Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rosja przeciwko Polsce, Europie, światu
Książka, dzięki której łatwiej zrozumieć współczesną Rosję
Idea Trzeciego Rzymu, ukrócenie polskiej anarchii, poskromienie tyrana Napoleona, panslawizm, walka cywilizacji, imperium a nacjonalizm, bolszewicka utopia, heart-land i modny do dziś euroazjanizm. Fascynująca panorama kilkuset lat rozwoju rosyjskiej myśli politycznej daje jedyną w swoim rodzaju możliwość spojrzenia na świat z perspektywy Moskwy.
Sięgając do rosyjskiej historii, literatury, filozofii i sztuki, wybitny znawca Imperium, profesor Andrzej Nowak, kreśli niezwykłą, erudycyjną syntezę myśli geopolitycznej naszego potężnego sąsiada. Poznanie rosyjskiego punktu widzenia, nawet jeśli bardzo głęboko się z nim nie zgadzamy, jest kluczem do zrozumienia wyzwań stojących przed Polską.
Szczególnie inspirujące jest obserwowanie, jak mocno przez wieki na rosyjskie myślenie wpływała „sprawa polska”. Dlaczego warto zestawić losy Rzeczpospolitej i Krymu? Jak „połykano i rozrzedzano” w ogromnym imperialnym organizmie „polską truciznę”? Dlaczego „Judasze Słowiańszczyzny” nie zasługiwali na żadną litość?
Andrzej Nowak (ur. 1960) – historyk, sowietolog, kierownik Zakładu Historii Europy Wschodniej na UJ, profesor zwyczajny w Instytucie Historii PAN. Wykładał historię Polski i Rosji na wielu zagranicznych uniwersytetach, m.in. na Harvardzie, Cambridge, Columbia University. Jako ekspert od polityki wschodniej wielokrotnie występował w telewizji. Autor kilkudziesięciu książek, dwukrotny laureat Nagrody Klio (w 1995 r. za Jak rozbić rosyjskie imperium i w 2001 r. za Polska i „trzy” Rosje. Studium polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego (do kwietnia 1920 roku)), trzykrotny – Nagrody Rektora UJ za wybitne osiągnięcia naukowe (2009, 2010, 2011), oraz m.in. laureat Nagrody im. Jerzego Giedroycia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 631
Wzięcie Arsenału,obraz Marcina Zaleskiego z 1831 roku.
OFIARY IMPERIUM –IMPERIUM JAKO OFIARA
1. Historia i mit
Gdzie znaleźć miejsce dla ofiar w studiach nad imperium? Na pewno nie wszędzie. Imperia to nie tylko przemoc i nie tylko ofiary. Ofiary i przemoc są dużo starsze od imperiów. Skoro jednak pytamy o ofiary, to trzeba na początku sięgnąć głębiej niż do historii – należy odwołać się do źródeł antropologicznych fenomenu przemocy w stosunkach międzyludzkich, do ukazujących to zjawisko mitów. Można zacząć właśnie od tego.
Refleksje o ofiarach można byłoby rozwinąć, wychodząc od opowieści o Kainie i Ablu albo o Abrahamie i Izaaku. Tutaj jednak ograniczymy się do przypomnienia innej historii słynnej ofiary – Ifigenii w Taurydzie, opisywanej przez Eurypidesa, a w XVIII wieku przywołanej na nowo przez Johanna Wolfganga Goethego i operę Christopha Willibalda Glucka. Przypomnijmy więc: Ifigenia, córka króla Agamemnona, miała zostać złożona w ofierze przez ojca, by wybłagać u bogów pomyślny wiatr, który pozwoliłby okrętom Greków ruszyć na Troję. Ofiara miała dokonać się w Aulidzie. Ifigenia została jednak cudownie ocalona przez boginię Dianę i przeniesiona na Krym – Taurydę, do królestwa Scytów. Tu zwyczaj nakazywał zabicie każdego przybywającego do królestwa cudzoziemca. Ifigenia musiała ukryć swą tożsamość, by uniknąć losu ofiary. Jako kapłanka miała jednak składać ofiary z innych nieszczęśników, których wiatry przygnały na brzegi Taurydy. Pierwszym z nich okazał się jej dawno niewidziany brat, Orestes. Ifigenia rozpoznała go w ostatnim momencie i wstrzymała się od swojego obowiązku, który byłby zbrodnią bratobójstwa. Ją i Orestesa ścigał gniew władcy królestwa Scytów, Thoasa. Wykroczenie przeciw prawom jego imperium musiało zostać ukarane. Do walki przeciw Thoasowi i jego prawom stanął jednak sprowadzony przez przyjaciela Orestesa oddział Greków. Thoas zginął, ale do ostatecznej konfrontacji między Grekami a Scytami nie doszło. Grecka tradycja znała rozwiązanie tragicznego węzła: deus ex machina. Bogini Diana nakazała Scytom uwolnić Ifigenię i Orestesa. Grecy mogli wrócić do ojczyzny. Tauryda pozostała scytyjskim królestwem.
Tak, w największym uproszczeniu, brzmieć może synopsis jednej z najsłynniejszych opowieści o ofierze. Jaki jednak jest związek tej historii z imperium? Możemy ten związek ukazać najpierw na płaszczyźnie anegdotycznej, łączącej mit z polityką. Oto na niemieckiej premierze opery Glucka, która odbyła się w Wiedniu w 1781 roku (dwa i pół roku po paryskiej prapremierze), na widowni zasiadł wielki książę Paweł Pietrowicz, późniejszy Paweł I. Był wstrząśnięty operą do tego stopnia, że zdecydował się odwiedzić sędziwego Glucka, by wyrazić mu swój podziw[1]. Głównym powodem obecności Pawła w Wiedniu nie były oczywiście przeżycia muzyczne; udał się tam z nakazu matki, Katarzyny II, która wysłała go do stolicy Świętego Cesarstwa Rzymskiego w ramach zabiegów o powrót do ściślejszego sojuszu z Wiedniem. Dwa lata później, w 1783 roku, dzięki temu sojuszowi, Katarzyna mogła bez przeszkód włączyć Krym do swego Imperium. Tauryda stała się prowincją Rosji. Bez większych ofiar[2].
Co jednak znaczy ofiara? Jak mierzyć jej wielkość, jej znaczenie? I jak ustalać odpowiedzialność za ofiary, związek przyczynowo-skutkowy, który do ofiar prowadzi? Czy w przypadku imperium problem ofiar ma jakiś specyficzny charakter? Gdy rozważa się te zasadnicze pytania, bardzo pomocna może okazać się krótka analiza symbolicznej treści mitu o Ifigenii. Najpierw ofiara pierwsza, którą Agamemnon zamierzał złożyć w Aulidzie – Ifigenia miała poświęcić się/zostać poświęcona dla w ł a s n e j wspólnoty politycznej. Herfried Münkler w swojej niedawnej syntezie podkreślił znaczenie ideologii, misji uzasadniającej imperium. Idea owej misji, stwierdza, adresowana jest przede wszystkim do ludu imperialnego centrum (w mniejszym stopniu do ludów podbijanych peryferii), ma go przekonywać o potrzebie poświęceń dla imperium. To lud centrum ma być – w tym sensie – pierwszą ofiarą imperium, wzywany wciąż do tego, by w imię owej misji poświęcił swoje krótkoterminowe interesy, a czasem nawet życie (ten interes jednostki, z punktu widzenia imperium, jest bardzo mało ważny)[3]. Ifigenia w Aulidzie, przewidywana na ofiarę, dzięki której grecka flota mogłaby ruszyć, by dokonać wielkiego podboju, jest tu prefiguracją wszystkich ofiar narodu imperialnego centrum – w tym „ruskiego mużyka” albo rosyjskiego inteligenta, którzy z siekierą, bagnetem lub piórem w ręku mają walczyć o wielkość Imperium Rosyjskiego lub jego idei – aż do śmierci. To jest ofiara, którą można by określić jako p o ś w i ę c e n i e s i ę[4]. Ofiara, której potrzeby zrozumienia i zaakceptowania – jako najwyższego obowiązku – można od niej samej, od wybranej na ofiarę jednostki, oczekiwać. Działania w tym kierunku podejmują „elity interpretacyjne” imperium, które mają przekonać lud centrum do poświęceń.
Jeśli owe elity będą skuteczne, jeśli idea poświęceń dla imperium zostanie głęboko zinternalizowana, wówczas łatwiej może przyjść uzasadnienie ofiar kolejnego typu: ofiar, którymi są inni. Ofiar imperium, a nie dla imperium.
Zanim jednak do nich przejdziemy, zatrzymajmy się na chwilę przy pytaniu, czy rzeczywiście zjawisko ponoszenia ofiar dla wspólnoty politycznej, poświęcenia dla niej, jest ograniczone tylko do struktur imperium? Oczywiście – nie. Dulce et decorum est pro patria mori („Słodko i zaszczytnie jest umierać za ojczyznę”) – choć te słowa zapisane zostały przez Horacego, nadwornego poetę imperialnego centrum, to jednak wyrażają ducha poświęcenia dla wspólnoty, którą może być także rodzinne miasto, wioska, naród, państwo narodowe. Każda ze wspólnot historycznych odwołuje się w jakimś stopniu – przy pomocy własnej elity interpretacyjnej, własnej tradycji – do zdolności poświęcania się jej członków, domaga się od nich, przynajmniej niekiedy, ofiar. W tym więc punkcie, który określa sytuacja Ifigenii w Aulidzie, trudno szukać imperialnej specyfiki problemu ofiar.
Wydaje się, że możemy taki punkt znaleźć w sytuacji Ifigenii przeniesionej już do Taurydy. Kluczowym momentem owej sytuacji jest konieczność ukrywania przez Ifigenię, Greczynkę, jej tożsamości w królestwie Scytów. Ujawnia ją w końcu królowi Thoasowi, ale nie zwalnia jej to z obowiązku lojalności wobec prawa jego królestwa – okrutnego prawa, nakazującego eliminację każdego człowieka o obcej scytyjskiemu imperium tożsamości. Może pozostać w głębi ducha Greczynką, ale musi zabijać Greków, którzy pod grecką flagą – czyli z otwarcie ujawnioną tożsamością – pojawiliby się w królestwie Thoasa. Czy podporządkowując się temu prawu i dowodząc w ten sposób swojej lojalności wobec scytyjskiego imperium, nadal będzie mogła zachować swą wewnętrzną, grecką tożsamość? Historycy imperiów spierają się często o cienką granicę oddzielającą lojalność od akulturacji i akulturację od asymilacji. Przypadek Ifigenii w Taurydzie wyostrza ten problem do wymiaru tragedii, czyli do nieuchronnego wyboru: albo lojalność wobec prawa imperium, albo zachowanie odrębnej tożsamości wspólnotowej.
Czy wybór ten w rzeczywistości historycznej imperium, na przykład Imperium Rosyjskiego w wieku XIX, był równie ostry? Na pewno nie zawsze, ale w niektórych przypadkach b y ł (co postaram się pokazać niżej), a wtedy pociągał za sobą specyficzną ofiarę: ofiarę tożsamości, która wykształciła się na peryferiach tego Imperium – albo jeszcze przed włączeniem tychże peryferii w skład Imperium, albo już po ich aneksji. Czy owa, odmienna niż pożądana w imperialnym centrum, tożsamość odrębnej wspólnoty nie wymagała także ofiar, by się wykształcić? Czy jest „bezgrzeszna”? Nie, oczywiście nie. I mit Ifigenii doskonale to uświadamia. Przemoc założycielska i jej ofiary są zapisane w rodzie Atrydów aż nadto wyraziście. To ród Agamemnona, Klitajmestry i Orestesa. A jednak sama Ifigenia jest ofiarą niewinną. I to jest perspektywa, którą warto może uwzględnić w analizie problemu ofiar imperium. Tak jak uczynił to na przykład Lew Tołstoj w swojej słynnej noweli Za co?. Nie szukał uzasadnień dla przemocy zastosowanej przez imperium Mikołaja I wobec jej bohaterów – polskich patriotów 1831 roku i syberyjskich zesłańców, nie zajmował się skazami w polskiej tożsamości. Ukazywał niewinne ofiary imperialnej przemocy. Czy jednak na taką perspektywę jest miejsce w analizie historycznej? Sądzę, że tak – choć oczywiście nie może to być perspektywa wyłączna.
Odwróćmy teraz bowiem problem relacji imperium–ofiara. Imperium nie tylko ma swoje ofiary, ale samo może stać się ofiarą. Tego właśnie obawia się Thoas. By jego królestwo uniknęło losu ofiary, wymusza egzekwowanie okrutnego prawa niszczącego w zarodku wszelką obcą imperium tożsamość. I mit o Ifigenii uzasadnia jego lęk. Kiedy na scenę wkraczają Grecy pragnący uwolnić – lub pomścić – niewinną ofiarę, Ifigenię, śpiewają w operze Glucka słowa, które mogły budzić interesujące echo w uszach przysłuchującego się im w Wiedniu carewicza Pawła. Przypomnijmy: Lasst tilgen uns der Skythen Brut, / Vernichten sie und ihren letzten Samen („Wymażmy scytyjskiego prymitywa, unicestwmy go i jego ostatnie nasienie”) – co w języku paryskiej premiery brzmiało z kolei tak: De ce peuple odieux / Exterminons jusqu’au moindre reste („To odrażające plemię wyniszczmy aż do ostatka”)[5]. Jeśli imperium nie zdławi oporu peryferyjnych tożsamości, jeśli nie złoży ich na swoim ołtarzu jako ofiar, wówczas samo ulec może przemocy z ich strony, co skutkować będzie nie tylko likwidacją imperium, ale także eksterminacją ludu jego centrum i zniszczeniem jego tożsamości. Albo – albo.
Znów pojawia się pytanie, czy w historycznej rzeczywistości występuje tak ostra alternatywa? Otóż występuje – w każdym razie w świadomości obu stron konfliktu: centrum imperialne – „uciskane” peryferie. Thoas ma legion naśladowców w realnych imperatorach i ich sługach, którzy drżeli na myśl, że ich imperium może runąć[6]. I chór Greków ma swoich kontynuatorów, którzy myśleli o zemście i ostatecznej destrukcji imperium. Oczywiście między tymi dwiema postawami, obawami czy też ambicjami znajduje się w rzeczywistości historycznej cały wachlarz stanów pośrednich. Nie unieważniają one jednak napięcia, jakie tworzy w imperium trójkąt opisany w micie poprzez postaci Thoasa, którego można by określić angielskim terminem empire saver („obrońca imperium”), Ifigenii – symbolu ofiar, oraz chóru Greków mścicieli, którym można by z kolei przydać angielskie miano nation builders („budowniczowie narodu”). Tyle tylko, że byli to nation builders peryferii. W centrum ich brak musiał zastąpić mechanizm deus ex machina... Czy tak jest również w rzeczywistej historii Imperium Rosyjskiego? Pozostawiamy to pytanie otwartym.
2. Problem polski Imperium Rosyjskiego – spojrzenie z Cytadeli
Spróbujmy teraz przyjrzeć się, jak ów trójkąt – reprezentujący centrum imperium Thoas, Ifigenia ofiara, a w końcu chór Greków, czyli widmo buntu peryferii – wygląda w rzeczywistym Imperium Rosyjskim w analizie jego relacji występujących do wybranej jako przykład polskiej peryferii. Zanim to uczynimy, podkreślmy, że oczywiście nie jest obojętne, jaką peryferię poddamy tej analizie. Dlaczego? Zauważmy, że w mit Ifigenii w Taurydzie wpisany jest jeszcze jeden interesujący z punktu widzenia analizy problemu imperium i ofiar wątek. To przeciwstawienie kulturowe imperium (jego centrum) i jego ofiar (peryferii): królestwa Scytów i skazanych na bycie ofiarą, lecz buntujących się Greków. Nie musimy bynajmniej interpretować tego przeciwstawienia w kategoriach „barbarzyństwa” z jednej i „cywilizacji” z drugiej strony. Ważny jest sam fakt kulturowej odrębności. Zaakceptowanie praw królestwa Scytów, wymagana przez imperium Thoasa lojalność wobec tych praw oznacza dla greckiej kapłanki nie tylko polityczną zdradę „projektu” własnej wspólnoty, ale także faktycznie zmianę tożsamości kulturowej. Taka relacja nie musi występować w przypadku każdej z peryferii podporządkowanych prawu i „kulturze politycznej” imperialnego centrum. Część z nich może podzielać z tymże centrum podstawy kulturowe prawa i obyczajowości, które w nim obowiązują. U części natomiast te podstawy są odmienne – i to czyni problem ofiary z tożsamości jeszcze ostrzejszym tudzież bardziej wyrazistym, chodzi bowiem w tym przypadku o ofiary przemocy kulturowej czy, jak kto woli, cywilizacyjnej.
Ten właśnie aspekt pomaga uświadomić sobie analiza, jakiej dokonał rosyjski antropolog Władimir Boczarow, porównując rosyjską kulturę polityczną z kulturą polityczną, którą określa jako zachodnią czy też europejską. W tej pierwszej charakterystyczne jest uznanie przemocy za nieodłączny atrybut władzy. Władza nie tylko może, ale musi odwoływać się w tej tradycji do przemocy, jeśli ma utrzymać swój autorytet. Wyraża się on właśnie w przemocy wobec własnych poddanych. Według Boczarowa jest to zjawisko typowe – jak to uogólnia – dla niezachodnich społeczeństw. Owa „wewnętrzna przemoc” ukazuje się przed poddanymi jako wzór „ojcowskiej władzy”. Miała ona obowiązek odgrodzić społeczeństwo od „ciemnych sił”, od „agentów destabilizacji” – odgrodzić oczywiście przemocą. Ofiary były w tej perspektywie całkowicie naturalne, można powiedzieć: społecznie akceptowane. Boczarow śledzi elementy tego zjawiska w historii relacji między rosyjskim społeczeństwem a władzą na przestrzeni wieków, aż po najstraszniejsze czasy stalinowskie, po których – jak zauważa – wiele ofiar jest gotowych usprawiedliwić ex post państwową przemoc słowami: „takie były czasy”[7].
Uogólnienia tak szerokie, jak to, którego dokonał rosyjski antropolog przemocy, są oczywiście ryzykowne. Jeśli jednak zrezygnować z nazbyt ogólnej formuły „społeczeństwa niezachodnie” i ograniczyć się tylko do analizy dominujących trendów w rosyjskiej tradycji politycznej, to obserwację Boczarowa o pewnej akceptacji dla państwowej przemocy w owej tradycji można uznać za wartą uwagi hipotezę roboczą. Rozważamy ją tutaj po to, by dostrzec zasadniczą odmienność antropologii przemocy w tradycji politycznej, jaka wykształciła się może niekoniecznie w całej Europie, ale na pewno w Polsce i przyjęła utrwaloną postać w formule Rzeczypospolitej szlacheckiej. Nie było w niej odrobiny tolerancji dla przemocy państwowej. Wręcz przeciwnie: zaznaczała się uderzająca wręcz alergia na taką przemoc. Prawo władcy do stosowania przemocy wobec poddanych zostało radykalnie ograniczone. Nie znaczy to bynajmniej, że przemoc w Rzeczypospolitej nie występowała. Znaczy tylko, że w tradycji republikańskiej[8], a o takiej tutaj mówimy, odwrotnie niż w tradycji imperialnej, władza centralna nie mogła liczyć na żadne zrozumienie ze strony obywateli dla stosowania przemocy wobec nich, nie mogła liczyć na jakiekolwiek usprawiedliwienie ofiar.
Jurij Łotman zwrócił niegdyś uwagę na uformowanie się dwóch różnych modeli kultury politycznej: kultury „powierzenia siebie” (wruczenija siebia) władcy i kultury „umowy” z władcą[9]. Tutaj moglibyśmy owe dwa modele określić jako kulturę akceptacji państwowej przemocy i kulturę jej odrzucenia. Rosyjskie centrum, uformowane w kulturze akceptacji państwowej przemocy, rozciągało ją od połowy wieku XVIII na polską peryferię, zyskując w kręgach swojej elity, a może nawet szerzej – także „ludu” centrum, zrozumienie dla ofiar, które muszą ponosić „inni”, skoro w samym centrum zwykli ponosić je także „swoi”. Wśród ofiar w polskiej peryferii takiego zrozumienia nie było – nie tylko dla podporządkowania imperialnemu centrum, ale także dla stosowania przemocy przez państwo wobec swoich poddanych. Dodajmy na marginesie, że ta rozbieżna percepcja problemu ofiar państwowej przemocy w rosyjskim centrum imperium i na jego polskiej peryferii – sferach rozmaicie ukształtowanych w swych politycznych kulturach i odmiennie rozumiejących antropologię przemocy – może być istotnym czynnikiem wpływającym na zasadnicze nieporozumienie związane ze sprawą Katynia. Nie kontynuując tej dygresji, podkreślmy tylko raz jeszcze, że ponad dwieście pięćdziesiąt lat (z niewielkimi przerwami) dominacji kultury państwowej przemocy nad tradycyjną kulturą polskiej peryferii (a w każdym razie republikańską – w punkcie wyjścia, w połowie wieku XVII – kulturą polityczną jej elit) tworzyło dodatkowy efekt imperialnej przemocy, pociągało za sobą dodatkowe ofiary w trudniej może uchwytnym niż liczba straconych czy zesłanych na Syberię wymiarze. Ten wymiar stanowiła właśnie przemoc cywilizacyjna.
Jej symbolem jest warszawska Cytadela. Zbudowana na mocy decyzji Mikołaja I z 1835 roku w stolicy karanej za bunt polskiej peryferii symbolizuje ona nader konkretne ofiary imperium: przez jej więzienie polityczne – X Pawilon – przejdzie pod władzą carów ponad sześćdziesiąt tysięcy więźniów. Ponad dwadzieścia tysięcy ruszy stamtąd w dalszą drogę: na zesłanie w głąb Rosji. Część – straconych – pozostanie tam na zawsze[10].
Nikt nie policzył dotąd wszystkich więźniów prześladowanych przez Imperium Rosyjskie za przywiązanie do polskiej tożsamości politycznej – czyli za wrogość lub nielojalność wobec tegoż Imperium. Jeśli przez jedno, centralne co prawda, więzienie przewinęło się ich, powtórzmy, sześćdziesiąt tysięcy w ciągu połowy rosyjskiego panowania nad większością ziem dawnej Rzeczypospolitej, to łatwo przyjąć można szacunek, że takich więźniów w ciągu całego procesu podporządkowywania Rzeczypospolitej Rosji, a następnie pod rosyjskim zaborem, czyli w latach 1733–1917, musiało przejść przez wszystkie więzienia i areszty śledcze Imperium kilkaset tysięcy – średnio nie mniej niż kilka tysięcy rocznie przez blisko dwieście lat. Nikt nie policzył też dokładnie wszystkich zesłanych z terenu Rzeczypospolitej w głąb Rosji w owym okresie, choć dokonuje się w tym zakresie nieco bardziej precyzyjnych szacunków. Wiemy na przykład, że po powstaniu styczniowym, od 1863 do połowy 1866 roku kolej warszawsko-petersburska przewiozła na wschód 34 tysiące więźniów politycznych, według zaś szacunków rosyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w 1872 roku było około 40 tysięcy polskich zesłańców, z czego mniej więcej 20 tysięcy na Syberii (w tym czasie, tj. w latach 1861–1870, rocznie z Rosji europejskiej na Syberię zsyłanych było za przestępstwa polityczne przeciętnie od trzech do dwudziestu osób). Poczynając od zesłańców z konfederacji 1733 roku, pierwszego polskiego antyimperialnego ruchu zbrojnego, poprzez konfederatów barskich z lat 1768–1772, aż po ostatnią większą falę zesłańców, związaną z rewolucją lat 1905–1907 na ziemiach polskich, można przyjąć, że na zesłanie z powodów wiązanych przez władze carskie z „buntem polskiej peryferii” trafiło nie mniej niż 80 tysięcy osób. W tym samym czasie, w latach 1733–1907, w kolejnych tłumionych przez wojska carskie konfederacjach, powstaniach i spiskach, w których istotnym elementem było hasło polskiej niepodległości, zginęło lub zostało straconych po stronie powstańców i spiskujących na pewno nie mniej niż 100 tysięcy ludzi. Do tego dodać trzeba przymusowo przesiedlane z guberni litewsko-ruskich w głąb Rosji (również na Kaukaz) rodziny drobnej polskiej szlachty, a także ofiary ogromnej operacji socjotechnicznej, jaką była w latach 1831–1855 akcja pozbawienia praw szlacheckich, w tym – przede wszystkim – dostępu do edukacji ponad 300 tysięcy tzw. jednodworców w guberniach litewsko-ruskich[11].
Czy nie do ofiar przemocy Imperium wypadnie zaliczyć także setki tysięcy przymusowo wcielanych do wojska mieszkańców ziem polskich, wysyłanych na służbę na innych, dalekich peryferiach, by w większości nigdy już nie wrócić do swego kraju? Jak obliczył Wiesław Caban, z samego Królestwa Polskiego tylko w latach 1832–1873 wcielono do armii Imperium ponad 200 tysięcy młodych ludzi, z czego około 150 tysięcy zmarło lub zginęło, a najwyżej 20–25 tysięcy wróciło do kraju[12].
Gdybyśmy wszystkie te szacunki zsumowali, otrzymamy poważną, sięgającą na pewno miliona liczbę ludzi bezpośrednio dotkniętych przemocą Imperium. Chodzi o osoby dotknięte przemocą w procesie politycznej asymilacji przez Rosję ziem dawnej Rzeczypospolitej i o przemoc najprostszą: więzienia, zsyłki, egzekucje, pozbawienie praw, majątków itp. To jest wciąż wielki temat dla historiografii – nadal nie ma żadnej jego syntezy ani też żadnej systematycznej próby porównania skali, kształtu, celów i skutków tej przemocy z przemocą stosowaną przez Imperium wobec innych peryferii. Brak także próby porównania tego zjawiska do systemu przemocy stosowanego w podobnym okresie przez inne imperia wobec ich poszczególnych peryferii oraz skali i charakteru ofiar stąd wynikających.
Tu oczywiście nie możemy pokusić się o żadną tego rodzaju próbę. Możemy za to wrócić do przykładu. Możemy odwołać się do Cytadeli. Dlaczego akurat do niej? Jej budowa i okres najbardziej aktywnego funkcjonowania zbiegają się w czasie z największym nasileniem przemocy w stosunku do polskiej tożsamości politycznej zachodniej peryferii Imperium. W czterdziestoleciu między powstaniem listopadowym a wygaśnięciem największej fali represji po powstaniu styczniowym, tj. w latach 1831–1872, kumuluje się liczba ofiar. Z tym okresem łączy się zapewne przynajmniej 80 procent ogółu ofiar przemocy mocarstwa na ziemiach (dawnej) Rzeczypospolitej od XVIII wieku do 1917 roku. Nie mniej niż 700–800 tysięcy ofiar w ciągu czterdziestu lat – to powód, by okresem tym zająć się osobno.
Wróćmy zatem do Cytadeli. Ogłaszając decyzję o jej budowie i grożąc zburzeniem Warszawy w przypadku nowego buntu, Mikołaj wypowiedział do Polaków w 1835 roku ważne słowa: Jesli wy budietie upriamo lelejat’ miecztu otdielnoj nacyi, niezawisimoj Polszy i wsie eti chimiery, wy tolko nakliczetie na siebia bolszyje niesczastija („Jeśli będziecie uporczywie pieścić marzenia o oddzielnej narodowości, niepodległej Polsce i wszystkie te chimery, to ściągniecie tylko na siebie więcej nieszczęść”)[13]. Spróbujmy zrozumieć punkt widzenia władzy Imperium Rosyjskiego, który stoi u podstaw tak jasnej deklaracji. Zapowiadała ona jednoznacznie: Polacy muszą uczynić ofiarę z marzeń o utrzymaniu swej politycznej tożsamości, z pamięci o swej tradycji narodu politycznego. Jeśli tego nie zrobią – padną ofiarą najostrzejszych represji ze strony Imperium. Albo – albo.
Skąd taki radykalizm? Wynikał on z poczucia zagrożenia Imperium, poczucia dominującego nad całym okresem panowania Mikołaja I od samego jego początku naznaczonego traumą powstania dekabrystów. Doszło wówczas, co warto sobie uświadomić, do pierwszej europejskiej wojny z terrorem. War on terror – to nie było hasło wymyślone przez George’a Busha juniora ani Władimira Putina; to idea, która stała się obsesją i kształtowała realną politykę imperiów wschodnioeuropejskich co najmniej od marca 1819 roku, od momentu zamachu na literackiego agenta Imperium, Augusta von Kotzebue, zamordowanego przez niemieckiego studenta. Zbieg w czasie tego wydarzenia z buntem osadników wojskowych pod Charkowem, a w następnym roku z buntem w Lejb-Gwardyjskim Siemionowskim Pułku, oznaczał istotną zmianę w poszukiwaniach nowej, dostosowanej do wyzwań porewolucyjnej modernizacji formuły Imperium Rosyjskiego. Powstanie dekabrystów przypieczętowało ostatecznie tę zmianę. Nowy cesarz, Mikołaj I, będzie walczył przez cały okres swego panowania z rewolucją, będzie we współpracy z księciem Metternichem organizował antyrewolucyjną, czy – jak kto woli – antyterrorystyczną międzynarodówkę[14], po to by odsunąć od swojego kraju widmo rozpadu – widmo, które pojawiło się przed nim u progu jego panowania. Istotne było tu skojarzenie polskości z rewolucją, walki o polską odrębność w Imperium lub (co gorsza) o oderwanie od Imperium z groźbą anihilacji samych podstaw państwa carów.
Polacy także pamięcią o swojej odrębności i nadziejami na jej utrzymanie wnosili ferment do Imperium. Mówił o tym wyraźnie skierowany do Mikołaja raport III Oddziału z 1828 roku: Polaki sczitajut siebia p a r i a m i w Rossijskoj Impierii [...]; oni proliwajut slozy o tom, czto w Rossii oni odni nachodiatsia w sostojanii ugnietienija („Polacy uważają się za pariasów w Imperium Rosyjskim [...]; leją łzy nad tym, że w Rosji znajdują się w stanie ucisku”)[15]. Istotę tego samego problemu jeszcze lepiej wyłożył Mikołajowi w następnym roku senator wojewoda Królestwa Polskiego, książę Adam Jerzy Czartoryski: La nation polonaise veut obeir à Sa loi et à Son roi, et non à une autre nation („Naród polski chce być posłuszny swemu prawu i swemu królowi, a nie innemu narodowi”)[16].
Stabilność, jak to ujął Paul Ricoeur, to „sposób trwania polegający na zamieszkiwaniu”. Ona przyczynia się do wzrostu skuteczności instytucji i norm[17]. Stabilność jest możliwa – pozwólmy sobie rozwinąć tę definicję – tylko wtedy, gdy łączy się z poczuciem zadomowienia. Mikołaj pragnął, by Imperium było domem dla jego poddanych. Ale czy mogło być domem, ojczyzną dla wszystkich? Dulce et decorum est pro patria mori – te cytowane już słowa poety rzymskiego imperium nabierały w wieku nacjonalizmów i rewolucji niepokojącego znaczenia. Co znaczy pojęcie „patria” w kontekście XIX-wiecznego Imperium? Dla kogo Imperium mogło być ojczyzną? Mikołaj szukał stabilizacji swojego mocarstwa poprzez umocnienie jego rosyjskiej tożsamości. Pisał o tym dobitnie w instrukcji dla swego syna, następcy tronu, wyjeżdżającego w 1838 roku w pierwszą wielką podróż zagraniczną: My dołżny wsiegda sochraniat’ naszu nacyonalnost’, nasz otpieczatok i gorie nam, jesli ot niego otstaniem; w niom nasza siła, nasze spasienije, nasza niepodrażajemost’! („Powinniśmy zawsze zachowywać naszą narodowość, naszą specyfikę, i biada nam, jeśli od niej odstąpimy; w niej nasza siła, nasze zbawienie, nasza niepowtarzalność”)[18]. Stabilizacja równała się stopniowej akceptacji „przewodniej roli” narodu rosyjskiego i rosyjskiej tożsamości w Imperium – taka była logika systemu przyjętego ostatecznie przez Mikołaja.
I tę logikę burzyły najbardziej, podważając tym samym całość Imperium, polityczne konsekwencje trwania polskiej tożsamości. Stabilność, której szukał Mikołaj, oznaczała bowiem stopniową depolonizację. Polskość stawała się w ten sposób nieuchronnie czynnikiem destabilizacji, o czym dobitnie przekonały cara dramatyczne wydarzenia lat 1830–1831: polskie powstanie, polski bunt. Pojęcie ojczyzny dla Polaków, dla tych, którzy posiedli już świadomość narodową polską, zderzało się z pojęciem Imperium, jakie pragnął utrwalić Mikołaj – zderzało się z ojczyzną Mikołaja i jego syna, Aleksandra II.
„Nie dawaj nigdy wolności Polakom; utrwal to, co zaczęte, i staraj się doprowadzić do końca trudne dzieło zruszczenia [obrusienija] tego kraju, w niczym nie osłabiając podjętych środków” – taką radę, a raczej nakaz pozostawił synowi Mikołaj w testamencie spisanym 30 lipca 1835 roku, przed wyjazdem na manewry do Kalisza, w związku z pogłoskami o tym, że przygotowywany jest zamach na życie cara[19].
Dulce et decorum est pro patria caesi („Słodko i zaszczytnie jest dla ojczyzny zabijać”) – w tej zmodyfikowanej formie powtarza się apel o wyrzynanie wrogów ojczyzny nie tylko w imperiach czy przez imperia. W przypadku imperium, a na pewno w tym konkretnym przypadku Imperium Mikołaja, chodziło jednak o złożenie ofiary nie z jakiejś grupy wrogów, ale z tożsamości całej tej grupy – narodu. Mikołaj brał osobiście udział w tworzeniu oryginalnych środków, które miały do tego celu prowadzić. Nie tylko tak wyrafinowanych, jak wysunięty przezeń pomysł likwidacji odrębności języka polskiego – poprzez wprowadzenie cyrylicy jako obowiązującego alfabetu[20]. Mowa tu także o formach przemocy jak najprostszej, jak najbardziej bezpośredniej.
Przywołam dwa znane, znakomicie opisane między innymi w studiach Wiktorii Śliwowskiej, przykłady. Przypomnę je po to, by wielkie liczby i idee nie przesłoniły ludzkiego, indywidualnego wymiaru ofiary. A także po to, by ukazać ich możliwe znaczenie w kontekście szerszej próby interpretacji problemu ofiar Imperium.
Dwunastego stycznia 1837 roku (31 grudnia 1836 starego stylu) Mikołaj osobiście podpisał akt łaski uwalniający od kary śmierci oskarżonych o spisek polskich zesłańców w Syberii Zachodniej. Rosja szczyciła się przed Europą tym, że nie stosuje kary śmierci. Mikołaj zamienił więc karę śmierci na karę od sześciu do trzech tysięcy kijów. Z sześciu skazanych egzekucję, przeprowadzoną w Omsku w marcu 1837 roku, przeżył jeden, dzięki dyżurnemu lekarzowi, który przerwał wykonanie wyroku. Jan Henryk Sierociński, Władysław Drużyłowski, Włodzimierz Milidin, Jan Wróblewski i Antoni Zagórski nie przeżyli[21]. Tego rodzaju kara nie była w polityce penitencjarnej Imperium niczym nowym. Wspomniani wcześniej zbuntowani osadnicy wojskowi spod Charkowa z 1819 roku – ponad trzysta osób – zostali skazani na przykład na karę aż do dwunastu tysięcy kijów! To, co łączyło obie kary i obie grupy ofiar, to oskarżenie o naruszenie fundamentalnego porządku Imperium. To, co je różniło, to fakt, iż kara dotykała Polaków dlatego, że zostali wcieleni przymusowo do wojska za bunt w obronie ich polityczno-narodowej tożsamości (za udział w powstaniu listopadowym) i nie wyrzekli się jej – a więc nie wyrzekli się samego buntu – już gdy znaleźli się w armii. Kara zastosowana wobec nich nosiła w sobie oczywisty zamysł odstraszenia od samej idei buntu, ale także – zniechęcenia do wierności wobec specyficznej, polskiej tożsamości.
W tej dziedzinie – odstraszania – Mikołaj wprowadził jednak, najpierw właśnie dla Polaków, pewne novum do praktyki karnej swojego Imperium. Otóż 7/19 marca 1839 roku powiadomił swojego ministra wojny, Aleksandra Czernyszowa, o nowym akcie łaski. Zaproponowaną przez generała-gubernatora kijowskiego Dmitrija Bibikowa karę śmierci dla czterech przywódców wykrytego na Ukrainie spisku polskiego (tzw. spisku Konarskiego) zamienił na dwadzieścia lat katorgi, pod warunkiem jednak, że najpierw odbędzie się cała ceremonia egzekucji, zatrzymana w ostatnim momencie przed wykonaniem wyroku przez kata. I taki też scenariusz został zrealizowany. Dopiero na samym szafocie, już po narzuceniu kapturów i podprowadzeniu pod pętle szubienic skazani Polacy – Gasper Maszkowski, Antoni Beaupré, Fryderyk Michalski i Piotr Borowski – usłyszeli o akcie łaski imperatora. Analogiczny „chwyt psychologiczny” Mikołaj polecił później zastosować jeszcze kilka razy, między innymi w stosunku do księdza Piotra Ściegiennego, polskich spiskowców 1846 roku (Karola Ruprechta i Andrzeja Deskura), a na koniec dopiero wobec rosyjskich buntowników – pietraszewców, wśród których znalazł się Fiodor Dostojewski[22].
Mikołaj nie miał wątpliwości, że terror jest jedyną słuszną polityką wobec „polonizmu”. Pisał o tym najbardziej otwarcie do namiestnika Królestwa Polskiego, księcia Iwana Paskiewicza. Pouczał go wielokrotnie: Czto że kasajetsia kraja [Królestwa Polskiego], to chotia ty uwieriajesz, czto czeriez 10 let, a ja ostajus’ pri 97, on i prijdiot w żełajemoje położenije, no ja skorieje nadiejus’ po etoj czasti na russkije sztyki i kartiecz’, czem na wsie drugija miery; strach odin, po mojemu, diejstwitielen na polakow („Jeżeli chodzi o ten kraj, to choć zapewniasz, że za lat dziesięć dojdzie on do stanu, jakiego sobie życzymy, ja obstaję przy dziewięćdziesięciu siedmiu latach, ale bardziej liczę w tej mierze na rosyjskie bagnety i kartacze niż na inne środki; tylko strach, moim zdaniem, oddziałuje na Polaków”) (3/15 lipca 1838).
I dalej: [...] odin strach i ubieżdienije potieriat’ wsie poslednieje czto ostałos’, ich jeszczo udierżywajet. Dokol’ my silny, nie odnim czisłom wojsk, no nieumolimymi mierami sbliżenija s Rossijej, liszenijem ich wsiech osobiennostiej, sostawlajuszczich ostatok ich mnimoj narodnosti, dotol’ my budiem imiet’ wierch, chotia sowriemieniem i pri postojannoj nastojcziwosti. No lisz tolko my osłabniem, ili w mierach sich, ili wdadimsia w dowiercziwost’ k nim, wsio propadiot, i gibiel nieminujema! („[...] powstrzymuje ich tylko strach i obawa przed utratą tego wszystkiego, co im jeszcze do stracenia zostało. Dopóki siłą naszą jest nie tylko liczebność wojskowa, lecz i nieubłagane środki zespolenia z Rosją, pozbawienie ich wszelkiej odrębności, która stanowi resztkę ich rzekomej narodowości – dopóty mieć będziemy nad nimi przewagę, choć dopiero za jakiś czas i przy pełnej konsekwencji. Lecz jeśli tylko osłabniemy w stosowaniu tych środków albo też pozwolimy sobie na jakiekolwiek zaufanie im, wszystko przepadnie i czeka nas niechybna zguba”) (6/18 kwietnia 1845)[23].
Trudno o bardziej dobitne przedstawienie tragicznej alternatywy. Albo ofiarą stanie się polska tożsamość („resztka ich rzekomej narodowości”), którą zdławić muszą systematycznie stosowane „nieubłagane środki zespolenia z Rosją”. Albo ofiarą padnie Imperium: „wszystko przepadnie i czeka nas niechybna zguba”. Pod wpływem polityki Imperium podobnie – dodajmy – kształtowała się wizja konfliktu po drugiej stronie. Plany destrukcji mocarstwa tworzyli polscy spiskowcy w kraju, na zesłaniu i przede wszystkim na emigracji (przy okazji: czy politycznych emigrantów także można uznać za ofiary?; i czego – Imperium?, a może „polonizmu”?). Powstawały plany wspólnej akcji wszystkich grup etnicznych i religijnych uznawanych przez polskich konspiratorów za „uciśnione” przez Imperium. Plany, których celem było, jak to ujął książę Czartoryski, mettre de l’ensemble entre tous ces peuples qui souffrent aujourd’hui directement de la tyrannie russe – contre l’ennemi commun [...], réunir les peuples asservis et frémissants de leurs chaines contre leur oppresseur commun („połączyć te ludy, które cierpią dzisiaj bezpośrednio tyranię rosyjską – przeciw wspólnemu wrogowi [...], zjednoczyć ludy zniewolone, pobrzękujące swoimi kajdanami, przeciw ich wspólnemu gnębicielowi”)[24].
Czy można było wyobrazić sobie rozwiązanie tego tragicznego dylematu bez ofiar? W pewnym sensie tak. I to wydaje się jeszcze jednym aspektem problemu imperium i jego ofiar wartym porównawczych badań. Chodzi o ideologie zdolne do zracjonalizowania ofiar jako drogi do wyzwolenia. Ideologia Imperium jako instrumentu pewnej misji, władnej nieść szczęście ludziom, także mieszkańcom przyłączanych i asymilowanych peryferii, okazała się do tego zdolna. Ofiary imperialnej przemocy właśnie przemocą miały być wyzwolone z obciążającej je, stojącej na przeszkodzie ich szczęściu tożsamości. Ujął to najlepiej sam Mikołaj w liście do księcia Paskiewicza z 28 czerwca/10 lipca 1833 roku. Pisał wtedy o Polakach tak: ich diełat’ nado sczastliwymi woprieki ich samych i kak by nasilno („trzeba ich uszczęśliwiać wbrew nim samym i jakby przemocą”)[25].
Układający na rozkaz Imperatora drobiazgowy scenariusz wstrzymanej w ostatnim momencie egzekucji, generał-gubernator kijowski Dmitrij Bibikow rozwinął tę myśl najobszerniej w formie najbardziej chyba wszechstronnego w całym XIX wieku programu zastosowania wobec Polaków „nieubłaganych środków zespolenia z Rosją”. Omawiam ten fascynujący nowoczesnością owych środków program w odrębnym rozdziale. Tu przypomnę tylko słowa z memoriału wysłanego kilkanaście dni po zrealizowaniu (przedstawionego kilka akapitów wyżej) scenariusza wstrzymanej w ostatniej chwili egzekucji na czterech „konarszczykach”. 28 marca/9 kwietnia 1839 roku, Bibikow datował swój memoriał do cara: O złoumyszlennnosti polakow i otniatji u nich k tomu sriedstw [O złych zamiarach Polaków i odebraniu im środków do ich urzeczywistnienia]. Punkt pierwszy tego memoriału głosił: priniat’, odnażdy na wsiegda, koniecznyje i rieszytielnyje miery k unicztożeniju postiepenno wsiech widow otdielenija ot Wielikorossii („zastosować, raz na zawsze, ostateczne i zdecydowane środki na rzecz likwidacji wszystkich elementów/przejawów oddzielenia [tego kraju] od Wielkorosji”). Punkt drugi wzywał do usilenija matierialnogo błagosostojanija kraja [...], obratit’ polakow k mirnym zaniatijam, torgowoj i promyszlennoj diejatielnosti, k czemu oni wies’ma skłonny („wzmożenia materialnego dobrobytu kraju [...], skierować Polaków do pokojowych zajęć, do handlowej i przemysłowej działalności, do czego są bardzo skłonni”)[26]. Przywiązanie do polskiej tożsamości politycznej, oznaczającej w strukturze Imperium bunt i rewolucję, okazuje się w ujęciu Bibikowa fatalnym obciążeniem dla samych Polaków. Jeśli uda się ich – przemocą – wyzwolić od prób powrotu do walki o beznadziejną sprawę, będą mogli osiągnąć szczęście i zrealizować się na polu gospodarczym, osiągając sukces materialny. Perspektywę takiego sukcesu powinno im otworzyć Imperium. Wtedy wreszcie Polacy przestaną padać ofiarą „polonizmu”. Kiedy tylko cały kraj stanie się jednoznacznie rosyjski, kiedy całe Imperium będzie nieodwołalnie rosyjskie, wtedy Polacy zrozumieją, że ich szczęście polega na czymś innym niż walka o polskość. Może nie w pierwszym pokoleniu, ale w drugim – ofiar nie będzie. Możno połagat’ biezoszyboczno – pisał Bibikow w podsumowaniu kolejnego sprawozdania skierowanego do cara – czto jesli polaki niedowolny nastojaszczim, to w buduszczem, kogda twiordost’ diejstwij umirit strasti i unicztożyt wriednyje mieczty, dieti ich budut błagosławlat’ Prawitielstwo („Można zakładać nieomylnie, że jeśli Polacy są niezadowoleni ze stanu obecnego, to w przyszłości, kiedy stanowczość/twardość działań [władzy] uspokoi emocje i zlikwiduje szkodliwe marzenia, ich dzieci będą błogosławiły rząd”)[27].
Dochodzimy do momentu po wojnie krymskiej, którą Rosja przegrała, oraz do nadziei ożywionych przez śmierć Mikołaja i wstąpienie na tron nowego władcy. Aleksander II zdecydował się przyjechać do Polski w maju 1856 roku. Inicjował już wtedy wiele reform w całej Rosji. Wielu Polaków liczyło, że po surowym, ciężkim czasie Mikołaja i jego warszawskiego namiestnika, Iwana Paskiewicza, przyjdzie okres odwilży, kiedy przynajmniej jakaś wersja ugody z Rosją stanie się możliwa. Wtedy, podczas spotkania w pałacu w Łazienkach, Aleksander II skierował do Polaków słowa, które warte są przypomnienia. Mówiąc, że Polacy są bliscy jego sercu, jak wszyscy inni jego poddani, Aleksander powiedział jednocześnie: „Żądam wszakże, aby przez ojca mego porządek ustalony w niczym nie został naruszony. Dlatego też panowie zaniechajcie marzeń. Potrafię bowiem poskromić wszelkie marzenia i potrafię zarządzić, by one przeszły poza granice wyobraźni samych marzycieli. Pomyślność Polski polega na zupełnym zjednoczeniu się z innymi narodami mojego państwa. Wszystko, co zrobił mój ojciec, dobrze zrobił i ja to utrzymam”. Osobne słowo skierował do pasterzy Kościoła katolickiego w Polsce: „Wy zaś, arcypasterze, nie spuszczajcie z uwagi, że podstawą wszelkiej moralności jest wiara. Waszym zadaniem jest wpajać nieprzerwanie w serca Polaków to przekonanie, że ich pomyślność zawisła jedynie od zespolenia się w jedno ciało z Rosją”[28]. To było zadanie wyznaczone klerowi katolickiemu w Królestwie Polskim. Przytaczam te słowa dlatego, że wiemy, jak ogromną rolę odegrał Kościół katolicki i księża w przygotowaniu i przebiegu powstania styczniowego. Prześladowania dotknęły ponad sześciuset księży. To była odpowiedź na zadanie, które wyznaczał im rząd, a które było nie tylko wbrew posłannictwu księdza, ale wbrew dziedzictwu kulturowemu, w sposób oczywisty wiążącemu się z wiarą katolicką w Polsce i z przywiązaniem do polskiego patriotyzmu. Jeszcze przed wyjazdem do Warszawy nowemu carowi zasady jedynie słusznej polityki Rosji wobec Polski i Polaków przypominał nestor dyplomacji Imperium, sprawujący od czterdziestu lat funkcję ministra spraw zagranicznych Karl Nesselrode: „W dobrze rozumianym interesie Rosji polityka nasza nie może przestać być samodzierżawna i antypolska”[29].
Wiemy przecież jednak, że kilka lat później Aleksander II zgodzi się na pewnego rodzaju ustępstwa. Ich zwieńczeniem był triumfalny, jak się zdawało, powrót z Petersburga margrabiego Aleksandra Wielopolskiego. Zyskując wówczas tytuł cywilnego naczelnika administracji rosyjskiej w Królestwie Polskim, mógł Wielopolski zrealizować kilka reform, ważnych i bez wątpienia cennych z punktu widzenia emancypacji Żydów, ale w mniejszym stopniu skutecznych, jeśli idzie o emancypację chłopów w Polsce, co było kwestią ważniejszą. Powstała Szkoła Główna Warszawska, bardzo istotna w rozwoju polskiej myśli, na co często powołują się obrońcy ugody, bo wedle nich powstanie zmarnowało szansę, jaką dawało trwanie tej uczelni, z której w ciągu kilku zaledwie lat jej istnienia wyszło tylu wielkich ludzi, takich jak Sienkiewicz i Prus, a która potem tak prędko została zamknięta.
Nie zrozumiemy owych ustępstw w polityce rosyjskiej, jeśli będziemy patrzyli na nie tylko przez pryzmat Polski. Musimy spojrzeć na tę sprawę z punktu widzenia ówczesnej Rosji, która borykała się wtedy z poważnym kryzysem w polityce zagranicznej i wewnętrznej. Kryzys wewnętrzny wiązał się w oczywisty sposób z koniecznymi reformami, które zainicjował Aleksander II. Najważniejszą spośród nich była reforma na wsi, która w 1861 roku uwolniła w Rosji miliony chłopów, co wszakże stwarzało nieuchronne ryzyko dużych zaburzeń społecznych. Rosja chciała uniknąć dodatkowych zaburzeń w Polsce. Ale w 1861 roku w wyniku rozwoju polskich nadziei, które zostały tak chłodno potraktowane przez Aleksandra w 1856 roku, doszło do gwałtownych wstrząsów, do manifestacji pokojowych, które parokrotnie zostały krwawo stłumione – ówczesne starcia bezbronnej ludności z wojskiem rosyjskim na ulicach Warszawy można uznać za masowe egzekucje. Doszło do wprowadzenia stanu wojennego, splądrowania kościołów.
Powstał poważny problem, niebezpieczny z punktu widzenia Imperium. Trzeba go było ograniczyć, skoro w całej Rosji groziły wystąpienia społeczne, a dodatkowym utrudnieniem była sytuacja międzynarodowa. Rosja po wojnie krymskiej zabiegała o zbudowanie nowych, pokojowych stosunków z Francją. Dla Francji brutalne podejście do Polski było oczywiście pewnego rodzaju przeszkodą w zbliżeniu z Rosją. Napoleon III nie kierował się specjalnymi sentymentami, ale opinia publiczna we Francji była wrażliwa na to, jak Polacy są traktowani przez cara. Otwarcie bezpardonowa polityka wobec Królestwa Kongresowego ograniczałaby, przynajmniej w jakimś stopniu, możliwość zbliżenia z Francją. A to było Rosji potrzebne, przede wszystkim by odblokować Morze Czarne, do którego po wojnie krymskiej straciła militarny dostęp (musiała zlikwidować flotę wojenną), a także, by zmierzyć się w walce o wpływy na Bałkanach z Austrią. Na horyzoncie rysował się więc sojusz francusko-rosyjski przeciwko Austrii, optował za nim także Napoleon III. Jednocześnie Rosja coraz wyraźniej przekierowywała swą politykę na tory panslawistyczne. Poprzez odwołanie do uczuć słowiańskich na obszarze Bałkanów, ale także na terenie całej monarchii habsburskiej mogła liczyć na to, że konfrontacja z Austrią okaże się zwycięska. W tym okresie sprawa polska pozostawała wciąż bardzo głośna wśród narodów słowiańskich, prześladowanie Polaków nie mogło więc przysporzyć Rosji popularności zwłaszcza wśród narodów południowej Słowiańszczyzny. Był to także czas powstania przeciwko Turkom w Bośni i Hercegowinie. Wszystko to sprawiało, że brutalne traktowanie Polski okazywało się ze wszech miar niewskazane z punktu widzenia polityki rosyjskiej, dlatego też car zgodził się z sugestią margrabiego Wielopolskiego, że należy kurs złagodzić[30].
Ale margrabia Wielopolski nie uzyskał i nie mógł uzyskać żadnych gwarancji, że te ustępstwa będą czymś trwałym. Możliwość wycofania się z nich zależała od jednej decyzji cara. A dla cara i dla jego doradców politycznych takie, a nie inne decyzje dyktowane były wyłącznie interesem Rosji, który wymagał tymczasowego złagodzenia kursu w Polsce. Długofalowy cel nie zmienił się ani na jotę – wyznaczały go te teksty i idee, które przedstawiłem powyżej. Ziemie litewsko-ruskie muszą stać się całkowicie rosyjskie także pod względem kulturowym, nie może na nich pozostać żaden ślad polskości. Królestwo Polskie może trwać na zasadach pewnej autonomii, którą stopniowo będzie się ograniczać, by nie stało się ono dla ziem litewsko-ruskich niebezpiecznym magnesem. Taka była logika, taka była zasada, taki był fundament polityki rosyjskiej wobec Polski w XIX wieku.
Przypomniał o tym stanowczo car Aleksander II swojemu młodszemu bratu, wielkiemu księciu Konstantemu, gdy posyłał go w roli namiestnika, strażnika polityki rosyjskiej w Warszawie w czerwcu 1862 roku: żadnej łaskawości dla polskich „braci-Słowian”. W imię panslawizmu nie wolno nawet igrać z pokusą oddania Polakom małego Królestwa Kongresowego. „Być może wielu ludzi będzie zamierzało pochlebiać Twemu panslawizmowi. Myśli te, jakkolwiek by one były nęcące na przyszłość, uważam w obecnej chwili za nadzwyczaj niebezpieczne dla Rosji i dla samodzierżawnych zasad, ponieważ widzę w nich rozpad Rosji. [...] Królestwo Polskie w jego obecnych granicach powinno na zawsze pozostać własnością Rosji, bez naruszania, rzecz jasna, jego oddzielnych władz i instytucji jemu darowanych”. O żadnych głębszych ustępstwach, które mogły zagrozić owemu panowaniu Rosji nad Warszawą, zwłaszcza o konstytucji czy oddzielnej armii, mowy być nie może, kontynuował car instrukcję dla swego brata: „Zgoda na to oznaczałaby wyrzeczenie się Polski i uznanie jej niepodległości ze wszystkimi zgubnymi konsekwencjami dla Rosji, to jest oderwaniem się od niej tego wszystkiego, co kiedyś zostało przez Polskę podbite i co do dziś polscy patrioci uważają za swoją własność”. Na koniec tych dobrych rad Aleksander II przypominał: „Okazuj we wszystkich wypadkach należny szacunek katolickiemu kościołowi, lecz nie dozwalaj pod żadnym pozorem duchowieństwu mieszać się w sprawy polityczne i nie zostawiaj podobnych zapędów bez należnej kary”[31].
Podobnych w istocie rad udzielał wielkiemu księciu Konstantemu, który miał być symbolem polityki ugody wobec Polski, jego przyjaciel, mówiący głosem „liberalnej” części petersburskich elit, hrabia Nikołaj Orłow, poseł rosyjski w Belgii: „Należy urządzić ten kraj tak, aby nie wypuścić z rąk siły: większość Polaków winna korzystać z możliwie dużego dobrobytu. Dlatego nie należy urządzać oddzielnych wojsk polskich, gdyż w obecnym czasie oznaczałoby to utratę naszych wpływów. Nie należy też przywracać ani konstytucji 1815 roku, ani też konstytucji 1791 roku [3 maja]. Element arystokratyczny ma w nich przewagę, a arystokracja zawsze była szkodliwa dla Polski. Do tego arystokracja ta jest konkurentem naszej w dziedzinie rządzenia, a konkurencja w polityce, jak w przemyśle – zawsze rodzi wrogość: nasza siła znajduje się w klasie średniej”[32].
A więc dać przedsiębiorczym Polakom „możliwie duży dobrobyt” (jak duży – o tym będzie się decydowało w Petersburgu), ale nie siłę i nie gwarancję prawnej odrębności – opartą na własnej tradycji konstytucję. Nowa, nastawiona na bogacenie się klasa średnia (sriednieje sosłowije), inaczej niż stara szlachta czy księża, niosący pamięć historyczną polskości, to może być szansa na uspokojenie i ustabilizowanie sytuacji w Królestwie Kongresowym, pogodzenie jego mieszkańców – poprzez wymianę elit z historycznych, narodowych, na ekonomiczne – z panowaniem rosyjskim, z panowaniem „liberalnego” Imperium nad Warszawą.
Nawet w takim, najbardziej życzliwym stanowisku, warunek sine qua non owej ugody był niezmienny: wszystko, co na wschód od Bugu, to już nieodwołalnie Rosja. Wielki książę Konstanty zapewniał swego starszego brata w Petersburgu w grudniu 1862 roku, że doskonale rozumie istotę tej polityki: wszystkie ziemie dawnej Rzeczypospolitej na wschód od Bugu „są obecnie nierozerwalną częścią Rosji, są rosyjskimi guberniami, jak tulska, riazańska i każda inna – i na równi z nimi będą korzystać z tych dobrodziejstw, które Ty wylejesz na całą Rosję”[33]. I to rozumieli w grudniu 1862 roku również ci, którzy zdecydowali się na walkę o Polskę niepodległą od takiej łaski carskiej, walkę o Polskę całą, o Rzeczpospolitą.
Jak wiemy, nie wszyscy ówcześni Polacy chcieli powstania, walki i dalszych ofiar. Niektórzy świadomie szukali sposobu przetrwania – bez ofiar – w Imperium, w zamian za trud wyrzeczenia się polskiej tożsamości politycznej. Sprawdzianem tego wyrzeczenia był jednak współudział w walce z tymi, którzy owej tożsamości się nie wyrzekli. Nie tak mało przedstawicieli polskiej elity społecznej, szlachty i przedstawicieli wolnych zawodów przeszło ten sprawdzian w XIX wieku. Trudno może o bardziej dobitny przykład takiej postawy niż kariera hrabiego Adama Rzewuskiego – brata Henryka, słynnego powieściopisarza, a syna Adama Wawrzyńca, posła na Sejm Czteroletni, sygnatariusza Konstytucji 3 Maja. Hrabia Adam Adamowicz, dziedzic znanego senatorskiego nazwiska z osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej, służył całe życie wiernie Rosji Mikołaja I i Aleksandra II. Brał udział w wojnie polsko-rosyjskiej 1831 roku po stronie Rosji, odznaczył się w bitwach pod Grochowem i Boremlem, a za szturm Warszawy został przez cara Mikołaja nagrodzony Orderem św. Stanisława. Awansował w 1849 roku do rangi generał-adiutanta cara, a w 1862 roku mianowany został dowódcą kijowskiego Okręgu Wojskowego, w następnym roku z kolei ścigał polskich partyzantów na Wołyniu i krytykował generała Fiodora Berga za opieszałość w tłumieniu polskiego powstania w Królestwie. Równocześnie jednak, jak zapamiętał to jeden z najwierniejszych rzeczywistości pamiętnikarzy polskich z terenu Ukrainy tego czasu, Eustachy Iwanowski, hrabia Rzewuski był „pełen uczuć polskich, w całej istocie swojej był polskim szlachcicem”. Rzewuski chciał służyć wiernie Imperium, a zarazem cenił to, co uważał za esencję odrębnej polskiej tożsamości: szlachecką tradycję, szlachecki obyczaj. I nie mógł. A w każdym razie okazało się to nie do przyjęcia z punktu widzenia Imperium. Powstanie styczniowe raz jeszcze zaostrzyło dramatyczną alternatywę: albo wierność Imperium, czyli wierność Rosji, albo wierność polskiej tożsamości narodowej. Hrabia Rzewuski napisał specjalny memoriał do swego zwierzchnika, ministra wojny, Dmitrija Milutina, w którym próbował go przekonać, że ofiara z polskiej tożsamości nie jest konieczna do potwierdzenia lojalności wobec Rosji, wobec Imperium. W ogniu walki z polskim powstaniem 1863 roku minister wojny mógł odpowiedzieć na tę sugestię wiernego generała tylko ironicznie. Milutin pisał do Rzewuskiego: Po Waszemu mnieniju „legko było by imiet’ wiernych poddannych iz polakow, triebuja tolko, cztoby oni byli wiernyje polaki Rossii, a nie russkije”. Priznajus’, ja so swojej storony nie mogu wyjasnit’ siebie kak imienno nado razumiet’ eti słowa Waszy. Wasze Sijatielstwo okazali by nowuju i wielikuju usługu i Gosudariu, i wsiemu czełowieczestwu, jeslib dali klucz k rieszeniju woprosa, poczitajemago Wami stol legkim. („Według Pana, «byłoby łatwo uczynić wiernych poddanych z Polaków, wymagając tylko, aby byli oni wiernymi Polakami, a nie Rosjanami». Przyznaję, że ze swej strony nie mogę sobie wytłumaczyć, jak konkretnie trzeba rozumieć Pańskie słowa. Wielmożny Pan oddałby nową i wielką usługę zarówno Władcy, jak i całej ludzkości, jeśli dostarczyłby Pan klucza do rozwiązania kwestii, którą uznaje Pan za tak łatwą”)[34].
Hrabia Rzewuski nie potrafił wyjaśnić tej kwestii, a w każdym razie nie mógł tego zrobić w sposób przekonujący dla władz Imperium w 1863 roku. W ciągu następnego półwiecza, kiedy temperatura polsko-rosyjskiego konfliktu opadła po fali prześladowań po powstaniu styczniowym, pytania postawione w wymianie opinii między Rzewuskim a Milutinem nie straciły na aktualności. Przeciwnie, można je było rozważać jako kwestie jak najbardziej praktyczne. Czy w Imperium, które staje się nie tylko z nazwy rosyjskim, jest miejsce dla Polaków wiernych Rosji, czy w ogóle mogą istnieć Polacy wierni Rosji, czy też ostatecznym potwierdzeniem ich wierności Rosji (a więc wierności Imperium) jest zmiana tożsamości – na rosyjską? Czy polska tożsamość musi paść ofiarą Imperium? A może jej zmiana nie będzie w istocie ofiarą, ale wyzwoleniem, modernizacją? Czy polska tożsamość jest pod tym względem wyjątkowa w porównaniu z tożsamościami wspólnot etnicznych/narodowych innych peryferii mocarstwa? Czy wszystkie będą musiały ulec dominacji tożsamości rosyjskiej, czy też niektóre będą mogły z nią pokojowo koegzystować?
Źródła ilustracji
Muzeum Narodowe w Warszawie: s. 127
PRZYPISY
Ofiary imperium – imperium jako ofiara
[1] Zob. A. Zorin, Kormia dwugławogo orła... Litieratura i gosudarstwiennaja idieołogija w Rossii w posledniej trieti XVIII–pierwoj trieti XIX wieka, Moskwa 2001, s. 111; por. szerzej na temat fascynacji mitem Ifigenii w kontekście rosyjskiego podboju Krymu: L. Wolff, Izobrietaja Wostocznuju Jewropu. Karta cywilizacji w soznanii epochi Proswieszczenija, Moskwa 2003, s. 195–196.
[2] Imperium nie poniosło w 1783 roku dużych ofiar, jednak tatarska ludność Krymu, w następstwie jego przyłączenia do Rosji, nie mogła chyba tego powiedzieć o sobie: zob. m.in. B. Nolde, La Formation de l’Empire Russe, t. 2, Paris 1953, s. 115–195; A.W. Fisher, The Russian Annexation of the Crimea, 1772–1783, Cambridge 1970, s. 57–150; O. Jelisiejewa, Grigorij Potiomkin, Moskwa 2006, s. 281–313.
[3] H. Münkler, Empires. The Logic of World Domination from Ancient Rome to the United States, Cambridge 2007, s. 84–88.
[4] Sama Katarzyna II sięgała chętnie do mitu o Ifigenii, widząc w jego bohaterce odbicie własnego losu: ofiary zmuszonej do panowania nad obcym jej narodem, sprowadzonej do funkcji jego kapłanki. Trzeba powiedzieć, że szczecińska księżniczka poświęciła się swojemu imperium Scytów bez reszty – zob. A. Zorin, Kormia dwugławogo orła..., s. 113.
[5] Ch.W. Gluck, Iphigénie en Tauride, libretto N.-F. Guillard – cyt. za tekstem libretta podanym w: Ch.W. Gluck, Iphigénie en Tauride, Archiv Produktion, Hamburg 2001, s. 120–121.
[6] Należał do nich m.in. Fiodor Tiutczew, który w obszernym wierszu Na wzięcie Warszawy, napisanym z okazji triumfu Iwana Paskiewicza nad Polską w 1831 roku, przedstawił własną, niesłychanie wymowną interpretację mitu Ifigenii. Polska była dla niego Ifigenią, którą rosyjski Agamemnon, choć kochał ją ojcowską miłością, musiał złożyć w ofierze, by jego imperium mogło wypełnić wielką misję. Zob. kapitalną analizę tego wiersza w kontekście imperialnej ideologii Tiutczewa: H. Głębocki, Polska a uniwersalna misja Imperium Rosyjskiego w myśli Fiodora Tiutczewa, w: idem, Kresy Imperium. Szkice i materiały do dziejów polityki Rosji wobec jej peryferii (XVIII–XXI wiek), Kraków 2006, s. 121–145.
[7] Zob. W.W. Boczarow, Antropołogija nasilija, w: Antropołogija nasilija, red. W.W. Boczarow i W.A. Tiszkow, Sankt-Pietierburg 2001, s. 497–532.
[8] Szerszą analizę republikańskiej kultury politycznej Rzeczypospolitej i jej zderzenia z wyzwaniem imperium przedstawiam w: A. Nowak, Historie politycznych tradycji: Piłsudski, Putin i inni, Kraków 2007, s. 13–51.
[9] J. Łotman, „Dogowor” i „wruczenije siebia” kak archetipiczeskije modieli kultury, w: Problemy literaturnoj tipołogii i istoriczeskoj priejemstwiennosti: Trudy po russkoj i sławianskoj fiłołogii. Litieraturowiedienije, wyp. 32, Tartu 1981, s. 5–7.
[10] Zob. W.L. Ząbek, Cytadela Warszawska – prawdy i fikcje, w: X Pawilon Cytadeli Warszawskiej 1827–1997, red. A. Stawarz, Warszawa 1998, s. 17–25; por. Ch. Gumb, Die Festung. Repräsentation von Herrschaft und die Präsenz der Gewalt, Warschau (1904–1906), w: Imperiale Herrschaft in der Provinz. Repräsentationen politischer Macht im späten Zarenreich, red. J. Baberowski, D. Fest, Ch. Gumb, Frankfurt a.M. 2008, s. 271–302.
[11] Zob. m.in. L. Gorizontow, Paradoksy impierskoj politiki: Polaki w Rossii, russkije w Polsze, Moskwa 1999, s. 40–52; Zapadnyje okrainy Rossijskoj impierii, red. M. Dołbiłow, A. Miller, Moskwa 2006, s. 104–105; A. Brus, E. Kaczyńska, W. Śliwowska, Zesłanie i katorga na Syberii w dziejach Polaków 1815–1914, Warszawa 1992, s. 46–47; H. Skok, Polacy nad Bajkałem 1863–1883, Warszawa 1974, s. 95–107; D. Beauvois, Polacy na Ukrainie 1831–1863. Szlachta polska na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie, Paryż 1987, s. 91–140; J. Sikorska-Kulesza, Deklasacja drobnej szlachty na Litwie i Białorusi, Warszawa 1995.
[12] Zob. W. Caban, Pobór rekruta z Królestwa Polskiego do armii carskiej po upadku powstania styczniowego. Sposób na unifikację czy system represji?, w: Unifikacja za wszelką cenę. Sprawy polskie w polityce rosyjskiej na przełomie XIX i XX wieku. Studia i materiały, red. A. Szwarc, P. Wieczorkiewicz, Warszawa 2002, s. 33–40.
[13] Cyt. za: A. Szczerbatow, Rządy księcia Paskiewicza w Królestwie Polskim (1832–1847), Warszawa 1900, s. 120.
[14] Por. P.B. Squire, The Metternich – Benckendorff Letters 1835–1842, „The Slavonic and East European Review”, 45 (1967), nr 105, s. 368–390; por. interesujący przykład odnowienia policyjnej perspektywy na dzieje Imperium Rosyjskiego i jego relacji z buntującymi się „inorodcami”: N. Litwinow, A. Litwinowa, Antigosudarstwiennyj tierror w Rossijskoj impierii, „Nowyj mir”, 2003, nr 11, s. 124–153.
[15]Kratkij obzor obszczestwiennogo mnienija w 1828 godu, w: Rossija pod nadzorom. Otczoty III otdielenija 1827–1869, red. M.W. Sidorowa, J.I. Szczerbakowa, Moskwa 2006, s. 40.
[16]Rozmowy Adama Czartoryskiego Wojewody z Cesarzem Mikołajem i notatki do tegoż [bez daty, najprawdopodobniej z 1829 r.], Biblioteka Czartoryskich, Kraków, rkps 6416, s. 11.
[17] P. Ricoeur, Pamięć, historia, zapomnienie, Kraków 2007, s. 300.
[18]Instrukcyja dla putieszestwija, wruczennaja mnie Gosudariom w Carskom Siele 2 maja 1838, w: Pieriepiska cesariewicza Aleksandra Nikołajewicza s impieratorom Nikołajem I 1838–1839, red. L.G. Zacharowa, S.W. Mironienko, Moskwa 2008, s. 31.
[19]Zawieszczanije Nikołaja I synu, publ. W.I. Piczeta, „Krasnyj archiw”, 1923, t. 3, s. 293.
[20] Zob. B.A. Uspienski, Nikołaj I i polskij jazyk (Jazykowaja politika Rossijskoj impierii w otnoszenii Carstwa Polskogo: woprosy grafiki i ortografii), w: idem, Istoriko-fiłołogiczeskije oczerki, Moskwa 2004, s. 123–155.
[21] Zob. W. Śliwowska, Księdza Jana droga do Polski, „Przegląd Wschodni”, 1 (1991), z. 1, s. 169–175.
[22] Zob. W. Śliwowska, Żywoty niepokornych. Konarszczyk Gasper Maszkowski z powiatu starokonstantynowskiego na Wołyniu, „Przegląd Wschodni”, 4 (1994), z. 4 (16), s. 749–768.
[23] Cyt. za: A.P. Szczerbatow, Gienierał-fieldmarszał kniaz’ Paskiewicz, t. 5: Priłożenija (1832–1847), Petersburg 1896, s. 365 (list Mikołaja do Paskiewicza z 3/15 VII 1838) i 537–538 (list Mikołaja do Paskiewicza z 6/18 IV 1845).
[24] [A.J. Czartoryski], Matériaux pour un plan d’action concertée, Biblioteka Czartoryskich, rkps 5282, s. 291–292. Por. A. Nowak, Jak rozbić Rosyjskie Imperium (Adam Jerzy Czartoryski: 1831–1848), w: idem, Jak rozbić Rosyjskie Imperium? Idee polskiej polityki wschodniej (1733–1921), wyd. 2, Kraków 1999, s. 81–162; zob. także np. W. Caban, Bronisława Zaleskiego projekt rozbioru Imperium Rosyjskiego (lata 40. XIX w.), w: Russia and Eastern Europe: Applied „Imperiology”, red. A. Nowak, Kraków 2006, s. 188–196.
[25] A.P. Szczerbatow, Gienierał-fieldmarszał kniaz’ Paskiewicz..., t. 5, s. 168.
[26] D.G. Bibikow, Wsiepoddanniejszyj dokład Gosudariu Impieratoru, 28-ie Marta 1839 goda, Oddział Rękopisów Biblioteki Ukraińskiej Akademii Nauk – obecnie Nacjonalnoj Biblioteki Ukrajiny im. W.I. Wernadskoho w Kijowie (cyt. dalej: OR BUAN), rkps I 6728, k. 6v–7.
[27] D.G. Bibikow, Otczot o gławniejszych diejstwijach uprawlenija Kijewskoju, Podolskoju i Wołynskoju Gubiernijami za 1838, 1839 i 1840 gody, OR BUAN, rkps I 6736, k. 61v.
[28] Cyt. Za M. Berg, Zapiski o powstaniu polskim 1863 i 1864 roku i poprzedzającej powstanie epoce demonstracji od 1856 r., t. 1, Kraków 1898, s. 50–52.
[29] Cyt. z memoriału Nesselrodego do cara Aleksandra II z lutego 1856, za: J. Feldman, Bismarck a Polska, Warszawa 1980, s. 206–207.
[30] Najwnikliwiej analizuje ten międzynarodowy kontekst taktycznych ustępstw Aleksandra II w sprawie pewnych elementów autonomii Królestwa Kongresowego Henryk Głębocki, Margrabia, Imperium i Polacy. Szkice z dziejów walki przeciwko „nierozsądnej narodowości polskiej” (1861–1864), „Arcana”, nr 109 (1/2013), s. 47–91.
[31] Cyt. za: I. Koberdowa, Wielki książę Konstanty w Warszawie 1862–1863, Warszawa 1962, s. 261–264.
[32] Cyt. z listu M. Orłowa do księcia Konstantego z 24 VI/6 VII 1862, za: H. Głębocki, Margrabia, Imperium i Polacy..., s. 63.
[33] Konstanty do Aleksandra II, 26–27 XI/8–9 XII 1862, w: Korespondencja namiestników Królestwa Polskiego z lat 1861–1863, red. S. Kieniewicz, I. Miller, Warszawa 1973, s. 308; por. znakomitą analizę polityki asymilacyjnej Imperium na tym obszarze: M. Dołbiłow, Russkij kraj, czużaja wiera: etnokonfiessionalnaja polityka impierii w Litwie i Biełorusii pri Aleksandrie II, Moskwa 2010, s. 163–226.
[34] D. Milutin, Pis’mo k gien.-lejtienantu, Rzewuskomu gr. Adamu Adamowiczu, nacz. 3 kaw. divizji, Rossijskaja Gosudarstwiennaja Bibliotieka, fond 169, k. 54, Nr 68 (list z 3 kwietnia 1863 – odpis udostępniony mi łaskawie przez prof. Henryka Głębockiego); por. biogram Adama Rzewuskiego autorstwa S. Kieniewicza w Polskim słowniku biograficznym, t. XXXIV, Wrocław 1992, s. 98–99.