Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Na południe od nigdzie to zbiór dwudziestu siedmiu opowiadań. Ich podtytuł - Zapiski żywcem pogrzebanego - nie tylko oddaje fascynację autora Dostojewskim; mówi także o mrocznych obszarach ludzkich namiętności, o dojmującej samotności, balansującej niekiedy na granicy obłędu.
Bukowski okazuje się prawdziwym wirtuozem małych form. Potrafi na kilku stronach zarysować fabułę, która innym starczyłaby na opasłą powieść.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 269
Przełożył Lesław Ludwig
Noir sur Blanc
Projekt okładki: Tomasz Lec
Redakcja: Anna Brzezińska
Tytuł oryginału: South of No North
Copyright © 1973 Charles Bukowski
For the Polish edition
Copyright © 2011, Noir sur Blanc, Warszawa
ISBN 978-83-7392-357-7
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.
Jack wszedł do domu i sięgnął po paczkę papierosów nad kominkiem. Anna leżała na kanapie, czytając „Cosmopolitan”. Jack zapalił i usiadł na krześle. Było dziesięć minut do północy.
– Charley zakazał ci palić – powiedziała Anna, odrywając wzrok od magazynu.
– Zasłużyłem sobie na papierosa. Ciężko się napracowałem.
– Wygrałeś?
– Niejednogłośnie, ale wygrałem. Benson był twardy, walczył ostro i odważnie. Charley twierdzi, że następny jest Parvinelli. Pokonamy go i mamy mistrzostwo w kieszeni.
Wstał, poszedł do kuchni i wrócił z butelką piwa.
– Charley kazał ograniczyć ci piwo – Anna odłożyła magazyn.
– „Charley kazał to, Charley kazał tamto…” Mam tego dosyć. Wygrałem walkę. Wygrałem kolejnych szesnaście walk, mam prawo do piwa i papierosa.
– Musisz zachować formę.
– To bez znaczenia. Mogę rozłożyć ich wszystkich.
– Och, jesteś bezkonkurencyjny. Ciągle słyszę, gdy się urżniesz, jaki to jesteś niezrównany. Rzygać mi się chce.
– Bo jestem bezkonkurencyjny. Szesnaście zwycięstw pod rząd, w tym piętnaście przez nokaut. Kto jest ode mnie lepszy?
Anna nie odpowiedziała. Z butelką piwa w ręce i papierosem w ustach Jack ruszył w stronę łazienki.
– Nawet nie pocałowałeś mnie na powitanie. Pierwsze, co zrobiłeś, to poszedłeś po piwo. Rzeczywiście, nie masz sobie równych. Jesteś niezrównanym piwoszem.
Jack nie odpowiedział. Pięć minut później stanął w drzwiach łazienki, ze spodniami i gatkami plączącymi mu się niezgrabnie wokół kostek.
– Jezu Chryste, Anno, nie potrafisz nawet zadbać o to, żeby była tu rolka papieru?
– Przepraszam.
Podeszła do szafy i podała mu papier. Jack dokończył to, co miał dokończyć, i wyszedł z łazienki. Niespiesznie dopił piwo i wyjął z lodówki kolejne.
– Dane ci jest żyć z najlepszym bokserem wagi lekkociężkiej na świecie, a ty potrafisz jedynie narzekać. Wiele dziewczyn chciałoby mnie mieć, a ty tylko siedzisz i trujesz mi na okrągło.
– Wiem, że jesteś dobry, Jack, może nawet najlepszy, ale nie masz pojęcia, jakie to nudne: siedzieć tu i słuchać, jak powtarzasz w kółko, że nie masz sobie równych.
– Ach, nudzi cię to, tak?
– Tak, do jasnej cholery, tak. Ty, twoje piwo i to, jaki jesteś wspaniały.
– Wymień lepszego boksera wagi lekkociężkiej. Nie przychodzisz nawet na moje walki.
– Są jeszcze inne rzeczy poza boksem, Jack.
– Na przykład co? Leżenie na dupie i czytanie „Cosmopolitan”?
– Lubię rozwijać swój umysł.
– Powinnaś. Wiele jest tu jeszcze do zrobienia.
– Powtarzam ci, że są jeszcze inne rzeczy poza boksem.
– Jakie? Wymień choć kilka.
– Och, sztuka, muzyka, malarstwo, i tak dalej.
– Jesteś dobra w którejś z tych dziedzin?
– Nie, ale potrafię je docenić.
– Kurwa, co do mnie, to wolę być najlepszy w tym, czym się naprawdę zajmuję.
– Dobry, lepszy, najlepszy… Boże, nie potrafisz podziwiać ludzi za to, kim są?
– Za to, kim są? A kimże to tak naprawdę są w przeważającej większości? Matołami, pijawkami, bajerantami, donosicielami, alfonsami, sługusami…
– Na wszystkich patrzysz z góry. Żaden z twoich znajomych nie jest dostatecznie dobry. Jesteś taki cholernie wspaniały!
– Święta prawda, skarbie.
Poszedł do kuchni i wrócił z następnym piwem.
– Ty i to twoje obrzydliwe piwsko!
– To moje dobre prawo. Skoro je sprzedają, to je kupuję.
– Charley powiedział…
– Pierdolę Charleya!
– Jesteś taki cholernie niezrównany!
– Święta prawda. Pattie przynajmniej była tego świadoma. Otwarcie to przyznawała. Była ze mnie dumna. Wiedziała, że porządnie się napracowałem. A ty nic, tylko marudzisz.
– To dlaczego nie wrócisz do Pattie? Co tu robisz ze mną?
– Właśnie się nad tym zastanawiam.
– Przecież nie braliśmy ślubu, mogę odejść w każdej chwili.
– To już jakiś plus. Kurwa, przychodzę tutaj kompletnie zjebany po dziesięciu rundach na ringu, a ty nawet nie jesteś zadowolona, że podjąłem tę walkę. Potrafisz tylko zrzędzić.
– Posłuchaj, Jack, są jeszcze inne rzeczy poza boksem. Kiedy cię poznałam, podziwiałam cię za to, kim jesteś.
– Byłem bokserem. I nie ma innych rzeczy poza boksem. Tym właśnie jestem – bokserem. To moje życie. I jestem w tym dobry. Ale widzę, że ty zawsze wolisz drugorzędnych zawodników… Takich jak Toby Jorgenson.
– Toby jest bardzo zabawny. Ma poczucie humoru, prawdziwe poczucie humoru. Lubię go.
– Dziewięć porażek, pięć remisów i jedna wygrana. Mogę mu dołożyć nawet pijany w sztok.
– Bóg jeden wie, że dostatecznie często jesteś zalany w sztok. Jak myślisz, jak czuję się na przyjęciach, kiedy leżysz nieprzytomny na podłodze albo snujesz się po pokoju, mówiąc każdemu: JESTEM WSPANIAŁY, JESTEM WSPANIAŁY, JESTEM WSPANIAŁY! Nie sądzisz, że czuję się wówczas jak ostatnia kretynka?
– Może jesteś kretynką. Skoro tak bardzo lubisz Toby’ego, czemu do niego nie pójdziesz?
– Och, w końcu powiedziałam tylko, że go lubię. Uważam, że jest zabawny, co nie znaczy, że chcę z nim iść do łóżka.
– Chodzisz do łóżka ze mną i twierdzisz, że jestem nudny. Nie mam pojęcia, czego ty właściwie, do cholery, chcesz.
Anna nie odpowiedziała. Jack wstał, podszedł do kanapy i uniósł jej głowę. Pocałował ją w usta. Wrócił na swoje miejsce. Usiadł.
– Posłuchaj, opowiem ci o tej walce z Bensonem. Nawet ty byłabyś ze mnie dumna. Posyła mnie na deski w pierwszej rundzie, takim krótkim, niesygnalizowanym z prawej. Podnoszę się i do końca rundy trzymam go na dystans. W drugiej znowu ląduję na deskach. Ledwo udaje mi się wstać na „osiem”. Znów opędzam się od niego jak mogę. Podczas następnych rund próbuję odzyskać sprężystość nóg. W szóstej, siódmej i ósmej rundzie mam przewagę, posyłam go na deski w dziewiątej i jeszcze dwa razy w dziesiątej. Według mnie werdykt powinien być jednomyślny, a nie jakąś różnicą głosów… Chociaż w końcu to i tak czterdzieści pięć kawałków, kapujesz, dziecinko? Czterdzieści pięć tysięcy. Jestem wspaniały, nie zaprzeczysz, że jestem wspaniały, prawda?
Anna milczała.
– Dalej, powiedz, że jestem wspaniały.
– W porządku, jesteś wspaniały.
– No, już lepiej.
Jack podszedł do niej i znowu ją pocałował.
– Czuję się świetnie. Boks to prawdziwa sztuka, słowo daję. Trzeba mieć odwagę, by zostać wielkim artystą i to samo dotyczy wielkich bokserów.
– W porządku, Jack.
– „W porządku, Jack”, tylko na to cię stać? Pattie umiała być szczęśliwa, kiedy wygrywałem. Oboje świętowaliśmy przez cały wieczór. Nie potrafisz uczestniczyć w mojej radości, gdy mi się powiedzie? Do diabła, czy kochasz mnie, czy jakichś nieudaczników, półgłówków? Wydaje mi się, że byłabyś bardziej szczęśliwa, gdybym wrócił pokonany.
– Chcę, żebyś wygrywał, Jack. Chodzi tylko o to, że tak bardzo podkreślasz swoje sukcesy…
– Do licha, to moja praca, moje życie. Rozpiera mnie duma, że jestem najlepszy. To tak jak latanie, lot prosto w niebo, pojedynek ze słońcem.
– A co masz zamiar robić, kiedy już nie będziesz mógł boksować?
– Do diabła, będziemy mieli dość forsy, by robić wszystko, co się nam spodoba.
– Tyle tylko, że pewnie nie uda się nam zgodnie żyć.
– Może nauczę się czytać „Cosmopolitan”, rozwijać swój umysł.
– Ooo, jest tu mnóstwo miejsca na rozwój.
– Pierdol się.
– Co?
– Pierdol się.
– Zapomniałam już, jak to się robi.
– Niektórzy faceci lubią pieprzyć zrzędliwe baby, ja nie.
– A co, Pattie nie zrzędziła?
– Wszystkie baby zrzędzą, ale ty jesteś mistrzynią.
– Skoro tak, czemu nie wrócisz do Pattie?
– W tym rzecz. Jest tu miejsce tylko dla jednej dziwki.
– Dziwki?
– Dziwki.
Anna wstała, podeszła do szafy, wyciągnęła walizkę i zaczęła pakować swoje ubrania. Jack poszedł do kuchni i wyjął kolejne piwo. Anna płakała ze złości. Jack usiadł z butelką piwa i zdrowo pociągnął. Marzyła mu się whisky, butelka whisky. I dobre cygaro.
– Mogę przyjść po resztę rzeczy, kiedy ciebie nie będzie.
– Nie zawracaj sobie tym głowy. Odeślę ci je.
Zatrzymała się w drzwiach.
– Cóż, to chyba wszystko – powiedziała.
– Sądzę, że tak – odparł Jack.
Zamknęła za sobą drzwi i już jej nie było. Zawsze wygląda to tak samo. Jack dokończył piwo i podszedł do telefonu. Wykręcił numer Pattie. Podniosła słuchawkę.
– Pattie?
– Och, Jack, jak się masz?
– Wygrałem dziś ważną walkę, choć werdykt nie był jednogłośny. Muszę teraz tylko pokonać Parvinellego, żeby zdobyć mistrzostwo.
– Dowalisz im obu, Jack. Wiem, że stać cię na to.
– Co robisz dziś wieczorem, Pattie?
– Jest pierwsza w nocy, Jack. Piłeś?
– Trochę. Oblewam zwycięstwo.
– A co z Anną?
– Rozstaliśmy się. Wiesz, że mogę robić to jednocześnie tylko z jedną kobietą.
– Jack…
– Co?
– Jestem z facetem.
– Z facetem?
– To Toby Jorgenson. Jest w sypialni…
– Och, przepraszam.
– Mnie też jest przykro, Jack, kochałam cię… Może nawet nadal cię kocham.
– Och, kurwa, wy, laleczki, rzeczywiście nadużywacie tego słowa…
– Przykro mi, Jack.
– Nie ma sprawy.
Odłożył słuchawkę i sięgnął do szafy po płaszcz. Włożył go i zjechał windą do samochodu. Pognał ulicą Normandie z prędkością 65 mil na godzinę i zatrzymał się przy sklepie monopolowym na bulwarze Hollywood. Wysiadł i wszedł do środka. Kupił sześć butelek piwa Michelob i opakowanie Alka Seltzer. Przy kasie poprosił jeszcze sprzedawcę o butelkę Jacka Danielsa. Gdy ten wystukiwał należność, do Jacka podszedł pijaczyna z dwoma kartonami piwa Coor. Sześć sztuk w każdym kartonie.
– Hej, stary! – powiedział pijaczek. – To ty? Jack Backenweld, ten bokser?
– Zgadza się.
– Rany, oglądałem dzisiejszą walkę, Jack, twardy z ciebie facet. Jesteś naprawdę wspaniały!
– Dzięki, stary – rzucił mu Jack. Wziął torbę z zakupami i wrócił do samochodu. Siedział przez chwilę bez ruchu, później odkręcił flaszkę Danielsa i wypił spory łyk. Następnie zawrócił i popędził bulwarem na zachód. Skręcił w lewo, w Normandie, gdy dostrzegł nieźle zbudowaną nastolatkę halsującą chodnikiem. Zatrzymał samochód, wyciągnął z torby whisky i pokazał dziewczynie.
– Podwieźć cię?
Zaskoczyło go, że wsiadła do wozu bez oporów.
– Pomogę to panu wypić, ale żadnych dodatkowych atrakcji.
– Do licha, zgoda – powiedział Jack.
Ruszył z prędkością trzydziestu pięciu mil na godzinę, jak przystało na szanującego się obywatela i trzeciego boksera wagi lekkociężkiej na świecie. Przez chwilę korciło go, by powiedzieć jej, kim jest, ale rozmyślił się, wyciągnął rękę i ścisnął ją za kolano.
– Ma pan papierosa? – zapytała.
Poczęstował ją i wcisnął samochodową zapalniczkę. Po chwili rozżarzyła się i mógł podać dziewczynie ogień.