Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Charles Bukowski w nowym wydaniu!
Wydawać by się mogło, że Bukowski to mizogin i twardziel, jednak bohater jego wierszy ujawnia stany ducha nielicujące z emocjonalnością macho - obezwładniającą bezradność, smutek na granicy rozpaczy, nieprzezwyciężone poczucie osamotnienia i bankructwa - a pod maską pornografizującej erotyki skrywa oblicze głęboko nieszczęśliwego człowieka. Prawdziwym spełnieniem jest śmierć, której nieuchronność popycha bohatera do autodegradacji. On się nie buntuje, ale odmawia uczestnictwa w życiu społecznym, literackim, a nawet prywatnym, zajmując pozycję obserwatora. Bukowski portretuje chwilę, zamyka w słowach codzienne sytuacje, zasłyszane rozmowy, podpatrzone sceny. Jego wiersze to utwory o przemyślanej, miejscami nawet muzycznej konstrukcji. Poeta znakomicie umie operować oszczędną i celną puentą, kontrastem i powtórzeniem, ironią i niedopowiedzeniem, świetnie dynamizuje strukturę wiersza żywym dialogiem, a przytaczane anegdoty, choć mogą sprawiać wrażenie przegadanych, mówią dokładnie tyle, ile chcą powiedzieć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 182
znaczy chcesz być pisarzem?
jeżeli samo nie wyrywa się z ciebie
na przekór wszystkiemu,
nie rób tego.
póki nie wyłania się nieproszone z twojego
serca, umysłu, ust
i bebechów,
nie rób tego.
jeżeli musisz godzinami
wgapiać się w monitor
albo garbić nad
maszyną do pisania,
szukając słów,
nie rób tego.
jeżeli robisz to dla forsy albo
sławy,
nie rób tego.
jeżeli robisz to, bo chce ci się
kobiet w łóżku,
nie rób tego.
jeżeli musisz wysiadywać,
przepisując wciąż od nowa,
nie rób tego.
jeżeli sama myśl, że masz to robić,
jest mordęgą,
nie rób tego.
jeżeli usiłujesz pisać jak ktoś
inny,
odpuść sobie.
jeżeli musisz czekać, aż z ciebie
wybuchnie,
czekaj cierpliwie.
jeżeli w końcu jednak nie wybucha,
rób co innego.
jeżeli najpierw musisz przeczytać to żonie,
swojej dziewczynie albo chłopakowi,
rodzicom czy komukolwiek,
nie jesteś gotów.
nie bądź jak tylu innych pisarzy,
nie bądź jak tyle tysięcy
pisarzy samozwańców,
nie bądź drętwy, nudny i
dęty, zżerany samo-
uwielbieniem.
biblioteki całego świata ziewały,
ziewały, aż
usnęły
nad takimi jak ty.
nie dokładaj się do tego.
chyba że samo wyrywa ci się
z duszy rakietą,
chyba że dalszy bezruch
kazałby ci oszaleć,
zabić siebie lub kogoś,
nie rób tego.
chyba że słońce w tobie
pali ci bebechy,
nie rób tego.
kiedy naprawdę przyjdzie pora
i jeśli zostałeś wybrany,
zrobi się
samo i odtąd już będzie się robiło
póki nie skonasz ty albo ono w
tobie.
innej drogi nie ma.
i nigdy nie było.
moje tajemne życie
w dzieciństwie
byłem
chyba nie
całkiem normalny.
najlepiej czułem się
kiedy w
sobotę
zostawałem sam w
domu.
w pokoju od
frontu
stał
duży
staroświecki
patefon
w szafkowej obudowie
nakręcany
korbą
z prawej
strony.
ze wszystkich pór dnia
najbardziej lubiłem
późne
popołudnie.
zapadał wtedy cień,
zapadał
spokój.
wyjmowałem
wszystkie
płyty patefonowe
i rozkładałem
je po całej
podłodze.
wolałem te
z ciemno-
fioletową
naklejką.
tylko takie
puszczałem.
ale muzyka
właściwie
nie bardzo
mi się
podobała.
przytykałem palec
do wirującej
płyty
i spowalniałem
dźwięk.
wtedy lepiej
brzmiało.
każdą płytę
z fioletową naklejką
puszczałem
po wiele razy,
spowalniając
dźwięk.
kiedy tak spowalniałem
muzykę
w głowie
działy mi się
ciekawe sprawy
ale zaraz
umykały:
widziałem
wodospad, który
natychmiast
znikał.
albo widziałem
jak mój ojciec wkłada
rano
skórzane
kapcie
albo jak
tygrys coś
zabija.
raz po raz
w krótkich przebłyskach
widywałem
najrozmaitsze rzeczy
które zaraz
znikały
ale czasem
nie widziałem
niczego nadzwyczajnego
tylko fioletową naklejkę
krążącą
krążącą
i usiłowałem
odczytać z wirującej
płyty
nadruk.
w końcu
ostrożnie
chowałem
wszystkie płyty,
znowu
nakręcałem
patefon,
patrzyłem, jak
obraca się
pokryty
zielonym
filcem
talerz
i zmieniałem
prędkość
obrotów
przytykając
do niego
palec.
potem
szedłem do
okna
z widokiem na ulicę
i przez firanki
podglądałem panią
z przeciwka.
prawie cały dzień
siedziała na
schodkach przed
domem
i z nogą na nogę
paliła
papierosy.
rozmawiała z naszymi
sąsiadami, kiedy
ją mijali i
miała długie jedwabiste
nogi.
często się śmiała
i chyba była
szczęśliwa:
wcale nie
jak
moja
matka.
patrzyłem
na nią
długo.
patrzyłem
póki nie weszła
z powrotem
do domu.
potem była kolej na
zegar z
kominka.
miał długą
zamaszystą
wskazówkę
sekund.
no i
zaczynały się
zawody.
ja kontra
sekund-
nik.
sadowiłem się
na podłodze
tak żeby
mieć
na oku
sekund-
nik.
czekałem, aż
wskazówka dotknie
dwunastej
i wtedy
wstrzymywałem
oddech.
wytrzymywałem
póki
się dało
mierząc
sobie czas.
potem
zaczynałem
od nowa:
wstrzymywałem
oddech,
starając się
wytrwać
dłużej
niż
po-
przednio.
za każdym razem
udawało mi się
zatrzymać
oddech
trochę
dłużej.
ale robiło się
coraz
trudniej.
czasem słyszałem
podniecony ton
sprawozdawcy:
„TYM RAZEM, PANIE
I PANOWIE,
NA PEWNO PADNIE
NOWY REKORD
ŚWIATA!”
było już trudno,
bardzo trudno
wstrzymywać oddech,
ale zależało mi
na światowym
rekordzie.
już nie dawałem rady
zwyczajnie leżeć
zatrzymując
powietrze,
musiałem zaciskać
pięści
i turlać się po
dywanie.
zamykałem oczy,
a
w głowie
wybuchały mi
błyskawice,
eksplodowały barwy,
czerwień, błękit,
fiolet!
aż wreszcie
robiłem
wdech i
patrzyłem na
zegar:
POPRAWIŁEM
REKORD ŚWIATA
O CAŁE
PIĘTNAŚCIE
SEKUND!
a później
wstawałem,
szedłem do
kuchni i wypijałem
szklankę
wody.
za każdym razem
wypijałem
szklankę wody.
nie wiem
czemu.
niedługo potem
wracali do domu
rodzice,
najpierw matka,
po niej
ojciec.
matka mało-
mówna
krzątała się w
kuchni,
za to ojciec
zawsze miał coś
do powiedzenia,
zawsze
to
samo:
„no, Henry, co
porabiałeś przez
cały dzień?”
„nic”.
„nic? co do
diabła, to ma być
odpowiedź?”
nie miałem zamiaru odpowiadać,
na pewno nie jemu,
nie miał szans się
dowiedzieć,
skonałbym, zanim-
bym mu powiedział
chociaż słowo,
mógł mnie zabić
zanim powiedziałbym
komuś takiemu.
komuś w takich butach,
z takimi uszami i
włochatymi
łapskami.
cokolwiek
zrobiłem
było
wyłącznie
moje.
kolumna
unikanie tego, co niewytłumaczalne, zawsze było
dla mnie koniecznością.
no i pewnego dnia w 1942
miałem 21 lat
i siedziałem na ławce w parku
z innymi menelami,
siedziałem razem z nimi.
aż tu nadjechały wozy
bojowe
żołnierze w drodze
na wojnę
no i ci żołnierze zobaczyli
mnie i
znienawidzili
obrzucili klątwami i
wyzwiskami
pytali co do diabła
robię na tej ławce!
jedyny młody menel
w parku.
żołnierze chcieli żebym jechał
z nimi.
całą kolumną
wrzeszczeli
na mnie i
klęli
przejeżdżając.
no i wreszcie kolumna
przejechała, a jeden stary menel
co siedział obok mnie
spytał: „czemu nie
służysz w Wojsku,
synu?”
wstałem i poszedłem
do biblioteki.
wszedłem
wybrałem książkę i
usiadłem
przy stole.
zacząłem czytać
tę książkę.
jej sens był
za głęboki
dla mnie
wtedy.
więc odstawiłem ją
na półkę
wyszedłem na dwór
i czekałem.
handel
prowadziłem te ciężarówki tak ostro
i długo że mi
prawa stopa
drętwiała od naciskania
na gaz.
dostawa za dostawą,
14 godzin jednym ciągiem,
dolar dziesięć za godzinę,
na czarno,
jednokierunkowymi uliczkami w najgorszych dzielnicach.
o północy czy w samo południe
pędem między wysokimi domami
i zawsze ten smród czegoś
co właśnie zdycha albo zaraz zdechnie
w windzie towarowej
tam, dokąd jedziesz,
w windzie samoobsługowej
z wyjściem prosto do wielkiej hali
nieprzyjemnie widnej
od gołych żarówek
nad głowami tłumu kobiet,
każda niemo zgarbiona nad maszyną
żywcem ukrzyżowana na
akord
a potem oddajesz paczkę
grubemu skurwysynowi w czerwonych
szelkach.
on podpisuje, dziurawiąc tandetny
papier
długopisem,
oto potęga,
oto Ameryka przy pracy.
myślisz, żeby go zabić
na miejscu,
ale przekreślasz tę myśl i
schodzisz
do windy
cuchnącej moczem,
ciebie też ukrzyżowali,
Ameryko przy pracy,
wypruwają ci jelita
i mózg i
wolę i duszę.
wysysają cię do sucha, a potem
wyrzucają.
ustrój kapitalistyczny.
etyka pracy.
zysk jako motywacja.
wspomnienie słów twojego ojca,
„ciężko pracuj, to zdobędziesz
uznanie”.
no jasne – pod warunkiem, że dasz im zarobić
więcej niż oni
tobie.
z zaułka znowu
prosto w słońce,
w strumień aut,
planujesz drogę do następnego postoju
najlepszą trasę, żeby oszczędzić na
czasie
a nie znasz żadnych sprawdzonych grepsów,
a sama myśl o
wszystkich dostawach jeszcze do załatwienia
groziłaby obłędem.
odwalaj jedną naraz,
swobodnym slalomem przez korki,
wśród innych zajeżdżonych szoferów,
też bez pojęcia o niebezpieczeństwie,
rzeczywistości, nurcie ani
współczuciu.
czujesz, jak rozpacz
wymyka się z ich
maszyn,
a żyją w takiej samej beznadziei i
odrętwieniu jak
ty.
przedzierasz się przez ścisk
takich właśnie
w drodze do następnego
postoju
przez rojne centrum
Los Angeles w 1952 roku
śmierdzący i skacowany
nie masz czasu na obiad
nie masz czasu na kawę,
trasą numer 10,
jesteś nowy,
dajcie nowemu trasę
co urywa jaja
zobaczymy, czy nowy da radę połknąć
wieloryba.
rzut oka w dół:
wskazówka na
czerwonym,
prawie zero benzyny.
gleba, kurwa.
dajesz do dechy i
jedną ręką zapalasz
zgniecionego peta zapałką z brudnej
paczki.
srać na ten świat.
Nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc ukazały się następujące książki Charlesa Bukowskiego:
NAJPIĘKNIEJSZA DZIEWCZYNA W MIEŚCIE2014
SZMIRA2014
NOCE WANILIOWYCH MYSZY2014
KOBIETY2014
KŁOPOTY TO MĘSKA SPECJALNOŚĆ2014
FAKTOTUM2014
LISTONOSZ2015
Z SZYNKĄ RAZ!2015
FRAGMENTY WINEM POPLAMIONEGO NOTATNIKA2015
HISTORIE O ZWYKŁYM SZALEŃSTWIE2015
HOLLYWOOD2016
NA POŁUDNIE OD NIGDZIE2016
ZAPISKI STAREGO ŚWINTUCHA2016
O PISANIU2016
MIŁOŚĆ TO PIEKIELNY PIES2017
O KOTACH2017