­ność i brak poczu­cia bez­pie­czeń­stwa. Do kom­pletu jest jesz­cze wszech­ogar­nia­jąca roz­pacz, ale ta na szczę­ście prze­stała nisz­czyć jej życie. Na jak długo? Tego nie wie­działa. I bar­dzo się bała, że kie­dyś, w nie­okre­ślo­nej bli­żej przy­szło­ści będzie musiała raz jesz­cze się z nią zmie­rzyć. Stra­ciła mamę. Nie chciała już stra­cić nikogo wię­cej. Przede wszyst­kim nie chciała stra­cić Mau­ry­cego.

Rozdział 2

Roz­dział 2

Polo­nistka jakby czy­tała w jej myślach.

– Jeśli chce­cie popra­wić ocenę na semestr, pro­po­nuję tym razem coś bar­dzo luź­nego, swo­bod­nego, ale szcze­rego – powie­działa. – Wasze wła­sne prze­my­śle­nia na temat wybra­nej emo­cji, ale trud­nej, przy­krej. Czyli nie mają to być reflek­sje na temat szczę­ścia, zado­wo­le­nia, rado­ści – wyja­śniła. – Chcia­ła­bym, byście napi­sali, jak sobie radzi­cie z nega­tyw­nymi emo­cjami oraz jak odbie­ra­cie je u innych osób.

– Można napi­sać o agre­sji? – spy­tał Bruno.

– Bruno, chło­paku, ile ty lat cho­dzisz po świe­cie? – Aśka przy­glą­dała mu się z poli­to­wa­niem. – Agre­sja nie jest emo­cją.

– Jak to nie? Prze­cież możemy stać się agre­sywni pod wpły­wem emo­cji…

– Otóż to – prze­rwała wycho­waw­czyni. – Pod wpły­wem emo­cji możesz stać się agre­sywny, ale agre­sja jest reak­cją, nie emo­cją. Jest pato­lo­giczną reak­cją na złość, gniew, wzbu­rze­nie, zazdrość – wymie­niała. – Jest skut­kiem nega­tyw­nej emo­cji, a nie nią samą.

– Skąd taki temat na poprawę oceny na semestr? – spy­tała zdzi­wiona Alter­na­tywka. – Spo­dzie­wa­ła­bym się raczej po pani filo­zo­fii pozy­tyw­nej: scjen­ty­zmu, ewo­lu­cjo­ni­zmu lub uty­li­ta­ry­zmu, a może nawet dar­wi­ni­zmu – dodała.

– Ja wola­ła­bym zwy­czaj­nie – wtrą­ciła Wero­nika. – Coś z Lalki, Chło­pów, może Zbrodni i kary. A może z Pani Bovary albo Ojca Goriot? – zasta­na­wiała się.

– Ja chciał­bym poetów prze­klę­tych! – zawo­łał Jasiek. – Na przy­kład Arthura Rim­bauda albo coś z opo­wia­dań Tade­usza Borow­skiego, choćby Pro­szę pań­stwa do gazu albo U nas w Auschwitz.

– Sami widzi­cie, każdy z was ma inne wyma­ga­nia, ale niczego dobrze nie napi­sze­cie, gdy nie nauczy­cie się samo­dziel­nie myśleć i for­mu­ło­wać wła­sne wnio­ski – ode­zwała się polo­nistka. – Wy chce­cie tego, co chce­cie, a ja chcę waszych tek­stów na temat nega­tyw­nych emo­cji.

– Ale w jakiej for­mie? – spy­tała Zuza. – W for­mie roz­prawki? Wypra­co­wa­nia? Arty­kułu?

Aśka się uśmiech­nęła.

– W dowol­nej – odparła.

– Napisz poda­nie – zwró­cił się do Zuzy Bruno i zare­cho­tał.

– Zależy mi na waszych reflek­sjach i prze­my­śle­niach, a nie na rze­czach prze­czy­ta­nych w necie i prze­pi­sa­nych w mniej lub bar­dziej prze­ro­bio­nej for­mie – zazna­czyła. – Chcę was nauczyć wyra­ża­nia wła­snych emo­cji, naj­pierw na papie­rze, a póź­niej może otwar­cie, sło­wami? – zasta­na­wiała się.

– Nawet nie ma pani poję­cia, ile trzeba się nad tym nagło­wić i jak bar­dzo samo­dziel­nie to wszystko prze­my­śleć, żeby żaden pro­gram do pla­gia­tów tego nie wyła­pał – wtrą­cił Bruno. – Dała nam pani taki temat, a póź­niej będzie pani pła­kała, że z pod­stawą pro­gramową nie nadąża – dodał, krę­cąc z nie­do­wie­rza­niem głową.

– I jesz­cze, żeby inny zio­mek na to samo nie wpadł i nie pozmie­niał tak jak my – roze­śmiał się Jasiek.

– Nasze poko­le­nie nie ma pro­ble­mów z wyra­ża­niem emo­cji i wła­snego zda­nia – ode­zwała się Mar­ce­lina. – Sama pani mówi, że ciężko z nami wytrzy­mać, bo gadamy zbyt bez­po­śred­nio.

– To prawda, że trudno z wami cza­sem wytrzy­mać, ale czy to, co mówi­cie, jest szczere? Czy po pro­stu mówi­cie, co wam ślina na język przy­nie­sie, i skry­wa­cie się za maską pozor­nie szcze­rych słów? – spy­tała. – Powie­dzia­łam, czego od was ocze­kuję. To nie jest praca obo­wiąz­kowa. To zada­nie dodat­kowe dla tych wszyst­kich, któ­rzy chcą popra­wić ocenę na semestr – dodała.

– Dla mnie OK – wtrą­ciła Alter­na­tywka. – Prze­my­śla­łam to.

Roz­legł się dzwo­nek na prze­rwę, ale była to już ostat­nia lek­cja klasy Gabrieli.

– Będziesz w ogóle pisała? – zain­te­re­so­wała się Wiki. – Wycho­dzi ci bar­dzo dobry z polaka.

– Może poku­szę się o celu­jący – bar­dziej odpo­wie­działa, niż spy­tała, Gabi.

– Z celu­ją­cym u Aśki trudno. – Wik­to­ria bez­rad­nie mach­nęła ręką. – Czło­wiek musi zasu­wać ponad­pro­gra­mowo, żeby mieć u niej szóstkę.

– Ale to jest praca nad­pro­gra­mowa – zauwa­żyła Alter­na­tywka.

– Niby tak – przy­znała Wiki – ale raczej cho­dziło mi o udział w tych wszyst­kich kon­kur­sach, olim­pia­dach, o wie­dzę wykra­cza­jącą ponad pod­stawę pro­gra­mową.

– Aśka taka nie jest – stwier­dziła Alter­na­tywka. – Jej raczej cho­dzi o kre­atyw­ność. Doce­nia indy­wi­du­alizm, kul­turę wypo­wie­dzi, nasze pasje. Doce­nia, że dużo czy­tamy, zamiast sku­piać się wyłącz­nie na lek­tu­rach, że cho­dzimy do teatru, do kina. Pyta, jakie filmy oglą­damy, co o nich myślimy…

– Lek­tur też nie odpusz­cza – zauwa­żyła Wiki. – Ciśnie nas z lek­tu­rami.

– Musi, jeśli mamy zdać maturę – powie­działa, Gabi. – Ale sama przy­znała, że ma zastrze­że­nia do kanonu lek­tur.

– Powie­działa też, że pro­ble­mem nie jest nawet sam kanon lek­tur, a niski poziom czy­tel­nic­twa – przy­po­mniała sobie Wik­to­ria. – O czym będzie­cie pisać? Ja napi­szę o zło­ści – zde­cy­do­wała.

„Ja powin­nam napi­sać o zazdro­ści – pomy­ślała Gabi. – Nie zro­bię tego jed­nak, ale temat o emo­cjach wyko­rzy­stam na swoim blogu. Nie mogła Aśka lepiej z tym tema­tem tra­fić”.

– Nie wiem jesz­cze – powie­działa gło­śno. – Znam silne, nega­tywne emo­cje, ale nie wiem, czy chcę do nich wra­cać. Chyba wola­ła­bym zosta­wić je za sobą… – zasta­na­wiała się.

– Ja napi­szę o smutku – oświad­czyła Alter­na­tywka. – Roz­k­mi­niam tylko, czy to jest emo­cja czy uczu­cie.

– Jest jakaś róż­nica? – spy­tała Wiki.

– W moim poję­ciu uczu­cia są bar­dziej roz­bu­do­wane niż emo­cje lub są roz­bu­do­waną wer­sją emo­cji. Dłuż­szą i trwal­szą – skon­sta­to­wała.

– Aśka, ty o smutku? – zdzi­wiła się Wiki. – Ty jesteś mega­po­zy­tyw­nie nasta­wiona do świata!

– Sta­ram się być. – Alter­na­tywka się uśmiech­nęła. – Zapo­mnia­łaś jed­nak, że mamy pisać o nega­tyw­nych emo­cjach, a nie o szczę­ściu, rado­ści i eufo­rii.

– Zapo­mnia­łam – roze­śmiała się Wiki. – Wła­ści­wie dla­czego Aśka wybrała te nega­tywne emo­cje? Dla­czego nie możemy wła­śnie pisać o szczę­ściu? – zamy­śliła się.

– Może dla­tego, że jest ich wię­cej? – zasta­na­wiała się Alter­na­tywka. – I każdy z nas wszyst­kich moż­li­wych emo­cji doświad­czył. Bez wyjątku.

– Cie­kawe, czy zazdrość może być pozy­tywna? – wyrwało się Gabi.

– Może, ale nie jest wtedy silną emo­cją – odpo­wie­działa Alter­na­tywka. – Roz­k­miń to. Jeśli cze­goś komuś zazdro­ścisz na zasa­dzie: „Też bym tak chciała!”, nie idzie z tym w parze zawiść, więc wtedy zazdrość prze­biega łagod­nie, a nawet potrafi czło­wieka zmo­bi­li­zo­wać do pozy­tyw­nego dzia­ła­nia. Jesteś zazdro­sna, ale na zasa­dzie: „Mega! Ale jej zazdrosz­czę! Też bym tak chciała!”. I na tym koń­czy się twoje uczu­cie zazdro­ści albo dzia­łasz, by osią­gnąć jakiś swój cel, ale dzia­łasz uczci­wie. To tak zwana zdrowa zazdrość. Nikogo nie krzyw­dzi.

„Moja na razie też nikogo nie krzyw­dzi, tylko mnie samą, więc zdrowa raczej nie jest” – pomy­ślała Gabi.

Poże­gnały się przy Parku Zdro­jo­wym. Gabi skie­ro­wała się w stronę Karczmy Bła­wa­tek. Od niej miała jakieś dwa kilo­me­try do domu. Do końca listo­pada poko­ny­wała drogę ze szkoły na ran­czo rowe­rem, ale póź­niej zro­biło się zbyt zimno i śli­sko. Michał sta­now­czo zapro­te­sto­wał. Naj­pierw śnieg poja­wił się w wyż­szych par­tiach gór, a teraz pokrył wszystko białą puchową koł­derką. Gabriela lubiła te dni, gdy niebo było bez­chmurne, a śnieg poły­ski­wał i skrzył się malut­kimi krysz­tał­kami w pro­mie­niach słońca. Raźno skrzy­piał pod sto­pami. Nie­kiedy jed­nak błę­kit nieba zasła­niała szara war­stwa chmur. Tak gru­bych, że nie dało się przez nie dostrzec nawet jed­nego pro­myka słońca. Były roz­myte, a na dole postrzę­pione. Z tych roz­pro­szo­nych po całym nie­bie chmur czę­sto padał śnieg lub deszcz ze śnie­giem. Widocz­ność była słaba, także w dzień, nie mówiąc o tym, że słońce o tej porze roku zacho­dziło przed godziną szes­na­stą.

Gdy Gabriela dotarła na ran­czo, wrzu­ciła ple­cak do swo­jego pokoju i poszła do Michała. Zapu­kała do drzwi.

– Tato, mogę wejść?

– Oczy­wi­ście, Gabry­siu, wejdź – usły­szała.

Naci­snęła klamkę i pchnęła drzwi.

– Przy­szłam się odmel­do­wać, że jestem cała i zdrowa i że bez­piecz­nie wró­ci­łam do domu – roze­śmiała się.

– Gabi – powie­dział czule Michał. – Rozu­miem, że nie jesteś dziec­kiem, ale czuję się spo­koj­niej­szy, gdy wiem, że już jesteś na ran­czu.

– Dla­tego codzien­nie się odmel­do­wuję, tato. Obie­ca­łam, że będę tak robić, jeśli nie będziesz do mnie wydzwa­niał po szkole co pięt­na­ście minut – przy­po­mniała. – I cie­szę się, że słowa dotrzy­mu­jesz.

– Ech! – Mach­nął bez­rad­nie ręką. – Nawet nie wiesz, jakie to trudne. Nie codzien­nie zostaje się ojcem pra­wie doro­słej córki. Gapię się wciąż w twój plan lek­cji, a póź­niej na zega­rek – wyznał szcze­rze. – I gdy moim zda­niem już powin­naś być, to tysiąc razy mam ochotę zadzwo­nić.

– Musisz mi zaufać. Gdy poszłam z Kajt­kiem na pizzę, zadzwo­ni­łam – przy­po­mniała. – Gdy idę z Alter­na­tywką albo Wiki na coś nie­zdro­wego, to też dzwo­nię – dodała.

– Gabry­siu, ja ci ufam jak mało komu. Po pro­stu się o cie­bie boję – wyznał. – Że wpad­niesz pod samo­chód, że zła­miesz nogę, że coś ci się sta­nie. Pamię­tasz, co przy­tra­fiło się Julce…

– Tak, tato – prze­rwała. – Dosko­nale pamię­tam, ale to nie ozna­cza, że takie rze­czy zda­rzają się codzien­nie i przy­tra­fiają każ­demu.

– Wiem – wes­tchnął – ale posta­raj się mnie zro­zu­mieć.

– Rozu­miem. Mam w sobie wystar­cza­jąco dużo empa­tii – roze­śmiała się – ale zawar­li­śmy umowę. Ja cię infor­muję, gdy idę gdzieś z kimś po szkole, a ty nie wydzwa­niasz.

– No prze­cież nie wydzwa­niam – zapro­te­sto­wał. – Ucie­kaj na obiad.

– Kiedy przy­jeż­dża pierw­szy tur­nus na „zimowe ferie w sio­dle”? – spy­tała.

– W przy­szłym tygo­dniu – odparł. – A jak z two­imi feriami? – zacie­ka­wił się.

– Tak jak mówi­łam, pojadę do Pio­tra, do Wro­cła­wia, ale nie wiem, czy na całe dwa tygo­dnie, czy na kró­cej. Będę ci potrzebna na ran­czu?

– Gabry­siu, całe lato ciężko pra­co­wa­łaś. Naj­waż­niej­sze, byś wypo­częła. Zapla­nuj ten czas, jak chcesz, choć ja naj­chęt­niej nie puścił­bym cię nawet na jeden dzień – roze­śmiał się – a Pio­tra ścią­gnął­bym do nas.

– On nie ma ferii, tato – przy­po­mniała. – Pro­wa­dzi wydaw­nic­two.

– No prze­cież wiem – odparł. – Zmy­kaj na obiad.

– Zmy­kam – odparła, opu­ściła pokój Michała i udała się do jadalni.

Regina ura­czyła ją gorą­cym żur­kiem w domo­wym chle­bie pod­pie­czo­nym w pie­kar­niku oraz pstrą­giem zapie­ka­nym z serem, papryką i pomi­do­rami. Podob­nie przy­rzą­dzoną rybę jadła z Wiki w Karcz­mie Bła­wa­tek u pani Kle­men­tyny, jed­nak tam pstrąg został owi­nięty pla­strami boczku, a Regina wie­działa, że Gabi stara się dbać o linię. Do tego ziem­niaczki zamiast fry­tek i surówka. Niebo! Gabry­sia miała świa­do­mość, że na ran­czu je dwa razy tyle, ile zwy­kła jadać we Wro­cła­wiu, ale też dużo wię­cej się ruszała i pra­co­wała. Sama droga do szkoły, gdy Michał jej nie pod­rzu­cał autem, to około dzie­się­ciu kilo­me­trów w obie strony: na rowe­rze bądź pie­szo. Do tego jazda na Nero­nie, praca przy koniach, a w sezo­nie sprzą­ta­nie pokoi i dwa razy tyle obo­wiąz­ków. Dla­tego od czasu do czasu pozwa­lała sobie bez­kar­nie na deser przy­go­to­wany przez Reginę bądź Kry­stynę. Tego dnia była to beza z musem owo­co­wym i mascar­pone. Wie­działa, że takie bezy ser­wuje swoim gościom też pani Kle­men­tyna. Znały się z Reginą i stąd te nowe, prze­pyszne spe­cjały zawi­tały na ran­czo. Z wyjąt­kiem żurku poda­wa­nego w domo­wym chle­bie. Ten był tu podobno od zawsze.

Gabi podzię­ko­wała Regi­nie za prze­pyszny obiad i udała się do swo­jego pokoju. Wycią­gnęła się wygod­nie na łóżku. Zawi­bro­wał jej smart­fon w kie­szeni dżin­sów. Mau­rycy!

– Tak, Mau­rycy? – spy­tała.

– Cześć, słońce! Tęsk­nię za tobą. Co sły­chać? Co u cie­bie i co na ran­czu?

– Też tęsk­nię – odparła. – U mnie spoko. U Michała też. Młyn się zacznie w przy­szłym tygo­dniu, bo przy­jeż­dża pierw­szy tur­nus na „zimowe ferie w sio­dle”. Jak przy­go­to­wa­nia do sesji?

– Mam nadzieję zali­czyć wszystko w pierw­szym ter­mi­nie – powie­dział sta­now­czo.

– Zaro­zu­mia­lec – skwi­to­wała. – Tak czy ina­czej, twoja sesja zbie­gnie się z moimi feriami. Nie jestem z tego zado­wo­lona. Dla­czego nasze woje­wódz­two ma zawsze ferie na samym końcu? Nie ogar­niam tego.

– Damy radę. A ci feriowi skąd do was przy­jadą?

– Dokład­nie nie wiem, ale ze ślą­skiego. Naj­wcze­śniej zaczy­nają ferie, razem z łódz­kim, lubel­skim, pod­kar­pac­kim i pomor­skim. Przy­naj­mniej tak zapa­mię­ta­łam.

– Wiesz, o czym marzę? – spy­tał.

– O czym? – odpo­wie­działa pyta­niem.

– By iść z tobą na spa­cer w mroźny, ale sło­neczny dzień, do naszej miej­scówki, przy­tu­lić się i patrzeć, jak z nieba spa­dają duże płatki śniegu. Wsłu­chać się w zimowy las. Potem wró­cić do Jawo­ro­wej Chaty. Popro­sić Kry­stynę albo Reginę o gorącą her­batę z dodat­kiem soku mali­no­wego, które same co roku robią – mówił czu­łym i namięt­nym tonem. – Roz­grzać się tą her­batą. Może wziąć prysz­nic? Namy­dlił­bym sta­ran­nie całe twoje ciało, od wło­sów po same stopy. A potem ty zro­bi­ła­byś to samo dla mnie. Marzę, by po wspól­nej kąpieli wziąć cię do łóżka i cało­wać każdy mili­metr two­jego ciała, gła­dzić twoje piersi, połą­czyć się z tobą i patrzeć na twoją twarz, gdy prze­ży­wasz ze mną swój szczyt roz­ko­szy. Wciąż mam to przed oczami.

– Ja też mam przed oczami twoją twarz – szep­nęła. – Mau­rycy, a może dasz radę wpaść na week­end? – spy­tała cichutko. – Mogli­by­śmy speł­nić swoje marze­nia.

– Też o tym marzysz?

– Nawet nie wiesz, jak bar­dzo. Dużo masz pracy poza stu­diami? Jakieś nowe zle­ce­nia?

– Dużo tego jest, Gabi – odparł. – I we wszyst­kich dzie­dzi­nach, i w gra­fice, i w pro­gra­mo­wa­niu.

– A tłu­ma­cze­nia?

– Też wciąż są zle­ce­nia, ale dzięki zaro­bio­nej kasie jestem nie­za­leżny i będę mógł speł­niać twoje zachcianki – roze­śmiał się.

– Ja mam swoją kasę, i to cał­kiem sporo, choć wola­ła­bym nie mieć… – posmut­niała. – No wła­śnie, Mau­rycy, mam swoją kasę, to chyba mogę nią dys­po­no­wać?

– Chwi­lowo jesz­cze pod nad­zo­rem Michała, ale Michał nie może zro­bić niczego bez zgody sądu opie­kuń­czego.

– Hmm, skom­pli­ko­wane jak zawsze.

– Jesz­cze tro­chę i będziesz mogła sama zarzą­dzać tymi pie­niędzmi – pocie­szył. – A masz jakieś plany?

– Myśla­łam o hali do hipo­te­ra­pii. Takiej, żeby zaję­cia mogły się odby­wać przez cały rok – wyznała. – Mogła­bym dać Micha­łowi na to kasę. Wiesz, Mau­rycy, ja cał­kiem o tym spadku zapo­mnia­łam… – Prze­rwała na dłuż­szą chwilę. – Zamiast tego wszyst­kiego wola­ła­bym mieć mamę.

– Wiem, kocha­nie.

– Ale skoro jest, jak jest, to mogę te pie­nią­dze spo­żyt­ko­wać. Myślę, że mama byłaby zado­wo­lona, ale jest jeden pro­blem.

– Jaki?

– Michał nie weź­mie ode mnie ani zło­tówki.

– Dzi­wisz mu się? Nie tak dawno odzy­skał córkę. Czuje się odpo­wie­dzialny i to on chce ci wszystko dać.

– Będę musiała z nim poważ­nie poga­dać. To co? Dasz radę przy­je­chać na week­end? – wró­ciła do tematu.

– Gabry­siu, niczego tak bar­dzo nie pra­gnę, ale w ten week­end nie dam rady. Mnó­stwo zle­ceń, sesja zbliża się wiel­kimi kro­kami i obie­ca­łem Poli zamon­to­wać kilka pó­łek w jej i Majki pokoju.

– Wła­ści­ciel miesz­ka­nia nie może tego zro­bić? – spy­tała, pró­bu­jąc pano­wać nad tonem głosu, bo zmro­ziła ją ta infor­ma­cja.

– Nie może – odparł. – Przez dwa mie­siące nie będzie go we Wro­cła­wiu. Jest w Szwe­cji u córki. Może w następny week­end będę wol­niej­szy.

– Mam taką nadzieję – odparła.

– Bar­dzo za tobą tęsk­nię. Jeste­śmy w kon­tak­cie.

– Jeste­śmy w kon­tak­cie – odpo­wie­działa.

Zazdrość zapro­siła do pokoju Gabrieli smu­tek, a ten spro­wa­dził cichy szloch.

Rozdział 3

Roz­dział 3

Gabriela wró­ciła ze stajni. Musiała napoić konie przed kar­mie­niem, pil­nu­jąc jed­no­cze­śnie, by żaden z nich nie był bez­po­śred­nio przed tre­nin­giem ani po nim. W ich stajni kar­mie­nie odby­wało się cztery razy dzien­nie. Czysz­cze­niem koni – przed każdą prze­jażdżką, a cza­sem też po tre­ningu – zaj­mo­wali się teraz głów­nie Justyna i Tomek. On ni­gdy nie zapo­mi­nał o roz­ma­so­wa­niu gumo­wym zgrze­błem miejsc, które miały stycz­ność z sio­dłem, a ona o ponow­nym wyczysz­cze­niu kopyt kopystką, by usu­nąć z nich ewen­tu­alne patyki, kamyki bądź inne zanie­czysz­cze­nia, które mogły dostać się tam pod­czas jazdy. Michał bar­dzo pil­no­wał, by konie miały regu­lar­nie roz­czysz­czane kopyta. Gabi wzięła prysz­nic, wło­żyła szla­frok i otwo­rzyła lap­topa. W stajni na chwilę ode­rwała się od ponu­rych myśli. Teraz wró­ciły ze zdwo­joną siłą. Smu­tek mie­szał się z zazdro­ścią. Zakum­plo­wały się i nie dawały Gabrieli spo­koju. Cza­sem wiro­wały sobie spo­koj­nie, lekko i wtedy dziew­czyna odczu­wała chwi­lową ulgę. Innym razem wpa­dały w szał i tań­czyły jak w amoku, a nie­kiedy toczyły ze sobą walkę. Raz wygry­wał smu­tek i był przy­czyną łez dziew­czyny, innym razem zazdrość, sta­jąc się źró­dłem bólu i zło­ści. Oraz stra­chu, że może utra­cić Mau­ry­cego.

„Wciąż tylko Pola i Pola – myślała. – Nie może przy­je­chać do Aka­de­mii Jeź­dziec­kiej, bo praca, bo sesja i trzeba pomóc Poli, ale jakoś ta praca i zaku­wa­nie do sesji nie prze­szka­dzają w tym, by z Polą pójść na bro­wara, by wybrać się do Hydro­po­lis, by mon­to­wać jakieś pie­przone półki, a prze­szka­dzają w przy­jeź­dzie na ran­czo. A Poli to tych pó­łek wcze­śniej nie bra­ko­wało? Aku­rat teraz sobie przy­po­mniała, jak wła­ści­ciel miesz­ka­nia wyje­chał na dwa mie­siące?”.

Gabry­sia miała tego wszyst­kiego ser­decz­nie dość. Nie wytrzyma tego ani chwili dłu­żej. Poje­dzie do Wro­cła­wia na ferie na całe dwa tygo­dnie. Tak w tej chwili myślała. Zalo­go­wała się na swo­jego bloga.

lost­girl.blog­spot.com

Hejka! Dziś chcia­łam was spy­tać, jak radzi­cie sobie z zazdro­ścią? Nasza polo­nistka – Aśka zadała nam pisemną wypo­wiedź na temat któ­rejś z nega­tyw­nych emo­cji. To praca dodat­kowa dla chęt­nych. Możemy w ten spo­sób zawal­czyć o wyż­szą ocenę na semestr. Nie chcia­ła­bym pisać o wszech­ogar­nia­ją­cym smutku, roz­pa­czy, żalu. Wie­cie, że stra­ci­łam mamę. Pamię­tam, co wtedy prze­ży­wa­łam, i boję się, że pisząc o tym raz jesz­cze, roz­grze­bię rany i zaczną krwa­wić. Podobno tych głów­nych emo­cji jest tylko kilka. Dla mnie to główne barwy, ale są też ich odcie­nie. Cała masa, a gdy barwy się łączą, zle­wają, zacho­dzą jedna na drugą, to two­rzą nowe kolory i czło­wie­kowi trudno je nawet nazwać. Są jesz­cze uczu­cia. Moja kum­pela powie­działa, że uczu­cia to roz­sze­rzona forma emo­cji. Uczu­cia są trwal­sze, dłuż­sze i bar­dziej pokrę­cone, skom­pli­ko­wane. O zło­ści nie napi­szę, bo jestem osobą spo­kojną i opa­no­waną. U mnie złość ni­gdy nie wywo­łała agre­sji. Pomy­śla­łam o zazdro­ści. Mogę odnieść się w swej pracy do opi­nii innych osób, napi­sać, czy się z nimi zga­dzam i dla­czego albo czy mam zupeł­nie inne odczu­cia, prze­my­śle­nia, sło­wem – porów­nać emo­cje innych ze swo­imi wła­snymi.

Wasza Lost Girl

Prze­czy­tała uważ­nie swo­jego posta. Chyba napi­sała prawdę. Zale­żało jej, by nie ściem­niać.

Dodała GIF-a przed­sta­wia­ją­cego tło w czarno-szaro-bia­łych bar­wach i odcie­niach tych barw. Oka­zuje się, że czerń może być mniej lub bar­dziej czarna, biel też, o odcie­niach sza­ro­ści nie wspo­mi­na­jąc: srebrny, gołębi, mysi, gra­fi­towy, sta­lowy i długo by wymie­niać. Zale­żało jej na smut­nym tle. W końcu miała to być nega­tywna emo­cja, choć tło natych­miast sko­ja­rzyło się Gabrieli ze smut­kiem. Na tle kolejno poja­wiały się i zni­kały napisy:

Skry­wana zazdrość zabija cię bez­sze­lest­nie.

Zazdrość to paniczny lęk przed utratą miło­ści.

Źró­dła zazdro­ści biją w naszych wła­snych kom­plek­sach.

Zazdrość odbie­rze ci wszystko, co w życiu naj­cen­niej­sze i naj­pięk­niej­sze.

Nie mamy wpływu na uczu­cie zazdro­ści. Naj­mniej­szego. Ale mamy wpływ na to, co z tym zro­bimy.

Wypły­wały, jakby z oddali, naj­pierw maleń­kie, by uro­snąć i przy­kuć uwagę odbiorcy; naj­pierw pierw­szy, póź­niej drugi i tak do ostat­niego. I jak to w każ­dym GIF-ie bywa, wszystko zaczy­nało się od początku.

Black Rose

Zazdrość czę­sto bie­rze się z naszej buj­nej wyobraźni. Gdy nie zapa­nu­jemy nad wyobraź­nią, zacznie ona cho­ro­wać. Chora wyobraź­nia jest jak nie­wy­pał. Ni­gdy nie wia­domo, kiedy może eks­plo­do­wać i jakich znisz­czeń doko­nać.

Realist

Zazdrosz­czę polo­nistki, ale wbrew pozo­rom to trudna praca. Zazdrość prze­żył każdy z nas. Jedni nad tym panują, inni nie. Ja pró­buję samemu sobie racjo­nal­nie tłu­ma­czyć, czy fak­tycz­nie mam powody do zazdro­ści. Jeśli nie, sta­ram się nie robić dru­giej stro­nie wyrzu­tów, nie inge­ro­wać w jej decy­zje doty­czące spę­dza­nia wol­nego czasu, ale kie­dyś uświa­do­mi­łem sobie, że gdyby druga strona kochała mnie tak jak ja ją, to wola­łaby spę­dzać czas ze mną, a nie z kum­pe­lami. Mia­łem świa­do­mość, że ona nie jest moją wła­sno­ścią i ma prawo do wła­snej prze­strzeni. Sza­no­wa­łem to. Niby pięk­nie, ale osta­tecz­nie oka­zało się, że dziew­czyna nie spę­dzała czasu z kole­żan­kami, a z innym chło­pa­kiem. Zosta­wiła mnie.

Pe Enn

Według mnie zazdrość to jest emo­cja, którą czu­jemy w sto­sunku do dru­giej osoby. Ja jestem zazdro­sna o moją przy­ja­ciółkę, którą znam dzie­więć lat. Zazdrość poja­wia się u mnie wtedy, gdy ona ma się spo­tkać ze swoim zna­jo­mym, w związku z czym nie pisze ze mną (piszemy na co dzień na fej­sie, bo miesz­kamy 400 km od sie­bie) i mi jest przy­kro, że nie poświęca mi tyle samo czasu co kie­dyś.

Lu Sia

Zazdrość to trudny temat. Przy­znaję, że jestem bar­dzo zazdro­sna o swo­jego part­nera, zazdro­sna wręcz cho­ro­bli­wie. Powoli uczę się nie spraw­dzać go na każ­dym kroku i ufać jego sło­wom (a mam swoje powody do zazdro­ści). Jest mi ciężko i wiem, że on z tą moją zazdro­ścią też łatwo nie ma. Dla­tego sta­ram się myśleć pozy­tyw­nie i uni­kać nie­przy­jem­nych awan­tur. Jeżeli coś mi się nie podoba, po pro­stu pró­buję o tym roz­ma­wiać i mówić otwar­cie, że coś jest nie tak.

Endor­fina

Zazdrość to coś nor­mal­nego, bar­dzo czę­sto poja­wia się, kiedy jest się w związku, ale nie tylko wtedy! Chyba gdy­bym nie była zazdro­sna o A. ani on o mnie, to byłoby jakoś tak dziw­nie. Wia­domo, nie można prze­sa­dzić w żadną stronę, ale dla mnie to prze­ko­chane, kiedy A. bar­dziej mnie do sie­bie przy­tula, gdy idziemy na spa­cer i ktoś świ­druje mnie wzro­kiem. Widać wtedy, że tej dru­giej połówce na nas zależy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Kwiat Jabłoni, Dziś późno pójdę spać, słowa: Jacek Sien­kie­wicz. [wróć]