Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kochani, serce bije mi jak oszalałe, ale muszę to wyznać: to już ostatnie kartki z pamiętnika. Tyle wspólnych zwierzeń, tyle chwil smutku, radości i nadziei. Będzie mi ich brakować. Ale cóż, coś się kończy, coś się zaczyna…
W ostatniej części „Pamiętnika Nastolatki” każda z bohaterek chce wam koniecznie coś powiedzieć na do widzenia:
Pojawiła się w moim i Maksyma życiu nowa, niezwykła osoba. Zostaliśmy rodzicami!
Natalia
U mnie także niezwykle intensywny czas. Ostatecznie wyjaśniła się sprawa mojego związku z Eliaszem.
Julia
Nigdy w życiu tak bardzo nie narozrabiałam. Najważniejsze jednak, by po każdym upadku podnieść się i pozwolić sobie pomóc. Teraz już wiem, kto jest moimi najlepszymi przyjaciółmi. Oni nie zwątpili we mnie ani na moment, bo przyjaciele nigdy się nie odwrócą i nie odejdą.
Ala
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 316
Trzymacie w rękach ostatnią część „Pamiętnika Nastolatki”, serii w jakimś sensie niezwykłej. Dlaczego? Ponieważ tak wiele dzięki niej się wydarzyło. Pisałyście mi, że dzięki niej zdawałyście egzaminy gimnazjalne prawie na maksa. Treść „Pamiętnika Nastolatki” pomagała Wam nawet na rozszerzonej maturze z języka polskiego, którą pisałyście na ponad 90 procent i dostawałyście się na wymarzone kierunki studiów. Wiem to od Was samych. Powstał nawet FanPage „Pamiętnika Nastolatki”. Poprzez organizowane na stronie konkursy mogłam Was lepiej poznać. Czytałam Wasze prace, oglądałam filmiki kręcone telefonami komórkowymi na różnego rodzaju konkursy, oglądałam wykonane przez Was zdjęcia. Długo mogłabym wymieniać. Zaczęłyście do mnie pisać. Najpierw nieśmiało, potem coraz szczerzej i odważniej; o sobie, problemach, radościach.
Powstała pierwsza grupa: „Czytelniczki PN – piszą”. Napisałyście wspólnie bardzo długie opowiadanie. Właściwie książkę. Każda z Was stworzyła jeden rozdział. Pamiętam, że pierwszy napisała Paulina. Były problemy z organizacją przedsięwzięcia, gdyż niektóre dziewczyny pisały w pierwszej osobie, inne – w trzeciej. Narobiło się trochę bałaganu, ale doprowadziłyście dzielnie akcję do końca. Jejku!!! Jaka ja byłam z Was dumna. Pisanie książki zbliżyło nas do siebie jeszcze bardziej i związało ze sobą jeszcze mocniej. Potem powstała kolejna grupa. Były konflikty i burze, ale i to przetrwałyśmy. Stawałyśmy się jedną wielką rodziną. I poznawałyśmy się jeszcze lepiej. Przez lata na straży grupy jako admini w pocie czoła pracowali: Ania, Andrzej i ostatnio Bartosz i Klaudia. Ze wszystkim sobie wspaniale poradzili, choć nie zawsze było łatwo.
Wasze znajomości ze świata wirtualnego przeniosły się do realnego. Zaczęłyście się poznawać osobiście, w różnych zakątkach Polski, na różnych imprezach. Spotykałyście się w Lednicy, na Światowych Dniach Młodzieży, na Targach Książki w Krakowie lub zupełnie prywatnie. Ja Was również zaczęłam poznawać w prawdziwym świecie.
To wprost nie do uwierzenia, ale niektóre z Was po raz pierwszy zetknęły się z „Pamiętnikiem Nastolatki”, będąc w piątej czy szóstej klasie szkoły podstawowej. Teraz studiujecie, pracujecie, zostałyście żonami, matkami, przyjęłyście oświadczyny. Doszły jednak do nas młodsze czytelniczki. Tak samo ważne. W jakimś sensie zaczęłyście serię „Pamiętnika Nastolatki” tworzyć razem ze mną. Opowiadałyście mi swoje historie, prosiłyście o poruszenie ważnych dla Was tematów. Pracowałyście wspólnie ze mną nad powstawaniem kolejnych części. Najwięcej Waszych, do bólu prawdziwych historii znajduje się w części o Julce. To nie była dla Was łatwa praca, ponieważ musiałyście ją godzić z obowiązkami szkolnymi, nauką i wieloma innymi sprawami, a jednak cierpliwie odpowiadałyście na moje pytania i pisałyście do mnie o tym, jak dalej toczą się Wasze losy. Moim marzeniem jest, by kolejne pokolenia wychowały się na tej serii, by została ona w sercach wszystkich, którzy się z nią zetknęli.
Dostałam od Was mnóstwo listów, prezentów, tych najcenniejszych, własnoręcznie wykonanych. Dostawałam misie i koty, gdy napisałam Tajemnicę Jacoba 2 z tajemniczym kotem Cynamonem w jednej z ról. Wszystkie listy i pamiątki starannie przechowuję. Mam specjalny album, w którym znajdują się zdjęcia z Wami. Ale najcenniejsze jest zupełnie coś innego. Najdroższe są wspomnienia. Ich nam nikt nigdy nie zabierze.
Trzymacie w ręku ostatnią część serii „Pamiętnika Nastolatki”; serii, na której wiele z Was się wychowało i dorastało. Ale to nie koniec. Wierzę, że na zawsze zachowamy w sercach wszystko, co się wydarzyło podczas jej tworzenia, że będziecie pamiętały swoje łzy podczas czytania, radość i smutek, swoją złość na mnie, gdy bohaterowie się rozstawali, swoje emocje. Kończy się tylko seria, ale pozostaną zawarte znajomości, przyjaźnie, wspomnienia, emocje, przeżycia. Życie trwa nadal, a wspomnienia niech na zawsze pozostaną w nas.
Nie jestem w stanie podziękować każdemu z osobna, więc po prostu napiszę:
Kochani, dziękuję Wam z całego serca, Wam wszystkim, za to, że ze mną i przy mnie byliście, za to, że zawsze w każdej chwili mogłam na Was liczyć. Bardzo Wam dziękuję za to, że jesteście. Forever.
Autorka
Karina:
Moja historia z „Pamiętnikiem” zaczęła się w wakacje, bodajże między pierwszą a drugą częścią serii, ale przeczytałam, bo akurat kuzynka miała ze sobą, i zapomniałam, ale moja siostra pamiętała i jak zobaczyła w księgarni drugą część, to bardzo chciała. I tak przeczytałam tę drugą i przepadłam. Natka towarzyszyła mi przez część gimnazjum i całe liceum, w końcu jest moją rówieśniczką. Razem przeżywałyśmy wzloty i upadki, pierwsze miłości, nocne imprezy, testy po gimnazjum i maturę. Dzisiaj jestem na czwartym roku, a cała historia Natalii siedzi gdzieś głęboko w sercu. Mimo że często mnie denerwowała swoją lekkomyślnością i dziecinnym zachowaniem, to była jak przyjaciółka z kart książki i za to już zawsze będę wdzięczna Pani Beatce.
Martyna:
U mnie to było tak, że w wakacje 2015 roku mama kupiła mi PN1 i tak mnie to wciągnęło, że byłam ciekawa, czy są dalsze części, więc wpisałam dane autora i się okazało, że były! Potem znalazłam Panią Beatkę na Facebooku i spytałam, czy Natka i Maksym naprawdę istnieją. Obserwowałam Pani profil i co było na nim napisane. Doszłam do wniosku, że skoro nie mam przyjaciół, to napiszę do Autorki mojej ukochanej książki. I napisałam! O Błażeju i Julii. Do grupy dołączyłam w sierpniu 2015 roku.
Dominika:
Ja Pamiętnik nastolatki 2 znalazłam w sklepie tak przez przypadek, na półce z książkami, a że nie miałam co wtedy czytać, kupiłam. I później zaraz poszukałam poprzednie i następne części.Do grupy dołączyłam, gdy była w początkowym składzie. Dopiero formowała się i nie było za dużo osób.
Kamila:
Ja kiedyś przez przypadek, będąc w bibliotece, złapałam PN 1 i 1/2 i tak to się zaczęło.
Agata:
Dziś, czyli 19 października 2016 r., mija pięć lat, odkąd poznałam Panią Beatę. W grupie jestem od samego początku. Było wówczas około 20 osób. A dziś proszę, jaką mamy pokaźną rodzinkę.
Matylda:
Pamiętam, jak babcia mi kupiła Pamiętnik nastolatki 1 i jak zaczęłam czytać, to się zakochałam. Potem napisałam do Pani Beaty Andrzejczuk, żeby jej pogratulować, i zaczęłyśmy rozmawiać. Bardzo mnie zainteresowała grupa i poprosiłam o dodanie. I oto jestem.
Natalia:
Zobaczyłam plakat „Pamiętnika Nastolatki” w bibliotece i postanowiłam przeczytać książkę. Późnej poszukałam na fb FanPage „Pamiętnika Nastolatki” i tak poznałam Panią Beatę. W grupie jestem od samego początku.
Anka:
Byłam u Teresy i miała pierwszą część, więc pożyczyłam i mi się spodobało. Potem zaprosiłam Panią Beatkę do znajomych i jestem w grupie od początku.
Paulina:
Wakacje 2013 r. Natknęłam się na Pamiętnik nastolatki 2, potem wypożyczyłam 1, 2 ½, a później po kolei. Napisałam do pani Beatki coś, już nie pamiętam co, a w grupie jestem od początku.
Monika:
A mi dawno temu przyjaciółka poleciła „Pamiętnik Nastolatki”, a potem napisałam do pani Beatki. W grupie jestem od początku.
Klaudia Kinga:
Byłam w piątej albo szóstej klasie podstawówki. Kiedy to było! Jejku, studiuję już teraz, a gdzie tam podstawówka! Koleżanka dostała od rodziców Pamiętnik nastolatki 1, po przeczytaniu pożyczyła mi, potem zaczęłam kupować kolejne części. Nawet nie pamiętam, jak to się stało, że zaprosiłam Panią Beatkę do znajomych, ale pamiętam, że byłam jeszcze w grupie „Czytelniczki PN piszą” i pisałyśmy tam swoją opowieść. Supersprawa! Jednak ciężka w organizacji. Potem powstała ta grupa i jestem na niej od początku.
Paulina:
U mnie to było tak, że chwilę po powstaniu FanPage „Pamiętnika Nastolatki” dostałam książkę na urodziny. Znalazłam stronę na Facebooku i brałam udział we wszystkich możliwych konkursach. Byłam chyba jeszcze wtedy w podstawówce, bo pamiętam, że pytałam p. Beatkę o wywiad do szkolnej gazetki, do którego koniec końców nie doszło. To był rok 2010.
Fausti:
Moja przygoda z PN zaczęła się w bibliotece. Pani poleciła mi właśnie „Pamiętnik Nastolatki”, więc zaczęłam czytać. Zakochałam się w tej serii książek.
Ania:
Na PN trafiłam w bibliotece. Zaczęłam od 5 części, nie wiedziałam, że są poprzednie, a sytuacja z tyłu opisana trochę do mnie pasowała.
Aneta:
A moja przygoda zaczęła się od tego, że poszłam do biblioteki w poszukiwaniu fajnej książki, lubię czytać pamiętniki. Na półce akurat leżał PN, z tego, co pamiętam, to była 2 część i od tego się zaczęło.
Tak więc rozpoczął się kolejny rozdział w moim życia. Kilka dni temu przekroczyłam próg nowej szkoły, czyli Gimnazjum numer 3 przy ulicy Świstackiego, a nie tak jak niektórzy chcieli Gimnazjum numer 17 w klasie aktorskiej lub w ostateczności ogólnej. W „trójce” chodzę do klasy turystyczno-ekologicznej. Chyba dobrze czuję się w tej szkole. Przychodzę rano zawsze z Frankiem i z nim wracam. Chłopaki więc w ogóle mi nie dokuczają, a innym dziewczynom tak. Siedzę w jednej ławce z Klarą. Za dużo nie gadamy. No chyba że o lekcjach. Ona wszystkim bardzo się przejmuje, choć to dopiero początek roku szkolnego. Naszą wychowawczynią jest pani od biologii. Nie ma żadnej ksywy, bo nazywa się odpowiednio do przedmiotu, którego uczy: Beata Żaba. Najgorsza jest Godzilla od matmy i informatyki. Sensei od wuefu imponuje zaś wszystkim chłopakom. Nie dość, że jest trenerem i zawodnikiem, to na dodatek judoką. Polskiego uczy nas Krzakira. Uczniowie nadali jej już dawno taką ksywę. To od Shakiry – ze względu na krzaczaste włosy. Z kolei niektórzy z chłopaków mają dziwne imiona. Jest Lambert, Oktawian i Kordian. Najpierw myślałam, że się przesłyszałam, ale wygląda na to, że nie. Gdyby to wydarzyło się w innej szkole, w innej dzielnicy, może aż tak bardzo by mnie to nie zaskoczyło. Mieszkam jednak w tak zwanym wrocławskim „Trójkącie Bermudzkim” i tutaj młodzież zawsze miała zwyczajne imiona. Nie mam pojęcia, skąd tych trzech się wzięło.
– Lambert, Oktawian i Kordian?! – zaśmiał się Franek. – Na pewno nie są z naszej dzielnicy.
– Skąd wiesz? Może to jakaś nowa moda? – zastanawiałam się. – Jest ich przecież aż trzech i to w jednej klasie.
– A dziewczyny jakie mają imiona? – dopytywał.
– Ja siedzę z Klarą. Jest też Gośka, Olga, Magda, Justyna i Oliwia – odparłam.
– W sumie w miarę zwyczajnie. – Wzruszył ramionami.
– Ale jest również Manuela – przypomniałam sobie.
– Wiesz co, chyba tylko my jesteśmy normalni, więc na wszelki wypadek trzymajmy się razem. – Znów się roześmiał.
– Ala i Franek – powiedziałam zadowolona na głos, a Franek mocno mnie przytulił. Uwielbiałam to. Wprawdzie Franek nigdy oficjalnie nie zaproponował mi chodzenia, ale raczej byliśmy parą. Obejmował mnie, a gdy wracaliśmy do domu, trzymał za rękę. Przychodził też do mnie na długiej przerwie i czekał na mnie po zajęciach, jeśli kończył wcześniej. Byliśmy więc chyba parą. Wszyscy tak uważali, choć ja wolałabym, żeby jednak to powiedział.
– To co? Przyjdziesz po południu? – spytał, gdy stanęliśmy pod moją bramą.
– Jasne – odpowiedziałam.
– Jak nie będzie nas na podwórku, to dawaj Żabią Ścieżką do parku.
– Tak daleko? – jęknęłam.
– Daleko? Chyba sobie żartujesz! Czekamy na ciebie albo na dzielnicy, albo tam.
Westchnęłam głęboko i skierowałam swoje kroki do domu. Jakie było moje zaskoczenie, gdy otworzyłam drzwi i zobaczyłam siedzącą przy kuchennym stole Julkę i Natalię. Dosłownie mnie zamurowało. Natalia miała pokaźnej wielkości brzuch.
– Masz gości – pierwsza odezwała się mama.
– Widzę – odparłam zmieszana.
Byłam niemalże pewna, że więcej ich nie zobaczę po całej tej aferze, gdy nie stawiłam się na egzamin do klasy aktorskiej. Julka była wtedy tak wściekła, że nie miałam wątpliwości, że nigdy w życiu mi tego nie wybaczy. Patrzyłam teraz na nie, zastanawiając się, po co przyszły. Prawić mi morały? Po takim czasie? W czasie wakacji nie odezwały się ani słowem. Młodzież i dzieci ze stowarzyszenia wyjeżdżały na zorganizowany wypoczynek, ale ja byłam pewna, że i tak mnie nie zabiorą – za karę. No, może gdybym przeprosiła. Nie miałam jednak takiego zamiaru. Nie potrzebowałam łaski ani litości. Zresztą wolałam ten czas spędzić z Frankiem.
Gdyby Julka przyszła sama, pewnie zachowałabym się inaczej. Jednak widok Natalii w zaawansowanej ciąży sprawił, że odebrało mi mowę z wrażenia.
– Cześć, Ala. – Natalia uśmiechnęła się. – Usiądź, proszę. – Wskazała mi puste krzesło.
Spojrzałam na wersalkę stojącą w kuchennej wnęce. Ojca nie było. Odsunęłam krzesło od stołu i usiadłam.
– Cześć – odezwała się Julka.
– Cześć – ledwie przeszło mi przez gardło.
– Nie bój się. Nie będziemy ci głosić kazań. – Natka gładziła dłonią swój brzuch. – To, co się stało, jest już historią. Nie zmienimy tego. Nie da się zmienić przeszłości. Chciałyśmy się po prostu dowiedzieć, co u ciebie słychać.
– No i jak ci się podoba w nowej szkole – dodała Julka.
– U mnie wszystko dobrze – wydukałam. – A nowa szkoła jest spoko. Przynajmniej na razie tak wygląda. No ale przecież to dopiero kilka dni – zauważyłam.
– Tak, ale pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Od niego dużo zależy. Jak się człowiek zrazi pierwszego czy drugiego dnia, to ma potem pod górkę – powiedziała Natalia.
– Niby tak – przyznałam.
– Ala – odezwała się Natalia, nie przestając gładzić brzuch – zawsze byłaś dla nas bardzo ważna i wciąż jesteś. Chciałyśmy, byś o tym wiedziała. Nieważne, do jakiej szkoły chodzisz. Istotne jest to, żebyś była szczęśliwa. My chcieliśmy wszyscy dla ciebie jak najlepiej. I nadal chcemy.
– Nie zamierzam zmieniać szkoły – powiedziałam stanowczo.
– Źle mnie zrozumiałaś – rzekła Natalia. – Zmiana szkoły bez egzaminu do klasy aktorskiej byłaby niemożliwa.
– No ale tam mogłam iść też do ogólnej – przypomniałam.
– Nie chodzi o żadną zmianę szkoły, tylko o to, byś była szczęśliwa. Jeśli ty będziesz szczęśliwa, to twoja mama, tata i my również – wtrąciła Julka. – To chciałyśmy ci powiedzieć. Jeżeli zechcesz być w przyszłości fryzjerką, krawcową, pracować na kasie, ale będziesz z tego zadowolona, to my będziemy się cieszyć razem z tobą.
– Każdy zawód jest bardzo ważny i potrzebny – odezwała się znów Natalia. – Każdy wykonujący go człowiek zasługuje na ogromny szacunek. – Przerwała na chwilę i popatrzyła w oczy mojej matki, a potem znów na mnie. – Ważne jest jednak, by próbować spełniać w życiu swoje marzenia, a ty marzyłaś zupełnie o czymś innym. To twoje życie, Alu, i nikt go za ciebie nie przeżyje. Chciałybyśmy tylko, byś o tym pamiętała.
Teraz ja spojrzałam na mamę. Nie odezwała się ani słowem. Stała przy kuchence i mieszała sos w garnku. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że gdyby był tu mój tata, to Natka nie odważyłaby się wypowiedzieć tych słów.
– Przy twoim tacie Natka powiedziałaby to samo. Ona zawsze jest szczera – odezwała się Julia, jakby czytając w moich myślach. – Ty jesteś dla nas najważniejsza.
– Będziesz pamiętała o tym, co ci powiedziałyśmy? – Natalia spoważniała.
– Tak.
– Zawsze możesz też do nas zadzwonić lub przyjść. Oczywiście drzwi do stowarzyszenia stoją dla ciebie otworem – mówiła. – Nieważne, kiedy będziesz chciała: za tydzień czy za rok. Po prostu o tym pamiętaj.
– Dobrze – odparłam i poczułam wewnętrzną radość. W sumie nawet nie wiem, czy to była radość, ale na pewno niezwykłe uczucie, że pomimo tego, co zrobiłam, nie zostałam odtrącona, że im wciąż na mnie zależy. Chyba ludzie, którzy robią coś źle, rzadko to odczuwają i sporadycznie są obdarzani tak wielką przyjaźnią. Na ten moment byłam szczęśliwa.
– Kiedy rodzisz? – spytałam i słysząc swój ciepły ton, zdziwiłam się, że dobro otrzymane od innych tak właśnie działa. Mój głos sam tak zabrzmiał. Bez udawania.
– Termin mam na 26 października – uśmiechnęła się Natka.
– Znacie już płeć dziecka? – zainteresowałam się.
– Znamy, ale nikomu nie powiedzieliśmy.
– Niestety – westchnęła Julka.
– Ta płeć jest zgodna z waszymi oczekiwaniami? – dopytywałam.
– Dla nas najważniejsze jest to, by dziecko urodziło się zdrowe. Ale Maksym zupełnie oszalał – wybuchnęła śmiechem.
– Ja wiem, jaka będzie płeć – odezwała się moja mama.
– A skąd ty możesz to wiedzieć? – spojrzałam na nią podejrzliwie.
– Wystarczy, że widzę kształt brzucha – uśmiechnęła się zagadkowo – i wiem, co je.
– Mamo, to są jakieś zabobony – jęknęłam.
– Mów, co chcesz. Ja swoje wiem. – Była nieustępliwa.
– To udowodnij – popatrzyłam na nią.
– Niech pani nic nie mówi – poprosiła Natalia.
Mama podeszła do szafki i wysunęła szufladę. Wyjęła z niej kartkę i ołówek. Potem napisała coś, złożyła karteczkę na pół i podała ją Natce.
– Powie im pani, co napisałam, po porodzie.
– Dobrze. – Natka wyjęła z torby portfel, otworzyła go i umieściła kartkę w jednej z przegródek.
– Nie bałaś się tutaj przyjść w tak zaawansowanej ciąży? – wypaliłam i natychmiast pożałowałam tych słów.
– Nie – odparła zaskoczona. – Niby czego miałabym się bać?
– To nie jest bezpieczna dzielnica – odpowiedziałam i jakoś głupio mi się zrobiło.
– Głupstwa, Alu, pleciesz – powiedziała. – Dzielnica jak każda inna, a ludzie robią dobre i złe rzeczy bez względu na to, gdzie mieszkają.
– Chyba czas na nas – wtrąciła Julka. – Muszę odstawić Natalię do domu, a mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Maksym nie pozwolił spuszczać jej z oczu – wyjaśniła. – Na wypadek, gdyby przedwczesnych skurczy dostała.
– Dziękujemy bardzo za gorące kakao i gościnę – Natalia uśmiechnęła się do mamy. – Do widzenia.
– Zapraszamy, kiedy tylko macie ochotę. Pana Maksyma również.
– Aha, zapomniałabym ci powiedzieć – Julka zatrzymała się tuż przed samymi drzwiami i zwróciła się do mnie. – Przepraszam, że bez twojej wiedzy, ale dodałam cię do takiej grupy na fejsie. Nazywa się Friends. Jestem tam adminem.
– Ale po co? – zdziwiłam się.
– Można tam pogadać z ludźmi o wszystkim – wyjaśniła. – Posty można dodawać także anonimowo przez innych adminów. Tak więc ja nie muszę wiedzieć, że to twój post, jeśli sobie tego nie będziesz życzyła. Jeżeli ci się nie spodoba, w każdej chwili możesz się sama usunąć – dodała. – Do widzenia. – Jeszcze raz popatrzyła na mamę i wyszły.
Pomyślałam, że zwariowała. Niepotrzebna mi żadna grupa. Oczywiście, że zamierzałam się usunąć i to jak najszybciej, ale nie w tym momencie, bo zauważyłam, że pod oknem stoi Franek. Nie poszedł więc do parku Na Niskich Łąkach.
Wciąż jestem lekko poirytowana. Nie chcę tego rozkminiać, a myśli zupełnie z zaskoczenia pojawiają się w mojej głowie. Chodzi o tę drugą szkołę i klasę aktorską. To było marzeniem Julki, Natalii i Maksyma. Niedawno zastanawiałam się, czy było to też moim marzeniem. Nie było. Kurczę, było. Sama nie wiem. Tak, chciałabym kiedyś w przyszłości zostać aktorką. Tylko to, że ja bym chciała, nic nie zmieni. Gdybym poszła do tej klasy, ojciec codziennie robiłby mi awantury. Dla niego aktorstwo to nie zawód.
– Człowiek w życiu powinien mieć dobry fach – powtórzył mi kolejny raz, a mama mu przytaknęła.
– Krawcową mogłabyś zostać albo fryzjerką – zaproponowała.
– Po co krawcową? – zapytałam. – Teraz wszyscy kupują ubrania w galeriach handlowych.
– To może fryzjerką – wzruszyła ramionami.
– A dlaczego ty nie zostałaś fryzjerką? – spytałam zaczepnie.
– Bo dzieci trza było wychować. Kto się miał wami zająć? – posmutniała.
– Mogłaś najpierw zostać fryzjerką, a potem nas wychować. A ojciec kim jest z zawodu? – Czułam, że brnę za daleko.
– Skończył zawodówkę budowlaną.
– To czemu nie pracuje?
– No przecież pracuje, jak jest robota.
– Na budowie praca zawsze się znajdzie – wysyczałam.
– Oj, Alka. Przecież wiesz dobrze, jak jest – zirytowała się.
– To ja mam zostać fryzjerką, żeby was utrzymywać?! – wypaliłam.
– Alka, przecież ja ciężko pracuję. Wiesz, ile ostatnio domów sprzątam? Mogłabyś mi pomóc czasami.
– Chyba oszalałaś! – krzyknęłam. – Ja się uczę. Mam zostać fryzjerką. Zapomniałaś?
Wtedy obudził się ojciec. Chyba nawet nie bardzo wiedział, o co chodzi, ale usiadł na łóżku i lekko się kiwając, wrzasnął z całych sił:
– Do matki pyskujesz, smarkulo?! Już ja cię szacunku nauczę!
Próbował się podnieść, ale byłam szybsza. Dobiegłam do drzwi, otworzyłam je, wybiegłam na korytarz i z całych sił trzasnęłam nimi za sobą.
Biegłam przez całą drogę i płakałam. Miałam nadzieję, że Franek będzie w domu. Tylko on mnie rozumiał. Tylko jemu ufałam. Jego rodzice nie wtrącali się tak jak moi. I nigdy nie mieli nic przeciwko temu, gdy do niego przychodziłam. Właściwie to nic ich nie obchodziło. Jego mama pracowała na placu, sprzedając u jakiegoś faceta bieliznę, skarpetki i tanie ubrania, a ojciec był hydraulikiem.
Gdy tamtego wieczoru wróciłam do domu, ojciec na szczęście spał. Wiedziałam, że następnego dnia nie będzie za wiele pamiętał.
– Kolację chcesz sobie zrobić? – spytała mama.
– Jadłam u Franka – burknęłam. – Idę spać.
– Ala, dziecko, przecież ja dla ciebie chcę jak najlepiej. – Odwróciła twarz w moją stronę. Oczy miała zaczerwienione i szkliste. Byłam pewna, że płakała. Przeze mnie. Poczułam, jak dławię się smutkiem. Kochałam ją przecież bardzo i nie chciałam jej zranić. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak naprawdę nie skończyła żadnej szkoły. A, nie, coś tam kiedyś wspomniała o szkole. I że przez pewien czas pracowała w przędzalni. Nie pamiętam, czy to tak się nazywało. Mówiła, że tę przędzalnię we Wrocławiu to dawno temu zlikwidowali.
– Wiem, że chcesz dla mnie dobrze – powiedziałam pozornie obojętnym tonem, a potem, gdy leżałam w łóżku, tak bardzo chciało mi się płakać, bo miałam świadomość, jak bardzo ją ranię. Nie skrzywdziłam jej tylko dzisiaj. Często wyrządzałam jej krzywdę słowami. I nieomal byłam pewna, że to się jeszcze wiele razy powtórzy. Dlaczego? Bo jakoś ostatnio nie potrafiłam inaczej. Najpierw mówiłam z pełną premedytacją, żeby jej dopiec, a potem myślałam i dręczyły mnie ogromne wyrzuty sumienia. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Może podświadomie obarczałam rodziców winą za to, że przez nich ja też jestem biedna, że wstydzę się kogokolwiek przyprowadzać do swojego domu, że nie mam na nic kasy. A, jeszcze bardziej byłam wściekła o to, że mama przyjmowała pomoc od Natalii i Maksyma, a także od mamy Julki i była im wdzięczna, ale ciągle prosiła, żeby nie kupowali mi drogich prezentów. Niby czemu nie? Co niby było w tym złego? Wciąż powtarzała, że człowiek sam powinien na wszystko zapracować, że prezenty mogą tylko poprzewracać w głowie, bo nauczą, że wszystko można dostać za darmo.
Nie wiem, o co jej chodziło. Przecież ja nie pracuję, to jak mam zarobić pieniądze na cokolwiek. Tak, byłam wściekła na mamę, że jesteśmy biedni. Chyba dlatego wciąż ją raniłam. Pewnie w jakiś sposób się na niej wyżywałam. Na ojcu nie mogłam. Bałam się jego wrzasków i awantur. Mama zawsze była spokojna, cicha, a więc dużo słabsza. Pisząc to, zdaję sobie sprawę, że jestem dla niej okrutna. Przecież kocham ją tak bardzo.
Wpadło mi kilka dwój. W sumie Franek mówi, że to całkiem OK, że to przecież nie jedynki. Chyba ma rację. Mamie zawsze mogę powiedzieć, że w domu nie ma warunków do nauki. No bo nie ma. Jak nie Pietrek szaleje, to dziewczynki albo Franek. Oliwia, w domu nazywana Korą, rządzi najmłodszą Pati. Wszędzie hałas i porozwalane rzeczy. Mama bezskutecznie próbuje nauczyć moje rodzeństwo zostawiania po sobie porządku.
– Ja do trzeciej klasy dotarłem na dwójach – pocieszał mnie Franek w drodze do szkoły. – Wyluzuj. A ile razy zagrożony byłem – roześmiał się. – Wiedziałem jednak, że mnie nie usadzą. Oni chcą się pozbyć jak najszybciej ze szkoły takich jak ja.
– No ale z dwójami na świadectwie to gdzie ty chcesz się dostać do szkoły? – zdziwiłam się.
– Alka, czy tobie się coś we łbie pomieszało? Do każdej zawodówki mnie przyjmą. Zresztą gdybym mógł, to przestałbym chodzić do szkoły. Ojciec już dawno zaczął mnie uczyć fachu. Na co mi szkoła.
– No ale nie możesz jej rzucić. Nie jesteś pełnoletni – zauważyłam.
– Ale odkrycie – zakpił. – Dlatego jej nie rzucam, ale totalnie zlewam.
– Ale ja jestem dopiero w pierwszej klasie – jęknęłam.
– Wyluzuj – powtórzył. – Wystarczy mi, że znów widzę ten piekielny budynek przed sobą.
Franek był dla mnie wszystkim. Bardzo mi imponował swoją męskością i odwagą. No i tym, że o mnie dbał. Gdy ostatnio Maciek na mnie przypadkiem wpadł, Franek o mało go nie pobił. Na szczęście na horyzoncie pojawiła się Godzilla. Musiałam być dla niego bardzo ważna. Tylko że on był już w trzeciej klasie, a ja w pierwszej i nie miałam żadnego fachu w rękach. Nie umiałam przecież zupełnie nic.
Pierwszą mieliśmy lekcję wychowawczą z Żabą, a więc luzik. Mnie się raczej nie czepiała. Zawsze chwaliła Justynę i stawiała ją za wzór, a najwięcej obrywało się Manueli.
– Masz nieusprawiedliwione nieobecności na moich lekcjach – zwróciła się do niej.
– Ale jak to? – zdziwiła się dziewczyna. – Nie opuściłam ani jednej biologii. W ogóle od początku roku szkolnego nie opuściłam ani jednego dnia – tłumaczyła.
– Chyba widzę, co mam w Librusie zaznaczone. – Spoglądała na nią znad okularów.
– Proszę panią, ale ja naprawdę nie opuściłam żadnej lekcji biologii.
– To już przechodzi ludzkie pojęcie! – zdenerwowała się Żaba. – Czy ty nie potrafisz poprawnie wypowiedzieć jednego krótkiego zdania?
– Proszę panią, ale ja nie wiem, o co chodzi? – Manuela była przerażona i miała łzy w oczach.
– Czy ty naprawdę, będąc w pierwszej klasie gimnazjum, nie wiesz, że nie należy mówić „proszę panią”? No chyba że prosisz mnie do tańca. Ja jeszcze dziś porozmawiam z waszą polonistką. Za taki błąd językowy powinna ci wstawić jedynkę. Zapamiętaj sobie do końca życia, że gdy się do mnie zwracasz, to używasz sformułowania „proszę pani”.
– Dobrze, proszę pani – odparła Manuela i usiadła w ławce, nie próbując już nawet nic dalej wyjaśniać. Ukryła twarz w dłoniach, a po drżących plecach i ramionach wszyscy domyślili się, że płacze. Na Żabie nie zrobiło to żadnego wrażenia.
– Ona jej nie cierpi – szepnęła Klara. – Ale czegoś takiego jak żyję, nie widziałam.
– Ja chyba też nie – odparłam podenerwowana. – Może to jakieś sprawy osobiste? – przyszło mi do głowy.
– Być może. Bo to jest nienormalne.
Na przerwie Klara, Magda, Justyna i Oliwia podeszły do Manueli.
– Nie przejmuj się – pocieszała ją Justyna. – Może miała zły dzień i akurat tobie się oberwało.
– Przecież to już nie pierwszy raz, jak się mnie czepia – szlochała Manuela.
– A nie wiesz, o co jej może chodzić? – spytała Magda. – Nie przychodzi ci nic do głowy?
– Nie znałaś jej wcześniej? – dopytywała Oliwia.
– Nie mam pojęcia, o co jej chodzi. Nigdy wcześniej na oczy jej nie widziałam. Po raz pierwszy zobaczyłam ją tutaj, w szkole. – Pociągnęła nosem i znów zaniosła się płaczem. – Nic jej przecież nie zrobiłam.
– Nie przejmuj się – obok dziewczyn zatrzymał się Oktawian. – Żaden nauczyciel nie jest bezkarny. Jeśli cię nadal będzie tak traktowała, to coś z tym zrobimy. Pomogę ci.
Wszystkie oczy wpatrzone były teraz w niego.
– No co? – wzruszył ramionami. – Nikt nie jest bezkarny. Głowa do góry. – Przyjrzał się Manueli i wolnym krokiem odszedł.
– O co mu chodziło? – spytała Magda.
– Nie wiem – odparły dziewczyny niemal równocześnie. – Chyba chce pomóc Manueli.
– Ale jak? – z niedowierzaniem zapytała Oliwia.
– Nieważne – odpowiedziała Klara. – Ważne, że chce jej pomóc.
Z zamyślenia wyrwał nas dźwięk dzwonka na lekcję. Na szczęście potem było już tylko lepiej. A nawet wesoło. Krzakira starała się nam przybliżyć życie i twórczość Aleksandra Fredry. Opowiadała o jego wielkiej miłości do Zofii Skrabkowej, o tym, jak oboje czekali na ślub ponad dziesięć lat, bo Zofia była już wcześniej mężatką. Opowieść zakończyła słowami:
– Aleksander Fredro zmarł we Lwowie 15 lipca 1876 roku. Jak na tamte czasy żył bardzo długo, bowiem przekroczył wiek osiemdziesięciu lat. – Nagle zatrzymała się obok ławki Igora skupionego na rozmowie z Błażejem. – Co przekroczył? – zwróciła się z pytaniem do naszego kolegi.
– Dozwoloną prędkość – odparł automatycznie wyrwany z wcześniejszej rozmowy chłopak.
Cała klasa zaczęła się śmiać. Tylko Krzakira z niedowierzaniem kręciła głową.
– Na jutro napiszesz mi w zeszycie krótką notatkę biograficzną dotyczącą Aleksandra Fredry, z uwzględnieniem wieku, w jakim zmarł.
– Ale dlaczego w zeszycie? – spytał zaskoczony Igor. – Na komputerze będzie szybciej. Wydrukuję to dla pani.
– Właśnie dlatego, żebyś nie wydrukował, nawet nie czytając – odparła. – Gotów jesteś się jeszcze pomylić i dostarczysz mi biografię jakiegoś pirata drogowego.
Z kolei Godzilla była jakaś zamyślona. W naszej klasie gąbki do tablicy przypominają kształtem myszki komputerowe, tylko leżą w innym miejscu. To nie przeszkadzało Godzilli wziąć myszkę i podejść z nią do tablicy. Już chciała ścierać poprzednie zapiski, gdy wszyscy zaczęli wołać:
– Proszę pani, to myszka, nie gąbka. Proszę pani!
Nauczycielka zatrzymała rękę, popatrzyła na myszkę nieobecnym wzrokiem, wzruszyła ramionami i powiedziała:
– No to co?
Aż mnie brzuch rozbolał ze śmiechu, zwłaszcza że rechotałam bezgłośnie, bo bałam się jej. Na szczęście odłożyła tę myszkę komputerową na miejsce i wzięła gąbkę. Szybko też doszła do siebie i już po kwadransie usłyszeliśmy:
– A teraz wyciągamy karteczki. Zapomniałam sprawdzić wasze wcześniejsze wiadomości.
Geografię mieliśmy z Owcą. Kłóciliśmy się o jakiś pomysł dotyczący projektu. Owcy podobała się wizja Klary, ale walka trwała nadal. Padał argument za argumentem. Owca starała się za bardzo nie ingerować. Większość klasy zaczęła jednak popierać Klarę.
– No, Klara! Piąteczka! – zawołała Magda i przybiła jej piątkę. Ja również.
– No, Klara! Piąteczka! – krzyknęła pani od geografii, stając obok naszej ławki.
Klarę początkowo zamurowało, ale przybiła jej tę piątkę i Owca już do końca lekcji chodziła z siebie bardzo zadowolona.
Ze szkoły, jak zwykle, wracałam z Frankiem. Smutno mi było, bo dziś po południu mieliśmy się nie spotkać.
– Muszę pomóc ojcu – wyjaśnił. – Jakaś babka zalewa sąsiadów.
Po obiedzie odpaliłam starego laptopa. Przypomniało mi się, że Julka dodała mnie do jakiejś głupiej grupy. Postanowiłam, że najwyższa pora się z niej usunąć. Odnalazłam Friends, ale zanim kliknęłam: „Opuść grupę”, zerknęłam na posty. Przeczytałam pierwszy od góry. Potem komentarze.
Miłka:
Gdybyście mieli machinę czasu, to przenieślibyście się do przyszłości czy do przeszłości? W jakie czasy i dlaczego?
Klaudia:
Lata 90. Mogłabym wtedy imprezować z moją siostrą. Jest starsza. Dwadzieścia dwa lata.
Ola:
Do przeszłości chyba bym nie wróciła. Wiedząc, co mnie czeka, nie umiałabym tak spontanicznie na wszystko reagować. Pewnie nie popełniłabym wielu błędów, a w życiu przecież chodzi o to, by jednak je popełnić i na nich się uczyć. No więc raczej do przyszłości. Do moich 18. urodzin. Ale boję się, że za dużo by mnie ominęło, więc sama nie wiem.
Zosia:
XX wiek! Wtedy kobiety rodziły dużo dzieci, a ja bym tak chciała <3 Kiedy wszyscy czekali, aż tatuś wróci z pracy, i wtedy wszyscy przy stole wspólnie jedli obiad/kolację, co bardzo łączyło rodzinę. No i była inna moda co do ubierania się. Ogólnie wszystko było inne, mniej technologii, aczkolwiek telefony moim zdaniem są bardzo, bardzo dużym udogodnieniem, internet też.
Ania:
O matko! Ale spójrz, jak traktowano kobietę: przedmiotowo. Posprzątaj, ugotuj, ródź dziecko po dziecku, zajmuj się nimi i nie odzywaj. Dla mnie to straszne. Co prawda ruszyły emancypantki, ale wciąż wszystko bardzo wolno się rozwijało, a kobiety miały strasznie. Teraz mamy źle, a co dopiero wtedy... Nie wolałabyś się spełniać, rozwijać, a nie tylko opiekować gromadką dzieci?
Zosia:
Ania, wiem o co ci chodzi :) Wiesz, ja osobiście nie widzę nic złego w zajmowaniu się zawodowo, że tak powiem, domem i siedzeniu z dziećmi. Kiedy, jak nie od początku poznasz swoje dzieci od podszewki? Potem wyleci z gniazdka i koniec jego dzieciństwa.
Ania:
Niestety, ja bym tak nie mogła.
Patrycja:
Średniowiecze, damy chodzące w sukniach na stragany po jabłka, zaloty rycerzy, zamki, biblioteki, starodawne kuchnie, potrawy, 20 salonów w zamku, brak korytarzy, te wszystkie stare meble, porcelana, zastawa stołowa, zbroje, obrazy, schody prowadzące do nieba, dzieła sztuki na sufitach, spichlerze, karczmy, piekarnie, młyny, taki prawdziwy zamek z przedmieściami, gdzie skandalem dla młodej kobiety było jeżdżenie okrakiem na koniu, a żeby skontaktować się z chłopakiem, trzeba było pisać tajemnicze karteczki i przekazywać je sobie na balu maskowym czy spotykać się o północy – ty na balkonie, a on pod nim.
Bogdan Magdalena:
Gdybym mogła wrócić, to na pewno chciałabym usłyszeć na żywo Michaela Jacksona, Janis Joplin, no i wielu innych artystów, których już nie będę mogła zobaczyć. Po drugie, Indianie, Inkowie i inne plemiona prekolumbijskie; chciałabym zobaczyć, jak żyli, zanim Europejczycy ich zniszczyli. Dalej, wielkie wydarzenia historyczne – Hołd Pruski, Bitwa pod Grunwaldem – albo też wspaniałe polskie zamki w czasach świetności (Malbork, Krzyżtopór, Twierdza Kłodzko).
Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji
Klara zachowywała się dziś bardzo dziwnie już od pierwszej godziny lekcyjnej. W zasadzie powinnam mieć to gdzieś, ale jednak siedziałyśmy w jednej ławce już od miesiąca i zdziwiło mnie to.
– Coś się stało? – spytałam.
– Nic – burknęła.
– Nie chcesz, to nie mów. – Wzruszyłam ramionami.
Do końca matmy nie odezwała się do mnie ani słowem, a zawsze o coś tam pytała albo szeptem komentowała.
Druga była plastyka. Do intensywnie rudego koloru włosów Justyny wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić. Jakie więc było nasze zdziwienie, gdy Ołówek przerwał nagle swoją wypowiedź i wpatrywał się to w Justynę, to w pozostałych.
– Nie, tak nie może być – oznajmił.
– Coś nie tak? Jakiś problem, proszę pana? – spytała w końcu Justyna.
– Spójrz tylko na te ściany – powiedział. – Są zielone. I grzejnik, przy którym siedzisz, też jest zielony. Nie możesz sobie znaleźć innego miejsca?
Wszyscy wpatrywali się w Ołówka ze zdziwieniem. Nikt nie wiedział, czy mówi serio, czy też żartuje.
– Ale dlaczego ma siedzieć gdzie indziej? – zapytał Lambert.
– Bo tutaj się nie komponuje – odparł ze śmiertelnie poważną miną nauczyciel. – Justyna, spójrz na swoje włosy. Są pomarańczowe. Nie pasujesz do tej sali.
Justyna przebiegła wzrokiem po klasie i popatrzyła na Błażeja, który siedział obok niej. Wszyscy wiedzieli, że chłopak farbuje włosy. Teraz miał na głowie kolorowe szaleństwo: zielony, niebieski, odrobina różu wymieszana z blondem. Wzięła do ręki kosmyk jego włosów i zapytała:
– A on?
– On już jest stracony – padła szybka odpowiedź.
Ołówek uświadomił nas, że na jego lekcji można zostać upomnianym, bo się nie pasuje do sali, albo porównanym jak Justyna do marchewki z groszkiem, której jego zdaniem nikt nie lubi. Potem zresztą nie było lepiej. Po omówieniu konstrukcji Koloseum Ołówek spytał:
– Czy wiecie w ogóle, co to było?
– Może biblioteka? – odezwał się Maciek po dłuższej chwili milczenia.
– Tak. Czytali tam książki na czas z... tygrysami – skwitował Kordian.
Zrezygnowany Ołówek kręcił z niedowierzaniem głową.
– A jak się nazywa to miejsce pod arkadami?
– Może szatnia? – Maciek usiłował bronić honoru klasy.
– Tak, trzymali tam martwych i tych, którzy mieli do nich dołączyć – zirytował się nauczyciel.
– Czyli taka metaforyczna szatnia – oznajmił Maciek, pozbawiając Ołówka ostatecznie złudzeń co do posiadanej przez nas wiedzy. Na szczęście rozległ się dźwięk dzwonka.
Na przerwie podeszła do mnie Justyna.
– Ala, słyszałam waszą rozmowę na matmie – powiedziała cicho, rozglądając się dookoła.
– Jaką rozmowę? Przecież ona ze mną nie gada – stwierdziłam ironicznie, spoglądając w stronę Klary.
– Nie wiesz dlaczego? – Justyna wpatrywała się we mnie badawczo.
– A niby skąd mam wiedzieć? A ty wiesz? – Przyjrzałam jej się podejrzliwie.
– Wiem, ale chyba nie powinnam mówić.
– To po co mi głowę zawracasz? – zdenerwowałam się, bo zaczęłam zwyczajnie być ciekawa. – Możesz mi powiedzieć czy nie?
– Pod warunkiem, że nie powiesz Frankowi. – Nie spuszczała ze mnie wzroku.
– Frankowi? A co on ma z tym wspólnego?
– Nie powiesz mu? – dopytywała.
– Nie – odparłam, byleby tylko dowiedzieć się, o co chodzi.
– Chodź. – Pociągnęła mnie za rękę w stronę toalet, a potem sprawdziła każdą kabinę z osobna. Nikogo nie było.
– Jeśli powiesz Frankowi, to będziesz największą świnią na świecie – powiedziała.
– No mów w końcu. Nic mu nie powiem.
– Wczoraj po południu kilka osób z naszej klasy było w szkole. Sensei nas poprosił na wuefie, byśmy przyszli, jeśli jesteśmy zainteresowani szermierką.
– Szermierką? – Wpatrywałam się w nią szeroko otwartymi oczami. – Przecież on ma swoją własną klasę szermierczą. Ćwiczy z nimi codziennie po dwie godziny.
– Tak, ale poprosił kilka osób, o ile oczywiście chcemy, byśmy przyszli na coś w rodzaju sprawdzianu uzdolnień kierunkowych.
– Mało mu jeszcze szermierzy? – nie mogłam wyjść ze zdziwienia. – Przecież my jesteśmy w klasie turystyczno--ekologicznej. Zresztą nieważne. Franek też był?
– Nie. Franka nie było, ale była Klara – wyjaśniła Justyna. – Klara wyszła ze szkoły pierwsza, bo się spieszyła do domu. Miała się zająć córką sąsiadki. My z Magdą wyszłyśmy niedługo po niej. Było już ciemno. Szła Traugutta i obok jednej z kamienic zaszli jej drogę twoi kumple.
– To znaczy kto? – Ciarki przeszły mi po plecach.
– Franek, Antek, Kuba, Hubert i Miłosz.
– Skąd znasz ich imiona? – byłam zdziwiona coraz bardziej.
– Ala, nie gniewaj się, ale czy ty taka tępa jesteś, czy udajesz?
– Nie pozwalaj sobie – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
– Przecież wszyscy ich tu znają. – Pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Może i tak – odpuściłam, bo chciałam się dowiedzieć, co było dalej. – Po co ją zaczepili?
– Bo chcieli kasę od niej.
– Jak to chcieli kasę?
– Normalnie. Oni wyłudzają pieniądze. Jak im nie dasz, to możesz oberwać.
– Nie wierzę. – Czułam, że serce zaczęło mi bić jak szalone.
– To ja nie wierzę, że ty nic nie wiesz. – Nie spuszczała ze mnie wzroku.
– Nic nie wiem! – prawie krzyknęłam. – Franek wczoraj pomagał ojcu jakieś rury naprawiać.
– A więc nie widziałaś się z nim.
– Jak się miałam z nim widzieć, skoro był z ojcem?! – Wszystko aż się we mnie gotowało. Nie mogłam wprost uwierzyć w to, co usłyszałam.
– Klara nie miała przy sobie pieniędzy. Wciągnęli ją do bramy. Pewnie jej grozili, bo wyszła cała zapłakana – wyjaśniła Justyna.
– To dlaczego nic nie zrobiłyście?
– Bałyśmy się. Wszyscy się ich boją. Ale Magda miała przyszykowaną komórkę i gdyby Klary nie wypuścili tak szybko, zadzwoniłybyśmy po policję – mówiła. – Wygląda jednak na to, że ją porządnie nastraszyli i wypuścili, ale nie wiadomo, czy znów nie będą od niej chcieć kasy.
– Franek nigdy by czegoś takiego nie zrobił – odparłam z całą stanowczością. – Znam go. On nie jest taki.
– Ala, wszyscy o tym wiedzą i w szkole, i na dzielnicy. Naprawdę trudno uwierzyć, że ty nic nie wiesz. Klara pewnie myśli inaczej i dlatego nie chce z tobą gadać.
– Justyna, ja znam Franka od szóstej klasy podstawówki. Spędzam z nim mnóstwo czasu. Wiedziałabym coś o tym. Jakoś ode mnie nigdy nie chciał pieniędzy. To on zawsze wszystko kupuje.
– Od ciebie nie chciał, bo wiedział, że ich nie masz, a Klara ma. Oboje rodzice pracują, a ona jeszcze dorabia opieką nad córką sąsiadki, kiedy tamta pracuje. Poza tym, skoro on zawsze wszystko kupuje, to nie zastanawiałaś się, skąd ma na to pieniądze?
– Bo jego rodzice też pracują, tak? – spytałam kpiąco. – A on pomaga ojcu w hydraulice, więc ma. Gdyby to nawet była prawda – w co nie wierzę – to nie tknąłby dziewczyny, z którą siedzę w jednej ławce – dodałam.
– A jednak – westchnęła Justyna. – Wierzysz w to czy nie wierzysz, twoja sprawa, ale jak mu coś powiesz, to ja nie mam po co wracać do tej szkoły.
– To dlaczego mi w ogóle o tym powiedziałaś?
– Bo byłam przekonana, że wiesz, czym on się zajmuje, i że jakoś wpłyniesz na niego, żeby dał spokój naszej klasie. Oczywiście zaryzykowałam, bo miałam nadzieję, że nie zdradzisz, od kogo masz te informacje.
– Justyna, jeszcze raz ci powtarzam, że nie wierzę w to, ale nic mu nie powiem – stwierdziłam i zamierzałam słowa dotrzymać. To było jakieś wielkie nieporozumienie. Gdybym powiedziała Frankowi, że Justyna rozpowiada takie plotki, to rzeczywiście mogłoby być nieciekawie.
– Dzięki – powiedziała – ale przemyśl to sobie. Aha, Klara nie wie, że my widziałyśmy całą tę akcję.
Byłam przekonana, że chodziło o coś zupełnie innego, a jednak w ogóle nie mogłam się skupić na kolejnej lekcji. Może się o coś na Klarę wściekli i dlatego się wczoraj kłócili? Może nagadała komuś na któregoś z nich? Może rozsiewała jakieś niesprawdzone plotki jak przed chwilą Justyna? Ufałam Frankowi. Nie mógłby zrobić czegoś takiego. Znałam go dobrze. Opiekował się mną. Był czuły, dobry i na pewno nigdy w życiu od nikogo nie wyłudzałby pieniędzy, a zwłaszcza od Klary. Wiedział, że od początku roku szkolnego siedzimy razem w ławce. Opowiadałam mu przecież o ludziach z mojej klasy. Z drugiej strony Klara mogła się im postawić, wyjaśnić to idiotyczne nieporozumienie albo zwyczajnie ich przeprosić, jeśli na ich temat do kogoś źle mówiła, a nie od razu beczeć i histeryzować. Mięczak z tej Klary. A Frankowi ufałam bezgranicznie. Dlaczego więc nie mogłam przestać myśleć o tym, co powiedziała Justyna?
Jestem wściekła na Klarę. Co ona sobie w ogóle wyobraża? Przesiadła się do Gosi. Bez słowa wyjaśnienia. Serio, nie wiem, o co jej chodzi. W końcu ja jej nic złego nie zrobiłam. Podpytywałam Franka, czy był wtedy z tatą, pomagać mu z tą całą hydrauliką. Odparł, że tak.
– Ktoś mówił, że cię widział na Traugutta z chłopakami – bąknęłam nieśmiało.
– Kto? – spytał chłodnym tonem.
– Nie pamiętam – skłamałam. – Chłopaki chyba między sobą rozmawiali, że się wydzieraliście na ulicy. Pijany byłeś? – Próbowałam uśpić jego czujność, że niby interesuje mnie stan, w jakim się znajdował.
– Nie – odparł już łagodniej. – Rzeczywiście, spotkałem się z chłopakami po robocie.
A więc niczego przede mną nie ukrywał. Powiedział prawdę – że tamtego dnia spotkał się z nimi. A Klara, jak jest taka głupia, że się obraża na mnie o jakieś nieporozumienia między nimi, to niech spada. Nie muszę z nią siedzieć. Zresztą szybko przysiadła się do mnie Kaja. Była małą, drobną brunetką. Do tej pory trzymała się na uboczu. Z nikim nie wdawała się w dłuższe rozmowy. Na pytania dziewczyn odpowiadała lakonicznie: tak, nie, nie wiem. Na lekcjach też się nie wychylała z niczym.
– Wolne tu jest? – spytała, stając obok ławki.
– Wolne – odparłam.
– Mogę tu siedzieć?
– Jak chcesz, to siedź. – Wzruszyłam ramionami.
Szczerze mówiąc, brakowało mi jakiejś bliższej koleżanki. Kiedyś sporo rozmawiałam z ludźmi ze stowarzyszenia, no i z Julką, a potem z Natalią i Maksymem. W sumie fajnie, że powiedzieli, że zawsze mogę przyjść do nich albo do stowarzyszenia. Tylko w sumie, co miałabym im powiedzieć? I co miałabym robić w stowarzyszeniu?
– Tam chodzą jacyś frajerzy – śmiał się Franek. – Te przedstawienia to jakaś dziecinada. Mam nadzieję, że z tego wyrosłaś? – Zaglądnął mi w oczy.
– Wyrosłam – odpowiedziałam. I tak rzeczywiście było. Teraz żyłam prawdziwym życiem. No i miałam Franka. W czasie wakacji całowaliśmy się. O rety, gdy mnie pierwszy raz pocałował, to przez trzy dni o tym myślałam. Nie potrafiłam się na niczym innym skupić. Aż ciarki mi przechodziły po całym ciele, gdy to wspominałam. Wcześniej bardzo się tego bałam, no bo nie umiałam się całować. Paraliżował mnie strach, jak to będzie. No i w sumie miałam podstawy, by panikować, bo Franek szybko się połapał, w czym rzecz.
– Nigdy się nie całowałaś – roześmiał się. – Nie umiesz.
– Jak mam umieć, skoro się nie całowałam – obruszyłam się lekko zawstydzona.
Zauważył to.
– Nie martw się – powiedział. – Nauczę cię. – I pocałował mnie drugi raz, a potem kolejny. No i później miałam trzy dni wyjęte z życiorysu. Tylko o tym myślałam.
Julka kiedyś powiedziała, że mogę o wszystkim z nią porozmawiać, ale jakoś po ostatniej aferze nie miałam ochoty. Czułam, że nasze drogi rozchodzą się i że to, co było, nie wróci. No dobra, przyznaję sama przed sobą, że jak za długo to rozkminiałam, to łzy napływały mi do oczu, dlatego odpychałam te wspomnienia. Nie chciałam o tym w ogóle myśleć.
Miałam Franka i tego postanowiłam się trzymać. Połowa dziewczyn w naszej klasie w ogóle nie miała chłopaków. Czułam, że mi zazdroszczą. Klara pewnie też. Dlatego się przesiadła. A może próbowała mi odbić Franka? Może o to ta afera? On przecież by jej nie chciał. Może jej wtedy na Traugutta powiedział, żeby się od niego odczepiła? I ta pewnie o to się na mnie obraziła. A może mówiła coś na mnie po to, żeby nas rozdzielić, i Franek postanowił ostrzej zareagować i nagadał jej wtedy w tej bramie? Nie, no zwariuję! Znów o tym myślę. Nieważne, o co poszło.
– Własnym uszom nie wierzę. Słyszałaś? – z zamyślenia wyrwała mnie Kaja. – Jakaś przemiana w niej nastąpiła.
– W kim? – zapytałam zdezorientowana.
– No w Żabie.
Spojrzałam na naszą wychowawczynię. Miała przyczepiony do ust sztuczny uśmiech.
– Tak więc zlikwidowałam ci te nieobecności na lekcji biologii – mówiła, patrząc na Manuelę. – Skoro cała klasa twierdzi, że byłaś na każdej, to ja w to wierzę. Być może system komputerowy szwankował tego dnia. Przepraszam cię za to.
– Nic się nie stało – wydukała Manuela zupełnie oszołomiona zachowaniem nauczycielki.
– Ale zapamiętaj sobie do końca życia: mówi się „proszę pani”, a nie „proszę panią”.
– Dobrze, proszę panią, przepraszam, proszę pani – plątała się zdenerwowana.
– No faktycznie, cud – skwitowałam.
Żaba dla reszty klasy była całkiem spoko. Tłumaczyła cierpliwie nawet kilka razy, jeśli ktoś czegoś nie rozumiał. Potrafiła być miła i wyrozumiała. Tylko na Manuelę się uwzięła praktycznie od samego początku. Wszyscy to zauważyli. Ale dziś tym swoim „przepraszam” zdobyła mój szacunek. I już się wystraszyłam, że zaraz go utraci. Na szczęście tego nie zrobiła.
– Manuela, do odpowiedzi – powiedziała.
Dziewczyna wstała, wstrzymując oddech. Żaba zadała jej pytanie, na które chyba nikt nie znał odpowiedzi. Manuela zbladła z przerażenia.
– Siadaj – dodała po chwili nauczycielka. – Zmieniłam zdanie. Odpowiadał będzie Kordian.
Zmieniła zarówno zdanie, jak i pytanie, bo Kordian odpowiadał z ostatniej lekcji.
Kolejna była fizyka. Mieliśmy ją z Kołczem, który był jednocześnie dyrektorem szkoły. Bardzo lubiany przez nas człowiek. Dziś jednak poirytowany i wyprowadzony z równowagi przez Lamberta wpisał mu uwagę: „Lambert na lekcji fizyki wącha buta, przykładając jego środek do nosa”.
Na religii też było zabawnie. Nasz ksiądz Jacek, odkąd go poznaliśmy, na każdej lekcji mówił nam, że się odchudza, ale wczoraj Magda spotkała go w hipermarkecie.
– Kupował zgrzewkę Pepsi, paczkę chipsów i mnóstwo słodyczy – opowiadała.
No i dziś na lekcji wypaliła:
– Widziałam wczoraj księdza. Nie ma co! Ładną dietę ksiądz trzyma.
– To była chwilowa słabość – przyznał ze skruchą, patrząc na Magdę, po czym wyciągnął z torby cukierki i rzucił nimi w dziewczynę.
– Zabierz tego szatana! – wykrzyknął. – Nie chcę go widzieć.
Magda otworzyła opakowanie i zaczęła wkładać rękę do środka.
– Nie, oddaj mi to – zawołał ksiądz.
Dziewczyna posłusznie oddała słodycze, a ksiądz Jacek na naszych oczach spałaszował białe „Michałki”. Ale uwielbialiśmy go. Wszyscy, bez wyjątku. Zresztą zaraz po dzwonku poczęstował nas cukierkami z kolejnego opakowania.
– Ile masz jeszcze lekcji? – spytał mnie Franek, gdy tylko opuściłam klasę.
Ucieszyłam się, że na mnie czekał.
– Jeszcze trzy godziny – odparłam i na chwilę wstrzymałam oddech, bo minęła nas właśnie Klara, obrzucając lodowatym spojrzeniem.
– Sam widzisz, jak ona się zachowuje – szepnęłam do Franka. – Przesiadła się do innej ławki. Wciąż nie wiem, o co jej chodzi. Ty ją znasz bliżej… – Chciałam pociągnąć go za język, bo sytuacja była odpowiednia.
– Niby dlaczego miałbym ją znać? – spytał podejrzliwie. – Wiem o niej tyle, co ty mi powiedziałaś.
– No bo na ciebie patrzy z taką samą nienawiścią jak na mnie – próbowałam szybko wybrnąć z sytuacji.
– Ja mam to gdzieś, jak ona na mnie patrzy – stwierdził szyderczym tonem. – Idź po kurtkę.
– Po jaką kurtkę? Mam jeszcze trzy godziny – przypomniałam.
– Chyba nie zamierzasz codziennie siedzieć na wszystkich lekcjach? – ton jego głosu był ironiczny.
– No nie – odparłam automatycznie, bo tak naprawdę nie chciałam wagarować. Nawet nie ucząc się w domu prawie nic, jakoś na dwójach i trójach leciałam. Zawsze coś zapamiętywałam z lekcji. I sporo rozumiałam z tego, co tłumaczyli. Nawet u Godzilli, której się panicznie bałam, nie złapałam jeszcze jedynki.
– Idź po kurtkę i spadamy. I żeby cię jakiś belfer nie zauważył. Ja też idę do szatni. Spotkamy się na ulicy.
– OK – zgodziłam się.
Nie do końca byłam pewna, czy dobrze robię. Pod koniec października miało być zebranie z rodzicami. Mama znów będzie krzyczała, płakała i się martwiła. O to, że ojcu nic nie powie, mogłam być spokojna. Takich pijackich awantur, jakie tata potrafił urządzać, to i ona chciała uniknąć. Bałam się tylko, że jeśli odmówię Frankowi, to sobie pomyśli, że jestem tchórzem. A co, jeśli ze mną zerwie? Był całym moim światem. Dlatego też po kwadransie byłam na ulicy. Franek już czekał.
– Możemy iść do mnie – powiedział. – Starzy w pracy.
– Twoi rodzice i tak nie mają nic przeciwko temu, żebym do ciebie przychodziła – odparłam.
– Ale jak ich nie ma, to można coś zorganizować. Większy luz. Tylko kasy nie mamy.
– Co chcesz zorganizować? – nie do końca rozumiałam, o czym mówi.
– Coś, dzięki czemu będzie przyjemniej – roześmiał się. – Ala, ty znasz tę bogatą dziewczynę. Nie załatwiłabyś od niej kasy?
– Natalię? – zdziwiłam się. – I niby co jej powiem? Że na co potrzebuję?
– Wciśniesz jej jakiś bajer, że na leki dla mamy, bo nie ma za co wykupić.
– Przecież to kłamstwo – odparłam.
– Oj tam, zaraz kłamstwo. Trzeba sobie w życiu jakoś radzić. Oddasz jej, jak tylko zarobię. Pewnie lada moment będę miał z ojcem jakąś robotę.
– Nie pójdę do Natalii – głos grzązł mi w gardle. – Ona jest w ciąży. Niedługo będzie rodzić.
– A co ma jedno do drugiego? – zdziwił się. – No dawaj, dziewczyno. Od czasu do czasu możesz coś dla mnie zrobić. Potrzebujemy tej kasy teraz.
– A oddamy jej? – spytałam niepewnie.
– Co do złotówki – odpowiedział stanowczo.
– To mogę spróbować pożyczyć od mamy Julki – zdecydowałam. – Powinna być teraz w warzywniaku.
– Nieważne od kogo, istotne, żeby kasę załatwić.
– Spróbuję – obiecałam.
Pomyślałam, że w końcu to nic złego. Przecież Franek zarobi, pracując ze swoim tatą, i oddamy wszystko. Potrzebował teraz mojej pomocy. Nie mogłam mu odmówić. Ja mogłam na niego liczyć. Jak tata się awanturował, zawsze do niego uciekałam. Mogłam przeczekać burzę do momentu, jak ojciec zaśnie, i wtedy spokojnie wrócić do domu. Teraz ja musiałam mu pomóc. Nie chciałam go stracić. Pragnęłam mu pokazać, że on też zawsze może na mnie polegać. W końcu to tylko pożyczka.
– No to idziemy – zdecydowałam.
Gdy doszliśmy w okolice warzywniaka, nogi miałam jak z waty, a serce waliło mi tak szybko i tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej.
– Zostań tu, żeby cię nikt nie widział, bo mama Julki zacznie coś podejrzewać.
– Nie jestem kretynem. Oczywiście, że zostanę. Nikt mnie nie zauważy.
Ruszyłam przed siebie. Miałam nadzieję, że Julka jeszcze jest na uczelni. Ona na pewno mi już przestała ufać, ale jej mama zawsze nam pomagała.
– Dzień dobry – powiedziałam, wchodząc do warzywniaka.
– Ala! – ucieszyła się na mój widok. – Jak ja ciebie dawno nie widziałam!
– Moja mama ma ogromną prośbę, tylko wstydzę się o tym powiedzieć – kłamałam. – Mamy problem.
– Co się stało, moje dziecko? – spytała bardzo zmartwiona.
– Mama zachorowała na zapalenie oskrzeli i lekarz zapisał antybiotyk – wyrzuciłam z siebie jednym tchem. – I mama chciała pożyczyć pieniądze na ten lek. Odda w przyszłym tygodniu – dodałam. Wzrok miałam wbity w podłogę. Nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy.
– Ależ nie ma się czego wstydzić. – Wyszła zza lady i przytuliła mnie. – Ludzie powinni sobie pomagać nawzajem. Ile ci potrzeba na ten antybiotyk?
– Nie wiem – dukałam. – Nie wiem, ile on kosztuje.
– A masz przy sobie receptę? – spytała.
Chciałam zapaść się pod ziemię. Strach przed wydaniem się kłamstwa sparaliżował mnie całą.
– Zostawiłam w domu.
– Nic nie szkodzi – odparła, wypuściła mnie z objęć i podeszła do kasy fiskalnej. Otworzyła ją i wyjęła sto złotych. – Antybiotyki nie są tanie, a mamie może potrzebne są też jakieś witaminy. Weź pieniążki i pędź do domu po receptę. Wykup lekarstwa jak najszybciej – instruowała. – Mama powinna leżeć w łóżku. Powinnaś jej w czasie choroby pomóc.
– Pomogę na pewno – odparłam drżącym głosem.
– To leć do domu. A pieniądze mama odda, jak będzie miała. Nie musicie się spieszyć. I jakby coś jeszcze było potrzebne, to zadzwoń albo przyjdź do mnie. Naprawdę nie ma się czego wstydzić.
– Dziękuję bardzo – odpowiedziałam. – Bardzo dziękuję – powtórzyłam. – Do widzenia.
– Tylko wykup ten lek jak najszybciej – usłyszałam za plecami. – Do widzenia, Alu.
Wyszłam z warzywniaka i jak mogłam najprędzej ruszyłam w kierunku miejsca, w którym czekał Franek. Kamień spadł mi z serca. Ogromny i ciężki. I pewnie wrył się w ziemię. Gdy już zobaczyłam postać mojego chłopaka, przez myśl przeszło mi, że to wcale nie było trudne. W ręku ściskałam stuzłotowy banknot. Najgorsze było opanować strach. Gdyby nie to, sytuacja byłaby dziecinnie łatwa. Podeszłam do Franka. Dałam mu forsę i przytuliłam się mocno.
– Dzielna dziewczyna – pochwalił mnie i mocno objął.
To wydarzenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że Franek nie mógł zmuszać ludzi ze szkoły, by mu dawali pieniądze. I że to wszystko, co mówiła Justyna, było jednym wielkim kłamstwem. Przecież teraz, gdy potrzebował kasy, poprosił mnie, bym ją załatwiła w zupełnie inny sposób. I obiecał, że wszystko oddamy. Co do złotówki. Ktoś taki nie używa siły, by tak po prostu ktoś mu swoje pieniądze oddał.
W drodze do domu Franek wszedł do sklepu.
– Ty zostań – poprosił.
Wyszedł po dłuższej chwili.
– Mamy dwa wina i fajki – roześmiał się. – Uprzyjemnimy sobie ten pochmurny dzień.
Franek był wysoki i dobrze zbudowany. Nie wyglądał na gimnazjalistę. Pewnie dlatego sprzedali mu alkohol. W naszej dzielnicy, gdy ktoś wyglądał poważnie, to raczej nie sprawdzali dowodów. Chociaż kumple Franka kiedyś opowiadali, że w jednym ze sklepów poproszono ich o dowód. I pokazali. Tymczasowy. Tylko że nikt nie zwrócił uwagi na datę urodzenia.
– Chodź. – Franek pociągnął mnie za rękaw. – Tramwaj jedzie.
Do domu dotarliśmy dość szybko. Mój chłopak sprawnie otworzył wino i poczęstował mnie papierosem. I to było właśnie nasze życie. Takie zupełnie dorosłe, którego nie zrozumiałaby Julka i Natalia. To one były jak dzieci. Julką wciąż opiekowała się mama, a Natką najpierw rodzice, a potem Maksym. My musieliśmy radzić sobie sami.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i było wspaniale. Wino szumiało mi coraz bardziej w głowie. I nic nie było już takie straszne. Powoli stawało się obojętne. Przestało urastać do nie wiadomo jak dużej rangi. Świat wirował. Wciąż się śmiejąc, chyba zasnęłam. Gdy się obudziłam, za oknami było ciemno.
– Która godzina? – podniosłam się gwałtownie i poczułam przeraźliwy ból głowy.
– Wyluzuj – usłyszałam głos Franka. – Nie ma jeszcze dwudziestej drugiej. Zaraz odprowadzę cię do domu.
– Będę musiała powiedzieć mamie, że byłam w stowarzyszeniu albo że musiałam zostać dłużej w szkole. Pewnie umiera ze strachu o mnie. – Zaczęłam wpadać w lekką histerię. – Będzie się wkurzać, że nie zadzwoniłam.
– Powkurza się chwilę i przestanie – uspokajał mnie Franek. – Właściwie to będzie się cieszyć, że wróciłaś cała i zdrowa.
Pomyślałam, że ma rację. I w tym momencie zaczęło mnie mdlić.
– Ubieraj się szybko – polecił. – Zwymiotujesz na dworze, bo inaczej u mnie też bez kazania się nie obejdzie.
Wyszliśmy pospiesznie z domu Franka. A potem było wszystko tak, jak przewidział. Na szczęście ojciec spał.
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
KOREKTA
Agata Chadzińska
Marek Chadziński
ILUSTRACJE
Izabela Puk
PROJEKT OKŁADKI I SKŁAD
Izabela Puk
ZDJĘCIA NA OKŁADCE
IStock
Pexeles
Plik opracował i przygotował Woblink
ISBN 978-83-7569-739-1
© 2017 Dom Wydawniczy „Rafael”
ul. Rękawka 51
30-535 Kraków
tel./fax 12 411 14 52
e-mail: [email protected]
www.rafael.pl
E-booki dostępne na: