Między nami miłość. Tom 3: Nierozłączni - Katarzyna Mak - ebook + audiobook

Między nami miłość. Tom 3: Nierozłączni ebook i audiobook

Katarzyna Mak

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zapytani o definicję miłości często odpowiadamy, że to najpiękniejsze i najbardziej niewiarygodne uczucie, które bez naszego przyzwolenia może zawładnąć naszym sercem. Trzeba jednak pamiętać, że nie wiążą się z tym tylko uniesienia na miarę Mount Everestu czy same przyjemności… Miłość, która połączyła Antka i Mię, zachwyca niczym ukwiecona łąka latem. Jednak uczucie tych dwojga zupełnie jak płatki polnych kwiatów może mieć również krótki termin ważności. Kiedy tylko pojawiają się pierwsze problemy, pozornie silne i niezachwiane fundamenty nagle mogą runąć jak domek z kart.
Mia po raz kolejny zmierzy się z własnymi słabościami, próbując poradzić sobie z rozczarowaniem, kłamstwem, a w efekcie złamanym sercem. Czy wybaczy zdradę i niedomówienia, które z dnia na dzień spadną na jej wątłe ramiona, nie pozostawiając cienia nadziei na lepsze jutro?
Antek znów zostanie wystawiony na próbę i tym razem wszystko wskazuje na to, że nie będzie w stanie udźwignąć nadmiaru emocji, które nim zawładną. Czy zdoła wybaczyć ukochanej kobiecie to jedno zdanie, którego nie spodziewał się usłyszeć z jej ust: „Już cię nie kocham”?
Para znana z dwóch poprzednich części cyklu Między nami miłość (Niepokorna i Nieuchwytny) będzie musiała udowodnić, że rzeczywiście są… nierozłączni i nie umieją bez siebie żyć. Czy nie wyrzekną się miłości w imię urażonej dumy, braku zaufania lub miłosnego zawodu, który być może okaże się podłą intrygą? Czy Mia zdoła wybaczyć Antkowi jego chwile słabości, a on zapomni jej brak wiary, który w istocie doprowadził do rozpadu ich związku? Czy znajdą lekarstwo na małżeńskie problemy i uda im się uratować niepowtarzalny związek, który z takim zaangażowanie budowali?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 372

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 43 min

Lektor: Mirella Rogoza-Biel, Konrad Biel
Oceny
4,6 (42 oceny)
29
10
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redakcja

Anna Seweryn

Projekt okładki

Maksym Leki, Ewa Leśny

Fotografia na okładce

© Alex Gukalov, Meranna, Photographee.eu|shutterstock.com

Redakcja techniczna, skład i łamanie

Damian Walasek

Opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Korekta

Urszula Bańcerek

Wydanie I, Chorzów 2020

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c

tel. 600 472 609

[email protected]

www.videograf.pl

Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o.

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

[email protected]

www.dictum.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2019

tekst © Katarzyna Mak

ISBN 978-83-7835-765-0

Trudno tak razem być nam ze sobą,

bez siebie nie jest lżej…

Lecz trzeba nam…

trzeba dbać o tę miłość.

Nie wolno stracić jej,

nam nie wolno stracić jej…

Edyta Bartosiewicz, Krzysztof Krawczyk

Tę książkę dedykuję wszystkim tym,

którzy pomimo przeciwności losu,

nie zważając na konsekwencje,

kochają najszczerszą miłością…

Prolog

Spojrzał na mnie, a potem znów na nią, zupełnie jakby od nas obu oczekiwał wyjaśnień. Otworzyłam usta i pewnie wyglądałam jak świąteczny karp, łapiący powietrze na zapas, bo naraz zabrakło mi słów. Nie byłam gotowa na taką konfrontację. On też nie był! Myślałam, że sytuacja jest dramatyczna, ale wkrótce okazało się, że może być jeszcze gorzej… Antek chwycił się za głowę i padł na kolana. Na złamanie karku wypadłam z auta i doskoczyłam do niego. Przerażał mnie ten widok, bo Antek miał zamknięte oczy, a jego ręce bezwładnie opadły mu na uda.

– Antek, Antek… – piszczałam bezradnie.

Nie wiedząc, co robić, drżącymi i zziębniętymi palcami dotknęłam jego policzka i się rozpłakałam. Na szczęście to sprawiło, że otworzył oczy i choć patrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem, poczułam ulgę, że żyje.

– Powiedz, że nic ci nie jest – chlipałam, wciąż muskając dłonią jego porośniętą całodniowym zarostem mocno zaciśniętą szczękę.

Agata stała bez ruchu kilka metrów dalej i ani drgnęła. Czy tak zachowuje się kochająca narzeczona? Przyglądała się nam jakby z odrazą, ale nie obchodziło mnie to. Liczył się tylko on i to, że właśnie stałam się naocznym świadkiem tego, jak zły był stan jego zdrowia. Antek wciąż nie był gotowy na prawdę, nadal nie mógł poznać swojej przeszłości. „A może już nawet nigdy nie będzie…” – pomyślałam z żalem, który właśnie miażdżył mi serce. Wstałam więc z kolan, pomagając podnieść się jemu. Przyjął moją dłoń niechętnie, zupełnie jakby i mnie nie ufał. Dlatego nie miałam więcej odwagi, by patrzeć mu w oczy. Odwróciłam się więc na pięcie i podeszłam do Agaty.

– Wolę nie mieć go wcale, niż sprawić, aby gasł na moich oczach – wyszeptałam, a potem…

…poderwałam się z poduszki. To tylko sen! Paskudny sen i jeszcze gorsza przeszłość, o której należy już teraz zapomnieć…

On

Spacer po Krupówkach, kończący wypad nad Morskie Oko, które pomimo zimy i panującej zewsząd niskiej temperatury usiane milionem gwiazd, migoczących w jego wyjątkowo spokojnej, skutej srebrzystą warstwą lodu tafli, wyglądało bajecznie, uznałem za miłe zwieńczenie kończącego się dnia. Być może moja żona nie była tego samego zdania, gdyż wciąż słabo znosiła te niskie temperatury panujące o tej porze roku w Polsce i pewnie wolałaby teraz wylegiwać się w palącym słońcu na jednej z plaż Hiszpanii. Jednak musiałem przyznać, że znosiła to dzielnie. Podziwiałem ją za to. Zwłaszcza mając świadomość, ile przeze mnie wycierpiała…

Mógłbym tak na nią patrzeć nieustannie. Jak podczas naszego ostatniego spaceru urokliwymi uliczkami Zakopanego, gdy w jej ciemnych oczach żarzyły się światła mijanych ulicznych latarni, uśmiech księżyca czy blask migoczących gwiazd. Czy nawet godzinami wpatrywać się w jej słodko zaspane oblicze, kiedy zmęczona po całym dniu pieszych wędrówek usnęła na moim ramieniu, jak właśnie w tejchwili. Może to głupie, ale może po tych wszystkich traumatycznych wydarzeniach, które omal nie zniszczyły naszego szczęścia, zwyczajnie bałem się zasnąć, zupełnie jakbym lękał się, że obudzę się, a jej nie będzie obok mnie. Dlatego choć Mia była tak blisko, wtulona we mnie, wciąż zerkałem na nią z uwielbieniem, jakbym widział taki cud po raz pierwszy, i z przerażeniem jednocześnie, że mogę ją widzieć po raz ostatni.

Wmawiałem sobie, że mój lęk powodowany jest jedynie traumą, jaka pewnie jeszcze długo będzie ciągnąć się za nami po tym, co nas spotkało, lecz wciąż coś z tyłu głowy szeptało mi, jak bardzo się oszukuję. Agata wyraźnie coś kombinowała. Nie wiedziałem, co tym razem wymyśliła ta szalona kobieta, ale byłem pewien, że i teraz tak łatwo nie odpuści. Już wcześniej udowodniła, do czego jest zdolna…

– Dlaczego nie śpisz? – Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej żony, która leniwie uniosła ciężkie od snu powieki.

– Wolę patrzeć na ciebie – odparłem i cmoknąłem ją w czubek nosa, który pod wpływem tej pieszczoty zmarszczyła uroczo.

Wtedy też odnalazła moje usta i złożyła na nich pocałunek, niewinny, subtelny, ale również pełen obietnic. Oddałem jej go i choć grzechem było ją w tej chwili rozbudzać, znów zapragnąłem jej tak bardzo, że natychmiast przystąpiłem do pieszczot, na które Mia ostatnio reagowała bardziej entuzjastycznie. Odnalazłem jej piersi, które pod wpływem dotyku moich palców stwardniały natychmiast. Drażniłem je, stymulowałem brodawki, które napinały się pod moimi dłońmi, a następnie moje ręce powędrowały niżej. Na chwilę zatrzymałem je w okolicy pępka, a jej oddech już stał się płytki. Kiedy dotarłem jedną dłonią do sklepienia jej ud, poczułem, że drżały niecierpliwie. Moja kobieta niezmiennie reaguje na mnie w tak osobliwy sposób, co momentalnie doprowadza mnie niemal do szaleństwa. Syciłem się więc jeszcze przez moment tą cudowną chwilą, rozkoszując się jej gotowością, cichymi jękami, które raz po raz wydobywały się z jej ust.

– Kochaj mnie – wyszeptała wówczas schrypniętym głosem, przepełnionym dobrze mi znanymi, tak uwielbianymi przeze mnie emocjami.

– Kocham – odparłem szybko.

Nie czekając dłużej, znalazłem się nad nią, a właściwie na niej, w niej… Kochałem ją tak, jak lubiła – niespiesznie, namiętnie, okrywając pocałunkami jej spocone ciało. Była moja, tylko moja…

Ona

Za oknem już świtało, więc teraz to ja przyglądałam się śpiącemu obok mnie Antkowi. Od kilku dni mój świeżo upieczony mąż nie sypiał najlepiej, choć pytany przeze mnie, co jest tego powodem, oczywiście wszystkiemu stanowczo zaprzeczał. Wyraźnie unikał tematu, zupełnie jakby czegoś się obawiał. Czasem też zwodził mnie, że nie może spać, bo wciąż ma na mnie ochotę, co nieustannie mi udowadniał i doprawdy szalenie mi tym schlebiał, ale wiedziałam, że nie był ze mną do końca szczery. Wyraźnie widziałam, że coś go trapiło. Nie chciałabym pisać czarnych scenariuszy i czegoś sobie roić w głowie, ale podejrzewałam, że to coś poważnego, skoro Antek zachowywał się tak dziwnie. Zaczęłam się też niepokoić o jego stan zdrowia, choć w zasadzie chyba nie powinnam, bo mój ukochany wyglądał na zupełnie zdrowego i funkcjonował całkiem normalnie, oczywiście nie uwzględniając tej bezsenności. No i może jeszcze był czasem lekko podenerwowany… rzucał ukradkowe spojrzenia, ilekroć boy zapukał do naszych drzwi bądź kiedy zza okna dobiegł warkot sportowego samochodu któregoś z gości. Może dramatyzowałam, przesadnie analizując każdy jego gest, ale tak bardzo boję się znów go stracić…

Zsunęłam z siebie rękę męża, którą ciasno obejmował mnie niemal przez całą noc, próbując się wymknąć. Nie chciałam go budzić, ale byłam bardzo głodna, a w dodatku pilnie potrzebowałam skorzystać z łazienki. Jednak Antek momentalnie otworzył oczy i przez moment sprawiając wrażenie zdezorientowanego, nadal mnie przytrzymywał.

– Muszę siku – skwitowałam więc, na co z jego oczu natychmiast zniknął cały ten niepokój, który przez ułamek sekundy obnażał stan jego ducha. – Nie obawiaj się, nie zamierzam uciekać – dodałam, cmokając go.

– I tak znalazłbym cię wszędzie, nawet na krańcu świata – odparł, już bardziej przytomnie.

Zaśmiałam się cicho. To było naprawdę miłe i szalenie urocze słyszeć to z ust świeżo upieczonego małżonka.

Po wyjściu z toalety, w której z niewiadomych powodów ostatnio spędzam znacznie więcej czasu niż dotychczas, zastałam go obok wózka, którym obsługa przywiozła nam śniadanie. Antek nie był zupełnie nagi, bo miał na sobie bokserki, a jednak nawidokjego skąpo odzianego ciała poczułam te znajome dreszcze w podbrzuszu.

– Nawet o tym nie myśl! – Pogroził mi palcem, prawdopodobnie dostrzegając moje wygłodniałe spojrzenie. – Najpierw śniadanie – nakazał, a następnie podszedł do mnie tak szybko, że zakręciło mi się w głowie. – Wszystko w porządku? – zapytał, obejmując mnie w talii.

Kiwnęłam tylko głową, bo jego bliskość wciąż mnie rozpraszała. Głośno przełknęłam ślinę, gdyż moja wyobraźnia natychmiast poszybowała w rejony odległe od spokojnego spożywania posiłku, choć od biedy można był to podciągnąć pod konsumpcję… Po raz kolejny nie umknęło to jego uwagi.

– Najpierw śniadanie – upierał się. – Zmizerniałaś ostatnio. Chyba rzeczywiście głupim pomysłem było cię zabierać zimą w góry – dodał z przejęciem w głosie.

– Nic mi nie jest – odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.

W zasadzie naprawdę nie czułam się najgorzej. Czasem tylko miewałam takie stany apatii, jakby nasilonej senności, ale uznałam, że to normalne. Przecież od dziecka wychowywałam się w słonecznej Hiszpanii, a tymczasem ten utrzymujący się siarczysty mróz czy nazbyt rześkie powietrze mogły we mnie wywoływać reakcję podobną do snu zimowego u niedźwiedzia. Słyszałam o tym ostatnio od jednego z baców, kiedy przechadzaliśmy się po Gubałówce i muszę przyznać, że projekt przespania całej zimy bardzo mi się spodobał. Kiedyś z tatą często wyjeżdżaliśmy w grudniu czy w styczniu do Costa del Sol, gdzie mogłam się wówczas przechadzać w letnich sukienkach. W Barcelonie potrafiło być w zimie kilkanaście stopni, ale na plusie, a nie jak tutaj, w Polsce, dużo poniżej zera.

– Śniadanie! – Antek dał mi lekkiego klapsa w nagi pośladek, kiedy po raz kolejny próbowałam postawić na swoim.

– Jesteś gorszym uparciuchem ode mnie! – Udawałam nadąsaną.

– Dla twojego dobra – odparł, a następnie niemal siłą wcisnął mnie w puszysty szlafrok i posadził na łóżku, obok małego stoliczka po brzegi zastawionego jedzeniem.

Już chciałam protestować, używając trochę głupiego argumentu, że w tym „miśku” będzie mi za gorąco, ale pewnie nie dałby się nabrać raz jeszcze na ten sam numer, bo przecież ostatnio stale słyszał ode mnie, jak tu zimno i jak bardzo brakuje mi palącego hiszpańskiego słońca. Postanowiłam więc dać mu tę satysfakcję i pozwolić mu wierzyć, że się poddaję. Prawda jednak była taka, że musiałam się zmusić, żeby cokolwiek przełknąć, bo naglestraciłamapetyt. Coś dziwnego ostatnio działo się ze mną, ale szybko uznałam, że za taki stan rzeczy odpowiedzialne są zima i mróz za oknem, do którego nadal nie umiałam przywyknąć.

Tymczasem potulnie jadłam wszystko, co nałożył mi na talerz, choć w istocie najadłyby się tym co najmniej dwie osoby, ku ścisłości – dwóch rosłych mężczyzn. Jajka na bekonie, chrupiące rogaliki z masłem i wędzone oscypki z konfiturą żurawinową. Do tego wypiłam niemal dwa kubki kakao i czułam, że za chwilę pęknę. A jeszcze kilka minut wcześniej zdawało mi się, że nie jestem głodna. Moje zmienne, dość nietypowe zachowanie w tej właśnie chwili mogłam przyrównać do pociągu towarowego, który ociężale rusza ze stacji, by raptem nabrać niewiarygodnego pędu. Zupełnie nie pojmowałam własnych reakcji…

– No widzisz, a upierałaś się, że nie jesteś głodna – odezwał się nagle mój mąż, który już od jakiegoś czasu przyglądał mi się z szelmowskim błyskiem w oku.

– Wcale nie upierałam się, że nie jestem głodna – powiedziałam, przeżuwając przyjemnie skrzypiący pod zębami owczy ser. – Po prostu miałam ochotę na deser jeszcze przed śniadaniem – droczyłam się z nim, oblizując ociekające dżemem palce.

– Czy to oznacza, że już przeszła ci na niego ochota?

– Całkiem możliwe – mruknęłam, udając, że jest mi gorąco, więc lekko rozchyliłam poły szlafroka, wachlując się przy tym nieznacznie dla podsycenia atmosfery.

Teraz to on głośno przełykał ślinę, co cholernie mnie kręciło.

– A może pozwolisz, że sam sprawdzę to dokładniej?

– To bardzo niegrzeczne przeszkadzać komuś podczas posiłku. – Zaśmiałam się lekko, a dżem kapnął mi na dekolt.

Tyle wystarczyło, by Antek natychmiast znalazł się obok. Szybko oblizał mi palce z resztek słodkiego musu, po czym, nie czekając na moje przyzwolenie, rozwiązał pasek szlafroka i niezwłocznie zsunął go z moich ramion. Moje serce natychmiast przyspieszyło, oddech stał się płytki, a powieki nieznacznie się przymknęły. Wtedy jego wargi znalazły się w miejscu, gdzie jeszcze sekundę temu kapnęła mi kropelka dżemu. Z moich ust natychmiast wydobył się cichy jęk, który działał na mego męża jak żaden inny dźwięk. Natychmiast pozbył się szlafroka, który wcześniej sam na mnie siłą wpakował, i nie przestając całować piersi, zaczął mnie pieścić w miejscu, które już tylko pod wpływem jego pożądliwego spojrzenia stało się wilgotne. Następnie zjechał ustami pomiędzy moje uda, drżące w oczekiwaniu na ekstazę, której zwyczajnie już nie mogłam się doczekać. Całował mnie, dotykał, stymulował palcami, a ja wiłam się pod nim, chcąc już całego go poczuć w sobie.

– Proszę… – jęknęłam zmienionym głosem, który zdawał się nie należeć do mnie.

Uśmiechnął się wówczas, a następnie z impetem wszedł we mnie i zastygł na moment bardzo głęboko. Czułam rozchodzące się po moim ciele przyjemne dreszcze, mrowienie we wszystkich kończynach, przyjemny prąd rozchodzący się wzdłuż mojego kręgosłupa, a po chwili rozpadłam się na milion małych kawałków…