Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
16 osób interesuje się tą książką
Elektryzujące odkrycia na temat pojedynczej cząsteczki chemicznej w mózgu, która
popycha nas do tego, by osiągać to, co niezdobyte i odległe – czy chodzi o lot na Księżyc,
solniczkę po drugiej stronie stołu, czy zbliżenie do absolutu. Cząsteczka ta skłania nas
do realizacji coraz to nowych celów. Jest źródłem kreatywności, a jeśli posuniemy sie za
daleko – obłędu.
MIŁOŚĆ: Znalazłeś osobę, na którą od zawsze czekałeś, czemu więc
miesiąc miodowy nie trwa wiecznie?
Czyli o cząsteczkach chemicznych odpowiedzialnych za pragnienie seksu i zakochiwanie
się – a także o tym, czemu prędzej czy później wszystko sie nudzi
NARKOTYKI: Pragniesz wrażeń… ale czy to dobrze?
Czyli dopamina wygrywa z rozsądkiem, wzbudzając palące pożądanie
tak destruktywnych zachowań
KONTROLA: Jak daleko się posuniesz, by zapanować nad otoczeniem?
Czyli dopamina rządzi
TWÓRCZOŚĆ I SZALEŃSTWO: Zagrożenia i korzyści dla mózgu wybitnie
podatnego na działanie dopaminy
Jak dopamina przełamuje bariery pospolitości
POLITYKA: Dlaczego nie możemy sie po prostu dogadać?
Jak środki do dezynfekcji rąk wpływają na nasze poglądy polityczne
POSTĘP: Co sie dzieje, gdy sługa zmienia sie w pana?
Jak dopamina zapewniła ludziom pierwotnym przetrwanie, a rodzajowi ludzkiemu
gwarantuje teraz zagładę. Mick Jagger, Bob Dylan, Brian Wilson, John Nash, Albert Einstein, Friedrich Kekulé – u wszystkich nich widać różne aspekty działania dopaminy
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 301
Podziękowania
Najbardziej wdzięczni jesteśmy dr. Fredowi H. Previcowi za jego książkę The Dopaminergic Mind in Human Evolution and History. Zapoznała nas ona z fundamentalnym rozróżnieniem między ukierunkowaniem dopaminy na przyszłość a zogniskowaniem całej grupy innych neuroprzekaźników na teraźniejszości. Adresowana jest głównie do ludzi nauki, ale jeśli i innych interesuje pogłębione wejrzenie w neurobiologię, gorąco ją polecamy.
Dziękujemy naszym agentkom, Andrei Somberg i Wendy Levinson z Harvey Klinger Agency, które natychmiast zrozumiały, co robimy, i udzieliły nam tak oczekiwanego poparcia. Podziękowania należą się też naszemu wydawcy, Glennowi Yeffethowi z Ben Bella, którego entuzjazm i doświadczenie były dla nas kolejnym źródłem spokoju. Dziękujemy również całemu zespołowi wydawnictwa Ben Bella, a zwłaszcza Leah Wilson, Adrienne Lang, Jennifer Canzoneri, Aleksie Stevenson, Sarah Avinger, Heather Butterfield i wszystkim tym, których nie poznaliśmy, choć zajmowali się naszą książką. Dodatkowo specjalne podziękowania kierujemy do redaktora wydania, nadzwyczajnego Jamesa M. Fraleigha. On potrafiłby ulepszyć nawet to zdanie, choćby i przez sen.
Dan pragnie podziękować dr. Frederickowi Goodwinowi za wszystkie lata mentoringu. Dr Godwin jest jednym z najwybitniejszych na świecie znawców problematyki choroby dwubiegunowej. To on zwrócił moją uwagę na związek pomiędzy imigracją i genami dwubiegunowości, a także zasugerował, żebym zajrzał do klasycznego dzieła Tocqueville’a, O demokracji w Ameryce, aby lepiej pojąć naturę XIX-wiecznych Stanów Zjednoczonych. Dziękuję współpracownikom ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona za umożliwienie mi praktyki psychiatrycznej w tętniącym życiem środowisku akademickim i przywilej leczenia ludzi na co dzień borykających się z zaburzeniami psychicznymi. Gotowość moich pacjentów do dzielenia się ze mną swoim cierpieniem, triumfami, nadziejami i lękami stanowi dla mnie nieustające źródło inspiracji, za które jestem im wdzięczny. Dziękuję też studentom medycyny i stażystom za zadawanie skandalicznie trudnych pytań, zmuszających mnie do nieustannego korygowania mojego pojęcia o pracy mózgu.
Mike pragnie podziękować pierwszym czytelnikom, Gregowi Northcuttowi oraz Ellen i Jimowi Hubbardom, za zapewnienie, że przedstawiliśmy naukę frapująco. Dziękuję Johnowi L. Millerowi za przykład profesjonalizmu, a Peterowi Nashowi za osobistą inspirację. Podziękowania należą się także moim studentom z Uniwersytetu Georgetown, dzięki którym pamiętam, że pisanie polega przede wszystkim na myśleniu. Nie wiedziałbym, jak cokolwiek opowiedzieć, gdyby nie zmarły Blake Snyder, a bez Vince’a Gilligana nie umiałbym nadać temu płynności – dziękuję Wam, Panowie. Podziękowania otrzymuje też mój brat Todd za żarty dnia. Tak trzymaj. Aha… Dzięki, mamo.
Dan pragnie podziękować swojej żonie, Masami, za jej wsparcie, optymizm i słowa otuchy. Kiedy wyboje na drodze do dokończenia książki sprawiły, że w siebie zwątpiłem, wystarczyło się do niej zwrócić, a już te wątpliwości nikły. Dziękuję moim synom, Samowi i Zachowi, za radość wnoszoną w moje życie i zmuszanie mnie do osobistego rozwoju.
Michael podziękować pragnie swojej żonie, Julii, za ostatnie parę lat dodatkowej pobłażliwości. Zawsze pozwalałaś mi się żalić, a potem całowałaś w czoło i mówiłaś, że przecież dam radę. Dziękuję też moim dzieciakom, Samowi, Madeline i Brynne, za udawanie zainteresowanych, nawet gdy wcale nie byliście. Kocham Was wszystkich.
Autorzy pragną też wspólnie wyrazić wdzięczność restauracji TGI Fridays w pobliżu Białego Domu, gdzie tak często dogadzaliśmy sobie zarówno dopaminą kontroli, jak i dopaminą pragnienia. Konkretyzowanie planów i puszczanie wodzy wyobraźni, które tam uskutecznialiśmy, ostatecznie złożyło się na ten skrawek rzeczywistości, który znajduje się teraz w Waszych rękach.
I wreszcie, ta książka zrodziła się ze starań dwóch przyjaciół tak dalece niezainteresowanych normalnym spędzaniem wolnego czasu na wędkowaniu czy bejsbolu, że pozostawało nam tylko częstsze umawianie się na obiady lub jej napisanie. Przyjaciółmi pozostajemy, choć parę razy było już z tym krucho.
Daniel Z. Lieberman i Michael E. Long luty 2018
Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.
Wprowadzenie
Góra i dół
Spójrz w dół. Co widzisz? Swoje dłonie, biurko, podłogę, może kubek kawy, laptop albo gazetę. Co mają ze sobą wspólnego? Tego wszystkiego możesz dotknąć. To, co widzisz, spuszczając wzrok, to rzeczy pozostające w twoim zasięgu, takie, których możesz użyć natychmiast i posługiwać się nimi bez żadnego starania, planowania czy namysłu. Czy to w wyniku twojej pracy, czy dzięki życzliwości innych ludzi, czy też po prostu szczęśliwym trafem większość z tego, co widzisz, patrząc w dół, należy do ciebie. Te rzeczy są w twoim posiadaniu.
A popatrz w górę. Co teraz widzisz? Sufit, może obrazy na ścianie albo widok za oknem: drzewa, domy, budynki, chmury na niebie – to, co znajduje się w oddali. Co je łączy? Dosięgnięcie ich musiałbyś zaplanować, obmyślić, skalkulować. Nawet jeśli tylko odrobinę, i tak wymaga to skoordynowanych starań. W odróżnieniu od rzeczy widzianych w dole domena tego, co w górze, ukazuje nam rzeczy, do których zdobycia potrzeba rozmysłu i wysiłku.
Rozróżnienie to wydaje się proste i takie jest. A jednak dla mózgu stanowi bramę do dwóch skrajnie różnych sposobów myślenia – dwóch krańcowo odmiennych metod postępowania ze światem. W naszym mózgu światem dołu rządzi grupka związków chemicznych – tzw. neuroprzekaźników – dzięki którym doznajemy zaspokojenia i cieszymy się tym, co mamy tu i teraz. A kiedy przenosimy uwagę na świat góry, mózg polega na innej substancji chemicznej – na pojedynczej cząsteczce – umożliwiającej nie tylko wyjście poza obszar tego, co mamy pod ręką, ale i skłaniającej do pogoni za światem poza naszym bezpośrednim zasięgiem, zawładnięcia nim i wzięcia w posiadanie. Popycha nas ona do szukania rzeczy odległych, zarówno istniejących fizycznie, jak i tych niewidzialnych, choćby wiedzy, miłości i władzy. Czy chodzi tu o sięgnięcie na drugą stronę stołu po solniczkę, lot na Księżyc, czy o modły do bóstwa poza czasem i przestrzenią, ta właśnie substancja wydaje nam rozkazy adekwatne do każdej odległości, czy to fizycznej, czy intelektualnej.
Cząsteczki chemiczne, kojarzone z tym, co jest na dole – nazwijmy je związkami „tu i teraz” (TiT) – umożliwiają nam doświadczanie czegoś, co mamy przed sobą. Pozwalają sycić się tym i cieszyć albo, gdy trzeba, natychmiast stawać do walki czy też uciekać. Substancja skierowana wzwyż jest inna. Wzbudza pragnienie czegoś, czego jeszcze nie mamy, goni do wyszukiwania nowych spraw. Za posłuszeństwo nagradza, a opór karze cierpieniem. To ona jest źródłem kreatywności, a jeśli posuniemy się za daleko – obłędu. Jest kluczem do uzależnienia i drogą wyjścia z niego. Ta biologiczna drobinka pcha ambitnego biznesmena do poświęcenia wszystkiego w pogoni za sukcesem, powoduje, że cenieni aktorzy, przedsiębiorcy i twórcy nie porzucają pracy mimo dojścia do fortuny i sławy, a małżonkowie narażają szczęśliwe życie rodzinne dla dreszczu poznania kogoś nowego. To źródło nieodpartego świerzbienia, zmuszającego uczonych do szukania odpowiedzi, a filozofów do tropienia porządku, przyczyny i sensu.
Oto dlaczego kierujemy wzrok ku niebu, szukając odkupienia i Boga; oto dlaczego niebiosa są w górze, a ziemia w dole. Ta drobina jest paliwem naszych marzeń, ale i źródłem rozpaczy, jeśli się nam nie powiedzie. To z jej powodu gdzieś dążymy i odnosimy sukcesy, przez nią dokonujemy odkryć i polepszamy swoje życie.
Przez nią też nie potrafimy się niczym zbyt długo cieszyć.
Ta pojedyncza cząsteczka stanowi optymalne urządzenie wielofunkcyjne w naszym mózgu, popychające nas tysiącami procesów neurochemicznych do wykraczania poza przyjemność samego istnienia ku eksploracji wszechświata możliwości podsuwanych nam przez wyobraźnię. Tę substancję chemiczną mają w swoich mózgach wszystkie ssaki, gady, ptaki i ryby, ale żadne inne stworzenie nie posiada jej tyle co człowiek. Jest ona błogosławieństwem i przekleństwem, stanowi motywację i nagrodę. Węgiel, wodór, tlen, do tego pojedynczy atom azotu – choć budowę ma prostą, zakres działania złożony. Nazywa się dopamina i kryje w sobie nie mniej niż całą opowieść o zachowaniu człowieka. Jeśli chcesz poczuć ją w sobie, poddać się jej, nie ma problemu.
Podnieś wzrok.
Od autorów
Upchnęliśmy w tej książce masę najciekawszych eksperymentów naukowych, jakie udało nam się wyszukać. Mimo to pewne jej części, zwłaszcza w końcowych rozdziałach, odwołują się do hipotez. Co więcej, gdzieniegdzie pozwalamy sobie na uproszczenia, żeby ułatwić zrozumienie przekazywanych treści. Mózg jest tak bardzo złożony, że nawet najgenialniejsi neurobiolodzy, budując jego model, muszą stosować uproszczenia, żeby dało się go pojąć. Poza tym w nauce panuje bałagan. Czasem jedne badania przeczą innym, a wskazanie właściwych wyników wymaga czasu. Prezentacja całości danych naukowych szybko znużyłaby czytelnika, dlatego ograniczyliśmy się do badań, które wywarły istotny wpływ na opisywaną dziedzinę, a co do ich wyników naukowcy są zgodni, o ile taki konsensus jest możliwy.
Nauka nie tylko jest zabałaganiona, ale może być wręcz dziwaczna. Dążenie do zrozumienia ludzkich zachowań przybiera czasem dziwne formy. W niczym nie przypomina badania związków chemicznych umieszczonych w probówkach czy nawet infekcji u żywych ludzi. Badacze mózgu muszą znajdować sposoby na wywoływanie w warunkach laboratoryjnych określonych zachowań – niekiedy dotykając sfer wrażliwych, podlegających takim emocjom i namiętnościom jak strach, chciwość lub pożądanie seksualne. W miarę możności tak dobraliśmy doniesienia naukowe, by uwypuklić tę dziwaczność.
Prowadzenie badań nad ludźmi jest najeżone problemami. Nie jest podobne do opieki medycznej, kiedy lekarz współpracuje z pacjentem nad wyleczeniem go z choroby. W takiej sytuacji wybiera się terapię uznaną za najskuteczniejszą, a jedynym celem jest to, aby pacjent wydobrzał.
W badaniach naukowych chodzi natomiast o uzyskanie odpowiedzi na zadawane pytania. Mimo że naukowcy nie szczędzą wysiłku, by w jak najmniejszym stopniu narażać uczestników badań na zagrożenia, pierwszoplanowe są potrzeby nauki. Bywa, że dostęp do eksperymentalnych terapii okazuje się zbawienny, zwykle jednak uczestnicy badań narażeni są na ryzyko, którego nie doświadczaliby w ramach zwykłej opieki medycznej.
Biorąc dobrowolnie udział w badaniach, poświęcają część swojego bezpieczeństwa dla dobra innych – chorych, którzy będą się cieszyć lepszym życiem, jeśli badania zakończą się sukcesem. Są jak strażacy wbiegający do płonącego budynku, by ratować uwięzionych w nim lokatorów, świadomie narażając się na niebezpieczeństwo dla dobra innych.
Kluczowe jest oczywiście to, by uczestnik badań dokładnie wiedział, na co się decyduje. Umożliwia to tak zwana świadoma zgoda, występująca zwykle w postaci obszernego dokumentu, zawierającego wyjaśnienie celu badań i wyliczającego możliwe zagrożenia. To dobry system, ale nie doskonały. Uczestnicy badań nie zawsze czytają tekst z należytą uwagą, zwłaszcza jeśli jest bardzo długi. Czasem badacze pomijają pewne szczegóły, gdyż podstęp jest zasadniczym elementem badań. Generalnie jednak naukowcy starają się zadbać, by uczestnicy stali się ich świadomymi partnerami w rozświetlaniu tajemnic ludzkich zachowań.
Miłość to potrzeba, łaknienie, motor poszukiwania największej życiowej nagrody.
– Helen Fisher, antropolog biologiczny
Rozdział 1
Miłość
Znalazłeś osobę, na którą od zawsze czekałeś, czemu więc miesiąc miodowy nie trwa wiecznie?
– w którym dowiadujemy się o cząsteczkach chemicznych odpowiedzialnych za pragnienie seksu i zakochiwanie się – a także czemu, prędzej czy później, wszystko się zmienia
Shawn starł parę z łazienkowego lustra, przeczesał palcami czarne włosy, uśmiechnął się.
– Zrobi wrażenie – stwierdził.
Odwinął ręcznik i zachwycił się swoim płaskim brzuchem. Szajba na punkcie siłki dała mu dwie trzecie sześciopaka. To nasunęło myśl o obsesji bardziej palącej: od lutego z nikim nie był. To oględne stwierdzenie oznaczało, że od siedmiu miesięcy i trzech dni nie uprawiał seksu – i niepokoiła go precyzja tych wyliczeń. Dzisiaj zła passa się skończy – pomyślał.
W barze szacował możliwości. Było tu dziś wiele atrakcyjnych kobiet – nie żeby liczył się tylko wygląd. Pewnie że brakowało mu seksu, ale odczuwał też nieobecność w swoim życiu kogoś, do kogo mógłby napisać esemes bez powodu i kto stanowiłby mile widzianą cząstkę każdego dnia. Uważał się za romantyka, mimo że dziś wieczór chodziło raczej o łóżko.
Co rusz natrafiał na spojrzenie młodej kobiety stojącej z trajkoczącą koleżanką przy wysokim stoliku. Włosy miała ciemne, a oczy piwne, ale uwagę na nią zwrócił dlatego, że nie była ubrana jak na sobotę wieczór. Zamiast szpilek miała buty na płaskim obcasie, a od imprezowych ciuchów wolała levisy. Przedstawił się i dalej już rozmowa poszła gładko. Miała na imię Samantha, a zaczęła od tego, że lepiej niż obalanie piw wychodzi jej trening cardio. Z tego wzięła się kompetentna dyskusja o miejscowych siłowniach, aplikacjach fitnessowych i względnej przewadze ćwiczeń porannych nad popołudniowymi. Przez resztę wieczoru nie odstępował jej nawet na krok, a jej szybko zaczęło się to podobać.
Ku czemuś, co zapowiadało się jako związek na dłuższą metę, pchało ich wiele czynników: wspólne zainteresowania, obopólny brak skrępowania, do tego drinki i odrobina desperacji. Prawdziwy klucz do ich uczuć był jednak inny. Oto ten główny czynnik: oboje pozostawali pod wpływem substancji zmieniającej świadomość. Podobnie jak wszyscy inni w tym barze.
A jak się okazuje, i ty.
Dopaminę odkryła w mózgu, w 1957 roku, Kathleen Montagu, badaczka pracująca w laboratorium placówki psychiatrycznej Runwell Hospital nieopodal Londynu. Początkowo postrzegano dopaminę jedynie jako etap wytwarzania w organizmie noradrenaliny (norepinefryny), czyli adrenaliny znajdującej się w mózgu. Naukowcy jednak zaczęli odnotowywać coś dziwnego. Chociaż dopaminę wytwarzało 0,0005 procent komórek mózgowych – jedna na dwa miliony – wydawały się one wywierać nieproporcjonalnie wielki wpływ na zachowanie. Uczestnicy badań odczuwali przyjemność, gdy uruchamiali dopaminę, i gotowi byli dużo zrobić, by uaktywniać te nieliczne komórki. Okazywało się, że w sprzyjających okolicznościach wprost nie sposób było się oprzeć dążeniu do uaktywniania niosącej błogostan dopaminy. Część naukowców okrzyknęła ją cząsteczką przyjemności, a szlak, który tworzą w mózgu wytwarzające ją komórki, nazwali szlakiem nagrody.
Reputację dopaminy jako cząsteczki przyjemności utwierdziły eksperymenty z udziałem narkomanów. Badacze wstrzykiwali im mieszankę kokainy z radioaktywnym cukrem, pozwalającą na określenie, w jakich rejonach mózgu spalane jest najwięcej kalorii. Gdy podana dożylnie kokaina zaczynała działać, uczestników eksperymentu proszono o ocenę doznawanego haju. Odkryto, że jego poziom szedł w parze z aktywnością dopaminowego szlaku nagrody. W miarę jak organizm oczyszczał mózg z kokainy, aktywność dopaminowa malała, a haj słabł. Dodatkowe badania przyniosły podobne rezultaty. Rola dopaminy jako cząsteczki przyjemności potwierdziła się.
Kiedy jednak inni naukowcy spróbowali powtórzyć te rezultaty, zaczęły dziać się rzeczy zupełnie nieprzewidziane. Uznali oni, że to mało prawdopodobne, by szlaki dopaminowe wyewoluowały po to, by służyć narkotykowemu hajowi. Narkotyki przypuszczalnie wywołują sztuczną formę stymulacji dopaminowej. Za prawdopodobniejsze uznano, że procesami ewolucyjnymi kontrolującymi wytwarzanie dopaminy kierowała potrzeba biologicznego przetrwania i aktywności reprodukcyjnej. Badacze zastąpili więc kokainę pokarmem, oczekując analogicznego efektu. Uzyskane rezultaty wszystkich zaskoczyły. Był to początek końca dopaminy jako cząsteczki przyjemności.
Dopamina, jak się przekonali, wcale nie zajmuje się tylko przyjemnością. Wzbudza uczucie znacznie potężniejsze. Zrozumienie jej okazuje się kluczem do wyjaśnienia, a nawet przewidywania zachowań w zadziwiająco wielu obszarach aktywności ludzkiej: tworzenia dzieł sztuki, literatury i muzyki; pogoni za sukcesem; odkrywania nowych światów i nieznanych praw natury; rozmyślania o Bogu – i zakochiwania się.
Shawn wiedział, że się zakochał. Niepewność gdzieś prysła. Z każdym dniem czuł się coraz bliżej świetlanej przyszłości. Im więcej czasu spędzał z Samanthą, tym większe wzbudzała w nim podekscytowanie, a poczucie radosnego oczekiwania towarzyszyło mu już stale. Każda myśl o niej sugerowała niezliczone możliwości. Co do seksu, to jego popęd wzrósł jak nigdy. Ale tylko w odniesieniu do niej. Inne kobiety przestały istnieć. Mało tego, kiedy usiłował podzielić się z nią całym tym swoim uszczęśliwieniem, przerwała mu, mówiąc, że odczuwa dokładnie to samo.
Shawn chciał mieć pewność, że zawsze będą razem, toteż któregoś dnia się jej oświadczył. A ona powiedziała: tak.
Kilka miesięcy po ich miodowym miesiącu układało się już inaczej. Początkowo wzajemnie szaleli na swoim punkcie, ale z czasem dojmująca tęsknota za sobą jakby mniej ich ogarniała. Wiara, że razem mogą przenosić góry, zwątlała, już tak nie zaprzątała myśli, przestawała być głównym punktem odniesienia. Euforia przygasła. Nie to, że czuli się nieszczęśliwi, ale przemożna satysfakcja z ich wcześniejszych chwil razem rozwiewała się. Poczucie bezgranicznych możliwości zaczynało się wydawać mrzonką. Już nie myśleli nieustannie jedno o drugim. Uwagę Shawna zaczynały przyciągać inne kobiety, choć nie planował skoku w bok. Samantha też czasem pozwalała sobie na flirty, choćby na wymianę uśmiechów ze studentem pakującym zakupy w markecie.
Byli ze sobą szczęśliwi, ale blask ich nowego życia jakby ustępował wrażeniu, że wraca to stare, z czasów, gdy żyli osobno. Magia, czymkolwiek była, gasła.
Zupełnie jak w moim poprzednim związku – pomyślała Samantha.
Już to przerabiałem – powiedział sobie Shawn.
Pod pewnymi względami badania na szczurach prowadzi się łatwiej niż na ludziach. Naukowcy mogą pozwolić sobie na znacznie więcej, nie obawiając się, że do drzwi zastuka komisja etyki. W celu sprawdzenia hipotezy, że nie tylko narkotyki, ale i pożywienie wyzwala dopaminę, wszczepili elektrody bezpośrednio w mózgi szczurów, by mierzyć aktywność poszczególnych neuronów dopaminowych. Następnie skonstruowali klatki z podajnikami porcji pokarmu. Rezultaty okazały się zgodne z oczekiwaniami. Gdy tylko podano pierwszą porcję, układy dopaminowe szczurów ożywiły się. Sukces! Nagrody naturalne stymulowały uwalnianie dopaminy nie gorzej niż kokaina i inne narkotyki.
Badacze ci zrobili jednak jeszcze coś, czego nie uwzględnili pierwsi eksperymentatorzy. Dzień po dniu kontynuowali monitorowanie reakcji szczurzych mózgów na podawanie pokarmu. Efekty wszystkich zaskoczyły. Szczury nadal pochłaniały żywność z ogromnym entuzjazmem. Wyraźnie się nią rozkoszowały. Mimo to aktywność dopaminowa spadała. Dlaczego bombardowanie dopaminą ustaje, choć stymulacja trwa nadal? Odpowiedź na to pytanie przyszła z całkiem nieoczekiwanego źródła: od małpy z żarówką.
Do najbardziej wpływowych pionierów eksperymentowania z dopaminą należy Wolfram Schultz. Wykładając neurofizjologię na Uniwersytecie we Fryburgu, zainteresował się rolą dopaminy w uczeniu się. W mózgi makaków wszczepił miniaturowe elektrody wprost w skupiska komórek dopaminowych. Potem umieścił małpy w urządzeniach mających dwie lampki i dwa pojemniki. Lampki co jakiś czas włączano. Zapalenie się jednej oznaczało, że w prawym pojemniku znalazło się coś do jedzenia. Światło drugiej żarówki sygnalizowało, że karma jest po lewej.
Opanowanie tej zasady zajęło małpom trochę czasu. Początkowo otwierały pojemniki na chybił trafił, ze skutecznością mniej więcej pół na pół. Ilekroć znajdowały porcję pożywienia, komórki dopaminowe w ich mózgach odpalały, jak w przypadku szczurów. Z czasem zwierzęta pojęły sens sygnałów i odtąd za każdym razem wybierały właściwy pojemnik – zawierający pokarm – a moment uwalniania dopaminy zaczął się przesuwać od chwili odkrycia pożywienia do zapalenia żarówki. Dlaczego?
Światło zawsze włączało się niespodziewanie. A odkąd małpy odkryły, że zapalenie lampki oznacza dostawę karmy, „niespodziankę” dla nich stanowiło już tylko pojawienie się światła, nie zaś pożywienia. Tak zrodziła się nowa hipoteza: aktywność dopaminowa nie wiąże się z przyjemnością. Jest reakcją na niespodziewane – na samą możliwość i antycypację.
Ludzie doznają przypływów dopaminy na skutek podobnych, obiecujących niespodzianek: nadejścia uroczego liściku od ukochanej osoby (Co w nim znajdę?), wiadomości mailowej od niewidzianego od lat kolegi (Co nowego u niego?) albo – jeśli liczymy na nawiązanie romansu – napotkania fascynującej potencjalnej drugiej połowy przy lepkim kontuarze w naszej ulubionej knajpce (Coś z tego będzie?). Kiedy zaś to wszystko przechodzi w rutynę, traci urok nowości, a dopaminowy impet wygasa – i nawet wdzięczniejszy liścik, dłuższy mail niż zwykle czy lepszy stolik już tego nie przywrócą.
Tak oto chemia odpowiada w prosty sposób na odwieczne pytanie, dlaczego miłość słabnie. Nasze mózgi są zaprogramowane na łaknienie tego, co niespodziewane, i tak właśnie postrzegają przyszłość, niosącą mrowie ekscytujących możliwości. A kiedy któraś z tych rzeczy, nawet miłość, nam pospolicieje, wtedy ekscytacja gaśnie, naszą uwagę zaś przyciąga coś nowego.
Podniecenie związane z nowością zostało naukowo nazwane błędem przewidywania nagrody i określenie to dobrze oddaje jego charakter. Nieustannie czynimy prognozy co do przyszłości, począwszy od pory wyjścia z pracy po stan naszego konta. Kiedy rzeczywiste zdarzenia okazują się lepsze od oczekiwań, jest to zasadniczo błąd w naszej prognozie: może udało się nam wcześniej urwać z pracy lub odkryliśmy w bankomacie, że saldo jest o stówkę wyższe, niż oczekiwaliśmy. To właśnie ten radosny błąd w oczekiwaniach uruchamia przypływ dopaminy. Nie dodatkowy czas ani zastrzyk gotówki. Po prostu dreszcz wywołany niespodziewaną dobrą nowiną.
Właściwie do rozbujania dopaminy wystarczy sama możliwość zaistnienia błędu przewidywania nagrody. Wyobraź sobie, że idziesz do pracy znajomą ulicą, którą przemierzyłeś już wiele razy. Ni stąd, ni zowąd rzuca ci się w oczy nowo otwarta cukiernia, jeszcze ci nieznana. Natychmiast masz ochotę do niej wstąpić i zobaczyć, co oferuje. W tym momencie dowodzenie przejęła właśnie dopamina, która wytwarza uczucie inne od zwykłego rozkoszowania się smakiem, dotykiem czy wyglądem. Przyjemność płynie z antycypacji – z szansy, że trafimy na coś nieznanego, a lepszego. Myśl o tej cukierni cię ekscytuje, chociaż jeszcze nie skosztowałeś podawanych w niej wyrobów, nie spróbowałeś kawy i nawet nie wiesz, jak tam jest w środku.
Wchodzisz i zamawiasz dużą czarną oraz croissanta. Bierzesz łyk kawy. Bogactwo aromatów igra z twoim językiem. W życiu tak dobrej nie piłeś. Przychodzi kolej na kęs croissanta. Jest maślany, kruchy, dokładnie taki, jakiego jadłeś przed laty w paryskiej kafejce. Jak się teraz czujesz? Możliwe, że przez ten nowy sposób rozpoczęcia dnia twoje życie nabrało barw. Postanawiasz, że odtąd będziesz zachodził tu co rano na najlepszą kawę i najbardziej kruchego croissanta w mieście. Opowiesz o tym znajomym, zapewne bardziej szczegółowo, niżby chcieliby usłyszeć. Kupisz sobie kubek z nazwą tej cukierni. Będziesz się cieszyć na rozpoczęcie każdego kolejnego dnia, bo przecież ta cukierenka to taki szał, że więcej nie trzeba. Tak właśnie działa dopamina.
Zupełnie jakbyś się zakochał w tej cukierni.
Czasem jednak, gdy mamy już to, czego chcemy, nie okazuje się to tak urocze. Dopaminergiczna ekscytacja (czyli dreszcz emocji związany z oczekiwaniami) nie trwa wiecznie, bo świetlana przyszłość przechodzi przecież w teraźniejszość. Emocjonująca świadomość obcowania z czymś nieznanym ustępuje nudnej, swojskiej codzienności, a to oznacza, że działanie dopaminy dobiegło końca i zaczyna się zjazd. Przysmaki okazały się tak dobre, że przez kilka tygodni nie odpuszczałeś sobie śniadanek w cukierni, niestety po tym czasie „najlepsza kawa i croissanty w mieście” stały się już tylko zwykłym, prozaicznym śniadaniem. Ale to nie kawa i croissant się zmieniły; jedynie twoje oczekiwania.
Tak samo przygasło obopólne zauroczenie Samanthy i Shawna, kiedy ich związek wszedł na dobrze im znane tory. Gdy coś przeistacza się w codzienność, nie ma już mowy o błędzie przewidywania nagrody i budzących ekscytację przypływach dopaminy. Samantha i Shawn z zaskoczeniem odkryli się wzajemnie w morzu anonimowych twarzy w jakimś barze, a potem obsesyjnie pragnęli siebie nawzajem, ale wreszcie niekończący się w wyobraźni zachwyt przemienił się w konkretne doświadczanie rzeczywistości. Zadanie – i zdolność – dopaminy, by idealizować nieznane, dobiegły końca, więc jej dopływ ustał.
Namiętność rozbudzają marzenia o świecie potencjalnym, a gasi ją konfrontacja z rzeczywistością. Kiedy wabiące cię do buduaru bóstwo miłości zmienia się w rozespanego małżonka, wydmuchującego nos w używaną chusteczkę higieniczną, miłość – przyczyna pozostawania razem – musi przejść z fazy dopaminergicznych marzeń do… całkiem innej. Pytanie, do jakiej?
John Douglas Pettigrew, emerytowany profesor fizjologii z australijskiego Uniwersytetu Queensland, mieszka w mieście o wdzięcznej nazwie Wagga Wagga. Ma za sobą wspaniałą karierę na polu neuronauk, a zasłynął zaktualizowaniem teorii o latających naczelnych, plasującej nietoperze na pozycji naszych dalekich kuzynów. Pracując nad tą koncepcją, Pettigrew jako pierwszy wyjaśnił, jak mózg tworzy trójwymiarową mapę świata. Pozornie odbiega to od wywodów o namiętnych związkach, okaże się jednak koncepcją kluczową dla wyjaśnienia kwestii dotyczących dopaminy i miłości.
Pettigrew odkrył, że mózg zawiaduje otaczającym nas światem przez dzielenie go na odrębne strefy – peripersonalną i ekstrapersonalną – w skrócie: bliższą i dalszą. Przestrzeń peripersonalna obejmuje wszystko to, co jest w naszym zasięgu, rzeczy, które mamy pod kontrolą przy użyciu rąk. To sfera tego, co rzeczywiste, w tej chwili. Przestrzeń ekstrapersonalna obejmuje całą resztę – wszystko, czego dotknąć się nie da, bo pozostaje poza naszym zasięgiem, niezależnie od tego, czy chodzi o metr, czy o trzy miliony kilometrów. To jest sfera możliwego.
Z przyjęcia tych definicji wynika pewna konsekwencja, oczywista, a zarazem użyteczna: skoro przeniesienie się z jednego miejsca do drugiego wymaga czasu, wszelkie interakcje z przestrzenią ekstrapersonalną mogą nastąpić jedynie w przyszłości. Inaczej mówiąc, odległość jest powiązana z czasem. Jeśli na przykład masz ochotę na brzoskwinię, a najbliższa leży sobie w koszu w sklepie na rogu, nie masz szans na wgryzienie się w nią teraz, zaraz. Będziesz mógł się rozkoszować nią dopiero w przyszłości, po tym jak się po nią wybierzesz. Uzyskanie czegoś, co znajduje się poza twoim zasięgiem, może też wymagać pewnej dozy planowania. Może chodzić o coś tak prostego jak wstanie z krzesła i zapalenie światła, pójście do sklepu po brzoskwinię albo opracowanie strategii, jak wystrzelić rakietę, którą dostaniemy się na Księżyc. To właśnie charakteryzuje obiekty dostępne w przestrzeni ekstrapersonalnej: dotarcie do nich wymaga wysiłku, czasu i w wielu przypadkach planowania. Z drugiej strony, wszystkiego w przestrzeni peripersonalnej możemy doświadczyć tu i teraz. Tych doznań doświadczamy natychmiast. Dotykamy, smakujemy, chwytamy i ściskamy; odczuwamy radość, smutek, złość i rozkosz.
To doprowadza nas do wiele wyjaśniającego faktu neurochemicznego: mózg inaczej pracuje w przestrzeni peripersonalnej, inaczej w ekstrapersonalnej. Gdyby więc przyszło ci projektować ludzki umysł, powinieneś stworzyć mózg, który dokonuje takiego rozróżnienia, podporządkowując jednemu systemowi to, co jest w naszym posiadaniu, drugiemu wszystko, co nie jest. Na użytek ludzi pierwotnych znaną frazę „Albo coś się ma, albo się czegoś nie ma” można przełożyć na „Albo coś się ma, albo jest się martwym”.
Z punktu widzenia ewolucji pożywienie, którego się nie ma, jest diametralnie różne od pożywienia, które się ma. To samo odnosi się do wody, schronienia, narzędzi. Różnica jest tu tak fundamentalna, że w celu obsługiwania przestrzeni peripersonalnej i ekstrapersonalnej wyewoluowały w mózgu odrębne szlaki i związki chemiczne. Kierując wzrok w dół, patrzymy na przestrzeń peripersonalną, a mózg jest sterowany przez kłębowisko związków parających się doświadczaniem tu i teraz. Gdy zaś mózg zajmuje się przestrzenią ekstrapersonalną, pewien pojedynczy związek chemiczny sprawuje większą kontrolę niż pozostałe; jest to związana z antycypowaniem i potencjalnymi możliwościami dopamina. W grę wchodzą rzeczy odległe, jeszcze dla nas niedostępne, takie, których nie możemy wykorzystywać ani zjadać, a jedynie pragnąć. Dopamina wykonuje ściśle określone zadanie: maksymalizuje zasoby, które będą nam dostępne w przyszłości, umożliwia pogoń za lepszym.
Wszystko w życiu podlega temu podziałowi: w jeden sposób podchodzimy do tego, czego chcemy, w inny do tego, co mamy. Chęć posiadania domu – doświadczanie pragnienia motywującego nas do koniecznego wysiłku, by znaleźć i zakupić nieruchomość – angażuje inne obwody w mózgu niż cieszenie się tym, że jest już nasz. Kiedy spodziewana podwyżka pensji wyzwala nakierowaną na przyszłość dopaminę, dalece różni się to od bieżącego doświadczania większej wypłaty odbieranej po raz drugi albo trzeci. Podobnie znalezienie miłości wymaga dysponowania innymi umiejętnościami niż dbałość o jej trwanie. Miłość musi przemienić się z doświadczenia ekstrapersonalnego w peripersonalne – z dążenia w posiadanie; z czegoś, co antycypujemy, w coś, co mamy pielęgnować. W grę wchodzą więc bardzo odmienne umiejętności, toteż natura miłości z czasem musi ulec zmianie – i dlatego w przypadku tak wielu ludzi to uczucie gaśnie z końcem dopaminowego dreszczu, zwanego aurą romantyzmu.
Mnóstwo osób jednak radzi sobie z tym przejściem. Jak tego dokonują – jak udaje im się przechytrzyć powab dopaminy?
Zauroczenie
Zauroczenie to piękna iluzja – pierwotnie słowo „urok” oznaczało magiczne zaklęcie – obiecująca przejście od zwyczajnego życia do urzeczywistnienia ideału. Bierze się ze szczególnego połączenia tajemnicy i wdzięku. Nadmiar informacji sprawia, że czar pryska.
– Virginia Postrel
Zauroczenie następuje wtedy, gdy widzimy coś, co pobudza dopaminergiczną wyobraźnię, tłumiąc zdolność do adekwatnego postrzegania otaczającej nas rzeczywistości.
Dobrym przykładem jest podróż lotnicza. Spójrz w górę. Widzisz na niebie samolot? Jakie myśli i uczucia w tobie budzi? Wielu ludziom marzyłoby się znalezienie na jego pokładzie, lot do egzotycznych i odległych krain – beztroska ucieczka, rozpoczynająca się od bujania pośród obłoków. Gdybyś jednak leciał tym samolotem, twoje z natury konkretne i praktyczne zmysły dałyby znać, że ten niebiański raj przypomina raczej autobus komunikacji miejskiej w godzinach szczytu: jest tłoczno, męcząco i niemiło – przeciwieństwo wszelkiego wykwintu.
Analogicznie cóż mogłoby być urokliwszego niż Hollywood? Szałowe gwiazdy i gwiazdorzy flirtują na szykownych rautach, przystając na skraju basenów. I znów rzeczywistość skrzeczy, wymaga spływania potem w żarze reflektorów po czternaście godzin dziennie. Aktorki wykorzystuje się seksualnie, a na aktorach wymusza się faszerowanie steroidami i hormonem wzrostu, żebyśmy mogli oglądać na ekranie bajecznie zbudowane ciała. Gwyneth Paltrow, Megan Fox, Charlize Theron i Marilyn Monroe – wszystkie opisywały swoje doświadczenia z „castingiem przez łóżko” (zgodnie zapewniając, z wyjątkiem Marilyn, o odrzuceniu takiej propozycji w zamian za upragnioną rolę). Nick Nolte, Charlie Sheen, Mickey Rourke i Arnold Schwarzenegger przyznali się do stosowania steroidów, mogących nie tylko uszkodzić wątrobę, ale i powodować huśtawki nastrojów, wybuchy agresji oraz psychozę. To tandeciarska branża.
Gór nikt nie nazwałby tandetnymi. Wznoszą się majestatycznie w oddali. Ich zarysy łagodnieją w dzielących nas od nich wielokilometrowych masach powietrza jak panny młode na zdjęciach ze zmiękczającym filtrem. Ludzie o wyższym poziomie dopaminy pragną wspiąć się na te wyżyny, spenetrować je, zdobyć. Nie zdołają, bo te wyżyny nie istnieją. Góra, owszem, jest. Ale wyobrażonego doznania bycia na niej nie sposób urzeczywistnić. Prawda jest taka, że w większości przypadków nie można nawet stwierdzić, czy wspięliśmy się już na szczyt. Zwykle człowieka otaczają zewsząd drzewa i nic poza nimi nie widać. Czasem zdarza się malowniczy widok i roztaczają się wtedy wokół nas kilometry dolin. A im dłużej na nie patrzymy, tym bardziej właśnie to, co odległe i w dole, okazuje się bardziej obiecujące i piękniejsze niż szczyt, na którym stoimy. Zauroczenie budzi pożądanie nie do zaspokojenia, bo przedmiot pragnień istnieje tylko w wyobraźni.
Czy chodzi o samolot na niebie, hollywoodzką gwiazdę czy odległy szczyt, urokliwe są jedynie rzeczy nieosiągalne, te nierzeczywiste. Urok jest okłamaniem.
Pewnego dnia podczas przerwy na lunch Samantha wpadła na Demarca, swojego ostatniego przed Shawnem chłopaka z prawdziwego zdarzenia. Od lat się nie widzieli, nie było nawet Facebooka. Demarco okazał się jak zawsze dowcipny i błyskotliwy, do tego w świetnej formie. Niewiele było trzeba, żeby oczy jej zabłysły. Pojawiło się coś, czego od dawna nie czuła, przypływ podniecenia i poczucie otwierających się możliwości przy mężczyźnie nadającym na tej samej fali, a jednocześnie pełnym niespodzianek czekających na odkrycie. On też był ożywiony i chętnie dzielił się wieściami o sobie. Zaczął od tego, jak emocjonuje się swoimi zaręczynami. Jego narzeczona była „tą wymarzoną”. Miał nadzieję, że Samantha ją pozna, bo na nikim dotąd nie zależało mu jak na tej nowej kobiecie.
Po jego wyjściu Samantha uznała, że warto byłoby się napić. Przeniosła się na stołek przy barze i zamówiła koszyczek tortillowych chipsów oraz piwo, po czym spędziła pół godziny na obdrapywaniu etykiety. Przecież kocha Shawna, naprawdę – czy nie naprawdę? Od prawie roku niezbyt się im układało. Chciała doznawać takich uczuć jak w obecności Demarca. Z Shawnem też kiedyś tak było, ale dawniej.
Dopamina ma swoją mroczną stronę. Gdy wrzucisz szczurowi do klatki porcję karmy, zwierzę doświadczy nagłego przypływu dopaminy. Któż by pomyślał, że na tym świecie jedzenie spada z nieba? Jeśli jednak będziesz dorzucać kolejne kęsy co pięć minut, dopamina ustanie. Szczur już wie, kiedy spodziewać się posiłku, nie ma więc zaskoczenia, a zatem i błędu w szczurzym przewidywaniu nagrody. Ale gdyby przejść na nieregularne podawanie pokarmu, by zawsze stanowił zaskoczenie? A w miejsce szczurów i porcji pożywienia podstawić ludzi i pieniądze?
Wyobraź sobie zatłoczone wnętrze kasyna z obleganym stołem do blackjacka, pokerem na wysokie stawki i wirującym kołem ruletki. To kwintesencja blasku Las Vegas, ale właściciele kasyn wiedzą, że największe zyski nie pochodzą z gier o najwyższych zakładach. Biorą się z automatów z niskimi stawkami, uwielbianych przez turystów, emerytów i wiernych graczy, którzy wpadają spędzić codziennie kilka godzin przy migotliwych lampkach, brzęku dzwonków i szczęku zębatek. Dzisiejszy standard kasyn zakłada przeznaczanie aż 80 procent powierzchni pod automaty, i nie bez powodu: takie maszyny przynoszą kasynu lwią część dochodów.
Jeden z największych na świecie producentów automatów do gier stanowi własność firmy Scientific Games (dosł. gry naukowe). Nauka bowiem odgrywa w projektowaniu tych fascynujących urządzeń dużą rolę. Chociaż rodowód automatów do gry sięga XIX wieku, współczesne udoskonalenia ich funkcjonowania odwołują się do pionierskich prac behawiorysty B.F. Skinnera, który w latach sześćdziesiątych XX stulecia opisał zasady manipulacji behawioralnej.
W jednym ze swoich eksperymentów umieścił gołębia w klatce. Odkrył, że przez warunkowanie może przyuczyć go do naciskania dźwigni w celu uzyskania porcji karmy. Niektóre eksperymenty wymagały jednego naciśnięcia, inne dziesięciu, ale w ramach danego badania liczba ta pozostawała niezmienna. Rezultaty nie należały do szczególnie interesujących. Niezależnie od wymaganej liczby naciśnięć gołębie dziobały dźwignię jak urzędnicy rutynowo pieczętujący niekończące się sterty dokumentów.
Skinner spróbował więc czegoś innego. Rozpoczął eksperyment, w którym liczba naciśnięć niezbędnych do uzyskania karmy zmieniała się losowo. Gołąb już nie wiedział, kiedy się spodziewać posiłku. Nagrody przychodziły nieoczekiwanie. To podekscytowało ptaki. Zaczęły dziobać szybciej. Coś skłaniało je do zwiększenia wysiłku. Uruchomiona została dopamina, cząsteczka niespodzianki, a działanie automatów do gier doczekało się naukowych podwalin.
Kiedy Samantha ujrzała swojego byłego, gwałtownie odżyły wszystkie emocje – podniecenie, perspektywa nowych możliwości, zogniskowanie uwagi na nim, motylki w brzuchu. Nie poszukiwała romansu, ale i nie musiała. Pojawienie się Demarca i na pół świadome marzenie o kolejnej szansie na namiętną ekscytację były niespodzianym prezentem w jej życiu emocjonalnym i to ta niespodzianka stała u źródła jej ekscytacji. O tym jednak Samantha oczywiście nie miała pojęcia.
Oboje umawiają się na kolejnego drinka, który też jest miły. Następnego dnia decydują się na wspólny lunch, a niedługo potem ich spotkania zmieniają się w niewinne „randki”. Emocje buzują. Oboje, rozmawiając, dotykają się. Żegnając, obejmują. Kiedy są razem, czas mknie im niepostrzeżenie, jak w trakcie ich dawnych spotkań, zupełnie tak – uświadamia sobie – jak kiedyś z Shawnem. „Możliwe – mówi sobie – że to Demarco jest tym właściwym dla mnie”. Jednak w świetle roli dopaminy jest jasne, że ta relacja nie niesie niczego nowego. Jest jedynie kolejną powtórką dopaminowej ekscytacji.
Stan nowości uaktywniający dopaminę nie trwa wiecznie. Jeśli mowa o miłości, namiętny romans nieuchronnie kiedyś się kończy i stajemy przed wyborem. Możemy przejść do miłości, którą podsyca codzienne docenianie drugiej osoby tu i teraz, albo zakończyć związek i szukać następnej przejażdżki kolejką górską. Postawienie na taki dopaminergiczny odlot nie wymaga wielkiego wysiłku, ale i szybko się kończy, jak przyjemność z jedzenia batonika. Trwała miłość przenosi nacisk z oczekiwań na doświadczanie, z fantazji o nieskończonych możliwościach na zanurzenie się w rzeczywistości ze wszystkimi jej niedoskonałościami. Dokonanie tego przejścia jest trudne, a kiedy świat podsuwa nam łatwy sposób na wywinięcie się od trudnego zadania, korci nas, by z niego skorzystać. Dlatego tak wiele związków dobiega końca, gdy wygasa dopaminowa eksplozja wczesnego romansu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki