Kult Falliczny - Hargrave Jennings - ebook

Kult Falliczny ebook

Hargrave Jennings

5,0

Opis

Dla wszystkich poszukiwaczy - nie tylko ciekawostek, ale przede wszystkim prawdy!

Ze wstępu:

"Kult Falliczny. Opis tajemnic kultu seksualności u starożytnych wraz z historią krzyża męstwa" to przekrojowy szkic bardzo interesującego tematu, który, choć nie rości sobie pretensji do całkowitej oryginalności, obejmuje jednak śmietankę, że tak powiem, różnych naukowych dzieł, które są bardzo kosztowne, a niektóre z nich zostały wydane wyłącznie w obiegu prywatnym, tym samym pozostając prawie nie do zdobycia..."

Książka ta jest jednym z ciekawszych odkryć wśród literatury z XIX wieku i jedną z tych książek, które krążyły w drugim obiegu, ukrywane przed niepowołanym wzrokiem ze względu na treść, która kłóci się z wieloma powszechnie uznawanymi paradygmatami wiary. Zawiera nie tylko wiele cennych, ale także zaskakujących informacji, które zdecydowanie warte są poświęconego czasu.




SPIS TREŚCI:


WPROWADZENIE
KULT FALLICZNY CZYLI KULT PRZYRODY I SEKSUALNOŚCI
FALLICYZM
FALLUS
SYMBOLE LUB ALEGORIE
SŁUP
KOLUMNY
CIOSANE KAMIENIIE
TRIADY
KRZYŻ
YONI
KULT FALLICZNY U HEBRAJCZYKÓW
MATKA ZIEMI
FESTIWALE BACHANALIA I LIBERALIA
WIERZENIA DRUIDÓW I WIARA HEBRAJSKA
STONEHENGE ŚWIĄTYNIA BACHUSA
BUŁECZKI I CIASTKA RELIGIJNE
ARKA PRZYMIERZA I WIELKI PIĄTEK
FILARY ARCHITEKTONICZNE STWORZONEZ LOTOSU
DZWONY W KULCIE RELIGIJNYM
KULT FALLICZNY W HINDUIZMIE
KRZYŻ I RÓŻANIEC
KORALIKI
LOTOS
MERU
LINGAM W ŚWIĄTYNI KALILASA W ELURZE
WENUS – URANIA – BOGINI MATKA
LIBERALNOŚĆ I JEDNORODNOŚĆ RELIGII ŚWIATA

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 79

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kult Fal­licz­ny
Opis ta­jem­nic kul­tu sek­su­al­no­ści  u sta­ro­żyt­nych
wraz z hi­sto­rią krzy­ża męstwa
Ty­tuł ory­gi­nal­ny: PHAL­LIC WOR­SHIP A DE­SCRIP­TION OF THE
MY­STE­RIES OF THE SEX WOR­SHIP OF THE AN­CIENTS WITH
THE HI­STO­RY OF THE MA­SCU­LI­NE CROSS
Au­tor: Au­tor Ano­ni­mo­wy
Da­ta ory­gi­nal­ne­go wy­da­nia: 1880
Re­se­arch i opra­co­wa­nie tek­stu: Wy­daw­nic­two Ho­ry­zont Idei
© Pol­skie Wy­daw­nic­twa Nie­za­le­żne, Da­mian Tar­kow­ski,
Wy­daw­nic­two Ho­ry­zont Idei, 2022
Wy­da­nie pierw­sze, To­ruń 2022
ISBN: 978-83-65185-42-6
Ad­res in­ter­ne­to­wy:
www.ho­id.pl; www.sklep.ho­id.pl;
Fa­ce­bo­ok:
www.fa­ce­bo­ok.pl/HO­RY­ZON­TI­DEI
E–ma­il: kon­takt@ho­id.pl; dam­tar@ho­id.pl
Tel: (+48) 723 761 373
NIP: 9562251232
mBank: 34 1140 2004 0000 3702 7847 3507
Dzi­ęku­je­my za za­kup ory­gi­nal­ne­go e–bo­oka.
Wes­przyj na­szą dzia­łal­no­ść, za­ku­pu­jąc ksi­ążki, e–bo­oki
i audio­bo­oki Wy­daw­nic­twa Ho­ry­zont Idei do­stęp­ne na na­szej
stro­nie in­ter­ne­to­wej: www.sklep.ho­id.pl oraz u na­szych
part­ne­rów na plat­for­mach:
ibuk.pl; ebo­ok­po­int.pl; vir­tu­alo.pl; pu­blio.pl; wo­blink.com;
le­gi­mi.pl; em­pik­GO, au­dio­te­ka.pl, sto­ry­tel.pl, nie­zna­ny.pl,  i in.
Wspó­łpra­cu­je­my ta­kże z au­to­ra­mi ory­gi­nal­nych tek­stów w języ­ku pol­skim
oraz z in­ny­mi wy­daw­nic­twa­mi w za­kre­sie udo­stęp­nia­nia li­cen­cji oraz praw
au­tor­skich do na­grań au­dio lub wy­daw­nictw dru­ko­wa­nych.
SPIS TRE­ŚCI:
KULT FAL­LICZ­NY
WPRO­WA­DZE­NIE
KULT FAL­LICZ­NY
CZY­LI KULT PRZY­RO­DY I SEK­SU­AL­NO­ŚCI
FAL­LI­CYZM
FAL­LUS
SYM­BO­LE LUB ALE­GO­RIE
SŁUP
KO­LUM­NY
CIO­SA­NE KA­MIE­NIIE
TRIA­DY
KRZYŻ
YONI
KULT FAL­LICZ­NY U HE­BRAJ­CZY­KÓW
MAT­KA ZIE­MI
FE­STI­WA­LE BA­CHA­NA­LIA I LI­BE­RA­LIA
WIE­RZE­NIA DRU­IDÓW I WIA­RA HE­BRAJ­SKA
STO­NE­HEN­GE ŚWI­ĄTY­NIA BA­CHU­SA
BU­ŁECZ­KI I CIAST­KA RE­LI­GIJ­NE
AR­KA PRZY­MIE­RZA I WIEL­KI PI­ĄTEK
FI­LA­RY AR­CHI­TEK­TO­NICZ­NE STWO­RZO­NE
Z LO­TO­SU
DZWO­NY W KUL­CIE RE­LI­GIJ­NYM
KULT FAL­LICZ­NY W HIN­DU­IZMIE
KRZYŻ I RÓ­ŻA­NIEC
KO­RA­LI­KI
LO­TOS
ME­RU
LIN­GAM W ŚWI­ĄTY­NI KA­LI­LA­SA W ELU­RZE
WE­NUS – URA­NIA – BO­GI­NI MAT­KA
LI­BE­RAL­NO­ŚĆ I JED­NO­ROD­NO­ŚĆ RE­LI­GII ŚWIA­TA
WPRO­WA­DZE­NIE
Ni­niej­szy prze­kro­jo­wy szkic bar­dzo in­te­re­su­jące­go te­ma­tu, choć nie ro­ści so­bie pre­ten­sji do ca­łko­wi­tej ory­gi­nal­no­ści, obej­mu­je jed­nak śmie­tan­kę, że tak po­wiem, ró­żnych na­uko­wych dzieł, któ­re są bar­dzo kosz­tow­ne, a nie­któ­re z nich, zo­sta­ły wy­da­ne wy­łącz­nie w obie­gu pry­wat­nym, tym sa­mym po­zo­sta­jąc pra­wie nie do zdo­by­cia.
W ci­ągu ostat­nich kil­ku lat na­pi­sa­no kil­ka ksi­ążek na te­mat kul­tów fal­licz­nych w po­łącze­niu z in­ny­mi po­krew­ny­mi za­gad­nie­nia­mi, ale nie po­świ­ęca­jąc się w ca­ło­ści jed­nej sta­ro­żyt­nej ta­jem­ni­cy, ich au­to­rzy tyl­ko szcząt­ko­wo na­po­czy­na­li te­mat. Ni­niej­sza pra­ca sta­ra się za­ra­dzić te­mu nie­do­ci­ągni­ęciu, po­świ­ęca­jąc uwa­gę wy­łącz­nie kul­to­wi sek­su­al­ne­mu lub fal­licz­ne­mu w świe­cie sta­ro­żyt­nym.
Wie­le z te­ma­tów zo­sta­ło po­trak­to­wa­nych ogól­nie, są one je­dy­nie za­sy­gna­li­zo­wa­ne, ale pra­ca ta po­zwo­li Czy­tel­ni­ko­wi zro­zu­mieć i po­si­ąść rze­tel­ną wie­dzę o kul­cie fal­licz­nym u sta­ro­żyt­nych.
Ci, któ­rzy chcą do­wie­dzieć się wi­ęcej lub po­twier­dzić praw­dzi­wo­ść stwier­dzeń i fak­tów po­da­nych w tej ksi­ążce, po­win­ni si­ęgnąć do ob­szer­nych i wa­żnych dzieł Pay­ne’a Kni­gh­ta, Hig­gin­sa, Du­lau­re’a, Rol­le’a, In­ma­na i in­nych au­to­rów.
Za­mie­rza­no do­łączyć do te­go to­mu wy­kaz dzieł i ró­żnych utwo­rów na­pi­sa­nych na ten te­mat, ale dłu­go­ść li­sty unie­mo­żli­wi­ła to, gdyż prze­kro­czy­ła mo­żli­wo­ści wy­daw­cy.
KULT FAL­LICZ­NY CZY­LI KULT PRZY­RO­DY I SEK­SU­AL­NO­ŚCI
Kult sek­su­al­no­ści był roz­po­wszech­nio­ny wśród wszyst­kich lu­dów sta­ro­żyt­no­ści. Nie­kie­dy wy­stępo­wał rów­no­le­gle, a cza­sem mie­szał się z kul­tem sło­ńca, węża i drze­wa. Si­łom na­tu­ry nada­wa­no ce­chy sek­su­al­ne. Ob­da­rza­no je ludz­ki­mi uczu­cia­mi, na­mi­ęt­no­ścia­mi i spe­łnia­ły te sa­me funk­cje, co lu­dzie.
Wśród sta­ro­żyt­nych, bez względu na to czy czczo­no Sło­ńce, węża, czy sym­bol fal­licz­ny, idea by­ła ta sa­ma – cho­dzi­ło o od­da­nie czci dla za­sa­dy ge­ne­ra­tyw­nej. W ten spo­sób znaj­du­je­my ści­sły zwi­ązek mi­ędzy ró­żny­mi mi­to­lo­gia­mi sta­ro­żyt­nych na­ro­dów, a po­rów­nu­jąc ich wy­zna­nia, idee i sym­bo­le, mo­że­my za­uwa­żyć, że wy­wo­dzą się one z te­go sa­me­go źró­dła, mia­no­wi­cie z kul­tu mo­cy i dzia­łań na­tu­ry, któ­re­go pier­wo­wzo­rem nie­wąt­pli­wie był kult Sło­ńca. Nie trze­ba udo­wad­niać, że w cza­sach pier­wot­nych Sło­ńce by­ło czczo­ne pod ró­żny­mi na­zwa­mi, ja­ko Stwór­ca, Świa­tło, Źró­dło Ży­cia i Daw­ca Po­ży­wie­nia.
W naj­daw­niej­szych cza­sach kult si­ły ge­ne­ra­tyw­nej przyj­mo­wał naj­prost­szy i naj­czyst­szy cha­rak­ter, był or­dy­nar­ny w spo­so­bie eks­pre­sji, pry­mi­tyw­ny w for­mie, czy­sty w idei, był ho­łdem czło­wie­ka dla naj­wy­ższej si­ły, Au­to­ra ży­cia.
Po­tem kult po­su­nął się da­lej w stro­nę de­pra­wa­cji, re­li­gia uczuć i zmy­sło­wej roz­ko­szy, ze­psu­ta przez ka­pła­nów, któ­rzy nie po­wstrzy­my­wa­li się przed wy­ko­rzy­sta­niem te­go sta­nu rze­czy i za­szcze­pi­li w niej roz­pust­ne i ta­jem­ni­cze ce­re­mo­nie, zwi­ąz­ki bo­gów z ko­bie­ta­mi, pro­sty­tu­cję re­li­gij­ną i in­ne po­ni­ża­jące obrzędy. Nie­wie­le cza­su upły­nęło, za­nim sym­bo­li­ka utra­ci­ła swo­je czy­ste i pro­ste zna­cze­nie, prze­kszta­łca­jąc się w wy­uz­da­ne po­sągi i przed­mio­ty.
Stąd wzi­ęły się zde­pra­wo­wa­ne obrzędy ku czci Ba­chu­sa, któ­ry stał się nie tyl­ko przed­sta­wi­cie­lem mo­cy twór­czej, lecz ta­kże bo­giem przy­jem­no­ści i roz­pu­sty.
Ze­psu­ta re­li­gia za­wsze znaj­do­wa­ła gor­li­wych wy­znaw­ców, chęt­nych do od­da­nia się w nie­wo­lę przy­jem­no­ści pod wpły­wem im­pul­su cie­le­snej roz­ko­szy, jak to mia­ło miej­sce w In­diach i Egip­cie, a ta­kże wśród Fe­ni­cjan, Ba­bi­lo­ńczy­ków, Ży­dów i in­nych na­ro­dów.
Raz uoso­bio­ny kult płci sta­wał się naj­wy­ższym zwierzch­nim bó­stwem, in­tro­ni­zo­wa­nym ja­ko Bóg pa­nu­jący nad wszyst­ki­mi, a od­stęp­stwo od nie­go by­ło uzna­wa­ne za bez­bo­żne i ka­ra­ne. Ka­pła­ni te­go kul­tu wy­mu­sza­li po­słu­sze­ństwo, mo­nar­cho­wie pod­po­rząd­ko­wy­wa­li się pa­nu­jącej wie­rze i sta­wa­li się ocho­czy­mi czci­cie­la­mi sank­tu­ariów Izy­dy i We­nus z jed­nej stro­ny, a Ba­chu­sa i Pria­pa z dru­giej, od­wo­łu­jąc się do naj­bar­dziej ożyw­czej na­mi­ęt­no­ści na­tu­ry.
FAL­LI­CYZM
Jest to kult sił roz­rod­czych, czy­li cech płcio­wych, czczo­nych ja­ko przy­mio­ty Stwór­cy. Jed­na je­go część to męsko­ść, przed­sta­wia­na ja­ko ak­tyw­na, męska si­ła twór­cza, dru­ga to ko­bie­co­ść lub si­ła pa­syw­na, a wi­ęc idee, któ­re w ró­żnych kra­jach by­ły re­pre­zen­to­wa­ne przez ró­żne sym­bo­le.
Te ele­men­ty po­sia­da­ły czy­sty i świ­ęty cha­rak­ter i by­ły uży­wa­ne w cza­sach, gdy pro­ro­cy i ka­pła­ni mó­wi­li pro­stą mo­wą, zro­zu­mia­łą dla zwy­czaj­ne­go, pry­mi­tyw­ne­go lu­du, cho­ciaż bez wąt­pie­nia zwy­kli lu­dzie czci­li te sym­bo­le, po­dob­nie jak obec­nie w kra­jach rzym­sko­ka­to­lic­kich, w wie­lu przy­pad­kach bez głęb­szej świa­do­mo­ści, lu­dzie tak na­praw­dę czczą ob­ra­zy i ma­lo­wi­dła, pod­czas gdy dla wy­ższych i bar­dziej in­te­li­gent­nych umy­słów są one je­dy­nie sym­bo­la­mi ukry­te­go przed­mio­tu kul­tu. W ten sam spo­sób ukry­te zna­cze­nie lub za­wo­alo­wa­na praw­da po­zo­sta­wa­ły dla nie­świa­do­mych i gru­bo­skór­nych lu­dzi z daw­nych cza­sów zu­pe­łnie nie­zna­ne, pod­czas gdy ka­pła­ni i co bar­dziej ucze­ni lu­dzie sta­ran­nie ukry­wa­li praw­dzi­we zna­cze­nie sym­bo­li i ce­re­mo­nii. W ten spo­sób pier­wot­na idea zo­sta­ła zmie­sza­na z roz­rzut­ny­mi, ze­psu­ty­mi ce­re­mo­nia­mi i roz­pust­ny­mi obrzęda­mi, co z cza­sem do­pro­wa­dzi­ło do za­po­mnie­nia o naj­czyst­szej części kul­tu. Jed­nak kul­tów fal­licz­nych nie na­le­ży oce­niać na pod­sta­wie tych świ­ętych or­gii, po­dob­nie jak chrze­ści­ja­ństwa na pod­sta­wie re­li­gij­nych unie­sień i dzi­kich eks­ce­sów kil­ku śre­dnio­wiecz­nych chrze­ści­ja­ńskich sekt.
W roz­pra­wie „Kult sił ge­ne­ra­tyw­nych w śre­dnio­wie­czu” au­tor prze­śle­dził dro­gę tych wie­rzeń na za­chód i prze­śle­dził je­go spo­sób roz­po­wszech­nia­nia się w tym okre­sie w po­łu­dnio­wej i za­chod­niej Eu­ro­pie.
Kult ten był bar­dzo roz­po­wszech­nio­ny w Ita­lii i sta­le prze­no­szo­ny przez Rzy­mian do pod­bi­tych kra­jów, w któ­rych wpro­wa­dza­li oni wła­sne in­sty­tu­cje i for­my kul­tu. W Wiel­kiej Bry­ta­nii zna­le­zio­no je­go licz­ne re­lik­ty i po­zo­sta­ło­ści, a wie­le z na­szych zwy­cza­jów o sta­ro­żyt­nych ko­rze­niach wy­wo­dzi się z kul­tu fal­licz­ne­go. Po­sążki Pria­pu­sa, fal­licz­ne od­le­wy z brązu, czy ce­ra­mi­ka po­kry­ta ob­sce­nicz­ny­mi ob­ra­za­mi, znaj­du­ją się wszędzie tam, gdzie obec­ne są ta­kże ja­kie­kol­wiek in­ne wszel­kie­go ro­dza­ju po­zo­sta­ło­ści po rzym­skiej oku­pa­cji, o czym na­si an­ty­kwa­riu­sze do­brze wie­dzą. Licz­ne fal­licz­ne fi­gur­ki z brązu zna­le­zio­ne w An­glii są ca­łko­wi­cie zbie­żne z ty­mi, któ­re wy­stępu­ją we Fran­cji i Wło­szech.
Wszy­scy do­świad­cze­ni an­ty­kwa­riu­sze ma­ją wie­dzę o po­ka­źnej licz­bie ob­sce­nicz­nych te­ma­tów, któ­rej przed­sta­wie­nia mo­żna zna­le­źć w de­li­kat­nej czer­wo­nej ce­ra­mi­ce, zwa­nej wy­ro­ba­mi z Sa­mia­ny, tak ob­fi­cie wy­stępu­jącej we wszyst­kich lo­ka­cjach, któ­re na Wy­spach Bry­tyj­skich są zwi­ąza­ne z Rzy­mem. Przed­sta­wia­ją one sce­ny ero­tycz­ne, we wsze­la­kim zna­cze­niu te­go sło­wa, z po­sta­cia­mi Pria­pu­sa i sym­bo­la­mi fal­licz­ny­mi.
FAL­LUS
Fal­lus, czy­li „lin­gam”, będący sym­bo­lem męskie­go or­ga­nu lub ak­tu stwo­rze­nia, był czczo­ny od nie­pa­mi­ęt­nych cza­sów. Pay­ne Kni­ght opi­su­je ten kult ja­ko naj­star­szy i naj­bar­dziej roz­po­wszech­nio­ny w Egip­cie i ca­łej Azji.
Egip­skie ko­bie­ty w swych re­li­gij­nych pro­ce­sjach no­si­ły ru­cho­me­go fal­lu­sa o nie­pro­por­cjo­nal­nie du­żych roz­mia­rach, któ­ry, jak in­for­mu­je De­odo­rus Si­cu­lus, ozna­czał atry­but ge­ne­ra­tyw­ny. Za­uwa­żo­no to rów­nież w u bo­żków rdzen­nych Ame­ry­ka­nów i sta­ro­żyt­nych Skan­dy­na­wów, pod­czas gdy Gre­cy uosa­bia­li sa­me­go fal­lu­sa, a uper­so­ni­fi­ko­wa­ny atry­but zmie­ni­li w od­ręb­ne bó­stwo, zwa­ne Pria­pu­sem.
Fal­lus, czy­li in­tym­na część cia­ła (mem­brum vi­ri­le), ozna­cza „prze­bi­ja­jący się lub wcho­dzący”. Sło­wo to prze­trwa­ło w języ­ku nie­miec­kim ja­ko pfahl, a w an­giel­skim ja­ko po­le. Przy­pusz­cza się, fal­lus jest po­cho­dze­nia fe­nic­kie­go, a grec­kie sło­wo pal­lo lub phal­lo, ozna­cza­jące „za­mach­ni­ęcie się przed rzu­ce­niem po­ci­sku”, jest tak bli­skie brzmie­nio­wo i zna­cze­nio­wo fal­lu­so­wi, że jest ca­łkiem praw­do­po­dob­ne, iż jed­no po­cho­dzi od dru­gie­go. W san­skry­cie po­cho­dzi ono od phal, „wy­bu­chać”, „ro­dzić”, „być płod­nym”; na­stęp­nie phal ozna­cza ta­kże „le­miesz” oraz imię Śi­wy i Ma­ha­de­wy, bóstw hin­du­skich. Fal­lus był wi­ęc sta­ro­żyt­nym sym­bo­lem Stwo­rze­nia: bó­stwem, któ­re to­wa­rzy­szy­ło Ba­chu­so­wi.
In­dyj­ska na­zwa te­go bo­żka brzmia­ła Lin­gam, a ci, któ­rzy od­da­wa­li się je­go słu­żbie, mie­li za­cho­wy­wać nie­na­ru­szal­ną czy­sto­ść. „Gdy­by od­kry­to – pi­sze Craw­ford – że w ja­ki­kol­wiek spo­sób ode­szli od te­go kul­tu, ka­rą by­ła śmie­rć. Cho­dzą oni na­go, a ko­bie­ty, uwa­ża­ne za oso­by uświ­ęco­ne, zbli­ża­ją się do nich bez skru­pu­łów, nie sądząc, że mo­gło­by to w ja­ki­kol­wiek spo­sób ich ura­zić czy zgor­szyć”.
SYM­BO­LE LUB ALE­GO­RIE
Fal­lus i je­go przed­sta­wie­nia re­pre­zen­to­wa­ły bo­gów: Ba­chu­sa, Pria­pu­sa, Her­ku­le­sa, Śi­wę, Ozy­ry­sa, Ba­ala i Asze­ra, spo­śród któ­rych wszy­scy by­li bó­stwa­mi fal­licz­ny­mi. Sym­bo­le te by­ły wy­ko­rzy­sty­wa­ne ja­ko zna­ki wiel­kiej ener­gii twór­czej lub mo­cy spraw­czej Bo­ga, nie wi­ąza­ły się z ni­skim zwie­rzęcym in­stynk­tem, ale z naj­wy­ższą czcią. Pay­ne Kni­ght, opi­su­jąc te sym­bo­le, mó­wi:
For­my i ce­re­mo­nia­ły re­li­gij­ne nie za­wsze na­le­ży ro­zu­mieć w ich bez­po­śred­nim i oczy­wi­stym zna­cze­niu, lecz na­le­ży je uwa­żać za sym­bo­licz­ne przed­sta­wie­nia ja­kie­goś ukry­te­go zna­cze­nia, nie­zwy­kle mądre­go i spra­wie­dli­we­go, cho­ciaż sa­me sym­bo­le tym, któ­rzy nie zna­ją ich praw­dzi­we­go zna­cze­nia, mo­gą się wy­da­wać w naj­wy­ższym stop­niu ab­sur­dal­ne i eks­tra­wa­ganc­kie. Często zda­rza­ło się, że chci­wo­ść i prze­sądy po­wo­do­wa­ły prze­trwa­nie tych sym­bo­li przez wie­ki, po tym jak ich pier­wot­ne zna­cze­nie zo­sta­ło utra­co­ne i za­po­mnia­ne; mu­szą one oczy­wi­ście wy­da­wać się bez­sen­sow­ne i śmiesz­ne, je­śli nie bez­bo­żne i eks­tra­wa­ganc­kie. Tak jest w przy­pad­ku ry­tu, któ­ry te­raz roz­wa­ża­my, a któ­ry nie mo­że być ni­czym bar­dziej po­twor­nym i nie­przy­zwo­itym, je­śli roz­pa­tru­je­my go w je­go pro­stym i oczy­wi­stym zna­cze­niu lub ja­ko część kul­tu chrze­ści­ja­ńskie­go, ale któ­ry oka­że się bar­dzo na­tu­ral­nym sym­bo­lem bar­dzo na­tu­ral­ne­go i fi­lo­zo­ficz­ne­go sys­te­mu re­li­gii, je­śli roz­pa­tru­je­my go zgod­nie z je­go pier­wot­nym za­sto­so­wa­niem i in­ten­cją.
Na­tu­ral­ny­mi sym­bo­la­mi, któ­re ze względu na swój cha­rak­ter by­ły naj­od­po­wied­niej­szy­mi for­ma­mi przed­sta­wień fal­lu­sa, by­ły słu­py, fi­la­ry i ka­mie­nie, któ­re by­ły świ­ęto­ścią dla wy­znań hin­du­skich, egip­skich i ży­dow­skich.
Bla­vat­sky wspo­mi­na o ka­mie­niu Bim­lang, któ­ry mo­żna zna­le­źć w Na­rma­dzie i in­nych miej­scach, a któ­ry jest po­świ­ęco­ny hin­du­skie­mu bó­stwu Śi­wie. Te sym­bo­licz­ne ka­mie­nie zo­sta­ły na­masz­czo­ne, po­dob­nie jak ka­mień po­świ­ęco­ny przez pa­triar­chę Ja­ku­ba.
Bla­vat­sky mó­wi da­lej, że ka­mie­nie te są iden­tycz­ne pod względem kszta­łtu, zna­cze­nia i prze­zna­cze­nia z „fi­la­ra­mi” usta­wio­ny­mi przez kil­ku pa­triar­chów, aby za­zna­czyć ich cze­ść dla Pa­na Bo­ga. Na­wet obec­nie zzda­rza się, że je­den z tych pa­triar­chal­nych ka­mie­ni mo­że być nie­sio­ny w śi­wa­ic­kich pro­ce­sjach w Kal­ku­cie, choć nikt nie po­dej­rze­wa je­go he­braj­skie­go ro­do­wo­du.
SŁUP
Słup sym­bo­li­zo­wał fal­lu­sa, a wraz z umiesz­czo­nym na nim wężem, przed­sta­wiał bo­ską mądro­ść i był sym­bo­lem ży­cia. Wąż na drze­wie ma ten sam cha­rak­ter, oba sym­bo­le od­no­szą się do drze­wa ży­cia. Do­brze ilu­stru­je to hi­sto­ria Mo­jże­sza, któ­ry wznió­sł na pu­sty­ni ów po­sąg, będący zna­kiem na­dziei i ży­cia, tak jak krzyż jest uży­wa­ny przez ka­to­li­ków w dzi­siej­szych cza­sach. Krzyż wte­dy, tak jak i te­raz, był po pro­stu sym­bo­lem Stwór­cy, uży­wa­nym ja­ko znak zmar­twych­wsta­nia lub od­ro­dze­nia. Æscu­la­pius, ja­ko wąż przy­wra­ca­jący zdro­wie, przed­sta­wia­ny jest za po­mo­cą la­ski lub fal­lu­sa wo­kół któ­re­go ople­cio­ny jest wąż.
Ksi­ądz M. Mor­ris wy­ka­zał, że pod­no­sze­nie słu­pa ma­jo­we­go, zwa­ne­go ga­ikiem lub ma­ikiem, po­cho­dzi z kul­tu fal­licz­ne­go, jest po­zo­sta­ło­ścią zwy­cza­ju po­cho­dzące­go z In­dii lub Egip­tu i od­no­si się do pło­dzących mo­cy wio­sny.
Świ­ęto ma­jo­we by­ło ob­cho­dzo­ne z wiel­ką roz­wi­ązło­ścią przez Rzy­mian, a pra­wie wszyst­kie na­ro­dy świ­ęto­wa­ły je ja­ko mie­si­ąc po­świ­ęco­ny mi­ło­ści. W An­glii świ­ęta ma­jo­we był sce­ną hucz­nych za­baw, bar­dzo zbli­żo­nych do rzym­skich Flo­ra­lii. Nic dziw­ne­go, że pu­ry­ta­nie uwa­ża­li ma­jów­kę za re­likt po­ga­ństwa, a z ich pism mo­żna wy­czy­tać wie­le na te­mat wy­uz­da­ne­go cha­rak­te­ru te­go świ­ęta.
Phi­lip Stub­bes, pu­ry­ta­ński pi­sarz z cza­sów pa­no­wa­nia Elżbie­ty, tak opi­su­je ce­le­bra­cję świ­ąt ma­jo­wych w An­glii:
Wszyst­kie mia­sta, mia­stecz­ka i wio­ski zbie­ra­ją się ra­zem, za­rów­no mężczy­źni, ko­bie­ty, jak i dzie­ci, star­si i młod­si, al­bo ka­żdy so­bie, al­bo idą wszy­scy ra­zem, al­bo dzie­lą się na gru­py i ru­sza­ją do la­sów i ga­jów, nie­któ­rzy do jed­ne­go miej­sca, nie­któ­rzy do in­ne­go, gdzie spędza­ją ca­łą noc na zmy­sło­wych ucie­chach, a wra­ca­ją, nio­sąc ze so­bą brzo­zo­we wit­ki i ga­łęzie drzew, aby przy­ozdo­bić ni­mi swo­je miej­sca zgro­ma­dzeń. Naj­wspa­nial­szym klej­no­tem, któ­ry stam­tąd przy­wo­żą, jest kij ma­jo­wy, któ­ry z wiel­ką czcią za­bie­ra­ją do do­mu. Pro­wa­dzą ze so­bą kil­ka­dzie­si­ąt wo­łów, a ka­żdy z nich ma na czub­ku ro­gu przy­mo­co­wa­ną ma­łą ozdo­bę z kwia­tów, i wo­ły te ci­ągną słup ma­jo­wy (któ­ry w isto­cie jest po pro­stu bo­żkiem), ten zaś ca­ły po­kry­ty jest kwia­ta­mi i ser­pen­ty­na­mi, ob­wi­ąza­ny do­oko­ła sznu­ra­mi od gó­ry do do­łu i nie­kie­dy po­ma­lo­wa­ny na ró­żne ko­lo­ry, a dwie­ście lub trzy­sta mężczyzn, ko­biet i dzie­ci podąża za nim z wiel­ką czcią. I wzno­szą go, z chust­ka­mi i cho­rągiew­ka­mi na szczy­cie, oko­pu­ją zie­mią, ob­sy­pu­ją sło­mą, zie­lo­ny­mi buksz­pa­na­mi, kwia­ta­mi, ga­łąz­ka­mi i usta­wia­ją swo­je al­ta­ny. A po­tem urządza­ją bie­siad­ną ucztę, ska­czą i ta­ńczą przy niej, jak to czy­ni­li po­ga­nie przy po­świ­ęca­niu swo­ich bo­żków, cze­go do­sko­na­łym wzo­rem, a ra­czej przy­kła­dem, jest wła­śnie ta kon­struk­cja.
Ce­re­mo­nia ta by­ła nie­mal iden­tycz­na z rzym­skim świ­ętem, na któ­rym przed­sta­wia­no fal­lu­sa z gir­lan­da­mi. W obu przy­pad­kach to­wa­rzy­szy­ło im to sa­mo roz­pa­sa­nie, a w pu­bli­ka­cji Stub­be­sa mo­żna zna­le­źć dal­szy opis de­pra­wa­cji, ja­ka to­wa­rzy­szy­ła tym uro­czy­sto­ściom.
KO­LUM­NY
Innym ro­dza­jem sym­bo­lu był ka­mien­ny słup, któ­re­go po­zo­sta­ło­ści na­dal mo­żna spo­tkać na Wy­spach Bry­tyj­skich. Te fi­la­ry lub tak zwa­ne „krzy­że” skła­da­ją się za­zwy­czaj z gra­ni­to­we­go trzo­nu z rze­źbio­ną gło­wi­cą. W za­chod­niej An­glii krzy­że są bar­dzo po­wszech­ne, sto­ją na ryn­ku i otrzy­ma­ły na­zwę „Krzy­ża”.
Te ka­mien­ne słu­py wznie­sio­no naj­pierw ku czci bó­stwa fal­licz­ne­go, a po wpro­wa­dze­niu chrze­ści­ja­ństwa nie zo­sta­ły znisz­czo­ne, lecz po­świ­ęco­ne no­wej wie­rze, nie­wąt­pli­wie dla uczcze­nia za­bo­bo­nów lu­du. Mo­żna ich zna­le­źć spo­ro na wznie­sie­niach, są to ka­mie­nie usta­wio­ne na ko­ńcach, nie­któ­re wy­so­kie na dwa­dzie­ścia czte­ry lub trzy­dzie­ści stóp (~ od oko­ło sied­miu do dzie­wi­ęciu me­trów), nie­kie­dy wy­ższe lub ni­ższe, i to cza­sa­mi tam, gdzie w po­bli­żu wy­ko­rzy­sta­ny do ich bu­do­wy ka­mień w ogó­le nie wy­stępu­je.
Do­wia­du­je­my się, że Ba­chus Te­ba­ńczy­ków ta­kże był przed­sta­wia­ny za po­mo­cą słu­pa, po­dob­nie jak asy­ryj­ski Ne­bo, któ­ry był przed­sta­wia­ny ja­ko zwy­kły słup, po­świ­ęco­ny przez na­masz­cze­nie ole­jem. Ar­no­biusz po­da­je opis tej prak­ty­ki, po­dob­nie jak Teo­frast, któ­ry mó­wi o zwy­cza­ju prze­sąd­ne­go czło­wie­ka, któ­ry prze­cho­dząc uli­ca­mi obok tych na­zna­czo­nych ka­mie­ni, wyj­mo­wał fiol­kę z ole­jem i wy­le­wał go na nie, a na­stęp­nie pa­dał na ko­la­na, od­da­wał im cze­ść i od­cho­dził do­ko­ła.
W ró­żnych miej­scach w Bi­blii słup jest wy­mie­nia­ny ja­ko obiekt sa­kral­ny, jak w Ksi­ędze Iza­ja­sza 19: 19–20: „W owym dniu będzie ołtarz dla Je­ho­wy w środ­ku zie­mi egip­skiej, a słup na jej gra­ni­cy dla Je­ho­wy, i będzie on zna­kiem i świa­dec­twem dla Pa­na.
Świ­ąty­nie or­fic­kie by­ły bez wąt­pie­nia sym­bo­la­mi opie­ra­jących się na tej sa­mej za­sa­dzie mi­stycz­nych wie­rzeń sta­ro­żyt­nych, po­dob­nie jak okrągłe wie­że w Ir­lan­dii, któ­rych hi­sto­ria zo­sta­ła ze­bra­na przez O’Brie­na, opi­su­jące­go je ja­ko „świ­ąty­nie zbu­do­wa­ne przez pierw­szych hin­du­skich ko­lo­ni­stów te­go kra­ju na cze­ść na­tu­ry wy­da­jącej owo­ce, ema­nu­jącej, jak przy­pusz­cza­no, ze Sło­ńca, czy­li bó­stwa po­żąda­nia, będące­go na­rzędziem tej za­sa­dy po­wszech­nej płod­no­ści, roz­prze­strze­nio­nej w ca­łej na­tu­rze.
We­dług te­go sa­me­go au­to­ra wie­że te by­ły bar­dzo sta­re, jesz­cze po­cho­dze­nia fe­nic­kie­go, po­nie­waż po­dob­ne wie­że zna­le­zio­no w Fe­ni­cji. „Sa­mi Ir­land­czy­cy – mó­wi O’Brien – na­zwa­li je Ba­il–to­ir, czy­li wie­ża­mi Ba­ala. Ba­al był imie­niem bó­stwa fal­licz­ne­go, a ka­płan, któ­ry ich pil­no­wał na­zy­wa­ny był – Aoi Ba­il–to­ir’ – czy­li nad­zor­cą wie­ży Ba­ala. Ba­alo­wi od­da­wa­no cze­ść wszędzie tam, do­kąd uda­wa­li się Fe­ni­cja­nie i przed­sta­wia­no go w po­sta­ci słu­pa, ka­mie­nia lub po­dob­nych przed­mio­tów. Ka­mień, któ­ry Ja­kub usta­wił i na­ma­ścił ja­ko miej­sce zgro­ma­dze­nia re­li­gij­ne­go, stał się pó­źniej obiek­tem kul­tu dla Fe­ni­cjan.
Naj­wcze­śniej­szy­mi że­gla­rza­mi na świe­cie by­li Fe­ni­cja­nie, któ­rzy za­kła­da­li ko­lo­nie i roz­sze­rza­li swój han­del naj­pierw na wy­spy Mo­rza Śró­dziem­ne­go, po­tem na Hisz­pa­nię, a na­stęp­nie na Wy­spy Bry­tyj­skie. Hi­sto­ry­cy przy­pi­su­ją im osad­nic­two w naj­bar­dziej od­le­głych miej­scach. Osie­dla­li się na Cy­prze, a At­ti­cum, we­dług Jó­ze­fu­sa, by­ło głów­ną osa­dą Ty­ryj­czy­ków na tej wy­spie. Stra­bon twier­dzi, że Fe­ni­cja­nie, jesz­cze przed cza­sa­mi twór­czej dzia­łal­no­ści Ho­me­ra, opa­no­wa­li naj­lep­szą część Hisz­pa­nii.
Tam, gdzie osie­dli­li się Fe­ni­cja­nie, tam też wpro­wa­dzi­li oni swo­ją re­li­gię, i to wła­śnie w tych kra­jach znaj­du­je­my po­zo­sta­ło­ści sta­ro­żyt­ne­go kul­tu ka­mien­nych słu­pów i ko­lumn.
CIO­SA­NE KA­MIE­NIE
Pay­ne Kni­ght uwa­ża, że cio­sa­ne ka­mie­nie są sym­bo­la­mi kul­tu fal­licz­ne­go. „Ich po­zo­sta­ło­ści, mó­wi, na­dal ist­nie­ją, i wy­da­je się, że skła­da­ły się z pod­sta­wy wbi­tej w zie­mię i in­ne­go umiesz­czo­ne­go w od­po­wied­nim punk­cie i tak do­brze wy­wa­żo­ne­go, że choć wiatr mó­gł nim po­ru­szyć, to był na ty­le ci­ężki, że żad­na ludz­ka si­ła, bez po­mo­cy od­po­wied­nich na­rzędzi, nie mo­gła go prze­su­nąć, stąd na­zy­wa­ne są „ka­mie­nia­mi zrębo­wy­mi” i „ka­mie­nia­mi, któ­re trzy­ma­ją się sa­me”, zaś daw­niej na­zy­wa­no je „ży­wy­mi ka­mie­nia­mi” i „ka­mie­nia­mi Bo­ga” – bar­dzo po­dob­ne in­skryp­cje umiesz­cza­no na mo­ne­tach ty­ryj­skich. Da­ma­skios na­po­tkał kil­ka z nich w oko­li­cach He­lio­po­li­su (obec­nie Egipt) i Ba­al­be­ku w Sy­rii (obec­nie Li­ban), od­no­to­wał zwłasz­cza je­den, któ­ry był po­ru­sza­ny wia­trem. Wy­stępu­ją one rów­nież na za­chod­nich kra­ńcach Eu­ro­py i wschod­nich kra­ńcach Azji oraz w w Chi­nach.
Bry­ant wspo­mi­na, że Egip­cja­nie bar­dzo często umiesz­cza­li je­den ogrom­ny ka­mień na dru­gim, aby w ten spo­sób upa­mi­ęt­nić wy­da­rze­nia re­li­gij­ne.
Tak ogrom­ne ma­sy, trans­por­to­wa­ne w nie­wy­tłu­ma­czo­ny do­tąd spo­sób, mu­sia­ły na­tu­ral­nie wy­wo­łać u nie­świa­do­mych ob­ser­wa­to­rów my­śl o ja­ki­mś ro­dza­ju wła­sne­go nad­przy­ro­dzo­ne­go ru­chu i prze­ko­nać ich, że są oży­wia­ne przez ema­na­cję ich wi­tal­ne­go du­cha, stąd lu­dzie uda­wa­li się do nich po ra­dę i kon­sul­to­wa­li się z ni­mi jak z wy­rocz­nia­mi. Od­po­wie­dzi za­wsze mo­żna by­ło ła­two uzy­skać, in­ter­pre­tu­jąc ró­żne ru­chy po­ru­sza­jących się skał ja­ko ukło­ny apro­ba­ty lub wy­ra­zy sprze­ci­wu.
W He­lio­po­lis w Sy­rii i w wie­lu in­nych miej­scach po­wsta­ło wie­le te­go ro­dza­ju sym­bo­licz­nych bu­dow­li, któ­re znaj­du­ją się tam po dziś dzień. Pe­wien le­karz, pi­sząc do dok­to­ra In­ma­na, mó­wi:
By­łem w Egip­cie ze­szłej zi­my (1865–66) i z pew­no­ścią na ścia­nach świ­ąty­ni w Te­bach znaj­du­ją się licz­ne po­do­bi­zny bo­gów i kró­lów, przed­sta­wio­nych z męski­mi ge­ni­ta­lia­mi w sta­nie erek­cji. Zwłasz­cza wiel­ka świ­ąty­nia w Kar­na­ku jest pe­łna ta­kich po­sta­ci, po­dob­nie jak dan­kle­zyj­ska wiel­ka świ­ąty­nia Ram­ze­sa II, choć ta jest znacz­nie pó­źniej­sza i zbu­do­wa­na je­dy­nie na mo­dłę sztu­ki sta­ro­egip­skiej. Na te sa­me in­spi­ru­jące pła­sko­rze­źby zwra­ca uwa­gę Eze­chiel XXIII: 38–39. Pa­mi­ętam sce­nę kró­la (Ram­ze­sa II) po­wra­ca­jące­go w trium­fie z je­ńca­mi, z któ­rych wie­lu pod­da­wa­no ka­stra­cji.
Obe­li­ski rów­nież przed­sta­wia­ły ten sym­bol. Pay­ne Kni­ght wspo­mi­na o kil­ku z nich zwie­ńczo­nych krzy­żem, któ­re mia­ły do­kład­nie ta­ki sam wy­gląd jak je­den z tych krzy­ży wzno­szo­nych na dzie­dzi­ńcach ko­ściel­nych i przy skrzy­żo­wa­niach dróg w ce­lu ad­o­ra­cji świ­ętych, kie­dy de­wo­cjo­na­lia by­ły bar­dziej roz­po­wszech­nio­ne niż obec­nie. Ka­mie­nie, ko­lum­ny, obe­li­ski, pnie drzew, pio­no­we ka­mie­nie – wszyst­kie one ma­ją to sa­mo zna­cze­nie i są środ­ka­mi, za po­mo­cą któ­rych sym­bo­licz­nie przed­sta­wia­no pier­wia­stek męski.
TRIA­DY
Ideę Trój­je­dy­ne­go mo­żna od­na­le­źć w sys­te­mie wie­rzeń pra­wie ka­żde­go na­ro­du. Wszy­scy ma­ją swo­ją Trój­cę w Jed­no­ści, trzy oso­by w jed­nej, co mo­żna wy­ra­źnie roz­po­znać w kon­struk­cji krzy­ża. Tria­da jest męska, po­trój­na, kon­sty­tu­ująca trzy oso­by najświ­ęt­szej Trój­cy two­rzące sys­tem Trój­je­dy­ny. Z ana­li­zy te­ma­tu prze­pro­wa­dzo­nej przez Raw­lin­so­na wy­ni­ka, że Trój­ca skła­da­ła się z Aszu­ra lub Asze­ra, zwi­ąza­ne­go z Anu i bo­gi­nią Heą lub Hoą. Aszer, naj­wy­ższy bóg Asy­ryj­czy­ków, przed­sta­wia­ny jest po­przez po­do­bie­ństwo fal­lu­sa, czy­li or­gan cen­tral­ny, lub lin­gam, mem­brum vi­ri­le. Przy­do­mek „Anu” nada­wa­no pra­we­mu jądru, pod­czas gdy „Hea” ozna­czał le­we.
By­ło rze­czą na­tu­ral­ną, że sko­ro Ashur zo­stał ubó­stwio­ny, je­go przy­mio­ty rów­nież po­win­ny być czczo­ne. „Bel­tus, mó­wi In­man, był bo­giem z ni­mi zwi­ąza­nym, ci czte­rej ra­zem two­rzy­li Ar­ba lub Ar­ba–il, czte­rech wiel­kich bo­gów, Trój­cę w jed­no­ści”. Przed­sta­wie­nie idei w ten spo­sób znaj­du­je wiel­kie po­twier­dze­nie, gdy przyj­rzy­my się szcze­gól­ne­mu na­ci­sko­wi, ja­ki w sta­ro­żyt­no­ści kła­dzio­no na pra­wą i le­wą stro­nę cia­ła w zwi­ąz­ku z tria­dą imion nada­wa­nych po­tom­stwu, o któ­rych mo­wa w pi­smach świ­ętych, z imio­na­mi nada­wa­ny­mi „Anu” i „Hei”. Męska lub ak­tyw­na za­sa­da by­ła uto­żsa­mia­na z ideą „so­lid­no­ści” i „sta­ło­ści”, a że­ńska lub pa­syw­na z za­sa­da­mi płyn­no­ści – „wo­dy”, „mi­ęk­ko­ści”, i in­ny­mi wła­sno­ścia­mi że­ński­mi. W ten spo­sób bo­gi­ni Hea by­ła ko­ja­rzo­na z wo­dą, a we­dług For­lon­ga wąż, wład­ca Otchła­ni, był cza­sem przed­sta­wia­ny ja­ko wiel­ka Hea, bez któ­rej nie by­ło stwo­rze­nia ani ży­cia, a któ­rej bó­stwo obej­mo­wa­ło rów­nież że­ński pier­wia­stek wo­dy.
Raw­lin­son rów­nież po­da­je po­dob­ny wnio­sek i stwier­dza, że o ile uda­ło mu się usta­lić, że trze­cie bó­stwo lub le­wa stro­na no­si­ła imię Hea, to on sam uwa­żał, że bó­stwo to od­po­wia­da Nep­tu­no­wi. Nep­tun był na­czel­nym bó­stwem głębin, wład­cą otchła­ni i kró­lem rzek. Jak na­uczał Dar­win i je­go wspó­łpra­cow­ni­cy, ludz­ko­ść, po­dob­nie jak wszyst­kie zwie­rzęta, wy­ło­ni­ła się z mo­rza, tak sa­mo fi­zjo­lo­gia na­ucza, że ka­żdy osob­nik miał swój po­czątek w zbior­ni­ku wod­nym. Cia­ło czło­wie­ka jest za­rów­no cia­ło sta­łe, jak i płyn­ne. Na­tu­ral­ne by­ło wy­obra­że­nie, że te dwa ludz­kie bu­dul­ce ma­ją od­ręb­ne za­da­nia, że je­den z nich for­mu­je cia­ło nie­mow­lęcia, a dru­gi wo­dę wo­kół nie­go, w któ­rej ono ży­je i że je­den z nich wy­twa­rza po­tom­stwo męskie, a dru­gi że­ńskie, stąd wnio­sek, że wo­da mu­si być że­ńska, będąca sym­bo­lem wszyst­kich mo­żli­wych mo­cy stwo­rze­nia.
Mo­żna za­uwa­żyć, że imio­na i zna­cze­nie bo­gów oraz ich atry­bu­tów nie po­sia­da­ły ja­snych i skon­kre­ty­zo­wa­nych kon­cep­cji. W Ksi­ędze Ro­dza­ju (XXX: 13), znaj­du­je­my Asze­ra ja­ko oso­bo­wo­ść, któ­ra ozna­cza „by­cie pro­stym”, „wy­pro­sto­wa­nym”, „szczęśli­wym”, „cie­szącym się po­my­śl­no­ścią”. Aszer był naj­wy­ższym bo­giem Asy­ryj­czy­ków, we­dyj­skim Ma­ha­de­vą, sym­bo­lem męskiej bu­do­wy cia­ła i twór­czej ener­gii. Tę sa­mą ideę twór­cy mo­żna za­uwa­żyć w In­diach, Egip­cie, Fe­ni­cji, kra­jach śró­dziem­no­mor­skich, Eu­ro­pie i Da­nii, przed­sta­wio­ną na ka­mien­nych po­zo­sta­ło­ściach.
Dla pro­ste­go i nie­świa­do­me­go lu­du, znie­wo­lo­ne­go ta­ką re­li­gią, krok od pry­mi­tyw­ne­go do bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­ne­go sym­bo­lu, od ob­ra­źli­we­go do bar­dziej ob­ra­zo­we­go, mniej od­ra­ża­jące­go, od zwy­kłe­go i oczy­wi­ste­go do mie­sza­ne­go, za­wo­alo­wa­ne­go i ta­jem­ni­cze­go, od na­gie­go człon­ka – do krzy­ża, był ła­twy do po­ko­na­nia.
KRZYŻ
Tria­da, czy­li trój­ca, wy­wo­dzi się z Fe­ni­cji, Egip­tu, Ja­po­nii i In­dii; po­trój­ne bó­stwa Aszer, Anu i Hea two­rzą „Tau” (sym­bol zba­wie­nia). Ten znak chrze­ści­jan, Gre­ków i He­braj­czy­ków stał się ale­go­rią lub sym­bo­lem bóstw re­pre­zen­tu­jących fal­licz­ną trój­cę, a z cza­sem przy­jął po­stać krzy­ża. Pay­ne Kni­ght za­uwa­ża, że „męskie na­rządy roz­rod­cze są cza­sa­mi przed­sta­wia­ne za po­mo­cą zna­ków te­go sa­me­go ro­dza­ju, któ­re wła­ści­wie po­win­ny być na­zy­wa­ne sym­bo­lem sym­bo­li. Jed­nym z naj­bar­dziej god­nych uwa­gi jest krzyż w for­mie li­te­ry (T), któ­ry słu­żył ja­ko sym­bol stwo­rze­nia i roz­mna­ża­nia, za­nim Ko­ściół przy­jął go ja­ko sym­bol zba­wie­nia.
In­ny au­tor mó­wi: „Od­wró­ćcie po­zy­cję po­trój­ne­go bó­stwa Aszu­ra, Anu i Hei, a otrzy­ma­cie fi­gu­rę sta­ro­żyt­ne­go „tau” chrze­ści­jan, Gre­ków i sta­ro­żyt­nych He­braj­czy­ków. Jest to jed­na z naj­star­szych kon­wen­cjo­nal­nych form krzy­ża. Spo­ty­ka­my ją ta­kże w for­mach ga­lij­skiej, oska­ńskiej, ar­ka­dyj­skiej, etru­skiej, pier­wot­nie egip­skiej, fe­ni­cja­ńskiej, etiop­skiej i pe­la­zgij­skiej. Etiop­ska for­ma „tau” jest do­kład­nym pier­wo­wzo­rem i ob­ra­zem krzy­ża, lub ra­czej, aby ująć ten fakt w ko­lej­no­ści za­sług i cza­su, krzyż jest wy­ko­na­ny na do­kład­ny ob­raz etiop­skie­go „tau”. Li­ść fi­go­wy, ma­jący trzy pła­ty, stał się sym­bo­lem tria­dy. Po­nie­waż w daw­nych cza­sach uwa­ża­no, że męskie na­rządy płcio­we są przy­kła­dem rze­czy­wi­stej męskiej mo­cy twór­czej, si­ęga­no po ró­żne przed­mio­ty na­tu­ral­ne, aby wy­ra­zić ideę te­istycz­ną, a jed­no­cze­śnie wska­zać na te części ludz­kie­go cia­ła. I tak po­do­bie­ństwo do nich do­strze­ga­no w słu­pie, ster­cie ka­mie­ni, drze­wie mi­ędzy dwo­ma ska­ła­mi, pa­łce mi­ędzy dwie­ma szysz­ka­mi, trój­zębie, tyr­sie ob­wi­ąza­nym dwie­ma wstążka­mi z dwo­ma zwi­sa­jący­mi ko­ńca­mi, w kciu­ku i dwóch pal­cach, czy ka­du­ce­uszu. I zno­wu, naj­wa­żniej­szą część świ­ętej tria­dy, Aszu­ra, sym­bo­li­zu­je po­je­dyn­czy ka­mień usta­wio­ny pio­no­wo, pień drze­wa, ska­ła, wie­ża, igli­ca, mi­na­ret, słup, so­sna, to­po­la lub pal­ma, pod­czas gdy jaj­ka, ja­błka, cy­tru­sy, śliw­ki, wi­no­gro­na i tym po­dob­ne re­pre­zen­tu­ją po­zo­sta­łe dwie części, któ­re łącz­nie są sym­bo­la­mi fal­licz­ny­mi. Ba­al–Sza­li­sza to imię, któ­re wy­da­je się mieć na ce­lu utrwa­le­nie tria­dy, gdyż ozna­cza „mój Pan Trój­ca” lub „mój Bóg jest Trój­cą”.
Nie mo­że­my po­mi­nąć in­nych fal­licz­nych sym­bo­li, ta­kich jak byk, ba­ran, ko­zioł, wąż, po­chod­nia, ogień, la­ska z ga­łąz­ką, ro­żen; i per­so­ni­fi­ka­cji, jak Ba­chus, Pria­pus, Dio­ni­zos, Her­ku­les, Her­mes, Ma­ha­de­wa, Śi­wa, Ozy­rys, Jo­wisz, Mo­loch, Ba­al, Aszer i in­ni.
Je­śli wie­rzyć Eze­chie­lo­wi, tria­da „T”, jak w przy­pad­ku Aszu­ra, Anu i Hei, by­ła wy­ko­na­na ze zło­ta i sre­bra, i w je­go cza­sach nie by­ła uży­wa­na sym­bo­licz­nie, lecz mia­ła zna­cze­nie do­słow­ne; mó­wi on bo­wiem bez ogró­dek, że „wsze­te­cze­ństwo by­ło po­pe­łnia­ne z wi­ze­run­ka­mi lu­dzi” lub, jak po­da­je no­ta na mar­gi­ne­sie, z wi­ze­run­ka­mi „mężczy­zny” (Eze­chiel XVI: 17). To wła­śnie tym obiek­tem kul­tu –
krzy­żem w kszta­łcie li­te­ry T – Eze­chiel miał na­zna­czyć czo­ła tych mężów Ju­dy, któ­rzy ba­li się Pa­na (Eze­chiel IX: 4).
To, że krzyż lub kru­cy­fiks ma ro­do­wód zwi­ąza­ny z sek­su­al­no­ścią, usta­la­my na pod­sta­wie po­dob­nej za­sa­dy ba­daw­czej, jak ta, we­dług któ­rej ana­to­mia po­rów­naw­cza okre­śla miej­sce ży­cia i zwy­cza­je zwie­rzęcia na pod­sta­wie po­je­dyn­cze­go zęba. Krzyż jest ta­kim zębem w sen­sie me­ta­fo­rycz­nym, któ­ry na­le­ży do an­tycz­ne­go cia­ła re­li­gij­ne­go, fi­zycz­ne­go i za­sad­ni­czo ludz­kie­go. Stu­dium nie­któ­rych z naj­wcze­śniej­szych form wia­ry uchy­li za­sło­nę i wy­ja­śni ta­jem­ni­cę.
In­die, Chi­ny i Egipt da­ły świa­tu pe­wien ro­dzaj re­li­gii. Czas i kul­tu­ra po­dzie­li­ły i zmo­dy­fi­ko­wa­ły go na wie­le ga­tun­ków i nie­zli­czo­nych od­mian. Nie­za­le­żnie od te­go, na ile po­zwo­lo­no wy­obra­źni, ożyw­czym du­chem tej re­li­gii by­ła sek­su­al­no­ść – kult za­sa­dy płod­no­ści czło­wie­ka i na­tu­ry, mężczy­zny i ko­bie­ty. Krzyż stał się sym­bo­lem ce­chy męskiej, pod po­jęciem tria­dy – trzech w jed­nym. Ko­bie­ta by­ła od­ręb­ną jed­nost­ką, a w po­łącze­niu z męską tria­dą two­rzy­ła świ­ętą czwór­kę. Obrzędy i ad­o­ra­cja by­ły cza­sem po­świ­ęca­ne mężczy­źnie, cza­sem ko­bie­cie, lub dwóm w jed­nym.
Tak wiel­ka by­ła cze­ść dla krzy­ża wśród sta­ro­żyt­nych, że był on nie­sio­ny, ja­ko sym­bol fal­licz­ny, w pro­ce­sjach re­li­gij­nych Egip­cjan i Per­sów. Hig­gins opi­su­je rów­nież, że od naj­wcze­śniej­szych cza­sów po­ga­ństwa Egip­cja­nie uży­wa­li krzy­ża ja­ko sztan­da­ru, nad któ­rym umiesz­cza­no na­zwy miast egip­skich.
Krzyż był rów­nież wy­ko­rzy­sty­wa­ny przez sta­ro­żyt­nych dru­idów, któ­rzy uwa­ża­li go za świ­ęty sym­bol. W Egip­cie ozna­czał on ży­cie wiecz­ne. Sche­deus opi­su­je, że dru­idzi mie­li zwy­czaj „pil­nie po­szu­ki­wać dębu, du­że­go i do­rod­ne­go, wy­ro­słe­go z dwo­ma głów­ny­mi ra­mio­na­mi w for­mie krzy­ża, oprócz głów­ne­go pnia, któ­ry miał być wy­pro­sto­wa­ny. Je­śli dwa po­zio­me ra­mio­na nie by­ły do­sta­tecz­nie do­sto­so­wa­ne do fi­gu­ry, przy­mo­co­wu­ją oni do nie­go po­przecz­ną bel­kę. Drze­wo to po­świ­ęca się w ten spo­sób: Na pra­wej ga­łęzi wy­ci­na­ją w ko­rze pi­ęk­ny­mi li­te­ra­mi sło­wo „He­sus”; na środ­ko­wym, czy­li pio­no­wym pniu sło­wo „Ta­ra­nius”; na le­wej ga­łęzi „Be­le­nus”; nad tym, po­wy­żej od­cho­dzących ra­mion, wy­ci­na­ją imię bo­ga „Thau”; apod wszyst­ki­mi po­wta­rza­ją sło­wo Thau raz jesz­cze.
YONI
W Hin­du­sta­nie ist­nie­je sym­bol o wiel­kiej świ­ęto­ści, któ­ry zna­ny jest ja­ko „Lin­ga–Yoni”. Skła­da się on z pro­ste­go fi­la­ru, w któ­re­go cen­trum znaj­du­je się fi­gu­ra przy­po­mi­na­jąca kszta­łtem sto­żko­wa­ty kol­czyk. Za­rów­no kszta­łtem, jak i ideą wy­ra­ża on że­ński or­gan płcio­wy. Wy­ra­ża go rów­nież grec­ka li­te­ra „Del­ta”, ozna­cza­jąca drzwi do­mu.
Sło­wo Yoni jest po­cho­dze­nia san­skryc­kie­go. Yan­na lub Yoni, ozna­cza (1) srom, (2) ło­no, (3) miej­sce na­ro­dzin, (4) po­cho­dze­nie, (5) wo­dę, (6) ko­pal­nię, dziu­rę lub dół. Tak jak Aszur i Jo­wisz by­li przed­sta­wi­cie­la­mi męskiej po­ten­cji, tak Ju­no­na i We­nus by­ły przed­sta­wi­ciel­ka­mi atry­bu­tu że­ńskie­go. Mo­ore, w swo­jej ksi­ążce Orien­tal Frag­ments mó­wi:
Pi­sa­rze orien­tal­ni za­zwy­czaj za­pi­sy­wa­li to sło­wo ja­ko „Yoni”, ja wo­lę jed­nak za­pis „IO­ni”. Tak jak sło­wo Lin­gam by­ło zwer­ba­li­zo­wa­nym okre­śle­niem męskie­go or­ga­nu lub bó­stwa, tak IO­ni by­ło okre­śle­niem że­ńskie­go.
Jak po­da­je Ri­chard Pay­ne Kni­ght:
Że­ńskie or­ga­ny płcio­we [ge­ne­ra­tyw­ne] by­ły czczo­ne ja­ko sym­bo­le ge­ne­ra­tyw­nych mo­cy na­tu­ry lub ma­te­rii, tak jak męskie by­ły sym­bo­la­mi ge­ne­ra­tyw­nych mo­cy Bo­ga. Za­zwy­czaj są one przed­sta­wia­ne sym­bo­licz­nie po­przez musz­lę Con­cha Ve­ne­ris, któ­ra by­ła no­szo­na przez po­bo­żne oso­by w sta­ro­żyt­no­ści, tak sa­mo jak na­dal jest no­szo­na przez piel­grzy­mów i wie­lu zwy­kłych lu­dzi we Wło­szech (A Di­sco­ur­se on the Wor­ship of Pria­pus, str. 28).
Sko­ro Aszur, ja­ko pierw­szo­pla­no­wa po­stać re­pre­zen­tu­jąca męskie­go Stwór­cę, po­sia­da roz­ma­ite sym­bo­le i po­sągi przed­sta­wia­jące go sym­bo­licz­nie, to nie ina­czej pre­zen­to­wa­na jest płeć że­ńska, rów­nież za­opa­trzo­na w sym­bo­le i ty­po­we dla sie­bie for­my przed­sta­wień.
Jed­no z nich jest tech­nicz­nie okre­ślo­ne ja­ko si­strum Izy­dy. Jest to sym­bol dzie­wi­cy. Pręty w po­przek fe­ne­strum, czy­li otwo­ru, są wy­gi­ęte tak, że nie mo­żna ich wy­jąć, i ozna­cza­ją, że drzwi są za­mkni­ęte. Ozna­cza to, że mat­ka jest na­dal vir­go in­tac­ta – praw­dzi­wie nie­po­ka­la­ną ko­bie­tą – je­śli mo­żna tak okre­ślić mat­kę. Czy­ste dzie­wic­two Nie­bia­ńskiej Mat­ki by­ło do­gma­tem wia­ry przez dwa ty­si­ące lat przed na­ro­dzi­na­mi uwiel­bia­nej obec­nie Dzie­wi­cy Ma­ryi. Mo­że­my wnio­sko­wać, że Sa­lo­mon znał for­mę si­strum, gdy po­wie­dział: „Ogród za­mkni­ęty jest mo­ją ma­łżon­ką, źró­dło za­mkni­ęte, źró­dło za­pie­częto­wa­ne” (Pie­śń nad Pie­śnia­mi, IV: 12). Si­strum, jaksię do­wia­du­je­my, by­ło uży­wa­ne tyl­ko w kul­cie Izy­dy, aby od­pędzić Ty­fo­na (zło).
Ar­gha to na­czy­nie lub ta­lerz w kszta­łcie ło­dzi, uży­wa­ne ja­ko pu­char ofiar­ny w kul­cie Astar­te, Izy­dy i We­nus. Kszta­łt te­go na­czy­nia od­zwier­cie­dla je­go wła­sne zna­cze­nie. Ar­gha i crux an­sa­ta by­ły często wi­dy­wa­ne na egip­skich po­mni­kach, a jesz­cze częściej na pła­sko­rze­źbach.
Od­po­wied­ni­kiem Iao, czy­li Lin­ga­mu, jest Ab, Oj­ciec, Trój­ca Świ­ęta; Aszhur, Anu, Hea, Abra­ham, Adam, Esau, Edom, Ach, Sol, He­lios (grec­kie sło­wo ozna­cza­jące Sło­ńce), Dio­ni­zos, Ba­chus, Apol­lo, Her­ku­les, Brah­ma, Wisz­nu, Si­va, Jo­wisz, Zeus, Aides, Ado­nis, Ba­al, Ozy­rys, Thor, Odyn; krzyż, wie­ża, igli­ca, fi­lar, mi­na­ret, tol­men i wie­le in­nych; na­to­miast jo­ni re­pre­zen­to­wa­ne by­ło przez IO, Izy­dę, Astar­te, Ju­no­nę, We­nus, Dia­nę, Ar­te­mi­dę, Afro­dy­tę, He­rę, Rheę, Ky­be­le, Ce­res, Ewę, Freę, Frig­gę; kró­lo­wą nie­bios, owal, ko­ry­to, del­tę, drzwi, ar­kę, sta­tek, prze­pa­ść, pie­rścień, pa­styl­kę, ja­ski­nię, dziu­rę, dół, Nie­bia­ńską Dzie­wi­cę i wie­le in­nych okre­śleń. Lu­cjan, któ­ry był Asy­ryj­czy­kiem i od­wie­dził świ­ąty­nię opi­sa­ną w Dea Sy­ria, nie­da­le­ko Eu­fra­tu, mó­wi, że w gan­ku sto­ją dwa fal­lu­sy, na któ­rych wid­nie­je na­pis: „Te fal­lu­sy ja, Ba­chus, po­świ­ęcam mo­jej ma­co­sze Ju­no­nie”.
Re­li­gia pa­pie­ska jest za­sad­ni­czo ko­bie­ca i zbu­do­wa­na na sta­ro­żyt­nym fun­da­men­cie chal­dej­skim. Trzy­ma się ona pier­wiast­ka że­ńskie­go w oso­bie Ma­ryi Dzie­wi­cy. Ne­fta­li (Rdz. XXX: 8) był po­tom­kiem ta­kich czci­cie­li, je­śli do­szu­ki­wać się zna­cze­nia w kon­kret­nym imie­niu. Pa­mi­ętaj­my, że imio­na i ob­ra­zy utrwa­la­ją wia­rę wie­lu lu­dów. „Nep­to­ah” zna­czy po he­braj­sku „srom”, a po­nie­waż Al lub El jest Bo­giem, jed­nym z nie­unik­nio­nych tłu­ma­czeń imie­nia Na­ph­ta­li jest „Yoni jest mo­im Bo­giem” lub „czczę Nie­bia­ńską Dzie­wi­cę”. Mia­sta fi­li­sty­ńskie mia­ły na ogół na­zwy sil­nie zwi­ąza­ne z ide­ami sek­su­al­ny­mi. W „Asz­dod”, asz lub esz, ozna­cza „ogień, żar”, a dod ozna­cza „ko­chać”, „go­to­wać się”, „być wzbu­rzo­nym”, co w ca­ło­ści ozna­cza „żar mi­ło­ści” lub „ogień, któ­ry po­bu­dza do zjed­no­cze­nia”. Czyż ci lu­dzie nie mo­gli­by rów­nie do­brze wy­krzyk­nąć: „Bóg jest mi­ło­ścią”? (1 J, IV:8).
Mi­ło­sny wy­dźwi­ęk pie­śni Sa­lo­mo­na jest nie do ukry­cia, choć je­go język ubra­ny jest w sza­ty po­zor­nej przy­zwo­ito­ści. Punkt ci­ężko­śći my­śli wi­ęk­szo­ści z nich od­no­si się bez­po­śred­nio do Lin­ga–Yoni. Ka­że on ko­bie­cie po­wie­dzieć: „Będzie le­żał ca­łą noc mi­ędzy mo­imi pier­sia­mi” (Pnp 1:13). Z ko­lei o fal­lu­sie, czy­li Lin­ga­mie, mó­wi: „Wej­dę na drze­wo pal­mo­we, chwy­cę się je­go ko­na­rów” (Pnp 7:8). Drze­wo pal­mo­we i ko­na­ry to eu­fe­mi­zmy dla męskich na­rządów roz­rod­czych.
KULT FAL­LICZ­NY U HE­BRAJ­CZY­KÓW
Naro­dy ota­cza­jące Ży­dów prak­ty­ko­wa­ły obrzędy kul­tu fal­licz­ne­go i czci­ły bó­stwa fal­licz­ne, nie na­le­ży wi­ęc przy­pusz­czać, że Ży­dzi unik­nęli ich wpły­wu. Jest rze­czą pew­ną, że kult fal­licz­ny sta­no­wił wiel­ką i wa­żną część kul­tu he­braj­skie­go.
Będzie to jesz­cze wy­ra­źniej wi­docz­ne, gdy przy­po­mni­my so­bie zna­cze­nie, ja­kie nada­no ob­rze­za­niu ja­ko przy­mie­rzu mi­ędzy Bo­giem a czło­wie­kiem. In­nym rów­nie su­ge­styw­nym zwy­cza­jem wśród pa­triar­chów by­ło skła­da­nie przy­si­ęgi lub świ­ętej obiet­ni­cy, o czym pi­sze dr Gin­sing­burg w Cyc­lopæ­dia re­da­go­wa­nej przez Joh­na Kit­to. Mó­wi on:
In­nym pier­wot­nym zwy­cza­jem, któ­ry obo­wi­ązy­wał w epo­ce pa­triar­chal­nej, by­ło to, że ten, kto skła­dał przy­si­ęgę, wkła­dał rękę pod udo przy­si­ęga­jące­go (Rdz XXIV: 2 i XLVII: 29). Prak­ty­ka ta naj­wy­ra­źniej wy­ni­ka­ła z fak­tu, że czło­nek, któ­ry ro­zu­mie się pod eu­fe­mi­stycz­nym okre­śle­niem udo, uwa­ża­ny był za najświ­ęt­szą część cia­ła, będącą sym­bo­lem zjed­no­cze­nia w naj­czul­szej re­la­cji ży­cia ma­łże­ńskie­go, a ta­kże miej­scem, z któ­re­go po­cho­dzi wszel­ka po­tom­no­ść i trwa­ło­ść, tak bar­dzo upra­gnio­na przez sta­ro­żyt­nych. Po­rów­naj Rdz. XLVI: 26; Ksi­ęga Wy­jścia I: 5; Ksi­ęga Sędziów VII: 30.
W ten spo­sób or­gan kre­acji stał się sym­bo­lem Stwór­cy i przed­mio­tem kul­tu wszyst­kich na­ro­dów sta­ro­żyt­no­ści. Z te­go wła­śnie po­wo­du Bóg uznał go za znak przy­mie­rza mi­ędzy so­bą a swo­im na­ro­dem wy­bra­nym w obrzędzie ob­rze­za­nia. Nic za­tem nie mo­gło uczy­nić przy­si­ęgi bar­dziej uro­czy­stą w tam­tych cza­sach, niż do­tkni­ęcie sym­bo­lu stwo­rze­nia, zna­ku przy­mie­rza i źró­dła te­go, co mo­że w przy­szło­ści po­mścić ze­rwa­nie umo­wy za­war­tej z ich przod­ka­mi. Stąd do­wia­du­je­my się, że Abra­ham, sam będący Chal­dej­czy­kiem, miał sza­cu­nek dla fal­lu­sa ja­ko sym­bo­lu Stwór­cy. Do­wia­du­je­my się rów­nież, że obrzęd ob­rze­za­nia do­ty­ka kul­tu fal­licz­ne­go lub lin­ga­skie­go. Od He­ro­do­ta do­wia­du­je­my się, że Sy­ryj­czy­cy na­uczy­li się ob­rze­za­nia od Egip­cjan, po­dob­nie jak He­braj­czy­cy. Dr In­man mó­wi:
Nie znam ni­cze­go, co bar­dziej ilu­stru­je ró­żni­cę mi­ędzy cza­sa­mi sta­ro­żyt­ny­mi a wspó­łcze­sny­mi, niż często­tli­wo­ść, z ja­ką ob­rze­za­nie jest wspo­mi­na­ne w świ­ętych ksi­ęgach, i ostro­żno­ść, z ja­ką uni­ka się te­go te­ma­tu obec­nie.
Oka­le­cza­nie je­ńców płci męskiej, prak­ty­ko­wa­ne przez Sau­la i Da­wi­da, by­ło ko­lej­nym zwy­cza­jem wśród czci­cie­li Ba­ala, Aszu­rów i in­nych bóstw fal­licz­nych. Prak­ty­ka ta mia­ła na ce­lu po­ni­że­nie ofiar i uczy­nie­nie ich nie­zdol­ny­mi do uczest­nic­twa w kul­cie i mi­ste­riach. Pew­ne wy­obra­że­nie o sza­cun­ku, ja­kim lu­dzie w daw­nych cza­sach da­rzy­li męskie lub fal­licz­ne em­ble­ma­ty twór­czej mo­cy, mo­żna wy­ro­bić so­bie, gdy za­uwa­ży­my, ja­ką wła­dzę spra­wo­wa­ła nad ni­mi ta moc. Je­śli or­ga­ny te zo­sta­ły utra­co­ne lub uszko­dzo­ne, nie­szczęśnik nie mó­gł uczest­ni­czyć w Zgro­ma­dze­niu Pa­ńskim i nie był do­pusz­czo­ny do słu­żby w świ­ętych świ­ąty­niach. Oso­bę, któ­ra mia­ła czel­no­ść na­ru­szyć świ­ęty na­rząd, ka­ra­no z na­wi­ąz­ką. Je­śli ko­bie­ta by­ła win­na zra­nie­nia, to bez li­to­ści ob­ci­na­no jej rękę (Pwt, XXV: 12). Wiel­kim przed­mio­tem czci w Ar­ce Przy­mie­rza był sym­bol fal­licz­ny, sym­bol za­cho­wa­nia za­rod­ka ży­cia.
W hi­sto­rycz­nych i pro­roc­kich ksi­ęgach Sta­re­go Te­sta­men­tu wie­lo­krot­nie znaj­du­je­my do­wo­dy na to, że kult he­braj­ski był mie­sza­ni­ną po­ga­ństwa i ju­da­izmu oraz że Je­ho­wa był czczo­ny w po­łącze­niu z in­ny­mi bó­stwa­mi. W 2 Krl, XVIII: 3–4, czy­ta­my, że Oze­asz „usu­nął wy­so­kie miej­sca i roz­bił ob­ra­zy, i wy­ci­ął ga­je (Asze­ry), i po­ła­mał na ka­wa­łki węża bez­wstyd­ne­go, któ­re­go zro­bił Mo­jżesz, bo do tych dni sy­no­wie izra­el­scy pa­li­li mu ka­dzi­dło”. Asze­ry, czy­li świ­ęte ga­je, o któ­rych tu mo­wa, zo­sta­ły na­zwa­ne od bo­gi­ni Asz­ta­rot, któ­rą dr Smith okre­śla ja­ko wła­ści­we imię bo­gi­ni, pod­czas gdy Asze­ra jest na­zwą wi­ze­run­ku bo­gi­ni. Raw­lin­son w swo­im dzie­le Fi­ve Gre­at Mo­nar­chies of the An­cient World (ang. Pi­ęć wiel­kich mo­nar­chii sta­ro­żyt­ne­go świa­ta) opi­su­je Asze­rę ja­ko coś, co sta­ło pro­sto i praw­do­po­dob­nie je­go istot­nym ele­men­tem był pień drze­wa, ana­lo­gia su­ge­ru­jąca asy­ryj­ski sym­bol Drze­wa Ży­cia z Pi­sma Świ­ęte­go. Ten pień, któ­ry był sym­bo­lem ży­cia, był praw­do­po­dob­nie fi­la­rem lub fal­lu­sem, jak lin­ga u Hin­du­sów, wzno­szo­nym cza­sem w ga­ju lub świ­ętym za­głębie­niu, ozna­cza­jącym yoni i lin­gę. Czy­ta­my w II Ksi­ędze Kró­lew­skiej XXI: 7, że Ma­nas­ses „usta­wił w ga­ju wi­ze­ru­nek”, a we­dług Dr. Oor­ta, star­szy tekst znaj­du­je się w 2 Krn, XXXIII: 7–15, gdzie jest mo­wa o ob­ra­zie lub słu­pie. Za pa­no­wa­nia kró­lów ży­dow­skich, kult Ba­ala, Pria­pu­sa Gre­ków i Rzy­mian, byłsze­ro­ko prak­ty­ko­wa­ny przez Ży­dów. W je­go imię wzno­szo­no fi­la­ry i ga­je.
Przed świ­ąty­nią Ba­ala w Sa­ma­rii wznie­sio­no Asze­ra (1 Krl, 31–32), któ­ra prze­trwa­ła na­wet sa­mą świ­ąty­nię, bo cho­ciaż Je­hu zbu­rzył świ­ąty­nię Ba­ala, po­zwo­lił Asze­rze po­zo­stać (2 Krl 18, 19; XIII: 6). Bern­ste­in, w swo­im wa­żnym dzie­le o po­cho­dze­niu le­gend o Abra­ha­mie, Iza­aku i Ja­ku­bie, bez wąt­pie­nia do­wo­dzi, że w okre­sie mo­nar­chicz­nym Izra­ela, krwa­we woj­ny i gwa­łtow­ne kon­flik­ty mi­ędzy dwo­ma kró­le­stwa­mi – Ju­dy i Izra­ela – to­czy­ły się mi­ędzy wy­zna­nia­mi elo­hi­stycz­nym i je­ho­wic­kim, pod­trzy­my­wa­ny­mi przez ka­pła­nów w głów­nych miej­scach kul­tu, a do­ty­czy­ły praw­dzi­we­go pa­triar­chy, przy czym ka­żda ze stron wy­twa­rza­ła i do­da­wa­ła le­gen­dy, aby nadać swo­jej wie­rze bar­dziej sta­ro­żyt­ną i wa­żniej­szą ro­lę.
Nie jest wca­le nie­praw­do­po­dob­ne, że kon­flikt to­czył się mi­ędzy dwo­ma odła­ma­mi wia­ry fal­licz­nej, wzdłuż po­dzia­łu na lin­gam i yoni. Przy­czy­ną te­go kon­flik­tu by­ło wzno­sze­nie po­świ­ęco­nych ka­mie­ni lub fi­la­rów, któ­re He­braj­czy­cy sta­wia­li ja­ko obiek­ty kul­tu Bo­że­go. Ołtarz wznie­sio­ny przez Ja­ku­ba w Be­tel był fi­la­rem, gdyż we­dług Bern­ste­ina sło­wo ołtarz mo­że być uży­te tyl­ko w od­nie­sie­niu do wznie­sie­nia fi­la­ru. W Gi­le­adzie Ja­kub rów­nież po­sta­wił ma­ce­wę, czy­li ka­mien­ny słup, a na ko­niec po­sta­wił go na gro­bie Ra­che­li.
Znacz­na część fak­tów zo­sta­ła za­ta­jo­na przez tłu­ma­czy, któ­rzy prze­ka­za­li świa­tu hi­sto­rie, w któ­rych po­mi­ni­ęto sta­ro­żyt­ne obrzędy i prak­ty­ki ży­dow­skie.
For­long po­da­je przy­kład wa­żne­go sło­wa „Ska­ła” lub „Ka­mień”, fal­licz­ne­go sym­bo­lu, do któ­re­go Ży­dzi kie­ro­wa­li swo­je na­bo­że­ństwa. Mó­wi on:
Nie po­win­no być, ale oba­wiam się, że jest ko­niecz­ne wy­ja­śnie­nie zwy­kłym an­giel­skim czy­tel­ni­kom Sta­re­go Te­sta­men­tu, że Ka­mień lub Ska­ła Tsur był praw­dzi­wym daw­nym bo­giem wszyst­kich Ara­bów, Ży­dów i Fe­ni­cjan, że by­ło­by to ja­sne dla chrze­ści­jan, gdy­by ży­dow­skie pi­sma by­ły tłu­ma­czo­ne zgod­nie z pier­wot­nym sen­sem nada­nym im przez lu­dzi, a sło­wo „Ska­ła”by­ło­byuży­wa­na tak, jak po­win­no być, za­miast sło­wa „Bóg”, „The­os”, „Pan” itp. pi­sa­nych tam, gdzie wy­stępu­je sło­wo „Tsur”. Licz­ne przy­kła­dy te­go są po­da­ne w pra­cy Dra Hen­ri­cu­sa Ort’a The Wor­ship of Ba­alim in Isra­el (ang. Kult Ba­ala w Izra­elu), gdzie po­chwa­ły, ode­zwy i ad­o­ra­cje są kie­ro­wa­ne do „Ska­ły”, jak naprzy­kład Pwt, XXXII: 4–18. He­braj­czy­cy uży­wa­li rów­nież ka­mien­nych słu­pów na pa­mi­ąt­kę świ­ęte­go przy­mie­rza, gdyż wi­dzi­my, jak Ja­kub usta­wia słup ja­ko świa­dec­two. Z tym kul­tem fi­la­rów zwi­ąza­ny jest obrzęd na­masz­cze­nia przez wy­la­nie ole­ju na fi­lar, tak jak to uczy­nił Ja­kub w Be­tel. We­dług W. For­be­sa, w je­go Orien­tal Me­mo­irs (ang. Pa­mi­ęt­ni­kach Orien­tal­nych), „wy­le­wa­nie ole­ju na ka­mień jest prak­ty­ko­wa­ne do dziś na wie­lu ka­mie­niach w ca­łym Hin­du­sta­nie”.
To­land po­da­je po­dob­ny opis u Dru­idów, któ­rzy prak­ty­ko­wa­li ten sam obrządek i opi­su­je wie­le ka­mie­ni zna­le­zio­nych w An­glii ja­ko po­sia­da­jące na szczy­cie wgłębie­nie do skła­da­nia ofiar. Kul­to­wi Ba­ala, po­dob­nie jak kul­to­wi Pria­pu­sa, to­wa­rzy­szy­ła ry­tu­al­na pro­sty­tu­cja, a Ży­dow­ski zwy­czaj przy­po­mi­nał kult Ba­bi­lo­ńczy­ków.
Pay­ne Kni­ght po­da­je w swo­im dzie­le na­stępu­jącą re­la­cję na ten te­mat:
Ko­bie­ty ka­żde­go sta­nu i po­zy­cji uwa­ża­ły za nie­odzow­ny obo­wi­ązek re­li­gij­ny pro­sty­tu­owa­nie się raz w ży­ciu w jej świ­ąty­ni i od­da­nie się ka­żde­mu nie­zna­jo­me­mu, któ­ry przy­cho­dził i ofe­ro­wał pie­ni­ądze, któ­re, nie­za­le­żnie od te­go, czy by­ły su­ma­mi ma­ły­mi czy wiel­ki­mi, by­ły przyj­mo­wa­ne i prze­zna­cza­ne na rzecz świ­ąty­ni. Ko­bie­ty sia­da­ły na stop­niach świ­ąty­ni We­nus, cze­ka­jąc aż wy­bie­rze je nie­zna­jo­my przy­bysz, któ­ry miał pra­wo wy­brać, ko­go tyl­ko ze­chciał. Ko­bie­ta, któ­ra raz tam przy­sia­dła, mu­sia­ła po­zo­stać do cza­su, aż zo­sta­nie wy­bra­na. Kła­dzio­no wte­dy na jej ko­la­na wrzu­ca­no jej na ko­la­na ka­wa­łek sre­bra, a obrzęd od­by­wał się po­za świ­ąty­nią.
Po­dob­ne zwy­cza­je ist­nia­ły w Ar­me­nii, Fry­gii, a na­wet w Pa­le­sty­nie i by­ły ele­men­tem kul­tu Ba­ala Pe­ora. Pro­ro­cy he­braj­scy opi­sy­wa­li i po­tępia­li te eks­ce­sy, któ­re mia­ły te sa­me ce­chy, co obrzędy ka­pła­ństwa ba­bi­lo­ńskie­go. O iden­tycz­nym zwy­cza­ju jest mo­wa w 1 Sam. II: 22, gdzie: „Sy­no­wie Elie­go kła­dli się z ko­bie­ta­mi, któ­re zgro­ma­dzi­ły się u drzwi przy­byt­ku zgro­ma­dze­nia”.
Bi­blij­ne sło­wa po­kry­wa­ją się z wie­dzą hi­sto­rycz­ną, lub wy­stępu­ją mi­ędzy ty­mi źró­dła­mi wy­ra­źne po­do­bie­ństwa. Tak za­tem ka­desz lub ka­esz ozna­cza­ją w języ­ku he­braj­skim „po­świ­ęco­ne­go”, a źró­dła hi­sto­rycz­ne przed­sta­wia­ją tę nie­zbyt god­ną chwa­ły hi­sto­rię w spo­sób jed­no­znacz­ny, jak to zo­sta­nie przed­sta­wio­ne pó­źniej.
O tym, że re­li­gia by­ła ele­men­tem do­mi­nu­jącym i obo­wi­ązu­jącym wszyst­kich, świad­czy Pwt, XVII: 12, gdzie aro­ganc­ka od­mo­wa po­słu­cha­nia ka­pła­na ozna­cza­ła śmie­rć dla te­go, kto się jej do­pu­ścił. Dla nas jest nie do po­my­śle­nia, że po­bła­ża­nie na­mi­ęt­no­ściom mo­że być zwi­ąza­ne z re­li­gią, ale tak wła­śnie by­ło. Choć w Bi­blii jest to w znacz­nym stop­niu za­kry­te przez zmie­nio­ne sło­wa i za­stąpio­ne wy­ra­że­nia – cze­go przy­kła­dem mo­że być uży­cie sło­wa „mężczy­źni” w od­nie­sie­niu do „or­ga­nów męskich” (Ezech. XVI: 17) to jed­nak wy­bi­ja się na wierzch w spo­sób ob­ra­źli­wie śmia­ły. Sło­wa ozna­cza­jące „sank­tu­arium”, „kon­se­kro­wa­ny” i „so­do­mi­ta” są w języ­ku he­braj­skim za­sad­ni­czo ta­kie sa­me. Wska­zu­ją one na po­bo­żną pa­sję mi­ło­sną. Wśród wspó­łcze­snych Hin­du­sów jest tak, jak by­ło w Gre­cji i we Wło­szech w cza­sach kla­sycz­nych; wi­dzi­my też, że „świ­ęte ko­bie­ty” to ty­tuł nada­wa­ny tym, któ­re od­da­ją swo­je cia­ła do użyt­ku na „wy­na­jem”, a ce­na te­go „wy­naj­mu” jest prze­zna­cza­na na słu­żbę w świ­ąty­ni.
Ja­ko ogól­ną za­sa­dę mo­że­my przy­jąć, że ka­pła­ni, któ­rzy usta­na­wia­ją lub ob­ja­śnia­ją pra­wa, któ­re we­dług nich po­cho­dzą od Bo­ga, są mężczy­zna­mi, a co za tym idzie, przez wszyst­kie cza­sy my­śle­li i my­ślą o za­spo­ko­je­niu po­trzeb męskiej po­ło­wy ludz­ko­ści. Sta­ro­żyt­ni i wspó­łcze­śni orien­ta­li­ści nie są wy­jąt­ka­mi. Przy­zna­ją oni za do­nio­sły fakt, że dzie­wic­two jest trak­to­wa­ne ja­ko naj­cen­niej­sze ze wszyst­kich dóbr ko­bie­ty, a sko­ro tak, to po­win­no być w ta­ki czy in­ny spo­sób po­świ­ęco­ne Bo­gu.
W ca­łych In­diach, a ta­kże w gęsto za­lud­nio­nych częściach Azji i we wspó­łcze­snej Tur­cji ist­nie­je kla­sa ko­biet, któ­re po­świ­ęca­ją się słu­żbie bó­stwu, któ­re czczą, a zy­ski z ich pro­sty­tu­cji prze­zna­cza­ne są na słu­żbę świ­ąty­ni i spra­wu­jących w niej po­słu­gę ka­pła­nów.
Świ­ąty­nie hin­du­skie w De­ka­nie po­sia­da­ły swo­je pla­ców­ki. Mia­ły ze­spo­ły kon­se­kro­wa­nych tan­ce­rek zwa­nych Ko­bie­ta­mi Ido­la, wy­bie­ra­nych w dzie­ci­ństwie przez ka­pła­nów ze względu na pi­ęk­no ich po­sta­ci i ćwi­czo­nych we wszyst­kich zgrab­nych i ele­ganc­kich umie­jęt­no­ściach ta­necz­nych, któ­re mo­gły uczy­nić je atrak­cyj­ny­mi.
Wi­dzi­my też, jak Da­wid i cór­ki Szi­lo­nu wy­ko­nu­ją dzi­ki i po­nęt­ny ta­niec; po­dob­nie ma­my też sko­ki u pro­ro­ków Ba­ala.
Znów zna­mien­ne jest to, że du­ża część imion bi­blij­nych od­no­si się do „bo­skiej”, sek­su­al­nej, ge­ne­ra­tyw­nej lub twór­czej mo­cy; np. Alah – „moc­ny”; Ariel – „moc­ny Jas jest El”; Ama­sai – „Jah jest moc­ny”; Aszer – „mężczy­zna” lub „or­gan pio­no­wy”; Eliasz – „El jest Jah”; Eliab – „moc­ny oj­ciec”; Eli­ze­usz – „El jest wy­pro­sto­wa­ny”; Ara – „moc­ny”, „bo­ha­ter”; Aram – „wy­so­ki” lub „być ob­na­żo­nym”; Ba­al Sza­li­sza – „mój Pan Trój­ca” lub „mój Bóg jest Trój­cą”; Ben–zo­hett – „syn sta­ło­ści”; Ka­mon – „wy­pro­sto­wa­ny”; Ka­inan – „stoi wy­pro­sto­wa­ny”; to tyl­ko kil­ka z wie­lu imion o po­dob­nym zna­cze­niu.
Z te­go, co zo­sta­ło po­wie­dzia­ne, wy­ni­ka, że Ży­dzi, po­dob­nie jak Fe­ni­cja­nie (je­śli nie wręcz tak iden­tycz­nie), mie­li te sa­me ce­re­mo­nie, obrzędy i bo­gów, co oko­licz­ne na­ro­dy, ale po­wie­dzia­no już wy­star­cza­jąco du­żo, by wy­ka­zać, że kult fal­licz­ny był u nich bar­dzo roz­po­wszech­nio­ny. By­ło bar­dzo wąt­pli­we, twier­dze­nie, ja­ko­by kult Je­ho­wy nie miał cha­rak­te­ru mo­no­te­istycz­ne­go, ale ci, któ­rzy chcą do­kład­niej po­znać ta­jem­ni­ce po­wo­dów wo­jen mi­ędzy ple­mio­na­mi, po­win­ni si­ęgnąć do cen­ne­go dzie­ła Bern­ste­ina.
MAT­KA ZIE­MIA
Poni­ższy in­te­re­su­jący roz­dział po­cho­dzi z cen­nej ksi­ążki wy­da­nej ano­ni­mo­wo kil­ka lat te­mu:
Okre­śle­nie „Mat­ka Zie­mia” jest wy­ra­że­niem uza­sad­nio­nym, ale tyl­ko naj­bar­dziej ogól­nym. W du­chu re­li­gij­nym nada­no zie­mi ce­chy że­ńskie o szcze­gól­nym zna­cze­niu. Gdy raz po­ja­wi­ła się my­śl, że nasz świat jest ko­bie­cy, ła­two by­ło skło­nić wier­nych do uwie­rze­nia, że na­tu­ral­ne roz­pa­dli­ny są ty­po­we dla tej części cia­ła, któ­ra cha­rak­te­ry­zu­je ko­bie­tę. Tak jak przy na­ro­dzi­nach no­wa isto­ta wy­ła­nia się z mat­ki, tak też przy­pusz­cza­no, że wy­ło­nie­nie się z ziem­skiej roz­pa­dli­ny jest rów­no­znacz­ne z no­wy­mi na­ro­dzi­na­mi. Pro­por­cjo­nal­nie do po­do­bie­ństwa mi­ędzy zna­kiem a ozna­cza­ną rze­czą uzna­wa­no świ­ęto­ść szcze­li­ny i okre­śla­no ilo­ść cno­ty, ja­ką otrzy­my­wa­no po prze­jściu przez nią. Od na­tu­ral­nych ja­skiń, któ­re uwa­ża­no za świ­ęte, na­tu­ral­nie od­da­wa­no cze­ść ta­kże wo­bec otwo­rów w ka­mie­niach, ja­ko rów­nie sym­bo­licz­nych. Otwo­ry, ta­kie jak te, o któ­rych mó­wi­my, są na­dal wi­docz­ne w bu­dow­lach zwa­nych dru­idycz­ny­mi, za­rów­no na Wy­spach Bry­tyj­skich, jak i w In­diach. Nie da się okre­ślić, kie­dy po­ja­wi­ły się one po raz pierw­szy; pew­ne jest, że w In­diach prze­trwa­ły do dziś. Ist­nie­nie te­go sym­bo­lu wśród Ży­dów roz­po­zna­je­my w Ksi­ędze Iza­ja­sza Iz, LI: 1, w po­le­ce­niu, by pa­trzeć „na dół, w któ­rym je­ste­ście wy­ko­pa­ni”. Ma­my rów­nież wska­zów­kę, że prze­pa­ści by­ły sym­bo­licz­ne wśród te­go sa­me­go lu­du u Iza­ja­sza, LVII:5, gdzie nie­go­dziw­cy wśród Ży­dów zo­sta­li opi­sa­ni ja­ko „skła­da­jący ofia­ry bo­żkom pod ka­żdym zie­lo­nym drze­wem i za­bi­ja­jący dzie­ci w do­li­nach, pod roz­pa­dli­na­mi skał”. Mo­żli­we, że „dziu­ra w mu­rze” (Ezech., VIII: 7) mia­ła po­dob­ne zna­cze­nie. We wspó­łcze­snym Rzy­mie, w przed­sion­ku ko­ścio­ła znaj­du­jące­go się w po­bli­żu świ­ąty­ni We­sty, wi­dzia­łem du­ży, per­fo­ro­wa­ny ka­mień, w któ­re­go otwór sta­ro­żyt­ni Rzy­mia­nie po­dob­no wkła­da­li ręce, gdy skła­da­li uro­czy­stą przy­si­ęgę, na wzór, a ra­czej od­po­wied­nik, Abra­ha­ma przy­si­ęga­jące­go swe­mu słu­dze na swo­je udo – czy­li na swój męski or­gan. Hig­gins roz­wo­dzi się nad ty­mi otwo­ra­mi i mó­wi:
Ka­mie­nie te są tak usta­wio­ne, że ma­ją pod so­bą otwór, przez któ­ry prze­cho­dzą wy­znaw­cy w ce­lach re­li­gij­nych. W Ir­lan­dii jest je­den ta­ki sam, zwa­ny ka­mie­niem św. Dec­la­na. W ma­sy­wie skal­nym w Bram­ham Crags znaj­du­je się miej­sce, przez któ­re prze­cho­dzi­li wy­znaw­cy”. W re­la­cjach z Hin­du­sta­nu czy­ta­my, że w Gór­nych In­diach znaj­du­je się bar­dzo zna­ne miej­sce, do któ­re­go uda­ją się ogrom­ne rze­sze piel­grzy­mów, aby prze­jść przez miej­sce w gó­rach zwa­ne „Kro­wim Brzu­chem”. Na wy­spie Bom­baj, na Wzgó­rzu Ma­la­bar, znaj­du­je się ska­ła, na po­wierzch­ni któ­rej jest na­tu­ral­na szcze­li­na, któ­ra łączy się z otwo­rem po­ni­żej. Miej­sce to jest wy­ko­rzy­sty­wa­ne przez po­gan ja­ko miej­sce oczysz­cze­nia z grze­chów, któ­re jak twier­dzą, do­ko­nu­je się przez we­jście do otwo­ru po­ni­żej i wy­jście z nie­go w otwo­rze po­wy­żej – „po­now­ne na­ro­dzi­ny”. Ce­re­mo­nia ta cie­szy się tak wiel­ką re­no­mą w sąsied­nich kra­jach, że słyn­ny Co­na­jee An­gria za­pu­ścił się pew­nej no­cy ukrad­kiem na wy­spę, aby prze­pro­wa­dzić tę ce­re­mo­nię, i wy­do­stał się stam­tąd nie­zau­wa­żo­ny. Pierw­si chrze­ści­ja­nie nada­li im nie­wła­ści­wą na­zwę, jak­by z za­zdro­ści, gdyż na­zy­wa­li te dziu­ry „Cun­ni Dia­bo­li”. (Ana­ka­lyp­sis, s. 346)
FE­STI­WA­LE, BA­CHA­NA­LIA I LI­BE­RA­LIA
Rzy­mia­nie na­zy­wa­li świ­ęta Ba­chu­sa, Ba­cha­na­lia­mi i Li­be­ra­lia­mi, po­nie­waż Ba­chus i Li­ber to imio­na te­go sa­me­go bo­ga, choć świ­ęta te ob­cho­dzo­no w ró­żnym cza­sie i w nie­co od­mien­ny spo­sób. To ostat­nie, we­dług Pay­ne’a Kni­gh­ta, ob­cho­dzo­no 17 mar­ca, przy naj­bar­dziej wy­uz­da­nej za­ba­wie, kie­dy to trium­fal­nie ob­no­szo­no wi­ze­ru­nek fal­lu­sa. Świ­ęta te by­ły szcze­gól­nie ob­cho­dzo­ne wśród lud­no­ści wiej­skiej i rol­ni­czej, któ­ra po za­ko­ńcze­niu prac przy­go­to­waw­czych i sie­wu, ra­do­śnie ce­le­bro­wa­ła si­ły roz­rod­cze na­tu­ry, któ­re w od­po­wied­nim cza­sie mia­ły przy­nie­ść owo­ce. Pod­czas fe­sti­wa­lu wóz z ogrom­nym fal­lu­sem był ci­ągni­ęty w to­wa­rzy­stwie je­go czci­cie­li, któ­rzy od­da­wa­li się ob­sce­nicz­nym pie­śniom i ta­ńcom o dzi­kim i eks­tra­wa­ganc­kim cha­rak­te­rze. Naj­po­wa­żniej­sze i naj­dum­niej­sze ma­tro­ny na­gle po­rzu­ca­ły przy­zwo­ito­ść i bie­ga­ły z krzy­kiem po la­sach i wzgó­rzach pó­łna­gie, z roz­czo­chra­ny­mi wło­sa­mi, w któ­re wple­cio­ne by­ły ko­smy­ki blusz­czu lub wi­no­ro­śli. Ba­cha­na­lia ob­cho­dzo­no w dru­giej po­ło­wie pa­ździer­ni­ka, po za­ko­ńcze­niu żniw. W pro­ce­sji ba­chan­tyj­skiej nie­sio­no wi­no i fi­gi, po­tem wiel­kie­go Fal­lu­sa, za któ­rym podąża­ły za­szczy­co­ne dzie­wi­ce, zwa­ne ka­ne­fo­ra­mi, któ­re nio­sły ko­sze z owo­ca­mi. Da­lej szła gru­pa mężczyzn nio­sących ki­je, na ko­ńcu któ­rych znaj­do­wa­ły się fi­gu­ry przed­sta­wia­jące or­ga­ny roz­rod­cze. Mężczy­źni śpie­wa­li ku czci fal­lu­sa i by­li uko­ro­no­wa­ni fio­łka­mi i blusz­czem, a ich twa­rze by­ły po­kry­te in­ny­mi ro­dza­ja­mi ziół. Za ni­mi szli in­ni, ubra­ni w stro­je ko­bie­ce, prze­pa­sa­ni bia­łym pa­sem, si­ęga­jącym do pach, z gir­lan­da­mi na gło­wach i wie­ńca­mi kwia­tów w rękach, na­śla­du­jący ge­sta­mi stan upo­je­nia al­ko­ho­lo­we­go. Ka­płan­ki bie­ga­ły we wszyst­kich kie­run­kach, krzy­cząc i wrzesz­cząc z dzi­ko­ścią, ka­żda z nich trzy­ma­ła w ręku tyrs. Mężczy­źni i ko­bie­ty mie­sza­li się ze so­bą, ta­ńcząc i ba­wi­ąc się przy po­mo­cy su­ge­styw­nej ge­sty­ku­la­cji. De­odo­rus po­da­je, że świ­ęta trwa­ły do pó­źnej no­cy i wte­dy wła­śnie sza­le­ństwo osi­ąga­ło swój szczyt. Mó­wi on:
Pod­czas uro­czy­sto­ści dzie­wi­ce nio­są tyrs i bie­ga­ją jak osza­la­łe, wzno­sząc okrzy­ki: „Evoe” na cze­ść bo­ga; na­stęp­nie ko­bie­ty w jed­nym cie­le skła­da­ją ofia­ry i ry­czą pie­śni po­chwal­ne na cze­ść Ba­chu­sa, tak jak­by był on tam obec­ny, na­śla­du­jąc sta­ro­żyt­ne Me­na­dy, któ­re mu to­wa­rzy­szy­ły.
Uro­czy­sto­ści te trwa­ły do pó­źnych go­dzin noc­nych, a gdy świ­ętu­jący roz­grza­li się wi­nem, po­pa­da­li w skraj­ną roz­wi­ązło­ść.
Po­dob­ny en­tu­zja­stycz­ny szał oka­zy­wa­no pod­czas świ­ąt Lu­per­ka­liów usta­no­wio­nych na cze­ść bo­ga Pa­na (pod po­sta­cią ko­zła), któ­re­go ka­pła­ni, jak pi­sze Owen w ksi­ążce Wor­ship of Ser­pents (ang. Kult węży), w po­ra­nek świ­ęta bie­ga­li na­go po uli­cach, ude­rza­jąc na­po­tka­ne mężat­ki w ręce i brzuch, co uwa­ża­no za omen za­po­wia­da­jący płod­no­ść. Nim­fy urządza­ły ta­kie sa­me osten­ta­cyj­ne po­ka­zy jak Ba­chant­ki pod­czas świ­ęta Ba­cha­na­liów.
Na po­cząt­ku kwiet­nia ob­cho­dzo­no świ­ęto We­nus, a fal­lus znów był ci­ągni­ęty na wo­zie, za któ­rym do świ­ąty­ni We­nus podąża­ła pro­ce­sja rzym­skich ko­biet. Pe­wien pi­sarz po­da­je: „Roz­ne­gli­żo­wa­ne ko­bie­ty z mia­sta i oko­lic, zwo­ły­wa­ne dźwi­ękiem ro­gów, mie­sza­ły się z tłu­mem w ca­łko­wi­tej na­go­ści i pod­nie­ca­ły swo­je na­mi­ęt­no­ści nie­przy­zwo­ity­mi ru­cha­mi i języ­kiem, aż świ­ęto ko­ńczy­ło się sce­ną sza­lo­nej za­ba­wy, w któ­rej zni­ka­ło wszel­kie skrępo­wa­nie.
Mó­wi się, że świ­ęta te wzi­ęły swój po­czątek w Egip­cie, skąd zo­sta­ły przy­wie­zio­ne do Gre­cji przez Me­tam­pu­sa, gdzie wraz z ta­jem­ni­czy­mi obrzęda­mi świ­ęto­wa­no triumf Ozy­ry­sa, i stam­tąd wy­wo­dzą się Ba­cha­na­lia, a or­gie na cze­ść Ba­chu­sa wzi­ęły się z uczt usta­no­wio­nych przez Izy­dę.
WIE­RZE­NIA DRU­IDÓW, WIA­RA HE­BRAJ­SKA
Nie wy­da­je się wca­le nie­praw­do­po­dob­ne, że bó­stwa czczo­ne przez sta­ro­żyt­nych Bry­tyj­czy­ków i Ir­land­czy­ków nie by­ły ni­czym in­nym, jak fal­licz­ny­mi bó­stwa­mi sta­ro­żyt­nych Sy­ryj­czy­ków i Gre­ków, a ta­kże Ba­alem He­braj­czy­ków. Dio­ni­zjusz Pe­rie­ge­ta, któ­ry żył w cza­sach Okta­wia­na Au­gu­sta, twier­dzi, że obrzędy ku czci Ba­chu­sa by­ły od­pra­wia­ne na Wy­spach Bry­tyj­skich; na­to­miast Stra­bon, któ­ry żył w cza­sach Au­gu­sta i Ty­be­riu­sza, twier­dzi, że du­żo wcze­śniej­szy pi­sarz opi­sał wie­rze­nia Ka­bi­rów ja­ko po­cho­dzące z Fe­ni­cji. Hig­gins, w swo­jej Hi­sto­rii Dru­idów, twier­dzi, że naj­wy­ższy bóg po­nad in­ny­mi był na­zy­wa­ny Se­odhoc i Ba­al. Imię Ba­al wy­stępu­je za­rów­no w Wa­lii, Ga­lii, jak i w Niem­czech, i jest ta­kie sa­mo jak he­braj­skie Ba­al.
Ten sam bóg, we­dług O’Brie­na, był głów­nym bó­stwem Ir­land­czy­ków, na cze­ść któ­re­go wznie­sio­no okrągłe wie­że, któ­re sta­ro­żyt­ni Ir­land­czy­cy na­zwa­li Ba­il–to­ir, czy­li wie­że Ba­ala. W Ksi­ędze Liczb (XXII) znaj­du­je się wzmian­ka o po­dob­nym słu­pie po­świ­ęco­nym Ba­alo­wi. Wie­le z tych sa­mych zwy­cza­jów i prze­sądów, któ­re ist­nia­ły wśród dru­idów i sta­ro­żyt­nych Ir­land­czy­ków, mo­żna zna­le­źć rów­nież wśród Izra­eli­tów. Pierw­sze­go dnia ma­ja Ir­land­czy­cy roz­pa­la­li wiel­kie ogni­ska na cze­ść Ba­ala, skła­da­jąc mu rów­nież ofia­ry. Po­dob­ną re­la­cję o zwy­cza­ju Dru­idów po­da­je To­land w opi­sie świ­ęta ognia; mó­wi on, że: „w ma­jo­wy dzień wi­gi­lij­ny Dru­idzi roz­pa­la­li ogrom­ne ognie na tych kop­cach, z któ­rych ka­żdy, znaj­du­jąc się w za­si­ęgu wzro­ku in­ne­go, nie mó­gł nie da­wać wspa­nia­łe­go wi­do­wi­ska ca­łe­mu na­ro­do­wi”. Mó­wi się, że ognie te są roz­pa­la­ne do dziś przez rdzen­nych Ir­land­czy­ków pierw­sze­go ma­ja, zwa­ne­go przez nich „Be­al­ti­ne”, czy­li dniem ognia, „Be­la­na”, tę sa­mą na­zwę, ja­ką nada­no im na szkoc­kich wznie­sie­niach.
Po­dob­ną do tej prak­ty­kę mo­żna za­uwa­żyć w 2 Ksi­ędze Kró­lew­skiej, gdzie mó­wi się, że Ka­na­nej­czy­cy, od­da­jąc cze­ść Ba­alo­wi, prze­pusz­cza­li swo­je dzie­ci przez ogień Ba­ala, co wy­da­je się być po­wszech­ną prak­ty­ką, gdyż Achaz, król Izra­ela, jest oska­rża­ny o ro­bie­nie te­go sa­me­go. Hig­gins w swo­im Ana­ka­lyp­sis po­da­je, że ten za­bo­bon­ny zwy­czaj wci­ąż trwa, i że „w po­szcze­gól­ne dni roz­pa­la­ne są wiel­kie ognie, a oj­co­wie, bio­rąc dzie­ci na ręce, ska­czą lub bie­gną przez nie i w ten spo­sób prze­pusz­cza­ją przez nie swo­je dzie­ci; roz­pa­la­ją też dwa ognie w nie­wiel­kiej od­le­gło­ści od sie­bie i prze­pędza­ją mi­ędzy ni­mi swo­je by­dło”. W Ksi­ędze Po­wtó­rzo­ne­go Pra­wa czy­ta­my, że wła­śnie ta prak­ty­ka jest szcze­gól­nie za­ka­za­na. W obrzędach Nu­my ma­my też świ­ęty ogień Ir­land­czy­ków, po­wra­ca­jący w uro­czy­sto­ściach ku czci świ­ętej Bry­gi­dy, Mo­jże­sza, Mi­try i w obrzędach hin­du­skich, któ­re­mu to­wa­rzy­szy­ło mia­no­wa­nie mni­szek lub dzie­wic sa­kral­nych. Mó­wi się, że świ­ęty ogień pło­nął u mni­szek z Kil­da­re, któ­rych za­kon zo­stał za­ło­żo­ny przez świ­ętą Bry­gi­dę. Ogień ten ni­g­dy nie był pod­sy­ca­ny przez po­dmuch usta­mi, aby nie ule­gł za­nie­czysz­cze­niu, lecz tyl­ko mie­chem; był to ogień po­dob­ny do te­go, ja­ki pod­trzy­my­wa­li Ży­dzi, pa­ląc go tyl­ko oko­ro­wa­nym drew­nem i ni­g­dy nie dmu­cha­jąc usta­mi. Hy­de opi­su­je po­dob­ny ogień, któ­ry pło­nął w ten sam spo­sób u sta­ro­żyt­nych Per­sów, któ­rzy utrzy­my­wa­li swój świ­ęty ogień za­si­la­ny okre­ślo­nym drew­nem drze­wa zwa­ne­go Hawm Mo­go­rum; a pu­łkow­nik Val­lan­cey stwier­dza, że świ­ęty ogień Ir­land­czy­ków był za­si­la­ny drew­nem z drze­wa zwa­ne­go Hawm. Wa­re, rom­ski ka­płan, opo­wia­da, że w Kil­da­re sław­na Bry­gi­da wsła­wi­ła się wie­lo­ma cu­da­mi, wśród któ­rych był ta­kże cud świ­ęte­go ognia, któ­ry był pod­trzy­my­wa­ny przez za­kon­ni­ce od cza­sów Dzie­wi­cy.
Naj­wcze­śniej­szy­mi świ­ęty­mi miej­sca­mi Ży­dów by­ły oczy­wi­ście świ­ęte ka­mie­nie lub ka­mien­ne kręgi, po któ­rych z cza­sem za­częły po­wsta­wać świ­ąty­nie. Te wcze­sne ka­mie­nie, sym­bo­le Stwór­cy, zo­sta­ły wznie­sio­ne przez Izra­eli­tów i w ni­czym nie ró­żni­ły się od tych wzno­szo­nych przez po­gan. Mo­żna za­uwa­żyć, że Ży­dzi na pa­mi­ąt­kę wiel­kie­go zwy­ci­ęstwa lub na świa­dec­two o Pa­nu wzno­si­li ka­mie­nie: Jo­zue wzno­sił ka­mień na świa­dec­two; Ja­kub sta­wiał ka­mień, aby uświ­ęcić ja­kieś miej­sce; Abel sta­wiał ta­ki sam na miej­sce kul­tu; Sa­mu­el sta­wiał ka­mień ja­ko gra­ni­cę, któ­ra mia­ła być zna­kiem umo­wy za­war­tej w imię Bo­ga. Na­wet Maun­drel w swo­ich pod­ró­żach wy­mie­nia kil­ka ka­mie­ni, któ­re wi­dział w Pa­le­sty­nie. Cie­ka­we jest to, że tam, gdzie wznie­sio­no fi­lar, wkrót­ce po­tem sta­wia­no świ­ąty­nię w ta­ki sam spo­sób, w ja­ki wzno­szo­no okrągłe wie­że w Ir­lan­dii – za­wsze w po­bli­żu ko­ścio­ła, ale ni­g­dy nie sta­no­wi­ły je­go części. W Pi­śmie Świ­ętym znaj­du­je­my wie­le przy­kła­dów wzno­sze­nia wie­lu ka­mie­ni przez pierw­szych Izra­eli­tów, co pro­wa­dzi nas do wnio­sku, że wca­le nie by­ło nie­praw­do­po­do­bie­ństwem, iż pierw­sze miej­sca kul­tu by­ły po­dob­ne do świ­ątyń, ja­kie mo­żna zna­le­źć w ró­żnych częściach Wiel­kiej Bry­ta­nii i Ir­lan­dii. W Ksi­ędze Wy­jścia XXIV: 4 jest na­pi­sa­ne, że Mo­jżesz wstał wcze­śnie ra­no i zbu­do­wał ołtarz pod wzgó­rzem, a ta­kże, że po­sta­wił dwa­na­ście słu­pów, od­po­wia­da­jących dwu­na­stu ple­mio­nom Izra­ela. Po­da­no rów­nież, że gdy sy­no­wie Izra­ela przej­dą przez Jor­dan do zie­mi, któ­rą Pan im da, po­win­ni po­sta­wić wiel­kie ka­mie­nie i otyn­ko­wać je gip­sem. Mia­ły być na nich wy­pi­sa­ne ta­kże sło­wa Pra­wa. W wie­lu in­nych miej­scach na­ka­za­no usta­wiać ka­mie­nie w imię Pa­ńskie, przy czym wie­lo­krot­nie po­da­wa­no, że ka­mie­ni tych po­win­no być dwa­na­ście i po­win­ny być nie­ocio­sa­ne.
Wy­da­je się, że ka­mien­ne świ­ąty­nie by­ły wzno­szo­ne we wszyst­kich kra­jach świa­ta, na­wet w Ame­ry­ce, gdzie wśród naj­star­szych ple­mion ame­ry­ka­ńskich In­dian mo­żna zna­le­źć zwy­cza­je, prze­sądy i re­li­gij­ne przed­mio­ty czci po­dob­ne do tych, ja­kie mie­li Fe­ni­cja­nie. Pe­wien ame­ry­ka­ński pi­sarz mó­wi:
Ist­nie­ją wy­star­cza­jące do­wo­dy na to, że re­li­gij­ne zwy­cza­je Mek­sy­ka­nów, Pe­ru­wia­ńczy­ków i in­nych ras ame­ry­ka­ńskich są pra­wie iden­tycz­ne z ty­mi, ja­kie pa­no­wa­ły u sta­ro­żyt­nych Fe­ni­cjan.
Co wi­ęcej, od­kry­wa­my, że wie­le z ich re­li­gij­nych ter­mi­nów ma ety­mo­lo­gicz­nie to sa­mo po­cho­dze­nie.
Pay­ne Kni­ght, w swo­im dzie­le The Wor­ship of Pria­pus (ang. Kult Pria­pu­sa), po­świ­ęca wie­le miej­sca na wy­ka­za­nie, że świ­ąty­nie wznie­sio­ne w Sto­ne­hen­ge i in­nych miej­scach, by­ły po­cho­dze­nia fe­nic­kie­go, co ozna­cza­ło po pro­stu świ­ąty­nię bo­ga Ba­chu­sa.
STO­NE­HEN­GE I ŚWI­ĄTY­NIA BA­CHU­SA
Spo­śród wszyst­kich na­ro­dów sta­ro­żyt­no­ści Per­so­wie by­li naj­pro­st­si i naj­bar­dziej bez­po­śred­ni w od­da­wa­niu czci Stwór­cy. By­li pu­ry­ta­na­mi świa­ta po­ga­ńskie­go i nie tyl­ko od­rzu­ca­li wszel­kie wi­ze­run­ki Bo­ga i je­go przed­sta­wi­cie­li, ale ta­kże świ­ąty­nie i ołta­rze, jak po­da­je He­ro­dot, któ­re­go au­to­ry­tet przed­kła­da­my nad in­ne, po­nie­waż miał oka­zję roz­ma­wiać z ni­mi, za­nim przy­jęli ja­kie­kol­wiek ob­ce prze­sądy. Po­nie­waż czci­li oni ete­rycz­ny ogień bez żad­ne­go me­dium, per­so­ni­fi­ka­cji czy ale­go­rii, uwa­ża­li, że nie­god­ne god­no­ści bo­ga jest przed­sta­wia­nie go w ja­kiej­kol­wiek okre­ślo­nej for­mie lub przy­pi­sy­wa­nie go do ja­kie­goś kon­kret­ne­go miej­sca. Wszech­świat był je­go świ­ąty­nią, a wszech­ogar­nia­jący ży­wioł ognia je­go je­dy­nym sym­bo­lem. Wy­da­je się, że Gre­cy po­cząt­ko­wo by­li po­dob­ne­go zda­nia, gdyż dłu­go oby­wa­li się bez po­sągów, a Pau­za­niasz wspo­mi­na o świ­ąty­ni w Sy­cy­io­nie, zbu­do­wa­nej przez Ad­ra­stu­sa – ży­jące­go w epo­ce przed woj­ną tro­ja­ńską – któ­ra skła­da­ła się tyl­ko z ko­lumn, bez ścian i da­chu, po­dob­nie jak cel­tyc­kie świ­ąty­nie na­szych pó­łnoc­nych przod­ków lub Phy­rœthe­ia Per­sów, któ­re by­ły kręga­mi ka­mie­ni, w środ­ku któ­rych roz­pa­la­no świ­ęty ogień, sym­bol bo­ga. Ho­mer często wspo­mi­na o miej­scach kul­tu skła­da­jących się tyl­ko z ob­sza­ru i ołta­rza, któ­re praw­do­po­dob­nie by­ły ogro­dze­nia­mi, jak te per­skie, z ołta­rzem w środ­ku. Wy­da­je się, że świ­ąty­nie po­świ­ęco­ne stwór­cy Ba­chu­so­wi, któ­re grec­cy ar­chi­tek­ci na­zy­wa­li hy­pœth­ral, by­ły daw­niej te­go ro­dza­ju, skąd praw­do­po­dob­nie po­cho­dzi okre­śle­nie: „oto­czo­ny ko­lum­na­mi”, przy­pi­sy­wa­ne te­mu bo­gu w li­ta­niach or­fic­kich. Po­zo­sta­ło­ści jed­nej z tych świ­ątyń za­cho­wa­ły się jesz­cze w Puz­zno­li, nie­da­le­ko Ne­apo­lu, któ­re miesz­ka­ńcy na­zy­wa­ją świ­ąty­nią Se­ra­pi­sa, ale zna­le­zio­ne wśród ru­in ozdo­by z wi­no­gron, wa­zo­ny itp. do­wo­dzą, że by­ła to świ­ąty­nia Ba­chu­sa. Se­ra­pis był w isto­cie tym sa­mym bó­stwem, czczo­nym pod in­ną po­sta­cią, będącym za­zwy­czaj per­so­ni­fi­ka­cją sło­ńca. Ar­chi­tek­tu­ra po­cho­dzi z cza­sów rzym­skich, ale plan jest praw­do­po­dob­nie bar­dzo sta­ry i zo­stał wy­ko­rzy­sta­ny przez Rzy­mian, po­nie­waż do­kład­nie przy­po­mi­na plan cel­tyc­kiej świ­ąty­ni w Ze­lan­dii, opu­bli­ko­wa­ny w Iti­ne­ra­ry Stu­ke­leya. Sze­re­gi kwa­dra­to­wych bu­dyn­ków, któ­re ją ota­cza­ją, nie są wła­ści­wie częścia­mi świ­ąty­ni, lecz miesz­ka­nia­mi ka­pła­nów, miej­sca­mi na ofia­ry i świ­ęte na­czy­nia oraz ka­pli­ca­mi po­świ­ęco­ny­mi pod­rzęd­nym bó­stwom, wpro­wa­dzo­nym przez bar­dziej skom­pli­ko­wa­ny i ze­psu­ty kult, praw­do­po­dob­nie nie­zna­ny bu­dow­ni­czym pier­wot­nej bu­dow­li. Por­tyk, bie­gnący rów­no­le­gle do tych bu­dow­li, za­my­ka te­me­nos, czy­li ob­szar świ­ętej zie­mi, któ­ry w per­skiej py­rœthe­ia był okrągły, ale tu­taj jest czwo­ro­kąt­ny, po­dob­nie jak w cel­tyc­kiej świ­ąty­ni na Ze­lan­dii i w opi­sa­nej wcze­śniej in­dyj­skiej pa­go­dzie. W cen­trum znaj­do­wa­ła się naj­wy­ższa świ­ęto­ść, sie­dzi­ba bo­ga, skła­da­jąca się z kręgu ko­lumn wznie­sio­nych na pod­sta­wie, bez da­chu i ścian, po­środ­ku któ­rej praw­do­po­dob­nie znaj­do­wał się świ­ęty ogień lub ja­kiś in­ny sym­bol bó­stwa. Kwa­dra­to­wy te­ren, na któ­rym sta­ła, był za­głębio­ny po­ni­żej na­tu­ral­ne­go po­zio­mu grun­tu i, po­dob­nie jak w przy­pad­ku in­dyj­skiej pa­go­dy, wy­da­je się, że od cza­su do cza­su spły­wa­ła po nim wo­da; na­dal mo­żna zo­ba­czyć dre­ny i ka­na­ły, a ta­kże kil­ka rze­źb przed­sta­wia­jących fa­le, węże i ró­żne zwie­rzęta wod­ne, któ­re nie­gdyś zdo­bi­ły pod­zie­mia. Czczo­ny tu Ba­chus był, jak do­wia­du­je­my się z cy­to­wa­ne­go wy­żej hym­nu or­fic­kie­go, sło­ńcem, któ­re w cu­dow­ny spo­sób uga­si­ło po­ża­ry, któ­re nie­gdyś ogar­nia­ły zie­mię. Miał te­go do­ko­nać przez wy­dy­cha­nie wód oce­anu i roz­pra­sza­nie ich po zie­mi, któ­ra w ten spo­sób mia­ła uzy­skać wła­ści­wą tem­pe­ra­tu­rę i płod­no­ść. Z te­go po­wo­du świ­ęty ogień, będący istot­nym wi­ze­run­kiem bo­ga, był oto­czo­ny ży­wio­łem, któ­ry słu­żył głów­nie do urze­czy­wist­nia­nia do­bro­czyn­nych dzia­łań te­go wspa­nia­łe­go atry­bu­tu bo­skiej mo­cy ja­kim jest sło­ńce.
Z frag­men­tu tek­stu He­ka­ta­jo­sa, za­cho­wa­ne­go przez Dio­do­ra Sy­cy­lij­skie­go, wy­ni­ka, że Sto­ne­hen­ge i wszyst­kie po­dob­ne za­byt­ki zna­le­zio­ne na pó­łno­cy na­le­żą do tej sa­mej re­li­gii, któ­ra, jak się wy­da­je, w od­le­głych cza­sach pa­no­wa­ła na ca­łej pó­łku­li pó­łnoc­nej. We­dług te­go sta­ro­żyt­ne­go hi­sto­ry­ka:
Hi­per­bo­rej­czy­cy za­miesz­ki­wa­li wy­spę za Ga­lią, tak du­żą jak Sy­cy­lia, na któ­rej w okrągłej świ­ąty­ni, znacz­nej ze względu na swo­je roz­mia­ry i bo­gac­twa, czczo­no Apol­la.
Apol­lo, jak wie­my, w języ­ku Gre­ków tam­tych cza­sów nie mo­że ozna­czać nic in­ne­go jak sło­ńce, któ­re we­dług Ju­liu­sza Ce­za­ra by­ło czczo­ne przez Ger­ma­nów, kie­dy nie zna­li oni in­nych bóstw po­za ogniem i ksi­ęży­cem. Wy­spa ta nie mo­że być oczy­wi­ście ni­czym in­nym jak Bry­ta­nią, któ­ra w owym cza­sie by­ła zna­na Gre­kom tyl­ko z nie­ja­snych ra­por­tów fe­nic­kich że­gla­rzy, tak nie­pew­na i nie­ja­sna, że He­ro­dot, naj­bar­dziej do­cie­kli­wy i wia­ry­god­ny z hi­sto­ry­ków, wąt­pi w jej ist­nie­nie. Okrągła świ­ąty­nia Sło­ńca, przed­sta­wio­na w tak skąpych i nie­do­sko­na­łych re­la­cjach, do­wo­dzi, że mu­sia­ła być czy­mś wy­jąt­ko­wym i wa­żnym, gdy­by bo­wiem by­ła to nie­wiel­ka bu­dow­la, nie zo­sta­ła­by w ogó­le wspo­mnia­na, a gdy­by by­ło ich wie­le w kra­ju, hi­sto­ryk nie uży­łby licz­by po­je­dyn­czej.
Sto­ne­hen­ge by­ło z pew­no­ścią okrągłą świ­ąty­nią, pra­wie ta­ką sa­mą jak opi­sa­na już świ­ąty­nia Ba­chu­sa w Puz­zno­li, z tą ró­żni­cą, że w tej ostat­niej ład­ne wy­ko­na­nie i pi­ęk­na sy­me­tria jej ele­men­tów są pod ka­żdym względem od­wrot­no­ścią or­dy­nar­nej, ale ma­je­sta­tycz­nej pro­sto­ty tej pierw­szej. W ory­gi­nal­nym pro­jek­cie ró­żnią się one je­dy­nie for­mą po­wierzch­ni. Mo­żna wi­ęc roz­sąd­nie przy­pusz­czać, że wci­ąż ma­my do czy­nie­nia z ru­ina­mi iden­tycz­nej świ­ąty­ni opi­sa­nej przez He­ka­ta­jo­sa, któ­ry, będąc azja­tyc­kim Gre­kiem, mó­gł czer­pać swo­je in­for­ma­cje od fe­nic­kich kup­ców, któ­rzy od­wie­dza­li we­wnętrz­ne części Bry­ta­nii, han­dlu­jąc tam cy­ną. Ana­kro­biusz wspo­mi­na o świ­ąty­ni te­go sa­me­go ro­dza­ju i kszta­łtu na gó­rze Zil­mis­sus w Tra­cji, po­świ­ęco­nej sło­ńcu pod we­zwa­niem Ba­chu­sa Se­bra­ziu­sa. Wiel­kie ka­mien­ne obe­li­ski zna­le­zio­ne w wie­lu miej­scach na pó­łno­cy, ta­kie jak te w Rud­sto­ne i w po­bli­żu Bo­ro­ugh­brid­ge w York­shi­re, na­le­żą do tej sa­mej re­li­gii; obe­li­ski są, jak za­uwa­ża Pli­niusz, po­świ­ęco­ne sło­ńcu, któ­re­go pro­mie­nie przed­sta­wia­ły za­rów­no przez swo­ją for­mę, jak i na­zwę. – Pay­ne Kni­ght’s Wor­ship of Pria­pus.
OBRZĘDO­WE BU­ŁECZ­KI I CIA­STA RE­LI­GIJ­NE
Hy­zlop mó­wi:
Tra­dy­cyj­ne Wiel­ko­pi­ąt­ko­we bu­łecz­ki z krzy­ży­kiem i bar­wio­ne jaj­ka z Pas­chy lub Nie­dzie­li Wiel­ka­noc­nej wy­stępo­wa­ły w obrzędach chal­dej­skich w ta­kiej sa­mej for­mie. Rów­nież bu­łecz­ki zna­ne pod tą sa­mą na­zwą by­ły uży­wa­ne w kul­cie Kró­lo­wej Nie­bios, bo­gi­ni Wiel­ka­no­cy (Isz­tar lub Astar­te), już za cza­sów Ke­krop­sa, za­ło­ży­cie­la Aten, 1500 lat przed erą chrze­ści­ja­ńską.
Je­den z ga­tun­ków chle­ba – mó­wi Bry­ant – któ­ry daw­niej ofia­ro­wy­wa­no bo­gom, był bar­dzo sta­ro­żyt­ny i na­zy­wał się Bo­un.
Dio­ge­nes wspo­mi­na o bu­łecz­kach, że „by­ły one zro­bio­ne z mąki i mio­du”. Wy­da­je się, że pro­rok Je­re­miasz był za­zna­jo­mio­ny z tym lek­ko­my­śl­nym kul­tem. Mó­wi on: „Dzie­ci zbie­ra­ją drew­no, oj­co­wie roz­pa­la­ją ogień, a ko­bie­ty wy­ra­bia­ją cia­sto, aby zro­bić plac­ki dla Kró­lo­wej Nie­bios (Jer, VII: 18). Choć Hy­zlop nie do­da­je, że „bu­łecz­ki” skła­da­ne Kró­lo­wej Nie­bios i w ofia­rach in­nym bó­stwom mia­ły kszta­łt na­rządów płcio­wych, to na to, że tak istot­nie by­ło w sta­ro­żyt­no­ści, ma­my licz­ne do­wo­dy.
Mar­tial wy­ra­źnie wspo­mi­na o ta­kich rze­czach w dwóch epi­gra­ma­tach, z któ­rych pierw­szy mó­wi o męskim or­ga­nie, a dru­gi – o części że­ńskiej; ciast­ka by­ły ro­bio­ne z naj­lep­szej mąki i prze­zna­czo­ne spe­cjal­nie dla naj­de­li­kat­niej­sze­go pod­nie­bie­nia.
Ka­pi­tan Wil­ford („Asia­tic Re­se­ar­ches”, VIII., s. 365) mó­wi:
Kie­dy miesz­ka­ńcy Sy­ra­kuz skła­da­li ofia­ry bo­gi­niom, ofia­ro­wy­wa­li plac­ki zwa­ne mul­loi, kszta­łtem przy­po­mi­na­jące ko­bie­cy or­gan płcio­wy, a w nie­któ­rych świ­ąty­niach, gdzie ka­płan­ki by­ły praw­do­po­dob­nie brzu­cho­mów­czy­nia­mi, tak da­le­ce na­rzu­ca­ły wia­rę na­iw­nym tłu­mom, że te przy­cho­dzi­ły ad­o­ro­wać srom, gdyż wie­rzy­ły iż on mó­wi i prze­ka­zu­je pro­roc­twa.
Mo­że­my zro­zu­mieć, że do ta­kich rze­czy do­cho­dzi­ło w roz­pust­nym Rzy­mie, ale trud­no po­jąć, jak mo­gły być to­le­ro­wa­ne w chrze­ści­ja­ńskiej Eu­ro­pie, a jak to wy­gląda­ło, do­wia­du­je­my się z dru­giej części Re­ma­ins of the Wor­ship of Pria­pus:
W Sa­in­ton­ge, w sąsiedz­twie La Ro­chel­le, ma­łe ciast­ka upie­czo­ne w for­mie fal­lu­sa są przy­go­to­wy­wa­ne ja­ko ofia­ry na Wiel­ka­noc, prze­no­szo­ne i pre­zen­to­wa­ne od do­mu do do­mu. Du­la­re po­da­je, że w je­go cza­sach świ­ęto Nie­dzie­li Pal­mo­wej w mie­ście Sa­in­tes na­zy­wa­ło się le fe­te des pin­nes – i że w cza­sie je­go trwa­nia ko­bie­ty i dzie­ci nio­sły w pro­ce­sji fal­lu­sa z chle­ba, zwa­ne­go pin­ne, na ko­ńcu ga­łąz­ki pal­my. Owe pin­ne by­ły na­stęp­nie bło­go­sła­wio­ne przez ka­pła­nów i sta­ran­nie prze­cho­wy­wa­ne przez ko­bie­ty przez ca­ły rok. Nie­dzie­la Pal­mo­wa! Na­le­ży pa­mi­ętać, że pal­ma jest eu­fe­mi­zmem ozna­cza­jącym męski or­gan i cie­ka­we jest do­strze­że­nie te­go po­wi­ąza­nia z fal­lu­sem w chrze­ści­ja­ństwie. Du­la­re twier­dzi rów­nież, że w nie­któ­rych z wcze­śniej­szych, nie­edy­to­wa­nych fran­cu­skich ksi­ążkach ku­char­skich, po­da­wa­no prze­pi­sy na wy­piek cia­stek o oma­wia­nej for­mie, któ­rych na­zwy zo­sta­ją szcze­gó­ło­wo wy­mie­nio­ne. Da­lej po­da­je, że wy­pie­ki te przyj­mo­wa­ły for­mę męską w dol­nym Li­mo­usin, a zwłasz­cza w Bri­ves; na­to­miast że­ńską przy­jęto w Cler­mont, w Au­ver­gne i in­nych miej­scach.
AR­KA PRZY­MIE­RZA I WIEL­KI PI­ĄTEK
Arka Przy­mie­rza by­ła najświ­ęt­szym sym­bo­lem w kul­cie ży­dow­skim i po­dob­nie jak świ­ęta łó­dź czy ar­ka sa­kral­na Ozy­ry­sa, za­wie­ra­ła sym­bol za­sa­dy ży­cia, czy­li mo­cy twór­czej. Sym­bol ten prze­cho­wy­wa­no z wiel­ką czcią w mi­nia­tu­ro­wym ta­ber­na­ku­lum, któ­re uwa­ża­no za szcze­gól­ne i uświ­ęco­ne miej­sce po­by­tu bo­ga. Ar­ka Ży­dów i świ­ęty ku­fer Ozy­ry­sa Egip­cjan by­ły do­kład­nie ta­kie sa­me pod względem roz­mia­rów i kon­struk­cji, i w po­dob­ny spo­sób nie­sio­ne w pro­ce­sjach.
Ar­ka, czy­li skrzy­nia Ozy­ry­sa, by­ła nie­sio­na przez ka­pła­nów na ra­mio­nach mężczyzn za po­mo­cą drągów. Ar­kę wy­no­szo­ną ze świ­ąty­ni umiesz­cza­no na spe­cjal­nie w tym ce­lu wy­ko­na­nym sto­le lub sto­ja­ku, a to­wa­rzy­szy­ła jej pro­ce­sja po­dob­na do tej, któ­ra podąża­ła za ży­dow­ską ar­ką. We­dług Fa­be­ra, ar­ka by­ła sym­bo­lem zie­mi, czy­li za­sa­dy że­ńskiej, za­wie­ra­jącej za­ro­dek wszel­kiej oży­wio­nej na­tu­ry i uwa­ża­nej za wiel­ką mat­kę, z któ­rej wszyst­ko bie­rze po­czątek. W ten spo­sób ar­ka, zie­mia i bo­gi­ni by­ły re­pre­zen­to­wa­ne przez wspól­ne sym­bo­le, a w Sta­rym Te­sta­men­cie mó­wi się o nich ja­ko o „asze­rze”.
Świ­ęte sym­bo­le no­szo­ne w ar­ce Egip­cjan to fal­lus, ja­jo i wąż; pierw­szy re­pre­zen­to­wał sło­ńce, ogień i męską lub ge­ne­ra­tyw­ną za­sa­dę – Stwór­cę, dru­gi, pa­syw­ny lub że­ński, za­ro­dek wszyst­kich oży­wio­nych rze­czy – Opie­ku­na; a ostat­ni – Nisz­czy­cie­la, sta­no­wi­ących trój­kę świ­ętej Trój­cy. Hin­du­skie ko­bie­ty, we­dług Pay­ne’a Kni­gh­ta, po dziś dzień nio­są lin­gam, czy­li po­świ­ęco­ny sym­bol ge­ne­ra­tyw­ne­go atry­bu­tu bó­stwa, w uro­czy­stej pro­ce­sji po­mi­ędzy dwo­ma węża­mi, a w świ­ętej szka­tu­le, w któ­rej w mi­stycz­nych pro­ce­sjach Gre­ków prze­cho­wy­wa­no ja­jo i fal­lu­sa, rów­nież znaj­do­wał się wąż.
Ar­ka – mó­wi Fa­ber – by­ła czczo­na we wszyst­kich sta­ro­żyt­nych re­li­giach. Często przed­sta­wia­no ją w for­mie ło­dzi lub stat­ku, a ta­kże podłu­żnej skrzy­ni. Obrzędy dru­idów, a ta­kże obrzędy fe­nic­kie i hin­du­skie po­ka­zu­ją, że ar­ka, ja­ko skrzy­nia, ogni­wo, łó­dź czy gro­ta zaj­mo­wa­ła wa­żne miej­sce w ich mi­ste­riach. W opo­wie­ści o Ozy­ry­sie, po­dob­nie jak o Śi­wie, mo­żna zna­le­źć przy­czy­nę no­sze­nia w tej świ­ętej skrzy­ni sym­bo­li oraz wy­ja­śnie­nie jed­nej z ta­jem­nic egip­skich ka­pła­nów. Mó­wi się, że Ozy­rys zo­stał ro­ze­rwa­ny na strzępy przez nie­go­dzi­we­go Ty­fo­na, któ­ry po­ćwiar­to­wał je­go cia­ło i roz­rzu­cił je­go części po ca­łej zie­mi. Izy­da od­zy­ska­ła roz­rzu­co­ne ko­ńczy­ny i za­bra­ła je do Egip­tu, ale nie mo­gąc zna­le­źć części, któ­ra wy­ró­żnia­ła­by je­go płeć, ka­za­ła wy­ko­nać z drew­na je­go kszta­łt, któ­ry umiesz­czo­no w ar­ce i ka­za­no uro­czy­ście ob­no­sić pod­czas świ­ąt, któ­re usta­no­wi­ła na je­go cze­ść i od­pra­wia­ła ra­zem z pew­ny­mi ta­jem­ny­mi obrzęda­mi.
Ja­jo, któ­re to­wa­rzy­szy­ło fal­lu­so­wi w ar­ce, by­ło bar­dzo po­pu­lar­nym sym­bo­lem sta­ro­żyt­nych re­li­gii, uwa­ża­nym za sym­bol two­rze­nia ży­cia. By­ło ob­ra­zem te­go, co stwo­rzy­ło wszyst­kie rze­czy w so­bie sa­mym. Ja­cob Bry­ant mó­wi: