Królowe salonów II Rzeczypospolitej - Sławomir Koper - ebook + audiobook

Królowe salonów II Rzeczypospolitej ebook

Sławomir Koper

3,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Każda epoka ma swoje celebrytki. Wszyscy je znają. Każdy pożąda ich towarzystwa. Są ozdobą imprez, tematem plotek, bohaterkami rubryk towarzyskich i obyczajowych skandali… Rozpieszczane, podziwiane, adorowane, nieco niemoralne.

Ich portrety kreśli autor bestsellerowych książek historycznych Sławomir Koper.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 311

Oceny
3,8 (8 ocen)
2
3
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Od autora

Od autora

Barwna epoka oraz piękne i uta­len­to­wane kobiety – Pola Negri, Olga Boznań­ska, Lucyna Mes­sal, Halina Kono­packa, Kazi­miera Iłła­ko­wi­czówna i Tamara Łem­picka. Intry­gu­jące losy, zna­ko­mite kariery i wiel­kie namięt­no­ści. Mój powrót do epoki II Rze­czy­po­spo­li­tej oka­zał się dla mnie wyjąt­ko­wym prze­ży­ciem.

Kiedy kil­ka­na­ście lat temu zaczy­na­łem pisać pierw­szą książkę o tam­tych cza­sach (Życie pry­watne elit II Rze­czy­po­spo­li­tej), nie podej­rze­wa­łem, że moja przy­goda z okre­sem mię­dzy­wo­jen­nym potrwa tak długo. Wpraw­dzie zawsze uwiel­bia­łem tę epokę, ale ni­gdy nie marzy­łem, że przy­pad­nie mi rola jej popu­la­ry­za­tora wśród Czy­tel­ni­ków. Kiedy jed­nak koń­czy­łem jedną książkę, oka­zy­wało się, że pod­czas pracy naro­dził się pomysł na następną. Trwało to kilka lat, zanim posta­no­wi­łem zro­bić prze­rwę i zająć się eli­tami Pol­ski Ludo­wej. Stara miłość jed­nak nie rdze­wieje, a odna­le­ziona po dłuż­szym cza­sie ma spe­cy­ficzny smak i kolo­ryt.

Ni­gdy nie mia­łem ambi­cji nauko­wych, nie chcia­łem też odkry­wać nie­zna­nych fak­tów ani też kon­stru­ować nowa­tor­skich teo­rii. Mam za to (i nie ukry­wam tego) wielką potrzebę przy­bli­ża­nia Czy­tel­ni­kom mojej uko­cha­nej dzie­dziny wie­dzy. Sta­ram się to robić w spo­sób jak naj­bar­dziej przy­stępny poprzez bio­gra­fie i aneg­doty, gdyż histo­ria to żywi ludzie, a nie suche wykłady czy kolumny dat bez więk­szego zna­cze­nia. Ni­gdy też nie pró­bo­wa­łem oce­niać swo­ich boha­te­rów, ponie­waż uwa­żam, że należy to do Czy­tel­ni­ków, pod­czas gdy rolą autora jest wyłącz­nie przed­sta­wie­nie fak­tów.

Okres mię­dzy­wo­jenny był epoką nie­praw­do­po­dob­nego wręcz wysypu talen­tów twór­czych. To wła­śnie wtedy, w tak krót­kim prze­dziale cza­so­wym, poja­wiły się postaci, które na zawsze weszły do kanonu naszej kul­tury. Jed­no­cze­śnie dwu­dzie­sto­le­cie jest okre­sem zna­ko­mi­cie udo­ku­men­to­wa­nym pod wzglę­dem źró­dło­wym; zacho­wały się liczne pamięt­niki i dzien­niki oraz obfita kore­spon­den­cja, co spra­wia, że badacz histo­rii czuje się jak sma­kosz przy suto zasta­wio­nym stole. Z boga­tego mate­riału źró­dło­wego wyła­niają się barwne bio­gra­fie roz­wi­ja­jące się na tle tra­gicz­nych wyda­rzeń dzie­jo­wych, które decy­do­wały o losach naszego kraju.

W tej książce jak zwy­kle naj­bar­dziej inte­re­so­wało mnie życie pry­watne boha­te­rek, a ana­lizą ich twór­czo­ści arty­stycz­nej zaj­mo­wa­łem się tylko wtedy, gdy spla­tała się ona ze spra­wami oso­bi­stymi. Nie spo­sób prze­cież pisać o Poli Negri, nie wspo­mi­na­jąc o jej fil­mach, albo opo­wia­dać o burz­li­wych dzie­jach Lucyny Mes­sal, pomi­ja­jąc mil­cze­niem jej ope­ret­kowe role. Nie ana­li­zo­wa­łem obra­zów Olgi Boznań­skiej czy Tamary Łem­pic­kiej, ale ich dzieła cały czas poja­wiają się w tle, sta­no­wiąc kanwę opo­wie­ści o pry­wat­nych spra­wach obu arty­stek. Przy oka­zji sta­ra­łem się też nakre­ślić cechy cha­rak­te­ry­styczne tam­tej epoki – jej oby­cza­jo­wość, per­cep­cję sztuki w spo­łe­czeń­stwie, spe­cy­fikę życia towa­rzy­skiego.

Nie zapo­mnia­łem rów­nież o nie­zwy­kle waż­nej spra­wie, jaką jest przy­bli­że­nie Czy­tel­ni­kom sytu­acji mate­rial­nej opi­sy­wa­nych postaci, a w szcze­gól­no­ści ich docho­dów i wydat­ków. W tym celu czę­sto podaję siłę nabyw­czą ówcze­snych pie­nię­dzy, w wielu bowiem opra­co­wa­niach poda­wane są kwoty, jakie Pola Negri otrzy­my­wała za swoje filmy, albo Olga Boznań­ska za swoje obrazy, tyle że sumy te nic nie mówią dzi­siej­szemu Czy­tel­ni­kowi. Kiedy jed­nak wyra­zimy je we współ­cze­snych nam dola­rach czy zło­tych, ewen­tu­al­nie podamy wyso­kość śred­nich mie­sięcz­nych zarob­ków, to mar­twe liczby nabiorą życia i umoż­li­wią orien­ta­cję w spra­wach finan­so­wych moich boha­te­rek. Bo czy tego chcemy, czy nie, życie pry­watne arty­stów to także pie­nią­dze, które zawsze odgry­wały w nim nie­ba­ga­telną rolę. Sztuka dla samej sztuki ni­gdy bowiem nie ist­niała, a twór­czość arty­styczna zawsze pod­le­gała twar­dym regu­łom ryn­ko­wym.

Długo zasta­na­wia­łem się nad dobo­rem boha­te­rek książki. Jak zwy­kle w takich przy­pad­kach musia­łem zre­zy­gno­wać z nie­któ­rych postaci, prze­su­wa­jąc je do innych, pla­no­wa­nych na póź­niej publi­ka­cji. Od samego początku wie­dzia­łem bowiem, że mój powrót do cza­sów II Rze­czy­po­spo­li­tej nie będzie jed­no­ra­zowy, gdyż chciał­bym na dłu­żej zago­ścić w tej fascy­nu­ją­cej epoce.

Od czasu mojej ostat­niej publi­ka­cji o okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym (Gwiazdy II Rze­czy­po­spo­li­tej) minęły ponad dwa lata, a niniej­sza książka wycho­dzi nakła­dem innego wydaw­nic­twa i w zmie­nio­nej sza­cie gra­ficz­nej. Jed­nak napi­sana jest w podobny spo­sób, bo nie zmie­nił się mój sto­su­nek do tam­tej nie­zwy­kle barw­nej epoki oraz jej boha­te­rek – wspa­nia­łych kobiet będą­cych praw­dzi­wymi kró­lo­wymi ówcze­snych salo­nów.

Sła­wo­mir Koper

Roz­dział I. Boska Pola

Roz­dział I

Boska Pola

Była jedyną w dzie­jach kina pol­ską gwiazdą świa­to­wego for­matu, a jej poja­wie­nie się na ekra­nie przy­spie­szało rytm serca milio­nów widzów. Uzna­wano ją za uni­wer­salny sym­bol seksu i urody, prze­tarła w Hol­ly­wood szlaki innym euro­pej­skim gwiaz­dom. Roman­so­wała z Char­liem Cha­pli­nem i Rudol­fem Valen­tino, spa­ce­ro­wała po Bul­wa­rze Zacho­dzą­cego Słońca z tygry­sem (!) na smy­czy. A przy oka­zji stała się ulu­bioną aktorką Hitlera, który zali­czył ją do „pol­skich Aryj­czy­ków” i wzru­szał się do łez, oglą­da­jąc filmy z jej udzia­łem…

Nie­do­szła tan­cerka

Naprawdę nazy­wała się Bar­bara Apo­lo­nia Cha­łu­piec i przy­szła na świat 3 stycz­nia 1897 roku w Lip­nie na Kuja­wach. Była naj­młod­szym dziec­kiem sło­wac­kiego kotla­rza o cygań­skich korze­niach Jerzego Cha­lupca (spo­lsz­czył swoje nazwi­sko) i Ele­onory Kieł­czew­skiej. Rodzice posia­dali nie­źle pro­spe­ru­jący zakład bla­char­ski, jed­nak Jerzy nie był ide­ałem. Lubił kobiety i alko­hol, a gdy Bar­bara miała osiem lat, został nawet aresz­to­wany i zesłany na Sybe­rię. Cho­ciaż Ele­onora usi­ło­wała przed­sta­wiać męża jako bojow­nika o nie­pod­le­głość kraju, to o wyroku zade­cy­do­wały prze­stęp­stwa kry­mi­nalne. Matka prze­nio­sła się z córką do War­szawy (dwójka star­szych dzieci zmarła we wcze­snym dzie­ciń­stwie), gdzie kupiła mały sklep na Lesz­nie. Nie miała jed­nak zdol­no­ści han­dlo­wych, toteż inte­res splaj­to­wał, a Ele­onora była zmu­szona zara­biać na życie jako słu­żąca.

„Cho­dzi­łam do szkoły klasz­tor­nej – wspo­mi­nała po latach Pola. – Kole­żanki, mimo że byłam z tej samej dziel­nicy biedy, nie darzyły mnie ani sym­pa­tią, ani przy­jaź­nią. Powód tego z pew­no­ścią był nie­je­den: pocho­dzi­łam ze wsi, gdy one – z mia­sta; moje sukienki, pozo­sta­łość z lep­szych cza­sów, były ład­niej­sze od tych, jakie one nosiły; byłam bar­dzo ładna, choć jesz­cze tego nie wie­dzia­łam”1.

Bar­bara była bar­dzo muzy­kalna, miała talent do tańca, a do tego nie­ba­nalną urodę i tem­pe­ra­ment. Widoczne to było szcze­gól­nie pod­czas zabaw na podwórku, na co zwró­cili kie­dyś uwagę miesz­ka­jący w pobliżu chó­rzy­ści sto­łecz­nej opery. Zapro­po­no­wali jej przy­stą­pie­nie do egza­mi­nów do szkoły bale­to­wej przy Teatrze Wiel­kim i dziew­czyna bez więk­szych pro­ble­mów została tam przy­jęta. Jej sytu­ację uła­twiał rów­nież fakt, że pla­cówka znaj­do­wała się pod bez­po­śred­nią opieką dworu car­skiego i nauka tam była bez­płatna.

W szkole pano­wała jed­nak duża kon­ku­ren­cja i nie było w niej miej­sca na przy­jaźń. Dziew­częta bez­względ­nie rywa­li­zo­wały ze sobą i każda z nich wie­działa, że tan­ce­rek w zespole może być wiele, ale pri­ma­ba­le­rina jest tylko jedna.

„Pola, ty nie jesteś naj­lep­szą tan­cerką – tłu­ma­czyła dziew­czy­nie jej nauczy­cielka Janina Rut­kow­ska. – Trzy lub nawet cztery są o wiele lep­sze od cie­bie. Masz jed­nak w sobie coś, co przy­ciąga uwagę i wyróż­nia cię spo­śród innych. Strzeż się, bo może cię to zapro­wa­dzić daleko nawet bez pracy nad sobą. Nie możesz na to pozwo­lić. Jeżeli będziesz pra­co­wała usil­nie, kto wie, jak daleko zaj­dziesz”2.

Panna Cha­łu­piec miała pre­dys­po­zy­cje do kariery w bale­cie, ale na prze­szko­dzie sta­nęły względy zdro­wotne. Zdia­gno­zo­wano u niej początki gruź­licy i musiała na kilka mie­sięcy wyje­chać do Zako­pa­nego. Za jej pobyt w sana­to­rium zapła­cił wice­pre­zes War­szaw­skich Teatrów Rzą­do­wych Kazi­mierz Hule­wicz.

Nie wia­domo, kiedy ten zamożny mece­nas sztuki zwró­cił na nią uwagę. Podobno był „sta­rym zna­jo­mym jej matki”, ale nie zacho­wały się bliż­sze infor­ma­cje na ten temat. Nie­któ­rzy suge­ro­wali, że 45-letni Hule­wicz, „znawca i kone­ser kobiet”, upa­trzył sobie 14-let­nią Basię jako swoją przy­szłą part­nerkę, ale bra­kuje dowo­dów na popar­cie tych podej­rzeń. Wia­domo jed­nak, że bez jego opieki dziew­czyna ni­gdy nie zro­bi­łaby kariery.

Tym­cza­sem Bar­bara pomimo cho­roby nie zamie­rzała rezy­gno­wać ze sceny. Gruź­licę udało się zale­czyć, ale do baletu nie mogła już wró­cić. W tej sytu­acji za poradą Hule­wi­cza zdała egza­min do Szkoły Apli­ka­cyj­nej przy War­szaw­skich Teatrach Rzą­do­wych i nie­ba­wem zaczęła dosta­wać pierw­sze role. Zmie­niła rów­nież nazwi­sko, gdyż jesz­cze pod­czas pobytu w Zako­pa­nem uznała, że nazwi­sko Cha­łu­piec nie nadaje się do pro­mo­cji. Przy­jęła więc pseu­do­nim będący hoł­dem dla wło­skiej poetki Ady Negri i prze­stała uży­wać swo­jego pierw­szego imie­nia. Od tej pory miała być znana jako Pola Negri.

Sumu­run

„Panienka była wiotka jak trzcina wio­senna, w pocią­głej, bla­dej twa­rzyczce paliły się ciemne oczy. Zaopie­ko­wał się nią gorąco Kazi­mierz Hule­wicz, posta­no­wił zro­bić z niej wielką artystkę dra­ma­tyczną”3.

Nauka w Szkole Apli­ka­cyj­nej rów­nież była bez­płatna, co znacz­nie uła­twiało sytu­ację Poli. Dziew­czyna pobie­rała jed­nak pry­watne lek­cje u wybit­nych akto­rów: Hono­raty Lesz­czyń­skiej i Teo­dora Rolanda, a za nie zapewne pła­cił Hule­wicz.

Inwe­sty­cja szybko się opła­ciła, bo gdy we wrze­śniu 1912 roku Pola zade­biu­to­wała w Ślu­bach panień­skich Fre­dry, kry­tycy uznali, że poja­wiła się przy­szła gwiazda.

„I oto wczo­raj – pisano na łamach »Kuriera War­szaw­skiego« – zja­wiła się na sce­nie Teatru Małego mło­dziutka debiu­tantka, Pola Negri, która z odwagą wła­ściwą jej wie­kowi, z dzie­cięcą śmia­ło­ścią, porwała się na rolę [w któ­rej zachwy­ciła Modrze­jew­ska] i budząc tą śmia­ło­ścią zdzi­wie­nie, wyszła zwy­cię­sko z ognio­wej próby”4.

Hule­wicz umie­jęt­nie kie­ro­wał karierą swo­jej pod­opiecz­nej, więc gdy w War­sza­wie przy­stę­po­wano do insce­ni­za­cji słyn­nej w całej Euro­pie pan­to­mimy Maxa Rein­hardta Sumu­run, potra­fił ją odpo­wied­nio zapro­te­go­wać. W efek­cie reży­ser przed­się­wzię­cia Ryszard Ordyń­ski rolę demo­nicz­nej tan­cerki powie­rzył wła­śnie mło­dziut­kiej Poli.

„Pamię­tam, ile nazwisk mi pod­szep­ty­wano – wspo­mi­nał Ordyń­ski – jak różne wybitne siły zabie­gały […], aby mnie nakło­nić do takiego czy innego wyboru. Przy­znaję, że bałem się ruty­no­wa­nej aktorki, która pozba­wiona żywego słowa, mogłaby nie wydo­być innymi środ­kami tych walo­rów, o które tu cho­dzi”5.

Negri miała przy­go­to­wa­nie bale­towe, była aktorką dra­ma­tyczną, a do tego ema­no­wała wdzię­kiem pierw­szej mło­do­ści. Dosko­nale zda­wała sobie sprawę z ogrom­nej szansy, jaką był udział w insce­ni­za­cji Sumu­runa. To było przed­się­wzię­cie ska­zane na suk­ces, a ona miała wystą­pić u boku takich sław jak Juliusz Osterwa czy Sta­ni­sław Knake-Zawadzki.

„Trudno było o lep­szą pro­po­zy­cję – przy­zna­wała po latach. – Jeżeli tylko się nadam, to może będę miała otwartą drogę do Ber­lina i ewen­tu­al­nej pracy z Rein­hard­tem. […] No i nale­żało wziąć pod uwagę nie­miecki film. Mia­łam więc przed sobą per­spek­tywę wspa­nia­łej kariery. Lepiej było o tym nie myśleć, aby nie zape­szyć, ale wra­ca­jąc do domu ze skryp­tem roli pod pachą, zasta­na­wia­łam się nad zdu­mie­wa­ją­cym zrzą­dze­niem losu”6.

W bar­wach Sfinksa

Sumu­run fak­tycz­nie ją wypro­mo­wał, co było o tyle łatwe, że ona ide­al­nie nada­wała się do tej roli. Była wyjąt­kowo „ładna i świet­nie zbu­do­wana, o pięk­nych i ciem­nych oczach”. A do tego zacho­wy­wała się jak rasowa pra­co­ho­liczka i „nie było trud­no­ści, któ­rej nie potra­fi­łaby poko­nać”. Nic dziw­nego, że Ordyń­ski był zachwy­cony współ­pracą z nasto­latką:

„Pola Negri była uro­cza. Zwin­ność ruchów, świe­żość mło­dego i gib­kiego ciała two­rzyły w sumie postać dość nie­zwy­kłą, a nawet nie­sa­mo­witą, mającą w sobie coś kociego czy wręcz dia­bo­licz­nego”7.

To wtedy zauwa­żono, że jej poja­wie­nie się na sce­nie przy­kuwa uwagę widowni. I to nie tylko męż­czyzn, ale rów­nież ich part­ne­rek, a to ozna­czało, że panna Negri ma zadatki na wielką karierę. A miała wów­czas zale­d­wie 17 lat…

Logicz­nym następ­stwem suk­cesu sce­nicz­nego był debiut fil­mowy. Na uta­len­to­waną nasto­latkę zwró­cił uwagę Alek­san­der Hertz, współ­za­ło­ży­ciel pierw­szej pol­skiej wytwórni fil­mo­wej Sfinks. Był jed­nym z pio­nie­rów pol­skiej kine­ma­to­gra­fii, typem wizjo­nera, który wie­dział, że nie­ba­wem film sta­nie się naj­waż­niej­szą ze sztuk. Nie przej­mo­wał się, gdy mówiono, że to roz­rywka godna „wyłącz­nie słu­żą­cych i kucha­rek”, i traf­nie prze­czu­wał, że X muza ma przed sobą ogromną przy­szłość.

Hertz zauwa­żył wielki poten­cjał tkwiący w nasto­let­niej gwieź­dzie Sumu­runa, ale był czło­wie­kiem prze­zor­nym i nie chciał ryzy­ko­wać. Dla­tego fil­mowy debiut Poli w znacz­nej czę­ści sfi­nan­so­wał Hule­wicz, on też napi­sał dla niej rolę. Nie­wol­nica zmy­słów miała swoją pre­mierę w grud­niu 1914 roku.

„[…] film ilu­stro­wał życie aktorki-tan­cerki, która robi szybką karierę – pisał histo­ryk kine­ma­to­gra­fii Wła­dy­sław Jew­sie­wicki. – Atrak­cją filmu były tańce apa­szow­ski i salo­nowy. Tre­ścią filmu była nie­jako auto­bio­gra­fia aktorki Apo­lo­nii Cha­łu­piec, która przy­brała pseu­do­nim »Pola Negri«”8.

Cho­ciaż w Euro­pie trwała wojna, Hertz na­dal krę­cił filmy. Nie­wol­nica zmy­słów oka­zała się suk­ce­sem i pocią­gnęła za sobą kolejne pro­duk­cje. Pro­du­cent wie­dział, że zna­lazł aktorkę, która ma szansę zostać praw­dzi­wym obja­wie­niem. I to nie tylko kra­jo­wego for­matu.

„Jej uroda, tem­pe­ra­ment i cha­rak­ter kwa­li­fi­ko­wały ją na gwiazdę już od zara­nia jej kariery fil­mo­wej – kon­ty­nu­ował Jew­sie­wicki. – Gwał­towna i kapry­śna, odpo­wied­nio zaro­zu­miała, dawała się we znaki ówcze­snym reali­za­to­rom fil­mo­wym. Poza tym była pra­co­wita i wyma­ga­jąca”9.

Hertz pod­pi­sał z nią kon­trakt na dwa lata i 12 (!) fil­mów, jed­nak Pola ni­gdy nie wywią­zała się z tej umowy, bo wpraw­dzie zagrała jesz­cze w kilku obra­zach, ale w tym cza­sie dostała inte­re­su­jącą pro­po­zy­cję z Ber­lina. Zain­te­re­so­wała się nią wytwór­nia fil­mowa Saturn, co dla 20-let­niej aktorki było dużym arty­stycz­nym wyróż­nie­niem. Przy oka­zji wią­zało się ono ze znacz­nie więk­szymi docho­dami i zna­ko­mitą pro­mo­cją w Euro­pie. Pomimo trwa­ją­cej wojny Ber­lin pozo­sta­wał bowiem jedną ze sto­lic świa­to­wej kine­ma­to­gra­fii.

Ber­lin

Aktorka pod­pi­sała nad Sprewą swój pierw­szy nie­miecki kon­trakt i wystą­piła w kilku fil­mach. Przy oka­zji uczyła się reguł świata show-biz­nesu, bo sze­fo­wie Saturna wpraw­dzie zna­ko­mi­cie pła­cili, ale wyma­gali też okre­ślo­nego zacho­wa­nia. Kupili jej nawet małego tygrysa, z któ­rym miała prze­cha­dzać się po Ber­li­nie, aby wzbu­dzić zain­te­re­so­wa­nie swoją osobą. A gdy skar­żyła się na uciąż­li­wo­ści zwią­zane z takimi spa­ce­rami, wyna­jęto dla niej powóz, ale z tygrysa nie zre­zy­gno­wano.

Na szczę­ście Pola nie ogra­ni­czała się wyłącz­nie do prze­cha­dzek i krę­ce­nia nie­zbyt ambit­nych fil­mów. Zna­la­zła rów­nież czas na uczest­ni­cze­nie w zaję­ciach zespołu Maxa Rein­hardta. W przy­szło­ści miało to zapro­cen­to­wać, Rein­hardt wyzna­wał bowiem spe­cy­ficzne poglądy na temat pro­wa­dze­nia akto­rów. Uwa­żał, że w zespole powinna pano­wać żela­zna dys­cy­plina, ale na sce­nie dawał moż­li­wość impro­wi­za­cji. Przy­go­to­wy­wał dokład­nie każdą rolę, ale jego wła­dza koń­czyła się z chwilą roz­po­czę­cia przed­sta­wie­nia.

„Osta­teczny, naj­bar­dziej zado­wa­la­jący efekt, jaki ofe­ruje moja scena – mawiał reży­ser – nie wynika z tego, co osią­gam pod­czas pracy, prób. Na to składa się oso­bo­wość aktora, a także tajem­nica jego ist­nie­nia, spo­sobu bycia”10.

Negri zagrała u niego w kolej­nej insce­ni­za­cji Sumu­runa, w jego zespole poznała rów­nież Ern­sta Lubit­scha. Ten 25-letni były prak­ty­kant kra­wiecki od kilku lat zaj­mo­wał się reży­se­rią fil­mów kome­dio­wych i wła­śnie poszu­ki­wał odpo­wied­niej aktorki do ról dra­ma­tycz­nych. Pola ide­al­nie nada­wała się do tego zada­nia i nie­ba­wem nakrę­cili swój pierw­szy obraz dla nowo powsta­łej wytwórni UFA. Były to Oczy mumii Ma, które natych­miast zyskały ogromną popu­lar­ność.

Lubitsch nie narzu­cał aktorce spo­sobu gry, pozwa­lał jej przed kamerą być sobą, a przy tym zapew­niał naj­lep­szych part­ne­rów z Emi­lem Jan­ning­sem na czele (nie­za­po­mniany pro­fe­sor Rath z Błę­kit­nego anioła).

„Uzu­peł­nia­li­śmy się wspa­niale – wspo­mi­nała Pola współ­pracę z Lubit­schem. – Zda­wał sobie sprawę, że jego ana­li­tyczne podej­ście mogło wyda­wać się chłodne i nie­prze­ko­nu­jące, gdyby nie zostało uzu­peł­nione moim emo­cjo­na­li­zmem. […] Na tym pole­gała nasza szczę­śliwa współ­praca i dzięki temu ni­gdy nie ponie­śli­śmy klę­ski. W następ­nych latach nakrę­ci­łam wiele fil­mów bez niego, a on beze mnie. Nie­które były dobre, nie­które złe. Ale pra­cu­jąc wspól­nie, zawsze odno­si­li­śmy suk­cesy”11.

Kry­tycy są zgodni – w UFA pod okiem Lubit­scha Pola zagrała w swo­ich naj­lep­szych fil­mach. Car­men, Mania, Madame Dubarry zapew­niły jej sta­tus uwiel­bia­nej przez widzów gwiazdy. Kobie­tom impo­no­wała jej nie­za­leż­ność, a męż­czy­znom – uroda i zmy­sło­wość. Suk­ces kasowy fil­mów zna­lazł prze­ło­że­nie na dochody aktorki i już nie­ba­wem Pola mogła sobie pozwo­lić na zakup klej­no­tów Hohen­zol­ler­nów. Inna sprawa, że zde­tro­ni­zo­wani dyna­ści wyprze­da­wali je za bez­cen.

„Namięt­nie zaczę­łam wtedy naby­wać klej­noty nie dla ich piękna, lecz dla lokaty – przy­zna­wała Pola. – Pie­nią­dze mogły stra­cić swą war­tość, rządy upa­dały, ale biżu­te­ria zawsze była w cenie. Lepiej było posia­dać dia­menty niż konto w banku”12.

Był to też znak nowych cza­sów, osta­tecz­nego końca belle époque. Ary­sto­kra­cja tra­ciła na zna­cze­niu, stare rody dekla­so­wały się w szyb­kim tem­pie. Ich miej­sce zaj­mo­wali ludzie z awansu spo­łecz­nego, a wśród nich bry­lo­wały gwiazdy kina otrzy­mu­jące bajeczne hono­ra­ria.

Pola zawsze potra­fiła dobrze liczyć pie­nią­dze, toteż gdy Alek­san­der Hertz wyto­czył jej pro­ces o zerwa­nie war­szaw­skiego kon­traktu, szybko skal­ku­lo­wała zyski i straty. I zamiast pła­cić wyso­kie odszko­do­wa­nie, w ramach ugody wolała wró­cić nad Wisłę, by zagrać tu w jesz­cze jed­nym fil­mie. Zacho­wała jed­nak do szefa Sfinksa urazę i nie wspo­mniała o tym epi­zo­dzie w swo­ich pamięt­ni­kach.

Hra­bia Euge­niusz Dąmb­ski

Panna Negri ni­gdy nie narze­kała na brak ado­ra­to­rów, cho­ciaż jej życie oso­bi­ste nie nale­żało do spe­cjal­nie szczę­śli­wych. Gdy grała u Lubit­scha, była już mężatką, po raz pierw­szy wyszła bowiem za mąż, mając nie­wiele ponad 20 lat. Podró­żu­jąc pocią­giem z War­szawy do Ber­lina, prze­wo­ziła bez zezwo­le­nia jeden ze swo­ich fil­mów i na gra­nicy została zatrzy­mana. Poznała wów­czas miej­sco­wego naczel­nika pol­skich służb cel­nych.

Hra­bia Euge­niusz Dąmb­ski zre­zy­gno­wał z poboru cła i zapro­sił ją na obiad. Zaczęli kore­spon­do­wać, spo­ty­kali się pod­czas wizyt Poli w War­sza­wie. Matka dziew­czyny była bar­dzo przy­chylna hra­biemu pomimo jego nie naj­lep­szej sytu­acji mate­rial­nej – dla pani Ele­onory liczył się głów­nie jego ary­sto­kra­tyczny tytuł.

Pod wzglę­dem mate­rial­nym Dąmb­ski był typo­wym przed­sta­wi­cie­lem zubo­ża­łej pol­skiej ary­sto­kra­cji. Nie posia­dał majątku, utrzy­my­wał się z wła­snej pracy, ale ni­gdy nie zapo­mi­nał o swoim pocho­dze­niu. O zacho­wa­niu jego rodziny z humo­rem wspo­mi­nał Tade­usz Boy-Żeleń­ski:

[…] obfi­cie roz­ro­dzona, a tak wyra­zi­sta fami­lia Dąmb­skich (przez ą i m, koniecz­nie!). Sławna była w całej Pol­sce ówcze­snej aneg­dota o owej pani Woź­nia­kow­skiej, która na audien­cji u papieża, oba­wia­jąc się widać, że samo to nazwi­sko nie dość okre­śli Ojcu Świę­temu jej istotną pozy­cję na dra­bi­nie spo­łecz­nej, dodała przy pre­zen­ta­cji z naci­skiem: »née Dąmb­ska« [z domu Dąmb­ska], na co papież miał gwizd­nąć prze­cią­gle »fiu, fiu!« i unieść się lekko z tronu”13.

Atuty ado­ra­tora Poli nie koń­czyły się jed­nak na ary­sto­kra­tycz­nym pocho­dze­niu, hra­bia Euge­niusz miał bowiem za sobą chlubną prze­szłość patrio­tyczną. Przed I wojną świa­tową dzia­łał w orga­ni­za­cjach nie­pod­le­gło­ścio­wych, a po wybu­chu kon­fliktu wstą­pił do Legio­nów Pił­sud­skiego. Słu­żył w 1 pułku uła­nów Wła­dy­sława Beliny-Praż­mow­skiego, a po kry­zy­sie przy­się­go­wym dzia­łał w Pol­skiej Orga­ni­za­cji Woj­sko­wej. Spraw­dzał się rów­nież w życiu rodzin­nym, gdyż po śmierci rodzi­ców opie­ko­wał się dwiema młod­szymi sio­strami.

Pola i Euge­niusz pobrali się w listo­pa­dzie 1919 roku w Sosnowcu. Uro­czy­stość ślubna miała nie­co­dzienny cha­rak­ter, jed­no­cze­śnie bowiem wycho­dziła za mąż młod­sza sio­stra Euge­niusza, Irena. Po ślu­bie Negri zamiesz­kała u męża, zamie­rza­jąc łączyć obo­wiązki żony z karierą w Ber­li­nie, co z góry było ska­zane na porażkę. Mał­żeń­stwo nie ukła­dało się – aktorka czuła się obco w nowym oto­cze­niu, nie prze­pa­dały za nią sio­stry męża. Kom­plet­nym nie­po­ro­zu­mie­niem oka­zało się rów­nież życie sek­su­alne mał­żon­ków i już noc poślubna przy­nio­sła Poli roz­cza­ro­wa­nie:

„Zaspo­ko­iw­szy pożą­da­nie, mój mąż mocno usnął. Aż do świtu leża­łam obok niego bez ruchu, cicho łka­jąc. Więc to ma być wszystko? Tylko tyle? Spoj­rza­łam na Euge­niu­sza, nawet we śnie był przy­stojny, ale ta uroda już mnie nie pocią­gała. Nie czu­łam naj­mniej­szej ochoty przy­tu­le­nia się do niego i nawet odsu­nę­łam się dalej na moją stronę łóżka. I nagle zda­łam sobie sprawę, że raz po raz powta­rzam sobie w duchu: »Więc to ma być szczę­ście?«”14.

Z Sosnowca wyrwał ją Lubitsch, a Dąmb­ski nie pro­te­sto­wał, licząc na to, że sławna żona może mu pomóc w karie­rze. Mał­żeń­stwo szybko się jed­nak roz­pa­dło, a gdy Euge­niusz poznał inną part­nerkę, jego ślub z Polą został unie­waż­niony (w Pol­sce nie ist­niały roz­wody cywilne).

Pro­blemy mał­żeń­skie nie prze­szka­dzały Dąmb­skiemu w wypeł­nia­niu obo­wiąz­ków Polaka i ofi­cera. W sze­re­gach kawa­le­rii wziął udział w woj­nie z bol­sze­wi­kami i naprawdę musiał się tam dobrze zasłu­żyć, albo­wiem awan­so­wano go na porucz­nika i cztery razy odzna­czono Krzy­żem Walecz­nych.

„W bitwie pod Koma­ro­wem – pisał jego prze­ło­żony, puł­kow­nik Juliusz Róm­mel – pod­po­rucz­nik Dąmb­ski z nara­że­niem dosta­nia się do nie­woli nawią­zy­wał łącz­ność pomię­dzy roz­rzu­co­nymi oddzia­łami i brał czynny udział w szar­żach 9 pułku uła­nów i 8 pułku uła­nów, dając przy­kład odwagi. We wszyst­kich bojach 1 dywi­zji jazdy brał czynny udział […]. Jest dziel­nym i dobrym patriotą. Brał czynny udział w pierw­szej linii w raj­dzie na Koro­steń”15.

W 1939 roku wal­czył w kam­pa­nii wrze­śnio­wej, a po klę­sce prze­do­stał się na zachód Europy. Słu­żył w 1 Dywi­zji Pan­cer­nej gen. Maczka i prze­szedł jej cały szlak bojowy. Po woj­nie powró­cił do kraju, gdzie zmarł w listo­pa­dzie 1971 roku.

Tek­stylny baron

Pola, nie cze­ka­jąc na unie­waż­nie­nie swo­jego mał­żeń­stwa, zwią­zała się w Ber­li­nie z Wol­fgan­giem Schle­be­rem – zamoż­nym biz­nes­me­nem z branży tek­styl­nej. Petro­niusz (jak go nazy­wała) pod wie­loma wzglę­dami prze­wyż­szał Euge­niu­sza – był bajecz­nie bogaty i nale­żał do elity towa­rzy­skiej Nie­miec. Wpro­wa­dził Polę w ele­gancki świat, a jego mają­tek umoż­li­wiał jej pro­wa­dze­nie luk­su­so­wego życia, o któ­rym zawsze marzyła. A na doda­tek był świet­nym i czu­łym kochan­kiem.

„[…] pierw­sze mie­siące naszej miło­ści były naj­pięk­niej­szym okre­sem w moim życiu – wspo­mi­nała z nostal­gią aktorka. – Każda chwila, którą mogli­śmy spę­dzić razem, była bez­cenna. Petro­niusz przy­jeż­dżał do stu­dia w prze­rwie na lunch; jada­li­śmy go gdzieś na łonie natury. Wie­czo­rami, o zmierz­chu, wyjeż­dża­li­śmy do jakiejś pod­miej­skiej restau­ra­cji, gdzie mogli­śmy być sami. Do dzi­siaj jesz­cze potra­fię odna­leźć te miej­sca i mówię sobie: »To tu byłam szczę­śliwa, tu i tam«”16.

Schle­ber był rów­nież men­to­rem Poli w dzie­dzi­nie kul­tury. Wpro­wa­dzał ją w świat muzyki i lite­ra­tury, był „cier­pli­wym i mądrym nauczy­cie­lem”. A ponadto uczył ją wszyst­kiego – od „kie­ro­wa­nia samo­cho­dem, do wła­ści­wego jedze­nia kar­czo­chów”.

Dbał rów­nież o jej zdro­wie, regu­lar­nie wysy­łał w góry, by tam rege­ne­ro­wała nad­wą­tlone gruź­licą płuca. Nie zna­czy to jed­nak, że ich zwią­zek roz­wi­jał się bez wstrzą­sów. Główną przy­czyną awan­tur była zazdrość Poli, ale Petro­niusz potra­fił roz­ła­do­wać każde napię­cie. Zawsze w zana­drzu miał odpo­wiedni pre­zent – czy to szcze­niaka bul­doga fran­cu­skiego, czy też pier­ścio­nek z bry­lan­tem o wadze 20 (!) kara­tów…

Jed­nakże ich zna­jo­mość nie miała przy­szło­ści – Pola jesz­cze nie zała­twiła spraw roz­wo­do­wych, a Schle­ber nie chciał cze­kać. Powta­rzał, że sama miłość nie wystar­czy, z cza­sem potrzebne jest usank­cjo­no­wa­nie związku. I gdy kochanka wyje­chała kie­dyś na dłuż­szy pobyt do St. Moritz, to ani jej tam nie odwie­dził, ani do niej nie napi­sał. Aktorka dowie­działa się, że w Ber­li­nie zwią­zał się z inną kobietą, co w pew­nym sen­sie roz­wią­zy­wało jej dyle­maty doty­czące dal­szej kariery. Miała już wów­czas zapro­sze­nie do USA, a Schle­ber był zbyt pochło­nięty swo­imi inte­re­sami, by wyje­chać na dłu­żej za ocean.

W tym samym cza­sie coś zaczęło się psuć we współ­pracy Negri z Lubit­schem. Reży­ser nie ukry­wał, że jego pod­opieczna zacho­wuje się zbyt samo­lub­nie, zapo­mi­na­jąc, komu wła­ści­wie zawdzię­cza swoją pozy­cję w świe­cie filmu.

„Lubitsch chyba zmę­czył się tro­chę zachcian­kami Negri i jej tem­pe­ra­men­tem – twier­dził bio­graf reży­sera Scott Eyman. – Posta­no­wił dalej wspi­nać się sam. Uwa­żał, że Pola nie doce­nia jego roli w swo­jej karie­rze… Zaczy­nała go trak­to­wać jak nie­wol­nika, zapewne celowo, po to, by go roz­sier­dzić. A prze­cież Ernst Lubitsch był cza­ru­ją­cym, uro­czym czło­wie­kiem i pomógł jej zdo­być sławę i for­tunę. Wielu ludzi potra­fiło kre­ować gwiazdy fil­mowe, ale nikt nie potra­fił tego robić tak jak on. […] Nie cho­dziło o to, że pra­gnął być szcze­bel wyżej od Poli Negri. Po pro­stu nie chciał, aby pomniej­szała jego zasługi”17.

Negri potra­fiła jed­nak być wspa­nia­ło­myślna, bo gdy przy­je­chała ze Szwaj­ca­rii do Paryża, hoj­nie wspo­mo­gła swego daw­nego pro­tek­tora Kazi­mie­rza Hule­wi­cza, który żył nad Sekwaną w skraj­nym nie­do­statku, opie­ku­jąc się chorą córką. A cho­ciaż dumny Hule­wicz odma­wiał przy­ję­cia pomocy, to Pola zna­la­zła spo­sób, aby go zabez­pie­czyć finan­sowo.

„Pod­czas naszej poże­gnal­nej kola­cji powie­dzia­łam mu więc, że chcę coś zosta­wić w Paryżu i pro­szę go, by naza­jutrz po połu­dniu wstą­pił po to do hotelu. Wie­dzia­łam, że w tym cza­sie już mnie nie będzie, uniknę zatem spo­rów o przy­ję­cie czeku na dosyć pokaźną kwotę. Mój Boże, pie­nią­dze to była drobna rekom­pen­sata za wszystko, co on zro­bił dla matki i dla mnie! […] W kartce dołą­czo­nej do czeku pro­si­łam gorąco, aby w razie potrzeby natych­miast zwró­cił się do mnie. Pisy­wał potem cza­ru­jące listy, ale ni­gdy o nic nie popro­sił”18.

Ame­ry­kań­ski sen

Na euro­pej­skiej pre­mie­rze Madame Dubarry poja­wił się Char­lie Cha­plin. To wła­śnie on namó­wił Negri na wyjazd do Ame­ryki, tłu­ma­cząc, że tylko tam można zro­bić praw­dziwą karierę. Nie­ba­wem zresztą film odniósł suk­ces za oce­anem – w ciągu dwóch tygo­dni obej­rzało go 350 tysięcy widzów. Zwra­cano uwagę na grę Poli, ale bar­dzo chwa­lono rów­nież Lubit­scha, któ­rego porów­ny­wano z D.W. Grif­fi­them.

„Pola Negri była pierw­szą impor­to­waną gwiazdą – pisał bio­graf aktorki David Gasten. – Wiele się zda­rzyło od momentu, kiedy Hol­ly­wood doce­nił gwiazdę zza oce­anu i spro­wa­dził ją tutaj. Tak stało się potem z Gretą Garbo, Ingrid Berg­man, Sophią Loren, Hedy Lamarr. Ale Pola była pierw­sza. Zapo­cząt­ko­wała gwał­towny napływ euro­pej­skich reży­se­rów i akto­rów”19.

Po przy­by­ciu do USA Pola zadbała o dobre kon­takty z miej­scową Polo­nią. Demon­stra­cyj­nie pod­kre­ślała swoje pocho­dze­nie, spo­ty­kała się z przed­sta­wi­cie­lami pol­skiej mniej­szo­ści. A gdy ruszyła w stronę Hol­ly­wood, zna­la­zła czas na wizytę w „Domu Pol­skim w Chi­cago, kwiaty pod pomni­kiem Kościuszki, wywiady dla pol­sko­ję­zycz­nej prasy”.

„Jeżeli tu przy­by­łam – mówiła pod­czas jed­nego ze spo­tkań – to nie w celu jedy­nie szu­ka­nia chwały oso­bi­stej czy majątku. Pra­gnę roz­sła­wić imię nasze, pra­gnę choćby skromną cegiełką przy­czy­nić się do sławy naszej odro­dzo­nej, uko­cha­nej Ojczy­zny”20.

Aktorka pod­pi­sała umowę na wyłącz­ność z wytwór­nią Para­mo­unt, któ­rej dział rekla­mowy już pra­co­wał nad jej wize­run­kiem. Spe­cja­li­ści od reklamy nie przej­mo­wali się fak­tami, dla nich liczyły się wyłącz­nie sen­sa­cja i wzbu­dze­nie zain­te­re­so­wa­nia wśród widzów.

„Córka cygań­skiego skrzypka i zubo­ża­łej hra­biny – pisano w przy­go­to­wa­nym przez wytwór­nię życio­ry­sie Poli. – Tań­czyła jako dziecko obok Fokina w Peters­burgu, przed obli­czem samego cara”21.

Fokin wpraw­dzie w tym cza­sie miesz­kał już w USA, ale nikt spe­cjal­nie nie przej­mo­wał się tym, że może spro­sto­wać te rewe­la­cje. Zresztą Hol­ly­wood rzą­dziło się swo­imi pra­wami i opi­nie spe­cja­li­stów od reklamy natych­miast sta­wały się obo­wią­zu­jącą wer­sją wyda­rzeń.

Umowa na wyłącz­ność narzu­cała aktorce wiele ogra­ni­czeń, ale wszel­kie nie­do­god­no­ści wyrów­ny­wała bajeczna gaża, która jesz­cze bar­dziej wzro­sła po pierw­szych suk­ce­sach. W USA gwiazdy ekranu ota­czano kul­tem, a mał­żeń­stwa prze­my­słowca z aktorką nie uwa­żano za meza­lians. Europa dopiero łamała oby­cza­jowe tabu, nato­miast za oce­anem arty­ści sta­no­wili elitę towa­rzy­ską kraju. Ocze­ki­wano od nich odpo­wied­niego zacho­wa­nia, chlu­bie­nia się mająt­kiem, reali­za­cji „ame­ry­kań­skiego snu”. Powinni dostar­czać też plo­tek, ważne było, z kim się spo­ty­kają, roman­sują czy rywa­li­zują.

Pola nie zawio­dła swo­ich wiel­bi­cieli, albo­wiem według Ame­ry­ka­nów Euro­pejka powinna być kapry­śna i nie­obli­czalna. Zacho­wy­wała się jak rasowa cele­brytka, zaku­piła bia­łego rolls-royce’a z deską roz­dziel­czą i klam­kami z kości sło­nio­wej. Auto pro­wa­dził szo­fer w bia­łej libe­rii, aktorka rów­nież chęt­nie uży­wała bia­łych stro­jów. Poka­zy­wała się w futrze z gro­no­sta­jów, chęt­nie nosiła klej­noty, po Bul­wa­rze Zacho­dzą­cego Słońca spa­ce­ro­wała z char­tami i tygry­sem na smy­czy. Jej gar­de­roba usłana była płat­kami orchi­dei, bo gwiazda tego for­matu nie mogła prze­cież wyko­rzy­sty­wać do tego celu pospo­li­tych kwia­tów. Potra­fiła rów­nież wpro­wa­dzić modę na rze­czy dostępne dla prze­cięt­nych widzów, gdyż panie naśla­do­wały jej zwy­czaj malo­wa­nia na czer­wono paznokci u stóp.

Pola zara­biała milion dola­rów rocz­nie (około 12 mln obec­nych dola­rów) i nie żało­wała pie­nię­dzy na swoją pro­mo­cję. Jak przy­stało na wielką gwiazdę, miesz­kała w kom­for­to­wych warun­kach, a jej dom w Hol­ly­wood wywie­rał wiel­kie wra­że­nie na zapra­sza­nych gościach. Było to dziwne połą­cze­nie krzy­kli­wego nowo­bo­gac­twa z wyra­fi­no­wa­nym luk­su­sem.

„Na par­te­rze wcho­dzi się z przed­po­koju do dużej biblio­teki utrzy­ma­nej w kolo­rze sza­rym, szczel­nie zapeł­nio­nej sza­fami – opi­sy­wał Alek­san­der Staw­ski. – Na pół­kach pełno ksią­żek, wśród nich wiele z dedy­ka­cjami: Ana­tole’a France’a, D’Annun­zia, Maeter­lincka itp. Nad komin­kiem wielki por­tret artystki pędzla Tade­usza Styki.

Obok biblio­teki olbrzymi salon utrzy­many w tonie bordo – zwraca uwagę wspa­niały kon­cer­towy for­te­pian Bech­ste­ina […]. Obok for­te­pianu stoi zło­cona harfa, salon zapeł­niają zaś auten­tyczne obrazy i antyki”22.

Dalej było już jed­nak ina­czej – obok salonu znaj­do­wał się pokój w stylu bizan­tyj­skim (!), a w jadalni zwra­cały uwagę dywan z Buchary oraz „srebrne ptaki z odkrę­ca­nymi głów­kami”. Sypial­nię ze zło­co­nym łóż­kiem i skórą sybe­ryj­skiego niedź­wie­dzia urzą­dzono w stylu Ludwika XVI. Do tego obo­wiąz­kowa gar­de­roba zawie­ra­jąca szafy ze stro­jami i kape­lu­szami artystki. Nie mogło oczy­wi­ście zabrak­nąć pokoju kąpie­lo­wego wyło­żo­nego mar­mu­rem, pokoju śnia­da­nio­wego czy domku dla służby. Warto jed­nak zazna­czyć, że każdy z pod­wład­nych Poli miał do swo­jej dys­po­zy­cji wła­sny pokój z łazienką.

W celach mar­ke­tin­go­wych wykre­owano kon­flikt Negri z inną gwiazdą Para­mo­untu – Glo­rią Swan­son. Aktorki przy­jęły zasady gry, wie­dząc, że popu­lar­ność decy­duje o ich karie­rze. A to, że pry­wat­nie się lubiły, nie miało naj­mniej­szego zna­cze­nia.

„[…] Pola Negri zade­biu­to­wała w Ame­ryce w spo­sób praw­dzi­wie hol­ly­wo­odzki – wspo­mi­nał Char­lie Cha­plin. – Wydział reklamy Para­mo­untu prze­wyż­szył nawet swoje zwy­kłe ośle wybryki. Wśród mie­sza­niny fin­go­wa­nych kłótni i zazdro­ści rekla­mo­wano i upo­ka­rzano Glo­rię Swan­son i Polę Negri. Tytuły w pra­sie gło­siły: Negri domaga się gar­de­roby Glo­rii Swan­son, Glo­ria Swan­son odma­wia spo­tka­nia z Polą Negri, Negri uwzględ­nia prośbę Swan­son o towa­rzy­ską wizytę”23.

Glo­ria uwiel­biała koty, Pola ich nie zno­siła. Zatem do rangi waż­nych wyda­rzeń medial­nych uro­sły chwile, gdy Negri odkry­wała w swo­jej gar­de­ro­bie kolej­nego kota, któ­rego rze­komo wpu­ściła tam Swan­son. Dziw­nym tra­fem za każ­dym razem byli przy tym dzien­ni­ka­rze, gdyż koty naj­wy­raź­niej nie odwie­dzały Poli pod ich nie­obec­ność…

Cza­sami jed­nak docho­dziło do zupeł­nie przy­pad­ko­wych, nie­za­pla­no­wa­nych sytu­acji, które zaraz tra­fiały na czo­łówki gazet. Pod­czas jakiejś uro­czy­stej gali żadna z anta­go­ni­stek nie chciała wyjść z gar­de­roby jako pierw­sza. Wia­domo było, że ta, która pokaże się póź­niej, zosta­nie lepiej zapa­mię­tana przez dzien­ni­ka­rzy. Poli znu­dziło się wresz­cie ocze­ki­wa­nie i wyszła do gości przed Glo­rią:

„Mia­łam na sobie prze­cudną pary­ską suk­nię z zie­lo­nego bro­katu prze­ty­ka­nego sre­brem. Wzbu­dziła szmer zachwytu i burzę okla­sków. Usia­dłam obok papy Zukora [zało­ży­ciela Para­mo­unt Pic­tu­res – S.K.], cze­ka­jąc na uka­za­nie się Glo­rii. Trzeba przy­znać, że należy ona do kobiet, które potra­fią odpo­wied­nio się zapre­zen­to­wać; odcze­kała teraz do momentu, aż ucich­nie pod­nie­ce­nie wywo­łane moim wej­ściem. Na nie­szczę­ście nie komu­ni­ko­wa­ły­śmy się ze sobą i nie uzgod­ni­ły­śmy naszych stro­jów. Toteż jej wej­ście stało się zupełną klę­ską. Wystą­piła bowiem w sukni iden­tycz­nej z moją. Pary­ski dom mody nie uprze­dziw­szy nas o tym, sprze­dał nam dwie jed­na­kowe suk­nie; wej­ście Glo­rii zamiast podziwu wywo­łało tylko ogólną weso­łość”24.

Pola i Char­lie

„Pola Negri jest naprawdę piękna – pisał Char­lie Cha­plin w 1921 roku. – Ta Polka repre­zen­tuje sło­wiań­ski typ urody: piękne kru­czo­czarne włosy, białe, równe zęby i zna­ko­mita kar­na­cja. Jaka szkoda, że takiej kar­na­cji nie reje­struje taśma fil­mowa. A jaki ma głos! Jej usta tak pięk­nie mówią po nie­miecku. Jej głos ma miękki, aksa­mitny ton z cza­ru­jącą modu­la­cją”25.

Wydaje się, że Cha­plin miał nie­wiel­kie poję­cie o „sło­wiań­skim typie urody”, bo w apa­ry­cji aktorki widoczne były ślady cygań­skiego pocho­dze­nia jej ojca. Ale gwiaz­dor miał rację, że Pola była prze­piękną kobietą budzącą zachwyt i pożą­da­nie ota­cza­ją­cych ją męż­czyzn.

Zna­jo­mość z cza­sów pre­miery Madame Dubarry odno­wili w dość nie­co­dzienny spo­sób, gdy samo­chód aktorki wpadł na auto komika. Wkrótce też roz­po­czął się ich romans, przy czym ini­cja­tywa podobno nale­żała do Poli.

„[…] otrzy­ma­łem wia­do­mość – wspo­mi­nał aktor – że panna Negri nie może się ze mną zoba­czyć – bez żad­nych wyja­śnień. Jed­nakże tego samego dnia wie­czo­rem poko­jówka Poli zate­le­fo­no­wała w prze­ra­że­niu, że pani jej jest bar­dzo chora, i czy mógł­bym przyjść natych­miast? Gdy przy­je­cha­łem, zapła­kana poko­jówka wpro­wa­dziła mnie do salonu, gdzie zasta­łem Polę leżącą z zamknię­tymi oczami na kozetce. Kiedy je otwo­rzyła, jęk­nęła: »Jesteś okrutny« – i zna­la­złem się w roli Casa­novy”26.

34-letni Cha­plin ucho­dził za play­boya i wyjąt­ko­wego sknerę. Jed­nak jego rady bar­dzo pomo­gły Negri w ame­ry­kań­skiej karie­rze, a poza tym przy niej zapo­mi­nał o swoim skąp­stwie. Obda­ro­wy­wał ją kosz­tow­nymi pre­zen­tami, zama­wiał pod dom orkie­strę, wpro­wa­dził w świat Hol­ly­wo­odu. Miał wobec niej poważne plany, jed­nak wszystko znisz­czyła jego cho­ro­bliwa zazdrość. Mimo to romans przy­niósł obojgu pewne pro­fity, bo prasa roz­pi­sy­wała się o ich kłót­niach i pojed­na­niach, spe­ku­lo­wano na temat daty ślubu. Cza­sami jed­nak sprawy pry­watne nie­ko­rzyst­nie wpły­wały na życie zawo­dowe, nie­po­ko­jąc pra­co­daw­ców.

„Wysłan­nicy obu wytwórni – wspo­mi­nała Pola – Famous Play­ers [pier­wotna nazwa Para­mo­untu – S.K.] i Uni­ted Arti­sts krą­żyli mię­dzy nami, sta­ra­jąc się jakoś dopro­wa­dzić do zgody, bo te zwłoki były bar­dzo kosz­towne. A to wszystko sta­no­wiło publiczną tajem­nicę; ni­gdy nie mogli­śmy zała­twić naszych waśni mię­dzy sobą. Prasa wytrwale śle­dziła każdy nasz krok; polu­jąc na sen­sa­cję, wypusz­czała co dzień biu­le­tyny infor­mu­jące czy­tel­ni­ków o postę­pach cią­gle rwą­cego i znów roz­wi­ja­ją­cego się związku mię­dzy »kró­lową tra­ge­dii i kró­lem kome­dii«”27.

Zwią­zek osta­tecz­nie się roz­padł, a Pola pocie­szyła się roman­sem z akto­rem Rodem La Rocque, z któ­rym grała w Zaka­za­nym raju (Cesa­rzo­wej). Było to jed­nak tylko chwi­lowe zauro­cze­nie, bez więk­szego zna­cze­nia.

„Epi­zod – potwier­dzała aktorka. – Tak. Epi­zodem był w życiu mój part­ner z Cesa­rzo­wej Rod La Rocque. Ode­grał w sztuce, któ­rej na imię Życie miło­sne Poli Negri, rolę epi­zo­dyczną, choć na fil­mie grywa tylko role wiel­kie. Fil­mu­jąc Cesa­rzową, byłam tak porwana tą rolą, że żyłam atmos­ferą i oto­cze­niem dra­matu. Rod stał się więc auto­ma­tycz­nie nie­jako wybitną posta­cią w moim ówcze­snym życiu”28.

Wielki romans miał dopiero nadejść i nie dał na sie­bie zbyt długo cze­kać. Pod­czas jed­nego z przy­jęć aktorka poznała Rudolfa Valen­tino i zako­chała się w nim bez pamięci.

Rudy Walenty

Słynny wło­ski amant był star­szy od Poli o dwa lata. Jego pierw­sza żona oka­zała się zde­kla­ro­waną les­bijką i ucie­kła od niego w noc poślubną, w związku z czym mał­żeń­stwo nie zostało skon­su­mo­wane. Następna mał­żonka, poda­jąca się za Rosjankę Nata­cha Ram­bova, miała skłon­no­ści bisek­su­alne, a poza tym publicz­nie twier­dziła, że postę­puje według wska­zó­wek dawa­nych jej przez zmar­łego przed wie­kami egip­skiego kapłana. Valen­tino był w niej nie­praw­do­po­dob­nie zako­chany i – jak przy­stało na gorą­cego Wło­cha – nie­ustan­nie oka­zy­wał jej swoje uczu­cia. Ona pozo­sta­wała zdy­stan­so­wana i chłodna, dzięki czemu potra­fiła nim dosko­nale mani­pu­lo­wać.

„[…] Valen­tino zła­pał ją in fla­granti z ope­ra­to­rem filmu, który wła­śnie pro­du­ko­wała za jego pie­nią­dze – pisał pro­du­cent i sce­na­rzy­sta Andrzej Kra­kow­ski. – Rzu­ciła Rudolfa natych­miast po ukoń­cze­niu What Price Beauty (Cena pięk­no­ści), pierw­szego i ostat­niego filmu, jaki zro­biła jako pro­du­centka. Zgod­nie z tytu­łem filmu cena tej pięk­no­ści oka­zała się zawrotna. Nie jest tajem­nicą, że Valen­tino wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle”29.

Rudolf miał za sobą cięż­kie dzie­ciń­stwo, bo jego ojciec, z zawodu wete­ry­narz, wycho­wy­wał go za pomocą bata i laski, a cza­sem głod­nego zamy­kał na noc w sza­fie. Valen­tino w poszu­ki­wa­niu lep­szego życia wyemi­gro­wał do Ame­ryki, a swoją karierę zaczy­nał jako tan­cerz i żigo­lak. Był też pomy­wa­czem, ogrod­ni­kiem i kel­ne­rem, by wresz­cie tra­fić do Kali­for­nii, gdzie nie­ba­wem został naj­więk­szym aman­tem w dzie­jach kina.

Na ekra­nie pre­zen­to­wał się fan­ta­stycz­nie, kobiety mdlały, patrząc na jego grę. Do tego zna­ko­mi­cie tań­czył, pod­no­sząc taniec do rangi praw­dzi­wej sztuki. Chyba żaden inny aktor nie potra­fił tak uwo­dzić na par­kie­cie jak boski Rudi.

„To nawet nie to, że tak wspa­niale opa­no­wał tech­nikę tańca – tłu­ma­czył przy­ja­ciel Poli, Michael Arlen. – Wcale nie. To coś innego. Nie umiem tego dokład­nie okre­ślić. Ale z pew­no­ścią jest to spo­sób, w jaki się poru­sza. Nie ma w tym nic wul­gar­nego, a prze­cież wydaje się, że uwo­dzi każ­dego, kto na niego patrzy. Myślę, że jego part­nerce może to zupeł­nie zawró­cić w gło­wie”30.

W głębi duszy Valen­tino pozo­stał nie­skom­pli­ko­wa­nym wło­skim chło­pa­kiem, cenią­cym dobre jedze­nie i domową atmos­ferę. Uwiel­biał przy­go­to­wy­wać spa­ghetti, mar­twił się postę­pu­jącą łysiną, marzył o spo­koj­nym rodzin­nym życiu, a także o namięt­nej miło­ści, któ­rej tak naprawdę ni­gdy nie zaznał.

„Był przy­stojny – wspo­mi­nała Pola – ale tak ujmu­jąco natu­ralny, że wcale w nim nie wyczu­wało się owej ogrom­nej zmy­sło­wo­ści, która biła z niego z ekranu. Oczy­wi­ście posia­dał to nie­mal pro­fe­sjo­nalne wyra­fi­no­wa­nie, jakie mają Włosi, lecz przy tym wyda­wał się zupeł­nie nie­zep­suty. Głę­boki smu­tek w jego czar­nych oczach prze­ma­wiał raczej do uczuć macie­rzyń­skich, nie zmy­sło­wych, a we wspa­nia­łym kostiu­mie torera z Krwi na pia­sku przy­po­mi­nał bez­bron­nego chłopca, który się fan­ta­stycz­nie wystroił”31.

Valen­tino mógł nie mieć pew­no­ści sie­bie, ale dosko­nale wie­dział, czego ocze­kuje kobieta. Był szar­mancki, opie­kuń­czy, nie zapo­mi­nał o kwia­tach i pre­zen­tach. A gdy zde­cy­do­wali się z Polą skon­su­mo­wać zwią­zek, na randce poja­wił się z narę­czem róż. Poobry­wał płatki i roz­rzu­cił je na łóżku, co przy­nio­sło obojgu nie­za­po­mniane prze­ży­cia.

Zda­rzały się oczy­wi­ście kłót­nie, bo Valen­tino nie był wierny, ale zawsze potra­fił uzy­skać prze­ba­cze­nie. Pola poma­gała mu rów­nież finan­sowo, gdyż oba jego roz­wody sporo go kosz­to­wały. W dodatku Valen­tino był utra­cju­szem, miał zwy­czaj wyda­wa­nia wszyst­kiego, co zaro­bił, a brak pie­nię­dzy w ogóle nie stał na prze­szko­dzie jego roz­rzut­no­ści, w efek­cie czego zawsze był zadłu­żony.

Pola godziła się rów­nież z tym, że z bli­ska „boski Rudi” dużo tra­cił na swo­jej uro­dzie. To nie był ten sam uwo­dzi­ciel­ski męż­czy­zna, co na ekra­nie.

„[…] ramiona miał silne, musku­larne – pisał Andrzej Kra­kow­ski. – Reszta nie wyglą­dała już tak dobrze. Peruka zasła­niała łysinę, żółte oczy suge­ro­wały cho­robę. Pocił się nie­mi­ło­sier­nie i miał zawsze wil­gotne ręce. Ale Pola go uwiel­biała”32.

Łączyło ich rów­nież to, że oboje za wszelką cenę chcieli, by pisano o nich na pierw­szych stro­nach gazet. Było to konieczne dla roz­woju ich karier, ale chyba z cza­sem zatarła się gra­nica pomię­dzy życiem pry­wat­nym a wize­run­kiem publicz­nym. Inna sprawa, że był to wła­ści­wie pierw­szy wielki romans gwiazd o takiej pozy­cji. Sprawę zresztą uła­twiało to, że oboje mieli umowy z Para­mo­un­tem, a wytwór­nia potra­fiła zdys­kon­to­wać ich uczu­cie.

„Nasz dział reklamy nagle bar­dzo się oży­wił – przy­zna­wał pro­du­cent Andrew Lyles. – Pola Negri i Rudolf Valen­tino dawali mu zaję­cie. Ona poka­zy­wała się w dłu­gich egzo­tycz­nych suk­niach, a on w ele­ganc­kich męskich stro­jach – co za para! Rzu­cali się w oczy! Gazety cią­gle zamiesz­czały ich zdję­cia. Byli marze­niem stu­dia. […] Rudi i Pola zapo­cząt­ko­wali długą listę par połą­czo­nych nie­zwy­kłą namięt­no­ścią. Zawdzię­cza­li­śmy im wiele, jeśli cho­dzi o poka­zy­wa­nie roman­tycz­nych uczuć”33.

Do nowego part­nera córki nie mogła się nato­miast prze­ko­nać matka Poli. Pani Ele­onora przy­je­chała do Kali­for­nii i skry­ty­ko­wała wło­skiego amanta, nazy­wa­jąc go „rudym Walen­tym”. Twier­dziła, że ten zwią­zek do niczego dobrego nie dopro­wa­dzi i nie­chyb­nie przy­nie­sie jej córce kolejne roz­cza­ro­wa­nie. Na mar­gi­ne­sie należy wspo­mnieć, że pani Cha­łu­piec począt­kowo nudziła się w Hol­ly­wood, nie znała angiel­skiego i chyba zbyt szybko prze­nio­sła się z Pol­ski do kali­for­nij­skich luk­su­sów. Dla­tego też córka posta­no­wiła zatrud­nić dla niej sekre­ta­rza, z któ­rym star­sza pani mogłaby grać w ulu­bio­nego bry­dża. Został nim zubo­żały gru­ziń­ski ary­sto­krata, książę David Mdi­vani.

Pola nie przej­mo­wała się jed­nak opi­nią rodzi­cielki i dopro­wa­dziła do ofi­cjal­nych zarę­czyn. Cho­ciaż do dzi­siaj wiele osób w to powąt­piewa, zarę­czyny fak­tycz­nie się odbyły. Narze­czeni wydali nawet spe­cjalny komu­ni­kat na ten temat, a wielu ich przy­ja­ciół było obec­nych na uro­czy­sto­ści.

W chwi­lach wol­nych od zajęć zawo­do­wych pro­wa­dzili bajeczne życie. Dużo jeź­dzili konno (Rudi był wła­ści­cie­lem małej stad­niny koni arab­skich), gry­wali w tenisa, pły­wali jego jach­tem. Tam, z dala od dzien­ni­ka­rzy i wiel­bi­cieli, czuli się chyba naj­le­piej. Valen­tino zamie­niał się w dosko­na­łego kucha­rza i przy­go­to­wy­wał narze­czo­nej swoje ulu­bione potrawy. Nie­które jego prze­pisy (jak na przy­kład na sos mię­sny czy klop­siki) wyko­rzy­sty­wała jesz­cze przez wiele lat.

„Mieli wspólne cechy – tłu­ma­czyła pisarka Emily Leider – takie jak spon­ta­nicz­ność, cie­pło, zami­ło­wa­nie do sztuki i do pięk­nych rze­czy, chęć poka­zy­wa­nia się w towa­rzy­stwie. Lubili przy­ję­cia, taniec, roz­rywkę. Wydaje się rów­nież, że w prze­ci­wień­stwie do Nata­chy Ram­bo­vej, byłej żony Valen­tina, Pola umiała oka­zy­wać swoje uczu­cia. Nata­cha była bar­dziej powścią­gliwa i zawsze się kon­tro­lo­wała. Pola potra­fiła bawić się na całego, a Valen­tino potrze­bo­wał takiej kobiety jak ona”34.

Nie było im jed­nak dane zale­ga­li­zo­wać ten zwią­zek. Latem 1926 roku Rudi ukoń­czył pracę nad Synem szejka i wyru­szył w trasę pro­mo­cyjną po USA. Wyjeż­dża­jąc, miał złe prze­czu­cia, odczu­wał silne bóle pod­brzu­sza, które jed­nak zlek­ce­wa­żył. W poło­wie sierp­nia zasłabł w Nowym Jorku i tra­fił do szpi­tala, gdzie oka­zało się, że ma wrzody żołądka i ostre zapa­le­nie wyrostka robacz­ko­wego. Natych­miast prze­pro­wa­dzono ope­ra­cję, doszło jed­nak do powi­kłań i naj­więk­szy gwiaz­dor nie­mego kina zmarł kilka dni póź­niej.

„Aż do końca byłem przy Rudim – wspo­mi­nał jego oso­bi­sty lekarz. – Jesz­cze na pół godziny przed śmier­cią był przy­tomny. […] Powie­dział nagle: »Pola… jeżeli nie zdąży przy­je­chać, niech jej pan powie, że myślę o niej«. Nie zdo­łał dokoń­czyć zda­nia, bo w tym momen­cie zapadł już w sen wieczny”35.

Pola krę­ciła wów­czas film w Kali­for­nii i na Wschod­nie Wybrzeże dotarła już po śmierci part­nera…

Pierw­szy pogrzeb Valen­tino odbył się w Nowym Jorku. Uczest­ni­czyło w nim sto tysięcy fanów, były przy­padki samo­bójstw jego wiel­bi­cie­lek. Pola zacho­wy­wała się jak wdowa po Rudim, ale jej publiczna roz­pacz spo­tkała się z powszech­nym potę­pie­niem. Uwa­żano, że szuka taniej popu­lar­no­ści, bo ataki histe­rii wyglą­dały na sta­ran­nie wyre­ży­se­ro­wane. Wszel­kie wąt­pli­wo­ści roz­wiało to, że kiedy kame­rzy­ści nie zdą­żyli uwiecz­nić jej roz­paczy i popro­sili o powtó­rze­nie, ona nie odmó­wiła…

„Gdy dotarli w końcu do Los Ange­les – opi­sy­wał Andrzej Kra­kow­ski – trumna ze zwło­kami na kilka dni wylą­do­wała w garażu, gdyż nikt nie chciał zapła­cić za pogrzeb, a zmarły idol nie pozo­sta­wił po sobie nic poza dłu­gami. Z jakie­goś powodu narze­czona rów­nież nie spie­szyła się do wyrów­na­nia rachun­ków, mimo że jej zarobki prze­kra­czały wtedy milion dola­rów rocz­nie. Kupiła nato­miast od rodziny Rudolfa jego samo­chód, słynną isottę fra­schini, któ­rym dała się zawieźć do swo­jego kolej­nego ślubu. Z pomocą zmar­łemu akto­rowi przy­szła w końcu kobieta, z którą ni­gdy nie łączyły go żadne romanse. June Mathis, sze­fowa pro­duk­cji Para­mo­untu i pro­du­cent kilku jego fil­mów, oddała mu kryptę, którą wcze­śniej wyku­piła dla sie­bie. Umarła rok póź­niej i została pocho­wana w gro­bie obok”36.

Nie można jed­nak Poli cał­ko­wi­cie potę­piać. To Ame­ryka nauczyła ją takich zacho­wań, bo tutaj nie­ustan­nie trwał show. Valen­tino umarł i nic nie mogło go przy­wró­cić do życia. Ona miała 29 lat i życie przed sobą. Nikt nie zamie­rzał zwra­cać jej poważ­nych sum, które poży­czyła zmar­łemu, nie zda­wała sobie jed­nak sprawy z tego, że widzo­wie cza­sami nie wyba­czają. Uznano, iż prze­sa­dziła, a próbę wyko­rzy­sta­nia śmierci Valen­tino dla wła­snej pro­mo­cji uznano za wyjąt­kowo nie­smaczną. Od tego tra­gicz­nego wyda­rze­nia jej gwiazda zaczęła przy­ga­sać.

Finanse panny Negri

W odróż­nie­niu od swo­jego zmar­łego part­nera Pola zawsze poważ­nie trak­to­wała sprawy finan­sowe. Ni­gdy nie wyda­wała wszyst­kiego, co miała, nie popa­dała w długi, a wszel­kie nad­wyżki sta­rała się roz­sąd­nie inwe­sto­wać. Na­dal prze­ja­wiała sła­bość do klej­no­tów, toteż do biżu­te­rii Hohen­zol­ler­nów doku­piła jesz­cze kosz­tow­no­ści Habs­bur­gów. Ale przede wszyst­kim inte­re­so­wały ją nie­ru­cho­mo­ści, wie­działa bowiem, że ich realna cena raczej nie spada.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

P. Negri, Pamięt­nik gwiazdy, War­szawa 1976, s. 18. [wróć]

Ibi­dem, s. 35. [wróć]

S. Krzy­wo­szew­ski, Dłu­gie życie, War­szawa 1947, t. 1, s. 241. [wróć]

Śluby panień­skie, „Kurier War­szaw­ski”, 02.09.1912. [wróć]

R. Ordyń­ski, Z mojej włó­częgi, Kra­ków 1956, s. 159. [wróć]

P. Negri, op. cit., s. 100–101. [wróć]

R. Ordyń­ski, op. cit., s. 153. [wróć]

Za: P. Kule­sza, Droga do sławy, Sosno­wiec 2012, s. 13–14. [wróć]

Za: ibi­dem, s. 14. [wróć]

Za: M. Kotow­ski, Pola Negri. Legenda Hol­ly­wood, War­szawa 2011, s. 24. [wróć]

P. Negri, op. cit., s. 117–118. [wróć]

Ibi­dem, s. 146. [wróć]

T. Boy-Żeleń­ski, Obra­chunki fre­drow­skie, War­szawa 1989, s. 18. [wróć]

P. Negri, op. cit., s. 137. [wróć]

Za: J.F. Lewan­dow­ski, Hra­bia Dąmb­ski. Mąż Poli Negri, Sosno­wiec 2012, s. 14. [wróć]

P. Negri, op. cit., s. 151. [wróć]

Za: M. Kotow­ski, op. cit., s. 51. [wróć]

P. Negri, op. cit., s. 180–181. [wróć]

Za: M. Kotow­ski, op. cit., s. 58. [wróć]

Za: W. Cza­piń­ska, Polita, War­szawa 1989, s. 71. [wróć]

Za: A. Kra­kow­ski, Pol­ly­wood, War­szawa 2011, s. 272. [wróć]

Za: W. Cza­piń­ska, op. cit., s. 79–80. [wróć]

C. Cha­plin, Moja auto­bio­gra­fia, War­szawa 1993, s. 334. [wróć]

P. Negri, op. cit., s. 219. [wróć]

Za: M. Kotow­ski, Zarę­czyny z Cha­pli­nem, ksiazki.onet.pl/frag­menty-ksia­zek/zare­czyny-z-cha­pli­nem/6t6y9. [wróć]

C. Cha­plin, op. cit., s. 335. [wróć]

P. Negri, op. cit., s. 204. [wróć]

Za: W. Cza­pliń­ska, op. cit., s. 82. [wróć]

A. Kra­kow­ski, op. cit., s. 279. [wróć]

Za: P. Negri, op. cit., s. 257. [wróć]

Ibi­dem, s. 254. [wróć]

A. Kra­kow­ski, op. cit., s. 279. [wróć]

Za: M. Kotow­ski, Pola Negri…, s. 126. [wróć]

Za: ibi­dem, s. 133. [wróć]

Za: D. Michal­ski, Powróćmy jak za daw­nych lat. Histo­ria pol­skiej muzyki roz­ryw­ko­wej. Lata 1900–1939, War­szawa 2007, s. 420. [wróć]

A. Kra­kow­ski, op. cit., s. 280–281. [wróć]