Krwawe zwierciadło - Brent Weeks - ebook

Krwawe zwierciadło ebook

Brent Weeks

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Z Siedmiu Satrapii zostały już tylko cztery, a i one są o krok od ugięcia się przed wojskami Białego Króla.

Gavin Guile – niegdyś cesarz, Pryzmat i galernik, człowiek, który mógł zapobiec wojnie, jest teraz zagubionym i okaleczonym więźniem w więzieniu, które stworzył własnymi rękami dla magicznego geniusza. Tyle że on sam całkowicie utracił magię. Co gorsza, być może nie znajduje się w tym więzieniu sam.

Kip Guile dokona ostatniej, desperackiej próby powstrzymania rosnącej hordy Białego Króla. Karris Białodąb stara się poskładać w całość rozpadające się cesarstwo, a pomaga jej w tym jedynie śmiertelnie niebezpieczny i być może zdradziecki teść, Andross Guile.

Tymczasem Teia znajduje nowe, znacznie mroczniejsze zastosowanie dla swoich talentów, a cena tego odkrycia może okazać się dla niej zbyt wielka do udźwignięcia.

Razem będą walczyć, aby skażone cesarstwo nie stało się czymś o wiele gorszym.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 992

Oceny
4,5 (117 ocen)
78
30
5
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału:The Blood Mirror

Copyright © 2016 by Brent Weeks

Copyright for the Polish translation © 2017 by Wydawnictwo MAG

Redakcja: Urszula Okrzeja

Korekta: Magdalena Górnicka

Okładka: Dark Crayon

Projekt typograficzny, skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń

ISBN 978-83-7480-815-6 Wydanie II

Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa tel. 22 813 47 43, fax 22 813 47 60 e-mail [email protected]

Wyłączny dystrybutor: Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz.

Kristi, której „Nie. Nie... nie”, „Tak!” nauczyło mnie wszystkiego, czego musiałem się dowiedzieć na temat miłości iwydawania książek.

Oraz moim siostrom, Chriście iElisie,

Streszczenie cyklu „Powiernik światła”

W cesarstwie Siedmiu Satrapii niewielka liczba ludzi rodzi się ze zdolnością, która pozwala im nauczyć się przekształcać światło w namacalną, konkretną substancję zwaną luksynem. Każdy kolor luksynu ma niepowtarzalne fizyczne i metafizyczne właściwości oraz zastosowania w rozlicznych dziedzinach życia, począwszy od budownictwa, skończywszy na działaniach wojennych. Owi krzesiciele, kształceni w stolicy cesarstwa, w Chromerii, wiodą życie ludzi uprzywilejowanych, a satrapie i potężne rody rywalizują ze sobą, zabiegając o ich usługi. W zamian za to krzesiciele zgadzają się, że kiedy nie będą już dłużej mogli bezpiecznie korzystać z magii (co sygnalizuje fakt, że krzesane przez nich kolory przeleją się poza obręb ich tęczówek czyli „pęknie im halo”), zostaną zabici przez cesarza, Pryzmata, podczas ceremonii urządzanej w najświętszym dniu roku – w Dniu Słońca. Krzesicieli, którzy przełamią halo (zwanych kolorakami), ogarnia szaleństwo z powodu krążycego w ich ciele luksynu. Jeśli uciekną, zamiast się poddać, trzeba ich ścigać i zabić. Tylko Pryzmat może krzesać bez ograniczeń i tylko on (lub ona) może przywrócić równowagę wszystkich kolorów w satrapiach, dzięki czemu luksynowy chaos nie zawładnie ziemiami. Co siedem lat (lub wielokrotność tego okresu) Pryzmat także poświęca swoje życie i rządząca rada wyznacza nowego Pryzmata. Jeśli Pryzmat nie zgodzi się umrzeć, on także będzie ścigany i ostatecznie zabity.

Obecnie Pryzmatem jest Gavin Guile.

Księga pierwsza: Czarny Pryzmat

Pryzmat Gavin Guile dowiaduje się, że ma syna z nieprawego łoża. Chłopiec mieszka w satrapii, która po raz drugi w ciągu piętnastu lat grozi rozpętaniem wojny domowej. Tyle że Gavin to tak naprawdę Dazen Guile; podczas bitwy, która zakończyła ostatnią wojnę i odebrała życie Gavinowi, skradł tożsamość swojego brata. Teraz musi wziąć na siebie odpowiedzialność za bękarta brata. Gavin udaje się do Tyrei razem z Karris, byłą narzeczoną, a obecnie członkinią elitarnego korpusu straży, Czarnej Gwardii. Odnajdują Kipa, jego syna, w ostatniej chwili ratując go przed zbuntowanym satrapą, który ogłasza się królem Garadulem. Król pozwala im odejść, ale zabiera Kipowi nóż, jedyną rzecz, jaką zostawiła mu jego matka. Gavin zabiera Kipa do Chromerii, żeby rozpoczął magiczną edukację, Karris zaś zostaje w Tyrei, gdzie ma się spotkać ze szpiegiem w armii króla.

Karris zostaje pojmana przez ludzi króla i odkrywa, że to prawa ręka króla Garadula, kolorak, który mieni się Księciem Barw, wzniecił rewoltę. To jej brat, o którym myślała, że od dawna nie żyje.

Kip przechodzi próby przed przyjęciem do szkoły krzesicieli i spotyka przyjaciółkę z rodzinnego miasta, Liv Danavis, córkę jednego z największych generałów Dazena. Gavin koncentruje się na zabijaniu koloraków i znalezieniu politycznego rozwiązania, które zapobiegnie wojnie, ale musi także zająć się mężczyzną, którego więzi w tajemnicy głęboko pod Chromerią – swoim bratem. Andross, jego ojciec, wysyła go z powrotem do Tyrei, żeby powstrzymał rebelię, nim zamieni się w wojnę, która pochłonie całe cesarstwo. Ma także odzyskać nóż – ten sam, który zabrał król Garadul, kiedy Gavin ratował Kipa.

Gdy Gavin, Kip i Liv przybywają do stolicy Tyrei, Garristonu, spotykają ojca Liv, byłego generała Corvana Danavisa. Dociera do nich, że miasta nie da się obronić, więc Gavin zaczyna krzesać cały system murów obronnych. Prawie mu się udaje skończyć obwarowanie, kiedy kula armatnia niszczy bramę, którą właśnie krzesał. Siły Gavina osłaniają ucieczkę obywateli Garristonu na barkach. Kip dowiaduje się, gdzie znajduje się Karris, i postanawia ją uratować. Liv rusza za nim, ale rozdzielają się, kiedy Kip wpada w ręce sił Księcia Barw.

Kip zostaje uwięziony razem z Karris. Podczas chaosu walki udaje im się dołączyć do wojska, które maszeruje na miasto. Kip zabija króla Garadula, a Liv ratuje Kipa i Karris, zgadzając się przystąpić do Księcia Barw, jeśli ten wykorzysta swoje umiejętności strzeleckie i zapobiegnie ich śmierci podczas bitwy.

Kip pędzi na spotkanie nowemu zagrożeniu – wie, że młodemu polichromacie Zymunowi polecono zabić Gavina. Nie udaje mu się zapobiec atakowi, ale Gavin przeżywa dzięki interwencji Kipa. Chłopiec przejmuje sztylet, którym posłużył się Zymun, i odkrywa, że to ta sama broń, którą dała mu matka. Gavin, Kip i Karris uciekają na barkach wraz z większością mieszkańców miasta. Gavin nie zdaje sobie sprawy, że jego brat uciekł z pierwszej z rozlicznych cel więziennych w Chromerii.

Księga druga: Oślepiający nóż

Gavin negocjuje z Trzecim Okiem, potężną prorokinią o pozwolenie na osiedlenie się uchodźców na jej wyspie. Karris i Gavin budują port dla floty uchodźców. Gavin poluje także na niebieską marę, potworność formującą się na Morzu Lazurowym. Jeśli jej nie zniszczy, odrodzi się starożytny bóg.

Kip wraca do Chromerii i ubiega się o przyjęcie do Czarnej Gwardii. Zaprzyjaźnia się z kilkoma innymi kandydatami, między innymi Teią, daltonistką, parylową krzesicielką i niewolnicą. Jej właścicielka zmusza ją do wykradania cennych rzeczy i szpiegowania Kipa. Chociaż szkolenie jest bardzo trudne, zainteresowanie jego osobą ze strony dziadka okazuje się znacznie gorsze. Andross żąda od Kipa, by ten grał z nim w karty, w Dziewięć Króli, a stawki zawsze są wysokie.

Bibliotekarka Rea Siluz zapoznaje Kipa z Janus Borig, artystką, która tworzy „prawdziwe” karty do Dziewięciu Króli, pozwalające krzesicielowi doświadczyć historii w taki sposób, w jaki rzeczywiście się rozegrała. Jednakże już wkrótce Kip odnajduje Janus śmiertelnie ranioną przez dwójkę zabójców. Udaje mu się ich zabić, zdobywa ich magiczne peleryny i ratuje talię prawdziwych kart stworzoną przez Janus. Kip posługuje się nową talią, żeby pokonać Androssa w grze w Dziewięć Króli i wygrywa akt własności Teii. Oddaje peleryny, karty oraz nóż od matki ojcu, który właśnie wrócił z Karris. Gavin zniszczył niebieską marę i osiedlił uchodźców, a teraz jest gotowy pomanipulować Spektrum (radą rządzącą Chromerią) tak, by uznała Wyspę Jasnowidzów za nową satrapię i uczyniła Corvana Danavisa nowym satrapą.

Karris otrzymuje list od zmarłej matki Gavina i dowiaduje się, że Gavin zawsze ją kochał. Zerwał zaręczyny, żeby Karris nie musiała poślubić mężczyzny, którego być może nie kocha. Karris przychodzi tej nocy do Gavina, ale on jest już w łóżku z inną – z kobietą, której wcale tam nie zapraszał. Rozwścieczony faktem, że znowu stracił Karris, Gavin wyrzuca kobietę na balkon. Ta traci równowagę, wypada za balustradę i ginie.

Przekonany, że zostanie aresztowany za morderstwo, Gavin postanawia uwolnić brata, żeby zajął jego miejsce w roli Pryzmata. Wtedy jednak odkrywa, że jego od dawna uwięziony brat oszalał, więc go zabija. Po powrocie z więzienia dowiaduje się, że Spektrum wypowiedziało wojnę, a jego dwaj Czarnogwardziści, jedyni świadkowie śmierci dziewczyny, przysięgli, że Gavin działał w samoobronie, dzięki czemu nadal może być Pryzmatem.

Tymczasem trwają potyczki eliminujące kolejnych kandydatów do Czarnej Gwardii. Kipowi prawie udaje się zakwalifikować, ale przegrywa w ostatniej rundzie, ponieważ jeden z innych kandydatów oszukuje. Jednakże jego przyjaciel Cruxer wykorzystuję lukę w przepisach, dzięki której Kip mimo to zostaje przyjęty.

Gavin i Karris godzą się i zawierają małżeństwo tuż przed wyruszeniem na wojnę z Księciem Barw. Wraz z nowymi kadetami Czarnej Gwardii i siłami Chromerii muszą zniszczyć zieloną marę, zanim narodzi się z niej nowe bóstwo, Atirat. Liv nadal przebywa w armii Księcia Barw i wykorzystuje swoje umiejętności krzesicielki nadfioletu, by pomóc w narodzinach bóstwa.

Kip, Gavin i Karris zabijają Atirat, ale tracą miasto i satrapię na rzecz sił Księcia Barw.

Po bitwie Kip zdaje sobie sprawę, że Andross jest tak naprawdę czerwonym kolorakiem. Podczas konfrontacji dźga Androssa w ramię nożem, który dała mu matka. Gavin próbuje ich powstrzymać, ale doprowadza tylko do tego, że cios nożem trafia w niego. Wypada za burtę, a Kip skacze za nim. Statek odpływa i tylko Andross wie, co naprawdę się wydarzyło. Gavina wyciąga z wody Artylerzysta, główny kanonier na statku, który bohaterowie wcześniej zniszczyli. Kipa ratuje zaś Zymun, który oznajmia, że jest tak naprawdę od dawna zaginionym nieślubnym synem Gavina i Karris. Gavin budzi się i odkrywa, że jest daltonistą i... galernikiem.

Księga trzecia: Okaleczone oko

Kip dryfuje na łódce z Zymunem, ale udaje mu się uciec i nie zostać wcielonym siłą do załogi statku pirackiego. Kilka tygodni później trafia z powrotem do Chromerii, po tym, jak przetrwał wędrówkę przez dżunglę, głód i znacznie gorsze rzeczy.

Ponieważ Karris poślubiła Pryzmata, zaraz po powrocie zostaje zwolniona z Czarnej Gwardii i otrzymuje rozkaz przejęcia siatki szpiegowskiej Bieli (przywódczyni Chromerii). W tym samym czasie Andross ujawnia, że w cudowny sposób został uleczony i nie jest czerwonym kolorakiem. Pod nieobecność Gavina Guile, ponieważ nadciąga wojna, Spektrum pośpiesznie wybiera Androssa na promachosa, głównego dowódcę sił wojskowych Chromerii.

Teia zostaje wkrótce zwerbowana przez Mordercę Sharpa, zręcznego parylowego krzesiciela pracującego dla Zakonu Złamanego Oka. Kiedy Zakon wykrada jej akt własności, a potem wrabia ją w morderstwo, Teia pojmuje, że nie może się opierać. Z trudem stara się pogodzić szkolenie w Czarnej Gwardii z zadaniami wyznaczanymi przez Zakon, ale w końcu wyznaje wszystko Żelaznej Pięści i Bieli. Oni zaś zatrudniają ją jako szpiega Chromerii w Zakonie. Karris zostaje jej bezpośrednią przełożoną. Podczas gdy Teia kontynuuje swoją inicjację w Zakonie, odkrywa, że jest rozszczepiaczem światła, rzadkim rodzajem krzesiciela, który może korzystać z migotliwych płaszczy (takich jak te, które zdobył Kip), pozwalających jej osiągnąć niemal całkowitą niewidzialność.

Po powrocie do domu Kip informuje Spektrum i Karris, że Gavin żyje, ale nie zdradza roli Androssa w wypadku, dzięki czemu zyskuje w nim potężnego, chociaż niegodnego zaufania sojusznika. Jego nauczycielką krzesania zostaje Karris. Kip wraca do swojej starej czarnogwardyjskiej drużyny – Mocarzy: Ben-hadada, Dużego Leo, Teii, Ferkudiego, Winsena, Gossa i Daelosa. Andross przyznaje grupie dostęp do bibliotek, do których normalnie wstęp jest ograniczony, dzięki czemu mogą badać temat heretyckich kart do Dziewięciu Króli oraz Powiernika Światła, dawno temu przepowiedzianego zbawcy satrapii. Mają nadzieję dowiedzieć się czegoś, co umożliwi im zwycięstwo w wojnie. Podczas tych poszukiwań Kip zaprzyjaźnia się z bojaźliwym Quentinem Naheedem, luksjatem i nadzwyczajnym młodym uczonym.

Gavin, który teraz nie może krzesać żadnego koloru, spędza miesiące jako galernik na pirackim statku, wiosłując obok szalonego proroka, kpiąco przezwanego Orholamem, imieniem boga, któremu służy. Podczas chaosu potyczki morskiej ze statkiem, który piraci próbowali przechwycić, młody ruthgarski arystokrata, Antonius Malargos, wskakuje na ich pokład i proponuje, że uwolni galerników, jeśli pomogą mu uratować jego statek. Udaje im się. Przy okazji biorą także do niewoli Artylerzystę i przechwytują Oślepiający Nóż. Niestety Antonius zabiera Gavina do Ruthgaru, gdzie Guile zostaje uwięziony przez kuzynkę Malargosa, Eirene. Tam jej sojuszniczka – paryjska Nuqaba – organizuje publiczne oślepienie Gavina.

Mocarze odkrywają, że wszystko na temat heretyckich kart, a także większość informacji na temat Powiernika Światła usunięto z archiwów. Kip zdaje sobie także sprawę, że broń, dzięki której tworzy się i zabija kolejnych Pryzmatów, to ten sam nóż, którym został dźgnięty Gavin. Kiedy Kip zgłasza się na ćwiczenia do Karris, kłócą się z powodu żartu wypowiedzianego w złej chwili. Wkrótce potem zagaduje go Tisis Malargos, siostra Eirene. Proponuje małżeństwo, żeby związać ich rodziny. Kip znajduje później ukryte przez ojca prawdziwe karty do Dziewięciu Króli. Omyłkowo krzesze w ich pobliżu, traci przytomność i wkracza do Wielkiej Biblioteki, gdzie spotyka nieśmiertelnego Abaddona. Kip absorbuje wszystkie karty z wyjątkiem jednej – karty Powiernika Światła. Udaje mu się zabrać migotliwy płaszcz Abaddona, ale umiera z powodu przyswojenia tak wielu kart. Na szczęście Teii udaje się go reanimować. Kip oddaje Teii pelerynę, którą ukradł Abaddonowi. Ona zdaje sobie sprawę, że to prawzór migotliwych płaszczy, znacznie potężniejszy od pozostałych peleryn.

Andross tak manipuluje Kipem, aż ten wyznaje, że odnalazł zarówno zaginioną talię Androssa, jak i prawdziwe karty Janus Borig, ale chłopiec kłamie, mówiąc, że wszystkie były puste. Andross każe mu poślubić Tisis i wyruszyć do Ruthgaru, gdzie ma zostać jego szpiegiem, podczas gdy Zymun (który właśnie przybył do Chromerii i ogłosił, że jest zaginionym synem Karris i Gavina) odsłuży siedem lat jako Pryzmat.

Karris w ostatniej chwili dowiaduje się o miejscu pobytu Gavina i zbiera małą ekipę ratunkową. Niestety Gavin traci jedno oko, zanim zostanie uratowany. Wracają razem na Jaspisy, gdzie znajduje się Chromeria. Karris zostawia Gavina pod opieką medyczną, a sama niespodziewanie bierze udział w ceremonii, która ma wyłonić nową Biel, ponieważ poprzednia zmarła, a ona sama otrzymała nominację.

Kip i Tisis zgadzają się zawrzeć małżeństwo i uciec z Chromerii, a Mocarze nalegają, że odpłyną razem z nimi. Zymun rozkazuje świeżo utworzonej Świetlanej Gwardii zabić ich, jednak udaje im się uciec. Goss ginie, a Daelos zostaje raniony, lecz pozostali Mocarze spotykają się z Tisis w porcie. Brat Żelaznej Pięści, Wibrująca Pięść, osłania ich ucieczkę, a sam ginie w wybuchu, do którego doprowadza, żeby powstrzymać pościg Świetlanych Gwardzistów. Kip i Tisis pobierają się przed wejściem na pokład, a Teia postanawia zostać w Chromerii. Bardziej przyda się w wojnie, walcząc z Zakonem, niż wspierając Kipa.

Chociaż wybór Bieli powinien być kwestią przypadku, Karris zauważa, że ktoś nim manipuluje, udaje jej się jednak przechytrzyć oszusta. Zabija dwóch innych kandydatów, którzy próbują ją zabić, i zostaje ogłoszona nową Bielą.

Zanim Żelazna Pięść odnajdzie umierającego brata, spotyka się potajemnie z wujem, podstępnym Grinwoodym, który ukrywa się na widoku jako niewolnik Androssa Guile. Tak naprawdę jest Starcem z Pustyni, przywódcą Złamanego Oka. Żelazna Pięść od lat należał do Zakonu. Oddaje Grinwoody’emu czarny krystaliczny zalążek, do którego dostęp mieli tylko Biel i dowódca Czarnej Gwardii.

Tymczasem na rozkaz Księcia Barw Liv Danavis polowała na nadfioletowy krystaliczny zalążek. Chociaż Książę Barw próbuje zmusić ją do noszenia naszyjnika z czarnym luksynem, żeby mieć nad nią kontrolę, udaje się jej pokrzyżować jego plany i samodzielnie zdobywa krystaliczny zalążek.

Gavin zostaje wykradziony spod opieki medyków na Wielkim Jaspisie i budzi się w celi więziennej.

„In regione caecorum rex est luscus.W królestwie ślepych jednooki jest królem”.

Erazm z Rotterdamu

Rozdział 1

Jak domowy niewolnik, który zmiata śmieci na kupkę, Orholam zebrał w stosie wszystkie grzechy i okropieństwa tego świata. Pogwizdując dziecinną piosenkę, zgromadził barbarzyńskie czyny, okrucieństwa i akty przemocy, podczas gdy Gavin leżał na plecach z rozłożonymi rękami w samym środku tego wszystkiego i szamotał się w więzach. Z szufelką napełnioną po brzegi żrącymi grzechami Orholam po raz pierwszy odwrócił się do Gavina.

Kiedy to uczynił, jego twarz była oślepiająco jasna, niepoznawalna, kłąb ostrego jak brzytwa światła, ale kącik ust i broda drgnęły w radości typowej dla oprawcy.

– Servient omnes – powiedział Orholam.

Wszyscy będziemy służyć.

Opróżnił szufelkę na twarz Gavina. Gavin wrzasnął, ale odebrano mu słowa, jak wydziera się jedwab ze szpuli we wnętrznościach pająka, rozwijając go tak długo, aż nić się urwie i pozostawi wnętrze pająka spustoszone i zniszczone. Próbował się obrócić, wykręcić, odwrócić wzrok, ale powieki rozwarto mu przemocą. Nie było ucieczki od zakrzepłej grudy łajna ześlizgującej się ku jego oku.

Cała masa spadła. A spadając, zajęła się ogniem i płonęła w powietrzu, skwierczała, pryskała i trzaskała.

I płonąc, wszystkie grzechy światła wpadły do oka Gavina i je podpaliły. Płomienie skwierczały w jego oczodole, gazy uciekały z sykiem, który brzmiał jak westchnienie ojca rozczarowanego synem-nieudacznikiem.

I z ogniem pałającym w oku Gavin wrzeszczał przez niezliczone wieki, aż zdarł gardło, aż zaschło mu w ustach, aż pustynie zasypały jałowym piaskiem śnieg, a jego próby krzyku osłabły, skóra stwardniała i popękała, a płonący odłamek, na który go nadziano, przyszpilający go do świata, ochłodniał (lecz tylko w kategoriach temperatury, nie bólu) i się skrystalizował. Kiedy dym się rozwiał, ślepe oko Gavina przeszywał czarny pryzmat.

Łapiąc gwałtownie powietrze, Gavin obudził się i odkrył, że otacza go ciemność, ale jego ręce skuto żelaznymi okowami.

Przykuto go do stołu z rozłożonymi na boki rękami. Koszmar nie minął.

Koszmar dopiero się zaczął.

Rozdział 2

Teia spuściła jedwabną pętlę ku swojemu potępieniu. Lina wysuwała się z jej ostrożnych palców ku niespokojnej kobiecie, która w ciszy pracowała przy biurku poniżej. Ofiara miała około trzydziestu lat, sukienkę niewolnicy i miedziane włosy związane w prosty kucyk. Teia obserwowała, jak kobieta złożyła nasączony luksynem arkusik papieru ogniowego, jakim posługują się wszyscy szpiedzy. Przerwała pracę i wypiła łyczek drogiej whisky.

Nie patrz w górę! Proszę, tylko nie spójrz w górę.

Owa kobieta była osobistą niewolnicą Pryzmata Gavina Guile. W tajemnicy kierowała całą siatką szpiegów Bieli. Była niegdyś przełożoną i mentorką Teii. Marissia odstawiła whisky, zapieczętowała list i powiedziała:

– Wybacz mi, Orholamie.

Teia korzystała z migotliwego płaszcza, który dostała od Mordercy Sharpa, ale ponieważ trzymała się żelaznych belek sufitowych, magiczna peleryna zwieszała się z jej ciała, a w dodatku w ogóle nie ukrywała spuszczonego stryczka.

Kiedy mentorka znowu się pochyliła, Teia zręcznie zarzuciła pętlę na jej głowę i trzymając linę, zeskoczyła z sufitu. Lina została przewleczona przez dźwigar stropowy, więc pętla zacisnęła się mocno na gardle Marissii i poderwała ją od biurka. Gwałtowny ruch sprawił, że krzesło przewróciło się do tyłu, a Teia, która trzymała za drugi koniec liny, poleciała w dół i do przodu. Przewracające się krzesło uderzyło Teię w golenie tuż przed tym, jak wpadła z impetem na Marissię.

Jakimś cudem nie wypuściła liny i nie krzyknęła. Marissia dusiła się, łapała za szyję i próbowała stanąć prosto.

To niesamowite, jak ból uniemożliwia myślenie. Gdyby Teia nie oberwała właśnie po goleniach, zrobiłaby tuzin różnych rzeczy. A tak ściskała kurczowo linę jak głupek, łapiąc gwałtownie powietrze i stojąc twarzą w twarz z dawną przełożoną. Łzy płynęły jej z oczu.

Kiedy Marissia wreszcie stanęła, Teia spostrzegła problem – nie ważyła tyle co niewolnica Pryzmata. Marissia też to zauważyła. Chociaż się dławiła, złapała za linę nad głową i pociągnęła w dół ze wszystkich sił.

Teia dostrzegła kątem oka migotanie i Morderca Sharp stał się widzialny. Zrobił kilka szybkich kroków po dywanie i wbił pięść w brzuch Marissii.

Przyduszona Marissia kaszlnęła, opluwając twarz Teii, i uszło z niej całe powietrze. Szybkim ruchem Sharp wziął linę od Teii, zarzucił Marissii worek na głowę i związał jej ręce za plecami w taki sposób, żeby każdy ruch przy próbie ucieczki zacisnął mocniej stryczek na jej szyi.

Pan Sharp miał talent do węzłów.

Pchnął Marissię na kolana i sprawdził raz jeszcze, czy może oddychać. Z kobiety uszła cała wola walki.

– Niedobrze – powiedział pan Sharp, odwracając się do Teii.

Był to szczupły mężczyzna o marchewkowo-rudych włosach i z krótką bródką w ognistym kolorze. Jednakże w jego przypadku najbardziej rzucały się w oczy zęby i zbyt szeroki, zbyt częsty uśmiech. Posłał teraz jeden Teii, bez śladu wesołości, po prostu z nawyku. Zwykle zęby, które odsłaniał w uśmiechu, były zbyt białe, zbyt doskonałe. Podczas większości zleceń nosił protezy z zębów drapieżników, ale dzisiaj – może dlatego, że nie mieli nikogo zabijać – założył protezę z zębów bobra. Jego szeroki, niepokojący uśmiech ukazywał same wielkie, szerokie, płaskie siekacze. Ledwie mieściły mu się w ustach.

– Bardzo niedobrze. Ale uniemożliwiłaś jej zniszczenie jakichkolwiek dokumentów – mówił dalej – więc przymknę na to oko.

– Był pan tutaj przez cały czas? – zapytała Teia.

Postawiła z powrotem krzesło, żeby przez chwilę nie patrzeć na potwora, który był teraz jej przełożonym. Pomasowała obolałe golenie. Niech Orholam się nad nią zlituje, na widok tych bobrzych zębów ciarki chodziły jej po krzyżu.

– To zbyt ważne zadanie, żebym pozwolił ci je spartaczyć. Ona była swego rodzaju sekretarką Pryzmata. Kto wie, do czego ma dostęp?

Sekretarką? Czyli Zakon nie wiedział, kim naprawdę była Marissia. To po co ją porywali?

I dlaczego właśnie porywali? Teia myślała, że Zakon tylko zabija ludzi.

Oczywiście zdążą jeszcze zabić Marissię.

Morderca Sharp podał Teii stryczek i podszedł do okna, żeby wyjrzeć na wyspy. Nawet z miejsca, w którym stała, Teia widziała gęsty kłąb dymu wzbijający się na powitanie porannego słońca.

Wcześniej tego ranka ich trener Wibrująca Pięść wysadził magazyny z prochem pod wieżą artyleryjską, żeby Kip i pozostali Mocarze mogli uciec na morze. Pewnie poświęcił życie. Drużyna uciekła, a Teia postanowiła zostać. I teraz robiła coś takiego.

Była kretynką.

– Mamy szczęście – powiedział Sharp. – Nieliczni Czarnogwardziści, którzy nie obstawiali trasy parady, porzucili posterunki i zbiegli do tamtej wieży. Nie ma jednak czasu do stracenia. Pilnuj jej. Skręć jej kark, jeśli zacznie krzyczeć.

Pokręcił głową przy ostatnim zdaniu. Powiedział to tylko ze względu na Marissię. Zacisnął pięść i zamarkował cios w brzuch. Sugerował, że Teia ma pozbawić niewolnicę tchu, gdyby zaczęła krzyczeć.

Teia nie miała pojęcia, dlaczego po prostu nie zakneblował Marissii, ale nie zapytała. Nauczyła się, że lepiej nie prowokować nieprzewidywalnego zabójcy. Czasem jego plany były bardziej skomplikowane, niż się wydawało. A czasem po prostu nie wpadał na coś oczywistego. Nigdy jednak nie lubił, kiedy go pytała, a Teia niczego nie zyska, popisując się sprytem.

Sharp zgarnął dokumenty z biurka do worka. Otworzył szuflady, zebrał wszystkie zapisane papiery i przekartkował puste strony, żeby na pewno nic się przed nim nie ukryło.

Potem odszedł, żeby przeszukać resztę pokoju.

Marissia szarpnęła dwa razy liną, którą trzymała Teia.

– Cii – ostrzegła ją Teia.

Marissia odczekała chwilę i znowu pociągnęła za linę. Chciała coś powiedzieć.

Co Teia miała jej powiedzieć? Znała Marissię tylko z pracy, ale czuła, że coś je łączy, i ogromnie szanowała tę kobietę. Obie były niewolnicami. Obie były szpiegami, a Marissia zaszła tak wysoko, jak to tylko możliwe dla niewolnicy albo szpiega.

Marissia zapowiedziała raz Teii, że Zakon zmusi ją do zrobienia czegoś potwornego.

– Zrób to i niech to spadnie na moją głowę – powiedziała jej wtedy.

Nie mogła jednak przewidzieć, że tym potwornym uczynkiem będzie porwanie jej samej i najprawdopodobniej zamordowanie.

Kolejne szarpnięcie. Pan Sharp zaglądał do pokoiku niewolnicy przylegającego do głównego pomieszczenia, więc znajdował się poza zasięgiem wzroku i słuchu.

– Wyszedł – szepnęła Teia – ale tylko na chwilę.

– Trzecia szuflada po lewej – odszepnęła Marissia. – W połowie głębokości, na górze. Pchnij mocno. Szybko!

Pan Sharp zostawił szuflady otwarte, więc Teia musiała tylko zrobić jeden krok i się pochylić. Powierzchnia wydawała się gładka, ale kiedy Teia pchnęła mocno, poczuła, że coś pęka, uniósł się słaby kredowy zapaszek skruszonego niebieskiego luksynu i kawałeczek drewnianej powierzchni się zapadł. Złożony kawałek pergaminu wpadł jej do ręki.

Teia wróciła na miejsce, chowając zwitek w kieszeni.

– Mam – szepnęła.

– Szarpnij, kiedy będziesz potrzebowała, żebym...

Pan Sharp wszedł do pokoju.

– Co mówiła?

– Ehm? Co? – Przez chwilę Teia miała pustkę w głowie. – A, próbowała mnie przekupić – wyjaśniła znudzonym tonem.

Wpatrując się w nią przenikliwie, pan Sharp przesunął nienaturalnie długim różowym językiem po okropnych szerokich zębiskach.

– Przyjąłem raz łapówkę... – Cmoknął. – Jeden raz. Oczywiście nie zamierzałem wypuścić tego człowieka i zabiłem go, gdy tylko dostałem zapłatę. – Schował do worka stosik dokumentów związanych czerwoną albo zieloną wstążką. Teia była daltonistką, więc nie potrafiła odróżnić tych dwóch kolorów. – Co w tym złego? Starzec z Pustyni... Nie zgodził się ze mną. Z całą stanowczością.

Uśmiechnął się. Zbyt szeroko. Coś w widoku tych zębów sprawiało, że żołądek Teii zaciskał się mocniej, niż kiedy Sharp nosił protezę z wilczych kłów.

– Ile zaproponowała? – spytał.

Teia zamarła. W tym pytaniu krył się haczyk. Marissia jako osobista niewolnica Pryzmata mogła odłożyć małą fortunę. Marissia-szpieg odłożyłaby znacznie więcej, a w sytuacji zagrożenia życia, czy nie zaproponowałaby kroci? Może nie zaproponowałaby zbyt dużej łapówki, jako mistrzyni szpiegów wykazałaby się dostatecznym sprytem, żeby zacząć od skromniejszej sumy...

Za długo się zastanawiasz, T, za długo!

– Nie podała żadnej sumy – odpowiedziała. – A ja jej nie słuchałam. Nie robię tego dla pieniędzy. – Zmień temat, zmień temat!

– To czemu to robisz? – zapytał pan Sharp.

– Naprawdę będziemy rozmawiać o tym w jej obecności? – zapytała Teia. – W tej chwili? Mówił pan, że musimy...

– Nią nie musimy się martwić. – Zniżył niebezpiecznie głos. – I nie kwestionuj moich decyzji.

Orholamie, zlituj się nade mną. To przypieczętowało sprawę. Jeśli należysz do Zakonu Złamanego Oka, tylko z jednego powodu możesz nie martwić się ujawnieniem swoich sekretów. Marissia umrze.

– Chodzi mi o zemstę – odpowiedziała Teia.

– Zemstę? Na kim?

Teia przechyliła głowę, jakby to było dziwne pytanie.

– Na nich wszystkich.

Sharp wyszczerzył zęby w tym razem szczerym uśmiechu.

– Będziesz miała mnóstwo okazji. I w końcu wkroczysz na Szkarłatną Ścieżkę. – Jego naprawdę przyjazny ton powinien sprawić, że Sharp wyda się mniej przerażający, ale wszelka ulga, jaką Teia mogłaby poczuć, została zmielona na miazgę między tymi nieludzko wielgachnymi zębiskami.

Podszedł do Marissii, która nadal klęczała.

– Ile byś nam dała?

Z drżeniem odpowiedziała:

– Ile tylko pan zechce, przysięgam. Z łatwością mogę uzyskać dostęp do konta Pryzmata, jeśli się pośpieszymy. Błagam pana. – Urwała, jakby naprawdę się bała.

Teii zacisnął się żołądek, bo nie wiedziała, co jest prawdą: wcześniejsza odwaga Marissii czy jej obecny strach. Może jedno i drugie.

– Zmieniłem zdanie – orzekł pan Sharp. – Jeśli zacznie krzyczeć, zabij ją.

Zapomniał, że już raz wypowiedział tę groźbę?

Czy też tym razem mówił poważnie?

Marissia padła na podłogę i cicho zaszlochała.

– Hmm... – mruknął Sharp, stając tak blisko, że jego słodki oddech omiótł twarz Teii. – Nigdy do tej pory nie zauważyłem... – I jakby to była najbardziej naturalna rzecz pod słońcem, palcem odciągnął jej dolną wargę. – Masz prześliczny dolny lewy kieł. – Przesunął wargę w prawo i lewo, oglądając jej zęby, jakby była kobyłą. – Nie, tylko ten jeden. Reszta ma ładny kolor, ale jest nudna. – Wzruszył ramionami, powąchał palec i zlizał jej ślinę, jak szef kuchni smakujący zupę. – Lepiej. Posłuchałaś się mnie w kwestii pietruszki, co? Dodaj miętę, w miarę możliwości świeżą. Wsuń je w dziąsła. Nie żuj, bo kawałeczki utkną ci w zębach. Szpetny widok.

Odwrócił się, a Teia miała nadzieję, że nie zauważył jej drżenia.

– Muszę sprawdzić komnatę Bieli i odwrócić uwagę straży. Bądź gotowa do szybkiego działania. Jeśli nie wrócę za pięć minut, rozwiąż ją i zepchnij z balkonu, jakby popełniła samobójstwo, a potem zejdź tą samą drogą, którą się tu dostaliśmy.

Zarzucił kaptur na głowę i szybko zaciągnął sznurówki, ciasno mocując maskę na nosie i ustach. Tylko oczy pozostały widoczne, ale i te ginęły w cieniu kaptura. Odwrócił się i zaczął migotać.

Na plecach jego szarej peleryny pojawił się wizerunek czubatej szarej sowy z rozłożonymi skrzydłami i wyciągniętymi w ataku szponami. Migotanie obrazu było przesunięte w fazie w stosunku do reszty peleryny, ale w końcu zgasło.

Drzwi się otworzyły, ukazując zadymiony korytarz z kałużami krwi, kamiennymi ścianami pożłobionymi i podziurawionymi przez wystrzelone bełty i kule podczas wcześniejszej potyczki Mocarzy ze Świetlanymi Gwardzistami. Miała wrażenie, że to się wydarzyło wieki temu. A potem drzwi zamknęły się cicho.

Teia natychmiast wystrzeliła falę parylowego gazu w miejsce, gdzie stał Morderca Sharp, upewniając się, że rzeczywiście wyszedł.

– Szybko – powiedziała Teia. – Czego ode mnie chcesz?

Marissia wstała z kolan. Głos miała trochę zachrypnięty ze strachu, nad którym starała się panować.

– Zabrał dokumenty z mojego biurka? Paczuszkę. Związaną czerwoną wstążką.

– Tak.

Teia usłyszała, jak zrozpaczona Marissia westchnęła ciężko pod kapturem.

– Teia, musisz zdobyć te dokumenty. Miałam je zachować dla Karris.

– Co to za papiery?

– To instrukcje Bieli dla jej następczyni. Zawierają wszystko, czego Karris musi się dowiedzieć, żeby wiedzieć, jak rządzić. Sekrety. Plany. Nazwiska. Pewnych rzeczy Karris nie zdoła dowiedzieć się w inny sposób.

O, nie! Jak Teia miała ukraść dokumenty panu Sharpowi?

– Nie wysłano nas po dokumenty – odpowiedziała – ale po ciebie. Myślę, że Sharp po prostu zgarnął wszystko, co mu się nawinęło pod rękę.

Marissia oklapła.

– Dowolnego innego dnia, o dowolnej innej godzinie, te dokumenty leżałyby bezpiecznie zamknięte w sejfie... Ach, mniejsza z tym. Nie ma czasu. – Pochyliła się na chwilę. – I tak zaniesie to wszystko do gabinetu Starca. Pergamin, który zabrałaś z mojego biurka, to kod. Musisz go złamać. To kombinacja albo słowo-klucz do gabinetu Starca z Pustyni. Ten gabinet znajduje się tutaj, w Chromerii. Może nawet w tej wieży. To znaczy, że on, albo ona, nie mamy nawet pewności, że Starzec z Pustyni to rzeczywiście mężczyzna, znajduje się tutaj. Jeśli jednak otworzysz gabinet bez tego kodu, pomieszczenie spłonie. Wszystko ulegnie zniszczeniu. Nie możesz do tego dopuścić. Choćby dlatego, że wtedy przepadną zapiski Bieli.

– Znajdę gabinet, przysięgam, ale co... – Teia urwała, słysząc kroki na korytarzu.

Poklepała Marissię w ramię, uciszając ją, i zaczęła krzesać, żeby zniknąć w pożyczonym migotliwym płaszczu.

Ktokolwiek to był, minął pokój, a potem Teia usłyszała łomot drzwi prowadzących na dach. Ona i jej drużyna stoczyli tam prawdziwą bitwę, i to raptem parę godzin temu, ale teraz stał tam na straży tylko jeden Czarnogwardzista. Pan Sharp powiedział, że dowództwo Czarnej Gwardii każe odciąć ten obszar, dopóki nie zbadają go i nie zorientują się, co się wydarzyło.

– A co z tobą? – zapytała Teia. – Jak mamy cię ocalić?

Cisza. Teia żałowała, że nie widzi twarzy niewolnicy, bo worek trwał w całkowitym bezruchu, nie zdradzając żadnych oznak strachu, odwagi, nienawiści albo rozpaczy.

– Nie ma ratunku – odpowiedziała cicho Marissia.

– Widziałaś twarz Sharpa. Zabiją cię.

Marissia pochyliła głowę.

– Po prostu... Pomódl się za mnie – odrzekła i w jej głosie znowu zadźwięczał strach.

– Przynajmniej pozwól, że dam ci nóż.

– I co stanie się z tobą, kiedy ten zabójca znajdzie przy mnie twój nóż?

Teia nie zdążyła zaprotestować, gdy drzwi otworzyły się i zamknęły. Pan Sharp odezwał się, zanim stał się całkowicie widoczny.

– Daj mi pelerynę.

– Mój migotliwy płaszcz?

– Nie należy do ciebie. Należy do Zakonu, nie zapominaj o tym.

– To ja go ukradłam! Ryzykowałam życie...

– Natychmiast!

Teia odpięła zatrzask i oddała panu Sharpowi migotliwy płaszcz z nadpalonym rąbkiem. Morderca zsunął kaptur i zarzucił pelerynę Teii na własną, zapinając niezręcznie zatrzask pod szyją. Naciągnął z powrotem kaptur, ale nie był w stanie należycie go zasznurować. Zaklął.

– Co pan robi? – spytała Teia.

Znowu zaklął i powiedział do Marissii:

– Pozwól sobie na choćby jeden sprzeciw, a umrzesz od razu, ale nie będzie to szybka śmierć. Jasne?

Jej głowa poruszyła się. Worek drżał od jej szlochu. Sharp przeciął linę łączącą jej szyję i nadgarstki, po czym przerzucił ją sobie przez ramię.

– Teia, pomóż mi z płaszczem.

Dziewczyna rozłożyła drugą zmarszczoną pelerynę na ciele Marissii. Ponieważ kobieta była przewieszona przez ramię Sharpa, materiał całkowicie ją zasłonił, chociaż wyglądało to nieco niezgrabne.

– Muszę się wymknąć bez płaszcza? – zapytała Teia.

– Wyjdziesz tak, jak weszliśmy. Drogą na zewnątrz. Schodząc, zbierz półksiężyce. Pośpiesz się. Niedługo ludzie zaczną tu szukać. – Szturchnął Marissię. – A ty krzykniesz, że w komnatach Bieli wybuchł pożar, kiedy dam ci znać. Bo wybuchł.

Ach, to dlatego nie zakneblował Marissii. Czarnogwardziści od razu rozpoznają jej głos.

Nadal trzymając niewolnicę, pan Sharp schylił się po worek ze skradzionymi dokumentami.

– Mam go zabrać? – zapytała Teia.

Omal go jej nie podał, ale się zawahał. Niepokój szturmował potężnymi ciosami maskę jej nonszalancji.

– Lepiej nie – odrzekł w końcu Sharp. – Zacznij schodzić.

– Mogłabym zanieść go...

– W tej chwili! – przerwał jej, a w jego głosie zadźwięczała cicha groźba.

Nie czekając, odwrócił się plecami, o wiele wolniej niż zwykle, a peleryny zaczęły migotać. Wizerunek lisa na płaszczu Teii zarysował się ciemną szarością na tle jaśniejszej szarości, a potem zgasł.

Drzwi się otworzyły i Teia poczuła dym.

– Pali się! Pożar w komnatach Bieli! – krzyknęła Marissia. – Pali się!

A potem drzwi zamknęły się za nimi.

Oczywiście powinna się pośpieszyć i zejść po murze. Kiedy dym zacznie buchać z okien Bieli, oczy wszystkich zwrócą się ku Wieży Pryzmata. A wtedy Teia nie będzie mogła zejść po murze całkowicie odsłonięta.

Jednakże Teia miała asa w rękawie, o którym pan Sharp nie miał pojęcia.

Miała własną pelerynę, którą dał jej Kip, prawzór migotliwych płaszczy. Wyjęła ją z plecaka. Materiał był cieniutki, nieważki i przelewał się w rękach jak płynne światło. Włożyła pelerynę. Zapięła obróżkę wokół szyi. Naciągnęła kaptur i zapięła na twarzy. Mogłaby niewidzialna pójść za Sharpem.

Jednakże po ugaszeniu pożaru Czarnogwardziści dokładnie przeszukają wieżę. Jeśli Teia pójdzie za Sharpem, Czarnogwardziści znajdą półksiężyce do wspinaczki przytwierdzone do muru wieży. Zakon ma szpiegów w Czarnej Gwardii, więc dowie się o tym i będzie jasne, że Teia okazała nieposłuszeństwo.

To jeszcze nie dowód, że jest szpiegiem, ale Zakon nie potrzebuje dowodu. Zabiją ją.

A jeśli nie pójdzie za Sharpem, Marissia zginie.

Teia miała pozwolić jej umrzeć, taki był rozkaz Marissii. Dawna Teia, Teia-niewolnica, przyjęłaby ten rozkaz i zrzuciła z siebie odpowiedzialność za późniejsze wydarzenia. Jednak Teia nie była już tamtą dziewczyną.

Trwała wojna i Teia znalazła się samotnie za liniami wroga. Musiała sama podejmować decyzje i żyć z ich konsekwencjami. Jak wojowniczka, jak dorosła. Jak wolna kobieta.

Potworna arytmetyka wojny sprawiała, że Teia nagle była warta więcej niż starsza od niej, mądrzejsza, sprytniejsza i lepiej ustosunkowana kobieta. Teia zaczynała podejrzewać, że Zakon stanowi większe zagrożenie dla Chromerii niż nawet Książę Barw. Uratowanie Marissii – gdyby Teia wymyśliła, jak tego dokonać – naraziłoby największą szansę Chromerii na zniszczenie Zakonu. Ponadto w tej chwili tylko Teia wiedziała o gabinecie Starca. Tylko ona miała kod.

To wojna, Teio. Przyjaciele giną.

Z zaciśniętymi zębami i ciężkim sercem Teia wyszła na balkon, zamknęła za sobą drzwi i weszła na półksiężyce do wspinaczki. Schodząc, przy każdym kroku zacierała dowody zamordowania Marissii.

Trwa wojna, T, niewinni ludzie giną. A ich przyjaciele mogą co najwyżej ich pomścić.

Później.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

O autorze

Brent Weeks urodził się i wychował w Montanie. Pisywał na barowych serwetkach i na planach lekcji, nim tysiąc stron później zdobył wymarzoną pracę. Jest autorem międzynarodowego bestsellera – trylogii „Nocny Anioł”, który sprzedał się w milionach egzemplarzy na całym świecie. Brent mieszka w Oregonie z żoną Kristi i córkami.

Więcej o autorze dowiecie się na stronie www.brentweeks.com.