9,99 zł
Eleanor Wilson przedstawia swój pomysł na kampanię reklamową nowego hotelu na Karaibach. Właściciel hotelu Niccolo Rossi uważa, że projekt jest zbyt romantyczny i staroświecki, ale Eleanor nie odstępuje od swojej wizji i przekonań. Dla niego kobieta z charakterem to nowość. Postanawia dać jej szansę. Powinna dobrze poznać kurort, zabiera ją więc na tydzień na karaibską wyspę…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 146
Tłumaczenie:Jan Kabat
– Pan Rossi jest w siłowni – oznajmiła bez uśmiechu zimna blond piękność, siedząca za biurkiem w sześciokondygnacyjnym szklanym wieżowcu, głównej siedzibie wielkiego imperium Niccola Rossiego.
– W siłowni? – Czyżby pomyliła dzień? – Ale jestem z nim umówiona – zaoponowała Ellie, przyciskając teczkę do boku.
– Piętro niżej, windy po lewej – poinformowała lodowata piękność. – Oczekuje pani. Czas: dwadzieścia minut. Jest bardzo zajęty.
Ellie zacisnęła usta. Przesłanie było jasne: Nie zwlekaj, ponieważ czas to dla Niccola Rossiego pieniądz, i ciesz się, że zechciał ci w ogóle udzielić audiencji.
Ellie się zastanawiała, czy do obowiązków tej kobiety należy też odgrywanie roli bufora między jej szefem miliarderem i światem zewnętrznym. Zapewne. Niccolo Rossi cieszył się reputacją bezwzględnego playboya z zamiłowaniem do modelek i krótkotrwałych związków.
Zaledwie przed miesiącem natrafiła w jakimś tabloidzie na zdjęcie olśniewającej dziewczyny, która kryła się za wielkimi okularami przeciwsłonecznymi; podpis pod spodem głosił, że nie chce pokazywać światu podpuchniętych oczu, czyli efektu brutalnego rozstania.
Niccolo Rossi potrzebował zapewne rottweilera w recepcji, by mieć pewność, że zrozpaczone ekspartnerki o podpuchniętych oczach nie będą zakłócać mu spokoju.
Ellie nigdy nie spotkała tego człowieka osobiście, ale nie trzeba było szczególnej przenikliwości, by wiedzieć, jaki jest. Młody, bogaty i wszechwładny. I przystojny w klasycznym włoskim typie. Mnóstwo sztucznego czaru, mało szczerości.
Facet, którego nie obchodzili inni ludzie, co tłumaczyło, dlaczego Ellie musi się z nim spotkać w siłowni, zerkając na zegarek, bo czas nie przemawiał na jej korzyść.
Dalekie od ideału. Podobnie jak to, że musiała sama przeprowadzić tę rozmowę. Miała świetne wyniki, wyszukała osobiście dwóch poważnych klientów i teraz chciała dowieść własnej wartości sobie i dwóm partnerom w raczkującej agencji reklamowej. Wykorzystała do ostatniego grosza niewielki spadek po dziadkach, a resztę pożyczyła, by zgromadzić odpowiedni wkład, umożliwiający pracę w firmie. Stała się pełnoprawnym wspólnikiem, ale była młodsza od swoich partnerów i mniej doświadczona; wiedziała, że czeka ją jeszcze długa droga.
To miał być jej kolejny sukces, ale Stephen chciał jej towarzyszyć dla dodania powagi, choć jego rola ograniczyłaby się do obserwowania i interwencji w razie jakiegoś niewygodnego pytania. Niestety, plan wziął w łeb, kiedy poprzedniego wieczoru jego matkę zabrano do szpitala. Siedział teraz przy jej łóżku, a Adam, drugi wspólnik w agencji, musiał pilnować interesu i nie mógł trzymać Ellie za rączkę.
„Nie będzie to potrzebne!” – zapewniła go z głębokim przekonaniem.
Potem jednak doszło do zmiany miejsca spotkania, które siłą rzeczy należało skrócić.
Pomyślała o wysiłku, jaki kosztowało ją opracowanie kampanii reklamowej dla Niccola Rossiego. Zajęło to więcej czasu niż zwykle, ponieważ zadanie było bardzo poważne. Przeanalizowała każdą informację na temat jego karaibskiego kurortu, który w gruncie rzeczy nie potrzebował reklamy. Całymi godzinami, do późna w nocy, rozmyślała o tym, jak zaoferować ten ośrodek wypoczynkowy bogatej klienteli, którą pragnął przyciągnąć.
A teraz miała tylko dwadzieścia minut, podczas gdy wielki człowiek będzie ćwiczył na mechanicznej bieżni ze słuchawkami w uszach, udając, że jest zainteresowany tym, co ma mu do powiedzenia.
Gorąco, które panowało w siłowni, uderzyło ją jak obuchem, gdy tylko pchnęła szklane drzwi. Przebiegła wzrokiem po budzącym grozę sprzęcie, workach treningowych i lustrzanej ścianie, by w końcu zatrzymać spojrzenie na spoconym mężczyźnie, który podnosił sztangę.
Niccolo Rossi.
Nie wyglądał jak na zdjęciach, które widywała w przeszłości. Przede wszystkim wtedy był ubrany, tutaj natomiast miał na sobie czarny podkoszulek i szorty i stał do niej tyłem; mięśnie jego szczupłego śniadego ciała podrygiwały, gdy podnosił sztangę z jej nieprawdopodobnym ładunkiem – z podłogi, na wysokość pasa, potem na wysokość ramion, wreszcie nad głową. Jego skóra lśniła od potu.
Zahipnotyzowana tym widokiem, Ellie mogła tylko stać i patrzeć. Wciąż mając na sobie płaszcz, czuła gorące strużki na plecach.
Ubrała się z myślą o spotkaniu w sali zarządu – czarne rajstopy, czarna spódnica, biała bluzka i czarne pantofle – gdzie mieli siedzieć mężczyźni w garniturach i białych koszulach. Tutaj, w tym naładowanym testosteronem pomieszczeniu, czuła się idiotycznie.
Jako profesjonalistka zbeształa się w duchu za tę chwilę rozkojarzenia. Zjawiła się tu w konkretnym celu. Owszem, przydałoby jej się więcej czasu niż skąpe dwadzieścia minut, ale była dostatecznie bystra, żeby przekazać wszystkie konieczne informacje. Nie miała wyboru.
Zresztą zawsze przygotowywała się starannie do każdej roboty. Teraz wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę Niccola.
Jej buty zastukały o drewnianą podłogę, on zaś opuścił sztangę, która uderzyła z ogłuszającym trzaskiem o matę.
Odwrócił się niespiesznie, a Ellie przystanęła. Serce podjechało jej do gardła, w którym nagle poczuła suchość. Krew w jej żyłach przemieniła się w gorącą lawę, a mózg spowiła gęsta mgła. Ten mężczyzna uosabiał żywe piękno – lśniące ciało, długie, ciemne i mokre od potu włosy.
Przyglądał jej cię ciemnymi jak noc oczami, kiedy stała przed nim, trzymając kurczowo teczkę, gotowa niemal wybuchnąć z gorąca w tym swoim płaszczu.
Miał najbardziej bujne rzęsy, jakie widziała kiedykolwiek u mężczyzny – długie i gęste, okalały oczy pozbawione przez kilka sekund jakiegokolwiek wyrazu.
Rysy miał wyrzeźbione do perfekcji. Wiedziała, że jest z pochodzenia Włochem, ale dopiero teraz, stojąc przed nim, mogła w pełni dostrzec ten egzotyczny rys w jego postaci. Nie był jedynie wysokim, śniadym i przystojnym facetem. Był niebezpiecznie wysokim, śniadym i przystojnym facetem. Emanował jakimś jawnym i bezkompromisowym seksapilem, od którego kobiety traciły głowę.
– Eleonor Wilson – niemal wybełkotała Ellie, oszołomiona wrażeniem, jakie na niej robił. – To znaczy… pani.
Popatrzył na nią z cieniem rozbawienia w oczach.
– Pani Eleonor Wilson – powtórzył przeciągle, potem sięgnął po ręcznik, otarł nim twarz i zarzucił go sobie na szyję. Przesunął po niej wzrokiem od stóp do głów i udał, że się rozgląda. – Gdzie pozostali?
– Jestem tylko ja. Niestety, mojego partnera, Stephena Prosta, zatrzymały sprawy osobiste. Proszę się nie pogniewać, ale nie spodziewałam się, że będę przedstawiać swoją ofertę w siłowni. Możemy gdzieś usiąść?
Rozejrzała się, ale nie dostrzegła żadnego dogodnego miejsca do rozmowy, chyba że na bieżni mechanicznej. Poczuła przypływ irytacji. Umówił się na spotkanie, więc powinien zapewnić odpowiednie warunki. Zacisnęła wargi. Praca i życie przebiegały bez zakłóceń, jeśli obie strony szanowały się nawzajem.
– Powinna pani zdjąć płaszcz – zaproponował łagodnie Niccolo. – Musi być pani gorąco.
– Nie wiedziałam, że spotkamy się w siłowni – odparła ze zdawkowym uśmiechem.
– Trudno. – Wzruszył ramionami. – Musi się pani dostosować do sytuacji. Proszę za mną.
Odwrócił się i ruszył ku tyłom sali.
Szatnia. Kierował się do szatni. Widziała zamaskowane drzwi. Spojrzała desperacko za siebie na te drugie, wejściowe, ale nogi niosły ją, jakby obdarzone własną wolą; zrobiło jej się słabo.
Ellie zawsze kierowała się zasadami i nieodparcie w nie wierzyła. Lubiła poczucie porządku, które narzucały. Prowadziła wędrowne życie ze swoimi nomadycznymi hipisowskimi rodzicami. Dzieciństwo spędziła na różnych kontynentach – Indie, Australia, krótki pobyt w Nowej Zelandii, potem powrót do Europy via Ibiza, Grecja i Hiszpania. Rzadko kiedy widywała wnętrze szkoły, bo coś tak nudnego i zinstytucjonalizowanego jak szkoła nigdy nie zakłócało nieskończenie błękitnego horyzontu jej niezależnych rodziców. Traktowali rutynę jak wroga, Ellie zaś stała się nieświadomą ofiarą ich idealistycznego i chaotycznego systemu wierzeń.
Ta bezustanna zmiana miejsc zrodziła w niej głębokie pragnienie stabilności.
Zanim w końcu osiągnęła ją w wieku czternastu lat, a jej rodzice uświadomili sobie ze smutkiem, że widzieli już każdy zakątek globu, Ellie pogrążyła się w radości, jaką dawało zmierzanie donikąd.
Przywiązywała obsesyjną uwagę do szczegółu, ale miała w sobie rys kreatywności, przekazany jej przez rodziców o rzekomym artystycznym zacięciu. Dzięki temu zdobyła pierwszą posadę w poważnej agencji reklamowej, potem zaś pojawiła się szansa pracy ze Stephenem i Adamem, ambitnymi członkami kierownictwa w jednej firmie; mieli założyć własną agencję. Było to największe ryzyko, jakie kiedykolwiek podjęła, i zrobiła to jak zawsze po dogłębnym namyśle. Nigdy nie pozostawiała niczego przypadkowi. Dotyczyło to również materiałów, które trzymała teraz w teczce, a które należało przedstawić w sterylnych warunkach biurowych. Z białą tablicą prezentacyjną. Bez sprzętu treningowego.
Chłonęła wzrokiem umięśniony tors Niccola, jego długie nogi, jego muskuły i ścięgna i czuła dreszcz. Oto był mężczyzna, który gardził zasadami i regulaminami, ona zaś się zastanawiała, jak ma nawiązać dobre relacje – priorytet w biznesie – z kimś, kto ma w nosie to, że spotykają się w siłowni.
Nawet gorzej. W szatni.
Otworzył drzwi, ona zaś przystanęła gwałtownie, ściskając w zbielałych palcach teczkę.
Niccolo się odwrócił. W innych okolicznościach nie wyznaczyłby spotkania w takim miejscu, ale dotarł tego dnia do biura później niż zwykle, nie był też w najlepszym nastroju. Jego ostatnia kochanka udzielała się aktywnie w prasie po ich zerwaniu, a jego matka i trzy siostry uznały za stosowne utworzyć wspólny front i odsądzać go od czci i wiary za barwne życie miłosne.
Gdy pojechał spotkać się z matką na kolacji w jej luksusowym domu wiejskim niedaleko Oxfordu, licząc na pogawędkę i dobre jedzenie, znalazł się nagle w towarzystwie nie tylko swej rodzicielki, ale też trzech sióstr. Każda wyrażała się w sposób zdecydowanie negatywny o kobietach, z którymi się umawiał.
W konsekwencji zaspał i po przyjeździe do biura pragnął jedynie odreagować stres w towarzystwie worka treningowego i sztangi.
Szczerze mówiąc, nie spodziewał się kobiety, a już na pewno nie takiej, która wyglądała tak, jakby ssała cytryny dla zabawy. Patrzyła na niego z dezaprobatą i konsternacją.
Wciąż miała na sobie płaszcz, kasztanowe włosy spięła w staranny kok. Wystarczyłyby grube okulary, by przemienić ją w archetyp nauczycielki.
Musiał jednak przyznać, że jej oczy odznaczały się interesującym orzechowym odcieniem, a usta, zaciśnięte w surową cienką linię, mogłyby być atrakcyjne; miała pełne i różowe wargi.
– Zatrzymała się pani – zauważył grzecznie. – Dlaczego?
– Obawiam się, że nie wypada mi rozmawiać z panem o interesach w szatni.
– O Boże, nie mam na sobie garnituru i po półtoragodzinnych ćwiczeniach muszę zrzucić z siebie strój treningowy.
Na jej policzkach wykwitł rumieniec. Czuła łaskotanie skóry, jakby stała zbyt blisko otwartego płomienia; reagując na te fizyczne doznania, jeszcze mocniej ścisnęła teczkę.
Opierał się swobodnie o framugę drzwi.
– Może zaczekam w pańskim biurze – zasugerowała Ellie.
Patrzyła mu w twarz, co wydawało się najrozsądniejsze, skoro alternatywą było jego skąpo odziane ciało; czuła, jak oblewa się zimnym potem. Pragnęła za wszelką cenę ignorować doskonałość jego umięśnionej sylwetki, ale przypominało to walkę z tsunami.
– Może i tak… – odparł, nie odrywając wzroku od jej zarumienionej twarzy w kształcie serca. – Ale nie. Nie mam czasu. – Wyprostował się. – Jeśli korzyść oznacza cokolwiek dla pani agencji, to będzie pani musiała przełamać niechęć wobec mojego niestosownego zachowania i udać się za mną.
Uśmiechnął się, czekając na jej odpowiedź.
– To… wysoce niekonwencjonalne – odparła, podejmując rozpaczliwą próbę pozostania po drugiej stronie drzwi.
– Pedantka na punkcie konwenansów? – spytał.
– Tak – odparła bez wahania. Jeśli jej wiecznie niekonwencjonalni rodzice coś jej wpoili, to wartość odpowiedniego zachowania.
Niccolo roześmiał się, szczerze rozbawiony. Ile miała lat? Pewnie dwadzieścia parę, choć ubierała się jak kobieta po pięćdziesiątce i przypominała bardziej stateczną babcię niż kogoś pracującego w świecie reklamy.
Inni kandydaci, z którymi rozmawiał w sprawie tego zlecenia, byli modni do znudzenia. Kapelusze, brody i okulary w drucianych oprawkach u mężczyzn oraz nowatorskie stroje u kobiet. Przypuszczał, że żadna z nich nie byłaby zrażona koniecznością rozmowy w siłowni. Podejrzewał, że bardzo by im się podobało to doświadczenie, które w przypadku tej pani równałoby się przebywaniu w zamkniętym pomieszczeniu z groźnym wirusem.
Niccolo, żyjący w bardzo przewidywalnym świcie, stwierdził, że zaczyna się dobrze bawić.
– No cóż, przynajmniej jest pani szczera – zauważył. – Choć ja muszę wyznać, nie czuję się swobodnie w obecności ludzi zbyt przywiązanych do zasad i regulaminów. Lubię takich, którzy myślą niestandardowo.
– Ja wierzę w zasady i regulaminy. – Zacisnęła usta, wdychając jego męską woń. Jej wzrok przyciągało wycięcie jego podkoszulka, dostatecznie obcisłego, by podkreślać twardość piersi i szczupłość talii. Dostrzegała tam zarys ciemnych włosów i był to tak podniecający widok, że zaparło jej na chwilę dech. Potem uciekła spojrzeniem w bok, czując łomot serca. – Ale… to nie znaczy, że nie potrafię myśleć niestandardowo. – Odprężyła się wyraźnie, kiedy jej rozbiegane dziko myśli zaczęły się skupiać na przemowie, którą ćwiczyła w myślach w drodze do jego biura. – Jestem doskonała, kiedy chodzi o przedstawienie dynamiki, której klient szuka w swojej kampanii reklamowej. Gdyby nie był pan tego świadomy, powiem, że jesteśmy małą i nową firmą, ale jednocześnie odznaczamy się niewiarygodnym nowatorstwem i wiemy, jak działać na młodym rynku. Media społecznościowe to główne narzędzie, gdy chodzi o pozyskanie klienta, i szczycimy się wyjątkowymi osiągnięciami na tym polu.
– Dziękuję za pani przemowę – powiedział grzecznie, odsuwając się od drzwi. – Muszę się jednak przebrać. Może spróbuje mnie pani przekonać, kiedy się będę odświeżał.
Odwrócił się i ruszył przed siebie, podczas gdy Ellie podążyła za nim na galaretowatych nogach. Zaprowadził ją do rozległego pomieszczenia, wyłożonego biało-szarym marmurem z dwiema lustrzanymi ścianami.
Starała się nie patrzeć na swoje odbicie. Mierzyła sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i miała na nogach szpilki, ale i tak nad nią górował.
Powiedział, że czuje się nieswojo w obecności ludzi „zbyt przywiązanych do zasad i regulaminów”. Jakby każdy, kto zachowuje się stereotypowo, był skończonym nudziarzem.
Co o niej wobec tego myślał? Już się ujawniła w kwestii łamania reguł, zresztą wystarczyłoby na nią spojrzeć, by wiedzieć, że jest typową nudziarą.
Jeśli on przypominał niebezpiecznego i nieobliczalnego dzikiego kota, to ona przypominała strachliwego wróbla.
Miała na sobie schludne, ale banalne ubranie. Figurę też miała banalną. Nie mogła się pochwalić krągłościami seksbomby ani androgyniczną sylwetką modelki. Była po prostu… szczupła. Jej piersi nigdy nie były dostatecznie duże. Włosy do ramion, zebrane na karku w praktyczny kok, były lśniące, ale… brązowe. Znalazła na rynku własną grupę odbiorców, ujętych jej kompetencją i prostolinijnym podejściem; byli pod wrażeniem staranności, dowcipu i werwy, które wnosiła do każdej kampanii reklamowej. Niccolo Rossi nie zaliczał się do nich.
Wiedziała, że nie uda jej się zdobyć tego kontraktu. Należało nawiązać prawdziwą więź z klientem. Należało nadawać na tych samych falach, bo inaczej nigdy by nie uwierzyli, że ktoś spełni ich oczekiwania.
Nieobliczalny dziki kot i mały brązowy wróbelek nie mogli się stać naturalnymi partnerami.
Licząc się już z porażką i rozważając ewentualne skutki dla agencji, Ellie nie zauważyła, że weszli do kolejnego pomieszczenia, także marmurowego; co gorsza, znajdowały się tu prysznice.
Znieruchomiała.
Wciąż miała na sobie płaszcz i niemal mdlała z gorąca, ale była zbyt zażenowana, by zdjąć z siebie wierzchnie okrycie w miejscu, w którym ludzie rozbierali się zwykle do naga.
Niccolo skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał na nią. Nigdy jeszcze nie widział twarzy, która tak bardzo przywodziłaby na myśl zwierzę zastygłe w blasku reflektorów nadjeżdżającego samochodu.
Dziwił się, że ta kobieta pracuje w bezwzględnym świecie reklamy i że jest aktywnym wspólnikiem w niewielkiej, ale ambitnej agencji.
– W normalnych okolicznościach nie rozmawiałbym w takim miejscu – powiedział, choć nie miał w zwyczaju tłumaczyć się przed kimkolwiek. – Niestety, dotarłem do pracy później niż zwykle. – Skrzywił się na myśl o czterech wiedźmach, z którymi miał do czynienia poprzedniego wieczoru. – To nie pani wina, ale postanowiłem poćwiczyć na siłowni. Pechowo zbiegło się to z naszym spotkaniem, które należało wcześniej przesunąć.
– Nie! – odparła pospiesznie Ellie. – Jest doskonale. Trochę nietypowo, oczywiście, ale…
– Ale jestem miliarderem, a pani agencja pragnie za wszelką cenę uzyskać ten kontrakt, więc tolerowanie nieodpowiedniego zachowania ze strony szefa firmy to pigułka, którą trzeba przełknąć.
Uśmiechnął się, patrząc na nią przez kilka chwil, potem odwrócił się i zniknął za ścianą. Wciąż go słyszała, tak jak szum prysznica.
Jej dwadzieścia minut dobiegło już końca, a ona niczego mu jeszcze nie zaprezentowała. Pewnie i tak już nie był zainteresowany jej projektem.
Na dobrą sprawę mogłaby wyjść w tej chwili, ale wydawało jej się to niegrzeczne w sytuacji, gdy brał prysznic.
Nagi.
Ellie poczuła nagle, że ulega wyobraźni, o jaką się nigdy nie posądzała. Ujrzała go w myślach pod strugami wody, namydlającego swoje wielkie i mocne ciało, z twarzą uniesioną ku górze. Nie był jednym z tych facetów o patykowatych nogach i bezwłosej piersi – odznaczał się agresywną męskością, a jego mroczny i niebezpieczny seksapil przyprawiał ją o zawrót głowy i rumieniec.
– Umilkła pani – odezwał się Niccolo, wyłaniając się z niewidocznej kabiny. Miał na sobie spodnie i zapinał leniwie guziki koszuli.
Więc ubrał się przyzwoicie, co niezwykle ją cieszyło, choć był na bosaka, a jego włosy lśniły wilgocią.
– Czas nie działa na pani korzyść, pani Eleonor Wilson. W gruncie rzeczy te dwadzieścia minut przedłużyło się o pięć, ale biorąc pod uwagę okoliczności, dam pani dodatkowe pół godziny. Wystarczy? O ile nie będzie pani dłużej marnować tego czasu, patrząc na mnie. I proszę zdjąć ten płaszcz, na litość boską. Nie mam ochoty zajmować się damą w tarapatach, która zemdlała z gorąca.
Ellie nie zdążyła odpowiedzieć, bo Niccolo skierował się w stronę kolejnych drzwi, których wcześniej nie zauważyła. Prowadziły do wygodnego pokoju o drewnianej podłodze, wyposażonego we wszystko, czego ktoś mógłby potrzebować po wyczerpujących ćwiczeniach.
W oszklonej lodówce stały butelki wody i napojów energetycznych, a owoce, batony i zdrowe przekąski proteinowe wypełniały tace leżące na szafce.
Niccolo chwycił butelkę wody mineralnej i wypił jej zawartość jednym nieprzerwanym haustem.
Przez chwilę Ellie patrzyła jak urzeczona na kolumnę jego śniadej szyi, potem, jakby zmuszona do działania, ściągnęła z siebie płaszcz, po czym wyjęła szybko tablet i całą dokumentację, którą ze sobą przyniosła. Pragnęła wykorzystać dany jej czas do maksimum.
– Wszystko jest na dysku – zaczęła, wciąż w pozycji stojącej, podczas gdy on usiadł na jednym z krzeseł, a drugie przysunął sobie w charakterze prowizorycznego podnóżka.
Oparł się wygodnie z dłońmi splecionymi na karku i patrzył, jak Ellie zmaga się z plikiem kartek.
Była uosobieniem efektywności. Pod płaszczem, który zdjęła, krył się strój tak banalny, jak podejrzewał. Teraz, kiedy nie musiała już unikać widoku jego przepoconego podkoszulka i luźnych szortów, przybrała postać energicznej profesjonalistki, którą była bez wątpienia.
Niccolo powrócił myślą do delikatnie zaczerwienionych policzków i nieporadnego zakłopotania Ellie i żałował, że właśnie przeradza się w jedną z tych czynnych zawodowo kobiet, z którymi miał ciągle do czynienia. Lubił zaczerwienione policzki i nieporadne zakłopotanie. Profesjonalistek było bez liku. Tak jak sprawnych uwodzicielek, z którymi umawiał się w przeszłości.
Jednak kobieta, która się rumieniła, stanowiła prawdziwą rzadkość.
Mówiła teraz o hotelowym kompleksie, stanowiącym przedmiot kampanii reklamowej. Przygotowała się bardzo dobrze i wydawało się, że wie o jego nieruchomości więcej od niego; i nic dziwnego, ponieważ nie zajmował się dotąd światem luksusowego wypoczynku.
Jego ścieżka do sławy i pieniędzy zaczęła się w dochodowym labiryncie aplikacji. Posiadał szczególną umiejętność wyszukiwania raczkujących firm, które dobrze wróżyły, i wiedział, jak i gdzie zainwestować. Stał się milionerem niemal przed uzyskaniem dyplomu z wyróżnieniem w dziedzinie inżynierii informatycznej i matematyki. Ten pierwszy milion pomnożył, kiedy zaczął przejmować podupadające firmy i zamieniać je w kopalnie złota; z czasem miliony stały się miliardami. Nigdy jednak nie myślał o przemyśle turystycznym, dopóki jedna z jego sióstr nie wspomniała o tym, jak trudno znaleźć sobie właściwego partnera życiowego.
Niccolo nie wierzył w jakichkolwiek partnerów. Wierzył w czystą wartość pracy, miał jednak doświadczenie dzięki aplikacji, która pozwalała kojarzyć ludzi i która osiągnęła sukces. Dojrzał wtedy szansę połączenia znajomego terytorium z ciekawym, choć niezbadanym światem luksusowych hoteli, co pozwoliłoby powiększyć jego fortunę. Dlaczego nie? Miłość go nie interesowała z wielu powodów, ale to nie znaczyło, że nie istnieje. Był gotów stworzyć odpowiednie warunki tym wszystkim, którzy pragnęli spełnić swe marzenie o wiecznym szczęściu.
Jego przyszłość została wyznaczona w dniu śmierci ojca. Miał tylko osiem lat, ale, jak powiedział mu tata w ostatnich chwilach życia, był teraz głową domu i musiał sprostać temu zadaniu.
Zawsze wiedział, jak ważne jest, by jego rodzinie niczego nie brakowało. Kiedy w wieku dwudziestu jeden lat ukończył Cambridge, rodzinna firma dogorywała.
Nigdy nie dręczyło go pytanie, co zrobić ze swoim życiem, ponieważ od najmłodszych lat znał swoje przeznaczenie. Obowiązek ponad wszystko. Starał się odbudować rodzinny interes i jednocześnie poznawał rozwijający się szybko świat technologii. Po studiach od razu wkroczył między bezwzględnych ludzi w garniturach, którzy zarządzali rynkami finansowymi.
Znał kiedyś niewinne kobiety, które się rumieniły, ale teraz, dysponując miliardami i obracając się w kręgach największych decydentów, spotykał inne. Te już się nie rumieniły.
Przyłapał się na tym, że obserwuje ją spod przymkniętych powiek. Właśnie wyszczególniała główne atrakcje jego hotelu, kiedy przerwał jej gestem uniesionej ręki.
– A co z aspektem intymnym?
– Aspektem intymnym?
– Proszę się nie wstydzić i zapewnić mnie, że nie zmarnowałem ostatnich dwudziestu pięciu minut, kiedy to przekonywała mnie pani do swojej mdłej kampanii reklamowej. – Wstał i teraz to on nad nią górował. – Domyśla się pani chyba, jakie jest przeznaczenie mojego kompleksu hotelowego?
– Myślę, że lepiej będzie podkreślać wspaniałość otoczenia i organiczny charakter budynków. Ludzie doceniają urok kurortu pozostającego w harmonii z naturą. – Pokazała zdjęcie dwupokojowych willi położonych niedaleko plaży. – Drewno przeznaczone na budowę pańskiego hotelu jest pozyskiwane na miejscu, na Karaibach.
Przeszła do kolejnej serii artystycznie wykonanych zdjęć wykwintnej kuchni, aż nadto świadoma rozbawionego spojrzenia, jakim obrzucał ją Niccolo.
– Zaznaczyłam, że większość produktów pochodzi z upraw na wyspie i że centrum jogi jest wręcz genialne.
– Owszem, zobaczyłem te wszystkie pretensjonalne fotki, ale nie wygra pani, pokazując mi zdjęcia zachodów słońca i palm. Nie zamierzam przyciągać do swojego kurortu poetów, by pisali sonety o scenerii. – Uśmiechnął się ironicznie. – Więc… to wszystko, co ma pani do zaproponowania?
Tytuł oryginału: A Deal for Her Innocence
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2018 by Cathy Williams
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327644084
Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.