Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny. Wydanie II -  Pol Ballús, Lu Martín - ebook

Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny. Wydanie II ebook

Pol Ballús, Lu Martín

4,1

Opis

Analityczny umysł Guardioli prześwietlony lepiej niż kiedykolwiek!

W nowej rzeczywistości Manchesteru City budował wszystko od zera. Jego „trenerskie rewolucje” rozpoczęte od zmian w klubowym budynku szybko rozros­ły się i objęły detale tak z pozoru błahe jak nakrycie głowy. Ale to właśnie dzięki nim Guardiolę wymienia się w gronie najwybitniejszych trenerów w historii futbolu.

Co robił w czasie, gdy do szatni jego ekipy wtarg­nął José Mourinho? Dlaczego noszona przez niego wstążka wywołała skandal o międzynarodowym charakterze? Jaki wpływ na jego pracę miały lata spędzone w FC Barcelonie i Bayernie Monachium? Kogo wyłowił dla swojego obecnego klubu jeszcze w trakcie pracy w Niemczech?

Poznaj z bliska charakter człowieka, który w trakcie krótkiej kolacji potrafił odmienić Sergio Agüero i któremu za jedną decyzję David Silva obiecał dozgonną wdzięczność. Poznaj od kulis drogę trenera i jego podopiecznych do mistrzowskich tytułów i dowiedz się, kiedy ci sprawili, że kipiał z wściekłości. Razem z autorami zagłąb się w struktury klubu tak bardzo, że poczujesz się jego częścią.

Odkryj, co stoi za jego sukcesami.

Nowe wydanie książki zostało wzbogacone o rozdział napisany po zwycięstwie w Lidze Mistrzów w 2023 roku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 384

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (31 ocen)
16
4
8
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ani16

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam bardzo gorąco każdemu wielbicielowi City ! Ciekawa książka pełna wiedzy
00

Popularność




Książkę tę dedykujemy wszystkim ofiarom zamachu terrorystycznego w Manchester Arena, a także ich rodzinom, przyjaciołom i każdemu, kto w jakiś sposób odczuł skutki tamtego koszmarnego wieczoru. W szczególności dedykujemy ją Cristinie, Marii i Valentinie, które były niezwykle dzielne.

Przedmowa

Pepa Guardiolę, nazywanego również El Señor, poznałem 26 maja 2016 roku w City Football Academy. Poproszono mnie, żebym przeprowadził z nim wywiad na stronę internetową klubu. W pomieszczeniu było nas kilku, siedzieliśmy i czekaliśmy, aż się pojawi.

Żaden z nas nie poznał go wcześniej, więc byliśmy… może nie zdenerwowani, ale… no wiecie.

Gdy tylko wszedł, od razu sprawił, że wszyscy się rozluźniliśmy. Uścisnął nam dłonie, zapytał, jak się nazywamy i czym się zajmujemy.

Przez następnych 45 minut cichym i pewnym siebie głosem opowiadał nam o swoich planach i nadziejach dotyczących tego, co ma się wydarzyć w jego początkowym okresie pracy z klubem.

O tym, czego oczekiwał od zawodników, kibiców, pracowników klubu.

Jak niecierpliwie wyglądał zetknięcia ze słynną angielską pogodą.

Że zamierza pracować i mieszkać w centrum miasta.

Wyglądał jak my.

Mówił jak my.

Marzył o tym samym co my.

Pamiętam, że gdy zamknęły się za nim drzwi, wszyscy jak jeden mąż nadęliśmy policzki, spojrzeliśmy po sobie i powiedzieliśmy: „Wow!”.

Moi znajomi – w większości fani niebieskich – zaczęli do mnie dzwonić i wypytywać: „Jaki jest? Co powiedział?”.

Powiedziałem im, że nasz śmiesznie mały klubik wykonał arcymistrzowskie posunięcie, ściągając go do Manchesteru.

Później spędziłem z nim wiele czasu, zarówno po triumfach, jak i porażkach. Jest zawsze spokojny, ale skupiony, a przy tym nie traci poczucia humoru. Nigdy nie rezygnuje z wymagań, a jednocześnie pozostaje empatyczny. Gra dla niego musi być czymś wspaniałym.

Nigdy dotąd nie doświadczyliśmy tego rodzaju magii, przynajmniej nie za mojego życia.

Noel Gallagher

PS. Ale o pogodzie to kłamał.

Podziękowania

Dziękujemy Wam!

Nazywamy się Pol Ballús i Luis Martín, jesteśmy dziennikarzami, dla których od 2016 roku Manchester City stanowi całe życie – dzień po dniu, tydzień po tygodniu, mecz po meczu, krok po kroku przez trzy ostatnie sezony. Piwo za piwem, triumf za triumfem.

Niniejsza książka i wszystkie opisane w niej sytuacje oraz zdarzenia stanowią wyraz tego, czego byliśmy świadkami podczas niezliczonych spotkań (czasami przypadkowych, w większości jednak zaplanowanych) z opisywanymi w niej postaciami. Czasami były to pospieszne wymiany zdań podczas lunchu czy na przerwie na herbatę, a innym razem fascynujące rozmowy przy kolacji albo piwie, często przeciągające się do późnych godzin nocnych.

Książka ta to odzwierciedlenie rozmów, które przeprowadziliśmy z kierownictwem klubu, a także członkami sztabu szkoleniowego i pracownikami administracyjnymi CFA. Grono to tworzą: Pep Guardiola, Ferran Soriano, Txiki Begiristain, Manel Estiarte, Omar Berrada, Vicky Klos, Joan Patsy, Lorenzo Buenaventura, Domènec Torrent, Mikel Arteta, Brian Kidd, Carles Planchart, Xabier Mancisidor, Silvia Tremoleda, Edu Mauri, Edu Álvarez, Max Sala, James Baldwin, Marc Boixasa, Ana Leyva, Brandon Ashton, Michael Clitheroe, Ally Marland, Carlos Vicente, Anna Gil i Anna Palà.

Wszystkim Wam szczerze dziękujemy.

Dziękujemy piłkarzom z pierwszego zespołu, którzy poświęcili nam tak dużo czasu. Do tej grupy należą: Vincent Kompany, Ederson Moraes, Claudio Bravo, Aymeric Laporte, Ołeksandr Zinczenko, İlkay Gündoğan, David Silva, Bernardo Silva, Leroy Sané i Sergio Agüero. O ich doświadczeniach mogliśmy tu napisać tylko dzięki ich hojności.

Dziękujemy również Mike’owi Summerbee i Davidowi Williamsowi.

Chcielibyśmy także wyrazić naszą wdzięczność dla Cristiny Serry za jej cierpliwość, uprzejmość i wielkoduszność.

Ta książka nigdy by nie powstała bez wsparcia naszych kolegów dziennikarzy, z którymi dzieliliśmy się naszymi smutkami i radościami, niejednokrotnie przy piwie. Nie będziemy wymieniać tu każdego z nich, chcielibyśmy natomiast dać im znać, że bardzo doceniamy ich pomoc. Nigdy o Was nie zapomnimy.

Dziękujemy Carlosowi Vicente, bez którego byśmy sobie nie poradzili. Xavi Heras, Edu Durán, Cesc Guimera, Rob „Leo Messi” Pollard i Jonathan Smith bardzo pomogli nam z muzyką. Jesteśmy Waszymi dłużnikami. Dziękujemy Wam i wszystkim pracownikom Manchesteru City, którzy okazali nam tak wiele cierpliwości.

Dziękujemy Màriusowi za jego pasję do futbolu. Niezwykle nas to inspirowało.

Florence i Bethany oraz Sir Ralph Abercromby otworzyli nam oczy i uszy na utwór Rotterdam grupy Beautiful South, który puszczali całymi wieczorami, gdy my pisaliśmy ten tekst. Było to na długo przed tym, jak kibice Manchesteru City wykorzystali tę melodię na meczu wyjazdowym z Huddersfield na potrzeby przyśpiewki o pustych krzesełkach na własnym stadionie.

Chcielibyśmy wspomnieć tutaj również o szczególnych dla nas miejscach − to City Arms i tamtejsze znakomite piwo, Sandinista, Corbieres, Castle (szczególne pozdrowienia dla Winstona), Gulliver’s, Night & Day (tamtejsze koncerty stały się ścieżką dźwiękową tej książki), 42’s, Venue, Soup Kitchen and the Wharf (wynieśliśmy stamtąd wiele wspomnień z ciepłych letnich wieczorów), Black Lion, Pen & Pencil, Shamrock Inn, Abel Heywood, Seven Brothers, Mr. Thomas’s Chop House, Lost Dene, Brotherhood, Second City, FAB przy Portland Street (czapki z głów dla tego, kto wpadł na ten pomysł), Dockyard w Media City, gdzie cała ta przygoda się zaczęła, Mendizábal i tamtejszy stolik 25, wreszcie bar przy basenie Vilabella, gdzie kończyliśmy prace nad tą książką. Dzięki również dla Manu z Grindsmith. Genialna kawa, Stary!

Wszystkim barmanom i baristom, kelnerom i kelnerkom, wszystkim tym, którzy nas obsługiwali i którzy tańczyli z nami po nocach – dziękujemy!

Dziękujemy za wszystko Amai i Florenowi, Néstorowi dziękujemy za to, że dla nas był, Jasonowi Halliganowi za to, że pokazał nam nowy sposób na życie. Juanowi, José Manuelowi i Elenie oraz całej reszcie ekipy z Tapeo & Wine dziękujemy, że nas karmili, opiekowali się nami i pozwalali korzystać ze swojej drukarki. Miquel, Julià, Miquelet, Nil i pozostali z Tast − sou molt grans (jesteście najlepsi).

David, Sam, Jon, Pol, Marta, Jose, Maks, Enric i Álvaro – wielkie dzięki! David Quintana dał nam klucze do miasta i pomógł nam bardziej niż ktokolwiek inny.

Gemma, Mercè, Eva (uściski i buziaki dla Carli i Alejandry!), Ari, Ona, Nil i Nicola – dziękujemy Wam!

Dziękujemy Laricie Vilchez za jej radosny styl bycia, cierpliwość i naukę katalońskiego.

Dziękujemy Walterowi Oppenheimerowi za jego rady i wsparcie, a także za przyjaźń i miejsce na sofie. Dziękujemy Johnowi Carlinowi, który zawsze odbierał telefon, a Rafie Ramosowi za to, że pokazał nam którędy droga.

Dziękujemy Louise i Grahamowi Hunterom, których wkład nie ogranicza się do przygotowania przekładu tej książki. Dziękujemy Wam za drinki, wspólny śmiech i cudowne rady!

Na wyrazy uznania zasłużyli też Neil i Martin z BackPage oraz Pete z Polaris – doceniamy waszą cierpliwość i pomoc, to dzięki Wam ukończyliśmy ten projekt.

Podziękowania dla NG za tamten dar.

Przede wszystkim bardzo dziękuję Marcie i Violecie, bez których ta książka by nie powstała i które towarzyszyły mi w pracach nad nią od początku do końca.

Pol chciałby podziękować swoim trzem najlepszym przyjaciołom, i to nie tylko za wszystkie postawione mu drinki.

Manchesterze, dziękujemy!

Kochamy Was!

Wprowadzenie

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Pepa Guardiolę, stał z piłką u nogi na treningu pierwszego zespołu FC Barcelony. Pomyślałem sobie: „Ależ jest chudy”. Od tamtej pory minęło 30 lat, Pep został menedżerem Manchesteru City i udało mu się jakoś utrzymać tę sylwetkę. Może jeść, co chce, a nie tyje.

Po raz pierwszy rozmawiałem z nim kilka dni po jego debiucie na Camp Nou w meczu z Cádiz, który wypadł 16 grudnia 1990 roku. Pracowałem wtedy dla hiszpańskiej gazety „Sport”. Wraz z Fernando Zuerasem, ówczesnym fotoreporterem tego periodyku, byliśmy umówieni z Guardiolą o ósmej rano na stadionie. Potem wsiedliśmy we trzech do należącego do Fernando starego renault 11 i popędziliśmy na złamanie karku na drugą stronę miasta, by zrobić Pepowi zdjęcie na tle pomnika Dobosza spod El Bruc. Jak głosi legenda, ów dobosz, młody chłopak z Santpedor, rodzinnego miasta Pepa, w 1808 roku pomógł w czasie bitwy pod El Bruc pokonać oddziały Napoleona. Odgłosy jego bębna niosły się echem po górach, co sprawiało wrażenie, że na armię wroga nacierają znacznie większe siły niż w rzeczywistości. Obecnie dla Katalończyków ten chłopak stanowi ważny symbol dumy narodowej. Jest lokalnym bohaterem, tak jak Pep.

Od tamtej pory miałem szczęście opisywać kolejne etapy kariery Guardioli. Miałem też zaszczyt (wraz z kolegą dziennikarzem Miguelem Rico) pomagać Pepowi w pracach nad jego książką Mi gente, mi fútbol, w której opisywał swoje piłkarskie doświadczenia. Śledziłem jego grę w reprezentacji Hiszpanii oraz w klubach we Włoszech, w Katarze i Meksyku, nie mogło mnie zatem zabraknąć, gdy wrócił do Barcelony w roli trenera, najpierw na mniejszym stadionie, gdzie prowadził zespół rezerw, a potem już na Camp Nou. Gdy przewodził tej drużynie przez cztery niezapomniane lata, skwapliwie spisywałem wszelkie wzloty i upadki, triumfy i porażki jego wyjątkowego zespołu. Potem zajmowałem się sukcesami Pepa w Bayernie.

Przez te lata mocno się zaprzyjaźniliśmy. Znalazłem się w kręgu jego najbliższych znajomych i członków rodziny. Dzisiaj utrzymuję chyba bliższe relacje z jego żoną Cristiną niż z nim samym.

Manchester zawsze był miastem bliskim mojemu sercu. Jako młody chłopak zakochałem się w tamtejszej muzyce i po raz pierwszy odwiedziłem je jeszcze w latach 90. XX wieku, by przetańczyć kilka nocy w legendarnym klubie Hacienda – zrobiłem to w sumie z miłości do grupy Happy Mondays. Manchester odmienił moje życie, a moje uwielbienie dla niego, jego mieszkańców i kultury w kolejnych latach tylko rosło. Właśnie dlatego, gdy tylko usłyszałem, że Pep obejmie Manchester City, nie wahałem się ani chwili. Móc śledzić losy Pepa Guardioli i jednocześnie pracować i mieszkać w mieście, które dało światu The Hollies, The Smiths, Happy Mondays oraz Oasis? Przecież to spełnienie marzeń. Po 13 latach pisania do „El País” uznałem, że czas na zmiany. Zebrałem manatki i przeprowadziłem się do Manchesteru.

Zjawiłem się tam w październiku 2016 roku i zacząłem od spotkania z Pepem i Cristiną w ich mieszkaniu przy Deansgate. Chciałem poprosić ich o zgodę na napisanie książki, która chodziła mi po głowie.

− Nie wiem jeszcze, od jakiej strony to ugryzę i na czym się skupię, ale chciałbym opowiedzieć tę historię − tłumaczyłem im.

− A co, jeśli nawalę? Co, jeśli nie wydarzy się nic ciekawego? – Pep miał trochę wątpliwości.

− Cóż, wtedy napiszę właśnie o tym. Ale jakoś mi się nie wydaje, żeby istniało takie ryzyko. Poradzisz sobie znakomicie.

− W porządku, rób swoje.

Nasze nowe „wspólne przedsięwzięcie” uczciliśmy na tarasie toastem wzniesionym ginem z tonikiem.

Tak oto miałem książkę do napisania. Ferrana Soriano znałem jeszcze z okresu jego pracy w zarządzie Barçy, a moje relacje z Txikim Begiristainem miały jeszcze dłuższą historię i sięgały czasów, gdy grał w Realu Sociedad. Obaj od początku bardzo mi pomagali, zresztą jak wszyscy pracownicy City Football Academy (CFA). Ich wsparcie i przyjaźń były dla mnie nieocenione, zwłaszcza na etapie adaptowania się do życia w Manchesterze. Zawsze będę im za to wdzięczny.

Pierwszy sezon zszedł mi na planowaniu tej książki. Przez lata napisałem o Pepie tysiące artykułów. Gdyby policzyć, pewnie okazałoby się, że przeprowadziłem z nim ponad setkę wywiadów. Jeździłem za nim i słuchałem, jak opowiada o piłce w Barcelonie, Monachium, a po drodze także w Nowym Jorku. Czy znajdowałem się trochę za blisko osoby, o której piszę? Uznałem, że potrzebuję świeżego spojrzenia i kogoś, kto spojrzy na to wszystko inaczej. W ten sposób nawiązałem współpracę z Polem Ballúsem.

W 2014 roku Pol przeprowadził się do Liverpoolu, w zasadzie zaraz po tym, jak ukończył studia na dziennikarstwie. Początkowo pracował jako kelner, ale kiedy Pep pojawił się na Etihad, Pol został korespondentem gazety „Sport” w Manchesterze. Poznaliśmy się w sali prasowej w CFA na dzień przed pierwszymi derbami Pepa na Old Trafford. Od tamtej pory nabrałem do niego olbrzymiego szacunku jako dziennikarza, z którym sam kiedyś – gdy działy prasowe naprawdę były jeszcze działami prasowymi – chętnie bym pracował. Przez ostatnie trzy lata wspólnie pracowaliśmy, podróżowaliśmy po całym kraju, spędziliśmy też niejeden wieczór na rozmowach o piłce przy drinku w licznych barach Manchesteru.

Podczas jednej z takich pogawędek zaproponowałem, żebyśmy razem zajęli się tą książką, a on – ku mojemu zaskoczeniu – się zgodził. Od tamtej pory chodzimy na mecze Manchesteru City, te u siebie i te na wyjeździe, śledzimy codzienne życie w klubie, poznajemy sekrety Pepa z zacisza jego gabinetu w CFA. To niesamowita przygoda i niewyczerpane źródło wiedzy. Jestem przekonany, że Pol przyznałby mi rację, gdy napiszę, że obaj się dzięki temu rozwinęliśmy − zarówno jako dziennikarze, jak i ludzie. Pozyskanie go do współpracy było kluczowe dla powodzenia tego projektu.

Wyszła z tego niezła jazda. Życie w Manchesterze, pisanie o Pepie i praca z Polem to jedne z najlepszych doświadczeń w całym moim życiu.

Ta książka stanowi hołd dla Manchesteru, dla tutejszej muzyki, dla energii tego miasta oraz dla Manchesteru City pod wodzą Pepa Guardioli. To skromna ofiara dwóch dziennikarzy, którzy kochają piłkę nożną oraz Manchester City.

Mamy nadzieję, że się Wam spodoba.

Pep, dziękujemy za tę szansę.

Cristino, tobie też dziękujemy, za wszystkie kawy, kolacje i gin z tonikiem. I za to, że jesteś.

Lu Martín

Manchester

Prolog Dzień w pracy

Pep Guardiola powiedział kiedyś, że jego kraj jest nie do zatrzymania dzięki wszystkim tym ludziom, którzy wstają wcześnie rano. On sam wstaje koło 7:30, czyli nie tak znowu wcześnie.

Całuje rodzinę na dzień dobry, a potem idzie do okna, by spojrzeć z góry na miasto, ocenić pogodę, sprawdzić, czy nie pada. Zwykle pada.

Je śniadanie z dziećmi, wyprawia je do szkoły, ubiera się i przegląda prasę. Jeśli tylko nie mają innych planów, idą następnie z Cristiną do jednej z modnych kawiarni w okolicach katedry w Manchesterze, by wypić tam pierwszą tego dnia kawę.

No a potem czas do pracy, czyli do City Football Academy (CFA). Po drodze na Clayton Lane Pep słucha Catalunya Ràdio albo innej hiszpańskiej stacji, RAC. Interesują go doniesienia z domu.

Gdy zjawia się w CFA, pracowity dzień dopiero się tam zaczyna. Wita się z recepcjonistką Stacy i wbiega po 28 stopniach do gabinetu, który odziedziczył po Manuelu Pellegrinim. Na ścianie wisi tam maksyma spisana przez niego pierwszego dnia pracy w tym gabinecie:

Primer és saber què fer.

Després, saber com fer-ho!

Najpierw trzeba wiedzieć, co zrobić.

Potem trzeba ustalić, jak się to zrobi!

Maria, jego najstarsza córka, dopisała poniżej:

Maria tu była!

Powodzenia!

Kocham Cię!

Pep lubi przebywać jak najbliżej swoich współpracowników, więc gdy pojawił się w klubie, zlecił kompleksową przebudowę tego miejsca. Zmienił wystrój gabinetu, ale przygotował też nowe pomieszczenie dla Any Leyvy, sekretarki dyrektora ds. piłkarskich Txikiego Begiristaina. Zorganizował również miejsce do pracy dla Carlesa Plancharta (szefa działu analiz), Mikela Artety (jego asystenta), Xabiera Mancisidora (trenera bramkarzy) oraz Marca Boixasy (menedżera ds. operacyjnych pierwszego zespołu), który zajął pomieszczenie tuż obok Manela Estiarte.

Pomieszczenie zajmowane przez zespół analityków jest obecnie znacznie większe niż kiedyś. Kiedy Pep dociera do swego gabinetu i zaczyna pracę, analitycy już ciężko tam pracują.

Pep zjawił się po raz pierwszy w ośrodku treningowym City w marcu 2016 roku, w trakcie przerwy reprezentacyjnej, a potem pojechał tam ponownie 3 czerwca. Ferran Soriano, dyrektor generalny City, oraz Txiki Begiristain oczekiwali, że obie wizyty zostaną utrzymane w ścisłej tajemnicy, dlatego wiedziało o nich jeszcze tylko troje pracowników klubu: Joan Patsy, prawa ręka Begiristaina, David Quintana (odpowiedzialny za opiekę nad zawodnikami) oraz Amaia Díaz, charakterna kobieta z Nawarry, która pomagała przygotować przyjazd gościa o pseudonimie operacyjnym „Niemiec”.

Quintana i Díaz już nie pracują w klubie. Díaz uciekła do Santo Domingo, by szukać przygód i nadać życiu nowy kierunek.

Quintana musiał odejść ze względów zdrowotnych. Był koordynatorem ds. kontaktów z piłkarzami, do jego najważniejszych obowiązków należała pomoc nowo kupionym zawodnikom, więc jego odejście było dla klubu szczególnie dotkliwą stratą. Jako prawa ręka Begiristaina odegrał kluczową rolę w udanej adaptacji Guardioli w nowym dla niego mieście. Szesnastego marca 2016 roku (nazajutrz po tym, jak Bayern wyeliminował Juventus z Ligi Mistrzów) to właśnie Quintana został wysłany z tajną misją do Niemiec.

„Jedź do Monachium, tylko nikomu nic nie mów – przykazał mu Begiristain. – Wygląda na to, że mamy problem z naszym Niemcem”.

Zaiste mieli. W Monachium rodzina Guardioli mieszkała w dużej rezydencji przy Sophienstrasse. Pep oczekiwał w Manchesterze miejsca zamieszkania o podobnym standardzie, a była to sprawa na tyle istotna, że wszystko mogło się o nią rozbić. Quintana i Pep spotkali się na spokojnym, trzygodzinnym lunchu w miejscowej wietnamskiej restauracji. Byli tam również Cristina, troje dzieci Pepa, jego agent Josep María Orobitg i żona tego ostatniego, Núria. Podczas lunchu rozmawiano o najważniejszych aspektach funkcjonowania klubu, jego infrastrukturze, zawodnikach… Ale sporna kwestia nowego domu Guardioli pozostawała nierozwiązana.

Gdy tylko Quintana wrócił do Anglii, Begiristain niecierpliwie czekał tam już na szczegółowe sprawozdanie.

− No i co mu powiedziałeś?

− Jak to co? Szczerą prawdę: że w Manchesterze po prostu nie ma niczego podobnego.

Problem polegał na tym, że Pep brał pod uwagę jedynie zamieszkanie w centrum miasta, a tam po prostu nie uświadczy się nieruchomości, które wychodziłyby naprzeciw oczekiwaniom. Mimo to Quintana nie tracił optymizmu.

− Powiedziałem mu, że ma się nie martwić, bo że jeśli będzie trzeba, to wybudujemy mu to, co sobie zażyczy. Może to potrwać kilka miesięcy, ale sobie poradzimy.

No i stanęło na tym, że rodzina Guardioli zamieszkała w wynajętym luksusowym mieszkaniu w okolicach Deansgate w Manchesterze. Tam mieli czekać na ukończenie budowy ich nowego domu. Potrwało to trochę dłużej, niż początkowo planowali, ale w końcu się do niego wprowadzili.

Co najmniej raz dziennie Pep rozmawia z Manelem Estiarte. Potem zagląda do swojego gabinetu, zdejmuje buty i w samych skarpetkach idzie do kawiarenki, gawędząc po drodze z napotkanymi osobami.

Nadzór nad codziennym menu sprawuje tam obecnie Silvia Tremoleda, była triatlonistka, a dzisiaj uznana dietetyk sportowa. Zwykle pojawia się na miejscu około siódmej rano, żeby przed pracą skorzystać jeszcze z siłowni.

Pep bierze gorącą czekoladę i wraca do gabinetu, gdzie zaczyna sporządzać notatki z przeglądanego na komputerze nagrania meczu. Chce pogadać z Begiristainem, ale dowiaduje się, że ten nie wrócił jeszcze z wyjazdu, na którym obserwował piłkarzy. Lada chwila ma być z powrotem.

Tego ranka Pep jest zrelaksowany. Najbliższy mecz City nie zapowiada się na trudny. Są już do niego przygotowani, zespół gra dobrze, wszyscy są dość wyluzowani.

Potem Pep śmieje się do słuchawki, rozmawiając przez telefon z Davidem Torrasem, starym znajomym i dyrektorem ds. komunikacji w Gironie, hiszpańskim klubie, którego współwłaścicielem jest City Football Group.

Pep się rozłącza, bo właśnie pojawił się Planchart z raportami na temat rywala. Obaj ewidentnie zgadzają się co do tego, jakiego stylu gry powinni się spodziewać. Planchart, główny analityk ds. wyników, nie widzi powodów do niepokoju. „W tym tygodniu nie musimy przeznaczać na analizy dużo czasu. To dość przewidywalna drużyna, niczym nie powinni nas zaskoczyć”.

Potem Pep ma spotkanie z klubowymi lekarzami. Jeden z zawodników nabawił się urazu kolana i Guardiola chce wiedzieć, czy potrzebna będzie operacja. Rozumie, że jeśli dalej będzie go wystawiał, problem może się jeszcze pogłębić. Konsultował się już w tej sprawie Ramónem Cugatem z Barcelony, specjalistą od urazów kolan. Podczas codziennego obchodu CFA rozmawiał też o tym zawodniku z Lorenzo Buenaventurą, trenerem przygotowania fizycznego.

Sztab medyczny wie, że musi mieć wszystko pod kontrolą. „On zadaje najbardziej nieoczekiwane pytania – mówi jeden z członków tego sztabu. – Dzisiaj zapytał mnie na przykład, czy porównaliśmy aktualne zdjęcia z tymi zrobionymi na początku sezonu”.

„Przecież ja nie mam zielonego pojęcia o porównywaniu zdjęć ani o tym, czy to dobry pomysł. – Guardiola się śmieje. – To Loren [Buenaventura] mi to doradził. No ale jeśli w ten sposób dobrze wypadłem, to super”.

Ten uraz to poważna sprawa, a Pep nie chce narażać zawodnika na to, że ominie go występ na nadchodzącym mundialu. Pogada z nim i wspólnie podejmą decyzję, co dalej.

Jeden po drugim zjawiają się analitycy, by zaplanować trening. Zajmują miejsca wokół stołu, a w tym czasie Estiarte podaje Guardioli stertę koszulek do podpisania. Pep między innymi w ten sposób wspiera działalność Johan Cruyff Foundation.

Pierwszy punkt spotkania: czy wszyscy zawodnicy już przyjechali? Spóźnia się tylko Yaya Touré, czyli jak zwykle. Pep doskonale wie, kto pojawił się najwcześniej: Fernandinho, Gündoğan i Brahim Díaz zawsze są pierwsi. Potem przyjeżdżają David Silva i Kun Agüero. Benjamin Mendy wpada zwykle na ostatnią chwilę i jakby nigdy nic pyta recepcjonistkę, czy nie ma jakichś żelków.

Wszyscy się spieszą. Zawodnicy biegają schodami z siłowni do kafeterii i z powrotem, żeby zdążyć zjeść śniadanie, potem pędzą jeszcze na masaż. W tym czasie Pep rzuca okiem na najnowsze wyniki ważenia. Wszyscy piłkarze otrzymali szczegółowe polecenia dotyczące diety i wagi, uważnie dobrane przez klubową dietetyk na podstawie ich wzrostu i masy mięśniowej. W tych kwestiach Pep nie idzie na żadne kompromisy, a gdy ktoś nie mieści się w wyznaczonych dla niego parametrach, trener nie ma litości.

W głównym lobby ludzie z Amazona przygotowują kamery. Klub przyznał pełen dostęp ekipie kręcącej film dokumentalny na temat drugiego sezonu Guardioli w klubie, który zostanie pokazany klientom platformy streamingowej Amazona. Członkowie telewizji klubowej, City TV, czekają na Gündoğana, który ma kręcić dzisiaj jakieś materiały promocyjne.

Soriano stuka zapamiętale w tablet i jednocześnie rozmawia przez telefon. W tym momencie pojawia się Begiristain. Od razu idzie na górę przywitać się z Pepem, który stoi przed swoim gabinetem i śmieje się z czegoś razem ze swoim asystentem Artetą.

Txiki przynosi wieści:

− Wieczorem będzie tu Joan [Patsy]. Spotkajmy się przy kolacji, musimy pogadać.

− Mogę nie dać rady. Mam bilety do teatru, idę z Cris i dzieciakami. Może mógłbym to odwołać, ale mi tego nie darują.

− Nie, niczego nie odwołuj, poczekam do jutra.

− Ratujesz mi tyłek. Umówmy się zatem na śniadanie.

− Niech będzie śniadanie – mówi Txiki. – Mam ci mnóstwo do opowiedzenia.

Dzisiejszy trening będzie należał do tych lżejszych. To już ostatnia faza drugiego sezonu Pepa w tym klubie, City zdążyło zagwarantować sobie tytuł mistrzowski. Piłkarze mają za sobą długie rozgrywki, więc Buenaventura skupia się na krótkich, intensywnych ćwiczeniach ruchowych, które nie przemęczą zawodników. Pep i Domé Torrent, jego ówczesny asystent, zaczęli już ćwiczyć z zawodnikami wyprowadzanie piłki spod bramki. Arteta realizuje odrębny program zajęć z Leroyem Sané i Raheemem Sterlingiem, a Mancisidor daje bramkarzom trochę większy wycisk.

Jak zwykle trening jest zamknięty dla wszystkich poza najbardziej niezbędnymi pracownikami klubu, czyli fizjoterapeutami, lekarzami, sprzętowcami, trenerami, Estiarte i Begiristainem. Pep robi wyjątek w soboty i w niedziele, bo wtedy czasami przyprowadza na zajęcia drużyny swego syna Màriusa. Guardiola jest również skłonny rozważyć prośby o możliwość obejrzenia pierwszego treningu zespołu po rozegranym meczu, choć zdecydowanie chętniej rozpatruje je pozytywnie wtedy, gdy jego zawodnicy wygrają. W tym roku na takim treningu był na przykład Gregor Townsend, trener reprezentacji Szkocji w rugby. Początkowo dostał zgodę tylko na dziesięć minut, ale ostatecznie spędził z Pepem całą godzinę.

Pep zawsze, bez względu na pogodę, opuszcza swój gabinet i w ten lub inny sposób angażuje się w trening. Dzisiaj na przykład po boisku treningowym hula silny wiatr.

Pep pojawia się na boiskach nawet wtedy, gdy daje odpocząć swoim najważniejszym graczom. „Zawodnicy, którzy mają akurat nie zagrać w meczu, paradoksalnie potrzebują więcej uwagi niż zwykle – mówi. – Trzeba się jeszcze bardziej postarać, żeby mieć pewność, że wszystko u nich w porządku”.

Schodząc dzisiaj na trening, zwrócił uwagę, że na jednym z bocznych boisk dzieje się coś niecodziennego. Akurat trwał tam trening zespołu niepełnosprawnych City. Wzywając swoich zawodników do gry w dziada, powiedział: „Dzisiaj zrobimy coś innego. Podejdźmy i popatrzmy na tych młodych chłopaków. Są niesamowici. Powinniśmy być wdzięczni za to, jakie szczęście mamy w życiu”.

Szatnia Manchesteru City jest owalna. Pep celowo kazał jej nadać taki kształt, żeby piłkarze wchodzili ze sobą w interakcje. Taki układ pomieszczenia sprawia, że mają mniej możliwości zbierania się w mniejszych grupach (jak to się działo w szatni Barçy, podzielonej na części kolumnami, gdzie zawodnicy mogli niemal zupełnie odseparować się od kolegów).

Na ścianie wypisany jest fragment wiersza Tony’ego Walsha: „Niektórzy się tu rodzą, niektórych tutaj ciągnie, ale wszyscy nazywamy to miejsce domem”. Kolejny smaczek Pepa. Sam trener nigdy nie wchodzi jednak do szatni – nigdy z wyjątkiem niedziel. „Szatnia jest dla piłkarzy. To święte miejsce”.

Pogadanki z zespołem odbywają się w minisali wykładowej na pierwszym piętrze, obok kafeterii.

Po zakończeniu sesji treningowej Buenaventura i lekarz klubowy przeglądają dane zebrane przez aparaturę monitorującą biometrykę zawodników, a fizjoterapeuci przystępują do obowiązkowych masaży.

Z głośników w szatni zaczynają dobiegać dźwięki reggaetonu. Sprzętowcy podejmują próżne próby uprzątnięcia wszystkich brudnych rzeczy, a wokół śmieją się zawodnicy. Przedmiotem ich żartów jest często Bernardo Silva.

Pep idzie pod prysznic, przebiera się w świeże ubranie i korzysta z okazji, żeby zadzwonić do żony.

Przy lunchu rozmawia z członkami sztabu o odbytym treningu: co się sprawdziło, a co nie, kto najszybciej załapał nową taktykę i ją opanował.

Gdyby wskazać jedną rzecz, jaką Pep stara się kształtować u wszystkich w swoim otoczeniu, pewnie byłoby to przywództwo. Begiristain uważa to za jeden z głównych atutów swojego przyjaciela: „Otacza się ludźmi, którzy nie boją się z nim nie zgadzać, którzy przedstawiają mu własny punkt widzenia. Potem i tak robi to, co chce, ale wcześniej zawsze pyta ich o zdanie”.

Przy lunchu Buenaventura pokazuje dane, które pomagają rozstrzygnąć spór dotyczący pewnego bardzo obiecującego zawodnika.

− Na dzisiejszym treningu niemal się zarżnął.

− Poważnie? – dopytuje Pep.

− Mówiłem ci, że tak będzie – wykrzykuje Torrent.

I tak oto niczego nieświadomy gracz jest już o krok bliżej stałego miejsca w wyjściowej jedenastce.

Jeżeli nie ma żadnych pilnych kwestii do omówienia, a w gabinecie nawarstwia mu się praca, Pep je lunch przy biurku. Zwykle jest to coś prostego, na przykład kawałek tortilli i szklanka gorącej wody (ktoś mu kiedyś powiedział, że to dobrze robi na trawienie). Coś notuje, przegląda materiały na komputerze. Gdy ma sporo spraw do nadrobienia, zwłaszcza w przeddzień meczu albo gdy na dworze jest zbyt zimno, by wychodzić, włącza muzykę, zapala kadzidełko i na resztę dnia zamyka się w gabinecie. Piłkarzy dawno już nie ma.

Członkowie jego sztabu też nie próżnują (przygotowują sprzęt, rozwiązują problemy z kontuzjami, sporządzają raporty dotyczące następnego rywala), ale o 17:00 wszyscy się już pakują i kierują do domu. Pep pracuje dalej, przy zapachu kadzidełka i z muzyką w tle (Oasis, Manel albo Carla Bruni).

Ściany w jego gabinecie są białe, żeby mógł na nich zapisywać różne pomysły. Na środku jednej z nich wisi karykatura Noela Gallaghera i fragment z jego piosenki Rock ’n’ Roll Star.

Pep nie trzyma w gabinecie wielu przedmiotów osobistych, choć na biurku ma statuetkę Cruyffa (dar od Johan Cruyff Foundation). Poza tym są tam jeszcze dwa komputery, ołówki, sterty dokumentów, a na lewo od jego fotela stoi tablica ścienna z rozpisanym planem pracy na cały tydzień. Najważniejszy jest zawsze najbliższy mecz. Tuż obok czarnym markerem Pep zapisał na ścianie słowa Marcelo Bielsy:

Te chwile w moim życiu, w których stawałem się lepszy, były blisko związane z porażkami. Te chwile w moim życiu, w których robiłem krok wstecz, były blisko związane z sukcesami. Sukcesy deformują nas jako ludzi, rozluźniają nas, otumaniają, czynią gorszymi ludźmi, karmią nasze ego. Porażka działa dokładnie na odwrót: kształtuje nas, hartuje, zbliża nas do naszych własnych przekonań, czyni nas bardziej wewnętrznie spójnymi. Byłem szczęśliwy, pracując w piłce amatorskiej, byłem szczęśliwy, dojrzewając przy moim ukochanym zajęciu. Kocham futbol, kocham tę grę, kocham rzut rożny, kocham mało przestrzeni na murawie, kocham długie linie na boisku, kocham całą piłkę nożną. Całą resztą gardzę. Już wyjaśniam, co mam na myśli. Radość płynąca ze zwycięstwa trwa jakieś pięć minut, a po niej pozostaje ziejąca pustka i trudna do opisania samotność. Nigdy nie pozwól, by porażka odbiła się na twoim poczuciu własnej wartości. Wygrywając, pamiętaj, że pochwały i nagrody są złudne, bo karmią nasze ego i nas deformują. Gdy przegrywasz, zachodzi dokładnie odwrotny proces. Tak naprawdę liczy się szlachetność zasobów, którymi dysponujesz.

Po meczu Pep idzie zwykle z żoną na kolację, ale gdy pogoda sprzyja albo jest dużo do zrobienia, zostaje do późna w pracy. W szare zimowe dni, gdy zmrok zapada już o 15:30, Guardiola ucieka do domu tak wcześnie, jak tylko się da. Siada przy stole w jadalni, włącza komputer, nalewa sobie kieliszek wina albo otwiera butelkę piwa. Wraca do pracy.

Dzisiaj za kółkiem swego czarnego mercedesa siada o 18:00. Już w czasach Barcelony Guardiola zasłynął jako dość nieuważny kierowca. To już jego czwarty samochód, odkąd przeniósł się do Manchesteru. Boczne lusterka w jego autach nie mają łatwego życia. Udało mu się również zatankować benzyną range rovera z silnikiem diesla, a także rozbić srebrnego bentleya.

Do domu ma zaledwie 15 minut drogi. Dzisiaj wieczorem zabiera Cristinę i dzieciaki na musical Shrek. Rodzina idzie na spektakl piechotą i rozmawia o tym, ilu bezdomnych ludzi mijają po drodze. To dla nich niepojęte.

W drodze powrotnej zatrzymują się w hiszpańskiej restauracji Tapeo & Wine. Spektakl im się podobał. Tytuł mistrzowski jest praktycznie pewny. Rodzina ma się świetnie. Dla Pepa to był udany dzień w pracy.

Rozdział 1 Ci siamo

W bezwzględnym świecie zawodowej piłki rzadko – żeby nie powiedzieć nigdy – się zdarza, by transfer personelu między dwoma klubami z europejskiej czołówki był opisywany jako bezproblemowy, a wręcz przyjazny. Mimo to właśnie tak Txiki Begiristain, dyrektor ds. piłkarskich w Manchesterze City, opisuje podpisanie umowy z Pepem Guardiolą.

„Zawsze uważaliśmy, że jeśli Pep zechce kiedyś pracować w Premier League, to wyląduje właśnie u nas. Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi i kiedy nadszedł właściwy moment, to stało się niemal naturalnie”.

Właśnie z uwagi na tę przyjaźń oferta Manchesteru City wydała się Guardioli tak atrakcyjna. „Wybrałem ten klub z uwagi na Txikiego, [Joana] Patsy’ego i [Ferrana] Soriano. Z wszystkimi nimi się przyjaźnię i cieszyłem się na myśl, że znowu będziemy razem pracować”.

Ferran Soriano był członkiem zarządu Barcelony, gdy prowadził ją Pep, Begiristain grał razem z Guardiolą, a potem był dyrektorem ds. piłkarskich na Camp Nou, gdy Pep pełnił tam funkcję trenera, a Patsy pracował w Barcelonie w sztabie Johana Cruyffa. Pep zna się również od dawna z Estiarte, który był prawą ręką Guardioli w Barcelonie, w Bayernie Monachium, a teraz również w Anglii.

Także Estiarte jest zdania, że jeśli chodzi o Premier League, Manchester City musiał się znaleźć na szczycie listy życzeń Guardioli. „Ujmijmy to tak: Pep zadzwonił do mnie zupełnie niespodziewanie z Nowego Jorku i powiedział: »Siedzisz? Sprawa jest klepnięta, jedziemy do Monachium!«. Trzy lata później nie musiał mi mówić, gdzie będziemy pracować dalej. Dla nas wszystkich było to oczywiste”.

Po zakończeniu przygody z Barceloną Pep zrobił sobie roczną przerwę, którą spędził w Nowym Jorku, w apartamencie z widokiem na Central Park. Regularnie odwiedzali go tam znajomi i współpracownicy ze świata piłki nożnej i to właśnie podczas jednej z takich wizyt Guardiola przekazał Soriano rozczarowujące wieści. Pep spotkał się już z Ulim Hoeneßem, prezesem Bayernu Monachium, i podjął ostateczną decyzję. Jego kolejnym celem będzie Monachium, a nie Manchester.

W Anglii Begiristain nie miał innego wyjścia, jak zacząć realizować plan B. Rozpoczął negocjacje z innym kandydatem i już niedługo potem na Etihad można było usłyszeć następującą przyśpiewkę:

Sheik Mansour went to Spain

in a Lamborghini.

Brought us back a manager:

Manuel Pellegrini!

Szejk Mansour pojechał do Hiszpanii

swoim lamborghini.

Przywiózł stamtąd menedżera,

jest nim Pellegrini!

Soriano nie przestał jednak wierzyć w sprowadzenie Guardioli, a Begiristain tylko go w tej wierze utwierdzał: „Nie martw się, będziemy mieli swoją szansę. Wcześniej czy później spróbujemy jeszcze raz”.

Patsy, prawa ręka dyrektora ds. piłkarskich, był jeszcze bardziej optymistyczny: „Zostanie w Bayernie przez trzy lata, a potem zadzwoni u nas telefon. Sam się do nas zgłosi”.

Potem, pewnego dnia po jednym z meczów towarzyskich Bayernu w trakcie przygotowań do sezonu, Pep powiedział do Soriano: „Gdyby Pellegrini odchodził, daj mi znać, OK?”.

Najpierw jednak klub musiał przedstawić mu ofertę nie do odrzucenia, przy czym niezwykle istotne było to, żeby zrobić to we właściwym momencie. W lipcu 2015 roku Patsy zadzwonił do Begiristaina. „To ostatni rok Pepa w Bayernie. Czas na nasz ruch”.

Patsy znał Guardiolę, odkąd po raz pierwszy dostrzegł go jako utalentowanego pomocnika w szkółce piłkarskiej Barcelony. W lipcu 2015 roku Patsy przebywał w Buenos Aires, zajmując się działalnością Manchesteru City w Ameryce Południowej. Choć pozostawał z Pepem w regularnym kontakcie, nie miał absolutnie żadnej pewności, co Katalończyk planuje na przyszłość. Instynkt podpowiadał mu, że to moment, na który czekali.

Soriano w zupełności wystarczyło to, żeby zaplanować następny ruch. Zgodnie ze swoim zwyczajem zamierzał spędzić sierpień w swoim domu wakacyjnym na Costa Brava, uznał więc, że będzie to idealna okazja, żeby zaprosić na pogawędkę Pere, brata Pepa. Pere jest agentem piłkarskim, który choć oficjalnie nie reprezentuje Pepa, to nieformalnie mu doradza. Pewnego sierpniowego poranka spotkał się z Soriano przy śniadaniu. Przez chwilę rozmawiali niezobowiązująco, aż wreszcie zeszli na temat Pepa, no bo jakżeby inaczej.

− Co tam u niego? – zapytał Soriano niby od niechcenia.

− Cóż, kończy mu się kontrakt, ale nic konkretnego jeszcze mi nie mówił, więc gdybyście byli zainteresowani…

Rozległ się gwizdek. Piłka była w grze.

Soriano z miejsca rozpoczął prace nad kontraktem, a negocjowanie szczegółów trwało przez sześć następnych miesięcy. Sama umowa była dość standardowa: gwarantowana pensja plus premie wynikowe i 20 procent od przychodów z praw do wizerunku. Do tego dochodziła klauzula o zachowaniu poufności, zakazująca podawania szczegółowych postanowień kontraktu do wiadomości publicznej.

Tymczasem Begiristain zaczął rozglądać się za zawodnikami. Ostatnich 20 lat upłynęło mu na rozmowach o futbolu z Pepem, więc doskonale wiedział, kogo chciałby nowy trener. „Łatwizna. Gdy podoba mi się jakiś Holender, dzwonię po radę do Koemana. Gdy zwrócę uwagę na jakiegoś Duńczyka, kontaktuję się z Michaelem Laudrupem itd. Mam w piłkarskim świecie mnóstwo znajomych i zawsze znajdę kogoś, kto mi doradzi. Gdy rozważałem zakup Leroya Sané, spytałem o zdanie Pepa”.

W grudniu 2015 roku, gdy Guardiola poinformował już Bayern, że odchodzi, Pere i księgowy Pepa spotkali się z Soriano i prawnikiem klubu w domu Pere w Barcelonie. Tam sfinalizowano umowę.

Dwa tygodnie później Soriano odebrał telefon, na który czekał. „Ci siamo, jak mawiają we Włoszech – stwierdził Pep. – Sprawa załatwiona”.

Soriano momentalnie zadzwonił do Khaldoona Al Mubaraka, prezesa Manchesteru City, by przekazać mu dobre wieści. Obowiązek powiadomienia o tej decyzji Manuela Pellegriniego spadł na Txikiego.

Dziennikarze zostali poinformowani o wszystkim 1 lutego 2016 roku, zaraz po przedmeczowej konferencji prasowej przed starciem ligowym z Sunderlandem. Manchester City zajmował drugie miejsce w tabeli i tracił trzy punkty do Leicester.

„Rozmawiałem z klubem i dowiedziałem się, że zostałem zwolniony z dalszej części kontraktu – powiedział Pellegrini reporterom. – Do końca umowy został mi rok, ale znajduje się w niej klauzula umożliwiająca klubowi oraz mnie podjęcie jednostronnej decyzji o jej rozwiązaniu. Klub zachował się w stosunku do mnie w pełni otwarcie, ale plotki i spekulacje zrobiły się na tyle uciążliwe, że dwa tygodnie temu uznałem, że powinniśmy powiedzieć o tym zawodnikom i dziennikarzom. Stąd dzisiejsze oświadczenie”.

Cztery tygodnie po tamtej konferencji prasowej Willy Caballero obronił trzy karne i w ten sposób Manchester City w serii rzutów karnych pokonał Liverpool w finale Pucharu Ligi. Manchester City zakończył sezon na czwartym miejscu w tabeli, a po historyczny tytuł sięgnęli piłkarze Leicester. Zawodnicy Pellegriniego dotarli do półfinału Ligi Mistrzów, ale odpadli z Realem Madryt na Santiago Bernabéu po samobójczej bramce Fernando.

Kontrakt nowego trenera podpisali Pere Guardiola, jako reprezentant Pepa, oraz prawnicy Manchesteru City. Odbyło się to pod koniec lutego w Londynie. Gdy 3 lipca Pep pojawił się na oficjalnej prezentacji w Manchesterze, przyznał, że kilka ważnych dokumentów ciągle jeszcze czeka na jego podpis. Ostatecznie wywiązał się z tego obowiązku w dniu, w którym Francja pokonała Niemcy w półfinale mistrzostw Europy. Tego wieczora spotkał się z przyjaciółmi i współpracownikami w restauracji Gaucho w Manchesterze. Był 7 lipca, pierwszy dzień gonitw byków w Pampelunie.

Pep’s City. The Making of a Superteam

Copyright © Lu Martín and Pol Ballús 2019, 2023

First published in Great Britain in 2019 by Backpage Press and Polaris Publishing Ltd

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2024

Copyright © for the translation by Bartosz Sałbut 2024

Redakcja – Grzegorz Krzymianowski

Korekta – Milena Piechowska, Dominik Leszczyński

Opracowanie typograficzne i skład – Joanna Pelc

Projekt okładki – Paweł Szczepanik / BookOne.pl

Fotografie na okładce – Barrington Coombs, Shaun Botterill/ Getty Images

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Drogi Czytelniku,

niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.

Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym, również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.

Dziękujemy!

Ekipa Wydawnictwa SQN

Wydanie II, Kraków 2024

ISBN mobi: 9788383305417

ISBN epub: 9788383305424

Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:

Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Grzegorz Krzymianowski, Natalia Patorska, Katarzyna Kotynia

Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Julia Siuda, Zuzanna Pieczyńska

Promocja: Piotr Stokłosa, Łukasz Szreniawa, Aleksandra Parzyszek, Paulina Gawęda, Barbara Chęcińska, Małgorzata Folwarska, Marta Ziębińska

Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Patrycja Talaga

E-commerce: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Marta Tabiś, Marcin Mendelski, Jan Maślanka, Anna Rasiewicz

Administracja: Klaudia Sater, Monika Czekaj, Małgorzata Pokrywka

Finanse: Karolina Żak

Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak

www.wsqn.pl

www.sqnstore.pl

www.labotiga.pl