Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jak pomóc dzieciom w regulacji emocjonalnej
Jesteśmy świadkami rodzicielskiej rewolucji, która zmienia sposób wychowy-wania dzieci. W niepamięć odchodzą teksty umniejszające emocje, np.: „Nie płacz, przecież nic się nie stało”, „Wszystko w porządku. Nie rób scen”. Współcześni rodzice coraz lepiej rozumieją proces rozwoju mózgu i szukają nowych sposobów na to, by dzieci poznały własne uczucia i emocje oraz umiały sobie z nimi radzić.
Metoda Wspólnego Przetwarzania Emocji (WPE) to niezbędna pomoc dla rodziców i wychowawców dzieci w wieku od niemowlęctwa do ósmego roku życia. Jej autorki przedstawiają narzędzia służące budowaniu inteligencji emocjonalnej, które pomagają w mądry i przemyślany sposób radzić sobie w stresujących sytuacjach towarzyszących wychowywaniu dziecka.
Dowiedz się:
• co zrobić, gdy dziecko wpada w złość (i na pewno nie to, co myślisz!)
• jak radzić sobie w trudnych momentach takich jak odmowa pójścia do szko-ły lub położenia się spać
• jak reagować, gdy dziecko bije lub gryzie
• jak wyregulować system nerwowy dziecka
• jak przewidywać kryzysy i do nich nie dopuszczać.
To innowacyjne podejście uczy dzieci samoregulacji i empatii, jednocześnie wzmacniając relację rodzic–dziecko i tworząc fundamenty odporności emo-cjonalnej oraz komfortu psychicznego na całe życie. Przepełniony empatią poradnik pokazuje rodzicom, jak być uważnymi na własne reakcje i pozosta-wiać przestrzeń dla wielkich emocji swoich pociech.
Empatyczny poradnik pomagający przekształcić frustrujące dla rodzica chwile w szanse na nawiązanie więzi i rozwój. — dr Shefali Tsabary, autor bestselle-ra Świadomi rodzice
Lektura obowiązkowa dla rodziców pragnących zapewnić dzieciom narzędzia do radzenia sobie z wrażliwością i wzmacniania empatii! To klucz do wycho-wania pokolenia, które stanie się autentyczne i zdobędzie głęboką świado-mość własnej wartości. — Justin Baldoni, aktor, reżyser i autor bestsellera Jak stać się szczęśliwym mężczyzną
Alyssa Blask Campbell jest magistrem wczesnej edukacji i prezeską organiza-cji Seed and Sew, a także uznaną podcasterką i influencerką. Występowała jako ekspertka rozwoju emocjonalnego w licznych amerykańskich czasopi-smach o zasięgu ogólnokrajowym. Mieszka w Burlington w stanie Vermont.
Lauren Stauble jest założycielką organizacji Engage: feel.think.connect., a także wykładowczynią z zakresu wczesnej edukacji. Zanim rozpoczęła pracę w administracji i szkolnictwie wyższym, przez 16 lat uczyła małe dzieci i sprawo-wała nad nimi opiekę. Obecnie wykłada na Bunker Hill Community College. Mieszka w Holyoke w stanie Massachusetts.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 435
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginalny: Tiny Humans, Big Emotions: How to Navigate Tantrums, Meltdowns, and Defiance to Raise Emotionally Intelligent Children
Wydawca prowadzący: Justyna Malatyńska
Przekład: Jarosław Filip Dąbrowski
Redakcja: Ilona Kisiel
Korekta: Dagmara Michalak
Skład: Amadeusz Targoński | targonski.pl
Opracowanie e-wydania: Karolina Kaiser |
Okładka: Katarzyna Konior | studio.bluemango.pl
Grafika na okładce: Designed by Tai Blanche
CEP Wheel icon design and drawing by Lauren Stauble
CEP Deck created by Lauren Stauble and Alyssa Blask Campbell and illustrated by Viki Stathopoulos
Copyright © 2023 by Alyssa Campbell and Lauren Stauble
Published by arrangement with HarperCollins Publishers.
All rights reserved.
Copyright © 2024 for this Polish edition by MT Biznes Ltd.
All rights reserved.
Copyright © 2024 for this Polish translation by MT Biznes Ltd.
All rights reserved.
Wydanie pierwsze.
Warszawa 2024
Ta książka, zawierająca porady i informacje dotyczące opieki zdrowotnej, w żadnej mierze nie ma na celu i nie powinna zastępować porady lekarza lub innego przeszkolonego pracownika służby zdrowia. Może być traktowana jedynie jako uzupełnienie fachowej pomocy medycznej. Jeśli wiesz lub podejrzewasz, że masz problem zdrowotny, przed rozpoczęciem jakiegokolwiek programu medycznego lub leczenia zaleca się zasięgnięcie porady lekarza. Dołożono wszelkich starań, aby zweryfikować wszystkie informacje zawarte w tej książce na dzień jej publikacji. Wydawca i autor zrzekają się odpowiedzialności za jakiekolwiek skutki medyczne, które mogą wystąpić w wyniku zastosowania metod sugerowanych w tej książce.
Niektóre imiona i dane osób zawarte w książce zostały zmienione.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl.
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
MT Biznes Sp. z o.o.
www.mtbiznes.pl
www.laurum.pl
ISBN 978-83-8231-566-0 (epub)
ISBN 978-83-8231-567-7 (mobi)
LAUREN: Niniejszą książkę dedykuję
Małej Peggy Cassidy, która później została
moją babcią. Dziedzictwo miłości do książek
i ludzi, które mi zostawiła, wciąż żyje we mnie.
ALYSSA: Dla Z i S za wspólne codzienne
podążanie ze mną w zmaganiu się
z niedoskonałościami, uprzedzeniami
i w błogosławieństwach.
Relacje zmieniają nas, odkrywają, uwalniają z nas więcej.
Nie żyjemy w świecie, który zachęca do odrębności.
Dopiero, gdy połączymy się z innymi,
nasze dary stają się widoczne nawet dla nas samych.
Margaret J. Wheatley i Myron Kellner-Rogers[1]
ALYSSA: – Jeśli przeczołgasz się pod ławkami, żeby usiąść z Norą, to nie dostaniesz pączka po kościele – powiedział mój ojciec, gdy jechaliśmy do kościoła.
– Dobrze, tato, rozumiem – odpowiedziało z pewnością siebie moje trzyletnie ja.
A dwadzieścia minut później już czołgałam się pod ławkami, by usiąść z Norą. Nikt mnie nie zatrzymał. Moja ucieczka zakończyła się sukcesem. Być może nawet nie zauważyli. Po kościele poczułam, jak leci mi ślinka na myśl o tym wypełnionym dżemem i posypanym cukrem pudrem pączku, który co tydzień kupowaliśmy w Piekarni Biała Róża. Weszliśmy do środka, moi bracia zamówili swoje łakocie, a gdy ja podeszłam do lady, tata powiedział:
– W tym tygodniu nie ma pączka. Wczołgałaś się pod ławki.
Padłam w rozpaczy na podłogę piekarni, szlochając i waląc pięściami i głową o ziemię. Ojciec bez słowa zaniósł mnie do vana, a ja nie przestawałam histeryzować. Chłopcy i mama wrócili do auta ze śladami cukru, dżemu i czekolady na twarzach i wtedy mama powiedziała:
– Może w przyszłym tygodniu nie będziesz czołgać się pod ławkami, jeśli chcesz dostać pączka.
Od bycia malutkim człowiekiem w Piekarni Biała Róża, aż do stania się dwudziestokilkuletnią dorosłą osobą uczącą innych malutkich ludzi, zauważałam znajome wzorce narzucania dyscypliny i reagowania na wybuchy emocjonalne. Od przekazów społecznych do zajęć na studiach magisterskich poświęconych „zarządzaniu klasą i zachowaniami” byłam wychowywana w kulturze władzy, dlatego gdy sama miałam zarządzać klasą, byłam głęboko przekonana o potrzebie zapobiegania eskalacji intensywnych emocji, by nie stracić kontroli nad sytuacją, czyli dziećmi.
Oczywiście, dzieci mają uczucia, ale moim zadaniem było albo odseparowanie ich od innych ludzi (tak jak zrobił to mój ojciec, wynosząc mnie do samochodu w pączkową niedzielę), albo niezwracanie uwagi na emocje i pozwolenie, by wygasły.
Wydawało mi się to właściwe, aż pewnego dnia podczas sesji terapeutka zadała mi najbardziej niedorzeczne pytanie:
– Zastanawiam się, co ten smutek chce ci powiedzieć.
– Smutek nic mi nie mówi, to tylko uczucie – odpowiedziałam. – To złe uczucie, które da się wypłakać, oglądając kompulsywnie Chirurgów, a potem ono znika i można wrócić do normalnego życia.
– Nie uważasz smutku za część normalnego życia? – zapytała.
W tamtym momencie przybrałam postawę defensywną, ale ta sesja terapeutyczna coś we mnie zmieniła. Pobudziła moją ciekawość. Czy nasze emocje coś nam mówią? Co to w ogóle znaczy?
Taki był początek mojej drogi do zgłębiania wszystkiego, co jest związane z emocjami. Moje doświadczanie życia miało ulec radykalnej zmianie.
LAUREN: W trakcie pierwszego małżeństwa latami unikałam wstydu, strachu i smutku. Miałam w głowie wszystkie te przekazy na temat tego, co to znaczy być „dobrą żoną”, a po prawie siedmiu latach – też dzięki terapii – powoli zaczynałam rozumieć mój perfekcjonizm, a także nieświadomie przyjęte role. Stało się to tak bardzo nieznośne, że postanowiłam uciec, dosłownie i w przenośni. Sprawiłam, że rozpadło się moje małżeństwo, i zaczęłam ćwiczyć bieganie. Czułam wstyd, że postanowiłam odejść. Bieganie stało się dla mnie jedyną bezpieczną rzeczą. Im więcej biegałam, tym częściej się zastanawiałam, od czego uciekam. A potem przyjaciółka zmodyfikowała moje pytanie: „Zastanawiam się, dokąd biegniesz”.
Ta prosta zmiana sposobu myślenia sprawiła, że zwolniłam. Nadal biegałam, ale wróciłam do terapii – tym razem opartej na mindfulness, czyli uważności. Większość mojej pracy polegała na uczeniu się, by odczuwać trudne emocje, zamiast starać się ich unikać. Pozwolić sobie, by je poczuć. Byłam w stanie płakać – co dużo mówi, biorąc pod uwagę fakt, że podczas poprzednich siedmiu lat płakałam tylko trzy razy. Nigdy nie pozwalałam sobie, by odsłonić się na tyle, aby poczuć czułe emocje.
A teraz emocje wydawały się żywe – czy to bolesne, czy przyjemne, nie obchodziło mnie to – ponieważ czułam, że żyję, doświadczając całego ich wachlarza. Czułam, że żyję, gdy byłam szczęśliwa. Czułam, że żyję, gdy byłam smutna. Czułam, że żyję, gdy byłam spokojna. Zaczęłam doświadczać tego, o czym czytałam w książkach do medytacji – pewnego rodzaju szczęścia, które przepełnia człowieka i obejmuje też trudne uczucia.
To nie taki rodzaj szczęścia, o jakim czytamy w bajkach. To rodzaj szczęścia zakorzeniony w mojej bezwarunkowej gotowości do bycia obecną, gdy coś odczuwam. Nie było to łatwe, ale praca nad tym dawała mi satysfakcję.
Nie chcę przez to powiedzieć, że osiągnęłam magiczny stan wiecznej szczęśliwości. Oznacza to tylko to, że czuję się trochę bardziej komfortowo, surfując po falach, nawet gdy czasem jedna z nich mnie przewróci. Jestem gotowa znowu stanąć na desce. Ten proces pozwolił mi być wsparciem dla dzieci na wiele nowych sposobów.
W 2016 roku siedziałyśmy razem na brunchu, otoczone przez malutkich ludzi, gdy Lauren powiedziała:
– Myślę, że robimy coś innego i powinnyśmy napisać o tym książkę.
Spotkałyśmy się jako nowe nauczycielki w tym samym przedszkolu – Alyssa zajmowała się wtedy najmłodszymi dziećmi, a ja dziećmi przygotowującymi się do nauki w szkole. Obserwowałyśmy siebie nawzajem w trakcie pracy i dostrzegłyśmy w sobie coś znajomego – nie bałyśmy się uczuć ani trudnych zachowań przedszkolaków. Obydwie miałyśmy asystentki, które chciały uczestniczyć w naszych lekcjach, ponieważ zauważyły, że robimy coś innego – zachowywałyśmy pewność siebie, gdy dochodziło do sytuacji stresowych (co nieuchronnie się zdarza). Ciekawiło je również nasze podejście do emocji i trudnych zachowań dzieci, ponieważ było ono nowatorskie – nie przypominało niczego, o czym uczyły się na kursach poświęconych rozwojowi dziecka lub okresowi wczesnego dzieciństwa. Rodzice byli zaintrygowani, dziwiąc się, że każda z nas potrafi zachować spokój w chwilach napięcia. Obydwie przychodziłyśmy do szkoły wcześnie i regularnie rozmawiałyśmy z dziećmi i ich najbliższymi na temat naszej pracy.
Zanim zaczęłyśmy pracować razem, obydwie miałyśmy podobne doświadczenia. Najpierw spokojnie zgłębiałyśmy nowe podejście w nauczaniu lub wychowywaniu dzieci, by potem szybko tracić zimną krew w trakcie pracy z nimi, bo nie potrafiłyśmy zastosować nowego podejścia w praktyce. Potrzebowałyśmy metody, która nie tyle uczyła, co należy zrobić z dzieckiem w danym momencie albo jak to ćwiczyć poza taką chwilą, ale jak ocenić tę sytuację jako osoba dorosła. Potrzebowałyśmy czegoś, co dotyczyłoby tak samo nas – o ile nie więcej – jak i dzieci. Chciałyśmy móc opisać to, co robimy.
Obie posiadamy tytuł magistra z zakresu rozwoju dziecka i wczesnej edukacji, mamy razem ponad 31 lat doświadczenia w obszarze wczesnej edukacji, ale nie mogłyśmy znaleźć metody i struktury, których poszukiwałyśmy.
Dlatego same ją stworzyłyśmy. Powoli i metodycznie zaczęłyśmy określać potrzebne działania, by pomóc dzieciom zrozumieć i wyrazić własne emocje. Dzieliłyśmy się własnymi historiami na temat rozwoju osobistego, związanymi z emocjami i wymagającymi refleksji i wrażliwości. Zaczęłyśmy zauważać powiązania pomiędzy pracą nad sobą a pracą z dziećmi i dostrzegłyśmy to, w jaki sposób my same – oraz dzieci – przetwarzamy emocje w tych odmiennych kontekstach.
Gdy zaczęłyśmy zagłębiać się w tę pracę, odkryłyśmy jeszcze większą pasję związaną z naszym celem, z wagą tego, co robimy. Znalazłyśmy wspólny język, ponieważ obie poświęciłyśmy sporo czasu i pieniędzy na terapię i samokształcenie, ucząc się odczuwać emocje i rozwijać strategie radzenia sobie z nimi, czego nie byłyśmy nauczone w dzieciństwie. Nasze doświadczenia stanowiły odzwierciedlenie tego, czego doświadczali też nasi przyjaciele. Pokolenie naszych rodziców nie miało takiego dostępu do nauki o mózgu i emocjach, jakie mamy dzisiaj. Rodzicielstwo w latach 80. XX wieku nadal oznaczało uczenie dzieci „odporności” poprzez bagatelizowanie emocji. Zalecenia takie jak „ucisz je” lub „ignoruj” czynione były w dobrej wierze, by nas wzmocnić.
W latach 90. zaczęliśmy dowiadywać się, że umiejętności związane z inteligencją emocjonalną wpływają na powodzenie w relacjach z innymi ludźmi oraz w pracy. Chcemy, by dzieci jak najwcześniej uczyły się tych umiejętności, gdy ich mózgi wciąż budują swoje podstawy. Obie dzielimy wizję przyszłości, w której funkcjonują emocjonalnie inteligentne społeczności, w których ludzie akceptują dialog i różnorodność, ponieważ dobrze się czują z emocjami swoimi i innych. W tym świecie wychowujemy współczujące, pewne siebie, kochające dzieci, które stają się dorosłymi mogącymi liczyć na siebie nawzajem, gdy jedno będzie w sposób inteligentny prowadzić, a drugie za nim iść, które szanują osobiste granice, ale jednocześnie wyciągają dłoń do osób odizolowanych, a także przyznają się do swoich błędów i cieszą się ze swoich mocnych stron. Dzięki tej wspólnej wizji miałyśmy jeszcze więcej zapału, by wykonywać tę pracę.
Opracowanie i sformułowanie tej metody było powolnym i żmudnym procesem, ale jej nazwa pojawiła się już na samym początku: Wspólne Przetwarzanie Emocji[I].
Wspólne Przetwarzanie Emocji to sposób nauczania i uczenia się tego, jak odczuwać emocje wraz innymi ludźmi, to metoda budowania długookresowych umiejętności w zakresie inteligencji emocjonalnej. WPE zapewnia dorosłym szansę na uświadomienie sobie własnego procesu przetwarzania emocji, co z kolei pozwala dzieciom rozwijać doświadczenie i umiejętności w zakresie emocji i zapewnia im wsparcie. Metoda ta została stworzona dla wszystkich, którzy zajmują się dziećmi: rodziców, dziadków, nauczycieli, nauczycieli domowych, specjalistów od rozwoju…
Od 2016 roku praktykujemy ją z dziećmi, a od 2017 roku uczymy jej wychowawców i administratorów zajmujących się wczesną edukacją. Dodatkowo Alyssa ma szansę praktykować ją jako rodzic.
Mówiąc krótko – tak!
Nie tylko obserwowałyśmy jej wyniki podczas własnej pracy z dziećmi i dzielenia się nią z wychowawcami, ale w 2018 roku przeprowadziłyśmy praktyczne badania nad nią wraz z naszą koleżanką, Angelą Garcią, oraz nauczycielami. Naszym celem było zaprezentowanie Wspólnego Przetwarzania Emocji. Nasze odkrycia sugerowały, że dzięki szkoleniu z WPE na początku badania oraz wskazówkom do refleksji w jego trakcie nauczyciele i rodzice stawali się bardziej świadomi swoich emocji i/lub rosła liczba strategii radzenia sobie z emocjami, które wychowawcy byli w stanie zaoferować małym dzieciom. Nauczyciele i rodzice mówili, że są mniej przytłoczeni, kiedy korzystają z metody WPE.
A co z dziećmi? Ostatnio jedna z moich studentek wczesnego nauczania, Marissa, napisała na forum: „Powiedziałabym, że celami emocjonalnymi mojej mamy i taty wobec mnie jako dziecka było to, abym w każdym momencie uświadamiała sobie i rozpoznawała to, co czuję. Bez względu na to, czy byłam smutna czy szczęśliwa, uczyli mnie, abym zawsze akceptowała i przeżywała to, jak się czuję. Dzięki temu nauczyłam się być bardziej wrażliwa i otwarta na swoje uczucia, zamiast dusić je w sobie, i sądzę, że ostatecznie dzięki temu mam bliższe relacje z rodzicami, ponieważ zawsze jasno mówili, że są przy mnie, bez względu na to, co czuję”.
Rodzice Marissy stosowali kluczową zasadę WPE – rodzicielstwo bezwarunkowe w kwestii emocji. Sądzimy, że dzieci, które dorastają w WPE, również będą miały silniejszy związek z rodzicami jako dorośli.
Chcemy jasno powiedzieć, że naszym celem nie jest to, by kopiować wszystko, co my robimy, natomiast mamy nadzieję, że każdy we własnym zakresie zintegruje sobie oferowaną przez nas filozofię, wiedzę praktyczną i strukturę z tym, co już sam wie. Przy wdrażaniu WPE niezwykle ważne jest odzwierciedlenie kontekstu kulturowego. Czasami przedstawimy przykładowe reakcje i wyrażenia, które można wykorzystać w danym momencie, ale mają one służyć za przykład, a nie za tekst do zapamiętania. Trzeba samemu dobierać konkretne słowa, bazując na kulturowym zrozumieniu, by wyjaśnić i rozpoznać emocje. Ważne jest, by przerobić wszystkie etapy, ale to, jak się przez nie przejdzie, zależy od osobistego stylu i kontekstu społecznego. WPE to nie scenariusz, który można zastosować, by pozbyć się problemów. To praktyka, która skłania do pogłębienia relacji z dziećmi (a prawdopodobnie również z dorosłymi), by to, co się postanowi powiedzieć, miało większe znaczenie dla nas i dla dzieci, o które się troszczymy. Pozostawanie w kontakcie ze społecznością, w której działamy, stanowi element tego procesu.
WPE nie oznacza braku trudnych spraw – to metoda współżycia z nimi i przechodzenia przez nie.
Nie istnieje prosta formuła na wykonanie tej pracy. Relacji nie da się zaplanować. Sama istota ludzkich interakcji jest nieprzewidywalna i uzależniona od perspektywy rozwojowej wszystkich uczestników. Mając to na względzie, przygotowałyśmy propozycję typu „sam wybierz własną przygodę”, by zwiększyć jakość doświadczeń w interakcjach z dziećmi.
W trakcie lat pracy z rodzicami, nauczycielami i opiekunami usłyszałyśmy wiele pytań. Większość z nich związana jest z pragnieniem posiadania wiedzy, jak radzić sobie z wielkimi emocjami u dzieci, szczególnie gdy tego typu sytuacje wymagają podjęcia decyzji, czy należy utrzymywać granicę, czy ograniczyć oczekiwania, a także, gdy sytuacje te wiążą się z trudnymi zachowaniami. W odpowiedzi na te prośby stworzyłyśmy przewodnik, który jest przeznaczony dla każdego, kto poświęca czas opiece nad dziećmi. Jednak dla uproszczenia wykorzystujemy w całej książce określenia „rodzic” oraz „twoje dziecko”. Pamiętajcie, że gdy używamy terminu „rodzic”, odnosi się on do różnych ról związanych z wychowywaniem dzieci, w tym do nauczycieli, opiekunów i dziadków. Pisząc „twoje dziecko”, odnosimy się do dziecka, z którym w danym momencie macie kontakt, bez względu na pełnioną przez was rolę.
Być może jest to wasze pierwsze doświadczenie z WPE, a może od jakiegoś czasu pracujecie już z nami lub śledzicie nas w internecie. Bez względu na to, od czego zaczynacie, ta książka ma zapoznać z metodą WPE, żeby nauczyć się radzenia sobie z trudnymi zachowaniami i rozwijania inteligencji emocjonalnej u małych podopiecznych.
Książka nie jest jakimś punktem do odhaczenia na liście. Nie da się jej przeczytać i już, załatwione. To jest proces, który polega na spojrzeniu na siebie i dzieci z innej perspektywy, stworzonej z empatii, która pozwala się przestawić, by reagować ze współczuciem.
Od czasów, w których dorastało nasze pokolenie, nastąpiła ogromna zmiana w rodzicielstwie i opiekuństwie. Pojawiło się pragnienie chronienia dzieci przed trudnościami, ratowania ich przed doświadczeniami, które sami aż za dobrze znaliśmy i w których czuliśmy się samotni. Pojawiła się idea, że owocne wychowywanie dzieci polega na przychodzeniu z pomocą, by je ocalić od uczucia strachu czy rozczarowania i nie dopuścić, by poczuły się samotne lub smutne. WPE to przewodnik pomagający dostrzec własne zasady i wzorce zachowania oraz dobrać reakcje w bardziej przemyślany sposób. Jest to klucz do pozwalania dzieciom na doświadczanie wyzwań i trudnych emocji oraz do tworzenia narzędzi pomagających radzić sobie z nimi, a jednocześnie dających im poczucie, że nie są w tym wszystkim same.
Naszym celem jest przedstawienie kompleksowego przewodnika na temat tego, jak rozumieć emocje, jak działa metoda WPE oraz jak stosować ją we własnym życiu. Książka składa się z trzech części: części pierwsza i druga powinny być czytane po kolei, natomiast część trzecia jest sekcją typu „wybierz to, co ci pasuje w danej chwili”. Część pierwsza poświęcona jest nam, dorosłym – uświadamianiu sobie tego, czego nauczyliśmy się w dzieciństwie, dostrzeganiu tego, co wyzwala nasze działania, tworzeniu umiejętności regulowania samych siebie jako dorosłych oraz rozumienia, co dzieje się w naszych mózgach i ciałach, gdy mali ludzie doświadczają wielkich emocji.
W części drugiej przechodzimy do dziecka. Dowiecie się z niej, jak reagować na wielkie emocje, ograniczać częstotliwość załamań, tworzyć i utrzymywać odpowiednie granice, a ostatecznie, jak nawiązać porozumienie z każdym wyjątkowym dzieckiem i je wspierać. Część trzecia zapewnia możliwość zagłębienia się w konkretne sytuacje, a także prezentuje odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania. To sekcja typu „zajrzyj do tego rozdziału, gdy/jeśli ma on zastosowanie”. Pomagamy w nim znaleźć sposób na to, jak zapewniać emocjonalne wsparcie – od budowania empatii do wspierania dzieci w trakcie wielkich zmian, takich jak nowa szkoła, przeprowadzka, narodziny rodzeństwa, rozwód czy śmierć.
Książkę podsumowujemy rozdziałem opisującym, od czego należy zacząć i jak korzystać z zawartych w niej narzędzi. Cała książka została zaprojektowana tak, by do niej wracać przez długi czas – mamy nadzieję, że będziecie wielokrotnie zaglądać do odpowiednich rozdziałów. Na stronie www.seedandsew.org/more[II] zamieściłyśmy wszystkie tabelki z książki, a także dodatkowe zasoby, aby każdy mógł się zaangażować w tę pracę w swoim własnym tempie. W całej książce zamieszczamy pytania do rozważenia i zalecamy, by korzystać z notatnika, dzienniczka, materiałów plastycznych czy karteczek samoprzylepnych do zapisywana lub rysowania swoich odpowiedzi, by zapewnić sobie wizualną pomoc w zapamiętywaniu tego, czego się uczycie.
Pisząc tę książkę, nie sugerujemy, że same osiągnęłyśmy jakiś idylliczny stan inteligencji emocjonalnej. Piszemy ją z perspektywy dwóch osób zaangażowanych w osobisty rozwój umiejętności w tym zakresie, ale wciąż jeszcze niedoskonałych. Celem nie jest perfekcja, ale raczej rozwój. Rozwój jest subtelny, nieuporządkowany i zawiera błędy. One też są tu mile widziane.
Jako dwie autorki zagłębiające się w ten problem przez całą książkę wraz z wami będziemy opowiadać nasze osobiste historie w pierwszej osobie. Przeczytacie opowieści Lauren na temat jej dzieciństwa i doświadczeń z dziećmi, historię praktykowania przez nią jogi oraz jak wpłynęło to na jej rozwój. W okresie dorastania, będąc jedną z najstarszych spośród 23 wnucząt ze strony jej mamy, zawsze opiekowała się młodszymi kuzynami. Jako dziecko uwielbiała bawić się w szkołę i nadal kocha to robić, ale tym razem już w szkolnictwie wyższym. W swojej firmie Engage: feel.think.connect realizuje pasję coachingu dla nauczycieli i rodzin, szczególnie w zakresie trudnych zachowań.
Przeczytacie też opowieści Alyssy na temat bycia mamą, żoną, nauczycielką, siostrą i córką. Alyssa fascynuje się dziećmi od czasu, gdy sama była dzieckiem. Wychowała się w małym, prowincjonalnym miasteczku w zachodniej części stanu Nowy Jork jako jedyna dziewczynka wśród czterech braci. Bycie częścią społeczności stanowi jej podstawową potrzebę i dzięki temu się spełnia. Jest założycielką Seed & Sew – ruchu mającego na celu zmianę tego, jak dorośli doświadczają dziecięcych emocji. Rozrósł się on do rozmiarów globalnej wioski składającej się z rodziców, nauczycieli i opiekunów zaangażowanych w wychowywanie inteligentnych emocjonalnie ludzi. Ruch ten rozprzestrzenił się niczym pożar – od podcastu Voices of Your Village[III], przez kursy online, grupy w mediach społecznościowych do certyfikatu S.E.E.D. dla programów wczesnej edukacji – do tego stopnia, że już teraz możemy to poczuć: przyszłość jest emocjonalnie inteligentna.
„Czego chcecie dla waszych dzieci, gdy dorosną?” – zapytałam 42 rodziców na warsztatach, a 38 z nich odpowiedziało w ten sam sposób: „Chcemy, by nasze dzieci były szczęśliwe”. Rozumiem to. Ja też chcę czuć się szczęśliwa. Chcę, by moje dziecko było szczęśliwe.
Czy jednak każdy jest szczęśliwy przez cały czas? Co się stanie, gdy ktoś zabierze im zabawkę? Albo zburzy ich zamek z klocków, który z takim trudem budowały? Co zrobią, gdy ktoś im powie, że nie chce się z nimi bawić? Albo że nie zostały zaproszone na to przyjęcie urodzinowe? Jak poradzą sobie ze wstydem, że zrobiły w klasie błąd na oczach rówieśników albo z rozczarowaniem, że nie osiągnęły swoich celów? Co będzie dla nich oparciem, gdy poczują strach przed przesłuchaniem do musicalu, do którego tak intensywnie ćwiczyły? Co się stanie, gdy doświadczą presji rówieśniczej, by zrobić coś niezgodnego z ich wartościami?
Naturalne jest, że rodzice pragną szczęścia dla swoich dzieci, ale nasze życie nie jest tak skonstruowane, żebyśmy byli przez cały czas szczęśliwi. Życie jest skomplikowane, a ludzkie doświadczenie składa się ze złożonej różnorodności emocji, i to od pierwszych lat życia. Można wręcz powiedzieć, że to bogactwo emocji – obejmujące szczęście, radość, niepokój, smutek, strach itd. – jest tym, co zapewnia nam tak bogate doświadczenie życiowe i czyni nas ludźmi.
Dlatego gdy tak naprawdę zastanawiam się, czego chcę dla mojego dziecka, dla waszych dzieci i dla wszystkich dzieci dookoła nas, to dochodzę do wniosku, że chcę, by dysponowały one narzędziami potrzebnymi do radzenia sobie z nieuniknionymi trudnościami, do przerabiania tych trudności, by przez to mogły wieść życie, w którym będą czuły się częścią społeczności, w którym będą empatyczne i zainteresowane. Chcę, by rozumiały swoje emocje i rozwijały umiejętności oraz praktyczną wiedzę, które pomogą im radzić sobie ze swoimi uczuciami w zdrowy i bezpieczny sposób.
Innymi słowy chcę, by były emocjonalnie inteligentne.
Inteligencja emocjonalna stała się modnym terminem i to nie bez powodu. Slogan w Seed & Sew brzmi: „Przyszłość jest inteligentna emocjonalnie”, ale co to znaczy? Co to jest inteligencja emocjonalna?
Idea inteligencji emocjonalnej pojawiła się na początku lat 90. XX wieku i od tamtego czasu jest badana przez naukowców zajmujących się emocjami i zachowaniami. Stosuje się ją w konktekście relacji w domu, szkole i w pracy, by określić umiejętności, które pomagają ludziom świetnie radzić sobie w tych relacjach. W 1998 roku Daniel Goleman[IV] pisał, że inteligencja emocjonalna odnosi się do „zdolności rozpoznawania przez nas naszych własnych uczuć i uczuć innych, do zdolności motywowania się i kierowania emocjami zarówno naszymi własnymi, jak i osób, z którymi łączą nas jakieś więzi”[2]. Inteligencja emocjonalna składa się z pięciu elementów: samoświadomości, samoregulacji, empatii, motywacji i umiejętności społecznych.
Jonah często bił innych, kopał i gryzł. W obliczu różnych emocji i doświadczeń jego ciało reagowało przechodzeniem w tryb walki – działo się to, gdy ktoś naruszył przestrzeń, w której się bawił, gdy stał w szeregu obok kolegi, gdy próbował bez powodzenia zamknąć pudełko na przekąski, gdy jego brat bawił się białą łopatką, którą on chciał się pobawić – nikt nie wiedział, jaki ma plan. Jego wewnętrzne doświadczanie frustracji odpowiadało jego zewnętrznej reakcji. Nie było pauzy pomiędzy „coś odczuwam” a „coś robię”. Jego rodzice i nauczyciele – a nawet koleżanki i koledzy z klasy oraz rodzeństwo – chcieli, by potrafił znaleźć tę pauzę, by coś sprawiło, że będzie umiał dokonać wyboru, jak zareaguje.
Problemem nie było to, że Jonah nie wiedział, jak się zachować. Gdy był spokojny i opanowany, mógł powiedzieć, że bicie boli i że zamiast kopać, może wziąć kilka głębokich oddechów lub zacząć tupać nogami. Ale w chwili złości i frustracji tracił dostęp do tych koncepcji. Wprowadzamy metodę WPE.
Samoregulacja zaczyna się od samoświadomości. Najpierw pomogłyśmy Jonahowi zacząć dostrzegać to, co odczuwa w swoim ciele. Opisując zdenerwowanie lub strach, ludzie mówią, że mają serce w gardle. Podobnie my pomagałyśmy mu wsłuchać się w swoje ciało, mówiąc mu: „Twoje pięści są mocno zaciśnięte, ramiona przy samych uszach, a do tego mówisz bardzo głośno – wygląda na to, że jesteś sfrustrowany!”. Ćwiczyłyśmy to z nim dzień w dzień, miesiącami, starając się uchwycić moment przed erupcją wulkanu emocji. „Bawisz się w piaskownicy i nagle widzę, że zbliża się Kai. Widzę, że spoglądasz w górę i zaciskasz ramiona. Czy jesteś zdenerwowany, że ona może mieć inny plan co do tych zabawek?”. W ciągu kilku miesięcy Jonah zaczął okazywać przejawy samoświadomości, już bez naszej pomocy. Mówił: „Moje pięści są zaciśnięte, moje ramiona są przy uszach, a mój głos jest donośny! Jestem sfrustrowany!”.
Kluczem do samoregulacji, empatii i umiejętności społecznych jest rozwój samoświadomości. Gdy jesteśmy świadomi, co się dzieje w naszych ciałach i umysłach, możemy dokonać regulacji i nawiązać kontakt z otaczającym nas światem. Mamy możliwość doboru słów i czynów, zamiast działać z pozycji zagrożenia i reaktywności.
Gdy jesteśmy świadomi tego, co dzieje się wewnątrz nas – innymi słowy, gdy dopuścimy do siebie i dostrzeżemy dane uczucie – możemy zastosować pauzę pomiędzy naszą początkową reakcją a faktyczną odpowiedzią. Początkowa myśl i wewnętrzna reakcja są czymś automatycznym. Pojawiają się podświadomie. Samoregulacja oznacza wybór tego, co zrobić potem, zamiast reagować na autopilocie.
Gdy Jonah uświadomił sobie, co dzieje się z jego ciałem, był w stanie dokonać wyboru, co zrobić w następnym kroku. Zaczęłyśmy od czegoś prostego. Zachęcałyśmy go, by krzyczał: „Na pomoc!”. Wtedy podchodziła nauczycielka lub rodzic, by pomóc mu się wyregulować i uspokoić swój układ nerwowy, ratując go tym samym przed utratą kontroli. Potem szłyśmy dalej. Przeszedł od krzyczenia „na pomoc!” do zaciskania i rozluźniania pięści, wypowiadając przy tym słowa, które najlepiej działały na jego ciało: „Plan B”. (W kolejnych rozdziałach przeanalizujemy różne sposoby budowania zestawu narzędzi do samoregulacji dla dorosłego i dziecka).
Chcemy podkreślić, że samoregulacja i przetwarzanie emocji to dwie różne rzeczy. Na przykład pewnego dnia poszłam do restauracji odebrać jedzenie, które zamówiłam i opłaciłam w aplikacji. Gdy tam dotarłam, pracownicy powiedzieli, że odbiór posiłku wymaga naciśnięcia przycisku potwierdzenia w telefonie. Ponieważ nie mogłam znaleźć tego przycisku, zadzwonili do obsługi klienta tej aplikacji, bym mogła potwierdzić odbiór przez telefon. Czterdzieści pięć minut później nadal byłam w restauracji. Dwa razy kazano mi czekać na linii i nadal nie mogłam odebrać jedzenia. Wyszłam stamtąd godzinę po terminie odbioru i zapłaciłam dwa razy. Gotowałam się w środku. Kluczowe znaczenie mają tu słowa „w środku”. Przez tę godzinę ani razu nie podniosłam głosu… chociaż myślę, że w pewnym momencie zajęczałam. Nie było to właściwe miejsce na przetwarzanie emocji i nie byli to właściwi ludzie, z którym należało je przetwarzać. Na zewnątrz zachowywałam spokój i samoregulację, ale nie przetwarzałam swoich emocji. Człowiek może zachowywać samoregulację niezależnie od tego, czy przetworzył swoje emocje.
Dana osoba może wykazywać samoregulację, ponieważ stłumiła uczucia, ale ich nie przetworzyła. Tłumione uczucia nie znikają same – czasami eksplodują (lub implodują), gdy najmniej się tego spodziewamy. To tak, jak gdybyś odłożyła je na później – dokonujesz samoregulacji, by przebrnąć przez daną sytuację, a potem przetwarzasz je w odpowiedniej przestrzeni. Ja przetworzyłam swoje emocje z restauracji, gdy wróciłam do domu – z mężem i przyjaciółmi!
Z oczywistych powodów samoregulacja jest potrzebna, by układało nam się w szkole i w pracy. Przetwarzanie emocji jest ważne, by zapewnić sobie znaczące i intymne relacje, osobiste poczucie wolności, równowagę w zawodach opierających się na kontaktach z ludźmi oraz wytrwałość w osiąganiu długoterminowych celów. Samoregulacja i przetwarzanie emocji są najcenniejsze, gdy rozwijamy je równocześnie, co jest celem metody WPE.
Simon, prawie dwulatek, budował zamek z klocków, gdy przypełzła jego siostra i podekscytowana strąciła wszystkie klocki. „Nieładnie, ale możesz zacząć budować od nowa. Właśnie to jest fajne w klockach” – pomyślałam na początku. Potem jednak przypomniałam sobie, co zdarzyło się poprzedniego dnia, gdy właśnie skończyłam składać górę prania, które wydawało się nie mieć końca. Na kanapie stały poukładane stosy, czekając na zaniesienie do odpowiednich pokoi, gdy wtem moje dziecko wpadło, kręcąc się dookoła, i zrzuciło pranie na podłogę. Gdy patrzyłam się na te porozrzucane koszulki do karmienia (których składanie przypomina układanie kostki Rubika), poczułam przypływ rozczarowania i frustracji. Byłam wściekła na malucha i sfrustrowana, że udało mi się poskładać całe to pranie tylko po to, by za chwilę musieć robić to od nowa. Wyobraź sobie, że ktoś ci wtedy mówi: „Nie martw się. Możesz poskładać je drugi raz!”. Nie, dziękuję. Już je złożyłam. Było gotowe. Nie chcę składać go od nowa.
W jednej chwili wściekłość Simona na to, że zburzono jego zamek z klocków, stała się dla mnie całkowicie zrozumiała. Nie jest to przyjemne, gdy pracujesz nad czymś ciężko, a ktoś to niszczy, bez względu na jego intencje czy umiejętności.
Nie odczuwamy empatii wobec drugiej osoby ze względu na powód, z jakiego czuje się ona tak, a nie inaczej – odczuwamy wobec niej empatię, ponieważ czuje to, co czuje. Jeśli kiedykolwiek wcześniej czułaś się zawiedziona, możesz poczuć empatię wobec kogoś, kto doświadcza zawodu. Brené Brown[V] mówi: „Empatia to odczuwanie wraz z innymi”[3]. Jest to trudne, ponieważ wymaga porzucenia prób pocieszania kogoś cierpiącego lub przedstawiania argumentów, dlaczego sytuacja nie jest wcale taka zła albo że mogłaby być gorsza.
Wraz z mężem odczuwamy silną potrzebę poprawienia losu drugiej osoby, gdy zmaga się ona z trudnymi uczuciami. Poznaliśmy się na szkoleniu dla trenerów jogi, dlatego w takich sytuacjach często rzucamy jakimiś zwięzłymi jogicznymi koncepcjami, by wyjaśnić, jak działa wszechświat – co może być inspirujące podczas zajęć jogi, ale okazuje się niezwykle irytujące dla osoby, która doświadcza intensywnego uczucia. Od kilku lat staramy się pozwalać sobie na odczuwanie bez prób naprawy sytuacji. Jest to niezgrabne, ale wydaje się bardzo pomocne.
Czy kiedykolwiek byłaś tak skupiona na czymś lub na kimś, że cały świat przestawał istnieć? W takich chwilach osiągamy szczyt naszych możliwości, ponieważ robimy coś, co chcemy robić i/lub coś, co jest dla nas pozytywnym wyzwaniem. Nauka przychodzi nam najlepiej, gdy jesteśmy wewnętrznie zmotywowani.
Kiedyś przez rok byłam nauczycielką w „zespole zasobów”, co oznacza, że zastępowałam innych nauczycieli podczas ich nieobecności. Gdy podjęłam się tej roli, przypomniałam sobie, że gdy byłam zwykłą nauczycielką, to za każdym razem, gdy moja współpracownica była nieobecna, a zamiast niej pojawiał się zastępca, dzieci stawały się bardziej wrażliwe, a ja czułam, że spędzam dzień na gaszeniu pożarów zamiast na nauczaniu. Program nauczania schodził na dalszy plan, ponieważ skupiałam się na wspieraniu tych dzieci, które były najbardziej wytrącone z równowagi przez zmianę rutyny.
Jako nauczycielka na zastępstwo byłam zdeterminowana, by nauczyć się wspierać takie dzieci w przypadku, gdyby to moja obecność wytrąciła je z równowagi, a także po to, by nauczyciel mógł realizować program nauczania i utrzymać kulturę zajęć. W trakcie tamtego roku nauczyłam się bardzo wiele na temat tego, jak budować oparte na zaufaniu relacje z dziećmi, które się temu opierają, a także jak być obecną dla nich w chwilach, gdy czują się najbardziej bezbronne. Nie minęła połowa roku, a te dzieci zaczęły okazywać radość, że mnie zobaczą, gdy się dowiadywały, że to ja będę uczyć ich klasę tego dnia. Nauczyłam się tak wiele, ponieważ robiłam to, co chciałam robić, a ponadto było to dla mnie pozytywne wyzwanie. Robiłam to dla dzieci, a one przekonały się, że w bezpieczny sposób mogą podjąć ryzyko kontaktów ze mną. Miały ochotę zobaczyć, co mam im do zaoferowania.
Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli żyć samą wewnętrzną motywacją dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, ale jest to mało praktyczne, gdy mamy rachunki do zapłacenia, zakupy do zrobienia, dom do posprzątania oraz mniej inspirujące aspekty naszej pracy do wykonania. Dobrą wiadomością jest to, że możemy wspierać siebie i dzieci w kultywowaniu motywacji od wewnątrz. Jednym z najlepszych na to sposobów jest zastosowanie do naszych relacji z dziećmi wniosków Daniela Golemana na temat motywacji. Odnoszą się one do tego, jak rozmawiamy ze sobą i z dziećmi, jak cieszymy się z naszego i ich rozwoju – niezależnie od tego, jak wielki by on nie był – przedkładając zachęty i współczucie nad perfekcjonizm, wykazując gotowość do ćwiczeń i do skorzystania z pomocy, gdy jej potrzebujemy[4].
Są w moim życiu osoby, które określają się mianem towarzyskich, są też takie, dla których pandemia okazała się mile widzianą wymówką od spotykania się z ludźmi, jest też całe mnóstwo tych, którzy są gdzieś pomiędzy. Niezależnie od naszych skłonności do przebywania wśród innych ludzi, trudno zaprzeczyć, że potrzebujemy siebie nawzajem. Komunikacja, w tym mowa ciała, a także inne zachowania mają kluczowe znaczenie w zabawie, pracy, nauce, miłości i byciu blisko innych ludzi. To, jak się komunikujemy i jak uczymy się komunikować, ma bezpośredni związek z umiejętnościami społecznymi.
Umiejętności społeczne wymagają wiedzy społecznej, która „odnosi się do nazw i konwencji kulturowych wymyślonych przez ludzi, takich jak język i oczekiwania względem zachowań”[5]. W bardzo praktycznym sensie potrzebujemy tych reguł i oczekiwań społecznych, by odnaleźć siebie nawzajem w świecie, bez których byłby on chaosem. Równocześnie warto pamiętać, że zostały one wymyślone, że to konstrukty społeczne. Istnieje wiele poprawnych sposobów interakcji z innymi ludźmi, a tym, co czyni określone użycie języka lub zachowania „poprawnym”, jest kontekst. Oznacza to, że coś, co uważamy za odpowiednie do powiedzenia lub zrobienia w domu, zazwyczaj różni się od tego, co jest odpowiednie w szkole, kościele, sklepie spożywczym lub w domu dziadków w kraju, w którym urodził się wasz tata.
Pewnego dnia w trakcie roku szkolnego Patrick, jeden z moich dwudziestu przedszkolaków, rzucił na zajęciach słowem na „k”. Uznałyśmy, że pozostałe dzieci tego nie słyszały, dlatego powstrzymałyśmy się od reakcji. Przedszkolaki często odczuwają silną potrzebę zrobienia tego, czego im się zabrania, dlatego nie chciałyśmy niepotrzebnie zwracać na to uwagi. Pracowałyśmy również nad wzmacnianiem pozytywnej uwagi poświęcanej Patrickowi, dlatego jeśli mogłyśmy mu coś puścić płazem, to tak robiłyśmy.
Nieco później tamtego samego ranka Patrick jeszcze kilka razy użył słowa na „k”, starając się obrazić jedną z nas: „Jesteś k****!”. W pewnym momencie któraś z nas wyjaśniła – tylko jemu – że w niektórych rodzinach takie słowo może być akceptowane, ale w innych nie, dlatego nie używamy go w sali.
W rozmowie z nim podjęłyśmy próbę uznania zasadności uczucia, które spowodowało chęć obrażenia nauczycielki, a także zasugerowałyśmy mu inne słowa, które może wykorzystywać do wyrażania tych uczuć. Powiedziałyśmy, że może używać słowa na „k” w domu, jeśli jego rodzina to akceptuje, ale w przedszkolu będziemy trzymać się słów, które wszyscy akceptują. Kiwnął głową i wrócił do zabawy.
Nie minęło pół godziny, a spora grupka dzieci zaczęła tańczyć, rozkoszując się wspólnym używaniem tego dopiero co zakazanego słowa – nie mając żadnego pojęcia, co ono znaczy. W trakcie leżakowania jedno z dzieci próbowało obrazić inną nauczycielkę: „Jesteś k****!”. Chociaż cały zespół nauczycieli uznał to za – w pewnym sensie – zabawne, wiedziałyśmy także, że nasza praca polega w dużej mierze na uczeniu dzieci umiejętności społecznych i że jeśli wszystkie zaczną przeklinać w domu, to ich rodzice na pewno będą zawiedzeni. Używanie słowa na „k” lub jakiegokolwiek innego przekleństwa w szkole (a potem w środowisku zawodowym) jest, zgodnie z umową społeczną, uznawane za nieodpowiednie. Jest to oczekiwanie, które dorośli w naszej kulturze przekazują dzieciom.
W trakcie tej sytuacji kryzysowej związanej z umiejętnościami społecznymi zorganizowałyśmy zebranie z dziećmi, by im wyjaśnić, jakie są społeczne oczekiwania związane z tym słowem. Powiedziałyśmy im też, że ma ono definicję, której nie możemy im wyjaśnić, ponieważ jest to definicja dla dorosłych. Poinformowałyśmy je również, że czasami ludzie używają go, by zranić innych. Potem przypomniałyśmy im naszą umowę klasową, zgodnie z którą mamy dbać o siebie nawzajem. Napisałyśmy długą wiadomość do ich rodzin na temat tego, co zaszło i jak sobie z tym poradziłyśmy.
Gdy tego samego dnia rodzice przyszli odebrać swoje dzieci, mama jednej z naszych najbardziej świadomych społecznie i obowiązkowych podopiecznych po cichu podeszła do nas i zapytała, czy to jej córka zapoznała grupę z tym nowym słowem. Powiedziała, że córka przypadkowo usłyszała, jak ona lub jej mąż rzucili tym słowem w samochodzie, a potem sama zaczęła powtarzać je w domu. Nie mogłyśmy w to uwierzyć! Nie było jej wśród dzieci, które tamtego dnia testowały to słowo, a nam nie przyszłoby do głowy, by mogła użyć go w jakimkolwiek miejscu. Jednak w kontekście rozwoju umiejętności społecznych całkowicie logiczne jest, że mogłaby użyć go w domu, a nie w szkole. Ponieważ z łatwością przyswajała reguły społeczne, rozumiała, kiedy można sięgać po to słowo, a kiedy nie.
Oczywiście, większość dzieci potrzebowała pewnych wskazówek, by zrozumieć kontekst, potrzebowała pozytywnej uwagi dorosłych w kwestii bardziej społecznie akceptowanego wykorzystywania języka w szkole i/lub wsparcia w budowaniu umiejętności samoregulacyjnych pozwalających im się powstrzymywać.
Zakres umiejętności i wiedzy potrzebny do skutecznej interakcji w każdym z kontekstów, w których spędzamy czas, będzie różny, ale interakcje z grupami ludzi wymagają społecznych umiejętności i wiedzy. Nie chcemy przez to powiedzieć, że te zasady i oczekiwania nie mogą ulec zmianie, ponieważ zmieniają się wraz z upływem czasu – fajne w nich jest to, że wymyślamy je raz, a potem możemy wymyślać na nowo. Przykładem jest tu zmiana paradygmatu w zakresie akceptacji emocjonalnej natury człowieka.
Nasz poziom samoświadomości, zdolności do empatii, samoregulacji, motywacji i umiejętności społecznych wpływa na to, jak czujemy się sami ze sobą, ale też na uczucia otaczających nas ludzi. Poniższe popularne stwierdzenie, wielokrotnie powielane w różnych miejscach i często przypisywane Mai Angelou, wywiera na mnie wrażenie: „Przekonałam się, że ludzie zapomną, co powiedziałeś, zapomną, co zrobiłeś, ale nigdy nie zapomną tego, co przy tobie czuli”[6]. Jest coś bardzo mocnego w tym przekazie na temat tego, że nasze zachowania wywołują emocje u innych. Każdy z nas może nauczyć się akceptować własne emocje, ale każdy z nas ma też moc wywierania pozytywnego lub negatywnego społecznego wpływu na to, jak wygląda dzień innej osoby.
Wyobraź sobie świat, w którym możemy doświadczać naszych uczuć bez pogrążania się w nich, ponieważ dysponujemy narzędziami służącymi do ich regulacji i przetwarzania.
Dlatego ciekawi nas, jak emocjonalnie inteligentni ludzie troszczą się o siebie nawzajem. W jaki sposób emocjonalnie inteligentni ludzie wchodzą w debatę lub dialog? Jak emocjonalnie inteligentni ludzie doświadczają burzliwych czasów w życiu osobistym lub w pracy? Jak emocjonalnie inteligentni ludzie reagują na własne uczucia oraz na uczucia innych? Jakie narzędzia stosują emocjonalnie inteligentni ludzie, by zachować wytrwałość i odporność? Jak emocjonalnie inteligentni ludzie traktują odpoczynek i regenerację? Jakie granice wyznaczają emocjonalnie inteligentni ludzie w swoim otoczeniu zawodowym? Jak emocjonalnie inteligentni ludzie angażują się w dynamikę rodzinną?
Wyobraźcie sobie, że cieszycie się zrównoważonym poczuciem samoświadomości i dzielicie się nim ze swoimi najbliższymi i współpracownikami. Wyobraźcie sobie świat, w którym możemy odczuwać nasze uczucia bez pogrążania się w nich, ponieważ dysponujemy narzędziami do ich regulacji i przetwarzania. Jak wyglądałoby wasze życie, gdybyście mieli poczucie bezpieczeństwa względem swoich uczuć, a inni nie staraliby się ich powstrzymywać z powodu strachu lub skrępowania? Wyobraźcie sobie świat, w którym wszyscy dysponujemy umiejętnościami społecznymi pozwalającymi angażować się w ożywioną debatę prowadzącą do współpracy i wspólnej wizji rozwoju ludzkości i wszyscy mamy zdolność rozpoznawania tego, kiedy nie spełniliśmy własnych oczekiwań, bez osądzania siebie.
To właśnie jest inteligencja emocjonalna.
Wyobrażamy sobie społeczności, w których ludzie akceptują dialog i różnorodność, ponieważ dobrze się czują z emocjami swoimi oraz innych osób. W tym świecie wychowujemy współczujące, pewne siebie, kochające dzieci, które stają się dorosłymi mogącymi liczyć na siebie wzajemnie, gdy jedno będzie w sposób inteligentny prowadzić, a drugie za nim iść; które szanują osobiste granice, ale jednocześnie wyciągają rękę do osób odizolowanych, a także przyznają się do swoich błędów i cieszą się ze swoich mocnych stron.
To właśnie jest inteligencja emocjonalna.
Ta wizja przyszłości zmusza nas do głębokiego zaangażowania się w tę pracę, do jej wspólnego wykonywania. I nie jesteśmy sami, jeśli chodzi o rozwój dziecka, inteligencję emocjonalną, rodzicielstwo, wczesną edukację i opiekę. Jest już duża i stale rosnąca społeczność osób zaangażowanych w tworzenie emocjonalnie inteligentnego świata!
Jest w języku angielskim powiedzenie, że nie da się nauczyć starego psa nowych sztuczek. Okazuje się, że nie ma ono zastosowania do ludzi. Zdobyłyśmy bardzo dużo informacji na temat zdolności mózgu do nauki i zmian przez całe życie.
To prawda, że dorosłym trudniej niż dzieciom przychodzi opanowanie nowych umiejętności, ale jeśli tylko chcemy, możemy tego dokonać. Nawet geny nie mają tak dużej władzy nad tym, kim się stajemy, jak kiedyś sądzono. Okazuje się, że to, co przydarza nam się w życiu, może wpływać na to, czy nasze geny włączą się czy wyłączą[7]. Czy nie jest to zdumiewające? Nauczyliśmy się też tego, że odrobina pozytywnego myślenia, na przykład pomyślenie przez chwilę o czymś, za co jesteśmy wdzięczni, lub o kimś, kto na naszą wdzięczność zasłużył, bardzo pomaga podejmować życiowe wyzwania. Oznacza to, że jesteśmy zdolni do zmian, a ten ktoś, kim nam się wydaje, że teraz jesteśmy, nie musi ograniczać naszej wizji przyszłych nas.
Chcemy przez to powiedzieć, że gdy u naszych dzieci pojawiają się wielkie emocje, mamy możliwość podjęcia decyzji o naszej reakcji, zamiast polegać na autopilocie. Możemy wybrać taką reakcję, która prowadzi do tworzenia emocjonalnie inteligentnych społeczności.
Ale jak to wygląda? Jak odnaleźć jasną wizję i poczucie podmiotowości, gdy wychowujemy i uczymy małe dzieci na najważniejszym etapie ich rozwoju? Co się dzieje, gdy polegamy na autopilocie i reagujemy w sposób automatyczny, zamiast przemyślany? Jak możemy ponownie nawiązać kontakt i pójść do przodu, wystrzegając się przy tym dążenia do perfekcjonizmu?
Przeanalizujemy w dalszej części książki, co oznacza pielęgnowanie zbiorowej inteligencji emocjonalnej, dzięki której dzieci stają się empatyczne, pewne siebie i ufne, a przez to potrafią współżyć ze swoim otoczeniem, bronić własnych interesów i z szacunkiem angażować się w społeczność. Poprosimy, abyście się przyjrzeli swoim relacjom ze swoimi dziećmi, rodzinami i/lub swoją klasą, a co najważniejsze, o przyjrzenie się samym sobie. Zapnijcie pasy, bo czekają nas chaotyczne, ale autentyczne rozmowy na temat tego, jak radzić sobie z trudnymi sprawami! Niektóre elementy tego procesu mogą być niekomfortowe. Zróbmy to razem, ponieważ nie powinnyśmy tego robić sami.
[I]W wersji oryginalnej i literaturze angielskojęzycznej tę metodę Alyssy i Lauren można znaleźć pod nazwą Collaborative Emotion Processing (CEP). Wszystkie przypisy dolne pochodzą od zespołu wydania polskiego.
[II]Wszystkie materiały zamieszczone na tej stronie są w języku angielskim. Kwestionariusz z pytaniami do rozważenia jest do pobrania w języku polskim (format PDF) ze strony polskiego wydawcy: https://mtbiznes.pl/laurum/produkt/mali-ludzie-wielkie-emocje.
[III]Voices of Your Village – Głos twojej społeczności.
[IV]Daniel Goleman to amerykański psycholog, autor bestselleru Inteligencja emocjonalna.
[V]Brené Brown jest amerykańską psycholożką i pisarką, uznawaną za autorytet światowej psychologii. Jej książki są tłumaczone na wiele języków, w tym na polski, a wykładów z konferencji TEDx można posłuchać na YouTubie (wiele z nich ma polskie napisy lub tłumaczenie).
[1]Wheatley M. J., Kellner-Rogers M., A Simpler Way, Berrett-Koehler Publishers, San Francisco1996, s. 67.
[2]Goleman Daniel, Inteligencja emocjonalna w praktyce, Media Rodzina, Poznań 2007, s. 334.
[3]RSA Shorts, Brené Brown o empatii, czyta Brené Brown (2013), https://www.youtube.com/watch?v=1Evwgu369Jw.
[4]Goleman, Inteligencja…
[5]Maguire-Fong, Mary Jane, Teaching and Learning with Infants and Toddlers. Where Meaning-Making Begins, Teachers College Press, Nowy Jork 2015, s. 123.
[6]Staff, 21 of Maya Angelou’s Best Quotes to Inspire. Remembering the Late Activist and Literary Icon’s Most Uplifting Words of Wisdom, Harper’s Bazaar 2017, harpersbazaar.com.
[7]Center on the Developing Child, What Is Epigenetics and How Does It Relate to Child Development?, https://developingchild.harvard.edu/resources/what-is-epigenetics-and-how-does-it-relate-to-child-development/.