My. Jak zbudować dobry związek, doświadczyć prawdziwej bliskości i zamienić ty i ja w my - Terrence Real - ebook + audiobook

My. Jak zbudować dobry związek, doświadczyć prawdziwej bliskości i zamienić ty i ja w my ebook i audiobook

Real Terrence

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

BESTSELLER „NEW YORK TIMESA”,
„WALL STREET JOURNAL” I „USA TODAY”

Zacznij pracę nad swoim związkiem z pomocą doświadczonego terapeuty rodzin.

W czasach, gdy toksyczny indywidualizm na każdym poziomie przenika nasze społeczeństwo, znany autor i ceniony terapeuta par Terrence Real, wskazuje, w jaki sposób cierpią na tym nasze związki. Zauważa, że rodziny padają ofiarą kultury, która wzmacnia nasze dysfunkcje.

Dobra wiadomość jest taka: jeśli mamy właściwe narzędzia, możemy zbudować serdeczniejszy, bliższy, bardziej namiętny związek.

My jest przełomowym poradnikiem opartym na nauce i wskazującym sposoby postępowania, które pomogą ci być bardziej skłonnym do współpracy. Autor opowiada jak budować związek pełen empatii i bliskości.
Jeśli czujesz, że twój związek oparty jest na dwóch biegunach: „ty” i „ja”, to ta książka pokaże ci, jak zmienić go w „my”.
Dzięki niej możesz osiągnąć prawdziwą bliskość.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 355

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 37 min

Lektor: Terence Real
Oceny
4,4 (66 ocen)
42
12
9
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ArkadyGSM

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam mimo że napisane po "amerykańsku"
00
PitCz

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna i pouczająca książka, polecam serdecznie.
00
uuulul

Z braku laku…

To raczej zbiór anegdot i historii z gabinetu, a nie odpowiedź na tytułowe pytanie
00
Lidaaa

Z braku laku…

do polowy ksiazka rewelacyjna, ale stopniowo autor wprowadza czytelnika od relacji i bliskosci na poziom polityczny (Trump to triumf rasizmu w USA) dalej w rasizm genetyczny (tak, bo jako bialy czlowiek nosisz traume bo twoi biali przodkowie niewolini czarnych - no panie na pewno nie w Polsce) a na koncu odplywa ekologie, w buddyzm i alchemię... Ksiazka zapowiadala sie swietnie, niestety autor postanowil wychwalac nurty lewicowe. Marks bylby dumny - smierc indywidualizmowi niech zyje kolektyw ;)
00
Spasi

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna książka o terapii, repacjach i równości między ludźmi. Terapeuta naprawdę daje tam wspaniałe przykłady i wskazówki jak powinno się budować relację w związku. Polecam
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mojej kochanej rodzinie, Belindzie, Justinowi i Alexandrowi. Jesteście światłem na moim firmamencie.

Pamięci Wielkiego Wspieracza, jednego z najlepszych kumpli na świecie, Richa Simona

 

 

 

 

Przedmowa

 

 

Świat nie należy do nas. Należymy do siebie nawzajem

Terrence Real

 

 

 

Po trzydziestym roku życia zyskałem świadomość, że dotychczas nigdy nie miałem tego, czego pragnąłem. Pełny dom, poczucie jedności z samym sobą, partnerka oraz miejsce w społeczności sąsiadów i przyjaciół były poza moim zasięgiem. Nie posiadałem wiedzy, umiejętności i odwagi, by urzeczywistnić wyobrażenie prawdziwego życia. Byłem jednym z najpopularniejszych muzyków na świecie, ale praca to praca, życie to życie, nie ma pomiędzy nimi znaku równości. Jeszcze bardziej frustrowało mnie to, że cechy, które czyniły mnie dobrym w pracy – moja tolerancja, a wręcz żądza kreatywności, umiejętność znajdowania komfortu w przebywaniu samemu ze sobą oraz przekierowywania całej energii na pracę przez wiele dni, tygodni lub nawet lat – skazywały na porażkę moje życie osobiste. Byłem samotny, lecz pozornie bezpieczny. Wtem w wieku trzydziestu dwóch lat zderzyłem się z emocjonalną ścianą i uświadomiłem sobie, że zagubiłem się w ciemnym lesie, który w dużej mierze stworzyłem samodzielnie. Nie miałem mapy, więc rozpocząłem trwającą czterdzieści lat podróż przez zacienione zarośla do rzeki podtrzymywania życia.

Dzięki pomocy zrozumiałem koło czterdziestki, że niosłem spuściznę przekazywaną z pokolenia na pokolenie w mojej włosko-irlandzkiej rodzinie. Trwająca od dawna, niekończąca się sztafeta chorób psychicznych i różnych dysfunkcji ujawniła się w moim życiu w formie głębokiej, powracającej depresji i paraliżu emocjonalnego. Bałem się ujawniać swoje wewnętrzne życie przed każdym z wyjątkiem tysięcy zupełnie obcych mi ludzi w sali koncertowej.

Demokracja prawdziwej, dorosłej miłości budziła obawy i niepewność w głębi mojego serca. Tymczasem czułem, że mój zegar tyka i mam coraz mniej czasu na to, co chciałem zrobić i kim się stać.

Jak zmienić swoje dziedzictwo? Jak przerwać cykl traum i chorób, które w każdym pokoleniu zbierały żniwo? Jak wskazuje Terry: „Patologia rodziny jest jak ogień w lesie, który pochłania wszystko, co ma przed sobą, dopóki ktoś się nie odwróci i nie stanie naprzeciw płomieniom”. Powoli zacząłem konfrontować się z płomieniami, przede wszystkim dlatego, że nie potrafiłem się pogodzić z myślą, że zawiodę własne dzieci i rodzinę w sposób, w jaki mnie zawiedziono. Ostatecznie to, w jaki sposób okazujemy szacunek rodzicom i ich wysiłkom, polega na tym, że przejmujemy ich błogosławieństwa, lecz z całych sił staramy się nie przekazywać naszym dzieciom ich problemów i wad. Grzechy naszych dzieci powinny należeć tylko do nich. Tylko dzięki naszej ciężkiej pracy ci, którzy żyli przed nami, przestają być nawiedzającymi nas duchami i zmieniają się w przodków, których chcemy mieć przy sobie. Dużo czasu zajęło mi wdrożenie w życie niektórych z tych zasad, nadal nad tym pracuję. Moje dzieci same będą musiały wykonać tę pracę, ale wszyscy musimy się uczyć i zasłużyć na dorosłość.

Patrząc na to w szerszym kontekście, cena, jaką płacimy jako społeczeństwo za nasz toksyczny indywidualizm i patriarchat, sprowadza się do permanentnej separacji od innych ludzi. Jeśli nie umiem związać się z tobą, nie umiem związać się z nami. Niezależnie od tego, czy wynika to z rasizmu, różnic klasowych, czy szeregu innych plag nękających nasze społeczeństwo, cena jest niezmienna: niedziałający, dysfunkcyjny system, który sprawia, że nie znamy sąsiadów, nie dbamy o nich z całego, choć niedoskonałego serca.

To, co pisze Terry, jest pełne miłości i dobra, mądrości i siły. Ta książka jest piękna i ważna, zwłaszcza w czasach, w których żyjemy. Pomaga nam na drodze do stworzenia silniejszego i szlachetniejszego społeczeństwa opartego na miłości, sprawiedliwości i szacunku. Autor przedstawił proces, dzięki któremu możemy zacząć rozumieć nasze miejsce w rodzinie i społeczeństwie.

Ja ciężko pracowałem i miałem szczęście. Przez lata znajdowałem bardzo dobrych przewodników prowadzących mnie przez ciemny las do rzeki życia. Terrence Real był jednym z nich dla mnie i mojej żony Patti, a ta książka jest mapą ścieżek między drzewami.

Bezpiecznej podróży

Bruce Springsteen

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

JAKA WERSJA CIEBIE UJAWNIA SIĘ W ZWIĄZKU?

 

 

 

Czy kiedykolwiek czułeś się jak widz, a nie uczestnik zdarzenia? Dziesiątki razy powtarzasz sobie, że tym razem nie stracisz nad sobą panowania podczas rozmowy z dzieckiem, współpracownikiem, krewnym lub żoną. A jednak pod wpływem emocji wszystko się sypie, pojawia się niemiłe słowo, podniesiony głos, nieprzerwany wir tego, co „naprawdę” myślisz.

Może nie masz wybuchowego charakteru. Zamiast dać się ponieść nerwom, zamykasz się w sobie, bo albo jesteś zdegustowany (Na co mi to potrzebne!), albo przytłoczony (Nie dam rady!), albo odczuwasz jednocześnie obie te emocje.

Może nie jesteś ani agresywny, ani wycofany. Może przez większość czasu jesteś umiarkowany, wyważony i rozsądny… ale twoja partnerka taka nie jest.

Witamy wśród ludzi.

Pragniesz albo w końcu do niej dotrzeć, albo żeby wreszcie dała ci święty spokój. Jednak wypuściłeś lejce z rąk i gnasz na łeb na szyję w stronę krawędzi urwiska. Czasami widzisz, co się dzieje, wiesz, że nie tak powinno być, wiesz, że tego nie chcesz. Innym razem zapominasz o swoich dobrych intencjach, wskakujesz na grzbiet konia i jeszcze mocniej szarpiesz lejce. Głośniej krzyczysz. Zamykasz się jeszcze szczelniej.

Prędzej czy później – za kilka minut lub godzin, może tygodni – przytomniejesz. Wówczas nadchodzi pora na ocenę strat. A może oboje idziecie dalej, zamiatając całą sprawę pod dywan. Do następnego razu.

Nie masz tego dość? Nie żałujesz? Nie tak chcesz żyć i obiecujesz sobie, że następnym razem zarówno ty, jak i twój partner zachowacie się inaczej. I rzeczywiście przez pewien czas sprawy układają się dobrze, być może trwa to dość długo, aż ona znowu odwraca się, emanując zimnem i brakiem miłości albo on okazuje brak szacunku i pozwala sobie na zbyt wiele. Musisz przemówić do rozumu temu durniowi, masz do tego prawo i pragniesz być wysłuchana! Albo chcesz, żeby dano ci spokój. Dlaczego ona nie może zaakceptować cię takim, jakim jesteś? Pisałeś się na małżeństwo, nie na niekończący się kurs samodoskonalenia!

Mówi się, że na świecie istnieją dwa rodzaje par – te, które się kłócą i te, które się dystansują. Dodałbym trzeci rodzaj: te, które robią obie te rzeczy. Jedna osoba się uskarża, podczas gdy druga zamyka się w sobie. Gradobicie i żółw.

Jestem specjalistą od związków, wykładałem i prowadziłem warsztaty na temat doskonałych związków dla korporacji, ogółu społeczeństwa i psychoterapeutów z całego świata. Od trzydziestu lat tysiące specjalistów od zdrowia psychicznego i coachówposługują się stworzonym przeze mnie modelem terapii zwanym Terapią Relacyjnego Życia (Relational Life Therapy), z którego skorzystały niezliczone pary i osoby.

Jeśli często kłócisz się ze swoją partnerką, jeśli czujesz się niewysłuchany i sfrustrowany, jeśli uważasz, że jesteś niedoceniany lub nadmiernie kontrolowany, jeśli masz wrażenie, że jesteś samotny i odtrącony, a także źle traktowany, to ta książka pokaże ci zupełnie nowy sposób postępowania, który polega na zmianie postrzegania siebie w związku z partnerem, by twoje życie nie przypominało ani pola bitwy, ani pustyni. W tej książce poproszę cię o zrobienie czegoś rewolucyjnego, czegoś, co będzie wymagało zmiany fundamentalnych cech twojej tożsamości – a dla wielu z was zmiany tego, w jaki sposób o sobie myślicie.

Obiecuję jednak, że będzie warto – w zasadzie to jedyny sposób na to, by zakończyć przepychanki. Zbyt wiele par nieustannie walczy ze sobą, co rzadko kiedy przynosi rozwiązanie problemów. Zdarza się także, że jedna lub obie osoby się wycofują, przez co mieszkają razem, lecz żyją osobno. Dowiesz się, jak znowu być ze sobą, przede wszystkim dla swojego dobra – twoich uczuć, potrzeb i pragnień – ponieważ dobrana para zaczyna się od dobrego związku z samym sobą. A potem nauczysz się posługiwać skomplikowaną i praktyczną techniką związku, zaprojektowaną tak, żeby nauczyć cię zdobywać to, czego pragniesz w związku, i zrozumiesz, jak dążąc ku rzece podtrzymującej życie, omijać rosnące w cieniu drzewa.

Nie będzie łatwo, ale tego już zapewne się domyśliłeś. Skoro jednak czytasz tę książkę, na pewno doświadczyłeś ogólnie znanej prawdy: związki mogą stawać się piekłem. Podczas zażartej kłótni tracimy panowanie nad sobą, czasem na wielką, czasem na małą skalę i zwykle powielamy te same błędy. Zapominamy, że osoba, którą krytykujemy i ignorujemy, jest tą samą, na której najbardziej nam zależy. Patrzymy na naszego partnera z innej perspektywy, wobec czego wydaje nam się godny pożałowania, przytłaczający lub stanowi połączenie tych cech.

W tym momencie wkracza ktoś taki jak ja. Przez większość swojej pracy zawodowej doradzam parom, współpracownikom oraz liderom w biznesie i przywódcom społecznym. Jestem facetem, który kieruje ku lepszemu. Ludzie przychodzą do mnie, gdy znajdują się na skraju katastrofy, gdy nikt dotychczas nie zdołał im pomóc. Jestem terapeutą par specjalizującym się w psychologii mężczyzn, kwestiach płci, traumie i władzy.

Terapia Relacyjnego Życia znana jest z tego, że szybko doprowadza do głębokiej, permanentnej zmiany zarówno poszczególnych ludzi, jak i ich związków. Uczy mężczyzn, kobiety i osoby niebinarne, jak umiejętnie żyć w relacji z innymi – żyć w radykalnie szczerym, nieustraszenie asertywnym, pełnym pasji związku z samym sobą i z najbliższymi. Terapeuci Relacyjnego Życia łamią wiele zasad, których uczono nas w szkołach. Na przykład nie są neutralni. Jeśli chodzi o odpowiedzialność, nie wszystkie problemy dzielimy po równo. Bierzemy strony. Nie kryjemy się za maską profesjonalizmu. Zależy nam na tym, by postrzegano nas jako prawdziwych ludzi, którzy w zależności od potrzeb dzielą się własnym doświadczeniem, zdobytym w drodze do poczucia kompletności i intymności.

Ta książka jest zaproszeniem, takim samym, jakie ja i inni terapeuci Relacyjnego Życia oferujemy codziennie naszym klientom. To zaproszenie do tego, by opanować skomplikowany zestaw umiejętności, swego rodzaju technikę. Jest wymagająca, nie chcę was oszukiwać, ale gdy ją przyswoisz, zrozumiesz, że ma moc wyniesienia ciebie i twojej partnerki na wyższy poziom bliskości, zaufania, poczucia trwałości i radości, która daleko w tyle pozostawia normy naszej kultury. Czy chciałbyś czuć się wysłuchany? Czy możesz zaspokoić potrzeby swojej partnerki, by ona również poczuła się wysłuchana? Czy chciałbyś pamiętać, nawet podczas zażartej kłótni lub w okresach zdystansowania, że stoicie po tej samej stronie?

 

PAMIĘTAJ O MIŁOŚCI

Zanim podniesiesz swój werbalny nóż, zanim odgrodzisz się jeszcze wyższym murem, pozwól, że przypomnę ci, że kochasz tę osobę.

I w tym właśnie leży problem, przyjacielu. Czy pamiętasz podczas tej gwałtownej kłótni, kiedy w twoich żyłach krąży strach lub słuszny gniew, że kochasz tę osobę? Pamiętasz o tym, kiedy twoje ciało się zamyka i nie jesteś w stanie wykrztusić ani słowa? Jeśli jesteś ze sobą zupełnie szczery, trzeźwiąca odpowiedź brzmi: nie. W takiej chwili cała słodycz między wami, poczucie, że jesteście drużyną razem mierzącą się ze światem, świadomość istnienia „was”, są prawie niemożliwe do znalezienia.

Dobra wiadomość jest taka, że miłość wciąż istnieje. Zła, że przebywa w takich częściach twojego mózgu, ciała i układu nerwowego, do których nie masz dostępu w chwilach wzburzenia. Twój układ hormonalny znajduje się w stanie gotowości, pompuje substancje pobudzające do twojego krwiobiegu. Twój autonomiczny układ nerwowy – kryjący się w głębiach twej nieświadomości – reaguje walką lub ucieczką, więc albo zagrzewa cię do walki, albo sprawia, że się zamykasz. Wyższe funkcje twojego mózgu (kora przedczołowa, ośrodek uczuć i emocji) zupełnie się wyłączyły, a do głosu doszły prymitywniejsze jego części (układ limbiczny, zwłaszcza ciało migdałowate).

W takich momentach kora przedczołowa nie łagodzi układu podkorowego ani nie jest z nim połączona. Bez tego łagodzenia i połączenia tracimy dystans między tym, co czujemy i tym, co robimy. Prymitywniejsze części naszego ciała i mózgu dbają jedynie o swoje przetrwanie. Nie interesuje ich podtrzymywanie delikatnej intymności. „My” znika i powstają „ja” i „ty”, przeciwnicy w zimnej wojnie, gdzie „ja wygrywam, ty przegrywasz” staje się zasadą.

„My” jest siedzibą bliskości. „Ty i ja” obrazuje rywalizację. „Ty i ja” świetnie się sprawdza, gdy stajesz naprzeciw tygrysa, mniej się przydaje, gdy konfrontujesz się z partnerem, szefem czy swoim dzieckiem. W takich chwilach to, co sprawia, że trudno ci zachować chłodną głowę, to milion lat ewolucji oraz jedna potężna siła: trauma. Trauma przestawia cię na tryb przetrwania, w którym gotując się do walki, zaciskasz pięści lub zamykasz usta niczym fortecę. A im więcej traum doświadczyłeś w dzieciństwie, tym bardziej kuszące staje się „ty i ja”.

Jeśli myślisz sobie: „Do licha, nie miałem zbyt wielu traum, gdy dorastałem”, odpowiadam: być może. Porozmawiamy o tym później. Ale zanim podejmiesz ostateczną decyzję, może porozmawiamy o dziecięcych traumach? Bo czasem naprawdę niewiele trzeba. W zależności od twojej kondycji i innych zmiennych, niekiedy wystarczy lekko zastukać w skorupkę jajka, żeby powstały pęknięcia utrzymujące się przez całe życie.

 

CO JEST TWOJĄ TRAUMĄ?

Kiedy pracuję z jakąś parą, mam w głowie jedno ważne pytanie. Nie chodzi mi o: „Jakie macie stresory?”. Stresory – takie jak pandemia, kwestie związane z pieniędzmi, niedopasowanie w łóżku, dzieci i teściowie – są ważne, ale dobrze funkcjonująca para da sobie radę z rozsądną ilością stresu. Według mnie nie chodzi nawet o tak ważne kwestie jak dynamika czy układ pomiędzy partnerami. To także jest istotne, ale nie najważniejsze. Pytanie, które chodzi mi po głowie podczas sesji terapii, brzmi: „Z którą częścią ciebie rozmawiam?”.

Czy rozmawiam z dojrzałym wcieleniem, tym, które przebywa tu i teraz? Tę część nazywam Mądrym Dorosłym. To ona dba o „nas”. A może właśnie aktywowała się ta część ciebie odpowiadająca za antagonistyczną świadomość „ty i ja”? Ta część ciebie postrzega rzeczy przez pryzmat przeszłości. Uważam, że nie ma czegoś takiego jak przesadne reagowanie. Raczej chodzi o to, że człowiek reaguje na coś, czego już przed nim nie ma. Jednym z dobrodziejstw, jakim partnerzy w intymnym związku mogą się obdarzać jest prosty i uzdrawiający dar swojej obecności. Ale żeby być przy partnerze, sam musisz żyć teraźniejszością, nieskażoną swoją przeszłością.

Wyrażenie „pamięć traumy” jest błędne. Nie pamięta się traumy; przeżywa się ją na nowo. Weteran wojenny, który słyszy strzelający gaźnik samochodu i gwałtownie się odwraca, jakby trzymał karabin w ręce, nie myśli „teraz idę po Main Street i pamiętam wojnę”. W tamtej chwili ten człowiek instynktownie znowu przenosi się na pole bitwy. Przeszłość nakłada się na teraźniejszość, co całkowicie zaburza umysł. Kiedy coś ożywia traumę, możemy zareagować fizyczną gotowością do walki lub ucieczki. Byłem świadkiem, jak w obliczu wszechogarniającego szoku – na przykład niewierności – pacjenci wydają stłumiony okrzyk, po czym ruszają w stronę wyjścia, opamiętując się dopiero na korytarzu.

Większość z nas nie odtwarza jednak doświadczenia samej traumy. Zamiast tego odgrywamy wyćwiczoną strategię radzenia sobie z nią. W dzieciństwie byłeś emocjonalnie opuszczony, zatem wyrosłeś na czarującego uwodziciela, eksperta w zdobywaniu uwagi innych ludzi. Jeśli ktoś ci się naprzykrzał, gdy byłeś dzieckiem, teraz budujesz wokół siebie mury. Potrafisz trzymać ludzi na dystans. Nazywam tę kompensującą część nas Adaptacyjnym Dzieckiem.

Jedna z moich wielkich mentorek Pia Mellody, opisywała Adaptacyjne Dziecko jako „dziecko w ubraniu dorosłego”. To taka wersja osoby dorosłej, twoje ja, które skleciłeś sobie w zastępstwie zdrowego rodzicielstwa. Oto tabela pokazująca cechy Adaptacyjnego Dziecka na zasadzie przeciwieństwa do Mądrego Dorosłego:

 

ADAPTACYJNE DZIECKO

MĄDRY DOROSŁY

Czarno-białe

Perfekcjonista

Nieprzejednany

Niezmienny

Oschły

Uparty

Pewny siebie

Spięty

Pełen niuansów

Realista

Wybaczający

Elastyczny

Ciepły

Ustępliwy

Pokorny

Zrelaksowany

 

Chciałbym zwrócić uwagę na kilka rzeczy w tej tabeli. Przede wszystkim na to jak nieprzejednane, pewne siebie i czarno-białe jest Adaptacyjne Dziecko. Jedna z moich klientek powiedziała, że jej Adaptacyjne Dziecko było niczym mały fundamentalista, który zamieszkiwał jej ciało. To stanowi przeciwieństwo dla elastyczności, pokory i dostrzegania niuansów charakteryzujących Mądrego Dorosłego – te cechy być może rozpoznajesz z literatury na temat rozwoju człowieka, ponieważ wiążą się z dojrzałością emocjonalną.

 

OSCHŁOŚĆ NIE MA ANI JEDNEJ POZYTYWNEJ CECHY

Przyjrzyjmy się jednej z cech związanej z niedojrzałością naszego Adaptacyjnego Dziecka: oschłości. Powtarzam klientom, że jeśli wyjdą z sesji ze mną z zaledwie jedną przyswojoną prawdą, oznacza to, że dobrze wydali pieniądze na terapię. Oto ona: oschłość nie charakteryzuje się niczym pozytywnym. Oschłość nie robi niczego, czego nie zrobiłaby lepiej stanowczość podparta miłością.

Pewnego razu miałem klienta, około siedemdziesięcioletniego mężczyznę, który był sobowtórem Clinta Eastwooda, a naprawdę właścicielem rancza w Wyoming. Szczegółowo omówiłem z nim to, że oschłość nie ma żadnej wartości i niech to licho, mój rozmówca zaczął płakać. Z jego oczu pociekły łzy, nieliczne i męskie, ale jednak łzy.

– A więc myślisz o tym, jaki ostry byłeś dla siebie przez te wszystkie lata – zauważyłem.

– Nie – poprawił mnie. – Myślę o tym, jaką krzywdę wyrządziłem swoim synom.

 

POZNAJ SWOJE ADAPTACYJNE DZIECKO

Chociaż część ciebie zwana Adaptacyjnym Dzieckiem jest niezmienna, nie znaczy to, że zawsze jest otwarcie agresywna. Możesz mieć nadmiernie kompromisowe próbujące się przypodobać innym Adaptacyjne Dziecko. Może się wywyższać lub mieć kompleks niższości, a czasem te cechy ujawniają się na przemian. Ale niezależnie od tego, czy jest dominujące, czy wycofane, ilekroć pojawi się bodziec, zareaguje mniej więcej w ten sam sposób. Ten ugruntowany zestaw reakcji, składający się na jego sposób postępowania, jest twoją postawą relacyjną, tym, co będziesz zawsze robił, ilekroć się zestresujesz.

Weźmy na przykład Dana. Dan miał bardzo prostą i charakterystyczną postawę relacyjną, wielokrotnie wydeptaną ścieżkę swojego Adaptacyjnego Dziecka. Niewiele brakowało, żeby zapłacił za to swoim małżeństwem.

 

 

Dan i Julia: Kłamca mięknie

 

– Kłamię – mówi Dan beznamiętnie na samym początku naszej pierwszej sesji.

– Na każdy temat, błahy i ważny – dodaje jego żona Julia. – Kłamie nawet, jak mówi „dzień dobry”.

Zabawne, myślę, ale ona nie żartuje. Zgłosili się na dwudniową interwencję. Spędzimy ze sobą całe dwa dni, a pod koniec zdecydujemy, czy wrócili na właściwą ścieżkę, czy też czeka ich rozwód. To ostatnia deska ratunku dla par.

Dan jest miłym facetem. O ile nie próbuje się uzyskać od niego klarownej odpowiedzi. Kocha swoją żonę i, w gruncie rzeczy, ma dobre intencje. Więc dlaczego osoba o zdrowych zmysłach, taka jak on, nie może przestać kłamać? Ponieważ, zakładam, Dan nie jest osobą o zdrowych zmysłach. Nie chodzi mi o to, że Dan jest szalony, tylko że żyje jako Adaptacyjne Dziecko ze świadomością „ty i ja”, mylnie sądząc o sobie, że jest Mądrym Dorosłym ceniącym „nas”. Kultura w dużej mierze nagradza Adaptacyjne Dziecko Dana. Mężczyzna ma dość oleju w głowie, żeby nie kłamać w pracy, ale i tak dokonuje akrobacji, żeby przypodobać się swoim przełożonym. Pracuje osiemdziesiąt godzin w tygodniu w firmie informatycznej i regularnie awansuje.

Podobnie jak wielu klientów, z którymi się spotykam, Dan ma Adaptacyjne Dziecko przysparzające mu wielu sukcesów w świecie, lecz grożące zniszczeniem jego osobistego życia. To dlatego, że szeroko pojęta kultura karmi się Adaptacyjnymi Dziećmi i często zagrażają jej dojrzali dorośli. Nasze społeczeństwo odzwierciedla cechy Adaptacyjnego Dziecka – jest czarno-białe, oschłe, nierealistyczne, nieprzebaczające i perfekcjonistyczne. To kultura indywidualizmu, o której więcej opowiem w rozdziale drugim.

Dan, biały mężczyzna w wieku około trzydziestu pięciu lat, mówi mi, że kłamie, żeby „unikać problemów”, zerka na siedzącą obok Julię, która jest czarną kobietą w podobnym wieku.

Może, myślę, ale chyba chodzi o coś więcej. Podczas naszej dalszej pracy, Dan pokaże mi, jak się zachowuje, jaka jest jego postawa relacyjna.

– Czy to Julia przyprowadziła cię na terapię? – pytam go w pewnym momencie.

– Może nie „przyprowadziła”, ale z pewnością wyraźnie zasugerowała terapię – odpowiada.

– Próbowałeś przestać kłamać?

– Cóż, próbowałem, oczywiście, ale co dokładnie masz na myśli, używając słowa „próbowałeś”?

– Czy zmagasz się z tym od dawna?

– Nie mogę powiedzieć, że się „zmagam”…

Po trzech czy czterech takich rundach, zaczynam podejrzewać, że gdybym powiedział, że niebo jest niebieskie, Dan odparłby, że ma kolor akwamaryny. To taki facet, który otwiera okno w porze monsunowej, widzi swoją mokrą rękę i mówi: „Chyba pada”.

Jako terapeuta par mam trzy źródła informacji: to, co partnerzy mówią o swoim związku i sobie nawzajem, jak zachowują się w mojej obecności i co czuję, będąc świadkiem ich zachowania.

Kiedy ktoś mówi, że coś robi (na przykład kłamie), a następnie w mojej obecności dopuszcza się pewnej wersji tej czynności (unika), mam jasne pojęcie tego, że jest taki, jak został opisany. Wobec tego Dan jest mistrzem uników. Odgrywa swoje Adaptacyjne Dziecko. Mądry Dorosły w nas nie kłamie bez przerwy. Wiedząc o tym, stawiam kolejne pytanie: Do czego przystosowało się Adaptacyjne Dziecko Dana? Co skłoniło Dana do przybrania obecnej postawy unikania?

– Pokażcie mi odcisk kciuka – mówię do studentów – a ja opowiem wam o kciuku.

Jeśli Dan zdobył czarny pas w unikach, gdzieś się musiał tego nauczyć. Być może w dzieciństwie spotkał jakiegoś krętacza i wymodelował się na jego wzór, albo przeciwnie, nauczył się sztuki unikania w odpowiedzi na zachowania opiekuna, który wyćwiczył się w sztuce kontroli.

– Dan, kto próbował cię kontrolować, kiedy dorastałeś? – próbuję jednej z moich koncepcji.

Zastanawia się nad pytaniem.

– Nie ojciec. Był pasywny, rzadko się wtrącał.

– A więc rządziła mama?

– Żelazną ręką. – Śmieje się.

– I rozstawiała cię po kątach…?

– No cóż, byłem dobrym aktorem – odpowiada.

– Co to znaczy?

– Byłem grzecznym dzieckiem. Dobrym w sporcie i w szkole, w niedziele chodziłem do kościoła. – Uśmiecha się rozbawiony. – Sprawiałem dobre wrażenie.

– A co było pod tym wrażeniem?

Znowu szeroko się uśmiecha.

– Wydaje mi się, że zepsuty środek.

– Słucham?

– Och, nie chodzi o nic zdrożnego. Dziewczyny, alkohol, czasem trawka czy koka. Ale ona nigdy się o tym nie dowiedziała.

– Nie wychylałeś się – sugeruję.

– Jasne. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

Jego motto, myślę. Mógłby sobie wypisać te słowa na koszulce.

– Nie wychylałeś się – powtarzam. – Jak twój ojciec.

– Pewnie – zgadza się. – Tak mi się wydaje.

– A co się działo, gdy ktoś wkurzył twoją matkę?

– Och. – Kręci głową. – To się nie zdarzało. Była bardzo surowa i religijna. Katoliczka.

– Nigdy nie widziałeś, żeby ktoś ją zdenerwował?

– Nikt nie śmiał tego robić – odpowiada beznamiętnie.

Odchylam się na krześle i patrzę na niego. Julia siedzi obok męża nieruchoma jak skała.

– A więc się nauczyłeś – mówię.

– Czego?

– Jak się chronić. Jak przeżyć w sensie psychologicznym.

Jako terapeuta Relacyjnego Życia wiem, że takie osoby muszą zawsze szanować wyśmienitą inteligencję Adaptacyjnego Dziecka. Okłamywanie surowej, rządzącej twardą ręką matki było absolutnie jedyną rzeczą, jakiej mały Dan potrzebował, żeby zachować świadomość własnego ja i swoją autonomię. Gdyby Dan jako dziecko musiał wybierać pomiędzy wycofaniem się, jak jego ojciec, a samotnym buntem przeciw dominującej matce, nie wybrałby żadnej z tych opcji.

– Oddawałem cesarzowi, co cesarskie – mówi.

– I brałeś to, co ci się należało.

Dan się uśmiecha z zadowoleniem.

– Na boku – dodaję.

Na boku – oto problem, przed którym dzisiaj stoi Dan. W prywatnym życiu nadal wydaje pieniądze, flirtuje, czasem idzie z chłopakami na drinka – na boku. Ale jak mawiamy w Terapii Relacyjnego Życia: „Kiedyś się dostosowywał, teraz jest niedostosowany”. Ta sama strategia, która utrzymywała Dana przy zdrowych zmysłach i chroniła go w dzieciństwie, może pogrążyć jego małżeństwo. Czas, by Dan zrozumiał, że Julia nie jest strofującą, kontrolującą matką – a on nie jest już chłopcem, który w tajemnicy się buntuje. Czas, by Dan wkroczył w fazę Mądrego Dorosłego – tę część niego, która jest w stanie przetrwać zalew niedojrzałych uczuć, które po nim spływają, ilekroć postrzega Julię jako wymagającą. Tę część niego, która nie jest zakorzeniona w przeszłości, lecz w teraźniejszości, nie w układzie limbicznym, lecz w korze przedczołowej. Czas pomóc mu wyjść z fazy „ty i ja” i wkroczyć w fazę „my”.

Jedną z wymownych cech Adaptacyjnego Dziecka w fazie „ty i ja” jest to, że pojawia się automatycznie. Jest błyskawiczną, instynktowną reakcją, która zaczyna się w stopach i wkrótce obejmuje całe ciało. Określam ją jako naszą pierwszą świadomość i dzielę na trzy reakcje – walcz, uciekaj i naprawiaj. Wszyscy wiemy, jak wygląda walka. Jeśli chodzi o ucieczkę, przypomnę, że ktoś może siedzieć kilka centymetrów od drugiej osoby, a mimo to uciekać – po prostu ucieka w głąb siebie. W psychologii nazywa się to stonewalling (zamknięcie w sobie). Pojawiająca się automatycznie reakcja, zwana naprawianiem, nie jest tym samym, co dojrzała, przemyślana potrzeba skupienia się na swoim związku. Naprawa podejmowana przez Adaptacyjne Dziecko napędzana jest nieznoszącą zwłoki potrzebą złagodzenia napięcia u wszystkich zainteresowanych. Jej motto brzmi: „Denerwuję się, dopóki ty się denerwujesz”.

Dan nie jest ani wojownikiem, ani naprawiaczem. Jest uciekinierem, ucieka w kłamstwo, przemilczenia i uniki. Podczas naszej pracy świta mu, że uległość i pasywny opór nie są jedynymi możliwościami. Owszem, sprawdzały się w konfrontacji z matką, ale nie w małżeństwie z Julią. Julia ma takie cechy – na przykład życzliwość i zrozumienie – których nie posiadała matka Dana. Dan ma teraz zasoby, których nie posiadał, będąc małym chłopcem, na przykład umiejętność postawienia się żonie, powiedzenia jej prawdy i zmierzenia się z konsekwencjami. Nazywam to zgodą na to, żeby działy się złe rzeczy.

Pewnego dnia, mniej więcej dwa miesiące po rozpoczęciu terapii, uśmiechnięci Dan i Julia wchodzą do mojego gabinetu, trzymając się za ręce.

– Wyglądacie na szczęśliwych – zauważam.

– Bo jesteśmy – mówi Dan.

– Doszło do przełomu – dodaje Julia.

– Okej. Chcę o tym usłyszeć. Opowiadajcie.

Mówią, że nie mogło być łatwiej.

– To zdarzyło się w ten weekend – zaczyna Dan. – Julia wysłała mnie do sklepu spożywczego z listą sprawunków. Jak zwykle wróciłem z prawie wszystkim. – Zerkają na siebie. – Zapytała: „Gdzie cholerne mleko?” – Dan pochyla się naprzód i patrzy na mnie. – Wiesz co? Każdy mięsień mojego ciała chciał powiedzieć, że się skończyło, ale zamiast tego wziąłem głęboki oddech i wyznałem, że zapomniałem. – Odwraca się do żony i mówi: – A Julia tylko zalała się łzami. – Powiedziałam mu, że czekałam na tę chwilę przez dwadzieścia pięć lat.

 

PRAWDZIWA PRACA NAD ZWIĄZKIEM: WYJDŹ POZA AUTOMATYZM

Moja żona, terapeutka rodzin Belinda Berman ma nazwę na moment, którego doświadczył Dan. Nazywa to relacyjnym heroizmem – to ta chwila, kiedy każdy mięsień i nerw w twoim ciele krzyczy, byś zrobił to samo, co zawsze, ale dzięki zwiększonej świadomości, spojrzeniu w głąb siebie, dyscyplinie i łasce, wznosisz się ponad wydeptaną ścieżkę i celowo wstępujesz na inny szlak. Odwracasz się od automatycznej, bezmyślnej odpowiedzi, od świadomości „ty i ja”, swojego Adaptacyjnego Dziecka, ku czemuś nowemu, dojrzalszemu, czemuś służącemu twojemu związkowi i zbliżającemu cię do innego człowieka. Odwołujesz się do nieimpulsywnej świadomości „nas”, swojego Mądrego Dorosłego.

Wielki nauczyciel duchowy Jiddu Krishnamurti powiedział kiedyś, że prawdziwe wyzwolenie jest wolnością od automatycznych odpowiedzi. W naszej kulturze stosunek do związków zwykle bywa pasywny. Dostajemy, co dostajemy, a potem dopiero na to reagujemy. Większość z nas próbuje dostać więcej tego, czego pragnie od partnerów za sprawą narzekania, jeśli ci nie spełniają oczekiwań. To chyba najgorszy program naprawczy, o jakim kiedykolwiek słyszałem.

To reakcyjne podejście do związku jest z natury indywidualistyczne. Zatraciliśmy naszą świadomość „nas”, doceniania całości, zwróciliśmy się ku „ty i ja”. Opuściliśmy Mądrego Dorosłego i przenieśliśmy się do Adaptacyjnego Dziecka. Żyjąca teraźniejszością, najbardziej dojrzała część naszego mózgu, kora przedczołowa, utraciła połączenie z naszym starszym mózgiem, podkorowym układem limbicznym. Bez tego połączenia traci się rozróżnienie pomiędzy tym, co czujesz a tym, co robisz.

Według mnie nie chodzi tylko o nasze reakcje, nie jesteśmy tylko bezwolnymi pasażerami. Z czasem, po ćwiczeniach i dzięki praktyce, możemy zmienić nasze reakcje. Przekształcić się z impulsywnego indywidualisty w aktywnego członka zespołu, który wspólnie z partnerem kształtuje wzajemne relacje. Taka codzienna praktyka to relacyjna uważność – zatrzymywanie się na chwilę i obserwowanie. Podobnie jak we wszystkich formach uważności polega to na skupianiu się na myślach, uczuciach i impulsach, które się pojawiają, a następnie wybieraniu czegoś innego.

W bliskich związkach pośpiech jest twoim wrogiem, a oddech jest przyjacielem. Oddech może zmienić rytm twojego serca i sposób myślenia. Dan tego dnia sięgnął po inną niż zazwyczaj część siebie. Jego negatywne oczekiwania zrodzone w dzieciństwie – że Julia się na niego zezłości – zostały zanegowane. Neurobiologia nazywa to konsolidacją, w psychologii nazywamy to korekcyjnym zachowaniem emocjonalnym. Napędzane strachem oczekiwania Dana zostały zniwelowane uprzejmą odpowiedzią jego żony.

Można to także nazwać leczeniem. I tak, możemy się nawzajem leczyć w związku, ale nie tak, jak powszechnie się uważa, nie poprzez kontrolę partnera i branie od niego tego, czego nam brakowało w dzieciństwie. Raczej chodzi o to, że możemy się leczyć, dochodząc do porozumienia z ignorowanymi częściami siebie. Zanim zapewnimy sobie nawzajem korekcyjne zachowanie emocjonalne, musimy się nauczyć, jak zatroszczyć się o własne niedojrzałe części, o własne reakcje, uniki i od dawna tłumioną frustrację. Musimy wycyzelować się w sztuce relacyjnej uważności i przejąć cugle.

Każdy słyszał, że związki wymagają pracy, ale niewielu z nas wie, o jaki rodzaj pracy chodzi. Prawdziwa praca nad związkiem nie odbywa się okazjonalnie i nawet nie każdego dnia: trwa w każdej minucie. Jaki sposób postępowania przyjmę pod wpływem nagłego impulsu? Zamiast poddawać się swojej przeszłości, zatrzymaj się, daj sobie moment i wybierz. Mojżesz zszedł z góry i zobaczył, że jego ludzie czczą fałszywych bożków. Jakiego fałszywego bożka ostatnio czcisz? Pieniądze? Pozycję społeczną? Bezpieczeństwo? Mojżesz rozejrzał się i powiedział: „Kładę przed wami życie i śmierć [...]. Wybierajcie więc życie!” (Pwt 30, 19). Na to ja mówię: „Oto ścieżka ku »nam«, ku integracji, bliskości, jedności. A oto ścieżka ku »ty i ja«, traumie, niedostatkowi, egoizmowi. Wybierzcie bliskość”. Ale w chwilach, gdy dokonujesz wyboru, musisz wiedzieć, jak to zrobić. Galopujący koń reakcyjności może cię pociągnąć za sobą niczym bezlitosne prawo natury, dopóki się mu nie przeciwstawisz, żeby dokonać zmiany.

To, co następuje, jest podróżą w stronę umiejętności właściwego wyboru, od reakcyjności do odpowiedzialności. Ale ta podróż niesie za sobą koszty. Wyruszenie tą ścieżką wymaga od ciebie rezygnacji z utrwalonych poglądów na świat i na siebie samego, rozpoczęcia od tego, że w rzeczywistości przede wszystkim jesteśmy indywidualistami.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

 

Tytuł oryginału: Us: Getting Past You and Me to Build a More Loving Relationship

 

Copyright © 2022 by Terry Real

All rights reserved.

 

Foreword copyright © 2022 by Bruce Springsteen All rights reserved

 

Copyright for the Polish edition © 2023 by Grupa Wydawnicza FILIA

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2023

 

Projekt okładki: © by Eliza Luty

 

Redakcja, korekta, skład i łamanie: Editio

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8280-890-2

 

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Seria: FILIA NA FAKTACH