Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W tradycyjnej historiografii polskiej brakowało miejsca na przeżycia miłosne. Liczył się patriotyzm, męstwo wojenne i wielkość dawnej Rzeczypospolitej. A przecież Polskę dawnych wieków zamieszkiwali ludzie z krwi i kości, którym nieobce były miłosne uniesienia. To samo dotyczyło rodów królewskich, wśród których nie brakowało romansów, tak charakterystycznych dla epoki renesansu i baroku. Dzisiaj, gdy historia obyczajów i mentalności pokoleń odgrywa rolę niemal tak samo istotną jak historia polityczna i gospodarcza, a w każdym razie wzbudza duże emocje wśród czytelników, temat staje się modny i na światło dnia wychodzą sprawy skryte niegdyś przed oczami ogółu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 485
Projekt okładki
Michał Bernaciak
Redaktor prowadzący Maria Magdalena Miłaszewska
Redakcja Stefan Jurkowski
Korekta Ewa Cieślak
Redaktor techniczny Elżbieta Bryś
Skład i łamanie: BELLONA SA Tel. 022 457 04 42
© Copyright by Jerzy Besala © Copyright by Bellona SA, Warszawa 2009
Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment książki nie może być w jakikolwiek sposób powielony albo włączony do jakiejkolwiek bazy odtwarzania elektronicznego oraz mechanicznego bez uzyskania wcześniejszej zgody właściciela praw autorskich.
Nasz adres: Bellona SA ul. Grzybowska 77, 00-844 Warszawa e-mail: [email protected]
ISBN 9788311125476
Książka ta jest wyborem najbardziej znanych związków miłosnych władców polskich od króla Polski Jadwigi Andegawenki i króla Władysława Jagiełły począwszy, na Napoleonie i pani Marii Walewskiej skończywszy.
Obejmuje zatem czasy Jagiellonów i władców elekcyjnych; ich żon oraz kochanek. Potem przyszły fatalne rozbiory i walka Polaków o niepodległość, także w epoce napoleońskiej, kiedy to cesarz Francuzów stanowił o losach Europy i Polski. Wprawdzie sam Napoleon królem polskim nie był, ani nie zamierzał, ale w okresie Księstwa Warszawskiego to on de facto sprawował władzę w Polsce.
Wpływ na stosunek Napoleona do spraw polskich miała bez wątpienia pani Maria Walewska, która stała się metresą cesarza Francuzów, z nadzieją na rolę przyszłej żony Napoleona. Dlatego tę parę pozwoliłem sobie umieścić w książce. Jak duży był wpływ Marii na cesarza Francuzów? – na to pytanie spróbuję tu odpowiedzieć.
Książka ta ma charakter zdecydowanie popularny; stworzona została na bazie trylogii Małżeństwa królewskie. Dlatego zrezygnowałem w niej z przypisów. Niemniej jednak pozostaje ona próbą wyjaśnienia roli i fenomenu uczuć jako jednej z determinant wyznaczających bieg historii.
W Kalendarzu Katedry Krakowskiej znajdujemy łaciński za pis: Hedvigis filia regis Lodovici est in regem coronata. W niedzielę 16 października 1384 r. w Krakowie Jadwiga, córka króla Węgier i Polski, Ludwika Wielkiego, została koronowana na króla Polski.
Tak, na króla, a nie królową Polski.
Jan Długosz, który, nawiasem mówiąc, podał mylną datę koronacji, co sprostowała Zofia Kozłowska-Budkowa, tak tłumaczy: „Prałaci zaś i panowie polscy darzyli ją tak wielką życzliwością i tak gorącą miłością, że niepomni, iż są mężami, nie uważali, by przynosiło im ujmę okazywanie uległości tak zacnej i cnotliwej kobiecie [...] nadawszy jej pełną władzę do sprawowania rządów nad Królestwem Polskim, zanim jej nie poszukają odpowiedniego małżonka. I nic dziwnego”.
Wprowadzenie kobiety na tron jako króla było zupełnym novum w Polsce i chyba w Europie. Dlaczego panowie polscy zdecydowali się na ten niecodzienny krok? Oczywiście decydowała sprawa bezpieczeństwa świeżo scementowanego kraju, gry interesów możnowładczych, niechęć Polaków do równoległych rządów monarchy węgiersko-polskiego i wiele, wiele innych okoliczności, wymienianych w przebogatej literaturze dotyczącej Jadwigi i jej czasów. Już od dawna piękna Jadwiga była i jest obiektem wnikliwych badań historyków, a na naszych oczach dostąpiła świętości. Sam Karol Szajnocha, mistrz dziewiętnastowiecznej prozy historycznej, poświęcił jej życiu cztery tomy.
Od siebie pozwolę sobie jednak dodać rzecz pomijaną albo niedostrzeganą. Drogę Jadwidze przetarły jej babka i matka, znienawidzone przez część poddanych polskich i węgierskich. Obie Elżbiety – i Łokietkówna, i Bośniaczka – pokazały, że potrafi ą energicznie rządzić krajami. Kronikarz Janko z Czarnkowa przekazał pokoleniom obraz rządów namiestniczych Elżbiety Łokietkówny jako istne „przekleństwo”, tworząc kalkę powielaną przez pokolenia historyków. A przecież aż tak źle nie było.
Z pewnością inne opinie, te niezapisane, były znacznie bardziej pochlebne. Elżbiety nie były pokutnicami, noszącymi na co dzień włosiennice, ale żądnymi władzy, cieszącymi się życiem kobietami. Koronowane królowe, posiadały umiejętności polityczne, posiadały własne kancelarie.
Polacy to zauważali – a gdy jeszcze dostrzegli niezwykłe cnoty i talenty młodziutkiej królowej Jadwigi, niezwykłą skromność i urodę – nie mogli się jej oprzeć. Tym bardziej że była polską „panią naturalną”, w której żyłach płynęła po babce, matce i przodkach – w trzech czwartych krew Słowian, w tym krew Piastów.
Dzieje Jadwigi – nim doszło do koronacji na króla Polski i małżeństwa zmieniającego bieg dziejów Europy Środkowo-Wschodniej – były burzliwe. Jej narodzenie badacze datują po 3 października 1373 i nie później niż 18 lutego 1374 r.; ta ostatnia data jest najbardziej prawdopodobna. Ks. Bolesław Przybyszewski sądzi na podstawie dokumentu budzińskiego z 1385 r., że Jadwiga powitała świat 15 lutego 1374 r.
Ojciec, węgierski król Ludwik Wielki z dynastii Andegawenów, władca jednego z najświetniejszych dworów i państw Europy, dbał o mariaże nieświadomych niczego córeczek. Katarzyna została przewidziana na tron krakowski, co ustalono ze szlachtą polską w Koszycach we wrześniu 1374 r. Po jej śmierci w 1377 lub 1378 r. Ludwik wymusił, zamykając dostojników polskich w murach Koszyc, uznanie Marii jako następczyni tronu polskiego.
Jednakże jej rączka była przyrzeczona młodemu Zygmuntowi z potężnej dynastii czeskich Luksemburgów. Oznaczało to kolejną falę pretensji i ekspektatywy czesko-niemieckiej do tronu polskiego, a tego Polacy sobie nie życzyli po doświadczeniach z Wacławami Przemyślidami.
Gdy Jadwiga miała roczek, do Ludwika Wielkiego trafił tzw. dokument erenburski z 18 sierpnia 1374 r. Wystawił go książę domu austriackiego Leopold III Habsburg, proponując związek Jadwigi z jego czteroletnim synkiem Wilhelmem. Ludwik, po zastanowieniu (być może to on sam wywołał owe dynastyczne zabiegi), w akcie wydanym w Budzie 4 marca 1375 r. potwierdził zamiar mariażu, określając zobowiązania Andegawenów wobec projektowanego związku.
Ludwik Wielki chyba zlekceważył pomruki z Polski niechętnej przyszłemu mężowi Marii, Zygmuntowi Luksemburskiemu. Nie chciał też oddawać Jadwigi na Wawel, gdyż Habsburgowie, choć jeszcze słabi, potrzebni byli ambitnemu Andegawenowi do wojny z Republiką Wenecką i o odzyskanie Neapolu. Dlatego udał się z żoną i maleńką Jadwigą do pogranicznego Hainburga na spotkanie z Leopoldem III, jego synem Wilhelmem i innymi Habsburgami.
Tamże, w parafialnym kościele, 15 czerwca 1378 r., arcybiskup ostrzyhomski Dymitr udzielił dzieciom ślubu i pobłogosławił ich związek. Potem uroczystości przeniosły się na zamek, gdzie, jak wynika z dokumentu w Zwolinie z 12 lutego 1380 r., para dokonała rytualnych „pokładzin”. O rzeczywistej konsumpcji cielesnej oczywiście nie mogło być mowy: Jadwiga miała cztery latka, jej mąż osiem, ale najprawdopodobniej dzieci spały razem i bawiły się na ucztach weselnych przez dwa tygodnie i to, jak się wydaje, bardzo ich zbliżyło.
W Hainburgu Ludwik i Leopold habsburski domówili się co do kwot posagowych: obydwaj mieli wypłacić do św. Jerzego 1384 r. po 200 tysięcy florenów, które przepadały w razie niedotrzymania umowy przez któregoś z kontrahentów. Posagiem dla królewny miała być Marchia Trewizańska, o którą Austria biła się z Wenecją. Po tych ustaleniach Jadwiga powędrowała na dwór ukochanego chłopczyka, do Wiednia, „by zawczasu przygotować się do swej przyszłej roli”. Z kolei Wilhelm pojechał do Budy, gdzie miał zapoznać się z kulturą świetniejszego dworu Andegawenów.
Ówczesne pomysły wychowawcze wołają w świetle współczesnych teorii wychowania o pomstę do nieba: małe dzieci wędrowały na obce dwory, wykorzeniane przedwcześnie, pozbawione matek, ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Nic dziwnego, że albo szybko umierały, wątłe, anorektyczne i przerażone, albo wyrastały np. na dziwaczki lub tyranów, pokrywających pychą lęk.
Szczęśliwie pobyt Jadwigi w Wiedniu trwał niewiele ponad rok, niektórzy badacze sądzą, że aż cztery lata, choć zapewne przewidywano, że pozostanie ona w Wiedniu na całe życie. W tym czasie poduczyła się łaciny, niemieckiego, może włoskiego od matki Habsburga, księżniczki mediolańskiej Viridis Visconti oraz dowiedziała o tradycjach domu habsburskiego. Zapewne czytała też żywot swej imienniczki, św. Jadwigi śląskiej, gdyż stryj Wilhelma, arcyksiążę Albrecht, zamówił tę księgę. Edward Rudzki domniemywa, że od Albrechta mogła dziewczynka usłyszeć o walkach Krzyżaków z pogańskimi Litwinami, w których arcyksiążę brał udział. Jego wyprawę na Żmudź Piotr Schenwirt opisał wierszem: Jadwiga „musiała słyszeć mrożące krew w żyłach historie o potwornych poganach”. Jej ojciec Ludwik również uczestniczył w krucjacie krzyżackiej contra paganos. Taki obraz – mnichów walczących z poganami – przeniesie królewna pod powiekami.
Śmierć Elżbiety, namiestniczki Królestwa Polskiego w 1380 r. znów wywołała sprawę następstwa tronu wawelskiego. Na zjeździe w Zwolinie, w lipcu 1382 r. panowie polscy przed obliczem króla Ludwika złożyli hołd nie tylko Marii, ale i jej mężowi Zygmuntowi Luksemburskiemu, jako przewidywanemu następcy tronu. Niebawem jednak, we wrześniu, zmarł Ludwik Wielki i Wielkopolanie stanęli znów przeciw Luksemburczykowi.
Zwołany do Radomska wielki zjazd szlachty 25 listopada 1382 r. potwierdził złożenie hołdu wobec córek Ludwika, uznając je za następczynie tronu polskiego. W rzeczywistości oznaczało to otwarcie drogi do koronacji nie tyle Marii, zamężnej z Luksemburczykiem, ile właśnie Jadwigi. Pomimo sprzeciwu arcybiskupa gnieźnieńskiego Bodzęty, zjazd małopolski w Wiślicy 6 grudnia 1382 r. opowiedział się przeciw Zygmuntowi, nie wpuszczając go do Krakowa. Luksemburczyk zmuszony był zawrócić na Węgry.
Jadwiga w tym czasie chyba już nie przebywała w Wiedniu, została odwieziona przez Habsburga około 1 czerwca 1379 r., na wieść o zgonie najstarszej siostry Katarzyny. Po śmierci Ludwika Węgierskiego jej matka czyniła teraz wszystko, by unieważnić małżeństwa córek z „Niemcami”, Luksemburgiem i Habsburgiem, wywracając politykę swego męża do góry nogami.
Było to na rękę panom polskim gotowym przyjąć na Wawelu Jadwigę. Wysłannicy Elżbiety Bośniaczki zjawili się na wielkim ogólnopolskim zjeździe możnowładztwa zwołanym do Sieradza na 27 lutego 1383 r. Rozpoczęła się wielka gra o Jadwigę. Biskup weszpremski Mikołaj, z pewnością na zlecenie swej węgierskiej królowej, zwolnił Polaków od wszelkich zobowiązań wobec Marii i obiecywał przysłać po Wielkanocy, czyli po 22 marca, młodszą Jadwigę. Ustalono, że po ukoronowaniu w Krakowie wróci „do swej matki dla dokończenia edukacyi” i po trzech latach „terminowania w sztuce rządzenia” na Węgrzech znów przyjedzie do Krakowa.
Ustalenia te były podyktowane przez królową matkę. Jadwiga była wszak poślubiona niemieckiemu Wilhelmowi, ale Habsburgowie byli wówczas znacznie słabsi niż Luksemburgowie trzymający koronę cesarską, czeską i Marchię Brandenburską. Dlatego rozerwanie małżeństwa, a właściwie narzeczeństwa Jadwigi, zwanego sponsalia pro futuro, wydawało się nie tylko łatwiejsze, ale i mniej niebezpieczne dla polskiej racji stanu. Janko z Czarnkowa poza jednym zdaniem, że Jadwiga była „już gdzie indziej zaręczoną Leopoldowi, księciu rakuskiemu”, nie wspomina, by panowie polscy się tą kwestią przejmowali. Mieli za sobą prawo, gdyż bez konsumpcji małżeństwo sponsalia in futuro było nieważne.
W rzeczywistości, jak pisze Jerzy Wyrozumski, możni polscy zajmowali się jednak solidnie sprawą mariażu. Cień Wilhelma i innych kandydatów do korony zawisł nad zebraną ponownie w Sieradzu szlachtą, w marcu 1383 r. Znaczna część rycerstwa nie chciała Habsburga, a rdzennego „pana naturalnego” Piasta. Bodzęta, „arcybiskup gnieźnieński w kościele sieradzkim w obecności mnóstwa szlachty głosem donośnym zapytał, czy sobie życzą księcia Siemowita mieć swym królem, a wielu obecnych krzycząc zawołało: »Chcemy, chcemy i prosimy, aby przez Was, mości arcybiskupie na króla polskiego był koronowany«”.
Siemowit IV z Mazowsza był blisko tronu. Kto wie, czy książę mazowiecki nie zostałby niebawem koronowany, gdyby nie riposta kasztelana wojnickiego Jaśka z Tenczyna, który przypomniał o przysiędze wierności dla Jadwigi. Proponował, by królewna przybyła do Polski do Zielonych Świątek, czyli do15 maja, a dopiero potem należy wybrać Siemowita mazowieckiego na tron polski.
Arcybiskup Bodzęta 7 maja przybył pod Kraków, aby przyjąć Jadwigę: na wszelki wypadek w towarzystwie pół tysiąca kopijników. Gwałtownie szerzyły się pogłoski, że w chorągwiach Bodzęty ktoś się ukrywa. Rzeczywiście: był to książę Siemowit. Wydali go sami Mazowszanie, jakiś Bartosz. Książę mazowiecki bowiem „zamierzył za poradą niektórych ze szlachty jemu sprzyjających, ową Jejmościankę pannę Jadwigę, córkę królewską gwałtem porwać, kiedy ją będą wieźli do Krakowa na koronację i zaraz kazać siebie na króla, a ją na królową Polski koronować” – pisał Janko z Czarnkowa.
Jadwiga jednak nie przyjechała wonczas do Krakowa, cały plan spełzł na niczym. Kronikarz nie dopisał, czy to właśnie wykrycie spisku powstrzymało Elżbietę Bośniaczkę przed wysłaniem swej córki na Wawel. Zapewne tak; poza tym Elżbieta chciała nadal w Polsce panować, o czym świadczyły nominacje oraz zajmowanie Kujaw, Brześcia, Kruszwicy przez polskich starostów i wojewodów wyznaczanych przez Bośniaczkę. Wyraźnie wstrzymywała wyjazd Jadwigi do Polski.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. 16 czerwca w kościele Braci Kaznodziejów, czyli dominikanów w Sieradzu, część szlachty z arcybiskupem Bodzętą na czele „podnieśli księcia [Siemowita IV – J.B.] do góry obwołując go królem i gdyby niektórzy z nich nie odradzili, to byłby wtedy ukoronowany na króla polskiego przez arcybiskupa Bodzętę, Ścibora płockiego i Mikołaja za Zakonu Kaznodziejskiego, biskupa kujawskiego” – zauważył świadek tych zdarzeń, Janko z Czarnkowa. Na dodatek w Wielkopolsce zaostrzała się wojna domowa Grzymalitów z Nałęczami.
Na wieść o próbie elekcji Siemowita IV na króla Polski, Zygmunt Luksemburski wtargnął i zaszedł aż na Mazowsze z wojskiem węgierskim. Nadal kwestia koronacji i panowania kręciła się jednak wokół małej główki Jadwigi. Aby rzecz przyśpieszyć, do królowej węgierskiej pojechał starosta krakowski Sędziwój z Szubina w otoczeniu młodzieńców polskich ze szlachetnych rodów krakowskich. Gotów był pozostawić ich jako zakładników za cenę przyjazdu i koronacji Jadwigi na Wawelu!
Piękna Elżbieta Bośniaczka znów wpadła w meandry własnej polityki: wszelkie propozycje zdawała się traktować jak zagrożenie jej planów i pozbawianie władzy; umiała tylko rozdawać karty w politycznej grze, nie znając niemal zupełnie jej reguł, ani nawet nie wiedząc chyba za dobrze, w co gra. Cichcem nakazała zająć swemu zwolennikowi Jaśkowi z Tarnowa zamek krakowski i przekazać go Zygmuntowi, a wracającego do Krakowa Sędziwoja chciała uwięzić. Pan z Szubina przewidział to jednak i sprytnie wymknął się z zasadzki, uprzedzając działania Jaśka Tarnowskiego.
Czyny Bośniaczki i Węgrów wzburzyły szlachtę i skłoniły do złożenia kolejnego zjazdu powszechnego w Radomsku 2 marca 1384 r. Przybrał on znów kształt konfederacji i zabraniał udawania się na Węgry komukolwiek bez zezwolenia konfederacji oraz nadal zabiegał o przyjazd Jadwigi. Gdy w kwietniu znów ruszył do Polski Luksemburczyk, „Krakowianie wyruszyli do Sącza chcąc mu zabronić wstępu [...] ponieważ go ani księciem ani rządcą nie obrali, w przeciwnym wypadku zastąpią mu drogę z bronią w ręku”. Zygmunt prosił o rozmowy, wysłano znów do Lubowli Sędziwoja z Szubina i tamże ustalono, że Jadwiga przyjedzie do Polski między św. Stanisławem a Zielonymi Świątkami, czyli pomiędzy 8 a 25 maja 1384 r.
W dzień patrona Polski, przyszła święta jeszcze się nie pojawiła. Panowie krakowscy i sandomierscy uchwalili zatem 8 maja w Sączu, że jeśli Jadwiga nie pokaże się w Krakowie do umówionej daty, „od dnia piątego po Świątkach żaden z nich pod dachem nie spocznie, dopóki nie obiorą księcia, żeby panował w Polsce” – relacjonował Janko z Czarnkowa.
Nie wiemy, kiedy Jadwiga wjechała wreszcie przez Przełęcz Dukielską do Krakowa, uprzedzając wybór Siemowita. Jej biografka Jadwiga Stabińska sądzi, że „patrząc na Polskę z przełęczy karpackiej Jadwiga doznaje bardziej chyba trwogi niż radości. Żegna przecież swoją szczęśliwą przeszłość, a staje przed nieznanym”. Ale przecież ma już za sobą doświadczenie długich rozstań, jak te w Wiedniu, więc nie jest zapewne aż tak źle z żegnaniem dawnej ojczyzny.
Z pewnością przyjazd Jadwigi do Krakowa nastąpił po 25 maja, jak wskazują Najstarsze księgi rachunkowe miasta Krakowa przebadane przez ks. Bolesława Przybyszewskiego. Pojawiła się co najmniej cztery dni przed październikową koronacją, o czym dowiadujemy się z dokumentu wystawionego przed 12 grudnia 1384 r. przez kasztelana krakowskiego, Dobiesława z Kurozwęk. Zapewne jednak Jadwiga przybyła wcześniej, choć z pewnością nie w terminie ustalonym na zjeździe w Sieradzu. Ksiądz Przybyszewski wskazuje na koniec sierpnia jako datę przyjazdu Andegawenki. Zgodne jest to ustalenie z tradycją paulińską, która datuje translację Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej na 31 sierpnia 1384 r. Bowiem, jak mówi jedna z hipotez, to właśnie Jadwiga miała przywieźć do Polski cudowny obraz.
Ciernista była droga do małżeństwa Polski i Litwy, którym tak bardzo Jadwiga miała się przysłużyć.
Młodziutka królewna, wypuszczona wreszcie przez matkę, wystraszoną perspektywą ukoronowania Piasta mazowieckiego, wjechała w granice polskie, witana między innymi przez Sędziowoja z Szubina i Spytka z Melsztyna, zakochanego po uszy w pięknej Elżbiecie Bebek, towarzyszącej królewnie. Tutaj przesiadła się z karocy na białego rumaka; lubiła jeździć konno. W Sączu Jadwiga zatrzymała się w klasztorze Klarysek, modląc się u grobu św. Kingi; niebawem dojechał sam arcybiskup Bodzęta, by pokajać się przed młodziutką panią z chęci wywyższenia koroną Polską Piasta mazowieckiego.
Jadwiga wkroczyła do Krakowa niezwykle okazale „w wielkim orszaku panów i rycerzy, a zwłaszcza kardynała prezbitera Dymitra [...] ze świetnym królewskim posagiem w złocie, srebrze, naczyniach, tkaninach, klejnotach, perłach i dywanach” – opisywał Jan Długosz. Z okazji jej wjazdu najbardziej jednak ucieszył się zadłużony po uszy kapitan wiertelników, który odważył się zastawić swe narzędzia pracy – hełm i pancerz – po czym się ukrył. Darowano mu winy, ocalił głowę i nawet nie poszedł siedzieć do wieży.
Jadwiga miała wówczas około jedenastu lat i ponoć już była piękna. „Skromna z natury, odznaczała się również wrodzoną wstydliwością. Otrzymała też z niebiańskiego daru bardzo wielką i rzucającą się w oczy urodę, jakiej nigdy dotąd nie widziano. Cechowała ją wstydliwość, jedyna chluba i ozdoba kobiet. Mówiono o niej, że wszystkie zalety wyssała z mlekiem matki. Wyszedłszy z lat dziecinnych zaczęła tak dojrzale i tak poważnie rozumować, że cokolwiek mówiła i czyniła, zdawało się wypływać z powagi, która zwykła cechować sędziwy wiek” – tak widział ją Długosz, choć nie naocznie.
To niemożliwe bowiem, by jedenastoletnia dziewczynka rzucała na kolana swą urodą i powagą; zapewne dopisano Jadwidze te cechy post factum, gdy dorosła. Chyba że była przedwcześnie dojrzała, co nie jest tak zupełnie wykluczone w świetle późniejszej tajemnicy „konsumpcji małżeństwa” z Wilhelmem i jej niezwykle dojrzałych decyzji politycznych i innych.
Jadwiga zdawała się być egzemplifikacją wspaniałych cech odziedziczonych po przodkach: Jadwiga Stabińska zauważyła, że po ojcu miała inteligencję i talenty polityczne; po matce niezwykłą urodę, a reszty dopełniali święci i święte jak Ludwik IX, Jadwiga śląska, Elżbieta, Kinga i Jolanta. O skrytobójcach i okrutnikach nie wypada w kontekście przyszłej świętej pisać, ale niestety i ci bywali w jej dynastiach: od Andegawenów przez Arpadów po Piastów.
16 października 1384 r., w katedrze wawelskiej Jadwiga została wreszcie ukoronowana na króla Polski. Prawdopodobnie koroną Jadwigi Łokietkowej; a mimo to koronowano ją na króla Polski, a nie na królową – i to zapewne z zachowaniem odrębnego ceremoniału przeznaczonego, wedle Ponifi cale Romanum, dla królów. Elżbieta Bośniaczka nie wydała bowiem córce korony polskiej zabranej ze skarbca wawelskiego przez Ludwika Wielkiego: „zatrzymując koronę, która musiała być użyta do koronacji przyszłego męża Jadwigi i króla Polski, pragnęła zatrzymać w swym ręku wpływ na jego wybór” – sądzili Oskar Balzer i Jan Dąbrowski.
Po uroczystej koronacji krakowskiej sprawa małżeństwa Jadwigi z Wilhelmem nabrzmiewała: sponsalia hainburskie przewidywały konsumpcję małżeństwa po osiągnięciu przez Jadwigę wieku sprawnego dwunastu lat, a czas pędził. Toteż, pomimo wcześniejszych ustaleń z Bośniaczką, Polacy nie wypuścili już Jadwigi z Wawelu do Budy. Po kilku miesiącach opuścił też Kraków zaufany Bośniaczki, książę Władysław Opolczyk, usiłujący pilnować interesów węgierskich na Wawelu.
Panowie polscy też pilnowali, by Węgrzy nie wywierali nadmiernego wpływu na młodego króla w sukni. Jadwiga już w dwa dni po koronacji zaczęła podpisywać dokumenty potwierdzające zwolnienie mieszczan nowosądeckich z niektórych opłat, nadające przywileje jej zwolennikowi Jaśkowi z Tarnowa, czy też fundujące ołtarz Wniebowzięcia w katedrze krakowskiej. Pewnie czytała to, co podpisywała, znając pięć języków, w tym oczywiście łacinę.
Dla Habsburgów stawało się oczywiste, że Elżbieta Bośniaczka nie zdoła odesłać Jadwigi Wilhelmowi, po osiągnięciu wieku sprawnego, tak jak to było ustalone w układzie zwoleńskim z 1380 r. Na dodatek Andegawenka została królem Polski, co musiało w Wiedniu wywrzeć kolosalne wrażenie! Leopold III zdecydował się jak najszybciej wysłać syna Wilhelma do Krakowa, by na sześć miesięcy przed terminem dwunastu lat przyśpieszyć dopełnienie małżeństwa. Jak wskazuje ks. Bolesław Przybyszewski, było to uprawnione, gdyż doktor Kościoła, św. Tomasz z Akwinu, dopuszczał przyśpieszenie małżeństwa o sześć miesięcy przed osiągnięciem „wieku sprawnego”.
Planom tym sprzyjała Bośniaczka, która znów zmieniła zdanie. W czwartym układzie budzińskim, 29 lipca 1385 r., zgodziła się, by pokładziny jej córki z Wilhelmem odbyły się infra hinc et festum Assumptionis beate Virginis, w sam dzień Wniebowzięcia NMP, jak tłumaczy ten sporny tekst ks. B. Przybyszewski.
Tymczasem panowie polscy przygotowywali zupełnie inne plany małżeńskie Jadwigi. Wyścig do rączki „króla Polski” trwał. Jak wskazuje Robert Bubczyk, 21 października 1384 r. książę Mazowsza Siemowit IV „spotkał się z kasztelanem krakowskim Dobiesławem z Kurozwęk w Inowłodzu nad Pilicą, ponawiając prawdopodobnie swą ofertę w sprawie mariażu z Jadwigą”. Odmowa kasztelana reprezentującego zapewne panów królestwa doprowadziła do nowej wojny i zajęcia ziemi łęczyckiej przez Siemowita. Dopiero rozejm podpisany 12 grudnia pozwolił na zaangażowanie w poważniejszą dla Polski sprawę. Była nią kwestia ogromnej Litwy i jej władcy.
Nie wiemy, z czyjej inicjatywy powstał pomysł wydania Jadwigi za wielkiego księcia litewskiego Jagiełłę. Historyk Stanisław Szczur sugeruje, że rozmowy polsko-litewskie w tej sprawie były prowadzone już w 1384 r., Robert Bubczyk zwraca uwagę, że Litwini byli nieobecni podczas koronacji Jadwigi. Pewność co do poczynań polskich w tej materii przyniósł dopiero początek 1385 r.: Kalendarz katedralny krakowski zanotował pod datą 18 stycznia 1385 r., że do Krakowa przybyli kniaziowie litewscy, bracia Jagiełły, synowie Olgierda: Skirgiełło, Borys oraz książę Olgimunt. „Prosili dostojników Królestwa Polskiego o tęże Jadwigę na żonę dla Jagiełły, wielkiego księcia litewskiego, obiecując, że zanim by doszło do zawarcia takiej umowy, przyjmie on wraz ze swymi poddanymi wiarę Chrystusa”. Długosz wymienia też inne obietnice Jagiełły, w tym wypłacenie dwustu tysięcy fl orenów „ustalonej poręki przyszłego małżeństwa między królewną Jadwigą a księciem Austrii Wilhelmem”.
Połączenie z Litwą – ogromnym, ostatnim pogańskim krajem w Europie – było dla Polaków ogromnym wyzwaniem, szansą i gigantycznym kłopotem. Oczywiście taki wiekopomny akt nie mógł się odbyć bez zgody węgierskiej i do Budy, do królowej Elżbiety, zaraz ruszyło poselstwo polsko-litewskie. Stanęło przed jej obliczem chyba w Pożoniu, w marcu 1385 r.
Dla Jadwigi rozpoczął się najbardziej dramatyczny okres jej życia: jej małżeństwo z Wilhelmem, którego kochała zapewne dziecięcą miłością, poddane zostało gorącej próbie. Akcja rozwijała się dynamicznie, awanturniczo wręcz i obejmowała nie tylko dwory, ale i ogromne połacie Europy Środkowo-Wschodniej.
Szlachta polska była zdecydowana na wybór Litwina, pomimo, a może właśnie dlatego, że pozostawał poganinem i przeciwnikiem zakonu krzyżackiego. Na początku lipca 1385 r. ogólnopolski zjazd rycerstwa zadecydował o wysłaniu na Litwę poselstwa polsko-węgierskiego, które miało podpisać akt unii personalnej i przyszłego chrztu Litwy.
Leopold III Habsburg, zajęty wojną w Szwajcarii, usiłował przeciwdziałać: powrócił do Austrii i nacisnął na piśmie na królową Węgier, która zagrożona we własnym państwie, znów zmieniła zdanie. 29 lipca 1385 r. Elżbieta Bośniaczka cofnęła obietnicę daną Polakom co do dysponowania ręką córki i godziła się na dopełnienie małżeństwa z Wilhelmem!
„Zaistniała paradoksalna sytuacja. W tych samych dniach wysłannicy królowej Elżbiety, Stefan, proboszcz czanadzki, i Władysław, kasztelan z Potoku węgierskiego, składali w Krewie deklarację o zgodzie królowej-matki na małżeństwo z Jagiełłą i równocześnie w Krakowie Opolczyk przedstawiał zgodę królowej węgierskiej na dopełnienie małżeństwa z Wilhelmem. Panowie krakowscy byli wytrawnymi politykami” – pisał chyba z przekąsem ks. Bolesław Przybyszewski.
Akcja o rękę króla Jadwigi nabrała niesamowitego tempa. Młody piętnastoletni książę habsburski Wilhelm 15 sierpnia 1385 r. „niespodziewanie przybył do Krakowa ze wszystkimi swymi klejnotami, skarbami i wszystkimi swymi rzeczami” – pisał Jan Długosz. Miał w ręku dokument Bośniaczki, doświadczonego w bojach dyplomatycznych księcia Władysława Opolczyka po prawicy i mieniące się złotem dary dla ukochanej Jadwigi.
Zapewne wysunięte straże małopolskie i krakowskie, pierwsze doniosły o zbliżaniu się strojnego orszaku, pytając, kto zacz. Zaraz doniesiono na zamek o orszaku: małżeństwo Jadwigi z Litwinem zdawało się wisieć na włosku. Pojął to jeden z głównych architektów unii polsko-litewskiej, kasztelan krakowski Dobiesław z Kurozwęk, który zamknął bramy zamku przed nosem kandydata, unikając najgorszego.
Kto sprowadził Wilhelma, że szedł jak po swoje, bez orężnego wsparcia i stronnictwa w Polsce? Być może, jak pisze Jan Długosz, Jadwiga sama wezwała swego księcia z dziecięcej bajki przez Gniewosza z Dalewic, późniejszego podkomorzego krakowskiego. Była przerażona widmem małżeństwa z „dzikusem” litewskim. Dobiesław jednak zdecydowanie przeciął te próby, zamykając bramy Wawelu i żądając zapewne wydalenia Wilhelma z Polski.
Ale książę habsburski oddalił się jedynie do miasta, w gościnę do dworu Gniewosza przy ulicy Legackiej (dziś Poselska). Jako mąż „króla Polski”, co wynikało z aktu sponsalia de futuro, miał szansę samemu objąć tron wawelski po konsumpcji cielesnej niedorosłej żony.
Co zrobiła Jadwiga? Oczywiście, ona król, nie mogła nie dowiedzieć się o przyjeździe dawnego ukochanego. Wyszła mu naprzeciw, chyba z wielką ochotą. Przecież była jeszcze dzieckiem. Jan Długosz podaje, że „raz po raz schodziła z zamku w orszaku rycerzy i swoich dziewcząt do klasztoru świętego Franciszka w Krakowie i w refektarzu tegoż klasztoru pocieszała się tańcami ze wspomnianym księciem austriackim, nader jednak skromnie i z największym umiarem”.
W takim wieku łatwo się zakochać. Czyżby Jadwiga znów uległa czarowi młodego księcia, którego pamiętała jak przez mgłę, a który stał przed nią i tańczył w całej dwornej krasie? Spotkania trwały ponoć dwa tygodnie; wystarczy, by się nieprzytomnie zakochać, czyli napompować balon młodzieńczych iluzji.
Ksiądz B. Przybyszewski uważa jednak, że Długosz w Annales przytoczył jakąś zupełnie nierealną plotkę. Tańce w refektarzu klasztornym franciszkanów? Schodzenie Jadwigi z zamku do miasta? Królowej pilnowanej przez sędziwego Dobiesława jak oka w głowie? Niemożliwe.
A dlaczegoż by nie! Ponoć klasztor Braci Mniejszych łączyło z Wawelem tajne przejście. Poza tym przecież towarzyszył Jadwidze orszak rycerzy i pilne oczy. Ona była królem i mogła zażądać spotkania z niewidzianym od sześciu lat Wilhelmem. Panowie rada Królestwa mogli nie dopuścić do małżeństwa, choć nie było to proste, ale na spotkania musieli się godzić, na żądanie Jadwigi.
Wiemy, że królowa lubiła zabawy, wychowana w atmosferze wesołego i rozgłośnego dworu wyszehradzkiego i budzińskiego. Królowa i potem będzie uwielbiać muzykę i grę ulubionego Hanzlicha na lutni; tym bardziej kochała zabawy we wczesnej młodości, widząc przystojnego księcia, nawet w refektarzu kochających życie franciszkanów.
Długosz pisze, że wtedy to sama Jadwiga parła do rzeczywistego mariażu poprzez konsumpcję cielesną: „oznajmiła, że zdecydowała się dopełnić małżeństwa z księciem austriackim Wilhelmem, ponieważ zaślubiny na rozkaz ojca Ludwika już dawno były zawarte publicznie w obliczu Kościoła. Kiedy jednak [Wilhelma] sprowadzono do zamku królewskiego, aby poznał tajniki łoża z królową Jadwigą, staraniem i na rozkaz panów polskich, bardzo niechętnych temu związkowi, usunięto go w haniebny i obraźliwy sposób i wypędzono zarówno z zamku, jak i z sypialni i nie dopuszczono w ogóle do spełnienia małżeństwa ze wspomnianą królową”.
Niestety, Długosz nie podaje szczegółów o przepędzeniu Wilhelma. Rocznik klasztoru w Klosterneuburgu koło Wiednia donosił, że gdy książę pierwszej nocy miał spać z Jadwigą, panowie polscy gotowi byli go „zarżnąć”.
Być może odbyło się to tak, że 23 sierpnia Wilhelm na czele stronników zdołał wjechać na dziedziniec wawelski. Do komnat królowej nie został jednak dopuszczony. Panowie Królestwa zabezpieczyli się, otaczając zamek strażami i ukrywając na wszelki wypadek insygnia koronne wyjęte ze skarbca. Kronikarz austriacki Paltram pisze, że Wilhelm z obawy przed pojmaniem, uciekał z komnat królowej, spuszczony po murze wawelskim przez Jadwigę w koszu na bieliznę.
Fakt ten wszedł do pisanej tradycji habsburskiej. Oznaczałoby to, że Wilhelm nie tylko widział Jadwigę, ale usiłował dokonać z nią konsumpcji małżeńskiej. Jan Długosz podaje z kolei, że Jadwiga rzuciła się za Wilhelmem; nie był jej obojętny, może nawet go pokochała, pomimo że nie był ideałem przystojności. Furta była zamknięta, więc zaczęła wołać o topór, by wyłamać kłodę.
Jeśli to prawda, to miała już wówczas chyba swe 180 cm wzrostu i dużą siłę. Badania antropologiczne czaszki z 1887 r. prof. Izydora Kopernickiego, ogłoszone w 1914 r., prof. Jana Olbrychta i dr. Mariana Kusiaka z 1968 r., ukazują nam królową Jadwigę jako niewiastę bardzo wysoką. Miała od 172,2 do 182 cm wzrostu, dość chłopięcą budowę ciała, co widać z „niezbyt szeroko rozstawionych i nie odgiętych na zewnątrz talerzy biodrowych miednicy”. Odkryto też piękne równe zęby, wysokie czoło nad niedużą wąską twarzą z prostym wąskim noskiem, otoczoną blond włosami. Nic dziwnego, że niektórzy przyjezdni drętwieli oczarowani na jej widok, choć zdaje się, że urodą nie przewyższała swej matki, Elżbiety Bośniaczaki.
Wskutek interwencji Dymitra z Goraja, Jadwiga zaniechała jednak machania siekierą. Uległa prośbom i wróciła potulnie do komnat, opłakując zapewne ukochanego. W tym czasie Wilhelm umykał z obawy przed pojmaniem i co najmniej zranieniem. Ponoć zostawił wszystkie klejnoty na dworze Gniewosza z Dalewic, za co ten miał kupić „posiadłości, wsie i źreby”. Dziewiętnastowieczny historyk R. Maurer udowadniał jednak, że Wilhelm po prostu umknął ze skarbami do Wiednia.
Ta romantyczna i awanturnicza sprawa miała jednak duży ciężar gatunkowy. Austriacy, a nade wszystko zakon krzyżacki zagrożony przez unię polsko-litewską i małżeństwo Jadwigi z Jagiełłą wykorzystał owe „wypadki” na Wawelu dla własnych celów. Zaroiło się w kronikach niemieckich od informacji o rzekomym weselu i konsumpcji cielesnej tej pary. Nieoficjalny apologeta Zakonu, dominikanin Jan Falkenberg, opublikował obelżywe pismo Satira contra heres et caetera nephanda Polonorum et eorum regis Jaghel, szkalujące Jagiełłę, Polaków i Jadwigę, którą Jagiełło „za życia jej męża i przez nią cieleśnie zaznaną – pojął za żonę”. Do niedawna polska historiografia użyteczności publicznej wykorzystywała Falkenberga jako przedstawiciela obłudnych Krzyżaków; w rzeczywistości dominikanin pisał z własnej woli i nienawiści, skazany zresztą niebawem przez domnikanów za kłamstwa na dożywotnie więzienie, a Satira – na spalenie.
Inaczej, bo umiarkowanie, pisał oficjał krzyżacki Jan von Possilge: że Jadwiga i Wilhelm wzajemnie się kochali i złączyli cieleśnie. W związku z tym Possilge uważał małżeństwo Jadwigi z Jagiełłą za nielegalne. Gorzej o Polakach w ogóle i Jadwidze rozwodził się annalista toruński, uważając związek Jagiełły i Jadwigi za cudzołóstwo, a Wilhelma za „prawowitego męża”.
Siła rażenia pism niemieckich była jednak tak duża, że nawet Dopełnienie szamotulskie powtarzało tajemnicze wieści o defekacji Wilhelma w pościeli małżeńskiej. Znów słowa te kryją sekret, jakich wiele w tym trudnym związku. Czy owe concacavit w Dopełnieniu szamotulskim oznaczało „powalanie pościeli kałem” czy spermą? Czy odnosi się do dwutygodniowych pokładzin dzieci w Hainburgu, czy do późniejszych spotkań Wilhelma i Jadwigi, może nawet na Wawelu?
Najstarsze księgi rachunkowe miasta Krakowa podają, że w wigilię św. Bartłomieja (24 sierpnia 1384 r.) post nuptiarum dominae reginae consummationem, czyli po skonsumowaniu małżeństwa (z Wilhelmem?), królowa Jadwiga domagała się, aby wszyscy więźniowie zostali uwolnieni. Wprawdzie ks. Przybyszewski dowodzi, że owe słowa łacińskie o konsumpcji odnoszą się do dokończenia negocjacji ślubnych z Jagiełłą, ale trudno przyjąć to za w pełni wiarygodne. Tym bardziej, że i ówcześni ludzie byli przekonani, że małżeństwo Jadwigi i Wilhelma zostało dopełnione: przekonanie to poszło w Europę wraz z rzekomym faktem koronacji Wilhelma. Jerzy Wyrozumski przytacza Rocznik Wiedeński, z lat 1348-1404, w którym stoi, że „herczog Wilhalbm gechronet zu Krakaw”, książę Wilhelm został ukoronowany w Krakowie...
Ale kiedy ta „defekacja” pościeli, albo ślad po wytrysku (bo o przerwaniu błony dziewiczej aż strach pomyśleć) nastąpiła, a po niej rzekoma koronacja Wilhelma? Z koronacją to zupełna bzdura, ale z defloracją? Raczej niemożliwe, by miała miejsce. Ks. Bolesław Przybyszewski doliczył się bowiem aż czterech mistyfikacji austriackich dyskredytujących Jadwigę, panów królestwa, a nade wszystko jej mariaż z Jagiełłą. W tym rzekomej defloracji.
Wszystko tu niejasne, bo i ciężar sprawy wielki: czy królowa Jadwiga, przyszła święta, popełniła bigamię? Stąd wytaczanie coraz większych armat przez uczonych z pociskami analiz, tez i hipotez, z obszarów najróżniejszych opcji i wiar.
Ton pomówień i racji habsburskich, znacznie wzmocniony nienawiścią do „dzikiego poganina” Jagiełły, podjęli Krzyżacy. Przed sobą i światem głosili, że prawym mężem królowej jest Wilhelm, a z Jagiełłą żyje ona w konkubinacie i bigamii. Było to ciężkie oskarżenie.
Mimo to, Jadwiga miłosiernie wybaczała zakonnikom: jak zauważono, miała do nich jakąś słabość. Fala oszczerstw szła jednak przez Europę. Bodaj jeszcze gorszą przysługę uczynił przyszłej świętej wielki humanista Eneasz Sylwiusz Piccolomini, przyjaciel kardynała Zbigniewa Oleśnickiego, elekt na biskupstwo warmińskie. W szeroko czytanych dziełach pisał, że małżeństwo Jadwigi i Jagiełły jest nieważne, gdyż prawowitym małżonkiem pozostaje Wilhelm. Czy Piccolomini wielokrotnie powtarzał to stwierdzenie tylko dlatego, że Habsburgowie ułatwili mu zdobycie kardynalskiej purpury?
Kardynał Piccolomini szczęśliwie przestał jednak o tym mówić, gdy został papieżem Piusem II. Tym bardziej, że w wyniku polskich argumentów przedstawionych przez późniejszego pierwszego prymasa Polski Mikołaja Trąbę w Rzymie, Stolica Apostolska i Urban VI zaczęli bronić ważności małżeństwa Jadwigi i Jagiełły. Zostało ono kilkakrotnie potwierdzone przez Kurię rzymską, pomimo prób wszczęcia procesu przez Habsburgów w 1387 r. Dynastii rakuskiej nie zostało też dobrze policzone uwięzienie w Wiedniu Mikołaja Trąby, który, jak się wydaje, chciał wręczyć Habsburgom owe 200 tysięcy fl orenów posagu.
Wedle Jana Długosza Wilhelm nie rezygnował do końca z praw do małżonki, a nade wszystko korony. Pojawił się znów w Krakowie przebrany za kupca w czasie koronacji i ślubu Jagiełły w lutym 1386 r. „Nie bez przyzwolenia królowej Polski Jadwigi i przez cały czas, gdy król Polski Władysław przebywał w Krakowie [Wilhelm] ukrywał się albo w zamku Łobzowie w Czarnej Wsi, albo w domu Morsztynów, o czym kilka osób wiedziało. A kiedy w domu Morszytnów urządzono dokładne śledztwo, podobno wszedł na przygotowane w tym celu belki w kominie i tak zwiódł szpiegów królewskich” – pisał Długosz.
Prawdę mówiąc niewiele w tej opowieści Jana Długosza kupy się trzyma: Wilhelm w lutym, gdy pali się w piecach, wchodzi na specjalnie przygotowane, łatwopalne belki w kominie i nie dusi się od czadu! Ale może tak było, świat zna nie takie awantury i sposoby. Poza tym Długosz opierał się zapewne na opowieściach Zbigniewa Oleśnickiego, będącego jak najbliżej tych zdarzeń. Z opowieści wynikałoby zatem, że Jadwiga nadal była przychylna Wilhelmowi; targały nią może wątpliwości, co do ważności małżeństwa z Jagiełłą, tak jakby sponsalia in futuro rzeczywiście dopełniło się w łożnicy z Wilhelmem. Jednocześnie odtąd jeździła wiernie z litewskim mężem aż do Wielkopolski i na Litwę.
I nosiła czarną zasłonę na twarzy. Co chciała wyrazić? Czy tylko żałobę po zmarłej tragicznie, uduszonej w 1387 r. w Novimgradzie, królowej-matce, czy coś więcej?
W dwa lata po owych sekretnych randkach w Krakowie z Wilhelmem, o których nic nie wiemy, w 1389 r. znów wypływa sprawa księcia. Miał się on cichcem spotykać z Jadwigą koło Wawelu pod nieobecność Jagiełły. Wykorzystał zapewne istne pielgrzymki błędnych rycerzy zmierzających na Wawel na turnieje, by zobaczyć ówczesny cud kobiecego świata: złotowłosą Jadwigę.
O sekretnym spotkaniu pary doniósł ponoć Gniewosz z Dalewic. Naraził się tym na Sąd Boży. Jadwiga zaprzysięgła bowiem na Ewangelię w katedrze krakowskiej przed Wielkim Ołtarzem, że jest niewinna i „że nie znała niczyjego łoża prócz swego męża króla Władysława”. Dwunastu rycerzy, na czele z kasztelanem wojnickim Jaśkiem z Tęczyna, gotowych było bronić niewinności królowej podczas procesu Gniewosza w Wiślicy. Pana z Dalewic skazano na mało honorową karę: z wyroku sądu miał wejść pod ławę i odszczekać oszczerstwo, zgodnie z prawem kazimierzowskim. Statut wiślicki określał bowiem formułę kary za oszczerstwo: „To com mówił, zełgałem jak pies”. Długosz nie wymyślił tego wyroku. Ponadto pan z Dalewic tytułem kary miał zapłacić 60 grzywien.
Czy tak było, nie wiemy jednak do końca, gdyż Gniewosz awansował dalej, jakby nigdy nic. A Krzyżacy, tak łasi na dyskredytowanie Jagiełły, tego bulwersującego wątku w ogóle nie podjęli. Być może, jak chce R. Maurer, cała sprawa była wyssana z palca jako pokłosie skarg habsburskich i oszczerstw krzyżackich, a Długosz mimowolnie przytoczył plotkę.
Zastanawiające jest jednak, że Wilhelm nie ożenił się za życia Jadwigi. Chyba ją jednak kochał na swój sposób, wiążąc uczucie z wielkimi nadziejami dynastycznymi. Bo i jak się w takiej piękności i dobroci, jak Jadwiga, nie kochać, poza mirażem wielkiej korony oczywiście!
Od miłości jednak łatwo przechodzi się do wielkiej nienawiści: to jest to samo silne uczucie, ale na przeciwległym biegunie. Romantyczna, ale i wielce polityczna historia, bulwersująca Europę, zakończyła się wraz z uznaniem legalności małżeństwa Jadwigi i Jagiełły przez Kościół rzymski. Leopold III nie mógł już przeciwdziałać, gdyż poległ w bitwie ze Szwajcarami pod Sempach 9 lipca 1386 r.
Wtedy Wilhelm zaczął niedoszłą żonę obrzucać epitetami „wiarołomnej nierządnicy” i czynić prawne starania. Dla skuteczniejszego dojścia swych „praw” w Polsce, Austria przeszła nawet z obediencji papieża w Awinionie pod skrzydła papieża rzymskiego. W tym czasie książę Wilhelm zasypywał dwory europejskie zapewnieniami, że jest jedynym prawowitym małżonkiem Jadwigi.
Po śmierci, niegdyś zapewne, ukochanej królowej, Wilhelm przywdzieje żałobę. Ale nie będzie w nim już wielkiego żalu: wystąpi głównie z pretensjami do korony polskiej. W dwa lata po zgonie Jadwigi, w 1401 r., ożeni się z Joanną Andegawenką, późniejszą królową Neapolu. Umrze 15 lipca 1406 r., w siedem lat po Jadwidze, zabierając tajemnicę miłości obydwojga (lub jej braku), wspólnego łoża (jeśli takie było) oraz późniejszą nienawiść porzuconego księcia – do grobu.
Czternastowieczna Litwa, rozciągająca się na wielkim terytorium, była krajem tajemniczym, strasznym, porosłym puszczami i zapełnionym pogańskimi bożkami, gajami, drzewami, wężami. Istnienie Wielkiego Księstwa Litewskiego dawało rację bytu zakonowi krzyżackiemu, wyrąbującemu mieczem drogę do chrześcijańskiego zbawienia pogan.
Nieochrzczeni dotąd Litwini i Żmudzini byli rzeczywiście uciążliwymi sąsiadami, szczególnie dla Mazowsza: grabili, palili, uprowadzali w niewolę ludność i niszczyli niezrozumiałą dla nich chrześcijańską cywilizację niemiecką i polską. Jak wyliczył Albinas Kuncevicius, w pierwszej połowie XIII w. atakowali ziemie inflanckie 21 razy, ruskie 18, a polskie 6 razy.
Jadwiga po przepędzeniu Wilhelma z Krakowa żyła zapewne w ogromnym napięciu. Ona, wychowana na świetnym, ale i pobożnym dworze węgierskim, oczekiwała na poganina z Litwy, który miał zostać jej mężem. Czyjeś życzliwe usta doniosły jej, że pan młody jest cały kosmaty. Ówczesny świat nie znał środków masowego przekazu, opierano się więc na domysłach, plotkach, malunkach, stereotypach.
Jak wygląda i co zrobi ten dziki brutal z Litwy, „bicz na chrześcijan”, „pogański pies Jagal”? – to pytanie zapewne gnębiło młodą Jadwigę. Na dodatek ten „dzikus” walczył bezwzględnie i podstępnie w lasach i puszczach z zakonem krzyżackim, do którego Jadwiga żywiła niezwykły szacunek i cześć. Przecież jej ojciec, Ludwik Wielki, brał udział w jednej z wypraw krzyżowych na Litwę obok zakonników w białych płaszczach, nieskalanych ponoć ziemską pożądliwością!
To nic, że przekonania o chrześcijańskim i cywilizacyjnym posłannictwie Krzyżaków na Litwie panowie polscy usiłowali przed królową na Wawelu urealnić. Że zakon nie jest i nie był święty – ale skrajnie brutalny i krwawy w szerzeniu wiary i budowaniu sobie żelaznego, świetnie zorganizowanego państwa. Jadwiga musiała mieć czas, by przetrawić te dawne i nowe przekonania.
Według tradycji, którą podaje ks. W. Kłapkowski, Jadwiga, po scenie z toporem, którym usiłowała przeciąć kłódki, przeistoczyła się z zakochanej w Wilhelmie panienki, w świadomą powinności królową. Po nieudanej próbie wyrąbania sobie drogi do księcia, wzburzona królowa poszła do katedry. Tam, pod Czarnym Krzyżem, prosząc Chrystusa o radę, miała usłyszeć głos „Ratuj Litwę!”.
Tak narodziła się wielka legenda, a może prawda o młodziutkiej królowej poświęcającej swą miłość, szczęście osobiste na ołtarzu Dobra Chrześcijaństwa, czyli chrztu Litwy, poprzez układ i małżeństwo z „pogańskim psem Jagalem” z puszcz litewskich, jak go określała propaganda krzyżacka.
Jadwiga Stabińska zwraca uwagę, że w wyborze królowej nie było nic z cierpiętnictwa: była to ofiara na rzecz Chrystusa i szerzenia jego wiary. Jadwiga wiedziała przecież, że 14 sierpnia 1385 r. wielki książę litewski Jagiełło podpisał wiekopomny akt w Krewie, w którym zobowiązywał się przyjąć chrzest z rodziną i poddanymi, jeśli królowa go poślubi. Miał też Jagiełło, jak głosił dokument krewski, applicare – włączyć lub dołączyć Litwę do Królestwa Polskiego i odzyskać zagrabione ziemie Królestwa Polskiego, w tym Pomorze i Śląsk. Nawiasem mówiąc, termin applicare dotąd jest przedmiotem poważnych sporów naukowych.
Jagiełło w styczniu 1386 r. z wielkim orszakiem, dziesięcioma braćmi i kuzynami wjechał do Polski. W Wołkowysku powitało go uroczyste poselstwo polskie i zaprosiło na 2 lutego do Lublina, gdzie na zjeździe dokonano elekcji, obwołując Litwina królem. Jego bracia mieli być traktowani do chwili chrztu jako zakładnicy polscy. Niespokojna królowa na Wawelu, zapewne nadal wystraszona coraz bliższą perspektywą małżeństwa z nieludzkim stworem z ciemnych puszcz litewskich, wysłała „potajemnie posła, zaufanego dworzanina Zawiszę z Oleśnicy na spotkanie z księciem Jagiełłą, polecając, by go sobie dobrze oglądnął, jego urodę i postawę, wrócił jak najszybciej i opowiedział dokładnie o jego urodzie, sylwetce i obyczajach, i by się wystrzegał przyjmowania jakiegoś podarku od księcia Jagiełły”.
Litwin zorientował się ponoć w celu wizyty wysłannika królowej. „Ażeby lepiej zobaczył nie tylko jego postać, ale i poszczególne kształty jego ciała, poprowadził go ze sobą do łaźni. Ten, napatrzywszy się wszystkiemu do woli, odmówiwszy też przyjęcia upominków dawanych przez Jagiełłę, po powrocie do królowej Jadwigi donosi, że sylwetka księcia Jagiełły jest zgrabna, kształtna, ciało dobrze zbudowane, wzrost średni, spojrzenie wesołe, twarz podłużna, bez żadnego jednak śladu szpetoty, a obyczaje poważne i godne księcia” – pisał Jan Długosz.
Ks. Przybyszewski uważa, że cały ten pokaz został wymyślony przez Jana Długosza, gdyż „Jadwiga już dawno miała [osoby] w swym otoczeniu, którzy znali Jagiełłę”. Dziejopis nie podaje jednak, skąd powziął to przekonanie. Wcale nie byłbym pewny jej znajomości nawet wyglądu Jagiełły, uwzględniając odległość z Krakowa do Wilna, dystans chrześcijan do pogan, wiek dziewczynki oraz średniowieczne i nie tylko zamiłowanie do koloryzowania.
„Potwór z Litwy” okazał się typowym mężczyzną, młodym, bo około trzydziestoczteroletnim; około trzynastoletnia Jadwiga była dojrzewającą dziewczynką. Niewysoki, czarniawy, chyba już łysiejący od czoła, Jagiełło był pogodnego oblicza i usposobienia, i mówił dużo tubalnym głosem jakby na przekór niewielkiemu ciału. Jego walory potęgowała zupełna abstynencja od alkoholu: pił jedynie wodę oraz codziennie lub co drugi dzień zażywał gorącej łaźni; jak się wydaje, zwyczaj ten był znacznie bardziej rozpowszechniony na Litwie niż w Polsce. Poza tym, jak się przekonamy, król, jak każdy, miał swe dziwactwa i wady charakteru.
Idąc przez Polskę do Krakowa, Jagiełło już przygotowywał się do wielkiej polityki. Zaprosił na uroczystości do Krakowa wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego Konrada Zöllnera von Rotenstein. Z Sandomierza wysłał z misją do Malborka podskarbiego Dymitra z Goraja, zaufanego Jadwigi, by wielki mistrz „był jego chrzestnym ojcem przy obmyciu wodą chrztu z brudów pogaństwa i wziął udział zarówno w uroczystości jego koronacji, jak i ślubu”.
To było dla Krzyżaków wyzwanie: przecież chrzest miał się odbyć w Malborku, a nie w Krakowie. W odpowiedzi zakon zaczął przygotowywać kolejny najazd na Litwę, odparty zresztą przez brata Jagiełły, Skirgiełłę. Wielki książę litewski tymczasem szedł dalej w Polskę: na Świętym Krzyżu w Górach Świętokrzyskich podarował ponoć bryłę złota, bowiem gdy nieopatrznie dotknął relikwii Krzyża, ręka mu uschła, a po darowiźnie odzyskał w niej władzę. I wreszcie 12 lutego 1386 r. „z wielkim orszakiem panów nie tylko litewskich i ruskich, ale i polskich, z ogromnym przepychem i paradą wjechał do Krakowa”, pisał Długosz.
Królowa Jadwiga nie czekała na mrozie na swego niechcianego oblubieńca. Była królem i niewiastą; otoczona wielkim orszakiem panien, w towarzystwie dwóch Piastów – Władysława Opolczyka i Siemowita Mazowieckiego – oczekiwała Litwina w swej komnacie wawelskiej. Jagiełło wszedł i serdecznie powitał przyszłą żonę.
I zaniemówił „na widok jej niezwykłej urody (jeśli bowiem chodzi o urodę, to uważano, że na całym świecie nie miała sobie wówczas równej), przejęty podziwem, następnego dnia posyła jej przez książąt Witolda (już bowiem książę Witold wrócił z Prus pojednany z bratem Jagiełłą), Borysa i Świdrygiełłę wielkiej wartości dary w postaci złota, srebra, klejnotów i szat”.
Nie wiemy, jakie wrażenie wywarł wielki książę litewski na królowej. Chyba nie mogło być korzystne. Jadwiga miała trzynaście lat, świadomość swej władzy królewskiej i niezwykłej urody, nabytej i nadal rosnącej wiedzy oraz misji chrześcijańskiej wobec poganina, nieumiejącego czytać i pisać.
W trzy dni po przywitaniu, 15 lutego Jagiełło został ochrzczony, przyjmując imię swego ojca chrzestnego Władysława Opolczyka, reprezentującego Koronę węgierską. Matką chrzestną została siostra wojewody krakowskiego Spytka z Melsztyna, Jadwiga z Melsztyńskich Pilecka (z Pilczy). Była wdową po wojewodzie sandomierskim i zwana była po mężu Ottonissą oraz „chrzestną matką unii”. Jagiełło bardzo ją podobno cenił, co zobaczymy w przyszłości.
Oprócz Władysława Jagiełły ochrzczeni zostali czterej wnukowie Giedymina, w tym książę Witold. Prawosławni książęta i możni z otoczenia Jagiełły odmówili przyjęcia wiary rzymskokatolickiej.
Minęły znów trzy dni i 18 lutego 1386 r. Jadwiga stanęła przed ołtarzem katedry wawelskiej. Wyprawa panny młodej była dość bogata: płaszcze: sobolowy, gronostajowy i popielicowy, wszystkie w złocie i perłach, 12 futer zwanych szubami, 15 naszyjników, 10 mis srebrnych, 20 pozłacanych naczyń i inne bogate ozdoby. Jan Długosz podaje, że królowa Jadwiga wahała się przed ślubem i to bardzo. „Zdawała sobie bowiem sprawę, że mnóstwo ludzi wiedziało dobrze, iż po złożeniu oficjalnie przysięgi małżeńskiej przez piętnaście dni ze wspomnianym księciem Austrii Wilhelmem bywała w łożnicy i że doszło nawet do fizycznego spełnienia małżeństwa. Bojaźń Boża i wyrzuty sumienia w jakiś tajemny sposób budziły w niej niepokój”.
Dlatego przed małżeństwem z Jagiełłą, zdecydowała się na krok ostateczny: sponsalia in futuro, czyli dziecięce śluby z Wilhelmem i inne zobowiązania, których być może nie znamy, publicznie ogłosiła za nieważne. Co ciekawe, nie pisze o tym Jan Długosz, a anonimowy kronikarz Kalendarza katedralnego krakowskiego: śluby z Wilhelmem „jeśli jakie były”, mówiła Jadwiga, irritavit et revocavit, „unieważniła i odwołała”. Dopiero wtedy arcybiskup gnieźnieński Bodzęta, dokonał aktu połączenia Władysława Jagiełły z Jadwigą w małżeństwo.
4 marca 1386 r. Litwin wyszedł ze swej sypialni do katedry w otoczeniu książąt i rycerstwa, i tłoczącego się ludu. Tamże w obecności królowej Jadwigi, biskupa krakowskiego Jana Radlicy i biskupa poznańskiego Dobrogosta został ukoronowany i namaszczony przez arcybiskupa Bodzętę. Polska wraz z osobą Władysława II Jagiełły dostała nową dynastię, jak się okaże, najwspanialszą w dziejach: Jagiellonów.
Jan Długosz był niepocieszony: „On pierwszy wśród Litwinów osiągnął u Polaków i za ich poparciem w jednym i tym samym czasie trzy największe zaszczyty, co według mnie nie spotkało nikogo z jego przodków: chrzest święty, bardzo znakomite małżeństwo i sławną koronę. Te zaszczyty należy uznać za tym większe szczęście dla niego, że Polacy, odrzuciwszy ze wzgardą i lekceważeniem własnych dziedzicznych książąt polskich wywodzących swój ród z chrześcijańskich rodziców, ofiarowali za zezwoleniem Bożym w słusznej karze za ich występki koronę pogańskiemu, obcemu księciu”. Późniejsze niepowodzenia polskie Długosz łączył z karą Bożą na Polskę za koronację Litwina, a także za domniemaną bigamię Jadwigi.
Tymczasem prosty Litwin miał się okazać jednym z wybitniejszych królów polskich. Stało się tak, pomimo że poprzez unię z Litwą, Polska przesuwała się na wschód i wplątała w wielkie wojny – najpierw z zakonem krzyżackim, a potem z księstwami ruskimi, w tym z potężniejącą Moskwą.
Rozpoczęła się walka o uznanie małżeństwa Jagiełły i Jadwigi przez papieża, gdyż w 1387 r. Habsburgowie wytoczyli w Rzymie proces. Wielki mistrz zakonu krzyżackiego dorzucał drew do tego ognia, pisząc, że skandalem jest, iż Jagiełło przyjął chrzest z rąk polskich, a nie pobożnego zakonu, który mógłby sprawdzić jego prawdziwe intencje i wiarę. Przecież w Krakowie rządzi dziewczynka i przekupieni litewskim złotem panowie, a teraz doszedł pogański Litwin.
Pomimo tego procesu i działań dyplomacji krzyżackiej, Rzym nie uległ presji niemieckiej. Urban VI 12 marca 1388 r. nazwał Jadwigę i Jagiełłę w bulli „najdroższymi w Chrystusie synem i córką”. Władysław II został pochwalony za chrzest i poznanie prawdziwej, czyli katolickiej wiary, a papież nadał mu tytuł princeps christianissimus, władcy arcychrześcijańskiego. Świętość małżeństwa Jadwigi i Jagiełły została ostatecznie i kilkakrotnie potwierdzona i uznana przez Kościół.
Jakim małżeństwem była ta niecodzienna para, otwierająca nowy rozdział dynastycznych dziejów polskich i środkowowschodniej Europy? Kroniki krzyżackie podkreślają, że ilekroć król zbliżał się do niej, ona z gniewem odwracała się od niego. Spowiednikowi Piotrowi Wyszowi, który miał ją namawiać do uległości wobec Jagiełły, nakazała z gniewem milczeć, po czym odeszła zagniewana od konfesjonału. Nosiła czarną zasłonę na twarzy. Czy brzydziła się mężem i okazywała żałobę – po kim?
Zapewne wcale nie po Wilhelmie, ale po śmierci matki w 1387 r. Była też zbyt młoda, by dopuszczać od razu Jagiełłę do sypialni. Poza wszystkim byli niedobrani, z innych kultur: Władysław II dopiero uczył się chrześcijaństwa i Polski. On patrzył na jej częste czytanie po łacinie Ewangelii, czterech wielkich doktorów Kościoła zachodniego, pism św. Bernarda i objawienia św. Brygidy oraz innych lektur. Widział, jak zamawiała trójjęzyczny Psałterz floriański i sowicie opłacała skrybów, dostrzegał wielką miłość do ksiąg, podczas gdy on wydawał pieniądze jako mecenas kultury na zdobienie kościołów ruskim malarstwem i „złotem klepanym”, kolorem bóstwa. Dziwił się też namiętnej jeździe konnej żony, polowaniom, samodzielności – i patrzał na to z podziwem, ale może jednak i z irytacją.
Ona z kolei dostawała gęsiej skórki, gdy jej świeżo ochrzczony mąż obracał się trzy razy przed wyjściem z zamku czy dworku, rzucał za siebie pogiętą słomkę czy patyczek, spluwając, albo mył włosy wyrwane z brody, które wkładał między palce. Nikomu nie chciał zdradzić, po co to robi. Poza tym jednak Jadwiga dostrzegała jego niezwykłą, rosnącą pobożność: podobno to właśnie Jagiełło przetłumaczył Ojcze nasz na litewski.
Ponieważ Jadwiga była nadal królem, miała wciąż swą kancelarię wystawiającą dokumenty równolegle do Jagiełłowej lub samodzielnie. W miesiąc po ślubie, około 1 kwietnia 1386 r., królewska para udała się w podróż do kolebki państwa polskiego, Wielkopolski, gdzie pozostały szczątki relikwii św. Wojciecha (jak pamiętamy, kwestionowane to było przez Czechów, którzy twierdzili, że mają w katedrze św. Wita w Pradze szczątki świętego, zabrane z Gniezna przez Brzetysława w 1038 r. – wraz z zaginioną głową). W drodze Jadwiga być może wstąpiła do Częstochowy, gdzie, wedle paulińskiej tradycji, miała przekazać obraz Matki Bożej z rodzinnych zbiorów. Wokół szalała wiosna; powrót z Gniezna odbywał się w miesiącu miłości; wiemy, że w Sandomierzu małżonkowie byli 22 maja.
Zapewne oprócz rytuału symbolicznej i religijnej podróży do duchowej stolicy, Jadwiga miała się przyczynić do spacyfikowania Wielkopolski: przyciągnięcia wahających się i nieprzejednanych nieprzyjaciół. Raczej nie po to, „aby zgnieść sprawców buntu”, jak pisze Jan Długosz. Ci bowiem, którzy dotąd opierali się i buntowali przeciw Andegawence, trafiali w polityczny niebyt, jak Domarat Grzymalita, który utracił starostwo generalne już na początku panowania Jadwigi.
W czasie tej podróży miała się odbyć scena, kiedy to król Władysław zażądał okupu od kapituły gnieźnieńskiej dla utrzymania swych rycerzy. Kapituła odmówiła, więc król przerzucił ten ciężar na wsie kapitulne. Zrozpaczeni kmiecie z żonami poszli na Gniezno z płaczem i skargami do króla. Nikt wówczas nie wpadł, jak potem w Rzeczypospolitej bywało, na pomysł wybatożenia ich, zakucia w dyby i zapędzenia na rolę; jedynie prepozyt Mikołaj Strosberg obłożył kmieci klątwą, po czym skromnie usunął się z Gniezna.
Płacze i narzekania wieśniaków i ich rodzin, biły aż po dach zamku gnieźnieńskiego. „Poruszona tym nieszczęściem królowa Jadwiga, naprawiając błąd króla, zwróciła wszystek okup i postarała się o zniesienie interdyktu. Podobno w goryczy swego serca miała powiedzieć: Wprawdzie zwróciliśmy wieśniakom bydło, ale kto im zwróci wylane łzy?” – pisał Długosz.
Prawda to czy legenda? Mimo wielu zastrzeżeń (Mikołaj Strosberg wcześniej utracił prepozyturę, poza tym nie śmiałby chyba rzucać interdyktu w obecności królów), zapewne są w niej okruchy prawdy. Wskazują na to późniejsze relacje o Jadwidze jako niosącej „ukojenie wdów, pociechę nędzarzy, wspomożenie uciśnionych”. Jadwiga nie potrafiła odmówić nikomu, każdy cierpiący i ubogi miał do niej dostęp. Zauważono, że wzorem był dla niej Chrystus, który przyszedł dla tych, którzy lekarza potrzebują, a nie dla zdrowych. W zestawieniu z jej królewskim majestatem, który miał porażać maluczkich, pięknem strzelistego ciała i nie wielkiej ślicznej twarzy, okrytych złotymi szatami, wzbudzało to wielką cześć i szerzyło świetlistą legendę – czy raczej prawdę – o „świętej królowej”.
W Krakowie czekał na parę królewską papieski legat Maffi ola. Chodziło o chrystianizację Wielkiego Księstwa; uzgodniono, że cały obszar Litwy właściwej będzie objęty jednym biskupstwem i poddany latynizacji. Jan Długosz napisał, że na Litwę ruszył nie tylko Jagiełło z orszakiem książąt mazowieckich, najwyższych dostojników, rycerzy i misjonarzy, ale i Jadwiga. Itinerarium królowej opracowane przez Grażynę Rutkowską wskazuje jednak, że królowa chyba nie uczestniczyła w tej podróży. Jeśli pojawiła się w Wilnie, to w wyjątkowo niesprzyjającym wyprawom okresie: między 10 grudnia 1386 a 6 lutego 1387 r., w co trudno uwierzyć.
Jednakże życie Jadwigi splotło się z chrystianizacją Litwy tak ściśle, jak oddaje to ton obrazów Piotra Stachiewicza. Nawiasem mówiąc, od postaci królowej bije nie tylko świętość, ale nade wszystko erotyzm, wyczarowany pędzlem malarza. Bo i pewnie tak było, skoro rycerze z odległych stron przybywali obejrzeć ów kobiecy cud świata.
Chyba jednak głównie Władysław Jagiełło przyczynił się do chrystianizacji swej ojczyzny. Jak podaje Długosz, kazał król gasić święte ognie, zabijać święte węże, wycinać święte gaje, w których mieszkały bóstwa. To było straszne, musiało wywoływać ogromny zamęt i lament, ale jednocześnie sam Jagiełło, z braku kapłanów władających litewskim, nauczał rycerstwo i lud w ich języku w Wilnie Modlitwy Pańskiej i Składu Apostolskiego. Wątpliwe jednak, by skomplikowany dotąd w odbiorze Skład trafiał do prostych umysłów, w których zasiedziały się przecież odwieczne bóstwa. Raczej decydowały imponderabilia.
Ale i tak, jak zauważył ks. Przybyszewski, chrzest Litwy odbył się wyjątkowo bezkrwawo, bo bez krzyżackich rzezi. Poza tym, każdy ochrzczony grupowo, otrzymywał nie tylko nowe grupowe imię (Piotr, Paweł, Jan, Jakub albo Stanisław), ale i nowe, wspanialsze szaty z sukna na miejsce dawnych prostych, lnianych. Kobiety chrzczono oddzielnie, w grupach Katarzyn, Małgorzat i Dorot.
Bez wątpienia dary sprawiały, że ludność i rycerstwo garnęli się do dziwnej nowej wiary, co miało także posmak zabawy. A gdy jeszcze zaczęła wyrastać wielka katedra w Wilnie, założona przez Jagiełłę, i siedem kościołów parafialnych...
Jadwiga w tym czasie pełniła funkcję logistyczną. Chrystianizacja wymagała zaplecza i królowa wysyłała z Krakowa i innych miejsc szaty, naczynia liturgiczne, kielichy, krzyże, obrazy, wykonywane przez zgromadzonych na dworze rzemieślników. Wybierała i wysyłała też kapelanów na Litwę. Krystyna Sieradzka w Polskim słowniku biograficznym podaje, że „za staraniem królowej Jadwigi w lecie 1388 r.” Andrzej herbu Jastrzębiec, wywodzący się ze szlachty małopolskiej, został przeniesiony z biskupstwa sereckiego na biskupstwo wileńskie. Andrzej z Polski stał się pierwszym ordynariuszem na Litwie, założył także w 1397 r. klasztor franciszkanów w Lidzie.
Niemniej jednak największa gloria spadała na Jadwigę, która z całych sił wspierała chrystianizację Wielkiego Księstwa Litewskiego. Jedno z dwóch łacińskich epitafiów zawieszonych potem na jej grobie głosiło, że Jadwiga „zaniosła światło chrześcijańskiej wiary do pogan”. Uznano ją za duchową i rzeczywistą sprawczynię chrztu Litwy. Jak na dziewczynkę dwunasto-, trzynastoletnią było to dzieło zaiste wiekopomne.
A może para zgodnie podzieliła się rolami? W roku następnym, 1387, widzimy bowiem Jadwigę na Rusi Czerwonej, krainie włączonej do Polski przez Kazimierza Wielkiego. Chodziło o przejęcie władzy nad ziemią trzymaną przez Władysława Opolczyka z rozkazu węgierskiej królowej Elżbiety Bośniaczki. Do odebrania Rusi Halickiej zobowiązywały królów Polski złożone podczas elekcji przyrzeczenia; stało się to możliwe po śmierci córki Bośniaczki, królowej Marii, w styczniu 1387 r. Szykowała się wojna między Polakami a Węgrami. Opolczyk w akcie z 6 lutego 1387 r. wzywał Ruś do oporu Jadwidze i jej wojskom.
Starostwo generalne nad tymi ziemiami sprawował Węgier Emeryk Bebek, teść wojewody krakowskiego Spytka z Melsztyna. Aby przywrócić polskie panowanie nad Rusią Halicką, potrzebna była jednak obecność drugiej córki Ludwika Wielkiego, Jadwigi króla Polski, ponieważ, jak pisała Anna Strzelecka, miała ona pełnię praw do Rusi jako przedstawicielka dynastii Andegawenów. Jak wskazuje Robert Bubczyk, dużą rolę odgrywał przy młodocianej królowej pierwszy pan w królestwie, kasztelan krakowski, Dobiesław z Kurozwęk.
Już 18 lutego królowa wydała w Jarosławiu stosowne przywileje i obietnice, że nigdy nie odłączy tych ziem od Polski. Tego samego dnia Jagiełło zakładał pierwsze biskupstwo na Litwie. Dwie krainy łączą się na wiele wieków z Polską. Przed Jadwigą otwierają bramy Przemyśl i Lwów, a starosta generalny Emeryk Bebek oddaje Ruś w jej ręce.
Jadwidze poddała się cała Ruś Czerwona oprócz Halicza. Ale i on ulega wojskom księcia Witolda wysłanym przez Jagiełłę; dodajmy, że od nazwy tego miasta powstała nazwa „Galicja”. Do Polski wróciła wtedy ziemia przemyska, sanocka, halicka, lwowska, bełska i chełmska oraz Podole Zachodnie z Kamieńcem i Latyczowem. Bez rozlewu krwi! Stało się to dzięki łagodności kobiecej, a może i wyjątkowym darom wewnętrznym samej młodziutkiej Jadwigi. Jak pisze Jadwiga Stabińska, zapewne wzorem dla królowej była św. Elżbieta z Arpadów, mająca opinię „anioła pokoju i pojednania”.
Jadwiga powtórnie udała się na Ruś, ale już razem z mężem. Za jej zgodą Jagiełło oddał niedoszłemu królowi polskiemu Siemowitowi ziemię bełską, która weszła w skład Mazowsza. 26 września 1387 r. Andegawence złożył we Lwowie hołd hospodar mołdawski Piotr I Mucat.
Także tutaj, jak zauważa ks. Bolesław Przybyszewski, Jadwiga mogła obejrzeć msze rytu bizantyjskiego, niezwykłe śpiewy cerkiewne, bogatą liturgię, żarliwą pobożność prawosławnych i przede wszystkim modły – w języku słowiańskim. Być może wtedy po raz pierwszy dowiedziała się o możliwości sprowadzenia zakonników z klasztoru Emaus w Pradze czeskiej, którzy odprawiali modły w języku słowiańskim. W 1390 r., zgodnie z aktem Jagiełły z 28 lipca, na Kleparzu pojawili się benedyktyni słowiańscy i „wkrótce odmawiane przez zakonników modlitwy wraz ze Mszą św. napełniły podkrakowski kościółek uświęconą słowiańską mową” – pisał sugestywnie Przybyszewski. Można więc Jadwigę uznać za pierwszą polską zwolenniczkę zjednoczenia Kościołów, które to dzieło złączenia wiar w 1418 r. usiłował przeprowadzić Jagiełło na soborze w Konstancji.
Po śmierci siostry Marii w 1395 r. Jadwiga, zgodnie z umową koszycką z 1393 r., przyjęła tytuł zmarłej: heres Hungariae, dziedzic Węgier. Gdy władca Wołoszczyzny (dzisiejszej części Rumunii) hospodar Wład złożył jej hołd lenny 18 maja 1396 r., Jadwiga sprowadziła na przedmieście Piasek, położony za murami Krakowa, maryjny zakon karmelitów. Miał ewangelizować Wołoszczyznę w duchu Kościoła rzymskokatolickiego. „Po wielu nieprzespanych nocach i rozmyślań w Panu” Jadwiga wyasygnowała wielką sumę 200 kop groszy praskich na stworzenie bursy dla studentów litewskich w Pradze. Mieli oni szerzyć zasady wiary i prawa na Litwie.
W tymże samym 1397 r., dzięki zabiegom królowej i jej małżonka, papież Bonifacy IX zezwolił na powołanie wydziału teologicznego w krakowskim Studium Generale. Stąd droga wiodła do odnowienia Akademii Krakowskiej, „nie bez wielkich trudów” ze strony Jadwigi, by pozyskać dla tych planów króla. Jak na ironię Andegawenka, która przeznaczyła na ten cel 10 kg złota o wartości 550 grzywien i rzeczy osobiste warte aż 3000 grzywien, moralna i duchowa inspiratorka odnowy uczelni, nie doczekała erekcji uniwersytetu 22 lipca 1400 r., nazwanego odtąd Jagiellońskim, a nie Andegaweńskim...
Kto Jadwidze, kilkunastoletniej dziewczynie, podpowiadał, że ten powstający konglomerat jagielloński należy jak najszybciej sklejać i wiązać, również mową liturgiczną i wiedzą uniwersytecką, by się nie rozleciał? 5 grudnia 1387 r. królowa nakazała mieszczanom krakowskim złożyć hołd królowi Władysławowi II. Od książąt litewskich zażądała, by przyjeżdżali do Krakowa jako lennicy Korony Polskiej. Nawet zarządca Republiki Wielkiego Nowogrodu Szymon Lingwen zjawił się, by złożyć hołd lenny parze królewskiej w początkach 1399 r.
Gwałtownie wyrosłe mocarstwo polsko-litewskie w środku i na wschodzie Europy przyprawiało o wielki ból głowy zbyt wielu. Gdy król namiestnikiem Litwy mianował Skirgiełłę, książę Witold Kiejstutowicz uciekł do Krzyżaków. W 1392 r., z inicjatywy Władysława Opolczyka, zakon, Zygmunt Luksemburski, Wacław IV Czeski, Habsburgowie projektują rozbiór Polski. Polityczne zabiegi królowej, niweczące te plany, wzbudzić mogą podziw dla mądrości tej szesnastoletniej dziewczyny, której celem stało się zachowanie pokoju.
Zaiste to istny cud, że Litwa, Ruś Czerwona, Mołdawia zostały pozyskane dla Polski i chrześcijaństwa bez krwi, która dotąd lała się bezustannie pod krzyżackimi i piastowskimi mieczami. Po zjazdach w Kieżmarku i Spiszu z siostrą Marią, królową Węgier, i jej mężem, Zygmuntem Luksemburskim, Jadwiga doprowadziła do zgody na Litwie. 5 sierpnia 1392 r. w Ostrowiu na Czarnej Rusi Jadwiga i Jagiełło przebaczyli Witoldowi, w zamian dając mu namiestnictwo. Skirgiełło, ukochany dotąd brat Jagiełły, obrażony i upokorzony musiał opuścić Wilno, by stać się odtąd zaciekłym wrogiem króla.
Tylko niezwykłemu darowi pojednania, Jadwidze znów udało się zaprowadzić zgodę między braćmi. W Niepołomicach 13 lutego 1393 r. zaprosiła nawet przybyłego akurat Skirgiełłę na śniadanie. Urażony czymś Jagiełło zaniechał wspólnego posiłku i pojechał po Mszy św. śniadać w Warzeńczycach za Wisłą, a Jadwiga, przedstawicielka dumnej, starej dynastii, potrafi ła z nieziemską, jak zauważano, łatwością wspiąć się ponad urazy podejrzliwego męża i siać zgodę.
„Jak długo ja żyję, zakon nie musi się obawiać, ale gdy umrę, wojna między Polską a zakonem będzie pewna” – tak mniej więcej zgodnie przytaczały słowa Jadwigi kroniki krzyżackie Detmara i Possilego. Jeszcze ostrzejsze słowa Jadwigi przytacza w Kronice Jan Długosz: wedle królowej ciężkie klęski spadną na zakon „z najsłuszniejszego wyroku Bożego” jako kara za krzywdy wyrządzone dawnym polskim dobrodziejom, którzy nadali rycerzom zakonnym ziemie i przywileje, a oni odwdzięczyli się bezprawiem, grabieżą, mordami.
Jednakże mediacje i ciągłe rozmowy z Krzyżakami sprawiły, że pobiegło w świat przekonanie, iż Jadwiga zakon lubi. Tymczasem rozpowszechniane przez mnichów kąśliwe uwagi o „nałożnicy” Jagiełły, krwawe rajzy po Żmudzi i Litwie z pewnością odarły królową ze złudzeń dzieciństwa co do roli zakonników w białych płaszczach.
By nie lała się krew i Polska się zlepiła z Litwą, Rusią i innymi dawnymi polskimi krainami, Jadwiga była gotowa zrobić wszystko, jak niebawem jej francuska koleżanka Joanna d’Arc. Dlatego spotykała się w zastępstwie męża z wielkim mistrzem Ulrichem von Jungingenem we Włocławku w czerwcu 1397 r., prosząc go przez dwa tygodnie nadaremnie, by oddał Polsce Ziemię Dobrzyńską. Mistrz zakonu utrzymywał jednak przebiegle, że Dobrzyń może zwrócić tylko książę Władysław Opolczyk.