Pierwsza zdrada Zachodu. 1920 - zapomniany appeasement - Andrzej Nowak - ebook

Pierwsza zdrada Zachodu. 1920 - zapomniany appeasement ebook

Andrzej Nowak

4,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Sensacja naukowa – nieznane fakty wychodzą na jaw!

Po prawie stu latach profesor Andrzej Nowak odkrywa nieznane dokumenty, z których wynika, że w 1920 roku europejskie mocarstwa były gotowe przehandlować Polskę w zamian za pokój z bolszewicką Rosją.

Upalne lato 1920 roku. Armie sowieckie stoją pod Warszawą, Polacy gotują się do bitwy ostatecznej. Na kongresie Międzynarodówki panuje triumfalny nastrój, wszak „po trupie białej Polski wiedzie droga do pożaru, którego płomienie ogarną świat”. Przeciw pomocy dla Polski strajkują angielscy dokerzy, Czechosłowacja wykorzystuje okazję, by zająć Zaolzie. Sytuacja jest dramatyczna, ale Niemcy nie wyglądają na wystraszonych, bowiem sowieccy wysłannicy w Berlinie przekonują, że nie przekroczą ich granicy. Armia Czerwona oddaje Niemcom Działdowo.

Zachód występuje w obronie Polski, rokuje z Sowietami. Na konferencji w Spa jak zwykle oschły wobec Polaków Lloyd George wymusza na premierze Grabskim akceptację granicy na Linii Curzona. Każda cena jest warta pokoju, a w końcu Rzeczpospolita sama sobie winna. Każda cena jest warta przetrwania. A jaką cenę byli gotowi zapłacić nasi sojusznicy?

Pojęcie appeasementu jest powszechnie kojarzone z kapitulacyjną polityką względem Hitlera, której najbardziej haniebnym owocem było oddanie Niemcom Czechosłowacji. W swojej sensacyjnej pracy Andrzej Nowak używa tego terminu do opisania ściśle tajnych działań, które w 1920 roku państwa zachodnie podjęły wobec Polski. Opowiadająca o kulisach tych wydarzeń popularnonaukowa książka stanie się wydarzeniem na rynku książki historycznej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 711

Oceny
4,7 (19 ocen)
14
4
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wgdowicz

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dziękuje Panie Profesorze za zachwycający wykład. NIe przypuszczałem, że tak bardzo pozwoli mi łatwiej zrozumieć co dzieje się teraz. Uszanowanie. Wiesław Gdowicz
10
Tyczka-Kazimierz33

Nie oderwiesz się od lektury

Pan Andrzej Nowak jak zwykle dokładny i wnikliwy. Nie narzuca swojej naracji, lecz umiejętnie jej broni.
00
kotSimba

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna pozycja. Nie tylko uzupełnia wiedzę z historii,ale stanowi kolejne powtórzenie wciąż nieodrobionej przez Polaków lekcji- że polityka nie polega na" klepaniu się po plecach" i charytatywnym angażowaniu się w cudze sprawy,ale na skutecznej realizacji własnych,narodowych interesów.
00

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: MAŁ­GO­RZATA GA­DOM­SKA
Re­dak­cja: MARTA DVO­ŘÁK
Wy­bór zdjęć: MAR­CIN STA­SIAK
Ko­rekta: WOJ­CIECH ADAM­SKI, EWA KO­CHA­NO­WICZ, PAU­LINA OR­ŁOW­SKA
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: KIRA PIE­TREK
Fo­to­gra­fie wy­ko­rzy­stane na okładce przed­sta­wiają: pre­miera Da­vida Lloyda Geo­rge’a w 1915 roku (po le­wej) oraz Wła­di­mira Il­ji­cza Le­nina prze­ma­wia­ją­cego do tłumu około 1920 roku (po pra­wej). Zdję­cia po­cho­dzą z Hul­ton Ar­chive © Getty Ima­ges.
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2015
Wy­da­nie dru­gie
ISBN 978-83-08-07906-5
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl Księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

4. Wła­ściwy czło­wiek na nie­wła­ści­wym miej­scu: Ho­race Rum­bold w War­sza­wie

Po­li­tyka za­gra­niczna im­pe­rium, na­wet in­su­lar­nego, wy­maga na­pływu in­for­ma­cji z każ­dego re­gionu świata i prze­ka­zy­wa­nia jed­no­cze­śnie do każ­dego re­gionu ko­mu­ni­ka­tów okre­śla­ją­cych po­li­tykę me­tro­po­lii i jej in­te­resy. Tym zaj­muje się re­gu­larna dy­plo­ma­cja. Choć mó­wi­łem już o fak­tycz­nej bez­sil­no­ści jej for­mal­nych kie­row­ni­ków w rzą­dach Lloyda Geo­rge’a – naj­pierw Bal­fo­ura, po­tem Cur­zona – to jed­nak nie wolno zu­peł­nie prze­oczyć i tego na­rzę­dzia bry­tyj­skiej po­li­tyki wo­bec Eu­ropy Wschod­niej. Tym bar­dziej, że można się przyj­rzeć, jak oka­zja do po­zna­nia tego ob­szaru z bli­ska mo­gła zmie­nić punkt wi­dze­nia po­li­ty­ków, jak – ko­lo­kwial­nie rzecz uj­mu­jąc – punkt wi­dze­nia za­leży od punktu sie­dze­nia.

W Ro­sji bol­sze­wic­kiej nie było już bry­tyj­skiego am­ba­sa­dora; ro­ko­wa­nia z de­le­ga­cjami so­wiec­kimi będą się to­czyły w Lon­dy­nie, a więc pod okiem pre­miera i jego se­kre­ta­rzy. Nie miał kto i jak ode­grać roli sta­łego bry­tyj­skiego ob­ser­wa­tora sy­tu­acji w Ro­sji pod rzą­dami Le­nina. Znajdą się tam tylko ob­ser­wa­to­rzy nie­ofi­cjalni i, rzec można, do­ryw­czy, na ogół wy­stę­pu­jący w roli piel­grzy­mów do no­wej, pół­noc­nej Mekki po­stępu i eks­pe­ry­men­tów spo­łecz­nych. O nich jesz­cze wspo­mnę. Tu na­leży stwier­dzić tylko, że igno­ran­cja cen­tral­nego ośrodka wła­dzy Im­pe­rium Bry­tyj­skiego w spra­wach ro­syj­skich (so­wiec­kich) była w tej sy­tu­acji wręcz trudna do na­ru­sze­nia, przy­naj­mniej w in­te­re­su­ją­cych nas la­tach 1919–1920.

W Pol­sce tym­cza­sem był „po­seł nad­zwy­czajny i mi­ni­ster peł­no­mocny” (o je­den szcze­bel ni­żej w hie­rar­chii dy­plo­ma­tycz­nej od – naj­wyż­szego rangą – am­ba­sa­dora) Jego Kró­lew­skiej Mo­ści Je­rzego V, w isto­cie pod­le­gły zwierzch­ni­kowi Fo­re­ign Of­fice. 15 wrze­śnia 1919 roku no­mi­no­wany zo­stał na to sta­no­wi­sko Ho­race Rum­bold. Ob­jął je 2 paź­dzier­nika (aku­rat trzy ty­go­dnie póź­niej funk­cję se­kre­ta­rza stanu w Fo­re­ign Of­fice prze­jął ofi­cjal­nie z rąk Bal­fo­ura lord Cur­zon). Wraz z no­mi­na­cją Rum­bold otrzy­mał de­cy­zję o przy­zna­niu mu płacy dwóch ty­sięcy fun­tów rocz­nie, a do tego ty­siąc fun­tów na koszty re­pre­zen­ta­cyjne. Wy­ja­śnię przy oka­zji, że w 2013 roku, we­dle strony in­ter­ne­to­wej prze­li­cza­ją­cej hi­sto­ryczną siłę na­byw­czą funta, owe dwa ty­siące ozna­cza­łyby od sie­dem­dzie­się­ciu ty­sięcy do na­wet po­nad pół mi­liona, za­leż­nie od tego, ja­kie to­wary czy usługi weź­miemy pod uwagę[1].

Mocny był funt i mocna wy­da­wała się po­zy­cja pierw­szego po­sła nad­zwy­czaj­nego i mi­ni­stra peł­no­moc­nego Lon­dynu w War­sza­wie. Rum­bold za­stą­pił wcze­śniej urzę­du­ją­cego w pol­skiej sto­licy je­dy­nie w cha­rak­te­rze chargé d’af­fa­ires (a od lipca 1919 roku mi­ni­stra peł­no­moc­nego, ale wciąż nie po­sła) Percy’ego Wyn­dhama. Miał po­zo­stać na trud­nej war­szaw­skiej pla­cówce do­kład­nie rok, je­den mie­siąc i je­den ty­dzień. Opu­ścił ją 8 li­sto­pada 1920 roku. Prze­żył za­tem sir Ho­race Rum­bold, w sa­mym cen­trum wy­da­rzeń, wszyst­kie naj­go­ręt­sze mie­siące in­te­re­su­ją­cego nas okresu. War­szawa była w tym cza­sie jego „punk­tem sie­dze­nia”, nie Lon­dyn. Czy istot­nie zmie­niło to jego punkt wi­dze­nia, okre­ślony już prze­cież przez całą wcze­śniej­szą, bry­tyj­ską for­ma­cję i dy­plo­ma­tyczne do­świad­cze­nie? I czy ów punkt wi­dze­nia wpły­nie na ocenę re­la­cji mię­dzy Pol­ską a Ro­sją so­wiecką przez kie­ru­ją­cych po­li­tyką bry­tyj­ską?

Przed­sta­wię naj­pierw no­wego po­sła. Ho­race Rum­bold był za­wo­do­wym dy­plo­matą, sy­nem za­wo­do­wego dy­plo­maty, zię­ciem za­wo­do­wego dy­plo­maty i oj­cem za­wo­do­wego dy­plo­maty. Uro­dzony w 1869 roku w Pe­ters­burgu, od wcze­snej mło­do­ści był przy­go­to­wy­wany do roli am­ba­sa­dora Jej Kró­lew­skiej Mo­ści przez swego ojca (także Ho­race’a), który ka­rierę w dy­plo­ma­cji, roz­po­czętą w 1849 roku, pro­wa­dzącą mię­dzy in­nymi przez miej­sce uro­dze­nia Ho­race’a ju­niora, za­koń­czył na sta­no­wi­sku am­ba­sa­dora na pre­sti­żo­wej pla­cówce w ce­sar­skim Wied­niu u progu XX wieku. Ho­race młod­szy prze­szedł w swej dro­dze za­wo­do­wej przez Hagę, Kair, Te­he­ran, Wie­deń, Ma­dryt, To­kio, Ber­lin, po­zna­jąc na niej, obok obo­wiąz­ko­wego ję­zyka fran­cu­skiego, także arab­ski, ja­poń­ski i nie­miecki. Rangę am­ba­sa­dora osią­gnął po raz pierw­szy w szwaj­car­skim Ber­nie w 1916 roku. To był ważny mo­ment i miej­sce – w neu­tral­nej Szwaj­ca­rii kon­tak­to­wali się przed­sta­wi­ciele pro­wa­dzą­cych wojnę mo­carstw. Wspo­mi­na­łem już o mi­sji Kerra – roz­mo­wach z wy­słan­ni­kiem Wied­nia na te­mat moż­li­wego po­koju, od­by­wa­ją­cych się w marcu 1918 roku w Ber­nie. Rum­bold, zaj­mu­jąc się „lo­gi­styką” tych spo­tkań, na­wią­zał wów­czas zna­jo­mość z Ker­rem. Jako am­ba­sa­dor bry­tyj­ski w Szwaj­ca­rii roz­po­zna­wał także ak­tywne na tym te­re­nie śro­do­wi­sko pol­skie – roz­po­zna­wał, można po­wie­dzieć na pod­sta­wie jego ra­por­tów, sto­pień skłó­ce­nia we­wnętrz­nego tego śro­do­wi­ska[2].

W Szwaj­ca­rii także tra­fił Ho­race Rum­bold do li­te­ra­tury świa­to­wej, choć za­pewne nie tak, jakby tego so­bie mógł ży­czyć. Otóż prze­by­wa­jący pod­czas wojny na neu­tral­nym grun­cie szwaj­car­skim Ir­land­czyk – Ja­mes Joyce – wszedł pod ko­niec 1918 roku w ostry kon­flikt z bry­tyj­skim kon­su­la­tem. Cho­dziło o sprawę ama­tor­skiej grupy ak­to­rów The En­glish Play­ers, któ­rej wy­stę­pów Joyce był im­pre­sa­riem. Kon­su­lat prze­stał wspie­rać owe wy­stępy, a na­wet miał za­gro­zić Joyce’owi po­wo­ła­niem do bry­tyj­skiej ar­mii. Wzbu­rzony Ir­land­czyk na­pi­sał list pro­te­sta­cyjny do sa­mego am­ba­sa­dora. Od­po­wie­dzi ani sa­tys­fak­cji (ma­te­rial­nej) jed­nak się nie do­cze­kał. Nie po­mo­gło wspar­cie ze strony in­nej przy­szłej gwiazdy świa­to­wej li­te­ra­tury, Ezry Po­unda, który także wy­słał list do Rum­bolda (11 kwiet­nia 1919 roku), ostrze­ga­jąc, że je­śli ten nie za­re­aguje na prośby Joyce’a, to przy­czyni się do „na­wró­ce­nia na bol­sze­wizm” kilku wy­bit­nych przed­sta­wi­cieli kul­tury, a w do­datku może tra­fić na strony two­rzo­nej wła­śnie przez Joyce’a ar­cy­po­wie­ści Ulis­ses. Rum­bold nie od­po­wie­dział – i zna­lazł się w Ulis­se­sie; zo­stał pier­wo­wzo­rem obrzy­dli­wej po­staci – wy­stę­pu­ją­cego pod jego na­zwi­skiem an­giel­skiego fry­zjera, go­to­wego wie­szać Ir­land­czy­ków w Du­bli­nie. Joyce za­czął pry­wat­nie na­zy­wać swo­jego mil­czą­cego prze­ciw­nika cha­rak­te­ry­stycz­nie od­kryw­czym ję­zy­kowo i za­ra­zem ar­cy­wul­gar­nym okre­śle­niem: sir Who­re­arse Rum­hole. Po­świę­cił mu na­wet parę zja­dli­wych wier­szy­ków. Je­den za­mie­ścił w li­ście do brata Sta­ni­slausa, inny zaś po­wstał z oka­zji no­mi­na­cji Rum­bolda na nowe sta­no­wi­sko po­sła nad­zwy­czaj­nego do War­szawy. Pe­łen zja­dli­wej iro­nii po­ema­cik, za­ty­tu­ło­wany The Ri­ght Man In the Wrong Place (Wła­ściwy czło­wiek na nie­wła­ści­wym miej­scu), koń­czy się wer­sami, które tak, mniej wię­cej, można by prze­tłu­ma­czyć:

Upu­dro­wany, w pe­ruce i na­dęty

Rum­bold jest w War­sza­wie –

Ze świa­tem wszystko jest w po­rządku[3].

Rum­bold, rzecz ja­sna, „urzę­do­wej” pe­ruki nie wkła­dał, choć mocno już ły­siał. No­sił się sztywno, to można po­twier­dzić, oglą­da­jąc liczne jego fo­to­gra­fie czy kro­nikę fil­mową firmy Pa­thé z 1925 roku z jego udzia­łem. Czy jed­nak pa­suje do niego skre­ślony ręką ir­landz­kiego bun­tow­nika ten nie tyle fi­zyczny, ile ra­czej psy­cho­lo­giczny por­tret na­dę­tego dy­plo­maty bry­tyj­skiego, tę­pego pro­kon­sula im­pe­rium? Na pewno czuł się człon­kiem eli­tar­nego klubu – dy­plo­ma­tycz­nej służby naj­po­tęż­niej­szego mo­car­stwa, bar­dzo dum­nej ze swej tra­dy­cji. Peł­nił tę służbę z od­da­niem i wi­docz­nie ku za­do­wo­le­niu Fo­re­ign Of­fice, skoro po mi­sji w Pol­sce miał jesz­cze spra­wo­wać tak od­po­wie­dzialne funk­cje, jak – ko­lejno – wy­so­kiego ko­mi­sa­rza w Kon­stan­ty­no­polu (pod­pi­sał w tym cha­rak­te­rze trak­tat lo­zań­ski z Tur­cją w lipcu 1923 roku), am­ba­sa­dora w Ma­dry­cie (1924–1928), wresz­cie am­ba­sa­dora w Ber­li­nie (1928–1933). Na tym ostat­nim przed eme­ry­turą sta­no­wi­sku wy­ka­zał się do­sko­nałą orien­ta­cją w skali za­gro­że­nia, ja­kie nio­sła ze sobą wła­dza par­tii na­ro­dowo-so­cja­li­stycz­nej Hi­tlera. W od­róż­nie­niu od Kerra czy sa­mego Lloyda Geo­rge’a ni­gdy nie był zwo­len­ni­kiem ap­pe­ase­mentu. Wo­lał, by za­gro­że­nie dla cy­wi­li­za­cji – a tak po­strze­gał na­zizm – ra­czej li­kwi­do­wać w za­rodku, niż po­zwo­lić mu się roz­wi­nąć. Po­dob­nie – co dla nas waż­niej­sze – od­no­sił się do bol­sze­wi­zmu, kiedy zo­stał skie­ro­wany na nową pla­cówkę do War­szawy.

W 1919 roku przy­by­wał do Pol­ski jak do kraju eg­zo­tycz­nego, ale jed­nak war­tego po­zna­nia. Oczy­wi­ście pod ką­tem in­te­re­sów bry­tyj­skich. Czuł się do tego po­wo­łany jako za­wo­dowy dy­plo­mata wła­śnie, pro­fe­sjo­na­li­sta. Pierw­sze wra­że­nia z War­szawy po­bu­dzały jego ra­czej po­zy­tywne za­in­te­re­so­wa­nie. Scenę zło­że­nia li­stów uwie­rzy­tel­nia­ją­cych u Na­czel­nika Pań­stwa opi­sał jako nieco baj­kową po­dróż, w eskor­cie „lan­sje­rów” przez ulice pol­skiej sto­licy do Bel­we­deru. Pił­sud­skiego oce­nił po pierw­szych spo­tka­niach jako „naj­więk­szego czło­wieka w tej czę­ści Eu­ropy”, który – „je­śli mu zdro­wie po­zwoli, da­leko zaj­dzie”[4]. Rum­bold dużo roz­ma­wiał i był go­tów słu­chać. Po kil­ku­na­stu ty­go­dniach po­bytu w Pol­sce do­strzegł coś istot­nego, co chciał prze­ka­zać swoim zwierzch­ni­kom w Fo­re­ign Of­fice. Otóż Pol­ska nie jest białą, go­tową do za­pi­sa­nia kartą, którą można wy­peł­nić do­wol­nymi wy­kre­sami, ja­kie ułożą w da­le­kim Lon­dy­nie spe­cja­li­ści od ry­so­wa­nia mię­dzy­im­pe­rial­nych sche­ma­tów; Pol­ska nie jest pla­styczną masą, z któ­rej można ule­pić do­wolną kon­struk­cję, jaka bę­dzie od­po­wia­dała kon­struk­to­rom świa­to­wego po­rządku. Pol­ska nie po­strzega sa­mej sie­bie jako no­wego tworu zwy­cię­skich mo­carstw. Ma swoją toż­sa­mość, długą tra­dy­cję oraz wła­sną ocenę swo­ich in­te­re­sów. Rum­bold pi­sał o tym do se­kre­ta­rza króla Je­rzego V: „Kiedy mamy do czy­nie­nia z Po­la­kami, trzeba za­wsze pa­mię­tać, że nie są no­wym na­ro­dem i nie uwa­żają się za taki. Są świa­domi istot­nej roli, jaką Pol­ska od­gry­wała w prze­szło­ści [...], są dumni i bar­dzo wraż­liwi”. Jed­no­cze­śnie za­uwa­żał, że Po­lacy nie wy­dają się szcze­gól­nie na­ra­żeni na bak­cyla bol­sze­wi­zmu; ich silny pa­trio­tyzm i za­ra­zem nie­chęć chłop­stwa do ko­mu­ni­stycz­nych dok­tryn to wła­śnie sku­teczne an­ti­dota na to naj­więk­sze, zda­niem po­sła nad­zwy­czaj­nego, za­gro­że­nie we wschod­niej Eu­ro­pie[5].

Próby prze­ko­na­nia lon­dyń­skiej cen­trali do tego punktu wi­dze­nia prędko do­pro­wa­dzą Rum­bolda do fru­stra­cji. Przy­po­mnę, że mo­ment, kiedy ob­jął swoją funk­cję w War­sza­wie, to był czas na­si­la­ją­cego się sporu o przy­szłość Ga­li­cji Wschod­niej, sporu, w któ­rym Lon­dyn (Na­mier–Kerr–Lloyd Geo­rge) wy­stę­po­wał w roli głów­nego opo­nenta pol­skich dą­żeń. Po­lacy pa­mię­tali też o ne­ga­tyw­nym sta­no­wi­sku Lloyda Geo­rge’a w kwe­stii praw Pol­ski do Gdań­ska. Rum­bold chciał ten stan rze­czy za­ła­go­dzić. Py­tał Kerra, czy nie można na­mó­wić pre­miera do ja­kie­goś ge­stu pod ad­re­sem War­szawy. Może uda się po­móc w uzy­ska­niu przez Pol­skę kre­dytu? Sta­łego pod­se­kre­ta­rza stanu w Fo­re­ign Of­fice, Char­lesa Har­dinge’a, na­ma­wiał z ko­lei, by roz­wa­żyć przy­ję­cie w Lon­dy­nie de­le­ga­cji pol­skiego par­la­mentu. Od­no­to­wy­wał jed­no­cze­śnie wy­razy dez­apro­baty, jaką war­szaw­skie to­wa­rzy­stwo oka­zy­wało w związku ze sprze­ci­wem rządu bry­tyj­skiego wo­bec uzna­nia Ga­li­cji Wschod­niej za część Pol­ski[6].

Kerr po­sta­no­wił wów­czas, uzbro­jony w ar­gu­menty do­star­czone przez Na­miera, wy­ło­żyć Rum­bol­dowi ra­cje po­li­tyki pre­miera w tej kwe­stii. Ro­sja prę­dzej czy póź­niej się od­ro­dzi i upo­mni się nie­uchron­nie o Ukra­inę. Po­zo­sta­wie­nie w tej sy­tu­acji Ga­li­cji Wschod­niej przy Pol­sce to stwa­rza­nie no­wej kwe­stii za­pal­nej, po­dob­nej do tej, jaką dla Eu­ropy Za­chod­niej była sprawa Al­za­cji i Lo­ta­ryn­gii po do­ko­na­nym przez Bi­smarcka w 1871 roku za­bo­rze tych ziem kosz­tem Fran­cji. „Pol­ska jak do­tąd uczy­niła nie­wiele, albo na­wet nic, aby po­twier­dzić swoją zdol­ność do utrzy­ma­nia no­wo­cze­snego po­stę­po­wego pań­stwa, oprócz tego, że po­zo­stała przy­wią­zana do swo­jej na­ro­do­wo­ści i znio­sła strasz­liwe trud­no­ści dla tej sprawy. [...] Jej naj­lep­szymi przy­ja­ciółmi są ci, któ­rzy prze­ciw­sta­wiają się ma­rze­niom im­pe­ria­li­stów [pol­skich] i za­chę­cają Pol­skę do za­go­spo­da­ro­wa­nia tego ob­szaru, który jest bez­dy­sku­syj­nie pol­ski i który ogra­ni­czy tak pod­stawy do spo­rów z jej są­sia­dami, jak też liczbę nie­po­lskich oby­wa­teli [w tym kraju]”. Kerr pi­sał z po­czu­ciem dumy o swoim prze­ło­żo­nym (a wła­ści­wie o wła­snym punk­cie wi­dze­nia): „My­ślę, że Po­lacy nie ro­zu­mieją po­stawy P[re­miera] wo­bec nich. W naj­mniej­szym stop­niu nie jest an­ty­pol­ski. W pełni uznaje na­to­miast wielką trud­ność po­ło­że­nia Pol­ski w Eu­ro­pie i nie­unik­niony brak prak­tycz­nego do­świad­cze­nia jej na­rodu w pro­wa­dze­niu spraw wiel­kiego pań­stwa. [...] On [czyli Lloyd Geo­rge] pa­trzy na pro­blem pol­ski nie tylko w ka­te­go­riach bie­żą­cych, lat 1919–1920, lecz także w per­spek­ty­wie ty­siąca lat eu­ro­pej­skiej hi­sto­rii i tego nie­uchron­nego faktu, że są­sie­dzi Pol­ski [czyli Ro­sja i Niemcy], któ­rzy dziś są roz­bici, wkrótce znów będą silni, ener­giczni, prze­po­jeni pa­trio­ty­zmem”[7].

Pol­ska zdą­żyła w ciągu roku, jaki upły­nął mię­dzy od­zy­ska­niem przez nią nie­pod­le­gło­ści a na­pi­sa­niem za­cy­to­wa­nego tu­taj li­stu przez Kerra, wpro­wa­dzić w pełni de­mo­kra­tyczną or­dy­na­cję wy­bor­czą (da­jącą mię­dzy in­nymi pełne prawa wszyst­kim ko­bie­tom – dzie­sięć lat wcze­śniej za­nim uczyni to par­la­ment bry­tyj­ski) i prze­pro­wa­dzić wy­bory do Sejmu Usta­wo­daw­czego przy bar­dzo wy­so­kiej fre­kwen­cji. Nic za­pewne nie wie­dział nadawca tego li­stu o przy­ję­ciu w tymże okre­sie w Pol­sce usta­wo­daw­stwa o ośmio­go­dzin­nym cza­sie pracy, obo­wiąz­ko­wym ubez­pie­cze­niu na wy­pa­dek cho­roby i ma­cie­rzyń­stwa, po­wszech­nym obo­wiązku szkol­nym dla dzieci w wieku sied­miu do czter­na­stu lat, a także o re­for­mie rol­nej... Nic nie wie­dział z pew­no­ścią o roz­po­czę­ciu sku­tecz­nego dzia­ła­nia przez setki no­wych in­sty­tu­cji, od Pro­ku­ra­tury Ge­ne­ral­nej i Naj­wyż­szej Izby Kon­troli do Pol­skiego Ko­mi­tetu Igrzysk Olim­pij­skich czy dwóch no­wych uni­wer­sy­te­tów (Ka­to­lic­kiego Uni­wer­sy­tetu Lu­bel­skiego oraz Uni­wer­sy­tetu Po­znań­skiego). Nie wie­dział, ale po­sła bry­tyj­skiego w War­sza­wie, który mógł o tym wszyst­kim mieć peł­niej­szą wie­dzę, po­uczał men­tor­skim to­nem, że Pol­ska ni­czego jesz­cze nie do­ko­nała na dro­dze mo­der­ni­za­cji. Przy­po­mi­nał mu, że ma trak­to­wać kraj, w któ­rym re­pre­zen­tuje Wielką Bry­ta­nię, jako dziecko, krnąbrne dziecko, które w isto­cie za­wdzię­cza swoje po­wo­ła­nie do ży­cia wy­łącz­nie zwy­cię­skim mo­car­stwom Za­chodu. Nie ma ona do ni­czego praw, poza pra­wem, a na­wet obo­wiąz­kiem wdzięcz­no­ści wo­bec swo­ich do­bro­czyń­ców. Kerr wy­ra­żał pre­cy­zyj­nie sta­no­wi­sko swo­jego pre­miera, wła­sne, a także Han­keya, kiedy stwier­dzał, że Po­lacy sami nie ro­zu­mieją, co jest dla nich do­bre. To od nich wie­dzą le­piej i za nich po­winni zde­cy­do­wać ci, któ­rzy „mają do­świad­cze­nie w pro­wa­dze­niu spraw wiel­kiego pań­stwa” – czyli pa­trzący z per­spek­tywy mil­len­nium i ca­łej Eu­ropy Da­vid Lloyd Geo­rge. Wy­daje się, że do­ty­kamy tu jed­nego z fun­da­men­tal­nych za­ło­żeń prak­tyki ap­pe­ase­mentu: mo­car­stwa za­chod­nie, a ści­śle mó­wiąc ich elity po­li­tyczne, przy­znają so­bie prawo do lep­szego ro­zu­mie­nia tego, co ma być do­bre dla „ma­łych” i „no­wych” kra­jów, któ­rych gra­nice chcą usta­lić, prze­su­nąć, albo też prze­ka­zać te pań­stwa pod „opiekę” in­nych mo­carstw. „Oni nie mogą się sami re­pre­zen­to­wać, oni mu­szą być re­pre­zen­to­wani” – to istota ko­lo­nial­nej optyki, którą uchwy­cił Ka­rol Marks w swoim słyn­nym stwier­dze­niu z 18 bru­ma­ire’a Lu­dwika Bo­na­parte (Sie kön­nen sich nicht ver­tre­ten, sie müs­sen ver­tre­ten wer­den), a prze­ana­li­zo­wał jego zna­cze­nie Edward Said[8]. Bę­dziemy jesz­cze nie­raz ob­ser­wo­wali jej prze­jawy.

Dru­gim fi­la­rem tej sa­mej prak­tyki ap­pe­ase­mentu, także uka­za­nym w li­ście Kerra, jest za­ło­że­nie, że osta­tecz­nie li­czy się tylko siła. Se­kre­tarz pre­miera pi­sze wy­raź­nie, że Pol­ska może ist­nieć tylko w ta­kich gra­ni­cach, które da się uznać za bez­dy­sku­syj­nie pol­skie. Czyli ta­kich, któ­rych pol­skość uznają za bez­dy­sku­syjną dwaj wielcy są­sie­dzi: Ro­sja i Niemcy. Nie przy­cho­dzi mu na­wet na myśl moż­li­wość od­wró­ce­nia tego wa­runku: żeby Ro­sja albo Niemcy były ogra­ni­czone tylko do te­re­nów, które „bez­dy­sku­syj­nie” mogą być uznane od­po­wied­nio za et­nicz­nie ro­syj­skie albo nie­miec­kie. Uznane przez są­sia­dów, któ­rych owa „dys­ku­sja” do­ty­czy bez­po­śred­nio. Nie, dla Kerra jest oczy­wi­ste, że Ro­sji czy Niem­com na­leży się swo­ista „otu­lina” z te­re­nów, które nie­ko­niecz­nie są za­miesz­kane przez sa­mych Ro­sjan czy Niem­ców, ale mogą tam być także, choćby na­wet bar­dzo liczni, „ja­cyś inni” (na przy­kład Po­lacy, Ży­dzi, Li­twini, Bia­ło­ru­sini czy Ukra­ińcy). Co jest dys­ku­syjne, co two­rzy ewen­tu­al­nie strefę po­śred­nią mię­dzy ob­sza­rami w tym przy­padku et­no­gra­ficz­nie „czy­sto” pol­skimi a ro­syj­skimi czy nie­miec­kimi, to wszystko ma przy­paść Ro­sji i Niem­com. Dla­czego? Osta­tecz­nie ra­cja jest tylko jedna: siła. Ro­sja i Niemcy znajdą siłę, by znów upo­mnieć się o te­reny, które ze­chcą uznać za sporne ze słab­szą Pol­ską. Za­tem z góry trzeba tak uło­żyć mapę Eu­ropy Wschod­niej, by ci naj­sil­niejsi byli z niej za­do­wo­leni. W in­nym przy­padku będą ją prze­kre­ślać, po­now­nie za­kłó­ca­jąc po­rzą­dek, de­sta­bi­li­zu­jąc raz jesz­cze sy­tu­ację po­li­tyczną. For­mal­nie więc w imię po­rządku, w imię sta­bi­li­za­cji, w isto­cie jed­nak tylko z po­wodu ra­chunku sił, a nie ja­kichś in­nych ra­cji, trzeba prze­ko­nać słab­szych, żeby się p o d p o r z ą d k o w a l i. Pro­blem mógł się po­ja­wić wtedy, kiedy oka­zało się (jak we wrze­śniu 1939 roku), że z punktu wi­dze­nia Mo­skwy i Ber­lina nie ma miej­sca na żadną Pol­skę, że „za­do­wo­le­nie” przy­nie­sie im tylko wspólna gra­nica, tak jak przed pierw­szą wojną świa­tową, kiedy mię­dzy Ro­sją a Niem­cami nie było nic. Lo­gika siły mo­gła osta­tecz­nie za­wsze pro­wa­dzić do ta­kiego re­zul­tatu.

Czy Ho­race Rum­bold nie po­dzie­lał owych za­ło­żeń, owej lo­giki? Oczy­wi­ście spo­glą­dał z wyż­szo­ścią „dzie­dzicz­nego” am­ba­sa­dora bry­tyj­skiego na ko­lejne kraje, w któ­rych przy­szło mu wy­stę­po­wać w służ­bie Ko­rony. Zwróćmy jed­nak uwagę na pewną róż­nicę jego per­spek­tywy w sto­sunku do tej, w jaką ży­ciowe do­świad­cze­nie wy­po­sa­żyło Kerra czy Han­keya. Obaj se­kre­ta­rze po­zna­wali świat przez pry­zmat do­mi­niów Ko­rony Bry­tyj­skiej. Przyj­mo­wali za oczy­wi­ste swoje prawo do „re­for­mo­wa­nia” tego, co jej pod­le­głe, do in­ter­pre­to­wa­nia in­te­re­sów po­szcze­gól­nych do­mi­niów, do wpły­wa­nia na ich toż­sa­mość, do jej „po­pra­wia­nia”. Pre­mier, któ­remu słu­żyli, nie znał w ogóle świata poza Wielką Bry­ta­nią. I nie chciał po­zna­wać. Rum­bold pra­co­wał na­to­miast jako dy­plo­mata w kra­jach, które nie były bry­tyj­skimi do­mi­niami czy ko­lo­niami. Choć mógł pa­trzeć z wyż­szo­ścią, choćby na­wet naj­bar­dziej wy­nio­słą, czy z po­czu­ciem ob­co­ści na sto­sunki w Te­he­ra­nie, To­kio, w mniej­szym może stop­niu w Ma­dry­cie, Ha­dze, Wied­niu, Ber­nie czy Ber­li­nie, to jed­nak w każ­dym z tych państw do­strze­gał i osta­tecz­nie uzna­wał ich spe­cy­fikę, od­rębną toż­sa­mość, miał świa­do­mość, że in­te­resy tu­byl­ców mogą być sprzeczne z tymi, które re­pre­zen­tuje on, dy­plo­mata z Lon­dynu. Uzna­wał nie­jako prawo do od­ręb­no­ści in­nych państw, był do tego przy­zwy­cza­jony. I uwa­żał za roz­tropne po­zna­wa­nie tej od­ręb­no­ści – zba­da­nie moż­li­wo­ści jej wprzę­gnię­cia w in­te­res bry­tyj­ski. Z ta­kiej też per­spek­tywy po­zna­wał Pol­skę – i pró­bo­wał na­ma­wiać swo­ich zwierzch­ni­ków w Lon­dy­nie, by do­strze­gli, że „re­pre­zen­tuje się ona sama” i że warto, przy skal­ku­lo­wa­niu bry­tyj­skiej po­li­tyki, roz­wa­żyć i ten, osobny punkt wi­dze­nia.

Od­po­wie­dział za­tem Ker­rowi na list, dzię­ku­jąc za waż­kie ar­gu­menty na rzecz po­trzeby ogra­ni­cze­nia liczby mniej­szo­ści et­nicz­nych w gra­ni­cach no­wego pań­stwa pol­skiego. Za­uwa­żał jed­nak, że prze­cież Wło­chy zy­skały po woj­nie dwie­ście ty­sięcy Ty­rol­czy­ków wraz z ob­sza­rem, na któ­rym na pewno to oni – a nie Włosi – prze­wa­żają. Nowo utwo­rzona Cze­cho­sło­wa­cja zaś składa się nie­mal z sa­mych mniej­szo­ści (Sło­wacy, Niemcy su­deccy, Ru­sini za­kar­paccy) – i ja­koś nie jest to przed­mio­tem pro­te­stów ze strony zwy­cię­skich mo­carstw... Rum­bold pro­sił także o wzię­cie pod uwagę ar­gu­mentu wy­su­wa­nego przez Po­la­ków: Lwów jest uwa­żany przez nich za pol­skie mia­sto – i nie jest ła­two za­prze­czyć jego pol­skiemu ob­li­czu et­nicz­nemu oraz kul­tu­ro­wemu. Może warto wró­cić do kom­pro­misu, su­ge­ro­wał Rum­bold, jaki kie­dyś pro­po­no­wał Pa­de­rew­ski, to jest po­działu Ga­li­cji Wschod­niej w taki spo­sób, by Lwów i oko­lice przy­pa­dły Pol­sce, a reszta by­łaby tylko tym­cza­so­wym man­da­tem, o któ­rego przy­szło­ści po­li­tycz­nej można by zde­cy­do­wać póź­niej. Po­seł de­li­kat­nie od­parł także po­gar­dliwą kry­tykę ca­łego do­tych­cza­so­wego do­robku pań­stwo­wego Po­la­ków. Ow­szem, pi­sał: „Po­lacy mu­szą jesz­cze wiele [w tej dzie­dzi­nie] zro­bić i pra­gnę my­śleć, że tak wła­śnie zro­bią. Ko­lej­nych dwa­na­ście mie­sięcy po­każe, jak ułożą swoje sprawy”. Krótko mó­wiąc – nie prze­kre­ślał szans Pol­ski na stwo­rze­nie no­wo­cze­snego pań­stwa. Na­ma­wiał więc Kerra: „Gdyby pan miał kie­dyś wolne dwa ty­go­dnie i chciał po­znać tę część Eu­ropy, pro­szę przy­je­chać i za­trzy­mać się u mnie”[9]. Ta do­bra rada nie zo­stała jed­nak ni­gdy wy­słu­chana przez tych, któ­rzy mieli de­cy­do­wać o lo­sach Eu­ropy Wschod­niej. Mieli wła­dzę, a ta nie zo­sta­wia wiele czasu na po­zna­nie, wy­maga za to pil­nie po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji. Na­wet je­śli do­ty­czą one „lu­dów, o któ­rych nic nie wiemy”.

Rum­bold chciał jed­nak na te de­cy­zje wpły­nąć. Uwa­żał, że na­leży to do jego obo­wiąz­ków jako za­wo­do­wego dy­plo­maty: do­ra­dzić jak naj­bar­dziej zgodny z rze­czy­wi­stym sta­nem rze­czy kie­ru­nek po­li­tycz­nych roz­strzy­gnięć ma­ją­cych za­paść w lon­dyń­skiej cen­trali. Istot­nym mo­ty­wem wpły­wa­ją­cym na jego opi­nię o Pol­sce i jej roli wo­bec Ro­sji so­wiec­kiej był głę­boki wstręt po­sła do bol­sze­wi­zmu i obawa przed roz­prze­strze­nie­niem ko­mu­ni­stycz­nej ide­olo­gii. Pol­ska była dla niego ważna jako prak­tyczna za­pora, która może sku­tecz­nie po­wstrzy­mać ewen­tu­alną ofen­sywę ko­mu­ni­zmu na za­chód. Od­pie­rał ar­gu­menty pod­se­kre­ta­rza stanu w Fo­re­ign Of­fice, Har­dinge’a (zbieżne zresztą ze sta­no­wi­skiem sa­mego lorda Cur­zona), że bol­sze­wizm nie bę­dzie roz­wi­jał się w stronę za­chodu, ale sta­nowi istotną groźbę ra­czej na azja­tyc­kim przed­polu ży­wot­nych in­te­re­sów Wiel­kiej Bry­ta­nii: na Za­kau­ka­ziu (eks­pan­sja Ar­mii Czer­wo­nej ku Azer­bej­dża­nowi i Gru­zji) oraz w Per­sji. Na prze­ło­mie lat 1919 i 1920 Rum­bold li­czył w każ­dym ra­zie na to, że może uda się jesz­cze na­wią­zać sku­teczną współ­pracę mię­dzy Pił­sud­skim a reszt­kami „bia­łej” Ro­sji pod wo­dzą De­ni­kina. Wspie­rał za­tem (przed­sta­wianą przeze mnie w po­przed­nim roz­dziale) mi­sję Hal­forda Mac­kin­dera, która do ta­kiej współ­pracy miała do­pro­wa­dzić. Ubo­le­wał, że Li­twa sta­nowi „słabe ogniwo”, które utrud­nia na­wią­za­nie skie­ro­wa­nego prze­ciw bol­sze­wi­kom so­ju­szu woj­sko­wego mię­dzy Pol­ską a kra­jami bał­tyc­kimi (w grud­niu 1919 roku Rum­bold roz­ma­wiał o tym bez­po­śred­nio z ge­ne­ra­łem Car­lem Gu­sta­fem Man­ner­he­imem, nie­daw­nym re­gen­tem Fin­lan­dii). W przy­gnę­bie­nie wpra­wiała go nowa po­li­tyka pre­miera, przy­jęta w stycz­niu 1920 roku: po­go­dze­nia się z rzą­dami bol­sze­wi­ków w Ro­sji i za­chęty, by kraje z nią gra­ni­czące także szu­kały z bol­sze­wi­kami po­koju. Pi­sał o tym 2 lu­tego 1920 roku do swo­jego ko­legi, wy­so­kiego ko­mi­sa­rza w Wied­niu, Fran­cisa Oswalda Lin­dleya: „Jak są­dzisz, czy długo reszta Eu­ropy i mo­car­stwa za­chod­nie będą mo­gły się wstrzy­my­wać przed uzna­niem także [po kra­jach gra­ni­czą­cych z Ro­sją] bol­sze­wi­ków? Ta idea jest mi wstrętna, po­nie­waż żyję tu­taj zbyt bli­sko bol­sze­wi­ków, by nie wi­dzieć, jak prze­ra­ża­jący sys­tem wła­dzy two­rzą. Je­śli się jed­nak nie mylę, sprawy idą w kie­runku uzna­nia bol­sze­wi­ków. To zo­sta­łoby przy­jęte z ra­do­ścią przez na­szych dro­gich przy­ja­ciół z La­bour Party w kraju, nie mó­wiąc o in­nych, nie­na­le­żą­cych do La­bour. To bę­dzie ko­lejny przy­pa­dek triumfu zła”[10].

Tym­cza­sem z Lon­dynu tra­fiały do Rum­bolda in­struk­cje za­chę­ca­jące wprost, by wsparł taki wła­śnie po­li­tyczny sce­na­riusz, który naj­bar­dziej go prze­ra­żał. W te­le­gra­mie z Fo­re­ign Of­fice z 27 stycz­nia zna­la­zła się re­la­cja z roz­mowy, jaką dzień wcze­śniej od­był pre­mier Lloyd Geo­rge z od­wie­dza­ją­cym go w son­da­żo­wej mi­sji pol­skim mi­ni­strem spraw za­gra­nicz­nych Sta­ni­sła­wem Pat­kiem. Jak wia­domo z omó­wie­nia w jed­nym z po­przed­nich roz­dzia­łów, Lloyd Geo­rge przed­sta­wił ja­sno swoje sta­no­wi­sko: bol­sze­wicy nie za­ata­kują swo­ich za­chod­nich są­sia­dów, po­nie­waż „nie ma nic ta­kiego jak żyw­ność czy su­rowce, które mo­głyby skło­nić ar­mię do wkro­cze­nia do Pol­ski, Wę­gier czy Nie­miec”. Szo­ku­jące geo­eko­no­miczną i geo­po­li­tyczną igno­ran­cją zda­nie pre­miera było tylko wstę­pem do za­sad­ni­czej lek­cji, ja­kiej chciał udzie­lić Pat­kowi, a Fo­re­ign Of­fice prze­ka­zy­wało ją Rum­bol­dowi. Brzmiała ona tak: skoro bol­sze­wicy chcą po­koju, to je­dyną prze­szkodą do jego za­war­cia może być tylko pol­ski eks­pan­sjo­nizm na wscho­dzie[11]. Trzy dni póź­niej Kerr wy­słał do Rum­bolda osobny list, jako „wzmoc­nie­nie” ofi­cjal­nej re­la­cji Fo­re­ign Of­fice, raz jesz­cze pod­kre­śla­jąc, że tylko pre­mier jest „praw­dzi­wym przy­ja­cie­lem” Pol­ski, po­nie­waż broni jej przed jej naj­więk­szym wro­giem. Owym wro­giem są sami Po­lacy, a ści­śle mó­wiąc – duch im­pe­ria­li­zmu kon­flik­tu­jący ich z Niem­cami i zwłasz­cza z Ro­sją. Trzeba wal­czyć przede wszyst­kim z pol­skim im­pe­ria­li­zmem! Kerr do­da­wał do tego za­le­ce­nia dla po­sła w War­sza­wie oraz in­for­ma­cję o ro­sną­cych wpły­wach La­bour Party i le­wi­co­wych związ­ków za­wo­do­wych, które na­ci­skają w sa­mej An­glii na za­war­cie jak naj­szyb­szego po­koju z Ro­sją so­wiecką[12].

W li­ście do Har­dinge’a z 1 lu­tego 1920 roku Rum­bold za­uwa­żał, że w tej sy­tu­acji Pol­ska za­pewne bę­dzie zmu­szona za­wrzeć po­kój z „czer­woną” Mo­skwą, a w ślad za nią pójdą pań­stwa bał­tyc­kie, Ru­mu­nia, a wkrótce cała Eu­ropa. Jed­no­cze­śnie po­zwa­lał so­bie zwró­cić uwagę pod­se­kre­ta­rzowi stanu w Fo­re­ign Of­fice, że ostat­nie do­nie­sie­nia z Lon­dynu ozna­czają naj­wy­raź­niej ra­dy­kalną zmianę wcze­śniej­szej po­li­tyki, którą – jak wie­rzył – było po­pie­ra­nie so­ju­szu an­ty­so­wiec­kiego Pił­sud­skiego z De­ni­ki­nem. Nieco iro­nicz­nie py­tał na­wet, czy Lloyd Geo­rge zna­lazł czas nie tylko na „udzie­le­nie lek­cji” pol­skiemu mi­ni­strowi spraw za­gra­nicz­nych, lecz także na spo­tka­nie z Mac­kin­de­rem, który wła­śnie w dru­giej po­ło­wie stycz­nia wró­cił ze swej mi­sji u De­ni­kina[13]. Po­seł mu­siał jed­nak za­ak­cep­to­wać po­li­tykę prze­for­so­waną przez pre­miera. Nie re­zy­gno­wał wszakże ze swo­jego prawa do in­nej niż dyk­to­wana z Lon­dynu oceny pol­skiego „im­pe­ria­li­zmu”. Szu­kał na­dal moż­li­wo­ści kom­pro­misu mię­dzy wi­zją ko­niecz­nego za­bez­pie­cze­nia pol­skiej su­we­ren­no­ści, którą przed­sta­wiał mu Pił­sud­ski, a za­da­niem wspar­cia ta­kiego po­koju, jaki za­ak­cep­tuje Ro­sja – za­da­niem, ja­kie na­rzu­cono mu w in­struk­cjach z ga­bi­netu pre­miera.

W roz­wi­ja­ją­cej się w marcu kon­fron­ta­cji dy­plo­ma­tycz­nych i pro­pa­gan­do­wych moż­li­wo­ści mię­dzy Mo­skwą a War­szawą, zwią­za­nej z dys­ku­sją o wa­run­kach po­koju pol­sko-so­wiec­kiego, Rum­bold mu­siał się zmie­rzyć z miaż­dżącą oceną, jaką pol­skiej po­li­tyce i wa­run­kom po­ko­jo­wym War­szawy wy­sta­wił Po­li­ti­cal In­for­ma­tion De­part­ment (czyli Le­wis Na­mier w swoim ostat­nim wiel­kim, oma­wia­nym wy­żej, me­mo­riale-pasz­kwilu). W pierw­szej in­for­ma­cji o pol­skich wa­run­kach po­koju, prze­sła­nej do Fo­re­ign Of­fice 14 marca, Rum­bold wy­ra­ził opi­nię w spra­wie za­sady dez­anek­sji, czyli wy­rze­cze­nia się przez Mo­skwę praw do te­re­nów na wschód od gra­nicy pierw­szego roz­bioru (z 1772 roku) oraz pro­po­zy­cji zor­ga­ni­zo­wa­nia ple­bi­scytu na ob­sza­rze mię­dzy tą gra­nicą a li­nią Bugu. Stwier­dził, że trzeba by naj­pierw prze­pro­wa­dzić kon­sul­ta­cje z Li­twi­nami i Ukra­iń­cami, któ­rych te roz­strzy­gnię­cia prze­cież do­ty­czyły, a za­ra­zem, iż nie­ła­two bę­dzie uznać re­fe­ren­dum prze­pro­wa­dzane w obec­no­ści Woj­ska Pol­skiego za cał­ko­wi­cie swo­bodne. Za­uwa­żył rów­nież, że trudno przy­pusz­czać, iżby Ro­sja, po prze­zwy­cię­że­niu we­wnętrz­nego kry­zysu, za­ak­cep­to­wała trwale tak da­le­kie od­su­nię­cie na wschód, re­zy­gna­cję ze swych zdo­by­czy te­ry­to­rial­nych od XVIII wieku. Prze­ka­zał jed­nak do cen­trali Fo­re­ign Of­fice ar­gu­ment Patka, że Pol­ska zdaje so­bie z tego sprawę, ale musi dą­żyć do jak naj­szyb­szego wy­ja­śnie­nia kwe­stii swo­jej wschod­niej gra­nicy z ta­kim rzą­dem, jaki jest obec­nie w Ro­sji.

Sam Rum­bold pro­po­no­wał, by po­zwo­lić Po­la­kom uzy­skać ta­kie wa­runki po­koju, ja­kie tylko zdo­łają wy­ne­go­cjo­wać z Ro­sją so­wiecką. Prze­bieg i wy­niki owych ne­go­cja­cji mogą być dla mo­carstw za­chod­nich wska­zówką co do ak­tu­al­nej siły czy sła­bo­ści bol­sze­wi­ków, a także go­to­wo­ści rządu so­wiec­kiego do za­ak­cep­to­wa­nia bu­fo­ro­wych państw Bia­ło­rusi i Ukra­iny. Pod­po­wia­dał jed­no­cze­śnie swoim zwierzch­ni­kom, że by­naj­mniej nie trzeba re­zy­gno­wać z prawa mo­carstw za­chod­nich do eg­ze­kwo­wa­nia punktu 87 trak­tatu wer­sal­skiego, w któ­rym Pol­ska zo­bo­wią­zała się przy­jąć usta­le­nia mo­carstw do­ty­czące jej wschod­niej gra­nicy. Na od­cinku li­tew­skim po­winna bo­wiem prze­pro­wa­dzić pod nad­zo­rem alian­tów albo Ligi Na­ro­dów re­fe­ren­dum w spra­wie Wilna. Mo­car­stwa mo­głyby także wziąć udział w roz­gra­ni­cze­niu ziem po­ło­żo­nych na za­chód od gra­nicy pierw­szego roz­bioru z 1772 roku, za­miesz­ka­nych przez Bia­ło­ru­si­nów i Ukra­iń­ców. „Te­ry­to­ria te mo­głyby zo­stać pod­po­rząd­ko­wane tym­cza­so­wej mie­sza­nej ad­mi­ni­stra­cji Po­la­ków i miej­sco­wej lud­no­ści pod nad­zo­rem urzęd­ni­ków wy­zna­czo­nych przez Ligę Na­ro­dów. Te­ry­to­ria owe by­łyby utrzy­my­wane w po­wier­nic­twie dla od­ro­dzo­nej Ro­sji, albo też – je­śli po­li­tyka Mo­carstw Sprzy­mie­rzo­nych by­łaby przy­chylna stwo­rze­niu au­to­no­micz­nych państw ta­kich jak Bia­ło­ruś i Ukra­ina – w po­wier­nic­twie dla tych państw”[14].

Na pod­sta­wie te­le­gra­mów i ana­lizy Rum­bolda szef De­par­ta­mentu Pół­noc­nego (obej­mu­ją­cego Ro­sję, kraje bał­tyc­kie, skan­dy­naw­skie i Pol­skę) Fo­re­ign Of­fice John Dun­can Gre­gory spo­rzą­dził i przed­sta­wił Cur­zo­nowi 6 kwiet­nia ob­szerne me­mo­ran­dum, w któ­rym wy­ra­ził swoją opi­nię na te­mat moż­li­wo­ści roz­wią­za­nia gor­dyj­skiego wę­zła Eu­ropy Wschod­niej. Warto ten do­ku­ment omó­wić ob­szer­niej, po­nie­waż za­wiera on wy­kład sta­no­wi­ska, ja­kie bry­tyj­ska dy­plo­ma­cja mo­gła za­jąć wo­bec so­wiecko-pol­skiego kon­fliktu wio­sną 1920 roku i pro­blemu usta­no­wie­nia gra­nic w Eu­ro­pie Wschod­niej – mo­gła, ale nie za­jęła. Jest to więc tylko przy­czy­nek do hi­sto­rii al­ter­na­tyw­nej. Mo­żemy jed­nak dzięki niemu wy­raź­nie do­strzec swo­istość wy­bo­rów do­ko­na­nych w hi­sto­rii rze­czy­wi­stej; wy­bo­rów, które po­dej­mo­wał Lloyd Geo­rge, ko­rzy­sta­jąc ze wspar­cia swo­ich se­kre­ta­rzy i Na­miera. Do­ku­ment, który po­ni­żej przed­sta­wiam, po­ka­zuje za­ra­zem, jak mo­głaby wy­glą­dać po­li­tyka Fo­re­ign Of­fice, gdyby po­pro­wa­dził ją sir Ho­race Rum­bold, opie­ra­jąc się na swoim już pół­rocz­nym do­świad­cze­niu z po­bytu w Pol­sce.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

4. Wła­ściwy czło­wiek na nie­wła­ści­wym miej­scu: Ho­race Rum­bold w War­sza­wie

[1] Zob. Oxford Uni­ver­sity, Bo­dle­ian Li­brary [da­lej jako: OU-BL], Ho­race Rum­bold, Pa­pers [da­lej jako: RP], dep. 26: Cor­re­spon­dence, May 1919–May 1920, k. 33 (no­mi­na­cja Ho­race’a Rum­bolda na po­sła nad­zwy­czaj­nego i mi­ni­stra peł­no­moc­nego w War­sza­wie z 15 IX 1919); por. prze­li­cze­nie war­to­ści fun­tów – Law­rence H. Of­fi­cer and Sa­muel H. Wil­liam­son, „Five Ways to Com­pute the Re­la­tive Va­lue of a UK Po­und Amo­unt, 1270 to Pre­sent”, Me­asu­rin­gWorth, 2014: http://www.me­asu­rin­gworth.com/ppo­we­ruk, do­stęp: 2.02.2015; zob. także Mo­nika Łu­ka­sik-Du­szyń­ska, Bry­tyj­skie po­sel­stwo do­nosi. Po­sło­wie bry­tyj­scy wo­bec sto­sun­ków Pol­ski z pań­stwami bał­tyc­kimi 1920–1926, War­szawa 2008, s. 25–44 (bar­dzo po­ży­teczna ana­liza bry­tyj­skiej służby dy­plo­ma­tycz­nej, jej struk­tury i obiegu in­for­ma­cji w la­tach 1920–1926).

[2] Zob. na ten te­mat w źró­dło­wej mo­no­gra­fii Mar­tina Gil­berta, Sir Ho­race Rum­bold..., s. 142–144 (o spo­tka­niach z Po­la­kami w Ber­nie).

[3] „Puf­fed, po­wde­red and cur­led: / Rum­bold’s in War­saw – / All’s ri­ght with the world” – cyt. za: M. Gil­bert, Sir Ho­race Rum­bold..., s. 181; zob. także Po­und/Joyce: the Let­ters of Ezra Po­und to Ja­mes Joyce, with Po­und’s Es­says and Ar­tic­les about Joyce, ed. For­rest Read, New York 1970, s. 151–153 (tu list Po­unda do Rum­bolda z 11 IV 1919, a także szer­sze na­świe­tle­nie ca­łego in­cy­dentu).

[4] Ostatni cy­tat – z li­stu Rum­bolda do Kerra z 29 XII 1919 – NAS-PK, GD/40/17/911/3; opis pierw­szej wi­zyty u Na­czel­nika Pań­stwa: list Rum­bolda do Char­liego [?] z 23 X 1919, OU-BL, RP, dep. 26 (Cor­re­spon­dence, May 1919–May 1920), k. 49. Po­byt Rum­bolda w War­sza­wie, choć bez istot­nych do­ku­men­tów z oso­bi­stego ar­chi­wum po­sła, przed­sta­wia N. Da­vies: Sir Ho­race Rum­bold w War­sza­wie, 1919–1920, „Dzieje Naj­now­sze” 1971, R. III, z. 3, s. 40–54.

[5] „In de­aling with the Po­les one has al­ways to re­mem­ber one thing and that is that they are not and do not con­si­der them­se­lves to be a new na­tion. They are con­scious of the con­si­de­ra­ble part that Po­land has played in the past [...] they are proud and sen­si­tive”. List Rum­bolda do Tho­masa Row­landa (za­stępcy pry­wat­nego se­kre­ta­rza króla Je­rzego V) z 1 II 1920, OU-BL, RP, dep. 26 (Cor­re­spon­dence, May 1919–May 1920), k. 146 (na ko­lej­nych stro­nach te­goż li­stu – k. 147–148 – uwagi o nie­podat­no­ści Po­la­ków, poza grupą skraj­nych so­cja­li­stów i czę­ścią mniej­szo­ści ży­dow­skiej, na ha­sła ko­mu­ni­styczne).

[6] Zob. list Rum­bolda do Kerra z 6 XII 1919 (tu wzmianka o po­trze­bie wspar­cia po­życzki do Pol­ski), OU-BL, RP, dep. 26 (Cor­re­spon­dence, May 1919–May 1920), k. 79; list Rum­bolda do Har­dinge’a z 16 XI 1919 (w spra­wie de­le­ga­cji par­la­men­tar­nej): tamże, k. 62; sprawę swo­istego boj­kotu to­wa­rzy­skiego prze­pro­wa­dzo­nego jed­no­ra­zowo w sto­sunku do po­sel­stwa bry­tyj­skiego (z ini­cja­tywy księ­cia Zdzi­sława Lu­bo­mir­skiego) w grud­niu 1919 r. wo­bec na­sta­wie­nia Lloyda Geo­rge’a w spra­wie Ga­li­cji oma­wia M. Gil­bert, Sir Ho­race Rum­bold..., s. 185–187.

[7] „Po­land as yet has done lit­tle or no­thing to es­ta­blish the fact of its abi­lity to ma­in­tain a mo­dern pro­gres­sive state, except that it clung to its na­tio­na­lity and en­du­red ter­ri­ble hard­ships for this cause. [...] Its best friends are those who re­sist the dre­ams of the Im­pe­ria­li­sts and en­co­urage Po­land to make good wi­thin a sphere which is in­di­spu­ta­bly Po­lish and which re­du­ces both its gro­unds of qu­ar­rel with its ne­igh­bo­urs and the num­bers of non-Po­lish ci­ti­zens [...] I think that the Po­les mi­sun­der­stand the PM’s [Prime Mi­ni­ster’s] at­ti­tude to­wards them. He is not in the le­ast anti-Po­lish. He fully re­co­gni­zes, ho­we­ver, the great dif­fi­culty of Po­land’s po­si­tion in Eu­rope and its pe­ople’s in­e­vi­ta­ble want of prac­ti­cal expe­rience in run­ning a great state. [...] He [Lloyd Geo­rge] is lo­oking at the Po­lish pro­blem, not me­rely in terms of 1919–1920, but in the li­ght of a tho­usand years of Eu­ro­pean hi­story, and of the in­e­vi­ta­ble fact that Po­land’s ne­igh­bo­urs, which to­day are pro­strate, will ere long be­come strong, vi­go­rous, and pa­trio­tic na­tions”. List Kerra do Rum­bolda z 15 XII 1919, NAS-PK, GD 40/17/911/4, s. 1–4; toż w: OU-BL, RP, dep. 26 (Cor­re­spon­dence, May 1919–May 1920), k. 97–100.

[8] Zob. E. Said, Orien­ta­lizm, przeł. Wi­told Ka­li­now­ski, wstęp Zdzi­sław Ży­gul­ski jun., War­szawa 1991.

[9] „The Po­les have still to make good, and I like to think that they will do so. Ano­ther 12 mon­ths sho­uld show how they are go­ing to shape. If you ever have a fort­ni­ght or so off and wish to study this part of Eu­rope, come out and stay with me”. List Rum­bolda do Kerra z 29 XII 1919, NAS-PK, GD/40/17/911/3; toż w: OU-BL, RP, dep. 26 (Cor­re­spon­dence, May 1919–May 1920), k. 126–128.

[10] „How long do you think the rest of Eu­rope and the We­stern Po­wers will be able to re­frain from also re­co­gni­sing the Bol­she­vi­sts? The idea is re­pu­gnant to me as one li­ving too close to the Bol­she­vi­sts here not to see what an ap­pal­ling re­gime the­irs is. But, unless I am mi­sta­ken, things are wor­king up for the re­co­gni­tion of the Bol­she­vi­sts. This wo­uld be we­lco­med by our dear friends in the La­bour Party at home, not to speak of others not be­lon­ging to the La­bour Party. It will be ano­ther case of evil trium­phing”. List Rum­bolda do Franka [Lin­dleya] z 2 II 1920, OU-BL, RP, dep. 26 (Cor­re­spon­dence, May 1919–May 1920), k. 156. Por. li­sty Rum­bolda do Ri­charda Dal­berga-Ac­tona, po­sła Wiel­kiej Bry­ta­nii w Fin­lan­dii, z 29 XII 1919 (tu m.in. na­dzieja na współ­pracę Pił­sud­skiego z De­ni­ki­nem na wio­snę na­stęp­nego roku, a także in­for­ma­cja o roz­mo­wie z Man­ner­he­imem), OU-BL, RP, dep. 26 (Cor­re­spon­dence, May 1919–May 1920), k. 119–122; o współ­pracy Rum­bolda z Mac­kin­de­rem pi­sze M. Gil­bert, Sir Ho­race Rum­bold..., s. 189–191; zob. także list Har­dinge’a do Rum­bolda z 6 I 1920, wy­ra­ża­jący prze­ko­na­nie (rów­nież Cur­zona), że bol­sze­wizm jest nie­bez­pieczny ra­czej w Azji niż w Eu­ro­pie. OU-BL, RP, dep. 26 (Cor­re­spon­dence, May 1919–May 1920), k. 129–130.

[11] Spra­woz­da­nie lorda Har­dinge’a z roz­mowy Lloyda Geo­rge’a z Pat­kiem z 26 I 1919, prze­ka­zane w te­le­gra­mie lorda Cur­zona do H. Rum­bolda z 27 I 1920, w: DBFP, vol. III, s. 804 – od­pis tego do­ku­mentu znaj­duje się także w pa­pie­rach Lloyda Geo­rge’a – PA-LG, F/202/1/6.

[12] Zob. list Kerra do Rum­bolda z 30 I 1920, NAS-PK, GD 40/17/911/4.

[13] List Rum­bolda do Har­dinge’a z 1 II 1920, OU-BL, RP, dep. 26 (Cor­re­spon­dence, May 1919–May 1920), k. 142–145.

[14] „Ter­ri­to­ries in qu­estion co­uld be sub­ject to a tem­po­rary mi­xed ad­mi­ni­stra­tion of Po­les and lo­cal in­ha­bi­tants un­der su­per­vi­sion of of­fi­cials ap­po­in­ted by Le­ague of Na­tions.These ter­ri­to­ries wo­uld be held in trust for a re­con­sti­tu­ted Rus­sia, or if po­licy of Al­lies is to fa­vour for­ma­tion of au­to­no­mous Sta­tes such as White Ru­the­nia and Ukra­ine, in trust for those Sta­tes”. Te­le­gram Rum­bolda do lorda Cur­zona z 26 III 1920, OU-BL, RP, dep. 26 (Cor­re­spon­dence, May 1919–May 1920), k. 185–186; por. wcze­śniej­sze trzy te­le­gramy Rum­bolda do Cur­zona na te­mat pol­skich wa­run­ków po­koju z Ro­sją so­wiecką, wszyst­kie z 14 III 1920, tamże, k. 181–184.